Nr 1/2009 (styczeń) - 1212 Generacja Tpl

Page 1

Egzemplarz bezpłatny

Nr 1/2009 (styczeń)

iu) atru (Polskiego we Wrocław

ników Te miesięcznik młodych miłoś Zaczął się rok 2009. Jak zwykle z początkiem roku większość z nas stara się zmobilizować i jak najstaranniej zaplanować nadchodzące 365 dni. Chcemy osiągać jak najwięcej sukcesów i dostarczać innym jak najwięcej radości. Podobne postanowienia ma Teatr Polski. I choć za nami dopiero kilka dni nowego roku, teatr już ma się czym pochwalić. Najnowszy spektakl, Lalka w reżyserii Wiktora Rubina na motywach powieści Bolesława Prusa, wciąż gości na ustach widzów i krytyków. Początek lutego przyniesie nam kolejną nowość – przedstawienie Agnieszki Olsten Samsara Disco. A wracając do postanowień, redakcja też je poczyniła. Jeszcze więcej, jeszcze lepiej! – to nasze noworoczne motto. Zapewniamy, że nie będziecie zawiedzeni :) Aleksandra Kowalska

O premierze Szeroko zapowiadaną pierwszą premierę sezonu Teatr Polski ma już za sobą. Dzięki pomysłom reżysera na adaptację nieprędko zapomnimy o Lalce Wiktora Rubina. Echa premiery również w „Generacji Tpl”! Z krótkich rozmów z twórcami dowiecie się m.in.: co sprawiło trudność Katarzynie Strączek w odegraniu Wąsowskiej, a także jak Michał Chorosiński przyjmuje opinie krytyków. Piotr Bukowski – autor muzyki do wrocławskiej Lalki – opowiedział, czym dla niego jest teatr. Zapraszamy do lektury! Karolina Babij

fot. Bartosz Maz

Co w Polskim? – strony 2 i 3

Po premierze Lalki w reżyserii Wiktora Rubina Rozmowy z aktorami: Katarzyną Strączek, Michałem Chorosińskim oraz autorem muzyki do spektaklu Piotrem Bukowskim Premiera Samsary Disco w reżyserii Agnieszki Olseten

Warsztaty w Teatrze Polskim – strona 4

Opinie uczestników zajęć Rozmowa z Adamem Szczyszczajem – prowadzącym warsztaty

Wszechnica Teatralna – strony 5 i 6 Relacje ze spotkań Z pamiętnika Ewy Skibińskiej

Dobre Niedobre – strona 7

Ofelia, córka Klaudiusza – recenzja spektaklu Hamlet w reżyserii Moniki Pecikiewicz

Różności – strona 8 Wrocław dramatem stoi Redakcja

17 stycznia 2008 godz. 12:00 Wykład Anny Wojciechowskiej o Witoldzie Gombrowiczu godz.13:00 Wykład Ireneusza Guszpita o Gardzienicach godz. 14:00 Projekcja Metamorfoz Gardzienic

31 stycznia 2008 godz. 12:00 Panel dyskusyjny Prowokacja – policzek czy zachęta dla widza? godz. 13:00 Spotkanie z aktorką Kinga Preis godz. 14:00 Warsztaty dla osób niepełnosprawnych

Wszechnica Teatralna

Foyer Sceny im. Jerzego Grzegorzewskiego Teatru Polskiego we Wrocławiu

Styczeń2008 2009| Generacja | Generacja TplTpl| |1 Listopad


Po premierze wszyscy udali się do Złotej kaczki, by wspólnie świętować udaną inaugurację wielomiesięcznej ciężkiej pracy.

Rozmowa z Katarzyną Strączek, wcielającą się w rolę Wąsowskiej Ada Stolarczyk: I już po. Jakie odczucia? Katarzyna Strączek: Może zabrzmi to dziwnie i niefajnie, ale ulgę, aczkolwiek połączoną z przyjemnością. Tak naprawdę wszyscy byliśmy już zmęczeni i przyda nam się parę dni odpoczynku, by nabrać dystansu do tego wszystkiego. A.S.: Słyszała już pani jakieś opinie o Wąsowskiej? K.S.: Mówią, że była ładnie ubrana. A.S.: Trudna postać? K.S.: Szczególnie jej charakter. Z pewnością Wąsowska jest moim przeciwieństwem i ma tzw. „parcie na szkło”. A.S.: Nie jest podobna do Kasi Strączek? K.S.: Ja jestem skromniejsza i mniej pewna siebie. Nie wykorzystuję mężczyzn w tak okrutny sposób. Wąsowska omamia Wokulskiego głównie po to, by skupić na sobie uwagę widzów, żeby utrzymać się na topie. Mnie jest to obce. A.S.: Reżyser dawał wam wolną rękę? K.S.: Tak. Wiktor zawsze daje dużo wolności aktorowi. Wychodzimy od pracy nad tekstem, później ze wstępnych improwizacji i na bazie naszych wspólnych pomysłów tworzymy ostateczny obraz postaci. A.S.: Premierę gra się inaczej niż kolejne przedstawienia? K.S.: Oczywiście. Premiera jest bardzo dużym stresem dla aktorów, technicznych, dla wszystkich, którzy pracują nad spektaklem. Jest to pierwsza konfrontacja z widzem. Czasami pewne rzeczy nie są jeszcze osadzone, a nam nie wolno tego pokazać. Tak naprawdę dopiero później spektakl nabiera pełniejszych barw. Kolejne wystąpienia też są niesamowitym przeżyciem, ale to wszystko nie odbywa się już w tak panicznym stresie. A.S.: Czego życzyć pani jako Wąsowskiej? K.S.: Zawsze życzę sobie nowych wyzwań i możliwości, które może dać mi postać. Jestem ciekawa, co jeszcze w tej Wąsowskiej siedzi. Z czasem się dowiem.

fot. Bartosz Maz

2 | Generacja Tpl | Styczeń 2009

fot. Bartosz Maz

Rozmowa z Michałem Chorosińskim, grającym Rzeckiego Ada Stolarczyk: Jakie emocje po premierze? Michał Chorosiński: To jest chyba tak jak po porodzie. Nie wiem dokładnie, bo nigdy nie rodziłem, ale jest coś takiego jak depresja poporodowa. Jak już odbędzie się premiera, to przychodzi taki zjazd psychiczny, chwilowe uczucie pustki. A.S.: Pustki? M.Ch.: To jest dokładnie tak – jak schodzę z parogodzinnej próby, gdzie wchodzę całym sobą w rolę, to po powrocie do domu nie mam siły, by zamienić z kimkolwiek słowo, tylko siedzę i popadam w całkowitą apatię. A.S.: Co powoduje przywrócenie energii? M.Ch.: Czas. Dzień, dwa, trzy. Jakieś inne wydarzenia. Na przykład teraz wrócę do domu, zobaczę się z dzieciaczkami. To jest zupełna odskocznia. A.S.: Jak na ciebie wpływają opinie widzów i krytyków? M.Ch.: Uspokajająco, zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Premiera jest celem, do którego dąży się przez wiele miesięcy ciągłej pracy – trzeba być skupionym na jednym zadaniu. Po zagraniu premiery, gdy padną już oceny, można uznać, że zamknęło się jakiś etap pracy, i wtedy następuje ta bardziej przyjemna chwila wracania do swojej roli z dystansem. A.S.: Jak oceniasz Rzeckiego? M.Ch.: Uważam, że jest to facet, który łączy w sobie dwa światy, żyje w rozdwojeniu. Jest to wspominanie dawnych czasów z jednoczesną próbą odnalezienia samego siebie w rzeczywistości, która nie za bardzo do niego przystaje. A.S.: A jak Rzeckiego oceni publiczność? M.Ch.: Nie wiem. Może być odebrany jako romantyk, ale jednocześnie jako śmieszny w głoszonych przez siebie poglądach ksenofob, zwłaszcza tych o Młodzieży Wszechpolskiej. A.S.: Jak tę postać widział reżyser? M.Ch.: Wspólnie z nami próbował odpowiedzieć na pytanie, jak postacie sprzed stu lat odnalazłyby się w dzisiejszym świecie, i doszedł do wniosku, że Rzecki poszedłby prawdopodobnie w stronę Macieja Giertycha. Moje kwestie to w głównej mierze monologi złożone z wywiadów z nim. Ale to słowa Giertycha, nie moje. I proszę o tym pamiętać.


Rozmowa z twórcą muzyki Piotrem Bukowskim Ada Stolarczyk: Na jakiej zasadzie była komponowana muzyka do Lalki? Piotr Bukowski: Tworzenie muzyki dla teatru to poniekąd improwizacja, skrzyżowanie prób czytanych i prób, na których malowane są szkice. Staram się tworzyć już wtedy, równocześnie z klarowaniem się postaci. A.S.: Ma pan wrażenie, że tworząc tę muzykę, oddaje pan część siebie? P.B.: Oczywiście, na tym polega akt twórczy. A.S.: Jak pan odnajduje teatr? P.B.: Dla mnie teatr jest sztucznym tworem. Jestem wychowany w całkiem innym środowisku. Tak naprawdę w teatrze odnajduję się tylko dzięki muzyce. A.S.: Ma pan swoje ulubione fragmenty? Takie, w czasie tworzenia których czuł pan dreszczyk na plecach? P.B.: Tak, ale te dla mnie najlepsze nie weszły do spektaklu. A.S.: Dlaczego? P.B.: Nie odpowiadały reżyserowi, a przecież to on ma zawsze ostatnie zdanie. A.S.: Jak pan ocenia to, co stworzył? P.B.: Trudno jest mi to oceniać bezpośrednio po spektaklu, potrzebuję nabrać dystansu. Myślę, że za miesiąc będę w stanie obiektywnie ocenić moją pracę. Z pewnością będzie mi łatwiej po wysłuchaniu opinii innych. A.S.: A czy były sceny, w których miał pan poczucie zgrania się z Wiktorem Rubinem? P.B.: Tak. Z pewnością jest to początek II aktu: scena w pociągu czy też opowieść Węgiełka (scena z Kingą Preis i Bartoszem Porczykiem). Co do tego tła muzycznego byliśmy jednomyślni i zupełnie zgodni. A.S.: Czy zamierza pan kontynuować współpracę z teatrem? P.B.: Oczywiście. Jeśli tylko dostanę kolejną propozycję, na pewno nie odmówię. Rozmawiała Ada Stolarczyk

Scena na Świebodzkim

6 lutego 2009

Samsara Disco w reżyserii Agnieszki Olsten kolejna premiera Teatru Polskiego we Wrocławiu

fot. Bartosz Maz

Styczeń 2009 | Generacja Tpl |

3


Od października do grudnia ubiegłego roku w Teatrze Polskim we Wrocławiu odbywały się warsztaty aktorskie dla młodzieży. Uczestnicy spotykali się dwa razy w tygodniu, by ćwiczyć dykcję, pracować nad rolą, wierszem i uczyć się współpracy z reżyserem. Bezpłatne zajęcia były okazją do spotkania ciekawych osób i wzbogacenia doświadczeń. W połowie stycznia ruszymy z kolejną edycją warsztatów, na które zapisać można się już dziś (więcej na stronie www.teatrpolski.wroc.pl w zakładce Edukacja). Uczestników zajęć spytaliśmy o opinie. Mateusz, student: W październiku przyjechałem do Wrocławia. Stwierdziłem, że szkoda czasu siedzieć w domu i czekać. Od zawsze fascynowało mnie aktorstwo – niestety, w mojej miejscowości nie mam takich możliwości rozwoju. We Wrocławiu uczę się w szkole musicalowej. Jeszcze do końca nie wiem, czy skupię się na aktorstwie musicalowym czy teatralnym, nie mam sprecyzowanego celu; zobaczymy, jak to się rozwinie. Najbardziej jestem zainteresowany pracą nad tekstem. Warsztaty już się kończą, trzeba będzie zacząć kombinować. fot. Karolina Babij

Paulina, licealistka: Jakiś czas temu teatr i kino ogromnie mnie wciągnęły. Uwielbiam teatr! Bardzo chciałabym być z nim związana; zobaczymy, jak to będzie w przyszłości. Mam świadomość, że obecnie dostać się do szkoły teatralnej jest bardzo ciężko; chyba zależy to przede wszystkim od szczęścia. Uważam, że warsztaty są prowadzone na bardzo wysokim poziomie. Świetne zajęcia z Przemkiem Kanią z emisji głosu. Ciekawe były też warsztaty z wiersza z Adamem Szczyszczajem – nie spodziewałam się, że tekst poetycki można interpretować w taki sposób.

Grzesiek, student: Warsztaty aktorskie to dla mnie nowość, ale bardzo mi się podobają. Szczególnie rozwijające są warsztaty z wiersza. Nie wiem, czy chcę wiązać się z teatrem; na razie związałem się z politechniką, jestem studentem informatyki. Wiem, że może połączenie zamiłowań technicznych z humanistycznymi może wydać się dziwne, ale lubię rozwijać się w każdym kierunku.

fot. Karolina Babij

Krótka rozmowa z Adamem Szczyszczajem na temat warsztatów aktorskich z wiersza

Aleksandra Kowalska: Dlaczego zdecydował się pan prowadzić warsztaty? Adam Szczyszczaj: Myślę, że dla aktora spotkanie z młodzieżą to bardzo pasjonujące zadanie, które powoduje, że odkrywa się aktorstwo na nowo w sobie, rozbudza pasje. Jest to powrót do młodości, do swoich pierwszych marzeń o byciu aktorem. A.K.: Dlaczego wiersz? A.Sz.: Moim zdaniem jest to najtrudniejsza struktura, w którą można ubierać emocje. Wydaje mi się też, że najbardziej znienawidzona. A.K.: Forma znienawidzona dlatego, że najtrudniejsza, czy dlatego, że dla osób, które dopiero zaczynają pracę nad swoim warsztatem, może się wydawać niezwiązana z aktorstwem? Kto dziś w teatrze mówi wierszem? A.Sz.: Niestety, dzisiaj w ogóle nie zwraca się uwagi na wiersz i na możliwości, jakie on daje. Myślę, że młodzi ludzie są uprzedzeni do wiersza, dlatego że kojarzy im się wyłącznie z rytmem, który jest zapisany i który według nich niczego nie daje. Tutaj staramy się udowodnić, że ten rytm może być przyjemny i pożyteczny. A.K.: Jakie umiejętności aktorskie, oprócz wyrażania emocji, rozwija wiersz? A.Sz.: Bardzo mocno słuch i wspomniany już rytm. Poza tym wiersz, oprócz wyrażania emocji, uczy, jak je poskromić. Powoduje, że te emocje, tak bardzo rozbudzone na scenie, gdzieś, gdzie ta forma wypowiedzi jest bardziej wolna, aktor musi opanować, a nie jest to zadanie najłatwiejsze. To właśnie chciałbym pokazać młodym ludziom. Rozmawiała Aleksandra Kowalska

4 | Generacja Tpl | Styczeń 2009

fot. Karolina Babij


www.wszechnica.teatrpolski.wroc.pl

otwarte sobotnie spotkania z twórcami, teoretykami i miłośnikami teatru w Teatrze Polskim we Wrocławiu

Warsztaty tańca współczesnego – 13 grudnia 2008 Taniec współczesny znany dotychczas z programów typu You Can Dance! zbliżył się do teatru. Warsztaty z tancerką Śląskiego Teatru Tańca Anną Piec były niepowtarzalną okazją do sprawdzenia własnej wytrzymałości oraz poczucia rytmu. Pozornie proste układy to ciężka praca – tylko dla wytrwałych. Uczestniczki warsztatów wyniosły z nich wiele cennych doświadczeń – jak pracować nad własnym ciałem, doskonale się przy tym bawiąc. Choreoterapia? Dlaczego nie?! ;) (KB) Marta, 19 lat – studentka: W moim odczuciu taniec współczesny oscyluje bardzo blisko pojęcia teatru. Nie chodzi w nim tylko o fizyczne zmęczenie ciała, ale przekazanie emocji, idei za pomocą ruchówi gestów. Pomysł warsztatów tanecznych podczas Wszechnicy Teatralnej uważam za jak najbardziej trafiony! Czekam na jeszcze!

fot. Karolina Babij

Wykład o polskim romantyzmie – 20 grudnia 2008 Epoka polskiego romantyzmu rozpoczęła się w 1822 roku, jednak wcale nie skończyła się w 1863 roku (jak uczono nas w szkołach), lecz trwa do dzisiaj. To nie Wojciech Bogusławski powołał Teatr Narodowy, lecz zrobił to Adam Mickiewicz swoim dramatem Dziady. Juliusz Słowacki był i nadal pozostaje najwybitniejszym dramatopisarzem w dziejach polskiej literatury. Ten wielki Wieszcz Narodowy przez cały czas miał kompleks Mickiewicza, który zresztą od najmłodszych lat go nie lubił. Ponadto Słowacki wierzył, że był kiedyś faraonem, i przewidział słowiańskiego papieża. O tym wszystkim opowiedział nam z wielką pasją, obalając przy tym kilka mitów, pracownik Katedry Dramatu Uniwersytetu Jagiellońskiego Dariusz Kosiński. (AM)

fot. Ada Stolarczyk

Wykład o Jerzym Jarockim – 20 grudnia 2008 W roli kolejnego wykładowcy wystąpiła Beata Guczalska – również z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorka książki Jerzy Jarocki – artysta teatru. Wszechnicowa publiczność mogła raz jeszcze posłuchać o twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza. Tym razem jednak sednem wykładu była twórczość innego wielkiego artysty – wielkiego reżysera Jerzego Jarockiego, który był zafascynowany dramatami Witkacego. Niektóre z nich, w ciągu swojej wieloletniej działalności, wystawiał kilkakrotnie, jak np. Szewców i Matkę. Po zakończeniu wykładu i toczącej się po nim dyskusji publiczność mogła zobaczyć jedną z wersji inscenizacji dramatu Matka. Była to telewizyjna wersja z 1976 roku z głównymi rolami Ewy Lassek i Marka Walczewskiego. (AM)

fot. Ada Stolarczyk

Panel dyskusyjny: „Parafraza: ożywianie czy masakrowanie klasyki?” z udziałem dr hab. Krystyny Duniec i reżyserów Natalii Korczakowskiej i Pawła Wodzińskiego – 13 grudnia 2008

fot. Asia Witkowska

fot. Asia Witkowska

fot. Asia Witkowska Styczeń 2009 | Generacja Tpl | 5


O kategorii estetycznej podnoszącej temperaturę, a zwanej parafrazą Czym jest parafraza? Czy zawsze da się ją wykorzystać? I w końcu – czy wychodzi to na dobre? Takie i inne pytania stawiali sobie 13 grudnia 2008 podczas wszechnicowego panelu dyskusyjnego historyk teatru – dr hab. Krystyna Duniec oraz reżyserzy – Paweł Wodziński i Natalia Korczakowska. Przewodził im jak zwykle niezastąpiony Paweł Sztarbowski. Wychodząc więc od tematu dyskusji: „Parafraza: ożywianie czy masakrowanie klasyki?”, zastanówmy się nad tymi dwoma niekoniecznie, choć z pozoru wykluczającymi się odpowiedziami. Czy „a 44 to kierunkowy na Wyspy” lub „wypierdalać, będę improwizował!” to jeszcze Mickiewicz, czy już wyłącznie Demirski? Czy nasz wielki wieszcz narodowy powinien przewracać się w grobie? Dlaczego Dziady. Ekshumacja jednych zachwycają, a drugich bulwersują – pewnie dlatego, że jest to podstawowa domena sztuki.

A teatr niewątpliwie takową jest. Lecz dlaczego wciąż nie potrafimy, od jego powstania w VI w. p.n.e., traktować go jako osobny twór, w oderwaniu od literatury? Teatr interpretujemy i oceniamy zawsze w kontekście twórczości literackiej, mimo że zawiera w sobie różnorodność sztuk. Natomiast, co ciekawe, literackie parafrazy nie wywołują w nas tak skrajnych emocji. Czujemy się pogwałceni przez nowoczesnego twórcę, mimo że często dzieło w oryginale nas nie zachwycało, nie dotyczyło nas, nie rozumieliśmy go. Ale cytując Gombrowicza: „Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca”, przecież tyle razy nam to tłumaczono! Najlepiej byłoby zacząć traktować teatr jako osobną kategorię sztuki, bo niewątpliwie na to zasługuje, lecz oczywiście zważać na literaturę, bo obie sztuki się przenikają. Przystańmy na naturalną ewolucję czy nawet czasem pozwólmy sobie na rewolucję, bo bez tego ogarnęłaby nas straszna nuda. Chyba nie chcielibyśmy nadal oglądać wyłącznie trzech mężczyzn na koturnach i w maskach? Asia Witkowska

Z pamiętnika

Ewy Skibińskiej

Notowała Karolina Babij, fot. Asia Witkowska

Początek stanu wojennego, 13 grudnia 1981 roku, to była śnieżna niedziela. Byłam jeszcze wówczas bardzo młoda, bardziej interesowało mnie to, co działo się ze mną, a nie z polityką. Dzięki mamie czułam się bezpieczna w rodzinnym domu. Podczas oczekiwań na egzamin do szkoły teatralnej Igor Przegrodzki spotkał mnie na schodach. Spytał mnie, dokąd zdaję. Kiedy odpowiedziałam, że na lalki, wyśmiał mnie i powiedział: „Czemu, głupia? Za rok na aktorski!”. Studia rozpoczęłam na Wydziale Lalkarskim. Lalki to był mój pierwszy pomysł na życie, na siebie w teatrze. Bałam się występować publicznie, dlatego skłaniałam się bardziej ku graniu dla dzieci. One więcej wybaczają, mniej widzą, są bardziej pobłażliwe i tolerancyjne. Garnę się do ludzi młodych, dobrze się z nimi czuję. Może to dlatego, że wciąż drzemie we mnie mała dziewczynka? Nie chcę być na siłę od nich mądrzejsza. Czuję, że drzemie w nich nieprawdopodobny potencjał. Interesują mnie twórczy, fajni ludzie, którzy często są lepsi od ludzi dojrzałych. To, co dzieli mnie od młodych ludzi, to to, że o czasie stanu wojennego nie do końca możemy sobie opowiadać. Dla nich jest to jak z kosmosu, odległej galaktyki. Lalki mnie rozczarowały. Wszystko przez kolegów z roku, którzy mieli po 25, 26 lat i celowali w Wydział Aktorski. Ja miałam 18 lat, poszłam na Lalkarski z miłości do lalek. Oni, by złorzeczyć na tych z Aktorskiego. Kiedy po roku studiów na Wydziale Lalkarskim zdecydowałam się zdawać na Wydział Aktorski, wezwał mnie do siebie dziekan. Spytał, jak zamierzam zdać z dwóją z żywego planu (zadania aktorskie bez lalek). Dziekan nakazał danie mi dwójki, mimo iż dobrze sobie radziłam. Po wszystkim powiedział: „Możesz zdawać poprawkę”. Za wszelką cenę chciał zatrzymać mnie na lalkach. Kocham Wrocław. Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Kiedyś wykonałam delikatny skok na Warszawę, ale się nie udało. Dzięki temu jestem tutaj i zawsze wszędzie dojeżdżam – a pociągi tak okropnie wolno jeżdżą! Po premierze Wszystko, co najważniejsze Andrzej Wat powiedział do mnie: „Jaka podobna do mojej mamy”. Widziałam zdjęcia Oli Watowej, nie mogłam być podobna. Takie są wrażenia, kiedy ogląda się aktora odgrywającego człowieka, który żył naprawdę, którego się kochało i miało doń sentyment.

6 | Generacja Tpl | Styczeń 2009


Ofelia, córka Klaudiusza Niepokojąco niekończące się intrygi, wyuzdana seksualność, mordy, postradane zmysły, związki kazirodcze, zdrada, bezpowrotności, zdegenerowane systemy wartości. Niepozwalająca zachować spokoju rzeczywistość została przez Monikę Pęcikiewicz zamieszczona między więzami krwi toksycznych rodzin. Wydawać się może, że cierpienie, zupełna dysharmonia i utrata wszystkiego, co zamknąć można w pojęciu „ważne”, bohaterowie Hamleta wchłaniają w siebie na co dzień, wraz z krążącym w powietrzu tragizmem. Przesiąknięci własnym dramatyzmem zdzierają z siebie maski tęsknot, utraconych tożsamości, niespełnień, namiętności czy w końcu zdrad. Ładunek psychicznego napięcia, który na nich ciąży eksploduje w niemal każdym geście. Relacje z pozoru „zdrowe”, rodzina z pozoru zwyczajna, ot – ktoś bliski zmarł. Jednak ta gra pozorów jest tylko, jakże szybko ulatującą, woalką dla zepsutego już w zarodku świata, miotanego moralnymi kataklizmami. Bo jak inaczej sklasyfikować poczynania Poloniusza – głównego upokorzyciela, pielęgnującego seksualną więź z... własnymi dziećmi? Zastraszającego cały dwór, niebaczącego na nic ani nawet na nikogo sadystę w sposób ciekawy wykreował Adam Cywka. Upadkowi wartości hołduje również wystawiona przed szereg męskich osobliwości Gertruda, kryjąca pod ogniście wybujałym kokiem nieposkromione pożądanie, wpędzające ją pomiędzy niezliczonej ilości uda. I w tym wypadku warto zwrócić uwagę na kolejną elektryzującą, przywołującą wspomnienia z LINCZU kreację Ewy Skibińskiej. Odziera swoją bohaterkę z duszy, uchyla skrawka zielonego, zjawiskowego kostiumu, za którym ukrywa się zagubiona kobieta.

Hamlet, książę Danii, jakby gubi się, wychylając nieczęsto zza kolejnej tragiczności. Wygląda jak niepotrafiący dać sobie rady z rzeczywistością, przerośnięty chłopiec, zamknięty w specyfice old rocka, oscylując gdzieś między Hey You Pink Floyd a Heartbreakerem Led Zeppelin. Kurtkę wytartą ma niespełnionymi ideałami i marzeniami o miłości. Wypowiada ulatujące w eterze półkwestie, błąka się, krząta, jakby nie potrafiąc ogarnąć swojej nadpobudliwości, która popchnęła jego rękę ku Poloniuszowi, zadając mu śmiertelny cios. Mimo wszystko wydaje się jakby przetransportowany z innej, jakże współczesnej bajki... Jednak najbardziej fascynującym zabiegiem, jakiego Monika Pęcikiewicz i Marzenia Sadocha (dramaturg spektaklu) dokonały na szekspirowskim Hamlecie, jest rzucenie pełnego światła na kurtynę, za którą do tej pory ukrywała się Ofelia. To jej delikatnemu głosowi przyszło udźwignąć ciężar monologu „Być albo nie być”. To właśnie jej tragedia, przypłacona utratą zmysłów i samobójstwem, jawi się jako najdotkliwsza. Każdy mężczyzna przewijający się przez dwór Elsynoru stanowi tylko bolesne tło dla Ofelii. To ona demaskuje, to jej rozmyślania krzyczą najgłośniej, to ona jest krzywdzona najmocniej, to właśnie ona traci ukochanego, żeby przypłacić to wszystko utratą zmysłów. I mimo całej kiczowatości scena szaleństwa, gdzie każda kropla lejącej się strumieniami sztucznej krwi przepełnia czarę goryczy, dość poważnie intryguje. To jeden z ciekawszy pomysłów przewijających się między scenami Hamleta. Mimo pewnych „niespójności kompozycyjnych”, pogubionych i splątanych chwilami koncepcji, Pęcikiewicz udowodniła, że jest w stanie udźwignąć szekspirowskie zwierciadło. Arcynowoczesny Hamlet staje się opowieścią o zdegenerowanym „dzisiaj”, głęboko wbijającą się w podświadomość, wywlekającą na powierzchnię brudy zbiorowej świadomości. Odnosi się wszechogarniające wrażenie, że przystosowanie do wyniesionych na scenę nienormalności graniczy z niemożliwością... Hamlet jest spektaklem zaskakującym. I choć przez kilka pierwszych scen nie potrafiłam w żaden sposób oprzeć się wrażeniu, że zaskakiwał będzie li tylko nagością i futuryzmem, ewentualnie świetną ścieżką dźwiękową, okazało się, że znalazło się w nim miejsce na elektryzujące sceny. Pęcikiewicz intryguje formą i treścią. Opowiada historie, tak przecież odarte z normalności, tak przepełnione zdegenerowaniem... a jakże bliskie. Malwina Tuchendler, fot. Katarzyna Pałetko

Styczeń 2009 | Generacja Tpl | 7


Wrocław dramatem stoi Czytanie dramatu to prosty, wręcz namacalny sposób poznania sztuki teatralnej. Słuchacza częstokroć dzielą centymetry od aktora. Teatr przejął inicjatywę – teraz on wychodzi do ludzi, lokując się w tramwajach, w często odwiedzanych pubach. Teatr Polski, Wrocławski Teatr Współczesny i grupa Centrala 71 to producenci regularnego, darmowego oswajania z dziką, enigmatyczną twórczością odległych scenicznych desek. Próby czytane są z reguły bardzo proste, zdarzają się jednak i minispektakle z użyciem rekwizytów i kostiumów. Przede wszystkim chodzi jednak o to, by uwydatnić zawarte w tekstach przesłanie. Czytania zazwyczaj spotykają się z dużym zainteresowaniem i entuzjazmem słuchaczy. Asia, napotkana na jednym z czytań, powiedziała: Dzięki czytaniom nie wchodzimy w całość tak głęboko jak w spektakl. Możemy jednak sami wyobrażać sobie sytuacje, gdyż nikt nam niczego nie narzuca. Wtóruje jej Ania: Czytania rozwijają wyobraźnię, pozwalają poznać teatr zupełnie z innej strony. Lubię je, są bardzo interesujące. Bywają jednak i rozczarowani jak maturzystka Natalia: Dramaty rozwijają człowieka. Dzisiejszy tekst był jednak zdecydowanie zbyt nudny i długi, może przez aktorów? Nie potrafię powiedzieć. Mam nadzieję, że następne czytanie będzie bardziej fortunne! Teatr Polski w ramach „Czynnych poniedziałków” organizuje czytania na Scenie Kameralnej. Jednym z najciekawszych tekstów była Zatopiona katedra Gerta Jonkego w reżyserii Haliny Rasiakówny. Intrygujący dramat austriackiego autora był okazją do refleksji nad pędzącym i szalonym światem. W znikomej scenografii, za to w świetnych kostiumach i obsadzie, próba czytana była gratką dla miłośników wielkich spektakli teatralnych. Czytania we Wrocławiu odbywają się nie tylko na scenach. Wrocławski Teatr Współczesny organizuje czytania w miejskim tramwaju. Inaugurując działania „Czytelni w tramwaju”, troje aktorów WTW: Anna Kieca, Szymon Czacki i Bartosz Woźny przeczytało Zwierzęta mięsożerne chilijskiego autora Christiana Soto w reżyserii Anety Cardet. Ciekawa i zagmatwana historia o agentach wywiadu oraz prostota wykonania w dobrej obsadzie tak zachwyciły widzów, że nagrodzili oni twórców wielkimi brawami. Interesujące są kameralne czytania organizowane przez inicjatywę artystyczną Centrala 71. Jednym z jej twórców jest młody aktor Wrocławskiego Teatru Współczesnego – Tomasz Cymerman. Jest on również autorem świetnego dramatu Gospel, który przeczytano podczas urodzinowego festiwalu Centrali 71. W rurowe czytania włączają się znani wrocławscy aktorzy, m.in. Irena Rybicka, Agata Skowrońska, Jerzy Senator, Adam Szczyszczaj i inni. Odczytom towarzyszą dyskusje o prezentowanych tekstach. Czytania to świetna i bezpłatna forma spędzania wolnego czasu. Poza rozmiarem przestrzeni, w której prezentowane są dramaty, nie ma żadnych ograniczeń. Nie ma zatem przeszkód – daj się podnieść wyobraźni. Karolina Babij, Ewa Przepiórka

„1212 Generacja Tpl” generacjatpl@teatrpolski.wroc.pl Redakcja: Karolina Babij, Dobrosława Bela, Aleksandra Kowalska, Agnieszka Michalska, Julia Siegieńczuk, Ada Stolarczyk, Malwina Tuchendler Grafika: Marta Streker, Michał Matoszko Fotografie: Ewa Przepiórka, Ada Stolarczyk, Joanna Witkowska

8 | Generacja Tpl | Styczeń 2009

fot. Ewa Przepiórka

fot. Ewa Przepiórka

fot. Piotr Sarama


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.