Kiedy moi rodzice si´ rozeszli, nie wiedzieli, co zrobiç ze mnà. Mama nalega∏a, ˝ebym zamieszka∏a razem z nià. Tata upiera∏ si´, ˝ebym zamieszka∏a u niego. Ani przeprowadzka do nowego domu Mamy, ani do nowego domu Taty wcale mi si´ nie uÊmiecha∏y. Chcia∏am, ˝ebyÊmy wszyscy troje zostali w naszym starym domu, w Morwowej Chatce. A w∏aÊciwie wszyscy czworo, wliczywszy mojà najmilszà przylepk´, nakrapianà króliczk´ z LeÊnej Rodziny, o imieniu Rzodkiewka.
5
O to, kto b´dzie sprawowa∏ nade mnà piecz´, toczy∏y si´ za˝arte spory. Z poczàtku sàdzi∏am, ˝e chodzi o pieczeƒ — nie cierpi´ pieczeni i nienawidz´, kiedy si´ mnie zmusza, ˝ebym jej spróbowa∏a, na samà myÊl o prze∏ykaniu wstr´tnej, t∏ustej skóry wzdrygam si´ z obrzydzenia. Mam´, Tat´ i mnie ten rozwód kosztowa∏ mnóstwo nerwów. Czu∏am si´ tak, jakby to nie ma∏˝eƒstwo moich rodziców, ale jakbym ja sama rozpad∏a si´ na dwie po∏owy. Jedna z nich chcia∏a stanàç po stronie Mamy, lecz drugie pó∏ wola∏o trzymaç stron´ Taty. Po∏o˝enie Rzodkiewki by∏o o wiele prostsze — Rzodkiewka po prostu trzyma∏a si´ ze mnà. Mieszka w mojej kieszeni, dlatego nigdy nie ulega∏o wàtpliwoÊci, kto b´dzie sprawowa∏ piecz´ nad nià. Okaza∏o si´, ˝e jedynym wyjÊciem z sytuacji jest wizyta w poradni rodzinnej, co wydawa∏o si´ troch´ bezsensowne, bo przecie˝ ani Mama, ani Tata nie chcieli ju˝ d∏u˝ej byç rodzinà. Pani psycholog z poradni zacz´∏a mnie zagadywaç. Stara∏a si´ zachowywaç bardzo swobodnie i przyjacielsko, ale wiedzia∏am, ˝e zale˝y jej tylko na tym, ˝eby rozwiàzaç nasz problem. W swoim gabinecie pani psycholog trzyma∏a zestaw laleczek: by∏y tam lalka-mama i lalka-tata oraz ca∏a gromadka wi´kszych, mniejszych i zupe∏nie malutkich lalek-dzieci. Pokaza∏a mi je
6
i zach´ca∏a, ˝ebym si´ nimi pobawi∏a, ale ja tylko da∏am lalkowej mamie i lalkowemu tatcie kuksaƒca w brzuch i oÊwiadczy∏am, ˝e nie zamierzam si´ bawiç jakimiÊ g∏upimi zabawkami. Pani psycholog zauwa˝y∏a jednak, ˝e manipuluj´ przy czymÊ w kieszeni i dostrzeg∏a Rzodkiewk´. Kiedy czuj´ si´ troch´ nieswojo, mam zwyczaj mocno Êciskaç Rzodkiewk´ w r´ce. — Ojej, jaka Êliczna przytulanka! Czy mog∏abym jà obejrzeç? — zapyta∏a pani psycholog tym idiotycznym, przymilnym tonem, którym doroÊli przemawiajà zawsze wtedy, kiedy chcà pozyskaç twojà sympati´. — To nie jest przytulanka, tylko maskotka — sprostowa∏am. Nie mia∏am najmniejszej ochoty przedstawiaç jej Rzodkiewki, ona nale˝y do mnie i nie pokazuj´ jej pierwszemu lepszemu. Musia∏am jednak powierzyç Rzodkiewk´ ciekawskim paluchom pani psycholog, która rozpi´∏a jej ubranko i wyjàtkowo bezceremonialnie przewróci∏a jà do góry nogami. — Jak ma na imi´ ten króliczek? — spyta∏a. Mo˝na by pomyÊleç, ˝e mam dwa lata, a nie dziesi´ç. W odpowiedzi wzruszy∏am tylko ramionami. — Nazywa si´ Rzodkiewka — wtràci∏a Mama. — Andrea bawi si´ nià od lat. Rzodkiewka jest bardzo wa˝nym cz∏onkiem naszej rodziny.
7
— To ja kupi∏em jà dla Andrei, jako drobny podarunek, tak bez okazji. Lubi´ sprawiaç mojej córeczce ma∏e przyjemnoÊci od czasu do czasu — w∏àczy∏ si´ Tata. — Przecie˝ to wcale nie ty podarowa∏eÊ Rzodkiewk´ Andrei! Kupi∏am jà któregoÊ roku na Gwiazdk´! — oburzy∏a si´ Mama. — Niemo˝liwe, tego królika kupi∏em ja, w sklepie na rogu, pami´tam, jakby to by∏o wczoraj... — W sklepie na rogu w ogóle nie sprzedajà maskotek z LeÊnej Rodziny! Rzodkiewk´ kupi∏am w centrum, w sklepie z zabawkami, i... Wyrwa∏am Rzodkiewk´ z ràk pani psycholog i delikatnie zatka∏am jej uszy. Rzodkiewka nie mo˝e s∏uchaç, kiedy moi rodzice si´ k∏ócà. — To naprawd´ nieistotne. — Pani psycholog próbowa∏a za∏agodziç spór, nie przestajàc uÊmiechaç si´ do Rzodkiewki. — Jak si´ masz, Rzodkiewko — powiedzia∏a, patrzàc prosto w jej futrzany pyszczek. Spojrza∏am na nià spode ∏ba. Owszem, dla mnie Rzodkiewka jest jak najprawdziwsza, ale nie cierpi´, kiedy doroÊli udajà, ˝e jest prawdziwa. — MyÊl´ sobie, ˝e musi byç ci troch´ smutno, mi∏a Rzodkieweczko, i pewnie martwisz si´, gdzie b´dziesz teraz mieszkaç — powiedzia∏a pani psycholog.
8
Ale Rzodkiewka trzyma∏a buzi´ na k∏ódk´. — Wiemy ju˝, czego ˝yczà sobie Mama i Tata, ale czego chcia∏abyÊ ty, Rzodkieweczko? — nie poddawa∏a si´ pani psycholog. Rzodkiewka nie odezwa∏a si´ ani s∏owem. — Podejrzewam, ˝e jest troch´ nieÊmia∏a — uzna∏a pani psycholog. — Mo˝e wstydzi si´ zabieraç g∏os w obecnoÊci Mamy i Taty? I poprosi∏a rodziców, ˝eby na kilka minut zostawili nas same. Mamie i Tacie by∏o to niezbyt na r´k´; obydwoje nie odrywali ode mnie oczu. Wiecie, jak to jest na WF-ie, kiedy pe∏nicie funkcj´ kapitana i selekcjonera dru˝yny i ka˝dy chce zostaç przez was wybrany pierwszy. „Wybierz mnie”, mówi∏ wzrok Mamy. „Mnie, mnie!”, mówi∏o spojrzenie Taty. SpuÊci∏am oczy i wpatrywa∏am si´ w Rzodkiewk´, dopóki rodzice nie wyszli z gabinetu. — Biedna Rzodkiewka. To wszystko musi byç dla niej naprawd´ trudne, prawda? — zagai∏a pani psycholog. Rzodkiewka i ja milcza∏yÊmy jak zakl´te. Pani psycholog tak˝e na moment umilk∏a. Mama i Tata pod drzwiami równie˝. Zacz´∏am si´ zastanawiaç, czy nie pods∏uchujà, ale po chwili us∏ysza∏am, ˝e znowu si´ k∏ócà. Z poczàtku wymieniali uwagi szeptem, lecz póêniej puÊci∏y im nerwy i zacz´li si´ sprzeczaç na ca∏ego.
