mość. Mnie z kolei zawsze ciągnęło do nonkonformistów, bowiem w mojej opinii konformiści są zazwyczaj bezbarwni i nudni, wciąż chcą rozmawiać tylko o komisjach, strukturach, mechanizmach czy dokumentach. Ann natomiast z całą pewnością nie dopasowuje się do innych – jest jedyna w swoim rodzaju, całkowicie pozostaje sobą i nigdy nie zmienia poglądów. Przez lata nabrałem przekonania, że stanowi coś w rodzaju matrycy czy macierzy – skomplikowanej struktury, w której kształtują się i rozwijają pomysły. Z naszego pierwszego spotkania wyszedłem z następującą myślą: to nader niezwykła dama – albo zabija ludzi jednym słowem, albo inspiruje ich do wielkich czynów. Później stwierdziłem, że robi i jedno, i drugie, z jednakową nieustępliwością i entuzjazmem. Gdy była jeszcze młoda, pracowała na Uniwersytecie Londyńskim, pełniąc funkcję administracyjną; zdaje się, że czuła się w tej roli jak ryba w wodzie. Jej zdolności organizacyjne aż budzą lęk, jestem przekonany, że mogłaby zostać znakomitą rektorką którejś z największych wyższych uczelni. W rzeczy samej, w pewnym momencie krążyły nawet nieoficjalne pogłoski, że rozważa się jej kandydaturę na rektorkę Uniwersystetu Oksfordzkiego. Obecnie rektorem tej uczelni jest jednak inny spośród moich znajomych, Chris Patten. Zorientowałem się później, że Ann Widdecombe i Ken Hargreaves należeli do czegoś w rodzaju nieformalnego klubu zwanego pieszczotliwie „świętymi gęgaczami”. Jego pozostałymi członkami byli David Alton, dawny szef klubu parlamentarnego Partii Liberalnej, który w 1997 roku otrzymał dożywotnio godność
10
szlachecką (był najmłodszym człowiekiem uhonorowanym tym zaszczytem) i dzięki niej mógł zasiadać w Izbie Lordów, a także David Amess, członek Izby Gmin, wówczas reprezentujący Basildon, a obecnie – Southend. Wszyscy czworo są katolikami oraz czołowymi postaciami ruchu obrońców życia, występują przeciwko aborcji, eutanazji i w wielu innych ważnych sprawach związanych z ludzkim życiem. Ja zaś stałem się piątym muszkieterem w tym gronie. Przejście Ann Widdecombe na katolicyzm miało formę spektaklu rozgrywającego się w obiektywach kamer – życie Ann w ogóle charakteryzują następujące co jakiś czas dramatyczne wydarzenia. To sprawiło dodatkowo, że dostałem wielką burę od rozgniewanego kardynała Hume’a. Poglądy Ann w kwestii kapłaństwa kobiet są zgodne ze stanowiskiem licznych teologów – tradycjonalistów. Ich argumenty bywają równie skomplikowane, co proste. Ann na przykład twierdzi, że „Bóg Ojciec posłał swojego Syna Jezusa, Boga-Człowieka, aby nauczał Słowa, Chrystus zaś wybrał na apostołów jedynie mężczyzn. Skoro Pan Bóg dokonał takiego wyboru, to mi wystarczy i powinno wystarczyć Kościołowi Anglii”. Oczywiście, nie wszyscy są tego samego zdania co Ann, więc jedenastego listopada 1992 roku Synod Generalny Kościoła Anglii przegłosował, przy przewadze zaledwie dwóch głosów, że od następnego roku kobiety mogą być wyświęcane. Niewiele brakowało, aby wynik głosowania był inny, ponieważ dwóch delegatów na ów synod, zaprzysięgłych przeciwników kapłaństwa kobiet, nie zdążyło na głosowanie na skutek opóźnie-
11
