3 minute read

Dwa lata nie minęły jak jeden dzień

Dwa lata - właśnie mniej więcej tyle czasu nigdzie nie wyjeżdżaliśmy całym szczepem. Po raz pierwszy w historii od czasu reaktywacji, która była dziesięć lat temu, nie mieliśmy żadnego biwaku. Czuć było, że wszystkim już brakuje jakiegoś wspólnego wydarzenia, możliwości posiedzenia ze sobą, pożartowania a nawet po prostu porozmawiania. Każdy, kto jest w harcerstwie, wie, jak takie wspólne wyjazdy wzmacniają więzi, spajają i pozwalają na chwilę oderwać się od codziennego życia.

Bardzo ucieszyła mnie informacja, że nasza kadra postanowiła zorganizować biwak szczepu w maju. Nie ukrywam, że bardzo chciałem spotkać się ze wszystkimi i spędzić po prostu wspólnie czas jak za dawnych lat. Dopisała frekwencja - nasze zuchy i harcerze licznie stawili się na zbiórce. Widziałem, że oni też byli spragnieni wspólnego wyjazdu i dokładnie tak samo jak ja za nim tęsknili. Zaplanowaliśmy podsumowanie rocznej pracy z naszą bohaterką, Marią Skłodowską-Curie a także dziesięciolecie reaktywacji naszego szczepu. Ognisko, na którym rozmawialiśmy o minionych latach, odbyło się w sobotę wieczorem. Zaprosiliśmy na nie byłą kadrę, która przez te dziesięć lat nas wspierała i dołożyła cegiełkę do naszej działalności. Mimo że dość późno wystosowaliśmy zaproszenie, to naszych gości stawiło się wielu. Była wśród nich nasza pierwsza komendantka, byli drużynowi, przyboczni, w sumie ponad dziesięć osób. Chcieliśmy, żeby to było nasze ognisko i żebyśmy mogli je przeżyć szczerze tylko w swoim gronie. Czy to się udało? Nie wiem. Najlepiej niech każdy, kto tam był, oceni to indywidualnie. Faktem jest, że miło było zobaczyć tych wszystkich ludzi i z każdym chwilę porozmawiać. Ich obecność oznaczała, że dla każdego z nich przynależność do sto sześćdziesiątych była istotnym elementem życia.

Advertisement

Kiedy jedna z osób powiedziała, że bardzo dużo osób kadry przez te dziesięć lat przewinęło się przez szczep a tylko ja ciągle w nim jestem, poczułem się naprawdę jak dinozaur. Patrząc na tych wszystkich młodych ludzi miałem poczucie ogromnej satysfakcji, że większość z nich to moi wychowankowie. To dzięki mnie zostali kadrą i to ja z każdym z nich pracowałem nad rozwojem szczepu. Nigdy nie darzyłem kogoś większą a kogoś mniejszą sympatią, ale niestety ciężko było mi wyzbyć się w stosunku do niektórych żalu, że to oni przyczynili się do zmniejszenia liczby jednostek w naszym szczepie. Chciałem mieć wolną głowę, kiedy myślałem o ich obecności na ognisku. Niestety, nie do końca mi się to udało, interes szczepu zawsze był dla mnie najważniejszy i świadomość, że dla kogoś, kto był jego kadrą, mogło być inaczej, nie pozwala mi o tym zapomnieć. Niemniej bardzo się cieszę, że zobaczyłem te wszystkie osoby i mogłem z każdym chociaż chwilę porozmawiać. Fajnie, że do tej pory trzymają się razem i co jakiś czas się spotykają.

Ten biwak dał mi nową energię, dodał mi motywacji i odsunął myśl o rezygnacji z bycia komendantem szczepu. Na jak długo? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że dziś mam wspaniałą kadrę, która na nowo pozwoliła mi zobaczyć, jak bardzo ten szczep jest dla nas wszystkich ważny i jak bardzo ciągle ja jestem w nim potrzebny.

phm. Jan Korkosz „Hebel”

This article is from: