Gumowska_Seks betel i czary.indd 2
2014-05-14 09:46:00
Aleksandra Gumowska
seks, betel i czary Życie seksualne dzikich sto lat później
Kraków 2014
Gumowska_Seks betel i czary.indd 3
2014-05-14 09:46:00
Copyright © by Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska Projekt okładki Bartosz Krzyżaniak-Gumowski Fotografia na pierwszej stronie okładki pochodzi z archiwum autorki: na zdjęciu Jennifer Lepani, żona pastora Thomasa, przed odnowionym kościołem Zjednoczonego Kościoła w Tukwaukwa. Wszystkie czarno-białe fotografie w książce są autorstwa Bronisława Malinowskiego. Copyright © Library of the London School of Economics and Political Science Wszystkie kolorowe fotografie w książce pochodzą z archiwum autorki. Opieka redakcyjna Julita Cisowska Bogna Rosińska Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku Pracownia 12A ISBN 978-83-240-2570-1
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2014 Druk: Colonel
Gumowska_Seks betel i czary.indd 4
2014-05-14 09:46:01
Czarno-białe w kolorze Kiedy pierwszy raz znalazłam się w Omarakanie, wsi naczelnego wodza Wysp Trobrianda, poczułam się jak w środku czarno-białego zdjęcia Bronisława Malinowskiego sprzed niemal stu lat. Tyle że wszystko było w kolorze. Szaropiaskowym dachów z wysuszonych liści pandanusa i ścian domów plecionych z suchych liści bananowca. Wszechobecnym ciemnozielonym liści palm, rododendronów, oleandrów, ponad dwudziestu rodzajów hibiskusa, bananowców, mangowców, drzew pomelo, papai i pachnącej perfumowato czerwonej czapetki wodnistej. Jasnozielonym trawy głównego placu i ciemnobrązowym wydeptanych uliczek pomiędzy dwoma rzędami domów. Trafiłam do świata bez prądu, gazu, kanalizacji. Bez linii telefonicznych. Bez wychodków. Świata, gdzie rośliny, które w Europie północnej hodujemy w doniczkach, osiągają monstrualne rozmiary. Gdzie monotonny dźwięk alarmu samochodowego wydaje nie pojazd spalinowy, a gigantyczna cykada.
29
Gumowska_Seks betel i czary.indd 29
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
I w nowym tysiącleciu Malinowski może być tu przewodnikiem: „Znajdujemy się pomiędzy dwoma szeregami domów, zbudowanych w koncentryczne pierścienie wokół dużej otwartej przestrzeni. Pomiędzy zewnętrznym i wewnętrznym pierścieniem wzdłuż całej wsi biegnie okólna ulica, na której spostrzegamy grupy ludzi siedzących przed chatami”. Jest popołudnie, ludzie siedzą w kucki przed domami, gotują na małych ogniskach, bawią się z zasmarkanymi i rozbrykanymi dziećmi. Nawet twarze zdają się podobne do tych z czarno-białych fotografii. Jak wówczas, pośrodku wsi, na trawiastym placu, stoi duży spichrz z białymi, czarnymi i czerwonymi zdobieniami – w kolorach przynależnych wodzowi, podstawowych kolorach w języku trobriandzkim. Yam, zwany też pochrzynem, to bulwiasta podstawa pożywienia i kultury na Trobriandach. Obok, jak na planie wsi wyrysowanym przez Malinowskiego, poza rzędami domów, samotnie, bliżej środka centralnego placu, stoi dom wodza. W powietrzu unosi się zapach kwiatów butia – mocny, pudrowy, słodki. Gorące wilgotne powietrze oblepia jak w maglu. Omarakana leży w centrum północnej części największej z Wysp Trobrianda – Kiriwiny. Dawniej tym mianem określano tylko północną część wyspy, całość nazywano Boyowa. Tropikalna wyspa, z hałaśliwymi papugami i cykadami, nie jest duża – mierzy jakieś czternaście kilometrów w najszerszym i trzy kilometry w najwęższym miejscu. Droga z północy na południe ma sześćdziesiąt siedem kilometrów, co zmierzył, jadąc samochodem, architekt z pobliskiej wsi Kwaibwaga. W prostej linii to czterdzieści kilometrów. Krajobraz
30
Gumowska_Seks betel i czary.indd 30
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
tropikalny, ale w porównaniu z wulkanicznymi wyspami na zachodzie – ubogi. Ukształtowanie terenu – płaskie, najwyższy szczyt nie sięga pięćdziesięciu metrów n.p.m., a wapienne klify dochodzą do ośmiu metrów. Kiedyś po wyspie biegały walabie – miniaturowe, 20-kilogramowe kangury, ale rosnąca liczba mieszkańców wyjadła je wszystkie. Nie ma tygrysów ani innych wielkich drapieżników, choć na bagnach kilku nieszczęśnikom dane było ponoć spotkać krokodyle słonowodne – skończyli w żołądkach gadów. Wyspami Trobrianda nazwał Kiriwinę i okoliczne wyspy francuski nawigator Bruni D’Entrecasteaux w 1793 roku, na cześć swojego pierwszego oficera Denisa de Trobrianda. Swoje nazwisko podarował już wcześniej grupie wysp na południowy zachód od Trobriandów. To oddalając się od ich malowniczych wybrzeży, kuter, którym płynęłam, przygrzmocił w rafę. Inny Francuz, blisko czterdzieści lat później, okoliczne wyspy, położone na południe od równika oraz na północ i wschód od Australii, nazwał Melanezją: ze starogreckiego mélas – czarny, i nesos – wyspa. Mieszkańcy tych wysp – również Trobriandczycy – wydawali mu się bardziej czarni niż mieszkańcy sąsiedniej Polinezji z Hawajami i Samoa albo Mikronezji z Kiribati i Wyspami Marshalla. Biali odkrywcy wpływali swymi ogromnymi statkami na tereny zasiedlone kilkadziesiąt tysięcy lat wcześniej, gdzie jak przypuszczają archeolodzy, człowiek po raz pierwszy stał się rolnikiem, i poczęli wszystko nazywać po swojemu. Oswajać. Nowe nazwy nanosili na mapy, zapełniali białe plamy globu, zawozili możnym władcom, nierzadko tracąc po drodze życie.
31
Gumowska_Seks betel i czary.indd 31
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
Główną wyspę Melanezji – wyspę kontynentalną, która ma powierzchnię dzisiejszej Polski, Niemiec, Czech i Holandii razem wziętych – już w XVI wieku Portugalczycy nazwali Papuą, a Hiszpanie Nową Gwineą. W XIX wieku kolejnym europejskim żeglarzom samo nazywanie przestało wystarczać. Zaczęli te niczyje przecież, bo nieeuropejskie, ziemie kolonizować. Zasiedlać. Ujarzmiać. Wprzęgać w służbę swoim władcom. W zatykaniu flag na wyspach Melanezji ścigali się wysłannicy cesarzy niemieckich, królów angielskich i holenderskich, a także rosyjskich carów. Anglicy swoimi flagami oznaczyli południowo-wschodnią część głównej wyspy, zachodnią część obwołali swoją Holendrzy, a północną – Niemcy. Poddani Bismarcka stracili całą Nową Gwineę Niemiecką po pierwszej wojnie światowej, którą wobec tego inni Europejczycy przezwali Australijską Nową Gwineą. W szale zatykania flag Trobriandy jako swoje oznaczyli poddani Korony Brytyjskiej. Nadspodziewanie bezproblemowo ich mieszkańcy podporządkowali się prawom angielskim i zapewnili, że skoro prawo Korony zabrania walk plemiennych, nie będą się bić, chętnie również odsprzedadzą swoje strzały. Jeśli będzie im się to opłacać. Jednemu z brytyjskich zarządców pod koniec XIX wieku młody Touluwa, który za czasów Malinowskiego był już wodzem, metodycznie wyłuszczał: „Jeśli zaczęlibyśmy walczyć, skąd wzięlibyśmy tytoń?”. Miejscowi już w XIX wieku zdążyli się uzależnić od tytoniu, dzięki handlowi wymiennemu z przepływającymi statkami europejskimi. Pierwsi handlarze poławiający ryby osiedlili się na wyspie w 1880 roku. W 1905 roku Australijczcy
32
Gumowska_Seks betel i czary.indd 32
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
z ramienia Korony Brytyjskiej otworzyli na Kiriwinie pierwszą placówkę rządową – Losuię – i wprowadzili się na dobre. Na Losuię do dziś mówi się po prostu: placówka. W żadnym razie nie jest to miasto, raczej jedyna wieś z prądem dostępnym przez cztery godziny wieczorem, z urzędami i przystanią. Kolonizatorzy próbowali na wyspie różnych upraw, których eksport wsparłby finansowo imperium. Ostatecznie na masową skalę zaczęli sadzić palmy kokosowe na koprę – wysuszony miąższ orzecha kokosowego, z którego otrzymuje się olej. Kokosów na nich jednak nie zbili, bo kiedy palmy podrosły, dobrały się do nich pasożyty, a na domiar złego spadł na nie popyt. Zaopatrzona w kiść dobrego zielonego orzecha betelowego odchylam plastikową, dziurawą siatkę przeciw komarom na werandzie domu naczelnego wodza Wysp Trobrianada. „Naczelny”, bo ma szacunek wśród wodzów na całej Kiriwinie, a także na Kitavie, gdzie słońce wstaje, Kaileunie, gdzie słońce zachodzi, i na Vakucie, skąd z południowymi wiatrami nadlatują czarownice. Tylko wodzowi z Omarakany przysługuje tytuł „naczelnego”. – Można? Wódz bez emocji skinął głową. Ktoś zaprasza: – Bwena kaukwau. Dzień dobry. Wodza Pulayasiego Daniela nie da się pomylić z nikim innym. Jako jedyny na betonowej werandzie siedzi na krześle z bambusa niczym na tronie. Jest poważny, skupiony, jakby wyniośle obojętny, ale tak jak pozostali mężczyźni – w krótkich spodenkach i w podkoszulku bez rękawów. Szczupły,
33
Gumowska_Seks betel i czary.indd 33
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
nieco zgarbiony, w czapce z daszkiem na łysinie, z poczciwą twarzą. W dobrym tonie jest nie iść do naczelnego wodza z pustymi rękami, a najlepiej pójść z betelem, jak mówią tu na orzechy palmy areka. Wódz od razu jednego orzecha podaje siedzącemu na plastikowym krześle bratu i rzuca kucającym na matach niżej siostrzeńcom, żonie i córce. Pogryzają je z zamoczonymi w wapnie zielonymi strąkami pieprzu betelowego, na które na wyspie mówią „gorczyca”. Pewnie w czasach kolonialnych ktoś strąki pieprzu betelowego pomylił ze strąkami gorczycy i tak już zostało. Dzięki wapnu łatwiej uwalniają się substancje stymulujące. Za chwilę wszyscy mają usta w czerwonej pianie. Ożywiają się. – Bez betelu nie bylibyśmy w stanie wstać rano z maty – obrazowo przyznaje się do nałogu najmłodszy brat wodza Joseph. Szczupły, skurczony w sobie i łysy jak wódz, kiedy się nie uśmiecha, wyraz twarzy robi mu się zalękniony. – Nie bylibyśmy w stanie pracować w ogrodzie. Bardzo jesteśmy słabi bez betelu. Z betelem jest trochę jak z piwem albo herbatką – ludzie siadają, spożywają, rozmawiają. Niektórzy zaczynają się odzywać dopiero, kiedy trochę pożują. Bez betelu to zupełne mruki. Wodza Pulayasiego cieszy, że jestem z Polski. „Krewna Malinowskiego” – zaczynają szeptać wokół, a kiedy zaprzeczam, przyjmują, że z Malinowskim jesteśmy wantok, po naszemu – ziomkowie. Brat wodza prowadzi do tablicy po drugiej stronie wydeptanej przez setki lat drogi pomiędzy domem wodza a domem jego synów, braci i siostrzeńców.
