pocałunki | 13
toksyczni rodzice – Piła bez opamiętania – ocenia jej rodzina – i na domiar złego związała się z mężczyzną wiele od niej młodszym, też uzależnionym od alkoholu. Mieszkali razem przez sześć lat. – Rozstałam się z nim bez bólu – zapewnia Maria – bo to przecież nie była miłość, tylko wspólne upijanie się, a bez niego też mogłam to robić. Miałam za co, bo w międzyczasie otrzymałam odszkodowanie po śmierci męża. Wtedy weszłam w ostry konflikt z córką, która wystąpiła do sądu z pozwem o przyznanie jej alimentów. Sąd przyznał dziecku należną kwotę. A ja płaciłam i miałam czyste sumienie – mogłam pić dalej. Potem córka wyszła za mąż, wyprowadziła się z domu, ale za to wrócił syn, „żeby mnie pilnować”. Był wówczas w klasie maturalnej. Gdy nie dostał się na studia, byłam zdziwiona. Nawet nie wiedziałam, że prawie przez cały rok nie chodził do szkoły. Po prostu tego nie zauważyłam. Codziennie wychodził z domu i wracał. Aż w końcu przestał wracać. Któregoś dnia powiedział, że nie będzie się już mną opiekował, bo nie wierzy w moje obietnice, że w końcu odbiję się od dna. W jednej z licznych kłótni wyrzu-
13
14 | wspinaczka
cił mi ze złością: „Zdechniesz pod płotem!”. I odszedł. Wówczas myślałam, że na zawsze. Osiągnęłam prawdziwe dno. Opuściła mnie ostatnia osoba, bez której życie wydawało mi się pozbawione sensu. Zdecydowałam więc, że zapiję się na śmierć. Ale nic z tego nie wychodziło. Maria wybrała się w końcu na mityng Anonimowych Alkoholików. Ale tam wszyscy wydawali się jej utracjuszami, przegranymi do cna. Ona natomiast „wciąż pracowała i miała pieniądze”. Potrafiła już wtedy pić zupełnie sama. – Przyjaciele z AA – wspomina – często pukali do moich drzwi, domyślając się najgorszego. A ja gasiłam światła, i szlus – jakby nie było mnie w domu. Wiedziałam, że muszę coś ze sobą zrobić. Ale jeszcze nie wiedziałam co i jak. Wciąż miałam niskie poczucie własnej wartości. Stale w moich uszach dudnił głos matki: „Siedź cicho, nie odzywaj się, bo się na tym nie znasz. Ty i twój tatuś jesteście nieudacznikami”. W domu nie miałam nic do gadania, ożywiałam się trochę poza nim. Miałam świadomość, że jestem atrakcyjną dziewczyną, bo byłam adorowana, komplementowana przez kolegów. Korzystałam więc z miłych chwil spędzanych w szkole, potem na uczel-
pocałunki | 15
ni. A w domu – myślałam – to już niech się dzieje, co chce. Godziłam się na rolę kopciuszka, bo nie umiałam być królewną śnieżką. Tata pływał na „Batorym”. A jak wracał z morza, chodziliśmy i jeździliśmy wszędzie razem. I obraz wspaniałego taty zachowałam w pamięci do dziś. Idealizowałam jego ojcostwo, bo matka była zawsze przeciwko nam obojgu. Dziś już inaczej na nią patrzę. Ale wtedy byłam pewna, że robiła wszystko, żeby mi dokuczyć. Nawet nogę złamała mi na złość, żeby przykuć mnie do siebie, żebym musiała się wokół niej kręcić. Tak wtedy myślałam. Teraz już nie. Uwolniłam się od tych destrukcyjnych myśli. Jestem po wielu terapiach. Dowiedziałam się między innymi, że istnieją toksyczni rodzice i jakie straty można ponieść, trwając w ich orbicie. Zrozumiałam, że po nieudanym dzieciństwie doświadcza się traumatycznych przeżyć związanych z własną tożsamością, co zdecydowanie negatywnie wpływa na relacje z mężczyznami. Miałam już pięćdziesiąt lat i nie miałam pojęcia o podstawowych rzeczach dotyczących relacji międzyludzkich. Gdy podczas zajęć terapeutycznych kazano mi przynieść zdjęcia z dzieciństwa, na których byłam
15
16 | wspinaczka
z mamą, nie mogłam znaleźć żadnego. A fotografii z ojcem miałam całą szufladę. Potem, po śmierci mamy, znalazłam mnóstwo zdjęć, na których jesteśmy razem, ale za jej życia miałam w sercu jej negatywny obraz, który odsuwałam od siebie jak najdalej. Po licznych ćwiczeniach terapeutycznych w końcu pojęłam, dlaczego mama była taka, a nie inna. Dlaczego zatem była zimna i bezwzględna, pełna lęków? Bo miała nieudane dzieciństwo. Była wychowywana w wielodzietnej rodzinie, doświadczając materialnej i duchowej biedy. A gdy została żoną marynarza, miała na swojej głowie cały dom. Jej zachowanie wynikało z opacznie pojmowanej troski, a zwłaszcza troski o mnie. Zanim Maria posiadła tę wiedzę psychologiczną, długo dreptała w miejscu. Aż do pamiętnego dnia, gdy napita poszła na mityng AA. Po spotkaniu koledzy odprowadzili ją do domu. I w sposób zdecydowany zajęli się nią. I od tamtej chwili już się nie rozstają.
powrót Maria nie pije już siedemnaście lat. Jest pochłonięta malowaniem, podróżowaniem po świecie w gronie
pocałunki | 17
rodzinnym i w grupie przyjaciół oraz służy pomocą innym alkoholikom. – Do malowania zachęcił mnie pan Henryk – opowiada rozpromieniona – absolwent krakowskiej ASP, który prowadzi pracownię malarską w klubie osiedlowym. Chodzę tam i nie jestem jedyną seniorką wśród młodzieży, która między innymi przygotowuje się pod okiem pana Henryka do egzaminów na gdańską ASP. A mnie ten artysta i świetny pedagog nauczył podstaw sztuki. Nie miałam pojęcia o perspektywie i złotym środku. Nie wiedziałam nawet, jak zagruntować płótno. Nie znałam technik malarskich. Jak nie maluję, to jeżdżę po świecie – śmieją się oczy Marii. – Wakacje od lat spędzam z Janem, zakonnikiem, którego poznałam we wspólnocie AA, a także kilkoma sprawdzonymi piechurami. Do niedawna najczęściej wyjeżdżaliśmy w góry. Bywaliśmy i w Wysokich Tatrach, i w Bieszczadach, i w Beskidach. Na górskich szlakach Jan opowiadał nam o Bogu, codziennie odprawiał dla nas Mszę. A od dziesięciu lat nasza grupa jeździ do Czech, gdzie Jan został oddelegowany przez swoich przełożonych, aby reewangelizować tamtejszą społeczność.
17
18 | wspinaczka
Jan pomógł mi wrócić do Boga. Oczywiście, musiało upłynąć sporo czasu, zanim stałam się gotowa na przyjęcie wiary. Ale w końcu przyszło to w tak naturalny sposób, że nawet tego nie zauważyłam. Po prostu czuję, że Bóg jest ze mną, a ja z Nim. Powierzyłam mu całe swoje życie. I – Maria ociera łzę – życie mojej córki, bo powiela moje błędy. Nie potrafię jej przed nimi ustrzec, zwłaszcza dlatego, że byłam dla niej fatalnym przykładem. Nie modlę się już do Boga w jej intencji. Po prostu powierzyłam ją Jemu. Wierzę, że nie zostanie przez Niego opuszczona. Wiem, że nawet jeśli spotkają ją jakieś przykre doświadczenia, to nie dlatego, że Pan Bóg mnie albo jej coś złego chce uczynić, ale dlatego, że obie musimy przejść tę próbę do momentu, od którego będzie już tylko lepiej. Ufam Bogu całkowicie. Dlatego teraz już o niewiele Go proszę. Przede wszystkim stale Mu dziękuję, bo uważam, że tak narozrabiałam w życiu, tak się unicestwiałam, że już powinnam nie istnieć. A On jednak dał mi szansę... Odnalazłam swoje miejsce w świecie.