Egzemplarz bezpłatny
Nr 9 (12)/2009 (grudzień)
Wrocławiu) ników Teatru (Polskiego we łoś mi h yc od mł ik zn ięc es mi
W ten grudniowy magiczny czas
Jakub Giel, fot. Bartosz Maz
Grudzień to niezwykły czas, pełen ciepła i miłości. To czas, w którym otwierają się nasze serca. Jednocześnie jest to zwariowany okres „przygotowawczy”. Zabiegani kupujemy prezenty, sprzątamy w domach, obmyślamy dekoracje świątecznego stołu. A to wszystko po to, by w święta Bożego Narodzenia móc się dzielić z najbliższymi tymi kilkoma magicznymi, wspólnie spędzonymi chwilami. A w teatrze jak w życiu, praca wre. Trwają przygotowania do dwóch premier. Pierwszą zaplanowano na Scenie Kameralnej już 19 lutego 2010 roku. Na dawnych deskach Dolnośląskiego Teatru Żydowskiego przy ul. Świdnickiej, czyli dzisiejszej Scenie Kameralnej, wystawiony zostanie spektakl Berek Joselewicz na podstawie Roku 1794 Zenona Parviego. Reżyserią zajmuje się Remigiusz Brzyk, z którym rozmawialiśmy o tym wydarzeniu w listopadowym numerze naszego miesięcznika. Drugie przedstawienie premierowe, które grane będzie na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego, odbędzie się miesiąc później, czyli 19 marca 2010 roku. Będziemy mogli zobaczyć Sen nocy letniej Williama Shakespeare’a w reżyserii Moniki Pęcikiewicz. Tymi dwoma projektami Teatr Polski wzbogaci repertuar na rok 2010. W nowym roku będzie również norwesko. Kontynuujemy projekt „Strefa: Norwegia”, dzięki któremu możemy przekazywać Państwu wiedzę o teatrze, kulturze i historii tego skandynawskiego kraju. Zanim jednak będziemy mogli dzielić z widzami wspólnie spędzone chwile w czasie oglądania i przeżywania tych spektakli, pragniemy zaprosić Państwa na świętowanie sylwestra razem z Teatrem Polskim. 31 grudnia 2009 o godzinach 18:00 i 20:30 na Scenie na Świebodzkim odbędą się sylwestrowe spektakle Szajby w reżyserii Jana Klaty. Absurdalne political fiction o losach Mistera Ble intensywnie zajmującego się Polską, a raczej odkłamywaniem jej historii, i o jego żonie romansującej z terrorystą, który próbuje oderwać Kujawy od Polski, to dobry sposób, by spojrzeć na miniony rok z przymrużeniem oka. Zapraszamy. Ada Stolarczyk
Drodzy Czytelnicy,
życzymy Wam teatralnego skrawka nieba, zadumy nad płomieniem świecy, filiżanki dobrej, pachnącej kawy, odpoczynku i zwolnienia oddechu, oraz chwil przepełnionych śmiechem i wspomnieniami.
Wesołych świąt!
W numerze: Czynne poniedziałki Norweski Wernisaż – strona 2 Ojców trzeba zabijać – strona 2 i 3 Dokąd zmierza współczesny teatr? – strona 3
Pantomima – strona 4 OFTJA – strona 5 Dobre/niedobre – strony 6 i 7 Cafe bez paniki – już od sześciu lat! „Ty to się umiesz ze mną zabawić”
Odkurzacz krytyczny – strona 8 Krzyżówka – strona 8
Grudzień 2009
| Generacja Tpl | 1
Norweski Wernisaż Jeśli ktoś zapytałby mnie o nazwisko dramatopisarza norweskiego, wskazałabym Henrika Ibsena, mimo że pisarz ten nie żyje już od ponad stu lat. Podejrzewam, że taka odpowiedź padłaby z ust większości przypadkowo zapytanych osób. Okazuje się bowiem, że zjawisko teatru i dramatu norweskiego jest nam bardzo mało znane. Sytuacja ta może się jednak zmienić. Wszystko to dzięki nowemu programowi w ramach „Czynnych poniedziałków”, który zainaugurowany został 23 listopada 2009 na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu – cyklowi spotkań ze współczesnymi norweskimi dramatopisarzami oraz czytań ich sztuk, będący kontynuacją działań Teatru Polskiego oraz Grusomhetens Teater w Oslo w obrębie większego projektu zatytułowanego „Strefa: Norwegia”. Pierwszą propozycją w ramach projektu był dramat Wernisaż autorstwa Cecilie Løveid, jednej z najbardziej cenionych współczesnych pisarek norweskich, która od niemal trzydziestu lat pisze najrozmaitsze teksty dla teatru, tłumaczone na wiele języków i grane na różnych scenach europejskich. Dramat ten podejmuje problem poradzenia sobie ze stratą męża oraz trudem opieki nad autystycznym synem przez główną bohaterkę (artystkę), która odreagowuje traumę w dość oryginalny sposób, a mianowicie przez sztukę. Opiekę reżyserską nad czytaniem sprawowała Maria Spiss – stypendystka Centrum Ibsenowskiego przy uniwersytecie w Oslo, czytania tej niełatwej pod względem tematycznym i formalnym sztuki podjęli się natomiast aktorzy: Halina Rasiakówna, Jakub Giel oraz Jan Blecki. Czynnoponiedziałkowa publiczność miała okazję nie tylko wysłuchać sztuki, ale i poznać osobiście samą autorkę, która również zasiadła na widowni i wsłuchiwała się w polską interpretację jej dramatu. Po zakończeniu czytania odbyło się spotkanie z Cecilie Løveid
Ojców trzeba zabijać Pamiętam tłum licealistów na Dziadach. Ekshumacji, którzy wyglądali jakby w teatrze pojawili się wyłącznie w celu zapoznania się z treścią lektury, by jej nie czytać. Pamiętam zbulwersowaną koleżankę, która wróciła z klasą z Lalki Wiktora Rubina, którą to zaproponowała wychowawczyni w ramach przygotowania do omawiania dzieła Prusa. Pamiętam miny moją i moich znajomych po premierze Ziemi obiecanej Jana Klaty. Te wszystkie odczytania to nie inscenizacje, a szeroko pojęte adaptacje dzieł klasycznych. Nie można głośno krzyczeć, domagając się inscenizacji literatury w teatrze. Traktowanie spektaklu jako dosłownej adaptacji jest anachroniczne. Po pierwsze dlatego, że teatr jest autonomiczną sztuką, która oderwała się od ścisłego związku z literaturą i jest wielotworzywowa. Po drugie dlatego, że kłamstwem byłoby przedstawianie szekspirowskiego świata w czasach, w jakich żyjemy obecnie, gdyż zarówno widownia, jak i aktorzy oraz reżyser tworzący dany spektakl mają współczesną mentalność. Andrzej Łapicki powiedział ostatnio, że nie lubi współczesnego teatru, jego młoda żona natomiast uwielbia. Dlatego on chodzi z nią do teatru oglądać raczej jej reakcje na sztukę niż samą sztukę. Jest to jak najbardziej zrozumiałe. Pokolenie mające od dłuższego czasu wszystko na wyciągnięcie ręki ogląda dzięki Internetowi przekraczające różne granice filmy umieszczane na YouTube, a to zatraca naszą wiarę w obecność jakichkolwiek granic, a także nas znieczula. Dlatego bohater Czechowa w surducie z imbrykiem w ręku wchodzący na scenie do pokoju urządzonego zgodnie z didaskaliami nas
2 | Generacja Tpl | Grudzień 2009
i
Marią Spiss, podczas którego moderator rozmowy Piotr Rudzki zadawał paniom ekspertkom pytania mające na celu przybliżenie nam problematyki współczesnego norweskiego teatru. Dramatopisarka potwierdziła, że właściwie w świadomości Norwegów także jest tylko jeden twórca – Ibsen i długo, długo nikt. Cecilie Løveid zapewniała, że jest otwarta na ingerencję reżyserów w jej tekst. Przyznała, że propozycja Marii Spiss bardzo jej się podobała. Kolejne czytanie w ramach cyklu „Strefa: Norwegia” odbędzie się w lutym przyszłego roku. Do Wrocławia przyjedzie Jesper Halle. Ewa Partyga, która specjalnie dla Teatru Polskiego tłumaczy teksty Norwegów, już pracuje nad przekładem. Ostatnim spotkaniem z dramatem norweskim będzie czerwcowe czytanie sztuki Ariego Behna. Odbędzie się ono w ramach festiwalu podsumowującego projekt. Agnieszka Michalska, fot. Ada Stolarczyk
nudzi. Współczesna sztuka wychodzi coraz bardziej w kierunku widza. Pełne kurzu kurtyny nie opadają po kolejnym akcie, ba, coraz częściej teatr przenosi się w różne miejsca niebędące tradycyjnymi scenami. Reżyserzy nie każą aktorom udawać zapisanych w dramacie emocji bohatera – pracując metodą Stanisławskiego, aktor staje się daną postacią. Niektórzy, jak Krystian Lupa, idą jeszcze dalej, włączając do spektaklu prywatne stany i reakcje aktora i także na podstawie tego budują spektakl. Agnieszka Olsten stwierdziła, że Lupa jest najmłodszym z polskich reżyserów. Niewątpliwie, sześćdziesięciokilkuletni reżyser zaczął burzyć zastany ład. W swoich ostatnich spektaklach nie korzysta z tekstu dramatycznego, ale sam na podstawie różnych źródeł (biografii, filmów, wywiadów) tworzy persony do swych spektakli. W jego Factory 2 przez 8 godzin nie działo się nic konkretnego albo działo się coś bardziej konkretnego niż momenty kulminacyjne, perypetie i zapisane w tekście katharsis; działo się życie. Sarah Kane w Łaknąć nie umieściła aktów, nie zamieściła didaskaliów, a nawet nie nazwała postaci. Surowy tekst stawia przed reżyserem i aktorami o wiele większe wyzwanie niż dosłowne odtworzenie tego, co zapisane w dramacie. Podstawą teatru nie jest tekst, a inscenizacja. Biorąc na warsztat dany dramat, każdy reżyser może zrobić to w inny sposób i robi, ponieważ inaczej rozumie tekst, ma inne doświadczenia, inny stopień emocji. Każdy z nich przez ów dramat chce przekazać coś innego, każdy używa także innych środków. Każdy z nas inaczej odczyta wszystkie te spektakle, bo podobnie jak reżyser, mamy różne doświadczenia, inne emocje i ich stopień w danym momencie. Nieprzygotowany niedzielny widz przyjdzie na spektakl z wiedzą wyniesioną ze szkoły, jedną słuszną interpretacją, twórcy stykają się natomiast z dziełem zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy na ten temat, która stale ewoluuje. Tak powstaje mit tekstu klasycznego,
którego według widza tknąć nie można, bo to ojcobójstwo i profanacja. Ale ojców w teatrze trzeba zabijać, profanować i ekshumować, bo teatr to generator nowych przeżyć i doświadczeń. Sztuka nie powinna być popkulturą dostosowaną do gustu przeciętnego odbiorcy, nieszokującą niczym, nadającą się do wyświetlania z zielonym kółkiem w rogu. Polski malarz Jacek Sempoliński powiedział kiedyś, że według niego istnieją dwa rodzaje sztuki: sztuka przyzwoita, czyli ta mieszcząca się w obowiązujących w danym okresie normach i regułach języka sztuki, oraz sztuka wyuzdana, odrywająca się od typowych skojarzeń, sztuka wyrwana z trzymających ją uzd, lokująca swe
ambicje i pożądanie poza granicami obowiązujących norm. Ta pierwsza może być dobra, poprawna, druga natomiast staje się niekiedy sztuką wielką. Idąc do teatru, na wystawę lub stykając się z czymkolwiek, co pretenduje do miana sztuki, nie powinniśmy wiedzieć, co zastaniemy, ale wyjść stamtąd z nowym bagażem emocji i doświadczeń. Gdy tak się nie stanie, owo wydarzenie, w jakim uczestniczyliśmy, będzie pretendowało jedynie do miana rozrywki. Joanna Witkowska
Dokąd zmierza współczesny teatr? Na grudniowej wszechnicy wysłuchaliśmy wykładu dr Anny Burzyńskiej z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalistki w dziedzinie dramatu polskiego i niemieckiego, na temat najnowszych światowych stylów teatralnych na przykładzie reminiscencji z festiwalu Dialog-Wrocław. Współczesny teatr europejski, zwłaszcza obszaru niemieckojęzycznego, odchodzi od nazwisk i formuły reżyserskiej. Już nie tylko w nurcie offowym, ale także w teatrach państwowych tworzą się kolektywy artystyczne, grupy reżyserskie, tzw. ensemble. Zatarła się różnica między państwowym teatrem a wolnym ruchem, grupą alternatywną. Wielkie niemieckie teatry zapraszają do współpracy grupy offowe, przykładem jest Volksbühne współpracujący z Gob Squad. Ten zaskakujący ruch będzie się rozwijał także w Polsce, co widać już na przykładzie twórczości Pawła Passiniego, reżysera mającego swoją własną, niezależną grupę, pracującego z ludźmi wywodzącymi się z Gardzienic, który swoje projekty robi również w dużych teatrach repertuarowych. Teatr zaczynają też współtworzyć osoby mówiące różnymi językami, pochodzące z różnych krajów. Ważne jest otwarcie teatru francuskiego czy niemieckiego na artystów z zagranicy. Połowa reżyserów pracujących w niemieckich teatrach nie jest niemieckiej narodowości: Luk Perceval to Flamand, a Christoph Marthaler jest Szwajcarem. Są także Polacy – w najbliższych miesiącach w Niemczech odbędą się bardo ważne dla nas premiery spektakli: Jana Klaty w Düsseldorfie i Grzegorza Jarzyny w Essen. Na jednym z festiwali w Berlinie Michał Zadara powiedział, że ma dosyć teatru, w którym reżyser jest panem wszystkowiedzącym, będącym na próbach świetnie przygotowany, aktorzy nie mają nic do gadania, a on nie ma prawa do pomyłek, poszukiwań. Zmienia się podejście do pracy nad spektaklami, wszyscy stają się w równym stopniu zaangażowani i odpowiedzialni, aktorzy przynoszą swoje pomysły, najważniejsza jest współpraca. Festiwal Dialog jest świetnym momentem, w którym można podsumować dekadę funkcjonowania pojęcia teatru postdramatycznego i zobaczyć, w jakim stopniu w swoich założeniach miał rację Hans-Thies Lehmann, który mówił o kierunku, w jakim będzie zmierzał teatr. Ważne są nurt odchodzenia od dramatyczności w stronę innych sztuk oraz nurt epicki, widoczny podczas tegorocznego Dialogu. Mamy do czynienia z opowiadaniem historii z dystansem, mocno przefiltrowanych przez subiektywne ja. Pojawia się tendencja do przepisywania, opowiadania na nowo znanych historii. Tekst literacki jest jednym z wielu elementów spektaklu,
wcale nie najważniejszym. Powstają przedstawienia, które opowiadają o procesie tworzenia samego spektaklu. Epicki teatr w wersji ekstremalnej to teatralny świat zbudowany z cytatów, czegoś, co jest nabudowane wokół historii, co tworzy przypisy i jest refleksją nad materią teatralną. Ciekawe jest umuzycznienie teatru. Na zachodzie bardzo wielu istotnych reżyserów to muzycy i kompozytorzy, m.in. Marthaler czy Heiner Goebbels. Muzyczność na wielu poziomach staje się kluczem do spektaklu. Jeden z nich to praca na próbach i szukanie inspiracji. Tak pracują Goebbels, który zrobił jeden ze swoich spektakli na postawie inspiracji muzyką japońską i Beach Boysów czy jednej z płyt Prince’a, oraz Jan Klata, który na próbach pokazuje aktorom teledyski i puszcza rozmaitą muzykę. Wzrasta rola choreografii, która otwiera zupełnie nowe możliwości pracy z aktorem. Choreograf jest teraz obecny od pierwszej próby i trudno wyobrazić sobie reżysera, który pracowałby bez niego. Trend ten zapoczątkowany przez młodych reżyserów, współpracujących z Tomaszem Wygodą, Maćkiem Prusakiem czy Leszkiem Bzdylem, staje się popularny także wśród starszych mistrzów: Krystiana Lupy czy Jerzego Jarockiego. Lehmann nie miał racji co do dominacji mediów we współczesnym teatrze – szaleństwo używania kamer, projekcji wideo i komputerów w latach 90. stopniowo wygasło. Otwarcie teatru wiąże się z tym, że przestaje być on tylko sztuką do patrzenia. W teatrze możemy też słuchać, wąchać, a nawet uczestniczyć, jak w Tragediach rzymskich Iva van Hovego. Kolejną ważną sprawą jest oddzielenie kwestii warsztatowych od wartości dzieła. Biegłość warsztatowa, mimo że jest cenna, nie przesądza o wartości dzieła. Przykładem jest Tadeusz Kantor, który współpracował z aktorami amatorami i robił teatr z tzw. elementów odpadkowych. Teraz także pojawiają się odważne eksperymenty, takie jak Transfer! Klaty, w którym występują autentyczne ofiary powojennych przesiedleń lub ich potomkowie. Ze złej reżyserii, z pozoru niedbałej i momentami amatorskiej, może wyjść dobra sztuka, mimo że przedstawienie powstaje zaledwie w dwa tygodnie. Milada Świrska (na podstawie wykładu dr Anny Burzyńskiej), fot. Ada Stolarczyk
Listopad 2009 Grudzień 2009 || Generacja GeneracjaTpl Tpl ||
3
pant
mima
Muzyka ciszy W definicyjnym kontekście pantomima jest rozumiana jako przedstawienie, podczas którego mim, posługując się warsztatem ruchu i mistrzowską świadomością własnego ciała, prezentuje emocje wplecione w fabułę spektaklu. Ten rodzaj ekspresji teatralnej zyskał status autonomicznej dziedziny sztuki pod wpływem idei Wielkiej Reformy. Wiązało się to równocześnie z odrodzeniem zespołowego teatru ruchu, tańca i muzyki. W 1956 roku powstał Wrocławski Teatr Pantomimy, założony przez Henryka Tomaszewskiego. 22 listopada 2009 mieliśmy okazję zobaczyć na Scenie na Świebodzkim efekt pracy najmłodszego pokolenia adeptów szkoły, która oficjalnie działa przy teatrze od 1 grudnia 2009. Podczas pokazu finałowego programu edukacyjnego Pantomima warsztatowicze zaprezentowali cykl sześciu etiud. W przeciwieństwie do rzymskiego pantomimos, w którym aktor wyrażał się tylko przez gesty i sposób poruszania się, gra współczesnego mima jest uwypuklona dzięki aranżacji muzycznej i scenograficznej. Rekwizyty stanowią istotny, często symboliczny wymiar spektaklu. Klepsydra, księgi, skrzynia, czaszka to tylko niektóre z przedmiotów budujących przestrzeń sceniczną pierwszej etiudy w reżyserii Radomira Pioruna pt. Quasi. Historia nawiązuje do życia dzwonnika z Notre Dame, jednak pokazuje je w nowym, tajemniczym wymiarze. Ciepłe światło detalicznie maluje postacie pośród
postaci i muzyczna zabawa dźwiękami prowadzą równorzędny dialog, sprowadzający się do lekko ironicznego ukazania typowych sylwetek ludzkich. Pojawia się tu stereotyp nieśmiałej młodej kobiety, czterdziestoletniej femme fatale czy konwencjonalnego małżeństwa z drobnymi problemami. Nie zabrakło szalejących nastolatków i obojętnego na taneczne zabawy dżentelmena z książką. Przekrojowe i także bardzo ironiczne ujęcie społeczeństwa demonstruje również w swoim przedstawieniu Nabiałkowska. W przeciwieństwie do wcześniej omawianego Balu istotą tej etiudy jest zagadnienie związków interpersonalnych. Zmiana ogółu prezentowanych oddziaływań międzyludzkich skutkuje subtelnym zagęszczeniem lub rozrzedzeniem wielogłosowej faktury. Pomimo dużej energetyczności muzyki dało się odczuć mądry umiar w środkach wyrazu. Podobny obraz wytworzony został w kreacji artystycznej mimów, którzy za pomocą detali i gry skojarzeniem budowali zabawny nastrój. Poławiacze wiatru to etiuda Zbigniewa Szymczyka. Bardzo ekspresyjna i ciekawa w swoim wyrazie i koncepcji. Powtarzalne i rytmiczne ogniwa w konwencji utworów flamenco nadały spektaklowi posmak diabolicznej wirtuozerii, jednak nie zdominowały jego przekazu. Największą uwagę skupia początek przedstawienia, w którym aktorzy, ograniczeni materiałem, poruszają się w rytm muzyki. Intrygującym zabiegiem są układy i choreografia ruchu rąk, imitująca powiewy wiatru i jego lekkość. Pokazane zostało, jaką siłą dysponuje ten żywioł i jak przewrotnie przyjmuje postać mocnego podmuchu czy przerażającego huraganu. Poławiacze wiatru to refleksja nad samym człowiekiem, jego naturą i ulotnością. Squad Marka Oleksego operuje przede wszystkim wizualnymi środkami przekazu. Stąd liczne rekwizyty, takie jak złote popiersie, szachy, reprodukcja obrazu Henri Matisse’a czy autowizualizacja etiudy. To swoista metafora podświadomości ludzkiej. W tym przedstawieniu położono nacisk na pracę z partnerem, na przykład w trakcie pojedynku szachowego, kiedy dwaj mimowie walczą na gesty i wymyślne figury. Improwizacja na scenie jest bardzo cenną umiejętnością. Czasem może okazać się sukcesem i wzbudzić aprobatę publiczności, zdarzają się jednak chwile, gdy jest ona niestosowna. Na szczęście kontrolowana improwizacja Katarzyny Sobiszewskiej okazała się udanym zabiegiem artystycznym. Sztuka balansuje na granicy absurdu, a granica pomiędzy rzeczywistością a abstrakcją jest płynna. Tę dynamiczną strukturę w sensowną całość składa klamra komunikatów w języku angielskim. Motywem łączącym wszystkie sceny jest metalowa zjeżdżalnia. Ten spektakl bazował na pomysłach warsztatowiczów. Stworzyli oni barwny manifest wyobraźni. Zobaczyć można było, jak opanowali chodzenie na szczudłach, bardzo wysokich obcasach czy pijackie operowanie rewolwerem. Z przyjemnością oglądałam te prezentacje. Były dobrze przygotowane i bardzo ładnie łączyły ruch z muzyką, i z emocjami. Katarzyna Lebiedzińska
otchłani czerni. Widoczne staje się każde drgnienie ciała czy mrugnięcie oka. Drobiazgowość nastroju znajduje swoje przełożenie w arabeskowych współbrzmieniach muzyki. Linia melodyczna szkicuje poszczególne sceny, ale ponadto konsekwentnie oddziela je od siebie. Najbardziej widoczne jest to pomiędzy tańcem Cyganki na targu a wcześniejszym kontrastującym jarmarcznym klimatem. Taniec jako motyw przewodni występuje także w dwóch innych etiudach prezentowanych w ramach programu edukacyjnego Pantomima. Wyróżnić tu należy Bal w reżyserii Mariusza Sikorskiego oraz przedstawienie O nawiązywaniu relacji Anny Nabiałkowskiej. Warto nadmienić, że w tych etiudach aspekt muzyczny został najciekawiej zaprezentowany. Melodia buduje w Balu wartką, pełną biegu opowieść, poprzeplataną scenkami komicznymi. Różnorodność
4 | Generacja Tpl | Grudzień 2009
oftja Festiwal najmniejszych teatrów świata Festiwale teatralne są zawsze dużym wydarzeniem. Stają się one tym bardziej atrakcyjne, gdy podczas ich trwania można zobaczyć spektakle niszowe, których na co dzień nie obejrzymy w polskich teatrach. Tak właśnie było podczas 38. Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Jednego Aktora, popularnie zwanego OFTJA, który odbył się 22 listopada 2009 w kameralnych salach Teatru Muzycznego Capitol. Festiwalowa publiczność miała okazję zobaczyć 9 monodramów (jeden po drugim) zrealizowanych w ostatnim sezonie teatralnym i wybranych przez radę artystyczną festiwalu. Tegoroczny OFTJA zdecydowanie zdominowała muzyka, większość spektakli odgrywanych było przy akompaniamencie wielu instrumentów – kontrabas, pianino oraz perkusja to tylko niektóre z nich. Muzyka tak bardzo dominowała, że jeden z monodramów niemal w całości został wyśpiewany przez aktorkę (Agata Fijewska, Piąta rano). Prezentowane spektakle były bardzo zróżnicowane zarówno pod względem tematycznym, jak i poziomu wykonawstwa. Nie bez przyczyny mówi się, że sztuka monodramu jest bardzo trudna – niestety, nie wszyscy udźwignęli jej ciężar. Być może powodem niedociągnięć był bardzo młody wiek niektórych aktorów. Tradycją festiwalu jest pokaz mistrzowski – monodram