7 minute read
Q Wizyta u hodowców kur niosek str
nie TylkO mlekO: Zbliża się najbardziej „jajkochłonne” święto w roku, producenci jaj zacierają ręce
Od szczęśliwych kur
Advertisement
Od 80 gr. do 1.20 zł za szt. w zależności od wielkości, trzeba zapłacić w ostatnich dniach za kurze jajko na podlaskich targowiskach. Natomiast Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz alarmuje, że gwałtownie idą w górę produkty drobiarskie. Głównym tego powodem jest wojna na Ukrainie oraz to, że dostawy z tego kraju wypadły z międzynarodowych rynków.
Do Wielkanocnego wydania gazety postarałam się Państwu znaleźć temat z jajem – uśmiech. Odwiedziłam dwóch hodowców kur niosek. Czesław Żukowski z wsi Piliki pod Bielskiem Podlaskim ma prawie 220 kurek żółtonóżek i rossy. Natomiast Daniel Mazurczak z miejscowości Nowe Iganie pod Siedlcami – cztery kurniki, a w nich 30 tys. kur różnych ras. Obaj opowiadają o hodowli bardziej jak o pasji niż o codziennych obowiązkach. Jednak niech Was to nie zmyli, kury to ciężka praca, ale daje satysfakcję. A pieniądze? Podliczywszy koszty, to interes na granicy opłacalności. Wpływa na to cena surowców do produkcji paszy, a ostatnio bywa tak, że ich po prostu brak i trzeba zmieniać kurzy jadłospis. Czynników kosztowych jest o wiele więcej. Poczynając od 16-tygodniowego odchowu kur, poprzez obsługę weterynaryjną, wytłaczanki, pracowników, media oraz konserwację urządzeń. Ale, ale... pukamy do pierwszych drzwi...
Jeszcze niedawno Czesław Żukowski nadużą skalę zajmował się pszczołami. Jak mówi jego żona Maria, dobieranie odpowiednich ras pszczół do stada sprawiało mu wiele radości. – Pasieka „padła” nam rok temu, zostało tylko pięć rodzin – opowiada pan Czesław. – Odbudowa byłaby zbyt kosztowna i czasochłonna, łatwiej było kupić kurczaki. Ważne było kupno piskląt z “pierwszej ręki”. Przywieźlismy je z Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki w Chorzelowie na Podkarpaciu. Potem stado rozbudowywaliśmy sami z własnych jajek.
Zakład w Chorzelowie, kwoli wyjaśnienia, zajmuje się hodowlą zachowawczą kur rasy żółtonóżki polskiej, którą stworzono w wyniku skrzyżowania kur rasy zielononóżka kuropatwiana z kogutami New Hampshire. W latach 60. udoskonalano tę rasę, a w 1972 r. zarejestrowano jako polską odmianę. Wielkość populacji to jakieś tysiąc sztuk (rezerwa genetyczna) – 910 to samice, 90 to samce.
Pani Maria jak nikt umie opowiadać o kurach. Żółtonóżki charakteryzują się upierzeniem kuropatwianym z brunatnym nalotem i żółto zabarwioną skórą. Polecane są do chowu przyzagrodowego. Koguty mają czarne pióra o zielonym, metalicznym połysku na piersi, brzuchu i udach. Grzywa i siodło pokryte są piórami o barwie jaskrawej – czerwonozłocistej. Pióra pokrywowe skrzydeł mają zielony połysk, a lotki są czarne. Długie sterówki oraz sierpówki ogona mają kolor czarny z zielonym połyskiem. Skoki ptaków są nieopierzone, barwy żółtej.
– To jest typowa kurka zagrodowa – opowiada gospodarz. – Przystosowana do ekstremalnych warunków i chowu na wolnych wybiegach. Odporna na choroby. Lubi sobie pochodzić, poszukać czegoś do zjedzenia i wrócić. „Wędrowniczka”, umiejąca wysoko skakać. Mięso żółtonóżek ma znakomite walory smakowe i dietetyczne.
Ale nie to jest przecież najważniejsze… Ta rasa spodobała się gospodarzom, ponieważ jest mniejsza i spokojniejsza niż „mama” zielononóżka. A jednocześnie kury znoszą jajka o 5 g większe od „zwykłych”. A przecież o jaja tu chodziło. – Zjadają mniej na potrzeby wyprodukowania większego jajka. Względy ekonomiczne zaważyły – – wyjaśnia zasady jajkowego biznesu. – Po podwórku biega 200 kur, z tego 170 niosek. Dziennie znoszą ok. 8 kg jaj. Kilogram kosztuje 15 zł. Wychodzi z tego 120 zł, dość przyzwoita dniówka.
Czuję pasję w głosie wszystkich członków rodziny, gdy opowiadają o kurach. Pani Maria twierdzi, że są bardzo przyjazne, wskakują na ręce jak koty. Natomiast córki Ania i Ola do każdej mówią po imieniu. Po skosztowaniu rosołu domowej roboty, poszliśmy
C.D. NA STR. 26
|– Obecnie moje kurki to mieszańce rasy sosa i żółtonóżki, a koguty tylko żółtonóżki -opowiada właściciel, przechadzając się wśród kur. – Dlatego są one tak bogate kolorystycznie. | Półki w domu uginają się od pucharów. Żona pana Czesława – Maria zdobyła je podczas swojej tanecznej kariery. Była ona mistrzynią tańca
Dalekiego Wschodu i Syberii. Obecnie prowadzi szkołę tańca Revolt. PODLASKIE AGRO
C.D. ZE STR. 24
do kurników. Kiedyś w gospodarstwie hodowano krowy. Teraz opuszczone obory zaadaptowano na potrzeby nowego biznesu. W międzyczasie rozmawiamy o sytuacji na rynku hodowców kur i o tym, jak wielu wycofuje się z niego. – To prawda, że przemysłowe hodowle neutralizują większość chowu przyzagrodowego – mówi pan Czesław. – Dodatkowym utrudnieniem są wysokie ceny paszy.
Na szczęście nie narzekają na brak klientów. W czym tkwi ich sekret? – Podobno nasze jajka inaczej smakują – tłumaczy sukces gospodarz. – Koneserzy jajek mówią, że od zadowolonych kur jajka są smaczniejsze. Dzieci chętniej je jedzą. Niektórzy twierdzą, że mają o 30% mniej cholesterolu.
Szczęśliwe jajka z Pilik można kupić bezpośrednio u gospodarzy lub na Madro w Białymstoku. Wspominając pszczelą tragedię, można by historię spuentować tak: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
A jak zaczęła się przygoda z hodowlą kur u Daniela Mazurczaka? – Można powiedzieć, że wszystko, co wiem o kurach, wyssałem z mlekiem matki – z dowcipem zaczyna gospodarz.
Jego rodzice wybudowali pierwszy kurnik w 1970 r. Wychowywał się, obserwując ich pracę i pomagając im. Znając dobrze tajniki tej branży, wiedział, że będzie kontynuował tę rodzinną tradycję. W 2004 r. kupił, swój pierwszy kurnik. W 2012 r. następnym przedsięwzięciem był zakup fermy z kolejnymi dwoma. Obecnie jest właścicielem gospodarstwa z czterema kurnikami, wytwórnią pasz i odchowalnią dla kurczaków. Ma w nich ok. 30 tys. ptaków. Jest to hodowla na ściółce i na wolnym wybiegu. – Na naszych jajkach jest pieczątka 2PL i 1PL – tłumaczy właściciel. – PL oznacza, że jajko jest wyprodukowane w Polsce. 1PL to jajka z chowu kur, które przez cały dzień mogą korzystać z wolnego wybiegu na świeżym powietrzu. Takie warunki sprawiają, że zachowują się naturalnie: aktywnie poszukują pożywienia, zażywają kąpieli piaskowych czy słonecznych. Jajka z „2” to hodowla ściółkowa. Tu kury mają zapewnione nieco mniej miejsca, gdyż nie mają dostępu do wybiegu. Mają jednak możliwość swobodnego poruszania się, a większa przestrzeń zapewnia im warunki do realizacji wielu ważnych dla nich zachowań lokomocyjnych i tych związanych z pielęgnacją ciała.
Pan Daniel hoduje różne rasy kur. Każda z ich znosi jajka o określonym kolorze skorupki. A to właśnie od koloru zależy cena. – Preferencje klientów są bardzo różne – tłumaczy właściciel. – W naszym regionie kremowa barwa jest bardziej popularna, pochodzi ona od ras hy-line sonia, messa, lohman sandy i tetra tint.
Jak wygląda dzień z życia hodowcy jaj. – Składa się z wielu obowiązków – zaczyna opowiadać pan Daniel. – To przede wszystkim zbieranie jaj i karmienie kur. Karmienie jest najprostsze, bo odbywa się automatycznie przy pomocy paszociągów. Woda i pasza są dostarczane non-stop. Kura znosi maksymalnie jedno jajko dziennie. A kur jest przecież 30 tysięcy! A każde jajko trzeba zebrać. Jeżeli zniesie je na ściółce czy na wolnym wybiegu, to trzeba robić to ręcznie.
Jeżeli zniesie jajko w automatycznym gnieździe, to spada ono na taśmę i przyjeżdża do kurnika, gdzie pracownicy sortują je i pakują. Kury trzeba nieustannie doglądać, sprawdzać, czy nie są przeziębione. Obserwować, czy nie ma awarii. Pamiętać o czynnościach, prowadzących do utrzymania zdrowotności stada. Samo sortowanie jajek zajmuje tu ok. 10 godz. dziennie. Maszyna do sortowania pracuje więc od rana do wieczora. W ciągu dnia trzeba też poświęcić czas na robienie paszy. Jest to ważny proces, gdyż od tego, co kura zje, zależy zdrowie ptaków, jakość i smak końcowego produktu. A na koniec należy zająć się sprzedażą. Z 30 tys. kur dziennie pan Daniel ma ok 25 tys. jaj. Sprzedawane są one do hurtowni, ale również jest prowadzona detaliczna sprzedaż bezpośrednia w puncie przy fermie.
No i znowu to samo, najważniejsze pytanie. Jak z opłacalnością takiego biznesu? – To bardzo ciężki, bo nieprzewidywalny biznes – podsumowuje właściciel. – W tamtym roku ptasia grypa praktycznie przetrzebiła połowę produkcji drobiarskiej w Polsce.
Pan Daniel miał szczęście, bo jego hodowla uchroniła się od zagazowania kurników. Ale było blisko. Mnóstwo jego sąsiadów, niestety musiało to zrobić. To spowodowało ogromną niestabilność rynku. – W tej chwili ceny paszy poszybowały w górę – kontynuuje pan Daniel. – Szczególnie w trakcie wojny na Ukrainie. To przecież ze Wschodu do Polski było kupowanych dużo komponentów jak olej, soja, zboża. Opłacalność w takich warunkach jest znacznie mniejsza. Co prawda ceny jajek też poszły w górę, jednak nieproporcjonalnie do ceny gazu czy paliw.
Pan Daniel zachowuje pozytywny ton w głosie i mówi, że liczy na to, że po ciężkich okresach przyjdą niedługo lepsze czasy. Tego życzymy wszystkim hodowcom drobiu.
|Pan Daniel i żona Karina w ramach odskoczni od codziennych obowiązków realizują swoje hobby. On od kilku lat wraz z Fundacją MG13 Marcina Gortata, koszykarza NBA, zajmuje się campami sportowymi dla dzieci. Natomiast żona jest wokalistką w zespole Kardamon. Mają dwójkę dzieci: Zosię 11 lat i Ignasia 14 lat. | Nie, nie to nie żółty piasek na plaży.. to Zosia z pisklaczkami. Każdy z kurników pana Daniela zajmuje pow. ok. 1000 m². W jednym z nich znajduje się odchowalnia. Do 16. tygodnia życia mieszkają tam pisklaczki, które dostarczane są z wylęgarni.