Fides et actio

Page 1

religijność to jeszcze nie wszystko

...ale darem, który można rozwijać

26

skoro wiara teologalna jest cnotą, może ona się rozwijać, nie tyle obejmując coraz szerszy zakres wiedzy znanej z Objawienia i podawanej przez Kościół, ile raczej zakorzeniając się głębiej w psychice, tak że liczne czy wręcz odruchowe reakcje będą podejmowane na mocy tejże wiary. Może ona też w człowieku gasnąć, aż niekarmiona, nierozwijana umrze. Gdy autentycznie wierzący człowiek podejmuje jakieś zadanie, zawierza je Bogu. Gdy pojawiają się trudności, swoją wiarą przywołuje Boga. Gdy wypowiada on istotne prawdy zbawcze, równocześnie dokonuje wewnętrznego aktu wiary, powierzając Bogu nie tylko siebie, ale również swojego rozmówcę. Gdy wierzący wychowawca czy kaznodzieja głosi prawdy Boże, nie zraża się napotykanym zniechęceniem czy oporem, ale w swoim ubóstwie duchowym przywołuje Ducha Świętego, mieszkającego w głębi jego duszy oraz duszy tych, do których mówi. Wówczas słowa wypowiadane, choć czasem trudne i wymagające, docierają i budzą odzew, być może nie natychmiastowy, ale rzeczywisty. Tak więc duszpasterska pedagogika nastawiona jest przede wszystkim na rozwój osobistej modlitwy, poprzez którą dokonuje się pogłębianie wiary oraz oczyszczanie jej z tego wszystkiego, co nią nie jest. Wierni najbardziej szukają mistrzów, którzy potrafią poprowadzić po drogach


religijność to jeszcze nie wszystko

pogłębianej wiary. Każdy bowiem człowiek ma w sobie szczególną zdolność łatwego mieszania wiary z własnymi pomysłami, z troską o siebie, z wewnętrznym dyskursem, stawiającym konkretnego człowieka i jego sprawy w centrum. Rozwój wiary wymaga odrywania się od własnych pomysłów i stawania w zawierzeniu przed Bogiem, który karmi swoją mocą. Wiara zatem rozwija się najbardziej wtedy, kiedy jest wyrażana wewnętrznie i uwzględniana w podejmowaniu różnych wyzwań, a także wtedy, kiedy jest autentycznie wyznawana. Aby jednak publiczne wyznawanie wiary nie było pustosłowiem, musi się dokonywać wewnętrzne wyrażanie czystej wiary, zarówno w chwilach osobistej modlitwy, jak i w codziennym życiu. Teologia wyróżnia w wierze dwa zasadnicze poziomy. Wiara na pierwszym poziomie nie jest jeszcze uformowana przez miłość nadprzyrodzoną. Wyraża się ona w stwierdzeniach: „wierzę, że Bóg istnieje” (łac. credo Deum esse) oraz: „wierzę Bogu” (łac. credo Deo). Ludzie zazwyczaj odrzucają skrajny scjentystyczny racjonalizm i wierzą, że Bóg istnieje, ponieważ bez tej wiary trudno znaleźć sens w życiu oraz w całym Wszechświecie. Odrzucenie tezy o istnieniu Boga rodzi więcej problemów niż intelektualne zaakceptowanie Jego istnienia. Ludzie również wierzą Bogu i uznają za prawdziwe wszelkie prawdy podane przez Objawienie oraz wyjaśniane przez Kościół. Nie kłócą się z Kościołem

27


religijność to jeszcze nie wszystko

28

o prawdy wiary i wierzą Bogu, który je uzasadnia. Taka wiara jest prawdziwa, nadprzyrodzona, ale pozostaje ona jeszcze w zastoju. Jej dynamiką wewnętrzną jest poruszenie woli, zwane miłością pożądliwości, zmierzające do uzyskania obiecanej szczęśliwości. Człowiek pragnie wiecznego szczęścia, pragnie z czasem znaleźć się w niebie, i dlatego wierzy w istnienie Boga i wierzy Bogu. Ale często z takiej wiary niewiele jeszcze wynika. Może ona wegetować na peryferiach świadomości, współistniejąc ze stanem grzechu, a większość praktycznych kroków w życiu będzie dokonywana bez odniesienia do wiary. Dopiero wiara uformowana, a więc ożywiana od wewnątrz przez nadprzyrodzoną miłość, przemienia życie. Ta wiara sięga głębiej i wprost z miłości kieruje ku Bogu. Łacińskie słowo in, gdy rządzi narzędnikiem, oznacza «w», czyli umiejscowienie danej rzeczy, tak jak czekoladki znajdują się w pudełku. Gdy rządzi ono biernikiem, oznacza «ku», czyli zmierzanie ku danemu celowi. Credo in Deum oznacza zatem nie tyle, wiarę «w» Boga, ile raczej wiarę «ku» Bogu. W wierze uformowanej człowiek pozwala by Bóg go poprowadził. Całe jego życie, intelektualne, wolitywne, a więc psychiczne i moralne, jest podporządkowane życiu duchowemu, które zmierza ku Bogu, na Niego się nastawia i Jemu hojnie odpowiada. Dynamiką wewnętrzną woli jest tutaj nie tylko pożądanie ostatecznej szczęś-


