2 minute read
Od nauczyciela do influencera
Marcin Dierżawski
Felieton z cyklu „Okiem polonisty”
Advertisement
Kim oni są? Ludźmi ukształtowanymi przez YouTube’a, Minecrafta i Ekipę Friza, małymi żarłocznymi konsumentami obcych mi treści, przybyszami z dalekiej cyfrowej planety, na którą nie tylko nie potrafię się dostać, ale wręcz nie chcę tego zrobić. Mimo to trzeba stanąć z nimi twarzą w twarz. Jednak nie znając ich naturalnego środowiska, nie mam szans na opanowanie zasad gramatyki nowego języka moich uczennic i uczniów. No trudno, myślę i wzbiera we mnie bunt: jesteśmy w szkole, jestem u siebie, oni tu są gośćmi, niech się naginają i dostosują! I tak, trwając przy swoich zasadach, jednocześnie godzę się na nieunikniony konflikt. Zaburzenia w komunikacji już niejednokrotnie prowadziły do kryzysu, czeka nas więc wojna światów.
102 FELIETON REFLEKSJE 4/2022
„Heeej! Kochani! Jak się macie?” – zagaduje energicznie osoba w średnim wieku, ubrana w imitację staropolskiego kontusza, z przyklejonym zawadiacko solidnym gęstym wąsem. „Świetnie, że wpadliście, bo już dziś na mojej lekcji czekają na was megaatrakcje! Co jest w planach? Na początek czelendż – zjem na waszych oczach disgustaśną czarną polewkę, zupę z krwi kaczki, fuuu! Potem przepis na rosyjski prank, czyli jak z psa zrobić sarnę, wyjaśni wam duet Kozodusin&Telimena, a na koniec szybki quiz z nagrodami: do czyjej dziurki pasuje kluczyk Tadeusza, ej! Bądźcie ze mną, telefony w ręce, nagrywajcie, szerujcie. Dzięki za wszystkie suby i łapki w górę!”.
Myślicie, że to koszmar senny przemęczonego nauczycielskiego umysłu? Chybiony performance i marna prowokacja? Nic z tych rzeczy, drogie osoby uczące, oto kompetencje przyszłości. Witajcie w szkole XXI wieku!
Pod jednym z ostatnich blogowych tekstów, w którym po raz kolejny użalam się nad zanikiem kultury pisma, posądzając swoich licealistów o wtórny analfabetyzm, jedna z czytelniczek napisała: „Szanowni nauczyciele LO, cieszcie się, że licealiści w ogóle piszą wypracowania. W 4 klasie SP, którą uczę, jest problem z przepisywaniem treści z tablicy, problem ze zrozumieniem polecenia, na zadane pytanie najczęstsza odpowiedź to „nie wiem”. Padamy właśnie ofiarą atrakcyjnych metod aktywizujących, prezentacji i filmików, opracowań lektur »w 5 minut«, wszystko to najczęściej robione przez nauczycieli i wrzucane do netu, żeby zabłysnąć swoim geniuszem. Jak coś nie jest atrakcyjne i wystrzałowe, to nie przyciągnie uwagi ucznia. Gdy zaczynam wymagać jakiejś umiejętności, to niejeden uczeń natychmiast pyta: „ale po co mi to?!”.
To tylko komentarz, myślę, być może napisany pod wpływem chwili. Ale jednak tli się we mnie niepokój i rodzą pytania, na które wolałbym nie znać odpowiedzi. Trudno, zaryzykuję, robię screena wiadomości i wysyłam Iwonie. Ona to zweryfikuje, ma świeże spojrzenie. Bardzo świeże, pracuje w szkole podstawowej niespełna rok. To jak jest z tymi dzieciakami? „Różnie” – Iwona stara się być bardzo obiektywna i analityczna. „Niektórzy potrafią pisać, ale są klasy, gdzie nikt tego nie potrafi, poza tym nie chcą tego robić. Większość nie rozumie czytanych poleceń, zdarza się, że rezygnują w połowie z bezradnym »ale o co chodzi?«. Miałam niedawno refleksję, że muszę zrobić z siebie durnia, żeby zainteresować dzieci czymkolwiek. Granica między kreatywnym walczeniem o uwagę ucznia a uatrakcyjnianiem zajęć ponad miarę jest bardzo cienka. Na przykład ostatnio koleżanka przebrała się za Guślarza na okazję omawiania Dziadów. Szczerze, nie wiem, po której stronie granicy się znalazła”.
Przebieranki? Guślarz? Guślarka nawet?! A czy w ogóle musi istnieć jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą? Bo niby dla kogo to ryzyko charakteryzowania się i problemów osobowości?
Kiedy opadają emocje, przychodzi opamiętanie i smutna konkluzja. Może jeśli chcę mówić do wszystkich, to muszę być jak wszyscy? A jeśli chcę pozostać w zgodzie ze sobą, to przyjdzie mi mówić do nielicznych? Albo to czas, by zamilknąć i oddać głos innym. Nie wiem, czy jestem na to gotowy.
Marcin Dzierżawski
Gdańszczanin, absolwent polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego, nauczyciel. Od niespełna dwóch lat prowadzi blog „Belfer na zakręcie”, na którym dokumentuje swoje zmagania ze szkolną i pozaszkolną rzeczywistością.