9 minute read

Jan Michalik – REFLEKSJE PRZY ODNOWIENIU DOKTORATU

Next Article
PÓŁKA NOWOŚCI

PÓŁKA NOWOŚCI

REFLEKSJE PRZY ODNOWIENIU DOKTORATU

Moje 70. urodziny przed dziesięciu laty połączono z wręczeniem ofiarowanej mi księgi. Takiego gestu mogłem się do pewnego stopnia spodziewać. Prawdziwą niespodzianką była jednak obwoluta iokładka książki. Wpierwszej chwili zdawała się być reprodukcją znanego obrazu Leona Wyczółkowskiego przedstawiającego Karola Estreichera w loży na przedstawieniu Wesela. Sportretowanie ojca Bibliografii polskiej w teatrze nie dziwi. Sam już w latach 70. XIX wieku wyznał: „Jestem obok Bibliografii... na wskroś teatralny”. Prawdziwym zaskoczeniem była konstatacja, że Estreicher posiada moją twarz, że faktycznie jest to fotografia mojej osoby – owoc kunsztu Konrada Pollescha. Gdy dodać tytuł owego tomu – Antreprener (czyli przedsiębiorca, w XIX wieku kierownik teatralnego zespołu), ten środowiskowy żart mile połechtał – nie wiem, czy zasadnie – moje ego, był dla mnie swoistym aktem nobilitacji.

Advertisement

Od 2009 roku ilekroć wchodzę do auli Collegium Maius, kieruję swój wzrok na wykonany w 1908 roku portret. Zbieg okoliczności spowodował, że dopiero

Prof. Jan Michalik i jego portret – prezent z okazji 70. urodzin, wręczony przez ówczesnego dziekana Wydziału Polonistyki prof. Jacka Popiela; 15 czerwca 2009

Dziekan Wydziału Filologicznego UJ prof. Jan Michalik z prorektorem UJ prof. Franciszkiem Ziejką; 1 października 1993

przed kilkunastu miesiącami bliżej zainteresowałem się biografią twórcy monumentalnej Bibliografii polskiej, a równocześnie autorem kilkutomowych Teatrów w Polsce. Wtedy odżyły własne związki z Karolem Estreicherem seniorem i Karolem Estreicherem juniorem – fakty nieznane pomysłodawcy oryginalnie wykoncypowanej okładki sprzed ponad 10 lat (pomysłodawcy dla mnie do dzisiaj anonimowemu).

Oto one: jeszcze kończąc studia, pierwsze pieniądze zarobiłem, na godzinach zleconych, w Pracowni Bibliografii Polskiej XIX Wieku kierowanej przez wnuka, z którym parokrotnie zdarzyło mi się spotkać. Wtej Pracowni iwtym trybie przepracowałem w wymiarze pełnego etatu cały rok akademicki 1961/1962. Od lat 80. do przedostatnich dziesięcioleci część energii i czasu pochłaniały mi zajęcia związane z organizacją, kierowaniem kolejnymi dużymi przedsięwzięciami informacyjnymi, bibliograficzno-dokumentacyjnymi z pogranicza teatru i dramatu. Nie ja byłem ich „głównym wykonawcą”, ale lubiłem te żmudne prace, dostarczały mi sporo satysfakcji. Może był to efekt zainfekowania kwerendami prowadzonymi kiedyś wkrakowskich iwarszawskich bibliotekach dla „Estreichera”?

Niejako nieprzeczuwaną zapowiedzią tego nurtu mych wysiłków było sprezentowane mi przez Jerzego Gota przy końcu lat 70. pudełko (pewnie robocze) na duże karty katalogowe starego typu, używane

Konrad K. Pollesch

dawniej w Bibliotece Jagiellońskiej (za czasów mej młodości udostępniane niekiedy czytelnikom). Były to prostokąty (bliskie kształtem już kwadratowi), nierzadko zapisane charakterystycznym, bardzo czytelnym, pismem Karola Estreichera seniora. Got ten dar otrzymał od jego wnuczki, Krystyny Grzybowskiej. Moje pudło było tekturowe, brązowo obciągnięte, starannie, szlachetnie wykonane, przeznaczone na opisy książek autorów o nazwiskach na litery (żółto wytłoczone) V i W. Podarowałem je uniwersyteckiemu muzeum.

