STATNI UR N U S
MARCIN WOJDAK COSMODERNA
POCZTÓWKI Z WCZASÓW W PRL-U
Copyright © by Marcin Wojdak Projekt okładki Igor Pietrzak Fotografia na okładce © Marcin Wojdak Mapa na wyklejce © Elena Ivanova | www.istockphoto.com Fotografia autora na okładce © Maciej Szal Fotografie w książce © Marcin Wojdak Zdjęcia do Ostatniego turnusu powstały w latach 2016– 2021. Mając na uwadze to, jak duże zmiany nastąpiły w tym czasie w polskim krajobrazie, proszę Cię o jedno: nie wysyłaj mi paczki z wąglikiem, jeśli się okaże, że któryś z budynków opisanych w książce już nie istnieje albo przywdział różowo-fioletowe barwy. Natomiast koniecznie mnie o tym poinformuj! Zapraszam do kontaktu: Instagram.com/cosmoderna.
Jeśli nie chcesz wycinać zdjęć z książki, wejdź na stronę www.ostatniturnus.pl i zamów je w formie fizycznej odbitki. Redaktor inicjujący Oskar Błachut Redaktorka prowadząca Agnieszka Narębska Redakcja Magdalena Matyja-Pietrzyk Adiustacja Maria Zając Korekta Patrycjusz Pilawski Kinga Kosiba Projekt typograficzny Katarzyna Bućko Łamanie Daniel Malak
ISBN 978-83-240-8481-4
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2022 Druk: Drukarnia Skleniarz
Kraków 2022
Najpiękniejsze polskie słowo
Wczasy. Nie ma chyba piękniejszego słowa w języku polskim. Oczywiście znaleźliby się tacy, dla których kłykciny albo pożoga to top niedościgniony, ale pozwolicie, że w tej kwestii pozostanę autokratyczny w swoich sądach. Wczasy. Raz, że ich znaczenie niesie ze sobą wyłącznie pozytywne skojarzenia. Dwa – samo słowo jest już mocno niedzisiejsze. Wczasy nad Morzem Śródziemnym albo w Dubaju? Nie ma szans – za granicę jeździ się na urlop. Wczasów nie rezerwujesz przez internet ani nie lecisz na nie samolotem. Wczasy nie mogą być all-inclusive ani last minute. Wczasy są lokalne, zgrzebne i przewidywalne. Na wczasy jedziesz w miejsca, które znasz od lat. Już nawet nie tylko do tego samego ośrodka, lecz także do tego samego domku, w którym będziesz spał w tej samej co zawsze pościeli. I będziesz tam chodził na ognisko z tymi samymi co zawsze ludźmi, pożyczał sprzęt wodny od tego samego co zawsze ratownika, a śniadania i obiadokolacje jadł przy tym samym co zawsze stoliku. A kiedy już z wczasów wrócisz, to nikt cię nie zapyta: „Jak było na wczasach?”. „Jak było na urlopie?” – to tak. „Jak na wakacjach?” – też się zdarzy. Ale żeby „na wczasach”? Przecież to oczywiste! Było fajnie, było śmiesznie, było spokojnie, a czasem nawet nudno. Było tak jak rok, dwa i więcej lat temu. Bez niespodzianek. Może poza jednym piątkowym obiadem, kiedy to zamiast ryby podali schabowego… – Opowiadasz o tych wczasach, jakby to była zupełnie osobna kategoria wyjazdów wakacyjnych. Skąd u ciebie taka pewność, że jak wczasy, to w Polsce, a na urlop to już za granicę? Przecież to bzdury. – Żadne bzdury. Mam to solidnie udokumentowane. Co ja ci zresztą będę mówił – przecież książkę o tym napisałem. Ostatni turnus, sprawdź.
10
Najpiękniejsze polskie słowo
– A czy to przypadkiem nie jest książka, w której właśnie rozmawiamy? – Właśnie ta. – To pozwól, że ją przeczytam i za kilkaset stron wrócimy do tematu. A tymczasem muszę lecieć. – Na urlop? – Nie, do roboty. – Do roboty to się idzie, leci się do pracy. – Daj już spokój. Cześć!
Pomost nad jednym z jezior Pojezierza Drawskiego. Pan łowi ryby, łódka odpoczywa, a żaglówka snuje się po tafli wody. Przyjrzyjcie się dokładnie — tak wyglądają wczasy
Ośrodek Lido w Antoninie. Województwo wielkopolskie. Wczasowicze już dotarli i za chwilę wzniosą piwny toast za udany pobyt. O ośrodku Lido piszę też w opowiadaniu Retrolekcje.
Ośrodek Lido w Antoninie. Województwo wielkopolskie. Drewniane domki czekają na pierwszych wczasowiczów
Retrolekcje
Znakomitą większość zdjęć do Ostatniego turnusu zrobiłem starą, niemal dwunastoletnią lustrzanką z mnóstwem defektów i zepsutych mechanizmów. Jednocześnie był to aparat z wielkim potencjałem, o ile ktoś miał wystarczająco dużo cierpliwości, aby go dostrzec. W takiej samej sytuacji znajduje się większość postpeerelowskich ośrodków wypoczynkowych w Polsce. Poobijane, zużyte kilkudziesięcioma sezonami funkcjonowania, pozornie brzydkie, ale z ogromnymi pokładami wspaniałości ukrytymi głęboko pod schodzącą farbą i schowanymi za przybrudzoną firanką. Wydaje się, że wystarczyłoby je odświeżyć, minimalnie podnieść standard i już byłoby OK. Lecz trudno się będzie o tym przekonać, bo nowi właściciele starych obiektów znają najczęściej tylko jeden sposób na pozbycie się gorączki. Tłuką termometr. Załóżmy jednak, że termometr był zrobiony z duraleksu i się nie potłukł. Pozostaje pytanie, czy w XXI wieku wakacje w stylu retro mają sens. Byłem kiedyś w ośrodku wypoczynkowym z „PRL” w nazwie, który znajduje się nad jeziorem Wdzydze. Liczyłem na to, że zobaczę prawdziwy skansen. Idealnie zachowany ostaniec z lat siedemdziesiątych. Niestety. Na miejscu zastałem tandetny komunaland, z cukierkowato odnowioną warszawą stojącą przy wjeździe i manekinem przebranym za milicjanta obok. To jest współczesna wizja wczasów z dawnych lat – śpimy w nowoczesnym pokoju, jemy śniadania serwowane w formie szwedzkiego stołu, a znajomym wysyłamy zdjęcie przy plakacie „Dbaj o zdrowie. Tęp muchy!”. Taka dawka dawnego klimatu wystarczy. Będzie śmiesznie!
14
Retrolekcje
Na drugim biegunie są ośrodki, które faktycznie nic się od pięćdziesięciu lat nie zmieniły. Tam też jeżdżą turyści, ale tacy, których na lepszy standard zwyczajnie nie stać. Tu wabikiem nie jest radio tranzystorowe buczące od rana w pokoju ani sala do gry w ping-ponga, ani grzyb na ścianie, ani domek z dykty. Jest nim najniższa cena w okolicy. – Chwila. Stop. Ale co ty chcesz powiedzieć? Że to źle, że ludzie nie chcą jeździć do starych bud, czy że przykro, że nie wróciła moda na wczasy pod gruszą? – Ani jedno, ani drugie. Chciałem tylko wspomnieć, że już dawno temu sprzedałem tę starą lustrzankę. Teraz robię zdjęcia nowym aparatem, współczesnym. To zupełnie inna jakość, nie ma nawet co porównywać. Nie wyobrażam sobie powrotu do starego sprzętu. Co nie znaczy, że nie lubię wracać do zdjęć, które nim wykonałem…
Ośrodek Lido w Antoninie. Jeden z kilku rodzajów domków letniskowych, które można zobaczyć na jego terenie. Duża ich część zachowała się w niezmienionym stanie od momentu powstania ośrodka. O Lido piszę też w opowiadaniu Najpiękniejsze polskie słowo
Zawsze tam, gdzie ty
Poznań. Osiedle Stare Żegrze. Jest mroźna zima końca 1977 roku. Mieszkańcy bloków powoli układają się do snu. W jednym mieszkaniu wciąż jednak się świeci. To malutkie M2 państwa Branickich vel Branieckich – pani Marii, wykładowczyni uniwersyteckiej, i pana Jana, inżyniera hydrobudowy. Podejdźmy bliżej okna i zobaczmy, co u nich słychać. No, bliżej. Nie krępujcie się. Jeszcze trochę… Stop! – Co to było?! – Ale co? – No coś w okno jebło. Co ty głucha jesteś? – Ja głucha?! To chyba ty pojebany, jak już ci w uszach dzwoni. Chodź mi tu lepiej pomóż, bo wakacje trzeba wybrać. – Przecież ustaliliśmy, że jedziemy do mojego zakładowego ośrodka nad morze. – Nie chcę już nad morze! Znowu będziesz się za tymi kurwami oglądał. Chcę gdzie indziej. – Gdzie? – Chcę do Skorzęcina. – Gdzie, kurwa?! – Do Skorzęcina! Kaśka tam była ze swoim. – A co tam jest? – Ośrodek. Taki wielki. Mówili, że jest jak całe miasto. Zaraz za ogrodzeniem parking na dwieście samochodów. Potem już pan z recepcji prowadzi cię do właściwego domku. A do wyboru jest całe spektrum dormitoriów – od pawilonów, poprzez brdy i imponujący budynek hotelowy, aż po pole namiotowe, idealne dla szukających przygód. Janku, tam jest wszystko! Jest kilka
18
Zawsze tam, gdzie ty
stołówek, są restauracje, bary i jadalnie! Jest nawet cukiernia! Dasz wiarę?! Nie ma tylko jednej rzeczy – nie ma miejsca na nudę, bo Kaśka mówiła, że przez cały turnus nie zdążyła zliczyć wszystkich atrakcji: place zabaw, boiska do gry w siatkówkę, piłkę nożną i koszykówkę, sala telewizyjna, dwa jeziora, na każdym z nich molo, lasy, dyskoteki, Matko Boska, zaraz mi tchu zabraknie… Słuchaj, tam jest też amfiteatr! Ośrodek gigant! – Pierdolisz jak zakochana. Dlaczego mnie tak nie wychwalasz, tylko same wyzwiska i jad! – Bo cię nienawidzę! Zostawmy już państwa Branickich vel Branieckich w spokoju. To ich prywatne sprawy. Chciałem tylko, żebyście usłyszeli fragment o Skorzęcinie, bo to był bardzo interesujący koncept. Peerelowskie all-inclusive. Teraz z dawnej spójności pozostało tylko wspomnienie. Większość domków ma już prywatnego właściciela, całość została podzielona na osobne ośrodki, a w powietrzu czuć zapach styropianu i pastelowej farby. Z czterdziestopięciominutowego fotospaceru przywiozłem tylko kilka kadrów. Do publikacji przekazałem jeden – z polecenia Kaśki.
Ośrodek Wypoczynkowy „Skorzęcin” leży pomiędzy dwoma jeziorami — Białym i Niedzięgiel — we wschodniej części Wielkopolski. Jadłodajnia ze zdjęcia to jeden z ostatnich budynków nieskalanych remontem. Jakości serwowanych tam dań nie weryfikowałem
Neptun, brat Posejdona
Na wschodnich rubieżach Krynicy Morskiej stoi opuszczony ośrodek, którego dni są policzone. Nie wiem tylko, czy w sztukach, dziesiątkach, czy może w setkach. To kilka rzędów domków z dykty, zaraz przy morzu. Stoją na ogromnym pagórkowatym terenie. Domki wewnątrz nie grzeszą luksusem – pokój dzienny, sypialnia plus umywalka. Łazienki brak. Prysznice, wspólne dla wszystkich wczasowiczów, były w osobnym budynku. Teraz takie rozwiązanie wydaje się koszmarem, ale w moich wspomnieniach łazienki zachowały się jako doskonała sceneria do nasycania moich voyeurystycznych fantazji. A skoro one były wspólne, to i kuchnia taka być musiała, dlatego zaraz przy wejściu do ośrodka stoi stołówka – miejsce, w którym zawiązywały się pierwsze turnusowe relacje towarzyskie, a że wieczorami pełniła funkcję dyskoteki, również i te romantyczne. I właśnie w tej dawnej stołówce, a obecnie opuszczonej ruinie, znajduje się wspaniała mozaika z Neptunem vel Posejdonem w roli głównej. Widać, że projektant był oddanym fanem rzymskiej (wtedy to Neptun) albo greckiej (Posejdon) mitologii, bo mozaika wydaje się zupełnie wolna od socjalistycznych wpływów. Chyba że się nie znam na sztuce i jest właśnie peerelowska do bólu, a jej bohater to nie bóg mórz, tylko rybak z nieodległych Kątów. Mozaika jest wspaniała i jak niemal wszystkie materialne pozostałości po PRL-u musi zginąć. Trudno. Taka jest kolej rzeczy i taki sam los czeka architekturę powstałą w czasach III RP. Kiedy nadejdzie nowy porządek, nowa architektura albo nowy system nie będą miały żadnych sentymentów wobec dziedzictwa późnego kapitalizmu – niech znika.
22
Neptun, brat Posejdona
To jest to samo podejście, które teraz prezentują ludzie wychowani w PRL-u. Dlatego ich rozumiem, choć się z nimi nie zgadzam. Neptuna vel Posejdona, a tak naprawdę rybaka, zastąpią niedługo nowe bloki. Byłoby wspaniale, gdyby mozaika przetrwała. Można ją wkomponować w nową zabudowę, można z niej zrobić symbol nowej inwestycji, ale można ją też zniszczyć i o niej zapomnieć. – Zapomnieć o czym? – Słucham? – Mówiłeś, że będzie można o niej zapomnieć. O niej, czyli o czym? – A, o niczym.
Mozaika przedstawiająca Neptuna znajdowała się w stołówce Górniczego Ośrodka Wypoczynkowego „Neptun”. Ulica Wojska Polskiego, Krynica Morska
„Wczasy. Nie ma chyba piękniejszego słowa w języku polskim”. „Samo słowo jest już mocno niedzisiejsze. Wczasy nad Morzem Śródziemnym albo w Dubaju? Nie ma szans – za granicę jeździ się na urlop. Wczasów nie rezerwujesz przez internet ani nie lecisz na nie samolotem. Wczasy nie mogą być all-inclusive ani last minute. (…) Na wczasy jedziesz w miejsca, które znasz od lat”. Marcin to czuły przewodnik po świecie odchodzącym w zapomnienie. Dokumentuje najciekawsze przykłady architektury ośrodków wypoczynkowych z czasów PRL-u: urokliwe stołówki, archaiczne domki letniskowe bez łazienek, pensjonaty pachnące kurzem. Niektóre z tych miejsc nadal przyjmują gości, inne niszczeją, nieatrakcyjne dla wielbicieli egipskich plaż. Krążąc z aparatem po Polsce, autor wysyła pocztówki z miejsc, które przypominają beztroskie „wczasy pod gruszą”, i dzieli się refleksjami nad światem, który wraz z nadejściem nowoczesności znika bezpowrotnie. Marcin Wojdak – fotograf i debiutujący pisarz, twórca instagramowego profilu Cosmoderna o architekturze powojennego modernizmu. Publikuje na nim krótkie opowiadania inspirowane zdjęciami ostatnich materialnych pozostałości po minionej epoce. Od wielu lat podróżuje po Polsce i byłych krajach ZSRR, poszukując miejsc zanurzonych w socjalistycznej formalinie. Wielki fan krajoznawstwa i zarazem zagorzały przeciwnik pisania o sobie w trzeciej osobie, dlatego kończy na tym zdaniu i zaprasza do lektury treści między okładkami. „Chcesz? Nauczę cię o smutku, bo smutek to nie taka prosta rzecz” – zaczyna Marcin Wojdak jedno ze swoich opowiadań. To właśnie cały on. Niby daje nam książkę fotograficzną o dawnych wczasach, a tak naprawdę – błyskotliwe teksty o współczesności, dla których zdjęcia wydają się tylko pretekstem. Wydają się, bo w istocie są osobną pasjonującą opowieścią. Dobrze je widzieć poza Instagramem.
Nie ma to jak ośrodek wypoczynkowy po sezonie. Ściany opowiadają tu historie przesiąknięte aromatem mokrej dykty, a gdy się dobrze wsłuchać, można poznać niejedną opowieść z mchu i paproci. Prawdziwą czy nie – to już mniej istotne. Już nie ma dzikich plaż, są za to bardzo dobre zdjęcia. Olga Drenda
Cena 69,99 zł
Aleksandra Boćkowska