Jeszcze jeden dzień_Mitch Albom

Page 1

K edy ostatn Ki ni ra razz mówi wili liśm śmyy na n szym y matkom, że je ko koch cham amy? y? Taak cz częs ę to trakttu ujjem e y ma matc tczy tc zyną zy ną mił iłoś ośćć jaak cośś occzy zywi wist wi steg st eg go,, natu na tura raln lnego, danego na zaw a sz sze. e. Wyd y aj ajee naam siię, że za zaws wssze w ze będ ędzi ziee j sz je szcz czee mn cz mnós ó tw ós wo cz czas asu, u,, żeb ebyy si sięę za nią odw wdz dzię ięcz ię czzyć y . A kiied edyy na nagl glee ok okaz azzuje uje się, że je j st już zaa póóźn źno, o, odda od dali liby byśm śmyy ws wszy zyst zy stk ko zaa je jesz szcz cze je jede den n dz dzie ień. ń. JJeeszcz czee je jede den n dzzie ień, ń, żeb ebyy po p wi wied edziieć eć, jak k wa w żna je j st dlaa na dl nass mi miłość ść mat atk ki. Taką Ta ką sza zans nsęę ottrzymał Chi hick, któr óryy dz d ię ięki k cudowneemu ki mu splotowi wyd ydar arrz ń mógł arze mógł g odbyć db być tę na najw waż ażni n ej ni ejszą rozm zmow owę. ę...

Bo kie iedy dy pat atrz rzys y z na n swoją ją mat atkę, masz przed ed d ocz c am amii najc na jczy zystszą miłość ść, ja jaki kiej ej kiedykolwiek za zazn znas asz. as z.

M I T C H A L B O M – be b stsellerowy pisarz rz,, kt któr ó eg ór egoo powieś eści ści roze ro zesz szły ł się na ca c łym m św świe ieci ciee w na nakł kład adzie pona ad 35 milionów egzempla l rzy! Trzy zy z jego ks ksią i że ią ż k zo zost stał ałyy zekrranizow ow wane. Ksią Ks iążk ią żkęę Je żk Jeszcze je Jes jede denn dz dzień ded edyk kow wał swooje j j matc matce. e.

Cena 32,90 zł

Albom_Jeszcze jeden dzien_okl_druk.indd 1

2014-04-03 16:11:26


Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 2

2014-04-03 14:05:58


Mitch Albom

jeszcze jeden dzień

tłumaczenie Dominika Lewandowska

Kraków 2014

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 3

2014-04-03 14:05:58


Tytuł oryginału For One More Day Copyright © 2006 by Asop, Inc. Copyright © for the translation by Dominika Lewandowska Projekt okładki Mariusz Banachowicz Fotografia na pierwszej stronie okładki Copyright © Elzbieta Sekowska/Shutterstock.com Opieka redakcyjna Julita Cisowska Aleksandra Kamińska Przygotowanie do druku Pracownia 12A ISBN 978-83-240-2568-8

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37. Wydanie I (Znak), Kraków 2014 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Druk: CPI Moravia Books s.r.o.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 4

2014-04-14 10:14:37


„Niech zgadnę. Jesteś ciekawa, dlaczego chciałem się zabić”. (Pierwsze słowa Chicka Benetta skierowane do mnie)

Jest to opowieść o pewnej rodzinie, a ponieważ pojawia się w niej duch, można ją nazwać historią o duchach. Ale każda historia rodzinna jest historią o duchach. Zmarli przesiadują przy naszych stołach długo po tym, jak odejdą. Ta konkretna opowieść dotyczy Charlesa „Chicka” Benetta. To nie on był duchem. On był jak najbardziej rzeczywisty. Spotkałam go w sobotni poranek, na odkrytej trybunie boiska Little League – w granatowej wiatrówce, żuł gumę miętową. Może go pamiętacie z czasów jego kariery bejsbolowej. Zajmowałam się przez jakiś czas dziennikarstwem sportowym, więc to nazwisko było mi znane w różnych konfiguracjach. Z perspektywy czasu widzę, że to przeznaczenie sprawiło, iż go tam spotkałam. Przyjechałam do Pepperville

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 5

2014-04-03 14:05:58


6

jeszcze jeden dzień

Beach w sprawach związanych z małym domkiem, który nasza rodzina miała tam od lat. W drodze powrotnej na lotnisko zatrzymałam się na kawę. Po drugiej stronie ulicy było boisko, gdzie dzieci w fioletowych koszulkach ćwiczyły rzucanie i uderzanie. Miałam czas. Postanowiłam się tam przejść. Stałam przy siatce, zacisnąwszy palce na łańcuchu ograniczającym, a jakiś starszy facet jeździł kosiarką po trawniku. Był opalony i pomarszczony, trzymał w ustach do połowy wypalone cygaro. Kiedy mnie zobaczył, wyłączył kosiarkę i zapytał, czy tam gra mój dzieciak. Odparłam, że nie. Zapytał, co więc tu robię. Powiedziałam mu o domu. Wtedy zadał pytanie, czym się zajmuję, a ja popełniłam błąd, ponownie udzielając odpowiedzi.  – Pisarka, tak? – mruknął, żując cygaro. Wskazał palcem postać siedzącą samotnie na trybunach, plecami do nas. – Powinna pani pogadać z tym gościem. To dopiero historia. Jeszcze teraz to słyszę.  – Czyżby? A jakaż to?  – Grał kiedyś zawodowo.  –  Aha...  – Chyba nawet w finałach ligi.  –  Mhm...  – I chciał się zabić.  – Co?  – Tak. – Mój rozmówca pociągnął nosem. – Z tego, co słyszałem, to ma cholerne szczęście, że żyje. Chick Benetto,

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 6

2014-04-03 14:05:58


j e s z c z e j e d e n d z i e ń

7

tak się nazywa. Tu mieszkała jego matka. Posey Benetto. – Zachichotał. – Niezły był z niej numer. – Rzucił cygaro na ziemię i przydepnął. – Niech pani idzie i zapyta go, jeśli mi pani nie wierzy. Wrócił do swojej kosiarki. Puściłam łańcuch. Był stary i zostawił na moich palcach ślady rdzy. Każda historia rodzinna jest historią o duchach. Podeszłam do trybuny. Spisałam tu to, co Charles „Chick” Benetto opowiedział mi podczas naszej porannej rozmowy – która znacznie się przeciągnęła – i dołączyłam osobiste notatki oraz fragmenty jego dziennika, który później znalazłam. Złożyłam te elementy w następującą historię, opowiedzianą głosem Chicka, bo nie jestem pewna, czy uwierzylibyście w nią, gdybyście ją usłyszeli z innych ust. Może i tak nie uwierzycie. Ale zadajcie sobie pytanie: Czy straciliście kiedyś kogoś, kogo kochaliście, i pragnęliście jeszcze jednej rozmowy, jednej szansy, by odrobić ten czas, gdy myśleliście, że ta osoba będzie zawsze przy was? Jeśli tak, to wiecie, że możecie przejść przez całe życie, kolekcjonując dni, ale żaden nie dorówna temu, który chcielibyście odzyskać. A gdybyście go odzyskali? Maj 2006

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 7

2014-04-03 14:05:58


Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 8

2014-04-03 14:05:58


I. Północ

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 9

2014-04-03 14:05:58


Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 10

2014-04-03 14:05:58


Historia Chicka

Niech zgadnę. Jesteś ciekawa, dlaczego chciałem się zabić. Chcesz wiedzieć, jak to się stało, że przeżyłem. Czemu zniknąłem. Gdzie byłem przez cały ten czas. Ale przede wszystkim, dlaczego chciałem się zabić, prawda? W porządku. Tak to jest z ludźmi. Porównują się do mnie. Tak jakby gdzieś na świecie narysowana była granica i jeśli się jej nie przekroczy, nigdy nie będzie się rozważać skoku z budynku lub połknięcia butelki leków – jeżeli natomiast się ją przekroczy, taka możliwość się pojawia. Ludzie dochodzą do wniosku, że ja ją przekroczyłem. Zadają sobie pytanie: „Czy mógłbym się kiedyś do niej zbliżyć tak jak on?”. Prawda jest taka, że nie ma żadnej granicy. Jest tylko nasze życie, to, jak je niszczymy i kto jest przy nas, by nam pomóc. A kogo nie ma. Patrząc w przeszłość, zaczynam odkrywać znaczenie dnia, kiedy umarła moja matka, mniej więcej dziesieć lat temu. Nie było mnie w domu, kiedy to się stało, a powinienem

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 11

2014-04-03 14:05:58


12

jeszcze jeden dzień

tam być. Więc skłamałem. To był kiepski pomysł. Pogrzeb to nie miejsce na sekrety. Stałem przy jej grobie i starałem się uwierzyć, że to nie moja wina, kiedy czternastoletnia córka wzięła mnie za rękę i wyszeptała: – Przykro mi, że nie miałeś okazji się pożegnać, tato. – To wystarczyło. Padłem na kolana, płacząc, a mokra trawa zaplamiła mi spodnie. Po pogrzebie tak się upiłem, że straciłem przytomność na kanapie. I coś się zmieniło. Jeden dzień potrafi zmienić kierunek, w jakim zmierza twoje życie, a ten dzień zdawał się nieubłaganie popychać mnie na samo dno. Kiedy byłem dzieckiem, mama nieustannie kręciła się wokół mnie – porady, krytyka, całe to przytłaczające matkowanie. Zdarzały się chwile, kiedy chciałem, by zostawiła mnie w spokoju. A teraz mnie zostawiła. Umarła. Koniec odwiedzin, telefonów. I nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zacząłem dryfować, jakby ktoś wyrwał moje korzenie, jakbym płynął jakąś boczną odnogą rzeki. Matki kultywują pewne wyobrażenia o swoich dzieciach, które dzieci przejmują, i jednym z moich wyobrażeń było, że lubię siebie, ponieważ ona mnie lubi. Wraz z nią odeszło to przekonanie. Prawda jest taka, że wcale nie lubiłem człowieka, którym się stałem. W wyobraźni wciąż widziałem siebie jako młodego obiecującego sportowca. Ale nie byłem już młody i nie byłem już sportowcem. Byłem przedstawicielem handlowym w średnim wieku. Moja szansa dawno minęła. Rok po śmierci matki popełniłem swój najgłupszy błąd w kwestii finansów. Dałem się namówić pewnej agentce na

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 12

2014-04-03 14:05:58


I. Północ

13

udział w inwestycji. Była młoda i atrakcyjna w ten śmiały, radosny sposób, który manifestuje się dwoma rozpiętymi guzikami bluzki, a który budzi gorycz w starszym mężczyźnie, gdy taka kobieta go mija – no chyba że się do niego odezwie. Wtedy facet traci rozum. Spotkaliśmy się trzy razy, by omówić ofertę: dwa razy w jej biurze, raz w greckiej restauracji, nic niestosownego, ale zanim jej perfumy wywietrzały mi z głowy, zdążyłem ulokować większość swoich oszczędności w teraz bezwartościowym kapitale inwestycyjnym. Agentkę szybko „przeniesiono” na Zachodnie Wybrzeże. Musiałem wytłumaczyć mojej żonie Catherine, co się stało z pieniędzmi. Po tym zdarzeniu zacząłem więcej pić – w tamtych czasach bejsboliści zawsze pili – ale dla mnie stało się to problemem; z tego powodu wyrzucono mnie z jednej, a potem drugiej pracy. A to sprawiło, że piłem dalej. Źle sypiałem. Źle się odżywiałem. Starzałem się w oczach. Kiedy w końcu znalazłem pracę, chowałem w kieszeni płyn do ust i krople do oczu i przed spotkaniami z klientami pędziłem do łazienki. Z pieniędzmi było coraz gorzej; ciągle kłóciliśmy się o nie z Catherine. I z czasem nasze małżeństwo się rozpadło. Zmęczyło ją moje przygnębienie, i nie mogę jej za to winić. Kiedy czujesz się podle, inni zaczynają uważać cię za podłego, nawet ci, których kochasz. Pewnej nocy znalazła mnie nieprzytomnego na podłodze w piwnicy, z rozciętą wargą, tulącego do piersi rękawicę bejsbolową. Wkrótce potem opuściłem rodzinę – a może to ona opuściła mnie.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 13

2014-04-03 14:05:58


14

jeszcze jeden dzień

Wstydzę się tego bardziej, niż jestem w stanie wyrazić. Wyprowadziłem się. Stałem się wredny i zimny. Unikałem każdego, kto nie chciał się ze mną napić. Moja matka, gdyby żyła, może znalazłaby sposób, żeby do mnie trafić, bo zawsze była w tym dobra – brała mnie za rękę i pytała: – No, Charley, co cię gryzie? – Ale nie było jej i tak to jest, kiedy umierają nam rodzice; czujemy, że zamiast stawać do każdej walki ze wsparciem, stajemy do niej sami. Więc pewnej nocy, na początku października, postanowiłem się zabić. Może to dla was zaskoczenie. Może uważacie, że mężczyźni, którzy jak ja grają w mistrzostwach świata, nigdy nie upadną tak nisko, bo zawsze mają to jedno „spełnione marzenie”. Ale mylicie się. Ziszczone marzenie pozwala wam tylko stopniowo zrozumieć druzgocącą prawdę, że nie tak to sobie wyobrażaliście. I że ono was nie ocali. Zabrzmi to dziwnie, ale wykończył mnie, doprowadził do ostateczności ślub córki. Miała wtedy dwadzieścia dwa lata, długie proste kasztanowe włosy po matce i jej pełne usta. Poślubiła „wspaniałego faceta”, ceremonia odbyła się po południu. Tyle wiem, bo tyle napisała w krótkim liście, który przyszedł do mnie w kilka tygodni po fakcie. Najwyraźniej przez moje picie, depresję i ogólnie złe zachowanie przynosiłem tak wielki wstyd, że nie nadawałem się na uroczystość rodzinną. Zamiast tego otrzymałem list

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 14

2014-04-03 14:05:58


I. Północ

15

i dwa zdjęcia: na jednym córka i jej mąż stoją pod drzewem, trzymając się za ręce, na drugim szczęśliwa para pije szampana. Szczególnie załamała mnie druga fotografia. Nieupozo­ wane ujęcie, które uchwyciło niepowtarzalną chwilę – tych dwoje wybucha śmiechem w pół zdania i stuka się kieliszkami. To była scena ze świata niewinności i młodości, a także... przeszłości. Zdawała się szydzić z mojej nieobecności. „I ciebie tam nie było”. Nie znałem nawet tego faceta. Moja była żona go znała. Nasi dawni znajomi też. „A ciebie tam nie było”. Po raz kolejny byłem nieobecny, gdy w rodzinie działo się coś ważnego. Tym razem moja mała córeczka nie wzięła mnie za rękę i nie pocieszyła; należała do kogoś innego. Nie zapraszano mnie. Powiadamiano. Spojrzałem na kopertę podpisaną nowym nazwiskiem córki („Maria Lang”, nie „Maria Benetto”) i bez adresu zwrotnego (Czemu? Bali się, że mógłbym ich odwiedzić?) i coś zapadło się we mnie tak głęboko, że nie mogłem już tego znaleźć. Zostajesz odcięty od życia swojego jedynego dziecka i czujesz, jakby zatrzasnęły się za tobą stalowe drzwi; walisz w nie, ale nikt cię nie słyszy. A być niesłyszanym to pierwszy krok do poddania się, a poddanie się to pierwszy krok do samobójstwa. Więc spróbowałem. Chodzi nie tyle o to, jaki to ma cel, ile czy robi to jakąś różnicę.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 15

2014-04-03 14:05:58


Gdy kroki swe niezdarnie skierował do Boga, Jego pieśni i praca w połowie skończona, Kto wie, jaka jego stopy wiodła droga, Jakie wzgórza spokoju i bólu pokonał. Wierzę, że Bóg z uśmiechem ujął jego dłoń. „Biedny ty leniu, niesforny matole! Życia księga trudną jest”, rzekł doń. „Dlaczego na dłużej nie zostałeś w szkole?”. (Wiersz Charlesa Hansona Towne’a znaleziony w rzeczach Chicka Benetta)

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 16

2014-04-03 14:05:58


Chick chce skończyć z tym wszystkim

Ten list od mojej córki przyszedł w piątek, co pozwoliło mi oddać się weekendowej popijawie, z której niewiele pamiętam. W poniedziałek rano, mimo długiego zimnego prysznica, spóźniłem się do pracy dwie godziny. Kiedy dotarłem do biura, przetrwałem niecałe czterdzieści pięć minut. Głowa mi pękała. Czułem się tam jak w grobowcu. Wśliznąłem się do pokoju ksero, potem do łazienki, następnie do windy, bez płaszcza i teczki, tak że gdyby ktoś mnie śledził, uznałby to za naturalne zachowanie, a nie za zaplanowaną ucieczkę. To było głupie. Nikogo nie obchodziło, co robię. Duża firma zatrudniająca wielu handlowców mogła znakomicie obejść się beze mnie, co już teraz wiemy, jako że przejście z windy na parking było ostatnią czynnością, którą wykonałem jako jej pracownik. Potem zadzwoniłem do byłej żony. Zatelefonowałem z budki. Była w pracy.  – Dlaczego? – zapytałem, kiedy podniosła słuchawkę.  – Chick?

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 17

2014-04-03 14:05:58


18

jeszcze jeden dzień

– Dlaczego? – powtórzyłem. Miałem trzy dni, żeby zebrać w sobie całą złość, i tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Jedno słowo. „Dlaczego?”.  – Chick? – jej głos złagodniał.  – Nie zostałem nawet zaproszony?  – To był ich pomysł. Uznali, że tak będzie...  – Jak? Bezpieczniej? Miałbym coś zrobić?  – Nie wiem...  – Jestem więc potworem? Tak?  – Skąd dzwonisz?  – Jestem potworem?  –  Przestań.  –  Odchodzę.  – Słuchaj, Chick, ona nie jest już dzieckiem i jeśli...  – Nie mogłaś się za mną wstawić? Usłyszałem, jak wzdycha.  – Dokąd odchodzisz?  – Nie mogłaś się za mną wstawić?  – Przykro mi. To skomplikowane. Jest też jego rodzina. A oni...  – Byłaś tam z kimś?  – Och, Chick... Wiesz, że jestem teraz w pracy... W tamtej chwili poczułem się samotny jak nigdy dotąd. Samotność wdarła się w moje płuca i niemal zdławiła mój oddech. Nie zostało już nic do powiedzenia. Ani na ten temat, ani na żaden inny.  – W porządku – szepnąłem. – Przepraszam. Chwila ciszy.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 18

2014-04-03 14:05:58


I. Północ

19

– Dokąd odchodzisz? – zapytała. Odłożyłem słuchawkę. I wtedy, po raz ostatni, upiłem się. Najpierw w miejscu zwanym Pubem Pana Teda, gdzie barmanem był chudy dzieciak o okrągłej twarzy, pewnie nie starszy niż ten, którego poślubiła moja córka. Potem wróciłem do mieszkania i wypiłem jeszcze trochę. Poprzewracałem meble. Pisałem na ścianach. Wydaje mi się, że nawet wyrzuciłem zdjęcia ślubne do zsypu. Jakoś chyba w środku nocy postanowiłem pojechać do domu, to znaczy do Pepperville Beach, miasta, gdzie się wychowałem. Dzieliły mnie od niego dwie godziny drogi samochodem, ale nie byłem tam od lat. Chodziłem po mieszkaniu, krążyłem, jakbym przygotowywał się do podróży. Niewiele trzeba na wycieczkę pożegnalną. Poszedłem do sypialni i wyjąłem z szuflady broń. Chwiejnym krokiem zszedłem do garażu, znalazłem mój samochód, włożyłem pistolet do schowka, rzuciłem kurtkę na tylne siedzenie, a może przednie, albo też kurtka już tam leżała, nie wiem, i wyjechałem z piskiem opon na ulicę. W mieście panowała cisza, światła mrugały na żółto, a ja zamierzałem zakończyć życie tam, gdzie je zacząłem. Zwalić się z powrotem Panu Bogu na głowę. Po prostu.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 19

2014-04-03 14:05:58


Z dumą informujemy o narodzinach Charlesa Alexandra 3897 gramów 21 listopada 1949 roku Leonard i Pauline Benetto (Z papierów Chicka Benetta)

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 20

2014-04-03 14:05:58


Było zimno i trochę padało; autostrada była pusta i korzystałem z wszystkich czterech pasów, nieustannie przejeżdżając z jednego na drugi. Pomyślicie, z nadzieją, że kogoś tak nawalonego jak ja powinna zatrzymać policja, ale mnie nie zatrzymała. W pewnym momencie podjechałem nawet pod jeden z całodobowych sklepów ogólnospożywczych i kupiłem sześciopak piwa u Azjaty o cienkim wąsie.  – Kupon na loterię? – zapytał. Przez lata opanowałem do perfekcji sztukę sprawiania przyzwoitego wrażenia, kiedy byłem zalany – alkoholik jako facet na chodzie – i udałem, że rozważam jego propozycję.  – Innym razem – powiedziałem. Włożył piwo do torby. Spotkałem się z nim wzrokiem, dwoje zmętniałych, ciemnych oczu, i pomyślałem w duchu: To ostatnia twarz, jaką widzę na ziemi. Pchnął po ladzie moją resztę. Kiedy zobaczyłem drogowskaz z nazwą mojego rodzinnego miasta – PEPPERVILLE BEACH, ZJAZD 1 mila – dwa

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 21

2014-04-03 14:05:58


22

jeszcze jeden dzień

piwa były już wypite, a jedno rozlało się na siedzenie pasażera. Wycieraczki chodziły bez przerwy. Walczyłem, żeby nie zasnąć. Widocznie w myślach powtarzałem sobie w kółko „zjazd jedna mila”, bo za jakiś czas zobaczyłem tablicę z nazwą innego miasta i zdałem sobie sprawę, że już przejechałem mój skręt. Walnąłem pięściami w deskę rozdzielczą. Potem zawróciłem, w miejscu, na samym środku autostrady, i ruszyłem pod prąd. Nie było ruchu, a nawet gdyby, to i tak by mnie to nie obchodziło. Zamierzałem dotrzeć do tego zjazdu. Wcisnąłem pedał gazu. Po chwili zobaczyłem przed sobą właściwą drogę – tyle że był to wjazd, a nie zjazd – i popędziłem na nią z piskiem opon. To był jeden z tych długich ślimaków; skręciłem ostro i ruszyłem w dół na pełnym gazie. Nagle oślepiły mnie dwa wielkie światła, niczym olbrzymie słońca. Potem rozległ się ogłuszający dźwięk klaksonu ciężarówki, potworny huk i mój samochód przeleciał przez barierkę, wylądował twardo, po czym stoczył się w dół. Wokół pełno było szkła i tańczących puszek: złapałem gwałtownie za kierownicę. Samochód szarpnął w tył, przerzucając mnie na brzuch. Udało mi się znaleźć klamkę i pociągnąłem za nią mocno, i pamiętam widok ciemnego nieba i zielonych chwastów, i dźwięk przypominający grzmot, i upadek czegoś wysokiego i ciężkiego. Kiedy otworzyłem oczy, leżałem w mokrej trawie. Mój samochód był w połowie przygnieciony zniszczonym bill­boardem z reklamą miejscowego dealera chevroleta, w który

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 22

2014-04-03 14:05:58


I. Północ

23

najwyraźniej wjechał. Jakiś dziwny układ sił fizycznych musiał wyrzucić mnie z auta tuż przed decydującym uderzeniem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Kiedy chcesz umrzeć, zostajesz oszczędzony. Kto potrafi to wytłumaczyć? Powoli, z trudem, stanąłem na nogach. Miałem zupełnie mokre plecy. Wszystko mnie bolało. Wciąż trochę padało; wokół panowała cisza, w której słychać było tylko cykanie świerszczy. Zwykle w takim momencie powiedziałoby się: „cóż, cieszę się, że żyję”, ale ja nie mogłem tego powiedzieć, ponieważ się nie cieszyłem. Spojrzałem w górę na autostradę. Zobaczyłem we mgle zarys ciężarówki, niczym wielki, ciężki wrak statku, o wygiętej szoferce, jakby złamano jej kark. Spod maski wydobywała się para. Jeden reflektor wciąż działał i rzucał samotny snop światła na błotniste wzgórze, zamieniając potłuczone szkło w lśniące diamenty. Co się stało z kierowcą? Czy jest żywy? Ranny? Krwawi? Oddycha? Oczywiście byłby to akt odwagi – wspiąć się na górę i sprawdzić, ale w tamtej chwili odwaga nie była moją mocną stroną. Więc nie zrobiłem tego. Opuściłem ręce wzdłuż ciała i ruszyłem na południe, w stronę mojego rodzinnego miasteczka. Nie jestem z tego dumny. Ale wtedy w ogóle nie myślałem racjonalnie. Byłem zombi, robotem, którego nie obchodzi nikt, także ja sam – a właściwie przede wszystkim ja sam. Zapomniałem o samochodzie, ciężarówce, broni; zostawiłem to wszystko za sobą. Pod moimi butami chrzęścił żwir i słyszałem śmiech świerszczy.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 23

2014-04-03 14:05:58


24

jeszcze jeden dzień

Nie potrafię powiedzieć, jak długo szedłem. Tak długo, że deszcz przestał padać, a niebo zaczęło się rozjaśniać pierwszymi promieniami świtu. Dotarłem na obrzeża Pepperville Beach, które wyznacza wysoka zardzewiała wieża ciśnień, zaraz za boiskami do bejsbolu. W małych miasteczkach, jak moje, wspinanie się na wieżę ciśnień należało do rytuału i wraz z kumplami z drużyny robiliśmy to w weekendy, z puszkami farby wciśniętymi za paski. Teraz znów stanąłem przed tą wieżą, mokry, stary, złamany, pijany i, powinienem dodać, może winny zabójstwa, bo w końcu nie sprawdziłem, co się stało z kierowcą ciężarówki. Nie miało to znaczenia, bo przecież i tak już zdecydowałem, że ta noc będzie ostatnia w moim życiu. Namacałem drabinkę. Zacząłem się wspinać. Dotarcie do zbiornika zajęło mi trochę czasu. Gdy w końcu się tam znalazłem, osunąłem się na platformę, oddychając ciężko. Gdzieś w zakamarkach mojego przyćmionego mózgu jakiś głos skarcił mnie za kiepską kondycję. Spojrzałem na drzewa pode mną. Za nimi zobaczyłem boisko, gdzie ojciec nauczył mnie grać w bejsbol. Ten widok wciąż przywoływał przykre wspomnienia. Co takiego jest w dzieciństwie, od czego człowiek nigdy nie potrafi się uwolnić, nawet kiedy jest taką ruiną, że trudno uwierzyć, iż kiedykolwiek był dzieckiem? Niebo jaśniało. Cykanie świerszczy stało się głośniejsze. Nagle stanęło mi przed oczami wspomnienie małej Marii śpiącej na mojej piersi, kiedy jeszcze można ją było kołysać

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 24

2014-04-03 14:05:58


I. Północ

25

na jednej ręce, a jej skóra pachniała talkiem. Potem miałem wizję siebie; mokry i brudny, jak w tej chwili, wpadam na jej wesele; muzyka ucichła, mój widok przeraził wszystkich, a najbardziej Marię. Opuściłem głowę. Nie będą za mną tęsknić. Podbiegłem dwa kroki, złapałem za barierkę i przeskoczyłem. Reszta jest niewytłumaczalna. W co uderzyłem, jak to się stało, że przeżyłem, tego nie jestem w stanie wyjaśnić. Jedyne, co pamiętam, to wirowanie w powietrzu, trzask, koziołkowanie, ból rozciętej i poobcieranej skóry, i na koniec głuchy odgłos upadku. Te blizny na mojej twarzy? Pamiątka. Miałem wrażenie, że spadam bardzo długo. Kiedy otworzyłem oczy, otaczały mnie połamane gałęzie. W brzuch i klatkę piersiową wbijały mi się kamienie. Uniosłem brodę i oto co zobaczyłem: boisko do bejsbolu z czasów mojej młodości, opromienione światłem poranka, dwie ławki rezerwowych, górkę miotacza. I moją matkę, która nie żyła od lat.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 25

2014-04-03 14:05:58


Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 26

2014-04-03 14:05:58


II. Poranek

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 27

2014-04-03 14:05:58


Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 28

2014-04-03 14:05:58


Mama Chicka

Ojciec powiedział mi kiedyś: „Możesz być synkiem mamy albo synkiem taty. Ale nie możesz być jednym i drugim”. Byłem więc synkiem taty. Naśladowałem jego chód. Jego głęboki przepalony papierosami śmiech. Nosiłem ze sobą rękawicę bejsbolową, ponieważ on kochał bejsbol, i łapałem każdą rzuconą przez niego piłkę, nawet te, od których ręce tak mnie bolały, że chciało mi się krzyczeć. Po szkole biegłem do jego sklepu monopolowego na Kraft Avenue i siedziałem tam do pory obiadowej; bawiłem się pustymi skrzynkami w magazynie i czekałem, aż ojciec skończy. Potem jechaliśmy razem do domu jego błękitnym buickiem sedanem i czasem siadaliśmy razem na podjeździe, a on palił swoje papierosy i słuchał wiadomości radiowych. Mam młodszą siostrę Robertę, która w tamtych czasach chodziła niemal wszędzie w różowych baletkach. Kiedy jedliśmy w lokalnej knajpce, matka prowadziła ją do damskiej toalety – jej różowe stopy ślizgały się po kafelkach – a ojciec zabierał mnie do męskiej. W moim młodym umyśle zrodziło się przekonanie, że to przydział na resztę

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 29

2014-04-03 14:05:58


30

jeszcze jeden dzień

życia: ja z nim, one razem. „Panie”. „Panowie”. Córeczka mamy. Synek taty. Synek taty. Byłem synkiem taty, i tak to trwało aż do gorącego bezchmurnego wiosennego sobotniego poranka, kiedy byłem w piątej klasie. Mieliśmy przewidziane na ten dzień dwa mecze z drużyną Cardinals, której zawodnicy występowali w czerwonych wełnianych strojach i byli sponsorowani przez firmę „Usługi Hydrauliczne D. Connora”. Słońce już rozgrzewało kuchnię, kiedy wszedłem w moich długich skarpetkach, z rękawicą w dłoni, i zobaczyłem przy stole matkę palącą papierosa. Była piękną kobietą, ale tego ranka nie wyglądała pięknie. Przygryzła wargę i odwróciła ode mnie wzrok. Pamiętam zapach spalonego tosta; pomyślałem, że jest smutna, bo nie udało się jej śniadanie.  – Zjem płatki – powiedziałem. Wziąłem miskę z szafki. Odchrząknęła.  – O której masz mecz, kochanie?  – Przeziębiłaś się? – zapytałem. Pokręciła głową i dotknęła dłonią policzka.  – O której masz mecz?  – Nie wiem – wzruszyłem ramionami. Wtedy jeszcze nie nosiłem zegarka. Wziąłem butelkę mleka i duże pudełko płatków kukurydzianych. Za szybko nasypałem płatki i kilka wyskoczyło z miski na stół. Matka pozbierała je, jeden po drugim, i ułożyła sobie na dłoni.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 30

2014-04-03 14:05:58


II . P o r a n e k

31

– Ja cię zawiozę – szepnęła. – Obojętne o której.  – Dlaczego tatuś nie może mnie zawieźć? – zapytałem.  – Tatusia nie ma.  – A gdzie jest? Nie odpowiedziała.  – Kiedy wróci? Zgniotła płatki, które zamieniły się w kukurydziany pył. Od tego dnia byłem synkiem mamy.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 31

2014-04-03 14:05:59


Otóż kiedy mówię, że zobaczyłem moją zmarłą matkę, mam na myśli dokładnie to, co mówię. Zobaczyłem ją. Stała przy ławce rezerwowych, w lawendowym żakiecie, z torebką w ręku. Nic nie mówiła. Tylko na mnie patrzyła. Próbowałem się podnieść i podejść do niej, ale przeszywający ból w mięśniach sprawił, że osunąłem się z powrotem na ziemię. Mój mózg chciał zawołać jej imię, ale z gardła nie dobył się żaden dźwięk. Opuściłem głowę i oparłem dłonie o ziemię. Jeszcze raz odepchnąłem się mocno i tym razem udało mi się podnieść do połowy. Spojrzałem przed siebie. Zniknęła. Nie oczekuję, że mi uwierzycie. To szaleństwo, wiem. Nie widuje się martwych ludzi. Oni nas nie odwiedzają. Nie spada się z wieży ciśnień i cudem przeżywa, mimo najlepszych intencji, by się zabić, i nie widzi się ukochanej zmarłej matki z torebką w ręku w pobliżu trzeciej bazy. Przemyślałem to tak dogłębnie, jak wy się teraz nad tym zastanawiacie; halucynacja, fantazja, pijacka wizja,

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 32

2014-04-03 14:05:59


II . P o r a n e k

33

pokręcony umysł w swoim pokręconym świecie. Jak mówię, nie oczekuję, że mi uwierzycie. Ale właśnie to się wydarzyło. Ona tam była. Widziałem ją. Leżałem na boisku przez nieokreślony czas, potem podniosłem się i ruszyłem. Otrzepałem kolana i przedramiona z piachu i kamyków. Krwawiłem z dziesiątków skaleczeń, w większości małych, choć niektóre były większe. W ­ustach czułem smak krwi. Przeciąłem znajomy trawnik. Poranny wiatr poruszył drzewami i przyniósł chmurę żółtych liści, niczym mała szeleszcząca burza. Dwukrotnie nie udało mi się popełnić samobójstwa. Czyż to nie żałosne? Skierowałem się w stronę mojego dawnego domu, zdecydowany, by dokończyć dzieła.

Albom_Jeszcze jeden dzien.indd 33

2014-04-03 14:05:59


K edy ostatn Ki ni ra razz mówi wili liśm śmyy na n szym y matkom, że je ko koch cham amy? y? Taak cz częs ę to trakttu ujjem e y ma matc tczy tc zyną zy ną mił iłoś ośćć jaak cośś occzy zywi wist wi steg st eg go,, natu na tura raln lnego, danego na zaw a sz sze. e. Wyd y aj ajee naam siię, że za zaws wssze w ze będ ędzi ziee j sz je szcz czee mn cz mnós ó tw ós wo cz czas asu, u,, żeb ebyy si sięę za nią odw wdz dzię ięcz ię czzyć y . A kiied edyy na nagl glee ok okaz azzuje uje się, że je j st już zaa póóźn źno, o, odda od dali liby byśm śmyy ws wszy zyst zy stk ko zaa je jesz szcz cze je jede den n dz dzie ień. ń. JJeeszcz czee je jede den n dzzie ień, ń, żeb ebyy po p wi wied edziieć eć, jak k wa w żna je j st dlaa na dl nass mi miłość ść mat atk ki. Taką Ta ką sza zans nsęę ottrzymał Chi hick, któr óryy dz d ię ięki k cudowneemu ki mu splotowi wyd ydar arrz ń mógł arze mógł g odbyć db być tę na najw waż ażni n ej ni ejszą rozm zmow owę. ę...

Bo kie iedy dy pat atrz rzys y z na n swoją ją mat atkę, masz przed ed d ocz c am amii najc na jczy zystszą miłość ść, ja jaki kiej ej kiedykolwiek za zazn znas asz. as z.

M I T C H A L B O M – be b stsellerowy pisarz rz,, kt któr ó eg ór egoo powieś eści ści roze ro zesz szły ł się na ca c łym m św świe ieci ciee w na nakł kład adzie pona ad 35 milionów egzempla l rzy! Trzy zy z jego ks ksią i że ią ż k zo zost stał ałyy zekrranizow ow wane. Ksią Ks iążk ią żkęę Je żk Jeszcze je Jes jede denn dz dzień ded edyk kow wał swooje j j matc matce. e.

Cena 32,90 zł

Albom_Jeszcze jeden dzien_okl_druk.indd 1

2014-04-03 16:11:26


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.