WSTĘP Drogi Czytelniku, z wielką przyjemnością witamy Cię w naszym piśmie. To już drugi numer Perkūnsa w nowej, dwujęzycznej formie. Numer ten poświęcony jest trzem Świętom Wiosny. I tak Līges, święto równonocy, inaczej niż u Słowian, jest względnie mniej ważne, ważniejsze są dwa późniejsze – Wilīdeina, kiedy żegnamy duchy i witamy nadchodzące życie i Pergrūbri (lit. Jōre) – święto pierwszej zieloności. Pergrūbri jest świętem ruchomym, jego termin jest zależny od tempa wiosennych przemian. W tym roku będzie obchodzone względnie późno – 30.IV. W okolicach święta Pergrūbri – 23.IV zakończył swe życie “święty” Wojciech – wędrowny chuligan, który wg legendy zbezcześcił Święty Gaj, być może właśnie przygotowany pod obchody tegoż święta. O ile przyczyna śmierci pozostaje w sferze domysłów-legend, jednak data jest pewna. Dziwna to zbieżność? Odpowiedź pozostawiamy Wam, mili czytelnicy i zapraszamy do czytania. Zespół Redakcyjny życzy dużo Słońca, soczystej zieleni i obfitości.
Redakcja
PERKŪNS Zespół redakcyjny: Teīsilāuks Ragūsta Nērtiks Kontakt: akszugor@o2.pl
Współpraca: Saūlis Klākis Jerzy Niecio Grafika na okładce: Nērtiks
NA ZRÓWNANIE WIOSENNE
NA WASSARISKAN PREILĪGISNAN
Wiej wietrze, wietrze nieś moje zaklęcie dla dnia i dla nocy, płyń dymie, dymie weź moje marzenie bogom przed ich gwiezdne oczy...
Dumais wītra, wītra pīdais majjan klantīsenin pēr dēinan be pēr naktin, strūjais dūms, dūms immais majjans supnans Dēiwamans pirzdau tenēisan lāuksniskans akkins...
Bież rzeko, rzeko wiesz jak związać początek z końcem, obym trwał, tak jak trwa ziemia, woda i słońce...
Bīgais appi, appi tū waīda kāi ristun pagaūsenin sēn wangan as tentīsei, tīt kāi tenēi Zemē, Saūli be Undan.
Saūlis Klākis
Saūlis Klākis
WILIDEINĀ 2006 w Szczytnie (Galindia)
Przyjechałem do Szczytna w sobotni wieczór. Spotkałem tam Saūlis Klākisa i Medinaītisa. Nie widzieliśmy się tak długo, więc po prostu nie mogliśmy skończyć rozmawiać. Poszliśmy spać około czwartej, a o piątej już musieliśmy wstać. Wzięliśmy po drodze jeszcze dwie osoby i pojechaliśmy za miasto, nad rzekę.
Kiedy wysiedliśmy z samochodu, żurawie przywitały nas swoją pieśnią. Na początek, umieściłem Werbas na obu brzegach rzeki, oznaczając tak święte miejsce, strzeżone siłą Werbas. Na miejscu obrzędu czekał na nas czarny dzięcioł. To był naprawdę piękny i ważny znak, ponieważ ciężko jest zobaczyć czarnego dzięcioła z tak bliska. Saūlis Klākis zaczął obrzęd. Na początek zakreślił magiczny krąg sarnim rogiem wokół nas. Wtedy pożegnaliśmy duchym które już odchodziły do Podziemia z uwolnionymi wodami rzek. Rzuciliśmy trochę ziarna w wodę jako ofiarę dla nich. Potem Medinaītis i ja rozebraliśmy się i weszliśmy do wody w magicznym miejscu, by otrzymać od rzeki moc i ochronę. Szybko wyszliśmy z wody i ubraliśmy się, bo była bardzo zimna – 200 metrów dalej rzeka wypływała z jeziora, na którym jeszcze był lód. Kiedy wyszliśmy, Saūli właśnie wstała. Patrzyliśmy w milczeniu na Jej czystą twarz, kiedy tańczyła na wierzchołkach drzew. Potem złożyliśmy ofiarę dla Słońca. Laliśmy miód na ziemię z rogu i razem piliśmy go. Wygłosiliśmy potem wspólnie wiersz Saūlis Klākisa – „Na zrównanie wiosenne” i zaśpiewaliśmy Daīnę „Ukadebaisis Perkūne Dēiwe”. Kiedy skończyliśmy śpiewać, dwie dzikie gęsi przeleciały nad nami. Następnie złożyliśmy ofiarę Ziemi – zakopaliśmy malowane jajko ozdobione znakami solarnymi, by była płodna w tym roku. Resztę jajek podzieliliśmy między siebie i zjedliśmy. Kiedy już szliśmy do samochodu, przyleciał kruk i nas pożegnał.
Nērtiks Galeria zdjęć z obchodów święta - http://prusa.strefa.pl/nertiks/papāusai/welykos.html
KAUKI Kauki, kautki, leśni ludzie – takie oto nazwy otrzymują małe ludzki żyjące w ludzkich zagrodach lub ich pobliżu. W dawnych wierzeniach Prusów kauki były to małe dobre duszki, ludziki, skrzaty żyjące pod bzem 1 lub pod innym krzakiem przy zagrodzie domowej. A że wtedy domy były zagrodami wśród puszcz, lasów – skrzaty te nazywano również leśnymi ludźmi. Z wierzeń pogańskich, przeszły kauki jako kautki do wierzeń ludowych, „chrześcijańskich” już Warmiaków, czy też innych mieszkańców Prus. Wraz z rozwojem wsi, kautki zaczęły mieszkać w oborach lub pod progiem domu, jednak dalej w pobliskim sąsiedztwie człowieka i tak jak dawniej służyły mu swą pomocą. Dla uwiarygodnienia moich słów przytoczę tu dwie opowieści ludzi z różnych stron Prus, którzy mieli przyjemność poznać owe przemiłe i pracowite istoty. 1
Kaukowie zamieszkują podziemia, do których wejścia są pod krzakami czarnego bzu. Dlatego nigdy się nie wyrywa bzu, który wyrósł w ogrodzie. Władcą kauków jest Bóg Puszkaitis, jemu i Kaukom w jesienne święto zostawia się dary pod krzakami czarnego bzu.
W jednej wsi na Samlandii żył biedny kowal. Gdy to zauważyły kautki mieszkające nieopodal jego kuźni, zaczęły mu pomagać kując w nocy garnki, kociołki, talerzyki i to tak piękne, że w krótkim czasie kowal wzbogacił się. Jego żona z wdzięczności uszyła każdemu z kautków po kubraczku i czapeczce. Gdy kautki to zobaczyły, przebrały swe podarte ubranka na nowe, po czym zgodnie krzyknęły „wysłużone, odpracowane” i znikły na zawsze. W innej wsi gospodarz miał piękne konie, jednak ich nigdy nie karmił, bo konie zawsze były syte i napojone. Nie mogąc pojąć, kto daje im żywność, pewnej nocy skrył się w stodole. Gdy przyszła noc, jak spod ziemi wyszło dwunastu małych kautków, w podartych ubrankach. Od razu zaczęły czyścić konie, czesać im grzywy, poić i karmić. Gdy skończyły, znikły. Oniemiały gospodarz postanowił w nagrodę uszyć im nowe ubranka. Tak też uczynił. Po kilku dniach znów ukrył się w stodole, przedtem układając na sianie nowe ubranka dla swych nocnych pomocników. Gdy kautki się pojawiły, znów wykonały swą pracę, po czym podeszły do ubrań. Jeden z nich odezwał się: o, patrzcie, gospodarz nie chce byśmy mu już służyli; zapłacił nam za pracę. Po czym ubrały swe nowe stroje i już nigdy się nie pojawiły. Tak oto z pogańskiego, leśnego ludzika, kauk przemienił się w domowego skrzata, który po dziś dzień, mieszkając pod progiem domu pomaga w nocy swym gospodarzom.
Teīsilāuks Ragūsta
Na podstawie: Kolberg A., Mazury Pruskie. Dzieła wszystkie t. 40, Kraków 1966. Pawłowska J., Wieś warmińska Brąswałd w województwie olsztyńskim w latach 1945-1967, Wrocław 1987. Szyfer A., Zwyczaje, obrzędy i wierzenia Mazurów i Warmiaków, Olsztyn 1968. Warmiacy i Mazurzy, praca zbiorowa pod red. B. Kuźniewskiego, Olsztynek 2002.
KRÓL BAŁTYCKICH RZEK Najświętszą Ziemię Pruską otulają dwie rzeki – Wisła i Niemen. Jej środkiem płynie Pregoła. Powoli toczą swe wody z nieba ku podziemiu. Te wielkie rzeki mają swojego króla – prastarego i wielkiego. Tym królem jest Jesiotr. Rozmiarem może mu dorównać sum, ale już nikt wiekiem. Jesiotry należą do ryb chrzęstnoszkieletowych i są najstarszymi żyjącymi kręgowcami. Przynależność gatunkowa króla Jesiotra jest odkryciem ostatnich lat. Bałtycki jesiotr nie jest jesiotrem zachodnim, jak do niedawna sądzono, żyjącym w rzekach wpadających do Atlantyku i Morza Śródziemnego, ale jesiotrem ostronosym, żyjącym w rzekach północnej Ameryki. Zostało to stwierdzone na podstawie badań genetycznych. W 1996 roku złapano wielkiego jesiotra w Estonii i zbadano jego DNA. Nasz jesiotr może mieć trzy – cztery metry długości i dwieście – trzysta pięćdziesiąt kilogramów wagi (Największy z jesiotrów, rosyjska bieługa, może mieć nawet dziewięć metrów długości i półtorej tony wagi). Jest rybą dwuśrodowiskową – rozmnaża się i w pierwszych latach życia żyje w rzekach, ale w reszcie życia żyje w morzu. Jest podobny do rekina (z którym jest blisko spokrewniony), szczególnie jego płetwa ogonowa. Jego ciało jest pokryte kostnymi płytkami. Jest czarny na
grzbiecie, ciemnozielony na bokach i prawie biały na brzuchu. Jego pysk jest długim ryjem, z powodu sposobu odżywiania. Pokarmem młodych jesiotrów jest plankton denny. Większe jesiotry jedzą ryby denne. Jesiotry mają bardzo smaczne mięso i są duże. Dlatego ludzie od zawsze polowali na jesiotry wszędzie, gdzie jesiotry żyły. Mówią o tym greckie monety i indiańskie totemy z wizerunkami jesiotrów. Niestety, z czasem było coraz więcej ludzi i mieli coraz lepsze metody połowów. Na początku XX wieku płynące na tarło jesiotry były łowione bez żadnych ograniczeń, bez żadnego szacunku dla świętości. Jesiotrów było więc coraz mniej. Oprócz tego, regulacja rzek zniszczyła ich naturalne miejsca rozrodu z kamienistym dnem i szybkim prądem. Z powodu rozwoju przemysłu woda rzek była coraz bardziej zanieczyszczona, ale co było najważniejsze, tamy na rzekach zamknęły jesiotrom (również łososiom) drogi do tych miejsc. Ostatni wiślany jesiotr został złowiony w 1972 roku. POWRÓT KRÓLA Czy kiedykolwiek król powróci do swojego królestwa? Dobrą wieścią jest niedawne stwierdzenie jego przynależności gatunkowej. Jesiotrowi zachodniemu potrzeba temperatury 20 ºC do rozrodu. Jest również bardziej rzadki. Obecnie są tylko dwie populacje jesiotra zachodniego – jedna rozmnażająca się we francuskiej rzece Girondzie i druga rozmnażająca się w gruzińskiej rzece Rionie. Jesiotrowi ostronosemu potrzeba tylko 13,3 – 17,8 ºC do rozrodu i nie jest tak rzadki (ale oczywiście również bardziej rzadki niż kiedyś). Niestety, będziemy odradzać w morzu bałtyckim populację amerykańską, na pewno inną niż nasza, bałtycka. Nie ma już możliwości uratowania populacji bałtyckiej – jest już za mało bałtyckich jesiotrów. To jest cena judeochrześcijańskiej głupoty. Może geny ostatnich bałtyckich jesiotrów zmieszają się z genami jesiotrów amerykańskich. Zwiększałyby się wtedy z czasem ich procentowy udział w populacji z powodu doboru naturalnego. W końcu populacja będzie znów genetycznie bałtycka. Jesiotry osiągają dojrzałość w wieku siedmiu – ośmiu lat, więc ta ewolucja będzie bardzo wolna. W Polsce jesiotra odradza Stacja Morska na Helu. Również Wy, drodzy czytelnicy, możecie pomóc królowi. W sklepach akwarystycznych czasami możecie zobaczyć małe jesiotry. To są ryby do małych stawów przy domach. Jeżeli macie taki, kupcie i hodujcie je (sprawdźcie czy to jest nasz jesiotr, najczęściej sprzedawany jest sterlet!). Może Wasze jesiotry będą jednymi z pierwszych w pruskich rzekach. Jesiotry jedzą plankton, możecie też kupić specjalny pokarm dla jesiotrów. Przeżywają nawet ostre zimy, jednak muszą być wtedy karmione. Pozostaje jeszcze problem otwarcia dróg do miejsc rozrodu. Trzeba zbudować windy dla ryb przy tamach, lub przebudować stare tak, by mogły unieść nawet trzystukilogramowe jesiotry. To byłby widok! Więcej optymizmu! Odrodzą się Prusy, wróci też jesiotr! Nērtiks
