Izabela Chamczyk – A gdzie jest ta moja zwierzęcość?

Page 1

A gdzie jest ta moja zwierzęcość? Izabela Chamczyk _ Psychoanimalja współpraca _ Agnieszka Obszańska _ Renata Iwaniec realizacja _ zespół Centrum Sztuki WRO 18.12.2015 - 31.01.2016 Atelier WRO _ Kuźnicza 29a _ Wrocław fb/WroArtCenter | wrocenter.pl

Izabela Chamczyk (ur. 1980 r.), malarka, performerka, autorka prac wideo, która wypowiedziała establishmentowi Wojnę dwunastomiesięczną. Nazywana skandalistką i wariatką. Aczkolwiek wielokrotnie nagradzana, m. in. w 10. konkursie im. Eugeniusza Gepperta, podczas 6. Triennale Młodych w Orońsku, czy w konkursie Fundacji Vordemberge-Gildewart i podczas tegorocznej Bielskiej Jesieni. W 2009 roku ukończyła z wyróżnieniem malarstwo na wrocławskiej ASP. Studiowała także na ASP w Poznaniu pod okiem Dominika Lejmana. Tworzy stukę procesualną i emocjonalną, ciągle redefiniując jej granice. W swojej pracowni w Warszawie, w rozmowie o najnowszym projekcie artystycznym – Psychoanimalja – opowiada o kobietach, zwierzętach i o wideo jako żywym medium.

Z Izabelą Chamczyk rozmawia Dagmara Domagała


Dagmara Domagała: Kim jest z Agnieszką Obszańską i Re„ja” ukryte w tytule twojego natą Iwaniec. Każda z  nas projektu? ma swoje „ja” i każda z nas potrafi je dynamicznie uzeIzabela Chamczyk: Każdy wnętrzniać. Ale tak naprawdę ma w sobie jakąś dwoistość. to „ja” jest ukryte tak samo jak Z jednej strony mamy ludz- „animal”, tak samo jak „psyką świadomość, dzięki której cho”. Te trzy elementy składapodejmujemy decyzje i może- ją się w całość tworząc pewien my racjonalizować rzeczywi- konstrukt osobowości. Każdy stość a z drugiej sferę zwierzę- z ludzi, w mniejszym lub więkcą, która wyraża się w intuicji. szym stopniu, konstruuje swoTo nasz zew zwierzęcy, nasza ją świadomość z tych trzech dzika natura. Każdy, jako czło- podstawowych elementów. wiek posiadający samoświa- Wyobraźmy sobie przerysowadomość stawia swoje „ja” ną sytuację seksualną. Seks w centrum. Staramy otwierać to zew, to element zwierzęcy, się na innych poszerzać swój ale jednocześnie cały akt daje horyzont i patrzeć obiektyw- nam margines pewnej decyzyjnie. Jednak złudzeniem jest, ności. Czy przed, czy w trakcie. jeśli wydaje nam się, że potra- Absolutny instynkt pcha nas fimy wyjść poza pryzmat na- do  wykonywania tych dziwszego oglądu rzeczywistości. nych ruchów. Ale mamy tego Inni ludzie poszerzają nasze świadomość i możemy postaperspektywy, ale zawsze zo- wić granicę między instynktem staniemy wewnętrznie i nie- a wyższym przeżyciem. I tu pozmiennie sobą. W Psychoani- jawia się pytanie o to gdzie jest maljach nie występuje figura w tym wszystkim „ja” – jako „ja” jako Iza Chamczyk. Pro- osoba, jako człowiek? A gdzie jekt powstał dzięki współpracy jest ta moja zwierzęcość? I czy

ja muszę się nad tym zastanawiać, czy ona po prostu jest i leci? A gdzie w tym wszystkim jest świadomość własnej psychiki i podejmowania decyzji, świadomość własnej poczytalności? Ten projekt jest próbą stworzenia przerysowanej sytuacji, w której pojedynczy człowiek skłaniany jest do zadania sobie tego typu pytań. Skoro więc stawiasz postulat, że każdy z nas jest po części zwierzęciem, to  czy można uznać Psychoanimalja za projekt posthumanistyczny? Sama mam bardzo dobry kontakt ze zwierzętami i rozmawiam z nimi jak z ludźmi. Ale nie o to tutaj chodzi. Nie chcę zwierząt wywyższać, ani walczyć o ich status. Człowieczeństwo o wiele bardziej mnie intryguje. Człowieczeństwo, które niejako wywodzi się ze świata zwierząt. Człowiek jest istotą tak złożoną, że ciężko jest nam poznać samych siebie. Przyro-

da dookoła pomaga nam rozgryźć kim jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. Żeby nauczyć się siebie, obserwuję zachowania obecne w świecie przyrody. Nie chodzi o to, żeby zwierzęta atropomorfizować. Nie wiem, czy zwierzęta mają świadomość, czy nie. Na pewno nie tak złożoną, jak ludzka świadomość. Porozumienie między człowiekiem, a zwierzęciem płynie z intuicji i bazuje na naszej własnej wewnętrznej zwierzęcości. Nie chodzi o porozumienie dusz, ani o porozumienie intelektualne, do którego my  możemy sobie rościć prawo. Nie wiem, czy takie porozumienie istnieje. Chodzi o intelekt oraz rozwój duchowy. Nie chcę tutaj urągać zwierzętom, ale muszę podkreślić, że nie mam takiego kontaktu z  koniem, ani z kotem, jaki mam z człowiekiem. Mimo że je uwielbiam i czasem czuję więź intelektualną z tymi zwierzętami i potrafię się od nich uczyć.


Każdy człowiek obserwując naturę może się dowiedzieć czegoś o sobie. Tu chodzi raczej o odszukiwanie zwierzęcości w człowieku, ale tej specyficznej zwierzęcości, która gatunkowo nas odróżnia. Kręcąc goryle zdałam sobie sprawę, jak niesamowicie jest zobaczyć zwierzęta tak bliskie nam – i w sposobie poruszania się i w budowie ciała – i móc interpretować ich decyzyjność. Te zwierzęta w zoo dobrze wiedzą, że są obserwowane. Czy one patrząc na nas przez tę szybę z drugiej strony i też graja w jakąś grę? I czy decydują o tym, co nam pokazywać? Na ile to my gramy z nimi, a na ile one grają z nami? Goryle wydają się ludzkie w swoim zachowaniu, ale może tylko dzięki naszej interpretacji. Ale czy my jesteśmy zwierzęcy, to też pozostaje kwestią naszej interpretacji. Świadomość ma dar kształtowania. Poszerzanie obszaru myślenia – nie na zasadzie estetycznej obserwacji natury – tylko obserwacji, w której utożsamiamy się z naturą absolutnie, odczuwając ją nawet fizycznie. Agresja jest czymś takim. Zwierzęta się zabijają, rozszarpują się na kawałki. A ludzie się biją, szarpią, łamią sobie nosy. I to jest pytanie: czy to jest zwierzęce, czy to jest ludzkie? Czy to jest za-

burzenie, czy to jest zdrowe zachowanie? Dużo pytań pozostaje bez odpowiedzi. Żółwie walczą o jedzenie i rozszarpują mysz na kawałki. Boję się tego, uciekam przed tym, a z drugiej strony budzi to we mnie zew. Niektórzy nienawidzą dotykać surowego mięsa. Krew z oprawianej ryby budzi obrzydzenie, ale jest pierwotnie bliska człowiekowi. Gdzie jest ta granica, kiedy się otwieramy na naszą zwierzęcą naturę, a gdzie zaczyna ona nad nami górować? Ludzie gwałcą. To działa jak blokada na intelekt, czyli blokada na interpretację własnych emocji, otworzenie się na drugą część swojej natury i podążanie za zewem. Zdrowa jednostka, modelowa, jak kilogram z Sèvres – choć nie wiadomo, czy takie coś istnieje – to chyba taka, która jest pośrodku i próbuje znaleźć constans nie przeginając ani w jedną, ani w drugą stronę. Ty próbujesz znaleźć taki constans artystyczny? Uważam, że sztuka pełna jest połączeniem dużej dawki emocji z intelektem. Agnieszka i Renata wnoszą w Psychoanimalja tę stronę intelektualną. Moje

poszukiwanie jest bardzo mocno skupione na emocjach i na intuicji, co często zamienia się w kuratorski zarzut, że będąc kobietą idę w atawizm. Dostrzega się tylko agresję: w ciele, w performansie, w obrazie, albo w samym przekazie. Ale tak naprawdę wszystkie moje działania, łącznie z zamykaniem ludzi w galerii, były przemyślane krok po kroku. Grzebanie w swoich emocjach nie jest wcale takie proste. Zgadzam się, że kobiety są bardziej uwrażliwione i emocjonalne. Nie boimy się płakać, krzyczeć, zdajemy się na instynkt. Mężczyźni są o wiele bardziej racjonalni, co być może wynika z blokady uwarunkowań kulturowych. Ale

