Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 2
Copyright © by Ewa Bieńkowska Copyright © by Fundacja Zeszytów Literackich Warszawa 2010 ISBN 978-83-60046-23-4
SERIA PODRÓŻE Redaktor serii Marek Zagańczyk
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 3
Ewa Bieńkowska
Spacery po Rzymie
ZESZYTY LITERACKIE
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 5
Jest tylko jeden wielki temat... C Z E S Ł AW M I Ł O S Z
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 7
C H Y T RO Ś Ć KO N S TA N T Y N A
Roma o morte! G A R I BA L D I
Namiot cesarski z uchylonym wejściem, widać śpiącego przykrytego purpurą i gronostajami. Na zewnątrz jeden ze strażników przysiadł i podparł się ramieniem, drugi z włócznią stoi tyłem do nas. W górze spływa nad namiot — ptak?, anioł? To fragment fresku Piera della Francesca z Arezzo. Dzieje się tu rzecz arcyważna: na śpiącego spływa sen. Sen, który zaważy na przyszło ści planety, może sen najważniejszy w dziejach. Porównywalny tylko ze snami Józefa w Egipcie, ale i te nie dotyczyły takich połaci świata. Sen, by tak powiedzieć, publiczny, ponieważ już rankiem stanie się wiadomy wszystkim; przynajmniej w otoczeniu cesarza. W następ stwie wizji sennej nazajutrz armia będzie wyposażona w tarcze, na których widnieje nieznany dotąd znak: splecione X i P. Sen oznajmił cesarzowi: pod tym znakiem zwyciężysz. Nieczęsto zawodowi historycy traktują sny jako dokumenty zapisujące przyczynę sprawczą faktów. A może to zmyślenie?, legenda? Paul Veyne, najwybitniejszy dzisiaj francuski historyk starożytności, postanowił w jednej ze swych książek dać wiarę sennej zjawie. To znaczy potraktować ją jako coś, co stało się początkiem serii wydarzeń. Natomiast wydarzenia są znane i długo będą przywoływane w historii i apologetyce ➢ 7 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 8
S PAC E RY P O R Z Y M I E
chrześcijańskiej. Tak jak pewien most na Tybrze, Ponte Milvio, w starożytności Milvius pons, do którego jeszcze dziś można spacerować. Przy tym moście rozegrała się jedna z tych bitew, które nadają kształt historii, jak bitwa pod Poitiers, pod Wiedniem czy pod Stalingradem. W sporze o tron cesarstwa Konstantyn pokonał tu Maksencjusza. Drobiazg polegał na tym, że nocą Konstantyn postanowił stoczyć walkę pod znakiem nowego Boga. Boga chrześcijan, który był już czczony w jego cesarstwie, chociaż w skromnych proporcjach. Znawcy twierdzą, że w tym czasie chrześcijanie mogli stanowić od pięciu do dziesięciu procent mieszkańców imperium. Działo się to 27 października 312 roku. Dwa dni potem zwycięz ca wkroczył do Rzymu przez via Lata, która odpowiada dzisiejszej via del Corso. Niezliczone są spekulacje na temat rzeczywistej przyczyny decyzji Konstantyna, by przybrać nowy znak i w jego cieniu walczyć o zwycięstwo. Zakła da się jakieś tajemne wpły wy na cesarza, kalkulacje polityczne. Historyk odpowiada: nic nie wskazuje, że grały tu zewnętrz ne czynniki. I co to za kalkulacja — opowiedzieć się za dziesięcioma procentami ludności i zrazić sobie całą resztę. Należy założyć, że wydarzyło się to, co nazywamy nawróceniem. Zapewne długo przygotowywanym i ujawniającym się w decyzji tej nocy czy tego ranka. I że to, co działo się potem, było wyciągnięciem wniosków z przełomu wewnętrz nego. To znaczy oddaniem polityki państwowej w służbę świeżo przyjętej wiary. Jeśli ktoś powie, że jest to myśle nie naiwne, idealistyczne, należy uzupełnić to twierdzenie pełniejszym zarysem sytuacji. Nie jest tak, że Konstantyn przedstawia typ wierzącego, który pojmuje wiarę jako życie wewnętrz ne i odwrócenie się od świata. Nie będziemy wiedzieli, jaki to element chrześcijaństwa antycznego najbardziej do niego przemówił i uwiódł go. Jego dalsze zachowanie zawiera kilka sugestii na ten temat. Rzecz w tym, że nawrócenie cesarza spotyka się z czymś, co można nazwać poczuciem osobistego powołania. Konstantyn od razu chwyta rdzeń chrześci jaństwa: uniwersalizm, przeznaczenie do rozszerzania się na nowe tereny, ogar➢ 8 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 9
C H Y T RO Ś Ć KO N S TA N T Y N A
niania coraz większych rzesz ludzkich. Czyli jest duchowym odpowiednikiem samej idei cesarstwa, przynajmniej tak jak to czuł syn Konstancjusza Chlorusa. Cesarstwo ma powołanie do ogarnięcia wszystkiego — jeszcze w okresie renesansu pojawiają się te ambicje — i w tym znaczeniu jest świecką analogią świata zjednoczonego i wyznającego jednego Boga. Nie miał więc problemu z powiedzeniem sobie: oddaję swoją politykę w służbę religii; to się narzucało. Nie chodzi tu jednoznacznie o instrumentalizację religii ani też o upobożnienie polityki. Postawa cesarza nie przypomina postawy walczącego islamu. Élan vital unosi równocześnie życie religijne i świeckie — ale świeckość nie jest całkowicie wchłonięta, zachowuje swój obszar działań i autonomię. Konstantyn uwierzył we własne powołanie — będzie nim propagowanie chrześci jaństwa i rozszerzanie jego granic. To znaczy rozszerzanie granic cesarstwa. Świadomość tego powołania przeniknie do edyktów cesarskich, listów do dostojników kościel nych, kazań wygła szanych przez cesarza wobec dworu, które będą równocześnie fragmentaryczną katechezą i odsła nianiem dalekosięż nych planów. Była to decyzja rewolucyjna. Nie tylko w sensie zmiany, którą potwierdzi przyszłość. Również w sensie przewrotowej wizji religii, wizji dotychczas nieznanej w starożyt nym świecie. Należy podkreślić zasadniczą różnicę między tym, jak pojmowali swoją religię Rzymianie i czym stało się chrześci jaństwo dziedziczące pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, żydowski stosunek do wiary. Zakła da on nie tylko wyłącz ność kultu jedynego Boga, ale też relację z Nim trwałą, intensywną. Bogowie rzymskiego Panteonu (jak wiemy, poszerzającego się wraz z podbojem innych ludów) nie wymagali od wiernych niczego podobnego. Relacje z nimi były czasowe, cykliczne, związane z ceremoniami czy aktami wielkiej wagi; poza tym bogowie zostawiali ludzi w spokoju, zajęci wła snym wyższym życiem. Związek miłości, zazdrosnej namięt ności między ludźmi i niebianami nie wchodził w grę. Stosunki były dyplomatyczne i oparte na kontrakcie: podczas ofiary ludzie prosili o powodzenie, dobre zbiory, wygraną ➢ 9 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 10
S PAC E RY P O R Z Y M I E
wojnę. Odpowiedni upraszany bóg spisywał się dobrze czy źle, lecz nie należało go drażnić, odmawiając mu kadzideł i ofiar zwierzęcych. Wśród osób wykształconych oczywiste było przekonanie, że ponad wielorakimi bogami jest jedno Bóstwo o czysto duchowym charakterze, które nie troszczy się o ludzi, ale wyznacza pewne kanony myślenia i działania. Bóg Sokratesa i Platona. Mogła to być zasada kosmiczna, Dobro, jak je rozumiał Platon. Dzieli je przepaść od Jedynego, który nadaje ludziom prawa, karze i nagradza, a przede wszystkim wymaga wyłącznego uczucia. Wymaga jak gdyby stale podniesionej temperatury religijnej i w zamian pochyla się nad każdą jednostką, przyjmuje skargi, rozpacze, prośby. Nie można Go jak tamtych odstawić do momentu następnej ceremonii prywatnej czy publicznej. To był pomysł dla świata antycznego nowy i niesłychany, inaczej ustawiał człowieka wobec własnej egzystencji. I ten pomysł, w tak słabej mierze obecny w Rzymie, Konstantyn uczynił zasadą i motorem swojego powołania. Historycy podkreśla ją, że cesarz odznaczał się mądrością polityczną i zmysłem odpowiedzialności. Oznaczało to, że po nawróceniu obca mu była myśl, by zaraz zabrać się do przymusowego zawracania całej trzody do owczarni. Nieskuteczność prześla dowań chrześci jan dała mu do myśle nia. Nie przedsięwziął żadnych środków przeciw poganom, oprócz zakazania publicznych krwawych ofiar zwierzęcych, rzeczy, do której jego nowy Bóg żywił niechęć. Poza tym zostawił wolność wiary. Inna rzecz, że będzie stopniowo faworyzował chrześci jan w obsadzaniu stanowisk i dla karierowiczów stanie się jasne, że warto się nawrócić. Tak więc cesarz rządzi imperium zamieszkanym przez ludzi innej wiary niż jego własna. Nawet armia czci Mitrę lub innych bogów. Nie przeszkadza mu to — jego plany są tak dalekie, a życie krótkie, że paradoksalnie nie musi się spieszyć. Najważniejsze jest zachowanie pokoju społecz nego, tą wartością stoją, przy jej braku padają państwa. Jego następ cy będą stopniowo poszerzali zakres zakazów dotyczących pogan. Wszelki, najbardziej prywatny kult będzie im zabroniony, na➢ 10 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 11
C H Y T RO Ś Ć KO N S TA N T Y N A
wet wylanie paru kropel wina larom i penatom. Zrozpaczeni pamfleciści pogańscy twierdzą, że szpiedzy państwowi rejestrują nawet spojrzenie zwrócone ku niebu — znak starego przesądu. Kilka pokoleń — i to powinno wystarczyć tym, co chcą uczestniczyć aktywnie w życiu. Wiemy jednak, że chrystianizacja nie była taka prosta; historyk Jean Delumeau powiada, że autentyczne nawrócenie mas (w wyniku pracy misyj nej nad ni mi) za czy na się do pie ro od re for ma cji i kontrreformacji. Ta wiara wprowadza do swych kryteriów pojęcie, które w starożyt ności nie stosowało się do religii: pojęcie prawdy. Paul Veyne rozważa pytanie: czy Grecy wierzyli w swoje mity? Tak, jeżeli wyłączyć problem prawdziwości, jak my ją rozumiemy. Rozważanie, czy bogowie istnieją, byłoby dla nich niezrozumiałe — byli w ich życiu i tyle. Wykształceni grawitowali ku dziwacznemu monizmowi — ponad bogami jest ten jeden. A ci, co lekceważyli religię ojców, twierdzili po prostu, że bogów nie interesują ludzie i że nasze ceremonie na ich cześć są śmieszne. Niewielu twierdziło, że bogowie nie istnieją. Zresztą stosunek chrześci jan do tych bogów też bywał zmienny — od zaprzeczania ich istnieniu po traktowanie bogów i ich wizerunków jako szatanów i szatańskich podobizn. Co do swego Boga, stawiali go w kategoriach prawdy — prawdą jest, że istnieje Bóg, który przemawiał do Abrahama, Izaaka, Jakuba i był głoszony przez Jezusa. Żadna myślowa sztuczka nie pozwoli uniknąć alternatywy: tak czy nie? Konstantyn zachowuje się jak ktoś, kto ma dużo czasu — całą przyszłość przed sobą. Może jest przekonany, że tak czy owak dokończą pracę następ cy. Tak się stało. I następ cy, już urodzeni jako chrześci janie, to znaczy z chrześci jańskich rodziców, będą o wiele mniej tolerancyjni. W połowie V wieku pogaństwo już nie ma prawa do życia, zostało zduszone dekretami. Cesarza interesuje co innego — nie innowiercy, ale odstęp cy. Fakt, że są swary i rozłamy w łonie Kościo ła Boże go. Będzie popierał większość, czyli ortodoksję, w konflikcie z donatystami. Pójdą za nim następ cy, opowiadając się przeciw wciąż nowym herezjom. Konstantyn wtrąca się ➢ 11 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 19
