Hanna Malewska
A
POKRYF RODZINNY
wstęp Adam Zagajewski
Wydawnictwo Znak kraków 2013
Rozdział pierwszy
RYXOWIE
Holendrowi z niewiadomej nicości, który już był szlachcicem polskim herbu Pierścień i starostą, na tyle pomieszały się liczne języki, jakimi władał, że w żadnym nie pisał możliwie. Nie potrzebował tego zresztą. Raczej posługiwał się cyframi. A jego sprawy pieniężne oraz inne były tak konfidencjonalnej natury, że nie należało ich powierzać papierowi. Ustnie i dyskretnie załatwiał czy to kochanki Stanisława Augusta, czy jego długi, czy wakanse, czy swój t eatr, zaczynając od architekta Solariego, a kończąc na tym, co później zyskało dwuznaczne nieco miano kulis. W teatrze na placu Krasińskich kulisy nie istniały, a honorowi widzowie siedzieli po bokach sceny pod świecznikami, które kapiąc woskiem, zagrażałyby haftowanym frakom, gdyby nie profitki szklane, te użyteczne kiedyś przedmioty, które przewracały się jeszcze za mojej pamięci w szufladach kredensów. Myślę, że „rozwiązłość” Ryxa i rozrzutność, o której napomykają współcześni, związane były właśnie z teatrem. 25
Skądinąd można zaręczyć, że przeceniali oni jego majątek, dostrzegając chciwość i spryt, i stąd musieli „dośpiewać”, gdzie się część owej fortuny podziewa. Lecz z drugiej strony magiczny przybytek, jakim był pierwszy w Warszawie prawdziwy teatr, musiał i z tego zimnego, a prawdopodobnie też chamskiego człowieka wydobywać niespodziewane lekkomyślności. Pewna kategoria kobiet była bardzo kosztowna i bardzo tyraniczna. Nie popełniał jednak dla nich szaleństw ani nie były to z jego strony sprawy trwalsze i bardziej angażujące. Pod starość, gdy nader ruchliwe i w pewnym sensie pracowite życie Ryxa zyskało wreszcie stronę istotnie osobistą, na którą nie bez oporów sobie pozwolił, zaczął prowadzić pewnego rodzaju dziennik, swoistym szyfrem. Zabezpieczało to autora zarówno przed niepowołanymi oczami czytelników, jak i przed błędami ortografii czy składni. Dziennik miał już przedtem dość długą historię, lecz wyłącznie natury finansowej. Gdy w listach poety Trembeckiego1 czytamy – a jest to w nich stały motyw – „Miał podobno rozkazy WKrMości pan Ryx, by mi wypłacić – lub wyjednać zwłokę wierzycieli”, możemy być pewni, że pod tymiż datami figurowało w zapisach Ryxa coś w rodzaju algebraicznych równań, gdzie Zero, symbol pieczeniarza-poety, odjęte od Wielkiej Niewiadomej, jaką była chwilowa hojność zbankrutowanego króla, dawało w rezultacie jakąś resztę dla troskliwego budownika fortuny. Z czasem w dzienniku pojawiły się pieniądze dla „Fransa”, później rebusowo-szyfrowe notatki dotyczące 1 Stanisław Trembecki (ok. 1739–1812) – wybitny poeta epoki stanisławowskiej, protegowany króla, znany z rozrzutności i marnotrawstwa.
26
plusów i minusów jego postępowania z punktu widzenia jego kariery. Był to syn Ryxa uchodzący za jego bratańca. Kiedy Frans postanowił się ożenić z „małą Colignon”, dzięki ojcu stał już solidnie na własnych nogach. Mimo to spotkałby się na pewno z energicznym jego sprzeciwem, gdyby nie fakt, że starzejący się starosta zaczął się właśnie w tym czasie żywiej synem interesować, a nawet kiełkowała w nim skłonność, aby życie całkiem prywatne i domowe, na które nigdy nie miał czasu, przeżyć niejako za jego pośrednictwem. Ponadto miał powód uważać syna za na ogół rozsądnego, choć leniwego – zwykła kolej rzeczy w wypadku, gdy ojciec zarabiał za dwa pokolenia, kręcił się i intrygował za trzy, a nawet pracował. Zamiast tedy przedsięwziąć coś gwałtownego, zaczął się prywatnie zastanawiać i w wielkim skrócie utrwalał swoje odkrycia na nowym dla siebie polu bezinteresownej psychologii. Pierwszy hieroglif poświęcony małej Colignon i Fransowi, a opatrzony znakiem zapytania i wykrzyknikiem, daje się odczytać: czternaście lat, a wygląda na mniej, śliczne dziewczątko, kąsek dla starszych panów, którzy szukają coraz młodszych dziewuszek. Dalej przyszła oczywiście refleksja, że Frans nie jest starszym panem, a z małą Colignon chce się o ż e n i ć. Czyżby miał już w tym wieku nieco przewrotny gust do „malutkich nimf”? Poza tym ładna żona będąca n i k i m nadawałaby się ostatecznie do pierwotnego planu życiowego Fransa. Planu, który ojciec mniej więcej znał i mniej więcej aprobował. Od czasu jednak starostwa piaseczyńskiego pojawiła się wyraźna alternatywa tego planu: było nią życie takie, jakie może prowadzić w Polsce 27
p r a w d z i w y p o l s k i s t a r o ś c i c czy też bratanek starosty. Piaseczno było wprawdzie po prostu królewszczyzną2, nie urzędem, ale i tak przecież urzędy diabli biorą i nikt się grodzkim ani jakimkolwiek sądem czy urzędem nie przejmuje. Natomiast tłuste „chleby” połączone z ładną pozycją wśród obywatelstwa nie wydają się w żadnym, nawet najgorszym dla całej Rzeczypospolitej, wypadku poważnie zagrożone. Frans wychowany był – tak się przynajmniej ojcu wydawało, bo naprawdę nie był wychowany w ogóle – na kosmopolitycznego szlachcica, który mając maniery i jakie takie wykształcenie, równie dobrze poradzi sobie w Petersburgu jak w Dreźnie, a już w Berlinie na pewno będzie błyszczał wśród tamtejszych zatabaczonych feldfebli3. Nawet jeśliby Frans stracił wszystkie pieniądze, co możliwe, bo w końcu nie sami jedni Ryxowie lubią pieniądze i polują na nie, a w Polsce jest słuszna gadka: „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka” – otóż jeżeli roztrwoni mamonę tak przemyślnie zdobytą przez ojca, to zapewne potrafi ją odzyskać. Tym bardziej że nie zaczyna od kamerdynera, choćby nawet królewskiego, ale jest „gentleman of leisure”4: szlachcicem z głową i szpadą, co wystarcza. 2 królewszczyzna – w epoce przedrozbiorowej dobra ziemskie króla, które panujący oddawali często w dzierżawę (starostwa) bądź w zastaw lub przekazywali możnowładcom jako darowizny. 3 feldfebel (z niem. Feldwebel) – w niektórych armiach stopień podoficerski (starszy sierżant, starszy wachmistrz); tutaj określenie żartobliwe. 4 gentleman of leisure (ang.) – dosłownie: szlachcic mający wolny czas; majętny, wolny od konieczności zarabiania.
28
Dla międzynarodowego szlachcica z tęgą głową pod peruczką – czy to francuską, czy z „zopfem”5 – będącego tym, za co zechce się podawać i co będzie w stanie sobie wytargować czy wywalczyć, sprawa istotnie prawie obojętna, skąd wziął żonę, bo uchodzić ona może za porwaną księżniczkę perską, a i tak znajdą się tacy, którzy w to zechcą uwierzyć. Ale dla ziemianina polskiego, który po staroście piaseczyńskim odziedziczy Prażmów6 z przyległościami? Hieroglif zmienił się w prawie kompletny rysuneczek, wyrażający upodobanie do małych, smacznych dziewczynek. Ta pornografia była zresztą nieosobista, Ryx miał gusta raczej pospolite i przeciętne, a że w jego karierze miłosnej były i wielkie panie, i w ogóle duży ekspens7 męskiej energii, sprawiło, że po pięćdziesiątce aspirował żywo raczej już tylko do pieniędzy. Co do syna, nie wierzył także w zapały miłosne (normalne czy nie) do tego stopnia naglące, by w braku innej drogi do alkowy8 decydował się na małżeństwo, przede wszystkim nie było – zdaniem Ryxa, popartym wszechstronnymi doświadczeniami – alków niedostępnych. Tylko kwestia czasu i pieniędzy. Jeśli chodzi o czas, mała Colignon na pewno nie zdążyła jeszcze pomyśleć o lokacie dla swych wdzięków, bo była wyraźnie dzieckiem i wyraźnie też pod opieką. Wiedział 5 Zopf (niem.) – warkocz, potoczne określenie osiemnastowiecznej peruki. 6 Prażmów – nazwa historyczna, wieś i dobra nad rzeką Jeziorną, powiat grójecki, gniazdo rodzinne Prażmowskich (XV–XVII w.), od końca XVIII w. majątek Ryxów przez kilka pokoleń. 7 ekspens (z łac. expensus) – koszt, wydatek. 8 alkowa (fr. z arab.) – pomieszczenie na łoże, sypialnia.
29
o tym starosta piaseczyński doskonale, bo ta mała była na jego odpowiedzialności jako sierota po szwagrze. Ale też z powodu tej kurateli wiedział dobrze, że mała Coli gnon nie posiada już żadnych pieniędzy. Ryx na wszelki wypadek uznał za wskazane rozpuścić wersję, że mała jest z rodziny pani de Vauban9, u której nabywała manier salonowych. Francuzeczka wygnana z dóbr rodowych przez rewolucję... (tym jest co druga francuska garderobiana czy bona). W każdym razie Frans także nie ma paranteli i tak czy owak, żeniąc się po szlachecku, musiałby wybierać: albo parantela, albo pieniądze. A i to, któż do licha ma pieniądze? Właściwie nikt, bo nawet Potoccy są zadłużeni. Nikt nie wie, co ma naprawdę; nawet ten czy ów wojewoda – i nawet Ryx, który prowadzi jego rachunki, pożyczając mu na lichwę. Lichwiarski procent jest zresztą całkiem uprawniony ryzykiem, bo szalone wydatki tych panów i ich zupełna obojętność na interesy stawiają pod znakiem zapytania wszelkie możliwe hipoteki (ba, cała Rzeczpospolita, której są poniekąd właścicielami, czy nie jest dziś arcyniepewną hipoteką?). Taki mniej więcej ciąg myśli mógł podkopać pierwsze opory ojca przeciw dziwnemu małżeństwu syna. A poza tym, jak się zdaje, Ryx starszy miał pewnego rodzaju szacunek dla Fransa, który był już bez wątpienia z lepszej sfery niż on sam. Henriette de Vauban – zwana Vaubanką, faworyta ks. Józefa Poniatowskiego faktycznie rządząca jego pałacem Pod Blachą i gromadzącym się tam towarzystwem (np. popierała teatr francuski kosztem narodowej sceny Wojciecha Bogusławskiego); zaciekła rojalistka, otaczająca opieką uciekinierów z Francji; znienawidzona przez lud Warszawy. 9
30
Była to epoka wielkich szulerów. Była to też epoka Cyrulika sewilskiego10 i bardzo tu na ogół rozwodnionych, ale wszędzie prawie obecnych haseł rewolucji francuskiej. (Stara dziwaczka i hic mulier 11 w saskim jeszcze stylu, kasztelanowa Działyńska, w pewnym momencie kazała swym ekonomom wiejskim pisać do siebie per obywatelko). Niemniej szulerzy chcieli się ustalić. A że zagęszczenie społeczne i po prostu ludzkie było u nas niezbyt duże, raczej bardzo małe w porównaniu z Francją, znajdowali bez wielkiego trudu miejsce dla siebie w starej strukturze. To małe zagęszczenie powodowało też brak parcia społecznego, a także brak tej selekcji, która gdzie indziej wyniosła w górę przywódców jakobińskich, jak i napoleońskich marszałków. To nawiasem, bo ustalający się Frans Ryx na pewno w żadnym wypadku ani na marszałka, ani na rewolucjonistę się nie nadawał. Za to, dzięki pozycji starosty piaseczyńskiego, od początku nie potrzebował być niebieskim ptakiem, udawać kogo innego (lekarza cudotwórcę, alchemika czy markiza hiszpańskiego), żyć ze znaczonych kart lub sutenerstwa czy w ogóle używać setki sposobów, które utrzymywały na powierzchni rój cudzoziemców żerujących podówczas w Warszawie, ze znacznym jeszcze dodatkiem w ten sam sposób żyjących Polaków. Frans był człowiekiem o słabszej od swego ojca witalności i wcześniej zwężającym swój front życiowy. Może starosta i to rozumiał. A może przyszło mu do głowy – nie 10 Cyrulik sewilski – Le barbier de Seville, komedia prozą Pierre’a Augustina Caron de Beaumarchais (1732–1799) (Paryż 1775, wyd. pol. 1780, wyst. pol. Warszawa 1781). 11 hic mulier (łac.) – „ten kobieta”; żartobliwie: herod-baba, despotka.
31
był ostatecznie człowiekiem głupim – że mało mocnych pragnień w naszym życiu realizujemy w ogóle, a mniej jeszcze realizujemy w porę. Może przyjrzał się pod tym kątem własnemu życiu i dlatego pozwolił młodemu Fransowi ożenić się wedle jego wyboru. Przygotował mu już dostatnie gniazdo, to prawda; ale dla większości ojców bywał to zawsze powód, by rządzić dorosłymi synami wbrew ich woli po grobową deskę. Franciszek Ryx, starosta piaseczyński, okazał się liberalny. * W anegdotycznej tradycji, która powierzana pamięci i gadatliwości kobiet przetrwała sto pięćdziesiąt lat i przez kobiety przeszła do nowych ich rodzin, innego nazwiska – mała Colignon ma poświęconą sobie własną małą idyllę czy berżeretkę12. W dworze i w parku, którego została czternastoletnią panią, zapewne poczuła się trochę zgubiona. Gdy król Stanisław August odwiedził niespodziewanie młodą parę, małej Ryxowej nie można było znaleźć, bo schowała się pod łóżko. Mąż był skłonny obić ją za to, ale szarmancki stary król Staś tak się ubawił, że wymógł natychmiastową amnestię. Lepiej znaleźć zgubioną żonkę sous un lit, que dans un lit13. Innym razem dziedziczka kazała się ogrodnikowi wozić na taczkach, na pachnących, świeżo spadłych liściach, 12 berżeretka (z fr. bergerette – pastereczka) – tutaj utwór muzyczny, pastorałka. 13 sous un lit, que dans un lit (fr.) – (lepiej) pod łóżkiem niż w łóżku (domyślnie: z kochankiem).
32
w szpalerze starych grabów, których dziś już nie ma, jak sądzę. Innym jeszcze razem popsuła stary kurant, za co dostała klapsa. A więc widzimy autentyczną małą dziewczynkę, chyba nie żadną „nimfetkę”14. I dlatego to właśnie bodaj wziął ją Frans Ryx, który chciał mieć żonę bez przeszłości, o co było wtedy niezmiernie trudno. Ale chyba chciał nie tylko tego. Można przypuścić, że tknęła go ówczesna nowa fala przywiązująca wagę i do dziewictwa, i do pierwszej miłości. Trudno jednak doprawdy nazwać go romantykiem. A i ona nie była romantyczką. Cofnijmy się jednak nieco i wyjdźmy poza przekaz tradycji, która ma urok, jak kukułka ze starego zegara (w rodzaju tych, które mała Colignon lubiła psuć) – ale powtarzając swoje, nigdy nie odpowiada na żadne nowe pytania. * „Młody Ryx” w pamiętnym roku 1791 paradował w mundurze kawalerii narodowej – piękne amaranty wyłogów kwitły wówczas na galerii sejmowej i gęsto przetykały też ławy na dole, gdzie wielu co młodszych posłów wyrzekło się dla nich fraczka francuskiego lub najmodniejszego angielskiego. Lampasy na granatowych spodniach i wspaniałe akselbanty15 migały też co noc w tańcu – w nieustającym tańcu, w non stop balu nimfetka (z fr.) – dziewczyna lubieżna, zdeprawowana. akselbanty (z niem. Achselband) – naramienne sznury i dystynkcje wojskowe, epolety. 14 15
33
najdłuższego – i ostatniego karnawału Rzeczypospolitej. Młodzieniec, lecz niezbyt młody, powyżej trzydziestki, dla którego starosta piaseczyński nabył patent majora wojsk koronnych, pojawił się w towarzystwie jako jego brataniec; patent opiewał (a prawdę mówiąc, nie kosztowało to starosty ani grosza, bo było „wymianą przysług”) na nazwisko Franciszek Ryx. W tym momencie, serdecznym, patriotycznym i demokratycznym, mógł był starosta uznać go przed światem za swego syna i nikt by się nie interesował bliżej, jak Franciszek nazywał się dotąd i z kim go spłodził ówczesny sługa stolnika litewskiego. Wrodzona jednak skłonność do zacierania wszelkich śladów kazała staroście swego spadkobiercę i imiennika nazwać bratańcem, nie synem. Nie zdaje się, żeby major nawojował się więcej od innych w krótkiej i smutnej kampanii 1792 roku. Sądzimy, że raczej nie wojował wcale lub bardzo mało. Zbyt dużo atrakcji przedstawiała stolica dla tego, który dopiero teraz mógł wejść w szranki towarzyskie z „odsłoniętą przyłbicą”, a nie jak dotąd niemal ukradkiem – tak jak właściwie każdy przyzwoicie ubrany mógł wtenczas wejść (ku zdumieniu cudzoziemców) do oświetlonego al giorno16 pałacu z otwartymi na oścież drzwiami oraz uginającymi się stołami i bawić się na balu u Księcia Prymasa, u hetmanowej Ogińskiej lub u Księżnej Marszałkowej. Teraz był kimś, był oficerem, a także właścicielem dóbr Pilaszkowa, które otrzymał od starosty. „Młody Ryx” (jak mówiono o nim potocznie jeszcze i znacznie później, gdy nabył łysiny) kroczył i sunął przez parkiety nie tylko al giorno (wł.) – jak za dnia.
16
34
jak pewny już swego parweniusz-zdobywca, którym był z urodzenia, ale – przez te krótkie, oszałamiające miesiące ostatniej euforii – dzielił ze swoim już teraz światem, z „mondem”, zachwyt, że się ma wszystko: i wolność, i konstytucję, i wojsko, i piękną rewolucję, i przywileje, i bogactwo, i pozycję w triumfującej, przyciągającej oczy Europy Warszawie, i mundur, i najbardziej szaloną, rozrzutną, niczym prócz zamiłowania do elegancji nie skrępowaną zabawę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. A raczej można powiedzieć, że część tych rzeczy odczuwał daleko mocniej od wielu, bo był jak przebudzony czy odnaleziony królewicz nagle wkraczający na należne mu pałacowe komnaty. Niby prawie wszystko miał już przedtem, zwłaszcza kobiety, karty, najdroższe trunki i stroje – ale miał to jak gdyby z drugiej strony, jak ten, co dojada i dopija z przeładowanego stołu po uczcie. Teraz miał prawo zaczynać i wybierać. „Młody Ryx” był już jednak człowiekiem cokolwiek przeżytym. Może jest przesadą twierdzić, że ludzie w tamtym „fin de siècle’u”17, u kresu dawnego świata, rodzili się już starzy. Bo przeciwnie, cudzoziemscy świadkowie – a nie brakło świetnych obserwatorów wśród przelotnych ptaków, których Polska, a zwłaszcza Warszawa, podówczas była pełna – mówili i pisali ze zdziwieniem: „W jaki sposób społeczność tak rozpasana, tak nieregularne życie wiodąca, tak zatopiona we wszelkiego rodzaju używaniu i nadużywaniu, może takie mnóstwo pięknych 17 fin de siècle (fr.) – koniec stulecia (zwłaszcza XIX w.) – dekadencja, schyłek; tutaj zwyczajowe określenie przeniesione na przełom XVIII/XIX wieku.
35
i zdrowych wychować dzieci?”*. Frans był jednak zużyty tą łapczywością i tym pewnym stresem, jak dziś by się powiedziało – które towarzyszą sytuacji niewyraźnej, podrzędnej, a zarazem pełnej pokus i szans, gdy „jak pies łykasz przysmaki na zapas, nawet bez głodu; nie masz nic, ale jesteś pełen troski, że za mało korzystasz, jesteś niczym, lecz okazujesz innym, że będziesz czymś”. Ryx junior prędko zapewne znużyłby się i nową swoją sytuacją, choć wniósł do niej odświeżony wigor, gdyby nie to, że nowa sytuacja się urwała – razem z Rzplitą; przynajmniej do pewnego stopnia. (Bo oczywiście balowano także i podczas pogrzebowego a najhaniebniejszego z haniebnych sejmu rozbiorowego). Ale przesytu uniknął zwłaszcza dlatego, że ostatnie, prawie ostatnie, co wyniósł ze świata wróżek, to było przeżycie odmienne, wrażenie niespodziewane a tak trwałe, * Przypisywali to swobodzie: „Chłopcom w dziecinnym wieku dozwalają mieć pełną wolę. Tylko w dwóch pierwszych latach ich życia strzegą diety, potem mało lub wcale nic: biorą, co chcą, ze wszystkich półmisków i butelek. W innych krajach jest to dzieciom szkodliwym, ale nie w Polsce, gdzie one zupełną mają swobodę na świeżym powietrzu, z rękami, nogami i całym ciałem czynić, co chcą, gdzie chłopcy w trzecim i czwartym roku na koniach jeżdżą, w czwartym i piątym sami się nimi puszczają, a w dziesiątym i dwunastym najdziksze konie dosiadają i po mistrzowsku nimi władną. A że pierwsze wychowanie otrzymują, po większej części, gdzie świeżego powietrza, przestrzeni i wszelkich zdrowie i czynność utrzymujących zajęć jest pod dostatkiem, że w tych latach nikt ani myśli kazać im siedzieć i nad nauką ślęczeć, naturalna rzecz, że się w nich lepsza krew wyrabia, niżeli ją w spadku po ojcu i matce (a może po ami i amie?) otrzymali, i że potem rozkwitają tak świeżo i dzielnie jak zwykle polska młodzież” (Fryderyk Schulz, Podróże Inflantczyka po Polsce w latach 1791–1793) [przypis Autorki].
36
że zaważyło na późniejszym biegu jego życia – oraz na tej całej historii. Przyjaciółka, jaką miał wtedy, należała do lepszej kategorii, lecz nie najlepszej. Była rzekomo szlachcianką, młodą wdową przebywającą w stolicy dla załatwienia spraw spadkowych. Sporo tego rodzaju pań wynajmowało mniejsze lub większe apartamenty frontowe na Krakowskim Przedmieściu. Same opłacały te lokale oraz prowadzenie domu, natomiast miały hojnych i nieraz świetnie urodzonych gości, często też stoliki karciane. Były to gniazdka niby rodzinno-towarzyskie, w których obowiązywał dobry ton, a z panami pokazywano się śmiało w oknie podczas parad wojskowych czy procesji. Rzekome wdowy lub opuszczone żony polowały nawet na mężów: szlachtę z głuchej prowincji, której imponowały manierami, znajomościami, a rozczulały też czasem serce drobnym dziecięciem sierotą. Młody Ryx nie był pewny, czy przyjaciółka ma dziecko pożyczone, czy własne. W każdym razie stroiła je, pieściła, a w ogóle była poczciwą, nienatrętną i nie nazbyt chciwą istotą, która mu odpowiadała fizycznie. Ale teraz przestała już odpowiadać towarzysko. Nie miał zamiaru próbować z kolei szczęścia z kategorią pierwszą, bo jakkolwiek znał wszystkie gwiazdy teatru, te osóbki, zwłaszcza Włoszki, zdolne były zrujnować każdego. Najmożniejsze panięta rywalizowały w zaspokajaniu ich codziennych a krociowych zachcianek. Starosta piaseczyński sprzedał już zresztą teatr w ubiegłym roku panu Bogusławskiemu18. Frans zdecydował, że raczej 18 Wojciech Bogusławski (1757–1829) – aktor, dramatopisarz, twórca polskiego teatru narodowego.
37
zdobędzie wstęp do alkowy jakiejś mężatki z wielkiego świata – co było mniej kosztowne, a równie cenione na giełdzie towarzyskiej. Z domorosłą Genowefą postanowił jednak rozstać się w zgodzie i dlatego przystał na jej kaprys, by sześcioletniego Józia zaprowadzić na prawdziwy bal dziecinny, i to możliwie najwspanialszy. U Księcia Podkomorzego był tak dobrze widziany, a ekscentrycznie urządzone ogrody księcia na szkarpie wiślanej tak rozległe, że śmiało mógłby tam wprowadzić nawet paru takich Józiów z matkami, po czym ich zgubić, bo i tak nikt o nic nie będzie pytał. Bal był wczesnym wieczorem, ale zaświecono już różnobarwne lampiony, odbijające się w Wiśle – która wtenczas podchodziła tuż pod urwisko, gdzie Święty Łazarz i stoki Frascati19. Strzelały fajerwerki z wysokości minaretu, który sąsiadował z pagodami-altanami chińskimi, a barka zakotwiczona na rzece ubrana była w światła jak w grzędy kwiatów. Niedorzeczny a przebogaty Kazimierz Poniatowski20 porył nawet całe wzgórze na podobieństwo sal i rotund Złotego Domu Nerona, nad którymi zieleni się i kwitnie ogród na Celio21. Po mrocznych mozaikach biegały błyski czerwonych rac i błękitnych, pulsujących fontann. 19 Święty Łazarz i stoki Frascati – na przełomie wieków widoczny był tu szpital pod tym wezwaniem, na stromym stoku założono w XVIII wieku ogrody krajobrazowe, opisywane tu od strony Wisły (Frascati – dziś nazwa ulicy w pobliżu Sejmu). 20 Kazimierz Poniatowski (1721–1800) – brat króla Stanisława Augusta, podkomorzy koronny, początkowo związany z Czartoryskimi, podczas pierwszych lat panowania brata starał się utworzyć niezależne od nich stronnictwo; po I rozbiorze wycofał się z życia politycznego. 21 Neron (37–68) – Nero Claudius Drusus Germanicus Caesar, cesarz rzymski od 54 r.; rządy – początkowo przy współudziale mądrych
38
Wielkie ogrody nie były zatłoczone. Rodzice rzadko towarzyszyli dzieciom, a i sobie wzajemnie nieczęsto, jeśli jak dzisiaj był do wyboru spektakl baletowy, gruba gra u księcia Ponińskiego i jeszcze kilka balów i przyjęć. Nigdy zresztą w tym ogrodzie, prawie tak otwartym dla publiczności jak Saski – i podobnie jak tamten pełnym w niektórych godzinach socjety najświetniejszej – nie było tłumów; nie było tych improwizowanych – co się w ostatnich dwóch latach „rewolucyjnego sejmu” nieraz zdarzało – scen zbiorowych, gdy nagle jakiś strojny panicz przemawiał jak Danton22, damy powiewały z zapałem chusteczkami, staroświecki jakiś hreczkosiej pokręcał wąsa i trzaskał karabelą, plebs ze wzruszeniem oklaskiwał herolda wolności. Saski Ogród przypominał pod tym względem paryski Palais Royal. Tu za to było pełno kryjówek dla miłości, z których chętnie korzystano. A w Neronowym „atrium”23 podziemnym zastawałeś stół doradców (m.in. Seneka Młodszy) – przeszły w samowolę, następnie tyranię (zabójstwa wśród rodziny i niedawnych popleczników), której sprzeciwiano się (spisek Pizona w 65 r., powstanie w garnizonach nadreńskich w 68 r.); osaczony zewsząd, popełnił samobójstwo; po pożarze w 64 r. prześladowca chrześcijan. Bohater Quo vadis Henryka Sienkiewicza. Celio (łac.) – Mons Caelius, jedno z siedmiu wzgórz Rzymu, w czasach Nerona porośnięte ogrodami i zabudowane willami. 22 Georges Jacques Danton (1759–1794) – jeden z przywódców rewolucji francuskiej, znakomity mówca, początkowo radykalny (m.in. głosował za karą śmierci dla Ludwika XVI, inicjator utworzenia Trybunału Rewolucyjnego); z czasem coraz bardziej tolerancyjny, przeciwnik terroru wprowadzonego przez Robespierre’a. Oskarżony o zdradę stanu, zginął na gilotynie. 23 atrium (łac.) – w starożytnym Rzymie centralne pomieszczenie domu, z otworem w pułapie i basenem na deszczówkę; w świątyniach starochrześcijańskich i romańskich dziedziniec otoczony krużgankiem.
39
najobfitszy i najwytworniejszy, który zdawał się zapomniany i jakby tylko na ciebie czekający – bo podobni do widm inni goście znaleźli gdzieś jeszcze lepsze atrakcje. Tym razem lokaje Księcia Podkomorzego, Turcy i Murzyni, pilnowali, by wchodziły tylko dzieci z opiekunkami, bo ten wieczór, wydany dla małych Tyszkiewiczów, ciotecznych wnuków gospodarza, oraz ich kuzynów i innych małych rówieśników, miał im wyłącznie oddać zaczarowaną krainę. A wszystko przypominało trochę sen, bo jak zdarza się w snach, nie było nigdzie widać gospodarzy święta – dzieci. Frans i jego dama nie znaleźli ich ani koło labiryntu bukszpanowego, ani przy ukwieconych stołach pod drzewami, ani w galerii, gdzie zwierciadła ukazywały wchodzącemu stu sobowtórów, a niektóre wykrzywiały śmiesznie lub strasznie postacie i twarze. Tu i ówdzie brzmiała muzyka ukryta za bluszczową zasłoną w grocie lub na darniowych ławkach wśród krzewów. Lecz przygłuszyły ją sztuczne ognie trzaskające od strony Wisły, groźne bukiety szrapneli i wesołe pióropusze. Dzieci jednak nie było i tam, gdzie długa estrada u brzegu pozwalała oglądać fajerwerki podwojone przez lustro wody. Zza mieszanego, brzozowego i jarzębinowego, gaiku, który stanowił już skraj ogrodu, przebłyskiwały ogniska, zwykłe, jak w polu jesienią ognie pastusze, i tam też brzęczała muzyka, a kroki szybko niosły krętymi ścieżkami na dół, gdzie był stawek, stawek wiejski i zaniedbany, zarosły szuwarami, przy nim zaś chałupy i zagrody całkiem prawdziwych chłopów Księcia Podkomorzego. Tam były dzieci i tam – okazało się – przygotowano im niespodziankę. Rozbłysły lampiony: różnobarwne chińskie 40
smoki, pełne księżyce i marszczone w harmonijkę bębny. Stawek oczyszczony i dziś jakby daleko większy mienił się jak oświetlony od dna, a w środku wyspa-kępa, na której zbudowano całe miasteczko dla karzełków z wieżami i blankami, z zaułkami, z ratuszem i kościołem. Dymiące pochodniami łodzie czekały, by zawieźć tam małych gości. Lecz mali goście nie wsiadali. Zachwyciło ich widocznie co innego. W obejściu chałupy oczyszczonym dziś z pozostałości po świnkach i kaczkach (a sama chata i krzywe zabudowania też były puste, od wnętrza oświetlone, na zewnątrz umajone), tam na podwórku zgromadziły się dzieci i tańczyły. Orkiestra znad Wisły przeszła tu, łącząc się z orkiestrą znad stawu. To, co było naprzód ćwierkaniem, kwileniem, jakieś divertimento24 Mozarta czy Haydna przypominające budzenie się ptaków, teraz na wszystkich fletach i rożkach, na janczarskich dzwoneczkach i na strunach rozśpiewało się, coraz mocniej i pełniej. Dziewczynki szły w krąg, a chłopcy w zewnętrznym kręgu, obracającym się w przeciwną stronę, twarzami do tancerek, kłaniali im się co kilka kroków szarmancko, na co i one dygiem odpowiadały. Dziewczynki miały toalety dorosłych dam, ale z tym dotknięciem smaku i wdzięku, które sprawiało, że nie przestawały być przy tym dziećmi. Robrony25 przypominały lśniące lekkie skrzydełka żuczków, błonki pod pancerzykiem, muśliny pod atłasem – jakby miały wzlecieć. A inne były pastereczkami 24 divertimento (wł.) – cykliczna forma muzyczna o charakterze rozrywkowym (tańce, wariacje), uprawiana chętnie w XVIII wieku. 25 robron (z fr. robe ronde) – suknia kobieca szeroka, kloszowa, usztywniona.
41
w wiankach lub gosposiami w fartuszkach z brabanckiej koronki26. Chłopcy w jasnych haftowanych fraczkach i białych peruczkach, niektórzy w najmodniejszym spiczastym cylinderku nad lokami i fontaziem27 chustki, inni po francusku ze szpadką jak zabawka, ale sadzoną brylantami. Kładli rękę na gardzie, kłaniali się damom, a obrzucali wyniosłym wzrokiem „rywali” – ich różowe, kwitnące twarze, oczy, iskrzące się przy lampionach i pochodniach, kojarzyły urok dzieciństwa ze świetną zapowiedzią kawalerską. Wirowali coraz prędzej, w rytmie, lecz teraz już cztery kroki na jeden takt menueta, aż orkiestra, jakby porwana podmuchem, przyśpieszyła i wreszcie uderzyła w matelota, taniec gwałtowny, który gdzieś w portowych tawernach wygrywano werblami i hałasem burzliwym całej kapeli, a tu delikatne instrumenty jakby tylko napomykały – biegnąc i skacząc, zataczając się trylami, gwiżdżąc flażoletami28 – że to zawrotny taniec marynarzy. Rozśmiały się dziecinne twarze pod peruczkami, a małe markizy, podnosząc sukienki, dały się porwać jakby skaczącym z pokładu na pokład, wzbijającym się, jakby sięgali w górę po liny, przemienionym w marynarzy infantom. 26 brabancka koronka – lniana koronka, wykonana na klockach, o charakterystycznym wzorze z wijących się gałązek na tle z tiulu, wyrabiana w Brugii (XVII i XVIII w.). 27 fontaź (z fr.) – fantazyjnie zawiązana kokarda, noszona zamiast krawata; także czepek (w modzie XVII–XVIII w.) z koronek i wstążek, tworzący nad czołem wysokie upięcie. 28 flażolet (z fr. flageolet) – flet o wyższej skali; tu: dźwięk o barwie fletowej wydobywany z instrumentów strunowych.
