Renzo Allegri, Zniszczyć świętego

Page 1



RENZO ALLEGRI

ZNISZCZYC SWIETEGO SLEDZTWO W SPRAWIE PRZESLADOWANIA O. PIO przełożyła Anna Gogolin

Wydawnictwo Esprit


Originally published under the title La passione di Padre Pio by Renzo Allegri © 2015 Mondadori Libri S.p.A., Milano Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Esprit 2020 All rights reserved Fotografia Na okładce: © Umberto Cicconi /  Archivio Cicconi / Getty Images Redakcja: Agnieszka Lipińska KOREKTA: Justyna Jakubczyk SKŁAD I ŁAMANIE: Karolina Korbut isbn 978-83-66407-29-9 Wydanie I, Kraków 2020 Druk i oprawa: Abedik Wydawnictwo Esprit sp. z o.o. ul. Przewóz 34/100, 30-716 Kraków tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19 e­‑mail: sprzedaz@esprit.com.pl ksiegarnia@esprit.com.pl biuro@wydawnictwoesprit.com.pl Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl


Dedykuję tę książkę Giuseppe Pagnossinowi, Emanuele’owi Brunatto oraz Francescowi Morcaldiemu – trzem duchowym synom o. Pio, jego żarliwym obrońcom w okresie prześladowań i wyroków, a wreszcie ludziom, którzy dochowali wierności swojej wierze, przekonani, że stygmaty na ciele zakonnika nie mogły być pochodzenia innego niż nadprzyrodzone. Giuseppe Pagnossin, bogaty przemysłowiec z Padwy, poznał o. Pio w San Giovanni Rotondo. Był rok 1967 i po raz pierwszy w swojej karierze dziennikarza zajmowałem się przypadkiem zakonnika. Dwa lata później, kiedy na zlecenie tygodnika „Gente” prowadziłem długie dziennikarskie śledztwo pod nazwą „In difesa di Padre Pio” [W obronie ojca Pio], Pagnossin udostępnił mi setki niepublikowanych, w większości poufnych dokumentów, których oryginały były przechowywane w Tajnym Archiwum Watykańskim i do których dostęp umożliwiono dopiero w roku 2006. Pagnossin spotkał się z o. Pio w 1954 roku. Nawrócił się i od tamtej pory żarliwie bronił stygmatyka, kontynuując dzieło, które w roku 1919 rozpoczęli Emanuele Brunatto oraz Francesco Morcaldi. Ten ostatni był pisarzem, adwokatem i politykiem. Ojca Pio poznał w 1919 roku. Pierwsza wojna światowa, w trakcie której został ranny i trafił do obozu jenieckiego, właśnie dobiegła końca. Morcaldi był wrakiem człowieka, lecz o. Pio przywrócił mu chęć do życia. Wkrótce potem tę dwójkę połączyła bliska przyjaźń. Emanuele Brunatto przybył do San Giovanni Rotondo w 1920 roku. Miał wówczas dwadzieścia osiem lat i imponujący bagaż doświadczeń. 5


Był buntownikiem, oszustem, parał się żołnierką, aktorstwem, śpiewem i modą. Nieoczekiwanie dorobił się olbrzymich pieniędzy, tylko po to, żeby wkrótce wszystko stracić. U boku o. Pio pozostał przez wiele lat – jako jego sekretarz i szczerze oddany pierwszy syn duchowy. W 1925 roku, czyli w okresie nasilonych prześladowań, został zmuszony do opuszczenia klasztoru, w którym mieszkał, nigdy jednak nie przestał bronić o. Pio. Walczył z oszczercami przy użyciu wszelkich możliwych środków, czasem nawet wbrew woli świętego. Ostatecznie zdołał dowieść prawdy i zmusił Święte Oficjum do cofnięcia krzywdzących dla zakonnika surowych wyroków. Po pewnym czasie przeprowadził się do Francji. Tam dorobił się fortuny i zyskał znaczące wpływy. Założył różne placówki humanitarne, a kiedy rozpętała się druga wojna światowa, przez wzgląd na o. Pio ocalił przed śmiercią tysiące Żydów i prześladowanych. Ci oto „trzej muszkieterowie” poświęcili życie, majątek i własną reputację, żeby bronić zakonnika przed podłymi atakami oszczerców. Zrobili to całkowicie bezinteresownie, nie licząc na zyski, zaszczyty ani żadne przywileje. Motorem napędowym ich działań były prawda, sprawiedliwość i żarliwa miłość, którą jedynie ludzie o niezwykłej duchowości i wielcy święci są w stanie wzniecić. Oceniając Pagnossina, Morcaldiego i Brunatta, wielu biografów o. Pio do dzisiaj kieruje się uprzedzeniami, dokumenty nie pozwalają jednak wątpić w czystość ich intencji i szlachetne zaangażowanie na rzecz człowieka, który został wyniesiony na ołtarze i który z racji swojej działalności społecznej zapisał się na kartach historii jako wielki dobroczyńca ludzkości.


1

Niczym w ogrodzie Oliwnym

Było popołudnie 8 grudnia 1968 roku, uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Kardynał Giacomo Lercaro, arcy­ biskup Bolonii, zwołał kongres ku czci o. Pio, który zmarł niecałe trzy miesiące wcześniej. Kongres odbył się w bolońskim klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów. Wzięło w nim udział wielu zakonników, a także przedstawiciele założonych przez o. Pio grup modlitwy. Wśród zgromadzonych panował nastrój oczekiwania, udzielający się szczególnie zwolennikom ojca. To, co tamtego dnia powiedział kardynał, miało odbić się zdumiewająco głośnym echem. Lercaro nakreś­lił trzeźwy, a zarazem surowy obraz życia zakonnika. Położył nacisk na świętość kapucyna i w ostrych słowach potępił tych wszystkich, którzy zwrócili się przeciwko niemu, prześladowali go i dręczyli. Dzisiaj o. Pio należy do świętych cieszących się największą popularnością, ale za życia budził wiele kontrowersji i nieraz padał ofiarą ostracyzmu ze strony samego Kościoła. Tamtego popołudnia kard. Lercaro nie przebierał w słowach: mówiąc o największych przeciwnikach o. Pio i procesu jego kanonizacji, nie wahał się wskazać pewnych kapucynów oraz przedstawicieli władz kościelnych. Była to niezawoalowana aluzja do Świętego Oficjum, które 7


przez lata wiele razy wszczynało postępowanie dyscyplinarne przeciwko zakonnikowi i wydało aż pięć wyroków, z których żaden nie został cofnięty. Ojciec Pio umarł w niełasce i to właśnie na omawianym kongresie wysoki dostojnik kościelny po raz pierwszy publicznie stanął w jego obronie, oświadczając, że prześladowania ze strony władz kościelnych były krzywdzące. Pod koniec długiego przemówienia światły kardynał powiedział: „Mówiono o nim i pisano, potępiano go i szydzono z niego. Milczał… Lecz tym, co bolało go najbardziej i co sprawiało, że przeżywał agonię niczym Zbawiciel w ogrodzie Oliwnym, był fakt, że cierpiał nie tyle dla Kościoła, ile przez Kościół”. Na temat o. Pio i jego historii napisano i powiedziano już wszystko. Powstało tysiące artykułów, setki książek, wiele dokumentów, filmów, seriali telewizyjnych… Krótko mówiąc: olbrzymi materiał. Kapucyn przyszedł na świat w miejscowości Pietrelcina (w prowincji Benewent) 25 maja 1887 roku. Zmarł w San Giovanni Rotondo (w prowincji Foggia) 23 wrześ­nia 1968 roku. Zasłynął za sprawą nadzwyczajnych charyzmatów, którymi został obdarzony, a przede wszystkim ze względu na noszone na ciele przez pięćdziesiąt lat widoczne i krwawiące znaki męki Chrystusa, nazywane stygmatami. Był jedną z najbardziej popularnych postaci w dwudziestowiecznych Włoszech, i to nie tylko w kręgach katolickich. Zarazem jednak budził wiele kontrowersji. W roku 1919, kiedy rozniosła się wieść, że na jego ciele pojawiły się stygmaty, symbolizujące mękę i śmierć Chrystusa, o. Pio stał się „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą”. Rany, dla których nauka nie była w stanie znaleźć wyjaśnienia, w jednych budziły niepokój i nieufność, a w innych – radosną nadzieję. Były niczym ogień, który sprawiał, że zbliżający się do mnicha ludzie dzielili się na przyjaciół i wrogów, sprzymierzeńców i oszczerców. Antagonizm pomiędzy stronami ustawicznie się nasilał, znacząc życie biednego kapucyna niewypowiedzianą goryczą. 8


