Lawendowe dziewczyny _Claire Cook

Page 1

ZACZYTAJ SIĘ

Claire Cook

LAWENDOWE DZIEWCZYNY Ujmująca histtoria o zzbawiennym wpływie spacerów, zapachu lawendy i rozmów z przyjaciółką.

DUŻA CZCIONKA


ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 2

2013-07-11 10:39:30


ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 3

Claire Cook

Lawendowe dziewczyny tłumaczenie Maria Borzobohata-Sawicka

2013-07-11 10:39:30


Tytuł oryginału The Wildwater Walking Club Copyright © Claire Cook 2009 Copyright © for the translation by Maria Borzobohata-Sawicka Fotografia na pierwszej stronie okładki © Carmen Martínez Banús/iStockphoto.com Opieka redakcyjna Adriana Celińska Aleksandra Kamińska Ewa Polańska Opracowanie tekstu Barbara Gąsiorowska Opracowanie typograficzne Daniel Malak Łamanie Piotr Poniedziałek ISBN 978-83-240-2441-4

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2013 Druk: Drukarnia Colonel, Kraków

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 4

2013-07-11 10:39:30


Po prostu idź* Kiedy widzisz, jak idę po plaży Przyspieszam z nadzieją, że nie zauważysz Ty idź dalej, miły, ty po prostu idź Mężczyźni myślą Że wypłaczemy ich ból Lecz ja ulgę czuję, gdy To twej twarzy płyną łzy Nie zatrzymam się, kochany, będę dalej iść Komu to potrzebne? Możesz łkać i wyć Serce kobiety może pęknąć na pół Lecz gdy rozpaczy urwie się nić Ona wyrywa się ze snu I woła, ile w płucach tchu Nie zatrzymam się, kochany, będę dalej iść * Tłumaczenie zmodyfikowanego przez Claire Cook tekstu piosenki Walk on By (przyp. tłum.).

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 11

2013-07-11 10:39:30


ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 12

2013-07-11 10:39:30


dzie pierwszy

 kroki

W

dniu, w którym straciłam pracę, zaczęłam chodzić. No dobrze, może nie od razu. Najpierw leżałam w łóżku i delektowałam się tym, że nie zadzwonił budzik. Przez osiemnaście lat, które przepracowałam w firmie obuwniczej Balancing Act Shoes, słyszałam to głupie bzyczenie prawie w każdy poranek. Przeciągnęłam się leniwie i westchnęłam z rozkoszą. Wyobraziłam sobie mnóstwo pościeli z egipskiej bawełny, którą w końcu będę miała czas sobie kupić. Przykryję się nią po szyję, tworząc przytulny kokon, i umoszczę się na wypełnionym pierzem materacu, który też sobie sprawię – będzie wielki, mięciutki i wypełniony pierzem z niezwykle egzotycznych, hodowanych na wolności ptaków.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 13

13

2013-07-11 10:39:30


Miałam kiedyś parę kolczyków z pawich piór, do których dołączono informację, że ponieważ pawie zgubiły pióra w sposób naturalny, przy produkcji tych kolczyków nie ucierpiał żaden ptak. Zawsze chciałam sprawdzić, czy to prawda, czy tylko marketingowa zagrywka. Jeśli była to prawda, może udałoby mi się znaleźć kołdrę z pawich piór. Chociaż na co komu pawie pióra w pierzynie, jeśli nie można ich zobaczyć. Mogłabym zaprojektować przezroczystą kołdrę, przez którą połyskiwałyby opalizujący błękit i zieleń. Tylko że wtedy musiałabym stworzyć też nieskończoną ilość przezroczystych poszew z egipskiej bawełny. Zamknęłam oczy, przewróciłam się na plecy i znów otworzyłam powieki. Wpatrywałam się w spore pęknięcie, które w myślach nazywałam linią Masona–Dixona. Moja nauczycielka historii z siódmej klasy byłaby dumna, że dzięki niej udało mi się to zapamiętać. Przewróciłam się na jeden bok, a potem na drugi. Odrzuciłam moją zwyczajną pościel. Pierwszego dnia, w którym w końcu mogłam się wyspać, byłam bardziej rozbudzona niż przez kilka dekad o tej samej porze. Jakże by inaczej. Po długim, relaksującym prysznicu, porcji płatków śniadaniowych i przejrzeniu w internecie wiadomości oraz pogody o ósmej czterdzieści pięć zadzwoniłam na komórkę do Michaela. Po dwóch sygnałach połączenie gwałtownie się urwało, nie przekierowując mnie nawet na pocztę głosową.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 14

14

2013-07-11 10:39:30


Wysłałam mu więc e-mail o treści: „Zadzwoń, kiedy będziesz mógł”. Chwilę później wiadomość wróciła do mnie z informacją: „Zwrot e-maila: trwały błąd krytyczny”. Wybrałam jego numer biurowy. Przynajmniej tym razem włączyła się sekretarka. – Cześć, to ja – powiedziałam. – Wystąpiły jakieś problemy techniczne i nie mogę się z tobą skontaktować. Ale dobra wiadomość jest taka, że mam teraz mnóstwo czasu. Tak czy siak, zadzwoń do mnie, kiedy to odsłuchasz. – Zaśmiałam się z nadzieją, że mój śmiech zabrzmiał idealnie: lekko i seksownie. – Oczywiście, jeśli nie starasz się mnie spławić. Do jedenastej zdążyłam obejrzeć tyle programów śniadaniowych, że miałam ich dość do końca życia, a on wciąż się nie odzywał. Próbowałam sobie przypomnieć, czy robiliśmy konkretne plany na wieczór. Michael pracował dla spółki Olympus, która wykupiła naszą firmę, więc na razie nie afiszowaliśmy się z naszym związkiem. Właściwie nic takiego się nie stało. I tak planowałam odejść, a Michael chciał się zwolnić tuż po mnie, więc była to tylko kwestia czasu. Kiedy już całe zastępy audytorów przestały udawać, że nic się nie dzieje – i kiedy już każdy półgłówek wiedział, że w Balancing Act coś się święci – Michael był jednym z pierwszych menedżerów z Olympusa, którzy do nas dołączyli. Był przystojny, ale nie oszałamiająco, okazał się też moim rówieśnikiem, dzięki czemu

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 15

15

2013-07-11 10:39:30


od razu się do siebie zbliżyliśmy w branży, w której zatrudnienie coraz częściej znajdowali świeżo upieczeni absolwenci uniwersytetu, wiecznie ze słuchawkami od ipoda w uszach. Niektórzy stali się moimi znajomymi, a przynajmniej znajomymi z pracy, ale prawdę mówiąc, wciąż były to tylko dzieciaki. Z Michaelem wiele nas łączyło zarówno teraz, jak i w przeszłości. Ja pracowałam jako starszy menedżer do spraw wizerunku marki Balancing Act. On był starszym menedżerem do spraw budowania strategii marki w Olympusie. Jedno i to samo. Branża obuwia sportowego zorientowana jest raczej na rynek, nie na produkt, co w praktyce oznacza, że chociaż klient nie potrzebuje trampek za dwieście dolarów, łatwo go przekonać, że jest odwrotnie. Modę można stworzyć, przewidzieć, a przynajmniej szybko na nią zareagować – i krótko mówiąc, tym właśnie Michael i ja zajmowaliśmy się na co dzień. Jednak co ważniejsze, oboje tańczyliśmy do piosenki Moondance Vana Morrisona, ćpaliśmy przy Witchy Woman zespołu Eagles i kochaliśmy przy Sweet Baby James w czasach, kiedy James Taylor miał jeszcze włosy. Może nie robiliśmy tego razem, ale i tak łączyła nas pokoleniowa więź podobnych doświadczeń, do której można było dorzucić jeszcze pragnienie każdego dzieciaka urodzonego w okresie wyżu demograficznego, żeby zrobić coś nowego, i to szybko, dopóki wciąż ma się na to czas.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 16

16

2013-07-11 10:39:30


Jednym z pierwszych zdań, jakie do mnie wypowiedział, było: „To tylko biznes, maleńka”. Siedzieliśmy w stołówce dla pracowników, a kiedy powiedział „maleńka”, przeszył mnie dreszcz. Miał oczy w intensywnie czekoladowym odcieniu oraz gęstą czuprynę brązowych włosów bez śladu siwizny, co oznaczało, że pewnie je farbował, ale przecież ja też to robiłam. – Oczywiście, że to tylko biznes – odparłam, potrząsając niedawno ufarbowanymi włosami, i dodałam: – maleńki. Zaśmiał się. Miał wspaniałe białe zęby – pewnie koronki, ale jakie to ma za znaczenie. – Masz dla mnie jakąś nieoficjalną radę? – zapytałam. Kiedy nachylił się nad dzielącym nas okrągłym stolikiem, rękawy marynarki opięły mu się na bicepsach. Poczułam ostry, korzenny zapach jego wody kolońskiej. Był w niej jakiś cytrus i może odrobina drzewa sandałowego, a także coś retro. Może paczuli? – Pierwsza oferta – zaczął – jest zawsze najlepsza. – Mam więc się zgodzić na DRP i w nogi? – zapytałam, między innymi po to żeby popisać się nowym słownictwem. Pracownicy Balancing Act, nawet starsi menedżerowie tacy jak ja, dowiedzieli się o tym, że wykupił nas Olympus dopiero, kiedy ta informacja została podana do wiadomości publicznej. Odtąd mówiło się, że lepiej

