5 minute read
Malachit
Na pewno było to przeżycie. Na pewno było to szkolenie harcerskie w praktyce. Na pewno była to przygoda. Pytanie tylko, czy nie zdominowała i nie wypaczyła niektórych elementów wychowania harcerskiego.
Wędrówka
Advertisement
Kurs zbudowany został na dwóch elementach: obcowaniu z naturą i ideą. Wszystko najpierwotniej, jak tylko się da. Zaczęło się od górskiej wędrówki do miejsca noclegowego, po drodze z kilkoma zadaniami, w tym przygotowaniem obiadu. Do pewnego momentu, nie było to nic trudnego. Gdy wspólnie wędruje kilku nieznajomych, zespół formuje się naturalnie. Nic tak nie łączy, jak wspólne problemy. Trud podejść w Beskidzie Makowskim czy współpraca podczas przygotowania posiłku były tylko dwoma zadaniami z trwającej niemal sześć godziny wyprawy. Biorąc pod uwagę, że był to kurs podharcmistrzowki i każdy z członków zastępu niejedną podobną przechadzkę miał już za sobą, do godziny 19 (wyruszyliśmy o 17) wszystko szło sprawnie.
O 20.20 robiło się ciemno. Zastępy ledwo zdążyły zjeść, gdy było jeszcze widno. Według mapy mieliśmy jeszcze nieco do przejścia. Zostaliśmy jednak zapewnieni, że „jeszcze tylko jedno wzniesienie” i będzie z górki. Nie było. Podejście pod pionową ściankę. Część członków ekspedycji nie była fizycznie i zdrowotnie gotowa na taki wysiłek. Po ściance malownicza polana z kapliczką, tam zastał na zachód. A raczej jego prześwit, bo słońce skryło się za drzewami lasu. I tak było ładnie. Chwila wytchnienia. Znów dalej, tym razem już po ciemku.
Cel
Nie jest problemem nocny spacer po górskim lesie, nie jest również problemem przebycie dystansu z pełnym sprzętem, bez uprzedniego przygotowania. Koniec końców, każdy kursant to zadanie wykonał. Przygotowanie kolacji „na dziko” z ludźmi, których dopiero co poznaliśmy, jak i inne wyzwania na trasie, są zaletą samą w sobie, nawet jeśli przewidywany czas przejścia nie zakładał punktów z zadaniami (a w mojej opinii powinien). Natomiast bardzo wątpię w osiąganie pełni zamierzonego celu za wszelką cenę. Jaka byłaby różnica w efekcie, jeślibyśmy po posiłku zostali przetransportowani autem na miejsce, a przynajmniej zastęp, który na pewno nie był w stanie dojść o normalnej porze na miejsce? Grupa i tak by się utworzyła. Na ostatnie dwa kilometry wzięto od nas plecaki – można sobie pomyśleć, że jesteśmy słabi, nie daliśmy rady. W połączeniu z niezbyt motywującym kłamstwem: „jeszcze tylko jedno wzniesienie”, nie świadczy to najlepiej o sprawcy całego zamieszania, choć na pewno pokazuje, kto tu rządzi.
Pytanie, czy powinno bardziej chodzić o pokaz wodzostwa, czy o spełnienie założenia, jakim było wspólne, bezpieczne przejście na łonie natury i w konsekwencji zawiązanie właściwych relacji w grupie.
Gospodarowanie
Przeżyciem miało być również obozowanie – gotowaliśmy na wolnym ogniu i we własnoręcznie złożonym z cegieł piecu, warunki sanitarne były surowe. Spaliśmy w namiotach turystycznych, jednak stół, wspominany wcześniej piec, stojaki na baniaki z wodą przy sławojce, jak i świetlicę w formie tipi przygotowaliśmy własnoręcznie. Rzeczywiście było to przeżycie. Nie było ono problemem, wręcz mocnym akcentem kursu, zwłaszcza, że można pionierkę przeprowadzić w formie gry (w skrócie: punkty za wykonane urządzenie obozowe – całkiem skuteczny model rywalizacji, u harcerzy może okazać się dobrą motywacją).
Zalety kuchni polowej, skąpych sanitariatów, jak i prac pionierskich mogą niestety zniknąć w momencie, w którym dowództwo dość swobodnie podchodzi do podstawowych potrzeb i w miejsce czasu potrzebnego na zmycie z siebie trudów dnia przeprowadzane są kolejne elementy programu. Czasem, jak i narzędziami, trzeba gospodarować. A wychowanie gospodarcze jest także programem.
Idea
Dobrze, że cały kurs powiązany był mocno z ideą i stopnia podharcmistrza. Idea była obecna na każdych zajęciach, właściwie w każdym momencie kursu. Nie tylko o ideędrugiego stopnia instruktorskiego chodzi. Warto sięgnąć do pomysłów Setona, zapoznać się z historią stowarzyszenia Eleusis.
Dobrze jest poczytać z rana przedstawicieli realizmu magicznego (w tym dwóch noblistów). Warto o poranku i wieczorem zatrzymać się i zastanowić nad przeczytaną właśnie krótką lekturą. Pytanie tylko, czy, jakby nie patrzeć, kontrowersyjne Eleusis i mimo wszystko mniej znany i znaczący dla rozwoju harcerstwa Seton, powinny być głębiej analizowane niż założenie Małkowskiego o połączeniu ruchu skautowego i niepodległości. Codzienne medytacje, czasem kilkukrotnie powtarzane, stają się, niestety, w którymś momencie kiczowate. Znów ukazuje się przerost formy nad treścią.
Prawda objawiona
Na ile myśl harcerska jest nauką, a na ile nasze działanie jest propozycją interpretacji? Wydaje się, że bliżej nam do indywidualnych interpretacji, skupionych i ściśle związanych z myślami założycieli. Jeśli wyjdziemy z takiego założenia, nie istnieje jedna forma harcerstwa, nikt nie ma monopolu. Zresztą harcerstwo nie jest w pełni ani drogą, ani prawdą, ani życiem.
Jest na pewno drogowskazem. Dlatego „to, co padnie w przeciągu najbliższych dwóch godzin, nie jest prawdą objawioną” powinno w mojej opinii wybrzmiewać z zajęć prowadzonych na kursach, nawet jeśli celem jest przedstawienie pewnej tezy. Na kursie niekiedy brakowało dystansu.
Służba
A mimo wszystko był to naprawdę dobry kurs. Nie tylko ze względu na służbę pełnioną przez zastępy. Mojemu przybocznemu i mi przypadła pomoc dziewięćdziesięcioczteroletniej pani Walerii w cięciu drewna. Drewno to dla pani Walerii być albo nie być. Sama praca, choć długa, nie była bardzo męcząca. Świadomość i konfrontacja z realiami życia pani Walerii stanowiły prawdziwe wyzwanie. O to chyba w służbie chodzi. O pomoc i świadomość. Dyskusji o służbie w naszym zastępie nie byliśmy w stanie zakończyć. Momentami kiczowate teksty, przemyślenia na siłę, sprawdziły się – myśleliśmy o służbie w kategorii duchowości. Kolejne przeżycie.
Efekt
Nie był to idealny kurs. Program brał górę nad kwestiami gospodarczymi, atmosfera w kręgu drużyny kursowej bywała niekiedy bardzo wodzowska. Dzień w dzień czytaliśmy teksty, które skupiały się najczęściej wokół duchowości wynikającej z umiłowania przyrody. Jednakże elementy puzzli, chociażby takich idea, metoda i program, złożyły się w całość. Zasmakowaliśmy służby w pełnym wydaniu, stworzyliśmy zastępy, które wspólnie złączyły się w sympatyczną drużynę kursową. Dostaliśmy wskazówki, jak prowadzić próby instruktorskie, jak odnaleźć się w hufcach, związkach drużyn, chorągwiach. Zbadaliśmy niektóre mankamenty organizacyjne Związku Harcerstwa Polskiego, doszliśmy wspólnie do wniosku, słusznie lub nie, że brakuje w naszej organizacji ruchu harcerskiego. Poznaliśmy cztery archetypy męskiej duszy (czterech mocarzy), przetestowaliśmy nasze osobowości według standardów MBTI. Wszystko w myśl idei stopnia podharcmistrza. Co najważniejsze, każdy swój malachit szlifował. I ostatecznie każdy swój malachit zdobył.
Pwd. Franciszek Pokora HO