Copyright © by Tomasz Różycki Copyright © by Fundacja Zeszytów Literackich Warszawa 2013 ISBN 978-83-60046-72-2
SERIA PODRÓŻE Redaktor serii Marek Zagańczyk
Tomasz R贸偶ycki
Tomi Notatki z miejsca postoju
ZESZYTY LITERACKIE
1.
Zima. Wpis pierwszy: niech to będzie jakiś — zapewne niedoskonały — sposób istnienia i jakaś równie niedoskonała próba porozumienia. Zdaje się, że przytrafiła się prawdziwa zima, sentymentalna i mityczna, miasto jest zasypane, samo cho dy omi ja ją się ostroż nie, jak ob ju czo ne sło nie na ścieżce w dżungli. Zamarzła rzeka i kanały, w telewizji śnieży. Narzekania na sześciomiesięczną porę zimopodobną i przeciągającą się do kwietnia jesień pełną błota można odłożyć na później, jeszcze przyjdzie na to czas, czas błota jeszcze nadejdzie. Nadejdzie odwilż, stopią się zaspy, zapasy i pokłady, nadejdzie potop. Teraz jednak jest tak, jak być powinno, jak zapisano w Wielkiej Księdze Życzeń: wróciło światło, które odbija się od śniegu i nawet w nocy jest jasno, świątecznie, tak jakby nagle wróciło dzieciństwo i rozglądało się za nami. Gloria. Co prawda w naszym Tomi nikt nie mówi po łacinie, a wino zamarza w butelkach i jedyna czerwona plama na tym białym obrusie może być plamą krwi, ale wszyscy pięknie w swoich dialektach przeklinają zimę, odśnie ża ją pod jaz dy i roz mra ża ją aku mu la to ry. I cho ciaż sztywne łącze wiąże mnie z Rzymem, na szczęście wszystkie drogi są zasypane. Wszelkie wizyty w stolicy, tej czy tamtej, kończą się tym samym: wjazdem na brudny kolejowy dworzec, który wydaje się z roku na rok coraz mniejszy, aż zapewne któregoś dnia zniknie zupełnie — wysiądę gdzieś w białym polu i będę ze ➢ 5 ➢
TOMASZ RÓŻYCKI
zdziwieniem brnął przez śniegi. Wysiadam i zaraz zagłębiam się w ten śnieg, błoto, prowincję i zdaję sobie sprawę, że pewien rodzaj obcości jest niezbędny. Być może taką samą obcość można czuć, mieszkając na czterdziestym piętrze w Nowym Jorku, kiedy każde zejście na dół po tytoń jest jak lądowanie na naszej zielonej planecie po podróży wokół Księżyca. Tomi wydaje się koniecznością: to morze błota wokół lub zaśnieżone pola po horyzont, te zakurzone ulice, to prawie nikt niemówiący po łacinie. Tu można zostać zapomnianym, hodując codziennie na werandzie staroświeckie symulakry rzeczywistości — wymyślając kolejną fabułę i pisząc wstrząsające listy do potomnych. Duży budynek przy placu to główny budynek uniwersytetu. Mam z nim niejasne powiązania. Dostaję czasem klucz do pokoju na najwyższym piętrze, przychodzę, kiedy nikogo już nie ma, i chodzę po pustym budynku z dziwnym poczuciem, że jednak nie jestem sam. Kiedyś był tu klasztor, a potem przez wiele lat szpital — pamiętam jeszcze siostry miłosierdzia w swoich ostrych kornetach. Takie, którym Rimbaud zapisał w spadku fortepian ustawiony wysoko w Alpach. W tych salach leżeli chorzy. Odwiedzałem tu obu moich dziadków i obaj tu umarli. Rzadko który budynek uniwersytecki w Polsce może pochwalić się taką przeszłością i tradycjami, powstała nawet monografia uniwersyteckiego wzgórza, na którym stoi budynek, być może pod tytułem Kto to u nas umarł. Od sekcji do sesji. Badaczom udało się ustalić pokaźną listę całkiem poważnych zmarłych, między innymi czeski zespół muzyki rozrywkowej, który w latach osiemdziesiątych w drodze do Warszawy miał wypadek i trafił do naszego szpitala. Być może tradycja ta się utrzyma i do licznego grona zmar łych w tym gma chu do łą czą wkrót ce na stęp ni — przy odpowiedniej polityce władz i w dobrych akademickich warunkach nie jest to wykluczone. Ale prawdopodobne są także inne monografie (np. już opracowywana Kto to u nas zwariował. Od sesji do depresji). Na razie jednak siedzę właśnie tu, generalny remont się już odbył, zdezynfekowano ściany i bardzo grube stare mury, chociaż bakcyle i wi➢ 6 ➢
T O M I . N O TAT K I Z M I E J S CA P O S T O J U
rusy potrafią przeniknąć głęboko, ukryć się i zaczaić na dziesiątki lat. Siedzę tu, wdycham ten zapach i za pomocą tam-tamu usiłuję porozumieć się z tamtymi duszami. Myślę, że któraś — jeśli nie ta, to tamta — mnie słyszy. Tu, gdzie była okulistyka, jest teraz anglistyka, tam, gdzie choroby wewnętrzne — polonistyka. Tam, gdzie weneryczne i skóry — romanistyka. Tam, gdzie neurologia — slawistyka, tam, gdzie biblioteka — intensywna terapia. Dziekanat — sala operacyjna. Tam, gdzie rektor — toalety. Tam, gdzie toalety — ordynator. Pozostałe budynki uniwersyteckie zostały na szczęście zaadaptowane z byłych koszar. Mają inną tradycję, ale i ona jest do podjęcia. Za pomocą tam-tamu pisze do mnie Leonardo, cytując Castanedę: „Nasza mowa jest bardzo słaba”. I rzeczywiście, zmarzł mi język i ręce ledwo uderzają w tam-tamową klawiaturę, pewnie od tego mrożonego wina. Trzeba kończyć tę rozmowę. Chociaż, jak się domyślam, pakt autobiograficzny jest tak sprytnie pomyślany, że może połknąć nas wszystkich swoimi siedmioma paszczami — m ó j p a k t zdaje się jest inny i pozostaje mieć nadzieję, że nie tylko złe, ale i dobre duchy kręcą się wokół papieru. Dopóki karmią się winną mrożonką, jest szansa na ciąg dalszy. Dziś postanowiłem zacząć te notatki. Wpis pierwszy: zima.
2.
Jak długo mogą przetrwać zarazki w grubych średniowiecznych murach? Jak długo mogą żyć bakcyle chorób w zimnych stropach, zmurszałych cegłach, kamiennych sklepieniach i posadzkach? W rurach, kanalizacji? Wszystko zostało, zgodnie z życzeniami inwestora, zdezynfekowane pięciokrotnie, nie ma żadnego niebezpieczeństwa dla godzinami przebywających w salach tłumów studentów i wykładowców. Za oknami śnieży. Ale jakie bakcyle są wrażliwe na środki dezynfekujące? Co przewidziano do zniszczenia, a o czym zapomniano? Jakie zarazki, nieznane producentom odkażającego specyfiku, ➢ 7 ➢
TOMASZ RÓŻYCKI
kryją się głęboko i uwalniają się powoli do powietrza w klasie, sali, pokoju, pomieszczeniu gospodarczym, do klatki schodowej?
3.
Nazywał się Nazo i jego relacje z cesarzem były skomplikowane. Ta historia jest znana: zesłany do Tomi nad Morzem Czarnym za uchybienie cesarzowi Augustowi. Ale w czym? Zapisano na ten temat już tony papieru, a zagadka jest nierozwikłana. Prawdopodobnie w niczym. Nie napisał, jak Mandelsztam, wiersza, który by uchybił, nie napisał pamfletu ani paszkwilu. Nie napisał też niczego, co by przesadnie cesarza chwaliło, i może właśnie w tym była jego wina. Rozwijano różne hipotezy — na przykład taką, że widział coś, czego widzieć nie powinien, że słyszał coś, czego słyszeć nie powinien, ale powód zesłania i przedmiot oskarżenia miały pozostać tajemnicą do końca jego życia. Tak nakazał August, a po jego śmierci wyroku nie cofnął nawet boski następca, Tyberiusz. Sam Owidiusz nie wyjawił swej winy w żadnym ze swoich pism: ani w Tristiach, ani w Fasti, ani w Listach z Pontu. Nie wyjawił, bo prawdopodobnie sam nie wiedział, czym mógł rozgniewać cesarza. I choć przyznawał się wielokrotnie do winy, żeby złagodzić Boski gniew, widać było, że to gorliwe przyznawanie się jest nieco bezsensowne i winny przyzna się do wszystkiego, bo tak chce cesarz. Tomi, miasteczko gdzieś w Poncie, do którego pojechał, było według niego koszmarne. Zimno. Wino zamarza i trzeba je jeść kęsami z dzbana, morze zamarza, nic nie rośnie wokół, brak roślinności, po stepie grasują wciąż bandy Sarmatów i Scytów, a w samym mieście nie lepiej — miejscowi Getowie są takimi samymi barbarzyńcami. Niczego tu, oprócz łuku i strzał, nie kupisz (właśnie kołczan wysłał w prezencie swym rzymskim przyjaciołom), nikt, dosłownie nikt, nie mówi po łacinie. Jest kilku Greków, ale to zdziczali handlarze i pogadać można z nimi tylko o morskich rybach. Miasto garnizono➢ 8 ➢
T O M I . N O TAT K I Z M I E J S CA P O S T O J U
we, żadnych wycieczek, bo poza palisadą można oberwać. Wewnątrz palisady też można oberwać. Słowem — to wygnanie Owidiusza jest archetypicznym i uniwersalnym obrazem kondycji artysty w nierozumiejącym go społeczeństwie. Nikt nie wie, że jest poetą, nikt nie czyta poezji. To, co napisał, jest zupełnie bezużyteczne, bo napisane w obcym języku, a dodatkowo napisane dla obcych ludzi, dla innej kultury. Próbował przywyknąć i napisać coś o rybach — jakiś wielki poemat. Nauczył się też greki, żeby napisać odę dla nich i pokazać, kim jest. Nie bardzo to wyszło. Czy ktokolwiek potrzebuje poezji w Tomi? Czy ktokolwiek chciałby posłuchać ody? Jest zima, wokół miasta wilki krążą i gorsze od nich jeszcze głodne watahy scytyjskich jeźdźców. W mieście ludzie rąbią drewno na opał i oglądają walczące ze sobą na podwórku psy. I on, Owidiusz, poeta dworski, którego Sztuka kochania była przebojem na dworze i hitem sezonu w Rzymie, a on sam był modny i podziwiany, trafił na zagwiździe imperium, gdzie sztuka kochania nie była w cenie, inaczej niż sztuka trafiania z łuku do ruchomego celu. Owszem, kochano się, ale bez słów, z użyciem odpowiedniej gamy pojękiwań i sapania. Cała reszta była gadaniną, zupełnie niezrozumiałym i nieco żałosnym natręctwem ocierającym się mocno o megalomanię. Na nic zdały się listy do cesarza, pochwalne fragmenty wpisywane na siłę tu i ówdzie w jego istniejące już poematy, na nic kajanie się za wszystko, na wszelki wypadek. Nieważne, czy widział orgie z udziałem wnuczki czy córki — został wyrzucony z Miasta z zakazem powrotu. A Miasto to publiczność, teatry, imprezy i dwór. Jego talent i jego powołanie zostały wystawione na największą próbę i z próby tej wyszły zwycięsko — Elegie pisane po drodze i w samym Tomi stworzyły legendę Owidiusza i pokazały, że w tym mitycznym pojedynku cesarz — poeta cesarz nie ma szans, chociaż to poetę łatwiej zamienić w trupa. To wszystko są rzeczy znane, interesująca jest w tej historii jedna hipoteza, szalona i wyśmiana przez badaczy jako zbyt absurdalna. Otóż okazuje się, że w dokumentach nie ma żadnej wzmianki o wygnaniu Owidiusza, choć jest wiele wzmianek ➢ 9 ➢
TOMASZ RÓŻYCKI
o wygnaniu innych, jemu współczesnych. Tak jakby ktoś usilnie starał się to wydarzenie wymazać. Ale gdyby chciał wymazać, musiałby przede wszystkim zniszczyć Listy z Pontu i Tristia, które są jedynymi świadectwami tej sprawy. Książki te ukazywały się jednak bez przeszkód, a nikt z historyków nie zająknął się wówczas o bulwersującej Miasto sprawie Owidiusza, tajemniczej i wprost doskonałej dla plotek i przypuszczeń. Hipoteza jest taka: Owidiusz nigdy nie wyjechał do Tomi, wszystko zmyślił. Zamknął się gdzieś, uciekł od ludzi, może nawet zwariował — a może świetnie się bawił, tak jak przy pisaniu Metamorfoz albo Sztuki kochania, i pisał tak dla żartu, tworząc wielką hipostazę swojej egzystencji, tworząc pułapkę dla potomnych, tworząc coś, co niektórzy nazywają literaturą. Przypuszczenie to wzięło się stąd, że Tomi, opisywane przez Owidiusza w elegiach i listach, jest wciąż takie samo, tak jakby nie zmieniały się tam nawet pory roku: informacji jest zaledwie kilka, mało jak na tyle lat spędzonego tam życia, a to, co opisuje, ma tyle wspólnego z okolicami Konstancy nad Morzem Czarnym, gdzie lokalizowano Tomi, co z innymi ziemiami Sarmacji, Ukrainy czy Polski. Ta hipoteza to oczywisty absurd: nie musiał opisywać dokładnie tego, co widzi — skąd takie przypuszczenie, że można w tekstach literackich szukać prawdziwych informacji na temat fauny, flory, obyczajów i wydarzeń? Z realizmu? Ten pomysł zdaje się nawet groźny. Ale ten absurdalny pomysł jest równocześnie wspaniały: pokazuje, jaką siłę może mieć literatura. Więc tak: gorąca noc, gwiazdy nad Rzymem, Nazo wraca z imprezy u Augusta i Julii Młodszej, zamyka się w swoim pokoju i wymyśla kolejny odcinek swoich przygód w Tomi — a tam śnieżyca i jeźdźcy migający w oddali na stepie. Zamarznięte morze i wino w mroźnych soplach.
4.
Rzymianie mówili o nich genius loci, duchy strzegące miejsc, mające związek z miejscami świętymi: cmentarzami, ➢ 10 ➢
T O M I . N O TAT K I Z M I E J S CA P O S T O J U
ruinami, miejscami naznaczonymi czyjąś dawną obecnością, a obecną nieobecnością. Tam pojawiały się duchy, najczęściej pod postacią węży. Opiekowały się świątyniami i ołtarzami, wypłaszały i zjadały myszy i szczury. Bawiły się z nimi dzieci, a kobiety ochładzały sobie nimi latem szyje i piersi. Węże strzegły tych miejsc przed zbezczeszczeniem. Herodot, pisząc o Scytach i Neurach, wspominał rzekę Tyras, czyli Dniestr: „Przybywa on z północy i wypływa z wielkiego jeziora, które tworzy granicę ziemi scytyjskiej i neuryjskiej”. Od północy ziemie Neurów zamyka, jak pisze Herodot, „bezludny step” — i zaraz dodaje: „o ile wiadomo”. Pisze jeszcze: „Neurowie mają scytyjskie zwyczaje. Na jedno pokolenie przed wyprawą Dariusza spotkało ich to nieszczęście, że musieli cały swój kraj opuścić z powodu węży. Mnóstwo ich wylęgło się w ich własnym kraju, a jeszcze więcej wtargnęło z wyżej położonych pustynnych okolic, tak że wreszcie, udręczeni tą plagą, opuścili ojczyznę i zamieszkali u Budynów. Ci Neurowie wydają się czarodziejami. Opowiadają bowiem Scytowie i zamieszkali w Scytii Hellenowie, że stale raz do roku każdy z Neurów na kilka dni staje się wilkiem, a potem znowu przybiera dawną postać”. Śnieg sypie i na chwilę miasto staje się święte. Świeży obrus na białym ołtarzu. Ile może wytrzymać miasto? Ile dni powinien bez przerwy sypać śnieg, aby nas zasypać tu na zawsze? Czterdzieści? Czterdzieści i cztery?
5.
W 1942 roku Harry Bakwin z New York University ustalił przyczyny znanej od wieku i powodującej spustoszenie na oddziałach pediatrycznych wszystkich szpitali „choroby szpitalnej”, na którą umierały masowo noworodki i dzieci pozostawione tam przez rodziców. Przyczyny nazwał „deprywacją emocjonalną”, czyli samotnością. Do tej pory przyjmowano różne hipotezy, ale „choroba szpitalna” była widmem ➢ 11 ➢
TOMASZ RÓŻYCKI
krążącym po wszystkich placówkach służby zdrowia, mitycznym aniołem śmierci o nieznanej twarzy.
6.
Na tej górce, na której teraz stoi uniwersytet, a wcześniej był szpital przerobiony z klasztoru, znajduje się studnia i święte źródełko. Legenda mówi, że święty Wojciech, ten sam, który jest patronem Polski, miał w 984 roku przybyć do Opola. Na tej górce ówczesny biskup Pragi głosił kazania oraz nawracał miejscowych, chrzcząc ich. Kiedy pewnego dnia zabrakło mu wody do chrztu, uderzył pastorałem w ziemię i z tego miejsca wytrysnęło źródełko. Woda miała cudowne właściwości: wzmagała płodność, wzmacniała wierność małżeńską, leczyła melancholię, depresję i młodzieńczy trądzik. Święty Wojciech przedstawiany był często z pastorałem w formie podwójnego lub pojedynczego krzyża, co miało podkreślać jego misję ewangelizacyjną. Ale zdobienia i płasko rzeź by od la ne na drzwiach ka te dry gnieź nień skiej z XII wieku przedstawiają wyraźnie scenę, w której cesarz Otton III wręcza Wojciechowi pastorał, nadając mu biskupią godność. Pastorał, z którym według historii przedstawionej na drzwiach Wojciech nie rozstawał się aż do śmierci, był zakręcony jak muszla ślimaka, do wewnątrz, i zakończony głową węża.
7.
Taki obrazek: jest rok 1945, może początek 1946, koniec II wojny światowej, środek Europy, Lwów. Sowieckie władze organizują deportację Polaków z miasta, bezczelnie nazywając akcję repatriacją. Na mocy porozumień pomiędzy trzema mocarstwami, Związkiem Radzieckim, Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, Lwów zostaje przyznany ZSRR, a Polacy mają być wysiedleni na tereny zdobyte ➢ 12 ➢
T O M I . N O TAT K I Z M I E J S CA P O S T O J U
na Niemcach i oddane Polsce. Historia znana, ale usiłuję ją sobie teraz wyobrazić — w mieście chaos, pojawiają się jak zły omen pociągi towarowe, którymi ludność, ocalała po wojnie, będzie wywożona. Można spakować się do jednej skrzyni, ewentualnie do dwóch. Razem z sąsiadami dziadek zbija taką skrzynię i drugą, mniejszą. Więcej i tak nie zdoła unieść — musi to sam zataskać na dworzec. Babcia właśnie urodziła, w domu jest trójka dzieci: starsza córka i dwóch synów — starszy z nich to mój ojciec. Dziadek przechadza się po mieszkaniu i patrzy, co można zabrać. Spróbujcie sobie to wyobrazić: przygotujcie dwie walizki i spakujcie do nich życie rodziny. Patrzy na meble, na figurki, na obrazy, na zdjęcia, stare listy, patrzy na szafę i szafki nocne, na kuchnię i łazienkę. Za kilka miesięcy do tych dużych mieszkań przy spokojnej ulicy prowadzącej na Kajzerwald wprowadzą się rodziny oficerów NKWD. Dwie bramy dalej mieszkał architekt Szulim Barenblüth wraz z żoną Deborą Vogel, przyjaciółką Brunona Schulza, i synkiem Aszerem. W 1942 roku zginęli wszyscy, zastrzeleni przez policję ukraińską w akcji likwidowania lwowskich Żydów. Papiery po nich pozostałe, w tym manuskrypty niepublikowanych dzieł Schulza, listy, fragmenty powieści i opowiadań jego i Debory późniejsi lokatorzy spalą w 1964 roku przy porządkowaniu