LEPIENIE CERAMIKI DAWNYCH PRUSÓW W dniu 19 stycznia 2006 roku odbyły się warsztaty ceramiczne w szkole podstawowej nr 3 w Dobrym Mieście. Młodzież uczestniczyła najpierw w wykładzie na temat ceramiki Bałtów, prawowitych mieszkańców Warmii i Mazur, a następnie próbowała swych sił w lepieniu podobnych naczyń. Piszę „podobnych”, gdyż oczywiście nie osiągnęła doskonałości rodzimej ceramiki, ale i tak jakość zaskoczyła tak twórców jak i organizatorów. Organizatorzy zgodnie przyznali, że na dokładne wykonanie repliki trzeba dużej wprawy i cierpliwości. Pomimo tego młodzież była bardzo zadowolona i zapewniała, że z przyjemnością weźmie udział w kolejnych tego typu warsztatach. Doskonale! Brawa dla organizatorów i wychowawców. Organizatorem warsztatów jest Stowarzyszenie Miłośników Historii i Kultury Prusów „Pruthenia”. Więcej informacji na stronie internetowej http://pruthenia.strefa.pl/
Teīsilāuks Ragūsta
Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej Stowarzyszenia Miłośników Historii i Kultury Prusów „Pruthenia”.
DZIEWIĘCIOKĄT Mój przyjaciel Mattis spytał mnie kiedyś o dziewięciokąt foremny. Pisał, że kiedyś widział na skrzyni swojej babci taki dziewięciokąt ze wszystkimi przekątnymi. Możliwe, przecież dziewiątka (potęga trójki) była świętą liczbą dla Bałtów. Mattis zapytał mnie o dwie rzeczy: • Czy można udowodnić, że każda przekątna jest równoległa do któregoś boku? • Czy można udowodnić, że suma boku i najkrótszej przekątnej daje najdłuższą przekątną? Postaram się odpowiedzieć na te pytania, znaleźć inne własności dziewięciokąta i napiszę, które z nich są ogólnymi własnościami wielkokątów foremnych, a które są tylko własnością dziewięciokąta foremnego. Pomyślmy o pierwszym pytaniu. Ponumerujmy wierzchołki tak, by bok łączył dwa wierzchołki o numerach różniących się o jeden. Teraz połączmy pierwszy i czwarty wierzchołek przekątną. Mamy teraz czworokąt z parą przeciwnych boków równych. Taki czworokąt jest trapezem, więc ma dwa pozostałe boki równoległe. To
znaczy, że przekątna łącząca pierwszy i szwarty wierzchołek jest równoległa do boku. Następnie, połączmy wierzchołki piąty i siódmy. Znów, ta przekątna, poprzednia przekątna i dwa boki tworzą trapez, więc przekątna ta jest równoległa do poprzedniej przekątnej, więc również do boku. Z powodu nieparzystej liczby boków, robiąc tak uzyskamy wszystki przekątne, więc każda przekątna jest równoległa do któregoś z boków. Zauważmy, że kiedy liczba boków jest parzysta, stedy takim sposobem nigdy nie dostaniemy przekątnej, która łączy wierzchołki, których numery różnią się o parzystą liczbę. Dobrym przykładem jest kwadrat. Jedyna jego przekątna jest pod kątem 45 stopni do wszystkich boków. Również krótsza przekątna sześciokąta nie jest równoległa do żadnego boku. By odpowiedzieć na drugie pytanie, policzmy kąty w dziewięciokącie. By znaleźć kąt między sąsiednimi bokami, podzielmy dziewięciokąt na dziewięć równych trójkątów. Każdy trójkąt ma kąt 360/9=40 stopni, więc dwa pozostałe kąty w trójącie mają razem 140 stopni, więc tyle ma kąt między bokami. Narysujmy część dziewięciokąta z równoległymi przekątnymi i oznaczmy tam kąty:
Teraz widzimy, że dolna podstawa trapezu różni się od górnej o podstawę trójkąta równobocznego, a podstawą tego trójkąta jest bok dziewięciokąta. Tak może być tylko z powodu kąta 140 stopni między bokami. Inny kąt nie dałby kąta 60 stopni między bokami w trapezie. W każdym n-kącie z nieparzystą liczbą boków mamy (n-3)/2 różnych przekątnych. Gdyby narysować przekątne z jednego rodzaju, dostalibyśmy gwiazdę. Ponieważ w n-kącie jest (n-3)/2 rodzajów przekątnych, więc również możemy narysować (n-3)/2 różnych
rodzajów n-ramiennych gwiazd. I tak mamy jedną gwiazdę pięcioramienną (pentagram), dwie siedmioramienne i trzy dziewięcioramienne. Na poniższym rysunku są wszystkie dziewięcioramienne gwiazdy: Spójrzmy na drugą gwiazdę. Dwie pozostałe mogą być narysowane bez odrywania ręki, ale druga nie. Tak jest dlatego, ponieważ tu przekątna łączy wierzchołek z następnym trzecim, a
trójka dzieli dziewiątkę. Dlatego po narysowaniu trójkąta wrócilibyśmy do tego samego punktu. Musimy więc narysować trzy trójkąty, więc dwa razy oderwać rękę. Podobną własność ma izraelska gwiazda. Takie gwiazdy są możliwe w wielokątach, których liczba boków nie jest pierwsza. Zauważcie, że druga gwiazda zawiera pierwszą, a trzecia zawiera drugą. I to jest już koniec opowieści o dziewięciokącie.
Nērtiks
WAIŢASNA Mowa kapłana (....) Ci barbarzyńcy za nic mają bogów naszych. Stąpają po ziemi a boga nie widzą. Wiatr ich nozdrza nakarmia, woda gasi pragnienie – oni odwracają oczy. Przeklinają kamienie i świętość ognia, złoczyńcy. Za nimi tylko martwota i pustać. Myśmy ze światem, w świecie i dla świata. Żyjemy, bo żyją drzewa, ptaki i zwierzęta. Żyjemy jak chcą tego bogowie. Nie boimy się śmierci. Nie lękamy się przeistoczenia. Ich zaś religia to śmiertelne drżenie. Zabity bóg obwieszony na drewnianych deskach – ku niemu wznoszą modły. Mówią, że zmartwychwstał, a przecież do końca się nie umiera. Może być tylko wesele i uczta w głębi ziemi. Tam wszystkie pokolenia czekają uspokojone na zastępy nowych gości. Gdzież może być radośniej, przytulniej i cieplej. Do czego ich prowadzi ukrzyżowane bożyszcze? Oto odpowiedź: chcą żyć jak zawsze, jak przedtem, nie znając swobody, kierowani głosem obmierzłych kapłanów, poddani ich woli i zachciankom. Stada wilków z kłami pożądającymi danin – czy musimy swe losy powierzać niewoli świętokradców? Każdy z nas może być wodzem i kapłanem – kapłanem i wodzem. Nasze wiece, to nasza mądrość, nasi bogowie są wśród nas. Wszędzie możemy składać ofiary, wszędzie szukać znaków. Tamci nie składają ofiar. Darują je władcom kamiennych budowli. Przez to nieczyste ich ciała gniją toczone robaczą plwociną, deptane i spychane w doły, bez świateł płomieni, bez kropli szacunku. Gdy tu przyjadą zbezczeszczą urny, zakażą godnego pochówku. Oni są brudni brudem win, które sobie wzajemnie obmyślają. Przybywają pokryci błotem, trzymając na rękach gołębie tchnące morowym powietrzem. Zobaczycie jak uwiędną pachnące lipy a dębom korzenie spróchnieją. Wtedy krynice zaczną się krwawo czerwienić i pola nie siane, nie żęte nie nakarmią ubogiego Curche. Co wniesiecie do domów swym dzieciom jakże marna biesiada przyjaciół na stypie. Oszalałe konie
nie rozwłóczą szat, nie podzielą się młodzi dobytkiem. Pszczeli wosk zaniesiecie do ich świątyń a tam ani słowa, ani czci, ani modłów. Nie przyjmujcie ich wiary. Wniwecz obróćcie schorzałe pomysły. Zostańcie przy swoim. Liczcie po dawnemu nowie i pełnie Księżyca. Zostańcie przy duchach przodków. Nie oddajcie tego co należne bóstwom naszym. Inaczej tamci zakleją wam oczy a was wszystkich ukradną światu.”
Jerzy Niecio
Poniżej przedstawiamy tekst w gwarze warmińskiej. Jest to fragment z książki Edwarda Cyfusa „Po naszamu. Gawędy warmińskie”2. Życzymy miłej lektury.
ZIELGÓNOC No jó! To dożyli Zielgónocy. Jek zawdy co rok rejwach3 w chałupie i gwałt roboty co razu przerobzić nie jidzie. Zygfryd ze swojó i z dzieciukam przyjadó, z Rejchu tyż sia zbziyrajó. Narodu do noju zjedzie cało chałupa. Łóni wszystke mózió co Zielgónoc na wsi je nopsiankniejszo. I w tam roku tyż mo być jek zawdy łu noju na Warniji. Po naszamu. A to łu noju buło zawdy trocha jenaczy jek tero na Warniji noród śwantuje. Matylda łuzijo sia bez cołkan tydziań jek w łukropsie. Swójskygo chleba prazie dzisioj łuż napsiekła. I tworogu nastoziuła, bo do kuchów brok, a kupny je jenakszy. Świnia am zarznyli i jo tyż mom gwołt bez to roboty. Grycówka i lyberka łuż mom fertyk i praziem blutwoszta4 we flaki napchoł i Matyldzie do łuworzanio do glasków nawtykoł. Na zieczór mojo bandzie glaski w keslu5 warzyć z mniajsam, z karbónadó i z klopsami. Zawdy tyż robziwam po pora glasków i z grycówkó i lyberkó i blutówko. Te z Rejchu zawdy muszó pora glasków ze sobó wziójść, bo mózio co łu niych czego takygo nie łoddo. A jo na zieczór banda wandziuł. Trocha mniajsa, szynków i szpeku. Eszcze i pora flaków lyberki i grycówki. Łu noju we wsi mózió co taki wandzóny grycówki jek Klyjmens żodan zrobzić nie potrasi. A jek łóna potam po kawalóntku do gorzołeczki fejn smakuje? A jó, eszcze szpritusu musza fejn rozrobzić i z mniodam i z kowkó, co by sia na cias przezryć zdójrzuło. – Wyloz am na siułka na dwór łodetchnóńć i na banku cygaryta wykurzyć i tak mi sia spomniało jek to łu noju kedajś na Zielgónoc buło jek am jeszcze szurkam buł. Do kościoła nolepsi buło zawdy jiść na Jutrznio6 ło szósty. Jojków śwancić i jydzanio nie znalim. Mym tlo w Palmowo Niydziela śwancili palmy. Po kościele muterka zawdy na frysztyk nasmarzuła krupnicy ze szpekam. A jojka malowalim abo w kupnych farbach abo jek eszcze kedajś fejn na brunatno w cybuloku, abo jek tanta Ołgusta na zielonó w plewach łod saradeli. I zawdy tych jojków mus buło gwołt łumalować. A choc i bez sztyrdzieści. Mój bruderek Gustow w jenam roku jek sia do jojków łusiod to som cały mandel pożer.