Jak wspomniałem, dopiero teraz, już ponad 10 lat na emeryturze, pierwszy raz bliżej zająłem się kolejami życia Estreichera seniora, urodzonego w 1827 roku. Byłem zaskoczony, że Senior, wmłodości parający się dziennikarstwem, w 1855 roku w korespondencji do lwowskiego periodyku zamieścił „wspomnienie pozgonne o Hilarym Meciszewskim” (w tym miejscu nie-historykom teatru należy się informacja: Meciszewski to bardzo wybitna postać w dziejach polskiej sztuki teatralnej, publicysta i antreprener krakowskiego teatru w latach 1843–1845). Młody Estreicher senior już go cenił, napisał od razu: Był to dyrektor teatru, jakiego w tym rodzaju scena polska potąd nie miała.

Pomyślałem: autor tych słów, zmarły w 1908 roku, mógłby też napisać „wspomnienie pozgonne” o... Stanisławie Wyspiańskim. Znalazło się w jego „okruchach wierszowanych”. Dorobek twórcy Wesela jest tematem trzech wierszy, dwa z nich powstały już po śmierci artysty. Świadczą o zainteresowaniu, ale nie bezkrytycznym, jego twórczością. Bibliograf wyznał:

W „Klątwie” witałem, witałem w „Weselu” Młodzieńczych natchnień rozigrane nerwy. Witałem ducha świadomego celu, Jak się unosił, biegł przodem bez przerwy.

„Rymarz” (jak sam siebie określał) nie był jednak pewny trwałej wartości formy i kierunku poszukiwań artysty. Wwierszu Po pogrzebie St. Wyspiańskiego zastanawiał się:

Na Skałkę wiódł go naród, jak hetmana, Łkając, że słońce nad nami zgasło... Lecz czy ten zachwyt, co rozbrzmiewał z rana, Pod wieczór wyda kiedyś równe hasło? [...] Na sąd krytyczny dziś za wcześnie jeszcze – –Czekajmy – co nam szereg lat obwieści – –Nie wszyscy głośni uwielbiani wieszcze Jubileuszu doczekali cześci.

Jest jeszcze jedno ogniwo łańcucha skojarzeń wywołanych przez fotomalarski pastisz Pollescha łączący mnie z Karolem Estreicherem seniorem, a także miejscem,

w którym przed rokiem miała się odbyć dzisiejsza uroczystość. Wszak ten bibliograf, historyk teatru wrównym stopniu był bibliotekarzem, nadzwyczaj zasłużonym dyrektorem Biblioteki Jagiellońskiej. Kierował nią przez 37 lat. Siedzibą biblioteki – jak wiadomo – był gmach Collegium Maius, a dyrektor przez te 37 lat w nim mieszkał. Posiadał służbowe, ośmiopokojowe, mieszkanie na drugim piętrze. Kiedy odebrano mu prawo korzystania z niego, w proteście przeszedł w 1905 roku na emeryturę – miał wówczas 78 lat. Zachował jednak prawo użytkowania swego gabinetu na pierwszym piętrze, by nadal pracować

nad Bibliografią polską – słusznie więc portret dyrektora zdobi tamtą aulę.

Przy okazji odnowienia mego doktoratu Biblioteka Jagiellońska musi się pojawić – bez niej nie byłoby owego doktoratu ani kolejnych stopni naukowych. Prawda jest taka: gdyby policzyć godziny, dnie, tygodnie, miesiące spędzone w budynkach przy ul. Gołębiej i te spędzone w czytelniach przy al. Mickiewicza, przeważyłyby drugie. Z pewnością Bibliotece Jagiellońskiej

Całe dojrzałe życie, z wyjątkiem dwóch lat, związany byłem wyłącznie z naszą Alma Mater. Uniwersytet Jagielloński na różny sposób ukształtował moją biografię i twórczość naukową. On i spotkani w nim ludzie – mówił prof. Jan Michalik podczas swojego wystąpienia w auli Collegium Novum; 20 kwietnia 2021

Fot. Anna Wojnar

Uczestnicy uroczystości odnowienia doktoratu prof. Jana Michalika w auli Collegium Novum

Prof. Jan Michalik przed Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie; 1986

zawdzięczam swą serdeczną przyjaźń z poznanym tam magistrem Franciszkiem Ziejką. To tam – w czytelniach, na korytarzach, w sławnym niegdyś bufecie, zbliżyliśmy się. Naszą znajomość zawodową z czasem przenieśliśmy na grunt prywatny, rodzinny, czas pożytkowany na wypoczynek. I tak trwaliśmy, ostatnio, z wielu powodów, spotykając się w bibliotece, niestety, coraz rzadziej... Nie spotkamy się już nigdy.

