Ewangelia według gangstera fragment

Page 1

12 ziemia święta

W marcu 1999 roku wylądowałem z powrotem na londyńskim lotnisku Heathrow i pojechałem metrem do Leyton, do mamy. Z radością stwierdziłem, że dochodziła już do siebie po śmierci Alana. Była pochłonięta działalnością w Stowarzyszeniu św. Wincentego à Paulo, chodziła na spotkania parafialnej grupy modlitewnej, miała mnóstwo nowych znajomych. Dziwnie się czułem „uwolniony” od ściśle uregulowanego życia w zakonie. Nie wiedziałem, co czekało mnie w przyszłości, ufałem jednak, że Pan Bóg będzie mną kierował. Bracia na odchodne dali mi dziewięćset funtów, więc przynajmniej tymczasowo, gdy rozpoczynałem kolejny etap życia, nie miałem doraźnych problemów finansowych. Po spędzeniu paru dni z mamą i kilku wizytach u taty, który wrócił do domu i wydawał się całkiem zdrowy, wybrałem się na kilkudniowe rekolekcje do Rodzinnego Domu Modlitwy. Przechadzałem się po wzgórzach, wieczorami klęczałem w kaplicy. Czułem, że decydując się na opuszczenie Wspólnoty Franciszkańskich Braci Odnowy, dokonałem słusznego wyboru.

228


W drodze powrotnej do Londynu zatrzymałem się w Leeds, żeby spotkać się z Robertem Toone’em z Młodzieży 2000. Odwiedziłem go w domu w East Keswick. Powiedziałem mu, że nie wiem, do czego powołuje mnie Bóg. Robert zapytał, czy chciałbym spędzić rok na głoszeniu rekolekcji w szkołach, podróżując po całym kraju. Odparłem, że nie jestem pewien, więc zaproponował, abyśmy się w tej sprawie pomodlili. Zaczęliśmy odmawiać Różaniec. Kiedy doszliśmy do trzeciej tajemnicy, Robert pomodlił się na głos słowami nawiązującymi do przypowieści o setniku, którego Jezus odesłał do domu, uzdrawiając jego sługę. – Tak i my prosimy Cię, abyś uzdrowił nas – kontynuował mój towarzysz. Byłem oszołomiony, bo przecież na tę właśnie przypowieść natrafiłem w celi domu zakonnego, kiedy zastanawiałem się nad życiem poza zgromadzeniem. Robert oczywiście nie miał o tym pojęcia. Odmówiliśmy Różaniec do końca, a wtedy oznajmiłem: – Robercie, już się zdecydowałem. Tuż przed opuszczeniem zakonu rozważałem tę samą przypowieść, którą przed chwilą przywołałeś. Toone popatrzył na mnie, uśmiechnął się i rzekł: – To świetnie, John. Będzie to dla ciebie błogosławiony rok. Zatelefonowałem do Neila, którego poznałem na opisanych już rekolekcjach w Ilford i który przyłączył się do grona wolontariuszy Młodzieży 2000. Zapytałem go, czy zechciałby spędzić ze mną rok w drodze. Od razu uznał, że to świetny pomysł.

229


Na samym początku mieliśmy odwiedzić Walsingham w hrabstwie Norfolk, gdzie Młodzież 2000 planowała na sierpień pięciodniowe rekolekcje dla dużego grona uczestników. Robert zapytał mnie, czy moim zdaniem powinny się one odbyć właśnie tam, czy raczej w opactwie Worth w hrabstwie West Sussex. W Worth znajdowało się wszystko, co było potrzebne, ale opactwo mogło pomieścić najwyżej czterysta osób. Poza tym rekolekcje w Worth kosztowałyby każdego uczestnika pięćdziesiąt funtów. Wielu członków ruchu uważało, że mimo wszystko powinniśmy zorganizować te rekolekcje w Worth. Zdaniem Roberta Matka Boża pragnęła, żeby odbyły się w Walsingham, naczelnym sanktuarium maryjnym Anglii. Młodzież 2000 miała nadzieję przyciągnąć około tysiąca pięciuset uczestników. Tym samym byłoby to największe zgromadzenie tego rodzaju od czasu wizyty Jana Pawła II w Wielkiej Brytanii, to jest od 1982 roku – tak mi powiedziano. W 1982 roku wciąż tkwiłem zanurzony po uszy w życiu przestępczym i nawet nie wiedziałem, że Wielką Brytanię odwiedził papież. Ani Neil, ani ja nie braliśmy dotąd udziału w organizacji równie wielkiego wydarzenia, jak planowane rekolekcje. Zdawaliśmy sobie sprawę, że wszystkich nas mogły przerosnąć kwestie logistyczne i że mogło się wydarzyć wiele nieoczekiwanych, niepomyślnych rzeczy. Neila i mnie zgodziła się gościć przez parę dni kobieta imieniem Janey, która żyła z mężem, niekatolikiem, w pięknej stodole przerobionej na dom. Poznała nas z proboszczem i innymi miejscowymi kobietami, które obiecały się modlić o powodzenie naszego przed-

230


sięwzięcia. Poznała nas również z rolnikiem, który powiedział, że namioty mogą stać na części jego pól i że będzie chciał za to od nas jedynie tysiąc funtów. Zarezerwowaliśmy telefonicznie namioty w firmie zajmującej się ich wynajmem, potem zarezerwowaliśmy jeszcze dostępne w Walsingham pokoje w pensjonatach. Dyrektor sanktuarium zgodził się, żebyśmy korzystali z jego obiektów. Musieliśmy także zgłosić wydarzenie policji i straży pożarnej, ze względu na planowaną liczbę uczestników. Wszystko to budziło w nas lekki niepokój. Sam wynajem namiotów kosztował około dwudziestu dwóch tysięcy funtów. A jeśli na rekolekcje przyjedzie zaledwie garstka osób? Z czego opłacimy wszystko? Ufaliśmy jednak Bogu. Jeśli Bóg i Maryja pragnęli sukcesu rekolekcji, musiały się udać. Odwiedziliśmy wiele szkół, żeby zachęcić młodzież do przyjazdu. Wróciliśmy do Walsingham w sierpniu, trzy dni przed rozpoczęciem rekolekcji. Widok zastany na miejscu zrobił na nas kolosalne wrażenie: Robert zgromadził wolontariuszy, którzy znakomicie przygotowali wszystko, co potrzebne. Porozstawiali namioty i płócienne dachy, zbudowali scenę i przyszykowali system nagłaśniający, zadbali też o przewoźne toalety. Pięciodniowe rekolekcje przebiegły wprost znakomicie. Panowała upalna, słoneczna pogoda. Młodzież przybyła autokarami z większości dużych miast Wielkiej Brytanii. Niektórzy na początku zmierzali do namiotów ze znudzonymi, niezadowolonymi minami; zupełnie nie wiedzieli, czego się spodziewać. Zapewne wielu uczestników obawiało się, że zgodzili się przyje-

231


chać w miejsce, gdzie czeka ich natarczywe nawracanie na katolicyzm, a gdyby rzeczywiście tak się stało, to znalazłszy się pośród pól hrabstwa Norfolk, nie mieliby dokąd uciekać. Wiedziałem jednak z góry, że czeka ich wspaniałe doświadczenie miłości Bożej. Wielokrotnie bywałem świadkiem podobnych sytuacji, czy to w szkołach, czy na rekolekcjach wyjazdowych. Przybyło czterdziestu pięciu księży. Codziennie odbywała się nieprzerwana adoracja. Już po zakończeniu rekolekcji jeden z kapłanów wyznał mi z prawdziwym zdumieniem, że codziennie od ósmej rano do ósmej wieczorem spowiadał i w zasadzie nie miał czasu zajmować się niczym innym. Szacowałem, że ogromna większość spośród półtora tysiąca uczestników poszła do spowiedzi. Niektórzy zrobili to pierwszy raz od lat. Któregoś popołudnia wyszedłem z głównego namiotu na szybkiego papierosa. Zobaczyłem stojącą w pobliżu młodą dziewczynę, która wyglądała na przybitą. Nawiązałem z nią rozmowę, pytając, jak odbiera rekolekcje. Alex, bo tak miała na imię, w pierwszej chwili wyglądała na przerażoną takim pytaniem. Widziałem, że bardzo cierpiała. Po chwili rozmowy otworzyła się i wyznała, że przeżyła trzy próby samobójcze. To wyznanie mną wstrząsnęło. Okazało się, że miała matkę alkoholiczkę, a ojczym ją molestował. Wreszcie Alex dodała, że nie spodziewała się, iż komuś takiemu jak ja w ogóle będzie się chciało z nią porozmawiać. Zapytałem ze zdziwieniem, co ma na myśli. – No, przecież jest pan bardzo ważną osobą, występuje pan na scenie – wyjaśniła. – Nie pomyślałam, że będzie pan chciał ze mną rozmawiać.

232


Sądziła, że jestem nie wiadomo kim, gdyż stałem na scenie i miałem w ręku mikrofon. Wyjaśniłem jej, że nie jestem żadnym wyjątkowym człowiekiem i sam również przechodziłem w życiu przez ponury okres – do czasu aż wkroczył w nie Bóg. Rozmawialiśmy długo, aż wreszcie Alex odeszła w dużo lepszym nastroju. Napisała później, na adres Młodych 2000, że rozmowa ze mną doprowadziła do przemiany w jej życiu. Stała się radosna i spokojna. Wciąż pod wieloma względami nie działo się u niej dobrze, jednak już wiedziała, że jest przy niej Pan Bóg. Wygłaszanie świadectw i prowadzenie rekolekcji nauczyło mnie, że człowiek nigdy nie wie, jaki wpływ wywiera na innych. Starałem się postrzegać moje starania jako pracę siewcy nasion nadziei i wiary. Analogicznie oddziałujemy na ludzi, mówiąc im rzeczy destrukcyjne. Słowa nadziei i wiary potrafią kogoś zbudować, a te negatywne i raniące mogą doprowadzić człowieka do załamania lub zaszkodzić na wiele innych sposobów. Opuszczając Walsingham po zakończeniu rekolekcji, wielu młodych ludzi śpiewało, tańczyło, wymieniało serdeczne uściski. To było wspaniałe, zupełnie, jakbyśmy wysyłali fale radości na cały kraj. Niektórzy spośród nastolatków przed odejściem w stronę autobusu podchodzili do mnie i mówili mi, że odmieniłem ich życie. Wszystkim odpowiadałem tak samo: – To nie ja, to Pan Bóg. Sam wcale nie zamierzałem organizować tych rekolekcji. Robert zasugerował Neilowi i mnie jakiś dwutygodniowy wyjazd w miejsce, gdzie naładowalibyśmy nasze duchowe akumulatory, a równocześnie wypoczęli.

233


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.