Wojciech Surówka OP, Bóg i wieczność

Page 1



WOJCIECH SURÓWKA OP

BÓG

I WIECZNOŚĆ

Wydawnictwo Esprit


Copyright © Wojciech Surówka OP 2020 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Esprit 2020 All rights reserved Na okładce: Liviu Dumitrescu – Romania www.byzantinepainting.com Redakcja: Agnieszka Zielińska Korekta: Malwina Kozłowska, Monika Nowecka Skład i łamanie: Nina Nykiel ISBN 978-83-66407-76-3 Wydanie I, Kraków 2020 Druk i oprawa: Abedik Wydawnictwo Esprit sp. z o.o. ul. Władysława Siwka 27a, 31-588 Kraków tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19 e­‑mail: sprzedaz@esprit.com.pl ksiegarnia@esprit.com.pl biuro@wydawnictwoesprit.com.pl Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl


Na cóż nam te wszystkie doczesne zwycięstwa, tak wielką okupione ceną, skoro nie znamy odpowiedzi na pytanie o wieczność. Sobór Watykański II Gaudium et spes, nr 10



MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA



MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

Nie jestem prorokiem, ale doskonale wiem, co czeka nas w przyszłości. Każdego z nas, niezależnie od tego, jak i przez ile lat będziemy żyli, czeka w końcu śmierć. Tego jednego możemy być absolutnie pewni. Wszystko inne jest mniej lub bardziej prawdopodobne. Ta jedna kwestia jest niezaprzeczalna: dążymy ku śmierci. Śmierć jest momentem przejścia, poza którym odkrywa się horyzont innego życia. Jednak pomyłką jest myślenie, że życie wieczne rozpocznie się dopiero po śmierci. Przecież już teraz, właściwie od momentu poczęcia, jesteśmy nieśmiertelni. Nasze istnienie, podobnie jak istnienie aniołów, ma swój początek, ale nie ma końca – w przeciwieństwie do istnienia Boga, które nie ma ani początku, ani końca, i w odróżnieniu od życia zwierząt, które ma swój początek oraz koniec. W modlitwie za zmarłych wyznajemy: „Bo życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”. Nasze życie trwa. Można w tym procesie wyróżnić dwie płaszczyzny: z jednej strony coś radykalnie się zmienia, z drugiej zaś w tej zmianie istnieje jakaś ciągłość. Co się zmienia? W tym miejscu warto zwrócić uwagę na najogólniejsze aspekty owej przemiany; szerzej zostanie ona omówiona w dalszych rozdziałach. Nasze życie po śmierci, a dokładniej mówiąc: po zmartwychwstaniu naszego ciała, będzie życiem przemienionym. Wydaje się, że właśnie kategoria przemienienia ludzkiej natury najlepiej oddaje rzeczywistość, która nas czeka. Kiedy tłumaczę to dzieciom, uciekam się do prostego przykładu wziętego z przyrody. Jezus

9


BÓG I WIECZNOŚĆ

10

wielokrotnie korzystał z podobnych porównań. Czekająca nas przemiana jest podobna do tej, jaka zachodzi w życiu gąsienicy, która staje się motylem. Gdyby gąsienica mog­ła myśleć, pewnie nigdy by nie przypuszczała, że będzie kiedyś latać, a jej pokarmem stanie się nektar w miejsce liści. Gdyby mog­ła marzyć o niebie, pewnie przedstawiałaby je sobie jako wielki, niekończący się liść kapusty. To, co czekało ją w okresie przeobrażenia, okazało się dla niej wielką niespodzianką. Jezus w podobny sposób tłumaczył tajemnicę naszego zmartwychwstania, odwołując się do obrazu ziarna obumierającego w glebie. Święty Paweł rozwinął tę myśl w Pierwszym Liście do Koryntian. Apostoł pisze, że „to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwyk­ łym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. […] Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe” (1 Kor 15, 36–37; 42–44)1. Widzimy więc, że przemiana, która nas czeka, będzie radykalna. Gąsienica staje się motylem, z ziarna wyrasta ogromne drzewo, człowiek staje się nowym stworzeniem. 1 Wszystkie cytaty biblijne podano za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. 5, Poznań 2016.


MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

Jednak w porządku łaski, w przeciwieństwie do porządku przyrody, proces przemiany nie zakłada całkowitego zniszczenia poprzedniego etapu życia. Metafora gąsienicy i ziarna wskazuje tylko na jeden aspekt tej zmiany. W procesie tym da się wyróżnić również element ciągłości. Czekająca nas przemiana nie oznacza radykalnego odcięcia się od przeszłości. To my przechodzimy przez bramę śmierci. Używając znowu prostego przykładu, możemy powiedzieć, że śmierć nie jest formatowaniem twardego dysku. W życie wieczne nie wchodzimy z czystą kartą, ale zachowujemy ciągłość osobowości. Tym niewidzialnym elementem, który przechodzi przez bramę śmierci i zachowuje ciągłość, jest właśnie nasza dusza. W 1979 roku Kongregacja Nauki Wiary, odpowiadając na różne błędne wizje życia przyszłego, jeszcze raz potwierdziła wiarę Kościoła w istnienie nieśmiertelnej duszy. W dokumencie czytamy, że Kościół „przyjmuje istnienie i życie, po śmierci, elementu duchowego, obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że «ja ludzkie» istnieje nadal, chociaż w tym czasie brakuje dopełnienia jego ciała”2. Ten element Kościół nazywa duszą. Ona trwa cały czas. W tym sensie nieustannie nosimy w sobie zadatek życia wiecznego. Już z racji samego stworzenia ziarno wieczności

2 Kongregacja Nauki Wiary, List do biskupów o niektórych zagadnie‑ niach dotyczących eschatologii, opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/zbior/t_1_35.html [dostęp: 09.07.2020].

11


BÓG I WIECZNOŚĆ

12

zostało złożone w naszych sercach. Jednocześnie wciąż oczekujemy objawienia się wieczności po naszej śmierci. Obie nieskończoności wydają się nam niezmiernie odleg­ łe. Pierwsza ginie w bardzo ograniczonej perspektywie naszego serca. Ziarno wieczności złożone w naszej duszy wydaje się tak małe, tak słabe i nieaktywne, że bardzo często właściwie nie zdajemy sobie z niego sprawy. Druga nieskończoność ginie w perspektywie nieznanej liczby lat dzielących nas od dnia śmierci oraz końca świata. Próba ogarnięcia tych dwóch perspektyw to zadanie przypominające wysiłek umieszczenia całego kosmosu w jednej krop­li wody. Wydaje się to niemożliwe, ale właśnie to dokonuje się w naszej duszy. Jak nauczyć się żyć w świetle tych dwóch perspektyw? Kiedy w początkowych latach szkoły podstawowej uczestniczyłem w zajęciach plastycznych, postawiono nam za zadanie narysowanie widoku z okna naszego domu. Od dziecka lubiłem rysować. Jest to pewnie zasługa rodziców, którzy nie tylko zachęcali mnie do tego, ale również sami zajmowali się twórczością. W tamtym okresie odkryłem perspektywę. Rysując widok z okna, zauważyłem, że droga to nie dwie równoleg­łe linie, ale dwie linie, pomiędzy którymi odleg­łość stale się zmniejsza, aż do małego punktu gdzieś na horyzoncie. Jest to dość oczywiste, jednak dla kilkuletniego chłopca było to wielkie odkrycie. Tym większe, że dokonałem go samodzielnie. Nikt nie mówił mi: popatrz, jak narysujesz drogę tak, to będzie bardziej


MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

podobna do tej, którą widzisz przez okno. Po prostu patrzyłem na drogę i nagle zobaczyłem perspektywę. Od tego momentu wszystko zacząłem rysować inaczej. Ludzie na rysunkach nie byli tej samej wielkości – niektórzy byli mniejsi, bo stali dalej. I choć wydawało się to nielogiczne, rysunek wyglądał bardziej realistycznie. Kartka papieru zaczęła mnie wciągać. Chciałem uzyskać jak najlepszy efekt perspektywy, więc osoby na horyzoncie były tylko punkcikami. Dopiero po latach zrozumiałem, że ta prosta nauka wypływająca z obserwacji przestrzeni przekłada się również na nasze rozumienie czasu. Czas i przestrzeń są przecież ze sobą nierozerwalnie związane. Droga, którą widziałem z okna rodzinnego domu, z czasem stała się drogą mojego życia. Również ona ginie gdzieś w nieskończoności horyzontu. Ta oddalająca się perspektywa przypomina mi o moim dążeniu ku śmierci czy też o końcu świata. Mówimy przecież czasem o perspektywie życia. Jesteśmy wychyleni ku przyszłości. Takie spojrzenie odsuwa jednak w naszej świadomości punkt śmierci w daleką przyszłość, czasem nawet w nieskończoność. O końcu naszego życia myślimy bardzo rzadko albo i wcale. Istnieje jednak jeszcze inny sposób ujęcia perspektywy. Odkryłem go dużo później, będąc już w zakonie. W nowicjacie poczułem powołanie do pomocy naszym braciom pracującym w Rosji i na Ukrainie. Czytałem sporo literatury prawo­sławnej i właśnie w tamtym okresie trafiłem

13


BÓG I WIECZNOŚĆ

14

na książkę rosyjskiego teologa Pawła Florenskiego Ikono‑ stas i inne szkice. To, co w niej znalazłem, było kolejnym niezwyk­łym odkryciem. Tym razem nie dokonałem go sam – ktoś musiał wziąć mnie za rękę i wprowadzić w zupełnie nowy świat. Książka jest poświęcona ikonie. To specyficzny rodzaj sztuki religijnej, której kanon został wypracowany jeszcze w starożytności w Bizancjum. Celem ikony nie jest przedstawienie świata realnego, ale wprowadzenie widza w świat ducha, ukazanie tajemnych i nadprzyrodzonych zjawisk. Innymi słowy, chodzi o uchylenie rąbka tajemnicy i pokazanie, jak wygląda życie w niebie. Aby osiągnąć ten cel, artyści malujący ikony wykorzystywali tak zwaną perspektywę odwróconą. Jest to taki sposób oddania trój­ wymiarowych przedmiotów na płaszczyźnie, że punkt zbiegu linii perspektywicznych znajduje się przed płaszczyzną obrazu, a nie, jak w perspektywie linearnej, za nią. Droga nie zbiega się gdzieś w odleg­łym punkcie na horyzoncie, ale w moim sercu. Wykorzystanie odwróconej perspektywy wywołuje wrażenie źle namalowanego obrazu, sztuki naiwnej. Dlatego czasem nazywa się taką perspektywę zepsutą lub fałszywą. Taka nieporadność nie tylko nie budzi irytacji, lecz wręcz wzbudza zachwyt. „Widz dostrzega przewagę artystyczną tej ikony, na której pogwałcenie zasad perspektywy jest największe – pisze Floreński – zaś ikony bliższe «poprawnemu» rysunkowi wydadzą mu się zimne i pozbawione


MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

życia”3. Ikony, które pod względem artystycznym wywołują największe wrażenie, zawsze mają jakąś perspektywiczną skazę. „Naruszenie zasad perspektywy linearnej – pisze rosyjski teolog – jest pozytywną stroną tego malarstwa, jego siłą”4. Warto dodać, że jest to tradycja wypracowana przez pokolenia malarzy – nie kaprys artystyczny, lecz dorobek wielu pokoleń modlących się ludzi. Dlaczego w ten sposób malowano wieczność? W tym artystycznym chwycie chodzi o to, by przedstawianą rzeczywistość umieścić w sercu człowieka. Perspektywa prowadzi nasz wzrok nie w kierunku odleg­łego punktu na horyzoncie, ale zbiega się w sercu tego, kto modli się przed ikoną. Artyści chcieli podkreślić dwie kwestie. Po pierwsze, celem ikony jest przedstawienie innej rzeczywistości, takiej, która nie odpowiada realiom świata widzialnego. Po drugie, ikony mają wyraźnie modlitewny charakter. Rzeczywistość, na którą patrzymy, przenika do naszego serca. Można powiedzieć, że w klasycznym malarstwie, które odkryłem, będąc w pierwszych klasach szkoły podstawowej, obraz jest oknem, przez które patrzę na świat. Natomiast w malarstwie ikonograficznym poprzez ikonę to inny świat patrzy na mnie, a dokładniej mówiąc: przychodzi do mnie przez okno, którym jest ikona.

3 P. Florenski, Ikonostas i inne szkice, tłum. Z. Podgórzec, Białystok 1997, s. 213. 4 Tamże, s. 214.

15


BÓG I WIECZNOŚĆ

16

Również ten rodzaj perspektywy możemy odnieść do naszego życia. Chodzi o tę nieskończoność, którą jest nasze serce. Święty Augustyn pisał w Wyznaniach, że niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. Tylko nieskończoność Boga jest w stanie wypełnić pragnienia naszego serca. W Katechizmie Kościoła katolic­kiego czytamy, że „pragnienie Boga jest wpisane w serce człowieka, ponieważ został on stworzony przez Boga i dla Boga. Bóg nie przestaje przyciągać człowieka do siebie i tylko w Bogu człowiek znajdzie prawdę i szczęście, których nieustannie szuka”5. Widzimy więc dwie perspektywy: odleg­łą perspektywę życia wiecznego oraz niezwyk­le bliską perspektywę nieskończoności naszego serca. Im bliżej siebie umiejscowimy te dwa punkty, tym bardziej będziemy mog­li żyć na tym świecie, będąc już nie z tego świata. Bolączką współczesnych czasów jest utrata tych dwóch perspektyw. Uciekamy zarówno od końca świata, jak i od własnego serca. Pragnę przytoczyć świadectwa dwóch wybitnych teologów. Włosko­‑niemiecki teolog Romano Guardini pisze: „Na dnie autentycznego, zdrowego życia kryje się duch kontemplacji. Choćby nie wiem jak potężna była siła woli i działania, i poszukiwań, musi ona spoczywać na jakiejś głębi, gdzie panuje cisza, głębi, która odbija się w wiecznej i niezmiennej prawdzie. Taka jest postawa 5 Katechizm Kościoła katolic­kiego, Poznań 2012, dalej: KKK, nr 27.


MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

człowieka zakorzenionego w wieczności. Jest nią pokój. Ma w sobie równowagę, jaką daje zwycięstwo nad życiem. Nie spieszy się, ma czas. Może czekać, karmiąc to, co wzrasta”6. Czy nasze życie jest autentyczne i zdrowe? Czy brak pokoju, który w sobie nosimy, nie jest spowodowany właśnie utratą perspektywy wieczności? Współczesna kultura nie pomaga nam w jej odnalezieniu. Jest to raczej kultura chwili. Coraz bardziej jesteśmy przywiązani do tego, co przyziemne. Jednym z objawów tej tendencji jest nieumiejętność czekania. Dawniej czekaliśmy na list od bliskiej osoby przynajmniej tydzień, później, kiedy pojawił się internet, liczyliśmy, że przyjaciel odpowie w ciągu jednego dnia, dziś, w świecie smartfonów, oczekujemy natychmiastowej reakcji. A Bóg odpowiada jak Drzewiec z Władcy Pierścieni – czasami nie wystarczy jednego pokolenia, żeby usłyszeć Jego odpowiedź. Perspektywa wieczności znika nie tylko z oblicza współczesnej kultury, ale również z Kościoła. Na tę kwestię od wielu lat zwraca uwagę Joseph Ratzinger. Kiedy został papieżem, wielu komentatorów zastanawiało się, dlaczego wybrał imię Benedykt i właśnie takiego patrona. Znając jego twórczość, myślę, że nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że dokonał tego wyboru właśnie ze względu na wieczność. Odwoływał się nie tylko do Benedykta z Nursji, założyciela słynnego opac­twa na Monte Cassino i autora reguły życia 6 R. Guardini, Bóg daleki, Bóg bliski, tłum. J. Koźbiał, Poznań 1991, s. 159– 160.

17


BÓG I WIECZNOŚĆ

18

monastycznego, ale również do swojego poprzednika, Benedykta XV. Kiedy w 1914 roku kard. Giacomo della Chiesa został papieżem, pisał: „Z wojną, która właśnie wybuchła, rozpoczynają się «nowe czasy». Nastąpi przełom we wszystkich dziedzinach życia, podobnie jak w czasach Benedykta, przy przejściu od starożytności do średniowiecza. Umyślnie obrałem jako papież imię Benedykta, aby «nowym czasom», które się teraz zaczynają, tak wskazać na Boga, jak niegdyś Benedykt wskazał na Boga rodzącemu się średniowieczu”7. Kiedy papież Benedykt XVI rezygnował z urzędu, jego ostatnie słowa brzmiały: „Dla świata chciałbym pozostać nieznany”. Wszystkie jego książki, które przeczytałem, w świetle tych słów nabierają nowego znaczenia. Zastanawiając się nad przyszłością Kościoła, pisał jeszcze jako wyk­ładowca teologii, że „tylko ten, kto daje siebie, tworzy przyszłość”8. Myślę, że pisał o oddaniu się nie jakiejś idei, lecz Bogu. Jego wycofanie się z działalności nie było dla mnie ucieczką, było jeszcze pełniejszym i głębszym oddaniem się Bogu. Stoimy wobec nowych wyzwań, na które jeszcze nie znamy odpowiedzi. Często czujemy się zagubieni. Jestem przekonany, że w czasach zamętu tym bardziej należy dołożyć wszelkich starań, aby odnaleźć perspektywę wieczności, 7 Cyt. za: E.M. Heufelder, Rozleg­łość serca, tłum. benedyktyni tynieccy, Tyniec 2004, s. 13–14. 8 J. Ratzinger, Wiara i przyszłość, tłum. P. Waszczenko, Warszawa 1975, s. 74.


MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

aby na nowo Bóg stał się obecny w życiu naszych wspólnot. Bóg żywy, wszechmocny i wieczny, a nie jedynie Jego namiastka. Dla pierwszych chrześcijan perspektywa ostateczna była podstawowym wektorem ich życia. Obecnie trzeba do tego powrócić. Należy zmienić kierunek: powracać nie do przeszłości, ale do przyszłości. Przez lata katechezy przyzwyczajono nas, że wszystko zaczyna się od stworzenia świata, od Adama i Ewy, i grzechu pierworodnego. Musimy koniecznie odwrócić per­ s­pektywę. Dla nas wszystko zaczyna się nie od stworzenia, nawet nie od odkupienia, ale od przyjścia Chrystusa w chwale. To Jego przyjście jest przecież momentem naszego nawrócenia, czyli naszego chrztu. Wtedy spotykamy się ze Zmartwychwstałym. Życie chrześcijanina jest nie tylko wspominaniem tego, co wydarzyło się w historii zbawienia, jest przede wszystkim spotkaniem z Tym, który stale do nas przychodzi. Apostoł Paweł nazywa Chrystusa: „Ten, który przychodzi” (ho erhomenos). Nie: „Ten, który przyszedł”, ani: „Ten, który przyjdzie”, ale właśnie: „Ten, który przychodzi”. Jest to stały proces wchodzenia wieczności w nasze życie. Trzeba odwrócić wektor katechizmowej wyk­ładni wiary, który rozpoczyna się od stworzenia świata, aby następnie poprzez tajemnicę odkupienia doprowadzić nas do czasów ostatecznych. W życiu duchowym należy wszystko rozpoczynać od końca. Życiem duchowym rządzi nie logika systematycznego wyk­ładu wiary, ale logika miłości, logika oczekiwania na przyjście Pana. Dlatego

19


BÓG I WIECZNOŚĆ

20

pierwotny Kościół przenikało radosne wołanie: Marana tha! – Przyjdź, Panie! Jak żyć w tych dwóch perspektywach w kulturze chwili i w Kościele dotkniętym zamętem? Jak przyzwyczajać się do wieczności? Wydaje się, że uprzywilejowane są dwie strategie: upraszczanie i liturgia. W strategii upraszczania powinniśmy znowu w centrum naszej duchowości postawić śmierć – nie jako koniec życia na ziemi, ale jako moment wypełnienia się Bożych obietnic. Jedno z wielkich oszustw Szatana polega na wmówieniu nam, że życie się kończy. Jeśli to mu się uda, zaczynamy żyć w perspektywie życia na ziemi. Budujemy większe spichlerze, by pomieścić jak najwięcej dóbr. Może to być dobro materialne, ale również dobro duchowe, wykształcenie, rozwój osobisty. Składamy ziarno do ziarna w spichlerzu naszego życia, nie orientując się nawet, że ziarno zaczyna gnić. „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie” (Łk 12, 20). Pan Jezus wielokrotnie pokazywał inną strategię – strategię obumierającego ziarna. Szatanowi wciąż udaje się odwracać wektor chrześcijańskiego życia. Zamiast patrzeć w przyszłość, poza granicę śmierci, patrzymy na to, co już odeszło, i za wszelką cenę kurczowo chwytamy się doczesności. Pan zaprasza nas do tego, żeby doświadczenie śmierci uczynić centrum chrześcijańskiego życia. Zaakceptowanie końca, kres, klęska stają się początkiem życia. Gdybym miał z całej Ewangelii wybrać jeden obraz, który symbolizuje


MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

dynamikę życia chrześcijanina, wybrałbym właśnie obumierające ziarno. Dużo ostatnio mówi się w Polsce (i nie tylko) na temat nowej ewangelizacji. Kościół powinien wyjść poza własne granice, aby poszukiwać tych, którzy sami do niego nie przyjdą. Zgadzam się z tym, jednak patrząc na historię Kościoła, obserwujemy tajemniczą prawidłowość. Odnowa Kościo­ ła zazwyczaj rozpoczyna się od wycofania się z tego świata, aby być tylko dla Boga. Tak przecież było w wypadku świętych Benedykta, Franciszka, Teresy z Ávili i Jana od Krzyża, a w Polsce – br. Alberta i Rafała Kalinowskiego. Działanie wyrasta z kontemplacji. Nie chodzi jednak tylko o to, żeby wycofać się na chwilę z tego świata. Decyzja o całkowitym byciu jedynie z Bogiem była dla tych świętych ostateczna. To sam Bóg posyłał ich potem w ten świat. Myślę, że nowa ewangelizacja rozpocznie się od kontemplacji i będzie dziełem samego Boga. Trzeba nam jak Eliasz przejść przez pustynię, by spotkać się z Bogiem na górze. Dopiero wtedy usłyszymy Jego słowo, które pokaże nam, co mamy czynić. Apostolstwo rodzi się z głębokiego zjednoczenia z Bogiem – zarówno apostolstwo poszczególnych chrześcijan, jak i wspólnot czy grup. Kiedy mówię o postawieniu śmierci w centrum chrześcijańskiej duchowości, myślę o obumierającym sercu. Powracanie myślą do realnej własnej śmierci doskonale w tym pomaga. Francuski filozof Jean Guitton pisał, że „nieświadomie przekracza się co roku rocznicę własnej śmierci – kamień

21


BÓG I WIECZNOŚĆ

22

porośnięty mchem, podobny do innych”9. Wszyscy świętujemy dzień naszych narodzin. W Kościele przyjęte jest wspominanie świętych w dzień ich śmierci, to znaczy narodzin dla wieczności. Nikt z nas jednak nie zna dnia własnej śmierci. Jak słusznie zauważa Guitton, co roku nieświadomie go przekraczamy. Może to było właśnie dzisiaj? Może to właśnie ten dzień będzie dniem mojego wejścia w wieczność? Kiedy umierał o. Joachim Badeni, ostatnie jego słowa brzmiały: „Dziś zaślubiny”. Każdy dzień powinien być przygotowaniem na zaślubiny. Wtedy odleg­ła perspektywa życia wiecznego zaczyna być częścią naszego życia. Drugą strategią życia w perspektywie wieczności jest liturgia. Od samego początku była ona oczekiwaniem, nie tylko wspominaniem. W liturgii, w przeciwieństwie do prywatnej pobożności czy nawet wielkich spotkań modlitewnych, możemy być pewni obecności Boga. I nie chodzi wcale o to, ilu nas jest albo czy kościół jest piękny, ale o wołanie, które powinno napełniać nasze serce. Koptyjski mnich Matta el­ ‑Maskîne pisał, że „według Księgi Apokalipsy człowiek nie ma mówić: «Przyjdźcie», ale raczej: A kto słyszy, niech powie: «Przyjdź!»”10. Nieskończone pragnienie naszego serca zaczyna wołać ku wieczności.

9 J. Guitton, Dziennik, tłum. J. Nałęcz, Warszawa 1965, s. 136. 10 Matta el­‑Maskîne, Komunia miłości, tłum. J. Dembska, Tyniec 2008, s. 272.


MARANA THA – CZYLI ZACZYNAMY OD KOŃCA

Żyjemy ciągle w perspektywie dwóch nieskończoności: naszego serca i wieczności. Im bardziej zbliżają się one do siebie, tym bardziej żyjemy w tym świecie, ale jesteśmy już nie z tego świata.



SPIS TREŚCI

Marana tha – czyli zaczynamy od końca   7 Koniec czy pełnia?   25 Już i jeszcze nie   41 Koniec świata   59 Zmartwychwstanie ciała   75 Sąd nad światem   97 Piekło – margines życia   117 Zstąpienie do szeolu   133 Czyściec  147 Niebo – odzyskiwanie raju   167 Uchylona zasłona   185 Zakończenie. Signum magnum  197


Jedno w naszym życiu jest pewne: każdy z nas dąży ku śmierci. W dzisiejszym świecie człowiek zapomina o tej niezaprzeczalnej prawdzie. Jesteśmy zanurzeni w kulturze chwili. Tracimy przez to ostrość widzenia. Zapominamy o perspektywie wieczności… Wojciech Surówka OP przypomina, że chrześcijaństwo roz­ pięte jest pomiędzy „już” i „jeszcze nie”. Nasze serca powin­ no przepełniać radosne wołanie: Marana tha – Przyjdź, Pa­ nie! Jak jednak wzbudzić w sobie to oczekiwanie? Co zrobić, by nie powtarzać, że się wiecznie nie ma czasu? I jak odna­ leźć prawdziwy pokój duszy? WOjciech SuróWka OP – dominikanin, teolog, publicysta. Dusz­ pasterz Wspólnoty Lednica 2000. Wiele lat pracował w Rosji i na Ukra­ inie. W latach 2011–2019 był dyrektorem Instytutu Nauk Religijnych św. Tomasza z Akwinu w Kijowie. ISBN 978-83-66407-76-3

9

788366 407763

cena 29,90 zł (5% VAT) esprit.com.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.