




Projekt okładki
Anna Slotorsz
Redakcja
Anna Seweryn
Fotografia autorki na okładce oraz na s. 361, 365
© Anna Powałowska
Ilustracje na okładce
© Inna Sinano, IR Stone, Elena Barenbaum, Wiktoria Matynia, Alexander_Evgenyevich, My Life Graphic, Spaskov | shutterstock.com
Ilustracje w książce
© Bibadash, Olga_Zaripova, Feodora_21, Yevheniia Lytvynovych, MoreVector, Lina Keil, Foxyliam, Olga Lobareva, KosOlga, Morphart
Creation, aniok, AcantStudio, Yauheniya_Bandaruk | Shutterstock.com

© 3pikisuperstar, macrovector, rawpixel.com | freepik.com
© warszawianka | pl.vector.me
© Klaus Schönitzer, Britton, N.L., and A. Brown | Wikimedia Commons
Typografia
© odsttemplik – gluk (gluksza@wp.pl) | ffonts.net (SIL Open Font License)
© Eunice EFN | POLSKIE FONTY www.fonty.pl
Redakcja techniczna, skład i łamanie Grzegorz Bociek
Korekta
Anna Jeziorska
Anna Seweryn
Anna Żochowska
Wydanie I, Gdańsk 2023
tekst © Magdalena Witkiewicz, 2023
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-67402-08-8
Wydawnictwo FLOW
biuro@wydawnictwoflow.pl tel. 538 281 367
Druk i oprawa
Abedik SA
Ani Gajowczyk – dziękuję za inspirację.
Z pewnością Twoja historia jest inna, ale z całego serca życzę Ci szczęśliwego zakończenia.


1. Aniela

Mówi się, że zapach mandarynki bardzo poprawia nastrój, łagodzi stres i pomaga usunąć z życia strach oraz stagnację. Jeżeli otulisz się tym aromatem, przyciągniesz również dostatek i powodzenie. Uwolnisz się od mentalnego chaosu i będziesz żyć chwilą.
– Mała Przytulna? Pięknie! – entuzjastycznie wykrzyknęła Laura. – Bardzo mi się podoba ta nazwa!
– Tak… faktycznie piękna. – Starsza pani spojrzała na młodą kobietę. – Przepiękna… – dodała po chwili, patrząc w dal.
– Dlaczego jesteś smutna? Pewnie masz stamtąd jakieś miłe wspomnienia…?
– Czasem smutek też jest potrzebny. – Uśmiechnęła się. – Po latach to może nawet nie smutek, a bardziej nostalgia za tym, co się kiedyś wydarzyło. Chociaż wspomnienia też bolą.
– Nie chcesz tam wrócić? – zapytała dziewczyna. – Wyglądasz, jakbyś tęskniła…
– Wrócić? Po co, moje dziecko?
– Nie wiem… Żeby znowu być w domu?
Starsza pani rozejrzała się po niewielkim pokoiku, którego okna wychodziły na pokryty fioletowym kwieciem krzew.
– Tam też rósł bez… – westchnęła. – Ale dom jest tam, gdzie są przyjaciele, życzliwi ludzie, gdzie nikt nie sadzi żywopłotu, by nie widzieć twoich okien…
– A tam nie ma życzliwych ludzi? – zaciekawiła się Laura.
– Kiedyś byli. – Staruszka zamyśliła się na chwilę i dodała: – Może przestali być mili na moje życzenie… Jakie to dziwne, że tak łatwo obrócić przyjaźń w niechęć, a miłość w nienawiść… Wszystko się zmienia i nie jesteśmy w stanie tego zatrzymać.
– Nie tęsknisz za Małą Przytulną? – Laura była pewna, że jeszcze nadejdzie czas na wyjaśnianie tajemnic.
– Ależ oczywiście, że tęsknię…

– Kiedyś tam pojedziemy – stwierdziła. – Zabiorę cię do naszego fioletowego samochodu, zrobimy sobie pyszne kanapki z serem na drogę, ugotujemy jajka na twardo, nalejemy do termosów herbaty i wyruszymy w trasę.
– Obiecujesz? – upewniła się Aniela.
– Jasne. – Roześmiała się. – Obiecuję. Wiesz, że lubię takie przygody.