2
książka wydana przez Audio-Soft w 2000 r. z dołączoną kasetą magnetofonową, na której zarejestrowano gawędy Edwarda Cyfusa. 3 rozgardiasz 4 czarny salceson 5 w kotle 6 na roraty
Zawdy, razu nie ziam kedy, foterek abo na sodzie, abo w lesie za cható w kadykach 7 zajóncowe gniozdka szykował. Po frysztyku tedy móziuł, jidzta dzieciuki na sod abo do lasa, pewno woma zojónce w gniozdach cóś fejnygo łostazili. Lecielim tedy jek szolóne na sod abo gdzie jandzi gniozdków szukać, i cole nie buło ejnfach jych nolyźć. Jekam w kóncu noleźli tom sia mocno radowali. A w gniozdach byli fejne, łumalowane jojka, tak sia fejn śwycili, bo jych muterka eszcze szpekam przecióngnóła. Na te jojka tom sia potam zawdy mnieniali. Jedan zbziyroł some zielóne, drugan czerwóne abo brunatne. I bómbónów tyż zawdy buło gwołt w tych gniozdkach. Kedajś w Wotamborku łu Lisa łoddało kupsić take marcyponowejojka w szekulodzie. A w niych byli psiszczónki8. Mojo siostra Hilda i ji kuzyna Marta noleźli w gniozdach take jojka. Marta swoje jojko jodła łostróżnie i psiszczónek nolazła, a Hilda pożerła chibko swoje jojko z psiszczónkam. Potam bez cołan zieczór ryczała za tan psiszczónek. – Pora niedziyl przed Zielgónocó naprzynosilim do chałupy brzozowych zitków9. Potam łustozialim jych w ciepły wodzie coby listki puścili. I w Śwanta chodzilim z tami zitkami po wsi po smaganiu. Na Warniji kedajś sia wodó nie łoblywali. Mym chodzili po smaganiu. Małe szurki smagali po nogach brzozowami zitkami i zawdym ze sobó mnieli abo jekoś torba abo mało łopołka10. I dostowalim łod ludziów malowane jojka, smaczniste kuchy i bómbóny a ciasam i psieniandze. Nolepsi buło jiść do ciotki Katrynki choc daleko, bo łóna aż strugó mniyszkała. Łóna sia zawdy na noju mocno łuradowała i zawdy łod ni dostalim noziancy. Zianksze szurki, choc i take podświńczoki tyż chodzili po smaganiu z kadykam. Dziywczoki mnieli ciasam aż do krsi nogi podropane. Jenygo razu przyjechali do noju na Śwanta nasze dwa kuzynki z Łolstyna Agnesa i Urzelka. Łóni w Łolstynie smaganio nie znali. Hilda sia ługodała z szurkami co jam łokno roztworte łostazi co by wlyźć mogli i dziywczoki wysmagać. Ale jom wyklepoł i łóne łobydwa sobzie w łożu nogi gazytami łobziójzali i nic jam nie buło. Ale szurki z ty złości noleźli w drugi jizbzie Hilda i chcieli jó wysmagać. A łóna psiowełna wlazła mniandzy puchwa11 i psierzyna i tyż ji rychtyk nie dostali. No łoboczywam jek to latoś bandzie. Eszcze pewno som po smaganiu puda, bo młode razu nie ziedzó jek to sia robzi. - Wszystkam Woma zdrowych Śwantów życza, tlo nie jydzta za gwołt jojków co byśta łod niych łochwatu nie dostali. Szczajść Woma Boże.
7
w jałowcach pierścionki 9 gałązek 10 koszyk bez pałąka 11 poszwa 8
NIEPEWNOŚĆ
NIPERARWISKU
Zdaje mi się, że słyszę zamglony krzyk wiatru uwięzionego w gałęziach ściętej w parku topoli...
Mennei perwaidinna si kāi as kirdi ebkupsīntan wakan stesse kalūzitas wītras ēn wippemans stesses pjaūtas ēn pārku apsis...
Zdaje mi się, że widzę krew Warmów i Galindów w wykrocie nad jeziorem...
Mennei perwaidinna si kāi as wīda kraūjan stēisan Wārmin be Galīndan ēn dubbei kīrsa azzaru...
Zdaje mi się, że to może być moja ziemia...
Mennei perwaidinna si kāi di mazzi būtwei majā zemē.
Saūlis Klākis
Saūlis Klākis
Olsztyn - Kwidzyn 2006