Najważniejsze wydarzenie literackie 2012 roku! Nikt nie mógł przeczytać Tajnego dziennika wcześniej. Cała twórczość Białoszewskiego to osobliwy pamiętnik. To dzieło – ze względu na stopień szczerości i samoobnażenia – mogło zostać wydane dopiero kilkadziesiąt lat po śmierci poety. W swojej „domowej epopei” Białoszewski przygląda się ludziom znanym i nieznanym. Przygląda się również sobie, odsłania bujne życie towarzyskie, artystyczne, prywatne, erotyczne. Grzesznik, który „grzech” swój wybrał i przełamał tabu. Optymista, któremu życie nie oszczędziło męczarni, choroby i samotności. Miron opowiada o przygodzie swojego życia trochę jak przybysz, który został „wstawiony w ten świat”. Jawa, sen i wspomnienia – wszystko to, przywołane z niesamowitą wyrazistością, splątane w jeden węzeł tworzy rodzaj wielowątkowej powieści o sobie samym. Ten dziennik dzieje się przed nami. Mając piętnaście, szesnaście lat po raz pierwszy zdał sobie sprawę ze swojego homoseksualizmu. Pisze w dzienniku o tym, jak rozpoznawał samego siebie. Gdyby mieszkał w Paryżu czy Nowym Jorku, nikt by nie pytał, z kim śpi, o której wstaje i jak się ubiera. On tymczasem żył w peerelowskiej Warszawie. Tadeusz Sobolewski Przeczytaj również: Niezwykła książka Tadeusza Sobolewskiego o jednym z największych polskich pisarzy Mironie Białoszewskim. To rodzaj bardzo osobistego wspomnienia nie tylko samego poety, ale i całego środowiska, które się wokół niego kształtowało. Sobolewski pisze o kilku wcieleniach Białoszewskiego, tworząc wielowymiarowy barwny portret mistrza.
Patron medialny:
Cena detal. 69,90 zł
Człowiek Miron W 1959 roku w Paryżu Białoszewski jadł ostrygi z Józefem Czapskim, który potem napisał o tym w liście do ich wspólnego przyjaciela Ludwika Heringa: „Miałem z nim jakąś godzinę n a p r a w d ę (…) jego naturalność zupełna i ta pewność, że się mówi z człowiekiem jakąś władzę, jakąś samoistność w sobie mającym. Krótka włóczęga po Halach już pustych – jego spojrzenie zupełnie wyzwolone z banału”. „Jot został wpuszczony” – tak się zaczyna Tajny dziennik Mirona Białoszewskiego. Kim jest Jot? Kimś wyczekiwanym, użytecznym, a zarazem natrętnym, męczącym – jak życie. Czytelnik tych dzienników – niczym ów Jot – zostanie „wpuszczony” do Mirona. I spędzi z nim więcej niż godzinę „naprawdę”. Miron opowiada o przygodzie swojego życia trochę jak przybysz, który został „wstawiony w ten świat”. Jawa, sen i wspomnienia – wszystko to, przywołane z niesamowitą wyrazistością, splątane w jeden węzeł, tworzy rodzaj wielowątkowej powieści o sobie samym. Zapis, rozpoczęty w 1975 roku, prowadzony niemal do końca, początkowo improwizowany przy magnetofonie, ma pewną szczególną cechę pisarstwa Białoszewskiego: naoczność. Ten dziennik d z i e j e s i ę przed nami. I gdy wydaje się, że zaczyna nużyć, nagle przynosi odmianę, wciąga jak kryminał w opis jakiegoś spaceru po chaszczach Obór albo po zakamarkach Buffalo. Przesuwają się tam dziesiątki postaci, znanych i nieznanych, uchwyconych w ruchu, detalu, dialogu, w drobnym geście. Jest wśród nich Jan Józef Lipski, jest też Jan Paweł II oglądany z balkonu na Krakowskim Przedmieściu w towarzystwie Trzech Eumenid (Marii Janion, Marii Żmigrodzkiej i Małgorzaty Baranowskiej). Są dwaj ludzie, którzy wywarli największy wpływ na pisarstwo Mirona i z którymi pozostawał do końca w trudnym związku: Leszek Soliński i Ludwik Hering. Jesteśmy też my, tworzący wokół Mirona rodzaj opiekuńczej rodziny: Agnieszka, Malina, Anula, Berbera, Jadwiga, moja żona Ania, ja. I inni zaprzyjaźnieni, z wyższym stażem: Kicia Kocia; Małgosia i Olgierd, więzień łagrów, który Mironowi kojarzył się z Josephem Conradem; Teresa z malarzem Przemkiem; Roman i Ada, artystyczna para, i wielu, wielu innych. Wszystko to ustawione na równi, splecione razem. Bujne
6
Człowiek Miron
życie domowe, towarzyskie, artystyczne, erotyczne, kościelne toczy się w czasach, które dziś kojarzą się wyłącznie z ideologią, przymusem, kolektywizmem i szarością. Czego tam nie było? Wernisaże, happeningi, filmikowania, medytacje, magia, msze, pałacowe życie pisarzy w Oborach… „U pana jest jak w dworku szlacheckim” – mówiła Maria Janion po pierwszych spotkaniach u Mirona. Ale dlaczego pisał Tajny dziennik? Przecież cała późna twórczość autora Pamiętnika z powstania warszawskiego jest już dziennikiem. Sam to przyznaje: „moje kawałki-wiersze dziennikowe są naprawdę dziennikowe. Czyli pisanie i życie idą razem. A chwilami są tym samym”. Jego wiersze i prozy są zaludnione przez te same postacie, które spotkamy w dzienniku – Le., Lu. i Lu. etc. Czasem niektórzy z nich mieli o to do autora pretensję. Śmiano się, że gdy podczas spotkania Miron wychodzi na chwilę, to pewnie po to, żeby zanotować jakiś dialog. W Tajnym dzienniku Miron może się wreszcie ludziom przyglądać bez skrupułów. Stara się nikogo nie sądzić, choć zdarza mu się przytaczać plotki. Głównie jednak patrzy i słucha. I jak to on, potrafi zgodzić się nawet z tymi, co go atakują. Patrzy na świat z dystansu, jakby z perspektywy nieistnienia. „Anula myła podłogę do Idomenea Mozarta. Pan Julian jadł w kącie przy stole. Jadwiga myła wannę i klozet, a potem z Kicią Kocią mierzyły sukienkę w łazience”. Te drobne, pozornie nieważne fragmenty życia dają poczucie rzeczywistości. Na kartach dziennika „wszyscy się spotykają, wszyscy żyją”. Kiedy z rzeczowością godną Houellebecqa opisuje nowojorską orgię w kinie „male”, nie ma w tym zgorszenia, to nie opis ziemskiego piekła, raczej pożegnalne spojrzenie na zabawy gatunku ludzkiego, także na siebie. W tym opisie, niesamowitym przez swoją zwyczajność, Miron pozostaje w przyjaźni z samym sobą. I nawet jeśli odczuwa coś w rodzaju grzechu – on, w dzieciństwie tak bardzo przywiązany do Kościoła – teraz ten „grzech” wybiera, przełamuje tabu. W jego snach łączy się często eros i sacrum. Za Mironowym leceniem do ludzi kryje się wielka samotność. „Dla nikogo nie jestem osobą pierwszą” – notuje w stanie wojennym. Poza imperatywem pisania jest odczucie pustki. Poza euforią – wyobcowanie. Jean Paul Sartre (przyprowadzony kiedyś przez Artura Sandauera na przedstawienie w mieszkaniu Mirona) pisze w eseju o Baudelairze słowa, które można by odnieść do Białoszewskiego: „jest wolny, co oznacza, że przed swoją wolnością nie może znaleźć żadnej ucieczki… sam niosący swoje brzemię… skazany na to, by samemu usprawiedliwić własne istnienie…”. „Czy w ogóle potrafimy dotknąć samych siebie? – pyta Sartre. – Być może trzeba koniecznie być na zewnątrz, żeby uchwycić cechy charakterystyczne? Być może w ogóle się n i e j e s t… Być może człowiek zawsze musi się s t w a r z a ć?” Pisarstwo Mirona, jego dziennik, to przyglądanie się sobie z zewnątrz i walka o siebie, o uznanie tego, kim się jest. Ten poeta pustelnik, obecny w lekturach
Człowiek Miron
7
szkolnych jako pokorny, franciszkański i raczej bezpłciowy piewca zwyczajności, od pieca i łyżki durszlakowej – w rzeczywistości jest kimś, kto musi nieustannie siebie stwarzać. Żyje w sposób zachłanny, ale przy tym jest zakonnikiem swojego obrządku. Pisanie prowadzi go, wyprzedza. Pisząc, Miron projektuje siebie i takim się staje. Towarzysząc mu do końca, mieliśmy poczucie, że po przebytych chorobach i zawałach Miron stopił się w najwyższym możliwym stopniu ze swoim pisaniem. Osiągnął to, do czego dążył. 6 marca 1983 notuje w szpitalu wiersz: „ostateczności / za pospolite ostatecznie / niepoważne / jakby niebyłe / …żadne…”. O tym samym mówią kończące ten dziennik Listy do Eumenid, przejmujący dokument „nieutulonej zgody”. Nie miał nic z zawodowego literata. Literatura była dla niego sposobem egzystencji. Można powiedzieć, że żył po to, aby mieć o czym pisać. „Przyjdź / pismo / nosem / seksem / trafem (…) byleś / pis-ło” – co znaczy: przyjdź jakkolwiek, za wszelką cenę. Widzi siebie jako sobowtóra. Zbliża się do siebie, to znów oddala. W tej „mironczarni” – czyli męczarni Mirona – nakładają się na siebie różne uwikłania: miłosne, twórcze. Panuje stały rozdźwięk między potrzebą bycia dla innych a byciem dla siebie; nazywał to „polką z sobą”. Kiedy „opada ze swoich natchnień”, jest tylko „Białoszewskawym”, wystawionym na pastwę rozczarowania do siebie. I znów podnosi się do walki. Przy okazji ślubu kogoś z młodych Miron notuje: „Mnie takie uroczystości, obrządki są zupełnie obojętne. Ale też ja jestem tak jakby poza nawiasem społecznym. Chciałem się poprawić: poza zawiasem. Ale nie, ja właśnie jestem w zawiasie społecznym”. W zawiasie – czyli nieporuszony. „Pisz wszystko – radził mu Leszek. – To ty jesteś ten na uboczu, ten nie biorący udziału, jak lala-joga”. Jednak ten „joga” nie był nieczuły na ludzi. Przyciągał. Czekał na nich. I tak jak sam kiedyś był pod wpływem Lu. czy Le., teraz ci nowi, którzy wchodzili w jego orbitę, znajdowali się pod jego wpływem, mówili „pod niego”, stawali się jego mediami. Ale też nikt nie umiał wysłuchać drugiego człowieka tak jak on. Mówi się o nim: pustelnik – choć nigdy, poza ostatnimi latami, nie mieszkał sam. Urodził się w łóżku rzeźbionym przez swego dziadka snycerza, na warszawskiej Woli, na Lesznie, w pokoju z kuchnią, gdzie na noc rozkładało się siedem osób. Po wojnie gnieździł się razem z sublokatorem w połówce pokoju, w kołchozowym mieszkaniu na Poznańskiej, w centrum Warszawy. Później, do 1975 roku – czyli do momentu rozpoczęcia Tajnego dziennika – dzielił mieszkanie z Leszkiem Solińskim. Wnęka, gdzie spał, była przez kilka lat sceną teatru, który robił z Ludwikiem Heringiem i Ludmiłą Murawską. Na plac Dąbrowskiego przychodził „cały świat”, żeby zobaczyć wolnego poetę leżącego w łóżku. Takiego zobaczył Allen Ginsberg podczas swojej wizyty w Warszawie.
8
Człowiek Miron
Mając piętnaście, szesnaście lat po raz pierwszy zdał sobie sprawę ze swojego homoseksualizmu. Pisze w dzienniku o tym, jak rozpoznawał siebie. „Niby zmienię się z dnia na dzień? Nie. Wobec tego trzeba przyjąć siebie takiego, jakim się jest. (…) Wszelkie słyszane określenia i przezwiska owych gustów nie przejmowały mnie specjalnie. W ten sposób szkoliłem swój upór i nieprzemakalność. W seksie i w pisaniu. Nie przejmując się krytyką. Czy nieuznawaniem”. Gdyby mieszkał w Paryżu czy Nowym Jorku, nikt by nie pytał, z kim śpi, o której wstaje i jak się ubiera. On tymczasem żył w peerelowskiej Warszawie. Od czasu wyrzucenia z redakcji „Świata Młodych” w 1951 nie był już nigdzie zatrudniony. Biedował do 1956 roku, czasem mogąc sobie pozwolić jedynie na porcję ryżu w barze mlecznym; oszukiwał głód psychedryną albo innymi dostępnymi środkami. Ale wtedy właśnie wybuchło jego pisanie. Znalazł wreszcie swój język, swoją drogę. I był to jeden z najszczęśliwszych okresów jego życia. Po sukcesie Pamiętnika z powstania warszawskiego w 1970 roku po raz pierwszy w życiu miał pieniądze, które wydawał głównie na płyty i wyszukane prezenty. W kwaterunkowym pokoju z kuchnią, nękany przez administrację, wzywany – jak wszyscy w jego środowisku – na przesłuchania, prowadził życie francuskiego surrealisty czy nowojorskiego bitnika. Bez cienia pretensji do losu. Wiedział, że czymś musi za tę swoją wolność zapłacić i że nie ma odwrotu. Był to tryb życia dla niego naturalny, wygodny, w jakimś sensie zbytkowny. Wszystko, co służy praktycznej stronie życia, było u niego zredukowane do minimum. Żył całkowicie podporządkowany pisaniu, zbieraniu natchnień i konstruowaniu siebie. „Zdarzało mi się przeżywać różne hece, różne historie. Wtedy było gorzej ze zgodą. Potem człowiek się pocieszył, że już dużo przeżył. Tym bardziej że przyzwyczaiłem się przez tyle lat do ludzi. Do mówienia. Do siebie. Do przyjemności demaskowania – w sensie ODPŁACANIA SOBIE ZA WSZYSTKO PISANIEM O WSZYSTKIM”. „Jestem optymista z natury, sceptyk z rozumu i doświadczenia. Życie mnie nie oszczędzało, ale czułem swoją gwiazdę. Wpadanie w choroby i zaniedbania, potem organizowanie się w wyzdrowienie. (…) Lgnę do ludzi i im nie otwieram. Nieraz otwieram i żałuję. Nie cierpię zimna, czytam zachłannie o Antarktydzie. Skromność i nieprzyzwoitość. (…) Ale to grube przeciwstawienia. A są i cieńsze, wieloraksze, poplątańsze”. Tadeusz Sobolewski
Dokładane treści*
* Dokładane treści – tytuł pierwszej części dziennika. Maszynopis zaczyna się od strony 45, na niej są odręczne dopiski Mirona Białoszewskiego: „Stare »Dokładane treści«”, „początek”, „nie istnieją strony 1–45” (winno być: 44). Nagrywane na magnetofon kolejne partie dziennika (z informacjami dotyczącymi interpunkcji) były przepisywane przez niewidomą maszynistkę Irenę Łowińską, bibliotekarkę w Polskim Związku Niewidomych. Poszczególne bloki tekstu mają osobną numerację stron, opatrzone są odręcznymi autorskimi nagłówkami z tytułem części oraz cyframi określającymi kolejność fragmentów. Białoszewski robił w maszynopisie poprawki, skreślał i dopisywał nowe akapity.
20 listopada 1975 w Warszawie na Chamowie1 Jot został wpuszczony. Przeważnie mu nie otwieram, ale on nieraz nie puka po swojemu, a dzwoni2. Parę razy nabrałem się, ale teraz jestem ostrożny. Ostatnio przyłapał mnie przed domem. Opowiada o moim ojcu3 – Słuchaj, mam znajomego, który przemieszkiwał u twojego ojca w Miedzeszynie. – Jak to? – No, twój ojciec odnajął mu pokój czy łóżko na pewien czas. Prócz tego nocowały tam dwie młode baby. Mieszkały, czy mieszkała jedna, druga tylko nocowała… – A, ojciec ma takie przybrane siostrzenice. Jedną raz przyprowadził ze swoim kolegą. Ten kolega w andersowskim berecie. Pożyczył ojcu aparat fotograficzny, potem przyszedł do mnie „Niech pan wpłynie na swego ojca, żeby mi oddał aparat”. „A co, był pan u niego?”. „Tak, ale trudno go zastać”. Więc tak się nią opiekowali, tą siostrzenicą. Puściłem Borysa Godunowa. Ojciec jej tłumaczył coś o operze – Słuchaj, Miron, ale to jakieś półkurwy. – Może – Podobno one mu nieraz rano każą iść po mleko, same leżą, a on bierze butelkę i idzie.
Chamowo – nazwa nadana przez dawnych mieszkańców Saskiej Kępy nowym blokowiskom na obrzeżach tej dzielnicy. 2 Niniejsza edycja zachowuje wszelkie stosowane przez Mirona Białoszewskiego kolokwializmy, leksykalne czy fleksyjne przejawy mowy potocznej, świadome odstępstwa od słownikowej poprawności, fonetyczny zapis niektórych obcych nazw geograficznych i nazwisk oraz częstą w twórczości tego pisarza interpunkcję intonacyjno-znaczeniową. Respektuje też charakterystyczny zapis dialogów: zaczynają się wielką albo małą literą, zdanie zapowiadające wypowiedź nie kończy się kropką ani dwukropkiem, poszczególne kwestie dialogowe zamykają się kropką tylko wtedy, kiedy mają charakter kategorycznego twierdzenia. Jeśli natomiast rozmówcy zawieszają głos, ich kwestie nie są zakończone żadnym znakiem interpunkcyjnym. Interpunkcja Białoszewskiego w dialogach stanowi więc swoiste didaskalia. 3 Ojciec poety – Zenon Białoszewski (1900–1979), przed wojną m.in. urzędnik pocztowy, po wojnie pracownik administracji domów komunalnych. 1
12
Tajny dziennik
Opowiadam to Malinie4 – On to musi mieć – Tak, musi – potwierdza Malina – coś babskiego, jakieś baby, bez tego nie może – Chyba go nie wykorzystują za bardzo – Nie, on się nie da, nie wygląda na to – No właśnie, bez bab on by skapcaniał, usiadłby na krześle i siedział. – A on ma tyle spraw. Tak się toczy… Mały, gruby… Ciekawy człowiek. O wiele ciekawszy od Romana5 – Ludwik6 o nim mówi: „Fantasta”. 4 Malina – Maria Kluźniak, z d. Gamdzyk. Absolwentka polonistyki, edytor. W latach 70. i 80. pracownica działu rękopisów Biblioteki Narodowej, później – redaktorka w „Gazecie Wyborczej”. Opublikowała: listy Stanisława Ignacego Witkiewicza do Leona i Władysławy Reynelów Całuję Was gdzie chcecie, Warszawa 1997; Maria z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała. Dzienniki z lat 1889–1906, Warszawa 1997; „Niesie mnie rzeka smutku…” Korespondencja Zofii Nałkowskiej i Jerzego Zawieyskiego 1943–1954, Warszawa 2001. 5 Roman Klewin – anglista, literat, tłumacz. Bez stałego zatrudnienia. Mieszkał na Żoliborzu, róg Mierosławskiego i Mickiewicza, z malarką i rzeźbiarką Adrianą Buraczewską. Autor kilku dramatów (niewystawianych) oraz cenionych przez Białoszewskiego wspomnień z pobytu za okupacji w Niemczech, na przymusowych robotach w Zagłębiu Ruhry. Mirona poznał w 1947 r. na wieczorze młodych poetów, w którym uczestniczyli m.in. Jerzy Ficowski, Stanisław Swen Czachorowski, Jan Józef Lipski. W latach 50., po odwilży, prowadził na Starym Mieście Teatr Małych Form. Kręcił eksperymentalne filmy 8 mm. W latach 70. aktorem i współtwórcą wielu z nich był Miron Białoszewski, występowały w nich osoby z jego kręgu. Mieszkanie Klewina i Buraczewskiej stanowiło zawsze dostępny azyl Mirona. Klewin przepisywał Pamiętnik z powstania warszawskiego. 6 Ludwik Hering (1908–1984) – pochodził z inteligenckiej, warszawskiej rodziny kalwińskiej. Obdarzony talentami artystycznymi, plastycznymi i literackimi, spełniał się w roli inspiratora, krytyka, akuszera cudzych talentów. W latach powojennych patronował rozwojowi malarstwa Ludmiły Murawskiej, swojej siostrzenicy. Blisko zaprzyjaźniony z Józefem Czapskim, poznanym w 1934 r. Po wojnie Czapski pisał o Heringu w liście do historyka sztuki Zdzisława Kępińskiego (według informacji Ludmiły Murawskiej): „nie śmiem nazywać go moim uczniem, bo sam w swoim czasie zawdzięczałem mu swoją wizję malarską”. Dedykował mu esej o Bonnardzie w książce Oko (Paryż 1960). Czeka na wydanie wieloletnia powojenna korespondencja Czapskiego i Heringa. W 1940 w okupacyjnej Warszawie Hering poznaje 18-letniego Mirona Białoszewskiego, jest czytelnikiem jego młodzieńczych utworów. Po wojnie staje się jego głównym autorytetem literackim, bohaterem niepublikowanej, zniszczonej powieści Białoszewskiego z początku lat 50. Od 1955 r. w Teatrze na Tarczyńskiej przygotowuje wraz z Ludmiłą Murawską kostiumy i scenografię do sztuk Białoszewskiego (m.in. do Wypraw krzyżowych). W 1958 r. Białoszewski, Hering i Murawska odchodzą z Tarczyńskiej i zakładają własny Teatr Osobny, który istnieje do 1963 r., dając przedstawienia w mieszkaniu Białoszewskiego przy pl. Dąbrowskiego. W latach 70. Białoszewski ujawnił, że Hering był faktycznym autorem sztuk Peruga, czyli Szwagier Europy, Szury, Stworzenie świata, części Kabaretu. Pieśni na krzesło i głos oraz współautorem Osmędeuszy i Wiwisekcji. W 1970 r. PIW opublikował tom dramatów Teatr Osobny w całości pod nazwiskiem Mirona Białoszewskiego, za zgodą Heringa. To on – jak zaświadcza Murawska – był autorem wstępu, który podpisał inicjałami M.B. Później jednak Hering wymógł na Białoszewskim oświadczenie o autorstwie sztuk, opublikowane w „Dialogu” w 1977 r. Oryginały sztuk Teatru Osobnego nie istniały w formie całościowego zapisu. Głównym dziełem literackim Ludwika Heringa pozostają trzy okupacyjne opowiadania, pisane w Łodzi w latach 1945–1946, częściowo publikowane w „Kuźnicy”. Pierwsze wydanie książkowe: Ślady, Warszawa 2011. Hering z bezwzględnym obiektywizmem oddaje tam postawy Polaków, wykorzystując własne doświadczenia: za okupacji pracował jako stróż w magazynach garbarni Temmlera i Szwedego. Wiadomo o jego pomocy Żydom, wyprowadzaniu ich poza getto,
Dokładane treści
13
Raz ojciec przyszedł na plac Dąbrowskiego7. Był okres popłochu. Jeden z tych, co wykupują w sklepach. – No jak, panie Ludwiku? Nie będzie wojny? – Nie wiem – Zrobił pan jakie zapasy? Lu. rozkłada ręce z humorem – Nie Wdałem się ja z łóżka – Zapasy na wojnę? Na jak długo by starczyło? – Na pierwszy okres. Agnieszka8 powiedziała – Ja nie mam szczęścia w miłości Malina miała już dosyć tych babskich problemów. Poszła do Felka9, a on się bardzo ucieszył. I tak są ze sobą. Ludwik mówi, że Leszek10 jest niepoczytalny. Leszek o Ludwiku, że niedouczony. Kiedy nas przesłuchiwali godzinami na Rakowieckiej w 1967 roku, ja miałem osobnego pana, kulawego, Ludwik i Leszek ukrywaniu, wyszukiwaniu schronienia. Pod nazwiskiem zmarłego w Auschwitz brata Heringa ukrywał się w Warszawie pisarz Adolf Rudnicki. Po wojnie Ludwik Hering początkowo mieszkał w łódzkim domu literatów, pracując jako pielęgniarz w pogotowiu ratunkowym. Po powrocie do Warszawy był urzędnikiem w Centralnej Agencji Fotograficznej. (Obszerne informacje na temat Ludwika Heringa zawiera tekst Hanny Kirchner O Mironie, o Ludwiku, w: Miron. Wspomnienia o poecie, zebrała i opracowała Hanna Kirchner, Warszawa 1996, oraz przypis pióra tejże autorki w: Z. Nałkowska, Dzienniki, t. 4, 1946–1954, cz. I, Warszawa 2000, s. 565–567). 7 Od roku 1958 Miron Białoszewski mieszkał w pokoju z kuchnią na trzecim piętrze nowo zbudowanego czteropiętrowego bloku na tyłach Marszałkowskiej – przy pl. Dąbrowskiego 7 m. 13. 8 Agnieszka Petelska (z d. Kostrzębska) – polonistka, nauczycielka szkół licealnych. Na warszawskiej polonistyce pisała pod kierunkiem dr. hab. Artura Sandauera pracę magisterską o twórczości Mirona Białoszewskiego. W 1970 r., zaprotegowana przez Jana Józefa Lipskiego, przyszła do Białoszewskiego, przyprowadzając następnie swoją przyjaciółkę z Liceum Sióstr Niepokalanek w Szymanowie Malinę Gamdzyk i kolegę ze studiów Tadeusza Sobolewskiego (por. rozmowa T. Sobolewskiego z A. Kostrzębską-Petelską „Rzeczywistość to artystka”, w: Miron. Wspomnienia o poecie. 9 Feliks Kluźniak – matematyk, informatyk, późniejszy mąż Maliny Gamdzyk. 10 Leszek Soliński (1926–2005) – malarz, przyjaciel Mirona Białoszewskiego, bohater jego licznych utworów jako Le. So., spadkobierca literackiej spuścizny pisarza (z wyjątkiem dziennika). Pochodził z rodziny chłopskiej z Żarnowca, wsi położonej w pobliżu podkarpackiego Krosna. Dla jego emancypacji kulturalnej ważny był kontakt z Zofią Mickiewiczową, córką Marii Konopnickiej, mieszkającą w dworku poetki w sąsiedztwie jego rodzinnego domu. Gdy podczas ofensywy rosyjskiej w 1944 r. dworek przemieniono w szpital wojskowy, uratował z niego wiele cennych pamiątek. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, najpierw polonistykę, potem historię sztuki. Napisał pracę magisterską na temat kulturalnej działalności R.W. Porcjusza w Krośnie, nie mógł jej jednak obronić z powodu niezaliczenia studium wojskowego. Wiosną 1950 r. Soliński poznał Mirona Białoszewskiego. We wczesnych latach 50. zwiedzali razem Bieszczady i Podkarpacie, co zaowocowało m.in. Balladami rzeszowskimi, otwierającymi debiutancki tom Mirona Białoszewskiego Obroty rzeczy. Przez pewien czas prowadzili wspólne życie w Warszawie i Krakowie. Soliński uczył rysunków w szkole
14
Tajny dziennik
wspólnego, blondyna. Pytali nas, cośmy robili w 56-ym roku w grudniu11. Le. na dowód statystowania w teatrze w Krakowie zadeklamował swojemu panu kawał Balladyny Wrócą, panie, wrócą, jak gąski jedna za drugą… Wspólny pan Le. i Lu. pytał potem Lu., czy Le. jest normalny, na co Lu. – Normalny, tylko lubi na siebie zwracać uwagę. I Lu. to powtórzył Le. Le. się obruszył. Półtora roku temu Lu. sprosił do siebie Grację12 i mnie. Popijał koniak i oskarżał mnie o nieetykę w Donosach13. Gracja jako główna ofiara. Gracja się skarżyła, ale Lu. co pewien czas wytaczał jej pretensje o jej książkę o Teatrze Osobnym14. W pewnym momencie Gracja powiedziała, że ja ulegam różnym przyjaciołom w osądzapodstawowej i wystawiennictwa w liceum kulturalno-oświatowym w Rożnicy w Kieleckiem. Klepali biedę; jak mówił Leszek, „dziad chciał z dziada żyć”. Przyjaźń ich trwała do końca życia Białoszewskiego. Do 1975 r. mieszkali razem przy pl. Dąbrowskiego w Warszawie – Białoszewski w pokoju, a Soliński w kuchni, która była też pracownią malarską i szatnią Teatru Osobnego. Soliński był malarzem samoukiem. W 1966 r. miał pierwszą wystawę indywidualną. Latami kopiował obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Jedną z kopii kardynał Wyszyński przeznaczył dla kościoła polskiego przy rue Saint-Honoré w Paryżu. W lecie 1963 r. Leszek Soliński poznał holenderskiego slawistę Henka Proeme. Podróżowali razem po Włoszech, Hiszpanii, Francji i Niemczech. W 2003 r., zawarli w Holandii małżeństwo. Ostatnie dwa lata życia Soliński, już ciężko chory, spędził pod opieką Proemego w Oegstgeeście pod Lejdą i tam został pochowany. 11 W styczniu 1957 r. nieznani sprawcy porwali i zamordowali licealistę Bohdana Piaseckiego, syna Bolesława Piaseckiego, przedwojennego działacza ONR i przywódcy Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga, po wojnie kierującego Stowarzyszeniem „Pax”. Śledztwo w tej sprawie trwało wiele lat. W drugiej połowie lat 60. pojawiło się absurdalne podejrzenie związku z tą sprawą Białoszewskiego i innych osób skupionych kiedyś wokół Teatru na Tarczyńskiej. Tropem miał być fakt, że programy spektakli w tym teatrze umieszczano w pudełkach po zapałkach, a porywacze informacje o swej ofierze też przekazywali w takich pudełkach. W związku z tym wielokrotnie przesłuchiwano ludzi związanych z owym kręgiem (temu kierunkowi śledztwa nadano nazwę „wątku homoseksualnego”). 12 Gracja (Grácia) Kerényi (1925–1985) – węgierska poetka i tłumaczka, filolog klasyczny, badaczka literatury, córka wybitnego filologa klasycznego i religioznawcy Karolyego Kerényi. W 1944 r. aresztowana na Węgrzech za udział w ruchu oporu, skazana na więzienie i obóz, nauczyła się polskiego od współwięźniarek w Auschwitz. Przekładała poezję z greki, łaciny, sanskrytu; z literatury polskiej miała w dorobku tłumaczenia m.in. Słowackiego, Fredry, Szaniawskiego, Pawlikowskiej, Schulza, Witkacego, Dąbrowskiej, Szymborskiej oraz prozy i poezji Białoszewskiego; razem z Białoszewskim przetłumaczyła na polski wiersze poetów węgierskich Endre Adyego oraz Sándora Weöresa. 13 Donosy rzeczywistości, PIW, Warszawa 1973 (antydatowane, właśc. 1974). Zbiór krótkich utworów prozatorskich, których bohaterami są przyjaciele i znajomi autora, a podstawą fabuły – sytuacje autentyczne. 14 Rozprawa doktorska Gracji Kerényi została opublikowana w 1973 r. pt. Odtańcowywanie poezji, czyli dzieje teatru Mirona Białoszewskiego. Hering miał za złe autorce, że zbyt małą rolę przypisała współtwórcom teatru.
Dokładane treści
15
niu własnych rzeczy. Że z kim ostatnio przestaję, tego zdanie się liczy. Lu. spojrzał na mnie i na Grację zdumiony – To, co pani mówi, to jest ostateczne likwidowanie człowieka. W nocy ubieramy się, ja i Gracja. Do wyjścia. Lu. – Myślałem, że będzie ciekawa dyskusja. Ja – To co, odprowadzę Grację taksówką… i może już nie wrócę – Nie ma po co – Lu. na to. Miał na myśli, że ani teraz w nocy, ani w ogóle nie ma po co. Ale to dopiero zrozumiałem przez telefon. Teraz, w listopadzie 1975, po wieczorze u Olgierda15, na którym zobaczyłem po przerwie Lu. i Lu.16 (przyszli na zaproszenie Olgierdowej17, nie moje), umówiłem się z nimi na sobotę. Z początku nie byłem zadowolony z tego nawiązania, bo to trud. 15 Olgierd (Oleś) Wołyński (1929–2008) – był synem Itty Horowicz (Lidii Wołyńskiej) i Jana Lubienieckiego (Ignacego Rylskiego), członków Komunistycznej Partii Polski. Po aresztowaniu rodziców w 1937 r. został zabrany, wraz z rodzeństwem, do domu dziecka w Uljanowsku (Symbirsk). Miał 13 lat i w nocy pisał ulotki, które przyklejał przeżutym chlebem na płotach: Dołoj Stalinu, da zdrawstwujet Woroszyłow („Precz ze Stalinem, niech żyje Woroszyłow”). Został za to aresztowany i przewieziony na Łubiankę. Dostał wyrok – 5 lat obozu. Trafił do łagru pod Archangielskiem. Potem zesłano go na Syberię na dożywotnie osiedlenie. Objęty amnestią po śmierci Stalina wyjechał do białoruskiego Mińska. W 1958 r. repatriowany do Polski, zamieszkał na pl. Dąbrowskiego, gdzie poznał sąsiadów: Mirona Białoszewskiego, Urszulę Czartoryską, Ryszarda Stanisławskiego. Zdał polską maturę, skończył studia na Politechnice Warszawskiej i zaczął pracę w Instytucie Elektrotechniki. Obronił doktorat. W 1966 r. ożenił się z Małgorzatą Witkowską. Kiedy w 1967 r. urodziła im się córka Ludmiła zmienili mieszkanie na większe, przy ul. Poznańskiej. Tam gościnnie odbywały się wtorki Mirona. W 1976 r. Wołyński podpisał list protestacyjny do Sejmu w sprawie wydarzeń radomskich. W 1981 r. brał udział w organizowaniu powstającej „Solidarności”. W stanie wojennym kolportował wydawnictwa drugiego obiegu, m.in. książki NOW-ej oraz „Tygodnik Mazowsze”. Za udział w protestach przeciw stanowi wojennemu został wyrzucony z Instytutu. Pracę znalazł w kościele na Żytniej, u księdza Wojciecha Czarnowskiego, potem do emerytury pracował jako laborant na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. W 1988 r. w londyńskim Wydawnictwie Puls ukazał się jego Głos z Gułagu. Rozmowa z Ewą Berberyusz (wydanie krajowe 1989). 16 Lu. i Lu. – Ludwik Hering i Ludmiła Murawska (ur. 1934), siostrzenica i wychowanka Heringa, malarka. Ukończyła warszawską ASP w 1958 r. Ważne cykle obrazów: Szekspireje, Matematycy, oraz portrety m.in. Białoszewskiego, Czapskiego, Iwaszkiewicza, Kotarbińskiego, Tatarkiewicza, Kucówny. W latach 1955–1963 była scenografką i aktorką Teatru Osobnego, tworzonego wspólnie z Ludwikiem Heringiem i Mironem Białoszewskim. W 1981 r. poślubiła Marcela Péju (1922–2005), francuskiego politologa i dziennikarza, za czasów Jeana Paula Sartre’a sekretarza redakcji miesięcznika „Les Temps Modernes” (1953–1962). Mieszka w Paryżu i Warszawie. Opublikowała opowiadania Ludwika Heringa w książce Ślady (Warszawa 2011), gdzie w posłowiu opowiada o znajomości Ludwika z Józefem Czapskim i jego inspiratorskiej roli wobec twórczości Mirona Białoszewskiego. 17 Olgierdowa – Małgorzata (Gosia) Wołyńska, z domu Witkowska (ur. 1943). W 1960 r. w domu Marcjanny Fornalskiej poznała Olgierda Wołyńskiego, którego rodzina przyjaźniła się z Fornalskimi w czasach moskiewskich. Przychodziła na pl. Dąbrowskiego na korepetycje z rosyjskiego. Tam poznała Mirona Białoszewskiego. W 1966 r. wyszła za mąż za Olgierda Wołyńskiego. Przepisywała na maszynie Pamiętnik z powstania warszawskiego. Często organizowała wtorkowe spotkania
16
Tajny dziennik
Le., który nie był na wieczorze, bo Olgierd powiedział, że wyjdzie, jak on przyjdzie, więc orzekł, że Lu. mi zatruje teraz pisanie. Żebym nie szedł, a poczekał, aż Ludwik się koło mnie nachodzi. Będzie się wtedy liczył ze słowami. Nie poszedłem. Lu. i Lu. dzwonili do Olgierda i Małgosi, co ze mną, czy nie zachorowałem? Więc zadzwoniłem. Bo głupio. I tak się znów nawiązało z Lu. i Lu. Le. opowiada – Dzwoniłem do Trzcińskiej-Kamińskiej18, mówię, że Leszek. A ona: Czy ten Leszek, co do niej przychodził? Co maluje? Ten przyjaciel pana Białoszewskiego? – To co za udawanie? – Ja nie wiem. – Mówiła poważnie? – Tak. Ja jej powiem, że tobie się jej rzeźby nie podobają. – Nie pakuj mnie w to! – Powiem, że mnie się nie podobają. Mnie! – Może ona naprawdę chciała się upewnić? Zna innego Leszka? – Na pewno nie. – To nie wiem. – Ja się na niej zemszczę – Ty lubisz robić rozgrywki z osiemdziesięciopięcioletnimi babami. – Bo dopiero one się poznają na tym. A miałem na myśli córkę Konopnickiej Mickiewiczową19. Obraził się na nią. Przy mnie w Żarnowcu. Przysłała służącą z listem. Nie poszedł. Poszedł grubo później.
21 listopada Le. leży w łóżku po mnie na starym mieszkaniu, mówi o naszych młodych – Ja ich już tu nie chcę. Ja już ich dawno nienawidziłem. Bo to ta młodość tak się tu wdzierała. Musiałem ustępować. – Tak? – A coś ty myślał? – Aha z Mironem w mieszkaniu na ul. Poznańskiej. Pomagała Białoszewskiemu urządzić się w nowym mieszkaniu na Lizbońskiej. Była jedną z inicjatorek założenia Fundacji im. Mirona Białoszewskiego. Dzięki tej fundacji wmurowano tablicę pamiątkową na kamienicy, w której Białoszewski mieszkał po wojnie (ul. Poznańska 37). Małgorzata Wołyńska jest też współorganizatorką „Mironaliów” na ul. Tarczyńskiej. Jej starania doprowadziły do postawienia pomnika projektu Barbary Zbrożyny na grobie Mirona Białoszewskiego na warszawskich Powązkach. 18 Zofia Trzcińska-Kamińska (1890–1977) – rzeźbiarka, medalierka, autorka monumentalnych realizacji w kościołach oraz pomników (m.in. Kościuszki w Poznaniu, 1930). 19 Zofia z Konopnickich Mickiewiczowa (I voto Królikowska, 1866–1956) mieszkała do śmierci w dworku Marii Konopnickiej w Żarnowcu.
Najważniejsze wydarzenie literackie 2012 roku! Nikt nie mógł przeczytać Tajnego dziennika wcześniej. Cała twórczość Białoszewskiego to osobliwy pamiętnik. To dzieło – ze względu na stopień szczerości i samoobnażenia – mogło zostać wydane dopiero kilkadziesiąt lat po śmierci poety. W swojej „domowej epopei” Białoszewski przygląda się ludziom znanym i nieznanym. Przygląda się również sobie, odsłania bujne życie towarzyskie, artystyczne, prywatne, erotyczne. Grzesznik, który „grzech” swój wybrał i przełamał tabu. Optymista, któremu życie nie oszczędziło męczarni, choroby i samotności. Miron opowiada o przygodzie swojego życia trochę jak przybysz, który został „wstawiony w ten świat”. Jawa, sen i wspomnienia – wszystko to, przywołane z niesamowitą wyrazistością, splątane w jeden węzeł tworzy rodzaj wielowątkowej powieści o sobie samym. Ten dziennik dzieje się przed nami. Mając piętnaście, szesnaście lat po raz pierwszy zdał sobie sprawę ze swojego homoseksualizmu. Pisze w dzienniku o tym, jak rozpoznawał samego siebie. Gdyby mieszkał w Paryżu czy Nowym Jorku, nikt by nie pytał, z kim śpi, o której wstaje i jak się ubiera. On tymczasem żył w peerelowskiej Warszawie. Tadeusz Sobolewski Przeczytaj również: Niezwykła książka Tadeusza Sobolewskiego o jednym z największych polskich pisarzy Mironie Białoszewskim. To rodzaj bardzo osobistego wspomnienia nie tylko samego poety, ale i całego środowiska, które się wokół niego kształtowało. Sobolewski pisze o kilku wcieleniach Białoszewskiego, tworząc wielowymiarowy barwny portret mistrza.
Patron medialny:
Cena detal. 69,90 zł