– To teraz mogę umierać spokojnie. Najlepiej jakbyś moje prochy rozsypała w ogródku. Albo nad rzeką. Chociaż może nie, bo ryby by się potruły, gdyby zjadły taką ciężkostrawną karmę. – Zachichotała. – Wydaje mi się, że kwiaty bzu rosłyby lepiej, gdybym szeptała do nich spod ziemi… To może pod bzem mnie rozsyp? Byle nie pod żywopłotem, bo i tak podobno rośnie nieokiełznany. Jestem ciekawa, jaki wysoki jest dzisiaj…
– Anielo! – obruszyła się Laura. – Ja cię przekonuję do wspaniałej podróży, a ty mi mówisz o śmierci?
– Tylko śmierć jest w życiu pewna, moja droga. Często przychodzi niezapowiedziana, więc warto o niej rozmawiać, by się do niej przygotować.
– Ale to taki smutny temat…
– Miejsce na cmentarzu mam wykupione… Wykupione, ale jeszcze go sobie nie wybrałam. Ty to zrobisz –kontynuowała staruszka. – Wiesz, że w Małej Przytulnej jest najpiękniejszy cmentarz na świecie? Na samym skraju miasteczka. Tuż obok niewielkiego drewnianego kościoła. Ale podobno księdza już nie mają… Trzymam rękę na pulsie i wiem, co się tam dzieje. Tylko dopilnuj, by mnie nie chowali od strony północnej, bo tam zawiewa. Od morza wieje nieprzyjemny wiatr, który przynosi same troski. Chociaż… gdy tak się teraz zastanawiam… może gdy będę leżeć od strony północnej, zatrzymam te zmartwienia i przynajmniej ciebie nie dosięgną? Mała Przytul-
na to wspaniałe miejsce. Tam został mój dom. I ty w nim kiedyś zamieszkasz. Będzie wam tam z Gabrysią dobrze. W tym zakątku nad rzeką, na rozstaju dróg, przeżyłam swoje najcudowniejsze chwile…
Laura zdawała się być ciągle na rozstaju dróg. Nie lubiła i nie umiała podejmować decyzji. Kiedy była zmuszona dokonać wyboru, w ostatniej chwili się wycofywała. No może nie zawsze, bo w zasadzie zaczęło się od tego, że ON zniknął. Mężczyzna jej życia. I potem już się bała zostawać w jednym miejscu zbyt długo. Nauczona doświadczeniem, wolała czmychać jako pierwsza. Z domu uciekła, z Paryża uciekła, chociaż z tym Paryżem było nieco inaczej…
– Nie możesz wiecznie uciekać, moje dziecko – przekonywała ją Aniela.
– Dlaczego? – pytała buńczucznie Laura.
– Tak się nie robi. – Staruszka pokręciła głową. – Trzeba stawiać czoło temu, czego najbardziej się boisz.
– A jak się to robi? Gdzie to jest napisane, że koniecznie musimy walczyć z własnymi lękami?
– W sercu, moje dziecko… – Aniela uśmiechnęła się czule. – Masz to zapisane w sercu.
– Ale przecież ty też uciekłaś. Z Małej Przytulnej. Żałujesz?

Wtedy staruszka nic nie odpowiedziała. Odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa. Laura podejrzewała, że jej przyjaciółka żałowała wyjazdu z Małej Przytulnej. Wielokrotnie próbowała się dowiedzieć, dlaczego tak się stało, ale, niestety, bezskutecznie.
– Kochana, czasami nadchodzi dzień, kiedy nawet
Mała Przytulna może przestać być przytulna. I robi się… jakby zbyt mała. Zbyt mała dla dwojga, Lauro. I wtedy najrozsądniejsze, co możesz zrobić, to uciekać – mówiła Aniela innym razem.
– No widzisz, ja też uciekam. Robię to w momencie, kiedy jest bardzo dobrze, żeby zachować miłe wspomnienia. Po prostu się pakuję i wyjeżdżam. Boję się, że gdybym tego nie zrobiła, ktoś uciekłby ode mnie, a ja już tego nie zniosę…
– Ja też kiedyś odejdę, Lauro – powiedziała poważnie staruszka. – Bardzo cię proszę, nie traktuj tego jako ucieczki. I obiecaj mi, że nie zostawisz mnie pierwsza. Że zupełnie znienacka nie zapakujesz Gabrysi i gdzieś wyjedziesz. Jeżeli to zrobisz, będę was po śmierci straszyć –zapowiedziała z szelmowskim uśmiechem.
– Anielo! – wykrzyknęła Laura, udając święte oburzenie. – Mieszasz w to moją córkę?

– Pewnie. Bo to szantaż. Wiem, że chcąc chronić małą, jesteś gotowa na wszystko. Bo tym, że będę straszyć ciebie, wcale byś się nie przejęła, ale z pewnością nie pozwolisz, by twoja córka się bała. Prawda?
– Prawda – westchnęła.

– No widzisz, trochę cię znam. Ale pocieszę cię: jeszcze kilka wspólnych chwil nam zostało. Jesteście najlepszym, co mnie w życiu spotkało. I kto by się spodziewał? Mówię ci, Laurko, najpiękniejsze jeszcze przed wami…
– Znowu się zamyśliła, co ostatnio zdarzało jej się coraz częściej. – Podaj mi mandarynkę. Kiedyś człowiek jadał je tylko raz do roku. A teraz? Masz je na wyciągnięcie ręki. I ten zapach! Czasy się zmieniają… – Powąchała obrany już owoc. – Zdecydowanie na lepsze.
Zapach mandarynek kojarzył się Laurze ze świętami. Zawsze poprawiał jej nastrój i zaczynała wierzyć, że osiągnie to, co zwykle stało za wysokim murem. Kiedy czuła ten aromat, przenosiła się do czasów dzieciństwa. Beztroskiego dzieciństwa, kiedy wszystko wydawało się takie proste. Z biegiem czasu zaczęło być coraz trudniej. Coraz mniej życzliwych osób było wokół niej. Dziadkowie odeszli, rodzice też zmarli i została całkiem sama.
Liczyła na to, że jej los się odmieni, kiedy się zakochała, ale jej miłość też odeszła. Zupełnie niespodziewanie. Prawie że bez słowa. Poczuła się wtedy najbardziej samotną osobą na świecie. Uciekła. Przez chwilę myślała, że będzie dobrze, ale ponownie została sama. Po to, by zaraz się przekonać, że tak naprawdę nie będzie sama już nigdy… Wkrótce do jej świata dołączyła Gabriela. I wtedy wszystko się zmieniło. Już nie żyła tylko dla siebie, ale też dla córki. I dzięki temu trafiła na panią Anielę…

2.

Laura
Zapach wanilii poprawia samopoczucie, jest wspierający i ciepły. Wzmacnia i przyciąga urok, daje poczucie bezpieczeństwa i roztacza aurę romantyczności. Pozwala również uzyskać ciepły, rodzinny klimat w całym domu. Aromat waniliowy relaksuje, odpręża i ułatwia zasypianie.
Gabriel miał być chwilowym zapomnieniem, a w zasadzie można powiedzieć, że został z nią na zawsze. Myślała, że stanie się tylko plasterkiem na zranione serce. Ona dla niego, a on dla niej. Byli sobie potrzebni. Oboje wiedzieli, że nic z tego nie będzie. Że nie ma szans, by to mogło trwać wiecznie. On mieszkał gdzieś w Paryżu, był artystą, poza tym zajmował się nie wiadomo
czym. Nawet do końca nie wiedziała, czy imię, którym nazywała go w tych krótkich chwilach uniesienia, było prawdziwe.
Gabriel… Jak archanioł… Może miał w sobie coś z anioła? Czy było jej z nim jak w niebie? Przez te krótkie chwile – tak. A potem nagle przestało. Wyszła z jego mieszkania, tak jak tego oczekiwał, i nie zostawiła po sobie ani śladu. Jakby to, co się między nimi wydarzyło, nigdy nie miało miejsca. Nawet gdyby chciał, pewnie nie potrafiłby się z nią skontaktować, bo nie wiedział, gdzie jej szukać. A może gdyby po raz kolejny pojechała do Paryża, przechadzała się w kolorowym berecie urokliwymi uliczkami i głośno śpiewała piosenki, myśląc naiwnie, że potrafi to już robić po francusku, spotkałaby znowu jakiegoś innego Gabriela, Alexandra czy Fabiena? Jednak wydawało jej się to teraz bardzo abstrakcyjne. Jakby tamte wydarzenia sprzed wielu lat były wspomnieniami z życia kogoś innego… Obiecała sobie jednak, że kiedyś tam wróci i pokaże Gabrysi miejsca, w których chociaż przez moment czuła się spełniona.
Kiedy się dowiedziała, że owocem tych kilku paryskich chwil, tej ucieczki w zapomnienie, będzie jej córka (od początku czuła, że to będzie dziewczynka), usiadła przy stole i w swoim notatniku zapisała dwie strony. Za i przeciw.

Nie rozważała nigdy tego, czy to dziecko urodzić, ale zastanawiała się, czy powinna powiedzieć o tym Gabrielowi.
Nie umiała podjąć decyzji. W zasadzie do tej pory nie była pewna, czy dobrze zrobiła. Chociaż… trochę nie
miała wyjścia. Zawsze jednak powtarzała Gabrysi, że po ojcu ma imię, oczy, trochę zadarty nos i zapewne chęć do pięknego życia.
Nie znała Gabriela długo, ale ten miesiąc spędzony w jego pracowni na Montmartrze był przepełniony energią, kolorami i wdzięcznością, że coś, co już nigdy nie miało nadejść, jednak się pojawiło. Miłość? Chyba było zbyt wcześnie, by to, co się rodziło między nimi, nazywać miłością, ale z pewnością zaczęła znowu czuć cokolwiek prócz złości. Tęskniła, pragnęła dotyku, a przede wszystkim na nowo powrócił do niej świat zapachów, które odebrał jej –wydawało się, że bezpowrotnie – Karol.
Od dziecka czuła więcej. Zamykała oczy i wiedziała, kto stoi za nią. Każdy miał swój zapach. Babcia pachniała pudrem. Eleganckimi kosmetykami, w których woń Laura nieśmiało się zanurzała, gdy babcia wychodziła z pokoju. Dziadek kojarzył jej się z intensywną wonią cygar. Wiedziała, że je palił, nawet gdy babcia była pewna, że już dawno porzucił ten nałóg. Przytulała się do niego i ogarniało ją poczucie bezpieczeństwa, które już zawsze kojarzyć jej się miało z zapachem dobrego tytoniu. Do tej pory czasem oglądała się za mężczyznami, gdy wyczuła ten aromat.

Mama natomiast pachniała wanilią. Słodkimi wypiekami, które powodowały, że cała stawała się szczęściem. Tata pachniał benzyną. Laura lubiła to bardzo. Nieustająco siedział w garażu i coś naprawiał. Jego obecność kojarzyła się jej nieodłącznie z wodą kolońską, której już zupełnie nie pamiętała, i właśnie z zapachem benzyny.
Wiele lat później, gdy była samotna i smutna, chodziła na stację benzynową, kupowała waniliowe ciasteczko i przez dłuższą chwilę stała tuż za dystrybutorem paliwa. Te dwa aromaty mieszały się w piękną, doskonałą całość i ogarniał ją wtedy błogi spokój. Łapała wszystkimi zmysłami wiarę w to, że będzie dobrze.

