Pobierz darmową aplikację www.extrapolska.pl/mobilne
i czytaj gazetę na telefonie lub tablecie
JAKIE ŻYCZENIA złożysz
w tym roku?
STR. 6
MYCIE auta zimą nr 4
22 grudnia 2016
Iloma językami mówiła Sempołowska?
Żoliborz lokalny
Ilustracja Aleksandra Milanowska
Projekt reformy oświaty od początku wzbudzał kontrowersje niektórych środowisk. W poprzednim numerze Dorota Łoboda omówiła część wynikających z reformy komplikacji, tych organizacyjnych dla lokalnych szkół podstawowych oraz przedszkoli.
Na siłę każdej wspólnoty, nawet tej najmniejszej, składa się wiele czynników. Jednym z nich jest gospodarka. Ekonomiczny sukces małych społeczności w dużej mierze jest udziałem mikro i średnich przedsiębiorstw. reklama
STR. 15
facebook.com/wilsoniak
To dzięki takim przedsiębiorcom powstają miejsca pracy. To oni wpłacają pieniądze do budżetu. Powodzenie ich firm, wpływa na jakość otaczającej nas wszystkich przestrzeni. Po zlikwidowaniu bazarku przy ul. Filareckiej jednym z ostatnich bastionów drobnych handlarzy stał sie bazarek
przy ul. Włościańskiej, przy Hali Marymonckiej. Tu kwitnie biznes. Codziennie, jak przez wiele lat mieszkańcy Żoliborza udają się na zakupy do swoich ulubionych miejsc po znane ze swojej jakości produkty. Dokończenie na ááá STR.
2
Nie po kój zapanował r ó w n i e ż w szkołach dwujęzycznych, oprócz kolejnego języka obcego oferujących nauczanie przedmiotów w tym języku, które początkowa wersja ustawy pomijała. Żoliborski Zespół Szkół nr 53 im. Stefanii Sempołowskiej, wyspecjalizowany w nauczaniu francuskojęzycznym, wstrzymał oddech – co z edukacją dwujęzyczną? Gdzie miejsce dla innych niż angielski języków obcych? Przedstawicielka sekcji uspokaja: przyjęto zmiany w reformie. Choć gimnazja dwujęzyczne także zostaną zlikwidowane, zaproponowana została alternatywa: wprowadzanie klas wstępnych w liceach oraz klas VII i VIII dwujęzycznych w szkołach podstawowych. W przyszłym roku szkolnym absolwenci VI klasy trafią do klasy VII. Nowi licealiści będą uczyć się w trybie trzyletnim, kolejni – czteroletnim. Za dwa lata w gimnazjach będzie uczyć się ostatni rocznik. W 2019 roku po gimnazjach pozostanie wspomnienie. Po spełnieniu kryteriów, uczniowie danych podstawówek oferujących dwujęzyczność, będą mieli pierwszeństwo przed uczniami z innych, obcych jednostek. Daria Bielenin-Palęcka z inicjatywy „Nie dla chaosu w szkole”, alarmuje: „Takie rozwiązanie właściwie wykluczy uczniów szkół, w których klasy dwujęzyczne nie powstały. Nawet jeśli uda im się przejść pozytywnie cały proces rekrutacji, staną przed koniecznością zmiany szkoły, w trakcie
jednego etapu edukacyjnego, zaledwie na dwa lata. Skutkiem ubocznym może być również znacznie wcześniejsza selekcja – rodzice, chcąc mieć pewność, że ich dziecko dostanie szansę na podjęcie nauki w takim oddziale, będą walczyć wszelkimi dostępnymi metodami o miejsce w wybranej szkole podstawowej.”
O opinie zapytaliśmy osoby związane z Sempołowską. Jan Mackiewicz, nauczyciel historii w sekcji polsko-francuskiej, podkreśla istotę nauczania dwujęzycznego: przede wszystkim dla międzynarodowej integracji dorastających pokoleń na arenie wspólnoty europejskiej. Zastanawia się też nad kształtem reformy – wymagającej głębszej refleksji nad wykładanymi treściami i skupieniu się na celach samej dwujęzyczności. Jan Ptaszyński, absolwent gimnazjum i liceum Sempołowskiej, obawia się rewolucyjnych skutków zmian, zwraca szczególną uwagę na grupy uczniów z rodzin gorzej sytuowanych, nie mających środków na prywatną naukę języka. Nauczyciele obawiają się, że nowy system zawęzi dostęp do placówek dwujęzycznych, czyniąc możliwość zdobywania języków bardziej niedostępną. Trwają prace nad porozumieniami z podstawówkami – gospodarzami przyszłych oddziałów zewnętrznych. W dalszej perspektywie w Sempołowskiej ma pojawić się klasa wstępna. Będziemy tęsknić za Sempo w jej dotychczasowej formie, ale w trosce o ponad osiemdziesięcioletnie dziedzictwo szkoły, trzymamy kciuki za powodzenie i pozytywny rozwój alternatywnej formy nauczania dwujęzycznego. M A RIA K O CZO ROW SKA
22 grudnia 2016
2
95 lat Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej 11 grudnia 1921 roku powstała pierwsza w Polsce spółdzielnia mieszkaniowa. Założona wtedy spółdzielnia o wielkich tradycjach, po wielu przekształceniach funkcjonuje do dziś.
WSM powstała poprzez inicjatywę działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej oraz działaczy Związku Rewizyjnego Spółdzielni Robotniczych. Członkami założycielami byli m. in.: Jan Hempel, Bolesław Bierut, Maria Orsetti, Anna Tołwińska, Stanisław Tołwiński, Jan Wojnar, Stanisław Szwalbe, Kazimierz Domosławski. Na członków pierwszego zarządu wybrano Bolesława Bieruta i Stanisława Szwalbe. 24 stycznia 1922 roku zarejestrowano spółdzielnie, dlatego obie daty rok 1921 i 1922 są poprawne jeśli chodzi o początki WSM. W latach 1925-27 powstał pierwszy budynek mieszkalny Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Nazwano go I kolonią WSM na Żoliborzu. BudyDokończenie ze ááá STR.
1
Na unikalność drobnych rzemieślników uwagę zwróciła już kilka lat temu Marysia Koczorowska, wówczas uczennica jednego z żoliborskich liceów. W ostatnich latach współcześni warszawiacy coraz częściej pragną na-
nek ten powstał przy placu Wilsona wg projektu Bruna Zborowskiego. Niestety jest to jedyny budynek z zasobów WSM, który nie przetrwał II wojny światowej. Dopiero w 1958 roku powstał zupełnie inny budynek, w którym od samego początku, aż do dziś istnieje kino „Wisła”. Budynki WSM były niespotykaną innowacją w stosunku do dotychczasowej zabudowy mieszkaniowej jaka powstawała w Warszawie. Założeniem było odejście od budowy tzw. podwórek-studni do których nie docierało światło. Do tego wszystkiego należy dodać, że Żoliborz był budowany jako zupełnie nowe założenie urbanistyczne. Ta zupełnie nowa dzielnica była zaprzeczeniem w stosunku do mieszczańskich kamienic
o niewątpliwie zwartej zabudowie z małą ilością zieleni. Bruno Zborowski jako architekt wczesnomodernistyczny – asystent prof. Oskara Sosnowskiego zrealizował dla WSM wspomnianą już wcześniej kolonię I, a także II, III, V i VI. Z tego samego pokolenia pojawili się kolejni architekci wielce zasłużeni dla Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Byli to m.in. Barbara i Stanisław Brukalscy, a także Helena i Szymon Syrkusowie. Brukalscy jak i Syrkusowie byli związani z popularną grupą Praesens. Grupa ta istniejąca w latach 1926-30 zrzeszała architektów i plastyków głoszących program zerwania z tradycyjnymi formami w architekturze i sztukach plastycznych. W dziedzinie budownictwa
Żoliborz lokalny wiązywać do czasów stolicy przedwojennej. W trendzie tym można doszu-
kać się wielu szans dla naszych przedsiębiorców. Popularność lokalnych bazarków i marketów rośnie. Żoliborz również mógłby poszczycić się takim bazarkiem. Gdyby uporządkować część budek, rozwiązać problem parkingu przy Hali Marymonckiej miejsce to mogłoby stać się jeszcze bardziej atrakcyjne. Być może nawet mogłoby przeistoczyć się w centrum lokalnej przedsiębiorczości, nie tylko typowo handlowej, ale rozszerzyć się o kolejne branże.
Warto zastanowić się również czy wpuszczenie na stałe handlowców do zakładów Miejskich Zakładów Autobusowych, nie przyniosłoby wielu obopólnych korzyści. Obecnie goszczą oni tam jedynie raz w tygodniu. Takie rozwiązanie ożywiłoby ten industrialny rejon dzielnicy. Otworzenie zakładów od ul. Poli Gojawiczyńskiej ułatwiło by ruch, skróciło dystans między mieszkańcami Sadów Żoliborskich, a przestrzenią handlową. Wielkie przestrzenie, hale naprawcze, z czasem mogłyby zostać zaadaptowane na cele
propagowali kolektywne budownictwo mieszkaniowe uprzemysłowione. Program grupy Praesens wykazywał podobieństwa z weimarskim Bauhausem, niderlandzkim De Stjl i moskiewskim Wchutiemasem. Barbara i Stanisław Brukalscy w laDokończenie na ááá STR.
4
kulturalne. Miejsce, gdzie remontowano miejskie autobusy mogłyby wypełnić książki, kino, a może nawet scena teatru lokalnego. Tanim kosztem mogłoby powstać nowe centrum lokalne, które nie tylko wsparłoby naszych przedsiębiorców, ale również wpłynęłoby na animacje i rozwój lokalnej kultury. O pomyśle będziemy jeszcze informować czytelników na łamach Wilsoniaka. Robiąc świąteczne zakupy warto pamiętać o naszych lokalnych przedsiębiorcach. Życie gospodarcze wyznaje bowiem złotą zasadę obiegu pieniądza. Im więcej pieniędzy zostanie w ramach lokalnego życia ekonomicznego, tym lepiej dla wszystkich członków społeczności! W IK TOR J A SIO NOW SKI
3
22 grudnia 2016
4 reklama
95 lat Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Dokończenie ze ááá STR.
2
tach 1927-1928 zbudowali swój dom przy ul. Niegolewskiego 8 na tzw. Żoliborzu Urzędniczym będący ikoną polskiej architektury awangardowej dwudziestolecia międzywojennego. W domu mieściła się pracownia architektoniczna, w której powstały projekty kolejnych kolonii WSM. Tak właśnie w kolejnych latach powstała IV kolonia WSM. Równolegle Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa zaczęła budować swoje nowe zasoby w nowym osiedlu na warszawskim Rakowcu wg projektu Syrkusów. Do końca lat 30-tych powstały kolejne kolonie na Żoliborzu, tj. kolonie VII, VIII i IX. Spośród tych trzech kolonię VIII zaprojektowali Jan Chmielewski i Juliusz Żakowski. Do wybuchu II wojny światowej zrelizowano część kolonii IX, a także rozpoczęto prace nad realizacją projektów dla XI, XII i XIII kolonii. W tym okresie prezesem WSM był Marian Nowicki – działacz spółdzielczy związany z PPS. Jego syn Jacek był autorem wielu powojennych osiedli zrealizowanych dla Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Po wojnie w wyniku zniszczeń wojennych szybko przystąpiono do odbudowy mieszkań. Zniszczenia nie były tak wielkie, głównie brakowało dachów oraz okien. Już w 1946 roku przystąpiono do rozbudowy dalszej części WSM. W latach 1947-48 powstała XIII kolonia zwana „Domem dla samotnych”.
Dom o wyjątkowym znaczeniu dla mieszkańców WSM. Tam mieściła się „Gospoda pod gruszą”, czytelnia i inne funkcje społeczne. Do dziś mieści się tam dom seniora. W latach pięćdziesiątych miał miejsce kilkuletni zastój w rozbudowie dalszych zasobów spółdzielni mieszkaniowej. Na przełomie lat 40-tych i 50-tych powstaje osiedle
Koło-Wschód (Koło II) wg projektu Syrkusów. Osiedle Koło I znane jako osiedle TOR na Kole zostaje włączone w zasoby WSM. W I połowie lat 50tych powstaje Społeczny Dom Kultury na Żoliborzu wg. projektu Brukalskich. W następnych latach powstaje osiedle WSM na Mokotowie, osiedle Serek Żoliborski, Bielany, Sady Żoliborskie, Zatrasie, Okęcie-Pola i Młociny. Rozbudowany zostaje Rakowiec. W latach 70-tych powstają z kolei osiedla Rudawka, Piaski, Ochota, Chomiczówka, Wawrzyszew i Kępa Potocka. W penym momencie zasoby WSM były tak duże, że zaczęto wydzielać niektóre obszary tworząc osobne spółdzielnie z niezależnymi zarządami. Wydzielona zostaje Ochota, Mokotów, a także Chomiczówka i Koło. Na przełonie lat 80/90-tych wydzielone zostaje osiedle Żoliborz I, na miejscu którego powstaje nowa spółdzielnia WSM „Żoliborz Cen-
tralny”. Dotychczas w skład osiedla Żoliborz I wchodziło stare osiedle na Żoliborzu, kolonia Mickiewicza, a także kolonia na Kępie Potockiej. Dużemu WSM-owi pozostały osiedla Żoliborz II (Serek Żoliborski i Żoliborz Południowy), Żoliborz III (Sady Żoliborskie), Żoliborz IV (Zatrasie i Rudawka), Piaski, Bielany, Wawrzyszew, Młociny. W latach 90-tych zapada decyzja nad budową nowych osiedli, m.in. Nowodwory, Latyczowska, Hery, Wawrzyszew Nowy. Dobudowano również kilka nowych budynków w starych zasobach, m.in. na Żoliborzu II, III i IV, na Piaskach, na Bielanach i na Młocinach. Obecnie Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa realizuje zupełnie nową inwestycję na Tarchominie jakim jest osiedle Szmaragdowe. Życzymy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej kolejnych 95 lat! W IK TOR Z A JĄC
„Wstyd powiedzieć, ale u mnie bardzo dobrze!” Rozmowa z pochodzącą z Mokotowa Żoliborzanką, obecnie mieszkanką Bielan, DANUTĄ ROSSMAN. W pobliżu Placu Wilsona znajduje się cicha i spokojna uliczka Sułkowskiego. Nowi mieszkańcy bliźniaka numer 29 opowiadają swoim synom o historii tego szczególnego miejsca, przygodach młodych ludzi z Kamieni na Szaniec które się tutaj odbywały, wybierają się na cmentarz wojskowy na kwaterę „Zośki”. Pod dużym wrażeniem legendy Szarych Szeregów i historii państwa Danuty i Jana Rossmanów fundują dwie tablice pamiątkowe na domu i na ogrodzeniu posesji. Jest 1 sierpnia 2016 roku, jak zawsze tłumy odwiedzają Cmentarz Wojskowy na Powązkach. Największy tłum i chyba najwięcej zniczy płonie przy brzozowych krzyżach. Kwatera Batalionu Zośka to miejsce legendarne, zawiera w sobie szczególną symbolikę prostych białych krzyży i pamięć o dzielnych harcerzach z Szarych Szeregów z „Kamieni na Szaniec”. Prawdopodobnie większość odwiedzających powstańczą mogiłę nie zwraca uwagi na elegancką starszą panią.
Danuta Rossman jak co roku odwiedza kwatery swoich przyjaciół i bliskich. Ostatnia żyjąca osoba z paczki przyjaciół opisanych w książce Aleksandra Kamińskiego, adiutant „Zośki”, opowiada zbyt cicho, by wszyscy mogli usłyszeć, historie pierwszych miłości, przyjaźni i walki z Niemcami. Słuchają jej młodzi ludzie, harcerze, przyjaciele i znajomi znajomych. Prawdopodobnie poza tą grupką młodzieży tłumy odwiedzające działkę Batalionu „Zośka” nie wiedzą, że ta starsza Pani wraz z Halą Glińska, postawiła na tej kwaterze pierwszy brzozowy krzyż. Uśmiechnięta pani Danusia Rossman mieszka dziś przy ulicy Zgrupowania Żmija, ale jak deklaruje, nie czuje, że wyprowadziła się z Żoliborza – „Sporo ludzi znam którzy są wielbicielami tej warszawskiej dzielnicy i nawet po przeprowadzce kolejne pokolenia szukają lokum właśnie tutaj”. Czyta Wilsoniaka i komentuje na gorąco – „Plac Wilsona nie stracił nigdy swojej nazwy, bo nawet s
Sułkowskiego – miejsce gdzie spotykali się harcerze z Szarych Szeregów: Alek, Zośka, Rudy, a Aleksander Kamiński spisywał relacje do swojej słynnej książki. Jan Rossman zaproponował tytuł: „Kamienie na szaniec” i tak zostało. W ogródku pod jabłonką ukryli niemiecką tablicę z pomnika Mikołaja Kopernika. W czasie okupacji dom Rossmanów przy Sułkowskiego był schronieniem dla ukrywających się Żydów. Po wojnie nadal prowadzili dom otwarty, gdzie spotykały się kolejne pokolenia harcerzy. Danuta Rossman z domu Zdanowicz ps. „Danka” podrzucała konspiracyjne ulotki pisane po niemiecku do budek strażników przy Belwederze oraz rzucała bomby łzawiące w kinach. Była łączniczką Tadeusza Zawadzkiego ps. „Zośka”. Jan Rossman w czasie Powstania Warszawskiego wysadził niemiecką tamę w kanałach łączących Starówkę na Żoliborz, dzięki temu Stare Miasto miało zaopatrzenie w broń, lekarstwa i amunicję, a ostatecznie drogę ucieczki.
5
gdy go inaczej władze podpisały, to mieszkańcy nie mieli wątpliwości jak się nazywa centrum Żoliborza”. Siedzimy w jej elegancko urządzonym mieszkaniu, otoczenia pamiątkami przy rodzinnym stole. „Była u mnie wolontariuszka z Muzeum Powstania Warszawskiego, zorientowała się że jesteśmy sąsiadami, przyszły takie 4 dziewuszki, poszłam po herbatę, wracam, a one odwinęły obrus i głaszczą ten stół, a ja się dziwię – co one tak wycierają, przecież jeszcze nic nie podałam, a one mówią – że przecież przy tym sole siedział Kamiński i chłopcy z Kamieni na Szaniec. No to ja się przestraszyłam, że mi ten stół do muzeum zabiorą”. Pod jabłonką w ogrodzie na Sułkowskiego schowana była tablica niemiecka z pomnika Mikołaja Kopernika którą zdjął Alek Dawidowski. „Po wojnie nie były to łatwe czasy, wykopaną tablicę mąż odstawił do muzeum Warszawy na Starówce. Nie oddał pod swoim nazwiskiem, na wszelki wypadek wsunął po cichu, znaleźli ją potem pracownicy. Jest eksponatem w muzeum, a parę lat temu miałam kłopot, bo mnie pytali kto jest właścicielem tej tablicy, i musiałam podpisać bo nie mogli wypożyczać jej na wystawy, a właścicielem był kto? Chyba Adolf Hitler?” „Jak zapowiadają się młodzi ludzie, harcerze, znajomi znajomych, to ostrzegam – tylko tak do 30 osób, bo 50 to się nie zmieści. I często im mówię: warto mieć przyjaciół, mimo że to trudne, że nie ma czasu, że kariera – dbajcie o przyjaźnie. Ja jestem szczęśliwa, bo mam przyjaciół – starszą młodzież, czyli moje harcerki – po osiemdziesiątce. Młodszą młodzież – czyli młode emerytki, przyjaciółki moich córek. Kolejna grupa – to wnuki i ich znajomi po trzydziestce oraz harcerze. Ostatnio byłam na chrzcinach u znajomych harcerzy – i okazało się że byłam jedyną osobą spoza rodziny. Dzwonią do mnie, zapraszają”. „Niestety wiem że są tacy ludzie którzy są samotni, nie mają przyjaciół. I to jest rozpacz w kratkę! Michałek prawnuczek, 4 lata, powiedział o mnie wierszyk: 'Kto lubi ludzi ten się nie nudzi' i ja się nie nudzę, bo lubię ludzi. Ilu ludzi jest samotnych, i wystarczyło by żeby ktoś do nich przyszedł i z nimi porozmawiał. Jak to jest potrzebne...!” – wzdycha nasza gospodyni. „Tam stoi fotografia mojej siostry Baśki Sapińskiej, obok – przyjaciółki Hali Glińskiej. Dziś się mówi para, chodzą ze sobą. Wtedy mówiło się, że mam sympatię. Ja też miałam i wszystkie trzy straciłyśmy swoich pierwszych chłopców – one przed powstaniem, mój zginął w powstaniu przed kościołem Borome-
usza. Zostałyśmy same po swoich pierwszych miłościach, bardzo gorących. Zachowały się listy.” „Po wojnie byłam sama, ojciec i brat byli w Auschwitz, nie wiedziałam czy matka przeżyła. Jan Rossman bardzo ładnie mi się oświadczył, byłam zdziwiona. To był autorytet. Był kimś bliskim, wiedziałam kto to jest, w jakim środowisku był, że był przyjacielem moich przyjaciół. Znałam go bo był cenionym instruktorem harcerskim, kształcił całą kadrę Pomarańczarni. Jak wychodziłam za mąż to mu powiedziałam: – Ja nie jestem w tobie zakochana, ale chłopcy by byli bardzo zadowoleni, że za ciebie wychodzę za mąż”. „Ślub był w Maczkowie. Byliśmy razem 57 lat, okazało się że można wytrzymać” – dodaje ze śmiechem. „Basia, Hala i ja wyszłyśmy za mąż i miałyśmy bardzo dobre małżeństwa. Więc ja mówię różnym dziewczynom: ta pierwsza miłość dobrze że jest, powinna być, jest potrzebna, urok życia, ale to nie musi być ta do końca życia. Zauroczenie jest dobre, każdy powinien przejść tę „chorobę”, ale to nie jest najważniejsze. To poprzez przyjaźń, zaufanie, wspólną pracę – dopiero wtedy rodzi się prawdziwa miłość”. „Artykuł o Rossmanach? Boże kochany, dla mnie to jest strasznie śmieszreklama
ne – tyle lat żyłam i się nazbierało tych historii, teraz ludzie do mnie przychodzą jak do muzeum. Nigdy w życiu nie robiono mi tyle zdjęć, a przecież wcześniej człowiek wyglądał korzystniej! Mam 94 lata i na pytania co u mnie odpowiadam: „wstyd powiedzieć... ale bardzo dobrze!”. „A Szymona Hołownię czytałeś?” – pyta na koniec z błyskiem w oku – „Tyle lat przeżyłam, do kościoła chodzę, mama mnie wychowała, a nic nie wiem o tej religii. Więc 5 tomów przeczytałam. Podziwiam autora za dowcip, inteligencję, sięganie do różnych źródeł. Książki Hołowni mogę czytać – bo je rozumiem” – śmieje się Danuta Rossman z Żoliborza. K ONRAD TARNOPOLSKI Z DJĘCIA : WWW. INSTAGRAM . COM / MATTHIEU . HALLER /
reklama
22 grudnia 2016
6 reklama
POMNIK Jest takie miejsce na Żoliborzu, które napawa mnie wielkim smutkiem – to Pomnik Powstańczy w Parku Kaskada. Po próbach bezskutecznej interwencji u Władz Dzielnicy w ubiegłym roku, postanowiłam o tym napisać do moich współmieszkańców.
W parku zachowano fragment ściany ceglanego budynku, którego mieszkańców Niemcy rozstrzelali w dn. 14 września 1944r. W obronie współlokatorów stanęła pani Olga Przyłęcka błagając po niemiecku o odstąpienie od mordu i zachowanie ich przy życiu. Wszyscy zostali rozstrzelani! Wstrząsająca pamiątka z czasów okupacji niemieckiej. Napis na murze o tej tragedii i tablicę pamiątkową zasłania w dużym stopniu rozrośnięta topola, która utrudnia również zapalenie zniczy ku pamięci poległych. Mieszkańcy uważają, że odsłonięcie napisu, przez ścięcie topoli powinno być oczywiste gdyż, gdy umierali ludzie 70 lat temu, topola albo jeszcze nie wyrosła albo była niewielka i już wtedy urząd dzielnicowy powinien polecić ją wyciąć. Dwa lata temu burmistrz Witold Sielewicz na interwencję radnej dotyczącą tej sprawy odpowiedział, że nie ma podstaw do wycięcia tej topoli. I już! Może teraz wrócimy do tej sprawy!. Nie rozumiem jak to jest, że z jednej strony urzędnicy odpowiedzialni za wycinkę drzew niejednokrotnie mówili, że topole są niebezpieczne, kruche i należy się systematycznie ich pozbywać w naszej dzielnicy, z drugiej strony osoby interesujące się zadrzewieniem na Żoliborzu pamiętają, że np. w parku przy Domu Kultury wycięto dwa razy rzadkie drzewo – katalpę. Ostatnio np. pod siekierami padł piękny i okazały okaz tego drzewa przy restauracji Antrakt. Obcięto także konar platanu, który jest zabytkiem przyrody. Kto zlecił wycięcie tak unikalnych drzew? Nikt nie wie! Nikt się do tego nie przyznaje, ani Wydział Ochrony Środowiska tutejszego Urzędu ani WSM, a więc kto? Może nasza interwencja i nagłośnienie tej żenującej sprawy doprowadzi wreszcie do odsłonięcia miejsca martyrologii w Parku Kaskada. M AG DA LE NA J ĘCZ MY KO WA
Patriotyzm Patriotyzm jest bardzo ważną wartością dla Polaków. Historia pokazuje jak w okresie zaborów, pomimo braku niepodległości i zupełnego zniknięcia z mapy Europy, rozkwitała nasza tożsamość narodowa. Kolejne dwie wojny światowe, podczas których Polacy walczyli o wolność i niepodległość kraju. Dalej PRL, gdy pragnęliśmy nie tylko niezależności od ZSRR, ale również wolności osobistej.
Przez te wszystkie lata w narodzie polskim dojrzewało poczucie wspólnoty, więzi społecznych i solidarności między Polakami. Kiedy brakowało nam wolności, po jej odzyskaniu, potrafiliśmy ją docenić, szanowaliśmy ją. Dojrzewał w nas patriotyzm. Teraz żyjemy w wolnej i niepodległej Polsce. Czy bez potrzeby walki o taką Polskę umiemy być patriotami? Każdy rozlicza się z tego sam. Jakby nie
patrząc jest to uczucie, a uczucia nikt inny niż my nie może oceniać. Jednak warto spojrzeć na tę wartość z praktycznej strony. Umiłowanie do swojej ojczyzny można okazać już w bardzo prozaiczny sposób jakim jest wypełnianie obywatelskich obowiązków wynikających z Konstytucji. Wierność i troska o wspólne dobro narodu, przestrzeganie prawa, ponoszenie świadczeń na rzecz państwa, dbanie o stan naturalny środowiska oraz już trochę bardziej wymagające – obrona Ojczyzny. Inna formą, która wymaga, może trochę więcej świadomości i wiedzy, jest wspieranie polskiej gospodarki poprzez kupowanie i korzystanie z usług polskich firma. Jest to o tyle trudniejsze, że należy wiedzieć, czy dana firma rzeczywiście jest polska (nazwanie sklepu w naszym oj-
czystym języku o tym nie świadczy), czy odprowadza podatki za swoją działalność do budżetu państwa. Patriotyzm można też wyrażać poprzez reprezentowanie Polski na forum międzynarodowym. Wydaje się to trudne i pierwsze co przychodzi na myśl to światowe zawody sportowe czy konkursy. Jednak dotyczy to nie tylko wybitnych jednostek, ale też przeciętnego Kowalskiego. Wystarczy, że taki Kowalski wyjedzie za granice, gdzie ludzie nawet podświadomie oceniają się nawzajem na tle pochodzenia. Poprawne zachowanie i stosowanie zasad dobrego wychowania powinno wystarczyć. Ważne jest też, aby być świadomym i historii swojego państwa i tego co się w niej dzieje teraz. Ludzie niestety potrafią popadać tu w skrajności i patrzą na przeszłą lub teraźniejszą rzeczywistość wyłącznie z jednej strony. Nie o to w tym chodzi, aby być obiektywnym w swoich osądach należy patrzeć na każdą sytuację z wielu perspektyw, czym więcej tym lepiej. Nie bądźmy więc stereotypowymi Polakami, którzy na wszystko narzekają! Jak coś nam się nie podoba to to zmieńmy. Bądźmy patriotami lokalnie i globalnie, a także w święta i na co dzień. N ATA LIA C I CHOŃ
Jakie życzenia złożysz w tym roku? Wigilia, gwiazdka, Boże Narodzenie – święta. Kiedy byłam mała uwielbiałam wszystko, co było związane z tymi słowami. Nie wiedziałam jednak czym to wszystko jest. Wystarczała mi wtedy ta magia, która rosła z każdą wypowiadaną sylabą.
Zbliżający się grudzień, pierwsze przymrozki, śnieg otulający każde drzewo, ciepłe (a wtedy na pewno za ciepłe) ubrania, których chciało się pozbyć zaraz po wyjściu z domu, gdy nie dosięgało nas czujne oko matki, były chwilami mówiącymi do mnie, że nadszedł już czas – ten czas, kiedy mogę już zacząć odliczać dni do czegoś ważnego, co za niedługo, ale dla dziecka nadal zbyt długo, nadejdzie. Rozpoczynał się wtedy okres odliczania, niecierpliwego oczekiwana, co niestety sprzyjało wrażeniu, że dzień, jak na złość, postanowił iść zamiast biec, a my jesteśmy wystawiani na próbę, czy uda nam się dotrwać, wytrzymać i wstać rano z uśmiechnięta buzią, wiedząc, że To już przyszło – że jest już 24 grudnia! Ale zanim można było wskazać palcem ten dzień na kalendarzu, nie mogę zapomnieć o radości, gdy rodzice, również owładnięci myślą, że „coś” nadchodzi, proponowali napisanie listu do Mikołaja, o którym wiadomo było, że mieszka daleko, gdzie zimno i biało, że ma sanie i renifery i to, że spełnia dziecięce marzenia. Zaopatrywałam się więc w gazetki z zabawkami i wybierałam, z ołówkiem w ręku i zeszycikiem na stole, swoje marzenie, zaznaczając ptaszkiem to, co mogłoby odmienić moje dziecięce życie. Zastanawiając się między wyborem pieska na baterie i nową lalką Barbie, a najlepiej siusiającym bobasem, mijały dni, podczas których zakradały się się w domu zapachy mandarynek, pomarańczy, maku, a mama pozwalała wylizywać zużyte opakowania po waniliowych serkach homogenizowanych. Z każdym ciastem rósł bałagan i pojawiał się zakaz próbowania, bo to jeszcze nie dziś. Gdy tata przynosił choinkę, otwierana była kolejna edycja konkursu „Kto najładniej ją przystroi”. Punkty ujemne przyznawano za każdą stłuczoną bombkę, a dodatnie za zaangażowanie. Efekt był, jaki był – wszystko stało. Po „strojeniu” wybrzmiewało pytanie, co się pod nią znajdzie – w końcu to, co na dole, dopełniało to, co na górze. Mimo wcześniejszych prób, w otoczeniu drzewka, odpowiedź mogła stać się bardziej
precyzyjna – kilka lat doświadczenia pozwalały na ocenienie, plus minus, kształtu prezentu, jego wielkości, ciężkości i formy. Mając już jako taki zarys, mogły powstawać niezliczone myśli o zabawie. W takiej atmosferze nawet parówki z ketchupem na kolację smakowały lepiej, a przy świecącej choince dobranocka była ciekawsza. Mimo zimnych dłoni, czerwonych policzków i przemokniętych skarpetek, w każdym kącie robiło się cieplej. To był znak, że odliczanie dobiega końca. Podczas oczekiwania dodawały wytrwałości kolędy w radiu, wycinanki śnieżek i rysunki pastą do zębów na plastyce. Gdy nadchodził ostatni dzień w szkole, zaczy-
nało się małe świętowanie i cicha obserwacja czy coś się zmienia, czy las za moim oknem nie wygląda inaczej, czy droga, którą znam od dawna, zyska coś niezwykłego, czy wszystko to, co mnie otacza wie, że Ten dzień naprawdę jest już blisko. I nagle budzę się kilkanaście lat później – pokój jak zwykle, za oknem tak samo, śniadanie jak co dzień, wyraz twarzy ten sam. Jest 24 grudnia. Nadszedł ten dzień. Ranek, południe, popołudnie, szykowanie, wigilia, życzenia, jedzenie, gadanie, prezenty, gadanie, obgadywanie, kłócenie, jedzenie, gadanie, żegnanie. I za rok znów się spotkamy. Całujemy, uśmiechamy, machamy. Dlatego życzmy sobie dziecinnych świąt. K ATA RZY NA P RUSZ KIE WICZ
7
Gdzie wola, tam droga. Czyli szlakiem kształtowania charakterów Czasami można odnieść wrażenie, że do języka polskiego, jako samodzielny byt, tak nieco ukradkiem, tylnymi drzwiami, wdarło się słowo WF, oznaczające lekcje w szkole, podczas których chłopcy najchętniej grają w piłkę nożną, a dziewczęta zgłaszają niedyspozycje. Tak, właściwie w ten sposób można by ukuć definicje tego pojęcia, bo przecież nic więcej za tym nie idzie, a szkoda. Niegdyś wychowanie fizyczne, bo taka jest prawdziwa nazwa tego przedmiotu szkolnego, to było miejsce gdzie młodym ludziom wpajano pewne zasady. Uczono pewnej higieny względem własnego ciała. Wychowanie fizyczne nie było sportowym dodatkiem do wiedzy, jak to bardzo często ma miejsce w dzisiejszych czasach. Młody człowiek uwikłany w różne role społeczne powinien rozwijać się równomiernie na trzech płaszczyznach: fizycznej, umysłowej i duchowej, żeby sprostać wyzwaniom, które postawi przed nim życie, dlatego właśnie wychowanie fizyczne było integralną częścią całego procesu wychowawczego w szkole. Zresztą myliłby się ten, kto założyłby że podczas lekcji WF szlifuje się tylko fizyczny aspekt młodego człowieka. Dobrze poprowadzone zajęcia wychowania fizycznego to przede wszystkim nabywanie pewnego hartu ducha. Można by wręcz napisać, kuźnia charakterów. Warto przyjrzeć się temu problemowi i nie dezawuować zajęć wychowania fizycznego. Mogłyby się one stać pewnym miejscem hartowania ducha, jednak niewątpliwie jest to tylko jedna z okoliczności, która sprzyja temu procesowi. Prawdziwą próbą charakteru jest stawianie sobie wyzwań. Zima przed laty, ale także i dzisiaj, chociaż w nieco mniejszym stopniu, sprzyja doświadczaniu sytuacji ekstremalnych. Warto wspomnieć tutaj Marka Kamińskiego i jego wyprawy na oba bieguny. Jednak przede wszystkim warto cofnąć się w okolice lat osiemdziesiątych, kiedy to w głowie jednego człowieka narodził się pomysł. Idea, która porwała jego towarzyszy, uczniów, partnerów. Ciężko dobrać odpowiednie słowa. Mowa o Andrzeju Zawadzie, który wymyślił dla Polaków zimowy himalaizm. Skąd taki pomysł i dlaczego ktoś musiał go wymyślać? Powód był prosty, acz może niezbyt oczywisty dla młodszego czytelnika. Otóż, kiedy ruszył wyścig po pierwsze, a co za tym idzie historyczne wejścia na każdy z czternastu ośmiotysięczników, Polacy znajdowali się za żelazną kurtyną. Wyjazdy za granicę w większości przypadków odbywały się wyłącznie w sennych marzeniach. Paszporty leżały głęboko zamknięte w sejfach
Urzędu Bezpieczeństwa. W związku z tym, Polaków całkowicie ominął ten wyścig i możliwość zapisania się na kartach historii. Dlatego Andrzej Zawada, lider, jak się go popularnie nazywało, szukał takiej dziedziny, w której jego rodacy mogli by być pierwsi. Tak się zrodziła idea zimowego himalaizmu. Sportu, w którym Polacy są niekwestionowanym królami. Zaczęło się niby niewinnie, od zdobycia zimą siedmiotysięcznego Noszaka położonego w Hindukuszu. Jednak to był tylko początek. Można powiedzieć taka przymiarka przed główną ceremonią, którą było wejście Krzysztofa Wielickiego i Leszka Cichego na Mount Everest zimą tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku. Pierwszy zdobyty zimą ośmiotysięcznik i do tego najwyższa góra na świecie. Wspaniały sukces pokazujący, że gdyby nie okoliczności polityczne, to Polacy niewątpliwie byliby ważnym graczem w wyścigu o pierwsze wejścia. Myliłby się ten, kto przyjąłby, że Polacy zadowolili się jednym, ale za to najwyższym ośmiotysięcznikiem. Był to początek wspaniałej opowieści, która ciągle nie ma zakończenia. Przed wspinaczami z całego świata stoi jeszcze jedno, najtrudniejsze wyzwanie, czyli zdobycie K2 zimą, drugiej co do wysokości góry na świecie. Uznaje się ten szczyt za jeden z najtrudniejszych. Jakby tego było mało, położony jest w Karakorum, gdzie zimy są dużo sroższe niż w Himalajach, gdzie znajduje się chociażby Mount Everest. Polacy już próbowali zakończyć tę opowieść, którą rozpoczęli przed laty. Jednak ostatnia kropka nie została ciągle postawiona. Kolejne szczyty padały, a w Polsce już po powrocie ukazywały się kolejne książki dla wielbicieli gór i himalaizmu. Prawdziwi fascynaci tematu mogli znaleźć wszystko to, czego oczekiwali. Począwszy od braterstwa liny, a skończywszy na dmącym wietrze przedzierającym się przez wszystkie warstwy ubrań, wy-
chładzając i tam zmęczone ciało. Jednak bardzo ważna w odbiorze tych książek była znajomość tematu. To zdecydowanie są dzieła dla wielbicieli, bo przedzieranie się przez niektóre z tych pozycji jest jak wyrąbywanie platformy pod namiot reklama
na zboczu ośmiotysięcznika. Zwłaszcza dla osób nie zaznajomionych z tematem, które dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z himalaizmem w literaturze. Jakiś czas temu ukazała się książka, która może stanowić doskonałe wprowa-
dzenie do historii polskiego himalaizmu, a przy okazji może być wspaniałym prezentem gwiazdkowym, to: „Ucieczka na Szczyt” – Bernadette McDonald Jest to o tyle ciekawa lektura, że nie jest pisana przez rodzimego autora. Przez co pozwala spojrzeć na nasze narodowe sukcesy z nieco innej perspektywy, co jest zawsze jakąś wartością dodaną. Dla czytelników nieco bardziej zaznajomionych z tematem albo chcących zacząć swoja przygodę nieco inaczej, mamy kilka innych ciekawych pozycji: „Lider” – Ewa Matuszewska (Opowieść o Andrzeju Zawadzie, pomysłodawcy polskiej wspinaczki zimą.) „Broad Peak. Niebo i Piekło” – Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński (Historia tragicznych wydarzeń rozgrywających się podczas zimowej wyprawy na Broad Peak pozwalająca prześledzić całą akcję górską.) „Jak wysoko sięga miłość? Życie po Broad Peak” – Beata Sabała-Zielińska (Spojrzenie na wyprawy wysokogórskie z perspektywy żony, która czeka na powrót męża. Niesamowicie pouczająca lektura.) Miłej Lektury! M I CHAŁ M A CIĄG
22 grudnia 2016
8
Angielska pogoda na zakończenie konsultacji społecznych w sprawie centrum lokalnego Piątek po południu, na dworze ciemno, Żoliborz, tak jak całą Warszawę, spowiła gęsta mgła. W tej aurze tajemniczości o godzinie 17: 00 do Zespołu Szkół im. Marii Sempołowskiej licznie przybywają mieszkańcy dzielnicy i osoby które pracują na Żoliborzu. Czemu? Co ich skłoniło do tego by w taką pogodę i to w piątek po południu przyjść do tejże placówki? Wywiadówka nie, przedstawienie szkolne też nie. Odpowiedzią jest finalna prezentacja projektu zagospodarowania placu Grunwaldzkiego w ramach centrum lokalnego na którego realizację dostaliśmy 10 milionów złotych.
Projektowaniem modernizacji placu Grunwaldzkiego zajęła się spółka 22 Architekci, jednakże plany zagospodarowania placu Grunwaldzkiego nie był wyłącznie wizją samych architektów. Od 28 września 2016 roku trwały konsultacje społeczne, które miały na celu dowiedzenie się jak mieszkańcy dotychczas korzystają z placu i co chcieli by w nim zmienić. Głównymi elementami konsultacji był: spacer badawczy podczas którego mieszkańcy opowiadali jak dotychczas użytkują ten teren oraz co chcą w nim zmienić, warsztaty konsultacyjne na którym mieszkańcy czynnie pokazywali na mapie co chcieli by zmienić w tym otoczeniu i co uatrakcyjniłoby plac, wyniki prac architektów w oparciu o pomysły mieszkańców mogliśmy zobaczyć 4-5 listopada na makiecie znajdującej się w specjalnym punkcie ustawionym na placu Grunwaldzkim, jednakże finałową wizję mogliśmy zobaczyć na spotkaniu 25 listopada które kończyło cały proces projektowania planu na modernizację placu. l l l
Na spotkanie przybyło wielu mieszkańców jak i osób związanych z naszą dzielnicą, oprócz tego przybyli miejscowi samorządowcy oraz przedstawiciele lokalnych stowarzyszeń. Z zarządu dzielnicy obecni byli: zastępca burmistrza Grzegorz Hlebowicz, który był obecny na każdym etapie konsultacji z obywatelami, wiceprzewodniczący rady pan Roman Krakowski, radna Donata Rapacka przewodnicząca klubu Żoliborz Demokratyczny, radna Izabela Rychter, oprócz tego obecni byli członkowie stowarzyszeń Żoliborzanie i Nowy Żoliborz. Spotkanie rozpoczęła Julita Ignatowicz która po krótce opowiedziała historię konsultacji, do meritum przeszedł jeden z twórreklama
ców planu pan Maciej Kowalczyk, który w prezentacji komputerowej pokazał pomysły na modernizacje terenu jak i komputerowe wizje tego jak plac ma wyglądać w przyszłości. l l l
Zamiarem pomysłodawców ulica alei Wojska Polskiego ma zostać wyprostowana aż do przecięcia z ulicą Popiełuszki. Zlikwidowany ma zostać pawilon w którym znajduje się Carrefour, a w jego miejscu ma zostać wybudowana fontanna z wodną ścieżką prowadząca do pomnika Polskiego Czynu Zbrojnego. Wokół ścieżki mają zostać ustawione ławki i posadzone drzewa. Na terenie tak zwanego Serka, czyli skweru na przecięciu ulicy Broniewskiego i Popiełuszki, ma zostać uporządkowana zieleń, w szczególności drzewa, które będą znajdowały się w wielkopowierzchniowych donicach, oprócz tego mają zostać zmodernizowane ciągi piesze na serku oraz ustawione mają zostać ławeczki. Architekci zastrzegli, że kiosk i warzywniak znajdujący się na Serku nie zostaną zlikwidowane. Ostatnim miejscem modernizacji w ramach centrum lokalnego był teren na Żoliborzu Południowym, gdzie
obecnie znajduje się plac Figle i Psoty oraz plac manewrowy dla samochodów. Oprócz tego modernizacji ulegnie teren znajdujący się po drugiej stronie alei Jana Pawła II na którym obecnie znajduje się górka i mała siłownia plenerowa. Ale po kolei teren znajdujący się na Żoliborzu Południowym ma zostać wzbogacony o kawiarenkę, boisko do gry w koszykówkę, które w zimą ma pełnić funkcję lodowiska, stworzenie zjeżdżalni dla dzieci oraz rozbudowanie placu Figle i Psoty po drugiej stronie alei ma zostać rozbudowana siłownia plenerów a na górce mają zostać zainstalowane zjeżdżalnie które umożliwią zjeżdżanie z niej przez cały rok. Popularność jaką cieszy się zjeżdżanie z górki wśród dzieci zimą spowodowała wycofanie pomysłu na stworzenie tunelu wydrążonego w tejże górce i połączenie Żoliborza Południowego z osiedlem po drugiej stronie górki. Plan budowy tunelu wzbudził wiele kontrowersji i protestów mieszkańców, którzy argumentowali, że budowa tunelu uniemożliwi dzieciom zjeżdżanie z niej zimą. Argumentem za budową tunelu było stwierdzenie, że przeprawa pomoże mieszkańcom Żoliborza Południowego w przemieszczaniu się na drugą stronę oraz w szybszym dotarciu mieszkańców osiedla do przystanku tramwajowego przy ulicy Broniewskiego. Po prezentacji burmistrz Hlebowicz zastrzegł, że elementy realizacji planu na plac Grunwaldzki będą konsultowane z mieszkańcami i jeżeli mieszkańcy stanowczo zaprotestują albo wystosują petycję przeciwko realizacji tych pomysłów to nie będą realizowane. Po części prezentacyjnej oddano głos mieszkańcom.
Zdania co do planu były podzielone. Niektórzy krytykowali i wyrażali swoje uwagi oraz zastrzeżenia. Niektórzy chwalili i gratulowali pomysłowości. Pojawił się również pomysł, że jeżeli inwestycja na placu Grunwaldzkim nie dojdzie do skutku to pieniądze na realizację tych planów można przekazać na modernizację pobliskiego placu Inwalidów, jednak ten pomysł ze względów formalnych nie mógłby dojść do skutku. l l l
Dyskusja zakończył się po 20: 00 czym wykorzystano do końca czas poświęcony na spotkanie. Architekci zaznaczyli, że realizacja tego planu zależy wyłącznie od władz dzielnicy, które w przeciągu najbliższych 3 lat zdecydują o kolejności i realizacji elementów placu w ramach centrum lokalnego. Jak widzimy są różne opinie co do centrum lokalnego. Jednak należy przypomnieć, że nie często lokalny samorząd dostaje dodatkowe fundusze na modernizację lokalnej infrastruktury. Nie straćmy tej okazji. B AR TEK K A ŁU ŻA Ż O LI BOR SKI O B SER WATOR reklama
9 reklama
Razem można zdziałać więcej KATARZYNA ŁOWICKA z wykształcenia architekt krajobrazu i urbanistka. Zrealizowała ponad 50 projektów i działań związanych z kształtowaniem otaczającej nas przestrzeni, ochrony środowiska czy konsultacji społecznych – więcej na www.loowicka.pl. Prywatnie od urodzenia mieszkanka Żoliborza z duszą społecznika. W rozmowie z Klaudią Ziemiańską opowiada o tym jak rozpoczęła się jej droga zawodowa przeplatać z działaniem na rzecz małej ojczyzny, o projektach realizowanych na Żoliborzu oraz o trudnościach jakie się z tym wiązały.
P. KATARZYNA ŁOWICKA: Oba aspekty
są ważne. Jako architekt krajobrazu kształtuję przestrzeń m.in. biorąc pod uwagę uwarunkowania lokalne oraz potrzeby jej użytkowników. Konsultacje społeczne przeprowadzone z udziałem projektanta, pomagają opracować projekt dopasowany do oczekiwań odbiorców, a także do specyfiki miejsca.
R: Czym jest dla Pani GRUPA W SQŁADZIE?
Po ukończeniu studiów zaczęłam działać w zawodzie – podjęłam pracę w biurze projektów, potem założyłam własną działalność gospodarczą – w dalszym ciągu czułam potrzebę rozwoju i niezależnego działania. Z przyjaciółką Magdaleną Kazulo-Kleyff miałyśmy podobne potrzeby, chciałyśmy zmieniać nasze otoczenie na lepsze i działać twórczo. Stąd wzięła się GRUPA W SQŁADZIE. Nazwa sygnalizuje fakt, że chętnie do współpracy zapraszamy innych twórców. Wspólnie zrealizowaliśmy wiele świetnych projektów i działań – m.in. „Słoneczniki dla Jana Pawła II” w Warszawie czy też projekt parku edukacyjnego „Akademia bajki” w Pacanowie (II nagroda w konkursie SARP). R: Jak wspominałam, powołała pani również do życia Centrum Interaktywnych Konsultacji Społecznych (CIKS). Na tamten czas było to novum w Polsce. Skąd wziął się ten pomysł?
PKŁ: CIKS założyłam w 2006 roku jako jedną z ważnych gałęzi mojej nowej działalności gospodarczej – PRO-
INWESTYCJA. Zainspirował mnie rządowy ośrodek debat publicznych działający we Francji. Wtedy w Polsce czegoś takiego jeszcze nie było. Mało kto prowadził też szeroko zakrojone konsultacje społeczne. W 2006 roku przeprowadziłam pierwsze działania informacyjno-konsultacyjne dla inwestycji rządowej (budowa drogi S8 Marki-Radzymin), w kolejnych latach zorganizowałam interaktywne konsultacje społeczne dot. przebiegu autostrady A2 Warszawa-Kukuryki oraz Drogowej Trasy Średnicowej na Śląsku. Dzięki tym działaniom dostrzeżono mnie na rynku i zaczęto zapraszać do kolejnych projektów. Mam dzięki temu spore doświadczenie w prowadzeniu konsultacji społecznych i projektowaniu partycypacyjnym. R: Czy w ciągu ostatnich dziesięciu lat zaobserwowała Pani jakieś zmiany w kwestii konsultacji społecznych?
Obecnie niemal każda większa instytucja państwowa i gmina posiada na stronie internetowej zakładkę „Konsultacje społeczne”. Coraz więcej dokumentów i projektów się konsultuje. Teraz ważne jest nie to „czy”, ale „jak” te konsultacje zostaną przeprowadzone. Coraz większą wagę przykłada się do działań informacyjnych – zachęcających do włączenia się w konsultacje społeczne. Coraz więcej obserwuję procesów, pozwalających na autentyczne zaangażowanie się społeczności w sprawy publiczne. I to mnie bardzo cieszy. Coraz częściej mówi się o projektowaniu partycypacyjnym. Nowym zjawiskiem są też budżety obywatelskie. R: Wspomniała Pani o projektowaniu partycypacyjnym – na czym to polega?
Jest to proces projektowy, prowadzony przez profesjonalistów, do którego zapraszani są odbiorcy danego projektu – to jest projektowanie z ludźmi i dla ludzi. Jedną z najlepszych metod takiego projektowania są wg mnie warsztaty charrette – intensywny proces wspólnego projektowania z udziałem przedstawicieli różnych grup interesariuszy. W tym roku przeprowadziłam takie warsztaty na Ursynowie, były to drugie warsztaty charrette zlecone przez m. st. Warszawa. Korzystając z tej metody zaprojektowaliśmy z zespołem nowy, 10-hektarowy park nad tunelem Południowej Obwodnicy Warszawy na Ursynowie. Proces projektowy poprzedzony był działaniami informacyjnymi i konsultacyjnymi, służącymi zbadaniu potrzeb oraz oczekiwań
strony urzędu: że się nie da, ale nie poddajemy się. Choć ja marzę o tym żeby w końcu odpocząć. R: Czy będzie Pani startować z kolejnymi projektami do BP?
PKŁ: Nie podjęłam jeszcze takiej decyzji. R: Uważa Pani, że urzędnicy boją się trochę budżetu partycypacyjnego (BP)?
„Figle i psoty” projekt zrealizowany w ramach BP
społecznych, a także uwarunkowań lokalnych i realizacyjnych. Następnie przeprowadziliśmy tygodniowe warsztaty projektowo-konsultacyjne. Cały proces trwał około 9 miesięcy. Z efektów są zadowolone wszystkie strony. R: Dlaczego postanowiła się pani zaangażować w działania na Żoliborzu i od czego Pani zaczęła?
PKŁ: Kiedy w Warszawie rozpoczął się nabór projektów do I edycji budżetu partycypacyjnego (2014), pomyślałam, że chcę wziąć w tym udział i zrobić coś fajnego dla mojego otoczenia. Na początku chciałam zająć się aleją Wojska Polskiego. Doszłam jednak do wniosku, że jest to za rozległy temat na 1 edycję BP. Wzięłam udział w maratonie pisania wniosków, zorganizowanym w Faworym. Poznałam tam bardzo sympatycznych ludzi, m.in. Michała Grabczyka – współtwórcę Stowarzyszenia Nowy Żoliborz. Michał zwrócił mi uwagę na zagrożenie zabudową deweloperską ostatnich wolnych działek na Żoliborzu Południowym. Wskazał m.in. działki starej bocznicy kolejowej – jednego z ostatnich skrawków przestrzeni publicznej pomiędzy nowymi osiedlami. Mi od razu stanęły przed oczami wspaniałe zieleńce, jakie powstały po likwidacji linii kolejowych w Paryżu i Nowym Jorku – Promenade Plante i High Line. Opowiedziałam o tym Michałowi, pomysł spodobał się i tak narodził się projekt nowego Zieleńca śladem dawnej bocznicy kolejowej. W czasie przygotowywania wniosku, zauważyłam, że dzielnica Żoliborz nie dys po nu je przy zwo ity mi mapami istniejących terenów zieleni, brak jest też wyczerpujących informacji na temat parków i zieleńców w dzielnicy. Po analizach projektu
mpzp dla Żoliborza Południowego zorientowałam się, że moje osiedle WSM (na Serku Żoliborskim) również jest objęte tym planem. Dostrzegłam poważny deficyt planowanych terenów zieleni na obszarze powstających nowych osiedli. Okazało się, że mój zielony Żoliborz jest nim tylko z nazwy... Jedynym ratunkiem dla tej części dzielnicy jest racjonalna gospodarka pozostałą przestrzenią publiczną. I takim to sposobem włączyłam się w sąsiedzkie działania na rzecz tworzenia terenów zieleni i uchwalenia planu miejscowy dla Żoliborza Południowego, uwzględniającego nasze potrzeby. Motorem tych działań jest Stowarzyszenie Nowy Żoliborz, z którym do dziś współpracuję. R: Dzisiaj nie tylko projekt nowego Zieleńca doczekał się realizacji. W kolejnych edycjach budżetu obywatelskiego na Żoliborzu wystartowała pani również z sukcesem. Mam na myśli „Figle i psoty” na Placu Grunwaldzkim – oddane już do użytku oraz projekt, którego wykonanie ciągle trwa „Zieleń i rekreacja” na Żoliborzu Południowym. Czy napotkała pani na jakieś problemy podczas realizacji tych projektów?
PKŁ: I edycja pokazała mi, że nie jestem sama w takim myśleniu – że coś trzeba poprawić w tej przestrzeni. Spotkałam parę osób, które myślą w podobny sposób – to dodaje sił. Projekty w II edycji BP na Żoliborzu składałam przy współpracy ze stowarzyszeniem Nowy Żoliborz – to jest nasz wspolny sukces. A problemy? – pewnie że były i są nadal za równo na etapie weryfikacji projektów, jak i też na etapie samej realizacji. Raptem pojawili się „szaleńcy”, którzy chcą zamienić zapuszczone nieużytki w parki i przestrzeń dla ludzi. Znana nam jest dobrze odpowiedź ze
PKŁ: Myślę, że na początku urzędnicy obawiali się BP. W pewnym sensie nie zostali przygotowani do tego, nie mieli czasu. Zjawisko budżetu obywatelskiego / partycypacyjnego w Polsce rozwija się lawinowo. Pierwszy budżet obywatelski na skalę miasta zorganizowano w 2010 roku w Sopocie. W 2012 roku dołączyło parę miast, m.in. Bydgoszcz, Gdynia, Poznań. W 2013 roku było już ok 50 miast. W Warszawie pierwsza edycja BP wystartowała w 2014 roku. Urzędnicy musieli iść na żywioł. To nie jest czasami kwestia złej woli, że napotyka się z ich strony na mur. Jest to dla nich na pewno duże wyzwanie i trzeba zauważyć, że są to też nowe, dodatkowe obowiązki. Nie wszystkim osobom pracującym w urzędach łatwo jest się przyzwyczaić to tego, że ktoś oprócz nich, może decydować o przestrzeni publicznej. Mam nadzieję, że powoli będzie się to normować. Pozytywny wpływ na lepszą współpracę urzędnik-mieszkaniec mają już zrealizowane projekty z BP. Urzędnicy zaczęli dostrzegać, że te realizacje były naprawdę potrzebne. Oczywiście zdążają się projekty nietrafione, ale od tego są fachowcy, żeby przekonać projektodawców do lepszych rozwiązań. R OZ MAWIA ŁA : K LAU DIA Z IE MIAŃ SKA
Fot. https://www. instagram. com/matthieu. haller/
Fot. Zbigniew Roesler
Redakcja: Pani Katarzyno, w 2001 roku z Magdą Kazulo-Kleyff powołała pani do życia Grupę w SQŁADZIE, której działalność twórcza odwołuje się do poszukiwania ducha miejsca. Z kolei w 2006 roku utworzyła Pani Centrum Interaktywnych Konsultacji Społecznych. Co jest dla architekta krajobrazu ważniejsze, rzeczony duch miejsca czy konsultacje społeczne?
Klaudia Ziemiańska
10
22 grudnia 2016
11 reklama
Najbardziej kontrowersyjny cmentarz warszawski
Szla kiem bohaterstwa i zdrady Trudna historia powojenna Po II Wojnie Światowej ekshumowano z całej Warszawy prochy poległych mieszkańców stolicy i powstańców warszawskich. Pomnik Gloria Vic tis jest od 1946 roku
miejscem centralnym, gdzie czci się pamięć Powstania Warszawskiego. Co roku o godzinie „W” spotykano się w tym miejscu, nawet w najtrudniejszych latach. Obok pomnika znajdują się groby dowódców Armii Krajowej.
Obok pomnika w kwaterze Baszty pochowany jest Krzysztof Pełczyński który studiował na tajnych kompletach architekturę na Politechnice i zmarł w wyniku ran odniesionych 1 sierpnia 1944 roku. Był dowódcą drużyny w pułku Baszta. Jego ojciec, gen. Tadeusz Pełczyński, był szefem wywiadu i kontrwywiadu w II RP, został zdymisjonowany przed wojną za działalność żony! Ta miała krytykować marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i premiera Felicjana Skład-
kowskiego. Od 1941 aż do Powstania był szefem sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej. Po wojnie był przewodniczącym komisji historycznej AK. Wraz z żoną prowadził Dom Kombatanta pod Londynem. Gdy w Polsce zmieniła się sytuacja polityczna zwłoki państwa Pełczyńskich zostały ekshumowane i zgodnie z ich ostatnią wolą spoczęły w grobie syna. Stefan Kisielewski w swoim stylu wspominał generała: „W Londynie w 1957 roku zadzwonił do mnie generał Pełczyński – nie znałem go wtedy – że chce się spotkać. Spotkaliśmy się, a że on był z „dwójki” – oficer wywiadu – to zaczął mnie wywiadowczo traktować. Pełczyński pyta: Czy pan służył w wojsku? Mówię: Służyłem. Pełczyński: A w którym pułku? Mówię: W takim a takim. Pełczyński: A kto to jest Jerzy Turowicz? Mówię: Redaktor Tygodnika Powszechnego. Pełczyński: Czy on służył w wojsku? Mówię: O ile wiem, to nie. Pełczyński: A dlaczego nie? Mówię: Nie wiem reklama
KUBUŚ – wesoły, śliczny i zabawny kundeleczek. Wiek ok. 4 lata. Waży do 10 kg. W zasadzie domator i amator kanapy, choć również miłośnik spacerków. Ma radosny pyszczek i inteligentne spojrzenie. I zawsze chęć do zabawy. To piesek z charakterem, baczny obserwator i asystent. Także wielki smakosz i wielbiciel pełnej miseczki. W sumie uroczy piesiulo, który wprowadzi wiele pozytywnej energii do rodziny, która go przygarnie. Z innymi pieskami się dogaduje, choć lubi być kierownikiem. Chętnie zamieszka w jakimś miłym domu jako niezawodny towarzysz i niekłopotliwy domownik. Tel: 604 531 952
ŁATKA – młodziutka, mała, dropiata biało-czarna suńka. Słodycz wcielona. Kocha cały świat i daje temu wyraz na wszystkie sposoby. Uwielbia dzieci. Bardzo lubi inne psy, toleruje koty. Waży ok. 8 kg. Będzie cudowną, kochającą towarzyszką. Tel. w sprawie adopcji Łatki: 604 531 952
dlaczego nie służył. Pełczyński: A Stanisław Stomma służył w wojsku? W końcu mnie to zdenerwowało i mówię: Panie generale, teraz ja chcę panu zadać pytanie. Pełczyński: Proszę bardzo. Więc ja mówię: Fortepian. Smoking. Biblioteka po ojcu. Pełczyński: Co? Mówię: Przepadły mi w powstaniu warszawskim 1944 roku i chcę wiedzieć dlaczego. Tadeusz Pełczyński wściekł się, wyzywał mnie od demagogów. Rozstaliśmy się niedobrze. Był to porządny człowiek, ale ewidentnie Warszawę zburzył.” Niedaleko znajduje się kwatera żołnierzy z batalionu Parasol, a tam bardzo słabo widoczny napis „Ziutek” czyli grób Józefa Szczepańskiego. Autor słynnej piosenki „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola...”. Po wycofaniu się Powstańców z Woli przez ruiny getta na Stare Miasto dowiedział się o sowieckich oddziałach, które zatrzymały się przed Warszawą. Napisał wtedy wiersz „Czerwona zaraza”: Dokończenie na ááá STR.
12
22 grudnia 2016
12 Najbardziej kontrowersyjny cmentarz warszawski
Szlakiem bohaterstwa i zdrady Dokończenie ze ááá STR.
11
„Czekamy ciebie, czerwona zarazo, Byś wybawiła nas od czarnej śmierci, Byś nam kraj przedtem rozdarwszy na ćwierci, Była zbawieniem witanym z odrazą...” Po II wojnie cmentarz stał się miejscem pochówku żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Chowano tu partyjnych dygnitarzy i dowódców wojskowych takich jak Bolesław Bierut, Julian Marchlewski, Karol Świerczewski. W tym samym czasie na obrzeżach cmentarza grzebano potajemnie ofiary stalinowskich represji mordowane w więzieniach. Dziś grobowiec Władysława Gomułki jest na eksponowanym miejscu, na zwieńczeniu Alei Głównej, w osi cmentarza. Ale nie zawsze tak było. Do połowy lat 60-tych był tutaj grób Walerego Sławka. Był to działacz socjalistyczny, ale w PRL-u niepoważany. Oficer I Brygady Legionów, bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego, sanacyjny marszałek Sejmu, premier. W przededniu II wojny światowej, po odsunięciu reklama
od władzy popełnił samobójstwo we własnym mieszkaniu na ul. Szucha. Po dawnym miejscu na którym był grób została podmurówka, a grób przeniesiono w nieeksponowane miejsce na tyłach Alei Zasłużonych.
W Alei Profesorskiej chowani są obecnie nie tylko profesorowie, ale również sportowcy, politycy, aktorzy, twórcy kultury m.in. Kazimierz Górski, Władysław Bartoszewski, Kazimierz Deyna, Wojciech Siemion.
W latach 80-tych powstała Dolinka Katyńska. W tym miejscu ofiarom Katynia oddał hołd i złożył przeprosiny prezydent Rosji Borys Jelcyn. Szerzej o tym miejscu pisałem w drugim numerze Wilsoniaka.
W Alei Zasłużonych wiele nazwisk niewiele już nam mówi, ale są też nazwiska twórców którzy nadal są znani np. Julian Tuwim, Xawery Dunikowski, Mira i Tadeusz Sygietyńscy.
Tu też powstały groby ofiar wypadków lotniczych, w tym tego ostatniego z roku 2010. Pochowano tu 28 osób oraz w specjalnej krypcie umieszczono 12 urn z prochami ofiar katastrofy smoleńskiej. To na tym cmentarzu odbywają się gwizdy w rocznice Powstania Warszawskiego, protesty za i przeciw odkrywaniu tzw. Łączki oraz manifestacje z okazji kolejnych pochówków PRL-owskich dygnitarzy. Ostatni większy protest miał miejsce z okazji pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego. Nie było za to kontrowersji i protestów gdy Pani Generał ufundowała pomnik Pierwszej polskiej Pani Generał (Nikt nie myślał o gender). Pani Maria Wittek Miry, zwyczajna kobieta, z niezwyczajną historią życia – należała do Polskiej Organizacji Wojskowej. Skończyła szkołę podoficerską, była pierwszą kobietą na wydziale matematycznym. W 1920 roku walczyła w obronie Lwowa, za co dostała po raz pierwszy Order Virtuti Militari. W II RP kierowała Przysposobieniem Wojskowym Kobiet, w czasie okupacji Wojskową Służą Kobiet. Walczyła w Powstaniu Warszawskim. A po wojnie... na kilka miesięcy uwięziona, potem pracowała w kiosku Ruchu. 2 maja 1991 prezydent RP Lecha Wałęsa mianował ją jako pierwszą kobietę w historii Wojska Polskiego na stopień generała brygady. W 2007 roku, w 10-lecie śmierci, przy Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie został odsłonięty pomnik ufundowany przez gen. Elżbietę Zawacką „Zo”.
Cmentarz Wojskowy jest jak podręcznik do historii Polski XX. wieku. Obok tych dużych i ważnych tematów, bardzo poważnych, trudnych i patetycznych możemy znaleźć również wypiętą pupę aniołka na grobie Mai Berezowskiej, z inskrypcją „Radość życia sławiła sztuką swoją”. Przypomina to o jej subtelnych grafikach o tematyce erotycznej. Jerzy Ficowski znany twórca piosenek, takich hitów jak „Furman” czy „Jadą wozy kolorowe taborami” pozostawił epitafium na swój grób: Ja niżej podpisany, Jerzy Ficowski, przenosząc się dnia 9 maja 2006 roku do wieczności (wersja równouprawniona: do nicości) Zakończyłem tutejszą egzystencję Nie ukończywszy niczego zgodnie z regulaminem stwórcy i z odwieczną praktyką mieszkańców tego źle pomyślanego i jeszcze gorzej prowadzącego się świata – usilnie proszę moich bliskich i moich dalekich o błogosławieństwo uśmiechu i łaskę pogody ducha zamiast westchnień i smutku bowiem nie stało się nic nadzwyczajnego Za spełnienie tej prośby z góry wszystkim dziękuje i za kłopot przepraszam Jerzy Ficowski Warszawa poza zasięgiem czasu K ONRAD TARNOPOLSKI Z DJĘCIA : WWW. INSTAGRAM . COM / MATTHIEU . HALLER /
13
KATARZYNA PRUSZKIEWICZ – pochodzi z okolic Włocławka, studiuje na II roku dziennikarstwo z fotografią na Uniwersytecie Warszawskim. W kręgu jej zainteresowań znajduje się przedwojenna architektura miast, a w tym modernistyczna zabudowa Żoliborza. Wobec literatury nie przechodzi obojętnie, a wieczory lubi umilać dobrym jedzeniem, co sprzyja amatorskiemu gotowaniu. Ceni sobie przestrzeń i swobodę, dlatego często decyduje się na długie spacery. W swojej wizji przyszłości jak ze snu, chciałaby odrestaurować jeden z pałaców na Dolnym Śląsku, aby móc w nim zamieszkać, dając mu nowe życie.
WIKTOR ZAJĄC – ur. 03.12.1991 r. w Warszawie. Społecznik, członek Stowarzyszenia Żoliborzan, członek i wiceprezes Stowarzyszenia Miłośników Żoliborza Historycznego, a także współzałożyciel Stowarzyszenia Zatrasie. Do tej pory studiował na Wydziale Prawa i Administracji oraz na Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Były kursant w szkole projektowania wnętrz Artstudio na Żoliborzu. Współpracował również ze Stowarzyszeniem Powojenny Modernizm. Autor licznych artykułów dwumiesięcznika Życie WSM. Zaangażowany również w protest Nie dla Mostu Trasy Krasińskiego oraz w problematykę zabytków, kultury, ładu przestrzennego jak i infrastruktury w dzielnicy. Członek Prawa i Sprawiedliwości.
Redakcja „Wilsoniaka” życzy wszystkim mieszkańcom Żoliborza zdrowych, pogodnych świąt spędzonych w gronie najbliższych. Niech ten czas będzie wyjątkową okazją do refleksji i odpoczynku od codziennych spraw.
Wesołych Świąt!
„Tak” dla leczenia najmłodszych Oddział Chirurgii Dziecięcej w Szpitalu Bielańskim im. Ks. J. Popiełuszki wykonuje rocznie około 1 tys. zabiegów operacyjnych, hospitalizuje około 1600 małych pacjentów. W Szpitalnym Oddziale Ratunkowym konsultowanych jest około 13 tys. pacjentów chirurgicznych. Pacjenci Szpitala to mieszkańcy Bielan, Bemowa, Białołęki, Legionowa, Jabłonny, Chotomowa, Nowego Dworu Mazowieckiego, Nieporętu, Serocka, Sochaczewa, Grodziska Mazowieckiego i innych, mniejszych miejscowości oraz pobliskiego Żoliborza. l l l
Czy na pewno konieczne jest przeniesienie Oddziału Chirurgii Dziecięcej w Szpitalu Bielańskim im. Ks. J. Popiełuszki do Warszawski Szpitala dla Dzieci przy ul. Kopernika? reklama
Jako Rada Dzielnicy Bielany w swoim stanowisku przyjętym podczas obrad Sesji w dniu 14 grudnia br. wyraziliśmy sprzeciw wobec planów likwidacji Oddziału Chirurgicznego dla Dzieci Szpitala Bielańskiego im. ks. Jerzego Popiełuszki Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej i przeniesienia go do innego Szpitala. Dyrekcja swoją decyzję tłumaczy opublikowaną przez Ministra Zdrowia Ma pą po trzeb zdrowot nych w zakresie lecznictwa szpitalnego dla Województwa Mazowieckiego z której wynika, że w najbliższych latach zajdzie konieczność likwidacji ponad 50% liczby łóżek na oddziałach chirurgii dla dzieci. Taka polityka zdrowotna realizowana przez Ministra Zdrowia spowodować może m.in. konieczność wygaszenia Oddziału Chirurgicznego dla Dzieci Szpitala Bielańskiego im. ks. Jerzego Popiełuszki. Dzieci z północnej części powiatu warszawskiego zostaną pozbawione nie tylko specjalistycznej opieki chirurgicznej w szpitalu posiadającym zarówno oddział pediatryczny, jak i chirurgiczny, zaplecze neurochirurgiczne, gastroenterologiczne, laryngologiczne i ginekologiczne, ale również możliwości przeprowadzenia pełnej diagnostyki, w tym tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego.
Swoją negatywną opinię w tym temacie wyrazili m. in.: Rzecznik Praw Dziecka, który w piśmie do Prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz i Ewy Malinowskiej-Grupińskiej, Przewodniczącej Rady Społecznej Szpitala Bielańskiego pisze, że takie działania będą skutkować znaczącym ograniczeniem dostępności dzieci do świadczeń zdrowotnych, prof. Alicja Chybicka, prof. Teresa Jackowska – krajowy konsultant w dziedzinie pediatrii, prof. Beata Jurkiewicz – wojewódzkiego konsultanta w dziedzinie chirurgii dziecięcej. l l l
W dniu 19 grudnia br. Rada Społeczna nie podjęła decyzji o przeniesieniu oddziału, poprosiła Dyrekcję Szpitala o przygotowanie dodatkowych analiz w tej sprawie. Jednocześnie uważam, że należy podjąć działania i rozpocząć debatę dotyczącą modernizacji i rozbudowy Szpitala Bielańskiego im. Ks. Jerzego Popiełuszki służącą zaspokojeniu potrzeb zdrowotnych pacjentów wszystkich grup wiekowych, a w szczególności rozbudowę oddziałów internistycznych oraz neurologicznych. D A NIEL P IE NIEK
Daniel Pieniek – Radny Dzielnicy Bielany m. st. Warszawy
22 grudnia 2016
14
Spektakl w dżungli
Jakub Szydłowski opierając się na pozytywnych wartościach płynących z książki Rudyarda Kiplinga poprzez trafny dobór form artystycznego przekazu tworzy znakomity spektakl dla najmłodszych. Jak mało kto rozumie on świat dzieci, jak nikt potrafi połączyć go z tym zrozumiałym dla dorosłych. Zna-
DO ZOBACZENIA NA ŻOLIBORZU
ny z „Adonis ma gościa” reżyser utrwala swoją wysoką pozycję w czołówce twórców spektakli dziecięcych. Spektakl przykuwa uwagę zarówno najmłodszych jak i dorosłych. Piosenki wykonane w kilku rożnych gatunkach muzycznych znacznie urozmaicająca spektakl. Na szczególna uwagę zasługują te w wykonaniu Pytona Skalistego czy Baloo. Scena z obrad Wilczego stada doprowadza publiczność do stanu, w którym dosłownie wyje z zachwytu. Na dwie godziny człowiek niczym główny bohater zapomina o otaczającym go świecie, a po wyjściu z Teatru Roma ma poczucie, że jest odrobinę lepszym człowiekiem. Bilety dostępne na www.teatrroma.pl/teatr/bilety/
Fot. Materiały promocyjne TM Roma
Dżungla zwykłego osiedla. Gąszcz ludzkich spraw. W jednym z mieszkań zwykła rozmowa przeradza się w kłótnie. Wieczór świra. Mały chłopiec postanawia odciąć się od wszystkiego. W tym celu sięga po ostatnia deskę ratunku. Jest nią niechciana i budząca wstręt „Księga Dżungli”. Po jej otworzeniu nagle niczym w Dżumadżi, przenosi się w środek dzikiego buszu i wchodzi do gry w której jedyną zasadą jest prawo siły.
W IK TOR J A SIO NOW SKI Paola Genovesego to opowieść o grupie przyjaciół badających głębię wzajemnych relacji i eksperymentujących z własnymi słabościami, żądzami, potrzebami i nadziejami. To pełne czułości i przemyślane połączenie lekkiej komedii i gorzkiego dramatu, osadzone w idei oczyszczającego, inteligentnego dialogu. W rolach głównych m.in. Kasia Smutniak i Alba Rohrwacher. Międzynarodowa premiera filmu miała miejsce na festiwalu Tribeca.
alizmowi i doświadczył dramatycznych skutków swoich wyborów. „Powidoki” to opowieść o tym, jak komunistyczna władza zniszczyła obdarzonego charyzmą, niepokornego człowieka, a jednocześnie intymny zapis ostatniego okresu życia pioniera awangardy w Polsce lat 20. i 30. XX w. Główną rolę w filmie zagrał laureat nagród aktorskich na Festiwalu Filmowym w Gdyni – Bogusław Linda. Bilety: 14 zł
IDĄ ŚWIĘTA – WIECZÓR Z PIOSENKĄ NIEGŁUPIĄ, 22 GRUDNIA, GODZ. 19.00, LA BOHEME, UL. MYSŁOWICKA 1 (WEJŚCIE OD BOHOMOLCA)
Zapraszamy! „DOBRZE SIĘ KŁAMIE W MIŁYM TOWARZYSTWIE” – POKAZ PRZEDPREMIEROWY, 29 GRUDNIA, GODZ. 19.15, KINO ELEKTRONIK
Kilka zaprzyjaźnionych par spotyka się pewnego ciepłego wieczoru na kolacji. Każdego dręczą inne kłopoty, każdy ma inny pomysł na ich rozwiązanie. Sympatyczne towarzystwo, pyszne jedzenie i zbliżające się zaćmienie księżyca mają pomóc rozluźnić się i zapomnieć o troskach codzienności. W rzeczywistości jest to jednak początek próby sił, testu na szczerość, wierność, oddanie i cierpliwość. Ktoś proponuje grę: do zakończenia wieczoru wszystkie wiadomości, maile i rozmowy staną się publiczne, przy stole nie będzie tajemnic. Czy taka igraszka z prywatnością może skończyć się dobrze? Obsypany nagrodami przebój włoskich kin w reżyserii
Tytuł oryginalny: Perfetti sconosciuti Czas trwania: 97 min. Produkcja: Włochy Rok produkcji: 2016 r. Reżyser: Paolo Genovese Obsada: Kasia Smutniak, Giuseppe Battiston, Anna Foglietta, Marco Giallini
KONCERT ZESPOŁU ANNUTARA, 7 STYCZNIA, GODZ. 20.00, PRACOVNIA ART-CLUB, UL. POPIEŁUSZKI 16
MISTRZOWIE SCENY – EWA BŁASZCZYK, 29 GRUDNIA, GODZ. 19.30, KALINOWE SERCE, UL. KRASIŃSKIEGO 25
Za pra sza my do Pra Co Vnia Art -Club wszystkich etnofilów, szamanów, tan ce rzy, wiel bi cie li mu zy ki świata i improwizacji na koncert zespołu Annutara! Zespół zagra w Warszawie po raz trze ci, pre zen tu jąc utwory ze swojej płyty Ulisi, oraz pie-
Zapraszamy na spotkanie w ramach cyklu „Mistrzowie Sceny”, tym razem naszym gościem będzie Ewa Błaszczyk, aktorka teatralna filmowa i telewizyjna. Podczas spotkania poznamy przebieg jej kariery teatralnej. Bilety w cenie 30 zł KRYTYCZNYM OKIEM: „POWIDOKI” – POKAZ PRZEDPREMIEROWY, 4 STYCZNIA, GODZ. 20.30, KINO WISŁA
Pierwsze cykliczne spotkanie w 2017 w naszym kinie poświęcimy POWIDOKOM, ostatniemu filmowi zmarłego w październiku Andrzeja Wajdy. Film jest polskim kandydatem do Oskara w kat. Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. O filmie: Głównym bohaterem filmu jest malarz Władysław Strzemiński – artysta, który nie poddał się obowiązującemu socre-
śni zupełnie nowe, tajemnicze i nieokiełznane. Wielka, świeża energia wprost znad morza rozgrzeje Warszawę w samym środku zimy. Bądźcie z nami!
music, gdzie rytm, energia, improwizacje, nieskrępowana, wolna twórczość, inspirowana szeroko pojętą muzyką świata, staje się wyróżnikiem brzmienia zespołu.
Annutara to żywioł, muzyka świata i kosmosu, spotkanie pełnych pasji muzyków. Zespół eksploruje materiał źródłowy kultury bałkańskiej, romskiej, ukraińskiej, polskiej, ale można też znaleźć utwory inspirowane muzyką żydowską, arabską, leśną i szamańską. Nie brakuje głosów szarych, brunatnych, rytmów nieparzystokopytnych i języków zmyślonych, zasłyszanych we śnie – a wszystko ku chwale życia, wolności, tańca!
BILETY: PRZEDSPRZEDAŻ – 22 zł W DNIU KONCERTU – 30 ZŁ
Pieśni tradycyjne, przywożone z różnych zakątków świata, śpiewane w wielogłosach po leśnych dolinach, w starych, drewnianych chatach, nad kaszubskimi jeziorami, stały się materiałem bazowym pracy zespołu, która trwa do dziś. Zespół ewoluował w stronę etno/world
ILOŚĆ BILETÓW OGRANICZONA – 200 sztuk Annutara zagra w składzie: Alina Jurczyszyn – głos, bęben szamański, bęben obręczowy, instrumenty perkusyjne, dzwonki Kamila Bigus – głos, skrzypce, bęben szamański, instrumenty perkusyjne Michał Zeltman – gitara, skrzypce, głos Michał Mantaj – akordeon Tomasz Koper – bębny, instrumenty perkusyjne Tomek Nowik – kontrabas Dawid Lipka – trąbka reklama
15
Mycie auta zimą (krótki poradnik) Myć czy nie myć – oto jest pytanie! Pytanie z pozoru błahe, a jednak rokrocznie stawiane sobie przez każdego chyba kierowcę. Podpowiadamy, jak umiejętnie umyć samochód w trakcie zimy i nie narobić sobie przy tym kłopotów. Fundamentalne wydaje się zaznaczenie, że mycie samochodu zimą jest konieczne. Wydawałoby się, że to tylko kwestia estetyczna i przez parę miesięcy możemy zwyczajnie nie zaprzątać nią sobie głowy – zwłaszcza, że w zimowych warunkach samochód pozostaje czysty zaledwie przez chwilę. Konfrontacja z rzeczywistością pokazuje jednak, że to właśnie zimą powinniśmy szczególnie zadbać o czystość naszego auta. Chociaż trzeba wyraźnie powiedzieć, że nie w każdych okolicznościach i nie za wszelką cenę. Dlaczego nie powinniśmy lekceważyć czynności zimą? Odpowiedź jest prosta – to właśnie wtedy nasz pojazd ma styczność z różnymi szkodliwymi substancjami, takimi jak błoto pośniegowe czy żrąca sól, którą służby porządkowe namiętnie wykorzystują do posypywania dróg. Taka sól składa się głównie z chlorku sodu z domieszką środków mających nie dopuszczać do zbrylania się rozpuszczonej mazi. Nie trzeba mówić, że wstawienie auta pokrytego jej warstwą do ogrzewanego garażu pod blokiem stwarza perfekcyjne warunki do rozwoju korozji. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż w tak „zakonserwowanym” samochodzie narażona jest nie tylko karoseria, ale także instalacja elektryczna i elementy mechaniczne (podwozie). Jak więc umyć bezpiecznie samochód, by nie narażać go na działanie szkodliwych związków? Zimą nie jest to takie proste, jak w trakcie innych pór roku. Przyda nam się wówczas znajomość kilku zimowych dogmatów. Pierwszy z nich może wydawać się oczywisty: im wyższa temperatura, tym łatwiej będzie nam umyć nasz pojazd. Wówczas w grę wchodzi szeroki wachlarz sposobów pielęgnacji – od myjni automatycznej po mycie pod domem. Schody zaczynają się po spadku temperatury poniżej 0 stopni Celsjusza. Drugi z nich głosi jakoby wyższe temperatury obfitowały w więcej wilgoci na ulicach. Nie możemy wtedy liczyć na długi efekt, bo często już po pokonaniu trasy z myjni pod dom samochód nie wygląda na czysty. Z kolei przy silnym mrozie nawet doszczętnie pokryty białym nalotem samochód nie będzie rdzewiał tak szybko, jak przy dodatnich temperaturach. Wtedy też efekt czystości utrzymuje się dłużej, ale jak to zrobić, by nie wyrządzić szkody sobie i autu? Od razu mówimy, że w takich warunkach odradzamy mycie samochodu pod domem. Woda na karoserii będzie zamarzała jeszcze zanim zdążymy ją osuszyć, a przy okazji możemy uczynić ze reklama
swojego podjazdu lodowisko. Jeśli temperatura będzie utrzymywała się powyżej 0 stopni Celsjusza można zaryzykować ten rodzaj mycia. Trzeba jednak uważać, by… Nie uszkodzić przy tym siebie. Warto zaopatrzyć się w wiadro
z gorącą wodą (nie wrzątkiem!) i długie gumowe rękawice, dzięki którym unikniemy poparzeń i odmrożeń. Ceremonię takiego mycia samochodu powinno się zwieńczyć wytarciem go do sucha irchą syntetyczną lub inną szmatką. By unik-
nąć niemiłych niespodzianek po ochłodzeniu temperatury, warto przedmuchać zamki, uszczelki oraz inne zakamarki sprężonym powietrzem. Drugi zaproponowany sposób będzie łatwiejszy do wykorzystania, jeśli mieszkamy w bloku. Bezdotykowe myjnie wykorzystujące wysokie ciśnienie wody podawanej przez lancę działają przy kilkustopniowym mrozie, a często nie są zamykane nawet przy jeszcze niższych temperaturach. Trzeba jednak uważać, gorąca woda zamarza bowiem bardzo szybko, jeśli temperatura spadnie naprawdę nisko. Polecamy korzystanie z takiej myjni, kiedy termometr nie pokazuje mniej niż -5 stopni Celsjusza. Wówczas możemy liczyć na spłukanie śniegu i poważniejszych zabrudzeń. Trzeba się jednak liczyć z tym, że na karoserii mogą pozostać smugi będące w rzeczywistości „nieporuszonym” brudem. Korzystając z tej myjni zimą, warto dorzucić kilka monet na opcję woskowania, która zabezpieczy lakier i sprawi, że woda będzie lepiej spływać po karoserii. Uwaga: nawet kilkustopniowy mróz powoduje, że na terenie myjni trzeba liczyć się z lodem, na którym można się poślizgnąć, manewrując z lancą wokół auta. Warto też przesuszyć później zamki, albo zabezpieczyć je taśmą jeszcze przed myciem. Trzecią, niestety najkosztowniejszą, propozycją jest wybranie się do myjni ręcznej. Fachowcy pielęgnują tam nasze auto w zamkniętym, ogrzewanym pomieszczeniu, dzięki czemu nie musimy przejmować się warunkami panującymi
na zewnątrz. Po umyciu samochodu w profesjonalnym punkcie możemy liczyć na przedmuchanie zamków i zakamarków kompresorem oraz zabezpieczenie uszczelek przed przymarzaniem specjalnym preparatem (np. wazeliną techniczną). Niepodważalną zaletą tej myjni jest brak zależności od pogody. Zainwestowanie w nią w trakcie najsroższych mrozów zagwarantuje nam długotrwały efekt – gdy jest sucho, samochód brudzi się wolniej. Prawdopodobnie jest to najlepszy sposób na umycie auta zimą, ale profesjonalne usługi będą kosztowały nawet kilkadziesiąt złotych. Ostatnia, tańsza już opcja, o której trzeba wspomnieć ze względu na rzetelność dziennikarską, to… Myjnia automatyczna. W tym momencie pewnie wielu z Was poczerwieniało ze złości i nie chce nawet o tym czytać. Niemniej, automat to najwygodniejsza opcja dla osób, które przemieszczają się samochodem służbowym, albo którym nie zależy na powłoce lakierniczej ich auta. Warto wspomnieć, że takie myjnie oferują mycie podwozia, co jak już wspomnieliśmy jest bardzo ważne w zimie. Oczywistą wadą jest zastosowanie szczot, które szorują po lakierze, zostawiając na nim mikrozarysowania. Zimą nawet częściej, bo na samochodach pozostaje więcej drobinek piasku pochodzących z błota pośniegowego. Technicznie rzecz biorąc, takie myjnie są przystosowane do działania nawet przy 40-stopniowym mrozie, o ile ich pomieszczenie jest odpowiednio ogrzewane. Najczęściej jednak tak nie jest, bo właściciele wyłączają je, szukając oszczędności. Wybór jednej z podanych powyżej propozycji będzie zależał od osobistych preferencji i możliwości. Warto jednak
pamiętać, by raz na jakiś czas umyć samochód nawet w trakcie zimy. Mycie samochodu to nie tylko kwestia estetyczna, ale też lepsza widoczność dzięki czystym szybom i lusterkom oraz większa wydajność świateł, a przy tym wyższy poziom bezpieczeństwa. Co więcej, narastająca warstwa brudu i zamarzającego błota może powodować zmianę odczuć w prowadzeniu auta – lód działa wówczas jak odważnik, a przez to auto może zachowywać się, jakby miało źle wyważone koła. A Wy, drodzy Czytelnicy, jak (i czy) dbacie o swoje auta w okresie zimowym?
16
22 grudnia 2016