Booklist Lillian mistrzowsko potrafi łączyć składniki w dania, ale równie dobrze radzi sobie z łączeniem ludzi.
Lillian opiekuje się każdym, zawsze gotowa wyciągnąć pomocną dłoń. Zapomina tylko o samej sobie. I nie ma pojęcia, że ją też czeka wielka niespodzianka…
Erica Bauermeister
Sztuka łączenia „Książka, która budzi apetyt na życie”. „Publishers Weekly”
Sztuka łączenia
Jej restauracja to miejsce, które dla pracowników, przyjaciół i uczestników kursu gotowania staje się drugim domem. Wśród smakowitych zapachów i wyśmienitych potraw goście znajdują pocieszenie, przyjaźń, nawet miłość.
Erica Bauermeister
„Ciepła, zabawna książka, która naprawdę podnosi na duchu. Sztuka łączenia to istna perełka”.
Cena 14,90 zł
DUŻA CZCIONKA
duża czcionka
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 2
2014-01-21 22:57:24
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 3
Erica Bauermeister
Sztuka łączenia tłumaczenie Maria Borzobohata-Sawicka
2014-01-21 22:57:24
Tytuł oryginału The Lost Art of Mixing Copyright © 203 by Erica Bauermeister Copyright © for the translation by Maria Borzobohata-Sawicka
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 4
Fotografia na pierwszej stronie okładki Copyright © Vladimir Badaev/Shutterstock.com Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku Pracownia 12A ISBN 978-83-240-2527-5
Między Słowami 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 E-mail: promocja@miedzy.slowami.pl Wydanie I, Kraków 2014 Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569 Druk: Drukarnia Colonel, Kraków
2014-01-21 22:57:25
prolog
L
illian stała przy kuchennym blacie w restauracji wpatrzona w rozciągającą się przed nią pustą przestrzeń. Był poniedziałkowy poranek pod koniec grudnia, a w restauracji panował spokój, którego doświadczano tu dopiero po przejściu nawałnicy świątecznych uczt – kulminacji kulinarnego sezonu zapoczątkowanego jesienią. W ciągu tych miesięcy złożonych z coraz krótszych dni zdarzało się, że jedynymi produktami, po jakie klienci Lillian sięgali do swoich kuchennych szafek, były paczki rurek makaronowych z serem i chleb tostowy. Tymczasem restauracja zapewniała im zarówno wspomnienia, jak i inspirację: złote półkule dyni skąpane w maśle, goleń jagnięcą duszoną z cierpliwością, której trzeba było, by przetrwać zimę. Po euforii, jaką
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 9
9
2014-01-21 22:57:25
przynosiło lato na Północno-Zachodnim Wybrzeżu, jesień przypominała westchnienie nastolatka, który nagle uświadamia sobie, że naprawdę musi dorosnąć. Zadaniem Lillian było przypomnienie zasiadającymi za stołami klientom restauracji o tym, że w dojrzewaniu i przemijaniu kolejnych pór roku lub lat chodzi o coś więcej niż tylko o starzenie się. Jednak Lillian pomyślała, że czasem miło jest przebywać w ciszy pustej kuchni – bez gorąca buchającego z piekarników i palników kuchenek oraz obecności pomocników kuchennych, pomywaczy, kelnerów i ich pomocników. Syciła się tymi chwilami bezruchu, garnkami i patelniami, długimi chłodnymi powierzchniami blatów i elastycznością grubej gumowej maty pod stopami. Postanowiła zrobić zupę rybną – proste, pożywne i rozgrzewające danie – którą chciała zabrać na końcoworoczne spotkanie z Alem, swoim księgowym. Al był zbyt młody, by móc być jej ojcem, ale pod wieloma względami wcielał się w jego rolę – kiedy otwierała restaurację, był spokojny i opanowany, a w ciągu kolejnych ośmiu lat służył jej dobrą radą. Rozmowy, które prowadzili na tematy niezwiązane z finansami, dotyczyły przede wszystkim jedzenia. Lillian nie wiedziała zbyt wiele o żonie Ala, a ponieważ nigdy nie wspominał nic o dzieciach, uznała, że ich nie ma. Al wydawał się najszczęśliwszy, kiedy siedział przy stole
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 10
10
2014-01-21 22:57:25
w restauracji albo jadł lunche, które przynosiła mu na spotkania w jego biurze. W ten sposób mogła mu się odwdzięczyć za wszystkie wskazówki, i robiła to z przyjemnością. Lillian wyjęła z chłodni peklowany boczek, masło i kremówkę, z doniczki na parapecie uszczknęła nieco tymianku, a z jednego z ustawionych w szeregu pod ścianą słoików wyciągnęła kilka liści laurowych. Zapaliła gaz pod garnkiem i wrzuciła do niego boczek, który po chwili zmiękł i zaczął brązowieć. Zaburczało jej w brzuchu. Przypomniała sobie, że nie jadła śniadania, i ukroiła sobie kromkę chleba, od czasu do czasu odgryzając kęs, kiedy przekrawała twardy biały miąższ ziemniaków. Wyjęła przyrumieniony boczek z garnka, wrzuciła do niego masło i posiekaną cebulę, której woń natychmiast wypełniła pomieszczenie – nie przepadała za cebulą z rana, ale czasem szef kuchni nie miał wyboru. Zalała zawartość garnka bulionem z kurczaka i wrzuciła do środka ziemniaki. Kiedy płyn się zagotował, odeszła od garnka, czekając, aż wszystko zmięknie. Cóż, czekającemu czas się dłuży. Tymczasem wróciła do chłodni, żeby przejrzeć jej zawartość, a jednocześnie ułożyć w głowie menu na cały tydzień. Resztki pieczonej czerwonej papryki i cukinii można było wykorzystać jako bazę do sosu makaronowego, a dodatkową polentę pokroić
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 11
11
2014-01-21 22:57:25
i usmażyć na maśle doprawionym szałwią. Nawet w prestiżowym świecie restauracji podstawowym sekretem tych odnoszących sukcesy była magiczna umiejętność ponownego wykorzystania składników – kulinarne kuglarstwo, dzięki któremu unikały bankructwa i którego nie powstydziłaby się żadna gospodyni czasów kryzysu. Wyczuwając, że już czas, Lillian złapała owiniętą w papier paczuszkę i wróciła na stanowisko przy blacie. Kawałki ziemniaków zmiękły. Rozgniotła jeden z nich o ściankę garnka, żeby zagęścić bulion, a następnie odwinęła pakunek. Gdy odgięła biały papier, ze środka wydostała się spiralna woń dorsza, morska i zielona, esencja sieci rybackich i oceanicznych fal. Lillian poczuła, że jej żołądek zalewają mdłości. Spojrzała na rybę i rzuciła się do tylnych drzwi. Na zewnątrz stanęła na szczycie schodów i wdychała mroźne zimowe powietrze. – Co to było? – powiedziała do siebie, po czym urwała i popatrzyła na swój brzuch. – Ojej – szepnęła. – Ojej.
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 12
2014-01-21 22:57:25
ksiga rytuałów
K
iedy Al był dzieckiem, oglądał z mamą książeczki z czerwonymi, niebieskimi, żółtymi i zielonymi kształtami. „Trójkąty. Kwadraty. Koła” – mówiła, wskazując je palcem. Najbardziej jednak lubił kształty, które mama nazywała cyferkami – podobało mu się to, że wysoka pałeczka jedynki zdawała się odwracać twarz od eleganckiej sylwetki dwójki, i to, jak nadopiekuńcza trójka przytulała się do usztywnionych konturów czwórki. Mama przypominała Alowi siódemkę. Gdyby miała większe stopy, mogłaby być dwójką, jednak chłopiec zawsze miał wrażenie, że mama lekko unosi się w powietrzu lub o coś się opiera – a to o blat kuchenny, a to o ścianę w salonie. Nigdy do końca nie siedziała, nigdy nie była całkiem wyprostowana.
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 13
13
2014-01-21 22:57:25
W ciągu kilku tygodni czwartego lata Ala mama nauczyła go liczyć, używając do tego dziesięciu prostych patyczków, które znalazła w ogrodzie. Chłopiec siedział posłusznie i uważał, jednak wciąż miał wrażenie, że mamie coś się pomyliło. Patyczki mogły służyć do innych celów, ale o wiele fajniej było prześlizgiwać się wzrokiem po krągłościach dziewiątki i zawijasach szóstki. Nawet jeśli połamało się patyczki na małe kawałki, nie można było odtworzyć tych łuków. Kiedy Al skończył pięć lat, jego rodzice się rozwiedli, a mama zabrała go do Los Angeles. W porównaniu z Saint Louis, gdzie niebo pękało na pół od burz z piorunami, a spadający śnieg pokrywał świat warstwą ciszy, Los Angeles wydawało się niemal przytłaczające w swojej niezmienności, a poniedziałek z niesłabnącym uporem przekazywał wtorkowi pałeczkę błękitnego nieba. Kiedy mama woziła Ala po mieście, żeby obejrzeć kolejne mieszkania, chłopiec odnosił wrażenie, że mijane budynki, ulice i ludzie przypominają tutejszą pogodę – nikt i nic się od siebie nie różniło w miejscu, gdzie wszystko utrzymane było w odcieniach szarości i beżu. To jak mieszkanie we mgle, pomyślał Al, wyglądając przez okno samochodu. Przypomniał sobie jedną z nocy tuż przed tym, jak wszystko się rozpadło. Wślizgnął się do salonu, gdy jego rodzice myśleli, że śpi. Oglądali film, w którym mnóstwo było
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 14
14
2014-01-21 22:57:25
wrzasków, i mgła, i zły pan, który z niej wychodził, żeby krzywdzić ludzi. Ale bohaterka była sprytna – znalazła drogę do domu, licząc drzwi budynków usytuowanych wzdłuż ulicy, aż znalazła właściwe. Al więc zaczął liczyć. Odkrył, że działa to na niego relaksująco. Sześć guzików koszuli i był ubrany. Dwadzieścia cztery kilometry na liczniku – jeden przechodzący w drugi – i docierali na miejsce. Bez znaczenia było to, że owo miejsce niczym się nie różniło od (dziewięciu) innych mieszkań, które oglądali. Pierwsze piętro oddzielone było od drugiego taką samą liczbą (czternastu) zewnętrznych stopni, a w mieszkaniach znajdowało się tyle samo (sześć) drzwiczek od kuchennych szafek. Al nie miał pojęcia, czego mama szuka, ale kiedy pewnego dnia weszli na dziedziniec jednego z budynków, po prostu przestała. – To jest to – oznajmiła. Al podniósł wzrok. W rogu jej okularów połyskiwały trzy klejnociki, a z kręconych włosów wydostał się pojedynczy lok, który zwisał w poprzek jej czoła. – OK – odparł. Lubił to słowo. Było proste, solidne i stało na własnych nogach.
Życie w Saint Louis kojarzyło się Alowi z bezlistnymi platanami za oknem sypialni. Pamiętał ogródek
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 15
15
2014-01-21 22:57:25
porośnięty trawą, która w tygodniu robiła się coraz bardziej zielona, dopóki którejś niedzieli ojciec chłopca nie wyszedł z domu i nie uruchomił ryczącej kosiarki. Kosił trawę długimi, równoległymi pasmami, tam i z powrotem, tam i z powrotem, zamieniając zieleń w zapach, który pozostawał na nim aż do kąpieli. Matka Ala wyglądała tej chwili z niecierpliwością, jednak dla Ala następowała zbyt szybko. Chłopiec chodził za ojcem, wdychając zapach potu, benzyny, w oczekiwaniu chwili, w której wysoka trawa robiła się niska. W Los Angeles mieszkali w ciasnym mieszkaniu z wnęką kuchenną. Mama spała na rozkładanej kanapie, na której czasem zasypiał też Al, ponieważ uważał, że sypialnia, gdzie mama starannie zaścieliła łóżko jego ulubioną pościelą i pomalowała ściany przyjaznym odcieniem błękitu, położona jest zbyt daleko. Nie podobało mu się to, że pomiędzy mamą a drzwiami niczego nie ma. W nowym mieście szkoła Ala znajdowała się trzy przecznice dalej. Rano mama go odprowadzała i zapewniała, że tego dnia będzie się dobrze bawił, chociaż nie wiedział, czy którekolwiek z nich w to wierzy. Spędzał poranki z innymi dziećmi, wykonując rysunki domu (którego nie miał) i rodziny (podobnie). Czasem układali puzzle, na których narysowane były cyferki, i Al z ulgą spoglądał na ich znajome
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 16
16
2014-01-21 22:57:25
sylwetki. Nieraz dostawał burę od nauczycielki, kiedy w jego kieszeni znajdowała schowaną siódemkę. Powtarzała mu, że cyferki należą do wszystkich dzieci, on jednak nie do końca jej wierzył. Widział, że innym dzieciom podoba się jedynie dźwięk, który się rozlega, gdy jeden kawałek układanki zazębia się z drugim. Nie rozumiały tego, że cyfry pomagają utrzymać życie w ryzach.
Pewnej styczniowej nocy, kiedy mama układała Ala w łóżeczku, oznajmiła, że dostała pracę. – Kłopot w tym – powiedziała – że to specjalna praca, do której będę musiała chodzić wieczorami. Ale jesteś już dużym chłopcem. – Odgarnęła mu grzywkę z czoła. – Poradzisz sobie. Zostawię ci kolację na talerzu, a ty będziesz musiał ją tylko zjeść i położyć się do łóżka, a kiedy rano się obudzisz, ja już będę. Al chciał powiedzieć mamie, że wcale sobie nie poradzi, że nie będzie OK. Choć „OK” stało na własnych nogach, on marzył tylko o tym, żeby przytulić się do mamy na kanapie. Kiedy pierwszego wieczoru wyszła, stanął pośrodku mieszkania i uważnie wsłuchiwał się w otaczające go dźwięki. Liczył przejeżdżające drogą samochody i ciężarówki, dopóki godziny szczytu nie zamieniły ich w strumień zbyt wartki i silny, żeby je policzyć. Potem słyszał odgłos kroków na korytarzu
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 17
17
2014-01-21 22:57:25
i trzask zamka, kiedy stara pani Cohen wchodziła do swojego mieszkania za ścianą. W salonie Ala panowała cisza, a jedynym dźwiękiem było tykanie grzejnika listwowego. Mama powiedziała, że grzejnik zje Alowi płaszcz, jeśli zostawi go zbyt blisko. Zły pan w filmie zawsze wyczuwał obecności ludzi po oddechu. Chowali się w kryjówkach – w stodole albo za drzwiami – a zły pan zawsze słyszał, jak powietrze wpada do ich płuc i wypada z nich. Szedł naprzód, a jego twarz powoli rozciągała się w uśmiechu. Al próbował nie oddychać, ale mu się to nie udawało – niezależnie od tego, ile innych dźwięków dochodziło ze świata zewnętrznego, jego oddech wciąż był słyszalny. Al rozejrzał się po salonie i dostrzegł różowy odkurzacz oparty o drzwi szafy. Tego dnia mama się spieszyła i nie zdążyła go odłączyć. Al wiedział, że nie powinien dotykać urządzenia, ale podszedł do niego, pstryknął włącznik, a huk odkurzacza pochłonął wszystkie inne dźwięki. Wyciągnął uchwyt, tak jak robiła to mama, i ostrożnie postawił odkurzacz na ziemi, kierując go na drugi koniec pomieszczenia. Następnie zaczął go pchać równolegle tam i z powrotem po zielonym dywanie. Po chwili usłyszał walenie do drzwi. Próbował je zignorować, ale nie ucichło, więc w końcu wyłączył odkurzacz.
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 18
18
2014-01-21 22:57:25
– To urządzenie jest włączone od ponad godziny. – Al rozpoznał głos pani Cohen. – Czy naprawdę żądam zbyt wiele, prosząc o chwilę spokoju? – mówiła dalej. Al stał w miejscu niepewny. Mama mówiła, żeby nikomu nie otwierał, ale nie wspominała o tym, że ma też nie odpowiadać na pytania. – Nie – odparł. – Al? – Tak. – Al, chciałabym porozmawiać z twoją mamą. To nie było pytanie. Nie było to też możliwe. – Al? Jesteś tam? – Tak. – A czy twoja mama też tam jest?
Kiedy tej nocy mama Ala wróciła do domu i odkryła, że jej syn śpi na dużej niebieskiej kanapie u pani Cohen, między kobietami rozgorzała dyskusja, jednak chłopiec na szczęście spał zbyt głęboko, by się jej przysłuchiwać. Jednak po tym zdarzeniu, kiedy mama wychodziła do pracy, Al zaczął spędzać wieczory w mieszkaniu pani Cohen. Uwielbiał przebywać u pani Cohen. Wszystko w jej mieszkaniu było niebieskie: dywan, meble i ściany, a każde z nich miało nieco inny odcień,
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 19
19
2014-01-21 22:57:25
tak że Al miał wrażenie, iż przebywa pod wodą lub w niebie – albo i tu, i tu. Na ścianach długiego korytarza wisiały zdjęcia rodzinne. Sąsiadka co wieczór zabierała Ala na „wycieczkę wspomnień”, jak sama ją nazywała, spacerując wzdłuż holu i opowiadając chłopcu o każdej osobie ze zdjęć. Alowi najbardziej podobały się krótkie opowieści o jej dzieciach i mężu – o tym, jak Rachel włożyła sobie żabę do buzi, o tym, jak któregoś lata Eli wymyślił, że jest Kapitanem Hakiem, i przez kolejne dwa tygodnie chodził z rękawem naciągniętym na dłoń. O tym, jak państwo Cohen poznali się na statku płynącym z Europy, kiedy jej mąż miał czternaście, a ona dwanaście lat, o tym, jak nauczył ją kołysać się wraz ze statkiem, żeby nie miała choroby morskiej. Opowiadając tę historię, pani Cohen zawsze przesuwała stopy tam i z powrotem, a Al się do niej przyłączał i razem wyobrażali sobie, że stoją na pokładzie. Co więcej, pani Cohen gotowała – gulasz wołowy, który przez cały dzień dusił się na wolnym ogniu, naleśniki, które wcale nie były naleśnikami, ale plackami z ziemniaków, cebuli i ciepła, płynącego przez mieszkanie i wciskającego się do kieszeni jego palta. Robiła też coś, co nazywała „kuglem”. Nazwa potrawy była równie filuterna jak zapach wanilii, cukru i cynamonu, który wydobywał się z piekarnika. Jednak najbardziej Al lubił spędzać u pani
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 20
20
2014-01-21 22:57:25
Cohen piątkowe wieczory. Kiedy przychodził, mieszkanie wypełniała woń rosołu. Był też świeżo pieczony chleb o brązowej i połyskującej skórce – spleciony w warkocz, leżał na blacie. Podczas kolacji zapalała jedną świecę i pozwalała, by Al zapalił drugą, a przed jedzeniem śpiewali coś w rodzaju pieśni w tajemniczym języku, która przeznaczona była tylko dla ich uszu. Al nie wiedział, co znaczą jej słowa, ale uwielbiał niesiony przez nie spokój, jak gdyby same frazy pieśni uwalniały się spod ciężaru minionych dni. Al przez cały tydzień nie mógł się doczekać piątku. Pewnego dnia, kiedy Al miał dziesięć lat, mama powiedziała mu, że się przeprowadzają. Oznajmiła też, że będzie miał nowego ojca. Znów zamieszkają w domu. „Czy to nie cudowne?” – pytała. Ich nowe lokum mieściło się w niewielkiej odległości, jednak okolica, do której się przenieśli, nie przypominała Alowi nic, co dotąd widział – składała się z jednokierunkowych uliczek, które zastawione były białymi i beżowymi prostokątami osadzonymi nisko przy ziemi. Nie było tu schodów, które można by policzyć, a okna układały się w nieprzerwany ciąg szyb. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zabrakło pani Cohen. Choć mama wiele razy powtarzała, że nie przeprowadzają się daleko, odległość okazała się zbyt wielka, by odwiedzić dawną sąsiadkę, a w piątkowe wieczory mama i jej nowy mąż chodzili na randki.
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 21
21
2014-01-21 22:57:25
Al siedział za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju, próbując mówić w sekretnym języku pani Cohen, podczas gdy opiekunka odgrzewała gotowe mrożone posiłki, tak że placek z jabłkami zamieniał się w owocową cegłę. W ciągu kolejnych ośmiu lat Al odnajdywał sens jedynie na zajęciach matematyki. „Obliczcie wartość x” – przykazywał nauczyciel, a Al niemal słyszał, jak cyfry szepczą do niego niecierpliwie gotowe zanurkować pod kreskę ułamkową, zniknąć w zapadni znaku odejmowania. Al czuł niemal litość dla iksa, w którego wszyscy się wpatrywali i na którym skupiali uwagę, stawiając sobie za cel tylko jedno – wyodrębnienie go spośród różnych cyfr i symboli.
Kiedy Al poszedł na uniwersytet, wybrał księgowość. Mógł studiować matematykę. Wielokrotnie kusiło go milczenie zera i wyzwanie, jakim było ujarzmienie wymyślonej liczby. Ostatecznie jednak historie ukryte w rachunkowości fascynowały go jeszcze bardziej. Próbował to wyjaśnić pewnej dziewczynie, którą dostrzegł w stołówce podczas lunchu. Czytała powieść Agathy Christie, a w uniesionej lewej dłoni trzymała kanapkę z tuńczykiem – został jej ostatni kęs. Alowi podobało się w niej to, że nie zaczęła od środka.
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 22
22
2014-01-21 22:57:25
– Rachunkowość jest jak rozwiązywanie morderstwa, tylko że bezkrwawe – oznajmił. – Pokaż mi liczby, a ja powiem ci, dlaczego przedsiębiorstwo upadło albo z jakiego powodu rozpadło się małżeństwo. Spojrzała na niego bez przekonania. – Można na tym zarobić pieniądze? – zapytała. Gładkie blond włosy spływały jej na ramiona. – Tak – odparł Al. – Zawsze? – Wiesz, co się mówi o śmierci i podatkach – odpowiedział. – Co myślisz o posiadaniu dzieci? – zapytała. Choć większość dziewczyn, które Al poznał na studiach, marzyła o mężczyźnie pragnącym dzieci, jasne było, że z Louise jest inaczej. Jej pytanie było jak rękawica rzucona na dzielący ich stół, jak opłata za wstęp do jej życia. Jednak nawet sama Louise mogła być dla niego jak rodzina, Al przestał bowiem wierzyć, że kiedykolwiek ją założy. – Nie są mi potrzebne – odparł, choć mówiąc to, wiedział, że się myli. – Jestem Louise – oznajmiła dziewczyna, wyciągając dłoń.
Lata później zastanawiał się, dlaczego tak bardzo jej pragnął. Może to kwestia włosów tak jasnych, że
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 23
23
2014-01-21 22:57:25
połyskiwały w słońcu. A może chodziło o kęs kanapki z tuńczykiem, choć Al miał wkrótce odkryć, że ludzie zaczynają od początku z wielu powodów i nie wszystkie wynikają z szacunku ani z uprzejmości. Czasem bywali po prostu skrupulatni. Kiedy nastał dwudziesty dziewiąty rok ich małżeństwa, Al zaakceptował to, że Louise prowadzi rachunki o wiele dosłowniej, niż uważał to za możliwe. Szczegółowo analizowała każdy gest i czułość, które podsumowywała na koślawym bilansie ich związku. Tygodniami obserwował, jak cicho piętrzą się jej skargi, słowa i czyny stają się powściągliwe, a skóra cierpnie od jego dotyku, jak gdyby Louise odmawiała mu czegoś, za co nie uiścił opłaty. Czekał, czując, jak suchy żar gromadzi się w ich łóżku, gdy co noc stanowczo się od niego odwracała, a jej plecy zdawały się mówić: „To nie dla ciebie”. W końcu którejś nocy, kiedy saldo ich rachunków osiągało punkt krytyczny, odwracała się do niego w łóżku i recytowała litanię zarzutów, które odbijały się od niego jeden po drugim w nieskończoność niczym fale uderzające o zacumowaną łódź. Wszystkie momenty niezadowolenia, urazy i przegapione szanse, których nie zauważył, a które z pewnością by zauważył, gdyby ją kochał – tego była pewna. Czas, który mógłby poświęcić na podanie jej dłoni, kiedy wysiadała z samochodu. To, że nie podszedł do
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 24
24
2014-01-21 22:57:25
kuchenki pomóc jej w gotowaniu. Pieniądze, które mógłby zarobić, gdyby tylko odpowiednio się zareklamował. Al słuchał w milczeniu. Nie było sensu odpowiadać – ten cykl był tak znajomy, że mógł tylko czekać na jego zakończenie, które nadchodziło, gdy Louise – pusta i lekko euforyczna – przechylała się i całowała go, a on przyjmował od niej seks, na który nie miał już ochoty.
auermeister_Sztuka_laczenia.indd 25
2014-01-21 22:57:25
Booklist Lillian mistrzowsko potrafi łączyć składniki w dania, ale równie dobrze radzi sobie z łączeniem ludzi.
Lillian opiekuje się każdym, zawsze gotowa wyciągnąć pomocną dłoń. Zapomina tylko o samej sobie. I nie ma pojęcia, że ją też czeka wielka niespodzianka…
Erica Bauermeister
Sztuka łączenia „Książka, która budzi apetyt na życie”. „Publishers Weekly”
Sztuka łączenia
Jej restauracja to miejsce, które dla pracowników, przyjaciół i uczestników kursu gotowania staje się drugim domem. Wśród smakowitych zapachów i wyśmienitych potraw goście znajdują pocieszenie, przyjaźń, nawet miłość.
Erica Bauermeister
„Ciepła, zabawna książka, która naprawdę podnosi na duchu. Sztuka łączenia to istna perełka”.
Cena 14,90 zł
DUŻA CZCIONKA
duża czcionka