W cieniu kaplicy fragment

Page 1

PROMIC_w_cieniu

25/03/13

13:34

Page 7

1 Dziewiàtego dnia kwietnia Roku Paƒskiego 1365 obudzi∏em si´ o Êwicie. W przeciwieƒstwie do ma∏mazji1, ów dzieƒ nie zyskiwa∏ z wiekiem. Wielokrotnie budzi∏em si´ o Êwicie, ale zwykle ju˝ po trzech tygodniach nie pami´ta∏em, jaka by∏a tego przyczyna. Tamten dzieƒ utkwi∏ mi jednak w pami´ci. I bynajmniej nie dlatego, ˝e obudzi∏em si´ tak wczeÊnie, lecz z powodu tego, co nastàpi∏o potem. Niezwyk∏e zdarzenia majà to do siebie, ˝e oprócz nich pami´tamy wszelkie, nawet najbardziej prozaiczne, okolicznoÊci, które im towarzyszà. W moim dwudziestopi´cioletnim ˝yciu by∏y te˝ inne pami´tne dni. Dobrze pami´tam na przyk∏ad dzieƒ, w którym mojego brata Henry’ego zabra∏a zaraza. By∏em wówczas dzieckiem, niemniej wcià˝ mam w pami´ci obraz ojca Aymera udzielajàcego mu ostatniego namaszczenia. Duchowny nosi∏ na szyi woreczek z zio∏ami, które mia∏y go uchroniç przed chorobà. Nie uchroni∏y jednak – zmar∏ dwa tygodnie póêniej. Nadal widz´ oczyma duszy ów woreczek, wiszàcy na konopnym sznurku na szyi duchownego, który pochyla∏ si´ nad moim konajàcym bratem. 1

Ma∏mazja – s∏odkie wino o ciemnej barwie, bardzo aromatyczne, pierwotnie wytwarzane z winoroÊli o tej w∏aÊnie nazwie na Peloponezie w okolicach miasta Malvasia. Nazwa tego niegdyÊ drogiego wina sta∏a si´ synonimem rzadkiego i wybornego delikatesu.

[7]


PROMIC_w_cieniu

[8]

25/03/13

13:34

Page 8

M E LV I N R . S T A R R

Pami´tam te˝ dok∏adnie dzieƒ w 1361 roku, w którym umar∏ William z Garstang. Podczas studiów w Oksfordzie, w kolegium Balliol, William i ja dzieliliÊmy pokój przy St. Michael’s Street z dwoma innymi studentami. Stara∏em si´ przynieÊç ulg´ swojemu przyjacielowi, kiedy powracajàca zaraza pokry∏a jego cia∏o ropiejàcymi wrzodami. Tu˝ przed Êmiercià, z wdzi´cznoÊci za mojà skromnà pomoc, William podarowa∏ mi trzy ksià˝ki. Jednà z nich by∏a Chirurgia Henry’ego de Mondeville’a. Nie mam poj´cia, jak to dzie∏o znalaz∏o si´ w jego posiadaniu. Teraz jednak dostrzegam w tym r´k´ Boga, albowiem po przeczytaniu owej ksià˝ki postanowi∏em obraç innà profesj´ od tych, które wczeÊniej rozwa˝a∏em. Czy˝by zatem Bóg postanowi∏, ˝e William poniesie tak strasznà Êmierç po to, abym ja odnalaz∏ swoje powo∏anie? Nie wierz´ w to, nie wierz´, ˝e Bóg móg∏by komukolwiek zgotowaç taki los. W tej kwestii ró˝ni´ si´ z mistrzem Wycliffe’em, który uwa˝a, ˝e wszystko jest ustalone z góry. Ja sàdz´, ˝e Bóg potrafi obróciç z∏o w dobro i ˝e uczyni∏ tak wówczas, kiedy sprawi∏, ˝e zosta∏em chirurgiem. Kto wie, byç mo˝e moja pos∏uga równowa˝y cierpienia Williama, choç dla niego samego marna z tego korzyÊç. Co wi´cej, doskonale pami´tam dzieƒ, w którym pozna∏em lorda Gilberta Talbota. Otó˝ pozszywa∏em tego mo˝nego szlachcica po tym, jak koƒ jego giermka zrani∏ go w nog´ na g∏ównej ulicy Oksfordu. Tak rozpocz´∏a si´ moja s∏u˝ba u tego wielmo˝y, którà pe∏ni´ równie˝ wobec mieszkaƒców podleg∏ego mu miasteczka Bampton. Nieco póêniej, co napawa mnie szczególnà dumà, zosta∏em te˝ mianowany rzàdcà jego w∏oÊci. Mam te˝ mniej przyjemne wspomnienia. Choçby niepr´dko zapomn´ Êwi´ta Bo˝ego Narodzenia Roku


PROMIC_w_cieniu

25/03/13

13:34

Page 9

W CIENIU KAPLICY

Paƒskiego 1363 oraz uczt´, którà wówczas urzàdzono w zamku lorda Gilberta w Goodrich. Przyby∏em tam z Bampton, aby udzieliç pomocy siostrze lorda Gilberta, pi´knej lady Joan. Szlachcianka spad∏a z konia i z∏ama∏a nadgarstek. Wezwano mnie, abym nastawi∏ z∏amanie. Mami∏em si´ myÊlà, ˝e zdob´d´ wzgl´dy tej damy, mi∏oÊç wszak jest Êlepa i bezrozumna. Jednak na kilka dni przed Êwi´tami do zamku w Goodrich zawita∏ sir Charles de Burgh. Lord Gilbert zaprosi∏ go, gdy˝ wiedzia∏, ˝e ów zacny rycerz, na co pewnie liczy∏, mo˝e skraÊç serce jego siostry. Tak sta∏o si´ w istocie. W przerwie mi´dzy drugim a trzecim daniem bo˝onarodzeniowej uczty sir Charles wsta∏ i w obecnoÊci wszystkich biesiadników poda∏ lady Joan nabijanà goêdzikami gruszk´. Szlachcianka uj´∏a jà w d∏oƒ i wyciàgn´∏a z´bami jeden goêdzik. Pobrali si´ w zesz∏ym roku we wrzeÊniu, tu˝ przed dniem Êwi´tego Micha∏a Archanio∏a. Zboczy∏em jednak z tematu… Tak wi´c obudzi∏em si´ o Êwicie, us∏yszawszy, ˝e ktoÊ wali w drzwi mojej komnaty. Zamruga∏em, ˝eby otrzàsnàç si´ ze snu, po czym zwlok∏em si´ z mego ∏o˝a i ruszy∏em chwiejnym krokiem ku drzwiom. Otworzy∏em je, kiedy wartownik Wilfred mia∏ po raz kolejny g∏oÊno zapukaç. – Chodzi o Alana, nadzorc´ folwarcznego… Wreszcie go znaleziono. Przed dwoma dniami Alan uda∏ si´ jak zwykle na poszukiwanie tych, którzy wbrew obowiàzujàcemu prawu wa∏´sajà si´ po zmroku. Tym razem jednak nie wróci∏ do domu. Nazajutrz rano zawiadomi∏a mnie o tym jego zaniepokojona m∏oda ˝ona. Poleci∏em wówczas naszemu ekonomowi, Johnowi Holcuttowi, by z kilkoma ludêmi poszuka∏ zaginionego, ale misja ta zakoƒczy∏a si´ fiaskiem. Poza tym ekonom nie by∏

[9]


PROMIC_w_cieniu

[10]

25/03/13

13:34

Page 10

M E LV I N R . S T A R R

zadowolony, ˝e a˝ szeÊciu ludzi musia∏o przerwaç na ca∏y dzieƒ prac´ na folwarku. Nie wszystkie bowiem le˝àce dotychczas od∏ogiem pola zosta∏y ju˝ zaorane. Tote˝ w Êrod´ wieczorem, nim uda∏em si´ na spoczynek, John poprosi∏ mnie, aby nast´pnego dnia móg∏ poniechaç poszukiwaƒ. Zgodzi∏em si´ na to. Skoro nie trafiono na Êlad Alana, mimo i˝ ca∏e miasteczko wiedzia∏o o jego zagini´ciu, dalsze przetrzàsanie ka˝dego kàta wydawa∏o si´ bezcelowe. – Wróci∏ do domu? – spyta∏em. – Nie. I raczej nie wróci, chyba ˝e na marach. – Nie ˝yje? – Owszem – odpar∏ Wilfred. – Gdzie go znaleziono? – Przy drodze, nieopodal kaplicy Êw. Andrzeja. Nic dziwnego, ˝e szukajàcy go nie znaleêli. Kaplica Êw. Andrzeja jest oddalona niemal o pó∏ mili od wschodniej granicy miasta. Zastanawia∏o mnie tylko, czemu Alan zapuÊci∏ si´ a˝ tak daleko. Chyba ju˝ wtedy podejrzewa∏em, ˝e Êmierç nadzorcy nie nastàpi∏a z przyczyn naturalnych. Choç uwa˝am nieufnoÊç za wad´ charakteru, niejednokrotnie ju˝ – jako chirurg i rzàdca – przekona∏em si´, ˝e nie nale˝y ulegaç pozorom. Alan nie mia∏ jeszcze trzydziestu lat. Dzier˝awi∏ od lorda Gilberta pi´tnaÊcie akrów ziemi i mimo m∏odego wieku cieszy∏ si´ tak dobrà opinià, ˝e przed trzema laty kmiecie wybrali go na nadzorc´. Ci´˝ko pracowa∏ i przez ca∏à zim´ chwali∏ si´, ˝e na swoich czterech akrach owsa z ka˝dego buszla nasion uzyska∏ pi´ç buszli plonów. To by∏ znakomity wynik, bo jego pola niczym si´ nie ró˝ni∏y od pozosta∏ych, które otacza∏y Bampton. Ten sukces, jak sàdz´, wzbudzi∏ u niektórych zazdroÊç. Zapewne znalaz∏y si´ ˝ony, które porównywa∏y osiàgni´cia Alana do tego, co zdzia∏ali


PROMIC_w_cieniu

25/03/13

13:34

Page 11

W CIENIU KAPLICY

ich m´˝owie. Mimo to nie uwa˝a∏em, ˝e móg∏ to byç wystarczajàcy powód, by kogokolwiek zabiç. Przypuszczam, ˝e ktoÊ mo˝e mieç takich wrogów, o których nie wiedzà nawet jego przyjaciele, a ja, podobnie jak wi´kszoÊç mieszkaƒców Bampton, uwa˝a∏em Alana za swojego przyjaciela. Pewnie dlatego idàc z zamku do znajdujàcego si´ przy ulicy Church View domu Huberta Shillside’a, usi∏owa∏em sobie wmówiç, ˝e nadzorca umar∏ Êmiercià naturalnà. Wszak nie ma nic dziwnego w tym, ˝e kiedy czyjeÊ zw∏oki zostajà znalezione w szczerym polu, podnosi si´ ogólna wrzawa. Wówczas Hubert, który jest koronerem, i ja – chirurg oraz rzàdca – musimy wykonaç swojà prac´. Alana znaleziono o kilka minut marszu od miasta. Hubert, ja i John Holcutt, który do nas do∏àczy∏, poszliÊmy najpierw Rosemary Lane, nast´pnie g∏ównà ulicà, a potem skr´ciliÊmy w lewo w Bushey Row i ju˝ niebawem dotarliÊmy do drogi wiodàcej wprost do kaplicy Êw. Andrzeja. Ju˝ z daleka zobaczyliÊmy miejsce, gdzie le˝a∏o cia∏o, bo kiedy min´liÊmy ostatni dom na wschodnich obrze˝ach Bampton, naszym oczom ukaza∏a si´ spora grupka ludzi stojàcych na drodze przy polu, które orano pod wiosenny zasiew. Ludzie ci cofn´li si´ z szacunkiem, gdy tylko do nich podeszliÊmy. Mi´dzy drogà a polem rós∏ ˝ywop∏ot. Âwie˝e, jasnozielone liÊcie pokrywa∏y ∏ody˝ki pokrzyw, ostów i dzikich ró˝. Jeszcze dwa tygodnie, a te roÊliny tak by si´ rozros∏y, ˝e odnalezienie Alana nie by∏oby mo˝liwe. Na szcz´Êcie dwaj oracze, którzy wczesnym Êwitem udali si´ na pole, natrafili na zw∏oki, kiedy zawracali wo∏y po zaoraniu pierwszej skiby. O tej porze Êwiat∏o by∏o tak skàpe, ˝e ledwo da∏o si´ dostrzec

[11]


PROMIC_w_cieniu

[12]

25/03/13

13:34

Page 12

M E LV I N R . S T A R R

bladà stop´ wystajàcà z ˝ywop∏otu. Nie ukry∏a si´ ona jednak przed czujnym wzrokiem tego oracza, który pogania∏ zaprz´gni´te do p∏uga zwierz´ta. Istotnie, Alana nie by∏o widaç z drogi, ale gdy odgarn´liÊmy ostro˝nie pokrzywy i ga∏àzki kolczastych krzewów, ujrzeliÊmy go, skulonego jak we Ênie, poÊród krzaków je˝yn. Kaza∏em dwóm gapiom wyciàgnàç cia∏o z zaroÊli. Z wysokà rangà wià˝à si´, rzecz jasna, okreÊlone przywileje. Wola∏em, ˝eby to ich, a nie nas, poparzy∏y pokrzywy. Kilka minut póêniej Alan le˝a∏ ju˝ na drodze. Odnios∏em wra˝enie, ˝e teraz nadzorca czuje si´ znacznie mniej komfortowo ni˝ przedtem, wÊród chaszczy. G∏´bokie zadrapania znaczy∏y jego twarz, d∏onie i przedramiona. Jego odzienie by∏o podarte, stopy bose, a na szyi widnia∏a ogromna rana. Koroner pochyli∏ si´, aby lepiej si´ jej przyjrzeç. – Sàdz´, ˝e jakieÊ zwierz´ tak go urzàdzi∏o – orzek∏. – Spójrzcie na kubrak. R´kawy sà poszarpane. Jakby broni∏ si´ przed k∏ami. Przykl´knà∏em przy zw∏okach, by obejrzeç z bliska ran´, która spowodowa∏a Êmierç nadzorcy folwarcznego. Wydawa∏o si´, ˝e Hubert Shillside ma s∏usznoÊç – rozleg∏e obra˝enia na ciele ofiary mog∏y zostaç zadane przez k∏y i pazury. Pos∏a∏em ekonoma do zamku po konia, by powieêç nim Alana do domu. Gapie zacz´li si´ powoli rozchodziç. Oracze, którzy znaleêli cia∏o, wrócili do swojej pracy. Wkrótce tylko koroner i ja strzegliÊmy zmar∏ego. Nale˝a∏o go strzec, gdy˝ wysoko nad nami krà˝y∏o stado czarnowronów. Nie potrafi∏em wyraziç mego niepokoju s∏owami, wi´c nie powiedzia∏em Shillside’owi o swoich podejrzeniach. Nie chcia∏o mi si´ jednak wierzyç, ˝e jakieÊ


PROMIC_w_cieniu

25/03/13

13:34

Page 13

W CIENIU KAPLICY

dzikie zwierz´ by∏o sprawcà tego nieszcz´Êcia. Sàdz´, i˝ koroner te˝ mia∏ wàtpliwoÊci, bo w koƒcu przerwa∏ milczenie. – Za mego ˝ycia nie widziano tu ˝adnego wilka – rzek∏ z zadumà. – Ani ˝adnego dzikiego psa. – Lord Gilbert – odpar∏em – wspomina∏ o wilkach kr´càcych si´ w pobli˝u Goodrich i Pembroke. Jednak˝e tamtejsze zamki znajdujà si´ nieopodal puszczy Dean i walijskich gór, a i nawet w tamtej dzikiej okolicy wilki rzadko sà widywane. Przez chwil´ obaj przyglàdaliÊmy si´ cia∏u le˝àcemu u naszych stóp. Potem spojrza∏em na drog´, obok której spoczywa∏ nieboszczyk. Nie znalaz∏szy tego, czego szuka∏em, przeszed∏em kilka kroków w stron´ miasta, po czym obróci∏em si´ na pi´cie i ruszy∏em w kierunku kaplicy. Ale moje poszukiwania okaza∏y si´ bezowocne. Hubert obserwowa∏ mnie z rosnàcym zaciekawieniem. – Czego szukasz? – spyta∏ w koƒcu. By∏o dla niego jasne, ˝e wypatruj´ czegoÊ na drodze. – Âladów. JeÊli to sprawka jakiegoÊ zwierz´cia, zostawi∏o ono Êlady. Grunt jest mi´kki. – Byç mo˝e – odrzek∏ koroner. – Jednak sporo osób kr´ci∏o si´ tu przez ostatnià godzin´. JeÊli by∏y jakieÊ Êlady, najpewniej zosta∏y ju˝ zadeptane. Uzna∏em, ˝e Hubert ma racj´, ale trapi∏o mnie coÊ jeszcze. – Poza tym powinno tu byç du˝o krwi – zauwa˝y∏em. – A widz´ jej niewiele. – Czemu? – spyta∏ Shillside. – Bo z rozerwanego gard∏a krew tryska strumieniami, a znaczna jej utrata powoduje Êmierç. Widzisz tu du˝o krwi?

[13]


PROMIC_w_cieniu

[14]

25/03/13

13:34

Page 14

M E LV I N R . S T A R R

– Mo˝e ziemia jà wch∏on´∏a? – Mo˝e… Zajrzyjmy zatem w chaszcze, w których znaleziono Alana. UczyniliÊmy to, odgarniajàc ostro˝nie pokrzywy. Krzaki by∏y przygi´te do ziemi w miejscu, gdzie wczeÊniej le˝a∏o cia∏o, lecz na liÊciach, kamieniach i êdêb∏ach trawy widnia∏y ledwie nieznaczne Êlady krwi. – Hm… jest krew – oznajmi∏em – ale jest jej za ma∏o. – Za ma∏o na co? – dopytywa∏ koroner, marszczàc czo∏o. – By Alan umar∏ wskutek utraty krwi. Shillside milcza∏ przez chwil´. – To wszystko wydaje si´ niepokojàce – rzek∏ w koƒcu. – JeÊli nie zabi∏a go ta rana – spojrza∏ na szyj´ nadzorcy – to có˝ takiego? – Sam chcia∏bym wiedzieç – odpar∏em. – Alana znaleziono w chaszczach – podjà∏ swe rozwa˝ania koroner. – Kto wie, mo˝e ukry∏ si´ tam przed Êcigajàcymi go zwierz´tami, jeÊli by∏o ich wi´cej ni˝ jedno. – Albo zwierz´ go tam zaciàgn´∏o – doda∏em, choç z jakiegoÊ powodu w to nie wierzy∏em. Tym razem Shillside uwa˝nie si´ rozejrza∏. – Ciekawe, gdzie si´ podzia∏y buty Alana i kij w´drowny… Pami´ta∏em ten kij. Ilekroç nadzorca wyrusza∏ na nocny obchód, zabiera∏ ze sobà cisowy dràg, który by∏ wy˝szy od niego i tak gruby jak ludzkie przedrami´. Rozmawia∏em kiedyÊ z nim o tej jego broni. Powiedzia∏ wówczas, ˝e cios zadany tym dràgiem sk∏ania nawet najbardziej rozwydrzonego pijaczyn´ do rych∏ego powrotu do domu.


PROMIC_w_cieniu

25/03/13

13:34

Page 15

W CIENIU KAPLICY

– By∏ dumny ze swego kija – rzek∏ Hubert, kiedy przeczesywaliÊmy krzaki w poszukiwaniu owego or´˝a. – Wyry∏ na nim liter´ „A”, aby by∏o wiadomo, ˝e to jego w∏asnoÊç. – Nie wiedzia∏em, ˝e umia∏ pisaç. – Nie umia∏ – wyprowadzi∏ mnie z b∏´du Shillside. – Ksiàdz Thomas pokaza∏ mu, jak wyglàda ta litera. Alan by∏ z siebie dumny, gdy odwzorowa∏ jà na swojej broni. ZnaleêliÊmy kij z dala od drogi, na skraju lasu rozciàgajàcego si´ za kaplicà Êw. Andrzeja. Le˝a∏ co najmniej trzydzieÊci kroków od chaszczy, w których spoczywa∏o cia∏o Alana. Nie uda∏o nam si´ jednak odnaleêç butów. – Ciekawe, jak ten kij tu trafi∏… – dziwi∏ si´ koroner, po czym przyjrza∏ si´ dràgowi. – Jest ów znak, widzisz? – wskaza∏ liter´ „A” wy˝∏obionà doÊç finezyjnie w twardym drewnie. Popatrzywszy uwa˝nie na or´˝ nadzorcy, zmarszczy∏em brwi. Nie usz∏o to uwagi Huberta. – O co chodzi, Hugh? – Na tym kiju nie ma ˝adnego Êladu walki. Gdybym ja, dzier˝àc takà broƒ, zosta∏ zaatakowany przez wilka, wywija∏bym nià we wszystkie strony, aby si´ obroniç, albo przynajmniej wyciàgnà∏bym ten dràg przed siebie, ˝eby drapie˝nik chwyci∏ go w z´by zamiast mojej r´ki. Shillside ponownie obejrza∏ kij. Jego powierzchnia by∏a g∏adka. Wr´cz nieskazitelna. – Byç mo˝e – rzek∏ z zadumà – kij wyÊlizgnà∏ si´ Alanowi z r´ki i polecia∏ a˝ tutaj, kiedy nadzorca usi∏owa∏ zadaç zwierz´ciu cios. – Mog∏o tak byç – przyzna∏em, jednak bez przekonania.

[15]


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.