M I R E L L A
VO N
C H R U P E K
panienka z pikselka T EK S T: AGA KOZ A K Z DJ ĘC I E M I R EL L I : M AU RYCY G O M U L I CK I
JESTEM MIRELLA VON CHRUPEK – DZIWNA POSTAĆ Z POGRANICZA, WIECZNIE NA SKRAJU RÓŻNYCH ŚWIATÓW. NIE JESTEM Z BRANŻY KULINARNEJ, CHOĆ CUKIERKOWA BYWAM. NIE JESTEM FOTOGRAFKĄ MODOWĄ ANI PORTRECISTKĄ, CHOĆ ZDJĘCIA ROBIĘ. MYŚLĘ, ŻE MOGŁABYM KOMPONOWAĆ ZAPACHY. A TAK NAPRAWDĘ ZAJMUJĘ SIĘ WĄSKĄ DZIEDZINĄ: ZABAWKAMI.
ZABAWKI Z moimi zabawkami to jest tak trochę jak ze mną: one też są z pogranicza. Zajmuję się miniaturami: zdjęciami małych przedmiotów i lalek. Ani to do końca nie jest dla dzieci, bo dzieci się tego boją. Ani dla dorosłych – bo dla większości zbyt trywialne czy zgoła niepoważne. A ja twierdzę: rzeczy niepoważne są ważne. Wspomnienia z dzieciństwa, chrzęst śniegu skrzypiącego pod nogami, pyrkanie oranżady w proszku rozpuszczającej się w dłoni. Nie zauważasz tych rzeczy, łatwo je przegapiasz, ale one są bardzo istotne. DROBNE PRZYJEMNOŚCI Żyjemy w kraju, w którym ważna jest martyrologia: tutaj krzyż, tu pomnik. W tym kontekście łatwo zapomnieć o małych przyjemnościach, które są przecież kwintesencją życia. To te właśnie rzadkie momenty próbuję schwytać i zakląć w moich pracach. Czasami jest mi źle. Staram się wtedy nakręcać siebie, zwracając uwagę na drobne rzeczy: o, akacja! Usmażę sobie jutro na obiad jej kwiaty. Innego dnia kupię sobie kolorowy talerzyk na straganie Olimpii. Co jeszcze? Leżenie na ciepłej trawie, kąpanie się w rzeczce, wyrwanie się na chwilę za miasto. NOSTALGIA. MELANCHOLIA W moich pracach jest pewna tęsknota za dzieciństwem, takim, jakiego dzieci już nie mają. Za czasami, kiedy wszystko było reglamentowane – dzięki czemu celebrowało się nawet najdrobniejsze momenty. To pewnie stąd mam przyzwyczajenie, że bardzo
przywiązuję się do swoich lalek: kiedy mam którąś sprzedać, czy nawet się wymienić, zawsze czuję małe ukłucie w sercu… Pozbywam się w końcu jakiejś cząstki siebie, swojej ferajny. Nie chcę się rozpływać we łzach nad tym, że kiedyś było lepiej, a teraz jest źle – to nie tak. Niegdysiejsze czasy miały dla mnie pewien urok, który przeminął i być może już nigdy nie powróci. Te czasy, w których żyjemy, są ciekawe ale takie jakieś… niepełne. JEREMI PRZYBORA Uwielbiałam go jako dziecko – i uwielbiam nadal! Razem z przyjaciółką postanowiłyśmy kiedyś napisać do Jeremiego Przybory. Było to w czasach mocno przedinternetowych, więc zajrzałyśmy najpierw do warszawskiej książki telefonicznej, gdzie adresu Przybory jednak nie było. Postanowiłyśmy więc zadzwonić do wydawnictwa, które wydawało jego memuary i pod pretekstem zrobienia z nim wywiadu, zdobyć adres. Miałyśmy wtedy – bo ja wiem – z13 lat i głosiki mało poważne. Rozkazałam przyjaciółce mówić do słuchawki przez ręcznik, żeby brzmiała poważniej… I przez ten ręcznik wydębiła adres do Przybory! Ktoś w wydawnictwie powiedział wtedy, że pan Przybora teraz nam pewnie nie odpisze, bo jest w swoim domku nad Pilicą, ale na jesieni można go łapać pod adresem domowym… Napisałyśmy więc do niego słodki, dziewczęcy list, na który odpisał, ale po dwóch miesiącach. To zresztą był dla niego trudny czas – stracił wtedy ukochaną żonę. Przepraszał więc za zwłokę, pisał, że postanowił nas nie zawieść i jednak odpisać… Zwracał się do nas per dziewuszki. Słodkie.