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 17

17

2013-07-11 10:39:30


wziąć odprawę w okresie DRP, czyli dobrowolnej rezygnacji z pracy. Olympus planował zwolnienia i osiągnięcie synergii, co oznaczało po prostu pozbycie dublujących się działów. Na razie odprawy były dość hojne. Mogłam żyć spokojnie przez półtora roku, otrzymując pełną pensję oraz ubezpieczenie medyczne i stomatologiczne. Dorzucali nawet reorientację zawodową dla zwalnianych pracowników, co miało mi pomóc zadecydować, co zrobić z resztą swojego życia. Brakowało tylko pomocy psychologa. No i może dobrego masażysty. Nie wiadomo, jak by to wyglądało na etapie przymusowej rezygnacji z pracy. Michael obejrzał się przez ramię, a potem znów popatrzył mi w oczy. – Posłuchaj, Noreen. A może wolisz imię Nora? – Nora – odparłam, mimo że do tej pory nikt nigdy mnie tak nie nazywał. Mówiono do mnie Nor, Norry, Reeny, Beany, Noreany Beany, a nawet Noreena-balerina, chociaż muszę przyznać, że od tego czasu przybyło mi kilka lat i kilogramów. Najczęściej byłam po prostu Noreen. Michael złowił mnie, mówiąc do mnie „maleńka”, ale to „Nora” sprawiła, że połknęłam haczyk. Zebrałam się w sobie, żeby się skoncentrować. – Ludzie z Wall Street – mówił – będą oczekiwać wyników z synergii powstałej dzięki fuzji dwóch firm. Aby osiągnąć te wyniki, musimy zoptymalizować zyski w celu wspomożenia produktywność. Działy personalny,

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 18

18

2013-07-11 10:39:30


finansowy, operacyjny i marketingowy... Wiele z nich się pokrywa. Ergo... Uniosłam brew. – Ergo? – zakpiłam. On także uniósł brew i mimo że poszliśmy do łóżka dopiero dwa tygodnie później, chyba od razu wiedzieliśmy, że to tylko kwestia czasu. Oparłam łokcie na stole. – Więc co? – rzuciłam. – Mam odejść, żebyś mógł zająć moje stanowisko? – Nieoficjalnie – odparł. – Pewnie zwolnią mnie zaraz po tobie. Możesz przejąć moją pracę, nie ma sprawy. Zrobiłabyś mi przysługę. Czekam tylko, aż zaproponują pakiet DRP pracownikom Olympusa, których tu ściągnęli. – Poważnie? – zapytałam. – Naprawdę go przyjmiesz? I co potem? Splótł palce za głową i odchylił się w krześle. – Pomyślmy. Najpierw rozpaliłbym ognisko i wrzucił do niego wszystkie garnitury i krawaty. Może kupiłbym vana, znalazł sobie dobrą kobietę i ruszył w podróż przez Stany. – Uśmiechnął się. – Na koniec poszukałbym wspólnika, z którym mógłbym założyć małą firmę. O jedenastej trzydzieści znów zadzwoniłam na komórkę Michaela. Drugi sygnał urwał się w połowie, znów nie przekierowując mnie na pocztę głosową. Chwilę odczekałam i ponownie wybrałam jego numer.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 19

19

2013-07-11 10:39:30


Tym razem rozłączyło mnie niemal natychmiast. Wysłałam mu kolejny e-mail, jednak wiadomość wróciła do mnie z tą samą informacją o błędzie. Zadzwoniłam do jego biura, ale kiedy odebrała automatyczna sekretarka, po prostu się rozłączyłam. Teraz byłam już naprawdę przerażona. Zastanawiałam się, czy zadzwonić do kogoś z biura, żeby sprawdzić, czy istnieje jakieś logiczne wyjaśnienie tej sprawy, na przykład takie, że w całym budynku pojawiły się problemy z zasięgiem komórkowym i serwerami, ale nie potrafiłam się na to zdobyć. Zastanowiłam się jeszcze przez chwilę, po czym włożyłam parę wyszczuplających czarnych spodni oraz koralowy top z dekoltem w serek na lekko usztywniany, specjalnie wymodelowany stanik, który reklamowano jako przełomowy bieliźniany wynalazek w dziedzinie subtelnego modelowania figury. Delikatne podkreślenie figury jeszcze nikomu nie zaszkodziło i nawet jeśli była to lekka przesada, koralowy ładnie współgrał z moją bladą cerą i ciemnymi włosami. Kiedy ostatni raz miałam na sobie tę bluzkę, Michael powiedział, że wyglądam seksownie. Prawdę mówiąc, użył nawet sformułowania „piekielnie seksownie”, ale to pewnie była przesada. Podróż do Bostonu w południe trwała o wiele krócej bez tych wszystkich korków. Kto by pomyślał, że bezrobocie to najlepsza metoda na korki? Ale i tak miałam mnóstwo czasu, żeby ułożyć sobie plan. Udam po prostu, że zostawiłam w biurze ulubiony sweter i że

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 20

20

2013-07-11 10:39:30


chcę go odebrać, zanim ktoś mi go buchnie. Powiem, że i tak byłam w okolicy, bo umówiłam się ze znajomą na lunch. Pomyślałam, że zajrzę i przywitam się z Michaelem. On oznajmi, że właśnie o mnie myślał, próbując sobie przypomnieć, czy robiliśmy jakieś plany na wieczór. Wtedy ja przechylę głowę i powiem, że ma szczęście i że może nawet ugotuję mu kolację. On się uśmiechnie i zażartuje, że bezpieczniej byłoby wziąć coś na wynos. Główny parking był zatłoczony, jednak w końcu znalazłam miejsce. Sięgnęłam do schowka i chwyciłam smycz, na której zawieszony był mój identyfikator, włożyłam go przez głowę i ruszyłam w stronę wejścia. Kiedy drzwi obrotowe wyrzuciły mnie w lobby, pokazałam identyfikator strażnikowi w mundurze. Zbliżył ręczny skaner do laminowanego kodu kreskowego i machnął nim jak różdżką. Ruszyłam w stronę wind, podobnie jak milion razy wcześniej. – Proszę pani – rzucił. Odwróciłam się. Podniósł skaner. Jeszcze raz uniosłam identyfikator. Tym razem patrzyłam. Kiedy laserowe światełko zbliżyło się do kodu, zamiast zielonej diodki zapaliła się czerwona. Spojrzeliśmy na siebie. Był to ten ponury strażnik, który nigdy nie odzywał się nawet słowem i zawsze wyglądał tak, jakby chciał być gdziekolwiek, byle nie

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 21

21

2013-07-11 10:39:30


tu. Żałowałam, że wcześniej nie zadałam sobie trudu, żeby się z nim zaprzyjaźnić. Zaśmiałam się. – Cóż, długo po mnie nie płakali. – Potrząsnęłam włosami. – Miałam szczęście i przyjęłam ich ofertę. Muszę tylko na chwilę pojechać na górę i zabrać coś, czego zapomniałam. – Mężczyzna milczał, więc dodałam: – Sweter. Kardigan. Czarny z ładnym obszyciem wokół guzików. Wrócę, zanim zacznie pan za mną tęsknić. – Przykro mi, nie mogę pani na to pozwolić. Takie dostałem polecenie. Wypuściłam oddech. – Proszę zadzwonić na górę – rzuciłam. – Szóste piętro. – Znów wyciągnęłam identyfikator, żeby mógł przeczytać moje nazwisko. Przejechał palcem po liście na podkładce do pisania. – Przykro mi. Pani nazwisko znajduje się na liście osób, których nie wolno wpuszczać. – Chyba pan żartuje – rzuciłam, chociaż było jasne, że mówi poważnie. Odczekałam. Strażnik znów podniósł wzrok. Spojrzałam mu w oczy, jednak nie znalazłam w nich ani odrobiny współczucia, więc dołożyłam dodatkowych starań, żeby wyglądać żałośnie. Prawdę mówiąc, w tej chwili nie musiałam tego nawet udawać. – Może zadzwoni pani po kogoś i poprosi, żeby zniósł pani ten sweter – powiedział w końcu. – Z komórki – dodał.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 22

22

2013-07-11 10:39:30


– To niewiarygodne – powiedziałam. Gniewnym krokiem przeszłam przez lobby, żeby znaleźć się odrobinę prywatności. Ponieważ wcale nie zostawiłam tam swetra, postanowiłam przejść do rzeczy i zadzwonić na komórkę Michaela. W połowie sygnału połączenie przerwano. Zawsze przychodzi taka chwila, kiedy opadają ostatnie strzępy wyparcia i człowiek musi zejść na ziemię. Zamknęłam oczy. W końcu je otworzyłam. Zadzwoniłam na jego numer służbowy. – Ty dupku – wyszeptałam do jego automatycznej sekretarki. Stałam tak przez chwilę, drapiąc się po głowie obiema rękami. Mocno, jak gdybym mogła się dokopać do dobrego pomysłu. Kiedy to nie nastąpiło, wyszłam, nie oglądając się nawet na strażnika. Idąc przez parking, trzymałam głowę wysoko, na wypadek gdyby ktoś spoglądał na mnie z okna. Odszukałam swój samochód i wsiadłam do środka. Kiedy miałam już wyjechać na drogę wyjazdową, kątem oka zauważyłam markizę sklepu dla pracowników Balancing Act w fioletowo-białe paski. Wrzuciłam prawy kierunkowskaz i zatrzymałam się na miejscu parkingowym tuż przed budynkiem. Przystanęłam przy pierwszym okrągłym stojaku i chwyciłam parę naszych, to znaczy ich, najnowszych butów „Walk on by” – „Po prostu idź” – w rozmiarze czterdzieści dwa i pół. Był to model przeznaczony wyłącznie dla pań, reklamowany jako buty, których