Kościół opowiedział się po stronie oszczerców. Tłumy pielgrzymów, którzy lgnęli do o. Pio zwabieni otaczającą stygmaty aurą tajemnicy, spędzały władzom kościelnym sen z powiek. Coraz częściej dochodziła do głosu obawa, że rzesze wiernych mogą popaść w fanatyzm. Dlatego w roku 1923 Kościół wydał oficjalną deklarację. Obwieścił w niej, że „w tym, co przypisuje się o. Pio, nie ma nic nadprzyrodzonego”, i surowo zakazał jakichkolwiek kontaktów z zakonnikiem. Później światło dzienne ujrzały następne rozporządzenia; zapadły też kolejno cztery wyroki, które nigdy nie zostały odwołane. Tym sposobem o. Pio stał się jedynym świętym w dziejach Kościoła, nad którym w chwili śmierci ciążyło aż pięć wyroków. Dzisiaj popularność kapucyna gwałtownie wzrasta. Wszystko, co go dotyczy – każdy charyzmat, każdy aspekt jego osobowości i dokonań – zostało szczegółowo zanalizowane przez media, a kanonizacja tylko wzmogła to zainteresowanie. Cuda, bilokacja, przepowiednie, stygmaty, zapachy i inne mistyczne „doświadczenia”, stale towarzyszące życiu o. Pio, stały się tematem rozmaitych biografii, artykułów, esejów, broszurek i filmów dokumentalnych. Tylko jeden aspekt nadal pozostaje w cieniu: mianowicie prześladowania, jakie spotkały kapucyna ze strony Kościoła. Wiemy o nich bardzo niewiele. Rozpoczęły się wkrótce po tym, jak na ciele zakonnika pojawiły się stygmaty, i trwały aż do jego śmierci, a nawet po niej. Wraz z upływem czasu przybierały coraz bardziej drastyczną formę. Ojciec Pio czuł się niezrozumiany i potępiony przez Kościół, któremu ofiarował się bez reszty, i to poczucie przysparzało mu niewymownych cierpień. Nie bez powodu kard. Lercaro – który przyjaźnił się z zakonnikiem i dobrze go znał – wypowiedział na kongresie z 8 grudnia 1968 roku ostre słowa, obnażające dość enigmatyczną prawdę: „Tym, co sprawiało, że przeżywał agonię niczym Zbawiciel w ogrodzie Oliwnym, był fakt, że cierpiał nie tyle dla Kościoła, ile przez Kościół”. 9


Surowe wystąpienie kardynała wywołało ożywione reakcje. „Przyjaciele” o. Pio przyklasnęli mu, „wrogowie” uznali je za oszczercze i niestosowne. Pomiędzy arcybiskupem Bolonii a Świętym Oficjum, które z racji wydanych na zakonnika wyroków poczuło się otwarcie zaatakowane, otworzyła się głęboka przepaść. Podjęto wszelkie możliwe środki, żeby skłonić kardynała do wycofania poważnych oskarżeń, on jednak nigdy się nie ugiął. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku kard. Giacomo Lercaro był znaną osobistością. W latach 1952–1968 piastował urząd arcybiskupa Bolonii. Zawsze otwarcie wspierał o. Pio. Dobrze znał jego losy, a także postanowienia Świętego Oficjum, z którymi się nie zgadzał, ale których nigdy wcześniej nie krytykował publicznie. Jak sam powiedział, poznał o. Pio jako młody ksiądz. Od samego początku był nim zafascynowany i nie krył podziwu dla jego dokonań. Wspierał ufundowane przezeń Grupy Modlitwy, a w roku 1956 zjawił się na inauguracji Domu Ulgi w Cierpieniu. Dla zwolenników kapucyna zawsze był punktem odniesienia i oparciem. Nigdy nie sprzeciwił się otwarcie Świętemu Oficjum ani wydawanym przez nie dyspozycjom, ale zachowywał się tak, jak gdyby one w ogóle nie istniały. Lercaro nie był jedynym przedstawicielem władz kościelnych, który szanował o. Pio i wierzył w jego świętość; także inny kardynał nie bał się otwarcie okazywać stygmatykowi podziwu i surowo krytykował spotykające go ze strony Kościoła prześladowania. Był nim arcybiskup Genui, Giuseppe Siri. W czwartą rocznicę śmierci o. Pio Siri wygłosił w genueńskim kościele pod wezwaniem św. Katarzyny przemówienie, w którym żarliwie bronił zakonnika. „Ci, którzy powin­ni byli jako pierwsi rozpoznać Jezusa Chrystusa – grzmiał – posłali Go na krzyż. To samo przydarzyło się o. Pio… Uczyniono z niego wyrzutka, zepchnięto go na margines, zabroniono mu nawet rozmawiać z ludźmi…”. 10


Wystąpienia kard. Lercara i kard. Siriego były dla zwolenników o. Pio powodem do wielkiej radości, ale wśród wielu innych wywołały żywe oburzenie. Wysocy dostojnicy kościelni nie szczędzili im cierpkich słów, twierdząc, że za ich sprawą pogłębiają się podziały w Kościele, a wierni nawykają do nieposłuszeństwa. Kardynałowie wyrazili się jednak jasno – zwłaszcza Giacomo Lercaro. Skrytykował co prawda „Kościół”, który prześladował o. Pio, ale zarazem dokładnie wytłumaczył znaczenie tego terminu. Nie chodziło mu o Kościół w sensie teologicznym, „Mistyczne Ciało Chrystusa, którego głową jest sam Jezus”, świętą wspólnotę wiernych, nieomylną, bo prowadzoną przez Ducha Świętego. Zarzuty dotyczyły raczej pewnych członków instytucji kościelnej, omylnych jak wszystkie istoty ludzkie. Kardynał powiedział wprost, że mówiąc o Kościele, miał na myśli „przedstawicieli Kościoła, wnoszących do społeczności, którą Chrystus ożywia i czyni sakramentem zbawienia, bagaż swoich ułomności, pazerności, ambicji, podłości i dewiacji”. To z ich winy o. Pio „doświadczył goryczy arbitralnych rozporządzeń, surowych, obraźliwych, niesłusznych kar, które przyjął pokornie, nie próbując się odwoływać… Został oddzielony od przyjaciół i niczym Jezus mógł powiedzieć: «Daremnie szukałem kogoś, kto mnie pocieszy…; moi przyjaciele i bracia oddalili się ode mnie…». Ich miejsce zajęli przeciwnicy, podjudzani przez nędzną wrogość przeciętności, która za nic ma wyższość cnoty…”. W przypadku o. Pio takich omylnych osób, które miały osądzić jego życie, postępowanie oraz doświadczenia mistyczne i popełniły przy tym fatalny błąd, było bardzo wiele. Problem polega na tym, że stały one na czele różnych dykasterii watykańskich, w tym Kongregacji Świętego Oficjum, zajmującej się obroną wiary i zarządzanej bezpośrednio przez papieża. Kolejnym aspektem, którego nie sposób wytłumaczyć, jest bez wątpienia czas. Prześladowania nie trwały rok czy dwa, lecz długie 11


dekady. W tym okresie przez poszczególne dykasterie przewijali się różni ludzie, ale choć na szczycie dochodziło do roszad, to wrogość była niezmienna. Co więcej, jak dobitnie wykazał długi i skrupulatnie prowadzony proces beatyfikacyjny, zakończony w roku 1999, wszelkie oskarżenia, domysły i opowieści, które legły u podstaw prześladowań, były fałszywe. Całkowicie niewiarygodne. Proces kanonizacji, będący ostatecznym wyrazem przekonania Kościoła o świętości danej osoby i opierający się na dogmacie o nieomylności papieża, oficjalnie poświadczył, że wszelkie wyroki i dekrety, jakie władze Kościoła wydały w związku z o. Pio, były błędne. Niemniej jednak owe dekrety istnieją. Nigdy nie zostały wycofane. Pierwszy z nich, opublikowany w maju 1923 roku, całkowicie i ostatecznie „zdyskredytował” stygmaty kapucyna, stwierdzano w nim bowiem, że nie miały one „charakteru nadprzyrodzonego”. Należało je przypisać bądź to chorobie umysłowej, bądź to zwyczajnemu oszustwu. Tak czy inaczej o. Pio – wbrew przekonaniu jego zwolenników – nie mógł zostać uznany za świętego. Przed śmiercią zakonnika, która nastąpiła w roku 1968, podobny osąd został wydany jeszcze cztery razy. Prześladowania ze strony Kościoła były co prawda bezustanne, znawcy tematu twierdzą jednak, że ich apogeum przypadło na dwa różne okresy. Pierwszy rozpoczął się w roku 1919 i trwał do roku 1933, kiedy to wskutek wydarzeń, którym przyjrzymy się później, władze kościelne musiały wyzbyć się dotychczasowej surowości (czemu nie towarzyszyło jednak cofnięcie wydanych wyroków). Druga fala prześladowań przyszła około roku 1960. Prześladowania trwały krócej, lecz ich przebieg oraz podeszły wiek o. Pio sprawiły, że były bardziej dotkliwe. Jak widzimy, większa część ziemskiego życia zakonnika upłynęła pod znakiem prawnych perypetii. Ojciec Pio pełnił swoją kapłańską posługę w dość groteskowych warunkach: odprawiał Msze Święte i udzielał sakramentów w imię Kościoła, który otwarcie go krytykował, dręczył, 12


ustawicznie podawał w wątpliwość jego moralność, publicznie nazywał go oszustem i surowo karał za to, że cieszył się uznaniem wiernych. Mistyczne charyzmaty zakonnika przyciągały do San Giovanni Rotondo tłumy wiernych, którzy prosili o modlitwę i cuda, nawracali się i wraz z zagubioną wiarą odnajdywali w sobie chęć lepszego życia. Ojciec Pio z jednej strony żarliwie pragnął im pomóc, a z drugiej czuł, że ciąży nad nim widmo nakładanych przez władze Kościoła kar. Wierni otrzymali wyraźny zakaz odwiedzania mnicha i utrzymywania z nim jakichkolwiek kontaktów, choćby tylko listownych. Z kolei mnich powinien był wystrzegać się spotkań z ludźmi, którzy do niego przybywali. Cóż to jednak znaczyło w praktyce? Czy miał ich przepędzać? Ignorować prośby o pomoc? Zaniechać pełnienia kapłańskiej posługi? Ojciec Pio bezustannie budził kontrowersje. Straszliwe. Wyczerpujące. Z ich powodu często dochodziło do polemik i zażartych dyskusji, które toczyły się na łamach prasy i wywoływały zamieszanie, niezadowolenie, nieufność, wątpliwości. Dzisiaj poświęca się im znacznie mniej uwagi, co jednak nie znaczy, że odeszły w zapomnienie. Przedstawiciele pewnych środowisk – w szczególności intelektualiści, agnostycy albo ludzie nieinteresujący się duchowością – nadal krytykują Kościół za to, że wyniósł do godności świętego kogoś, kogo wcześniej konsekwentnie prześladował. Na rozmaitych stronach internetowych roi się od wpisów zwyczajnych, przeważnie młodych osób, które komentują tę kuriozalną sytuację cynicznie, a wręcz z sarkazmem. Władze kościelne niejako wyparły trwającą długie lata wrogość i dzisiaj nazywają o. Pio jednym z największych świętych w dziejach. Wydane swego czasu surowe wyroki nie zaprzątają już niczyjej uwagi. Co więcej, da się zaobserwować dość niecodzienne zjawisko: nieliczni historycy zajmujący się tym zagadnieniem twierdzą, że prześladowania, które spotkały o. Pio ze strony Kościoła, nigdy nie miały miejsca. Były jedynie „wymysłem świeckiej prasy, obliczonym na zaszkodzenie Kościołowi”. Pewni przedstawiciele środowisk katolickich posunęli się 13


nawet do stwierdzenia, że prześladowania należy uznać za „zabawną legendę, niepotwierdzoną żadnym dowodem”. Nie bez kozery książka Stefana Campanelli nosi tytuł Oboedientia et pax. La vera storia di una falsa persecuzione [Prawdziwa historia fałszywych prześladowań]. Po tym, jak wyniesiono go na ołtarze, osoba o. Pio została zepchnięta w stan swego rodzaju nirwany. Media uparcie kreują biografię, która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Kapucyn jest powszechnie uważany za wielkiego cudotwórcę, świętego człowieka, który uzdrawiał, zawsze śpieszył z pomocą potrzebującym, łagodził spory i uśmiechał się do każdego. Zdaniem tych, którzy przebywali z nim na co dzień i którzy są uznawani za jego duchowych spadkobierców, to żarliwe uwielbienie jest jednak zdumiewająco powierzchowne. Nie ma w nim miejsca na najbardziej istotne i znamienne aspekty duchowości o. Pio. „Puszczenie w niepamięć jego cierpień równa się zdradzie” – powiedział mi niegdyś br. Modestino, kapucyn, który po śmierci stygmatyka zyskał miano jego duchowego spadkobiercy i którego proces beatyfikacyjny jest obecnie w toku. Ojciec Pio był przede wszystkim człowiekiem krzyża. Nazywano go alter Christus [drugim Chrystusem], a symbolem jego wielkości i świętości, podobnie jak wielkości i świętości Jezusa Chrystusa, był krzyż. Nie sposób myśleć o Jezusie, nie myśląc jednocześnie o krzyżu, i nie sposób myśleć o o. Pio, nie myśląc o cierpieniach. Żyjąc u jego boku, widziałem cudowne uzdrowienia i nawrócenia, czułem niebiańskie zapachy, które wydobywały się z jego stygmatów, byłem świadkiem proroctw i bilokacji… Wszystko to napełniało mnie wielkim zdumieniem. Oto prawdziwe dary Boże. Świętość o. Pio tkwi w jego ofierze na rzecz Pana. W nieludzkim cierpieniu, które towarzyszyło mu każdego dnia, kiedy wstępował na krzyż – jak niegdyś Jezus na Kalwarii. 14


Ojciec Pio doznawał cierpień fizycznych. Były one spowodowane chorobami i nawracającymi atakami gorączki, która sięgała czterdziestu ośmiu, pięćdziesięciu, a czasami nawet pięćdziesięciu dwóch stopni. Broczące krwią stygmaty, które zakonnik nosił na ciele przez pół wieku, wywoływały dotkliwy ból. Lecz – jak trafnie zauważył kard. Lercaro – to udręki moralne i duchowe, wynikające z ferowanych przez Kościół wyroków, sprawiały, że kapucyn „przeżywał agonię niczym Zbawiciel w ogrodzie Oliwnym”. Te właśnie „moralne i duchowe” udręki stanowią zasadniczy temat niniejszej książki. Udręki, a także prześladowania, które były ich przyczyną i które zakonnik musiał znosić przez całe życie. Z czysto ludzkiego punktu widzenia to, co spotkało o. Pio, było zajmującą, a zarazem budzącą niepokój historią o zabarwieniu „kryminalnym”. Wierzący mogliby okreś­lić ją mianem „mistycznej”, ponieważ sprawy ziemskie przeplatały się w niej ze sprawami nieba, świat „widzialny” z „niewidzialnym”, a wartości ludzkie z duchowymi. Bohaterami byli księża, biskupi, kardynałowie, nawet papieże. Część z nich odznaczała się nadzwyczajną dobrocią i została już wyniesiona na ołtarze; proces beatyfikacyjny innych nadal jest w toku. Jak widzimy, byli to prawi ludzie. Popełnili jednak błąd. W „kryminalnej historii” o. Pio ważną rolę odegrały także osoby świeckie: wierzący i ateiści, grzesznicy i nawróceni, prokuratorzy, prefekci, karabinierzy, politycy, adwokaci, dziennikarze, znani pisarze, w tym [Gabriele] D’Annunzio, ministrowie, a nawet Benito Mussolini. Każdego z nich w ten czy inny sposób przyciągnęły stygmaty – widome symbole męki Chrystusa, których ani teologowie, ani wybitni lekarze nie byli w stanie przekonująco wytłumaczyć. Od stygmatów wszystko się zaczęło. One legły u podstaw wzmiankowanych prześladowań i wypadków, które nadal wywołują kontrowersje. Jak to się stało, że Kościół potępił to mistyczne zjawisko, 15


skoro dzisiaj otacza je czcią? I dlaczego właśnie wysocy dostojnicy kościelni zaangażowali się w wojnę przeciwko wielkiemu stygmatykowi naszych czasów? Zawarta w niniejszej książce opowieść opiera się wyłącznie na dokumentacji. Jest ona niebywale obfita i pochodzi przede wszystkim z Tajnego Archiwum Watykańskiego oraz zbiorów Świętego Oficjum. Korzystaliśmy jednak również z archiwów Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, kapucynów z prowincji Foggia, a także z prywatnych archiwów osób świeckich, które odegrały w opisywanej historii niezwykle ważną rolę. Wiele z tych dokumentów nadal nie doczekało się publikacji.


2

Dokumentacja prześladowań

Dzisiaj nikt już nie może podać w wątpliwość faktu, że o. Pio był prześladowany przez władze Kościoła. Zwłaszcza że, jak powiedzieliśmy, potwierdzające to dokumenty pochodzą z samego Archiwum Watykańskiego. 30 czerwca 2006 roku Watykan wydał komunikat prasowy. Poinformował w nim, że Ojciec Święty Benedykt XVI postanowił udostępnić badaczom kolejną część Tajnego Archiwum Watykańskiego. Chodziło o dział, w którym były przechowywane dokumenty dotyczące pontyfikatu Piusa XI (luty 1922–luty 1939). Historycy zajmujący się o. Pio przyjęli decyzję Josepha Ratzingera z niekłamaną radością. Zaledwie cztery lata wcześniej stygmatyk został wyniesiony na ołtarze, a jego uroczysta kanonizacja ściągnęła na plac św. Piotra niezliczone tłumy i odbiła się głośnym echem w mediach. Niesieni entuzjazmem dziennikarze sięgnęli w przeszłość i nagle na łamach gazet zaroiło się od informacji o prześladowaniach, których o. Pio doświadczył ze strony władz kościelnych właśnie za pontyfikatu Piusa XI. Na Kościół, który przez długie dziesięciolecia nękał zakonnika, żeby ostatecznie ogłosić go świętym, spadła fala zjadliwej krytyki. Tajne Archiwum Watykańskie [łac. Archivum Secretum Vaticanum] powstało w połowie XVII wieku, ale przechowywane w nim 17


dokumenty dotyczą ponad tysiąca lat historii. Mają one nieocenioną wartość nie tylko dla Kościoła katolickiego, lecz także dla całego świata, dlatego trudno się dziwić, że wywołują tak wielkie zainteresowanie historyków. Archiwum mieści się w dwupiętrowym „bunkrze” w podziemiach Muzeów Watykańskich. Zgromadzone w nim papiery i pergaminy, starannie uporządkowane i skatalogowane, spoczywają na regałach o łącznej długości osiemdziesięciu pięciu kilometrów. Przez wzgląd na swoją naturę i duchowe zwierzchnictwo nad wiernymi papiestwo utrzymuje bezpośrednie lub pośrednie stosunki z wszystkimi państwami na świecie. Co za tym idzie – do Watykanu spływają informacje z każdego zakątka ziemi. Opisujący Archiwum Watykańskie przymiotnik „tajne” od dawien dawna wywołuje ciekawość i pobudza wyobraźnię. Zdaje się sugerować, że pośród regałów z dokumentacją kryją się mroczne tajemnice. Nic bardziej mylnego! Słowo secretum – „poufny”, „tajemniczy” – znaczyło w średniowiecznej łacinie tyle co „prywatny”. Tajne archiwum od początku było więc „prywatnym” archiwum papieży. Spoczywa w nim, rzecz jasna, wiele kontrowersyjnych dokumentów dotyczących dziejów Kościoła. Są one przechowywane w działach dotyczących najbardziej delikatnych spraw i mają związek z działalnością słynnego Świętego Oficjum – najwyższego organu sądowego w Kościele, który zajmuje się wykroczeniami przeciwko wierze na całym świecie. Święte Oficjum powstało w roku 1542 z inicjatywy papieża Paw­ ła III. Początkowo nosiło nazwę Kongregacji Świętej Rzymskiej i Powszechnej Inkwizycji i było sądowym organem owianej złą sławą Świętej Inkwizycji. Jego działalność zawsze cechowały zimna surowość i bezduszny rygor. Nie sposób oszacować, ilu okrucieństw Święta Inkwizycja – zwłaszcza ta hiszpańska – dopuściła się w imię wiary. 18


W środowiskach katolickich zbrodnie te często były pomniejszane, a wręcz podawane w wątpliwość, i dopiero w roku 2000, z okazji obchodów Wielkiego Jubileuszu, papież Karol Wojtyła uroczyście poprosił Boga o wybaczenie. Lecz zanim uczynił ten historyczny gest, zasięgnął szczegółowych informacji. Skontaktował się z prefektem Kongregacji Nauki Wiary, którym był podówczas kard. Joseph Ratzin­ger, i zlecił mu zorganizowanie sympozjum na temat Świętej Inkwizycji. Odbyło się ono w Watykanie w dniach od 29 do 31 października 1998 roku i zgromadziło około pięćdziesięciu ekspertów z całego świata. Zapoznawszy się z dokumentacją, Jan Paweł II ustanowił słynny Dzień Przebaczenia. 12 marca 2000 roku, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, na placu św. Piotra w Rzymie odbyła się uroczysta ceremonia, transmitowana przez telewizje na całym świecie. Podczas kazania papież wyjaśnił, co legło u podstaw jego niezwykłej inicjatywy. Jako Następca Piotra wezwałem, aby w tym roku miłosierdzia Kościół, umocniony świętością, którą otrzymał od swego Pana, uklęknął przed obliczem Boga i błagał o przebaczenie za dawne i obecne grzechy swoich dzieci. […] Uznanie błędów przeszłości pozwala uwrażliwić nasze sumienia […]. Prosimy o przebaczenie za podziały, jakie nastąpiły wśród chrześcijan, za przemoc, jaką niektórzy z nich stosowali w służbie prawdy, oraz za postawy nieufności i wrogości, przyjmowane nieraz wobec wyznawców innych religii1.

