5 minute read

Proszę pani, a czy on lubi żelki?

Anna Tomczyk

Czyli o tym, w jaki sposób powitaliśmy uchodźców z Ukrainy

Advertisement

Pomimo właśnie zakończonej długiej przerwy, w klasie zapanowała cisza. Miałam ogłaszać ważny komunikat. Jakoś tak już jest, że uczniowie od pokoleń potrafią wyczuć, kiedy należy zachować powagę, a kiedy można się powygłupiać. W tej dwudziestosiedmioosobowej klasie dziesięciolatków nie było słychać nawet szmeru. „Moi kochani. W poniedziałek dołączy do nas nowy kolega...” – powiedziałam. Zbiorowy wybuch radości nie dał mi dokończyć. Dzieciaki koniecznie chciały wiedzieć, w której ławce i z kim „nowy” usiądzie, kiedy dokładnie przyjdzie („dopiero pojutrze?!”) i jak ma na imię. Bo że pochodzi z objętej wojną Ukrainy – to było dla nich pewne. Wszak od wielu tygodni w innych klasach pojawiały się nieznane, często onieśmielone i smutne twarze.

4 AKTUALNOŚCI SOLIDARNI Z UKRAINĄ REFLEKSJE 3/2022

Artem jest „świeżakiem”

Zamiast lekcji języka polskiego rozpoczęły się Wielkie Przygotowania. Chłopiec otrzymał swoje miejsce i towarzysza. Klasa podzieliła się taktycznie na zespoły. Jedni kompletowali dla „nowego” podręczniki, inni ozdabiali krzesło na podobieństwo tronu, jeszcze inni załatwiali kartę obiadową, instrukcję obsługi automatu i szafkę. Ktoś po cichu rzucił pomysł wykonania paczki powitalnej z wyprawką. W końcu jedna z dziewczynek nie wytrzymała i spytała: „Proszę pani, a czy on lubi żelki?”.

Następnego dnia nie mogłam się nadziwić. Pół sali wypełniały najróżniejsze zeszyty, długopisy, zakreślacze, notatniki, pióra, ołówki i temperówki. Nie zabrakło pluszowego zająca, flagi Polski, dwujęzycznych laurek powitalnych oraz słodyczy. Nie tylko dzieci włączyły się w akcję. Pani od plastyki, zapytana o przybory potrzebne do jej przedmiotu, odparła, iż z przyjemnością zakupi je dziecku w prezencie, w sali językowej znalazły się dodatkowe puste ćwiczenia do angielskiego, ja zaś postanowiłam wyposażyć chłopca w obowiązujący w naszej szkole mundurek.

Zapoznanie przebiegło bardzo pomyślnie. Prawie trzydziestka rozochoconych dziesięciolatków rzuciła się na nowo przybyłego ucznia i zasypała go prezentami. Uczniowie opowiadali na korytarzu o tym, jak szybko zintegrowali się z kolegą, który przecież nawet nie mówi po polsku. Kiedy później pani od wychowania fizycznego zapytała, co w takim razie i w jaki sposób zrobiła grupa, aby poznać „świeżaka”, jeden z klasowych łobuziaków, wycierając rękawem brudną jeszcze od czekolady buzię, odpowiedział: „No jak to co, psze pani. Zagraliśmy z nim w masterballa!”.

Alisa pojawiła się z przytupem

Nie minął nawet tydzień od powitania Artema, kiedy pani sekretarka, z lekko przestraszoną miną, zakomunikowała:

– Pani Aniu... Jest taka dziewczynka... Ale bardzo rezolutna i rodzice świetnie mówią po angielsku! – Pani Dorotko – odpowiedziałam. – Tylko ja już nie mam miejsca w sali. Musimy dostawić ławki...

Alisa pojawiła się w klasie z jeszcze większym przytupem, co związane było zapewne ze zdobytym niedawno doświadczeniem młodzieży w przyjmowaniu do zgranej przecież już grupy nowej osoby. Sytuacja tej dwójki była jednak diametralnie różna. Chłopiec przyjechał sam z mamą. Dziewczynka zaś z obojgiem rodziców pracujących w branży IT i dziadkami, do wynajętego wcześniej domu, a na spotkanie przybyła z polską opiekunką, która zajęła się wszystkimi formalnościami.

Uzdolniona plastycznie Alisa została po wstępnym egzaminie przyjęta na zajęcia artystyczne do grupy zaawansowanej. Artem natomiast zasilił szkolną drużynę piłki nożnej. Historia wygląda na wyidealizowaną, nieprawodopodobną. Jednak została napisana przez życie, i to w ciągu jednego tygodnia. Właśnie w taki sposób – zupełnie naturalnie i swobodnie – moi czwartoklasiści zachowali się w obliczu wojny. Nie bójmy się tego słowa – właśnie

Dookoła trwa spektakl medialny związany z wojną. Mimo to na co dzień dostrzegamy drobne gesty solidarności, zbiórki artykułów w sklepach, ciągle ktoś jeździ „na granicę”, z której przywożone są kolejne osoby, ktoś inny załatwia im pracę, szkołę, mieszkanie, w Urzędzie Miasta wolontariusze pomagają w dopełnianiu formalności.

AKTUALNOŚCI SOLIDARNI Z UKRAINĄ REFLEKSJE 3/2022 5

takie oświadczenie musieli podpisać rodzice podczas rekrutacji – że proszą o przyjęcie ich dziecka do szkoły, gdyż przybyli na teren Rzeczypospolitej Polskiej z powodu wojny panującej w ich kraju, w poszukiwaniu lepszego życia dla swoich dzieci.

Trudne pytania

Zajęcia z języka polskiego dla obcokrajowców prowadzę od czterech lat. Nigdy jednak w tym okresie nie były one potrzebne tak bardzo, jak obecnie. Dzieciaki chwytają język w lot, komunikują się już po pierwszych dniach, zaś po kilku miesiącach bariera językowa przestaje dla nich istnieć.

Dookoła trwa spektakl medialny związany z wojną. Z jednej strony słyszy się mrożące krew w żyłach doniesienia o oszustwach i osobach wykorzystujących sytuację dla własnych korzyści finansowych. Z drugiej strony na co dzień dostrzegamy nieustającą zbiórkę artykułów w sklepach, ciągle ktoś jeździ „na granicę” pomagać, przywozi kolejne osoby, ktoś inny załatwia im pracę, szkołę, mieszkanie. W Urzędzie Miasta wolontariusze w odblaskowych kamizelkach pomagają w dopełnianiu formalności, a wszelkie oferty zamieszczane są w dwóch alfabetach.

Oczywiście, że dzieci mają pytania. Czasami trudne. Żeby im pomóc, staramy się dokształcać, uczestniczymy w szkoleniach typu „Jak rozmawiać z dziećmi o wojnie?”, gdzie uczymy się o traumie, szoku i niezrozumieniu. Dzieci jednak najlepiej dogadują się same między sobą. W mojej klasie, na przykład, prowadzone są takie ważne rozmowy: – Artem, czy to prawda, że siedziałeś w schronie z iPadem? – Tak, no pewnie. Coś ty... A ty byś zostawił iPada w domu, jak tam bomby leciały?

Z kolei Miszka, pierwszoklasista (przesiadujący w świetlicy od 6.30 do 17.00, gdyż mama całe dnie poświęca na pracę), zapytany przez kolegów o to, czy wolałby być tu, czy tam, odpowiada: – Wolałbym być tu, ale tęsknię... – Za rodziną? – Niet. Tam zostały maleńka sobaczka i koty...

Osobiście byłam świadkiem podejmowania przez starsze klasy prób tłumaczenia Trenów czy Pana Tadeusza gościom zza wschodniej granicy. Zupełnie naturalnie na drzwiach wejściowych do klas pojawiły się niebiesko-żółte flagi i podpisy wszystkich uczniów pod hasłem „Solidarni z Ukrainą”. Na zajęciach plastycznych z odlewów gipsowych dzieci same chwyciły farby: białą, czerwoną, niebieską i żółtą, aby wykonać serca łączące obie flagi. My – nauczyciele i nauczycielki – wszyscy uczymy się tego właśnie od nich, od najmłodszych, w jaki sposób się zachować w stosunku do uchodźców. Dziewczynki z mojej klasy, aby nie pokłócić się o to, która usiądzie z Alisą, zrobiły alfabetyczną listę i codziennie się zmieniają, aby każda mogła się nacieszyć nową koleżanką.

A jeśli zabraknie miejsca?

Moi mali wychowankowie pokazali, jak powinno się zachować w obliczu wojny. Jak okazać wsparcie. Jak wydać całe kieszonkowe na żelki i plastelinę dla „nowych”. Jak za pomocą uśmiechu i... turnieju masterballa przyjąć kolejnych członków do zgranej grupy. Gdyż nie jest jeszcze powiedziane, że na dwudziestu dziewięciu osobach zakończymy liczebność klasy 4a. Co zresztą spotka się z ogromnym entuzjazmem dzieci.

Jedyny niepokój, jaki towarzyszy moim uczennicom i uczniom w tym trudnym czasie, zawarty jest w często zadawanym pytaniu: „Pani Aniu, a co jeśli zabraknie nam w sali miejsca na nowe ławki...?”.

Anna Tomczyk

Nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 21 z Oddziałami Integracyjnymi w Szczecinie, wychowawczyni, pedagog specjalna. Na Uniwersytecie Szczecińskim pisze doktorat z literaturoznawstwa na temat twórczości Wita Szostaka.

6 AKTUALNOŚCI SOLIDARNI Z UKRAINĄ REFLEKSJE 3/2022

This article is from: