Pan od poezji. O Zbigniewie Herbercie

Page 1


Pan od poezji


Joanna Siedlecka

Pan od poezji O Zbigniewie Herbercie Poszerzone wydanie odkrywczej, reporterskiej biografii Pana Cogito


Pan od Poezji Wydanie drugie, poprawione i poszerzone I wydanie Prószyński i S-ka, Warszawa 2002 Wszystkie cytowane listy pochodzą z wymienionych zawsze źródeł (Muzeum Literatury, Archiwum Zbigniewa Herberta w Bibliotece Narodowej, Biblioteka Domu Literatury etc.) oraz adresatów i właścicieli czy też ich spadkobierców. Udostępnione autorce za ich łaskawą zgodą. Wszystkie cytowane wyłącznie we fragmentach, opuszczenia zaznaczone nawiasami. Wyboru opublikowanych w książce zdjęć oraz ilustracji dokonała autorka. W cytowanych dokumentach uwspółcześniono pisownię, niezbędnych zmian dokonano jedynie w przypadkach utrudniających czytelnikowi zrozumienie tekstu. Okładka Fahrenheit 451 Zdjęcie Zbigniewa Herberta na okładce Bohdan Majewski /Agencja FORUM Zdjęcie Joanny Siedleckiej Włodzimierz Wasyluk Korekta i redakcja Agnieszka Pawlik-Regulska Skład i łamanie Point Plus Wkładki ilustracyjne Tekst Projekt Indeks osobowy Wydawnictwo Sublupa ISBN 978-83-8079-396-5 Copyright © by Joanna Siedlecka, 2018 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Fronda PL, Sp. z o.o., Warszawa 2018 Wydawca Fronda PL, Sp. z o.o. ul. Łopuszańska 32 02-220 Warszawa tel. 22 836 54 44, 877 37 35, faks 22 877 37 34 e-mail: kontakt@wydawnictwofronda.pl www.wydawnictwofronda.pl www.facebook.com/FrondaWydawnictwo www.twitter.com/Wyd_Fronda


Moim najukochańszym wnukom: Helence, Izuni, Guciowi i Czarusiowi



SPIS TREŚCI

Od Autorki ......................................................................................................

9

Pierwszy anioł .............................................................................................. Mleczny brat ................................................................................................. Pan od przyrody ............................................................................................ Jeszcze jestem ................................................................................................ Siostrzyczka „urszulanka” ........................................................................ Zawsze marzyłem o karabinie ................................................................ Stryjowie Bécu ............................................................................................... Dziubdziuś i Kangurek ............................................................................... Tren nieutulonego Eumajosa ................................................................... Sopot, Prezydenta Bieruta 8 ..................................................................... W cieniu Twojej dobroci ............................................................................ Za zarząd kierownik biura, Zbigniew Herbert ................................... Meldunek ze stoczni .................................................................................. W połowie pokoju ....................................................................................... Naśladowca małych zwierząt ................................................................. Dość ma dzień na utrapieniu swoim ..................................................... Żer tygrysów ................................................................................................. Oczy innych ................................................................................................... Ohydne miasto z sadzy, kamienia i szkła ............................................. Saksy ................................................................................................................. Czlen Prezydiuma ........................................................................................

11 27 39 52 70 84 106 131 151 168 195 216 237 259 277 297 313 344 357 380 388

7


Pan od poezji

Brat Zbigniew, Super-Superior ................................................................ 402 Mesje Erber .................................................................................................... 415 Destylować nieszczęście ............................................................................ 439 Czarne Słońce ............................................................................................... 455 Żal Pana Cogito – Podróżnika ................................................................... 493 Odwoływać nie będziemy ......................................................................... 504 Dosięgnie mnie ręka tych panów ........................................................... 522 Przystań ........................................................................................................... 559 Dowódca Królewskiej Samodzielnej Brygady Huzarów Śmierci – pułkownik Zbigniew Herbert ............................................................. 593 Sól i pieprz....................................................................................................... 603 Stojąc, samotnie, w jakimś czystym hotelu ......................................... 617 Przepraszam za męża. Zbigniewa Herberta życie po życiu ........... 638


OD AUTORKI Był dyskretny, powściągliwy, nieskory do osobistych wynurzeń. Nie publikował dzienników ułatwiających tropy do własnego wnętrza, zamiast tego zasłaniał się płaszczem ironii, zbroją heroizmu, postacią Pana Cogito. W nielicznych wywiadach odbijał pytania, uciekał. Spraw osobistych: Lwowa, cierpienia, śmierci dotknął dopiero w swoim ostatnim tomiku. Większość tego, co dotychczas o nim napisano, było oficjalne i „zewnętrzne”. Pozostawał tajemnicą, zagadką, a tym samym wyzwaniem. Jego biografia – wciąż wieloma znakami zapytania. Zwłaszcza wczesna, najmniej znana, zawsze najbardziej decydująca – tam jest na ogół zaczyn, klucz. Na niej więc głównie się skoncentrowałam, próbując znaleźć odpowiedź na pytania: co go uformowało? jakie były głębokie źródła i korzenie jego postawy oraz twórczości? ran, które całe życie w sobie nosił? Szukałam ich przede wszystkim we Lwowie, tym bardziej że nie lubił o nim mówić – znak, że to właśnie było dla niego najważniejsze. Wyeksponowałam młodość Herberta – traumatyczne lata okupacji sowieckiej i niemieckiej (był prawie z rocznika Baczyńskiego), a także powojenne (Kraków, Gdańsk, Toruń) oraz stalinowskie. Dalej już bardziej pobieżnie – głównie to, co mniej znane, bo większość tego, co o nim dotychczas napisano, dotyczyła lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Poza tym coś takiego jak wyczerpująca biografia oceanu o nazwie Zbigniew Herbert po prostu nie istnieje. W klasycznym znaczeniu tego słowa nie jest nią też Pan od poezji – to raczej reporterski, autorski patchwork, złożony ze wspomnień bliskich oraz z nieznanych dotychczas dokumentów, unikatowych zdjęć ze zbiorów prywatnych. Próbujący pokazać Poetę nie tylko od strony obywatelsko-politycznej, ale przede wszystkim osobistej i prywatnej,

9


Pan od poezji

przykrywanej coraz grubszą warstwą werniksu, mitów, ciężarem patrona szkół, patetycznych Herbertiad. Wystarczy – w książkach nie znosił wstępów i często je wyrywał. Chciałam po prostu dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

✴✴✴

10

Do drugiego wydania Pana od poezji dodałam sześć nowych rozdziałów: – Czarne Słońce i Przepraszam za męża – o Katarzynie Herbertowej w roli żony i wdowy; choć bowiem odmówiła mi rozmowy, książka o Herbercie nie może się bez niej obejść; – Sopot, prezydenta Bieruta 8 – o wielkim wsparciu i pomocy udzielanej mu nie tylko przez kochającą go kobietę, ale też przez jego rodziców, o czym milczał, kreując swój mit samotnie zmagającego się z potworem komunizmu, choć bowiem życiorys miał wyjątkowo przyzwoity, lubił go jeszcze trochę „podkręcić”; – Odwoływać nie będziemy – relację profesora Jacka Trznadla o skutkach Hańby domowej, głośnego wywiadu z Herbertem o udziale polskich pisarzy w komunizmie, który zapoczątkował ostracyzm środowiska wobec Poety; – Dosięgnie mnie ręka tych panów – o Zbigniewie Herbercie w trybach bezpieki; – Przystań – portret wymarzonego domu Poety, który okazał się nafaszerowaną podsłuchami pułapką, z sąsiadem tajnym współpracownikiem. Oprócz tego wiele nowych, niepublikowanych wcześniej świadectw, dokumentów, zdjęć, np. Bożeny Grucówny, jego pierwszej, lwowskiej jeszcze sympatii, czy też dedykacji Herberta dla czytelnika-żołnierza AK, w której przyznał, że „on sam niczego w czasie okupacji nie dokonał”, i wiele innych poruszających, biograficznych detali. Dopełniających portret człowieka („tylko krew, kość i mięso”), a nie kamiennego posągu oraz pełną zarówno wzlotów, jak też upadków drogę Artysty, który mimo wszystko próbował „żyć wyprostowany” w dramatycznych czasach barbarzyństwa upaństwowionego i nie zacierał prawdy o komunizmie.


PIERWSZY ANIOŁ lecz po kim mam podwójny podbródek po jakim żarłoku gdy cała moja dusza wzdychała do ascezy Zbigniew Herbert, Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz

„Nie znosił zwłaszcza rozmów o korzeniach, dzieciństwie, kpił, że każdy ma przecież jakiegoś tatusia i jakąś mamusię, skądś pochodzi. Że w Dobrym wojaku Szwejku jest generał Herbert, który sprawdza ciągle czystość latryn; może to też jego krewny? Kochał za to, jak to poeta, mistyfikacje – wspominała jego siostra, HALINA HERBERT-ŻEBROWSKA1 – najlepszy dowód z książką o nim Andrzeja Kaliszewskiego, który mimo rozmów ze mną (brat jak zwykle odmówił), pokręcił wojenny życiorys Herbertów. Choć do wiosny 1944 siedzieliśmy w rodzinnym Lwowie, nasz ojciec zmarł, gdy byliśmy dorosłymi ludźmi, (Zbyszek miał lat trzydzieści dziewięć) – Kaliszewski zrobił z niego tułacza, półsierotkę, jedynaka, co powtarzali później inni. Radziłam mu więc: «Zbysiu, prostuj!». Ani jednak myślał, przeciwnie, bardzo się cieszył. «A cóż to mi szkodzi» – śmiał się. Lubił, gdy krążyły o nim wersje najróżniejsze, a ci biedni poloniści bili się między sobą, która jest prawdziwa. Sam też je produkował, tak że nie wszystko, co mówił na swój temat, trzeba brać serio. Czego to on o sobie nie opowiadał?

1

Zmarła 29.09.2017 r. w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat.

11


Pan od poezji

Na przykład, że studiował na Akademii Sztuk Pięknych, że w czasie okupacji pracował w sklepach, handlował, choć nie miał takiej potrzeby, najwyżej dla papierów, bo oczywiście gorzej nam się powodziło, rodzice jednak nas utrzymywali”.

W stronę Herbertów

12

Lwów, wielonarodowościowy, wielowyznaniowy, ale bardzo polski, był podczas zaboru austriackiego stolicą Galicji i Lodomerii, o znacznym stopniu swobody i wolności. Przysyłano wprawdzie z Wiednia Austriaków, nie tylko jednak nikogo nie zgermanizowali, ale sami się polonizowali, żeniąc z Polkami. Nie brakowało więc bardzo polskich rodzin o obco brzmiących nazwiskach, takich jak Riedl, Heintsch czy właśnie Herbert – popularnym zarówno w Anglii, jak też w Niemczech, Austrii. Dlatego nie wiadomo właściwie, skąd przybył do Lwowa protoplasta polskiej linii Herbertów. Podobno z Anglii, ale nie ma na to dowodów, tak się w rodzinie mówiło, wspominała Halina Herbert-Żebrowska; gdy chciała więc dokuczyć bratu, przezywała go Anglikiem z Kołomyi. DANUTA HERBERT-ULAM, mieszkająca w Paryżu: „Mój ojciec, Franciszek, brat stryjeczny Bolesława, ojca Zbyszka, twierdził jednak zawsze, że pochodziliśmy z Anglii, gdzie mieliśmy tytuły baronów. Za czasów Henryka VIII opowiedzieliśmy się po stronie Kościoła Katolickiego, skonfiskowano więc nam majątki i skazano na banicję. Przywędrowaliśmy do Niemiec, do Westfalii, a stamtąd część do Austro-Węgier, gdzie cesarzowa Maria Teresa obdarzyła jednego z nas, zasłużonego dla przemysłu chemicznego, również tytułem barona, mamy więc podwójny, choć ojciec podkreślał zawsze, że to Titel ohne Mittel, tzn. bez bogactwa i majątku. To przede wszystkim rodzinna legenda, choć są też dwa dokumenty – mam sygnet podobno z naszym herbem, gryfem, lwem z dwoma ogonami, była też w rodzinie oryginalna pieczęć, ale gdzie jest dziś, nie wiem”. I właśnie do Lwowa, do Galicji, wschodniej części Austro-Węgier, za którą były już tylko lwy (ubi leones), przybył z Wiednia ich pradziad; nie wiadomo nawet, jak miał na imię, uczył podobno angielskiego.


Pierwszy anioł

Jego z kolei synem – to już pewne – był Józef (1848), prawnik, radca w magistracie, który zapoczątkował lwowsko-krakowską linię Herbertów; jej potomkowie, dalecy kuzyni Zbigniewa, mieszkali zarówno w Polsce, jak też zagranicą, w Paryżu i Wiedniu. W Paryżu właśnie Danuta Herbert-Ulam, w Krakowie jej siostra Krystyna Leśniak, z domu Herbert. W niedalekich Myślenicach Zdzisław Herbert, technik dentystyczny, syn Czesława, który pamiętał Zbyszka i jego rodziców – w 1944 roku złożyli u nich rzeczy po przyjeździe ze Lwowa. W Łańcucie dzieci Harry’ego Herberta, urodzonego w Baden w Szwajcarii, koniuszego Potockich. W Warszawie – Wanda Leociak, z domu Herbert, z Herbertów krakowskich, która miała właśnie ową rodową pieczęć. Ale skąd? Z którego wieku? Nie wiedziała – rodzice wcześnie ją osierocili i nie zdążyła ich zapytać. W każdym razie dziad Zbigniewa, Józef, czuł się już Polakiem, co podkreślał, nadając swoim synom tradycyjne polskie imiona, tak jakby pochodzili od Piasta i Rzepichy: Mieczysław i właśnie Bolesław. Bolesław Herbert nie znosił Szwabów, nie chciał wierzyć, że mogli być jego przodkami, preferował więc angielską wersję pochodzenia i kontynuował rodzinny zwyczaj, bo skoro obco brzmiące nazwisko, to niech choć arcypolskie będzie imię: Hala, Halka (1923), jak u Moniuszki, Zbigniew Bolesław Ryszard (1924), w domu Benek, Ben, Butek, i Bolesław Janusz (1931), nazywany tylko Januszkiem – za dużo było już Bolesławów. Zbigniew Herbert wstydził się swego drugiego imienia, używał go jeszcze w krakowskiej Akademii Handlowej, później już zgubił. Proangielski, podobnie jak jego ojciec, pisywał pod pseudonimem Patryk, nie było to jednak jego drugie imię, Bolesław Herbert nigdy by się na coś tak niepolskiego nie zgodził. Matka Bolesława, czyli babka Zbigniewa, Maria z Bałabanów, pochodziła z ormiańskiej, ale dawno spolonizowanej rodziny i czuła się wyłącznie Polką. Była przystojna, oryginalna: śniada cera, kruczoczarne włosy, orli nos. Odwiedzali ją krewniacy o tym samym typie urody, który odziedziczył po niej Bolesław Herbert; jego dzieci już nie. Może trochę Halinka, Zbyszek natomiast, zwłaszcza w latach późniejszych,

13


Pan od poezji

14

gdy przytył, przypominał Kaniaków, rodzinę matki – jej ojca i brata Józefa – niewysokiego, tęgiego. Bałaban to nazwisko żydowskie, ale również ormiańskie, popularne wśród lwowskich Ormian. Grek Bałaban był twórcą słynnej katedry wołoskiej, gdzie odbywały się msze w obrządku ormiańskim, babcia Bałabanowa w ogóle tam jednak nie chodziła, choć Konstanty Jeleński w pięćdziesiątym ósmym numerze „Zeszytów Literackich” pisał, że „dzieciństwo spędził Herbert pod silnym wpływem babki, Ormianki z pochodzenia, wychowanej w tradycji Kościoła Wschodniego”. Była jednak, co podkreślała jej wnuczka, nie tylko głęboko wierzącą katoliczką, ale należała też do tzw. III Zakonu Franciszkańskiego. Nosiła w domu habit, w którym chciała być pochowana. Gdy zobaczyła ją w nim ich nowa służąca, spadła z wrażenia ze schodów – zakonnica w kuchni! Codziennie bywała w kościele, a gdy zachorowała i jej syn zamknął ją w domu na klucz, wyskoczyła oknem, na szczęście z parteru. Dbała o religijne wychowanie wnuków. Halinka sypała na procesjach kwiatki, Zbyszek, ministrant, nosił metalową lilijkę. Pięcioletni zaledwie podczas którejś z procesji chciał siusiu, wstydził się jednak przyznać, klękał więc co chwila i „przytrzymywał”, a siostry podnosiły go i chwaliły potem, że taki pobożny; może zostanie księdzem? Wcześnie owdowiała, sama wychowywała swoich synów Bolesława i Mieczysława, który zamieszkał w Poznańskiem i rzadko przyjeżdżał później do matki i brata. Jako ekslegionista miał wprawdzie ciągle jakieś posady, ale pił coraz bardziej i staczał się, co Bolesław Herbert, jak pisał potem Zbigniew, win nie wybaczający, oceniał surowo – alkoholizm uważano wówczas za słabość, nie chorobę. Bolesław Ernest Marian (1892), ojciec Zbigniewa – prawnik, doktor praw, studiował we Lwowie i Wiedniu, był dyrektorem niewielkiego małopolskiego banku kupieckiego, a także lwowskiego oddziału Westy, towarzystwa ubezpieczeniowego. Niezłym chyba, skoro podczas wielkiego kryzysu banki padały, on natomiast tak obniżał płace, regulował personel, że ominął wszelkie rafy. Ale mimo to, jak wspominała Danuta Herbert-Ulam i Anna Burakowa, cioteczna siostra Zbigniewa Herberta, była to rodzina średnio


Pierwszy anioł

zamożna. Bolesław Herbert dorobił się późno, szczytowym jego osiągnięciem był dom letni w Brzuchowicach, którego jednak nie zdążył ze względu na wojnę dokończyć. „Był legionistą, miał socjalistyczne poglądy” – mówiła o swoim teściu KATARZYNA HERBERTOWA2. Ale córka, Halina Herbert-Żebrowska, nic o jego Legionach nie wiedziała. Nigdy o tym nie mówił, w czasie I wojny światowej kończył studia prawnicze w Wiedniu, doktoryzował się, nie chciał iść do austriackiego wojska. Był żołnierzem, ale II Brygady. Jego ciepło wspominanym wodzem nie był Józef Piłsudski, ale Haller, i to jedynie na froncie wschodnim, i wyłącznie w czasie I wojny światowej. Sympatii socjalistycznych zgoła nie wykazywał, gdyż te zbliżały go raczej do Narodowej Demokracji – pisał z kolei jego wnuk, RAFAŁ ŻEBROWSKI3.

W stronę Kaniaków […] Ja nie jestem z tym krajem (jeszcze mniej niż Ty) związany wspólnotą krwi. Ale ta Erde (ohne Blut4) jest moja jak zaraza albo choroba weneryczna i żebym nie wiem jak podskakiwał, nie wyzwolę się z tego. Herbert do Miłosza, 28.09.19675

Zdaniem Haliny Herbert-Żebrowskiej talent brata wystrzelił właśnie z tak częstego wśród lwowian twórczego, wielonarodowościowego tygla. Rdzennie polska nie była też bowiem ich rodzina po kądzieli. Babka, Christina Lenius (1872), córka Adama i Margerithe Schmidt, urodzona w Grazu czy Linzu, to z kolei Austriaczka. Z zamożnej rodziny, popełniła więc mezalians, poślubiając z wielkiej miłości 2 3 4 5

Pani Herbert, rozmowa Jacka Żakowskiego z Katarzyną Herbertową, „Gazeta Wyborcza”, 30.12.2000– 1.01.2001. Rafał Żebrowski, Pochwała kołatki, „Rzeczpospolita. Plus Minus”, 3–4.02.2001. Erde (ohne Blut) (niem.) – ziemia (bez krwi) Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Korespondencja, Fundacja „Zeszytów Literackich”, Warszawa 2006.

15


Pan od poezji

16

skromnego urzędnika lwowskiego magistratu, Józefa Kaniaka (1867), który przywiózł ją z podróży służbowej do Wiednia. Według ich świadectwa ślubu z 1895, zawartego w Gródku Jagiellońskim, Józef Kaniak był synem Michała Kaniaka i Marii Hawrylak z Rohatycz, co brzmi raczej z ruska. A Michał Kaniak – synem Karola i Marii Zwierz, Maria Hawrylak – córką Brygidy Janczyszyn i Adalberta Hawrylaka. Christinę Kaniak, babkę Zbyszka, pamiętała jej wnuczka, ANNA BURAKOWA, córka Heleny Kaniakówny: „Bardzo długo mówiła wyłącznie po niemiecku – wspominała – szybko się jednak nauczyła polskiego, do końca tylko po niemiecku modliła się i liczyła. Urodziła jedenaścioro dzieci, przeżyło siedmioro; rozmawiały po niemiecku i po polsku, na który przestawiały się, dopiero gdy szły do szkoły. Wychowane jednak były na Polaków, rozpaczała więc, że jest samotna – tyle dzieci i żadnego Austriaka! Zmarła wycieńczona licznymi porodami, konkretnie na wylew, ledwie po pięćdziesiątce, choć wydawała mi się bardzo stara. Może dlatego, że poruszała się na inwalidzkim wózku? Dziadek Kaniak, jak bywa w kochających małżeństwach, zmarł zaraz po niej; pochowani są na Łyczakowie. Po ich śmierci młodszym rodzeństwem zajęły się najstarsze siostry, które nie wyszły w związku z tym za mąż. Wszyscy zdobyli średnie wykształcenie – moja mama na przykład handlowe – tylko Józef, chluba rodziny, wyższe, medycynę. Matka obdarzyła więc Zbysia tabunem wujków i cioć, miała bowiem cztery siostry: Józefę (1896), Helenę (1898), Henrykę (1905), Krystynę (1911) i dwóch braci: Józefa (1909) i Tadeusza (1912). Dziś żyje już tylko wdowa po Tadeuszu i jej dzieci, syn Józefa oraz właśnie Halinka Herbert-Żebrowska, córka Marii, no i ja, córka Heleny. Tylko Maria (1900), potem Herbertowa, i Helena, moja mama, wyszły za mąż, miały dzieci, z tym że przenieśliśmy się do Kalisza. Także reszta sióstr Kaniak, starych panien, jak się wtedy mówiło, wyrywała wręcz sobie Halinkę i Zbyszka, rozpuszczała, kochała”. Rodzeństwo Kaniaków było skromne, niebogate, ale kochające się, „za sobą”, zwłaszcza właśnie po śmierci rodziców. W 1946, po repatriacji ze Lwowa, Józefa, Henryka i Krystyna osiadły w Gdyni, bo bli-


Pierwszy anioł

sko Sopotu, siostry Marii Herbertowej. Pracowały, tak jak przed wojną, w ZUS-ie, pochowane zostały w Gdyni, choć chciały oczywiście na Łyczakowie. Już w Gdyni, dobrze po pięćdziesiątce, Krysia Kaniakówna wyszła za Kazimierza Suchańskiego, oczywiście lwowiaka – były bowiem niezłomnymi lwowskimi patriotkami. Zwłaszcza najstarsza, Józefa, przedwojenna urzędniczka, która ślubowała Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, tak że podczas okupacji nie podejmowała pracy, bo byłaby to zdrada, złamanie przysięgi! W swoim mieszkaniu na Łyczakowie, potem w Gdyni, trzymały na stole albumy o obrońcach Lwowa i prosiły ciągle Zbysia, żeby „zrobił radcę Strońcia z Wesołej Lwowskiej Fali6” – jego numer popisowy. Od dziecka naśladował znakomicie głosy aktorów, recytował, przebierał się, bawił w teatr. Ciotki myślały więc, że będzie może aktorem, ale że poetą? Matka Poety, Maria z Kaniaków Herbertowa (1900), była ładna, pogodna, beztroska. Po gimnazjum rozpoczęła pracę w banku Bolesława Herberta i już pierwszego dnia wpadła mu w oko; odprowadził ją do domu, ale jej ojciec zaraz to zauważył, wybiegł przed dom. „Kim pan jest?” – krzyczał! Popłakała się, myślała, że pan dyrektor zaraz ją zwolni, ale przeciwnie, szybko się z nią ożenił i jak w tradycyjnej rodzinie przystało, zajmowała się wyłącznie domem i dziećmi, bardziej z nią związanymi niż z surowym, oschłym i zamkniętym ojcem. Na wszystkich rodzinnych zdjęciach widniały jej czułe podpisy: małego Zbysia na przykład – „Królewicz Rumunii czy synek mamuni?”, Januszka – „Boluś chodzi siam” itd. Jej niefrasobliwość, beztroska irytowały często męża, który szalał na przykład z niepokoju, gdy w 1939, wracając z dziećmi z wakacji na Helu, zatrzymała się, żeby zwiedzić z nimi Warszawę, choć wojna wisiała w powietrzu.

6

Wesoła Lwowska Fala – najbardziej popularna lwowska audycja radiowa, która przeszła do legendy. Podczas jej emisji pustoszały ulice. Najpopularniejszymi postaciami byli Szczepko (Kazimierz Wajda) i Tońko (Henryk Vogelfänger), a także radca Strońć (Wilhelm Korabiowski), którego lubił naśladować Herbert.

17


Pan od poezji

„Nigdy nie interesował się dziećmi” Bolesław Herbert, ojciec Zbigniewa, był z wykształcenia prawnikiem, z zamiłowania jednak humanistą, miłośnikiem podróży. Podróżował sam, bez żony, choć bardzo chciała mu towarzyszyć, uważał jednak, że miejsce kobiety jest w domu i przy dzieciach. Pani Halina Herbert-Żebrowska miała albumy pełne zdjęć z jego podróży, np. „do Rumunii i Bułgarii – VI i VII 1930”, z opisami co, gdzie i kiedy. Na przykład „Rumunia i Bukareszt – cerkiew o sześciu złotych niżach. Widok na miasto ze wzgórza katedralnego. […] Konstanca (starożytne Tomi). Kasyno. Wejście do ratusza, meczet. Pomnik Owidiusza – zesłańca Cezara. Port. Torpedownia. Mamaja – plaża Konstancy. Morze jest złe”. „Nigdy nie interesował się dziećmi, ale od czasu do czasu urządzał nam takie seminaria humanistyczne” – wspominał po latach Zbigniew Herbert7. Rzeczywiście, zaszczycał ich, zapraszając do swego gabinetu, brał Pana Tadeusza, Trylogię, Odyseję, które poznali, zanim nauczyli się czytać. Czytał tylko fragmenty, objaśniał, streszczał, bardzo to przeżywali. Kupował pisma, obrazy, książki, także i po wojnie, choć nie miał już wtedy pieniędzy, ale były tanie, nie mógł więc się oprzeć i znów kompletował bibliotekę. Zrobił nawet specjalny ekslibris Bolesława oraz Zbigniewa Herbertów, z motywami Lwowa i Gdańska. Chciał, żeby uczyli się dodatkowo modnego wtedy niemieckiego, gry na fortepianie – choć nie wyszli poza początki, grał więc tylko on, śpiewał lwowskie piosenki, np. W dzień deszczowy i ponury. Dbał też o ich lwowskie, patriotyczne wychowanie – w niedziele prowadził obowiązkowo na lwowski Panteon, czyli Cmentarz Łyczakowski, groby Orląt, na Panoramę Racławicką. 3 i 11 listopada na defilady zamykane przez ułanów, otwierane przez jadących w dorożkach starców z siwymi brodami, powstańców 1863 roku. Ale bywał też surowy, apodyktyczny – wymagał, karał, choć głównie honorowo, odsuwając na przykład dzieci od wspólnych posiłków (jadały wtedy w kuchni). Wybuchowy. Gwałtowny, nie zawsze też an-

18

7

Humanistyka to przygoda, rozmowa Moniki Muskały ze Zbigniewem Herbertem, „Notatnik Teatralny”, nr 11/96.


Pierwszy anioł

gielski dżentelmen: „Kiedy Zbyszek zawiózł mnie po raz pierwszy do Sopotu, do rodziców – wspominała po latach KATARZYNA HERBERTOWA – doszło z jakichś powodów do gwałtownej sceny i ojciec po prostu wyprosił nas z domu. […] W gruncie rzeczy byli bardzo do siebie podobni”8. „Tak rzadko trzymał w rękach moją ciepłą głowę” – pisał o nim później Zbigniew Herbert. „Ale były po prostu inne czasy” – tłumaczyła jego siostra. „Od czułości, codziennego zajmowania się wyłącznie kobiety: mama, babcia, ciotki. Z ojcem dystans raczej, nigdy per ty czy «weź» lub «daj», tylko «proszę taty», «może tata«. Bardzo nas jednak kochał. Pamiętam, gdy sześcioletni chyba Zbysio zachorował, miał powiększone węzły chłonne, zmiany we krwi, podejrzewano białaczkę. Przerażona, siedziałam całymi dniami za piecem, nikt zresztą się mną nie interesował. Ojciec tak się o niego bał, że złapał książkę telefoniczną i wołał do niego wszystkich po kolei lekarzy pediatrów, i któryś postawił diagnozę: mononukleoza, choroba krwi, na szczęście później zahamowana”. To on wybrał dzieciom kierunki studiów. Solidne, pozwalające zarabiać – Halince medycynę, Zbysiowi Akademię Handlową, potem prawo. Zbyszek zazdrościł siostrze, bo była starsza, wyższa, zdrowsza, a co najważniejsze pierwsza uczennica, cieszyła się więc największymi względami ojca. On natomiast w szkole tylko średniak, zainteresowany głównie sportem – pływał, jeździł na rowerze, na deskach. W ogóle się „nie zapowiadał”.

Leśna, obok willi Lolo Ich pierwszy lwowski adres to Łyczakowska 55 m. 5, mieszkanie babci Herbertowej, w starej kamienicy bez wygód, bez łazienki, tylko z marmurową umywalką, tak że kąpali się w kuchni, w balii. Trzypokojowe tylko, pokój babci był więc też jadalnią, z dużym stołem. Dopiero po przebrnięciu wielkiego kryzysu Bolesław Herbert stanął finansowo na nogi, przeprowadził rodzinę do większego, 8

Mój Zbyszek, rozmowa Andrzeja Gelberga z Katarzyną Herbertową, „Tygodnik Solidarność”, nr 6/1999.

19


Pan od poezji

ładniejszego mieszkania na Tarnowskiego 18 koło Stryjskiego parku; potem Piekarską 10 i Obozową 5. W latach trzydziestych rozpoczął też budowę letniskowej willi Leśna w Brzuchowicach, uzdrowiskowej, letniskowej miejscowości pod Lwowem, gdzie budowali się zamożni, znani lwowscy adwokaci, lekarze. Nagłośniła je na całą Polskę sprawa Gorgonowej – tu właśnie zamordowano Lusię Zarembiankę, córkę inżyniera Zaremby, o co oskarżono Ritę Gorgonową, przyjaciółkę jej ojca. Leśna – z białej cegły, kryta czerwoną dachówką – była długo niewykończona, nieotynkowana, podnajmowali więc pokoje, żeby mieć wreszcie wszystko za sobą. „Leśna, Brzuchowice, obok willi Lolo, do wynajęcia, spędzenia. Zgłoszenia na miejscu lub Lwów, tel. 5936, własność Herbertów” – napisano na fotografii domu z 31.08.1931 roku. Siedzieli w Brzuchowicach zwykle od maja do września, czasem dłużej, wstawali wtedy wcześniej, szli przez las, dojeżdżali do szkoły podmiejskim pociągiem. Ojciec stworzył im tam prawdziwy raj – ogród, taras, huśtawki, krokiew, skocznia w dal, karuzela popychana nogami, małe boisko ze specjalnymi bramkami do krykieta. Latem zjeżdżała siostra Hela z Kalisza z dziećmi albo też wybierali się razem na wakacje do Rymanowa, Piwnicznej koło Krynicy, nad Poprad, bo jedyną wadą Brzuchowic był brak wody, kąpieliska. W soboty i niedziele, w święta był to dom otwarty, rojny, gwarny, zjeżdżało rodzeństwo Marii Herbertowej, ze strony Bolesława Herberta – stryj generał Marian Herbert ze stryjenką i sześcioma synami. Dziadek Józef Herbert zmarł młodo, wnuki go nie pamiętały, jego rolę pełnił więc jego brat, generał brygady, choć żartował, że jest generałem broni, stryjenka miała na imię Bronia.

Pierwszy anioł

20

Wrzesień 1939 był zawaleniem się świata, przyniósł nie tylko utratę niepodległości, okupację sowiecką, potem niemiecką, ale też całą serię rodzinnych tragedii.


Pierwszy anioł

Pierwsza to śmierć babci Herbertowej. W Brzuchowicach, gdzie spędzili wrzesień. Bolesław Herbert uważał bowiem, że w odróżnieniu od Lwowa nie będą bombardowane, ale były, i to blisko. Babcia nie dała się znieść do piwnicy, zasypani pyłem i gruzem przekradali się do niej na czworakach, choć prosiła już tylko, żeby zostawić ją w spokoju, pozwolić spokojnie umrzeć. Po 22 września, gdy do Lwowa wkroczyli bolszewicy, gdy tak naprawdę zaczęła się dla nich wojna, Bolesław Herbert, pamieszczik9, kapitalista, dyrektor banku, niewielkiego wprawdzie, ale jednak, był zagrożony, przesłuchiwany. Bał się wracać do domu, ukrywał się, przychodził dopiero wtedy, gdy dowiadywał się, że nikt „Gierberta” nie szukał. Schronił się u znajomych lekarzy z Akademii Medycznej, z katedry anatomii, którzy zatrudnili go w prosektorium do noszenia zwłok, co dawało też tak potrzebną bumagę10. „Bolszewicy zmuszali jeszcze lwowiaków do udawania, że się z ich najazdu bardzo cieszą” – wspominała HALINA HERBERT-ŻEBROWSKA. „Już w październiku 1939 roku musieliśmy defilować w prazdnik11 wielikoj październikowej rewolucji. Spędzili wszystkie szkoły, powtykali nam «mordy» na patykach, mnie przypadł Chruszczyk, wtedy sekretarz Komunistycznej Partii Ukrainy. Choć pocieszano mnie, że jest wyjątkowo lekki i przyjemny w noszeniu, za przykładem kolegów, koleżanki jednak się bały, wyrzuciłam go do pierwszej bramy. Na hasło szkolnego politruka mieliśmy krzyknąć też długo ćwiczone «ura! ura!», ale dostaliśmy ataku takiego śmiechu, że zasłanialiśmy się chusteczkami. Po powrocie do domu płakałam z upokorzenia, ojciec wziął mnie wtedy na kolana, pocieszał, że «to wkrótce się skończy»”. Wcale się jednak nie skończyło. Przeciwnie, ogłoszono „wybory”, w których dobrowolnie i ze stuprocentową frekwencją trzeba było głosować za przyłączeniem zapadnoj Ukrainy do Republiki Rad. Maria Herbertowa bała się i poszła. Bolesław Herbert natomiast położył się do łóżka, udał chorego – a nuż się uda? Ale pod wieczór wpadło do domu sześciu bojców z pepeszami, chwycili go pod ręce: nu, uchadi! 9 10 11

pamieszczik (ros.) – pogardliwie o posiadaczu bumaga (ros.) – pismo urzędowe, papier prazdnik (ros.) – święto

21


Pan od poezji

„Baliśmy się, że go zatrzymają, wywiozą – wspominała jego córka – ale wrócił, zdruzgotany, milczący. Zaczęła się również tzw. przymusowa paszportyzacja, musiał więc, razem z mamą, jak wszyscy lwowiacy, wziąć sowiecki paszport z czerwoną gwiazdą”. Zbysio z kolei już podczas okupacji sowieckiej uległ poważnemu wypadkowi na nartach. Wybrał się sam, długo nie wracał, złamał nogę, a dokładnie kość uda. I jeszcze leżał długo na śniegu, wołał o pomoc, ale nikt go nie słyszał. Choć zajął się nim profesor Adam Gruca – najlepsza, najdroższa lwowska sława – źle złożył mu nogę, nie udało się, nastąpiły komplikacje. Szpital, potem jedna operacja, druga, miesiące z nogą na wyciągu, rehabilitacje. Przez półtora roku chodził o kulach, miał ten okres z głowy. „Gdy przychodził do niego rehabilitant, który z nim ćwiczył, zginał i prostował nogę – wspominała HALINA HERBERT-ŻEBROWSKA – wychodziliśmy z domu, bo wył dosłownie z bólu, mimo to trzymał fason i «robił anioła»: brał kule w obie ręce, podnosił wysoko nad głowę, a potem powoli opuszczał, machał niby skrzydłami. Nosił później specjalne buciki z podwyższonymi obcasami, zwolniono go z wojska, został właściwie kaleką – prawą nogę miał bardziej sztywną i krótszą. Utykał nieznacznie do końca życia, pisał o tym w wierszu O dwóch nogach pana Cogito”.

Spalić to znaczy ofiarować

22

Ale cios największy spadł na nich we wrześniu 1943 roku, kiedy zmarł nagle beniaminek, Januszek, najmłodszy, dwunastoletni braciszek. Dziecko największych nadziei, najzdolniejszy chyba z całej trójki, jak na swoje lata poważny, wychowywany bowiem wśród starszego rodzeństwa. O zainteresowaniach humanistycznych, bo choć każde z nich miało swoją własną bibliotekę, Januszek – największą, tak że na pogrzeb swego klienta przyszedł jeden z lwowskich księgarzy, który ustawiał mu w swojej księgarni stolik, żeby mógł przeglądać książki, bo nie wszystkie kupował. Miał wielkie poczucie humoru – mieszkał z Halą i Zbysiem w jednym pokoju i jako najmłodszy często im przeszkadzał, zamykali się


Pierwszy anioł

więc przed nim, on natomiast, zmieniając głos, prosił: „Dzieci, otwórzcie, to ja, wasza babcia!”. Zmarł nagle i niespodziewanie, w ciągu jednej właściwie nocy, we wrześniu 1943 roku. Rozlał mu się wyrostek robaczkowy, nierozpoznany w porę przez młodego lekarza, wywiązało się zapalenie otrzewnej i mimo szpitala, natychmiastowej operacji nie udało się go uratować, nie znano jeszcze wtedy antybiotyków. Zmarł, choć rodzice i rodzeństwo leżeli krzyżem w kaplicy szpitala, w którym konał, błagając Boga o ratunek. „Był to cios niewyobrażalny – wspominała HALINA HERBERT-ŻEBROWSKA – ja ze Zbysiem jakoś się trzymaliśmy, rodzice jednak, zdruzgotani zupełnie, nawet nie próbowali. Zmuszaliśmy ich więc do jedzenia i picia, nie odstępowaliśmy nawet na krok, baliśmy się, że zrobią sobie coś złego. Pilnowałam mamy, a Zbysio ojca, leżeli na łóżkach niczym martwi, żeby ich jakoś zająć, czytał im na głos Faraona, Trylogię. Ojciec chyba trochę słuchał, mama nawet nie udawała”. Ocalał nekrolog z którejś z lwowskich gazet: Najukochańszy nasz syneczek, najdroższe dziecko, śp. Bolesław Janusz zasnął snem wiekuistym, zaopatrzony w Św. Sakramenty w 12. wiośnie życia. Na obrzęd żałobny, który odbędzie się w poniedziałek 10 września 1943 roku o 5 po południu w kaplicy, zapraszając krewnych, przyjaciół, znajomych oraz kolegów Zmarłego Bolesławowie Herbertowie z rodziną. Pochowany został na Cmentarzu Łyczakowskim, w grobowcu stryja generała. Obok niego, jego siostry i stryja Franciszka Herberta. […] Kiedy byłem jeszcze młody, kiedy miałem szesnaście lat, zachorował poważnie mój braciszek. Byłem wówczas autorem dwóch wierszy, z których jeden, długi poemat na wzór Statku pijanego, uważałem za genialny. Wiedziałem: żeby brata uratować, trzeba poświęcić coś, co się ma najdroższego. Spaliłem wiersze, poprzysięgłem, że nigdy nie będę pisał. Mały umarł mi na rękach, pomyślałem: miał dużą gorączkę i opowiadałem

23


Pan od poezji

mu bajkę, która podobała mu się. Umarł, więc mogłem zostać lichym poetą. (1.03.1951, do Jerzego Zawieyskiego)12 […] W czasie okupacji, kiedy ktoś bardzo bliski mi umierał, postanowiłem spalić swoje utwory. Spalić, tzn. ofiarować. To jest też jakaś gra, próba wejścia już nie religijna, ale na pograniczu magii. I ja wtedy dokonałem jakiegoś, wydawało mi się, aktu bohaterskiego, ponieważ poświęciłem część swojej duszy dla innej, może nie duszy, raczej dla ciała, które powinno być zatrzymane, wydawało mi się13 – wspominał po latach Herbert. To była wielka rodzinna tragedia, tym bardziej, że to wuj Januszka, brat jego matki, nie rozpoznał w porę choroby. Bolesław Herbert do końca mu tego nie darował i żywił cichy żal do Stwórcy. Maria Herbertowa darowała, ale jej brat od tego czasu nie leczył już nikogo z rodziny. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, został wybitnym lekarzem, profesorem, internistą, specjalistą od chorób krążenia, dziekanem, a potem prorektorem wrocławskiej Akademii Medycznej, wychował tysiące lekarzy. Między innymi syna Marka, który mieszka nadal w starej, pięknej willi ojca. Maria Herbertowa wybaczyła bratu, ponieważ jego również dotknął w 1943 roku wielki cios – na zapalenie opon mózgowych zachorowała urodzona właśnie wtedy jego córeczka. Wywiązały się poważne komplikacje i mała Bożenka przebywała początkowo w zakładzie zamkniętym, prowadzonym przez zakonnice, a później wprawdzie już w domu, zawsze jednak pod opieką specjalnie dla niej zatrudnionej prywatnej pielęgniarki. Zarówno więc Józef Kaniak, jak też jego siostra nie lubili wspominać Lwowa, który wiązał się dla nich z tragedią ich dzieci – Januszka i Bożenki. „O Bożenusi myślę zawsze z wielką troską” – pisała do brata siedemdziesięciopięcioletnia już Maria Herbertowa. Nazywała go „B.B.B. ko-

12

24

13

Przygotowując książkę, autorka korzystała z listów Zbigniewa Herberta do Jerzego Zawieyskiego znajdujących się wówczas w Muzeum Literatury w Warszawie, wydanych później w publikacji: Zbigniew Herbert, Jerzy Zawieyski, Korespondencja 1945–1967, oprac. Paweł Kądziela, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2002. Z audycji Olgi Marchockiej, Polskie Radio, 27.04.1972.


Pierwszy anioł

chanym braciszkiem, Józieńkiem”, czule ściskała, zapraszała do Warszawy, gdzie już wtedy mieszkała. Wszystkie jej listy do „Józieńka”, przechowywane dziś przez jego syna Marka, były pełne humoru, ciepłe, rodzinne. Głównie o ich wspólnym, licznym rodzeństwie: Tadziu, Hali, Krysi, zwanej „Pitusią”, Heni, Józi, ale przede wszystkim o dzieciach: Hali, lekarce, i Zbysiu – „fruwaczu, który szastał się po świecie”, a potem o wnukach, niestety, tylko po kądzieli, czyli o córce i synu Halinki – Atce (Beacie) i Fafie (Rafale). Od Zbysia miała jedynie „wnuki papierowe”, tzn. jego książki. W jednym z listów ostatnich chwaliła się swoim pięknym pokojem z balkonem, naprzeciwko parku, w mieszkaniu Zbysia, który zabrał ją do siebie.

Ojciec zadecydował, więc koniec i kropka Wiosną 1944 roku, czyli na parę miesięcy przed ponownym wejściem bolszewików, Herbertowie wyjechali, a właściwie uciekli ze Lwowa, już na zawsze. Jak wspominała HALINA HERBERT-ŻEBROWSKA, „ojciec nie miał ochoty spotkać się z nimi jeszcze raz, a był dyrektorem także i w domu, zdecydował, więc koniec i kropka. Zamknęliśmy dom na klucz, zabraliśmy trochę rzeczy (porcelany, obrazów wyjętych z ram, ubrań), w sumie jednak niewiele, bo ile można zabrać do pociągu?”. Potem było przede wszystkim siedem waliz (jak siedem grzechów głównych), z którymi biegliśmy ładne parę metrów, z którymi pchaliśmy się do wagonu, które ładowaliśmy na półki, pod ławki, na głowy i nogi współpodróżnym i które do dziś przeklinam i wyzywam najgorszymi wyrazami. […] Co pięć minut wpadał do wagonu jakiś zbuntowany analfabeta niemiecko-ukraiński, wyjąc Rauss! i wyrzucając walizki przez okno. Ja siedziałem spokojnie, słuchając wulkanowych wybuchów z miną obojętną i znudzoną. W ciągu trzech godzin przewaliło się nad nami trzech Bahnschutzów, dwu konduktorów niemieckich (lubią bić chamy!) i jeden Zugführer (po polsku brzmi to lepiej „wódz pociągu”). Bierny opór

25


Pan od poezji

(najskuteczniejsza rzecz pod słońcem), akcja dyplomatyczna zaczynająca się zwykle od słów: „Panie, bądź pan człowiekiem!” (w trzech językach) tudzież smarowanie łapy (byle nie pochopnie i tylko wpływowym) osiągnęły pełny skutek. O godzinie 11.30 (niemieckie porządki) ruszyliśmy. […] Za dwanaście godzin byliśmy w Krakowie – pisał Herbert 29 marca 1944 do Zdzisława Ruziewicza, przyjaciela, który został we Lwowie14.

14

Wszystkie cytowane kartki i listy do Zdzisława Ruziewicza pochodzą z archiwum Jadwigi Ruziewiczowej, obecnie znajdują się w Archiwum Zbigniewa Herberta w Bibliotece Narodowej.


1

2

3

1 Józef Kaniak, dziadek Zbigniewa Herberta ze strony matki. 2 Christina Kaniak z domu Lenius, babka Zbigniewa Herberta ze strony matki. 3 Maria Herbertowa z Bałabanów z synami: Bolesławem i Mieczysławem,

babka Zbigniewa Herberta ze strony ojca. 4 Bolesław Herbert, ojciec Zbigniewa. 5 Maria Kaniakówna, wkrótce Herbertowa, matka Zbigniewa w młodości, ok. 1918 r.

4

5


6 7

Rodzeństwo Marii Herbertowej, ciotki i wujowie Zbigniewa Herberta: 6 Józefa Kaniakówna – legitymacja urzędniczki Zakładu Ubezpieczeń Społecznych we Lwowie; 7 Krystyna (później Suchańska) – legitymacja urzędniczki Zakładu Ubezpieczeń Społecznych; 8 Helena (później Namysłowska); 9 Henryka Kaniakówna.

8

9


10

11 12

10 Jรณzef Kaniak, junior. 11 Tadeusz Kaniak. 12 Jรณzef Kaniak, junior

jako student medycyny.


13

14


15

13 i 14 Indeks Krystyny Kaniakówny, studentki

Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Spośród rodzeństwa Kaniaków jedynie Józef zdobył wyższe wykształcenie i został lekarzem. Krystyna Kaniakówna rozpoczęła studia humanistyczne, ale studiowała tylko dwa lata. 15 Maria Herbertowa z młodszym synem, Januszkiem.


16

17

16 Halinka, Zbyszek (z lewej) i Januszek Herbertowie,

połowa lat 30. 17 Zbyszek i Halinka Herbertowie z babcią,

Marią Herbertową w Brzuchowicach.


18

19

20

18 Willa „Leśna”, letni dom

Herbertów w Brzuchowicach. 19 Zbyszek Herbert przed domem

w Brzuchowicach. 20 Bolesław Herbert z Halinką i Zbyszkiem, Brzuchowice.


21

22

23


24

25

21 Rodzinne wakacje w Piwnicznej, rok 1930, Zbyszek

i Halinka Herbertowie w białych czapeczkach. Po prawej: wuj Stach Namysłowski (mąż Heleny, cioci Hali) i ciocia Józia Kaniakówna; po lewej siedzą na kamieniu: ciocia Hala z Kaniaków Namysłowska i ciocia Stacha Kaniakówna; w Popradzie obok Zbyszka i Halinki dzieci cioci Hali oraz wuja Stacha: Hania i Jędruś, a także przyjaciele – Lila i Maniuś Łyczakowscy. 22 Doktor Stefan Heintsch, ojciec chrzestny Halinki Herbertówny. 23 Bracia Heintschowie, od prawej: Paweł, Janek i Piotr. 24 Wesoła Lwowska Fala, popularny zespół rozrywkowy, który lubił parodiować młody Zbigniew Herbert. Na zdjęciu Lwowska Fala podczas występów u Szwoleżerów, Warszawa 1935. W drugim rzędzie pierwszy od lewej książę Janusz Radziwiłł, w środku wielbiciel Fali – generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Pierwsza z prawej od strony generała Włada Majewska. W środku na podłodze siedzą Szczepko i Tońko, najpopularniejsze postacie zespołu. 25 Reprodukcja obrazu Wojciecha Kossaka Lwowskie Orlęta przedstawiającego najmłodszych lwowiaków, uczniów, harcerzy, którzy w 1920 z bronią w ręku bronili swego miasta przed bolszewikami. Pokolenie Zbigniewa Herberta było wychowane na ich następców, kolejnych obrońców Ojczyzny.


26 Budynek szkoły

powszechnej pod wezwaniem św. Antoniego, ul. Głowińskiego, Lwów. 27 Grono nauczycielskie szkoły w roku 1930, od lewej: NN, Bałabanowiczówna, Antonina Turczynowa, Wilhelm Ragankiewicz, Rudnicki, Borecki, ks. Jan Sokołowski, Marian Karzyński, NN, Majewski. 28 Kółko ministrantów przy kościele ss. franciszkanek przy ul. Kurkowej, w środku ks. Jan Sokołowski, Zbigniew Herbert – trzeci od lewej w trzecim rzędzie, Bolesław Opałek – pierwszy od lewej w czwartym rzędzie.

26 27

28


29

30 29 Uroczystość Pierwszej Komunii

8

2

3

4

1

5

6

7

9

10

11

12

31 13

14

15

16

Św. 15 maja 1934. Zbigniew Herbert siedzi siódmy od prawej w drugim rzędzie, u stóp dyrektora szkoły św. Antoniego, Adama Ligęzy i księdza Sokołowskiego. 30 Gmach VIII Gimnazjum od strony boiska, 1931. 31 Tableau grona profesorskiego VIII Gimnazjum im. Kazimierza Wielkiego we Lwowie, rok szkolny 1938/1939: 1 – Alfred Hoodbod (dyrektor); 2 – ks. Filip Kmita; 3 – mgr Jan Zakrzewski; 4 – mgr Michał Gładysz; 5 – dr Fortunat Stroński, „pan od przyrody”; 6 – dr Michał Halaunbrenner; 7 – mgr Tadeusz Dręgiewicz; 8 – doc. dr Czesław Nanke; 9 – dr Kazimierz Brończyk; 10 – dr Stanisław Pilch; 11 – dr inż Eugeniusz Turkiewicz; 12 – mgr (?) Marmol; 13 – mgr Mieczysław Różycki; 14 – artysta malarz Józef Pieniążek; 15 – mgr (?) Podwapiński; 16 – mgr (?) Kmicikiewicz; brak zdjęcia łacinnika, mgr. Grzegorza Jasilkowskiego.


32

33

34 35

32 Królestwo pana od przyrody. 33 Profesor Fortunat Stroński (1888–1948),

któremu Zbigniew Herbert poświęcił wiersz Pan od przyrody; profesor ze swoją asystentką i uczniami w sali ćwiczeń. 34 Profesor Stroński (z prawej) i prof. Duchowicz, dyrektor VIII Gimnazjum, na kuracji w Truskawcu, 1938. 35 Pan od przyrody w 1942 r., przegnany już z Gimnazjum, a wkrótce ze Lwowa przez „łobuzów od historii”.


36

37

36 Pierwsza strona „Spójni”,

38 39

miesięcznika wydawanego przez uczniów VIII Gimnazjum. W żadnym z zachowanych numerów nie ma tekstu Zbigniewa Herberta. 37 Dokumenty uczniów VIII gimnazjum. Legitymacja szkolna Zdzisława Sobieszczańskiego. 38 i 39 Legitymacja Feliksa Całego – ubezpieczeniowa i szkolnego koła Ligi Morskiej i Kolonialnej, do której Zbyszek Herbert nie należał.


40

41


42 Świadectwo

Eugeniusza Matuli z sowieckiej dziesięciolatki nr 14 (VIII Gimnazjum do roku 1939).

42

40 Uczniowie VIII Gimnazjum, członkowie słynnej „Jedynki” – I Lwowskiej Drużyny

Harcerskiej, do której należała większość chłopców z „Ósemki” z wyjątkiem m.in. Zbyszka Herberta, który nigdzie nie należał, nigdzie się nie udzielał. „Byłem chłopcem sennym” – przyznawał. W pierwszym rzędzie w środku pierwszy drużynowy, Czesław Pieniążkiewicz, nad nim uśmiechnięty Maciek Bittner – w czasie okupacji członek grupy likwidacyjnej AK pod kierownictwem Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, która w 1943 zlikwidowała stryja Zbigniewa Herberta – volksdeutscha i denuncjatora Ludwika Herberta. 41 Uczniowie VIII Gimnazjum na obozie przysposobienia wojskowego, Pasieczna, sierpień 1939 – wychowywano ich na kolejne pokolenie lwowskich Orląt.


43

44

43 i 44 Dokumenty Krystyny Kaniakรณwny

(siostry Marii Herbertowej) z okresu okupacji sowieckiej.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.