terapeutyczna wartość „małej drogi”
stawać w prawdzie niektóre przyczyny lęku czy depresji nie pochodzą wyłącznie z naszych zranień, lecz także z naszych błędnych wyborów, z tej części nas samych, w której nie ma Boga. Św. Paweł dobrze opisuje ten wewnętrzny dramat, rozdźwięk pomiędzy tym, czego człowiek w głębi serca pragnie, a własnymi przewrotnymi namiętnościami: 102
Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię właśnie zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. [...] Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu [...]. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? (Rz 7, 19-24)
Grzech wywołuje smutek i prowadzi do niepokojącej duchowej pustki, która odbija się na psychice, osłabiając ją. Teresa wspomina, jak bardzo była nieznośna z powodu własnej nadwrażliwości, dopóki się nie nawróciła. Nie była w stanie pójść za głosem rozsądku, by się poprawić. Nasze zranienia, nawet te, które nam zadali inni, prowadzą do negatywnych zachowań, do
stawać w prawdzie
tego „zła, którego nie chcę”. Czyż nie mówi się nieraz o kimś, że zawsze reaguje agresją, bo został zraniony? Wina za złe czy nieswoje samopoczucie zawsze częściowo leży w nas samych lub w naszych złych wyborach, które mogą wynikać z nieumiarkowanego przywiązania do władzy, pieniędzy, sukcesów, z potrzeby bycia nieustannie docenianym, chwalonym itp.7 Tylko Chrystus może nas oświecić i sprawić, że pogodzimy się ze sobą, by dostrzec nową drogę. O ile psychiatria potrafi naświetlić lub nawet usunąć z naszej podświadomości, z naszej wciąż 103 żywej przeszłości niektóre traumatyczne przeżycia, to nie ma mocy, by wypełnić pustkę, jaka zostaje po nich w naszym sercu, i przywrócić nam głęboki pokój. Egzystencjalną pustkę może wypełnić jedynie Chrystus. Ten który nam powiedział: „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości” (J 10, 10). Okazuje się, że współpraca psychiatry i kapłana jest wielce pożyteczna, by chory powrócił do zdrowia. Dlatego w przypadku poczucia przygnębienia, zdołowania, zalęknienia zazwy7
Skupiam się tu na duchowym podejściu do przyczyn depresji, stawiając sobie za cel wskazanie szerzej nieznanej lub ukrywanej rzeczywistości grzechu, pozostawiając psychiatrom analizę czysto psychologiczną. Naturalnie jest oczywiste, że konfrontacja z duchową rzeczywistością nie może nastąpić w czasie trwania ostrego kryzysu, lecz dopiero wtedy, kiedy pacjent powraca do normalnego życia i staje się zdolny do refleksji.
terapeutyczna wartość „małej drogi”
czaj nie wystarczy połknięcie środków uspokajających czy nawet wybranie się do lekarza. Wiele osób zamyka się w poczuciu doznanej krzywdy i nie szuka autentycznych przyczyn swojego stanu. Czy moje przygnębienie nie wynika również z mojego egoizmu, pychy, żądz i zazdrości? Każdy sam musi rozeznać, jakie wydarzenia i okoliczności go przeraziły, który epizod go szczególnie zranił. Mając już tego świadomość, wiemy, że Bóg, nasz Ojciec, czeka na nas w sakramencie przebaczenia. Jego 104 miłosierdzie jest nieskończone i samo w sobie zawiera moc uzdrowienia. Nasze grzechy są drobnym pyłkiem wobec ogromu Jego miłosierdzia. Grzech rani nas w sferze uczuć. Łaska Bożego przebaczenia, usuwając zło, przychodzi ją uzdrowić. Dwa spotkania ze spowiednikami, ojcem Pichonem i ojcem Prou, dokończyły uzdrowienia Teresy, dzięki czemu mogła rozwinąć żagle na falach ufności i miłości. By przyśpieszyć uzdrowienie, musimy się przekonać do życia w łasce Bożej i odwrócić się od grzechu. Nasza dusza, żyjąc z dala od Boga, nie jest odżywiana i może liczyć już tylko na własne siły psychiczne. Jak już wcześniej wspomniałem, uzdrowienie znajdujemy w nawróceniu, przemianie życia, podjęciu decyzji o rezygnacji z pewnych nałogów, porzuceniu złych przyzwyczajeń – a wszystko po to, by żyć w zgodzie z Ewangelią.
stawać w prawdzie
Kiedy jesteśmy oczyszczani przez cierpienie, stawiamy sobie istotne pytania. Zapytajmy siebie, jakie miejsce zajmuje w naszym życiu Jezus, ile czasu poświęcamy na modlitwę i sakramenty. Współmałżonek, dzieci, praca, przyjemności przecież nie mogą zająć miejsca Boga i stać się naszymi bożkami. Bóg musi znajdować się w centrum naszego życia, musi zajmować pierwsze miejsce. Jeśli zaś, przeciwnie, stawiamy w centrum nasze „ja” lub bożka, którego czcimy i ku któremu kierujemy wszystkie nasze wysiłki, następuje odwrócenie skali wartości, 105 które skutkuje pojawieniem się niezadowolenia, lęku, depresji. Żyjąc z Bogiem, czujemy wielką siłę wewnętrzną, która jak kil pod wielkim statkiem utrzymuje nas na powierzchni w czasie sztormu. Rozdarty wewnętrznie św. Paweł miał pewność, że nikt nie może go odłączyć od Boga. Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? [...] Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (Rz 8, 35-37).
To jeszcze jeden dowód na to, że kiedy jesteśmy przygnębieni i rozdarci, chorzy i grzeszni, stan ten nie sięga głębi naszej duszy, która jest przepełniona Bożą obecnością. Nikogo nie można uznać za skazanego na patologię lub za bezpowrotnie straconego, ponieważ Bóg żyje
terapeutyczna wartość „małej drogi”
w każdym człowieku – i niezależnie od jego aktualnej sytuacji. Trzeba sobie uświadomić, że dzięki zwróceniu się do Boga wszystko da się odrodzić i naprawić. Zachęcam wszystkich, którzy mają skłonności do popadania w przygnębienie, do medytowania następującej modlitwy brata Efraima:
106
Dziękuję Ci, Boże mój, za sanktuarium mojej duszy, za tę przestrzeń głębokiej ciszy, gdzie nic nieczystego ani zbrukanego nigdy nie przeniknęło ani nie przeniknie, bowiem Ty sam jej strzeżesz. Dziękuję Ci, Boże mój, za to, że żadna z ran, jakie zadają ludzie, nie skaziła tego sekretnego ogrodu, tego świętego przybytku, gdzie tylko Ty sam, współczujący Wieki Kapłan, wchodzisz przybrany w chwałę. Dziękuję Ci, Boże dobroci, gdyż za każdym razem, kiedy upadałem, pokazywałeś mi, że mieszkasz we mnie o wiele głębiej niż mój grzech. Dziękuję Ci, Panie, za to, że żadna z moich złych myśli i żaden z moich buntów nie zdołały przekroczyć drzwi strzeżonych przez Twojego anioła. Wiem, że czekasz na mnie w tym tabernakulum miłości, dokąd cały powrócę na ostatnie spotkanie pełne światłości.
stawać w prawdzie Dziękuję Ci, Boże mój, za to, że dusza, którą we mnie tchnąłeś, jest czysta.8
Osoba skłonna do przygnębienia musi nauczyć się rozróżniać to, co czuje, od tego, w co wierzy. Teresa, nie czując już wcale obecności Boga w sobie, po prostu wysławiała „tego, w którego chciała wierzyć”. W momencie najtrudniejszej próby jej dusza kosztowała pokoju: „Byłam jak skowronek”, wyznała. Wytrwa dzięki nieustannemu powtarzaniu: „wierzę” ze spojrzeniem utkwionym w Jezusie.
dynamiczna postawa zawierzenia kiedy wszystko toczy się pomyślnie i los nam sprzyja, trudno jest zdać się na Jezusa, odrzucić własne „ja”, które sami zbudowaliśmy i na którym tak bardzo nam zależy. Dopiero w chorobie lub innym cierpieniu lepiej dostrzegamy tę miłość, która nas poprzedza i nam towarzyszy prawie bez naszej świadomości. Jezus ujawnia się niejako we wnętrzu zranień, które sprawiają, że cierpimy. W Ogrodzie Oliwnym Ojciec prosi Jezusa, by wszystko oddał w Jego ręce. Jezus, po ludzku słaby w obliczu walki, która Go czeka, całko8
Frére Éfraïm, Le chemin des nuages ou la folie de Dieu, De l’angoisse à la sainteté, Éditions du Lion de Juda, Nouan-le-Fuzelier, 198, s. 172.
107