Wszyscy od niej odchodzili. Najpierw Karol. Wyjechał bez słowa.
– Nigdy nie lekceważ młodzieńczej miłości – mawiała babcia Zosia. – Te pierwsze uczucia czasem są najtrwalsze. Nawet za pięćdziesiąt lat będziesz pamiętała, że tak kochałaś. A podejrzewam, że i gdy wtedy, umrzesz, twój duch na cmentarzu będzie się rozglądał, czy ON przyszedł na twój pogrzeb. No chyba że umrze wcześniej, to gwarantuję ci, że będziecie się kołysać w rytm marsza żałobnego albo Mendelssohna, wszystko jedno. Ręka w rękę, idąc do nieba bram. Bo tam już nikogo nic nie dziwi. – Sta-
ruszka była bardzo ekscentryczna, więc jej wnuczki wcale nie zdziwiła ta wzmianka o rodzinnym danse macabre.
Kiedy babcia odeszła, a w ślad za nią dwa dni później dziadek, Laura była pewna, że wreszcie mogą wspólnie zatańczyć. Byli razem od zawsze i wnuczka podejrzewała, że ich myśli nie zaprzątał ani przez moment nikt inny. Marzyła o takim związku, choć nigdy nie przyznałaby się do tego głośno.
Potem, kilka lat później, odeszli rodzice. Została zupełnie sama, w dodatku z niewielkimi środkami do życia.
– Kiedy jest mi źle, wyobrażam sobie, że jestem w Paryżu – mówiła do niej zawsze mama.
– W Paryżu? Dlaczego akurat tam? Byłaś kiedyś we Francji? – dziwiła się Laura.
– Nigdy. – Roześmiała się. – Właściwie nie byłam poza naszym miasteczkiem i Trójmiastem. Nie leciałam samolotem, nie płynęłam statkiem, dobrze, że samochód mamy, to czasem do Gdańska jeździmy…
– Nie ciągnęło cię w szeroki świat?
– Czy ja wiem… Człowiek chyba zaczyna podróżować, gdy czegoś mu brakuje w tym miejscu, w którym się znajduje obecnie. Albo gdy do osiągnięcia szczęścia potrzebuje nowych bodźców. Ja wszystko mam tutaj, na wyciągnięcie ręki. I jest pięknie. Sama więc widzisz, że nie potrzebuję nigdzie wyjeżdżać.
Tata się podśmiewywał, że mama dorabiała ideologię do podróżowania. Twierdził, iż jego żona pewnie się boi, że gdy tylko wyjedzie na dłużej niż jeden dzień, majątek

zaanektuje ciotka Józka, siostra mamy. Kobieta, która według niego nigdy nie pogodziła się z tym, że to właśnie rodzina Laury zajęła dom rodzinny w Przyjaźni. Laura zaśmiewała się wraz z matką z takiej teorii, jednak później życie pokazało, iż w każdym żarcie jest odrobina prawdy, a tata miał niesamowitą intuicję.
Laura studiowała w Gdańsku, na Akademii Sztuk Pięknych. Dostała się za pierwszym razem na malarstwo, ale nie czuła, by to był idealny wybór. Wolała łączyć różne techniki, ale najbardziej kochała… zapachy. Gdyby na ASP był kierunek komponowania perfumów, pewnie by go wybrała. Oczywiście mogłaby iść na chemię, ale dla niej perfumy były sztuką samą w sobie. Miały duszę. Nie były jedynie bezosobowymi fiolkami, których zawartość miała ze sobą połączyć, by uzyskać określony aromat. To była magia…
Niestety, szkoła magii również nie była w zasięgu jej ręki, musiała więc sama wytyczyć sobie ścieżkę, która pomoże jej robić w życiu to, co da jej radość. Na początku robiła to jednak intuicyjnie, powoli, metodą prób i błędów, zyskując wiedzę o świecie zapachów. Już jako studentka komponowała autorskie perfumy, które działały cuda. Czasem zbierała płatki kwiatów, dokładała różnorodne zioła i czarowała. Dzięki zrobionym przez nią miksturom ktoś miał więcej energii, ktoś mógł spać w nocy, a ktoś po prostu był bardziej skoncentrowany na nauce czy pracy.
Jakiś mężczyzna przyciągał do siebie kobietę, w której był zakochany, a inny szybko zapominał o dziewczynie, któ-