Mam dług wdzięczności wobec Biblioteki Jagiellońskiej, nie mniejszy mam wstosunku do ulicy Gołębiej. Całe dojrzałe życie, z wyjątkiem dwóch lat, związany byłem wyłącznie znaszą Alma Mater. Uniwersytet Jagielloński na różny sposób ukształtował moją biografię i twórczość naukową. On i spotkani w nim ludzie. Z perspektywy lat wyraźnie widzę, jak niezwykle ważną rolę odegrał Henryk Markiewicz. Nie mogę uważać się za jego ucznia, lecz to on był moim opiekunem, promotorem w przewodzie doktorskim, protektorem, opiniodawcą przy wszystkich etapach naukowych awansów; zawsze moralnym autorytetem. On też pośrednio ukształtował mój naukowy los, gdy jako kierownik Katedry Historii Literatury Polskiej zatrudnił w niej w połowie lat 60. historyka teatru Jerzego Gota. Ten zkolei na początku lat 70. przekonał mnie, że studiowanie dziejów teatru jest, po pierwsze, potrzebne, bo to obszar zaniedbany, po drugie – atrakcyjniejsze niż badanie literatury. Bez Gota, zktórym potem się zaprzyjaźniłem, nie byłbym tym, kim dziś jestem. Uważam się za jego ucznia, choć nigdy nie byłem jego studentem, nie uczęszczałem na jego wykłady, seminaria. Wtamtych odległych czasach duże znaczenie miały dla mnie kontakty z Tomaszem Weissem – zaprzyjaźniliśmy się, zbliżyły nas wspólne zainteresowania krakowskim środowiskiem artystycznym Młodej Polski. Ta trójka (Markiewicz, Got, Weiss) walnie przyczyniła się do utworzenia w połowie lat 70. na Uniwersytecie Jagiellońskim pierwszych w Polsce uniwersyteckich studiów teatrologicznych.

Przypadki losowe spowodowały, że wkrótce kilkakrotnie, krótko, przyszło mi zastępczo pełnić obowiązki kierownika zakładu, potem katedry. Od początku lat 80., z przerwą na wyjazd do Monachium, kierowałem tą kilkunastoosobową jednostką aż do rozstania się, ze względu na stosowny wiek, zUczelnią. Okazało się, że miałem także wielkie szczęście do mych podopiecznych, którzy sporadycznie byli moimi magistrantami, doktorantami. Nasz zespół składał się z wychowanków przede wszystkim badaczy literatury: Henryka Markiewicza, Jana Błońskiego, potem Ewy Miodońskiej-Brookes. W ostatnich latach są to już wychowankowie pierwszego pokolenia naszych studentów. Tworzymy zespół o dużym potencjale, zarówno gdy idzie ohistorię, jak iwspółczesność teatru.

Profesor podczas konferencji z udziałem Sławomira Mrożka, trzecia od lewej Herta Schmid z Uniwersytetu w Monachium; aula Collegium Novum, lata 90. XX wieku

Świąteczne spotkanie w dziekanacie Wydziału Filologicznego w gmachu Collegium Novum przy ul. Gołębiej 24; początek lat 90. XX wieku

Fot. Archiwum prywatne Jana Michalika

Prodziekan Wydziału Filologicznego UJ prof. Jan Michalik przemawia w auli Collegium Novum, na katedrze ówczesny rektor UJ prof. Andrzej Pelczar, a poniżej prorektorzy, od prawej: Bolesław Ginter, Krystyna Dyrek i Janusz Sondel

Spektakularnym tego dowodem są urządzane od dekady przez Polskie Towarzystwo Badań Teatralnych plebiscyty na najlepszą polską książkę o dramacie, teatrze i widowiskach. W pięciu edycjach (a więc w ich połowie) ten tytuł przyznano naszym, krakowskim pracom.