42
Jakże zdrowe, dziarskie i wesołe były te poprzebierane dzieci. Ale ile też kokieterii rozwijały berżerki fruwające na rękach piratów, trzepoczące fartuszkami, jak przewrotnie a niewinnie wymykały się z uścisków figurynki saskie, a potem wślizgiwały się znów w czyjś przelotny uścisk. Szaleństwo tego matelota przy aksamitno-złotej muzyce to był szczyt zaczarowania. Wtedy właśnie przyjaciółka, eks-przyjaciółka majora wyrwała nagle Józia z kręgu – Ryx nie zauważył nawet dotąd, że chłopczyk usiłuje tańczyć z innymi. Z rumieńcem, którego na jej niby-cnotliwej twarzy nie widział nigdy, z niefałszowanym rumieńcem („oburzonej kumy kościelnej”, jak osądził) wyszeptała prawie bez tchu: – Nie, nie. Dzieci. Nie! – Wyjąkała coś jeszcze, co może brzmiało: – Sodoma i Gomora – a może było dosadniejszym słówkiem warszawskim na to samo. – Idź – powiedział, nie odrywając oczu od tańca. Chwilę stała jeszcze, jakby i ona oszołomiona, osłupiała. Nie widział, kiedy znikła. Patrzył w szczęśliwym uniesieniu. Orkiestra jakby dla nabrania oddechu przeszła w rytm poloneza i oglądał teraz tuż przed sobą w zalotnym, dumnym pochodzie par płonące zabawą, ale i groźnym prawie magnetyzmem przeczuwanej mocy dziecinne twarzyczki, które rozróżniał. Oto najmłodsza Czartoryska: tańczy z nią Staś Potoc- ki, którego ojciec tak bardzo nienawidzi Familii (i słusznie, zdaniem Ryxów). Rodziców nie ma, księżna jest może u któregoś z kochanków, książę może na komisji sejmowej, a może na partii faraona. Bracia pewnie na hulance w Wilanowie czy Marymoncie – każdy ze swoim małym dworem, który nie wiadomo nawet, ile kosztuje... 43
A ta w przejrzystej prawie, modą paryską, i prawie bez ozdób białej sukience – i w perłach wartych klucza wsi, ta jest najpiękniejsza. Nie znał jej, ale pamiętał, że grała Francine w przedstawieniu amatorskim Mariage de Figaro, a chłopiec, który z nią tańczy, grał Cherubinka. I to też należało do wiecznego warszawskiego karnawału, że balwierz i subretka29 z pańskich rodów żartowali na scenie dworskiej z arystokracji, której głowy lecą teraz właśnie w kosz gilotyny paryskiej; tu zaś, w tej chwili, Franusia i Cherubinek na progu chałupy rybaka, będącego własnością Księcia Podkomorzego, szepczą do siebie, wyłączywszy się z tańca – tak jakby byli sielską parą stworzoną dla sielskiej miłości. Uczucia majora wojsk koronnych Ryxa, gdy patrzył wtedy na „Francine” w przejrzystym kaszmirze, były właściwie zupełnie niewinne, najniewinniejsze może w jego życiu, a pełne sennej, rozkosznej słodyczy. Jak we śnie – zbyt urzekającym, by kiedykolwiek mogło grozić przebudzenie. * Mała Colignon nie była nigdy na takim balu, lecz „młody Ryx”, znający ją prawie od niemowlęcia, właśnie nazajutrz po tym balu dostrzegł po raz pierwszy jej urok. (Le) Mariage de Figaro – Wesele Figara, czyli Szalony dzień, komedia Beaumarchais napisana w 1778, wystawiona w Paryżu 1784 (wyst. pol. 1786). Komedia ta oraz jej kontynuacja w Cyruliku sewilskim (por. p. 10, s. 31) – wbrew zamiarom autora – była odczytywana jako atak na arystokrację, stąd jej popularność w czasach poprzedzających rewolucję francuską i po niej. balwierz (z wł. barbiere, fr. barbier) – fryzjer, cyrulik, golibroda, felczer. subretka (z fr. soubrette) – pokojówka. 29
44
Jeżeli Frans miał swoje racje sentymentalne, wybierając tę młodziutką dziewczynkę na żonę, nie na tancerkę czy pasterkę, ale na panią swego wiejskiego, pilaszkowskiego dworu, jego ojciec starosta nie mógł, rzecz jasna, tych motywów podzielać. Jak już mówiliśmy, nie stawiał jednak oporu. Może nawet doszedł do wniosku, że nieźle, by założyciel polskiej, szlacheckiej, ziemiańskiej linii Ryxów ożenił się z panienką bez związków rodzinnych, bez nazbyt skromnych albo zbyt zarozumiałych rodzicieli oraz rozrzutnych braci, naciągających krewniaków? Wszystko, co dotyczy Ryxa, jest bardzo mętne, ale wiadomo, że Henryk Colignon, bogaty kupiec warszawski, był z nim spowinowacony i robili też razem interesy oraz że jednym z wielu skandali łączących się z karierą starosty piaseczyńskiego okazał się sposób, w jaki po śmierci owego Henryka pozbawił on majątku zarówno jego hipotecznych wierzycieli, jak spadkobierców, a wśród nich przede wszystkim osieroconą małą Ludwikę. Czyżby – i tu dojdziemy do najbardziej nieprawdopodobnego motywu postępowania starosty – przyjął on ją za synową poniekąd w zamiarze pewnego rodzaju restytucji30? Trochę tak jak Sędzia chciał Zosi dla Tadeusza, mając nieczyste sumienie na temat dóbr Horeszkowskich? Podobnie jak Sędzia, Ryx był już bardzo niemłody i rozsądny, więc możliwe, że i tym się powodował. A dodajmy tu, że nieboszczyk Colignon zostawił niemało, bo między innymi pałac Pod Blachą, który kupił był od Lubomirskich, a Ryx z kolei sprzedał go k rólowi 30 restytucja (z łac. restitutio) – przywrócenie do pierwotnego stanu; tutaj: wynagrodzenie krzywd, przede wszystkim majątkowych.
45
na swój rachunek za niebagatelną sumę dwustu kilkudziesięciu tysięcy. Mała Colignon jednakże nie wychowywała się Pod Blachą – a jeśli nawet biegała dzieckiem po tych obrosłych później frywolną famą salonach, musiało to być dzieciństwo tak wczesne, że o nim zapomniała. Tradycja rodzinna późniejszych Ryxów jest tu jasna i niedwuznaczna: ukazuje ją jako pewnego rodzaju dziecię natury czy też Kopciuszka w bardzo młodocianym wieku. Widzieliśmy ją już – przy boku męża dwa razy starszego, ale jeszcze młodego i nieszpetnego, w dworze pilaszkowskim. Podwarszawskie starostwo piaseczyńskie i jego przyległości nie odznaczały się romantyczną malowniczością (ani wielkimi dochodami: poprzedni posiedziciel starostwa płacił 2708 zł kwarty i 1494 hiberny31, Ryx nie płacił nic), ale miały patynę historii. Polowali tu wszędzie królowie. Wywodził się stąd, z Prażmowa, prymas Prażmowski, osławiony wśród szlachty „ślepiec”, poplecznik francuskiej elekcji; a jeśli zarówno polowanie, jak i gospodarka były tu dosyć zaniedbane ostatnio, za to dwory i parki nie uległy żadnym gwałtownym zmianom i zachowały dostojną zgrzybiałość. Wprawdzie ówczesna moda, wszędzie rozsiewająca białe kolumny i zmieniająca polskie ogrody na angielskie, była pełna smaku – ale to, co ocalało nienaruszone z poprzedniej epoki, nie prze31 kwarta (z łac.) – dosłownie: 1/4 część; w dawnej Polsce początkowo 1/4, potem 1/5 część dochodów z królewszczyzn, przeznaczona na utrzymanie wojska zwanego kwarcianym. hiberna (łac. zimowe leże wojsk) – opłata pieniężna wprowadzona w Polsce w XVII wieku zamiast obowiązku dostarczania żywności dla wojska w okresie zimowym.
46
budowane ani przez ambitnych arywistów32, ani przez „żony modne”, tchnęło przytulnością i wdziękiem staroświecczyzny. Nie wiadomo, czy uległ temu czarowi „młody Ryx”, czy też może, nie ruszając tego, co zastał, chciał się lepiej wtopić w zasiedziałą okolicę. Bardzo możliwe także, że w czasach tak niespokojnych politycznie – można by śmiało powiedzieć: katastrofalnych, ale nie dla roztropnego plemienia Ryxów – nie chciał za wiele wkładać w majętność, którą mógł stracić przez jaką konfiskatę albo widzieć w zgliszczach w razie wojny. Starosta piaseczyński był zdania, że zupełnie niewykluczona jest zbrojna rozprawa, kiedyś, Rosjan i Prusaków o stolicę Polski oraz oczywiście jej okolice; walki samych Polaków o własną stolicę nie przewidywał nawet jeszcze w 1792 roku i następnym. Pochwalał syna za dalekowzroczne i taktowne upodabnianie się do mazowieckich panów braci. Im byli starsi obaj, tym bardziej nabierali polskich gustów z gatunku tych najbardziej konformistycznych. Nad gankiem zawisł „Pierścień”, herb przyznany Ryxowi starszemu nobilitacją sejmową już w 1768 roku: „złota Gozdawa w polu błękitnym, z górnej lilii wychodzą dwa białe skrzydła, nad którymi umieszczona złota Leliwa; na koronie szlacheckiej pół ramienia w zbroi, w ręku złoty pierścień z krwawnikiem”. Tylko tyle! Co na krwawniku, już nie wiadomo; tak to opisuje herbarz i tak wykonał zręczny snycerz emalier. Jeśli chodzi o mazowieckich panów braci, to jeden – ale nie z pobliża, tylko z powiatu wyszogrodzkiego, był arywista (z fr. arriviste) – karierowicz, dorobkiewicz.