to nie znaczy, że sztuka kobieca – taka, która jest tworzona przez kobiety – jest wyłącznie emocjonalna, mimo iż tak pozornie wygląda. Niestety często jest to tak oceniane. Kobietom nadal przypisywane jest działanie bezmyślne, co jest kompletnym absurdem. Spotykam się z tym wielokrotnie. Wszyscy przyszywają nam łatkę ekstrawertyzmu nie widząc jak wiele przemyśleń poprzedza to działanie. Można sobie tylko lecieć w emocje, ale działanie artystyczne nie będzie wtedy wymowne. Czysta emocja jest odczuwana jako emocja, nie jako sztuka. Wykreowanie sytuacji, z którą może się utożsamić odbiorca, w którą może wejść,


wymaga naprawdę dużo pracy intelektualnej. Wydaje mi się, że sztuka wyłącznie intuicyjna nie może być dobra. Ważna jest też konsekwencja. Konsekwencja, która wynika z  pewnej decyzyjności zaprzęgniętej w intelekt. Genialnie! A przy Psychoanimaljach pracują aż trzy kobiety. Zaprosiłaś do współpracy Agnieszkę Obszańską i Renatę Iwaniec. Każda z was jest silną osobowością i jesteście bardzo różne. Zajmujecie się skrajnie różnymi rzeczami. Agnieszka jest dziennikarką, Renata jest psychologiem, ty jesteś artystką. Jak się pracuje razem trzem kobietom, trzem różnym osobowościom? Wypracowałyście sobie jakąś hierarchię? Jestem rewolucjonistką, rebeliantką i jestem agresywna w tym co robię. Mimo to, jestem bardzo otwarta na innych. Trzy kobiety pracują nad projektem Psychoanimalja i każda z nas wkłada w niego swoją intuicję, swoje emocje i dużo intelektu. Ja jestem nawigatorem. Jako pomysłodawczyni trzymam w  sobie też całą ideę, którą Agnieszka i Renata bardzo dobrze rozumieją, w którą wchodzą i z którą się utożsamiają. Każda z nas

analizuje sytuację i zastanawia się, czy obraz, dźwięk i tekst mają jakiś wspólny sens. Ja, kręcąc wideo, myślę o tym, co pomyślałaby Renata, albo jaką Aga wymyśli do tego interpretację głosową. Oglądamy to z Agą, sugerujemy coś Renacie. Renata siedzi nad tekstem, wysyła różne propozycje i wspólnie to analizujemy. Renata jest bardzo wyczulona na kolor, zwraca uwagę na niuanse, jest bardzo wrażliwa na wizualność. Aga znów jest dynamiczną osobowością, która wnosi mnóstwo charyzmy do projektu. Bardzo cieszę, że mam możliwość z nimi współpracować. Tak naprawdę wybrałam je intuicyjnie i to  kolejny dowód na to, że słusznie polegam na własnej intuicji. Pierwszy film z cyklu pokazuje flaminga w schizofrenii katatonicznej. Traktuje o stanie totalnego odrętwienia i nieumiejętności podejmowania decyzji, znajdowaniu się w stanie permanentnego smutku. Pracowałyśmy nad nim latem. Pewnego dnia Aga zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Wszystkie żaluzje zasłoniłam, zaczęłam tarzać się po podłodze i krzyczeć, a potem dopiero zaczęłam nagrywać”. Ona też chciała fizycznie poczuć stan katatonii. Chciała wprowadzić swoje ciało

w stan bólu, żeby potem móc to interpretować głosem. Większego zaangażowania nie potrafię sobie wyobrazić. Renatę znam wiele lat i przyjaźnimy się od dawna. Agnieszkę znam krótko – rok – ale totalnie z nami współgra i absolutnie jesteśmy ze sobą kompatybilne. Wspólnie cudownie się rozumiemy i ufamy sobie. Renata wchodzi w każdy najmniejszy aspekt obrazu i godzinami go analizuje. Z Agą dyskutujemy o dźwięku. Efekt naszej pracy jest bardzo naturalny. Nie widać tego nakładu pracy, a jest on ogromny, aby udało się wydobyć meritum z emocji. W szkołach nas uczą, że artysta jest sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Jednak współpraca to bardzo waż-

ne doświadczenie w sztuce. Praca artystyczna wymaga pokory. Trzy kobiety... i wydaje mi się, że wychodzi całkiem niezła rzecz. Może trochę feminizuję, ale w moim doświadczeniu artystycznym jestem często negowana za takie akcje. Kiedy weszłam z bronią do galerii pod prąd pewnemu systemowi wszyscy mówili, że jestem wariatką i podążam za afektem. A to było bardzo dokładnie przemyślane. Zostałam zanegowana i przez rok mnie nie zapraszano do żadnych galerii. Mężczyzna, moim zdaniem, miałby łatwiej.


A które zwierzęta najbardziej cię zaskoczyły? Goryle. Były totalne. Podczas kręcenia skupiłam się na fragmentach obrazu i obserwacji szczegółowej. Kręciłam dwa goryle, które biły się niby dla zabawy. W pewnym momencie w kadr wszedł wielki goryl, który był przywódcą stada. Przestraszyłam się, ale zaraz skierowałam kamerę na środek szyby, dokładnie tam, gdzie stał, tyłem do mnie. Wiedział, że tylko ja go obserwuję. Kucnął. Zasłaniał cały widok. Kiedy odszedł zorientowałam się, że zrobił kupę! Specjalnie na widoku. Zagrywka w stylu: popatrz, nie szanuję cię. I teraz nasuwa mi się pytanie: czy jego działanie było świadome i intencjonalnie? Widzi i rozumie, że jest w centrum uwagi i zamiast pozować jak inne goryle załatwia potrzebę fizjologiczną, której interpretacja jest jednoznaczna. Oczywiście to jest jakaś imputacja. Można zastanawiać się jak dalece idzie moja interpretacja, a na ile to może być prawdziwe. Przez pryzmat własnych doświadczeń odgraniczamy kreację od prawdy. Choć ta granica jest płynna. Jesteśmy w twojej pracowni zdominowanej przez farby i płótna. Pracujesz jednak z wieloma innymi mediami. Co takiego pociąga cię w obrazie wideo, czego nie może dać ci malarstwo? Swoją pracę z wideo buduję na przekonaniu, że wideo to żywy obraz. Widzisz jak tutaj wyglądają obrazy. Ten niebieski – on płynął. Moja praca polega na tym, że podchodzę do tego obrazu, wyjmuję podkłady spod ramy i farba płynie w jedną stronę. Ta praca z materią jest jak

praca z psychiką. Dla mnie praca z obrazem to nie tylko praca nad wizualnością, ale także przywiązanie do materii. Pracując nad płótnem jestem załamana, kiedy farba wysycha i przestaje pracować. Robię obrazy miękkie w dotyku, które cały czas pracują. To jest coś, co jest tożsame z ciałem, co transformuje, zmienia postać w czasie. Jest we mnie lęk, ale i ciekawość, że to popłynie, że się rozwali

w transporcie... ale dalej będzie żyło. Daje mi to satysfakcję z przemijalności i czasowości. Zaczęłam robić wideo właściwie tylko dlatego, że brakowało mi w obrazie wymiaru czasowego. Poszukiwałam życia w obrazie, nie tylko jego wizualności i przedstawialnoci. Proces tworzenia jest dla mnie o wiele ważniejszy, niż efekt. Droga ważniejsza, niż cel. W świecie malarzy, w świecie sztuk wizualnych było to totalnie niepojmowalne. Skupiałam się cały czas na procesie, wkładaniu rąk w materię, doświadczaniu emocji. Poszukiwałam – i cały czas poszukuję – sposobu na oddanie swojego doświadczenia drugiemu człowiekowi. Aby móc dzielić się tym, co w procesie najlepsze, żeby przekazać pełnię, której doświadczam przez moment w trakcie kreowania obrazu. 11 lat pracowałam, aby do tego dojść. Wideo oprócz wymiaru wizualnego oferuje również możliwość przedstawienia. Bo oto stoi przed nami zwierzę, które ma swoją rzeczywistość, które jest zbudowane z krwi i kości. Do tego dostaje interpretację emocjonalną. Co więcej, ma też swoją emocjonalność. Wideo jest dla mnie absolutnie żywym obrazem. Daje mi pełnię, ponieważ jest interpretowane w czasie rzeczywistym. Mnie wystarcza wizualność tych moich obrazów, które się rozlewają. Wizualność jest podstawą sensu mojej egzystencji. Ale nie jest to  rozumiane przez innych. Pokazując obrazy czuję się, jakbym mówiła w języku, którego nikt inny nie zna. Czyli sztuka jest przekazem? Nie chodzi o to, żeby to był przekaz sensu stricto, bo nie wyznaję doktryny, że sztuka jest przekazem. Jest to znacz-


nym uproszczeniem. Ale chodzi o to, żeby dzieło było na tyle wymowne i na tyle zrozumiałe, na ile jest to możliwe jednocześnie pozostawiając spory obszar do interpretacji. Każdy wchodząc na wysoki szczyt górski coś odczuwa. Niektórzy mają lęk wysokości, niektórzy podziwiają przestrzeń, niektórzy robią selfie, niektórzy czują wiatr na twarzy, niektórzy obserwują ptaki, inni przełamują własne słabości. Każdy ma inny rodzaj satysfakcji zdobywając szczyt, ale wydaje mi się, że poziom satysfakcji i odczuwania jest w każdym przypadku podobny. Dążę do tego, aby poziom odczuwania moich prac był tożsamy z moim poziomem. Ale co to będzie? To jest indywidualna interpretacja. Popatrz na ten obraz. Looks like life mówi o początku i końcu życia, inspirowany buddyjską sentencją, że życie jest jak chmura, która pojawia się na niebie, a śmierć to jest chmura, która znika. Ja tam widzę ludzki embrion. Nigdy w życiu. To samo powiedziała pewna galerzystka, która była u mnie ostatnio. A żadnego embriona dla mnie tam nie ma i nie było nigdy. Ale znów tytuł może być sugestywny. A kamera, obraz wideo dla mnie jest absolutnie wymowny i pełny. Ale jak to zrobić? Ja wierzę w metafizykę. Wierzę, że robię rzeczy interpretowalne w różny sposób, a jednocześnie podobny. Wygląda jak życie. A dla was jest tu embrion. Sztuka to wchodzenie na obszary metafizyczności. Robisz coś, co dotyka wrażliwego obszaru i dokładnie nie wiesz którędy to idzie, ale to jest to. Wydaje mi się, że tego nie można wykoncypować, tylko nad tym trzeba pracować

konsekwentnie latami. Ale bardzo pomocna jest współpraca, otwieranie się na ludzi, doświadczanie i intelekt, oczytanie, merytoryka. Dzięki samej intuicji – może i można – ale ja potrzebuję bazy. Zawsze dużo czytałam o sztuce, z fascynacją wchłaniałam książki, biografie artystów. Czasami specjalnie wkładam jakiś tytuł zaczerpnięty z literatury, albo bazuję na doświadczeniu innego artysty. Świadome bazowanie na wiedzy. Lata praktyki i konsekwencja – to jest chyba najważniejsze. Współczesne malarstwo często spotyka się z zarzutem nieinterpretowalności, nawet jeśli dzieło posiada głęboki kontekst. Z obrazem malarskim jest o tyle trudniej, że odbiorcy są przyzwyczajeni, że obraz jest do oglądania, a rzadko do odczuwania. Mimo wielu podejmowanych prób zmiany tej sytuacji, obraz to element dekoracyjny, dobierany do sofy.

A wideo niesie ze sobą ten obszar braku dekoracyjności i szerszej interpretacji. Ludzie – przeciętni, nie koneserzy sztuki – czasami wpadną do kina na coś naprawdę dobrego. Między komercyjną papką schwarzeneggerów pojawiają się naprawdę dobre filmy, które otwierają odbiorcę na doświadczenia innego typu. Przeciętny człowiek jest przygotowany na to, że wideo może go zaskoczyć, że może otworzyć się na jakieś przeżycie. Obraz jest niestety zamknięty w swojej ramie. Mimo iż wkładam tam cały wachlarz emocji i masę fizycznej pracy. Ludzie pojmują go w kategoriach ładny – nieładny. Obraz potrafi być niewymowny w ogóle. Wyszłam do medium wideo, ponieważ ono daje mi możliwość dotarcia do odbiorcy bardziej, niż przez malarstwo. Kiedy idziesz oglądać do galerii wideo, jak już założysz te słuchawki, jak cię złapie, to zatrzymuje na dłużej, zostawia jakiś ślad. Z obrazem na płótnie jest o wiele trudniej. Niewielu na  niego dłużej, niż 5, 10 sekund. Dla mnie on żyje, dla odbiorcy jest raczej martwy. Marcel Duchamp powiedział, że dzieło sztuki egzystuje w pełni dopiero z odbiorcą. Z każdym odbiorcą inaczej, ale dopiero wtedy jest pełne, kiedy ma  odbiorcę. Ja się z tym zgadzam. Poczułam tę pełnie dopiero, kiedy ludzie zaczęli coś mówić, interpretować, zaczęli wydalać swoje emocje w stosunku do tego, co ja zrobiłam. Wideo daje większe szanse odbiorcy, kusi go, żeby się przed nim otworzyć, żeby coś przeżyć i czegoś doświadczyć. Warszawa, 6 listopada 2015


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.