34
Gumowska_Seks betel i czary.indd 34
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
– „Toboma Miskabati Bronisław Malinowski” – czyta Joseph i wyjaśnia: – „Toboma” wyraża duży szacunek. Na wodza mówimy „tomwaya”. „Toboma” jest jeszcze bardziej godny szacunku. Uświęcony przez tabu. Wódz nie ma wątpliwości, że to właśnie w tym miejscu stał namiot antropologa. Kiedy polscy żeglarze Monika Bronicka i Maciej Delgas (wódz ma zanotowane ich nazwiska) tablicę przywieźli, bez wahania nakazał ścięcie stojącej w tym miejscu palmy. Tablicę ufundowały uniwersytety Jagielloński i Szczeciński, do Nowej Zelandii dowieźli ją żeglarze z jachtów „Maria” i „Victoria”. Omarakańczycy przytwierdzili ją do podstawy z zalanego cementem koralowca. Wódz Pulayasi Malinowskiego nie poznał, ma pewnie nieco ponad siedemdziesiąt lat. Nie wie, ile dokładnie, nikt sobie nie zaprzątał głowy zapamiętaniem czy zapisaniem daty jego urodzenia. Swój namiot o spadzistym dachu antropolog ustawił w elitarnej części wsi – kilka metrów naprzeciwko domu ówczesnego wodza Touluwy, tuż obok chaty siostrzeńca wodza. Był lipiec 1915 roku Malinowski miał trzydzieści jeden lat, doktorat Uniwersytetu Jagiellońskiego, za sobą studia na Uniwersytecie w Lipsku. Teraz podjął się nowej dziedziny – antropologii społecznej w London School of Economics. Pochodził z rodziny inteligenckiej. Ojciec, który zmarł, kiedy Bronio miał czternaście lat, był profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, językoznawcą zafascynowanym folklorystyką, wywodzącym się ze zubożałej szlachty herbu Pobóg-Malinowski. Matka, której rodzina posiadała jeszcze majątki, poświęciła się wychowaniu jedynaka, czytała mu
35
Gumowska_Seks betel i czary.indd 35
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
książki i podręczniki, kiedy wzrok odmawiał mu posłuszeństwa. Była dobrze wykształcona, mówiła językami obcymi. Po śmierci męża utrzymywała się za wdowią pensję, wynajmowała stancję, z rodzinnych interesów spływały należne jej procenty. Dla podratowania kondycji chorowitego Bronia zabierała go w miejsca o bardziej korzystnym klimacie niż krakowski. Byli na Litwie, w Rosji, na Ukrainie, w Niemczech, Szwajcarii, Finlandii, we Włoszech – od północy po Sycylię – w Palestynie, Algierze, Egipcie, na Malcie, na Gibraltarze, na Wyspach Kanaryjskich, w Czarnogórze. Zanim jako młody mężczyzna trafił na uniwersytet, zdążył zobaczyć spory kawał świata. Na Kiriwinę przyjechał jako niespełniony, ambitny naukowiec. Na Trobriandach w ciągu trzech lat, do 1918 roku, w sumie spędził półtora roku – z przerwą w Australii na podsumowanie materiału, oczekiwanie na przyjęcie doktoratu z nauk przyrodniczych, flirtowanie, zakochiwanie się, odkochiwanie, ponowne zadurzanie po uszy, podkurowanie zdrowia i dopasowanie sztucznej szczęki. Nie tylko wzrok przysparzał mu kłopotów. Po badaniach przeprowadził rewolucję w naukach społecznych. Trzy opasłe dzieła z Trobriandów – Argonauci zachodniego Pacyfiku, Życie seksualne dzikich oraz Ogrody koralowe i ich magia – na zawsze zapewniły mu miejsce w historii (a przecież napisał ich jeszcze więcej). Do Polski na stałe już nie wrócił. Wykładał w Wielkiej Brytanii, a potem w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1942 roku umarł na zawał serca. – Malinowski rozsławił Kiriwinę na cały świat – zaznacza wódz Pulayasi z ustami czerwonymi od betelu z wapnem.
36
Gumowska_Seks betel i czary.indd 36
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
Antropolog uznał, że aby skutecznie prowadzić badania, musi zamieszkać we wsi, żyć wioskowym rytmem, odgrodzić się od Europejczyków. Nie dotarł na wyspę samych „dzikich”. Oprócz zarządców mieszkali na niej też handlarze pereł, plantatorzy palmy kokosowej i – najdłużej, bo od dwudziestu jeden lat – metodyści. To dzięki uprzejmości misjonarza Malinowski przypłynął na wyspę jego kutrem, a dzięki łaskawości zarządcy liczne pakunki Malinowskiego z placówki rządowej położonej jakieś dwanaście kilometrów od Omarakany, przynieśli najpewniej więźniowie. Brytyjskie prawo na pół roku więzienia, czyli roboty na rzecz administracji kolonialnej, skazywało za uprawianie magii, rozróby czy cudzołóstwo. Trobriandzkich więźniów do pracy było pod dostatkiem. Tragarze ustawili łóżko polowe, porozkładali prześcieradła, poduszki, stoliki. Wyjeżdżając z Londynu, Malinowski pakował się tak, aby być samowystarczalnym. Zabrał sześćdziesiąt pudeł i skrzyń pełnych najpotrzebniejszych, jak mniemał, w tropikach rzeczy, jak brezentowa wanna i umywalka z toaletką oraz dywan podróżny. Zapasy jedzenia: mnóstwo puszek (potrawka z zająca, pieczony indyk, szynka, warzywa), ketchup, musztardę, buraczki holenderskie, plastry bekonu, makrelę, czekoladę waniliową, fasolkę w sosie pomidorowym, kawior z dorsza. Mleko zagęszczone, herbatę. Alkohole. Pięć tysięcy różnych tabletek i kapsułek. Zrobił coś, co nie uchodziło dotychczas żadnemu szanującemu się antropologowi. Rolą badacza było zebrać informacje od misjonarzy, administratorów, handlarzy i żeglarzy, opisać je, uporządkować, zinterpretować. W ten sposób powstał ewolucjonizm – teoria, według której świat zamieszkują
37
Gumowska_Seks betel i czary.indd 37
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
ludy w różnym stadium rozwoju: Europejczycy to stadium najwyższe, a dzicy są ich żyjącymi przodkami. Według tej teorii kultura jest jedna na całym świecie, tylko poza Europą – bardziej zacofana. Wyobraźnię badaczy rozgrzewały doniesienia misjonarzy o tubylcach, których europejscy duchowni uczą Boskich praw, o nieludzkich istotach, które nie znają miłości bliźniego, dzikich ludziach z wysiłkiem przybliżanych cywilizacji. W skórzanych stylowych fotelach badacze (zwani potem fotelowymi) wydedukowali, że pierwszym etapem rozwoju rodziny był promiskuityzm – seks wszystkich ze wszystkimi bez ładu, składu i uczuć. Wyższym etapem było małżeństwo grupowe – ślub grupy braci z grupą sióstr, kolejnym – małżeństwo poligamiczne: jednego mężczyzny z wieloma kobietami, i wreszcie, jako ukoronowanie rozwoju – małżeństwo monogamiczne: jednego mężczyzny z jedną kobietą. Rozwój religii wyobrażano sobie podobnie: od wielobóstwa po jednego Boga. Malinowskiemu ten schemat nie pasował. Nauczył się języka kiriwińskiego i bez pośrednictwa tłumacza rozmawiał z Trobriandczykami. Objaśniał potem, że jemu mogło być łatwiej zamieszkać we wsi niż dotychczasowym anglosaskim antropologom, ponieważ najprawdopodobniej „natura słowiańska jest bardziej plastyczna i z natury bliższa »dzikiej« niż zachodnioeuropejska”. Na salonach lubił o sobie mówić per „dziki Polak”. Ogłosił, że różne kultury są sobie równe. Że kultury trobriandzka, bantu i anglosaska mają jednakową wartość. Że dziki nie jest gorszy od człowieka cywilizowanego. W Omarakanie do dziś o tym pamiętają.
38
Gumowska_Seks betel i czary.indd 38
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
– Malinowski nie robił różnicy pomiędzy białymi i czarnymi – stwierdza z całą stanowczością staruszek, którego matka poznała antropologa. Tyle mu przekazała o Malinowskim. Na czarno-białym zdjęciu z Omarakany antropolog, 175 centymetrów wzrostu, ma na nosie okrągłe okularki, ubrany jest w białe workowate, rozciągnięte na siedzeniu spodnie, wsuniętą w nie białą zapiętą pod szyję koszulę, skórzane półbuty i naciągnięte na nie sztylpy, na głowie ma hełm korkowy. Strój musiał być odpowiedni. Urzędnicy australijscy uważali, że „zrezygnowanie ze skarpetek prowadzi na plażę i do przepaski na biodrach”, czyli do zdziczenia. Trzymanie fasonu było egzekwowanym przez urzędników obowiązkiem wobec Imperium Brytyjskiego. Antropolog na zdjęciu, pewnym ruchem naukowca, sięga po długi naszyjnik wiszący na nagich piersiach nieco speszonej dziewczyny w krótkiej spódniczce z trawy, ledwie zakrywającej pośladki. Na innym zdjęciu Malinowski, też w hełmie, przykuca pomiędzy dziećmi pokazującymi mu swoje zabawy. Na kolejnym – bez hełmu korkowego, z widoczną pogłębiającą się łysiną – siedzi ciasno, ramię przy ramieniu, udo przy udzie, na belkach z palmy kokosowej pomiędzy sucho umięśnionymi facetami z krótszym lub dłuższym afro, ubranymi tylko w przepaski biodrowe i naramienniki – synami i krewnymi wodza Touluwy. Słucha. To na tym zdjęciu wódz Pulayasi rozpoznaje swojego wuja Mitakatę. Wodza Touluwy Pulayasi nie spotkał. Kiedy się urodził, naczelnym był już Mitakata, siostrzeniec Touluwy. Jak zaznaczyli antropolodzy po Malinowskim – Touluwa umarł w 1930 roku, Pulayasi musiał się
39
Gumowska_Seks betel i czary.indd 39
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
więc urodzić w drugiej połowie lat trzydziestych – tak wnioskują jego młodsi bracia, których na wodzowskim tarasie zebrało się już trzech. Słuchają i potakują głowami. Malinowski Mitakatę cenił jako informatora, ale nie bardzo lubił. Pisał, że kręcił się w pobliżu, kiedy jego starszy brat odprawiał magię ogrodową. Pół roku po tym jak antropolog przybył na wyspę, Mitakata został aresztowany i osadzony na miesiąc w kolonialnym więzieniu. Syn wodza oskarżył go o cudzołóstwo z jego żoną i doniósł Australijczykom. Malinowski opisał w Życiu seksualnym dzikich słynne wygnanie syna ze wsi – siostrzeniec wodza i brat Mitakaty stanął pośrodku wsi i łamiącym się głosem po trzykroć wrzasnął: „Wypędzamy cię z Omarakany!”. Trobriandczycy są społeczeństwem matrylinearnym. To znaczy, że syn nie dziedziczy po ojcu, tylko po swoim wuju – bracie matki. To wieś wuja jest jego rodzinną wsią, nawet jeśli się w niej nie wychował. Dlatego na następcę wodza Touluwy szykowali się jego siostrzeńcy, a syn tylko wyjątkowo dostał od ojca przywilej pozostania we wsi, w której się urodził. Kiedy ewidentnie przegiął, rodzina wodza, ta po linii żeńskiej, miała prawo go wygnać i wódz nic nie mógł z tym zrobić. Tyle że przez rok się do krewnych nie odzywał. Wódz Pulayasi Daniel posyła najmłodszą córkę do pokoju obok po zalaminowaną kserokopię zdjęcia, na którym wódz Touluwa stoi przed swoją chatą oparty o belki wejścia, a poniżej siedzą jego synowie i siostrzeńcy. Zdjęcie z Życia seksualnego dzikich. Kiedy jego przodek chciał posiedzieć przed chatą, musiał się wdrapywać na platformę na wysokości ramienia, żeby przechodzący ludzie z niższych klanów
40
Gumowska_Seks betel i czary.indd 40
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
nie musieli się zginać w pałąk. Głowa człowieka z gminu nie może wznieść się ponad głowę wodza. – Na Trobriandach mamy cztery klany – wykłada chrypiącym głosem wódz Pulayasi. – Malasi, Lukwasisiga, Lukuba i Lukulabuta. Ja, tak jak wódz Touluwa, należę do klanu Malasi, podklanu Tabalu, najwyższego podklanu na wyspie. Kiedy Touluwa siedział na początku XX wieku u siebie przed chatą, ludzie z daleka krzyczeli, że idą. Wódz wtedy wstawał, ceremoniałowi czyniąc za dość. Kiedy wódz podróżował, jego nadejście ogłaszano z daleka, dmąc w wielką konchę. Kiedy Touluwa trafił do więzienia za uprawianie czarów (administrator wreszcie znalazł pretekst, żeby pokazać krnąbrnemu wodzowi jego miejsce), współwięźniowie większość czasu przeznaczonego na pracę leżeli na brzuchach. Jak administrator przechodził i kazał im się prostować, posłusznie wstawali. Kiedy wracał po półgodzinie – ponownie leżeli. Próbował przekonywać wodza, że na czas odsiadki etykietę trzeba zawiesić, ale sytuacja za każdym razem się powtarzała. W efekcie pracował tylko wódz, bo wydajność pełzających robotników była znikoma. Teraz wystarczy, że wódz Pulayasi siedzi na krześle. Kobiety i mężczyźni z innych podklanów schylają głowę, a nawet łamią się w pas, nie przerywając naturalnego biegu konwersacji. Nawet mieszkańcy najbardziej pogardzanej wioski nie czołgają się już po ziemi. Tokai, czyli podklany niewodzowskie, plebs albo ładniej – gmin, nie mogą jednak używać prawdziwych klanowych imion Tabalu. O wyższych rangą mówią guyau – „wódz”.
41
Gumowska_Seks betel i czary.indd 41
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
– Nie mogą wymówić naszego imienia, ponieważ nie mogą go wsadzić do ust, które jadły dziką świnię, rybę o stu ościach, ogończę – wyjaśnia Joseph, najmłodszy brat wodza, ten z przestraszonym wyrazem twarzy. To zwierzęta, których Tabalu nie wolno jeść. W Omarakanie, z szacunku dla Tabalu, nie jedzą ich i inne podklany. Od zawsze. – A co się dzieje, jak tokai wymówi imię Tabalu? Joseph patrzy, jakbym zapytała: „A co się dzieje, jak ląduje UFO?”. – Nie można – powtarza tylko. Malinowski miał przemożne uczucie, że jest kronikarzem znikającego świata. Oceniał, że poukładany system elementów kultury pierwotnej przetrwa góra dwa pokolenia. Lamentował, że Touluwa jest ostatnim wodzem Omarakany i ostatnim wodzem Kiriwiny, bo po jego śmierci nikt go nie zastąpi. Jasno wskazywał winnych: urzędników kolonialnych i misjonarzy. Winił ich za zakazywanie tradycyjnych zwyczajów bez najmniejszego racjonalnego powodu, „poza zaściankowym i nierozsądnym forsowaniem naszego modelu moralności i przyzwoitości”. Touluwie, który miał już tylko szesnaście żon, zakazano żenienia się z nowymi, a przecież to ich liczba świadczyła o potędze i bogactwie wodza. Jego poprzednicy mieli po sześćdziesiąt małżonek. Nie były to nałożnice, nic podobnego do haremu. Znaczące obowiązki wobec wodza miały nie tyle żony, ile ich krewni: zaopatrywali wodzowskie spichrze, dzięki czemu wódz mógł być potem hojny podczas prac społecznych i uroczystości. Cieszył się głębokim szacunkiem. Malinowski oczekiwał, że po śmierci Touluwy nastąpi
42
Gumowska_Seks betel i czary.indd 42
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
zupełna dezorganizacja społeczeństwa, a z nią stopniowy rozpad kultury i wymarcie całej rasy. Liczba małżonek wodzów po Touluwie malała. Mitakata miał ich trzynaście, jego następca Vanoi – dziewięć, a po nim Waibadi – cztery. Wódz Pulayasi ma tylko cztery, ale jego siostrzeniec zapewnia, że już w przyszłym roku zaślubi trzy kolejne. Mitakata zaadoptował małego Pulayasiego, syna siostrzenicy, kiedy tylko został odstawiony od piersi. Uznał, że kiedy dorośnie, będzie w odpowiednim wieku na jego następcę. Dbał o Pulayasiego. Posłał go do misyjnej szkoły przy placówce rządowej – w Oiabii, żeby nauczył się, jak myślą dimdimy – biali. W szkole uczyły dimdimy z Australii, którzy z rodzinami mieszkali na wyspie. Policja władz kolonialnych z dimdimem na czele patrolowała wsie i sprawdzała, czy jest czysto, czy śmieci są składowane w jednym miejscu, czy domy są budowane według nowych zasad, czyli na palach. Chatki na zdjęciach Malinowskiego mają dachy nisko przy ziemi i podłogę-klepisko, ale antroplog wspominał już o nowych zaleceniach. Pulayasi w szkole dimdimów nieźle się uczył, najbardziej lubił arytmetykę. W piątej klasie nagle zachorował – do tej pory nie wie na co. Dotknęła go jakaś choroba biodra – nie mógł ani siedzieć, ani się poruszać. Jakby kości się połamały. Ma jednak pewność, skąd choróbsko się wzięło: wrogowie Mitakaty musieli poznać numer jego odzieży. Ubrania w szkole oddawało się do wspólnej pralni, dlatego były ponumerowane. Wrogowie łatwo zidentyfikowali ubrania pupila Mitakaty, potarli je ziołami z czarną magią, która wywołała chorobę.
43
Gumowska_Seks betel i czary.indd 43
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
Mitakata nakazał mu natychmiastowy powrót. Chłopak przez trzy miesiące nie mógł jeść ani spać, osłabł, wychudł. Mitakata zmuszał go do jedzenia, szantażując, że sam nie będzie jadł. Leczył go w pobliskim ośrodku zdrowia i z pomocą opłacanych czarowników. Kiedy wyzdrowiał, wuj zabronił mu wracać do szkoły. Uznał, że nie można ryzykować. – Moi koledzy z klasy pojechali na stypendia do Australii, objęli potem wysokie stanowiska w miastach – chrypi wódz, ale nie odgadnę, czy mu szkoda, czy raczej jest dumny z kolegów. Obok niego rośnie stosik skórek betelu. Rozgadał się na dobre. W ogrodach, które jak za czasów Malinowskiego otaczają wieś, Mitakata uczył Pulayasiego zaklęć. Instruował, że najlepiej wyśpiewywać zaklęcia przed brzaskiem, około wpół do piątej–piątej rano, kiedy zaczyna wiać i słowa posieje wiatr. Pouczał, w którą stronę się zwrócić, jak usiąść, przy wietrze o jakiej sile, z której strony. Jak wezwać słońce, żeby uczyniło ziemię twardą, jak deszcz, żeby ją nawilżył. Dlaczego nie można jeść ryb pokolcowatych. Jaką rybę przywołać w zaklęciu, żeby yam był tak gładki jak jej skóra. Uczył go magii ogrodowej, magii wymiany tradycyjnych kosztowności, magii atrakcyjności, słońca i najpotężniejszej, bo wpływającej na to, czy będzie głód, czy obfitość plonów – magii deszczu. Żaden z synów Mitakaty nie dostawał podobnych lekcji. – Mitakata uczył mnie tylko jasnej magii, dobrej. W chrześcijańskiej szkole też uczyli dobra. Wierzę, że byłem wychowywany w siłach światła, a nie ciemności. To mi pomogło rządzić, kiedy zostałem wodzem.
44
Gumowska_Seks betel i czary.indd 44
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
Mitakata nie uczył go czarnej magii, ale nakazywał opiekować się czarownikami, dawać im podczas dożynek górę yamu i wieprzowiny. Jeśli mroczna moc czarnoksiężników byłaby potrzebna, chętnie jej dla niego użyją. Mitakata zmarł w 1961 roku. Gdyby Pulayasi uparł się rządzić zaraz po jego śmierci, czego z racji namaszczenia mógłby próbować, nie pożyłby długo. Ustąpił pierwszeństwa wujowi Vanoiowi, a potem starszemu bratu ciotecznemu – Waibadiemu. Urząd wodza dziedziczy się według starszeństwa, a Pulayasi, chociaż był już żonaty i miał dwójkę dzieci – czyli jak przypuszcza, musiał mieć ze dwadzieścia pięć lat – był sporo młodszy od wuja i starszego brata ciotecznego. Ile dokładnie młodszy – tu relacje są różne: od dziesięciu do trzydziestu lat. Liczby i daty nie są tak ważne na Kiriwinie. Wiadomo, kto jest starszy, kto młodszy – wystarczy. Mitakata, być może pamiętając o swoim sporze z synem wodza Touluwy, trzem synom przykazał na łożu śmierci opiekować się przyszłymi wodzami: jeden syn miał uprawiać ogród dla Vanoia, drugi dla Waibadiego, a trzeci dla Pulaya siego. Choć władzę przejął Vanoi, Waibadi nie mógł doczekać się na swoją kolej i wynajmował czarowników, żeby go podtruwali. Vanoi nie pozostawał mu dłużny. Sam był wielkim czarownikiem, ludzie się go bali, rzucał zaklęcia na Waibadiego. Wybijali się nawzajem za pomocą czarnej magii. Vanoi, choć rządził długo, sporo chorował i zmarł w 1982 roku. Przed śmiercią wiedział, że rywal próbuje go zabić. Waibadi porządził ledwie cztery lata, zanim zmarł. Czary Vanoia działały zza grobu.
45
Gumowska_Seks betel i czary.indd 45
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
Pulayasi pomagał im obu, odprawiając dla nich magię ogrodową, której nauczył go Mitakata. Kiedy po śmierci Vanoia klany mające zapewnić Waibadiemu żony odmówiły, oczekując, że nowy wódz się najpierw sprawdzi, Waibadi wywołał kilkumiesięczną suszę. Wtedy przywódcy innych klanów uwierzyli, że ma moc, i dali mu żony. Wsparciem Waibadiego był Pulayasi. Mówi, że tę suszę on wywołał. – Czekałem spokojnie, bo wiedziałem, że przyjdzie na mnie czas. Ludzie spodziewali się, że przejmę władzę, ponieważ do tego zostałem przyuczony. Kiedy Pulayasi objął rządy w 1986 roku, nie miał już żadnych rywali. Musiał jeszcze tylko przekonać do siebie ludzi. – Kiedy umiera wódz, musi nastąpić susza – tłumaczy mi. Starzy ludzie pamiętają, że kiedy umarł Mitakata, nastąpiła wielka posucha. Trawa, ziemniaki, banany, tapioka, wszystko padło. Dzieci biegały po namorzynach w poszukiwaniu dzikich owoców, które jadły z kokosem. Nastał molu, wielki głód po śmierci wodza. Stary lider podklanu Kwainama, wódz Nalibutau, wątpił w moce Pulayasiego. Zabrał z jego domu wodzowskie ozdoby i powiedział, że odda, kiedy uzna, że Pulayasi będzie gotowy zaopiekować się całą wsią. Młody wódz, z cieniutkim wąsikiem pod nosem, wypsztykał się na uroczystości pogrzebowe swojego poprzednika i nie było go nawet stać na wybetonowanie nagrobka. Pieniądze na beton zaofiarował Nalibutau. Dlatego niektórzy we wsi jeszcze do dziś mówią, że Pulayasi nie objął rządów zaraz po śmierci Waibadiego. – Jak tylko serce Waibadiego przestało bić, Pulayasi przejął władzę – denerwuje się jego brat Joseph, a wystraszony
46
Gumowska_Seks betel i czary.indd 46
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
grymas na chwilę schodzi mu z twarzy. – To nie jest zachodni system przejmowania ministerstwa. To gulagula. Tradycja. Przed czwartą rano, żeby nikt go nie widział, Pulayasi dokonał duchowego wymiatania. Oczyścił wieś z negatywnych mocy pozostałych po poprzednich wodzach. Mogłyby zaszkodzić zbiorom. – Jak umarł Vanoi, suszy nie było – wylicza Pulayasi. – Jak umarł Waibadi, suszy nie było. Ja sprawiłem, że suszy nie było. Zapewniłem dobry sezon ogrodowy, dobrą pogodę, żeby ludzie uwierzyli, iż będę dobrym wodzem. Drzewa obrodziły, nietoperze czuły się syte i nie zjadały owoców. Ludzie też czuli się syci. Rzucił też zaklęcie, żeby mieszkańcy wsi nie mieli apetytu na ryby – żeby je złowić, trzeba zostawić pracę w ogrodzie i iść nad morze. Jak są ryby, ludzie jedzą więcej yamu i ziemniaków. Dzięki czarowi więcej pracowali i mieli mniejsze łaknienie. Uwierzyli, że Pulayasi ma te same moce, które miał Mitakata. Wódz Nalibutau oddał mu ozdoby. Omarakanę zamieszkuje dziś około dwustu osób. Kiedy Malinowski prowadził tu swoje badania, liczba ludności Kiriwiny wynosiła 8,5 tysiąca, teraz to 38 tysięcy. Jak niemal sto lat wcześniej 95 procent mieszkańców ponad 90 wsi utrzymuje się z tego, co wyhoduje w ogrodzie, a 70 procent nie umie czytać ani pisać. Nie pracują ciężko dla pieniędzy, pracują ciężko dla yamów. Nie mają nawet możliwości podjęcia pracy zarobkowej, z wyjątkiem nielicznych sytuacji, kiedy na wyspę zawitają turyści i zechcą zobaczyć pokaz tańca albo kupić rzeźby z hebanu. Pieniądze ma kilkudziesięciu miejscowych
47
Gumowska_Seks betel i czary.indd 47
2014-05-14 09:46:02
seks, betel i cz ary
urzędników, pracujących na placówce, i nauczyciele. Wódz też, bo przychylność wodza wielu osobom się przydaje. Mieszkańcy Omarakany mówią: – Wódz wie wszystko. – Wódz może powstrzymać deszcz albo rozpędzić chmury. – Wódz jest stary, ale jeszcze uprawia ogród. (Po naszemu: stary, ale jary). – Wódz rządzi z pomarszczonymi jądrami. (To samo: stary, ale jary). – Wódz może wywołać klęskę głodu albo zapewnić urodzaj. – Wódz jednym słowem jest w stanie powstrzymać walki. Ma moc stu urzędników. – Wódz, jak chce, może sprawić, że ktoś zginie. – Wodzowi należy się najdłuższy yam. Największe świnie. A kiedy wódz coś postanowi, nie ma odwołania. – Będziesz mieszkać w chacie za tablicą, na miejscu namiotu Malinowskiego – komunikuje mi mały chłopiec, przysłany przez wodza do Josepha, z którym podczas drugiej wizyty umawiam się na zakwaterowanie. W Omarakanie pierwszy raz byłam w 2009 roku. Po kilku dniach gościny u wodza Pulayasiego wiedziałam, że muszę do niego wrócić. Od czasów Malinowskiego nic się tu nie zmieniło, a jednocześnie zmieniło się wszystko. Z niezrozumiałych powodów kultura Kiriwiny nadal opiera się wymarciu, choć co dekadę albo dwie kolejni antropolodzy wieszczą jej koniec. Mało tego, w całej Papui-Nowej Gwinei Trobriandczycy słynną z wierności tradycji, na przekór temu, że liczba wodzowskich żon po Touluwie ciągle malała. Nic się nie zmieniło, a jednocześnie zmieniło się tak wiele. Chciałam wiedzieć,
48
Gumowska_Seks betel i czary.indd 48
2014-05-14 09:46:02
Cz arno-białe w kolor ze
dlaczego syn wodza po studiach informatycznych w Australii nadal uprawia ogród. Dlaczego po niemal stu dwudziestu latach od przybycia pierwszego misjonarza na wyspę ludzie uznający się za chrześcijan wciąż wierzą w wiedźmy i magię. Dlaczego nie wykopią studni, tylko dźwigają wodę trzy kilometry ze źródła. Wreszcie – dlaczego wychodząc na ląd z łodzi albo wysiadając z samolotu, masz poczucie, że trafiasz do wyjątkowego świata. Po przybyciu chłopca Joseph momentalnie zawiesza nasze negocjacje, choć trzy lata temu umawialiśmy się, że jak znów przyjadę do Omarakany, zamieszkam u niego. – Wódz jest naszym starszym. Robimy, co powie. Z chatki za tablicą Malinowskiego, bez żadnego bagażu, pokornie wyprowadza się dwudziestolatek.
Gumowska_Seks betel i czary.indd 49
2014-05-14 09:46:02
Kiedy pierwszy raz dotarła na Wyspy Trobrianda, poczuła się jak w środku czarno-białego zdjęcia Bronisława Malinowskiego sprzed niemal stu lat. Jego Życie seksualne dzikich nabrało kolorów. Zamieszkała w chatce z liści, naczelny wódz przyjął ją jak córkę, a żona wodza nadała jej imię swojego podklanu. Bez prądu, gazu, toalety. Turystów przybywa tu niewielu, pieniądze nie są niezbędne, a moc czarowników zwalcza się po nowemu – mocą Jezusa. Szesnastoletnie dziewice nadal jednak nie istnieją. A nocą, jak wówczas, atakują wiedźmy. „Podejrzewam, że Kapuściński podskoczyłby z zachwytu. Zawsze marzył o podróży śladami Malinowskiego, miał ją w planach. Potem nie pozwoliły mu na nią siły. A ja liczyłem na to, że któryś z reporterów wykona jego plan w zastępstwie. Nie sądziłem, że będzie to kobieta, a do tego krucha Ola, którą znam od lat”.
MARIUSZ SZCZYGIEŁ „Przepełniona podróżniczą namiętnością opowieść o zakątku na końcu świata, dokąd w ostatnią pisarską wyprawę wybierał się Ryszard Kapuściński”.
fot. Bartosz Krzyżaniak-Gumowski
WOJCIECH JAGIELSKI ALEKSANDRA GUMOWSKA,
reporterka, związana wcześniej z „Dużym Formatem” i „Wysokimi Obcasami”, a obecnie z tygodnikiem „Newsweek Polska”. Na Sri Lance podejmowały ją Tamilskie Tygrysy, zjechała świat, opisując życie intymne metropolii, w Indiach szukała maoistów i przeżyła uderzenie pioruna.
Cena 36,90 zł