32
47
najśmiertelniej oburzony zarówno na starostę piaseczyńskiego, jak i cały jego ród. Z powodów w tej samej mierze publicznych, jak i prywatnych. Starosta otrzymał był swego czasu od króla „lemaństwo”33 w Kraszewie. Zarówno Kraszewo, jak zamieszkane przez ten sam ród Bolestów34 Malewo były już w tym czasie podzielone między coraz uboższych właścicieli, dorabiających czasem dzierżawami. Różnych od XV wieku nazwisk, lecz tegoż herbu i przydomka Bolestowie razem zawsze krzyczeli na sejmikach i na elekcjach (woleli na przykład „Gaweńskiego”, jak zwali Henryka Andegaweńczyka, od „Rdesta”, jak zwali arcyksięcia Ernesta) i dumni byli mimo całej swej pobożności z rzekomego współudziału rodu w zabójstwie biskupa Szczepanowskiego i w wygnaniu wraz z królem Bolesławem. Jako Jastrzębce przypisywali też sobie odpowiedzialność za innego rodownika, który zabił innego znów biskupa. Byle coś stało się przed paru lub kilku wiekami, zawsze było czcigodne i do osób ze starych kronik każdy ochotnie się przyznawał. Natomiast to, co wyprawiał przybłęda i fagas dworski Ryx, czy to wybierając bez sumienia czynsze, czy pomiatając w Warszawie petentami urodzonymi i starożytnymi, wołało o pomstę do nieba. Co prawda wołała o pomstę i cała Warszawa: król, eks-kochanek carycy, i kupa rozwiązłych zdrajców chorych na francę35 i moskiewskie dukaty. 33 lemaństwo (z niem. Lehnsmann – wasal) – dobra należące do lemana, czyli lennika podległego władzy króla. 34 ród Bolestów – określenie historyczne rodu piastowskiego, później pnia genealogicznego, z którego wywodzą się przodkowie Malewskiej. 35 franca (z niem., fr.) – pogardliwe w XVIII wieku określenie choroby wenerycznej, prawdopodobnie kiły; zachowane w języku ulicy do dziś.
48
Nikogo jednak nie obchodziło, co myślał sobie zubożały szlachetka spod Wyszogrodu, a najmniej Ryxa – który oczywiście nie mógł przewidzieć, że kiedyś później potomstwo jego i tamtego będą miały ze sobą sporo wspólnego – bo wspólne dzieci. Ale kto był naprawdę i na pewno oczarowany modrzewiowym dworem w Pilaszkowie i ogrodem, którego szpaler lipowy wznosił się nad spadzistym starym okopem, niby palisada wybujała w wielkie korony i obsadzona zamiast straży przez wilgi i dzwońce – to mała Colignon. Tu tradycja nie myli się na pewno. Dziecko Jana Jakuba Rousseau36 czy też po prostu dziecko wychowane w ciasnej Warszawie, w niewygodnym i wymagającym dyplomacji położeniu rodzinnym – Kopciuszek stał się oto panią starodawnego i uroczego państwa udzielnego. Mógł tu rozkazywać. Pani Ryxowa née Colignon37, obejrzawszy lipy – za pniem każdej pięcioro takich jak ona mogło się bawić w chowanego – jeszcze bardziej jednak zachwyciła się taczką ogrodnika, w którą zbierał on widłami liście jak szczere złoto. Mogła rozkazywać. Cóż rozkazała? Mąż szukający jej, ponieważ obiad dotąd nie zadysponowany, a pani powinna uczyć się obowiązków od początku, znalazł żonę jadącą w taczce na poduszce złotych liści i podpędzającą ogrodnika do szybszego biegu. Pani była lekka i ona, i ogrodnik śmieli się. Mąż uznał za stosowne uśmiechnąć się także. Niemniej Jean-Jacques Rousseau (1712–1778) – francuski pisarz, filozof, muzyk, wybitny przedstawiciel oświecenia, silnie wpłynął na rozwój literatury europejskiej XVIII i XIX stulecia (Nowa Heloiza, 1761; Emil, czyli O wychowaniu, 1762; Umowa społeczna, 1762). 37 née Colignon (fr.) – dosłownie: urodzona, z domu Colignon. 36
49
jazdy taczką zakazał. – A gdyby na przykład król jegomość zjawił się na obiad niespodzianie? – Oh, mon Dieu, król jegomość. Vous n’êtes pas sérieux, pas vrai? 38 – Ludwika nie mówiła bardzo wytwornie po francusku. Młody Ryx liczył się z tym, że bierze dziecko, które sam jeszcze nieco wychowa i nawet nie dopełni od razu małżeństwa, tylko po ojcowsku Ludwikę na to przygotuje. Ale jak się zdaje, małżeństwo dopełnione zostało dość prędko i nie powstały stąd na przyszłość żadne komplikacje, tylko całe mnóstwo dzieci. Natomiast z „wychowaniem” poszło trudniej. Mała Colignon pozostała sobą – czy też okazała się teraz dopiero sobą: osóbką, która umie chcieć, czego chce. Chyba skrzyżowały się w niej właściwości russowskiej berżerki39 – bez zasad, ale rozsądnej z natury – z cnotami kupieckimi, które sprawiły, że wkrótce doskonale gospodarzyła, z rachunkiem i z dochodem, nawet z nierogacizny i z drobiu, czego od czasów księcia Janusza Mazowieckiego w Pilaszkowie, w Piasecznie i na Poświętnem nie tylko nie praktykowano, ale się nie domyślano lub zapomniano. Dobrze ją także przyjęło sąsiedztwo – lepiej niż emerytowanego franta stołecznego, który choć usiłował się panom braciom „akomodować”40, wolał wino francuskie od tokaju, a na kartach znał się lepiej niż na łowiectwie. 38 Vous n’êtes pas sérieux, pas vrai? (fr. potoczny) – pan nie mówi poważnie, nieprawdaż? 39 russowska berżerka – pasterka wedle wzorców idyllicznych J.J. Rousseau. 40 akomodować (z łac.) – przystosowywać się do czegoś; tu w składni typowej dla języka makaronicznego: zyskiwać uznanie najbliższego otoczenia szlacheckiego.
50
Które z nich bardziej się „spolonizowało” po szlachecku? Na pewno jednak, wbrew pewnym pozorom, nie ona. Małżonek z wczesnej młodości wyniósł pewien stopień chamstwa oraz prawie tyleż pogardy dla ludzi, a dla „polonusów” wiejskich w szczególności, co jego ojciec. Był jednak ustabilizowany i zamożny – nie potrzebował być bez skrupułów. Mógł z tego samego powodu ulegać swoim zachciankom, miał ich jednak niewiele, więc się nie zrujnował. To wystarczyło, żeby po trochu wrósł w otoczenie. A niepodobna, by znając się na przyjemnościach, poniekąd też i na urodzie rzeczy, z wiekiem nie stał się narzekającym, ale przysięgłym zwolennikiem tego sposobu życia, który zrazu narzuciły mu raczej okoliczności niż wybór.
Pogody równej
W oddechu płuc, w duchu, w biciu serca Czuć nie może, kto nie zna wsi polskiej, Społeczności będącej niby idyllą, Niby wykwintnego świata kaprysem, Nie wiem – świat to osobny zda się, Coś jak fortunne wyspy starożytne, Dziejów mające wdzięk, nie trud i ciąg41.
Temu urokowi nie mógł się oprzeć nawet syn starosty piaseczyńskiego. Z natury przy tym był leniwy. To, że z początku zabierał się do prawie każdej podobnej do ludzi dziewki w domu, Ludwika – prędko dorastająca – potrafiła poskromić tak spokojnie a skutecznie, jakby 41 Cytat z poematu Norwida A Dorio ad Phrygium (napisany 1871), w. 270–278; cytat sparafrazowany na s. 324.
51
to zrobiła pani de Vauban. Zblazowany galant-esteta, jakim był lub za jakiego się uważał Frans koło czterdziestki, osądzał w takich wypadkach Ludwikę jako „une roturière”42, prawie sklepikarkę, niemniej coraz bardziej ulegał jej. W tym więc także, jak się zdaje, spolonizował się. Jej samej ostatnim bodaj wyskokiem, jaki zapamiętano (a miała wtedy piętnaście lat), była zachcianka dziwna jak na kobietę w ciąży, jakkolwiek wtedy trafiają się różne zachcianki. Już spodziewając się pierworodnego, urządziła sobie zabawę na owym zarośniętym „szwedzkim okopie”, nad którym panowały lipy: turlała się mianowicie „z górki na pazurki” owinięta z głową w angielski pled (który pozieleniał i był do wyrzucenia). Syn urodził się mimo to zdrowo. I nawet, jakby natchniony owym szańcem ze staropolskich wojen, wziął udział, pierwszy z Ryxów, w przypadającym na jego czasy powstaniu. Małych Ryxów sypało się coraz więcej. A otrzymywali imiona Stanisław, Władysław, Bronisław – jakby ojciec i matka od razu zamierzyli i przeczuli, że nie będą się oni odróżniać od swoich ziemiańskich sąsiadów, Mazurów z dziada pradziada. Wiadomo także, że były major wojsk koronnych odnowił parafialny kościół w Prażmowie. Pani zgodziła się z tą koniecznością reprezentacyjną, ale na ogół przestraszały warszawską Francuzkę do końca życia bynajmniej nie wiejskie katastrofy – pożary, gradobicia (nie bała się też byka i śmiało jeździła konno) – ale nierachunkowość. Zdawała się ona wisieć jak mór w powietrzu okolicznym; nie tylko wielcy panowie trwonili bajeczne 42 une roturière (fr.) – dosłownie: nieszlachcianka; tutaj w znaczeniu pejoratywnym: plebejka, chamka nawet.
52
fortuny, a mali panowie mniejsze, ale i mądrzy bankierzy ledwie weszli w polskie towarzystwo, już robili to samo. – Zupełnie jak Tepper młodszy – zwykła wzdychać, gdy mąż lub syn wykazywali się brakiem orientacji w stanie własnych finansów. „Tepper młodszy” nie tylko zestarzał się, ale znikł z horyzontu (i bardzo słusznie, bo mnóstwo ludzi zrujnował), a jeszcze był przysłowiem w Warszawie. Gdy jego ojciec, znakomity bankier, dorobił się, natychmiast syn zaczął rywalizować z księciem Pepi w pojazdach, kochankach i wszelkiego rodzaju ekstrawagancjach – a wszelkie zbytki w Warszawie kosztowały trzykrotnie lub pięciokrotnie więcej niż w innych stolicach, bo były importowane. Bez mrugnięcia zajeżdżał na polowaniu konie angielskie, kredytował kompanom z „beau monde’u” 43 – a że i koniunktura po zaborach bardzo pogorszyła się, z trzaskiem stracił bank, a w nim oszczędności skromnych ludzi. Odkąd też sama była „établie”44, pani Ludwika gorszyła się obyczajem warszawsko-światowym, że każdy, „byle kto” może przyjść na bal i ucztę, objadać spokojnie Potockiego lub Radziwiłła i emablować45 panie z towarzystwa. Ten obyczaj zresztą skończył się, gdy w Warszawie nastały postne i surowe pruskie czasy. A w dobie Księstwa Warszawskiego odżył tylko częściowo: trzeba było nosić mundur, aby być wszędzie mile widzianym; a nie był to wtenczas mundur tylko od parady. Pomimo to, jak już powiedzieliśmy, pani Ryxowa długo była popularniejsza w sąsiedztwie od męża; zwłaszcza beau monde (fr.) – wyższe sfery, świat elegancki. établie (fr.) – ustabilizowana, ustatkowana. 45 emablować (z fr.) – zabawiać, zwłaszcza kobiety, nadskakiwać. 43 44
53
kobiety – rzecz dziwna – uważały, że jest nadzwyczajna: zarówno praktyczna, jak „romantyczna”. Jemu poprawił dopiero pozycję rosnący sybarytyzm. Ów człowiek miał, jak się zdaje, pewne sprzeczności w naturze, którymi instynkt poczciwego sąsiedztwa dość długo się niepokoił. Bo nawet ówczesny „dekadent” europejski miewał jeszcze coś z żywotności, która zdumiewa czytelników na przykład dziennika Pepysa46. Nie był gospodarzem i rządziła w domu żona; niekiedy więc chciał coś zrobić: na przykład został marszałkiem szlachty za Księstwa Warszawskiego i mobilizował. Nie było to w porządku ze strony „człowieka nowego”, wieś nie lubiła niekoniecznej aktywności i dążenia do czegoś; zwłaszcza że tu nie miało się do czynienia z naprawdę miłym panem bratem kłaniającym się należycie wszystkim i kochającym wszystkich. Dalsze zwężenie frontu okazało się korzystne: gdzieś po 1815 roku skupił się na wybornej kuchni oraz zaprowadził bażantarnię. Darowano mu wobec tego, że synów posłał do Paryża na edukację. Tych synów znano jako „swoich chłopców”, którym to nie przewróci w głowie ani nie wpoi w nich innych upodobań, niż mają wszyscy naokoło.
Samuel Pepys (1633–1703) – pamiętnikarz angielski, autor prowadzonego w latach 1660–1669 Dziennika (I wyd. 1825; wydanie pełne t. 1–11, 1970–1983), dostępnego w języku polskim dzięki doskonałemu przekładowi Marii Dąbrowskiej (wybór 1952, wydanie poszerzone 1954); Dziennik ten stanowi cenny dokument epoki Restauracji. 46
Spis treści
Adam Zagajewski, Mądrość i trwanie . . . . . . . . . . . . . . 5 Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Prehistoria . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Rozdział pierwszy
Ryxowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 Rozdział drugi
Węgier . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 55 Rozdział trzeci
Bohaterowie są zmęczeni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79 Rozdział czwarty
Notariusz i rewolucjonista . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 91 Rozdział piąty
Justyna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 124 Rozdział szósty
Konkurent panny Eleonory . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 141 Rozdział siódmy
Miłość Marii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 171 385
Rozdział ósmy
Człowieczek i małpa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 208 Rozdział dziewiąty
Z listów i dziennika Zbigniewa Kamińskiego . . . . 230 Intermedium . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261 Rozdział dziesiąty
Fotografie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 265 Rozdział jedenasty
Wujowie wuja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 270 Rozdział dwunasty
Na tarasie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 283 Rozdział trzynasty
Babunia z Kaukazu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 290 Rozdział czternasty
Dzieci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 324 Rozdział piętnasty
Powroty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 351 Rozdział szesnasty
Młodzież . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 363 Drzewo genealogiczne bohaterów Apokryfu rodzinnego . . . 388