Przed bardzo wielu laty w moich badaniach dostrzeżono kontynuację tradycji krakowskiej teatrologii, praktycznie Jerzego Gota. Od lat 90. niekiedy czytam, mówi się, o stworzonej przeze mnie krakowskiej szkole historii teatru. Nigdy o tym nie myślałem, jestem niechętny formułowaniu manifestów. Od początku szło

mi tylko o ukazanie pracy teatru w całym jej skomplikowaniu, nierozerwalnym związku przedsiębiorstwa z instytucją artystyczną, ich wzajemnych powiązaniach, uwikłaniach, bez sięgania po anegdoty, wyłącznie w oparciu o zgromadzone iskomentowane rzetelnie dokumenty. Przypisywanie mi tworzenia szkoły brałem za objaw życzliwości dla mnie. Zdanie zmieniłem po przeczytaniu charakterystyki mojego naukowego pisarstwa sporządzonej przez dwoje byłych doktorantów, w jubileuszowej księdze, od której rozpocząłem te dywagacje. Zatytułowali ją Pedagogia ukryta, czyli czego nauczyć się można od Jana Michalika. Uwierzyłem, że reguły mojej metody badawczej dają się opisać wformule nie zadeklarowanej, lecz praktykowanej „szkoły”.

Kiedy spoglądam dziś wstecz na swe dokonania, to w tym momencie od własnych dawno już napisanych książek, artykułów bardziej cenię sobie dorobek moich doktorantów (prawdę mówiąc – doktorantek, doktorant jest jeden: dzisiejszy Laudator). Obecnie wśród nich jest kilkoro profesorów belwederskich i uczelnianych, jest pani rektor. W tym gronie powstał kolejny tom dziejów teatru w Krakowie, obejmujący okres międzywojenny w XX wieku. Gdy mowa o krakowskiej szkole uprawiania historii teatru, wypada wspomnieć żartobliwe funkcjonowanie terminu „krakowska szkoła lwowska”. Pod moją opieką, niezależnie od ukazania się sześciu repertuarów polskiego teatru we Lwowie, powstało kilka książek traktujących o tamtejszym teatrze dramatycznym w XIX wieku, a także historia opery lwowskiej do roku 1918. W XXI wieku można się dopatrzyć zaczątków „krakowskiej szkoły warszawskiej”. Moja doktorantka przygotowała Warszawie historię tamtejszej opery ioperetki do początków XX wieku, inna przedstawiła zupełnie nowe spojrzenie na jeden znajciekawszych okresów tamtejszej sceny dramatycznej w XIX wieku.

Jak widać, tworząc ten rejestr, ograniczam się wyłącznie do prac traktujących oprzeszłości polskiego teatru. Jeśli do tego dalece niekompletnego wyliczenia dodać nowatorskie opracowanie sposobu przygotowywania przedstawień wXIX stuleciu w trzech głównych ośrodkach polskich, oryginalną, samodzielną prezentację dziejów różnorakich form teatralnych wPolsce od zarania dziejów aż po wiek XX owego jedynego doktoranta, wcześniej tegoż pierwszą zbiorczą prezentację głównych problemów sztuki aktorskiej w piśmiennictwie polskim XIX wieku, następnie zaś analizę ich praktycznych konsekwencji, to można zrozumieć moją dumę i satysfakcję z moich młodszych koleżanek i kolegi. Wszak oświadczyłem kiedyś, że swoje zadanie upatruję w stworzeniu wiarygodnych „półproduktów”, które będą stanowić solidny fundament dalszych badań. Tak się też stało.

Taka jest moja bardzo krótka historia efektów jednego doktoratu z 1968 roku, przy okazji jego odnowienia po 50 latach. Jestem bardzo wdzięczny losowi, że pozwolił mi życie spędzić na naszej Uczelni, wśród jej ludzi. I jej tradycji.

Prof. Jan Michalik z doktorantką Agnieszką Wanicką; 2009 Prof. Jan Michalik jako dziekan Wydziału Filologicznego w pochodzie inauguracyjnym; Planty, lata 90. XX wieku

W Starym Teatrze w Krakowie; 7 listopada 1999

Jan Michalik

This article is from: