




Nowe poszerzone wydanie
Wydawnictwo Esprit
Copyright © Katarzyna Szkarpetowska 2025
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Esprit 2025
All rights reserved
Projekt okładki: © Małgorzata Bocian
Fotografia na okładce: © Henryk Przondziono / Foto Gość
Redakcja: Natalia Biegańska, Magdalena Mnikowska,
Justyna Jagódka
Skład: Judyta Zegan
i SB n 978-83-68317-71-8
Wydanie ii , Kraków 2025
Druk i oprawa: Abedik
Wydawnictwo Esprit sp. z o.o. ul. Władysława Siwka 27a, 31-588 Kraków tel. 12 267 05 69, 12 264 37 09
e-mail: sprzedaz@esprit.com.pl ksiegarnia@esprit.com.pl biuro@esprit.com.pl
Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl
Gdy dotarła do mnie wiadomość o Twojej śmierci, poczułam żal. Poznaliśmy się tak późno (bo co to jest niespełna rok?), dopiero zaczęłam cieszyć się Twoją obecnością w moim życiu, a Ty odszedłeś. Nie chciałam, nie potrafiłam uwierzyć, że więcej Cię nie zobaczę i nie usłyszę.
Powiedzieć, że pokochałam Cię za całokształt, to za mało. Pokochałam Cię za Twoją autentyczność, za to, że nie byłeś ugrzecznionym księdzem, a najbardziej za zdanie, na które natrafiłam, czytając jedną z Twoich książek. Napisałeś: „Jako ksiądz muszę przyjmować na siebie wściekłość, którą człowiek ma wobec Boga”. Dziękuję za Twoje poczucie humoru, za Twoją otwartość, sumienność, rzeczowość i wszystkie z Tobą rozmowy. Lubiłam Twoje: Pacta sunt servanda (Umów należy dotrzymywać).
Często wracam pamięcią do naszego pierwszego spotkania. Pamiętam, że przy przywitaniu zwróciłam uwagę na Twoje okulary –
odpowiednio dobrane do kształtu twarzy, bardzo gustowne. Powiedziałeś mi kiedyś, że w okularach czujesz się bezpiecznie. Nie wiem, czy je lubiłeś – jakoś nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby Cię o to zapytać – ale wyglądałeś w nich naprawdę dobrze. Ze znajomym księdzem złożyliśmy Ci wizytę w Twoim rodzinnym domu w Sopocie. Przywieźliśmy wtedy relikwie bł. ks. Jerzego Popiełuszki, o wypożyczenie których poprosiłam proboszcza jednej z wyszkowskich parafii. Pamiętam Twoje zaskoczenie, będące reakcją na ten dość nietypowy „prezent”.
Zaskoczenie, ale też radość i to, co wydarzyło się później. Gdy już przywitałeś się z nami i z ks. Jerzym, usiedliśmy przy stole, przy którym – jak się później dowiedziałam – lubiłeś spędzać wolny czas. Wtedy powiedziałeś: „Jerzy, zapraszamy do stołu” i postawiłeś na nim relikwie.
Rozmawialiśmy, pijąc herbatę, którą Twoja mama Helena podała w jasnych, porcelanowych filiżankach. I był z nami ks. Jerzy, z którym byłeś, Księże Janie, na ty. Wtedy pierwszy razy piłam herbatę w takim towarzystwie. Relikwie zostały u Ciebie na kilka dni. Pamiętam, jak później zadzwoniłeś i powiedziałeś, że odprawiłeś Mszę Świętą z ks. Jerzym. Zmartwiłeś się, że gdzieś
zagubił się pokrowiec, w którym przywiozłam relikwie. Dziś Ty i ks. Jerzy oglądacie Boga twarzą w twarz. A ja, gdy wchodzę do kościoła, w którym znajdują się wspomniane relikwie, niemalże za każdym razem przypominam sobie o Tobie.
Ktoś mądry powiedział, że „są ludzie, którzy niosą nadzieję, i są ludzie, którzy ją zabierają”.
Ty, Księże Janie, należałeś do tych pierwszych.
Ośmielałeś ludzi swoją otwartością. Szanowałeś to, że patrzą na świat z różnych perspektyw. Że mają różne uczucia, wykształcenie, doświadczenie, wyznają różne wartości. Nie miało dla Ciebie znaczenia, czy człowiek, z którym rozmawiasz, jest narkomanem, alkoholikiem, bezdomnym czy kimś, kto piastuje ważny urząd – traktowałeś ludzi na równi.
Byłeś specjalistą od zarządzania jakością i od zarządzania talentami. Podziwiałam w Tobie to, że nie widziałeś problemów, ale wyzwania. Zawsze poszukiwałeś kreatywnych rozwiązań –najlepiej kilku, żeby było z czego wybierać. To Ty w dużej mierze nauczyłeś mnie, że swoimi talentami należy się opiekować, dawać im uwagę i czas. To Ty mówiłeś, że z marzeń, które są piękne, nie należy rezygnować, bo skoro są piękne, to są też warte wysiłku, aby je spełniać.
Z Tobą chciało się przebywać. Nie męczyłeś sobą. A to dlatego, że byłeś sobą. Nikogo nie udawałeś.
Gdy piszę ten list, na moim biurku leży kilka Twoich zdjęć. Kiedy na nie patrzę, łatwiej jest mi pisać. Z uśmiechem spoglądam na fotografię zrobioną podczas naszego pierwszego spotkania w Twoim domu. Na pierwszym planie Ty i ja, tłem są obrazy i drzwi do Twojego pokoju… Tego samego, w którym spotkaliśmy się kilka tygodni przed Twoją śmiercią – pamiętam, jak bardzo byłeś wtedy zmęczony, cierpiący. Leżałeś w łóżku, ja usiadłam na krześle obok. Opowiadałeś mi o dekalogu, o tym, co w życiu. Opowiadałeś słowami i ciszą pomiędzy nimi – pauzy mówiły nie mniej niż słowa.
Spotkałam się z Twoimi przyjaciółmi, współpracownikami, znajomymi… Rozmawiałam z nimi o Tobie. Tęsknią. Słowami namalowali ze mną Twój portret. Opowiedzieli, jak Cię poznali, co Ci zawdzięczają, z czym ich zostawiłeś i w jaki sposób dziś jesteś obecny w ich życiu.
Kasia
PS Wywiady w większości przeprowadzono na przełomie 2016 i 2017 roku. Rozmowa z ks. Damianem Jędrzejakiem odbyła się w 2022 roku.
Rozmowa z Tadeuszem Pawlickim
Katarzyna Szkarpetowska: Panie Tadeuszu, ks. Jana poznał Pan podczas pracy nad filmem Śmiertelne życie, którego jest Pan pomysłodawcą i reżyserem, czy poznaliście się wcześniej?
Tadeusz Pawlicki : Pracuję w telewizji jako operator. Ksiądz Jan był gościem jednego z odcinków programu Pytanie na śniadanie emitowanego na antenie TVP 2 – wtedy go poznałem. Wcześniej o nim nie słyszałem. Program jest lifestyle’owy – promuje młodość, zdrowie, elastyczność, modę – i nagle wśród pustosłowia i idiotycznych problemów na kanapie prawdziwy człowiek, do tego ksiądz. Po emisji programu podszedłem i zapytałem, czy zgodziłby się, żebym zrobił o nim film.
Tak od razu?
Tak od razu (śmiech). Uznałem, że taki film powinien powstać. Powiedział, że zgodzi się, ale pod warunkiem, że scenariusz przypadnie mu do gustu, że wymyślę coś, co jemu się spodoba.
Jak rodził się pomysł na film?
Zacząłem śledzić wypowiedzi Jana w mediach, przyglądać się temu, co robi i co dzieje się wokół niego. Zdałem sobie wtedy sprawę, że on z jednej strony jest blisko śmierci – praca w hospicjum, własna choroba – a z drugiej żyje pełnią życia. Mówił o sobie, że z powodu swojej choroby stał się „onkocelebrytą”. Pomyślałem wtedy o moim synu, Antku, który z kolei unikał fleszy, wypowiedzi w mediach i tak dalej. Skojarzyły mi się te dwie postaci. Jan miał pokazać Antoniemu swoją pracę w hospicjum. Antoni pokazał księdzu Janowi pracę na planie filmowym i w teatrze.
Podczas premiery filmu w Pucku ksiądz powiedział, że Śmiertelne życie to film o dwóch mężczyznach, z których jeden próbuje nie być celebrytą, a drugi przez przypadek nim się stał.
Nie mówmy o nim w czasie przeszłym
( Śmiech ) Jan jest (nie mogę mówić „był”, nie mogę przyzwyczaić się, że go tu nie ma) trochę starszy od Antka, ale to generalnie to samo pokolenie. W tamtym czasie Antek przygotowywał się do pracy w serialu Czas honoru. W scenariuszu o powstaniu było dużo o śmierci. Zaproponowałem Janowi, że to Antek będzie z nim rozmawiał w filmie. Kiedy Jan poznał szczegóły, zgodził się natychmiast. Po kilku dniach zadzwonił do mnie i powiedział: „Krzysztof Zanussi też chce robić film”. „O kurczę – pomyślałem. – To ja odpadam”. Wtedy poprosiłem Jana, aby wysłał panu Krzysztofowi to, co ja napisałem. Okazało się, że reżyser uznał mój pomysł za wart realizacji i… po jakimś czasie się wycofał.
Przed kamerą ks. Jan czuł się dobrze?
Powiedziałbym, że znakomicie! Naprawdę czuł kamerę, czuł mikrofon. Nawet podejrzewałem, że w seminarium miał jakieś zajęcia z aktorstwa –potrafił stwarzać dramaturgię, mówić ciszej, głośniej… Moja mama Barbara Rachwalska, która była aktorką, mawiała, że księża w pewnym sensie są aktorami, bo występują przed wiernymi, a to także publiczność, i że powinni umieć
występować. I Janek potrafił. Dramaturgia jego wypowiedzi była na poziomie aktorskim, zdecydowanie!
Jak przebiegały prace nad Śmiertelnym życiem? Z tego, co wiem, trwały prawie dwa lata.
Prace nad fil mem rzeczywiście trwały długo, a to dlatego, że umówienie się na zdjęcia, zgranie wolnych terminów Jana i Antka nie zawsze było proste. Zdarzyło się na przykład, że zbliżały się zdjęcia do Czasu honoru. Wybrałem kilka scen, w których grał Antek, takich bardziej dramatycznych, w których bohaterowie stykali się ze śmiercią, a Jan zniknął. Nie odpowiadał ani na maile, ani na telefony. Nie wiedziałem, co się stało. Okazało się, że wyjechał do Armenii.
Innym razem przyjechaliśmy do Łodzi na plan zdjęciowy Komisarza Alexa, a Jan w tym czasie zorganizował kazanie u dominikanów.
Zdenerwowało mnie, że podczas zdjęć w hospicjum Jan praktycznie zakazał nam uczestniczenia w jego spotkaniach z chorymi, rejestrowania kamerą tych momentów, gdy udziela im sakramentów czy z nimi rozmawia – zgodził się jedynie na nagrywanie dźwięku. Potem zdałem sobie
Nie mówmy o nim w czasie przeszłym
sprawę, że on bardzo dobrze to wyreżyserował, bo właśnie bycie na zewnątrz, słuchanie z zewnątrz było bardziej wymowne, pozostawiało większą przestrzeń dla wyobraźni. Pamiętam, przyszedł też taki moment, gdy teoretycznie zamknęliśmy już zdjęcia, a mi czegoś brakowało… Powiedziałem o tym Janowi, a on na to, że coś wymyślimy. I zaprosił nas, już poza czasem zdjęciowym, w Bieszczady, do swojego przyjaciela. Był wyluzowany, wypoczęty… I tam zostały poruszone te kwestie, które z mojego punktu widzenia były istotne. Między bohaterami nawiązał się taki kontakt, jaki był potrzebny do filmu.
Rozmawiał Pan z synem o tym, co spotkanie z ks. Janem w nim pozostawiło?
Rozmawiałem. Wydaje mi się, że spotkanie z Janem w jakimś sensie Antka zmieniło. Było dla niego tak ważne, że chyba nawet do końca nie chciał przyznać, jak bardzo… Zaprzyjaźnili się.
Jakiego Jana chciał Pan pokazać w filmie?
W filmie postać Jana została pokazana poprzez to, co mówi i robi, nie zajmowałem się praktycznie
jego chorobą. Mam nadzieję, że uda mi się zrobić drugą część filmu. Zostało nam dużo ciekawego materiału.
W fil mie pada wiele słów o miłości, między innymi takie zdanie: „Każdy, kto kocha, ma cząstkę Boga”. Śmiertelne życie to jest film nie tylko o śmierci, o umieraniu, ale też o miłości, prawda?
Tak, bo to, co Jan robił, wiązało się z miłością, on poprzez miłość patrzył na ludzi. Żył tym, w co wierzył. Nie chciałbym, aby zabrzmiało to górnolotnie, ale jestem przekonany, że Bóg przemawiał jego ustami. Dla mnie to jest kandydat na ołtarze.
W czasie Światowych Dni Młodzieży odwiedziłem babcię Jana, panią Wincentynę. Babcia i ja zawiązaliśmy spisek, że doprowadzimy do tego, aby Kościół sformalizował sprawę i wyniósł Jana na ołtarze (śmiech).
Zdarzyło się Panu zdyscyplinować ks. Jana na planie?
Nie mówmy o nim w czasie przeszłym
(Śmiech) No może pojawiło się coś w tym rodzaju. Ale proszę nie zapominać, że on był dyrektorem, szefem, zawsze trochę czułem przed nim respekt.
Film obfituje w momenty wzruszające. A ja chciałam zapytać o zabawne sytuacje z planu.
Sporo było tych zabawnych, bo Jan był bardzo dowcipny i często puentował rozmowy czy jakieś odezwania. Na przykład nazywał nas z bratem (producentem filmu) Pisiorami. Miał też bardzo luźne podejście do swoich ułomności fizycznych i często żartował ze swojej słabości do dobrego jedzenia. Robił też dowcipne i kąśliwe uwagi dotyczące niektórych kolegów – księży.
Premiera telewizyjna Śmiertelnego życia odbyła się w Wielką Sobotę, dwa dni później ksiądz zmarł.
Jego śmierć była dla mnie szokiem, naprawdę. Cały czas miałem nadzieję, że on z tego wyjdzie… Że Pan Bóg dał mu jakąś misję, która co prawda realizuje się poprzez chorobę, ale że jednak będzie żył. Ostatni raz widzieliśmy się na
Tadeusz Pawlicki
warszawskiej Pradze, w hoteliku; przyjechał na nagranie audycji radiowej dla Trójki.
Jest żal, że już się z nim nie spotkam. Bardzo żałuję czegoś jeszcze, mianowicie długo nosiłem się z zamiarem, żeby namówić Jana na zagranie epizodu w Czasie honoru. Gdy wreszcie zebrałem się i go o to zapytałem, odpowiedział: „Czemu nie?”. Niestety, okazało się, że zdjęcia były już zaplanowane… Teraz żałuję, że nie namówiłem reżysera, aby Jana zaangażował.
Jak Pan zapamięta ks. Jana?
Została jego wielka miłość i wielkie dzieło – znakomite hospicjum, na szczęście prowadzone nadal przez najbliższą współpracownicę Jana, Anię Labudę.
Jan był bardzo prawym człowiekiem i księdzem. Utożsamiał się z tym, co mówił. Nie zawsze było z nim łatwo ( śmiech ). Bardzo lubił bezpośredniość. Na co dzień stykamy się z takim, nazwijmy to, jarmarkiem medialnym – ludzie rozmawiają ze sobą o głupotach, tracąc czas…
A Jan odgarniał całą tę falę informacji, która nas zalewa, i wyławiał rzeczy najważniejsze. I nie mówmy o nim w czasie przeszłym. On jest!
Drogi Księże Janie! ................................. 5
Nie mówmy o nim w czasie przeszłym.
Rozmowa z Tadeuszem Pawlickim .................. 9
Wsparcie Jana pomogło mi stawić czoła chorobie.
Rozmowa z ks. Damianem Jędrzejakiem ........... 19
Tatku, będziesz dziadkiem.
Rozmowa z Patrykiem Galewskim ................. 27
Nie był napuszonym pawiem.
Rozmowa z o. Grzegorzem Kramerem S j ...........39
Tęsknota jest lustrem miłości.
Rozmowa z Magdaleną Mikulską ..................55
Nigdy wcześniej nie poznałam takiego gościa.
Rozmowa z Kapsydą Kobro-Okołowicz ............. 81
Jego wiara go nie zawiodła.
Rozmowa z ks. Krystianem Kreplem .............. 101
Zostawił nas z nadzieją.
Rozmowa z Łukaszem S. Smolarskim ............. 127
„Ty, ktoś mi wymalował ks. Jana na garażu!”
Rozmowa z Dariuszem Paczkowskim ............. 137
Ksiądz Jan Kaczkowski we wspomnieniach przyjaciół i znajomych
Bezkompromisowy, ale czuły. Zakochany w kapłaństwie.
Prowadził hospicjum, jednocześnie zmagając się z chorobą. „Onkocelebryta” – tak mówił sam o sobie. I chociaż wiadomo było, że jego stan jest ciężki, śmierć w marcu 2016 roku wydawała się zdecydowanie przedwczesna.
Jednak ludzie, którzy osobiście poznali księdza Jana, powtarzają: „on cały czas jest z nami”. W poruszających rozmowach z Katarzyną Szkarpetowską wspominają jego bliskość, pasję i… słabość do steków.
Nowe wydanie książki zawiera wyjątkowy wywiad z księdzem Damianem Jędrzejakiem – duchowym synem księdza Jana. Opowiada o ich relacji, wspólnej pracy w hospicjum i wsparciu, jakie otrzymał, gdy sam zachorował na nowotwór. To poruszające świadectwo pokazuje, że ksiądz Jan potrafił nieść nadzieję nawet w najtrudniejszych momentach życia.
Katarzyna Szkarpetowska – dziennikarka, autorka wielu książek: Chłopak z Pragi, Dekalog – wywiad rzeka z księdzem Janem Kaczkowskim, Bóg nie umie dawać mało, Kawa z Bogiem, czyli jak zrozumieć to, w co wierzę.
ISBN 978-83-68317-71-8
www.esprit.com.pl Cena 39,90 zł (5% VAT)