w wykonaniu mistrza tej formy, przedstawiany poza konkursem. W tym roku publiczność mogła zobaczyć spektakl w wykonaniu Bartosza Zaczykiewicza na podstawie Ferdydurke Witolda Gombrowicza, zatytułowany ...podszyty. Po zakończeniu części konkursowej wszyscy chętni mogli wziąć udział w pospektaklowych rozmowach – popularnie zwanych Echa Dnia. Były to chwila prawdy dla artystów, ponieważ mogli się oni dowiedzieć, jak krytycy i (co najważniejsze) publiczność ocenia ich grę. Ta konfrontacja nie była łatwa dla niektórych z aktorów, ponieważ nie obyło się bez ostrych słów. Pochwały jednak też były. Niemal całodzienny maraton teatralny zakończył się tuż po północy, kiedy to jury ogłosiło swój werdykt. Każdy z jurorów miał do rozdysponowania 2 tysiące złotych, które mógł przekazać jednemu z artystów. I tu niespodzianka. Okazało się, że zabrakło faworyta, ponieważ niemal każdy z członków komisji wskazał innego wykonawcę. Można mówić o dużym sukcesie Aleksandry Tomaś, młodej absolwentki wrocławskiej PWST, która za swój spektakl …jak początek umierania, inspirowany piosenkami Katarzyny Nosowskiej, otrzymała: głos i kopertę od członka jury, prof. Janusza Deglera, nową konkursową nagrodę rektora PWST we Wrocławiu oraz nagrodę „Szczebel do kariery” za szczególnie wartościowy debiut młodego aktora. Nikt z aktorów nie otrzymał Grand Prix, a o zwycięstwie w festiwalu przesądził głos przewodniczącego jury Lecha Śliwonika, który wskazał do nagrody Krzysztofa Grabowskiego (aktora Teatru im. A. Sewruka w Elblągu) za spektakl Miłka na podstawie Piaskownicy Michała Walczaka. Aktor, na którego oddał również swój głos Zaczykiewicz, dostał zaproszenie na 5 (25) Festiwal Festiwali Teatrów Jednego Aktora w Toruniu w 2010 roku. Ze względu na brak jednomyślności komisji laureatów było jeszcze kilku. Wszystkich ciekawych wyników zapraszam na stronę wrostja.art.pl. No cóż, był to długi dzień, myślę jednak, że niestracony. Warto było zobaczyć niektóre spektakle. Już nie mogę doczekać się roku 2011, gdyż wtedy według prognoz organizatorów powstanie nowy gmach PWST, w którym aktorzy
i publiczność będą mogli czuć się komfortowo. I nie będzie problemu ze zbyt małymi salami, które uniemożliwiają wielu widzom obejrzenie wszystkich spektakli, tak jak to było na tegorocznym festiwalu. Agnieszka Michalska
Grudzień 2009
| Generacja Tpl | 5
Cafe bez paniki – już od sześciu lat! Kawiarniany gwar, strumieniami lejący się alkohol, swawole, dobra muzyka i pożądanie – to znaki rozpoznawcze małej paryskiej kafejki Cafe Panika, przeniesionej na deski Wrocławskiego Teatru Współczesnego przez Łukasza Czuja. Historię nieco zapomnianej, jak może się wydawać, knajpki opowiada snująca się po opuszczonych wnętrzach w strumieniach przygaszonego światła Lady Panika (Łucja Burzyńska). Przypomina o niegdyś śpiewającej tam Piękności Dnia (Małgorzata Stępień) i innych osobliwych postaciach. Jej opowieści przeplatają się z wydarzeniami dziejącymi się w kawiarence za czasów jej największej świetności. Poznajemy niezwykle wyuzdaną i pewną siebie kelnerkę Minutkę (Dorota Abbe/Anna Błaut), wdzięczącą się raz do starszego pisarza Rolanda (Bolesław Abart), którego najlepszą książką jest bajka o Żabuńci, innym razem do niezwykle przystojnego marzyciela Aleksandra (Bartosz Woźny). Ten zaś wzdycha do pojawiającej się w jego surrealistycznych snach, nieosiągalnej Marilyn Monroe. Jest jeszcze zagubiony w świecie barman Max (Szymon Czacki). Wdzięki swe testuje na nim spragniona uwagi, dojrzała i bezpruderyjna Mesalina (Elżbieta Golińska), zaniedbywana przez swojego, nie bez powodu nazywanego Głębszym (Dariusz Maj/Tomasz Orpiński), ciągle pijanego męża. W Cafe Panika wszystko jest dozwolone – nie ma tematów tabu ani niepożądanych zachowań. Minutka i Mesalina wabią erotyzmem, panowie natomiast nie boją się mówić o swoich upodobaniach seksualnych. Ich żywe dyskusje przeplatają się z sekwencjami
muzyczno-choreograficznymi. Dobrze prezentują się Dorota Abbe oraz Anna Błaut w piosence o Krwawej Mary czy Szymon Czacki w songu o wynalazcach. Zjawiskowe jest tango Doroty Abbe i Bartosza Woźnego. Na wyróżnienie zasługuje także Łucja Burzyńska. Aktorom partnerowali zespół muzyczny pod dyrekcją Marka Bazeli oraz Małgorzata Stępień, finalistka I edycji znanego niegdyś programu Idol.
6 | Generacja Tpl | Grudzień 2009
Przedstawienie może zawstydzić niektórych kipiącym z niego erotyzmem, wzbudzić salwy śmiechu surrealizmem dialogów (typowym dla Rolanda Topora, autora Cafe Panika. Historyjek taksówkowych), przerysowanymi kreacjami aktorskimi i zaskoczyć umiejętnościami wokalno-tanecznymi każdego z aktorów. Nic dziwnego, że przedstawienie cieszy się popularnością wśród wrocławskich (i nie tylko!) widzów. Grany od blisko sześciu lat spektakl został we wtorek 1 grudnia 2009 pokazany po raz setny. Karolina Babij, fot. archiwum Wrocławskiego Teatru Współczesnego
„Ty to się umiesz ze mną zabawić” Michał Zadara swoim przedstawieniem Księga Rodzaju 2, wystawianym we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, zabawy zapewnił nam co niemiara. Nie była to jednak zabawa błaha, o banalnych podstawach. Rozrywka w wykonaniu Zadary skłoniła do myślenia nad tym, co jest, a czego nie ma. Dramat Iwana Wyrypajewa i Antoniny Wielikanowej (figuruje obok rosyjskiego dramatopisarza jako współautorka tekstu, ale tak naprawdę nie wiadomo, czy jest ona postacią autentyczną) daleki jest od dosłowności. Wyrypajew i realizujący jego tekst Zadara zabierają widzów w świat chorej na schizofrenię Antoniny Wielikanowej (Barbara Wysocka), która jest jednocześnie żoną Lota. Obok niej występuje jej lekarz Arkadij Iljicz (Jan Peszek), będący równocześnie Bogiem. Bohaterowie prowadzą ze sobą skomplikowany dyskurs o istnieniu i nieistnieniu, o wierze i jej braku, o wspomnieniach i nieumiejętności zrezygnowania z nich. Kreują świat ludzi zagubionych. Żona Lota broni się od zatarcia mokrą ścierką jej wspomnień, za to sam Bóg stwierdza, że nie ma niczego, nawet jego nie ma. Z tego mentalnego rozgardiaszu wyłania się obraz chorej psychicznie kobiety, Antoniny, która na dobrą sprawę sama nie wie, kiedy jest właśnie Antoniną, a kiedy żoną Lota. Kobiety o zagmatwanej psychice, którą lekarz, choć powinien być wyzwoleniem, zniewolił jeszcze bardziej. Przedstawieniu Zadary na pewno nie można odmówić dynamiki. Spektakl jest bardzo rytmiczny, co osiągnięto między innymi przez graną na żywo muzykę Mass Kotek. Ich utwory, momentami wyjątkowo perwersyjne i bezpruderyjne (chociażby kiedy śpiewają o przymiotach Arkadija Iljicza), wpisują się w konwencję spektaklu, który choć wyjątkowo poważny, zachowuje do wszystkiego, o czym mówi, dystans. Dzięki temu bawi swoją barwnością, zostawiając widzowi pole do przemyśleń.
Utrzymywał tempo spektaklu, bawił i wzruszał. Należą mu się wielkie brawa. Po obejrzeniu spektaklu z łatwością możemy odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób Zadara rozlicza się z wątpliwościami i problemami. Obśmiewa je. Wkłada w komiczną formę, momentami wyolbrzymia. Rezultat zaskakuje. Bo choć w trakcie przedstawienia uśmiech niemal nie znikał z twarzy, zostawiło ono niezatarte wrażenie. Spod groteski i ironii wyłaniał się świat smutny, rozchwiany. Co nam pozostaje? Myśleć – nad tym, czy naprawdę jesteśmy. Może jednak nas nie ma? Aleksandra Kowalska, fot. archiwum Wrocławskiego Teatru Współczesnego
Przedstawienie porusza. Zawdzięcza to naprawdę dobrym kreacjom aktorskim. Dwukrotnie nominowana do Paszportów „Polityki” za ten rok Wysocka w roli Antoniny jest bardzo autentyczna. Stworzona przez nią postać budzi współczucie, a stawiając niesamowicie trudne pytania, stawia widza pod ścianą. Nie sposób nie wspomnieć o Peszku. Aktor zaskakuje, gwałtownie przechodząc ze stanu pełnej powagi do komizmu. Zadziwił także Krzysztof Boczkowski, wcielający się w rolę autora sztuki. Aktor wykazał się zdolnościami wokalnymi, świetnie radząc sobie z niełatwymi aranżacjami Mass Kotek.
Grudzień 2009
| Generacja Tpl | 7
Teatr Andrzeja Wajdy cz. 1 Chemia Lekko podkręcimy obroty silnika i zrobimy mały eksperyment syntetyczny. Rozsuniemy bowiem kurtynę teatralną (wcześniej rzecz jasna solidnie odkurzoną), aby ujrzeć filmowców. Nie musicie się obawiać efektów łączenia tych dwóch dziedzin sztuki – dzieje wielokrotnie ukazywały, jak dyfuzja teatru w filmie i filmu w teatrze zaskakiwała ciekawymi rezultatami i narodzinami nowej estetyki. Skrajnym pasjonatom zostawiam grzebanie w stosie półproduktów i badanie zaszłości tego procesu przenikania, ja natomiast skupię się na jego prowodyrze – kimś, kto zapoczątkował tę reakcję chemiczną i doprowadził do prawdziwej eksplozji. Czym byłaby dziś polska kultura bez Andrzeja Wajdy? A czym byłaby tablica Mendelejewa bez węgla? Nazwisko tego wybitnego reżysera filmowego i teatralnego, działacza politycznego i społecznika nie nastręcza obecnie większych trudności identyfikacyjnych. Jest to postać znana zarówno w Polsce, jak i w świecie. Na tę sławę składa się wiele pierwiastków: intrygujące realizacje artystyczne, bardzo szybko dostrzeżone i docenione przez szeroką publiczność, nowe, zajmujące kierunki i idee w polskiej sztuce filmowej, które współtworzył i rozwijał, aktywność społeczna, której ślad odnajdujemy w każdej większej polskiej metropolii, wreszcie nietuzinkowa osobowość i nieprzeciętna inteligencja. Wielokrotnie honorowany, jeden z nielicznych, który stąpał po hollywoodzkiej promenadzie z Oscarem w ręku. Duma polskiego laboratorium, co przełożyło się na mnogość publikacji wydawniczych dotyczących jego osoby i twórczości. Odkurzacz nie mógł przejechać obok nich obojętnie: nadymając się każdą po kolei, wykrztusił pięć pozycji, które nie tyle tworzą interesujący, uzupełniający się komplet przybliżający postać Wajdy, co niemal na każdym kroku udowadniają, jak bardzo jest to postać przez nas nieznana i ile tajemnic oraz białych plam można jeszcze odkryć na jego artystycznym fartuchu. Jedną z nich jest działalność teatralna reżysera, której w tym trzyetapowym cyklu odkurzaczowym nieco bliżej się przyjrzymy. Zasadniczej wiedzy chemicznej dostarczy nam seria wydawnicza „A to Polska właśnie”, w ramach której Tadeusz Lubelski postanowił skonstruować pieczołowitą biografię artysty o nieskomplikowanym tytule Wajda. Książka świetnie wpisuje się w szereg pozostałych
Krzyżówka
1
2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 Odgadnięte hasło prosimy przesłać na adres: generacjatpl@teatrpolski.wroc.pl Spośród poprawnych odpowiedzi wylosujemy 3 zwycięskie. Nagrodami będą zaproszenia na spektakle Teatru Polskiego. Nazwiska zwycięzców w następnym numerze.
8 | Generacja Tpl | Grudzień 2009
pozycji opublikowanych w ramach tego cyklu – wszystkie na bardzo wysokim poziomie unaoczniają, iż seria ta jest ambitna, co stanowi zapowiedź zajmującej lektury. Książka Lubelskiego została przygotowana w odmiennej formie niż cała reszta – pojawiła się w większym formacie, jej okładkę spowiła inna grafika, a we wstępie nad mottem przyświecającym temu cyklowi wydawniczemu, który stanowi pointa słynnego dialogu Panny młodej z Poetą z Wesela Stanisława Wyspiańskiego, umieszczono kadr z Wajdowskiej adaptacji tego dramatu z 1972 roku. Sam tok narracji biograficznej jest bardzo wciągający, autor płynnie przenika kolejne fazy życia reżysera, całość jest zwarta, solidnie spreparowana. Kolejno wchodzimy w atmosferę Radomia (rodzinnego miasta Wajdy), towarzyszymy mu w czasie studiów malarskich na krakowskiej ASP (naprawdę czuć w powietrzu uwielbiany przez artystę zapach farb) i reżyserskich w łódzkiej Filmówce. Odczuwamy grozę lat wojennych, ale i smak pierwszych sukcesów artysty, które odbiły się szerokim echem już po debiutanckim Pokoleniu. Książka stara się odpowiedzieć na wiele istotnych pytań biograficznych: co motywowało życiowe decyzje reżysera (czasami bardzo nagłe i z pozoru niezrozumiałe, jak porzucenie malarstwa na rzecz studiów filmowych), kim byli jego mistrzowie, z kim najchętniej współpracował, a z kim takowej współpracy więcej nie podejmie, wreszcie czy spisał się jako działacz polityczny (sławetny konflikt z Wałęsą) oraz skąd w orbicie jego zainteresowań kultura japońska. Opowieść jest bogato ilustrowana – to prawdziwy barwny roztwór miejsc, osób, zdarzeń, przemian historycznych, których wspólnym mianownikiem jest sylwetka reżysera. Znakomitym uzupełnieniem tej lektury jest książka Jerzego Brukwickiego pt. Andrzej Wajda: autoportret – biografia artysty ukazana w formie albumu jego prac plastycznych (obrazów, rysunków, grafik) oraz zdjęć z inscenizacji teatralnych i filmowych. Co dociekliwsi mogą zajrzeć do autorskiego portalu reżysera www.wajda.pl. Tak skomponowana całość źródłowa to obiecujący materiał do poznania Wajdy analitycznie, dogłębnie, szczegółowo. Z takiego poziomu badawczego możemy wnikać dalej – w jego teatr. Mariusz Cisowski Tadeusz Lubelski, Wajda, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2006. Jerzy Brukwicki, Andrzej Wajda: autoportret, Muzeum Okręgowe, Radom 1989. 1. Reżyser Nirvany oraz przygotowywanych Biesów 2. Wiktoria w Szajbie 3. Odtwórca roli Hamleta w inscenizacji Pęcikiewicz 4. Philippeaux w Sprawie Dantona 5. Twórca muzyki do Snu nocy letniej Pęcikiewicz 6. Pierwsza premiera ubiegłego sezonu 7. Pierwszy spektakl Agnieszki Olsten w Teatrze Polskim 8. ...teraz w ogniu – spektakl Przemysława Wojcieszka 9. Autor dramatu Prezydentki 10. Patron medialny naszej gazety 11. Farsa ekonomiczno-polityczna w repertuarze Tpl 12. Autor Cząstek elementarnych
„1212 Generacja Tpl” generacjatpl@teatrpolski.wroc.pl Redakcja: Karolina Babij, Aleksandra Kowalska, Katarzyna Lebiedzińska, Agnieszka Michalska, Ada Stolarczyk, Milada Świrska, Joanna Witkowska, Mariusz Cisowski Grafika: Marta Streker, Dawid Krawczyk, Michał Matoszko