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 23

23

2013-07-11 10:39:30


potrzebuje każda kobieta, by odejść od rzeczy, które ją hamują, i wkroczyć w nowy, ekscytujący okres w swoim życiu. „Porzuć stare przyzwyczajenia. Zdobądź kolejny horyzont. Nie zatrzymuj się”. Mimo że byłam częścią zespołu, który wyssał to hasło z palca, i tak chciałam w to wierzyć. Podałam pudełko kasjerce. Podniosłam identyfi kator i wstrzymałam oddech. Skaner błysnął zielenią i kobieta wbiła cenę, która była o połowę niższa niż w sprzedaży detalicznej. – Chwileczkę – powiedziałam, po czym podbiegłam do stojaka, zabierając z niego wszystkie buty z modelu „Walk on by” w moim rozmiarze. Następnie przebiegłam przez sklep, zbierając wszystkie buty w rozmiarze czterdzieści dwa i pół, jakie wpadły mi w ręce. „Marzycielka” („Będziesz miała wrażenie, że błądzisz w chmurach”). „Lekka jak piórko” („Czy te trampki mnie wyszczuplają?). „Feng Shoe” („Nowe trampki w nowej epoce”). Nie przestawałam, dopóki nie zbudowałam na kontuarze kasy wieży z pudeł. – Wzięła pani odprawę? – zapytała kobieta, podliczając cenę. Skinęłam głową. Podałam jej kartę kredytową, a ona wręczyła mi jaskrawofioletowy krokomierz. – Na koszt firmy – oznajmiła. – Przynajmniej tyle Balancing Act może dla pani zrobić. – Dzięki – odparłam. Przypięłam urządzenie do paska i właśnie wtedy zaczęłam iść.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 24

2013-07-11 10:39:30


dzie drugi

 kroki

U

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 25

ch.

2013-07-11 10:39:30


dzie trzeci

 kroków

S

ięgnęłam dna.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 26

2013-07-11 10:39:30


dzie czwarty

 kroków

O

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 27

to prawdziwe dno.

2013-07-11 10:39:30


dzie pity

  kroki

Z

djęłam w końcu poplamiony T-shirt i workowate spodnie od dresu, które miałam na sobie od wielu dni, wzięłam prysznic i podgrzałam mrożone śniadaniowe burrito. Aż do tej chwili udawało mi się jedynie spać, pochłaniać litry bananowo-orzechowych lodów Chunky Monkey firmy Ben & Jerry’s, skorzystać z łazienki i codziennie ponownie ustawiać krokomierz. Było to dość wymyślne urządzenie – miało wbudowaną pamięć, w której przechowywane były wyniki z ostatnich siedmiu dni. Do tej pory w ciągu pięciu dni zrobiłam dwieście trzydzieści jeden kroków, czyli pokonałam dystans dwóch i pół kilometra. Wcale nie zapowiadało się to lepiej niż cała reszta mojego durnego życia. Ponieważ wydawało mi się, że jestem już na samym dnie otchłani rozpaczy, po wytarciu się ręcznikiem

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 28

28

2013-07-11 10:39:30


postanowiłam zrobić bilans. Najpierw stanęłam na wadze, czego unikałam od czasu ostatniego rutynowego badania. Ups. Miałam wrażenie, że razem ze mną na wadze stanął mały człowiek, a przynajmniej niewielkie zwierzę. Przesunęłam pięty na brzeg wagi i wychyliłam się do tyłu tak mocno, jak dałam radę. Ubył mi kilogram, ale wiedziałam, że po prostu przechytrzyłam wagę. Zmusiłam się do tego, by wejść nago do sypialni i stanąć przed wysokim lustrem zawieszonym po wewnętrznej stronie drzwi szafy. O Boże. Zacisnęłam powieki i szybko zatrzasnęłam szafę. Kiedy zaczęłam się toczyć po tej równi pochyłej? W którym momencie się zatraciłam, pracując po sześćdziesiąt godzin tygodniowo, straciłam czujność i zrobił mi się beznadziejny gust w kwestii facetów? Przecież to wszystko nie wydarzyło się jednocześnie. Skradało się stopniowo: termin po terminie, jeden posiłek na wynos po drugim. Należy też wspomnieć, że pula mężczyzn, z którymi mogłam się spotykać, zmniejszyła się nie tylko ze względu na profil wiekowy, ale także brak kontaktu ze światem spoza Balancing Act. I pewnego dnia obudziłam się nie tylko bezrobotna, ale także stara i gruba, a przynajmniej starawa i grubawa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zostałam sama, naprawdę sama, i teraz miałam mnóstwo czasu, żeby to zauważyć. Michael wciąż milczał. Jakaś część mnie – ta żenująca, autodestrukcyjna – wierzyła, że lada chwila zadzwoni. Może chciał zachęcić mnie do przyjęcia

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 29

29

2013-07-11 10:39:30


odprawy i potem naprawdę się we mnie zakochał, jednak nie miał odwagi zostawić pracy, a teraz czuł się zbyt upokorzony, żeby ze mną rozmawiać. Powinien był pomyśleć. A może miał po prostu grypę, nie poszedł do pracy, nie sprawdzał e-maili ani poczty głosowej i zapomniał opłacić rachunek za komórkę, więc odłączyli mu telefon i dlatego nie włączała się nawet informacja, że jego numer chwilowo znajduje się poza zasięgiem. Pokręciłam głową. Zastanawiałam się, czy na ziemi istnieje jakikolwiek facet, który poświęciłby nawet połowę czasu na to, by tak dogłębnie przeanalizować podłe zachowanie jakiejś kobiety. Był to jeden z podręcznikowych przykładów – facet udawał, że jest mną zainteresowany, żeby dostać to, czego chce, a w międzyczasie kilka razy się ze sobą przespaliśmy. Nic takiego się nie stało. Zostałam wykorzystana i tyle. Z braku lepszego pomysłu wyszłam za dom. Na palcach obu rąk mogłam policzyć, ile razy byłam we własnym ogródku, odkąd cztery lata temu tu zamieszkałam. Latem pracownicy lokalnej firmy ogrodniczej kosili u mnie trawę, a wiosną i jesienią robili porządki. Mój wkład polegał na tym, że wypisywałam czeki i kupiłam wiszącą roślinę na ganek, a potem patrzyłam, jak umiera powolną śmiercią spowodowaną zbyt dużą albo zbyt małą ilością wody, a może śmiertelną mieszanką obu tych czynników.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 30

30

2013-07-11 10:39:30


Którejś wiosny dopadła mnie ambicja i kupiłam całą tackę jaskraworóżowych niecierpków. Zamierzałam dokupić duże donice z terakoty, ziemię do kwiatów i czego tam jeszcze potrzebowałam, ale koniec końców, nie udało mi się przesadzić roślin z tymczasowych osłonek. W sierpniu wystrzeliły w górę w swoich kwadratowych, plastikowych pułapkach, straciły większość liści i zrobiły się żółte jak gangrena. Mimo to udało im się zakwitnąć – na koniuszku niemal każdej wiotkiej łodyżki rozwinął się duży, dumny, wściekle różowy kwiat przypominający wiatraczek. Ile razy przespałam się z Michaelem? Kilkanaście? Więcej? Nie żeby miało to znaczenie – nie chodziło przecież tylko o seks. Seks był świetny, ale jeszcze lepsza była podróż sentymentalna, którą odbyliśmy. Czytałam kiedyś, że w latach sześćdziesiątych bohaterowie serialu Dick Van Dyke Show Rob i Laura Petrie, siadając razem na łóżku, zawsze musieli trzymać jedną stopę na podłodze. Kiedy Michael i ja byliśmy razem, chyba każde z nas trzymało stopę w latach siedemdziesiątych. Żartowaliśmy, że powinniśmy zrobić coś, na co nie odważyliśmy się na studiach, i przebiec się nago po mojej podmiejskiej okolicy. Ja wyrzuciłam swoje płyty lata temu, ale Michael wciąż miał kilka tych samych winyli, które kiedyś puszczałam w nieskończoność: Court and Spark Joni Mitchell, Something / Anything Todda Rundgrena, Tea for Tillerman Cata Stevensa. Miał

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 31

31

2013-07-11 10:39:30


nawet sprzęt, na którym je puszczał: nowiutki, choć wyglądający na stary, Mission Stack-o-Matic, który stanowił połączenie gramofonu, radia i odtwarzacza CD. W łóżku czy poza nim między Michaelem i mną wszystko działo się w rytmie przeszłości. To dość zabawne. Nie czułam się dobrze w liceum, a na studiach tylko trochę lepiej, ale im stawałam się starsza, tym bardziej lubiłam wymieniać się wspomnieniami z ludźmi, którzy byli nieszczęśliwi w tym samym czasie co ja. – Szkoda, że nie widziałaś moich włosów – opowiadał Michael. – Tragedia gargantuicznych rozmiarów. Były tak falujące, że musiałem je myć przed snem i spać w jednej z nylonowych pończoch mojej siostry. Naciągałem ją na głowę, żeby wyglądać jak surfer. – To mi przypomina mój pierwszy pas do pończoch – powiedziałam. – Haft ki z tyłu były jakieś trefne i na przerwie wszystko mi spadło. Byłam wtedy w siódmej, może w ósmej klasie. Michael ściągnął ze mnie pościel i pocałował w prawą pierś. – I co zrobiłaś? – zapytał. – Schowałam się za drzwiami i zrzuciłam buty. Miałam wtedy na sobie chyba mokasyny, a może czółenka Mary Jane. Tak czy siak, zdjęłam pończochy, ponownie włożyłam buty i poszłam dalej. – Wtuliłam się w jego szyję tam, gdzie miał łaskotki, a on się zaśmiał. – Trwała

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 32

32

2013-07-11 10:39:30


przerwa, a na korytarzu było mnóstwo dzieciaków, więc pewnie nikt niczego nawet nie zauważył. – No, no – rzucił. – Chciałbym być chłopakiem, który znalazł ten pas do pończoch. Przemyciłbym go do swojego pokoju i całe lata z nim spał. – Litości – odparłam. – Założę się, że mnóstwo dziewczyn rzucało w ciebie pasami do pończoch. – Może kilka – przyznał. Zastanawiałam się, czy Michael poświęciłby mi czas w liceum. Na dobrą sprawę nie robił tego nawet teraz. Pochyliłam się i zerwałam piękny kwiat w odcieniach błękitu i kanarkowej żółci, prawdopodobnie irys. W moim ogrodzie rosły tajemnicze rośliny, rozkwitając mimo mojego niedbalstwa. Szkoda, że w moim życiu nie było podobnie. Budynek, w którym mieszkałam, był najmniejszym z pięciu domów wzniesionych na terenie dawnej posiadłości, której właściciele postanowili sprzedać część ziemi. Zgodnie z tym, co powiedział mi pośrednik nieruchomości, jeśli wyobrazi się sobie ciasto, do pierwszego domu wciąż należała połowa placka, a pięć nowszych budynków dzieliło pomiędzy siebie po kawałku drugiej. Mnie przypadła środkowa porcja. Ulica Wildwater Way, której nazwa oznaczała dziką wodę, była nieco bardziej zastanawiająca, ponieważ w najbliższym otoczeniu nie było ani dziczy, ani wody. – Proszę się nie martwić – oznajmił pośrednik radośnie. – Jeśli wciąż będziemy mieli do czynienia z erozją

