37 minute read

LWOWSKICH PUCHACZY

Next Article
PÓŁKA NOWOŚCI

PÓŁKA NOWOŚCI

PILOT I LEKARZ 307. NOCNEGO DYWIZJONU MYŚLIWSKIEGO „LWOWSKICH PUCHACZY”

Wspomnienie o dr. med. Mieczysławie Pawle Pietrzyku w 40. rocznicę śmierci (21 stycznia 1914 – 30 lipca 1980)

W2020 roku mija 40. rocznica śmierci mojego ojca, znanego krakowskiego lekarza, studenta Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1932–1939 i równocześnie absolwenta Polskiego Wydziału Lekarskiego na Uniwersytecie w Edynburgu – dr. Mieczysława Pawła Pietrzyka. Przez wiele lat nikt nie zaglądał do domowego archiwum. W 2016 roku na spotkaniu w krakowskim Muzeum Lotnictwa Polskiego z okazji wystawy poświęconej historii polskiego 307. Nocnego Dywizjonu Myśliwskiego, „Lwowskich Puchaczy”, doszło do wzruszającego spotkania z dr Barbarą Michałowską, córką dowódcy Dywizjonu 307, oraz płk. Andrzejem Janczakiem, który opisał historię tego dywizjonu wksiążce Przez ciemnię nocy, wydanej w 1997 roku przez redakcję „Przeglądu Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej”. Zabrany na spotkanie dziennik lotów mojego ojca, Royal Air Force Pilot’s Flying Log Book, wzbudził wielkie zainteresowanie. Rozmawialiśmy zczłonkami rady miasta Exeter, wktórym stacjonował dywizjon. Od tego czasu na

F/O Mieczysław Paweł Pietrzyk w mundurze pilota RAF; 1944

Archiwum rodzinne

historię wojenną ojca zacząłem patrzeć inaczej, tym bardziej że za życia on sam rzadko wspominał czasy młodości, początki przygody z lotnictwem, swój udział w kampanii wrześniowej i pobyt w Anglii, do której dotarł z Francji w 1940 roku, na trzy miesiące przed jej kapitulacją. Pasja ojca, którą było lotnictwo, musiała ustąpić z czasem miejsca medycynie, azwrotnym, wojennym punktem okazał się Polski Wydział Lekarski Uniwersytetu Edynburskiego w latach 1942–1944 i służba w Dywizjonie 307, ale już wcharakterze lekarza. Doping Roberta Gretzyngera, redaktora naczelnego „Lotniczego Magazynu Historycznego Gapa”, który w numerze 34/2020 opisał historię lotniczą ojca, skłonił mnie do poszerzenia tej biografii o jej medyczne aspekty i rodzinne wspomnienia oraz podzielenie się nimi z czytelnikami „Alma Mater”.

Mieczysław Paweł Pietrzyk urodził się w Podgórzu (obecnie prawobrzeżnej dzielnicy Krakowa) 21 stycznia 1914 w wielodzietnej rodzinie kolejarskiej. Jego ojciec, a mój dziadek, Stanisław (1868–1950), pracował przed wojną jako konduktor PKP na liniach międzynarodowych, matka, Agnieszka zdomu Pawełek (1877–1961), zajmowała się domem. Starsi bracia ojca, Karol iTadeusz, ukoń-

czyli przed wojną studia nauczycielskie i pracowali jako nauczyciele: Karol – w Krakowie, Tadeusz – wAndrychowie, Stanisławbył krakowskim tramwajarzem, z wojenną historią w armii polskiej na terenach Związku Radzieckiego. Starsza siostra, Maria, była pracownicą Poczty i Telegrafu, zaś najmłodszy z całej piątki brat, Józef, był właścicielem apteki wTarnowie, pracując tam po wojnie. Po ukończeniu czterech klas szkoły powszechnej w1924 roku ojciec kontynuował edukację w Państwowym Gimnazjum im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie, w którym w 1932 roku zdał egzamin dojrzałości. Ocenianymi przedmiotami maturalnymi były, między innymi, religia, język polski, język łaciński, język grecki i fizyka, a Państwowa Komisja Egzaminacyjna uznała Pietrzyka Mieczysława Pawła (dwojga imion) za dojrzałego do studiów wyższych. W latach 1932–1939 ojciec studiował na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jagiellońskiego, z roczną przerwą wynikającą z oddelegowania go przez dziekana Wydziału Lekarskiego UJ po zaliczeniu III roku studiów do pełnienia czynnej służby wojskowej. Pomimo Wydziale Lekarskim na Uniwersytecie w Edynburgu. Uroczystość wręczenia dyplomu odbyła się w Upper Library w budynku Uniwersytetu 22 stycznia 1944. Wraz z nim dyplomy bachelor of medicine lub bachelor of surgery The Polish School of Medicine at Edinburgh odebrali lekarze: Mieczysław Boćkowski, Henryk Masłowski, Karol Rafiński, Zygmunt Włodarczyk i Emil Valis.

Lotnictwo pasjonowało ojca od dziecka i już w okresie nauki gimnazjalnej w ramach przysposobienia wojskowego odbył kurs pilotażu we Lwowie-Skniłowie. Podczas ferii pomaturalnych otrzymał dyplom pilota i włączył się do zajęć

Legitymacja pilota wydana przez Aeroklub Rzeczypospolitej Polskiej w 1935 roku Mieczysław Pietrzyk w mundurku ucznia szkoły powszechnej

lotniczych w Aeroklubie Krakowskim. O jego zapale i uzdolnieniach w tym kierunku mogą świadczyć wyniki sportowe: wyróżnił się w Zlocie Gwieździstym do Łodzi w 1935 roku, w VIII Rajdzie Południowo-Zachodniej Polski im. Żwirki iWigury zajął drugie, aw IX – rozgrywanym w maju 1939 roku – trzecie miejsce na 21 startujących załóg, mając za nawigatora Wandę Wierzbicką. W 1935 roku, po zaliczeniu III roku studiów, uzyskał z Uniwersytetu roczny urlop i zgłosił się ochotniczo do Szkoły Podchorążych Pilotów Rezerwy w Dęblinie, by w roku 1936 uzyskać dyplom pilota wojskowego. Po latach aktywność w powietrzu Mieczysława Pietrzyka pięknie skomentował jego starszy kolega ze studiów, prof. Julian Aleksandrowicz, który wizytując

uzyskania absolutorium do zakończenia studiów zabrakło mu w 1939 roku zdania kilku egzaminów. Wybuch wojny otworzył zupełnie inną kartę jego osobistej historii. Dyplom lekarza uzyskał dopiero 7 stycznia 1944, po dokończeniu w latach 1942–1943 VI roku studiów na Polskim Fot. Archiwum rodzinne studencką grupę na ćwiczeniach w swo-

Indeks Uniwersytetu Jagiellońskiego ze zgodą ówczesnego dziekana Wydziału Lekarskiego na roczny urlop w roku akademickim 1935/1936, w związku z powołaniem do czynnej służby wojskowej

a kurs pilotażu odbywał na samolotach RWD-8, PWS-16 iPotez XV. Ztym stopniem wojskowym, jako podchorąży pilot, dostał 15 września 1936 przydział do 2. Pułku Lotniczego w Krakowie, gdzie służył w eskadrze treningowej, a następnie w 22. Eskadrze Liniowej.

Wroku akademickim 1936/1937 ojciec kontynuował studia lekarskie, a w okresie ferii letnich w1937 roku odbywał ćwiczenia wojskowe, po których 9 października 1938 został mianowany podporucznikiem pilotem rezerwy. Letnie ćwiczenia wojskowe odbywał w 2. Pułku Lotniczym, trenując loty na samolotach liniowych PZL-23 Karaś. W okresie studiów przed

Początek wojny zastał ojca na lotnisku polowym Zrębice-Przyrów, 12 kilometrów na wschód od Częstochowy. Wramach Plutonu I/26 odbywał loty zwiadowcze na odcinku operacyjnym 7. Dywizji Piechoty generała brygady Janusza Tadeusza Gąsiorowskiego (Krzepice-Lubliniec, na północnym skrzydle Armii Kraków). 1 września pilot podporucznik rezerwy Mieczysław Pietrzyk wraz z mechanikiem ewakuowali z miejsca przymusowego lądowania samolot Lublin R XIII i po prowizorycznej naprawie przyprowadzili go na lotnisko Rakowice w Krakowie, które właśnie zostało zbombardowane. Po złożeniu raportów w sztabie przy Mieczysław Pietrzyk (w środku) w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowie; jesień 1935 ul. Warszawskiej załoga wróciła pod Częjej Klinice Hematologii w 1971 roku, po oficerskie ćwiczenia wojskowe w rezul- dwa loty patrolowe w okolicach miasta. moim przedstawieniu się, żywo zareago- tacie przygotowań do działań wojennych, Szczegółowy przebieg działań jednostki wał: – Pietrzyk? Syn Mietka? No tak, my został zmobilizowany inie zdążył zaliczyć został opisany w „Lotniczym Magazynie tu pracowicie studiowaliśmy, a on ciągle kilku egzaminów wymaganych progra- Historycznym Gapa” (nr 31 z 2019 roku), latał i latał albo zamiast na wykładach, mem studiów. Ostatnia strona wpisów do w artykule Wrześniowy szlak bojowy to siedział głównie na lotnisku w Ra- indeksu (Książeczka Legitymacyjna UJL 26. Eskadry Obserwacyjnej. kowicach! Koleżanki i koledzy z grupy 1874) zawiera wpis doc. Mariana Wilczka Wobec naporu wojsk niemieckich patrzyli na mnie z niedowierzaniem... o zaliczeniu traumatologii oka i pieczęć została zarządzona ewakuacja, która na-

Od 16 września 1935 do 31 grudnia zzaliczeniem trymestru 27 kwietnia 1939. stąpiła prawdopodobnie 3 września. Do 1935 Mieczysław Pietrzyk odbył szko- Po zmobilizowaniu otrzymał przydział do ewakuacji samolotów pozostało trzech lenie wojskowe w Szkole Podchorą- 26. Eskadry Obserwacyjnej dowodzonej pilotów: kapitan Rzepa, podporucznik żych Rezerwy Piechoty w Zambrowie. przez kapitana obserwatora Stanisława Pietrzyk (Lublin R XIIID) oraz kapral 1 stycznia 1936 w stopniu kaprala pod- Rzepę. Jako pilot miał już doświadczenie Ciepiński (leciał sam na RWD 8). Start chorążego rezerwy został przyjęty do wlotach obserwacyjnych iwe współpracy nastąpił we wczesnych godzinach poranSzkoły Podchorążych Rezerwy Lotnictwa z wojskami naziemnymi, gdyż w roku nych 4 września, a samoloty przesunięto w Dęblinie, którą ukończył 12 września 1937 odbył intensywne ćwiczenia w tym na lądowisko wokolicy Proszowic, 25 kijako podchorąży rezerwy z lokatą 10/60, zakresie. lometrów na północny wschód od Krako-

stochowę, wykonując jeszcze wtym dniu wojną zamieszkiwał w domu rodzinnym w Krakowie przy ul. Wielickiej 47, współcześnie nieistniejącym. W 1938 roku uzyskał absolutorium na Wydziale Lekarskim UJ i kontynuował zdawanie egzaminów dyplomowych. Powołany Fot. Archiwum rodzinne 20 sierpnia 1939 na sześciotygodniowe Za sterami dwupłatowego myśliwca Ansaldo A1 Balilla; Dęblin 1936

wa. Wobec braku możliwości nawiązania kontaktu z dowództwem rankiem następnego dnia oba ostatnie samoloty Plutonu I/26 wystartowały do Tarnobrzega, gdzie niespełna trzy tygodnie wcześniej 26. Eskadra Obserwacyjna odbywała letnie ćwiczenia. Samoloty rozdzieliły się. W międzyczasie samoloty R XIII Rzepy i Pietrzyka kontynuowały lot i dotarły do Tarnobrzega, skąd po 15 minutach odleciały do pobliskiego Baranowa Sandomierskiego. Samoloty ukryto w pałacowym parku. Dzięki temu udało się je ocalić przed bombardowaniem. W swoich wspomnieniach dotyczących kampanii wrześniowej ojciec pisał, że startując z Baranowa, wykonał w ciągu półtorej doby kilka lotów obserwacyjnych w miejscach planowanych na koncentrację cofających się wojsk

Przed Hanriotem HD-14 w Dęblinie;1936

polskich. Od tego momentu losy Plutonu I/26 (a właściwie jednego R XIII D) są trudne do określenia. Wiadomo, że samolot odleciał do Medyki koło Przemyśla. By było to możliwe – musiał uzupełnić paliwo. Prawdopodobnie 6 września R XIII D z Plutonu I/26 odleciał w kierunku Przemyśla.

Loty obserwacyjno-patrolowe miały swoją specyfikę. Na trzech stronach osobistych notatek wspominających działania w kampanii wrześniowej, które po-

Uczestnicy kursu pilotażu w „Szkole Orląt” w Dęblinie; Mieczysław Pietrzyk (pierwszy z prawej) przed samolotem RWD-8

zostawił ojciec – pisał, że technika lotów „jak na manewrach” najczęściej kończyła się dla pilotów zestrzeleniem. W swoich lotach do perfekcji opanował latanie nisko, blisko szos i dróg, które się rozpoznawało – gdzie z jednej strony drzewa uniemożliwiały strzelanie wojskom obrony przeciwlotniczej nieprzyjaciela, a z drugiej – odpowiednia szybkość kątowa utrudniała skutecznie namierzanie lecącego samolotu i strzelanie do niego. Mimo tego jego samolot doświadczył kilku nieszkodliwych trafień z pistoletu maszynowego. 10 września 1939 załoga w składzie: porucznik obserwator Aleksander Chełstowski oraz podporucznik pilot Mieczysław

Pietrzyk, wykonała lot rozpoznawczy z lotniska w Medyce.

Zgodnie z rozkazami otrzymanymi w poprzednim dniu 26. Eskadra

Obserwacyjna przemieściła się do odległego o 90 kilometrów Lwowa, zajmując lotnisko Podborce, położone 5 kilometrów na wschód od miasta. 12 września podporucznika Mieczysława Pietrzyka wraz z kapralem Józefem Talagą wyznaczono do przyprowadzenia do eskadry samolotów LWS 3A Mewa. Maszyna ojca była niewykończona. Wczasie lotu w kabinie było tak gorąco, że trudno było wytrzymać. Pilotowi było żal zniszczyć ją pochopnie, bo stale miał nadzieję, że mechanicy potrafią się uporać zusterką – ale na próżno. 18 września 1939 warunki atmosferyczne panujące rankiem uniemożliwiały start samolotów. Gęsta mgła zalegała okolicę, ograniczając widoczność do 50 metrów. Sytuację niepewności potęgowały odgłosy wystrzałów dochodzące z odległego o dwa kilometry Stanisławowa. Personel eskadry wiedział od powracających z rozpoznania załóg, że poprzedniego dnia widziano oddziały Armii Czerwonej przemieszczające się w kierunku zachodnim. Wobec braku poprawy pogody około 10 rano kpt. Rzepa wydał rozkaz spalenia samolotów i ewakuacji.

Rozkaz wykonano i opuszczono Zagwoźdź, kierując się na Kuty. Personel 26. Eskadry przekroczył granicę rumuńską w tej miejscowości 19 września 1939 i został internowany. 24 września 1939 po północy podporucznik pilot Pietrzyk przybył do Bukaresztu, a stamtąd, wraz z wieloma polskimi lotnikami i żołnierzami zaopatrzonymi w cywilne ubrania, udał się do obozu w Baile-Govora, w którym przebywał do 23 października 1939. Zobozu udało mu się przedostać do czarnomorskiego portu w Bałcziku, skąd 5 listopada, z grupą setek uciekinierów

Lotnicze pozdrowienie po starcie na RWD-8

obywał kurs w 60. OTU w East Fortune, gdzie latał na dwumiejscowych samolotach myśliwskich nocnych Boulton Paul Defiant, w które wyposażony był początkowo Dywizjon 307. Trzeci kurs rozpoczął się 7 lipca 1941, Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego / NAC a zakończył 8 września 1941. Wśród kolegów, którzy zostali przydzieleni do Flightu „A” 60. OTU na ten sam kurs, znaleźli się, między innymi, piloci: P/O Ślesiński, P/O Kurek, P/O Maxymowicz, P/O Podgórski, P/O Damsz, oraz strzelcy: sierżanci Sadawa, Osieleniec, Lipiński i Broda. W sierpniu i we wrześniu 1941 roku w 60. OTU podporucznik Pietrzyk utworzył załogę wraz ze strzelcem sierżantem Józefem Lipińskim, autorem pierwszego pewnego zwycięstwa Lot Południowo-Zachodniej Polski; lotnicy Aeroklubu Krakowskiego, od lewej: Mieczysław Pietrzyk, Dywizjonu 307 z 12 kwietnia 1941. Stefan Czyżewski i Józef Rojek; maj 1939 1 września 1941 P/OMieczysław Pietrzyk i oczekujących na ewakuację, zaokręto- 271. Dywizjonu jako P/O Pietrzyk pilot został mianowany porucznikiem Polskich wał się na pokład małego frachtowca s/s został błędnie zidentyfikowany jako Eu- Sił Powietrznych. Po przeszkoleniu, „Franconia”, by po czterodniowym rejsie geniusz Pietrzyk. 13 września 1941 otrzymał przydział do przez Bosfor iMorze Śródziemne dotrzeć Książka lotów ojca daje pełen obraz Dywizjonu 307 stacjonującego wExeter, 9 listopada 1939 na Maltę. 19 listopada jego wysiłku lotniczego na przełomie z którym związał się na kolejne pięć lat przybył do Marsylii, a następnego dnia 1940 i 1941 roku. Większość do bazy lotniczej w Bron pod Lyonem, lotów wykonywał na samoprzez którą do czasu kapitulacji Francji lotach Bombay i Harrow w czerwcu 1940 roku przewinęło się po- opisanych we wspomnianym nad 140 polskich pilotów i nawigatorów artykule. Wśród niecodzienoraz blisko 200 osób personelu naziem- nych samolotów, jakimi latał nego, czynnie walczących z Niemcami. w „dywizjonie przeprowaNiewiele wiadomo ojego aktywności lot- dzek” (bo tak żartobliwie niczej i wojskowej w okresie tych pięciu nazywano „271”), był jedyny miesięcy. Przez jakiś czas stacjonował na Ford Model 5-AT, wcielony lotnisku Le Bourget pod Paryżem, skąd do RAF, oraz Miles M11A ewakuował się z grupą polskich lotników Whitney Straight C/N 306 do Anglii, by 15 marca 1940 stanąć na z rejestracją cywilną G-AFJJ, brytyjskiej ziemi. Jako podporucznik który później otrzymał RAFpilot otrzymał numer służbowy RAF -owski numer BD168, aktóry 76804. 25 czerwca został skierowany na również widnieje wlogbooku przeszkolenie do 18, OTU (Operational pilota. Na szczególną uwagę Training Unit – Jednostki Szkolenia zasługuje także de Havilland Operacyjnego) w Bramcote. W sierpniu DH91 Albatross AX903, któ1940 roku odbył szkolenie w podstawo- rym pilot wykonał lot 16 maja wym pilotażu na samolocie Fairey Battle 1941. 20 lutego 1941 została i Miles Magister w 15 EFTS (Elementary przyznana mu polska Polowa Flying Training School) pod czujnym Odznaka Pilota za loty bojookiem instruktorów – poruczników Przy- we w Polsce w 1939 roku. sieckiego i Ozyry. Od 2 września 1940 do 14 marca 1941 P/O Mieczy29 czerwca 1941 latał w 271. Dywizjonie sław Pietrzyk miał dużo szczęTransportowym RAF. Historia Polaków ścia, gdyż po dostarczeniu służących w 271. Dywizjonie została zaopatrzenia dla 236. Dywi- W galowych mundurach lotników Aeroklubu Krakowskiego: ze szczegółami opisana w „LMH Gapa” zjonu zAberporth do St. Eval pilot Mieczysław Pietrzyk i nawigator Wanda Wierzbicka, (nr 26/2018), lecz dopiero po udostęp- pozostał tam na noc. Jego Har- trzecia załoga IX RP-ZP;1939 nieniu przeze mnie książki lotów ojca, row K6951 został trafiony bezpośrednio służby. Dywizjon osłaniał miasto Exeter podporucznika pilota (pilot oficer, P/O) 1000-funtową bombą podczas nocnego i porty na południowym wybrzeżu AnMieczysława Pietrzyka, okazało się, że niemieckiego nalotu na lotnisko i okolice. glii, będąc podporządkowany 9. Grupie w artykule wymieniany w dokumentach Od 14 czerwca 1941 do 11 września 1941 Myśliwskiej RAF. Tam, po pierwszych

lotach na Blenheimie nr L8438 pod okiem dzienny lot operacyjny. W okresie od Malińskiemu. Ingerować wtekst na etapie kapitana (flightliutenant, F/Lt) Maksymi- 19 września 1941 do 9 września 1942 wy- jego tworzenia próbował kpt. radioopeliana Lewandowskiego, rozpoczął loty konał wdywizjonie również kilkadziesiąt rator Henryk Łebkowski, jednak jego treningowe, a następnie operacyjne na nieoperacyjnych lotów w łącznym czasie propozycja nie spotkała się z aprobatą Beaufighterach IIF z radioobserwatorem 105,25 – dziennych i 99,35 – nocnych. pilotów. Autorami niecenzuralnej, dwuporucznikiem Czesławem Krawieckim, 10 września 1942, podczas uroczyście ob- wersowej recenzji okazali się mój ojciec z którym stworzyli bardzo zgraną załogę. chodzonego drugiego święta Dywizjonu i radiooperator Zdzisław Radomski, 16 stycznia 1942 otrzymał brytyjski stopień flying oficer (F/O). Wnocy z 26 na 27 kwietnia 1942 odniósł prawdopodobne zwycięstwo nad Junkersem 88, lecąc z F/O Czesławem Krawieckim. Podczas patrolu, który rozpoczęli o godzinie 21.55, F/O Mieczysław Pietrzyk iF/OCzesław Krawiecki lecący Beaufighterem II T3382/EW-K ostrzelali niemiecki samolot lecący około 10 mil na południe od Exmouth. Zaliczono im uszkodzenie nieprzyjacielskiego samolotu ze względu na to, że polska załoga nie widziała rozbicia się samolotu, aJu 88 bezpośrednio po zestrzeleniu wpadł w chmury. 3 maja 1942, tydzień po bojowym sukcesie, 30 niemieckich bombowców dokonało nocnego nalotu na Exeter. Jak opisuje to w swoich wspomnieniach dowódca Dywizjonu 307 płk Jerzy Damsz (Lwowskie Puchacze. Wspomnienia lotnika, Wydawnictwo Znak, Kraków, 1990), po nalocie spotkał Pietrzyka wpantoflach i w piżamie, przeklinającego cholernych Szwabów. Ojciec, mieszkając na kwaterze wśrodku miasta, po pierwszych wybuchach bomb wpadł w panikę, że uszkodzą mu nowe, śliczne auto. Zerwawszy się z łóżka, jak stał, popędził ratować Ze zbiorów Romana Gretzyngera Wniosek o odznaczenie za działania bojowe 1 września 1939 w ramach 26. Eskadry Towarzyszącej swojego ukochanego forda. Po nalocie nie było do czego wracać. Wmiejscu 307 w Exeter, został odznaczony przez a brzmiała ona tak: Ani rymu, ani składu, ulicy i domu zastał jedynie kupę gruzów. generała broni Władysława Sikorskiego wyp... stary dziadu! Wersję BaykowZostał bez szczoteczki do zębów, ale za to Krzyżem Walecznych, tak jak i jego ra- skiego ostatecznie przyjęto i wydrukoz piżamą, pantoflami i... samochodem! Jak dionawigator – P/O Czesław Krawiecki. wano z drobnymi poprawkami w Exeter twierdził, wyglądał tak, jakby „uciekł ze W związku ze świętem dywizjonu 2 września 1942, w „oszałamiającej” szpitala dla czubków”. o ojcu wspomina też opisujący historię ilości... 100 egzemplarzy! Zdążono na

W maju 1942 roku do jednostki „Lwowskich Puchaczy” płk Andrzej święto dywizjonu przypadające tydzień przybyły nowe Beaufightery VIF, a ich Janczak, a to w związku z hymnem Dy- później. (Pietrzyk/Krawiecki) etatowym samolo- wizjonu 307, zaczynającego się słowami: 4 września 1942 Mieczysław Pietrzyk tem stał się egzemplarz nr X8012/EW-P Z całego świata tu zebrani, został bezpłatnie urlopowany na rok (P – jak Pietrzyk?). F/O Mieczysław Tradycją naszą miasto Lwów, w celu ukończenia edukacji medycznej Pietrzyk w Dywizjonie 307 wykonał I młodzież tu, i weterani i zasilenia w przyszłości służby me36 nocnych lotów operacyjnych na Do walki mają prawo znów... dycznej Polskich Sił Powietrznych i – Beaufighterach o łącznym czasie 80 go- Autorstwo tekstu przypisuje się Juliu- jak wspomniano – po 16-miesięcznym dzin i 10 minut oraz jeden 20-minutowy szowi Baykowskiemu, muzykę Janowi okresie studiów, obejmujących brakujące

i psychicznych), 7 stycznia 1944 uzyskał na PWL Uniwersytetu Edynburskiego dyplom lekarza medycyny (bachelor of medicine), który to dokument odebrał na uroczystości ukończenia studiów 22 stycznia 1944. W czasie studiów – co ciekawe – został ewidencyjnie przydzielony do polskiej jednostki lądowej w Szkocji, z której otrzymywał miesięczny żołd w wysokości 20 funtów. Dzięki usilnym staraniom został skierowany do pracy w Szpitalu im. Paderewskiego w Edynburgu. Pracował tam od 1 września 1943 do 1 maja 1944 na oddziale ginekologiczno-położniczym, początkowo jako stażysta absolwent uczelni medycznej, a potem już jako dyplomowany lekarz na stanowisku młodszego asystenta, uzyskawszy brytyjskie czasowe prawo wykonywania zawodu.

kończyła się zejściem na ląd w Gdańsku wraz z kilkuosobową grupą kolegów ze Szpitala im. Paderewskiego. Należał do tych nielicznych oficerów lotnictwa i lekarzy, którzy zróżnych przyczyn widzieli swoje miejsce działalności w ojczyźnie. Niewątpliwie powodem motywującym go do powrotu była też rodzina pozostawiona w Krakowie i rozgoryczenie stosunkiem zarówno angielskich przełożonych, jak i samych Anglików do polskiego personelu latającego po zakończeniu działań wojennych. Zachwyt i pochwały za męZe zbiorów Roberta Gretzyngera jętność, nierzadko wrogość Wyspiarzy. Niestety, bagaż z wojennym dorobkiem zaginął w gdańskim porcie. Jedyną ostałą pamiątką był zielony brezentowy worek spadochronowy z grubym, mosiężnym zamkiem błyskawicznym, z numerem identyfikacyjnym pilota RAF-u (F/O Pietrzyk M. 76804), zosobistymi drobiazgaPolscy piloci 271. Dywizjonu RAF, lotnisko Moray Firth; w środku Mieczysław Pietrzyk w mundurze pilota; mi, dokumentami i kilkoma angielskim Szkocja, 1941 podręcznikami medycznymi. przedmioty niezaliczone wPolsce w1939 1946. 1 marca 1945 został awansowany Za swoją lotniczą służbę został odroku, ale także te objęte programem na- do stopnia kapitana, a 23 czerwca 1945 – znaczony Krzyżem Walecznych oraz uczania w 11. i 12. semestrze studiów na brytyjskiego flightlieutenant (F/Lt). Po Medalem Lotniczym (czterokrotnie) i odPolskim Wydziale Lekarskim (ćwiczenia rozwiązaniu dywizjonu we wrześniu 1946 znaczeniami brytyjskimi (Defence Medal, z chirurgii, interny i otolaryngologii, roku ojciec do 17 lutego 1947 nadal słu- War Medal, Atlantic Star, 1939–1945 egzaminy z chirurgii, ginekologii, oto- żył w PSP w stopniu kapitana lotnictwa, Star). Z wojny przywiózł również przelaryngologii, okulistyki, rentgenologii, lekarza, jednak zdecydował się na powrót wlekłą chorobę, która potem wpłynęła na higieny, medycyny sądowej, chorób skór- do kraju. Repatriacja do Polski trwała jego przyszłość. W następstwie powtanych iwenerycznych, chorób nerwowych tydzień, w dniach 17–23 lipca 1947, i za- rzających się, a charakterystycznych dla stwo wojenne zostały zamienione na obo23 czerwca 1944 został mu cofnięty urlop i powrócił do służby w Polskich Siłach Powietrznych. 8 grudnia 1944 powrócił do macierzystego 307. Dywizjonu Nocnych Myśliwców i pełnił w nim służ- Archiwum rodzinne bę lekarza dywizjonowego do 14 maja Legitymacja służbowa pilota Polskich Sił Zbrojnych w Anglii. Stopień wojskowy F/O, rok 1941

ówczesnych pilotów urazów presyjnych sytecie Jagiellońskim oraz (barotraumy) rozwinęło się u niego prze- w roku 1942/1943 na PWL wlekłe zapalenie wszystkich zatok obocz- Uniwersytetu w Edynburgu. nych nosa. Był ztego powodu dwukrotnie Etat nauczyciela akademicoperowany: pierwszy raz w Edynburgu kiego otrzymał w krakoww 1944 roku, drugi w Krakowie. Nieste- skiej Akademii Medycznej ty, zabiegi te nie przyniosły skutecznego 1 stycznia 1950, apracę wKliwyleczenia. Drugim wojennym nałogiem nice zakończył 30 wrześokazało się zamiłowanie do papierosów, a trzecim – ułatwiającym późniejsze lekarskie dyżury – psychika „człowieka-sowy”, ożywiającego się nocą, który praktycznie zachowywał nieustającą sprawność umysłu niezależnie od pory dnia inocy iwymagał niewielkiego czasu na regenerację. Pracę zawodową wPolsce jako lekarz ojciec podjął w Krakowie 1 września 1947 jako wolontariusz w Szpitalu św. Łazarza, a od 1 listopada tego roku otrzymał pracę jako starszy asystent w I Klinice Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Jagiellońskiego pod kierunkiem prof. Leona Tochowicza. Uniwersytet Jagielloński nadał mu dyplom lekarza nia 1956. W międzyczasie, za zgodą rektora uczelni, pełnił dyżury wKrakowskim Pogotowiu Ratunkowym PCK i Akademickiej Opiece Zdrowotnej. W tym czasie opublikował cztery wartościowe na owe czasy prace naukowe (Wyniki leczenia iperytem azotowym w schorzeniach nowotworowych, ziarnicy złośliwej i białaczkach – temat późniejszego jego doktoratu, Znaczenie próby oziębienia w nadciśnieniu samoistnym – wspólnie zWładysławem Fejklem, The Polish Institute and Sikorski Museum, London, LOT.A.V.51/59, s. 198 medycyny (L. 8/1947/48) 29 października Zachowanie się ciśnienia Moment dekoracji Krzyżem Walecznych przez generała 1947, w którym to dokumencie potwier- tętniczego w przebiegu choWładysława Sikorskiego; Exeter, 10 września 1942 dzono okresy studiów lekarskich wlatach roby nadciśnieniowej powikłanej niedo- II stopnia z chorób wewnętrznych. Po1932–1933 oraz 1936–1939 na Uniwer- mogą korowo-nadnerczową – wspólnie mimo tego rektor Akademii Medycznej, z Władysławem Fejklem, prof. Bronisław Giędosz, wypowiedział i Choroba nadciśnieniowa mu umowę o pracę 30 sierpnia 1956 (wejako przyczyna inwalidz- dług dokumentów: „na prośbę petenta”). twa i zgonów – wspólnie Trudno powiedzieć, na ile na tę decyzję z Janem Lankoszem), obro- miała wpływ jego historia wojenna i fakt nił dysertację doktorską zainteresowania się nim przez Urząd w 1950 roku oraz zyskał Bezpieczeństwa oraz raporty kilku TW powszechne uznanie jako (jednym z nich po latach okazał się znaznakomity lekarz i wspania- jomy z lotnictwa wAnglii) na temat jego ły kolega iwspółpracownik. kontaktów z byłymi kolegami i nauczyW kilkakrotnie wydawa- cielami uniwersyteckimi zczasów wojny, nych w latach 1950–1954 o których dowiedzieliśmy się dopiero po opiniach o swoim asysten- zaznajomieniu się z jego aktami osobocie prof. Leon Tochowicz wymi z archiwum IPN. Tajne dokumenty zwracał uwagę i podkreślał Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego zlat jego nieprzeciętne zdolno- 1948–1953 z jednej strony przerażają ści dydaktyczne, pilność (wypis z dokumentów Wojewódzkiego i odpowiedzialność, a także Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego dobre planowanie zajęć ze z 13 lipca 1949: [...] zdezerterował do studentami, a w pracy kli- 30. X. 47; [raport TW „K.S” z 12 sierpnia nicznej – sumienność i dba- 1949] [...] wychwala czasy sanacyjne oraz łość o pacjentów. Profesor rząd piłsudczykowski; jawnie przeciw Tochowicz zwrócił także obecnemu ustrojowi nie wypowiada się, uwagę na zbytnią surowość do partii nie należy, kontaktów towarzyi wysokie wymagania, jakie skich w miejscu zamieszkania nie utrzystawiał studentom na ćwi- muje; notatka z 3 października 1950 – czeniach – ale kontekst tej poszukiwany przez Zarząd Informacji opinii był raczej pozytywny. KBW – zlecenie „sprawdzenia obiektu”. Mieczysław Pietrzyk z dyplomem ukończenia studiów na Polskim W 1954 roku ojciec zdał Z drugiej – dziś śmieszą (notatka służboWydziale Lekarskim na Uniwersytecie w Edynburgu; styczeń 1944 egzamin specjalizacyjny wa TW z 20 sierpnia 1952, że na terenie

Tymczasowe brytyjskie prawo wykonywania zawodu wydane Mieczysławowi Pietrzykowi w marcu 1944 roku

Archiwum rodzinne

Krakowa były pilot RAF-u (kpt. M. Pietrzyk) interesuje się naszymi samolotami odrzutowymi, ale miał powiedzieć, że Polska nie jest zdolna mieć takie maszyny, jakie ma Anglia, a nasze lotnictwo nigdy nie dorówna lotnictwu angielskiemu, zaś posiadane kilka sztuk – to szmelc na pokaz, niewiele warty.

Raporty TW o kryptonimach „Olek”, „Pilot” i „W” powielają informacje o służbie ojca w RAF-ie, studiach na Uniwersytecie w Edynburgu, pracy w Krakowie po repatriacji. Z dokumentów IPN wynika też, że na skutek donosów „W” Urząd Bezpieczeństwa Publicznego inwigilował wielu lekarzy przebywających w okresie wojny w Anglii, w tym na PWL w Edynburgu. Byli to, między innymi, profesorowie: Reiss, Nowakowski iJappa, ilekarze: Wójcicki, Gałuszka, Kubiczek, Huczyński.

Jeszcze przed odejściem z krakow-

Kasyno oficerskie 307. Dywizjonu Nocnych Myśliwców, Mieczysław Pietrzyk (pierwszy z lewej) w battle-dresie już jako lekarz Dywizjonu; Horsham St. Faith, 1945

Ze zbiorów Roberta Gretzyngera

skiej AM, gdzie – jak twierdził – pracował jako „starszy asystent kontraktowy”, ojciec zatrudnił się 1 maja 1956 jako konsultant, aod września do grudnia tego roku pracował na stanowisku ordynatora oddziału wewnętrznego w Szpitalu Powiatowym im. Mikołaja Kopernika w Bochni. Od maja 1957 roku wrócił do pracy w Krakowskim Pogotowiu Ratunkowymi – już jako dyrektor tej instytucji (1957–1976) pracował w niej przez wiele lat. Dzięki uprzejmości Działu Kadr KPR i osobiście Doroty Krawczyk miałem możliwość wglądu do jego teczki osobowej. Ciekawa lektura, z której wyłoniła się postać ojca zupełnie mi dotąd nieznana. Rozpoczął pracę od podpisania oświadczenia autorstwa kolektywu Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, iż przyjmuje do wiadomości, że używanie alkoholu w czasie służby lub przyjście do pracy w stanie nietrzeźwym, ale także nadużywanie alkoholu poza służbą w mundurze z odznakami Pogotowia Ratunkowego będzie skutkowało rozwiązaniem umowy o pracę w trybie natychmiastowym. Potem było już tylko lepiej! W okresie sprawowania przez niego kierownictwa działalność pomocy doraźnej znacznie się poszerzyła. W budynku przy ul. Siemiradzkiego 1 utworzono sprawnie działający oddział ortopedyczno-urazowy, kierowany przez wiele lat przez lekarzy Zdzisława Zapałę i Edwina Opoczyńskiego, oraz sale intensywnego nadzoru medycznego dla ofiar wypadków. Kraków wzbogacił się o kilka dzielnicowych podstacji pogotowia, co znacznie skróciło czas dojazdu do potrzebujących pomocy. Bardzo usprawniono medyczne zabezpieczenie imprez masowych. Wgłównym budynku Pogotowia przy ul. Siemiradzkiego pełnili dyżury lekarze różnych specjalności, między innymi ginekolodzy, interniści i stomatolodzy, działała sprawnie apteka szpitalna kierowana przez panią mgr Krystynę Zejc. Był współorganizatorem tzw. Białych Niedziel wpowiecie bocheńskim. W1963 roku ojciec swoimi osiągnięciami w zakresie pomocy doraźnej podzielił się z szefami stacji pogotowia krajów demokracji ludowej na konferencji w Budapeszcie. Wokresie jego dyrektorowania wybudowano nowy gmach Stacji KPR przy ul. św. Łazarza. Minister zdrowia prof. Marian Śliwiński powierzył mu w okresie od marca 1975 do lutego 1976 obowiązki specjalisty wojewódzkiego w dziedzinie pomocy doraźnej. Jako lekarz z powołania, temperamentu i zamiłowania nigdy jednak nie zaprzestał bezpośredniego wykonywania czynno-

ści lekarskich i wykorzystywał każdą chwilę do pracy w ambulatorium czy wzespole wyjazdowym. Pogarszający się stan zdrowia, a szczególnie postępujące upośledzenie wzroku zmusiły go do rezygnacji ze stanowiska dyrektora Pogotowia w marcu 1976 roku, ale nadal pracował w nim jako lekarz dyżurny do czasu przejścia na emeryturę w 1979 roku. Anegdotycznym dokumentem z okresu pracy w Pogotowiu jest jego podanie z grudnia 1977 roku o zmniejszenie wymiaru godzin pracy do wysokości zarobku do kwoty 3 000 złotych miesięcznie, co motywował koniecznością oszczędniejszego trybu życia. Ciekawymi zaś – liczne potwierdzenia przyznawanych mu przez władze Krakowa nagród z okazji świąt państwowych i resortowych (między innymi Dnia Pracownika Służby Zdrowia, 1 maja czy 22 lipca). Po latach wyjaśniła się tajemnica licznych kieszonkowych, które otrzymywałem „bez okazji”, wręczanych z jednozdaniowym komentarzem: – No nie mów, że Ci się nie przyda! Nigdy nie pytał, na co – jako licealista czy student – wydałem otrzymane pieniądze.

W latach 50. ojciec otworzył praktykę lekarską, bardziej z zamiłowania do medycyny niż dla uzyskania dochodu. Jeden ztrzech pokoi przy al. Krasińskiego zamieniał się popołudniami na gabinet lekarski z magicznym kącikiem, za dnia przykrytym białym prześcieradłem, w którym na stole stał mikroskop Zeissa, ciężki statyw z rurkami Westergrena, hematometr, stanowisko do barwienia rozmazów krwi, wirówka do moczu oraz dziesiątki próbówek i buteleczek z odczynnikami do szybkich analiz. Badania analityczne wykonywał sam. Fascynujące miejsce dla małego chłopca, któremu ojciec czasami pozwalał obejrzeć „krwinki” pod mikroskopem albo barwne reakcje wprobówkach! Często wieczorami czytał angielskie podręczniki, z których do dziś zachowały się Disorders of the Blood Withbiego i Brittona czy A Textbook of Medicine Cecila i Kennedy’ego przywiezione z Anglii. Ale nieodpłatnie leczył ojców kapucynów w ich klasztorze przy ul. Loretańskiej, ratował artystów, pomagał wielu znanym krakowianom. W domowym archiwum znajduje się osobiste podziękowanie Wiesława Michnikowskiego i członków kabaretu Wagabunda za pomoc udzieloną w zdrowotnych kłopotach podczas krakowskiego tournée w 1957 roku. „Wagabundziarze” jed-

Archiwum rodzinne

Karta repatriacyjna kpt. pilota Mieczysława Pietrzyka; Gdańsk, 23 lipca 1947

nomyślnie nadali mu tytuł honorowego i dożywotniego lekarza i opiekuna ich teatru. Rektor AGH prof. inż. Feliks Olszak osobiście dziękował mu listem z grudnia 1958 za bezinteresowną, pełną poświęcenia troskliwą opiekę w czasie choroby rektora AGH prof. Witolda Budryka. W księdze dokumentującej wizyty domowe w 1968 roku znalazł się wpis: Bieda w domu chorego. Zostawiłem 20 złotych. Pacjentami byli też sąsiedzi z kamienicy przy ul. Chopina, wysoko postawieni sekretarze partyjni, którzy darzyli go olbrzymim zaufaniem, od których nigdy nie wziął ani grosza, ale panowie odwdzięczali się zawsze butelkami różnorakich alkoholi. W domu pojawiło się kilka obrazów, między innymi akwarele przedstawiające cyklameny od prof. Stanisława Gilewskiego z krakowskiej ASP, grafiki Janiny Maliszewskiej-Zakrzewskiej i dwa piękne pejzaże pienińskie Kazimierza Dzielińskiego, których przez pewien okres czasu leczył.

Okres pracy w I Klinice Chorób Wewnętrznych (tzw. „pawilonie”) podsumował w liście do ojca jego kolega, dr Zbigniew Kurtyka, pisząc w 1980 roku do niego te słowa: Okres „pawilonowy” można uznać za fundament naszej medy-

cyny, no i jakiś wyjątkowy czas zawierania przyjaźni, dobrych koleżeńskich stosunków, który już nigdy potem się nie powtórzył. Muszę sprawiedliwie przyznać, że okres Twojego szefowania na oddziale wspominam do dziś jako najlepsze terminowanie medycyny, a wiem, że całe życie byłeś wielce zapalonym doktorem...

Ojciec był członkiem i działaczem PCK, Aeroklubu Krakowskiego, aktywnym członkiem Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa, członkiem ZBoWiD i TPPR. Za swą pracę zawodową i społeczną otrzymał Złoty Krzyż Zasługi, brązowy medal „Za zasługi dla obronności kraju”, odznakę „Za wzorową pracę w służbie zdrowia”, złotą odznakę „Za pracę społeczną dla miasta Krakowa”, srebrną Honorową Odznakę PCK i wiele innych medali, odznak i dyplomów. 3 lutego 1972 za zasługi wojenne został kawalerem Srebrnego Krzyża Orderu Krzyża Wojennego Virtuti Militari, które to odznaczenie odebrał z rąk generała dywizji Edwina Rozłubirskiego. Pośmiertnie odznaczono go Krzyżem za Działania Bojowe Lotnictwa. 16 lutego 1949 Mieczysław Paweł Pietrzyk zawarł związek małżeński z Bogumiłą Aleksandrą Pasternak, studentką medycyny, później znaną krakowską pediatrą pracującą w Szpitalu św. Ludwika przy ul. Strzeleckiej. Ja (ur. 1950) zostałem profesorem medycyny, pediatrą nefrologiem dziecięcym, pracującym w latach 1974–2016 w Instytucie Pediatrii w Krakowie-Prokocimiu. Moja siostra Małgorzata (ur. 1954) ukończyła architekturę na Politechnice Krakowskiej i historię sztuki na UJ.

Moje wspomnienia o ojcu z dzieciństwa? Kilka. Niezapomniane! Jako kilkulatka po spacerze w nowym białym futerku, które zdążyło zmienić kolor na ubłocono-czarne po radosnym forsowaniu rowu pomiędzy deptakiem a Błoniami, postawił mnie pod drzwiami mieszkania, zadzwonił i... zniknął na cały dzień, obawiając się reprymendy ze strony matki. Albo zabawa amerykańską kolejką Lio-

Z żoną Bogumiłą; Tatry, 1949

nel, którą dostałem od starszego kuzyna z Chicago. Zapraszał kolegów, panowie rozkładali tory i bawili się w najlepsze. Mnie sadzano wśrodku torów, po których pędziły blaszane i turkoczące wagoniki. Nie wolno było mi czegokolwiek dotykać. Pretekstem było napięcie 13 V w torach, mogące porazić dziecko. Siedmiolatka skutecznie nauczył jeździć na rowerze. Granatowy Bałtyk zaopatrzony w kij od szczotki prowadził jednak tylko do deptaku, potem pobiegł i puścił... Szło super, dopóki nie obejrzałem się do tyłu i stwierdziwszy, że taty nie ma – wyrżnąłem na asfalt. Wycieczki tramwajem nr 6 zul. Zwierzynieckiej do Podgórza do pętli tramwajowej za pomnikiem Boga Ojca. Czasami, widząc odjeżdżający tramwaj, chwytał mnie pod pachę i wskakiwał do jadącego już pojazdu. Potem mijaliśmy pieszo kolejową stację Kraków-Krzemionki i wędrowali na kopiec Krakusa. Kartki z zeszytu były doskonałym materiałem do budowy „gołąbków”. Papierowe ptaki puszczane pod wiatr izwiatrem potrafiły przelecieć kilkaset metrów. Albo wakacje w Sopocie, lata 60. Wracamy z Helu, sztormowa pogoda. Poniemiecki stateczek „Olimpia” walczy z falami, a my zaglądamy do maszynowni. Ojciec pokazuje mi pracujące zawory wdieslowskim silniku. Nagle znaleźliśmy się obaj po pas w wodzie, nie zauważywszy wału spienionej wody, który wdarł się na dolny pokład. Pamiętam do dziś jego żelazny chwyt w pół, by nie porwała mnie fala. Cali przemoczeni wędrowaliśmy do domu przez Monte Cassino. Ojcu zawdzięczam biegłe opanowanie angielskiego. Jako siódmoklasista miałem w jednym palcu cztery tomy Eckersleya i całkiem nieźle mówiłem w tym języku. A z poważnych rzeczy pamiętam 1969 rok, po marcu ’68. Byłem na drugim roku studiów. W głowie huczało od propagandy, antysyjonistycznych rozliczeń, czystek na uczelniach, w pamięci Praska Wiosna 1968 i inwazja wojsk radzieckich na Czechosłowację. Zaprosił mnie do gabinetu i kazał zamknąć drzwi od pokoju. – Musiałem zapisać się do partii – zaczął poważnym i ściszony głosem. – Żebyś mógł skończyć studia, żeby nam nie brakło na chleb. Drugi raz nie dam się zwolnić... Nigdy więcej do tej rozmowy nie wróciliśmy. Szanowałem tę decyzję, choć wtedy nie rozumiałem jej do końca.

Ojciec prywatnie to przede wszystkim zapalony wędkarz, w latach 50. i 60. regularnie opłacający składki Polskiego Związku Wędkarskiego, kochający swoje tonkinowe wędki i sztuczne muchy, na które na Dunajcu w okolicach Szczawnicy-Krościenka i Tylmanowej łowił pstrągi i lipienie, brodząc po bystrzach w wysokich woderach. Oczywiście osobą, która pakowała do wiklinowego koszyka złowione ryby, byłem ja! Kolekcji wędek i kołowrotków zazdrościli mu przyjaciele. Szczawnica była przez wiele lat ulubionym miejscem spędzania wakacji. Willa „Awionetka” nad dolnym Parkiem Zdrojowym u stóp Bryjarki była przez wiele lat placem zabaw, miejscem

przygód i punktem wypadowym dla wielu wycieczek. Na plażę przy połączeniu Grajcarka i Dunajca jeździliśmy dorożkami.

W 1962 roku rodzice stali się właścicielami wymarzonego samochodu, którym był enerdowski Wartburg Standard 312. Ojciec wraz z rodziną objechał nim całą Polskę, wyjeżdżaliśmy kilkakrotnie na wakacje do Bułgarii. Był ciekawy świata i lubił podróżować. Podczas wyprawy do Aten jesienią 1964 roku, gdzie towarzyszył mamie w czasie obrad śródziemnomorskiego kongresu pediatrów, zaskoczył nas niesamowitą pamięcią. Zjeżdżając z płaskowyżu w okolicach Larissy, dostrzegłszy morze, zatrzymał samochód, wysiadł i zaczął recytować w starożytnej grece wersety z Odysei Homera. Zakończył po kilku minutach. Jak sprawdziłem niedawno, z greki na maturze miał Archiwum rodzinne ocenę... dostateczną! Po Atenach Święto Lotnictwa w Krakowie; Mieczysław Pietrzyk przed hangarem Muzeum Lotnictwa w Czyżynach, po lewej prespacerowaliśmy godzinami. On wra- zes Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa Józef Zubrzycki, po prawej generał-pilot Stanisław Skalski, legendarny cał pamięcią do czasów antycznych, as lotnictwa myśliwskiego w czasie drugiej wojny światowej o których uczył się w Nowodworku i, jak budowli i muzealnych eksponatów. dyplomaci, i tamtejszych milicjantów mówił, historię czytał z greckich i łaciń- Dramat Eurypidesa Alkestis odgrywany kierujących głównie rowerowym ruchem skich inskrypcji wykutych w kamieniu w tradycyjnej formie antycznej w amfi- wokolicach hotelu Dajti. Znajomi wKrana murach dziesiątków zabytkowych teatrze u stóp Akropolu tłumaczył nam, kowie nie dowierzali. W1966 roku dotarł jakby to dziś powiedzieć – sy- do Bałcziku. Miałem wtedy 16 lat. Nie multanicznie! Powrotna droga rozumiałem, dlaczego godzinami chodzido Polski przez Jugosławię była liśmy po małych uliczkach opustoszałego kuszącą propozycją, ale „na wpołudnie miasteczka. Dotarliśmy do paskróty” przez Albanię – jeszcze łacyku królowej Marii, wrócili do portu. bardziej! Pietrzykowie, puka- Wtedy, stojąc na betonowym falochronie, jąc późnym październikowym po raz pierwszy opowiedział mi ohistorii wieczorem do drzwi polskiej internowania w Rumunii w 1939 roku ambasady w Tiranie, wzbudzili i o trudnym czasie oczekiwana na ewazdumienie i popłoch. – Jak kuację do Francji. Nie krył wzruszenia. się tu dostaliście? Odpowiedź Samochód dawał szansę zwiedzania była prosta: – W asyście woj- pasa konwencji po słowackiej stronie, skowego gazika, eskortującego Francji i Paryża (który wspominał jesznas od granicy na zachód od cze z czasów wojny), ale także Węgier, Ochrydu. Załatwianie papierów Rumunii, Jugosławii i Włoch. Kochał umożliwiających opuszczenie prowadzić. Zawsze przed wyjazdem raju Enwera Hodży trwało studiował mapę i zapamiętywał drogę. kilkanaście godzin. Po dwóch Miejscowości, skrzyżowania. Miał fedniach gaz – zielony anioł stróż, nomenalną orientację w terenie. Ale też towarzyszył wartburgowi aż do jemu zawdzięczam perfekcyjne przyFot. Archiwum rodzinne granicy za Szkodrem na północy Albanii po kamienistych, zniszczonych drogach strzeżonych przez betonowe bunkry. Ojciec wielokrotnie wspominał centralny plac wTiranie, po któgotowanie mnie do egzaminu na prawo jazdy. Zdałem jako piętnastolatek, prawo otrzymałem po ukończeniu 16 lat. Lotniczym nawykiem było zawsze obejrzenie isprawdzenie samochodu, zanim do niego wsiadał. Auto, októre dbał, odwdzięczało

Dekoracja Krzyżem Virtuti Militari przez generała dywizji rym w czarnych mercedesach się bezawaryjną jazdą. Dwusów pokonał Edwina Rozłubirskiego; Kraków, 1972 poruszali się głównie chińscy ponad sto tysięcy kilometrów, nim zastą-

Odznaczenia za lotnicze działania bojowe – bezcenna pamiątka rodzinna przypominająca wojenny trud kapitana pilota, dr. med. Mieczysława Pawła Pietrzyka (niestety, zaginęły odznaczenia brytyjskie, m.in. Atlantic Star) pił go fiat 124. Lubił nim jeździć, ale jako Król z małżonkami. Utrzymywał także pasażer. Ulubionym miejscem krótkich kontakty i przyjaźnił się z doc. Jerzym popołudniowych wycieczek był zalew Tabeau, Leonem Cholewą, Janem Lanw Kryspinowie i barek pod sosnami, do koszem iZygmuntem Hanickim oraz inż. którego wstępował na małe jasne. Władysławem Stachowem ijego małżon-

W domu zawsze obchodził uroczy- ką Heleną, również lekarzem pediatrą. ście imieniny, na które zapraszani byli Częstymi gośćmi wdomu byli mec. Józef przede wszystkim koledzy z okresu Śmigielski i jego małżonka Irena. Serstudiów przed wojną i pracy w I Klinice: decznie przyjaźnił się z wieloma współprofesorowie Władysław Fejkiel i Jan pracownikami z Pogotowia: mgr. Janem Kobiela, Tadeusz Horzela i Władysław Kawskim, dr. Edwinem Opoczyńskim,

Mieczysław Pietrzyk z mecenasem Bolesławem Zbierzchowskim, za sterem Staś Urbanik; jezioro Niegocin, 1976

Jacek Pietrzyk dr. Bogdanem Zapalskim. Szczególna przyjaźń jeszcze z czasów przedwojennych łączyła go z Mieczysławem Chrostkiem, znanym przedwojennym bokserem, mistrzem Polski wwadze lekkiej, awczasie wojny żołnierzem armii polskiej walczącym pod Tobrukiem i Monte Cassino. Chrostek wspaniale i barwnie opisywał swoje wojenne walki bokserskie, które staczał jako żołnierz 2. Korpusu na Bliskim Wschodzie iwAfryce. Panowie darzyli się wielkim szacunkiem i sympatią.

