O poczciwym Diable i dziewczynie
5
Działo się to tam, gdzie niewielkie wzgórza poprzecinane są leniwie płynącymi rzekami. Gdzie wichrami powykręcane sosny upojnie pachną żywicą, a piaszczyste drogi pełne są legend, śpiących w pochylonych ku ziemi drzewach. Właśnie w jednym z takich drzew, na skraju grzęzawiska, zamieszkał pewien Diabeł. Wygnany z piekła za opieszałość i lenistwo, zaszył się na tym zapomnianym odludziu. Całe dnie przesypiał w wierzbie, a wieczorami podchodził pod ludzkie siedliska. Nie był jednak złym czortem czyhającym na człowiecze dusze. Właśnie dlatego władca piekielnych czeluści wypędził go, nie życząc sobie trzymać takiego odmieńca w szeregach swych sług. Był więc Diabeł poczciwy i dobry. Nigdy, przenigdy nie namówił nikogo do złego. Sam też niczego złego nie uczynił. Zamiast kusić, wolał wędrować, przyglądając się okolicy albo rozmawiać z ludźmi. Nie mamił nikogo fałszywym złotem, nie obiecywał wiecznej młodości w zamian za podpisany krwią cyrograf, nie wszczynał sporów ani waśni. Lubił spacery, kochał kwiaty oraz grę na swej fujarce. A trzeba przyznać, że był to instrument niezwykły. Choć niepozorny, bo wystrugany z wierzbowej gałązki, ale obdarzony magiczną wprost siłą.
7
Poczciwy bies często umilał sobie czas grą na swej piszczałce. Szczególnie wtedy, gdy było mu smutno lub tęskno, albo gdy, niechcący, kogoś przestraszył. Bo choć serce miał dobre, to wygląd iście diabelski... Ta czartowska powierzchowność bardzo go martwiła, nic jednak nie mógł na nią poradzić. Rogi ukrywał więc pod wielką czapą, którą nosił nawet latem, ogon pod kapotę wsuwał. Niestety, Diabli chwost żył jakby własnym życiem i często ukazywał się w najmniej odpowiednim momencie... Zdarzało się więc, że ktoś – najczęściej obcy, kto dopiero przybył w te strony – zaczynał z Diabłem rozmowę i z początku bardzo rad był miłemu nieznajomemu, ale gdy tylko czarci ogon wysunął się spod kubraka, to uciekał jak oparzony. Martwił się więc tym bies okrutnie i właśnie w takich chwilach często sięgał po swą fujarkę. A gdy tylko wydobył z niej pierwszy dźwięk, muzyka rosła i ogromniała, sprawiając, że każdy musiał jej słuchać. Słuchały jej drzewa, zwierzęta oraz ludzie. A słysząc, zastygali w bezruchu, w zapomnieniu, zauroczeni płynącą z niej melodią. W jej nutach słychać było i szelest liści, i huk morskiej burzy. Piękno kwiatu, kruchość życia, siłę ziemi drzemiącą w kamieniach... 8
Nawet mieszkająca po drugiej stronie lasu wiedźma Honorata, często przychodziła na grzęzawisko, by posłuchać tej pięknej melodii... Ona jedna rozumiała Diabła jak nikt inny. Pewnie dlatego, że choć nie była zła i tylko białej magii posłuszna, to przez okolicznych mieszkańców nie mądrą, lecz wiedźmą była nazywana... Mieszkał więc sobie Diabeł od wielu już lat w zgodzie ze wszystkimi. Ludzie, choć nie szukali jego towarzystwa, akceptowali go, a on żył z pracy swoich rąk. Nie było to trudne, bo czego tylko się tknął, udawało się wyśmienicie. Pomagał więc przy kopaniu studzien, budowie domów, pracach w polu i ogrodzie. A z czasem, wokół swego grzęzawiska, sam wspaniały ogród założył. Jak tam pięknie rosły kwiaty, krzewy oraz najróżniejsze drzewa! Znaleźć w nim można było najpiękniejsze rośliny. Jednak najbardziej umiłował bies róże, które kwitły w jego ogrodzie przez cały rok! Zwłaszcza te czerwone, ogromne, tak słodko jak żadne inne pachnące. Tak, piękny był Diabli ogród i ludzie często przed nim przystawali, by choć z daleka nacieszyć oczy.
9
Pielęgnował więc Diabeł swe róże, aż któregoś dnia, tuż po zapadnięciu zmroku wybrał się na spacer. Lubił bowiem wędrować po okolicznych wzgórzach, ciesząc się ich widokiem, przypatrywać się księżycowi i drzewom, czując wokół siebie ciężki zapach sosen.
10
Gdy tak przemierzał las, nawet nie zauważył, jak doszedł do szerokich zarośli leszczyn, a chwilę potem wszedł w labirynt lodowych skał. Nie było to dobre miejsce i Diabeł, poczciwina, doskonale o tym wiedział. Słyszał już wielokrotnie i od Honoraty, i od ludzi, że czai się tam najprawdziwsze zło. I każdemu ukazuje się pod inną postacią. Lecz Diabeł, jako że niczego się nie bał, postanowił się z tym złem zmierzyć. Nasłuchując więc i rozglądając się na wszystkie strony, szedł wciąż przed siebie. I w końcu dotarł do głazów, zasłaniających wejście do wydrążonych w skałach licznych szczelin oraz pieczar. Wsunął się do środka i zaraz znalazł się w olbrzymiej jaskini, w której kącie dostrzegł jakąś wyniosłą postać. – Kim jesteś? – Spytał. – Jestem Róża, dawna pani tych ziem – odparła nieznajoma i zbliżyła się do biesa. Chwilę potem wnętrze jaskini rozbłysło światłem wielu świec. Diabeł aż oczy zmrużył od tego nagłego blasku. – Co robisz na takim odludziu? – Spytał zdziwiony. – Skarbów pilnuję – odparła młoda pani. – Skarbów? – Zdumiał się Diabeł. – Tak – rzekła panna. – Pilnuję ich i strzegę, bo z mojego polecenia zostały tutaj złożone. 11
Czort rozejrzał się dokoła i dopiero po chwili zobaczył olbrzymie skrzynie, wypełnione po brzegi najróżniejszymi kosztownościami. Były tam i perły najczystsze, i diamenty ogromne. Były też szafiry i świecące niczym kocie oczy szmaragdy. Były migające różnobarwnie opale i błękitne lazuryty... Ale najbardziej bił w oczy blask rubinów, leżących w wielkich stosach pod ścianą jaskini. A było ich tyle, że nikt policzyć by nie zdołał! – Nawet w piekle nie ma takich klejnotów – powiedział czort i z wielkim zdumieniem na pannę spojrzał. – Masz rację. Ale wszystkie piekielnym złem są skażone. – A ty ich strzeżesz? – Tak – odparła dziewczyna. – Te kamienie bowiem ludzkim cierpieniem są naznaczone. A ja mam pieczę nad nimi. Pilnuję, by żaden z nich do ludzkiej kiesy nie trafił. – Dlaczego? – Zdumiał się Diabeł. Zaśmiała się panna. – Bo złość i gniew przynieść tylko mogą. Zamyślił się na te słowa bies. – Długo tych skarbów pilnujesz? – Nie pamiętam już od jak dawna klejnotów owych strzegę. To smutna historia. Historia mego życia. Życia, które zmarnowałam – mówiła dalej panna. – Byłam niegdyś piękna, a imię moje od kwiatów nazwę swą wzięło. Miałam władzę i bogactwo, ale nigdy nie było mi ich dosyć. Zamiast życie spokojnie, w zgodzie ze światem i ludźmi przeżyć, wolałam trawić je na poszukiwaniu bogactwa,
12