nia pociągu z Brighton (gniazda konserwatywnego anglikanizmu). Lecz przecież, jak powiedziałaby Lady Bracknell, nie ma najmniejszego znaczenia, że jechali akurat z Brighton. Nawiązuję do tego pamiętnego głosowania w innym miejscu niniejszej książki, zauważając, jak wielki wpływ jego wynik wywarł na Kościół katolicki. Tymczasem na Ann Widdecombe decyzja synodu wpłynęła nie mniej silnie i dramatycznie. Ann wierzy, że kapłaństwo zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn to coś szczególnego i uświęconego. Po prostu nie była w stanie przełknąć tej zmiany. Zgłosiła więc chęć przystąpienia do Kościoła katolickiego. Ustaliła datę swojego „nawrócenia”, jak to potocznie się określa, na 21 kwietnia 1993 roku, wybrała także miejsce – kaplicę Parlamentu. Tak się składa, że Parlament mieści się w Pałacu Westminsterskim, kaplica jest królewska, na dzień 21 kwietnia przypadają urodziny królowej, zaś Ann była minister podległą monarchini, zatem kardynał Hume stwierdził, że całe wydarzenie byłoby nazbyt kontrowersyjne i wywołałoby wielki skandal. Polecił mi zmienić jego datę lub miejsce, a najlepiej i jedno, i drugie. Powinienem był wziąć pod rozwagę jego słowa, jednak tego nie zrobiłem. Ustaliliśmy kompromis – Ann miała zostać przyjęta w poczet członków Kościoła katolickiego w krypcie Katedry Westminsterskiej o 7:00 rano w ustalonym wcześniej dniu. W ramach uprzejmości kardynał zgodził się, żebym tego samego wieczoru odprawił jeszcze dla Ann Mszę świętą w kaplicy Parlamentu.
12
Piętnaście lat wcześniej kardynał Hume odprawił Mszę w kaplicy przy Izbie Gmin i został wówczas oblany czerwoną farbą, zapewne przez jednego ze zwolenników wielebnego Iana Paisleya. Owa Msza święta stała się jednak precedensem – od tamtego czasu wolno odprawiać w parlamentarnej kaplicy katolickie Msze. Pozwolenie wydali ówczesny woźny Izby Lordów, śp. admirał sir Richard Thomas – katolik – oraz ówczesny kapelan parlamentarny, pastor kanonik dr Donald Gray. Ann spodziewała się, że jeśli sprawa wyda się zawczasu, jej przystąpienie do Kościoła katolickiego może zmienić się w „cyrk na kółkach”. Pragnęła tymczasem, żeby uroczystość była skromna i miała charakter prywatny, żeby wzięło w niej udział niewiele osób. I było nas niewielu. Oficjalnymi świadkami przyjęcia Ann do Kościoła katolickiego byli David Alton oraz Julian Brazier, katolicki członek Izby Gmin z Partii Konserwatywnej, reprezentujący Canterbury (początkowo drugim świadkiem miał być John Patten, ówczesny minister edukacji). W kaplicy znaleźli się także Ken Hargreaves oraz Christopher Graffius, asystent Davida. Spoglądając wstecz, myślę, że moim największym błędem związanym z owym dniem było poproszenie o pilnowanie drzwi krypty mojego przyjaciela, niewidomego księdza Normana Browna. Jego zadaniem miało być niewpuszczenie nikogo przez czas trwania ceremonii. Ann wydała bowiem oświadczenie prasowe, że tego dnia przejdzie na katolicyzm i że o 8:00 rano będzie udzielać wywiadów przed Katedrą West-
13
minsterską. W związku z tym koło katedry już znacznie wcześniej kręcili się dziennikarze. Wieczorne wiadomości poprzedniego dnia oraz poranne gazety donosiły o „nawróceniu” Ann. Oczywiście zorientowanie się, że coś dzieje się w krypcie, nie zajęło dziennikarzom wiele czasu. Nie zezwolono im oficjalnie na wejście, ale szybko dotarli do środka drzwiami wychodzącymi na Ambrosden Avenue, koło placu zabaw Szkoły Chóralnej. Ledwie rozpocząłem nabożeństwo, kiedy rozległo się łomotanie w drzwi krypty. Ksiądz Norman popełnił błąd i je uchylił. Jako niewidomy nie widział, rzecz jasna, kto znajduje się za drzwiami, i zanim zdążył o to zapytać, odepchnęli go na bok wpadający do środka reporterzy, fotografowie i kamerzyści. Pośród nich Francuzi, Holendrzy i Niemcy. Natychmiast otoczyli nas, stojących przy ołtarzu. Ksiądz Norman doszedł do siebie i spróbował zapytać, kto wszedł; niestety, w całym zamieszaniu skierował pytanie o tożsamość intruzów raczej w stronę gabloty pełnej relikwii niż zgromadzonych tłumnie dziennikarzy. Ann wyglądała całkiem pogodnie, ubrana w niebieski kapelusik i takiego samego koloru sukienkę. Nie chciała przerywać uroczystości i poprosiła mnie, żebym kontynuował. Jedynym jej zadaniem w czasie nabożeństwa było wypowiedzenie słów: – Wierzę mocno i wyznaję każdą prawdę z osobna i razem wszystkie prawdy, jakie się zawierają w Symbolu Apostolskim, którego używa święty Kościół rzymski. Ann dodała jednak do nich coś od siebie:
14
– I akceptuję całość nauczania papieża Jana Pawła II, wszystkich jego następców, a także magisterium Kościoła. Cóż mogłem począć? Takich słów nie wypowiadają nawet klerycy! Wygłosiłem krótkie kazanie, po czym Ann uklękła i przeszliśmy do bierzmowania. Po modlitwie do Ducha Świętego, namaściłem Ann olejem krzyżma świętego i nabożeństwo dobiegło końca. Ann Widdecombe nie tylko została przyjęta do pełnej wspólnoty z Kościołem katolickim, ale można powiedzieć, że zgotowały jej odpowiednie przyjęcie także środki masowego przekazu, ponieważ wszystko odbyło się w nieustającym błysku fleszy! Przez resztę dnia Ann udzielała wywiadów. Miałem nadzieję, że do wieczoru media będą już nasycone jej tematem, lecz kiedy przybyliśmy do kaplicy parlamentarnej, znowu powitał nas tłum dziennikarzy. Ogłosiłem, że będzie to specjalna Msza święta w związku z okresem wielkanocnym, i zaproponowałem Ann, żeby jednocześnie była to pierwsza Msza, w której zechce uczestniczyć jako katoliczka. Wieść o jej udziale w nabożeństwie rozniosła się i w kaplicy stłoczyło się ponad dwieście osób. Ponadto przyjechał z Bristolu brat Ann, który wdział szaty anglikańskiego pastora, modlił się razem z nami i wziął udział w czytaniu liturgicznym. Przypuszczam, że byłem pierwszą osobą od czasów Tudorów, która użyła kadzidła w parlamentarnej kaplicy. W każdym razie uruchomiłem w ten sposób alarm przeciwpożarowy. Przywołało to natychmiast straż parlamentarną, której umundurowani członkowie wdarli
15
się tłumnie do już przepełnionej kaplicy. Wreszcie jeden z woźnych Izby Lordów uruchomił inny dzwonek – tym razem zaalarmowano nas, że w izbie wyższej Parlamentu wkrótce ma się odbyć głosowanie. Odśpiewaliśmy ulubioną pieśń Ann, Faith of Our Fathers, a potem, przez wzgląd na urodziny królowej, zaintonowaliśmy jeszcze brytyjski hymn narodowy. Wreszcie w piętnastoosobowym składzie udaliśmy się na kolację do Sali Churchilla, to jest pomieszczenia Pałacu Westminsterskiego, w którym zwykle odbywają się przyjęcia i rozmaite uroczystości. Ówczesny premier John Major przysłał na ręce Ann odręcznie napisaną, utrzymaną w bardzo przyjaznym tonie notkę, która została odczytana przy stole. W owym czasie Ann była bowiem wiceminister odpowiedzialną za program emerytur i rent. Powinienem był zawczasu zdać sobie sprawę, jak wielki rozgłos wywoła przyjęcie Ann do Kościoła katolickiego, powinienem był przewidzieć, że tego rodzaju wydarzenia nie sposób utrzymać w tajemnicy. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że zanim zgodziłem się na zaproponowaną przez Ann datę, powinienem był także rozważyć inne aspekty sytuacji, związane z samym Kościołem katolickim. Nie zrobiłem tego, co okazało się błędem katastrofalnym w skutkach. Jeśli chodzi o dyplomatyczną stronę zagadnienia, nie pozostawiono na mnie suchej nitki. W ciągu niespełna doby skupił się na mnie gniew wszystkich katolickich biskupów Anglii i Walii, nie wspominając o wyrażonej w nader osobisty sposób wściekłości kardynała Hume’a. Tak bardzo przejąłem się sprawą Ann, że całkiem zapo-
16
mniałem o dorocznym zebraniu katolickich biskupów Anglii i Walii, odbywającym się w drugim tygodniu po Wielkanocy. Tamtego roku biskupi mieli dyskutować nad kilkoma dość znaczącymi, a zarazem mocno kontrowersyjnymi sprawami, między innymi ustalić swoją odpowiedź na wprowadzenie przez Kościół Anglii kapłaństwa kobiet. W dniu przyjęcia Ann do Kościoła katolickiego biskupi uzgodnili szereg ważnych oświadczeń w delikatnych kwestiach i mieli je upublicznić dwa dni później, w piątek. Byli pewni, że ich postanowienia ze względu na wagę merytoryczną zostaną nagłośnione przez środki masowego przekazu i będą szeroko komentowane. Tymczasem z powodu mojego faux pas kompletnie przyćmiło je przyjęcie Ann do Kościoła katolickiego, przez co księża biskupi nie byli w stanie osiągnąć zamierzonych celów. Media nie poświęciły praktycznie żadnej uwagi oficjalnemu komunikatowi Konferencji Episkopatu Anglii i Walii. Zdaję sobie sprawę, o jak wielki wstyd przyprawiłem kardynała Hume’a, który poczuł się w obowiązku przeprosić księży biskupów. Gdybym był anglikańskim terrorystą i chciał storpedować ich wysiłki, nie zdołałbym wykonać lepszej roboty. Ja sam poczułem z kolei, że księżom biskupom należą się wyjaśnienia i prośba o wybaczenie z mojej strony, napisałem więc w tej sprawie list. Tego samego wieczoru biskup Plymouth Christopher Budd uprzejmie porozkładał pozostałym biskupom kopie mojego listu przy nakryciach rozstawionych na stole, kiedy zasiadali do kolacji. Jednak jeśli chodzi o przebaczenie ze strony kardynała Hume’a, to przekonałem się na własnej skó-
17
rze, że nie zawsze najłatwiej jest uzyskać przebaczenie u osób najbliższych. Ojciec kardynał wezwał mnie do gabinetu, gdzie wygłosił płomienną reprymendę, używając słów takich jak „idiota”, „nieodpowiedzialny”, „naganne” oraz „po prostu cholernie głupi”. Podczas jego tyrady byłem przekonany, że właśnie tracę posadę, lecz kiedy wydawało mi się, że gniew poczerwieniałego na twarzy ojca kardynała osiągnął szczyt, on nagle przerwał i zakończył: – I niech ksiądz powie pannie Widdecombe, że z radością witam ją w Kościele. A teraz proszę wyjść i nie pokazywać mi się na oczy przez co najmniej tydzień! Ann wygłasza bardzo zdecydowane opinie i rzadko wyprowadzają ją z równowagi cudze wystąpienia skierowane przeciwko niej. Ogarnął ją jednak ogromny niepokój, kiedy przedstawiciele jej macierzystej organizacji partyjnej potępili ją za głoszone poglądy i podjęli starania o usunięcie jej ze stanowiska. Oto w roku 1995 trwała ożywiona debata na temat polowań na lisy. Zakaz polowań popierało tylko sześcioro spośród konserwatywnych członków Izby Gmin, w tym Ann, która zajadle sprzeciwiała się polowaniom. Tak się jednak złożyło, że ogromna większość jej elektoratu, ludzi z okręgu Maidstone i Weald, równie mocno domagała się możliwości polowań. Zwolennicy polowań zorganizowali się i zebrali wystarczającą liczbę podpisów pod swoją petycją, aby zmusić Ann do stawienia się na przesłuchaniu przed przedstawicielami jej lokalnej organizacji partyjnej, w wyniku którego miano odebrać jej prawo do repre-
18