Wołanie o psychologa Sławomir Osiński
O niezbędności higieny psychicznej w szkole Przypomniało mi się krążące wśród społeczeństwa powiedzonko – będące reakcją trzeźwo i rozsądnie myślącego obywatela na skargę współplemieńca najczęściej płci pięknej – o migrenie: „Migrenę to może mieć angielska królowa, ciebie to po prostu łeb...”. Tu pada dobitne, acz niepiękne określenie inkryminowanego cierpienia. Podobnie, zwłaszcza przez osobniki bardziej wiekowe oraz intensy wnie obcujące z ciężką pracą fizyczną, traktowane są skargi na dręczący stres czy objawy depresji, a także kwitowana jest chęć udania się do psychologa (utożsamianego z psychiatrą). Kiedy zaczynałem mieć do czynienia z edukacją, wysła-
100
FELIETON
nie ucznia do psychologa dyskwalifikowało go towarzysko i zapewniało na stałe łatkę „notorycznego idioty”, „debila nieuleczalnego” lub „zwykłego czubka”. Przeważnie nieszczęśnik taki nie mógł też liczyć na oceny wyższe od dostatecznej, „no bo przecież był u psychologa”. Zmiana ustroju i powiew Zachodu początkowo niewiele zmieniły. Mimo że w 1993 roku dotychczasowe dziarsko funkcjonujące od końca lat pięćdziesiątych poradnie wychowawczo-zawodowe przekształciły się w poradnie psychologiczno-pedagogiczne, nadal budziły nieufność, a spora liczba rodziców nie pozwalała na badanie w nich swoich pociech.
R E F L E KS J E 4 / 2 0 2 0