religijność to jeszcze nie wszystko

liwości dla siebie, ale także miłość przyjaźni, podtrzymująca faktyczną więź z Bogiem, i to na tyle silnie, że z czasem ta przyjaźń z Bogiem przelewa się również na Jego przyjaciół (nawet jeśli mogą się oni jawić jako nieprzyjaciele). Wiara uformowana jest zatem niezwykle wymagająca, ponieważ oznacza ciągłe „wychylanie się” ku Bogu, pamiętanie o Nim, przywoływanie Go pośród codzienności i, co więcej, dawanie Mu okazji, aby On mógł radować się udzielaniem swojej łaski. A zatem człowiek kochający Boga działa nie tyle z obowiązku, ile raczej dla przyjemności samego Boga, który pragnie się udzielać. Żywa wiara oznacza ciągłe obcowanie z Bogiem poprzez zdawanie się na Niego, wsłuchiwanie się w Jego głos i hojne odpowiadanie Mu osobistym darem z siebie. Wierzący «ku» Bogu może być zajęty wieloma sprawami lub może chorować, co wyłącza go z wielu działań, ale najważniejsza dla niego będzie jakość obcowania z Bogiem pośród wszelkich spraw, które go angażują. Bogu zależy nie tyle na tym, by człowiek wiele w życiu zdziałał (choć oczywiście twórcza odpowiedzialność i rzetelność są ważne, ponieważ dziecięca wiara Bogu nie prowadzi do infantylizmu, ale przynagla do ludzkiej dojrzałości), ile raczej na tym, by człowiek, cokolwiek robi, czynił to w łączności z Bogiem. Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czego żąda Pan od ciebie, jeśli nie czynienia

29


religijność to jeszcze nie wszystko sprawiedliwości, umiłowania wierności i pokornego obcowania z Bogiem twoim? (Mi 6, 8).

wiara ożywia religijność

30

jaka jest zatem zależność między wiarą a religijnością? Niesłuszne byłoby stawianie tezy, że skoro religijność wyrasta z natury, jest ona jakąś formą bałwochwalstwa, któremu należałoby przeciwstawiać czystą wiarę pochodzącą od Boga. Ta z gruntu protestancka teza sugeruje, że łaska nie przystaje do ludzkiej natury, a więc nie ma w ludzkiej naturze możliwości przyjęcia daru wiary. Wprowadza ona niezdrową przepaść pomiędzy łaską a naturą, a więc pomiędzy życiem duchowym a życiem religijnym, mającym swój widzialny, społeczny wymiar. W rzeczywistości wiara, choć jest darem nadprzyrodzonym, zakorzenia się w ludzkich władzach i wyzwala realne postawy. Wiara zatem przemienia religijność od wewnątrz, nadając jej nadprzyrodzoną owocność, a z kolei religijność dostarcza wierze chroniących ją i wyrażających ją społecznie ram. Jeśli wiara jest rzeczywiście żywa, ożywiana nadprzyrodzoną miłością, jej wpływ będzie się przejawiał w cnocie religijności, ta zaś będzie karmiła i podtrzymywała wiarę zarówno tych, którzy w obrzędach religijnych uczestniczą z głębokim zaangażowaniem, jak i tych, którzy przypadkowo znaleźli się na liturgii i zo-


