-----------------------------
Mateusz
BRUCKI
WYBRANE
HANIA
120504
ZDROJEWSKI
z c y k l u „ N I E J E D N O O B L I C Z E KO B I E TA M A”
Lech J.
--------------------------------------------------
Projekt i foto: Lech J. Zdrojewski DTP: Wanda Krzywicka ISBN 978-83-934792-0-7
Wydawca: Fundacja OKO-LICE KULTURY Zblewo, ul. Modrzewiowa 5 www.oko-lice-kultury.pl wydanie pierwsze Zblewo, Poland 2012
Lech J. ZDROJEWSKI
----------------------------------
z c y k l u „ N I E J E D N O O B L I C Z E KO B I E TA M A”
HANIA
120504
co to jest słowo? cóż to jest poezja? co to są literki? cóż znaczy ich układ? wybrane wiersze z dorobku (tylko wiekiem) młodego poety przez wyżej wymienionego graficznie przekazane i własną fotografią zaopatrzone
mateusz
BRUCKI WYBRANE
--------------------------
w ostatniej miłości towarzyszyły nam ciche wróble i pióra które wyłupiliśmy starym archaniołom (miękkie druciki twoich włosów obsiadłem pocałunkami jak deszczem i kropla w kroplę porównywałem nasze dłonie zwinięte w mokry koczek kosmykami palców)
Epicentrum „na końcu oślepło słońce od mojego wpatrywania się w twoje oczy” Jerzy Fryckowski
mówiłaś że lipiec jest już niedaleko i wtedy oboje będziemy na tyle dorośli by wreszcie przestać się czerwienić od nadmiaru rąk z uporem wsuwanych pod ubranie jak spojrzenia pod rzęsy dookoła pachniało skwierczeniem słońce potknęło się o las i z lasu bardzo dyskretnie przylgnął do nas księżyc ziemia na której leżeliśmy przemarzła na głębokość kości zakopywanych w niej przez twoje zwierzęta ale zupełnie nam to nie przeszkadzało leżeliśmy cicho o krok od pęknięcia świata
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Zakątki „Tak się w tym zakątku zaprzepaścił potok, jak ja w twoich oczach.” Tadeusz Bocheński
jest w twojej krwince miękkość z dna wystygłej rzeki usłyszane gdzieś miejsca tak obce od wczoraj że sen o palcach w rosie zdobywa powieki i spod rzęs zaprzepaszcza mnie w rozpłynny chorał przez mgłę cię stąd przechylam odbitą w jeziorze z wodnych znaków na usta zmyślone po ciemku jakby w bliznę po kropli ktoś modlitwę złożył bo znów nie dostrzegł ciebie tak będącej – w ręku więc grzęznę w przez przypadek napotkany potok w oku kręci się prawda i tnie krew przez środek byle z twoich zakątków móc trafić na złoto w wybujałej z uścisku rozpadlince bioder
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
wzywasz Anno na świadków owady w bursztynach że jest pamięć pamiętam ze wszystkich miejsc przez które zamykałem oczy by zachować pierwotne wrażenie jak łzę wielce umiłowałem sarni gest w ogrodzie domorosłym jak sosna jezioro na plaży i drobiazgi usłane wzdłuż zbóż którym być w kolebce bożej męki aż wyhuśta chleb moja pamięć twój spokój Anno od stolarza
twój mąż mi zdradził ile potrzebuje jedna łza żywicy by na zawsze wygadywać baśnie z jednej chwili paproci węgla jakiejś prawdy
Ćwierć wieku według Anny - ukochanej Babci
więc potrafię jak ona obok pierwotnego dać wysokie zarzewie pod pochwalny wiersz otwarty jak następna księga bez rodzaju mam na imię Mateusz i tu jest mój krzyż
na mapie w której skrywam legendarne skarby i zacieram poszlaki by przydrożny chrystus nie wyśnił ich za dużo gdy nas zajmie czas
moja wiara twój obrzęd Anno jak kapliczka dla ptaków przed którymi moje białe ręce są złożone jak zdanie: Tu wszystko jest po to bym tu wracał jak twoje nieśmiertelne echo
Erotyk otwarty według obrazu
Gustava Klimta
pt.: „Pocałunek”
jestem z tobą na dobre niby ogród za domem który traci z miłości po całości swój liść pani sypka jak iskry co choć ledwo zapłoną w mojej skórze a czuję że całuję jak klimt jesteś wieczna październik co doprasza się słońca żeby choć jeszcze jutro był w nas taki sam blask ja już widzę jak nasze usta łączą się w pnącza w których twoje półnagie ramię wziął wieczny brzask ale to jest malarstwo kwadratowe jałowe gdzie łodyżka dla oka przeistacza się w zgrzyt gdy tak samo złotawi od stu lat kochankowie nie możemy się zmienić we mnie w ciebie czy w
ON:
Erotyk można zacząć od rozmowy
gdybym miał cię nie kochać tego dnia jak przed snem kiedy złote jezioro zapłonęło nam w palcach niby iskry obrączek jak w rzucone na brzeg pół rozmową pół szeptem zaproszenie do tańca zmieniłbym się w mokradła co wsysają twój ślad aż po zręby na bezwznak układanych obietnic że jedyne co będę w stanie zburzyć to świat obok świata co wierszem krwinki od nas odetnie ONA: obym mogła cię kochać każdej chwili jak w noc co zmalała nam w palcach aż do granic patrzenia gdy wzrok rzucał się w lilie zakochane na wskroś w ciepłych brzuchach topielic wiecznie głodnych marzenia i zmieniła się w światło co wpuściło nam w twarz długą smugę korzenia by ten czas już nie broczył żebyś mógł do ostatniej tęczy krwi ze mnie rwać czyste płatki anioła którym wierzę ci w oczy
Erotyk po według obrazu
Henri Toulouse-Lautreca
pt.: „Łóżko”
a teraz zbudźmy się na oślep wypuśćmy słońce spod pościeli i patrzmy jakie jest zazdrosne że nie ma z kim tak nocy dzielić i obiecajmy dniom zaspanym że to się więcej nie powtórzy na wszystkie nasze dalsze plany których nam tyle czas nawróżył a potem złammy obietnicę i znów zatajmy słońce w pościel by wyły na mnie półksiężyce które znów podasz mi na oścież
witam cię jak zaćmienie i światło przyrzeczeń jestem w miejscu gdzie po raz pierwszy znaleźliśmy słońce za które będę wdzięczny póki nie zobaczę iskry innych stron a więc nim nie przetrawię obola i klucza pozdrawiam jak mężczyzna na wieki przed śmiercią chociaż odejść w pierwotne to żadna otucha jeśli się nie odkryło swoich liter do cna teraz mam własny promień jestem tam gdzie języki zawiązują w owoc opuszczone ziarna i tam gdzie bose gwiazdy przechodzą za czas
Teraz Ty czy ja ta źródlana świetlistość ten jakby odwrotny wklęsły wybuch ciszy na wszystkie bezstrony, bezczasy, bezświaty – 1
Poeta bez serca pisze list do róży
to teraz a pamiętam pamiętasz jak nawet zwykłe świece mrugały na bakier kiedy się chciało poznać od ucha do ucha i kiedy zamiast kwiatów stały w nas zarośla jak te wody w wazonach suche bezpłodowe – ale to wtedy teraz to już jest różo przeszłość i jej nad każde prawo i na wielkie zawsze dam się wiarę wyzbyć przyrzekam jak ty
Fragment wiersza pt.: Powrót do źródła Zbigniewa Jankowskiego. 1
chwilę po papierosie i po tym jak odtąd wspólne góry zwiędły za zakrętem nie wiem co pisze róża lecz dokładnie widzę jak bliska jest słońcu któremu się marzy zostać w dzbanie jej policzka
Poeta bez serca odczytuje kwiaty „są tacy którzy w głowie hodują ogrody”
tak zaczyna się ogród gdzie uprawiam spacer i śnię zatapialność w której łapię się na oddechu czystszym niż jezioro z odbiciem na niebie tak rozumiem jej miejsca gdy tropi matecznik a potem zrasta się z bluszczodrością jak z moimi dłońmi i oddziela znaczenie od wnyków i plew zawsze wiedziałem że tak lśnią zalążki tego co nie wypali się na zwykłej ziemi od zawsze byłem pewien że tam pójdzie człowiek gdzie usłyszy słowo które znad pokoleń odczytuje kwiaty na zawsze będę wierzył że ten ogród rośnie i że będzie tak żyzny bym zasiał w nim dom
Zbigniew Herbert
Z potrzeby domu poszukamy się wzdłuż kieszeni jak po kropli poddasza w której zachowamy skarby gdy nastąpi kurz
„Tw ostatnim śnie cierpienia jest dom rzeźbiony w słońcu” Krzysztof Kamil Baczyński
ale najpierw spojrzymy w dziury dalekie od ideału i zgubimy rzęsy na brzegu pościelisk zanurzonych w światła światła są zupełnie jak do ściany przyłóż mienią się rozmowami które dopiero wschodzą i z każdym krokiem skrzypią jak stopnie w doskonaleniu wierszy o dywanach z połamanymi skrzydłami tylko w nich możemy mieć pewność że żaden groch nie wpadnie w twarde oczy tapet a nasze języki staną się bardziej drewniane od podłóg mebli i sufitu pod którego sękami jest ogniskowo i dobrze tylko tam nasze cienie surowe jak początek marca powoli bardzo powoli coś tam sobie rzeźbią
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Landszaft Szymonowi - Bratu idziemy lasem pomiędzy domem a symbolem iglaste cienie drzew sugerują patrzenie w lewo to stamtąd zawyje ciemność i puste brzuchy wilków gdy z żylastych gałęzi zmierzchliwie spełznie rdza pod żadnym pozorem nie można dać się złapać cóż z tego że wiosna walczy z szalikiem o miejsce na naszym karku kiedy żelazny język mgły wciąż jeszcze kąsa w nagie dłonie nie byliśmy gotowi na cholerną biedę bez liścia nad głową słuchamy jak niebo potyka się o dachy czasem jesteśmy skłonni wierzyć że ciepły komin woła w naszą stronę daleko po prawej może i się coś świeci lecz o ile mamy kieszenie to zaledwie wypchane przedwczorajszym deszczem po prostu nie stać nas na kamyki wróżące drogę powrotną
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Wysnute z dymu i płomieni języki naszego dnia skwierczały już niskopiennie pod czarną tarczą domu kiedy otworzyliśmy ogień w miękkim kominie powietrza i snuliśmy co nieco na przyszłość dostrzegalną jak dym żaby z pobliskich tafli płatały nam uszy jak gwiazdy na niebie płatają ciemność i wierzą że jest w tym filozofia że każdy z kotów ma swą boską drogę – przed siebie – donikąd a koty były przy nas nieruchome i wierne jak ciepło które nie każe jeść i pozwala nie spać pomimo bezgłosu i cieśninki powiek zanik poczucia mroku wygasł dopiero w świetle późnej pełni która rozeszła się po kościach zasianych w ziemi przez ślepawe psy i zbiegła się z głosem naszych matek że chyba już czas nazajutrz też będziemy dziećmi ale nasze ubrania już zmieniły woń na identyczną sobie – czy to dym – ktoś zapyta – nie to nasza przyszłość
arkadia mi się myśli całe chmary pegazów strącają ze swych skrzydeł promienie świeżego słońca – ziarnko po ziarnku
Moja arkadia „Tak się w tym zakątku zaprzepaścił potok, jak ja w twoich oczach.” Tadeusz Bocheński
niebo ze śmiechu płaczące manną tęcze pachnące miodem i niagary mleka ty i ja nadzy pod drzewem którego owoce jeść wolno wkoło zwierzęta i jeszcze zaspany bóg w hamaku własnej brody pięknem piękno zapijający już klucz białych kruków spieszy nad nami otworzyć bramy po wieczność
z tomu: Wpół do wiersza Pelplin 2008
Na moście w Tleniu „Tak się w tym zakątku zaprzepaścił potok, jak ja w twoich oczach.” Tadeusz Bocheński
wieczorny przelot rzeki od skrzydłami mostu w karminy się dochwiewa nocturno błękitu kołysanka dla chwili po sen w wodzie skrytej niekończącej się nigdy jak prostota ostów smyczkiem mojego czasu po samą rękojeść zgrywam się z kwiatostanem ostatnich płomieni czujemy się do szpiku jest niebo brak ziemi kosmosy się zdarzają srebrzystym spokojem
z tomu: Wpół do wiersza Pelplin 2008
Wysmakowani „To wcale nie wymagało wielkiego charakteru [...] mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku” Zbigniew Herbert
jeżeli jeszcze kiedyś będziemy się kochać po raz pierwszy więc na czczo żując białą noc wsparci o chłodną ścianę lasu czy katedry będziemy bardziej czyści i jeszcze pewniejsi że nie ma rąk i powiek na to średniowiecze które by się złożyły do pozoru nieba wmawiając nam w nadgarstki usprawiedliwienie za przełkniętą w pośpiechu ślinkę czy religię
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Prawie pastorałka według obrazu E. Muncha
pt.: „Chore dziecko”
zdrowaś od własnej krwi przelanej w łożu ostatnią gwiazdą toczę się po niebie w mróz co na chudym zawiśnie rozdrożu gdzie łka bezrękie i beznogie źrebię rodzisz jak rodzić mnie nie nauczono we mnie psy leśne ujadają czasem aż zgrzyta śniegu obolałe łono pokryte śladem i wyciętym lasem jesteś jak mi się nie potrafi bywać tylko mnie do snu tej nocy nie kołysz zdrowaś jedynie kiedy wieczność chciwa widzi jak leżę spokojne i gołe
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Picasso. Pijąca absynt (1901) - Marcie Laaser
W czarnych sukniach, w kawiarniach z pasteli, przesiadują dziewczyny jak rozpacz. Każda resztką absyntu chce skleić świat, co znów przez przypadek się rozpadł. Obejmują samotne ramiona. Spoglądają przed siebie raz po raz. Każda czeka, aż będzie skończona jak szkło, z którym się trzeba uporać. Świat ich oczu się kończy na stole, chociaż każda spogląda inaczej. Każda czeka na swoją kolej aż kawiarnia z pasteli zapłacze.
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Miłość nie tylko
nie krzyk i nie poezja ale cichy akord nie kosmos nie planeta ale ziarnko piasku wspólny oddech ocean kropla która znaczy że choć oczy zamknięte nie umiemy zasnąć
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Czystość
dwa prześcieradła dwie poduszki jak miecz między lśnimy
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Pewność
z dłoni na powrót w glinę miękką jak twe usta w ślad za chwilą u trawy spłoszonej jak źrebię gdzie ten kolczyk w pośpiechu strącony na gusła tuż za uchem jak odgłos - ten spod moich żeber
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Powtórka z fotografii
nasze wczorajsze razem potrwa całą wieczność jak vivaldi z czterema pogodami świata grający na okrągło jakieś dróżki mleczne z których sięgamy cicho po motyle w kwiatach prawda złożona w skrzydłach otwiera nam dłonie nad słońce znalezione pod przęsłem łodyżek uniesionych nad czasem i pamięcią kronik ze źdźbła przepisywanych na nowo najwyżej leżąc na kroplach trawy słuchamy jak z rosy spływają się nam wargi w planety i dźwięki strumienniej niż kwiatostan odgarnianych włosów w kwadratowej wieczności złożonej na ręku
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
Erotyk na chwilę
zapamiętana wilgoć rozpina nam usta: to jest jak żyzny oddech jak wspomnienie morza i skrawek galaktyki palce co się płożą w złotowłose komety w złotogłosych muszlach to dyskrecja bursztynu na zziębniętym piasku albo gaszenie myśli do zlizania śladów tylko podmuch czy odpływ grudką soli bladą włazi pomiędzy rzęsy by tak już nie zasnąć
z tomu: Nie polecam nas bogom Starogard Gdański 2010
z cyklu „NIE JEDNO OBLICZE KOBIETA MA” - HANIA 120504
Lech J. ZDROJEWSKI
----------------------------------
z c y k l u „ N I E J E D N O O B L I C Z E KO B I E TA M A”
HANIA
120504
Mateusz BRUCKI
----------------------------------
z c y k l u „ N I E J E D N O O B L I C Z E KO B I E TA M A”
HANIA
120504