ra właśnie dała mu kosza. Choleryk łagodniał, a ten, który był nieśmiały, odzyskiwał wiarę w siebie.
Czary…
Laura zdawała sobie sprawę ze swojej mocy. Wierzyła, że kiedyś otworzy perfumerię, która będzie miała dobrą energię i chociaż w niewielkim stopniu spowoduje, że świat zmieni się na lepsze.
Może faktycznie świat zmieniał się drobnymi kroczkami na lepsze, jednak niektóre rzeczy pozostały niezmienne, a nawet zdawały się przybierać ciemne kolory. Na lepsze, przykładowo, nie zmieniła się ciotka Józia, która po śmierci swojej siostry i szwagra zakasała rękawy i zabrała się za robienie porządków. W domu swojej siostry i – jak się okazało chwilę później – najwyraźniej w swoim życiu i życiu bliskich.
– Ale co ciocia robi? – zapytała Laura, patrząc, jak Józefina pakuje do ogromnych kartonów bibeloty, które stały na półce w salonie, jeszcze do niedawna zajmowanym przez jej rodziców.
– Ktoś musi ci w tym pomóc. Sentymenty na bok, moja droga. Przecież, znając ciebie, ten dom za dwadzieścia lat będzie wyglądał dokładnie tak samo, jak teraz. Same śmieci w szafach, bezładnie porozrzucane graty…

Laura nie rozumiała, co w tym było złego, że dom miałby wyglądać zupełnie tak samo. Wręcz uważała ten bałagan za pewnego rodzaju stałą w życiu. Pachnący pudrem pokój babci, biblioteka, w której w jednym miejscu czuła jeszcze zapach cygar dziadka, garaż ojca, gdzie wszystkie gwoździe były ułożone według wielkości, wagi albo według kryteriów znanych jedynie jej tacie… Wszystko to miało być dokładnie takie, jakie było. Jakie znała i kochała od lat.
– Ciociu, ale co w tym złego, że tak tu wygląda? –ośmieliła się zapytać.
– Co w tym złego? – zdziwiła się ciotka. – Idzie nowe! Nie możesz się dusić w tym zatęchłym domu. Powinnaś rozkwitać i iść do przodu, a my się domem zaopiekujemy. Nic nie zginie, nie bój się. W rodzinie siła.
Rodziny się nie wybiera. Łączą cię z nią więzy krwi i geny. Czasem, niestety, nic więcej.

Laura była uczona od dziecka, że każdy człowiek jest dobry. Bo niby dlaczego miałby być zły? Niby dlaczego miałby czerpać profity z cudzego nieszczęścia? Niby dlaczego miałby planować coś złego, uśmiechając się i patrząc w oczy tej, którą wiele lat temu trzymało się do chrztu
w niewielkim kościółku pod wezwaniem Jana Ewangelisty w Przyjaźni i obiecywało się strzec ją od złego?
Mama tuż przed śmiercią powiedziała Laurze, by ufała ciotce Józi. Dziewczyna nie spodziewała się, że jej mama mogłaby się kiedykolwiek pomylić. Aż tak pomylić. I to w jednej z najważniejszych życiowych spraw…

– Pamiętaj… – mówiła. – Ciotka Józia to rodzina, a rodzina musi trzymać się razem. Bez względu na to, co się stanie, możesz na niej polegać. Choćbyś była bardzo daleko od domu… Józefina zawsze była charakterna, ale dobry z niej człowiek. Nie skrzywdzi cię.
Te słowa Laura powtarzała sobie, gdy ciotka tuż po pogrzebie wzięła z szafy wszystkie ładniejsze ubrania mamy. Pojawiły się w jej głowie, gdy mąż ciotki wyjął z biurka dziadka ostatnie cygaro i siedząc w fotelu, z nogami na stole, palił je, zaciągając się głęboko, niczym zwykłym papierosem. Towarzyszyły jej, gdy wróciła kiedyś na weekend z uczelni do domu i jej pokój okazał się składzikiem różnych rzeczy, które z jakiegoś względu ciotka uznała za niepotrzebne. Laura zmuszona była spać na kanapie w ogromnej kuchni, w której zwykle toczyło się ich życie rodzinne, kiedy jeszcze żyli mama i tata. Piec, w którym dawno już nie rozpalano, nadal pachniał domem i chlebem, który babcia Zosia tam wypiekała. Chłonęła ten zapach po to, by lepiej się poczuć.
Nieśmiało próbowała rozmawiać z ciotką, że nie do końca podoba jej się kierunek, w którym to wszystko zmierza, ale Józia wciąż powtarzała:
– Nie możesz się dusić w tym wypełnionym gratami miejscu. Powinnaś iść do przodu, a my się wszystkim zajmiemy. Jesteśmy rodziną i możesz nam zaufać.
Laurze się wydawało, że w domu brakowało wielu rzeczy. Porcelanową lalkę, którą dotykała tylko raz w roku pod bacznym spojrzeniem babci, znalazła na półce swojej kuzynki, wśród innych niedbale rzuconych zabawek. Zdenerwowała się, bo to był jeden z tych skarbów rodzinnych, w których zaklęte były piękne wspomnienia z jej dzieciństwa. Ciotka miała do tego jednak zupełnie inne podejście…
– Ona jest jeszcze mała – stwierdziła, przytulając swoją córkę, która trzymała porcelanową lalkę za nogę. – Żałujesz jej zabawek? Zachowujesz się jak pies ogrodnika! Sama nie zjesz i drugiemu nie dasz. Daj się dziecku pobawić.

Nie rozmawiała z ciotką, jak będzie wyglądało jej życie, kiedy skończy studia. Była jednak pewna, gdzie będzie mieszkała. Zamierzała wrócić do ukochanego domku w Przyjaźni i jakoś sobie wszystko poukładać w sąsiedztwie ciotki. Przecież rodzina jest najważniejsza, tak jej powtarzała mama.
Niestety wkrótce się okazało, że Przyjaźń nie była już tym samym miejscem. Nie była… przyjazna. Ciotka zupełnie bez wiedzy siostrzenicy wprowadziła się do rodzinnego domu Laury, jej własny został szybko wyburzony, a płot zlikwidowano. Jej pokój zajęła młodsza
kuzynka. Tylko ta stara lalka leżała na tej samej półce, upchnięta wśród innych zabawek. Przez jej porcelanowy policzek przebiegała rysa. Właściwie dość duże i głębokie pęknięcie.
– No chyba to nie jest powód do rozpaczy? – mówiła ciotka Józia. – Nie denerwuj się tak, bo Kasiunia się wystraszy i będzie jej przykro, że zrobiła coś złego. To przecież tylko zakurzona lalka.
Ośmioletnia Kasiunia przypominała upiornego bachora, znanego Laurze tylko z kreskówek, za którymi nigdy nie przepadała. Kasiuni nie dawało się prawa do strachu, do złości, do rozpaczy. Robiło się wszystko, by dziecko było zadowolone.
– A gdzie ja będę mieszkać? – zapytała Laura.
– Mieszkać? – zdziwiła się ciotka.
– Zdałam ostatni egzamin, mam teraz wakacje, z akademika już się wyprowadziłam… Wracam do domu.
– Wracasz? – powtórzyła skonsternowana Józia.