1

Tłumaczenie za: Przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Homilia Ojca Świętego wygłoszona w Bazylice św. Piotra 12.03.2000, opoka.org.pl/ biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/dz_przebaczenia_12032000.html. 19


Po Mszy siedmiu kardynałów kolejno wyznało winy Kościoła, a Jan Paweł II siedem razy poprosił o wybaczenie. Pośród wymienionych przewinień znalazły się zapewne i te wobec o. Pio, który przez pół wieku był niesłusznie prześladowany przez Święte Oficjum. Po ceremonii papież objął i pocałował krzyż. Tajne Archiwum Watykańskie przez długie wieki było zamknięte dla osób świeckich. Dopiero w 1881 roku, dzięki interwencji papieża Leona XII, jego drzwi stanęły przed naukowcami otworem. Od tamtego czasu Kościół zwykł udostępniać zgromadzone w archiwum dokumenty epokami. Te nie mogły mieć wyraźnych związków z teraźniejszością i zazwyczaj odpowiadały kolejnym pontyfikatom. Jak mieliśmy już okazję wspomnieć, przed rokiem 2006 dostępne były materiały dotyczące historii Kościoła do końca pontyfikatu Benedykta XV (który nastąpił w roku 1922). W roku 2006 papież Benedykt XVI wydłużył ten czas o pontyfikat Piusa XI, a zatem lata 1922–1939. Tak się złożyło, że właśnie na tamten okres przypadły pierwsze prześladowania o. Pio. W ciągu dekad ów drażliwy temat zdążył obrosnąć legendą i wywołać liczne polemiki. Teraz, w świetle nowych dokumentów, wreszcie można było pewne sprawy wyjaśnić. W Tajnym Archiwum Watykańskim istnieje dział opisany jako „Ojciec Pio z Pietrelciny”. Znajdują się w nim dziesiątki pękających w szwach teczek. Dla zobrazowania ogromu tego materiału niechaj wystarczy nam informacja, że biskup, który chciał zajrzeć do relacji Maria Croviniego, wysłanego do San Giovanni Rotondo z wizytacją apostolską w roku 1960, otrzymał dokument oznaczony numerem 1225. Widząc pytające spojrzenie biskupa, kustosz wyjaśnił z uśmiechem: „To oznacza, że przed tym dokumentem trafiły do nas tysiąc dwieście dwadzieścia cztery inne”. W opasłych teczkach przechowywane są listy z donosami, raporty z przesłuchań, zapiski z dochodzeń, wizytacji apostolskich, 20


badań lekarskich i ekspertyz, informacje o procesach, wyrokach i tak dalej. Wszystko, co trafiało do Watykanu w związku z o. Pio, było opisywane, katalogowane i umieszczane w zbiorach. Nawet anonimowe listy. W archiwach znajduje się kompletna dokumentacja każdej oficjalnej interwencji Świętego Oficjum. Są tam bruliony zawierające zapis­ki z plenarnych posiedzeń inkwizytorów, wraz z ocenami, wyjaśnieniami i opiniami ekspertów, teologów, lekarzy, biskupów, kardynałów, a nawet samego papieża, który czuwał nad przebiegiem takich posiedzeń i wydawał własny osąd. Jeżeli kolegium kardynałów, nazywanych kardynałami inkwizytorami, decydowało się poddać jakiś wniosek pod głosowanie, do archiwów trafiały również informacje o jego wynikach oraz opiniach poszczególnych głosujących. Po interwencji Benedykta XVI eksperci uzyskali dostęp między innymi do papierów dotyczących przypadku o. Pio. Część badaczy zainteresowała się nimi i napisała na ten temat książki. Wkrótce potem prześladowania, które aż do tamtej pory podawano w wątpliwość, zostały obficie udokumentowane. Co więcej, okazało się, że cała sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, niż początkowo sądzono – i to nie tyle dla samego o. Pio, ile dla jego wrogów. Światło dzienne ujrzały papiery dowodzące, że oskarżyciele stygmatyka nie byli wiarygodni. Padły nazwiska wysokich dostojników kościelnych, którzy nadużywali swojej pozycji i władzy dla własnych, często podejrzanych interesów. Pod ostrzałem znalazła się nie tylko diecezja w Manfredonii, której bezpośrednio podlegał klasztor o. Pio, lecz także Rzym i Watykan. Okazało się, że wysoko postawieni w hierarchii kościelnej duchowni kryli siebie wzajemnie, świadczyli sobie przysługi i zwierali szyki, tworząc potężne, bezduszne lobby. 21


Ujawnienie zawartości feralnych teczek równało się zwinięciu dywanów, pod które zamiatano bardzo wstydliwe sprawy. Chcąc uniknąć skandali, Kościół przez długie lata dbał o to, żeby intruzi trzymali się od nich z daleka, rozporządzenia Benedykta XVI przynajmniej w części położyły jednak kres tej absurdalnej zmowie milczenia. Jednym z pierwszych badaczy, którzy zainteresowali się tą kwestią, był prof. Sergio Luzzatto. W regulaminie Tajnego Archiwum Watykańskiego widnieje adnotacja, że dostęp do zbiorów przysługuje „wyłącznie wykwalifikowanym ekspertom, prowadzącym badania natury naukowej”. Sergio Luzzatto, absolwent elitarnej Scuola Normale Superiore2 w Pizie, autor licznych publikacji i wykładowca historii nowożytnej na uniwersytecie w Turynie, spełniał te kryteria. Toteż, jak sam napisał w podziękowaniach na ostatnich stronach swojej książki, w Watykanie przyjęto go „nadzwyczaj uprzejmie”. Rok później, w roku 2007, wydawnictwo Einaudi opublikowało tekst profesora. Wolumin nosił tytuł Padre Pio. Miracoli e politica nell’Italia del Novecento [Ojciec Pio. Cuda i polityka w dwudziestowiecznych Włoszech] i opierał się w głównej mierze na przeanalizowanej dokumentacji z Tajnego Archiwum Watykańskiego. Utrwalone na czterystu dwudziestu stronicach wywody były podzielone na rozdziały, z których każdy został opatrzony mnóstwem przypisów. Tak skrupulatna praca wymagała zapewne olbrzymiego nakładu sił. Laicka prasa przyjęła książkę z niesłychanym entuzjazmem. Tylu artykułów, wywiadów i obszernych recenzji nie doczekały się dzieła Benedetta Crocego. Zachwytom towarzyszyły jednak bardzo ożywione polemiki, spowodowane tym, że autor nawet nie starał się zbliżyć do postaci o. Pio. Jako zdeklarowany ateista odczytał i zinterpretował wszelkie materiały w sposób, który nijak się miał do świętego 2

Prestiżowa włoska uczelnia, założona w roku 1810 przez Napoleona Bona­ parte [przyp. tłum.]. 22


z Pietrelciny i duchowych wartości, które kapucyn uosabiał i nadal uosabia dla milionów ludzi na całym świecie. Co więcej, rozliczne błędy w nazwis­kach oraz datach, stronnicze wyroki, ferowane na podstawie plotek i stereotypów, a wreszcie bezsensownie ironiczne, rozwlekłe wywody wymierzone przeciw wartościom religijnym budziły niesmak i kazały powątpiewać w obiektywizm historyka. Watykan otworzył przed profesorem drzwi, uznając go za „wykwalifikowanego eksperta, prowadzącego badania natury naukowej”. W książce Luzzatta naukowość została jednak wyparta przez obsesyjną chęć dowiedzenia na podstawie wiarygodnych dokumentów, jakimi niewątpliwie są papiery zgromadzone w watykańskich archiwach, że o. Pio był oszustem. Posługując się fragmentami anonimowych listów, historyk nakreś­lił taki oto syntetyczny portret świętego (cytowany wyimek pochodzi ze strony 255): „Był przywódcą szajki i żerował na dobroci ludu do tego stopnia, że nie bał się wykorzystywać przychylności rozlicznych pobożnych kobiet do zaspokajania swoich seksualnych apetytów”. Bez względu jednak na to, jak ocenimy zawartość książki profesora, jedno nie ulega wątpliwości: użyte przezeń materiały pochodziły z Tajnego Archiwum Watykańskiego, co tylko potwierdza, że wywołujące tyle kontrowersji prześladowania o. Pio przez władze kościelne były prawdziwe, nasilone i długotrwałe. Interesujące są dwie książki napisane przez ks. Francesca Castellego. Pierwsza z nich nosi tytuł Ojciec Pio i Święte Oficjum. Odtajnio­ ne archiwa Watykanu; druga, Przesłuchanie ojca Pio. Odtajnione ar­ chiwa Watykanu, została opatrzona przedmową Vittoria Messoriego. Castelli – ksiądz, historyk, wykładowca historii Kościoła w Wyższym Instytucie Nauk Religijnych im. Romana Guardiniego w Tarencie oraz dyrektor archiwum przy tamtejszej diecezji – zanalizował materiały źródłowe na temat o. Pio, wykazując się poszanowaniem dla instytucji watykańskich, wartości religijnych, a przede wszystkim 23


prawdy historycznej. Choć należy dodać, że i on – w imię nie do końca w tej sytuacji uzasadnionych ideałów „chrześcijańskiego miłosierdzia” dla autorów niesłusznych wyroków – starał się znaleźć usprawiedliwienie dla winnych. Kolejnym znakomitym dziełem jest Padre Pio e la Chiesa madre di santi e di peccatori [Ojciec Pio i Kościół matka świętych i grzeszników] o. Marciana Morry. Morra doskonale znał o. Pio i był świadkiem wielu jego perypetii, które rzetelnie opisał. Wymienione publikacje, stworzone na podstawie dokumentów z Tajnego Archiwum Watykańskiego, dowodzą ponad wszelką wątp­ liwość, że o. Pio był prześladowany przez władze Kościoła. Zawartość dziesiątek przytaczanych i analizowanych „dekretów”, „sprawozdań z posiedzeń”, „deklaracji” i „rozporządzeń” Świętego Oficjum jest pod tym względem więcej niż jasna. Prawdopodobnie żaden inny zakonnik nie spotkał się z tak wielkim i – jak miało się potem okazać – niesłusznym ostracyzmem. Ojciec Pio był niewinny, ale za życia nie doczekał się rehabilitacji. Recenzując wzmiankowane dzieła, dziennikarze nie posiadali się ze zdumienia: ilość zgromadzonych w Watykanie dokumentów dotyczących o. Pio wydała się im zadziwiająca! Chwalili skrupulatność autorów oraz to, że dzięki ich pracy światło dzienne ujrzał szokujący i dotąd nieznany materiał. Nie było to jednak prawdą. W rzeczywistości ów materiał wcale nie był nieznany, przeciwnie! W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku, czyli w epoce pierwszych prześladowań, powstało „tajne archiwum świeckie”. Jego założycielami byli przyjaciele o. Pio. Widząc, że zakonnika niesłusznie spotyka ostracyzm i nikt – czy to duchowny, czy to zwykły katolik – nie może stanąć w jego obronie, ponieważ sprzeciwianie się rozporządzeniom Świętego Oficjum uchodziło za grzech, postanowili obrać strategię „rozumnego nieposłuszeństwa”. Mieli dowody na to, że o. Pio był niewinny, i opowiedzieli się po stronie prawdy, 24


która – jak mniemali – stała ponad wszystkim innym, z prawem włącznie. Chcąc podważyć watykańskie wyroki i wykazać ich bezpodstawność, zaczęli gromadzić dokumentację, z której jasno wynikało, że przeciwnicy o. Pio byli perfidnymi oszczercami. W niedługim czasie i przy użyciu prostych, niekiedy dość kontrowersyjnych środków zebrali mnóstwo obciążających materiałów. Wkrótce potem doszło do gwałtownego starcia. Jako że do tamtej pory nikomu nie udało się pokonać Świętego Oficjum, wynik konfrontacji wydawał się przesądzony. A jednak przyjaciele o. Pio odnieśli zwycięstwo. Owymi przyjaciółmi, którymi będziemy się jeszcze nieraz zajmować, byli ludzie nawróceni. Szukający przygód grzesznicy, ateiści, anty­klerykałowie, a nawet przedstawiciele masonerii, którzy dzięki o. Pio powrócili na drogę wiary i nauczyli się pokory. Kiedy spostrzegli, że ich duchowy przewodnik ugina się pod ciężarem krzywdzących wyroków, wezbrała w nich złość, a ponieważ odznaczali się sprytem i odwagą, szybko okazali się bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem. Byli osamotnieni; nie mogli liczyć nawet na o. Pio, który nie chciał, żeby występowali przeciwko Kościołowi. Nie poddali się jednak i przez lata zebrali imponującą ilość informacji na temat wrogów kapucyna. Udało im się nawet zdobyć kopie całej dokumentacji, którą w związku z o. Pio dysponowało Tajne Archiwum Watykańskie. Przez pewien czas ich „tajne zbiory” były przechowywane w San Giovanni Rotondo, potem trafiły do Rzymu, Paryża, Niemiec, a w końcu do Szwajcarii. Przenosiny były konieczne, ponieważ ci, których dotyczyły dokumenty, byli gotowi na wszystko, żeby je zdobyć, i dla osiągnięcia tego celu dopuszczali się największych podłości. Wiosną 1969 roku, mniej więcej osiem miesięcy po śmierci o. Pio, tygodnik, dla którego pracowałem, „Gente”, zlecił mi napisanie serii artykułów na temat „zakonnika ze stygmatami”. Właśnie w tamtych 25


dniach na łamach gazety „Corriere della Sera” ukazał się tekst, którego autor przekonywał, że po śmierci o. Pio San Giovanni Rotondo z wolna popadało w zapomnienie. Hotele zawieszały działalność, sklepy bankrutowały, po pielgrzymach nie było śladu. Wydawca „Gente”, Edilio Rusconi, któremu postać o. Pio była bardzo bliska, przyjął artykuł z irytacją. W tamtych czasach miałem już na swoim koncie dwie służbowe wizyty w San Giovanni Rotondo. Pierwsza z nich odbyła się we wrześniu 1967, a druga w kwietniu 1968 roku. W trakcie tych podróży spotkałem się z o. Pio i poznałem wielu jego wiernych przyjaciół. Napisane na tej podstawie artykuły spotkały się z ciepłym przyjęciem ze strony czytelników. Dlatego wiosną 1969 roku redaktor Rusconi postanowił powrócić do tematu. „Musimy poważnie zająć się sprawą o. Pio” – powiedział. „To wielki święty i ludzie go kochają”. Wkrótce potem przypomniałem sobie o przemysłowcu z Wenecji Euganejskiej, Giuseppe Pagnossinie, którego poznałem podczas mojej pierwszej wizyty w San Giovanni Rotondo. Ktoś przedstawił mi go wówczas jako bliskiego przyjaciela o. Pio, a on sam zapewnił, że gdybym kiedyś potrzebował informacji na temat kapucyna, mogę się do niego zwrócić. Pomny tych obietnic, zadzwoniłem. Jakiś czas później spotkaliśmy się w Padwie. Pagnossin był znanym człowiekiem. Stał na czele prężnie działającej firmy zajmującej się produkcją ceramiki. Zabrał mnie do pewnej willi, położonej w małej mieścinie nieopodal Treviso. Tam ujrzałem pokoje, które do złudzenia przypominały bibliotekę. Na potężnych regałach piętrzyły się opasłe woluminy. „Oto dokumentacja dotycząca o. Pio” – wyjaśnił Pagnossin, wskazując pękające w szwach półki. „Większość to kopie, bo oryginały znajdują się w Watykanie, nie można jednak powątpiewać w ich prawdziwość”. Każdy z woluminów zawierał dokumenty ułożone w porządku chronologicznym. Były tam wysyłane przez Święte Oficjum listy, donosy, 26


memoriały, dekrety, notatki z przesłuchań, raporty karabinierów, wyroki, zapisy rozmów telefonicznych i tym podobne. „Nie brakuje niczego” – rzekł przemysłowiec. Poinformował mnie, że w okresie pierwszych prześladowań duchowi podopieczni zakonnika utworzyli stowarzyszenie o nazwie Przyjaciele Ojca Pio. Jego członkowie zaczęli skrupulatnie zbierać wszystko, co miało związek z kapucynem, żeby zadać kłam rzucanym pod jego adresem oszczerstwom. Na czele grupy stanął Emanuele Brunatto, nawrócony grzesznik o prawdziwie diabelskich zdolnościach detektywistycznych. Spędziłem w willi kilka dni, wczytując się w papiery. Pagnossin, który świetnie znał ich zawartość, był moim przewodnikiem. Redaktor powierzył mi ważne zadanie: na podstawie dokumentów i świadectw kompetentnych osób miałem obalić ciążące na o. Pio – i tak chętnie rozpowszechniane przez prasę – zarzuty. Brunatto zmarł w 1965 roku. Pagnossin przejął po nim pieczę nad Przyjaciółmi Ojca Pio. Odziedziczył również słynne „tajne archiwum”, z którego zasobów czerpał, żeby oczyścić imię zakonnika z Pietrelciny. W 1967 roku sfinansował publikację obszernej, trzytomowej biografii o. Pio. Nosiła ona tytuł Padre Pio. Storia d’una vittima [Ojciec Pio. Historia ofiary], a jej autorami byli dziennikarze Francobaldo Chiocci i Luciano Cirri. Zgromadzona w archiwum dokumentacja wydała plony także za granicą – we Francji ukazało się kilka napisanych na jej podstawie książek, a w Stanach Zjednoczonych seria artykułów. Moje dochodzenie na rzecz „Gente” było pierwszą tego rodzaju inicjatywą w kraju. Jego rangę podnosiła popularność magazynu, czytanego przez miliony ludzi, a także fakt, że wszystko odbywało się we Włoszech, na oczach kleru i społeczności katolickiej, która z powodu wydawanych przez Kościół dyspozycji musiała wbrew własnej woli oddalić się od o. Pio. Rezultaty były zdumiewające. Ludzie ustawiali się w kolejkach, żeby czytać kolejne odsłony „tajemnej historii świętego stygmatyka”. 27


Oszczercy pluli jadem. Zaskarżyli zarówno tygodnik, jak i mnie. Pewna znana osobistość, którą moje artykuły ugodziły do żywego, zadzwoniła i powiedziała: „Moi prawnicy zgniotą pana w sądzie jak robaka”. Byłem przerażony. Z tygodnikiem współpracował wówczas prof. Piet­ro Nuvolone, jeden z najwybitniejszych znawców prawa w całych Włoszech, wykładowca prawa karnego na uniwersytecie w Mediolanie. On również był zbity z tropu. Skontaktowałem się z Pagnossinem. „Nie martw się” – poradził. „Wszystko, co napisałeś, opiera się na wiarygodnych dokumentach”. A ponieważ wiedział, jak bardzo byłem niespokojny, kilka dni później zatelefonował i obiecał: „Poza prof. Nuvolone twoją sprawą zajmie się również mój adwokat, prof. Ettore Gallo”. Początkowo to nazwisko nic mi nie powiedziało, ale z czasem odkryłem, że prof. Gallo był wybitnym prawnikiem, który pewnego dnia miał stanąć na czele Trybunału Konstytucyjnego. On również żywił głęboki podziw dla o. Pio. „Nie będzie żadnej rozprawy” – zapewnił mnie przez telefon. „Jeżeli pozywający stawi się w sądzie, natychmiast zostanie aresztowany”. Nic z tego nie rozumiałem, ale moi przeciwnicy faktycznie wycofali oskarżenia. Wkrótce potem słuch o nich zaginął. Moje dochodzenie zrobiło wyłom w murze nieufności, jaki od wielu lat otaczał o. Pio. Zakonnikiem zainteresowali się kolejni dziennikarze, ich dociekaniom nie towarzyszyły już jednak dawne, podsycane przez wyroki Kościoła podejrzenia. Zgodnie z zawartością dokumentów, które udostępnił mi Pagnossin, o o. Pio mówiono odtąd jako „niesłusznie potępionym”. Zgromadzone przez przyjaciół kapucyna świadectwa okazały się przełomowe. Był rok 1969. Zebrana w Tajnym Archiwum Watykańskim dokumentacja miała zostać odtajniona dopiero czterdzieści lat później. Tymczasem zbiory Pagnossina, mimo że klasyfikowano je pogardliwie jako niewiarygodne, heretyckie, podejrzane i niegodne 28


uwagi, wpłynęły na opinię publiczną, poruszyły sumienia, podsyciły miłość do o. Pio i dodały otuchy jego zwolennikom. Wszystko wskazuje na to, że przysłużyły się również współbraciom ojca. Pod koniec roku 1969, dokładnie 4 listopada, przełożony generalny Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów poprosił biskupa Manfredonii o zgodę na zbieranie materiałów dotyczących życia zakonnika, na wypadek gdyby miał się rozpocząć jego proces beatyfikacyjny. Prawo kanoniczne nakazuje bowiem, aby pierwszy etap takiego procesu odbył się w diecezji, w której kandydat na świętego żył i umarł. Na czele diecezji w Manfredonii stał wówczas administrator apostolski, Antonio Cunial z Treviso. 23 listopada 1969 roku nadeszła odpowiedź: Cunial z radością przychylał się do prośby i jako żarliwy zwolennik o. Pio zobowiązywał się bezzwłocznie przygotować wszelkie niezbędne dokumenty. Reakcja administratora apostolskiego miała wielką wartość. Było jasne, że przed zajęciem stanowiska biskup musiał zasięgnąć opinii Świętego Oficjum oraz Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. To, że żaden z tych organów nie sprzeciwił się jego decyzji, znaczyło, iż nastawienie Watykanu do o. Pio uległo zmianie. Bracia Mniejsi Kapucyni odetchnęli z ulgą. Pod koniec roku 1969, po kilku mrocznych dekadach, wreszcie rozbłysnął promyk słońca, a rok 1970 rozpoczął się pod znakiem entuzjazmu i nadziei. Zakonnicy ochoczo zabrali się do pracy, gotowi rzucić się w wir przygody, jaką był proces beatyfikacyjny. Nad ich poczynaniami czuwali dwaj mnisi z prowincji Foggia, o. Lino Barbati i o. Gerardo Di Flumeri, którym przełożony generalny nadał tytuł „delegatów postulatora”. Ojciec Gerardo, mający wówczas czterdzieści lat, był idealnym kandydatem do objęcia powierzonej mu funkcji. Po przyjęciu święceń 29