L A V I E
6 5
M I R E L L A
VO N
C H R U P E K
DZIEWCZYNKOWOŚĆ. DZIEWCZĘCOŚĆ. DZIEWCZYŃSKOŚĆ Bywa dziewczyńskość – bo ja lubię też sobie podokazywać, na drzewo się wspiąć! Mój chłopak mówi mi zawsze, że ja jestem taka najbardziej dziewczeńska z dziewczeńskich. Rzeczywiście, w mojej szafie nie mam żadnych spodni. Same sukienki, spódnice i białe rajtuzki. Kwiatuszki, wianuszki, filiżaneczki i truskaweczki. KOLEKCJA Mieści się w moim dziewczyńskim, trochę biwakowym pokoju. Część kolekcji popakowana jest też w pudła i skitrana na pawlaczach. Bo ja – jak się nie przeprowadzałam, to się nie przeprowadzałam dłuuugo, a gdy się zaczęłam przeprowadzać, to nagle w ciągu dwóch miesięcy pięć razy. Wtedy zauważyłam, ile ja tak naprawdę mam rzeczy. – Czy one są mi wszystkie potrzebne? – zaczęłam pytać samą siebie. Zdałam sobie sprawę, że gdyby się spaliły, czy gdyby mi je ktoś ukradł, mogłabym tę kolekcję szybko i łatwo odbudować. Wtedy też przystopowałam. Bardziej niż zbieranie fascynuje mnie świadome kolekcjonowanie. Najpierw zbierasz łapczywie: o, to mi się podoba! Tamto mi się podoba! O, to jest ekstra! Potem zdajesz sobie sprawę, że twoja kolekcja jest chaosem: zaczynasz go porządkować, twoje oko staje się bardziej selektywne, jesteś nagle w stanie wypatrzeć coś wyjątkowego. Kiedy już opatrzysz się z formą, sam nagle nabierasz chrapki, by zrobić coś swojego. Tak się od tej kolekcji odżegnuję, a w moim pokoju na półce jest na przykład paręnaście dinozaurów z Olimpii. No bo nie oszukujmy się: gdy nie mam kasy, to kupuję sobie dinozaura za dwa zyle i mój świat choć przez chwilę staje się bardziej kolorowy. A jeśli jeszcze urządzę mu wyimaginowany świat, to nie tylko ratuję życie sobie, ale i dinozaurowi. Lubię tworzyć alternatywne światy. Kolekcjonuję przedmioty, które wydają mi się ciekawe. Są one dla mnie punktem wyjścia do dalszej pracy. Nie wiem, czy kolekcjonowałabym rzeczy tak ochoczo, gdyby nie fakt, że mogę je później fotografować. RATUNEK Życie uratowałam wielu stworom. Choćby wypchanemu liskowi z bazaru na Kole, który bynajmniej nie jest pierwszej młodości i okazale nie wygląda. Zobaczyłam to wyliniałe cudo i serce mi zaczęło tak pikać, że powiedziałam sobie: Mirella, nie możesz tego bidulka tak zostawić u tego srogiego pana! Na dodatek tani był, bo sfatygowany. Przyczepiłam mu broszkę i jesteśmy teraz dobrymi kumplami. Życie przedmiotów jest tak samo pogmatwane jak nasze, ludzkie. Nie każdy przedmiot ma tyle szczęścia, że trafi do osoby takiej jak ja, która dostrzeże w nim potencjał i piękno. LALKI Wiele osób mówi: ty masz tyle lalek. No właśnie nie! Ja się bardzo do swoich lalek przywiązuję, każdej próbuję
nadać jakąś osobowość. Nie interesuje mnie posiadanie wielu lalek stojących w pudełkach, nieodpakowanych, po to tylko, żeby były – to nie jest rodzaj kolekcjonerstwa, który mnie interesuje… Lalka musi żyć, musisz jej dotykać, musisz się nią bawić! Część zabawek, których nie wykorzystuję do zdjęć, daję w prezencie osobom, którym – jestem pewna – dana rzecz się spodoba. Może dla nich okażą się skarbami. Kiedy samo kolekcjonowanie lalek mnie znudziło, nie widziałam w nich już takiego uroku, każdy model wydawał mi się podobny, poczułam nagle chęć stworzenia czegoś własnego. Takiego swojego swojego – od samego początku! Moja lalka Bulinka przyszła do mnie we śnie. Obudziłam się, narysowałam ją szybko, choć rysować w ogóle nie umiem (malować – owszem!). Po jakimś czasie zabrałam się za jej produkcję. Wolno, drobnymi kroczkami przebijałam się przez rozmaite meandry techniczne: projektowanie w 3D, drukowanie w 3D, forma, odlewy, malowanie, zdjęcia… Dwa ostatnie etapy nie były dla mnie niczym obcym, przy pozostałych zdana byłam na pomoc i wiedzę innych. Była to dla mnie nowość, bo ja jestem raczej Zosia Samosia. Wszystko zawsze robiłam sama. PANTALONY Jestem bardzo zadowolona z mojej Bulinki. Techniczna strona jej wykonania była trudna. Z perspektywy czasu myślę, że robiąc ją teraz, zabrałabym się do tego zupełnie inaczej i z niektórych rzeczy bym rezygnowała. Ale z drugiej strony… gdybym myślała inaczej, wiedziała, z czym to się wiąże, z jakimi trudnościami, moja lalka nie miałaby pewnie wszystkich detali, jak na przykład falbanek pod sukienką czy frywolnych pantalonów. Każdy mi mówił: tego się nie da zrobić!, a ja odpowiadałam: Jak to się nie da? Da się! Bulinka wygląda tak, jak ją sobie wyśniłam. Na rękach trzyma szczurka Sabinkę – swoją małą przyjaciółkę. Jest super! MARZENIA Chciałabym zająć się projektowaniem małych stworzeń – moich bohaterów. Mam całe notatniki
Mir ella von Chr u p ek, Pi esek w śród traw , p ap i er metal l i c, 3 0 c m x 4 5 c m , 2 0 1 4 . St a ra pa m i ą t k a z K o ł o b rz e g u, w i e l k o ś ć 5 c m . Mir ella von Chr u p ek, Sab i n k a Potter, p ap i er metal l i c, 30 c m x 4 5 c m , 2 0 1 3 . Se c re t d o l l P e rs o n 0 4 , w i e l k o ś ć l a l k i 1 8 c m .
6 6
L A V I E
Mir ella von Chr u p ek, Zasp an y Pomp on, p ap i er metal l i c, 3 0 c m x 4 5 c m , 2 0 1 3 . P uk i P i k i , w i e l k o ś ć l a l k i 1 2 c m . Mir ella von Chr u p ek, T u si a, p ap i er metal l i c, 30 cm x 45 c m , 2 0 1 3 . L a t i w hi t e , w i e l k o ś ć l a l k i 9 c m .
M I R E L L A
VO N
C H R U P E K
stron internetowych. Kto teraz kojarzy MySpace? A to tam się spotykało przyjaciół. Ostatnio przeglądałam swoje archiwum. Spojrzałam na swoje wcielenia: Mirellę czy Bunnykiller – z uśmiechem. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że większość prac wciąż mi się podoba i darzę je sentymentem. Moja twórczość z tamtych czasów bywała naiwna, ale jest w niej lekkość. Chciałabym, żeby moje rzeczy były jak program wyborczy Ciccioliny: bardzo osobiste, wesołe i kolorowe. I tego się trzymam. REAL
wypełnione swoimi malunkami, które tylko czekają, żeby je zmaterializować, tchnąć w nie życie… KWIATY Strasznie się ostatnio wkręciłam w robienie papierowych kwiatów. Zbieram najróżniejsze papiery, żeby w wolnym czasie zaaranżować wielki ogród z papierowej flory. Marzy mi się zasadzenie go w witrynie jakiegoś sklepu. Postanowiłam, że w tym roku chcę być królową kwiatów. A gdy coś sobie powiem, to tak będzie! KALEJDOSKOPY Kiedyś powiedziałam sobie, że chcę być królową kalejdoskopów i rzeczywiście tak się stało. Ludzie do dziś piszą do mnie i pytają, czy – mimo, że minęło już dobrych osiem lat – nie mam jeszcze jakichś modeli na sprzedaż. A mnie samej ostała się tylko jedna sztuka. INTERNET Moja Mirella zrodziła się w 2003 roku i dojrzewała w internecie. To były czasy pierwszych poważnych blogów, potem Grona – niegdysiejszego Facebooka. Wszyscy, ówcześnie młodzi i twórczy, poznawali się przez internet. Większość ludzi, których znam, poznałam wtedy – właśnie tam. To czasy mojej pierwszej cyfrówki, uczenia się Photoshopa, robienia własnych
7 0
L A V I E
Do tej pory byłam panienką z pikselka, mieszkającą w internetowym zamku. Niezbyt często jest okazja do oglądania moich prac na żywo. W tym roku przyszła pora na Gablotkę, czyli moją małą galerię, która znajduje się na Marszałkowskiej 41 w Warszawie. Gablotka jest akuratna, w moim rozmiarze – nie aspiruję do Matejki. Otóż szłam sobie kiedyś ulicami Warszawy. Była jesień, plucha. Przechodziłam obok zakurzonej gablotki wystawowej, której właścicielem był szewc. Pomyślałam, że fajnie byłoby mieć małą przestrzeń w centrum miasta, w której wyczarowywałabym swoje małe światki. Gablotka to moje pierwsze realne królestwo. Dziewczęcy sekret, niebo, widoczek. Coś na kształt akwarium czy teatrzyku. Postanowiłam zrobić w niej coś, co byłoby lekkie i niezobowiązujące. Chciałam umilić warszawiakom powroty z pracy zimą, kiedy pogoda nie jest zbyt łaskawa. Dostaję mnóstwo pozytywnych listów i maili dotyczących Gablotki. Miło jest obserwować, jak ludzie robią sobie przy niej zdjęcia. ODZEW Podczas drugiej odsłony Gablotki panowała paskudna pogoda. Sama się zastanawiałam, czy pójść ją oficjalnie odsłaniać, ale mnie, jako autorce, nie wypadało się nie zjawić. Na wernisaż w plusze dotarły cztery osoby. Tymczasem już na drugi dzień zaczęły napływać najrozmaitsze maile i wiadomości. Napisała do mnie jedna pani, która wprost oświadczyła, że nie spodziewała się, że coś tak trywialnego i zgoła niepotrzebnego będzie w stanie poprawić jej humor na cały dzień. I wtedy poczułam: moja Gablotka jest jak lody malinowe, czy przypadkowy zakup nowej apaszki – to idealny poprawiacz humoru! Ale chyba najbardziej ucieszył mnie pan, który podszedł do mnie, kiedy zmieniałam baterie w Gablotce i powiedział, że aż dziw bierze, że taka mała, niewinna rzecz, a jak cieszy oko. – Bo, nie obrażając pani – rzekł – co tu w ogóle jest? Dużo cukierków, jakieś błyskotki… A mnie się to podoba! | M i r e l l a v o n C hr upe k – f o t o g ra f k a i k o l e k c j o n e rk a m a ł e g o pi ę k n a . W y c ho w a n a w Ł o d z i , m i e s z k a w W a rs z a w i e . P o t ra f i t c hn ą ć ż y c i e w m a ł e prz e d m i o t y o ra z t w o rz y d l a n i c h z a c z a ro w a n e m i n i ś w i a t y . O s t a t n i o z a pro j e k t o w a ł a s w o j ą w ł a s n ą l a l k ę , B ul i n k ę . P ro w a d z i w c e n t rum s t o l i c y M a ł ą G a l e ri ę G a b l o t k a prz y M a rs z a ł k o w s k i e j 4 1 , g d z i e ś re d n i o ra z n a pó ł t o ra m i e s i ą c a pre z e n t uj e k o l e j n e o d s ł o n y swoich małych instalacji. vo n c hrupe k . c o m , w w w . b ul i n k a d o l l . w o rd pre s s . c o m . Z d j ę c i e u g ó ry : M i re l l a vo n C hrupe k prz e j ę ł a po s z e w c u g a b l o t k ę w y s t a w o w ą i z a i n s t a l o w a ł a w n i e j s w o j ą m i k ro g a l e ri ę .