N
a dziedziniec sznurem wjeżdżały ociekające bogactwem karety. Chłopcy zaczęli liczyć: jeden koń, drugi, trzeci… Sześć koni w każdym zaprzęgu! Kare, gniade, cise, siwe, jabłkowite, a każdy w paradnej uprzęży wysadzanej mieniącymi się w słońcu klejnotami. Stangreci otwierali drzwi karoc i wysuwali obity aksamitem schodek, piękne damy oraz przystojni panowie wysiadali i wchodzili do pałacu, a ich pojazdy odjeżdżały, żeby zrobić miejsce dla następnych. I następnych. I jeszcze następnych. Nie było widać końca! Nagle spod odjeżdżającej karety wystrzelił ciemny kształt i w mgnieniu oka zniknął pod kolejnym powozem. jednocześnie wyrwało się braciom. Tak, to wydra! Po chwili znów zobaczyli, jak biegnie od jednej karety do drugiej.
Konie są różnej maści – mają różne kolory sierści. Karym nazwiemy konia czarnego, gniadym – jasnobrązowego z czarną grzywą i ogonem, cisym – rudego, siwym – szarego, a jabłkowitym ciemnoszarego w białe plamki.
– To ona? –
Znalazła się! Stangreci to służący, którzy powozili karetami i innymi pojazdami zamożnych państwa.
26
27