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 33

33

2013-07-11 10:39:30


obszarów przybrzeżnych, ani się pani obejrzy, a stanie się posiadaczką nadmorskiej posiadłości. Odkąd się wprowadziłam, mój dom nie zbliżył się do plaży, ale zauważyłam, że kiedy dopisywał wiatr i prądy morskie, w powietrzu czuć było zapach oceanu. Z perspektywy czasu wiem, że powinnam była zamieszkać bliżej miasta, jednak ponieważ wartość mojej kamienicy wzrosła, a ja chciałam się przeprowadzić do domu jednorodzinnego, uznałam, że będzie to dobra inwestycja. Marshbury leżało w stanie Massachusetts i było ładnym nadmorskim miasteczkiem, gdzie ceny nieruchomości szły tylko w górę. Był to ten rodzaj przedmieść, gdzie domy otoczone są białymi drewnianymi płotami – pomyślałam, że jeśli kupię ten dom, reszta jakoś się ułoży, niezależnie od tego, ile miałam lat. Moja sąsiadka z domu po prawej stała w swoim ogrodzie. Zwrócona do mnie plecami, wieszała mnóstwo białego prania. Kiedy się wprowadziłam, zostawiła mi kosz z ciastkami i liścik o treści: „Witamy na Wildwater Way”. Tydzień później w drodze do pracy udało mi się w końcu wrzucić jej do skrzynki kartkę z podziękowaniami. Od tamtego czasu ilekroć mijałyśmy się na drodze lub jednocześnie wjeżdżałyśmy na podjazd, machałyśmy do siebie. Jej pranie, głównie pościel i ręczniki, było czyste, śnieżnobiałe i dziwnie piękne. Trzepotało na wietrze, próbując uwolnić się spod ucisku przytrzymujących je klamerek. Nagle zapragnęłam mieć własny sznur do

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 34

34

2013-07-11 10:39:30


suszenia bielizny, ale nie miałam bladego pojęcia, skąd go wziąć. Może była jakaś firma, która się tym zajmowała i do której mogłabym zadzwonić. Podeszłam do linii granicznej pomiędzy naszymi posesjami, która po jej stronie oznaczona była sięgającym pasa płotem. – Cześć – zaczęłam. – Chciałam cię zapytać o sznur do suszenia bielizny. Kiedy się odwróciłam, zauważyłam, że płakała. – Ojej – szepnęłam. Otarła oczy wierzchem dłoni i potrząsnęła głową. – Posłuchaj – oznajmiła – nie obchodzi mnie rozporządzenie Rady Miasta Marshbury. Należę do organizacji „Susz na wietrze” i jeśli trzeba będzie, pójdziemy z tym do Sądu Najwyższego. Mam prawo suszyć ubrania, tak jak mi się podoba. – Ale... – zaprotestowałam. Kobieta zabrała kosz na bieliznę i oddaliła się gniewnym krokiem. – Miło się rozmawiało – wyszeptałam.

Z butelki piwa Sam Adams Boston Ale, którą zostawił po sobie Michael, zrobiłam prowizoryczny wazon dla irysa. Kiedy ustawiłam go na kuchennym parapecie, z żalem uznałam, że wygląda jak ołtarzyk dla utraconej miłości. A przynajmniej miłości potencjalnej.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 35

35

2013-07-11 10:39:30


Sprawdziłam, czy na moim telefonie są jakiekolwiek wiadomości – daremnie – po czym zajęłam się swoim krokomierzem: tego dnia zrobiłam dotąd sto dwadzieścia jeden kroków. Czytałam w internecie o chodzeniu i dowiedziałam się, że dla maksymalnej poprawy kondycji i utraty wagi należy zrobić dziesięć tysięcy kroków dziennie. Do tej pory przez cały tydzień zrobiłam ich trzysta pięćdziesiąt dwa. Pogratulować. Nasmarowałam się kremem z filtrem. Wypiłam szklankę wody. Skorzystałam z łazienki. Wszystkie buty, które kupiłam, tkwiły jeszcze w bagażniku, więc rzuciłam skarpetki na kanapę i boso wyszłam z domu, żeby wziąć jedną parę z samochodu. Musiałam się opanować, żeby nie wjechać samochodem do garażu i nie wypakować wszystkich pudeł. Może w rogu pomieszczenia udałoby mi się zorganizować kącik fitness. Miejsce, w którym mogłabym się rozciągać. Albo siedzieć i czytać motywacyjne książki na temat aktywności fizycznej. Potrzebowałam też miejsca na te wszystkie buty. Postanowiłam, że wybiorę się po półki. Zawsze mogę pochodzić później, kiedy słońce nie będzie mocno świecić. Pozwoliłam sobie wyjąć tylko jedno pudełko butów i zaniosłam je do domu. Usiadłam na kanapie, włożyłam skarpetki oraz buty i zawiązałam sznurowadła. Wzięłam głęboki oddech i zmusiłam się do wyjścia z domu. Nie wiem, dlaczego czułam, że wszyscy na mnie patrzą. Przecież chodziłam, odkąd skończyłam jedenaście