religijność to jeszcze nie wszystko

stali wciągnięci w żywą wiarę innych. Jeśli natomiast u osób uczestniczących w celebracjach i, co gorsza, u osób je sprawujących zabraknie żywej wiary, to religijność pusta, celebrowana rutynowo, nie tylko nie będzie karmiła wiary, ale będzie jeszcze bardziej od niej odstręczała. Jeżeli celebracje religijne bywają odprawiane jedynie z racji społecznych, obyczajowych czy na przykład politycznych, to gdy zabraknie tychże racji, ludzie odejdą od takich uroczystości. Natomiast prawdziwie wierzący będą się przy takich przejawach pustej religijności czuli nieswojo, wyczuwając jakąś manipulację rzeczami świętymi dla zupełnie innych celów. Prawdziwa wiara, choć jest delikatna i nieuchwytna, ma swoją moc, i ten, kto zasmakował w obcowaniu z Bogiem, nie chce z tego rezygnować, ani też nie chce uczestniczyć w celebracjach religijnych, które rażą płycizną, mechaniczną rutyną lub mogą przypominać raczej wiec, koncert bądź spotkanie towarzyskie. Niezwykle zatem istotna jest jakość wiary osób uczestniczących w liturgii. W pierwszym rzędzie odnosi się to do celebransa, ale nie tylko. Ministranci, lektorzy, członkowie scholi czy nawet zbierający na tacę podczas liturgii muszą się modlić i, co więcej, ta ich modlitwa liturgiczna musi się wiązać z ich osobistą modlitwą. Celebrans główny jest szczególnie narażony na ryzyko rozproszeń, zwłaszcza gdy jest przejęty swoją rolą i myśli głównie o tym, by „zabłysnąć” pod-

31


religijność to jeszcze nie wszystko

32

czas kazania. Najważniejszym zatem zadaniem celebransa jest trwanie w rzeczywistej wierze – w spokoju, bez sztucznie podsycanych emocji – czyli faktyczne obcowanie z żywym Bogiem podczas celebracji, bowiem wówczas jego wiara udzieli się jakoś zgromadzonym wiernym. Jest to niekiedy bardzo trudne, szczególnie gdy ludzie znaleźli się w kościele przypadkowo i do modlitwy w wierze nie są w ogóle dysponowani. Z kolei rozmodleni wierni mają wpływ na celebransa i również jakoś przyczyniają się do wzrostu jego wiary. Kościół zawsze stoi przed wyzwaniem, jakim jest konieczność oczyszczania istniejących form religijności. Liturgia sakramentalna nie jest oczywiście prywatną własnością kapłana, ale podlega władzy kościelnej. Różne nabożeństwa oraz obyczaje religijne nie podlegają jednak tak ścisłej uwadze pasterzy. Ich zróżnicowanie w zależności od okresu historycznego i kraju świadczy o społecznym, oddolnym wkładzie w formowanie, podtrzymywanie oraz odnowę obyczajowości religijnej. Nic więc dziwnego, że obyczaje religijne pochodzące z innych krajów, jak na przykład z południowych Włoch czy Ameryki Łacińskiej, mogą nie przemawiać do serca tak jak rodzime obyczaje. Ale również własne tradycje religijne mogą czasem w jakimś sensie ulec pewnemu wyczerpaniu. Zmęczenie nimi niekoniecznie musi od razu oznaczać bra-


religijność to jeszcze nie wszystko

ku wiary czy braku pragnienia jej pogłębiania. Zniechęceniu wobec pewnych form pobożności, zwłaszcza gdy one są odprawiane rutynowo, jedynie dlatego, że „zawsze tak się robiło”, może towarzyszyć autentyczne pragnienie życia wiarą i rozpaczliwe szukanie pomocy w jej rozwinięciu. Chociaż najważniejszą sprawą jest postawa wewnętrzna, w której się realizuje żywa wiara, i nad nią przede wszystkim trzeba pracować, warto też czasem zastanowić się nad odziedziczonymi formami religijności. Czy nie za bardzo sięgają one do tradycji wiejskich, nieprzystających już do miejskiego życia? Czy nie są one związane z niedopracowaną teologią, bliższą pastorałkom niż Objawieniu, teologii świętych i Magisterium Kościoła, a więc czy nie wymagają odnowy? Wypada też zastanowić się nad nowymi formami religijności. Czy nie są one zbyt banalne? Czy nowa architektura i sztuka kościelna są rzeczywiście sakralne, nastrajające do pogłębiania wiary? Tego typu pytań można stawiać wiele. Nie o to chodzi, aby zastane tradycje rewolucyjnie zmieniać. Ich wartość po części tkwi w tym, że są tradycyjne i w szybko zmieniającym się świecie dają poczucie bezpieczeństwa, zakorzenienia oraz tworzą ramy dla wiary. Warto jednak, aby takie pytania pasterze sobie stawiali, żeby mogli mądrze pokierować pogłębieniem religijności i przyglądali się własnej posłudze. Czym

33


religijność to jeszcze nie wszystko

się duchowny zasadniczo zajmuje? Czy raczej wprowadzaniem w życie Boże poprzez udzielane sakramenty i żywą wiarę, nad jakością której we własnym sercu pracuje, czy też raczej niezmiennym podtrzymywaniem zastanych społecznych form religijności?

34


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.