piwnicy. Lwów zostaje wyzwolony spod okupacji niemieckiej przez polską Armię Krajową w lipcu 1944 roku w ramach akcji „Burza”, kiedy pod miasto podchodzi już Armia Czerwona. Wspólnie walczą z Niemcami — Polacy mimo wszystko wierzą, że Armia Czerwona to sprzymierzeńcy w koalicji antyhitlerowskiej. Kilka dni później sprzymierzeńcy ci aresztowali i wywieźli w głąb Rosji polskich oficerów i żołnierzy. Zaczęła się kolejna w tej wojnie radziecka okupacja Lwowa. Po poprzedniej, zaczętej we wrześniu 1939 i zakończonej wraz z nadejściem hitlerowców latem 1941 roku, Sowieci we Lwowie pozostawili stosy trupów rozkładające się w czerwcowym słońcu. W 1945 roku stało się jasne: władze organizowały punkty repatriacyjne, deportacja odbywała się w kilku fazach, ➢ 13 ➢
TOMASZ RÓŻYCKI
aż do 1946 roku, kiedy ogłoszono, że pozostała polska ludność zostanie wywieziona do Kazachstanu lub do Donbasu. Wówczas niewielu odważyło się zostać w mieście i poczekać, czy groźba się spełni. Dziadek chodzi po mieszkaniu. Mogą zabrać niewiele rzeczy. Trzeba zdecydować, co zostanie, czego już nie zobaczą. Babcia pakuje do pierwszej skrzyni pościel, kilka talerzy, garnków, ubrania dla dzieci, kilka pamiątek, rzeczy najpotrzebniejsze, i zaraz skrzynia się zapełnia. Do drugiej dziadek, ku rozpaczy babci, wkłada książki, po brzegi wypełni ją tomami ze swojej skromnej przecież biblioteki, pozostawiając zastawy stołowe, radio, wszystko, co cenne. Skrzynia przez to jest potwornie ciężka i ledwo udaje się, przy pomocy znajomych i sąsiadów, przetransportować ją na dworzec, gdzie pojawi się pociąg. Potem ładują ją do wagonu. W pewnym momencie skrzynia wysuwa się z czyichś rąk i omal nie miażdży biegającego wszędzie sześciolatka. O mały włos mój ojciec zginąłby przywalony książkami. Skrzynia była ciężka. Musiał zmieścić się w niej Moby Dick i Nautilus, musiał zmieścić się niejeden piracki galeon kapitana Blooda, musiała zmieścić się Tajemnicza wyspa, Biały Kieł i Szara wilczyca. Winnetou i Ostatni Mohikanin, obóz Ojca zadżumionych i Soplicowo, Kamieniec Podolski, Lauda i słoń King. Stara Baśń i Kraków za Łokietka. Chłopcy z Placu Broni i Trzej muszkieterowie. Wyspa Monte Christo i Lord Jim. Pożegnanie z bronią i Czarodziejska góra. Dobry wojak Szwejk, Ivanhoe, Dwadzieścia lat później i Pani Bovary, Anna Karenina i Księga dżungli. Pustelnia parmeńska i Wicehrabia de Bragelonne. Bracia Karamazow i Nędznicy. Niektóre z tych książek widziałem jeszcze po wielu latach, niektóre z nich przeczytałem, część z nich zaginęła. Na pewno wszystkie przeczytał mój ojciec. Skrzynia podróżowała kilka tygodni do Opola. Brakowało miejsca i mężczyźni jechali na dachu. Śpiewali: „Jedna atomowa, druga atomowa i wracamy znów do Lwowa”. Wierzyli, że kolejna wojna wybuchnie lada dzień i że po pokonaniu Hitlera musi przyjść kolej na Stalina, że koszmar trwa już ➢ 14 ➢
T O M I . N O TAT K I Z M I E J S CA P O S T O J U
zbyt długo, kończy się. Nikt nie wiedział, co czeka ich tam, na nowych ziemiach dla nich przeznaczonych. Niemowlę, mój wujek, płakało na dole. Nie wiem, czym kie rował się mój dzia dek, pa ku jąc do skrzyni właśnie książki. Prawdopodobnie stwierdził, że nic cenniejszego nie posiada. Wszystko przemawiało przeciwko: kończyła się co prawda wojna, ale wypadki ostatnich lat wyraźnie pokazywały, że historia zwycięża kulturę. Wysiedlano ich z domu, do którego mieli już nigdy nie wrócić, jechali w nieznane, cudem ocalili życie w czasie wojny i ogólnej powszechnej rzezi. Nowe państwo, które powstawało teraz wyrokami Jałty, było złowrogie i obce. Właśnie tracili swoje rodzinne miasto, zajmowane przez sowieckie wojska, których okupację już raz przeżyli, a jechali w nieznane, na poniemieckie tereny oddane przez Sowietów administracji polskiej, co do której nikt nie miał złudzeń, że jest tylko sowiecką marionetką. Należało troszczyć się nadal o życie i przetrwanie. Tym bardziej ten wybór — spakować książki — był niezwykły, bo pełen nadziei: ogłaszał prywatne zwycięstwo kultury nad historią, ciągłość ducha nad chaosem przemocy, wojny, materii. Zdaje się, że dziadek nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że wykonuje gest ocalający. Dziadek nie był profesorem uniwersytetu, jego ojciec był rzeźnikiem. On sam, zbuntowany jedynak, wiele podróżował, budował Gdynię, zaciągnął się na statek, zwiedzał świat, brał udział w portowych bójkach. Na jego rękach widziałem marynarskie tatuaże, wśród nich był też tatuaż Legii Cudzoziemskiej. We Lwowie był raczej batiarem niż inteligentem, raczej lumpeninteligentem. Nie do końca wiem, co robił podczas wojny, nie chciał się z tego nigdy zwierzać, musiał mieć jakieś konspiracyjne powody. Potrafił znikać na wiele dni, pozostawiając babcię w rozpaczy. Doskonale posługiwał się bronią. Trochę handlował. Tak się utrzymywali w czasie wojny. Brał udział w wyzwalaniu miasta, może jako członek AK, a może spontanicznie. Po wojnie nie było bezpiecznie chwalić się niektórymi sprawami, więc nie dowiedziałem się nigdy, czy to, co robił, było dobre czy złe, czy był bohaterem, tchórzem, czy ➢ 15 ➢
TOMASZ RÓŻYCKI
jednym i drugim równocześnie. Nie dowiedziałem się, jakie miał sumienie, czy miał na nim czyjeś ocalone czy odebrane życie — umarł na dłu go przed upad kiem ko mu ni zmu w Polsce. Te książki, a właściwie wspomnienie ich tytułów — większość z nich już się rozpadła albo zaginęła wśród rodzinnych przeprowadzek — to jedyna moja po nim pamiątka. Nie zabrał niczego innego, żadnego materialnego dowodu na istnienie tamtego świata, niczego, co mógłbym odziedziczyć. Odziedziczyłem listę tytułów nieistniejących książek, egzotyczne nazwy i nazwiska. Pusty kufer, gadającą skrzynkę, mikroby, kurz, drobiny sadzy.
8.
Likantropia. Tak w psychiatrii nazywa się chorobę psychiczną polegającą na przekonaniu chorego, że zmienił się w zwierzę. Chory na likantropię naśladuje wydawane przez wyobrażone zwierzę dźwięki lub odgłosy, a także jego wygląd bądź zachowanie. Zgod nie z Marcel lu sem Si de te sem, któ re go me dycz ny poemat zachował się do naszych czasów we fragmentach, ludzie są atakowani przez tę odmianę szaleństwa szczególnie na początku roku i stają się najbardziej wściekli w okolicach lutego; wymykają się nocami na opuszczone i odludne cmentarze i żyją tam zgodnie z zachowaniami psów i wilków. Również Owidiusz pisze w Metamorfozach o likantropii, czyli wilczym obłędzie: zaczyna się od Likaona, króla Arkadii, który został przemieniony w wilka. Była to kara bogów za to, że ośmielił się podać władcy Olimpu, Zeusowi, ludzkie mięso. Likaon miał podobno pięćdziesięciu synów: najmłodszy z nich nazywał się Niktimos. Likaon był uważany za człowieka bezbożnego i przepełnionego pychą. Zeus, chcąc się osobiście przekonać o jego nieprawościach, zjawił się pod postacią żebraka na dworze Likaona. Król, rozpoznawszy boga, chcąc ➢ 16 ➢