Wstęp
Święty jest jak kamyk w bucie. Przeszkadza, drażni, przy każdym kroku daje o sobie znać zwłaszcza, gdy zdarzy nam się popełnić faux pas1. Na drodze do świętości niebezpieczne są jednak nie tyle potknięcia i upadki – jeżeli pozwalamy Bogu, by nas podnosił (zresztą sztuki bezpiecznego upadania można się nauczyć) – ile schodzenie z tej drogi, którą uznamy za zbyt wzniosłą dla nas, biednych grzeszników. Święty, ekspert od prawdziwej pokory, jest jak patyk między szprychami koła nakręcającej nas pychy; żeby jej zaradzić, zmusza do zatrzymania się i posłuchania, jakie przesłanie niesie nam jego własne życie, które można streścić jednym zawołaniem: „Do diabła z letniością!”. Ducha Ewangelii trzeba rozumieć dosłownie. Nie da się wygładzić szorstkich ramion krzyża bez uszkodzenia drzewa życia. Kto ma uszy do słuchania, usłyszy słowa o zbawieniu – i to bardzo wyraźnie. 1
Faux pas (franc.) to dosłownie ‘fałszywy krok’.
5
Zresztą, „Jezus nie powiedział, że jesteśmy miodem świata, lecz solą”, jak zauważył Georges Bernanos. Jednym ze świętych, którzy lubili dodawać soli do naszej jakże często mdłej codzienności, był święty polski męczennik Maksymilian Maria Kolbe (1894–1941). Jego tragiczna śmierć w bunkrze głodowym w Auschwitz – ofiara złożona dobrowolnie, by uratować życie nieznanego mu mężczyzny, ojca rodziny – ma moc wyrwać nas z odrętwienia. A przynajmniej wzbudzić podziw. Dla tego franciszkanina o płonącym miłością sercu i żarliwej duszy to za mało. Na cóż bowiem zdałoby się zyskanie podziwu za heroiczny czyn i znalezienie się w gronie wielkich ludzi, których można tylko podziwiać, lecz których nikt nie miałby odwagi naśladować? „Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami” (Flp 3, 17), błagał ojciec Kolbe jednym głosem z apostołem Pawłem, którego zapał, radykalizm i szaleństwo dla Boga podzielał aż do męczeństwa. Z pewnością nie wszystkim będzie dane tak jak św. Maksymilian oddać swoje życie w ofierze (chociaż warto pamiętać, że męczeństwo jest powołaniem każdego chrześcijanina, który autentycznie idzie drogą Chrystusa), każdy może jednak naśladować jego postawę miłości. 6
Ostatnia ofiara złożona przez św. Maksymiliana była owocem całego jego życia oddanego Bogu, a przez to i ludziom – przyjaciołom i wrogom, między którymi nie czynił różnicy. Do ostatniego daru z siebie jego serce przygotowywało się dzień po dniu, na długo zanim śmierć odcisnęła na nim swoją pieczęć. Zamiast jednak skupiać uwagę na samej okrutnej śmierci ojca Kolbego, wejdźmy razem w głąb jego życia. Tam bowiem odnajdziemy sekret „większej miłości” (J 15, 13), miłości bez granic, która jest naszą jedyną pomocą, jakiej możemy udzielić Jezusowi pragnącemu zapalić świat ogniem Ducha Świętego. Sekret ten nosi imię, które wypowiedziała sama Matka Boża w Lourdes: Niepokalane Poczęcie. „Natchnieniem całego życia była mu Niepokalana, której zawierzał swoją miłość do Chrystusa i swoje pragnienie męczeństwa” – przypomniał św. Jan Paweł II podczas Mszy Świętej kanonizacyjnej swojego rodaka 10 października 1982 roku. Kluczem do tajemnicy życia ojca Kolbego jest właśnie owo kontemplowanie blasku Niepokalanej Dziewicy. Szaleniec Niepokalanej był przekonany, że Matka Boża nie może prowadzić nas nigdzie indziej, jak tylko do Jezusa, bo gdzie jest Ona, tam jest cała Trójca Święta. 7