kapłańskich studiował teologię dogmatyczną na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, dokształcał się też w tamtejszym Papieskim Instytucie Biblijnym. Po studiach poświęcił się nauczaniu, pełnił urząd przełożonego, a potem definitora prowincji. W wyznaczone mu przez generała zadanie zaangażował się całym sercem, wkładając w jego realizację wszystkie swoje zdolności. Z jego inicjatywy powstał miesięcznik pod tytułem „Voce di Padre Pio” [Głos ojca Pio]. Pierwszy numer ukazał się w lipcu 1970 roku. Dzięki czasopismu o. Gerardo mógł utrzymywać kontakty ze zwolennikami stygmatyka na całym świecie i zbierać świadectwa jego świętości. Na łamach miesięcznika były też publikowane artykuły informujące o postępach procesu. Wkrótce potem światło dzienne ujrzał Epistolariusz o. Pio, powszechnie uważany za znakomite dzieło mistyczne. Tymczasem 5 czerwca 1970 roku Paweł VI podniósł do godności arcy­biskupa metropolity Manfredonii Lombardczyka Valentina Vaila­tiego. Vailati sympatyzował z o. Pio, choć przez wzgląd na Święte Oficjum nie okazywał tego publicznie. Wkrótce po objęciu urzędu, które nastąpiło 22 sierpnia 1970 roku, arcybiskup zaapelował do duchowieństwa i wiernych o udostępnianie kurii wszelkich dotyczących kapucyna pism. 20 lutego 1971 roku Paweł VI, który nigdy nie ukrywał podziwu dla stygmatyka, przemawiał do przełożonych Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Przy tej okazji po raz kolejny publicznie i w pięknych słowach wypowiedział się o świętości mnicha z Pietrelciny: „I dla was wydarzy się cud, który przydarzył się o. Pio” – rzekł. Patrzcie, jaką miał sławę, jak wielu ludzi zjednoczył przy sobie! Ale dlaczego? Może był filozofem? Może był mędrcem? Może miał jakieś środki do dyspozycji? Dlatego, że odprawiał pokornie Mszę Świętą, spowiadał od rana do wieczora i był, trudno 30


to wypowiedzieć, naznaczony stygmatami naszego Pana Jezusa Chrystusa. Był człowiekiem modlitwy i cierpienia3. 25 maja 1971 roku kard. Corrado Ursi, arcybiskup Neapolu, udał się do San Giovanni Rotondo, aby zainaugurować monumentalną drogę krzyżową. Jej twórcą był rzeźbiarz Francesco Messina, który nawrócił się pod wpływem o. Pio i został jego duchowym synem. W maju 1972 roku kapucyni zorganizowali pierwszy kongres poświęcony duchowości współbrata. Inicjatywy na rzecz popularyzowania postaci stygmatyka mnożyły się w imponującym tempie i zawsze wywoływały wielki odzew. Do San Giovanni Rotondo znowu zaczęli napływać pielgrzymi. Tylko Rzym milczał. Oficjalny wniosek w sprawie beatyfikacji, przedstawiony przez Antonia Cuniala w pierwszych miesiącach 1970 roku i opatrzony całą wymaganą w takich przypadkach dokumentacją, nie doczekał się odpowiedzi. 16 stycznia 1973 roku bp Vailati, postulator generalny Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, o. Bernardino da Siena, a także dwaj delegaci, o. Lino Barbati i o. Gerardo Di Flumeri, osobiście udali się do siedziby Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, żeby przekazać dokumenty na ręce prefekta Paola Bertoliego. Odpowiedź nadeszła po siedemnastu miesiącach, w lipcu 1974 roku. Kongregacja informowała, że nie istniały co prawda przeszkody, które uniemożliwiałyby pozytywne rozpatrzenie wniosku, ale dokumentacja wymagała uzupełnienia. Co więcej, ewentualny proces beatyfikacyjny mógł rozpocząć się najwcześniej po dziesięciu latach od śmierci o. Pio. Sprawa utknęła w martwym punkcie. Święte Oficjum odmówiło wydania zgody, bez której nie sposób było poczynić dalszych kroków. 3

Tłumaczenie za: Padre Pio da Pietrelcina, www.vatican.va/news_services/liturgy/saints/ns_lit_doc_20020616_padre­‑pio_pl.html. 31


Kongregacja co jakiś czas ponawiała prośbę, ale odpowiedź zawsze była taka sama. Trybunał, który wielokrotnie potępił o. Pio, nie chciał przyznać się do błędu. Czas mijał. Przez trzy lata nie wydarzyło się nic godnego uwagi, jednak pod koniec 1978 roku „przybył z daleka” wielki prorok, potężny wysłannik Boga, Karol Wojtyła. Nadzieje odżyły, gdy okazało się, że ten, który po wstąpieniu na tron Piotrowy przybrał imię Jan Paweł II, był serdecznym przyjacielem o. Pio.


Spis treści

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25

Niczym w ogrodzie Oliwnym  7 Dokumentacja prześladowań  17 I przybył człowiek z bardzo daleka…  33 Nie tylko święty  51 Tajemnica, która przeszywa  69 Nadzwyczajna wieść  83 Znak, któremu sprzeciwiać się będą  97 Ojciec Agostino Gemelli  117 Historyczne starcie  125 Lawina kłamstw  137 Zagadka kwasu fenolowego  161 „Czcigodni kardynałowie, o. Pio jest święty”  173 Inkwizytorzy ze Świętego Oficjum  183 Wyrok  197 Rozruchy  207 Wielki plan  223 Drugi wyrok  235 „Niech Ojciec Święty nie pozwoli na to dla dobra Kościoła”  251 Trzeci i czwarty wyrok  265 Nadzieje i rozczarowania  277 Listy do Kościoła  291 Więzień  307 Ostatnie starcie  319 Wielka tajemnica  343 Atak końcowy  353

Źródła bibliograficzne  369


Gdy do San Giovanni Rotondo przybywało tysiące osób spragnionych spotkania z o. Pio, w Watykanie doszukiwano się kolejnych powodów, by zakazać wiernym jakichkolwiek kontaktów z zakonnikiem. Na najsłynniejszym obecnie świętym XX wieku do końca życia ciążyło aż pięć zarzutów. Ta książka to wstrząsający zapis drogi do świętości, którą przebył o. Pio, atakowany brutalnymi oskarżeniami i zniewagami. Autor sięgnął do nieznanych dotąd materiałów gromadzonych w tajemnicy przez przyjaciół stygmatyka z Pietrelciny. Rzucają one nowe światło na straszliwe próby, jakim Franscesco Forgione był poddawany przez współbraci.

PATRONAT

ISBN 978-83-66407-29-9

9

788366 407299

cena 39,90 zł (5% VAT) esprit.com.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.