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 36

36

2013-07-11 10:39:30


miesięcy. Jednak pozwoliłam sobie na całkowitą utratę kondycji i czułam, jak T-shirt oblepia każdy dodatkowy kilogram na moim ciele. Spodnie do ćwiczeń, które miałam na sobie, były tak staromodne, że po zewnętrznej stronie nogawek od kolana do kostki biegły zamki, a pasek był tak ciasny, że wrzynał mi się w brzuch, tak że wyglądałam jak babeczka. Dyniowa. Może nawet dyniowa z polewą z kremowego serka. Martwiłam się, że jest gorzej, niż myślałam i że jeśli będę tak szła i szła, zabraknie mi sił, żeby wrócić do domu. Powinnam była zabrać komórkę, w razie gdybym musiała zadzwonić po ratunek w postaci taksówki. Pod warunkiem że na tej prowincji w ogóle udałoby mi się zamówić taksówkę. Na wszelki wypadek postanowiłam chodzić w tę i z powrotem po Wildwater Way. Moja zwariowana sąsiadka od sznura do bielizny pewnie minęłaby mnie obojętnie, nawet gdybym leżała na ulicy rozjechana przez samochód. Miałam szczęście, że kiedy się wprowadzałam, nie otruła mnie tymi podrzuconymi ciasteczkami. Dotarłam do końca ulicy, zawróciłam w ślepym zaułku i ruszyłam z powrotem. Choć była to dość ładna uliczka, przy mniej więcej dziesiątym okrążeniu miałam jej serdecznie dość. Czułam się świetnie, machałam ramionami i szłam lekkim, naturalnym krokiem. Zapomniałam, ile przyjemności sprawiał mi ruch. W liceum grałam w hokeja i softball, na studiach przez chwilę uprawiałam wioślarstwo, byłam też całkiem

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 37

37

2013-07-11 10:39:30


przyzwoitą tenisistką, jeśli tylko grałam w debla i miałam dobrego partnera. Uwielbiałam pływać. Lata temu dołączyłam do Balancing Act między innymi dlatego, że zdawało mi się, iż dzięki temu zadbam o kondycję. Najnowocześniejsze centrum fitness, zadaszone boisko do kosza, ścieżka zdrowia i boiska do gier. Przez pierwszych kilka lat zapisywałam się na aerobik i kilka razy nawet przyszłam na zajęcia – przez kilka sezonów należałam też do firmowej drużyny softballowej. Jednak kiedy wspięłam się na stanowisko kierownicze, cały mój wolny czas zniknął pod nawałem niekończących się spotkań. Dlaczego przez te wszystkie lata nikt nie wpadł na to, by wokół stołu konferencyjnego ustawić błyszczące firmowe bieżnie? Kolejny raz dotarłam na początek ulicy, skręciłam w prawo i ruszyłam w stronę plaży. Był przepiękny czerwcowy dzień – świeciło słońce, niebo było błękitne i wiał delikatny wietrzyk, który przyjemnie chłodził rozgrzane powietrze. Moje nowe buty leżały jak ulał, a ja miałam wrażenie, że mogłabym tak iść bez końca. Może naprawdę nic nie działo się bez przyczyny i gdyby Michael nie zadał mi ostatecznego ciosu, wciąż siedziałabym na tym swoim rosnącym tyłku w Balancing Act, zastanawiając się, czy mam dość odwagi, by dobrowolnie odejść z pracy. Kogo obchodziło, czy znów go zobaczę. Ale – słowo honoru – jeśli do tego dojdzie, będę w doskonałej formie, a on zacznie sobie pluć w brodę, że pozwolił mi odejść.

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 38

2013-07-11 10:39:30


dzie szósty

 kroki

A

ook_Lawendowe_dziewczyny.indd 39

u!

2013-07-11 10:39:30


Noreen niedawno straciła pracę i rozstała się z chłopakiem. Aby zwalczyć depresyjny nastrój, zaczyna spacerować. Codziennie. Wkrótce dołączają do niej sąsiadki Tess i Rosie. Podczas przechadzek przyjaciółki rozmawiają, dzielą się sekretami, zwierzają z problemów. Kiedy decydują się na wspólny wyjazd na festiwal lawendy, nawet nie spodziewają się, jak bardzo zmieni się życie każdej z nich.

Urocza opowieść o tym, że najtrudniej zdobyć się na pierwszy krok.

Cena 14,90 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.