MOJE PIELGRZYMKI
Marcowy dzień, kiedy drzewa są jeszcze nagie; platany cierpliwie czekają na zielony żar liści. Świątynie pokryte kurzem; cynober i ochra, siena i bordeaux, szerokie plamy cynamonu. A DA M Z A G A J E W S K I,
Rzym, miasto otwarte
Rzymów jest wiele — każdy dzieli się na podkategorie. Gdy mówimy: Rzym starożyt ny, to dla historyka nie mówimy nic. Dzieli się on bowiem na królewski (ten prawie nie zostawił śladów), republikański i cesarski; a dwa ostatnie rozpadają się na wczesno- i późnorepublikański, na wczesno- i późnocesarski. Są też jeszcze mniejsze jednostki podziału. Późniejszy Rzym trwa w zabytkach bardziej licznych: im bliżej nas, tym w Rzymie pełniej. To samo będzie ze średniowieczem; z jego pierwszych stuleci pozostało nie tak wiele: nieliczne kościo ły. Od roku 1000 — ważnej daty dla Europy — budowle sakralne zasadniczo zachowały się w głównych elementach struktury, tyle że przerabiano je i ozdabiano za każdym razem zgodnie z panującą modą. Wszystkie świątynie chrześci jańskie przeszły przez ten proces. Zaczynano na przykład budować w IV stuleciu. Wraz z rośnię ciem wspólnoty wiernych około XI–XIII wieku postanawiano świątynię powięk szyć albo wybudować na tym samym miejscu nową. Potem pojawiały się grobowce, ołtarze renesansowe. Zmieniano sklepienia, likwidowano resztki ➢ 19 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 20
S PAC E RY P O R Z Y M I E
smaku czy raczej niesmaku starej daty. Rzym zachował jedno sklepienie ostrołukowe, które w jego przestrzeni wydaje się dziwactwem: w Santa Maria sopra Minerva, na rzut kamieniem od Panteonu. Zwiedzającemu dodaje to miłego anachronizmu: dobrze tu współmieszkają obrazy quattrocenta, grobowiec Katarzyny Sieneńskiej, rzeźba Berniniego, pamiąt kowe tablice z XIX wieku (w tym tablice dwóch polskich emigrantów). Ale czy pod gmachem znajdą się jeszcze szczątki świątyni Minerwy, o której mówi dzisiejsza nazwa? Po soborze trydenckim przyszła potężna fala zmian — pragnienie, by kościo ły przybrały inne oblicze, bogatsze, to znaczy bardziej niż do skupienia pobudzające do podziwu i czci wobec potęgi. Wobec podwójnej władzy, którą posiadał Kościół: z materialnej siły, groźnej i nieograniczonej; i z mocy ponadziemskiej. Obiecujący ludziom wieczność, mający prawo wiązać i rozwiązywać w niebie. Sobór, który zapewne uratował katolicyzm, otworzył epokę Wielkiej Budowy, szału budowania; we Włoszech i innych krajach Europy i świata. Za misjonarstwem, potrzebą ujednolicenia wiary i wyobraźni ludzi szła misja budowania, gęsta sieć świątyń na nowo postawionych albo przerobionych. Dzisiaj poruszamy się w tej sieci, kiedy uprawiamy „turystykę kulturalną”. Zdawałoby się, mało egzotyczną w porównaniu z takimi celami podróży jak Indie. Ale naprawdę to daleka podróż, jeśli chcemy wniknąć w okoliczności, styl i treść tej sztuki. Z obiektów sakralnych, które były pierwszym przeznaczeniem nowego stylu, przenosił się on na pałace, place, fontanny, opanowywał miasto. Dawał mu bujność, rodzaj nadmiaru, jak przelewanie się wody poza basen fontanny. To podstawowy urok Rzymu, podobnie jak współistnienie fragmentów starożytnych z nowożytnymi budynkami, często po prostu z pospolitą dzielnicą mieszkalną. Jaki przyświe ca mi zamiar w tych sprawozdaniach i medytacjach? Oczywiście: pomieszkać jeszcze trochę w Mieście wyobraźnią i wspomnieniem, gdy kończy się każda z moich podróży. Czyż pisanie, lektura nie są z tym związane: pobyć w miejscu, co nie jest codziennym otoczeniem; w czymś innym, co tę codzienność nasyci, dodając jej innego wymiaru? ➢ 20 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 28
SA N C L E M E N T E
Ani Arno ofiarowuję
Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką. A DA M M I C K I E W I C Z
Jest bardzo jasny, przedwiosenny dzień. Mój pierwszy dzień w Rzymie, po latach. Stoję na pla cu Świę tego Jana Laterańskiego, twarzą do Obelisku i Loży Błogosławieństw. Patrzę na plan: co mam do wyboru. Przed sobą najważniejszą bazylikę biskupa Rzymu, za sobą lekko opadającą ludną ulicę o nazwie, która brzmi bardzo starożytnie: Merulana, i na jej końcu inną bazylikę, Najświęt szej Panny Większej. Na lewo, wiem, po kilkuset metrach trafię na Najświęt szy Krzyż Jerozolimski oparty o Mury Aureliańskie. Na prawo prześwituje szczerbaty pierścień kamiennego muru: to Koloseum. Prowadzi tam ulica, której perspektywa ginie w krzywej linii domów: ulica Świętego Jana na Lateranie. Od czego zacząć? Słoń ce mam teraz z lewej strony, już zaczyna być gorące. Wybieram odwrotny kierunek, przesmyk uliczny zapowiada cień. To jedna z tych niepozornych ulic, gdzie od dawna mieszkańcy zagnieździli się między czcigodnymi zabytkami. Mur szpitala Matki Boskiej Cierpiącej, kilka sklepików, jakaś instytucja religijna, dwa bary wystawiające spłowiałe reprodukcje, warsztat. Na skrzyżowaniu, od strony via San Gio➢ 28 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 29
SA N C L E M E N T E
vanni in Laterano, niepozorna fasada przywierająca bokiem do rzędu kamienic. Dwa nagie drzewa rzucają na nią ostry cień, na stopniach siedzi młoda kobieta o wiejskiej twarzy, z koszykiem na jałmużnę; powyżej drzwi z barokowym zwieńczeniem napis: Basilica di San Clemente. Pamięć podpowiada natychmiast — a więc to ona! Jeden z najciekawszych kościołów Rzymu, z podziemiami na dwóch piętrach. Wspomnienie nie jest wyraźne, to raczej atmosfera, coś z ukrytego życia przywołanego po stuleciach. Wchodzę. Drzwi okazują się wejściem bocznym, przed nabożeń stwami otwiera się główną bramę na wprost ołtarza. Już wkrótce poznam, jaka to różnica: wejść w główną nawę ze światła dziennego i mroku przedsionka — i stanąć przed tym, co migocze w głębi jak drogocenny deszcz; zbliżać się powoli, widzieć, jak absyda nabiera wyrazistości i coraz szczelniej wypełnia pole widzenia. W kościo łach główny ołtarz jest pierwszym celem dla oka, tak to zostało pomyśla ne. W świątyniach starochrześci jańskich lub tych, które zachowały pierwotną strukturę, przyciąga półokrąg absydy nakryty przeciętą czaszą kuli (Francuzi i Włosi mają na to słowo oznaczające również czapeczkę prałatów). Były zdobione mozaikami, czasem freskami. W Rzymie trochę się ich zachowało, ale można sobie wyobrazić, ile zniszczono w przebudowach, które były manią wielu papieży. Mozaika u Świętego Klemensa jest niepodobna do innych i od począt ku stała się moją ulubienicą. Wyobraźcie sobie: stoicie we wnętrzu rozciętej kuli wybitej złotem, pod łukiem triumfalnym z medalionem Chrystusa Błogosławiącego i symbolami apostołów (wół, lew, orzeł, anioł); niżej święci i prorocy: Jeremiasz i Izajasz. Ale spojrzenie schwycone jest przez otwartą czaszę: na złotym tle, niejednolitym, chwiejnie chwytającym światło, zielone spirale, każda w środku swego zakola ma fantazyjny kwiat lub wazę. Pomiędzy spiralami dostrzegamy małe figurki ludzi, niektórzy pracują jako winogradnicy, inni czytają albo piszą w księdze. Dopiero po kilku chwilach stwierdzamy, że te skręcone wąsy bajecznych pędów wyrastają z krzewu podobnego do paproci, umieszczonego u podstawy krzyża; z krzewu wypływa źródło ➢ 29 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 43
WZGÓRZE CELIO
Przeszłość tkwi już na zawsze tam, gdzie tkwi, i nie istnieje. Jest faktem, który miał swoje następstwa i ma je w dalszym ciągu, a jednocześnie jest „jak gdyby” snem... Gdy próbujemy sztucznie ją ożywić, zdając się na ciąg pamięci, to w istocie próbujemy tylko ją śnić lub marzyć o niej w pełnym świetle dnia. N I C O L A C H I A RO M O N T E
Ulica San Giovanni jest napiętą struną między Pałacem Laterańskim i Koloseum. Dla dzisiejszego turysty są to najdawniejsze centrum chrześci jaństwa (pierwsza bazylika biskupa Rzymu) i symboliczne centrum antyku: o kilka kroków dalej otwiera się via Sacra prowadząca na Forum. Ulica dzieli dwa obszary, po prawej ręce dość płaski teren, leciutko opadający ku Koloseum, gdzie za skromną fasadą jarzy się sekretne piękno bazyliki San Clemente — po lewej zielone strome wzgórze. W dzielnicy zabudowanej starymi i nowszymi gmachami to niespodzianka. Jak niespodzianką jest nierówny mur otaczający ten teren i potęż na ściana średniowiecznej fortecy. To „dział wód” dwóch dzielnic. Gdy wespniemy się na stok, jesteśmy już gdzie indziej, w innej historii, innej atmosferze: to góra Celio, która nieco dalej otwiera swoje ogrody i kościo ły. Aż do XIX wieku słabo zaludniona i jeszcze dzisiaj dająca rzymianom przyjemność ciszy i wytchnienia. Dawno temu nosiła nazwę Góry Dębowej (co musiało być ➢ 43 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 44
S PAC E RY P O R Z Y M I E
uzasadnione), do dziś istnieje obok ulica dei Querceti, choć nie ma na niej żadnych drzew. Ze wzgórzami rzymskimi zawsze mam kłopot. Gdy liczyć, jest ich więcej niż przepisowe siedem. Niektóre są nadliczbowe. Na przykład Janikulum i wzgórze watykańskie, po drugiej stronie Tybru, nie wchodzą do legendarnego zbioru, bo nie należą do najstarszej historii Miasta. Ale i w jego jądrze są wzgórza zaznaczone na mapie, lecz widać nielegitymujące się szlachectwem mitycznych czasów zakładania Rzymu. Celio to co innego, to góra poważna. Za cesarstwa uważana za miejsce wiledżia tury, ogród na jej szczycie nosi nazwę Villa Celimontana. Zbocze przeciwległe wobec tego, przy którym się teraz znajduję, opada ku Palatynowi, oddzielone od niego głęboką doliną — dziś to jezdnia dla pędzących samochodów. Mury z cegły, które widzimy ponad San Clemente, to kościół o zagadkowej nazwie: Czterech Świętych Koronowanych. Świątynia stara, wiele razy przebudowywana. Prawdę mówiąc, odwiedza się ją dla samej aury wynikającej z położenia — to wiejska wysepka pośrodku ogromnego organizmu miasta. Po raz pierwszy widziałam ją, tylko z zewnątrz, latem 1971 roku. Z rozpalonego asfaltu wokół Koloseum wchodzę na wznoszącą się pylną drogę; po bokach zmęczone upałem chwasty. Dochodzę do placyku, gdzie mury przebija wysoka brama, tamtym razem zamknięta na głucho. Spotkanie surowe: mur i brama nie mają nic ozdobnego, wysoko nad wejściem okna bez śladów życia. To klasztor. Nad bramą wznosi się krępa wieża z czterema otworami romańskich okienek. Bruk z nędzną trawą, warzywniki, cisza prawie niepokojąca — nieduża wysokość stoku odcina od szumu miasta w dole. Miejsce zapomniane, otoczone lękliwym szacunkiem? Ale podczas lat mojej nieobecności przypomniano sobie o nim. Polna droga została wyasfaltowana, na placyku parkują samochody, w szopie pracuje mechanik. Jednak pozostało coś z dawnej atmosfery. Teraz brama otwiera się dwa razy dziennie, rano i po południu, jak większość kościo łów, turyści (tu zawsze w skąpej liczbie) zostali zaakceptowani. Siostry zakonne dają do zrozumienia, że niechęt nie. ➢ 44 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 59
WO KÓ Ł F O RU M
Quasi oliva speciosa in campis NA PIS NAD BRA MĄ SAN TA FRAN CE SCA RO MA NA
Najlepiej wyjść wcześnie. Zwiedzanie kościołów można rozpoczynać już po siódmej, po pierwszej mszy. Nasz dzień wydłuża się wtedy, przyjemnie wyjść na chłodne ulice. Co prawda, nic nas nie uratuje przed hukiem samochodów i skuterów, ale wszędzie panuje poranny optymizm, począwszy od baru, gdzie wypijam pierwsze caffè macchiato. Platany są jeszcze nagie, jak w wierszu Zagajewskiego. Ulicą Labicana bądź San Giovanni dochodzimy do Koloseum, gdzie już zaczynają się gromadzić wycieczki. Ukłon w kierunku Łuku Konstantyna, w szarym marmurze najpiękniej wyglądają okrągłe medaliony. Należy przejść do via dei Fori Imperiali, rzucić okiem na tablice pokazujące, jak rozprzestrzeniało się panowanie rzymskie w starożytności (no, rzeczywiście...), aby za chwilę wspiąć się wąskimi schodkami. Tutaj, na nierównym terenie, stoi pierwszy z kościołów otaczających Forum Romanum. Najpierw nazywał się Santa Maria Nova, od XVI wieku — Santa Francesca Romana. Stoi bokiem do Forum, do którego przytulona jest nawa, a brama patrzy w kierunku Kapitolu. Historycy twierdzą, że jest zorientowana w stronę Bazyliki Świętego Piotra, dla podkreśle nia więzi z głową kościo łów rzymskich. Sprawa zaczyna się od razu tutaj, przed fasadą. ➢ 59 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 60
S PAC E RY P O R Z Y M I E
Wyobraźmy sobie kościół z IX stulecia. Trzęsienie ziemi poważnie uszkodziło znajdujący się na samym Forum kościół Santa Maria Antiqua z IV wieku. Postanowiono zastąpić go nowym, wybudowanym na obrzeżu, który otrzymał imię Santa Maria Nova. Miał wysoką kampanilę, do dziś zachowaną i znakomicie widoczną z Forum i Palatynu, surowy i dostojny kształt — i nad potrójnym wejściem był pokryty mozaikami. A teraz wystawmy sobie, że w roku 1615 papież Paweł V Borghese zleca architektowi Carlo Lombardo wyburzenie fasady, zastąpienie przez bardziej okazałą i równocześnie przerobienie wnętrza w tym samym duchu. Mozaiki zostały poświę cone w imię nowoczesności; czyżby nie znano techniki przenoszenia? Ale też takie ratownictwo pewnie nie postało nikomu w głowie. Mozaiki na całej powierzchni nad drzwiami! Odkąd śledzę narodziny, życie i śmierć mozaik rzymskich, trudno mi to wybaczyć, nawet jeśli fasada Lombarda mi się podoba. Jest jak wysunięty do przodu wąski i wysoki ganek. Łuki, białe pilastry, trójkąt ne zwieńczenie z figurami świę tych. Przyjemnie jest stanąć na utworzonym w ten sposób balkoniku i patrzeć na otaczającą zieleń, na płat gwałtownego światła, tam, gdzie widok otwiera się na Forum. Podwójne imię wiąże się z młodą świętą z począt ków quattrocenta, Francescą de’ Ponziani. Wstąpiwszy do klasztoru, znajdującego się przy Santa Maria Nova, założyła Kongregację Benedyktynek Oblatek. Gdy zmarła, pochowano ją w tym koście le i zaczęło sypać cudami. Przy okazji przeróbki kościo ła jej imię zastąpiło dawne. Otworzono też kryptę, gdzie spoczywa spora gromadka świętych męczenników. Można powiedzieć — świątynia zyskała na splendorze. Co naprawdę straciła, nie wiemy. Wnętrze jednonawowe, z dużymi kaplicami, patrząc od drzwi można wziąć ich łuki za nawy boczne. Biel, sztukateria, płaski sufit z barokowymi malunkami. Ale z okien pada mocne światło na absydę i w miarę zbliżania się odkrywamy olśniewającą mozaikę. (Będę stale układała listę mozaik rzymskich w porząd ku mojego dla nich uznania, często zmieniając kolejność...). Chociaż pochodzi z XII wieku (stulecie, ➢ 60 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 86
Ś WIĘ T Y PAW E Ł Z A M U R A M I
Nasza postawa wobec Rzymu zmieniła się całkowicie; ośmielę się powiedzieć, że odczuwamy rodzaj namiętności dla słynnego miasta; żaden szczegół nie jest dla nas zbyt surowy ani zbyt drobny. Jesteśmy spragnieni wszystkiego, co należy do przedmiotu naszych badań. STENDHAL
„Spędziliśmy dzień w słynnej Bazylice Świętego Pawła za Murami. Twierdzi się, że Konstantyn kazał ją zbudować w tej części cmentarza, gdzie święty Paweł został pogrzebany po męczeńskiej śmierci. W roku 386 cesarze Walentynian II i Teodozjusz nakazali przebudowę bazyliki w znacznie większych rozmiarach. Została ukończona przez Honoriusza; wielu papieży restaurowało ją i zdobiło. Wśród bazylik mających nawy przedzielone kolumnami żad na nie była bardziej majestatyczna, bardziej chrześci jańska, aż do fatalnego pożaru 15 lipca 1823 roku. Obecnie nie ma nic piękniejszego, bardziej malowniczego, smutniejszego niż straszliwy chaos spowodowany przez pożar; żar płomieni podsycanych przez ogromne belki, które podtrzymywały dach, rozszczepił od góry do dołu większość kolumn. Podczas dwudziestu lat poprzedzających pożar oglądałem Świętego Pawła w takim stanie, że bogactwa wszystkich królów ziemi nie byłyby zdolne go przywrócić. Stulecie budże tów i wolności nie jest epoką sztuk pięknych; droga ➢ 86 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 87
Ś WIĘ T Y PAW E Ł Z A M U R A M I
żela zna, przytułek dla żebraków są warte sto razy więcej niż Świę ty Paweł. Prawdę mówiąc, te użyteczne rzeczy nie dostarczają przeżycia piękna, z czego wnoszę, że wolność jest nieprzyjaciółką sztuk [...]. Niegdyś, wchodząc do Świętego Pawła, znajdowaliśmy się pośród lasu wspaniałych kolumn; wszystkie, w liczbie 132, były antyczne: Bóg wie, ile pogańskich świątyń sprofanowano, aby zbudować ten kościół! (Warto kupić na Corso plan i widok wnętrza Świętego Pawła; cena: dwa pauli). Cztery rzędy po dwadzieścia kolumn dzielą kościół na pięć naw. Między czterdziestoma kolumnami nawy głównej dwadzieścia cztery w porząd ku korynckim, z fioletowego marmuru z jednego bloku, były wyrwane z mauzoleum Hadriana (dzisiaj Zamek Świętego Anioła) [...]. Co szczególnie przypomina pierwsze wieki Kościo ła i dawało niegdyś Świętemu Pawłowi aurę w najwyższym stopniu chrześci jańską, czyli surową i nieszczęśli wą, to brak sufitu; podróżny dostrzegał ponad swoją głową grube belki tworzące dach; były widoczne i niczym nieprzysło nięte. Daleko stąd do zło conych ścian Świętej Marii Większej i Świętego Piotra. Posadzka Świętego Pawła za Murami była ułożona z nieregularnych fragmentów wyrwanych z antycznych budowli marmurowych. Od prze kro cze nia pro gu je ste śmy ude rze ni wiel ką mozaiką o gigantycznych postaciach, widoczną za ołtarzem poprzez las kolumn; służyła jako podpis dla całości, jaka nas otaczała, i uświadamiała duszy uczucie, które ją tu niepokoiło. Kolosalne proporcje osiemdziesięciu Starców z Apokalipsy oraz apostołów Piotra i Pawła, otaczających Chrystusa, podpowiadają nam: strach i wieczne piekło. Ta mozaika pochodzi z roku 440. Niektórzy pisarze starożyt ni twierdzą, że dla zadaszenia Świę tego Pawła wysła no cedry z Libanu. 15 lipca 1823 roku nieszczęśni robotnicy, pracujący przy ołowianym pokryciu podtrzymywanym przez te belki, zaprószyli ogień od piecyka, który służył im do pracy. Ogromne kawały drewna, wysuszone przez tyle wieków palącym słońcem, spadały w płomieniach ➢ 87 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 98
N A T RO P I E M O Z A I K
Kto ma czas i ochotę na poszukiwanie w Rzymie pierwszych wieków chrześcijaństwa, ten będzie zdumiony ich niewyczerpanym bogactwem i niezwykłą świeżością. Rzym był w istocie i pozostaje wielkim miastem chrześcijańskim. PAW E Ł M U R AT OW
NA ESKWILINIE
Na mozaiki trafiamy przy każdym spacerze po Rzymie, z wyjąt kiem dzielnic, gdzie barok zatriumfował nad starszymi budowlami. Książka o mozaikach pokrywałaby się w sporej mierze z opowieścią o mieście. Ale istnieją „zagłę bia mozaikowe”, gdzie trafiamy na ich obfitość, i jednym z nich jest starożyt ne wzgórze Eskwilin. Tutaj wybudowano pierwsze kościo ły w mieście, odkąd dla religii chrześci jan jawność stała się możliwa. Odpowiadało to nie tylko znajdującemu się tu skupisku wiernych, lecz i wyższemu ich statusowi. Byli to często bogaci patrycjusze i od IV wieku zabrali się do przerabiania dyskretnych domów modlitwy na świątynie. W ten sposób, jak wiemy, powstało wiele kościo łów w Rzymie, związanych z patrycjuszowskimi tituli; należy je odróżnić od tych, które wznoszono z rozkazu władcy świeckiego czy kościelnego. Eskwilin dzisiaj słabo przypomina wzgórze. Podnosi się lekko, gdy idziemy od Lateranu i na wysokości Santa Maria Maggiore opada; odchodzą od niej dwie spadające ulice: via ➢ 98 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 99
N A T RO P I E M O Z A I K
De Pretis oraz czarująca via Panisperna, która zmierza w kierunku Forum Trajana. W pierwszych wiekach naszej ery różnice wysokości były znaczne, dawały się odczuć przez kontrast między miejscami zabudowanymi a obszarami zieleni na stokach. Arystokracja rzymska upodobała sobie szczyty wzgórz: Eskwilin, Celius, Awentyn, gdzie aura była zdrowsza i lepszy widok na wszystkie strony. Zwłaszcza że za czasów cesarstwa wodociągi działały sprawnie i dostarczały wodę nawet na sporą wysokość. Z upadkiem imperium popadły w zaniedbanie, więc z braku wody mieszkańcy gór przenosili się w doliny. Pewien patrycjusz przeszedł do historii i legendy za sprawą najstarszych kościołów eskwilińskich: senator Pudens, właściciel dużej połaci tej dzielnicy; opadający teren, gdzie stał jego dom, nosił wtedy nazwę Vicus Patricius. Dom był miejscem zgromadzeń liturgicznych. W każdym razie mamy do czynienia z postacią historyczną, co trudniej powiedzieć o jego dwóch córkach, Pudencjanie i Praksedzie, które tradycja podaje za święte, przypisując im zasługi w zajmowaniu się szczątkami męczenników sprzed edyktu mediolańskiego. Przypuszcza się, że senator miał tylko jedną córkę, Praksedę, która w pamięci ludowej rozdwoiła się, aby wytłumaczyć początki dwóch kościołów położonych w pobliżu starożytnego Vicus. Tak więc w tradycji Pudencjana i Prakseda dostały każda po koście le: Santa Pudenziana i Santa Prassede. Artystyczna i historyczna wartość obu świątyń nie jest równa — Santa Pra sse de jest waż niej sza, pięk niej sza, ale San ta Pudenziana ma lepsze położenie, jest wyodrębniona w sieci ulic. Od niej zwykle zaczynam spacer po Eskwilinie. Wyobraźmy sobie, że ulica, w którą skręcamy na lewo od placu Santa Maria Maggiore, ukazuje z boku mocny spadek terenu i kościół połączony jest z nią schodkami. Rzym, rosnąc poprzez wieki, pochła nia to, co położone w dole, niweluje kontrast między wzgórzami i dolinami. To miara czasu, która liczy stuleciami i tysiąc leciami — o starożyt ności rzeczy świad czy stopień pogrążenia w ziemi. Nowa epoka może się liczyć od chwili, gdy na dawnym koście le stawia się nowy, ➢ 99 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 129
T R I U M F BA RO K U
Istoty od nicości odległość jest nieskończona. Zabawy przyjemne i pożyteczne, 1776 (CY TOWA NE PRZEZ CZESŁAWA MI ŁO SZA)
Od powrotu papiestwa do Rzymu z „niewoli awiniońskiej”, po siedemdziesięciu latach pobytu w mieście nad Rodanem, nie będzie papieża dostatecznie długo żyjącego, który po latach zaniedbania nie zająłby się żywo ozdabianiem i uświetnianiem swojej stolicy — stolicy chrześcijaństwa. Pomysły narastały stopniowo, rozmach nabierał energii. Na początku, za Sykstusa IV, najważniejsze było odnowienie i upiększenie pałacu watykańskiego, o czym też myśleli papieże renesansowi. Juliusz II, gdy zlecił Michałowi Aniołowi swój grobowiec mający stanowić jądro Bazyliki Świętego Piotra; Leon X, nakłaniając tegoż artystę do zaniechania grobowca i wymalowania sufitu Kaplicy Sykstyńskiej, równocześnie Rafaelowi z Urbino oddając lodżie i stanze pałacu; Klemens VII, wymuszając na Michale Aniele Sąd Ostateczny jako dopełnienie Kaplicy. Stopniowo wielkie prace wkraczały do miasta. Nowe zagospodarowanie wzgórza kapitolińskiego, utworzenie świątyni chrześcijańskiej w Termach Dioklecjana, wytyczanie nowych ulic. W wieku XVII upiększanie i przebudowa miasta nabiera tempa. Być może najstarsi mieszkańcy już wtedy z trudem rozpoznawali znane od dziecka dzielnice. I tak miało być w każdym pokoleniu. A zwłaszcza od momentu, gdy Rzym stał się stolicą ➢ 129 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 130
S PAC E RY P O R Z Y M I E
Królestwa Włoskiego i za wszelką cenę chciano go upodobnić do innych stolic. Następna faza decydująca o wyglądzie miasta, które się dotąd niechętnie rozprzestrzeniało, liczy się od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy urbanizacja wkroczyła na Kampanię Rzymską. O ile przemiany XIX- i XX-wieczne to przystosowywanie stolicy do funkcji świeckich, XVII stulecie myśli głównie o kościo łach, o przydaniu Wiecznemu Miastu jak najwięk szej liczby świadectw czerpiących moc z wiary. Został otwarty wielki warsztat, w którym dziesiąt ki wielkich i mniejszych mistrzów prowadziły przez przeszło sto lat pewne doświadczenie. Eksperyment plastyczny i urbanistyczny, który nazywamy barokiem rzymskim. Narzucił on miastu wyraźne piętno. Spójrzmy na mapę. Od rządów Pawła V (1605–21) z rzymskiego rodu Borghese możemy liczyć sto lat bezustannych interwencji w substancję miasta, w wielu kierunkach. Ich zadaniem było uregulowanie miejsc zbyt zgęszczonych przez zabudowę albo za bardzo rozrzedzonych; połączenie, wizualne albo symboliczne, miejsc odległych od siebie w szlaki pielgrzymek bądź przejazdów. Te prace układają się w krzyżak, punktem przecięcia ramion są okolice Piazza Colonna. Jedno ramię prowadzi od Porta del Popolo do, powiedzmy, wzgórza laterańskiego; drugie, krótsze, od Piazza Navona przez Kwirynał, Piazza Barberini do bazyliki Santa Maria Maggiore. Konstrukcje barokowe znajduje się też poza tym obszarem, choćby bazylika San Pietro. Są wyspy barokowe wyrastające na obcym terenie, jak dwa kościo ły, Santa Susanna i Santa Maria della Vittoria; albo barokowe wtręty wokół Forum Romanum, nawet na Awentynie. Miasto naraz zaczyna się mienić, współgra z nastrojem przechodnia, czy też nastraja go na swój ton. Nie napełnia nas surową powagą jak dawne kościo ły, ale podziwem bardzo świec kim dla sztuki budowniczego, dla odwagi w wymyślaniu coraz to innych brył, profilów, zdobień. Wbrew symbolom marności świata i śmierci, które zalecał sobór trydencki w dokumentach o sztuce sakralnej, te kościo ły, te fasady mówią o wspaniałości i różnorodności istnienia; napełniają ciekawo➢ 130 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 193
O D K RY C I E
Piotrowi Kłoczowskiemu
Bóg jest istotą niepoznawalną, do której człowiek może się zbliżyć tylko tak, jak cień zbliża się do Światła. G I O R DA N O B RU N O (PRZY TO CZO NY PRZEZ GU STAWA HER LIN GA-GRUDZI ŃSKI EGO)
Spacery po Rzymie przynoszą wielką ilość przeżyć i nigdy nie popadają w jednostajność. Chcę opisać jeszcze jeden z nich, niepodobny do innych. To spotkanie z wyjąt kowym momentem historii i z wyjąt kową indywidualnością, ale i oderwanie się od czasu i od subiektywności — doświad czenie kluczowe w dziejach sztuki. Podczas wędrówek po kościołach odnotowałam dzieła wyjątkowe, wyróżniające się spośród innych, ale odbierałam je razem z atmosferą otoczenia. Wybitne pomysły malarskie, rzeźbiarskie, architektoniczne były dodatkową — nie wyłączną — przyczyną, by polubić te kościoły. Znakomicie osadzone na swoim miejscu, dodawały chwały budowli i same z niej czerpały uświęcenie; niepodobna było pomyśleć ich sobie gdzie indziej. Nie tylko mozaiki, których więź z budynkiem jest organiczna i przeniesione umierają jak ryby na brzegu. Dotyczy to rzeczy, które można przetransportować: fresków, obrazów, rzeźb. We wnętrzu świątyni nie były osamotnione, uczestniczyły ➢ 193 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 194
S PAC E RY P O R Z Y M I E
w chórze. Wykluczały chęć zobaczenia ich gdzie indziej, w muzeum, w salonie kolekcjonera. Nawet jeśli nowoczesne rozumienie sztuki każe nam patrzeć na nie jak na przedmioty niezawisłe i wyniosłe, których adres jest w sumie przypadkowy. Arcydzieła pomieszczone w kościołach mówiły ściszonym głosem, czuło się w nich dumę służby. W tym znaczeniu sztuka chrześcijańska, zrodzona również z ludzkich pobudek, ambicji, rywalizacji, była lojalna i wobec zleceniodawców, i wobec religii. I wtedy, gdy lśniła indywidualnością, pozwalała się wintegrować w święte miejsce i w świętą legendę. Otóż każdy z nas, odwiedzających Wieczne Miasto, może przeżyć doświad czenie podważające te pewniki. W szeregu miejsc „do zwiedzenia”, wchodząc do kościo ła, trafiamy na obrazy, jakich nigdy nie widzieliśmy w tym otoczeniu. Lśnią, gdy oświetlenie jest zapalone, albo czernieją w półmroku, oczekując na widza. Obrazy, które nie dają się włączyć w atmosferę i przeznaczenie miejsc kultu. Oderwane od otoczenia do tego stopnia, że pojawia się w nas uczucie czegoś nie na swoim miejscu. Co nie przyłącza się do chóru i stanowi dysonans wobec wytworów sztuki zapełniających kościół. Ostrzegam nowicjuszy — takie przeżycie czeka nas w trzech rzymskich kościo łach: San Luigi dei Francesi, Sant’Agostino, Santa Maria del Popolo. Od przeżycia do opisania droga jest mozolna. Problem w tym, że trudno powiedzieć, jakie składniki tych obrazów w trzech kościo łach decydują o odczuciu inności. O przewrocie w sztuce przedstawiającej tak stanowczym, że minie parę stuleci, zanim ten „element obcości” zostanie przyswojony przez malarstwo zachodnie. Warunkiem będzie wyjście z kościo ła, konsekracja sztuki autonomicznej. Tymczasem jesteśmy w kościele, w kaplicy bocznej. Ołtarz główny i nawy zdobią dzieła doskonale dopasowane do całości, niekiedy pędzla świetnych artystów. Naraz wszystko to staje się pozbawione wagi, dosłownie znika sprzed oczu — i pozostaje ten obraz, dwa, trzy obrazy jednego twórcy. W pierwszej chwili odczuwam uderzenie, coś jak zaburzenie błędnika — skąd się te obrazy tu wzięły? Gdzie się właści wie znajdu➢ 194 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 195
O D K RY C I E
jemy? Te dzieła, wpasowane w ściany, dostosowane do wymiarów kaplicy, nie mieszczą się w tej przestrzeni, w głębszym sensie nie są dla niej przeznaczone. Samodzielność ich życia jest pierwszym znakiem, jaki do mnie dociera. Uświadamiam sobie, że to pierwsze takie wydarzenie — i pozostanie jedyne — w kościo łach Rzymu. (Nie myślę tu o Kaplicy Sykstyńskiej, która stawia jeszcze inne problemy). Usiłuję odtworzyć coś w rodzaju sytuacji wirtualnej stanowiącej rdzeń przeżycia, niezależnie od okoliczności naszego spotkania z malarstwem, o którym mowa. W mojej osobistej hi sto rii dzia ło się od wrot nie: naj pierw świa do me poszukiwanie tych obrazów, a znacznie później zainteresowanie sekretną mową rzymskich kościo łów. Było to latem roku 1971 — pierwszy wyjazd na Zachód, do Włoch. Uprzedzona, z naiw ną pewno ścią, czego i gdzie nale ży szu kać, drugiego dnia pobiegłam do Świętego Ludwika od Francuzów. Kaplicę rozpoznaje się z daleka po sporym zgromadzeniu przed nią. Kościół w istocie nie istnieje dla nikogo (z wyjąt kiem kapła na i stadka wiernych — może pracowników ambasady francuskiej w dni uroczyste) inaczej niż jak pewien ważny adres. Tutaj można zobaczyć najpięk niejszego Caravaggia w Rzymie. I bardziej stanowczo: najpięk niejsze obrazy, jakie ten artysta namalował, z którymi spierać się o pierwszeństwo mogą tylko płótna w Santa Maria del Popolo. I kto wie — może jeden obraz z Galerii Borghese... Stając przed kaplicą Contarellich, wychodzimy z przestrzeni kościel nej; wspólnota, do której teraz się przyłączamy, to najwyżej egotyczne bractwo wielbicieli sztuki. W żadnym miejscu w Rzymie, nawet w Kaplicy Sykstyńskiej, nie widzi się u widzów takiej łapczywości w patrzeniu. Nienasycenie jest tu terminem dosłownym. Nie, jak w Sykstynie, z powodu fizycznej wielkości i złożoności dzieła, którego nie można ogarnąć spojrzeniem i jesteśmy skazani na bezład ne obracanie głową. Obrazy, przed którymi tu stoimy, są duże, ale nie za bardzo, tak że mogą być omiecione jednym ruchem gałki ocznej i pozwalają na jednoczącą kontemplację. Są wyraziste w konstrukcji i stworzone do długiej lektury. Nie pozwalają ➢ 195 ➢
Bienkowska_Spacery po Rzymie:Bienkowska_Spacery po Rzymie 11/17/2010 1:31 PM Strona 215
SPIS RZECZY
Chytrość Konstantyna / 7 Moje pielgrzymki / 19 San Clemente / 28 Wzgórze Celio / 43 Wokół Forum / 59 Podwójna Niedziela Palmowa / 72 Święty Paweł za Murami / 86 Na tropie mozaik / 98 W kolanie Tybru / 116 Triumf baroku / 129 Gianicolo / 146 Colle Oppio / 158 Pielgrzymka do Siedmiu Kościołów / 167 Fasady i wnętrza / 181 Odkrycie / 193 Pożegnanie / 208 Nota wydawcy / 214