O medycynie w domu w zasadzie się nie rozmawiało. Wczasie mojej nauki wliceum liczył, że przekona mnie do studiów medycznych, nie mogąc zdzierżyć wdomu nieustającej pracowni radiotechnicznej, która fascynowała młodego licealistę. Użył skutecznego argumentu, mówiąc: – Wiesz, słuchawką i tym, co masz w głowie,

Jacek Pietrzyk Pamiątkowy znaczek projektu „Dywizjon 307 – Exeter-Kraków”; Muzeum Lotnictwa Polskiego, 2016

zarobisz na życie, ale nie oczekuj niczego więcej... Zadziałało! Okazał się bezcenną pomocą wczasie moich studiów, pomagając opanować tajniki anatomii, patologii i podstawy badania fizykalnego, które kochał i w którym był mistrzem nie do pokonania. Podręcznik Ralpha H. Majora Physical Diagnosis kupiony w księgarni medycznej Donalda Ferriera wEdynburgu znał na pamięć. Książka okazała się być niesamowitym źródłem wiedzy, zdobywanej tym razem winnym języku. Jego umiejętności badania fizykalnego, opukiwania i osłuchiwania zawsze przypominała mi prof. Maria Popczyńska-Markowa, kardiolog dziecięcy, z którą przez wiele lat miałem zaszczyt pracować wProkocimiu. Przy każdej okazji wspominała ćwiczenia z ojcem i podkreślała, że to, co umie, zawdzięcza jemu. Słuchanie medical English ojca było dla mnie, studenta medycyny, nowym doświadczeniem. Potem było

samodzielne czytanie angielskich podręczników. Cóż, moje oceny w indeksie były znacznie lepsze niż ojcowskie, jak niedawno skonfrontowałem oba dokumenty. Bardzo przeżywał mój egzamin z interny. Czwórka u prof. Hanickiego. – Czego nie wiedziałeś??? – zapytał. – Szmeru Durozieza (jeden z objawów niedomykalności zastawki aortalnej). – Z czego się uczyłeś? – Z „małego Szczeklika”... Podszedł do biblioteczki, sięgnął po „Majora”, nie zastanawiając się ani chwili, otworzył na stronie 235 i rzekł spokojnie: – Czytaj... Było! Dokładnie opisane! Auscultation of the blood vessels... Double intermittent crural murmur.

Mimo upływu czasu angielski nie sprawiał mu trudności. Często w domu słuchał wiadomości BBC, niezagłuszanych, w przeciwieństwie do polskojęzycznych audycji Wolnej Europy. Ulubionym zespołem był The London Beats, ale i Beatlesi. Nucił wiele ich piosenek, dziwiąc się prostocie tekstów. Lecz gdy moja grzywka żywcem przypominała tę Paula McCartneya (a nierzadko bywała dłuższa), zawsze kończyło się to uwagą: – Może byś poszedł do fryzjera? Uwielbiał słuchać piosenek Fogga, Koterbskiej, Przybylskiej, Połomskiego, Villas. Z małego sklepiku Polskich Nagrań przy ul. Karmelickiej, tuż koło teatru Bagatela, od czasu do czasu przynosił kolejne longplaye, których w domu był jedynym słuchaczem. Adapter? Oczywiście Bambino, w którym co jakiś czas musiałem wymieniać zużyte wkładki.

Dużo pracował. Żył pracą, ale w 1976 roku, już po rezygnacji z dyrektorowania Pogotowiu, dał się namówić na żeglarski rejs po Mazurach (przed wojną na samodzielnie zbudowanym kajaku wielokrotnie pływał Wisłą do Tyńca i spływał wpław). Anegdoty o nocy spędzonej w komisariacie milicji w Mikołajkach (jachtowa koja „Cariny” okazała się być na dłużej mało wygodna), sielawkach, wódeczce i zamkniętej dla bezpieczeństwa celi, w której spał do rana – długo krążyły wśród żeglarzy medyków Rejsu Eskulapa. Tak jak i przygody związane z halsowaniem od brzegu do brzegu do najbliższych krzaczków po raczeniu się z przyjacielem, mec. Bolesławem Zbierzchowskim, skrzyneczką brzoskwiń popijanych francuską brandy na kei w Wilkasach... Tego żołądek byłego pilota nie wytrzymał! A trzymanie szotów i rumpla na jachcie nie sprawiało mu chyba tak wielkiej frajdy jak drążka sterowego w samolocie.

Jako ciekawostkę chciałbym wspomnieć, że po wojnie ojciec ani razu nie zasiadł za sterami samolotu ani nie był pasażerem samolotu komunikacyjnego. O samolotach mówił, zwiedzał wystawy lotnicze, chodził na pokazy lotnicze – ale nie latał. Regularnie spotykał się z przyjaciółmi w Klubie Seniorów Lotnictwa, a szczególnie przyjaźnił się z st. chor. mech. pokładowym Józefem Zubrzyckim DFC, z którym służył razem w Dywizjonie 307. Spośród kolegów zUniwersytetu Edynburskiego utrzymywał kontakty z doktorami Kawą (Kanada), Kolibabką i Arciszewskim (Anglia). Ten ostatni, lekarz laryngolog z północnej dzielnicy Londynu Edgware, w czasie wojny żołnierz brygady spadochronowej gen. Sosabowskiego, opowiadając mi w czasie spotkania w Londynie w 1972 roku o ich wspólnych studiach w czasie wojny, wspominając ojca, ze wzruszeniem powiedział: Jak Mietek miał 6 funtów, to znaczy mieliśmy SZEŚĆ FUNTÓW! (w czasie wojny to były spore pieniądze).

Jako student medycyny odbywałem praktykę zagraniczną w powiatowym szpitalu wCarluke, hrabstwo Lanarkshire, 20 kilometrów od Glasgow. Z wielkim wzruszeniem oglądałem dziedziniec Uniwersytetu w Edynburgu i pamiątkową tablicę poświęconą PWL. Ale nie odmówiłem sobie przyjemności wycieczki do Forth Bridges nad zatoką Fitrth of Forth. Stojąc na środku nowego mostu drogowego, starałem się zrozumieć, jakim cudem można było przelecieć Defiantem lub Beaufighterem kilka metrów nad powierzchnią morza pod głównym przęsłem kolejowego mostu zlokalizowanego na wschód od tego drogowego. Podobno parę razy tak latał, wracając znocnego patrolu...

Pogarszający się stan zdrowia, a szczególnie pogarszający się wzrok zmusiły go do ograniczenia aktywności zawodowej. WPogotowiu dyżurował już tylko wpodstacji przy Rynku Podgórskim kilka razy w miesiącu, do czasu przejścia na emeryturę w 1979 roku. Mogłem spłacić dług, bo wielokrotnie tym razem ja ojcu opowiadałem, jak dawkować leki u dzieci, bo i tacy pacjenci trafiali na dyżur.

Doświadczył radości narodzin wnuczki Magdaleny na trzy miesiące przed śmiercią. Do problemów ze wzrokiem dołączyły się objawy przewlekłej ob-

Archiwum Jacka Pietrzyka

Prof. Jacek Antoni Pietrzyk w swoim gabinecie w Instytucie Pediatrii; 2016

turacyjnej choroby płuc. Leki okazały się mało skuteczne. Zmarł w Krakowie 30 lipca 1980. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim w rodzinnym grobowcu. Kraków tłumnie żegnał swojego Lekarza przy przejmującym dźwięku syren karetek pogotowia. Dyrekcja Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego wystąpiła do władz miasta o miejsce wAlei Zasłużonych. Odmowa wynikała zprośby rodziny o katolicki pogrzeb.

We wspomnieniu autorstwa prof. Tadeusza Horzeli, opublikowanym w „Przeglądzie Lekarskim” w1982 roku, znalazło się zdanie będące podsumowaniem życia ojca: Krakowskie środowisko lekarskie utraciło doświadczonego, mądrego kolegę lekarza, organizatora i nauczyciela, a chorzy – troskliwego, wnikliwego lekarza. Odszedł Człowiek, który całym swoim życiem dawał przykład bezkompromisowego, nieliczącego się z żadną ceną patriotyzmu, i który był tak skromny, że gdy wspominał swoje dzieje, robił wrażenie, że się wstydzi, że zrobił tak mało.

Myślę, że dla mnie zrobił wiele, amój medyczny i naukowy sukces, w tym doktorat, późniejszą habilitację, ale także profesurę, nie mówiąc o biegłości w angielskim, która w maksymalny sposób pozwoliła mi wykorzystać harwardzkie stypendia w latach 80., zawdzięczam także jemu. Dzięki, Tato! Byłeś super Ojcem.Tylko dlaczego nie podzieliłeś się ze mną swoją historią wtedy, gdy byłem młody, i musiałem Cię odkryć na nowo dopiero teraz?

Jacek Antoni Pietrzyk

emerytowany kierownik Oddziału Dializ i Kliniki Nefrologii Dziecięcej Instytutu Pediatrii Collegium Medicum UJ w Krakowie

This article is from: