Losy Kościoła katolickiego w Polsce w różnych wiekach i czasach zależały wielokrotnie od pojedynczych osób: świętych i błogosławionych, królów i hetmanów, hierarchów i zwykłych księży, a także nierzadko od szeregowych wiernych. Gdyby ich wszystkich tu wymienić tylko z nazwiska, zajęłoby to całą książkę. O kilku takich bohaterach, w których rękach spoczywały losy Kościoła w Polsce, należących do najważniejszych postaci w polskim episkopacie w XX wieku, piszę na tych stronach. Zapytam: czy potrafimy sobie wyobrazić państwo polskie, Kościół w Polsce, bez kard. Stefana Wyszyńskiego? A tak mogło się zdarzyć, gdyby nie niezłomna postawa więzionego w latach 1953–1955 na Rakowieckiej w Warszawie bp. Antoniego Baraniaka, jego sekretarza, a wcześniej także sekretarza i kapelana prymasa Augusta Hlonda. To dzięki niemu komuniści nie zdołali wytoczyć pokazowego procesu Prymasowi Tysiąclecia i skazać go na wieloletnie więzienie lub wydalenie z kraju!
Z nieukrywaną radością podjąłem się napisania dla wydawnictwa Esprit książki o ks. abp. Antonim Baraniaku, metropolicie poznańskim, więźniu komunistycznym, duchowym synu św. Jana Bosko. Nie poznałem go osobiście, ale pisząc książkę o prymasie Auguście Hlondzie, którego on był sekretarzem, byłem pełen podziwu dla
jego cichej, ale jakże ważnej dla Kościoła w Polsce posługi. Moje zainteresowanie ks. abp. Antonim Baraniakiem zwielokrotniła znakomita monografia ks. Jarosława Wąsowicza SDB Defensor Ecclesiae wydana przez Instytut Pamięci Narodowej (IPN ) w 2022 roku1. To z niej zaczerpnąłem większość tematów oraz wiadomości do mojego opracowania, zwłaszcza dotyczących „salezjańskich kolei życia i posługi metropolity poznańskiego”. Taki jest zresztą podtytuł monografii ks. Jarosława Wąsowicza. Przy okazji dodam, że to nie jedyna pozycja ks. Wąsowicza o abp. Antonim Baraniaku. Kapłan przebadał archiwa salezjańskie dosłownie na całym świecie, poświęcił temu dwadzieścia lat i dzisiaj należy do najlepszych znawców życia i działalności metropolity poznańskiego.
Ksiądz abp Antoni Baraniak, syn ziemi wielkopolskiej, urodzony w niewielkiej wsi Sebastianowo w powiecie śremskim, salezjanin, gruntownie wykształcony, biskup, więzień okresu stalinowskiego, a po uwolnieniu – arcybiskup metropolita poznański i jeden z najważniejszych członków Konferencji Episkopatu Polski (KEP ), był człowiekiem niezwykle skromnym i pracowitym, oddanym Kościołowi i Stolicy Apostolskiej. Żył niejako w cieniu dwóch wielkich postaci, kard. Augusta Hlonda (w latach 1933–1948) i kard. Stefana Wyszyńskiego (w latach 1948–1957 i później). Zanim został sekretarzem tego pierwszego, dojrzewał w wierze w zgromadzeniu salezjańskim, kształcił się w Rzymie, czerpiąc pełnymi garściami u źródeł Kościoła. Były to studia teologiczne i prawnicze na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim oraz staże w watykańskich
1 J. Wąsowicz, Defensor Ecclesiae. Arcybiskup Antoni Baraniak (1904–1977). Salezjańskie koleje życia i posługi metropolity poznańskiego, Warszawa 2022.
kongregacjach w latach 1927–1933. To w Rzymie poznał go bliżej prymas Polski August Hlond, również salezjanin. Powołując go we wrześniu 1933 roku na stanowisko osobistego sekretarza, znał jego zalety i wiedzę. Dzięki temu młody kapłan i sekretarz wziął czynny udział w dziełach, które inicjował prymas Hlond (między innymi w 1934 roku pomagał zorganizować II Zjazd Polaków z zagranicy w Warszawie oraz Międzynarodowy Kongres Tomistyczny w Poznaniu, w 1936 – I Synod Plenarny Kościoła w Odrodzonej Rzeczypospolitej, w 1937 – Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla w Poznaniu, w 1946 – zawierzenie narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi na Jasnej Górze z udziałem milionowej rzeszy pielgrzymów).
Po wybuchu drugiej wojny światowej, w następstwie rozmowy z nuncjuszem Cortesim, w przekonaniu, że taka jest wola Stolicy Apostolskiej, świadomy dramatu tej decyzji, opuścił z prymasem kraj. W Rzymie razem z kardynałem podjęli od razu walkę o sprawę polską: wspólnie redagowali raporty, przygotowywali informacje radiowe, dzięki czemu z Rzymu docierał do całej Europy głos w obronie uciemiężonego narodu polskiego. Od czerwca 1940 roku, przebywając w Lourdes, kard. Hlond i ks. Baraniak udzielali pomocy materialnej, prawnej i medycznej polskim jeńcom wojennym internowanym w obozach we Francji, pomagali polskim rodzinom tułającym się po okupowanej Europie, uratowali setki Żydów, załatwiając im katolickie metryki. Po opuszczeniu Lourdes, mimo ukrywania się w klasztorze benedyktyńskim w Hautecombe (w Sabaudii), prymas został 3 lutego 1944 roku aresztowany przez gestapo. Księdzu Baraniakowi udało się uniknąć aresztowania, dlatego samotnie kontynuował pracę konspiracyjną. Ponownie spotkali
się dopiero w Rzymie, po uwolnieniu prymasa przez armię amerykańską. Razem wrócili w lipcu 1945 roku do ojczyzny. Czas wojny i okupacji, pełen trudu i cierpienia, zbliżył ich jeszcze bardziej, nic więc dziwnego, że po wojnie ks. Antoni Baraniak stał się najbliższym współpracownikiem kard. Augusta Hlonda. Dyskretny, raczej milczący, niezwykle precyzyjny w pracy kancelaryjnej, ze spokojem prowadził zlecone sobie sprawy Kościoła w Polsce.
Ksiądz Baraniak, zdając sobie sprawę z krzywdzących ocen dotyczących wyjazdu z kraju kard. Hlonda w 1939 roku, w artykule Misja opatrznościowa kardynała prymasa Hlonda w okresie wojny światowej 1939–1945 złożył świadectwo na temat prawdy historycznej, rzeczywistych motywów i okoliczności wyjazdu prymasa. Pisał między innymi: „Mimo bowiem oddali lat, w ciągu których dostatecznie wyświetlono tę sprawę, ciągle jeszcze pojawiają się tu i tam ludzie, którzy świadomie czy nieświadomie powtarzają opinię, po raz pierwszy głoszoną przez prasę hitlerowską, że «we wrześniu 1939 roku Hlond uciekł do Rzymu»”2 . Jako sekretarz kard. Augusta Hlonda, będąc przy jego śmierci w 1948 roku, ks. Baraniak stał się depozytariuszem ostatniej woli prymasa, w której ten wskazywał bp. Stefana Wyszyńskiego jako swojego następcę. To była misja, z którą ks. Baraniak udał się najpierw do abp. Adama Sapiehy do Krakowa, a następnie drogą dyplomatyczną przekazał wiadomość do Watykanu. Można sobie wyobrazić konsekwencje fiaska tej misji: nie byłoby Prymasa Tysiąclecia, nie byłoby też zapewne i Jana Pawła II .
2 A. Baraniak, Misja opatrznościowa kardynała prymasa Hlonda w okresie wojny światowej 1939–1945, „Nasza Przeszłość. Studia z dziejów Kościoła i kultury katolickiej w Polsce” 1974, t. 42, s. 169–194.
Po wypełnieniu tej misji został sekretarzem i kierownikiem biura prymasa Stefana Wyszyńskiego, a także biskupem pomocniczym gnieźnieńskim: redagował i wysyłał do władz państwowych niezliczone pisma oraz petycje w sprawie uwolnienia aresztowanych i przesłuchiwanych duchownych. Musiał też stawić czoło niejednej prowokacji i odpierać liczne ataki na prymasa. Aresztowany w 1953 roku tej samej nocy co prymas, umieszczony w warszawskiej katowni na Rakowieckiej, przeszedł gehennę tortur i przesłuchań. Zachowało się z nich 145 protokołów: więźnia trzymano między innymi w tak zwanym karcerze mokrym, w którym przez długi czas przebywał nago w wodzie, a na głowę spadały mu fekalia. Przez cały ten okres zabraniano mu kontaktów z przedstawicielami Kościoła czy rodziną. W 1955 roku w londyńskim „Dzienniku Polskim” ukazała się nawet informacja o jego tragicznej śmierci. Wiadomość ta pochodziła od tych, którzy go wówczas spotkali w więzieniu, i była bliska prawdy, skoro same władze, obawiając się jego śmierci, wolały przenieść go najpierw do więziennego szpitala, następnie do domu salezjańskiego w Marszałkach pod Ostrzeszowem (29 grudnia 1955), gdzie nadal przebywał pod nadzorem i w izolacji. Potem Episkopat wymógł na władzach zgodę na leczenie biskupa w Krynicy (od marca 1956). Pełną wolność odzyskał dopiero z końcem października tegoż roku wraz z kard. Stefanem Wyszyńskim.
Zdaniem abp. Stanisława Gądeckiego, byłego przewodniczącego KEP, bp Baraniak swoją postawą w śledztwie ocalił jedność Kościoła w okresie dyktatury komunistycznej. Wiele bowiem wskazuje na to, iż w czasie jego uwięzienia decydowały się losy Kościoła katolickiego w Polsce. Gdyby obciążył księdza prymasa, w wyniku czego zostałby on skazany lub wydalony z kraju, wówczas nie tylko Kościół katolicki, lecz także całe chrześcijaństwo w Polsce zostałoby
totalnie zinstrumentalizowane i podporządkowane jego zapamiętałym wrogom3 .
Arcybiskup Marek Jędraszewski, autor monumentalnej pracy zatytułowanej Teczki na Baraniaka, powiedział wprost: „Bez poświęcenia abp. Antoniego Baraniaka nie byłoby rozpoczętego kilkanaście miesięcy po jego śmierci pontyfikatu Jana Pawła II . Dzieje
Kościoła w Polsce potoczyłyby się zupełnie inaczej, w sposób dzisiaj przez nas trudny do wyobrażenia”4 . W Zapiskach prymasa Wyszyńskiego z okresu internowania w Komańczy czytamy:
Ludzie, którzy udzielili mi pierwszych informacji o bp. Antonim, widzieli go w mokotowskim więzieniu przygodnie z dala, podczas spaceru. Był w sutannie, chodził sam, był bardzo blady, ale pogodny. Opinia krążąca po więzieniu przekazywała o nim najlepsze wrażenie. […] bp Baraniak trzyma się dzielnie i zajmuje godną postawę wobec swoich śledczych. Wiedziano […], że to śledztwo było długotrwałe i bardzo uciążliwe, że biskup nikogo nie obciążył. Mówiono, że wywiera on dobry wpływ na więźniów, którym dodaje otuchy, imponuje swoją kapłańską postawą i najlepszym usposobieniem. „Zwycięża siebie”, „zadziwia siłą duchową”, chociaż siły fizyczne są tak słabe, że budzą obawę wszystkich współwięźniów5 .
3 S. Gądecki, Słowo wstępne, w: K. Białecki, R. Łatka, R. Reczek, E. Wojcieszyk, Arcybiskup Antoni Baraniak 1904–1977, Poznań–Warszawa 2017, s. 12.
4 Tamże, s. 13.
5 Tamże, s. 12.
Po swoim uwolnieniu bp Antoni do końca maja 1957 roku, czyli do dnia nominacji na arcybiskupa poznańskiego (30 maja 1957), pozostawał kierownikiem Sekretariatu Prymasa. Rządy w archidiecezji objął 2 lipca 1957 roku. Komuniści zgodzili się na tę nominację, licząc na to, że biskup schorowany i udręczony więzieniem krótko będzie cieszył się tym urzędem. Wcześniej pytano nawet w tej sprawie lekarzy, którzy nie rokowali nadziei na jego powrót do zdrowia. Tymczasem okazało się, iż słabego zdrowia abp Baraniak kierował archidiecezją poznańską przez dwadzieścia lat.
Borykając się z licznymi ograniczeniami i szykanami ze strony władzy ludowej, dokonał wiele: zadbał o wnętrze ogołoconej po zniszczeniach wojennych katedry poznańskiej, wystawił w bazylice archikatedralnej pomniki swoim poprzednikom: kard. Hlondowi, abp. Dymkowi, kapłanom archidiecezji poznańskiej oraz ofiarom hitlerowskich zbrodni; zadbał o budowę świątyń i powstanie nowych parafii; prawdziwie salezjańską troską otaczał dzieci i młodzież, co zaowocowało licznymi powołaniami kapłańskimi: wyświęcił 519 kapłanów diecezjalnych i około 200 kapłanów zakonnych, udzielił sakry biskupiej swojemu następcy, ks. Jerzemu Strobie (16 listopada 1958), oraz bp. Tadeuszowi Etterowi, bp. Adamowi Sawickiemu i bp. Marianowi Przykuckiemu. Zainicjował osiem procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Brał udział w Soborze Watykańskim II , pracując w Komisji Kościołów Wschodnich (1962–1965). Potem został Przewodniczącym Komisji Episkopatu ds. Realizacji Postanowień Soboru Watykańskiego II w Polsce. Przygotowywał dla KEP projekty listów w tej sprawie. Z jego inicjatywy opracowano Katechizm Nauki Soboru Watykańskiego II . Jego zasługą było rozpoczęcie budowy Domu Księży Emerytów w Antoninku.
Do historii powojennego Kościoła katolickiego w Polsce przeszły zorganizowane w Poznaniu przez abp. Antoniego Baraniaka w dniach 16–17 kwietnia 1966 roku uroczystości milenijne, gromadzące Episkopat Polski i około 400 tysięcy wiernych. Dwa lata później równie uroczyście obchodzono tysiąclecie biskupstwa poznańskiego. Dziełem o dalekosiężnych skutkach był przeprowadzony przez niego I Powojenny Synod Archidiecezji Poznańskiej (1968).
Zorganizował go po 230 latach, tyle ich bowiem upłynęło od ostatniego synodu. Promieniując duchem duszpasterskim, uregulował sytuację prawną archidiecezji, dostosowując ją do wymogów Vaticanum Secundum, zabiegał w Rzymie o utworzenie wyższej uczelni teologicznej i otrzymał najpierw zgodę na utworzenie Akademickiego Studium Teologicznego, z prawem nadawania bakalaureatu, a następnie – na utworzenie Papieskiego Wydziału Teologicznego (2 czerwca 1974).
Arcybiskup Antoni wielką czcią otaczał Matkę Bożą. Przygotował archidiecezję na nawiedzenie jasnogórskiego obrazu, choć w samym wydarzeniu – które rozpoczęło się w 1976 roku – nie mógł już uczestniczyć z powodu śmiertelnej choroby, która 13 sierpnia 1977 roku przerwała jego pracowite życie. Swoje ostatnie przesłanie do wiernych zakończył słowami: „Żegnając się, przypominam Wam to, co jest najważniejsze w życiu: Pamiętajcie, jest Bóg Dobry i Miłosierny! Miłujcie Go! Nie zaniedbujcie modlitwy! Kochajcie Chrystusa! Kochajcie Maryję, Wszechpotężną Wspomożycielkę naszą u Boga! Kochajcie Kościół! […] Do zobaczenia w Domu Ojca”6 .
6 Cyt. za: Testament duchowy arcybiskupa Antoniego Baraniaka, Poznań 11 września 1976, w: S. Kosiński, Arcybiskup Antoni Baraniak metropolita poznański(1904–1977), w: Chrześcijanie, t. 7, red. B. Bejze, Warszawa 1982, s. 290.
Arcybiskup Antoni Baraniak w ciągu dwudziestu lat swoich rządów w Poznaniu milczał na temat uwięzienia oraz tortur, jakim go poddano. Natomiast echa jego stosunku do komunizmu oraz doświadczeń z lat pięćdziesiątych pojawiały się w homiliach czy wystąpieniach arcybiskupa: mówił zawsze jednoznacznie o niemożliwej współpracy katolików z rządami ateistycznymi i totalitarnymi. Kilka miesięcy przed śmiercią, 15 marca 1977 roku, w czasie „gierkowskiej odwilży” powiedział do kapłanów swojej archidiecezji: „Nie należy przedwcześnie radować się próbą normalizacji stosunków państwa z Kościołem, bowiem Kościół jest niepożądanym zjawiskiem w rzeczywistości komunistycznej”. Mając w pamięci próby rozbicia jedności Kościoła w latach stalinizmu, bardzo krytycznie odnosił się do działalności Stowarzyszenia „ PAX ” oraz sceptycznie spoglądał na program ruchu „Znak”.
Do końca życia był inwigilowany przez bezpiekę, prowadzony przez co najmniej kilkunastu tajnych współpracowników. Kontrolowano jego korespondencję i nagrywano wszystkie wystąpienia publiczne, odmawiano wydania paszportu, co milicja motywowała jego rzekomo „antypolskimi” wystąpieniami za granicą. Mimo różnych niegodziwych zabiegów nie udało się bezpiece skłócić abp. Baraniaka z kard. Wyszyńskim i kard. Wojtyłą. Przyszły papież, odwiedzając go w szpitalu na krótko przed jego śmiercią, powiedział do niego: „Kościół nigdy księdzu arcybiskupowi nie zapomni, że bronił go w najtrudniejszych czasach”. Podobnie prymas Stefan Wyszyński w homilii podczas pogrzebu abp. Antoniego Baraniaka powiedział: „Dzisiaj chowamy męczennika polskiej racji stanu”. Nawiązał do tej opinii ks. Stanisław Kosiński, salezjański historyk, autor monumentalnej pracy Acta Hlondiana, który w homilii wygłoszonej trzydzieści dni po zgonie arcybiskupa powiedział:
Zmarły Arcypasterz nigdy nie zapomniał o tym, że jest w prostej linii spadkobiercą historycznej spuścizny Jordanów, Lubrańskich, Goślickich, Duninów, Ledóchowskich, Stablewskich, Hlondów i tylu wspaniałych pasterzy Poznańskiego Kościoła. Tej linii, biegnącej od brzasku chrześcijaństwa […], był zawsze wierny. […] Biła z jego postaci jakaś dziwna moc ducha i nieugięta siła woli, przepromieniona cnotą męstwa i bezwzględną wiernością Bogu i Kościołowi, nawet za cenę krwi. […] Zdumiewamy się, jak to wszystko mógł przetrwać ten pod względem fizycznym wątły kapłan i biskup, w niczym nie uczyniwszy żadnych ustępstw7 .
Ukazały się już liczne publikacje, książki i filmy o niezłomnym arcybiskupie, zorganizowano konferencje, sympozja i wystawy na jego temat, jednak w większości są to opracowania naukowe, badawcze, znane wąskiemu gronu historyków. Takie jest na przykład dwutomowe dzieło Teczki na Baraniaka (2009) autorstwa abp. Marka Jędraszewskiego czy niezwykle wartościowa wspomniana monografia
Jarosława Wąsowicza SDB Defensor Ecclesiae. Znaczącym krokiem dla spopularyzowania oraz przywrócenia ogółowi społeczeństwa pamięci o arcybiskupie były trzy filmy Jolanty Hajdasz: Zapomniane męczeństwo (2012), Żołnierz Niezłomny Kościoła (2016) oraz Powrót (2018). Nie można także pominąć wymienionego już wyżej w przypisach pięknego, bogato ilustrowanego albumu o arcybiskupie autorstwa Konrada Białeckiego, Rafała Łatki i innych, wydanego wspólnie przez KEP oraz Instytut Pamięci Narodowej w Poznaniu.
7 Cyt. za: S. Gądecki, Słowo wstępne, dz. cyt., s. 15–16.
W 2016 roku, 12 grudnia, w areszcie śledczym przy ul. Rakowieckiej, udało się otworzyć ekspozycję celę abp. Antoniego Baraniaka. Stanowi ona część Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL zorganizowanego w tym miejscu.
W czerwcu 2017 roku prezes IPN Jarosław Szarek poinformował o wznowieniu (umorzonego w roku 2011) śledztwa w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się nad abp. Baraniakiem.
W tym też 2017 roku z okazji przypadającej wówczas czterdziestej rocznicy śmierci metropolity poznańskiego Sejm RP przyjął upamiętniającą go uchwałę.
Wszystkie wymienione publikacje, wystawy i okazje dopominają się o popularną książkę, która przybliżyłaby szerszemu odbiorcy postać tego wielkiego kapłana, niezłomnego żołnierza Kościoła, prawdziwego bohatera naszych czasów, drugą po prymasie Wyszyńskim – do czasu wyboru kard. Karola Wojtyły – osobistość w polskim episkopacie.
Obecnie, gdy Kościół w Polsce, a w rzeczy samej głównie duchowni, włącznie ze św. Janem Pawłem II , pomawiani są o wszelkie grzechy i zło, należy przypominać bohaterskiego biskupa, osobę godną naśladowania, będącą wspaniałym wzorem do kształtowania charakterów i sumień Polaków. Arcybiskup Antoni Baraniak: „święty człowiek”, „biskup niezłomny”, „skromny, serdeczny i pracowity”, „nigdy się na nic nie skarżył i wszystkim chciał pomagać”, „ludzie go kochali” – te opinie mówią same za siebie. A co te określenia znaczyły kiedyś i znaczą dzisiaj?
W niniejszej książce postać i dzieło abp. Antoniego Baraniaka wpisałem w biografie dwóch wielkich prymasów, którym służył –co jak sądzę, jest dodatkowym jej walorem. Osoba metropolity poznańskiego należy do grona najważniejszych naszych bohaterów
po 1918 roku, co uznał prezydent RP Andrzej Duda, odznaczając pośmiertnie duchownego Orderem Orła Białego z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. W uzasadnieniu prezydent napisał, że jest to „wyraz najwyższego szacunku wobec znamienitych zasług poniesionych dla chwały, dobra i pożytku Rzeczypospolitej Polskiej”.
Równie ważny jest fakt, że niniejsza książka ukazuje się w roku 2024, ogłoszonym przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej Rokiem Arcybiskupa Antoniego Baraniaka.
CZĘŚĆ I
SALEZJAŃSKIE KORZENIE
Ksiądz abp Antoni Baraniak pochodził z Wielkopolski. Urodził się 1 stycznia 1904 roku we wsi Sebastianowo pod Śremem, w rolniczej rodzinie Franciszki z domu Wolskiej i Franciszka Baraniaków. Był piątym dzieckiem z ośmiorga rodzeństwa (pięciu braci i trzy siostry). Dziewięć dni po urodzeniu został ochrzczony w kościele parafialnym w Mchach przez miejscowego proboszcza ks. Antoniego Wiśniewskiego. Jedenaście lat później, 23 maja 1915 roku, przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej. Był wychowywany w duchu głębokiej religijności i patriotyzmu. Z pobożności rodzinnej, z pielgrzymek do sanktuarium Matki Boskiej w pobliskim Borku wyniósł miłość do Matki Najświętszej. Ksiądz Stanisław Kosiński o jego domowym wychowaniu pisał: „Z rodzinnego domu wyniósł żywą wiarę, szczerą pobożność, wierność obowiązkom i przykład katolickiego stylu życia oraz wielką miłość do ojczyzny. W tym duchu wychowywali rodzice […] gromadkę swych dzieci. To rzutowało na jego życie i rzeźbiło charakter – zdecydowany, mocny, bezkompromisowy”1 .
1 S. Kosiński, Jego czas był czasem Kościoła. Śp. Arcybiskup Antoni Baraniak, „Przewodnik Katolicki” 1977, nr 42, s. 4.
W szkole powszechnej w Mchach, w której językiem nauczania był niemiecki, Antoni nauczył się dobrze nim władać, co przydało mu się w przyszłości. W 1917 roku, gdy ukończył szkołę, jego rodzice zastanawiali się, gdzie dalej kształcić uzdolnionego syna. Proboszcz ks. Wiśniewski, poznawszy talenty chłopca, doradzał dalszą naukę w zakładzie salezjańskim w Oświęcimiu. I tak za radą proboszcza oraz ojca chrzestnego, Franciszka Wojciechowskiego, który był nauczycielem, rodzice wysłali syna do gimnazjum księży salezjanów w Oświęcimiu, a właściwie do Zakładu im. ks. Bosko, znanego na ziemiach polskich z wysokiego poziomu nauczania oraz z krzewienia patriotyzmu.
Była to w tym czasie jedyna, choć nie pierwsza placówka salezjańska na ziemiach polskich; pierwszą założył w 1892 roku ks. Bronisław Markiewicz w Miejscu Piastowym na terenie diecezji przemyskiej, jednak po pięciu latach zerwał on łączność z Towarzystwem Salezjańskim i założył własne zgromadzenie zakonne michalitów; odtąd za dom macierzysty salezjanów uważano Oświęcim, do którego zakonnicy przybyli w sierpniu 1898 roku na zaproszenie proboszcza ks. Andrzeja Knycza.
Dyrektorem placówki w latach 1916–1920 był ks. Teodor Kurpisz, pochodzący z Wielkopolski, wykształcony i wychowany we Włoszech przez kapłanów znających jeszcze osobiście ks. Jana Bosko, założyciela Towarzystwa św. Franciszka Salezego. Wypracował on system wychowawczy polegający między innymi na wpajaniu młodemu człowiekowi ducha pracy i uczeniu go poważnego traktowania obowiązków związanych z nauką i pobożnością.
Wyjazd Antoniego do Oświęcimia nie był sprawą prostą. Należało uzyskać paszport od władz niemieckich, wysłać go do austriackiego
konsula we Wrocławiu i dopiero po jego aprobacie można było udać się za granicę, czyli do zaboru austriackiego. Wyjeżdżając, młody Antoni zapewne nie przypuszczał, że odtąd tylko okazjonalnie zajrzy w rodzinne strony, że „wpadnie” na pogrzeb ojca, potem matki albo odwiedzi krewnych przy okazji jakiejś uroczystości. Od tego momentu całe swoje życie zwiąże z nową rodziną zakonną, przyjmie charyzmat św. Jana Bosko jako swój własny.
Do Oświęcimia przybył 2 września 1917 roku. Na komorze celnej podczas rewizji zamieniono mu pięć marek w srebrze na papierowe banknoty, zarekwirowano książeczki do nabożeństwa, notes, czysty papier i rozkład jazdy kolei niemieckich. Tego dnia znalazł się wśród 213 uczniów z różnych części rozdartej jeszcze zaborami Polski, głównie z Galicji, choć wielu uczniów pochodziło też ze Śląska i Wielkopolski. Trafili tam zwłaszcza z anonsów rozsyłanych przez „Wiadomości Salezjańskie”, wydawane w języku polskim od 1897 roku, a następnie „Pokłosie Salezjańskie”, które ukazywało się od roku 1916. Pisma te pozyskiwały dobrodziejów dla dzieł salezjańskich, przybliżały metodę wychowawczą ks. Jana Bosko, propagowały kult Maryi Wspomożycielki Wiernych, systematycznie informowały też o działalności poszczególnych placówek i szkół.
Warto wspomnieć, iż Oświęcim z chwilą przybycia salezjanów w 1898 roku liczył sześć tysięcy mieszkańców, z czego mniej więcej cztery tysiące stanowili Żydzi. W mieście była tylko jedna parafia – wystarczająca dla potrzeb katolików. Jednak według kard. Jana Puzyny z Krakowa miasto wraz z rozwojem przemysłu było zagrożone plagą socjalizmu, dlatego tylko skuteczna akcja wychowawczo-dydaktyczna ze strony Kościoła mogła powstrzymać negatywne oddziaływanie prądów ateistycznych na młodzież. Słowa kardynała
wziął sobie do serca ks. prał. Andrzej Knycz, proboszcz oświęcimski, który postanowił ściągnąć do miasta pierwszych salezjanów2 . Z jego inicjatywy wykupiono z rąk żydowskich ruiny kościoła podominikańskiego z przyległym kawałkiem gruntu, tworząc tym samym zręby organizacyjne dla przybyłych tu salezjanów. Mieszkańcy przyjęli zakonników z radością, nie szczędząc sowitych ofiar na odbudowę kościoła oraz wzniesienie budynków salezjańskiego zakładu.
W święto Niepokalanego Poczęcia, 8 grudnia 1899 roku, przybył do Oświęcimia z Turynu jako dyrektor placówki ks. Emanuel Manassero i razem z dziewięcioma współbraćmi (dwoma kapłanami, pięcioma klerykami i dwoma koadiutorami) starał się oczyścić salezjański zakład z plotek i pomówień, do jakich doszło z powodu niefortunnego pomysłu poprzedniego dyrektora, ks. Franciszka Trawińskiego. Ten to, przybywszy do Oświęcimia w sierpniu 1898 roku, chcąc jak najszybciej odbudować z ruin ofiarowaną im świątynię, a także rozpocząć budowę zakładu, zaczął nierozważnie zbierać fundusze: postanowił uczynić to na sposób włoski, czyli drogą loterii. Objął nią trzy zabory, a nawet zainteresował zagranicę, skąd sprowadzał kosztowne – jak na tamte czasy – fanty (na przykład samochód).
Jego pociągnięcia wzbudziły poważne zastrzeżenia władz kościelnych i państwowych, stały się też powodem podejrzeń natury politycznej ze strony rządów pruskiego i rosyjskiego (chodziło o osoby, które ks. Trawiński rozsyłał po zaborach z biletami loteryjnymi; podejrzewano, że mogą to być agenci). Dość powiedzieć, że loteria skończyła się kompletnym fiaskiem, a na dodatek jej niefortunny
2 Zob. C. Ryszka, Prymas ze Śląska. Sługa Boży Kardynał August Hlond (1881–1948), Katowice 2013, s. 37–39.
bohater musiał emigrować z terenu Galicji, aby uniknąć aresztowania za rzekome oszustwa.
Aby ratować sytuację i nie wystawiać na szwank dobrego imienia salezjanów, przełożony generalny ks. Michał Rua, przysłał ks. Emanuela Manassero, który miał zjednać dziełu zawiedzionego kard. Puzynę, uspokoić opinię publiczną, a przede wszystkim stopniowo zlikwidować loterię. Jemu do pomocy przybył w 1900 roku z Włoch kleryk August Hlond, któremu ks. Manassero powierzył odpowiedzialne i delikatne zadanie likwidacji loterii. Odpowiedzialne, ponieważ ludzie zgłaszali mnóstwo pretensji do zakonników z racji udziału w tej nieszczęsnej imprezie, stąd August całymi dniami odpisywał na listy, tłumaczył, wyjaśniał, cierpliwie wysłuchiwał tysięcznych żalów poszkodowanych, rozbrajał ich swoim taktem i kulturą, a także zjednywał na nowo dla dzieła ks. Bosko w Polsce. Oprócz tego ks. Manassero – ze względu na słabą znajomość języka polskiego – wyręczał się nim w załatwianiu różnych urzędowych spraw.
Do tego dochodziła praca naukowo-wychowawcza z pierwszymi kandydatami do zgromadzenia, których oddano Augustowi pod opiekę. Od początku też kleryk Hlond prowadził chór i orkiestrę, był dyrygentem i kompozytorem, przygotowywał w większe święta uroczyste akademie i domowe wieczorki. Z tego czasu pochodzi jego Symfonia polska z chorałem Boże, coś Polskę na zakończenie.
Salezjański zakład w Oświęcimiu poświęcił kard. Puzyna 20 października 1901 roku. Obecny był przełożony generalny salezjanów ks. Michał Rua, namiestnik Galicji Leon Piniński i wielu innych znamienitych gości. Podczas Mszy Świętej odprawianej przez ks. Michała na ruinach kościoła, jak i w czasie obiadu w sali zakładu, stroną muzyczną uroczystości kierował kleryk Hlond. On także
zdecydował o przybraniu sali zielenią, herbami papieża, flagami Polski, Litwy, Rusi, Śląska i Oświęcimia. Gościom przygrywała kapela, którą August przygotował i kierował.
Ponadto kleryk Hlond pomagał ks. Grabelskiemu w redagowaniu „Wiadomości Salezjańskich”, a w 1902 roku, po jego śmierci, przejął redakcję pisma, które miało ogromny wpływ na polską młodzież, na pozyskiwanie dla zgromadzenia pomocników i dobrodziejów. W ciągu pięciu lat pobytu Hlonda w Oświęcimiu zakład tętnił polskim duchem, przyczyniał się do wzmocnienia poczucia narodowego, zwłaszcza wśród Ślązaków, których najwięcej kształciło się u salezjanów. Biorący udział w uroczystościach kościelnych w Oświęcimiu odnosili nieodparte wrażenie, że uczestniczą w dużym stopniu w manifestacjach narodowych. Przy takich okazjach bowiem rozbrzmiewała pieśń patriotyczna, deklamowano utwory wieszczów narodowych, a wielkiego działacza i syna ziemi śląskiej, Wojciecha Korfantego, powitano gromką kantatą i hymnem Jeszcze Polska nie zginęła. Słusznie salezjańską szkołę określano wówczas mianem „reduta polskości”.
Przez pięć lat kleryk August Hlond pracował jako sekretarz i asystent ks. Manassero, wychowawca i nauczyciel chłopców, kierownik chóru i główny muzyk, reżyser przedstawień teatralnych oraz redaktor polskiej edycji „Wiadomości Salezjańskich”. Ponadto – mimo że posiadał włoski doktorat z filozofii – musiał zdać polską maturę państwową, aby kontynuować teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie zdawać egzaminy kwalifikujące do otrzymania święceń kapłańskich przed upoważnionym przełożonym oraz krakowską komisją kurialną. Sporo było tych obowiązków i zajęć, niejeden podłamałby się, nie wiedząc, od czego zacząć. Tymczasem
Augusta radował fakt, że z jednej strony uczestniczy w budowie
zaczątków polskiej prowincji salezjańskiej, a z drugiej jest blisko rodzinnego domu, pracuje dla swoich ziomków, dla Polaków. Kto go wówczas spotkał, podziwiał jego pracowitość, zdolności, wytrzymałość fizyczną i poczucie odpowiedzialności.
Do takiego zakładu, w którym panował duch Augusta Hlonda, do pierwszej klasy gimnazjum został zapisany Antoni Baraniak. Oczywiście, nie było już tutaj kleryka Augusta Hlonda, ale trafiały się okazje, aby go spotkać w tym miejscu, zwłaszcza gdy został w 1922 roku administratorem apostolskim polskiej części Górnego Śląska3 .
Razem z Antonim Baraniakiem było na roku siedemdziesięciu jeden uczniów. Choć była to szkoła prywatna, miała program obowiązujący w państwowych gimnazjach galicyjskich. Jako zamiejscowy, otrzymał Antoni miejsce w internacie. Szybko zdołał się wyróżnić najlepszymi ocenami, znajomością języków, zaangażowaniem, działalnością w grupach formacyjnych i artystycznych. To w Oświęcimiu młody Antoni, przeżywając pierwsze chwile odradzającej się po 123 latach niewoli Rzeczypospolitej, brał udział w patriotycznych manifestacjach, spotkał się z gen. Józefem Hallerem, który 12 czerwca 1919 roku zatrzymał się w Oświęcimiu w drodze z Cieszyna do swojego majątku w Dworach. Natomiast 28 czerwca tegoż roku uroczyście witał odwiedzającego zakład gen. Franciszka Latinika, obrońcę ziem Śląska Cieszyńskiego. Takie wydarzenia ożywiały i rozpalały w wychowankach miłość Ojczyzny, której niektórzy dali wyraz podczas działań wojennych polsko-bolszewickich w 1920 roku, angażując się w obronę stolicy podczas Bitwy Warszawskiej. Po latach będzie abp Antoni Baraniak odwoływał się do spędzonych w Oświęcimiu lat szkolnych, podkreślając, jak wielki wpływ
3 Zob. tamże, s. 40–42.
miały one na jego dalsze życie. Będzie wspominał, że w Oświęcimiu
nauczył się poznawać rolę Maryi w dziejach Kościoła i kochać ją jako Wspomożycielkę Wiernych. W jednej z takich wypowiedzi, kiedy
17 listopada 1951 roku jako świeżo konsekrowany biskup przybył do oświęcimskiego zakładu, do witających go wychowanków powiedział:
Przed kilkudziesięciu laty stałem, drodzy chłopcy, jak wy teraz na tym korytarzu i witałem tutaj biskupa, już śp. Anatola Nowaka. Mogę was zapewnić, że nie przyszło mi wtedy na myśl, bym kiedyś miał być witany w tej sali jako biskup. Ale skoro dziś zrządzeniem opatrzności Bożej jestem przedmiotem waszej owacji i celem waszych serdecznych uśmiechów, to zdradzę wam jako wasz starszy kolega sekret, przez który stanąłem w tym miejscu.
Doprowadziły mnie tu wskazówki otrzymane właśnie w tym miejscu. Tu nauczono mnie modlić się, pracować wytrwale i służyć całym sercem Bogu i Ojczyźnie podług potrzeb i okoliczności ze wzrokiem utkwionym w niezawodną ostoję we wszelkich niebezpieczeństwach i trudnościach życiowych, w Najświętszą
Dziewicę Wspomożycielkę i w Przenajświętszy Sakrament. Tego na pewno i dziś tu uczą. Wierzcie mi, że te zasady ułatwią wam przejście zwycięsko przez życie4 .
4 Cyt. za: J. Wąsowicz, Defensor…, dz. cyt., s. 64–65.
POC z Ąte K FO r M aC ji
antoni Baraniak miał szesnaście lat, gdy zafascynowany duchowością Jana Bosko, po ukończeniu oświęcimskiego zakładu podjął w kwietniu 1920 roku decyzję o podążaniu drogą tego świętego. Kapituła domowa, dopuszczając Antoniego do rozpoczęcia nowicjatu, napisała w opinii: „Młodzieniec inteligentny, bardzo pobożny i miłujący zgromadzenie”. Tak rozpoczęła się nowa karta w historii życia przyszłego metropolity poznańskiego. Nowicjat odbywał w Kleczy Dolnej koło Wadowic w czasie bardzo prężnego rozwoju dzieł salezjańskich w Polsce: w 1918 roku salezjanie zostali zaproszeni przez biskupów do Kielc i Krakowa, a rok później do Aleksandrowa Kujawskiego, Różanegostoku i Warszawy. Ponadto w 1918 roku kupili pałacyk z parkiem i ogrodem z przeznaczeniem na przyszły dom formacyjny w Krakowie w dzielnicy Dębniki. Nieco wcześniej z polskiej inspektorii wyłączono tereny Niemiec, Austrii i Węgier, powołując inspektorię bawarsko-austriacko-węgierską, której kierownictwo powierzono ks. Augustowi Hlondowi. Siedziba znajdowała się w Wiedniu. Tak dynamiczny rozwój spowodował liczne trudności materialne. Najbardziej widoczne było to w domach formacyjnych, a więc w seminarium w Krakowie oraz nowicjacie w Kleczy Dolnej. W Kleczy dom nowicjacki zajmował dawne budynki folwarczne, w których na parterze utworzono skromną kaplicę, jadalnię i kuchnię. Na piętrze były sale wykładowe, mieszkania dla przełożonych oraz duża
sypialnia dla nowicjuszy. Znajdowało się też tam duże gospodarstwo rolne, w którym nowicjusze mieli obowiązek pomagać. Sami też utrzymywali czystość i porządek w domu zakonnym: opiekowali się kaplicą, sprzątali w pokojach, nakrywali do stołów i podawali posiłki. W nowicjacie byli Polacy i Słoweńcy, kandydaci zarówno do kapłaństwa, jak i na braci zakonnych. Dyrektorem domu formacyjnego w Kleczy był wówczas ks. Piotr Wiertelak, a mistrzem nowicjuszy ks. dr Wojciech Balawajder, wcześniej pracujący jako katecheta w Zakładzie im. ks. Bosko w Oświęcimiu, stąd był dobrze znany Antoniemu. Już w tym okresie zauważono ponadprzeciętne zdolności młodego Baraniaka, połączone z jego wyjątkową pracowitością. Sklasyfikowano go z najlepszym wynikiem. Tradycyjne obłóczyny, to znaczy uroczyste nałożenie sutann kandydatom na kapłanów, odbyły się 21 listopada 1920 roku, a ceremonii przewodniczył włoski salezjanin ks. Pietro Tirone. Na uroczystość przybyła matka Antoniego. W liturgiczne święto głównej patronki zgromadzenia, 24 maja 1921 roku, nowicjuszy odwiedził ks. August Hlond, jeszcze jako przełożony inspektorii bawarsko-austriacko-węgierskiej. Z tej okazji przygotowano specjalną wieczornicę. Ksiądz inspektor wygłosił konferencję okolicznościową o posłuszeństwie salezjańskim wzorowanym na przykładzie ks. Augusta Czartoryskiego. Podkreślił: ma być proste, powszechne, nadprzyrodzone. 28 lipca 1921 roku Baraniak złożył pierwszą, trzyletnią profesję zakonną. Na patronkę swojego powołania wybrał Matkę Najświętszą, obierając imię zakonne Maria. Już następnego dnia wyjechał do Krakowa studiować filozofię i kontynuować formację zakonną. Zamieszkał w seminarium salezjańskim, w budynkach, które należały niegdyś do hrabiego Wincentego Łosia (stąd nazwa: Łosiówka). Wokół zabudowań znajdował się rozległy park z ogrodem.
Dyrektorem wspólnoty seminaryjnej był znany mu ks. Teodor Kurpisz. W salezjańskim studentacie filozoficznym było także gimnazjum, aby klerycy bez matury mogli ją zdać.
Kleryk Baraniak wyróżniał się pobożnością i sumiennością w nauce, przewyższał kolegów pod względem postępów w nauce; szczególne zdolności przejawiał w zakresie nauk ścisłych i języków obcych. Pisał też wiersze po łacinie i wysyłał je do ukazującego się w Rzymie czasopisma „Alma Roma”.
W tym czasie mógł zapewne częściej spotykać ks. Hlonda, który organizował w Krakowie Śląskie Seminarium Duchowne. Jest bardzo prawdopodobne, że ks. August odwiedzał wówczas salezjańskie seminarium na Dębnikach. Ciekawe, że kiedy w 1923 roku obchodzono w Oświęcimiu srebrny jubileusz pracy salezjanów w Polsce z udziałem ks. Luigiego Piscetty z Włoch, radnego generalnego, na te obchody z Krakowa wysłano kilku wyróżniających się kleryków, w tym Antoniego Baraniaka. On także, choć był najmłodszy w swojej grupie, został wyznaczony przez przełożonych do powitania w imieniu kleryków księdza inspektora Antoniego Hlonda, brata Augusta Hlonda. Klerycy mogli wtedy poznać znamienitych gości, a obecni byli między innymi nuncjusz apostolski abp Lorenzo Lauri, prymas Polski kard. Edmund Dalbor, biskup krakowski Adam Sapieha, biskup płocki Antoni Julian Nowowiejski oraz ks. August Hlond, wówczas administrator apostolski polskiej części Górnego Śląska. Prymas Dalbor odprawił sumę pontyfikalną, podczas której bp Anatol Nowak wygłosił podniosłą homilię na temat chrześcijańskiego wychowania młodzieży w duchu ks. Jana Bosko. Po zakończeniu Eucharystii ulicami Oświęcimia przeszła kilkutysięczna procesja maryjna. Poświęcono wówczas naród polski Matce Bożej Wspomożycielce Wiernych.
Naukę w zakresie gimnazjum kleryk Antoni Baraniak uwieńczył państwowym egzaminem dojrzałości, zdanym 30 maja 1924 roku. W nagrodę za dobre wyniki w nauce wraz z kilkoma kolegami został wysłany do salezjańskiego sanktuarium maryjnego w Różanymstoku koło Grodna na obchodzony tam odpust Zesłania Ducha Świętego. Głównym gościem uroczystości był nuncjusz apostolski abp Lorenzo Lauri, któremu towarzyszył biskup wileński Jerzy Matulewicz. Klerycy pomagali przy zbieraniu ofiar, które tam składano jeszcze w naturze, podziwiali sześćdziesięciotysięczną rzeszę pielgrzymów przybyłą na odpust. Tygodniowa wyprawa dostarczyła salezjańskim alumnom wielu wrażeń.
W czerwcu 1924 roku kleryk Antoni Baraniak złożył na ręce księdza dyrektora prośbę o dopuszczenie go do ślubów czasowych na kolejne trzy lata. Ze względu na zbyt młody wiek nie mógł jeszcze złożyć ślubów wieczystych. W podaniu napisał: „W ubiegłych trzech latach starałem się zawsze, o ile to było w mojej mocy, być wiernym przyrzeczeniom, jakie dałem Bogu, stąd mam silną ufność w Bogu, że z Jego świętą pomocą i pod opieką Przełożonych wytrwam w salezjańskim życiu zakonnym aż do śmierci i spełnię to wszystko, czego wymagają nasze ustawy i święte śluby”.
Jesienią tego roku został w ramach praktyki duszpastersko-wychowawczej skierowany jako asystent-wychowawca do nowicjatu w Kleczy Dolnej, co było wyróżnieniem. Do jego głównych obowiązków należały: dbałość o karność i porządek materialny w domu nowicjackim oraz pomoc w przygotowywaniu okolicznościowych akademii i przedstawień. Ponadto asystent przebywał z nowicjuszami podczas praktyk pobożnych, pracy, rekreacji, przechadzek i prywatnej nauki w studium.
Od autora – 5
SP i S tre ŚC i
Część I: Salezjańskie korzenie – 17
Początek formacji – 25
Na studiach w Rzymie – 32
U boku prymasa Hlonda w Poznaniu – 36
Wojenna tułaczka – 48
Część II: Z Bożym sternikiem – 63
Historyczna i wielkopomna decyzja – 67
U boku prymasa Hlonda w Warszawie – 85
Z Maryją przez morze czerwone komunizmu – 92
Wyborcze orędzie kard. Augusta Hlonda – 102
W walce z wojującym ateizmem – 111
Żegnał największego syna, jakiego miała Polska – 116
Zwycięska misja – 126
Część III: Sekretarz Prymasa Tysiąclecia – 141
Nowy prymas, nowe zadania – 146
Wojna komunistów z Kościołem – 151
„Tajny nuncjusz” – 159
Non possumus – 174
Aresztowanie i internowanie prymasa – 187
Uwięzienie bp. Antoniego Baraniaka – 198
Gehenna przesłuchań – 202
Okrutne tortury – 219
U swoich w Marszałkach – 241
U sióstr elżbietanek w Krynicy – 254
Zanim przyszło uwolnienie – 263
Na wolności – 270
Część IV: Arcybiskup metropolita poznański – 281
Druga osoba po prymasie – 288
Ojciec soborowy – 303
Gdy pojednanie było zdradą – 324
Podwójny milenijny arcybiskup – 332
Pasterz i świadek – 354
Śmierć i pogrzeb – 370
Pamięć o męczenniku – 379
Komunistyczni bandyci bez kary – 393
Kalendarium życia abp. Antoniego Baraniaka – 399
Wybrana bibliografia – 402
„Kościół nigdy księdzu arcybiskupowi nie zapomni, że bronił go w najtrudniejszych czasach”.
Karol Wojtyła do abp. Baraniaka
Gdyby nie jego poświęcenie, losy Kościoła w Polsce przybrałyby zupełnie inną formę.
Poznaj historię abp. Antoniego Baraniaka
Biskup Antoni Baraniak był więziony i brutalnie torturowany przez komunistów. Dzięki jego poświęceniu sowiecka władza nie zdołała wytoczyć pokazowego procesu Prymasowi Tysiąclecia i skazać go na wieloletnie więzienie lub wydalenie z kraju.
Całe życie pozostawał w cieniu dwóch wielkich postaci – kard. Augusta Hlonda i kard. Stefana Wyszyńskiego. Dyskretny, milczący, precyzyjny, z wielką delikatnością załatwiał najpilniejsze sprawy związane z Kościołem w Polsce, zarówno na emigracji w trakcie drugiej wojny światowej, jak i w czasie walki ze stalinowskim reżimem.
W obszernej biografii Czesław Ryszka wnikliwie analizuje życie abp. Baraniaka, odsłaniając jego kluczową rolę w kształtowaniu współczesnej historii Polski. Dziedzictwo arcybiskupa przetrwało w dokumentach oraz świadectwach i nadal może inspirować kolejne pokolenia do walki o największe wartości: wolność, prawdę i wiarę.
W książce zamieszczono wiele fotografii z życia abp. Antoniego Baraniaka