9
— Ojej... — westchn´∏a pani psycholog — Có˝, Rzodkieweczko. Wyobraê sobie, ˝e to jest Mama. A to — Tata — ustawi∏a te okropne lalki na przeciwnych koƒcach biurka. Wyciàgn´∏a klocki i zbudowa∏a z nich dwa ma∏e domki, jeden dla lalkowej mamy, a drugi dla lalkowego taty. Wzi´∏a z moich ràk Rzodkiewk´ i postawi∏a jà poÊrodku, po czym spojrza∏a na mnie. — Andreo, gdzie chcia∏aby zamieszkaç Rzodkiewka? Czy chcia∏aby wprowadziç si´ do domku A? — tu wskaza∏a na domek lalki-mamy. — A mo˝e wola∏aby jednak domek B? — i wskaza∏a domek lalki-taty. — Rzodkiewka chce mieszkaç w domku C. W Morwowej Chatce, tam, gdzie mieszka∏a dotàd, razem z Mamà, Tatà i ze mnà — odpar∏am. — Wiem o tym. Ale w tej sytuacji to niemo˝liwe, niestety. Nie u∏o˝y∏oby im si´, pos∏uchaj tylko Mamy i Taty — powiedzia∏a pani psycholog ze smutkiem. Teraz ju˝ na siebie krzyczeli. — Razem nie b´dà szcz´Êliwi, chyba potrafisz to zrozumieç, prawda, Andreo? Lecz to nie zmienia faktu, ˝e oboje bardzo ci´ kochajà i chcà dla ciebie jak najlepiej. Jak sàdzisz, gdzie ty i Rzodkiewka b´dziecie si´ czu∏y najlepiej? W domku A? — znowu wskaza∏a na domek lalkowej mamy. — Czy w domku B? — teraz przysz∏a kolej na domek lalkowego taty.
10
Spojrza∏am na domek A. Potem popatrzy∏am na domek B. Zerkn´∏am na Rzodkiewk´. Kierowana mojà r´kà, zrobi∏a kilka kroków w kierunku pierwszego domku — i zaraz ruszy∏a w przeciwnà stron´. W´drowa∏a tak po biurku w t´ i z powrotem. — Rzodkiewka upiera si´ przy domku C. Ale skoro nie mo˝e tam d∏u˝ej zostaç — chocia˝ ja upieram si´, ˝e jednak mog∏aby — w takim razie chcia∏aby zamieszkaç w domku A i w domku B. — Rozumiem — powiedzia∏a pani psycholog. — Masz na myÊli to, ˝e ona chcia∏aby mieszkaç tydzieƒ tam, tydzieƒ tu? I w∏aÊnie tak si´ sta∏o. Rzodkiewka mieszka u mnie, w mojej kieszeni, i nie musi si´ o nic martwiç, szcz´Êciara. Tymczasem ja jeden tydzieƒ sp´dzam u Mamy, a drugi u Taty. Z pozoru jest to proste jak abecad∏o, lecz ja mam na ten temat w∏asne zdanie.
11
jak Andy Nazywam si´ Andrea West, ale wszyscy wo∏ajà na mnie Andy. Wszyscy z wyjàtkiem mojej szczwanej, przyrodniej siostry, Katie, która nazywa mnie Andzià-Pandzià — i wszyscy jak jeden mà˝ twierdzà, ˝e to po prostu urocze. Katie specjalizuje si´ w byciu uroczà. JesteÊmy rówieÊniczkami — ÊciÊle rzecz bioràc, ona jest o pi´ç dni starsza — ale Katie ledwie dosi´ga mi do pasa. Jestem wysoka jak na swój wiek, a ona jest wyjàtkowo malutka. Nikt nie uwierzy∏by, ˝e jest
12
dziesi´ciolatkà, obcy ludzie oceniajà jej wiek na co najwy˝ej siedem lub osiem lat, a Katie dos∏ownie wychodzi z siebie, ˝eby nie wyprowadzaç ich z b∏´du. Trzepocze rz´sami wielkich, b∏´kitnych oczu, marszczy swój zgrabny, ró˝owy nosek i zaczyna mówiç cieniutkim, miodowym g∏osikiem anio∏eczka. Wszyscy rozp∏ywajà si´ z rozczulenia i dos∏ownie jedzà jej z r´ki. Tymczasem Katie tylko udaje niewiniàtko. Tak naprawd´ jest starà cwaniarà. Jest rozpuszczona jak dziadowski bicz, ma nawet swój w∏asny telewizor i wideo. Kiedy przypada tydzieƒ, który sp´dzam z Mamà, musz´ mieszkaç w pokoju Katie. Za ka˝dym razem Katie zastrzega sobie prawo wyboru programu, i to zawsze ona decyduje, jaki film w∏àczyç. Jest posiadaczkà sporej wideoteki, w tym kilku dosyç imponujàcych, przera˝ajàcych i krwawych horrorów, o których jej tata nie ma poj´cia, bo Katie dla niepoznaki trzyma je w pude∏kach po filmach z przygodami Troskliwych Misiów. Ma tak˝e standardowà kolekcj´ baÊni Disneya oraz kaset´ z nagraniami z cyklu Zobacz to z mamà. Znacie ten program? Prawd´ mówiàc, jest troch´ infantylny, przeznaczony dla ma∏ych dzieci; moi rodzice oglàdali go w telewizji ca∏e wieki temu. Wyst´puje w nim Êmieszna kukie∏ka o imieniu Andy Pandy. Obejrza∏am t´ kaset´ razem z Ka-
13
tie i w∏aÊnie wtedy zacz´∏a mnie przezywaç Andzià-Pandzià. Nie mog∏am tego znieÊç, wi´c kaza∏am jej zamknàç dziób, ale ona ani myÊla∏a, musia∏am zatem przemówiç jej do rozsàdku r´cznie. Na wzajemnym ok∏adaniu si´ czym popadnie przy∏apa∏a nas moja Mama i wpad∏a w furi´. Do Katie nie mia∏a ˝adnych pretensji, lecz z miejsca wsiad∏a na mnie: — Jak mog∏aÊ uderzyç biednà Katie?! Nie wierz´ w∏asnym oczom, skàd u ciebie tyle agresji? JesteÊ od niej dwa razy wi´ksza! Nie Êcierpi´ tak ohydnego zn´cania si´ nad s∏abszymi, co to, to nie! Wstyd mi za ciebie okropnie. Katie zada∏a sobie tyle trudu, ˝ebyÊ czu∏a si´ u niej jak u siebie w domu, a ty tak si´ jej odwdzi´czasz! Mia∏am strasznà ochot´, ˝eby przy∏o˝yç Mamie, tak jak przedtem Katie. — To niesprawiedliwe, nie wiesz wcale, jaka ona jest — zaszlocha∏am, co postawi∏o mnie w roli mazgajàcej si´, g∏upiej skar˝ypyty. Wymaszerowa∏am z pokoju i zamkn´∏am si´ na klucz w ∏azience, mocno Êciskajàc w r´ku Rzodkiewk´. Siedzia∏yÊmy tam przez ca∏à wiecznoÊç i nawet kiedy w koƒcu wysz∏yÊmy, do samego wieczora nie odzywa∏yÊmy si´ do nikogo. Mama próbowa∏a mnie udobruchaç, gdy
14
ja i Rzodkiewka k∏ad∏yÊmy si´ spaç, ale nie przemówi∏am ani s∏owem, przecie˝ szczerzàca si´ z∏oÊliwie w ciemnoÊciach Katie mog∏aby us∏yszeç. Min´∏o kilka dni, zanim nadarzy∏a si´ okazja, ˝ebyÊmy wreszcie mog∏y pobyç same, tylko Mama i ja. Wujek Peter zosta∏ wówczas do póêna w pracy. Tak naprawd´ Peter nie jest wcale moim wujkiem, to mój wstr´tny ojczym, którego nie cierpi´ z ca∏ego serca. Nie mog´ pojàç, co te˝ Mama w nim widzi. Przyglàdam mu si´ bacznie, ale za ka˝dym razem dostrzegam tylko wielkiego, w∏ochatego pawiana. Ca∏y jest poroÊni´ty g´stym, czarnym w∏osem, zupe∏nie jak pawian. I ma szkaradnà, sp∏aszczonà twarz, te˝ ca∏kiem jak pawian. Wprawdzie nie stwierdzi∏am tego naocznie, ale jestem gotowa si´ za∏o˝yç, ˝e jego pupa jest jaskrawoczerwona, jak to u pawianów. Paula wysz∏a akurat do przyjació∏ki, Graham zamknà∏ si´ u siebie, ˝eby pograç na komputerze, a Katie by∏a na lekcji taƒca klasycznego. — Wi´c zosta∏yÊmy tylko we dwie, ∏obuziaku — stwierdzi∏a Mama. — To co robimy? Wzruszy∏am ramionami, udajàc, ˝e poch∏ania mnie oglàdanie telewizji. Ciàgle by∏am odrobin´ naburmuszona, ale Mama przysiad∏a obok na kanapie i otoczy∏a mnie ramieniem. Z poczàtku siedzia∏am sztywno, jakbym po∏kn´∏a kij, lecz
15
Mama wcale si´ nie zra˝a∏a i w koƒcu przytuli∏am si´ do niej. A nawet wpakowa∏am si´ jej na kolana. Moja Mama jest drobnej budowy, ze mnie natomiast wyros∏o wielkie dziewuszysko, wi´c pewnie troch´ jà przygniot∏am, ale najwyraêniej wcale jej to nie przeszkadza∏o. — S∏oneczko moje, rozchmurz buzi´ — powiedzia∏a Mama, bawiàc si´ moimi w∏osami i usi∏ujàc zapleÊç je w maleƒkie warkoczyki. Zapuszczam w∏osy, ale wlecze si´ to w nieskoƒczonoÊç — jeszcze nawet nie si´gajà ramion. Za to Katie ma lÊniàce, kruczoczarne loki a˝ do pasa. — To niezwykle rzadkie po∏àczenie — zwierzy∏a mi si´ kiedyÊ z nieskrywanym zadowoleniem. — Czarne w∏osy i b∏´kitne oczy. Wda∏am si´ w mojà matk´. Kiedy tylko wspomina o swojej matce, robi to zawsze ze szczególnym namaszczeniem i g∏osem nabrzmia∏ym ∏zami, zupe∏nie jakby jej mama zmar∏a zaledwie przed tygodniem i z tego tytu∏u Katie nale˝a∏y si´ litoÊç i wspó∏czucie. Tak naprawd´ mama Katie umar∏a bardzo dawno temu, i Katie pewnie nawet jej dobrze nie pami´ta. Mo˝e wcale nie wiedzia∏aby, ˝e jej mama mia∏a b∏´kitne oczy i czarne w∏osy, gdyby nie kolorowe zdj´cie w srebrnej ramce, stojàce na parapecie.
16
Moje oczy sà brudnobràzowe, podobnie jak moje w∏osy. Troch´ to przygn´biajàce. — Wcale nie mam ochoty si´ rozchmurzyç — mrukn´∏am, ale nie ruszy∏am si´ z kolan Mamy. — O co wam posz∏o ostatnio, kiedy tak si´ posprzecza∏yÊcie z Katie? — spyta∏a Mama. — Przezywa∏a mnie. — Jak? — Andzià-Pandzià. — To przecie˝ nic strasznego! — zaÊmia∏a si´ Mama. — A w∏aÊnie, ˝e tak — odburkn´∏am i zsun´∏am si´ z jej kolan z powrotem na kanap´. — Andzia-Pandzia. Ca∏kiem sympatyczne przezwisko. — To z programu telewizyjnego. — Wiem, wiem. Ale Andy Pandy jest bardzo zabawny, to pozytywna postaç. Mo˝e tylko jest odrobin´ zbyt uleg∏y i bojaêliwy, ale przecie˝ pod tym wzgl´dem nie przypominasz go ani troch´. Dlaczego nie odp∏acisz Katie pi´knym za nadobne i nie podokuczasz jej troch´, przezywajàc jà Laleczkà Lou? Tylko si´ nie bijcie, na to nigdy nie pozwol´. — Nic nie rozumiesz. — Och, mamy przewa˝nie nic nie rozumiejà — uÊmiechn´∏a si´ Mama, wichrzàc mi w∏osy.
17
— Mo˝e obejrzymy razem Sàsiadów, chcesz? Podkr´ci∏a dêwi´k. Uzna∏am, ˝e nie ma sensu t∏umaczyç jej ca∏ej tej historii z Andym Pandym. Andy Pandy, MiÊ i Laleczka Lou sp´dzajà zwykle czas na ró˝nych g∏upiutkich zabawach, a ka˝dy program koƒczy si´ tak, ˝e niemo˝liwie przes∏odzony kobiecy g∏os oÊwiadcza: „Czas do domu”. Wtedy Andy musi wróciç do swojego piknikowego koszyka, a aktorka odÊpiewuje specjalnà Po˝egnalnà Piosenk´. Kiedy Katie przezywa mnie Andzià-Pandzià i Êpiewa mi s∏odkim g∏osikiem t´ samà Po˝egnalnà Piosenk´, czuj´ si´ tak, jakby na mnie plu∏a. Poniewa˝ Katie dobrze wie, ˝e ja ju˝ nie mam domu.
18
jak bajeczny basen dla baraszkujàcych Rzodkiewek W domu przy Albert Road jest naprawd´ ciasno. Dom nale˝y do Petera Pawiana, którego przezwa∏am z∏oÊliwie swoim macochem. Nigdy nie nazw´ go wujkiem; nie zwracam si´ te˝ do niego po imieniu, po prostu Peter, chocia˝ on rzeczywiÊcie j e s t prosty. W ogóle si´ do niego nie zwracam, odzywam si´ do niego najrzadziej, jak to tylko mo˝liwe. Denerwuje mnie to, jak Mama zwykle z nim rozmawia. Przytula si´ do niego, czujnie ∏owi
19
ka˝de jego s∏owo i wybucha nieposkromionym Êmiechem po ka˝dym niewydarzonym dowcipie, który on opowie. Nie z∏oÊci si´ nawet wtedy, kiedy po pracy Peter wybiera si´ z kolegami na piwo. To doprawdy g∏upie, Tacie robi∏a sceny o ka˝dy póêny powrót do domu. Chocia˝ to pewnie by∏o ju˝ wówczas, gdy Tata spotyka∏ si´ z tà beznadziejnà Carrie... GdybyÊcie mieli okazj´ zobaczyç dom mojego macocha Petera, nigdy byÊcie nie przypuÊcili, ˝e jego w∏aÊciciel jest z zawodu dekoratorem wn´trz i malarzem pokojowym. (W∏aÊnie w ten sposób Mama i Peter Pawian si´ poznali — Pawian przyszed∏ pomalowaç przedpokój i schody Morwowej Chatki; Mama chcia∏a to zrobiç sama, ale by∏o dla niej za wysoko, tymczasem Pawian dysponowa∏ przemyÊlnie skonstruowanym rusztowaniem. ˚ycz´ mu, ˝eby któregoÊ razu podczas malowania pod samym sufitem zrobi∏ o jeden nieprzemyÊlany krok za du˝o). Dom Pawiana przy Albert Road jest rozsypujàcà si´ ruderà, do Morwowej Chatki w ogóle si´ nie umywa i zupe∏nie nie rozumiem, dlaczego Mama udaje, ˝e bardzo jej si´ tam podoba. Sama zabra∏a si´ za generalny remont i teraz przewraca wszystko do góry nogami, przerabiajàc ten obraz n´dzy i rozpaczy na swoje nowe gniazdko.
20
Nie mam tam ˝adnego miejsca, które mog∏abym nazwaç swojà dziuplà. Kuchnia i jadalnia zawsze sà przez kogoÊ okupowane. Mama dzieli sypialni´ ze starym Peterem Pawianem, wi´c ze zrozumia∏ych wzgl´dów nigdy si´ tam nie zapuszczam. Pawian ma trójk´ dzieci: Paul´, Grahama i t´ ma∏à zaraz´, Katie. Nie darz´ cieplejszym uczuciem ˝adnego z nich, ale myÊl´, ˝e Paula jest najsympatyczniejsza. Ma czternaÊcie lat, niespecjalnie liczy si´ ze zdaniem mojej Mamy i dlatego dochodzi mi´dzy nimi do ciàg∏ych spi´ç. Kibicuj´ tym k∏ótniom z wielkim entuzjazmem, poniewa˝ mam nadziej´, ˝e Mama straci wreszcie cierpliwoÊç i postanowi si´ wyprowadziç, a wtedy pozostanie mi ju˝ tylko przekonaç Tat´, ˝eby opuÊci∏ Carrie i znowu b´dziemy rodzinà. Byç mo˝e odkupimy nawet Morwowà Chatk´ od jej nowego w∏aÊciciela, zaczniemy wszystko od poczàtku i odtàd b´dziemy ˝yç d∏ugo i szcz´Êliwie. Paula ma w∏asny pokój, który od góry do do∏u wytapetowa∏a plakatami gwiazd muzyki pop; ma zwyczaj s∏uchaç ulubionych p∏yt tak g∏oÊno, ˝e dom a˝ dr˝y w posadach. Owszem, Paula posiada specjalne s∏uchawki, ale umyÊlnie ich nie u˝ywa. To domownikom przyda∏yby si´ zatyczki do uszu.
21
Zabawna rzecz, Paula jest taka ha∏aÊliwa, podczas gdy Graham jest najcichszym i najbardziej skrytym ch∏opcem, jakiego mo˝na sobie wyobraziç. Ma dwanaÊcie lat, ale mimo to jestem od niego znacznie wy˝sza i gdybyÊmy kiedykolwiek wdali si´ w bójk´, na pewno jednym palcem roz∏o˝y∏abym go na ∏opatki. Jednak Graham nie nale˝y do rozrabiaków, jest typem nerwowego, bladolicego okularnika; najbardziej lubi zamykaç si´ w swojej klitce i zasiad∏szy przed ekranem komputera, zapominaç o bo˝ym Êwiecie. Jestem przekonana, ˝e któregoÊ dnia zamieni si´ w robota. Ju˝ teraz jego ruchy sà nag∏e i urywane, a w tych rzadkich przypadkach, kiedy Graham si´ odzywa, jego g∏os jest apatyczny i matowy, zupe∏nie jak g∏os maszyny. Pokój Katie jest najwi´kszy i dlatego Katie musi si´ nim dzieliç ze mnà. To nie moja wina, wcale tego nie chcia∏am. Ca∏a sytuacja daje mi si´ dotkliwie we znaki. Nigdy si´ nie zdarza, ˝ebym mog∏a w spokoju poprzymierzaç ró˝ne ubrania, albo stroiç g∏upie miny sama do siebie, albo pobawiç si´ z Rzodkiewkà bez Êwiadków, bo Katie nie odst´puje mnie na krok. Nie mam nawet szans zatopiç si´ w lekturze interesujàcej ksià˝ki, poniewa˝ Katie natychmiast podkr´ca g∏oÊnoÊç w telewizorze albo zaczyna mi Êpie-
22
waç prosto do ucha, ˝eby tylko przeszkodziç mi w czytaniu. Nie zgadniecie, gdzie si´ chowam, kiedy szukam odrobiny Êwi´tego spokoju. Zamykam si´ w ∏azience. K∏opot w tym, ˝e w ∏azience nie bardzo jest gdzie usiàÊç. Na sedesie po d∏u˝szej chwili robi si´ troch´ niewygodnie, a kraw´dê wanny jest zbyt zimna. Za ˝adne skarby nie odwa˝y∏abym si´ wejÊç do wanny, nawet myj´ si´ tylko w umywalce, poniewa˝ Pawian za˝ywa kàpieli codziennie i za ka˝dym razem zostawia po sobie odp∏yw zatkany k∏´bem ciemnych w∏osów, jak równie˝ malutkimi kawa∏kami tynku i ∏uskami farby. Pewnego razu kilka obrzydliwie oÊlizg∏ych k∏aków Pawiana razem z obrzynkiem jego paznokcia i strz´pem brudnej chustki do nosa zamkn´∏am w pude∏ku od zapa∏ek, wymyÊli∏am odpowiednie na t´ okazj´ czarodziejskie zakl´cie i wyrzuci∏am pude∏ko przez okno. Przez ca∏y nast´pny dzieƒ z nadziejà oczekiwa∏am wieÊci, ˝e Pawian spad∏ z drabiny. Nie spad∏. Czary wcale nie dzia∏ajà, powinnam by∏a to przewidzieç, przecie˝ ju˝ tyle razy wyra˝a∏am ˝yczenie, ˝ebym znów mog∏a zamieszkaç w Morwowej Chatce razem z Mamà i Tatà, lecz jak do tej pory nic si´ w tym kierunku nie wydarzy∏o.
23
Nawet kiedy zamykam si´ w ∏azience, nie zawsze udaje mi si´ skupiç nad ksià˝kà. Dawniej czyta∏am mnóstwo rzeczy, zna∏am wszystkie opowiadania z podr´cznej klasowej biblioteczki, chodzi∏am te˝ do prawdziwej biblioteki i mia∏am w∏asny ksi´gozbiór, liczàcy prawie pi´çdziesiàt pozycji, w tym wiele naprawd´ grubych, powa˝nych, prawie „doros∏ych” powieÊci. Teraz moje ksià˝ki le˝akujà gdzieÊ w jakimÊ kartonie i nie mam do nich dost´pu, a wszystkie opowiadania wypo˝yczane z klasowego rega∏u i z biblioteki sta∏y si´ nagle bardzo nudne. Nie mog´ wykrzesaç z siebie choçby iskry zainteresowania czytanà historià, przez ca∏y czas myÊl´ tylko o Mamie, Tacie i Morwowej Chatce. Dlatego ostatnimi czasy z upodobaniem si´gam po ksià˝ki dla prawdziwych maluchów, które czyta∏am dawno, dawno temu, kiedy mia∏am lat szeÊç, siedem czy osiem. Przypominam sobie, jak to by∏o, gdy przeglàda∏am je po raz pierwszy i czasami sama siebie oszukuj´, ˝e znów jestem malutka i ˝e wszystko jest po staremu. Lecz nawet w ciszy i samotnoÊci ∏azienki nie zawsze mi to wychodzi — i wtedy zaczynam si´ bawiç z Rzodkiewkà. Rzodkiewka uwielbia ∏azienk´, to jej ulubione miejsce pod s∏oƒcem. Nie zapominajcie, ˝e
24
Rzodkiewka ma zaledwie cztery centymetry wzrostu — umywalka i wanna sà dla niej prywatnym odkrytym basenem. Zazwyczaj konstruuj´ dla Rzodkiewki fantastycznà zje˝d˝alni´, wykorzystujàc w tym celu rajstopy Pauli, których nogawki zwiàzuj´ razem i przymocowuj´ do haczyka na drzwiach i kurka od wanny. Poniewa˝ siedzenie Rzodkiewki nie jest szczególnie Êliskie, za ka˝dym razem musz´ je uprzednio obficie namydliç, ˝eby uda∏o jej si´ zjechaç na dó∏ z zadowalajàcà pr´dkoÊcià. Przy tej okazji równie˝ rajstopy Pauli pokrywajà si´ warstewkà myd∏a, lecz tego, niestety, nie mo˝na uniknàç. OczywiÊcie Rzodkiewka nie gustuje w taplaniu si´ w gàszczu k∏aków Pawiana, lubi natomiast nurkowaç w umywalce i robi znaczne post´py w skokach z parapetu do wody, niejednokrotnie z saltem. Kiedy robi si´ jej troch´ zimno, osuszam jà r´cznikiem, a potem Rzodkiewka rozgrzewa si´, dokazujàc na gàbce, która jest jej w∏asnà, prywatnà twierdzà. Gdy si´ ju˝ zm´czy, najcz´Êciej prosi mnie, ˝ebym ulepi∏a dla niej ba∏wana. Przeczuwam, ˝e b´dzie to przyczynà du˝ych nieprzyjemnoÊci, ale nie dbam o to. Po˝yczam sobie nale˝àcà do Pawiana piank´ do golenia, po czym wspólnie z Rzodkiewkà tworzymy
25
z niej Ênie˝ne zaspy i nadajemy im kszta∏t ba∏wanków. Ostatnim razem troch´ przeholowa∏am. Wyrzeêbi∏am ba∏wankowà dziewczynk´ i ba∏wankowego króliczka, a nawet ba∏wankowy domek. Mo˝liwe, ˝e ten ostatni przypomina∏ bardziej du˝y kleks z pianki ni˝ domek, ale ba∏wankowej dziewczynce i króliczkowi naprawd´ si´ podoba∏. Próbowa∏am dorobiç jeszcze drzewo, ale wówczas pojemnik z piankà wyda∏ z siebie zrezygnowane „pyk” i zda∏am sobie spraw´, ˝e ca∏à piank´ zu˝y∏am. Prawie pe∏ny pojemnik. Nast´pnego ranka Pawian ok∏ada∏ swojà klatk´ piersiowà pi´Êciami i rycza∏ na ca∏e gard∏o, lecz Rzodkiewki i mnie nie obesz∏o to nic a nic.
26