Bóg. Nasz pan Jezus Chrystus

Page 1


BÓ G Nasz Pan

Jezus Chrystus Osoba i Zycie


R o m a n o G u a r di n i

BÓ G Nasz Pan

Jezus Chrystus Osoba i Zycie

˙ Z niemieckiego przeŁozyŁ Juliusz Zychowicz


Tytuł oryginału Der Herr. Uber Leben und Person Jesu Christi

Projekt okładki i stron tytułowych Monika Lipiec

Tłumaczenie Juliusz Zychowicz

Redakcja i korekta Agnieszka Pawlik-Regulska

Dyrektor projektów wydawniczych Maciej Marchewicz

Skład i łamanie TEKST Projekt

ISBN 978-83-8079-356-9

Copyright © for the Polish translation by Juliusz Zychowicz Copyright © for the Polish edition by Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2018

Wydawca Fronda PL, Sp. z o.o. ul. Łopuszańska 32 02-220 Warszawa tel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34 e-mail: kontakt@wydawnictwofronda.pl

www.wydawnictwofronda.pl www.facebook.com/FrondaWydawnictwo www.twitter.com/Wyd_Fronda


SPIS TREŚCI

Przedmowa 7 • Wstęp 11 I. POCZĄTKI 21 1. Pochodzenie i przodkowie 23 • 2. Matka 28 • 3. Wcielenie 33 • 4. Poprzednik 40 • 5. Chrzest i kuszenie 48 • 6. Ciche intermedium 53 • 7. Początek działalności publicznej 59 • 8. Zgorszenie w Nazarecie 66 • 9. Chorzy 71 • 10. „To, co zginęło” 75 • 11. Uczniowie i apostołowie 83 • 12. Błogosławieństwa 92 II. ORĘDZIE I OBIETNICA 101 1. Pełnia sprawiedliwości 103 • 2. Szczerość w dobru 111 • 3. Możliwe i niemożliwe 117 • 4. Zasiew i gleba 124 • 5. Dobroć i miłość naszego Boga do ludzi 132 • 6. Wola Ojca 137 • 7. Nieprzyjaciel 142 • 8. Rozesłanie apostołów 150 • 9. Odpuszczenie grzechów 156 • 10. Śmierć 163 • 11. Świadkowie odwiecznego istnienia 170 • 12. Powtórne narodzenie z wody i Ducha 177 III. ROZSTRZYGNIĘCIE 185 1. Niewidomi i widzący 187 • 2. Syn Człowieczy 194 • 3. Prawo 199 • 4. Jezus a poganie 209 • 5. Skupianie na tym, co istotne 215 • 6. „Nie pokój, ale miecz” 221 • 7. Ci, których umiłował 229 • 8. Znaki 237 • 9. Chleb życia 241 • 10. Zrządzenie i decyzja 251


6 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie IV. W DRODZE DO JEROZOLIMY 261 1. Mesjasz 263 • 2. Droga do Jerozolimy 268 • 3. Przemienienie 278 • 4. Kościół 286 • 5. „Mojżesz i Eliasz” 292 • 6. Objawienie i przesłanie 298 • 7. Sprawiedliwość i to, co jest ponad nią 307 • 8. „Jeśli się nie staniecie jak dzieci” 315 • 9. Małżeństwo chrześcijańskie a dziewictwo 324 • 10. Chrześcijańskie posiadanie i ubóstwo 333 • 11. Błogosławieństwo 342 • 12. Wiara i naśladowanie 346 • 13. Przebaczenie 355 • 14. Chrystus jako początek 362 V. OSTATNIE DNI 369 1. Wjazd do Jerozolimy 371 • 2. Zatwardziałość 376 • 3. Pokora Boga 384 • 4. Zburzenie Jerozolimy i zagłada świata 392 • 5. Sąd 401 • 6. „Oto idę, aby spełnić wolę Twoją” 407 • 7. Judasz 413 • 8. Ostatnie spotkanie 421 • 9. Umycie nóg 429 • 10. Mysterium fidei 435 • 11. Modlitwa arcykapłańska 443 • 12. Getsemani 451 • 13. Proces 457 • 14. Śmierć Jezusa 469 VI. ZMARTWYCHWSTANIE I WEJŚCIE DO CHWAŁY 475 1. Zmartwychwstanie 477 • 2. Ciało uwielbione 484 • 3. Między czasem a wiecznością 490 • 4. Przyjście i odejście Boga 498 • 5. „Odchodzę i przyjdę znów do was” 504 • 6. W Duchu Świętym 509 • 7. Wiara a Duch Święty 515 • 8. Pan Dziejów 521 • 9. Stawanie się nowym 527 • 10. Nowy człowiek 532 • 11. Kościół 540 • 12. Pierworodny wobec każdego stworzenia 546 • 13. Odwieczny Arcykapłan 553 • 14. Powtórne przyjście Pana 559 VII. CZASY I WIECZNOŚĆ 567 1. Księga Apokalipsy 569 • 2. Władca 575 • 3. Tron zasiadający na nim 581 • 4. Adoracja 586 • 5. Baranek 591 • 6. Siedem pieczęci 597 • 7. Rzeczy 604 • 8. Chrześcijański sens dziejów 608 • 9. Wielki znak na niebie 613 • 10. Zwycięzca – Sędzia – Ten, który spełnia 617 • 11. Obietnica 623 • 12. Duch i Oblubienica 627 Zakończenie 635 • Posłowie 641


PRZEDMOWA

Ten, kto chce mówić o osobie i życiu Jezusa Chrystusa, powinien zdać sobie jasno sprawę z tego, co właściwie zamierza i na jakie granice napotyka tutaj wszelkie zamierzenie. Idąc za trendem naszych czasów, mógłby on się pokusić o ukazanie psychologii Jezusa – tyle że takowa nie istnieje. Można mówić o psychologii na przykład św. Franciszka z Asyżu – jakkolwiek już w nim, który był tylko człowiekiem, zaczyna się to coś, co jest ponad człowiekiem, ale przez co dopiero prawdziwy człowiek w intencji Bożej jest konstytuowany i co ma na myśli św. Paweł, kiedy mówi, że „człowiek duchowy” nie może podlegać osądowi (por. 1 Kor 2,15). Niemniej jednak można by zapytać – i byłoby to wdzięcznym zadaniem – w czym tkwią źródła tej przedziwnej postaci; jak to się dzieje, że zderzają się w niej tak na pozór sprzeczne siły, które jednak tworzą wyrazistą jedność – i tak dalej. W odniesieniu do Jezusa Chrystusa jest to niemożliwe, a w każdym razie nie można tu wyjść poza pewną, bardzo bliską granicę. Jeśli się pomimo to próbuje, niszczy się Jego obraz. W samej głębi Jego osoby zawiera się bowiem tajemnica Syna Bożego i anuluje wszelką „psychologię” – owa tajemnica, której z łaski płynącym odblaskiem jest to, że chrześcijanin nie podlega osądowi. W gruncie rzeczy można zrobić tylko jedno: ukazywać z coraz to nowych punktów widzenia, jak wszystkie znamiona i istotne rysy tej postaci uchodzą w sferę niepojętości; niepojętości, która jest wszakże pełna nieskończonej obietnicy. Albo też można by się pokusić o „żywot Jezusa”, jaki przecież już niejednokrotnie próbowano napisać. Jednak i coś takiego, ściśle biorąc, również nie istnieje. Żywot św. Franciszka z Asyżu można


8 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

przedstawić – w mierze, w jakiej i tutaj tajemnica ponownych narodzin oraz działania łaski nie przeciwstawia się wszelkiemu „dlaczego” i „skąd”. W każdym razie można spróbować dostrzec, jak jest on usytuowany w swojej epoce, jak ona go kształtuje i jak on na nią wpływa; jak przyciąga do siebie wszystkie moce tej epoki, staje się całkowitym wyrazem jej życia, a przecież pozostaje w pełni sobą; w jaki sposób poszukuje tego czegoś jednego, w czym może się spełnić; jakie manowce, jakie przełomowe przeżycia, jakie rozmaite stadia spełnienia pisane były tym poszukiwaniom – i tak dalej. Również to możliwe jest w odniesieniu do Jezusa, jakkolwiek w bardzo ograniczonym zakresie. Pozostaje On przecież w pewnym określonym historycznym kontekście i poznanie sił, jakie tam działały, pozwala lepiej zrozumieć Jego samego. Jednakże ani Jego istoty, ani Jego działalności nie można wytłumaczyć na podstawie przesłanek historycznych, przybywa On bowiem z tajemnicy Boga i po pobycie u nas tam powraca (por. Dz 1,22). Można oczywiście stwierdzić w Jego życiu pewne wydarzenia o bardzo istotnym znaczeniu, można rozpoznać w nich pewne zamierzone ukierunkowanie i dostrzec, jak zamysł ten się spełnia; nie sposób jednak wykazać jakiejś „ewolucji” we właściwym sensie tego słowa. Podobnie nie można toku Jego losu i sposobu, w jaki realizuje On swe zadanie, sprowadzić do jakichś „motywów”; ostateczne „dlaczego” pochodzi bowiem z niezgłębioności tego, co nazywa On „wolą Ojca”, i wymyka się wszelkim historycznym wyjaśnieniom. To, co można uczynić, wskazały Ewangelie: ze słów takich jak te, że „Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52), że w pewnym momencie dziejowym „nadeszła [dla Niego – R.G.] pełnia czasu” (Ga 4,4), że zatem wyrósł On z dokładnie znanej chwili historycznej, można mianowicie powziąć przekonanie, że istnieje tu głęboki związek między postacią a historią – i zrezygnować z wyjaśnienia i opisu tego związku sposobem praktykowanym normalnie w historiografii; raczej zatrzymać się w obliczu danego wydarzenia, danych słów, danego czynu, nasłuchując, ucząc się, adorując i okazując posłuszeństwo. Niniejsze „rozważania” nie roszczą sobie pretensji do wyczerpania tematu. Nie próbują przedstawiać spójnie życia Jezusa, lecz wybierają z niego poszczególne słowa i wydarzenia. Nie zamierzają ukazywać z logiczną konsekwencją Jego postaci, lecz rysują to tę,


Przedmowa | 9

to inną jej cechę – w miarę tego, jak nabierają one żywego charakteru. Nie jest to rozprawa naukowa z dziedziny historii czy teologii, lecz konferencje duchowe, wygłaszane w ciągu czterech lat podczas niedzielnej liturgii, które nie mają na celu nic innego jak tylko pełnienie wedle swej możności misji zleconej przez samego Pana: głoszenie Jego, Jego orędzia i Jego dzieł. Autor pragnie wyraźnie powiedzieć, że nie zamierza dawać nic „nowego”: ani jakiegoś nowatorskiego podejścia do osoby Chrystusa, ani jakiejś lepszej teorii chrystologicznej. Nie chodzi tu więc o coś nowego, lecz o to, co wieczne. Gdyby wszakże mijającemu, naszemu czasowi przeciwstawione zostało to, co wieczne, byłoby to prawdziwie coś „nowego”, czystego, płodnego – coś, co ściera pył przyzwyczajenia. Niekiedy Czytelnik natrafi tu być może na pewne myśli, do jakich nie przywykł. Nie mają one żadnych szczególnych ambicji, a jedynie pragną mu pomóc lepiej zastanowić się nad tajemnicą Boga – tą tajemnicą, która ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus pośród was – nadzieja chwały (Kol 1,26–27).

Wobec niej ludzkie myśli niewiele znaczą. Można z nich skorzystać, można je odłożyć na bok. Istotne jest poznanie, jakie daje sam Chrystus, kiedy „wykłada Pismo, a w nas zaczyna pałać serce” (por. Łk 24,27.32). W tym miejscu Autor pragnie wskazać na swoją pracę Das Wesen des Christentums (Würzburg, 1958), która rozwija szerzej kategorie istotne dla niniejszego dzieła; ponadto na swoje prace: Die menschliche Wirklichkeit des Herrn (Würzburg, 1958); Die Mutter des Herrn (Würzburg, 1956); Religion und Offenbarung (Würzburg, 1958); Die letzten Dinge (Würzburg, 1956) i Das Bild von Jesus dem Christus im Neuen Testament (Würzburg, 1953); Das Christusbild des Paulus und Johannes (Würzburg, 1961) oraz Wunder und Zeichen (Würzburg, 1959).



WSTĘP TO MIŁOŚĆ SPRAWIA TAKIE RZECZY, CZYLI CHRZEŚCIJAŃSKI ŚWIATOPOGLĄD ROMANO GUARDINIEGO

Teologia dzisiaj – słyszę niekiedy – znajduje się w dosyć słabej kondycji, nie tylko ze względu na roszczenia współczesnej nauki, czy trwały napór procesów sekularyzacyjnych, ale głównie z racji swej wewnętrznej niespójności oraz braku harmonii postulowanych, zwłaszcza o dogmatycznym wymiarze, tez. Jej status jako dyscypliny poprawnie interpretującej treści chrześcijańskiego Objawienia wydaje się pozbawiony metodologicznych podstaw. Powyższe przekonanie nie jest zbyt trudne do odparcia, między innymi dlatego, że dokonania takich heroldów XX-wiecznej teologii, jak Karl Rahner, Edward Schillebeeckx, Hans von Balthasar, Jean Daniélou, Jan Paweł II czy Benedykt XVI, najzwyczajniej temu przeczą. Do ich grona przynależy również Romano Guardini, którego pisarsko-duszpasterskie dzieło wyrasta z wielowarstwowego pnia, zbudowanego z doświadczeń filozoficznych, literackich, społecznych, a nawet politycznych. Uczestniczył on z widoczną troską we wszystkich ważnych debatach swoich czasów, zwłaszcza dotyczących sprzeciwu wobec totalitarnych wizji rzeczywistości, konieczności zachowania chrześcijańskiego kośćca w modelu poszukującej właściwego oblicza Europy, której włodarze powinni zachować szacunek dla światopoglądu chrześcijańskiego, niesprowadzalnego przecież do niczego, co do tej pory pojawiło się na Ziemi, a promującego ze szczególną siłą wrażliwość na osobowe wymiary życia i żywą więź człowieka z Chrystusem. W Nim znajdują spełnienie wszystkie pluralizmy i różnorodności, tkające krajobrazy ludzkiego istnienia i kultury.


12 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

I Romano Guardini urodził się 17 lutego 1885 roku w Weronie. Niebawem jego ojciec, przyjąwszy stanowisko konsula Włoch, przeniósł się do Moguncji. Tutaj Guardini rozpoczął naukę w gimnazjum humanistycznym; następnie studiował chemię i ekonomię polityczną, by ostatecznie (po pewnych wahaniach i niepokojach duchowych) zdecydować się na studia teologiczne, zakończone przyjęciem święceń kapłańskich. Przeszedł kanoniczną drogę posługi parafialnej, zaangażowany w pracę z młodzieżą, przede wszystkim akademicką, jak i pochłonięty narastającą w Kościele potrzebą odnowy liturgicznej. W tych latach nie zaprzestał studiów, zdobywając kolejne stopnie naukowe. Na podstawie rozprawy poświęconej teologii Bonawentury otrzymał habilitację i został prywatnym docentem na Wydziale Teologii Katolickiej w Bonn. Z powodzeniem łączył wykłady – jako profesor gościnny – na różnych uczelniach ze stałym zaangażowaniem w kwestie duszpasterskie, czego gorliwy wyraz odnajdujemy w jego publicystyce, kaznodziejstwie, pracy wydawniczej, redakcyjnej i ściśle naukowej. Nie należał do typowo akademickich postaci, lecz prezentował się jako pisarz, teolog, publicysta żywo reagujący na aporie i dramaty współczesności, rozumiejąc, że ochrona i popularyzacja chrześcijańskiego dziedzictwa stanowi niezbywalny wymóg jego pokoleniowej formacji intelektualnej. Chciał nie tyle propagować określony system filozoficzny, ile raczej włączać, przede wszystkim platońsko-augustyński styl myślenia, podbudowany fenomenologią i filozofią wartości, w zbiorowy etos środowisk, którym towarzyszył jako duszpasterz. Literatura stała się dla niego „narzędziem” umożliwiającym odsłanianie fundamentalnych rysów ludzkiej kondycji, uwikłanej w dramat wolności i odpowiedzialności. Analizy utworów Dantego, Hölderlina, Dostojewskiego, Rilkego dowodzą, że starał się z chrześcijańskiej perspektywy interpretować podstawowe fakty człowieczej egzystencji, w niej właśnie odkrywane i opisywane. Widział w literackim myśleniu jedno z istotnych „miejsc teologicznych”, zasadnie przyjmując, że teologia powinna żyć przed wszystkim w wymiarze codziennej praktyki,


Wstęp | 13

otwarta na proces coraz głębszego rozumienia wiary i dzielenia się jej owocami z innymi ludźmi, ale też ma dostrzegać przebłyski sekularyzacji, widoczne coraz bardziej w epoce postchrześcijańskiej. Poezja Rilkego potwierdza tę intuicję, gdyż autor Sonetów do Orfeusza odarł z wymiaru transcendentnego treści chrześcijańskiego Objawienia, sprowadził przeżycie religijne do poziomu terrystycznego (od terra – ziemia) ogołocił je z osobowych relacji z Bogiem, utożsamił ze sobą to, co religijne i to, co estetyczne, niszcząc relacyjną strukturę miłości. Ta swego rodzaju nieuczciwość Rilkego wobec chrześcijaństwa, zdaniem Guardiniego, wypływała z ducha czasów nowożytnych, szczycących się kategorią autonomii odniesionej do natury, podmiotu i całej kultury. Dlatego niemiecki myśliciel podjął intelektualny i duszpasterski dialog z tymi, którzy takiej wizji świata przyklasnęli, a która właściwie zmierzała już ku upadkowi, otwierając bramy ponowożytności. W latach 30. ubiegłego wieku, kiedy w Niemczech zaczęły dochodzić do głosu idee narodowego socjalizmu, Guardini nie mógł już oficjalnie nauczać; mimo to wykładał prywatnie, gromadząc wokół siebie znaczą część ówczesnych intelektualistów katolickich, sprzeciwiających się nazistowskiej ideologii, poszukujących przeciwwagi w zasadach budujących religijny obraz świata. Lecz w obliczu nasilającej się wrogości, postanowił wyjechać na prowincję, gdzie przebywał do końca wojny. Po kilku latach powrócił do obowiązków nauczycielskich, obejmując pod koniec życia katedrę filozofii chrześcijańskiej na uniwersytecie w Monachium. Doceniany przez wiele środowisk, tak świeckich, jak i kościelnych (papież Paweł VI zachęcał go do przyjęcia godności kardynalskiej, której jednakże nie odebrał), pozostał myślicielem osobnym, głęboko związanym z katolicką wykładnią światopoglądową, próbującym, także w osobistym życiu, naśladować ewangeliczny styl bycia. Zmarł 1 października 1968 roku.

II Obszarem, w którym rozwijała się i nadal mocno promieniuje myśl Guardiniego, jest teologia, a w niej Chrystus, stanowiący


14 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

ostatecznie pełny punkt odniesienia we wszystkich sprawach życia, bo przecież świat powstał z Bożego nadania, a ludzka osoba na Jego wezwanie. Rozróżniając kompetencje wiary i rozumu, niemiecki twórca scalał owe porządki na płaszczyźnie prawdy, powiązanej z miłością. Nie skupiał się na teoretycznych jedynie dystynkcjach, lecz tak kierował narracją, by jej treści prowadziły do przemiany tego, co w ludziach duchowo zastygłe, zasklepione w konwencjach czy konfesyjnych przyzwyczajeniach. Swoją myśl wywodził z kontemplacyjnego przeżycia, które było zaczynem wszystkich jego działań pisarskich i duszpasterskich. Teologia bowiem nie jest chłodną spekulacją, co wciąż podkreślał, lecz autentyczną rozmową z żywym Bogiem; rozmową dysponującą własnym duchem, który ją prowadzi. Chrystologiczny charakter teologicznej procedury wysuwa się tutaj na pierwszy plan, co oznacza, że Guardini oglądał rzeczywistość, mając zawsze na uwadze wydarzenie Wcielenia, kiedy to odwieczny Logos stał się jednym z ludzi, przyjął na siebie ciężar przygodności, biologicznej kruchości. W jego świetle należy rozpoznawać znaczenia i najgłębsze sensy ludzkiej egzystencji, ontycznie (na mocy aktu stworzenia) zjednoczonej z Bogiem. Był jednak świadom, że tego typu perspektywa w czasach ponowożytnych straciła na powadze. Pojawienie się kultury masowej, a zatem i globalnego sposobu życia, sprawiło, że ludzie stali się osobami „bez właściwości”, narażonymi na manipulacje i społeczną jednowymiarowość, tracąc swą duchową niepowtarzalność. Guardini odwoływał się w tej kwestii do ustaleń Ortegi y Gasseta zawartych w jego sławnej książce Bunt mas (1929), podkreślając szkodliwe skutki, jakie przynosi masowość życia, pozbawionego więzi ze sferą prawdy, dobra i piękna, poddawanego nieustannym procesom osłabiającym osobowe przymioty człowieka. Trudności wzmacnia jeszcze fakt, że europejska nowożytność oczyściła teren ludzkiego doświadczenia z treści religijnych, oddalając Boga poza obszar zainteresowania kultury. Pokusa autonomii stała się na tyle mocna, że doszło do deifikacji człowieka, wkomponowanie go w stan natury, obarczenie koniecznością decydowania o jakości dosłownie wszystkich aktów


Wstęp | 15

egzystencjalnych. Fałszując prawdziwe oblicze Boga, nie sposób przyjąć, że to właśnie Bóg Stworzyciel stoi u źródeł istnienia, że dzięki Niemu człowiek jest sobą, w swej najskrytszej istocie, jak to postulowała tradycja chrześcijańska, szczególnie ta o Augustyńskiej barwie. Wyjściem z zarysowanego wyżej kłącza jest ponowne odkrycie osobowego statusu człowieka, wpisanie go w relacyjną więź z Bogiem, który zdolny jest wyprostować wszelkie krzywizny ludzkiego losu, odsłaniać ścieżki prowadzące do osiągnięcia zbawienia.

III Myśl Guardiniego określa się mianem filozofii „żywego konkretu”, ponieważ jej wyjściowym punktem jest człowiek, zamieszkujący określoną przestrzeń bycia. A ono jest przeniknięte nie tyle sprzecznościami (jak u Hegla), ile przeciwieństwami. Termin „przeciwieństwo” wskazuje na złożoność rzeczywistości, której bieguny (np. uporządkowanie – nieuporządkowane, statyczność – dynamiczność) tworzą twórcze napięcie. Ono własne charakteryzuje ludzkie życie. Nie ma zatem innego sposobu, jak tylko akceptacja tych różnych szeregów przeciwieństw, w szczególności tych kształtujących życiowy światopogląd. Dzięki temu dialog z wieloma sposobami rozumienia, odczuwania świata zyskuje istotną wartość. Być wszak człowiekiem, to być „istotą rozmawiającą” (praca ducha realizuje się w mowie, choć i w milczeniu), poszukującą jedności ponad sferą naturalnych odmienności, co w konsekwencji sugeruje, że afirmacja ludzkiego „ja” spełnia się definitywnie w unii z Bogiem, który również jest Bogiem mówiącym. Nie chodzi tutaj o człowieka ujmowanego w pojęciach tradycyjnej metafizyki, ale o zwrócenie uwagi na kogoś zanurzonego w istnieniu na sposób osoby. Istota bytu ludzkiego sprowadza się przecież do bycia osobą. Znaczy to mniej więcej tyle, że osoba w ścisłym sensie jest „istotą obdarzoną kształtem, głębią i twórczym duchem, o ile (…) tkwi w sobie samej i sama o sobie stanowi. ‘Osoba’ oznacza, że ja w swoim własnym bycie ostatecznie nie mogę być zawłaszczony przez żadną instancję, lecz należę


16 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

do siebie”1. Ciało i dusza w człowieku stanowią przeciwieństwa, tworzące żywotną całość. Owa całość przekracza zarówno porządek cielesny, jak i porządek duchowy, będąc ich wyższym napięciem. I to właśnie jest osoba. Przynależność do samego siebie, panowanie nad sobą, stanowienie o sobie samym, bycie w sobie samym, posiadanie samego siebie – oto niezbywalne, pierwotne wyznaczniki osoby. Należy je pojmować statycznie i dynamicznie jednocześnie, gdyż dopiero w wychyleniu ku drugiemu „ty” budzi się sfera osobowa człowieka, aktualizuje się „ja”. Mamy więc do czynienia z dialogicznym wymiarem osoby, która, podkreślmy, nie może istnieć w gruntownej separacji. Potwierdzeniem tego faktu zdają się być działania zachowujące normy sprawiedliwości i miłości, z ich wszystkimi konsekwencjami. Ale również zasadniczy fakt, że Bóg jest dla ludzi najmocniejszym „Ty”, stanowi ich ontologiczną podstawę. W chrześcijańskiej perspektywie w każdym przypadku ma się ma uwadze „Ty”, pojmowane jako osobowa Trójedyność: Ojca z Synem w Duchu Świętym. W przedstawionej koncepcji sama relacja stanowi przeto istotę Boga, a w związku z tym człowiek-osoba potrafi przekraczać samego siebie, wychodzić poza własną immanencję, jak również jest w stanie przezwyciężać autonomię w aktach miłości, adoracji, posłuszeństwa, wychylających w stronę boskiego „Ty”. Został bowiem wezwany przez samego Boga, który przedstawia mu się jako jego „Ty”. Dzięki temu wezwaniu człowiek zyskuje własną tożsamość, a przez to boską godność osoby, niezależnie od tego, czy aktywnie współdokonuje swoje osobowe akty, czy też nie2. Oczywiście, człowiek jest świadom swojej ograniczoności, świadom granic indywidualnego bytu; nie dysponuje kosmicznymi gestami, ale właśnie dlatego z głębi tej przygodności odpowiada na Boże wezwanie. Musi jednakowoż dbać o wiarę, gdyż podlega ona ciągłej korozji; wzbudza wątpliwości, dziejąc 1 R. Guardini, Koniec czasów nowożytnych – Świat i osoba – Wolność, łaska, los, tłum. Z. Włodkowa, M. Turowicz, J. Bronowicz, Wydawnictwo Znak, Kraków 1969, s. 176. Czytelników bliżej zainteresowanych poglądami Guardiniego odsyłam do opracowań ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego, jednego z najlepszych w Polsce znawców twórczości niemieckiego myśliciela. 2 Zob. szerzej: J. Brejdak, Osoba jako odpowiedź. Guardiniego i Tischnera koncepcja bytu osobowego, w: Romano Guardini, Józef Tischner. Drama der Verantwortung, red. naukowa L. Hagedorn, Z. Stawrowski, Instytut Myśli Józefa Tischnera, Berliner Wissenschafts-Verlag, Kraków-Berlin 2013, s. 186.


Wstęp | 17

się w sferze binarnych opozycji: bliskości i oddalenia, słowa i milczenia, zachwytu i obojętności. Dlatego tak ważne bywa doświadczenie religijne, w którym odsłania się źródłowy charakter świata; odkrywamy ślady Boskiej aktywności, które w pełni rozjaśnia chrześcijańskie Objawienie, czyli sam Chrystus.

IV Nie dziwi przeto, że Chrystus znajdował się w samym centrum religijnego namysłu Guardiniego. Poświęcił Mu niemal całe swoje życie. Przejęty do trzewi cudem Wcielenia, nie potrafił spoglądać na świat inaczej, jak na owoc stwórczej miłości, wywiedziony z Bożej woli. Zachwycała go, właściwie nieuchwytna w opisie, relacja Boga z człowiekiem, o której opowiadają dzieje biblijne. Stąd Pismo Święte wrosło na stałe w jego umysł i serce. Z niego czerpał impulsy, by zbliżać się, wciąż niejako od początku, bez najmniejszych przedsądów, czy nawet zdobyczy metod naukowych, historyczno-krytycznych, do osoby Jezusa Chrystusa, którego nazywał Panem. Nie chciał tworzyć psychologicznego portretu Mistrza, bo to niemożliwe; wyszedł natomiast od mocnego faktu wiary, w świetle której znikają trudności filozoficzne, zastąpione owocującą miłością Boga do swego stworzenia, żyjącego mocą tej nieusuwalnej relacji. Chciał głębiej pojąć Jezusowe zamysły, by móc szlachetniej żyć, zgodnie z logiką wykraczającą poza ludzkie, rachujące widzenie. Jak Guardini realizował to marzenie? Najpierw poprzez osobistą medytację, wewnętrzne skupienie, ruch myśli, bez przerwy pobudzanych do coraz bardziej wnikliwego namysłu; dalej poprzez niedzielne spotkania z wiernymi w kaplicy św. Benedykta w Berlinie i wygłaszane do nich refleksje. Po kilku latach zebrało się sporo zeszytów z notatkami oraz uwagami, inspirowanymi treściami ewangelicznymi. W ten sposób ukształtował się kościec książki, niebędącej rozprawą naukową, naszpikowaną cytatami z literatury przedmiotu, trzymającą się rygorystycznie prawideł metodologicznych, wypracowanych dotychczas przez biblistów. Otrzymaliśmy prędzej niecodzienną pomoc, dzięki której możemy pogłębić swoją religijną wiedzę, umocnić


18 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

się na duchowych drogach wiary, wejść w tajemną logikę Jezusowych zamiarów wobec człowieka, ujrzeć w głębi serca Jego postać, lepiej pojąć sens Jego życia; ujrzeć to, co było „od początku”, to, co wieczne. Niewiele w tej sprawie pomagają racjonale siły intelektu. Guardini, nawiązując do św. Augustyna i Pascala, zwracał uwagę, że dopiero w pełni wiary możliwe staje się dotarcie do rudymentarnych treści Jezusowego nauczania i sensu wydarzeń, których był sprawcą, bądź w których uczestniczył. Należy więc uznać Go za miarę tego, co rzeczywiste i możliwe, i z tak odkrytej perspektywy oceniać świat. Nie oznacza to wcale, że Jezus wiary ma niewiele wspólnego z realnym Jezusem historii; przeciwnie: „wiara ta jest tak przyporządkowana rzeczywistemu Jezusowi Chrystusowi, jak oko barwie, a ucho dźwiękowi”3. Chodzi o to, że w przekazie ewangelicznym mamy do czynienia nie z historią Jezusa, lecz z kerygmatem, służącym celom ewangelizacyjno-misyjnym. Historia pozostaje ważna o tyle, o ile Jezus jest człowiekiem i Bogiem równocześnie. W Nim zazębiają się wskazane rzeczywistości. Mogło się bowiem zdarzyć, że orędzie Jezusa zostałoby przez Żydów przyjęte i wówczas mielibyśmy do czynienia z zupełnie nową odsłoną ludzkiej historii. Przed światem otwierają się zatem różne możliwości. Ważne, żebyśmy zgłębiając ewangeliczne wydarzenia, nie zastygali w interpretacyjnych szablonach, lecz próbowali widzieć je w całym ich realizmie i historyczno-teologicznym bogactwie. Guardini podsuwa nam czytelniczy materiał, żebyśmy dosłuchali się w nim „żywego Boga”; żebyśmy zrozumieli, że sytuacja wiary jest podobna w każdej epoce dziejów, że Jezus uczynił z ludzkiej historii historię zbawienia, w której rdzeniu kryje się idea miłosierdzia i przebaczenia. Wypełniając wolę Ojca, która była Jego „pokarmem”, tym, czym w naturalnym życiu jest krew, nie poddawał się wyrokom konieczności, lecz realizował prawidła miłości-caritas, nastawionej na szczęście tych, którzy odpowiadają na Boże zawołanie. Z niebywałą wręcz emocją, stylistyczną wirtuozerią, Guardini podsuwa nam do przemyślenia fakt, że Bóg, 3 R. Guardini, Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie, przekł. J. Zychowicz, Biblioteka Frondy, Warszawa 1999, s. 531.


Wstęp | 19

choć jest Bogiem niezmierzonych kosmicznych światów, przede wszystkim objawia się, jako Bóg ludzkich serc, któremu zależy na losie swoich stworzeń. Dlatego mamy żyć z przekonaniem, że osnową wszystkich przykazań jest miłość, całkowicie otwarta na Boga. Ważna jest również modlitwa. Dzięki niej kogoś drugiego niejako oddajemy w ręce samego Stwórcy, powierzamy Jego świętej życzliwości i bezinteresowności. Wiemy, że On stworzył świat dla wszystkich, przeto każdy człowiek ma szansę przemiany samego siebie, szansę wejścia w światło Jezusowej łaski, jeżeli tylko tego zapragnie. Dopóki żyjemy na świecie, nie wypada popadać w zgorzknienie i zwątpienie. Jezus oddał za nas własne życie, wszedł w niewyobrażalną otchłań kenozy i z tej bezsiły uczynił królewską drogę ocalenia. Nic już nas nie może duchowo zrujnować, pogrążyć w ciemnościach. Wszak ostatnie słowo w ziemskiej historii należy do Chrystusa, który wisząc na krzyżu, modli się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34).

V Tę książkę warto czytać wespół z tekstem Ewangelii, wczuwać się w jej podskórny nurt, by w końcu zacząć się modlić. To doprawdy rzadki przypadek, ale tak jest w istocie. Rozważania Guardiniego są na tyle narracyjnie intensywne i poruszające, że konsekwentnie prowadzą do duchowego zamyślenia; powodują medytacyjny zawrót głowy, zmuszają do ponownego umocnienia się na drogach wiary. Ale, jeżeli nawet któryś z Czytelników nie dozna takiego przeżycia, na pewno zostanie zmuszony do zastanowienia się nad swoim dotychczasowym stylem obecności; zrozumie, że w zwyczajnych krajobrazach życia, pozostajemy wędrowcami i poza Bogiem nie mamy nikogo. Jak Abraham, który wyruszył w nieznane, „wbrew nadziei wierząc nadziei”. Dzieje się – podsumowuje swoje dzieło Guardini – coś nadzwyczajnego i uniwersalnego. Człowiek nawiązuje realny, nie zaś tylko symboliczny, kontakt z Chrystusem, a Ten włącza go jeszcze bardziej intensywnie w społeczność Kościoła. Praca Ducha Świętego przysposabia do uwielbienia Boga, budowania


20 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

cywilizacji miłości. Bóg wszedł w okowy ziemskiego czasu, ofiarował nam samego siebie, kocha nas (o czym wiemy tylko przez Chrystusa) i chce, żebyśmy osiągnęli główny cel istnienia: niewyobrażalną radość uczestnictwa w absolutnej naturze Boga. Twórczość Romano Guardiniego wyjątkowo dobitnie potwierdza tę imponującą prawdę. ks. Jan Sochoń


I | PoczÄ…tki



1 | Pochodzenie i przodkowie Gdyby wtedy w Kafarnaum albo Jerozolimie zapytał ktoś Pana: Kto Ty jesteś? Kim są Twoi rodzice? Z jakiego rodu pochodzisz? – mógłby otrzymać odpowiedź, jak w ósmym rozdziale Ewangelii św. Jana: „Zanim Abraham stał się, JA JESTEM” (J 8,581). Ale mógłby też otrzymać odpowiedź z drugiego rozdziału Ewangelii św. Łukasza, gdzie jest powiedziane, że Mesjasz pochodzi „z domu i rodu Dawida” (Łk 2,4). Jak zaczynają się relacje ewangeliczne o życiu owego Jezusa z Nazaretu, który jest Chrystusem – Pomazańcem? Jan szuka początku w tajemnicy życia Bożego. Jego Ewangelia zaczyna się od słów: Na początku było Słowo, a Słowo było zwrócone ku Bogu [tłumaczenie za oryginałem niemieckim – przyp. red.], i Bogiem [ze swej istoty – za oryginałem niemieckim] było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało [z tego – za oryginałem niemieckim], co się stało. […] Na świecie było [Słowo], a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. […] A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy (J 1,1–3.10.14).

Ten początek spoczywa więc w Bogu. Bóg jest Tym, który nieskończenie żyje. Żyje On wszakże i istnieje inaczej niż człowiek. Objawienie mówi nam, że nie ma Boga „jednego” w tym sensie, w jakim występuje On w postchrześcijańskim judaizmie, w islamie 1 Cytaty biblijne, jeśli nie zaznaczono inaczej, podano za: Biblią Tysiąclecia, wyd. III popr., Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1990. W cytatach pozostawiono występującą w tekście biblijnym kursywę, która wskazuje na cytaty z innych ksiąg Pisma świętego; nawiasy kwadratowe, które zamykają wyrazy nieobecne w tekście oryginalnym, ale konieczne w przekładzie; nawiasy trójkątne, które wyodrębniają miejsca w tekście krytycznie niepewne oraz występujące w tekście biblijnym cudzysłowy ostrokątne francuskie (przyp. red).


24 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

i wszędzie w nowożytnej świadomości. Bóg Objawienia ukryty jest w owej tajemnicy, którą Kościół wyraża za pomocą nauki o Trójcy Osób w jedności życia. Tam właśnie szuka św. Jan źródła ziemskiej egzystencji Jezusa: w drugiej z najświętszych Osób, w „Słowie”, Logosie, w którym Bóg – Ten, który mówi – objawia pełnię swej istoty. Ale Ten, który mówi, i Ten, który zostanie wypowiedziany, skłaniają się wzajemnie ku sobie i stanowią jedno w miłości Ducha Świętego. Druga spośród „twarzy” Boga, nazwana tutaj „Słowem”, zwie się również „Synem”. Ten bowiem, który je wypowiada, nazywa się Ojcem, Duch Święty zaś nosi w mowach pożegnalnych Pana miło brzmiące imię „Pocieszyciel” i „Wspomożyciel”, sprawia bowiem, że rodzeństwo Jezusa po Jego odejściu do Ojca „nie pozostaje sierotami”. Od tego to niebieskiego Ojca, mocą tego Ducha Świętego, przyszedł do nas Zbawiciel. Syn Boży stał się człowiekiem. Nie tylko zstąpił do człowieka, aby w nim zamieszkać, ale stał się człowiekiem. Rzeczywiście się „stał” – i aby nie było jakiejś wątpliwości, aby nie można było na przykład powiedzieć, że wzdraga się przed nędzną kondycją ciała i wszedł w związek jedynie z głębią jakiejś świętej duszy czy ze wzniosłością jakiegoś wybranego umysłu, Jan mówi, podkreślając to z naciskiem, „stał się ciałem”. Nie w samym tylko duchu, lecz dopiero w ciele dokonuje się historia i spełnia się los; tą prawdą często jeszcze będziemy się zajmować. A przecież w Zbawicielu Bóg przyszedł po to, by mieć historię i los. Stając się człowiekiem, wstąpił pomiędzy nas i ustanowił nową historię. Charakter wszystkich minionych wydarzeń określił w tym sensie, że nastąpiły one „przed narodzeniem Pana naszego Jezusa Chrystusa”, są jego oczekiwaniem i przygotowaniem do niego. Charakter zaś wszystkiego, co nastąpiło potem, określił w tym sensie, że momentem decydującym stało się przyjęcie Jego wcielenia lub sprzeciw wobec niego. „Zamieszkał między nami” – a tłumacząc ściślej: „miał pośród nas swój namiot”. „Namiotem” Słowa było Jego ciało – święty namiot Boga wśród ludzi, Namiot Spotkania pośród nas, świątynia, o której powiedział On do faryzeuszów, że „zostanie ona zburzona, a po trzech dniach odbudowana” (por. J 2,19). Między owym odwiecznym początkiem a istnieniem w czasie znajduje się tajemnica Wcielenia. Jan przedstawia ten fakt z metafizyczną zwięzłością. Mnogość postaci, przeżycia wewnętrzne, które


1. Pochodzenie i przodkowie | I. Początki | 25

tak wzbogacają i ubarwiają na przykład relację Łukasza – niczego takiego tu nie ma. Wszystko sprowadza się do tego, co ostateczne, przemożnie proste: Logos, ciało, krok w świat; odwieczne pochodzenie, uchwytna ziemska rzeczywistość, tajemnica jedności. Inaczej rysuje się początek ziemskiego istnienia Chrystusa w Ewangeliach Mateusza, Marka i Łukasza. Marek w ogóle nie mówi o Wcieleniu. Pierwszych osiem wersetów opowiada o Janie Chrzcicielu, a potem czytamy od razu: „W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie” (Mk 1,9). Natomiast Mateusz i Łukasz podają drzewo genealogiczne Jezusa – drogę Jego rodu poprzez dzieje. U Mateusza ten rodowód umieszczony jest na początku Ewangelii. Zaczyna się od Abrahama i prowadzi poprzez Dawida i cały poczet królów Judy do Józefa, „męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem” (Mt 1,16). U Łukasza znajduje się on w trzecim rozdziale, po relacji o chrzcie Jezusa. Jezus miał wtedy, jak czytamy, „lat około trzydziestu. Był, jak mniemano, synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego” i tak dalej, poprzez cały szereg imion, o których nosicielach nic bliższego nie wiemy, aż do Dawida; następnie poprzez jego przodków do Judy, Jakuba, Izaaka, Abrahama, aby poprzez imiona wielkich postaci praczasów, takich jak Noe, Lamech, Enoch, doprowadzić aż do Adama, „syna Bożego” (por. Łk 3,23–38). Zadawano sobie pytanie, jak doszło do powstania tych dwóch tak różnych rodowodów. Niektórzy uważają, że pierwszy jest genealogią uwzględniającą legalistyczny punkt widzenia, a więc ze strony Józefa, który wobec prawa uchodził za ojca Jezusa. Drugi jest genealogią opartą na związkach krwi, a więc ze strony Marii, ponieważ jednak według starotestamentowego prawa imię kobiety nie mogło stanowić elementu kontynuacji rodu, jest ono reprezentowane przez imię Józefa. Do tego dochodzi jeszcze aspekt małżeństwa lewirackiego: niezamężny mężczyzna miał obowiązek poślubić wdowę po swoim bracie, jeśli ten umarł bezpotomnie, i dodać pierwsze dziecko do rodowodu zmarłego, podczas gdy następne pozostawały w linii biologicznego ojca. Wskutek tych różnych punktów widzenia genealogie były wyprowadzane w różny sposób. Fakt, że właśnie Łukasz podaje rodowód ze strony Marii, mógłby w szczególny sposób uprawdopodobnić to wyjaśnienie, bo to przecież on głównie


26 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

przybliżył nam postać Matki Pana. Ale nie będziemy się tutaj tym skomplikowanym problemem szczegółowo zajmować. Wymieniony w wykazie pokoleń poczet imion niewątpliwie skłania do refleksji. Pomijając godność, jaką imiona te czerpią z Bożego Słowa, zawierają one same w sobie wysoki stopień prawdopodobieństwa. Narody starożytne miały bardzo wierną pamięć, a ponadto genealogie dostojnych rodów były przechowywane w archiwach świątyni; wiemy przecież, że Herod kazał zniszczyć takie dokumenty, będąc bowiem parweniuszem, pragnął odebrać dumnym rodzinom o starej tradycji możliwość porównywania się z nim. Jakże wiele imiona te mówią! Najpierw wyłaniają się z nich, poprzez mroki dziejów, postacie z praczasów: Adam, otoczony aurą nostalgii po utraconej rajskiej szczęśliwości; Set, który mu się urodził po zabiciu Abla przez Kaina; Enoch, o którym powiedziane jest, że „żył w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg”. Potem znów Matuzalem, dożywający niezwykłego wieku, i Noe, otoczony straszliwym szumem fal potopu… Tak oto następują oni jeden po drugim – kamienie milowe na drodze poprzez tysiąclecia, od raju aż do tego, którego Bóg wywołał z jego krainy i rodu, aby zawrzeć z nim przymierze: Abrahama… Abraham, który „uwierzył” i był „przyjacielem Boga”; Izaak, jego syn, który mu się narodził cudownym sposobem i którego otrzymał on z powrotem z ofiarnego ołtarza; Jakub, wnuk, który walczył z aniołem Bożym… Postacie te uosabiają to, co w Starym Testamencie najsilniejsze: żyją ziemską egzystencją, a zarazem bogobojnie. Są jak najściślej związani z ziemską rzeczywistością, ze wszystkimi realiami ludzkiego życia, ale Bóg jest tak blisko nich, Jego obecność tak wyraźna w ich istnieniu i słowach, w ich dobrych i złych czynach, że są oni prawdziwymi znakami objawienia. Syn Jakuba, Juda, prowadzi dalej ciąg genealogiczny poprzez Faresa i Arniego do Dawida, króla. Od niego zaczyna się wielka historia narodu. Najpierw nieskończone walki, następnie długie lata pokoju i chwały pod rządami Salomona. Już w ostatnich latach jego panowania dom królewski staje się niewierny. Potem postępuje on dalej drogą wiodącą coraz głębiej w mrok; niekiedy podnosi się, ale wkrótce znowu upada; następują wojny, klęski, zbrodnie i okrucieństwa, aż wreszcie dochodzi do zniszczenia królestwa i przesiedlenia do Babilonii.


1. Pochodzenie i przodkowie | I. Początki | 27

Tam splendor rodu gaśnie. Odtąd żyje on w biedzie i zapomnieniu. „Józef mąż Marii”, jest rzemieślnikiem i człowiekiem tak ubogim, że na ofiarę oczyszczenia nie może złożyć jagnięcia, lecz jedynie „dwa młode gołębie” (por. Łk 2,24). Z imion tych wyłaniają się całe dzieje Ludu Bożego. I nie tylko z tych, które są podane, ale także ze skreślonych, dowiadujemy się wszak, że imię Achaba oraz dwa następujące po nim zostały z listy wymazane, ponieważ prorok obłożył go przekleństwem. Niektóre imiona szczególnie nas zastanawiają. Są to imiona kobiece, wtrącone jakby ubocznie – po to, jak mówią niektórzy interpretatorzy, aby zamknąć usta Żydom kierującym swe napaści przeciwko Matce Pana. Pomińmy Rut, babkę Dawida. Dla Żyda, przestrzegającego ściśle Prawa, stanowiła ona skazę na domu panującym, była bowiem Moabitką, w związku z czym Dawid miał w swoich żyłach obcą, zabronioną przez Prawo krew. Nam jednak postać jej, przemawiająca z kart małej księgi biblijnej noszącej jej imię, jest bardzo bliska. Ale o Judzie, najstarszym synu Jakuba, jest powiedziane, iż „był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar”. Otóż owa Tamar była jego własną synową. Najpierw została żoną jego najstarszego syna, który jednak wcześnie zmarł. Następnie zgodnie z Prawem pojął ją za żonę brat zmarłego, Onan, uczynił to jednak wbrew swojej woli i celowo nie wzbudzał w niej potomstwa. Rozgniewało to Boga i zesłał na niego śmierć. Juda postanowił nie dawać jej za męża swego trzeciego syna, z obawy, że i jego straci. Wtedy Tamar pewnego dnia przebrała się w szaty nierządnicy i usiadłszy na odludnym rozstaju dróg, oczekiwała na swego teścia, który szedł tamtędy do strzyży owiec. Bliźnięta Fares i Zaraz były właśnie ich dziećmi; spośród nich dwóch Fares kontynuował linię rodu (por. Rdz 38). O Salomonie powiedziane jest, że spłodził on Booza z Rachab – swą kobietą, która w Jerychu przyjęła do siebie wywiadowców Jozuego; była to więc – podobnie jak Rut – poganka, a do tego „oberżystka”, czyli „nierządnica” (słowa te są w Starym Testamencie używane zamiennie) (por. Joz 2). I znowu: „Dawid był ojcem Salomona, a matką była [dawna] żona Uriasza”. Dawid był mężem o królewskim dostojeństwie. Od młodości spoczywała na nim aureola wybraństwa. Był poetą i prorokiem, natchnionym duchem Bożym. W wyniku długich wojen położył podwaliny pod królestwo Izraela. Miał w sobie


28 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

wielkość i pasję wojownika, był wspaniałomyślny, ale potrafił być też twardy i bezlitosny, kiedy uważał to za potrzebne. Przykrą plamą na jego honorze jest jednak imię Batszeby, żony jednego z jego oficerów, Uriasza Chetyty, męża dzielnego i wiernego. Kiedy był on na polu walki, Dawid zbezcześcił jego małżeństwo. Kiedy Uriasz powrócił, aby królowi zdać sprawę z sytuacji militarnej koło miasta Rabba, ten zaniepokoił się i za pomocą niegodnych podstępów próbował ukryć swój czyn. Gdy to się nie powiodło, odesłał go z powrotem, polecając jego dowódcy w liście: „Pozostawcie Uriasza tam, gdzie walka będzie najbardziej zażarta, potem odstąpcie go, aby został ugodzony i zginął”. Tak się też stało, a Dawid pojął Batszebę za żonę. Kiedy prorok Natan oznajmił mu gniew Boga, poczuł skruchę i poszcząc odbywał pokutę; musiał patrzeć, jak umiera jego dziecko – ale potem, jak czytamy, podniósł się, spożył posiłek i poszedł do Batszeby. Ich synem był Salomon (por. 2 Sm 11 i 12). Stał się jednym z nas, mówi Paweł o Panu, we wszystkim na nasze podobieństwo z wyjątkiem grzechu (por. Hbr 4,15). Wszedł w to wszystko, co się zwie człowieczeństwem. Zawarte w rodowodach szeregi imion ukazują nam, co to znaczy wejść w dzieje człowiecze z ich losem i ich winą. Od niczego się nie uchylił. W długich latach cichego życia w Nazarecie Jezus zastanawiał się zapewne nieraz nad tymi imionami. Jakże głęboko musiał wtedy czuć, co to znaczy: dzieje człowiecze! Wszystko, co w nich wielkie, mocne, co pogmatwane, mroczne i złowrogie, w czym On sam był osadzony swoim ziemskim istnieniem i co się ku Niemu cisnęło, aby przyjął to do swego serca, zaniósł przed oblicze Boga i jak gdyby wziął na siebie.

2 | Matka Jeśli chce się zrozumieć naturę jakiegoś drzewa, trzeba spojrzeć w ziemię, w której spoczywają jego korzenie oraz z której czerpią one soki wstępujące w jego pień i gałęzie, kwiaty i owoce. Dlatego dobrze też będzie spojrzeć w tę glebę, z której wyrasta postać Pana: w Marię, Jego Matkę. Z kart Ewangelii dowiadujemy się, że w Jej żyłach płynęła krew królewska. Każdy człowiek jest istotą niepowtarzalną, jedyną


2. Matka | I. Początki | 29

w swoim rodzaju; w tę jego najbardziej osobistą sferę, w jakiej stoi on przed sobą samym i przed Bogiem, nie sięgają okoliczności, z których się wywodzi. Nie ma tu żadnych „jeśli” czy „ponieważ”, „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego” (Ga 3,28). To prawda; ale to, co w nim wielkie, i jakaś cząstka każdej, najmniejszej nawet cechy zależy jednak od tego, czy człowiek ten jest szlachetnej natury. A sposób, w jaki Maria odpowiedziała na zwiastowanie anielskie, miał właśnie w sobie coś bardzo szlachetnego, królewskiego. Spotkało Ją przecież coś wręcz niezwykłego. Zażądano od Niej, aby zawierzyła się Bogu całkowicie „w ciemno”. A Ona w swojej prostej, nieświadomej siebie wielkości zrobiła to. Niemała cząstka tej wielkości miała z pewnością swoje źródło we wrodzonej szlachetności Jej istoty. I od tej chwili Jej własny los staje się nierozerwalnie związany z losem Jej Dziecka. Zaczyna się to niezwłocznie i postępuje potem coraz dalej: kiedy między Nią a zaślubionym Jej małżonkiem pojawia się bolesny cień… kiedy udaje się do Betlejem i tam w nędzy oraz ubóstwie wydaje na świat swoje Dziecko… kiedy musi uchodzić i przebywać na obczyźnie, wyrwana ze spokojnego zacisza, w którym dotąd żyła, w sytuacji niepewności i rozmaitych niebezpieczeństw – do chwili, kiedy będzie mogła powrócić do domu. Kiedy potem Jej dwunastoletni Syn pozostaje w świątyni, a Ona po pełnym lęku poszukiwaniu odnajduje Go i po raz pierwszy zdaje się uświadamiać sobie Boską obcość tego, co jest elementem Jej życia (por. Łk 2,41–50). Na zrozumiały przecież wyrzut: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Cię” – On odpowiada: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”. Poczuła wtedy zapewne, że oto nadchodzi to, co Jej przepowiedział Symeon: „A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2,35). Cóż to bowiem znaczy, kiedy dziecko w takim momencie odpowiada wylęknionej matce w sposób jakby sam przez się zrozumiały: czemu mnie szukałaś? Nie dziwi nas więc, kiedy czytamy dalej: „Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział”. Ale zaraz potem czytamy: „A Jego Matka zachowywała wszystkie te słowa w sercu”. Nie rozumiejąc ich, jakeśmy słyszeli; nie dosięgając umysłem sensu tych słów i tego, co się dokonuje, ale dosięgając ich głębią swego przeczucia – podobnie jak ziemia przyjmuje w siebie drogocenne ziarno, aby mogło ono z niej wzróść.


30 | Romano Guardini | Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i życie

Następuje osiemnaście lat ciszy, o których Pismo Święte nie mówi prawie nic. Ale do czujnego ucha milczenie Ewangelii przemawia z wielką mocą. Osiemnaście lat ciszy, które upływały „w Jej sercu”… Nie dowiadujemy się niczego więcej poza tym, że Syn „był im poddany” i że „wzrastał w mądrości i w latach, i w łasce u Boga i u ludzi”. Ciche, pełne głębi życie, otoczone miłością tej najświętszej ze wszystkich matek. Potem Jezus opuszcza rodzinny Nazaret i rozpoczyna swoją misję. Ale i wtedy jest Ona przy nim. Na przykład zaraz na początku, na uczcie weselnej w Kanie, gdzie widoczne jest coś jakby ostatni odruch matczynej opiekuńczości (por. J 2,1–11). Innym razem do Nazaretu docierają bałamutne, niepokojące pogłoski, wobec czego Maria wybiera się w drogę, odszukuje Syna, stoi trwożnie przed drzwiami (por. Mk 3,21.31–35). A potem znowu jest przy Nim w ostatnich dniach i trwa pod krzyżem (por. J 19,25). Całe życie Jezusa upływa w aurze Jej bliskości. Najmocniej przemawia przy tym Jej milczenie. Jest pewne zdanie, które nam ukazuje, jak głęboko Pan był z Nią związany. Oto stoi On wśród tłumu i przemawia. Nagle jakaś kobieta woła: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś!”. Na co Jezus odpowiada: „Tak, błogosławieni są ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (por. Łk 11,27–28). Czy nie wygląda to tak, jak gdyby naraz odszedł On myślą od tego hałaśliwego tłumu? Jak gdyby słowa te niczym głęboki ton dzwonu przeszły przez Jego duszę, a On znalazł się znowu w Nazarecie i poczuł obecność swojej Matki? A jednak kiedy zastanawiamy się nad słowami, jakie wypowiada On do Niej, i odbieramy je na tle sytuacji, w jakiej zostają wypowiedziane, za każdym razem odnosimy wrażenie, jak gdyby między Nim a Nią otwierała się jakaś szczelina. Wtedy w Jerozolimie – był przecież dzieckiem; pozostał bez słowa z dala od rodziców w czasie, kiedy miasto było pełne pielgrzymów ze wszystkich krajów i można było się obawiać nie tylko nieszczęśliwych wypadków, ale także wszelkiego rodzaju aktów gwałtu. Matka miała więc jak najbardziej prawo zapytać, dlaczego to uczynił. On tymczasem odpowiada ze zdziwieniem: „Czemuście Mnie szukali?”. Jeśli po tych słowach czegoś oczekujemy, to tym czymś jest właśnie następne zdanie ewangelicznej relacji: „Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział”.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.