– No… przez pewien czas możesz się zatrzymać u nas.
– Ale jak to? – wydukała, spoglądając na ciotkę i nic nie rozumiejąc z tego, co się właśnie działo.
– To żaden kłopot. – Uśmiechnęła się, stojąc w drzwiach, w objęciach wujka. – Prawda, Brunonie? Powiedz, że nie ma żadnego problemu.
– Oczywiście. Zupełnie nam nie będziesz przeszkadzać – zgodził się wspaniałomyślnie. – Jesteśmy przecież
rodziną. Łóżko polowe się rozstawi w kuchni, bo wyrzuciliśmy tę zatęchłą kanapę. Widziałem je chyba gdzieś
w garażu albo na strychu, nie pamiętam… – Zmarszczył brwi.

– I dywan nawet w kuchni rozłożyliśmy, bo nie dbaliście w ogóle o podłogę. – Z niesmakiem pokręciła głową. – Są liczne ślady po cygarach ojca. Gdybym ja z nim mieszkała, na pewno by nie palił – dodała z dezaprobatą. – Pewnie te cygara go załatwiły.
Laura miała wrażenie, że w jakiś niezrozumiały dla niej sposób trafiła właśnie do bajki o Kopciuszku. I, niestety, zupełnie niespodziewanie odgrywała w niej główną rolę, a w role macochy i sióstr wcielała się rodzina ciotki.
Musiała przyznać – ich gra aktorska była tak znakomita, że nie można było odróżnić fikcji od rzeczywistości. – Ale…
– Nie martw się, dziecko. Przecież ci pomożemy, dopóki nie znajdziesz czegoś dla siebie. – Ciotka uśmiechnęła się promiennie, głaszcząc Kasiunię po głowie. – Rodzina musi się trzymać razem. I zawsze może na sobie polegać. Pamiętaj o tym.
Tamtego wieczoru, kiedy przyjechała do domu, który jeszcze nie tak dawno był jej domem rodzinnym, Laura
nawet się nie rozpakowała. Swoją walizkę postawiła tuż obok łóżka i leżała przytulona do zimnego pieca, próbu-
jąc poczuć wszystkimi zmysłami obecność tych, którzy ją kochali. Niestety, bezskutecznie.
Przypomniała sobie zaraz słowa taty o tym, że ciotka zrobi wszystko, by przejąć ich dom, oraz słowa mamy, że do podróży ciągnie człowieka wtedy, gdy mu czegoś brakuje w tym miejscu, w którym się znajduje. Oboje mieli rację. Domu już nie miała, a poza tym Laurze brakowało… wszystkiego. Brakowało jej ciepła, zrozumienia i bliskości. Brakowało jej rodziny, miłości i wsparcia.

Tamtej nocy długo nie mogła zasnąć. Wiedziała, że po prostu musi gdzieś wyruszyć. Daleko, jak najdalej od tego miejsca, które kiedyś było dla niej całym światem. Miała paszport, mogła przecież lecieć gdziekolwiek.
Usiadła na łóżku i przez okno spojrzała na gwiazdy. Przynajmniej one wyglądały dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy dziadek jej je pokazywał. Wielki Wóz, Mały Wóz, Gwiazda Polarna – umiała je rozpoznawać chyba od zawsze. Przez chwilę zakręciło jej się w głowie. Poczuła nagle woń wanilii i pudru, jakby wymieszane z drogim tytoniem i benzyną. Zapach rodziny i bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się, po raz pierwszy od momentu powrotu do Przyjaźni.
Kiedy wstała, by nalać sobie wody, deska pod jej stopami niebezpiecznie zaskrzypiała. Kuchnia była jedynym miejscem w jej domu, gdzie nowi gospodarze nie zdążyli jeszcze zrobić remontu. Tam wciąż pachniało przeszłością, może dlatego, że nie zmieniono jeszcze parkietu na uwielbiane przez ciotkę tandetne panele, a dywan, który rozłożyło tam wujostwo, pochodził z dawnej sypialni

