ROZDZIA¸ PIERWSZY
Nadine, Magda i ja wychodzimy dzisiaj wieczorem. Nie, nie na ˝adnà Wielkà Imprez´. I z ca∏à pewnoÊcià nie zabawimy zbyt d∏ugo. Wybieramy si´ po prostu na takà sobie skromnà polekcyjnà wypraw´ po sklepach. Nic nadzwyczajnego. Spotkamy si´ o wpó∏ do siódmej w centrum handlowym Flowerfields. Rzucimy okiem na to i owo, zanim zacznà zamykaç. Potem zjemy coÊ w McDonaldzie i przed dziewiàtà b´dziemy z powrotem w domu, jak wszystkie grzeczne dziewczynki. Ani myÊl´ stroiç si´ jakoÊ szczególnie. OczywiÊcie, zrzucam mój szkolny mundurek, ale wk∏adam tylko zwyk∏e, czarne, workowate spodnie. Przy praniu zaliczy∏y o jedno wirowanie za wiele i, jeÊli chodzi o Êcis∏oÊç, nie sà ju˝ czarne, a raczej brudnoszare. Tak si´ sk∏ada, ˝e to chyba jedyne na Êwiecie spodnie, które sà obszerne, lecz ja nie jestem w nich ogromniasta. Niemal stwarzajà z∏udzenie, ˝e pod tymi zwojami materia∏u kryjà si´ ma∏a, zgrabna pupa i d∏ugie, smuk∏e nogi. 8
Zak∏adam mojà najnowszà bluzeczk´, ró˝owà w paski, w tej chwili ju˝ bez pe∏nego przekonania. Jest chyba nieco zbyt jaskrawa, ˝ebym w niej korzystnie wyglàda∏a. Nadaje policzkom blask, nie przymierzajàc, piwonii. Chcia∏abym byç tak interesujàco blada i eteryczna jak moja najlepsza przyjació∏ka, Nadine. Niestety, jestem skazana na swoje wiecznie ró˝owe policzki – i d o ∏ e c z k i. Przeszukuj´ suszark´ w nadziei, ˝e znajd´ coÊ g∏adkiego i ciemnego; w koƒcu postanawiam przyw∏aszczyç sobie ciemnoszary szkolny sweter z wyci´ciem w szpic, nale˝àcy do mojego m∏odszego brata, Jajka. Sweter jest odrobin´ zbyt obcis∏y. D∏ugo i krytycznie badam swoje odbicie w lustrze, z niepokojem myÊlàc o wypuk∏oÊci mojej klatki piersiowej. Choçbym nie wiem jak si´ garbi∏a, ona zawsze alarmujàco wystaje. Tutaj ró˝nimy si´ z mojà drugà najlepszà przyjació∏kà, Magdà, która umyÊlnie podciàga ramiàczka swojego wonderbra a˝ do momentu, kiedy w zasadzie mog∏aby opieraç podbródek na w∏asnym biuÊcie. Moje staniki zdradzajà chyba nazbyt wiele. Ka˝dà z miseczek wypycham chustkà do nosa, ˝eby z∏agodziç ten skandaliczny zarys. Nast´pnie z pomocà szczotki z w∏osia atakuj´ swojà czupryn´, próbujàc jà poskromiç i zmusiç do uleg∏oÊci. Czuj´ si´ tak, jakby ca∏e moje cia∏o usi∏owa∏o wymknàç si´ spod kontroli. Najtrudniejsze do opanowania sà w∏aÊnie w∏osy. Dosyç d∏ugie, ale tak bardzo kr´cone, ˝e rosnà niemal we wszystkich kierunkach. Szcz´Êciara z tej Nadine. Jej wspania∏e, kruczoczarne pukle opadajà g∏adkà falà na plecy, ˝adnych tam k´dziorów. Magda te˝ ma Êwietnà fryzur´, bardzo krótkà, niesamowicie twarzowà, p∏omiennie rudà (farbowanà). Wyglàda kapitalnie, jednak gdybym ja Êci´∏a w∏osy tak krótko, podkreÊli∏oby to jeszcze moje puco∏owate policzki. Poza tym musia∏abym chyba na g∏ow´ upaÊç, ˝eby przy mej kwitnàcej, rumianej cerze przefarbowaç si´ na czerwono. Zresztà Anna, moja 9
macocha, i tak by mi nie pozwoli∏a. Na litoÊç boskà, Anna ma obiekcje nawet wówczas, gdy u˝ywam szamponu z hennà. Anna przyglàda mi si´ z uwagà, gdy wpadam do kuchni wy˝ebraç troch´ gotówki. Jajek siedzi przy stole i bawi si´ wskazówkami mojego starego budzika, mruczàc: – Czwarta na zegarze, czas na baj´ w telewizji, czad. Piàta na zegarze, jeszcze wi´cej telewizorka, czad w pieƒ dzieƒ w dzieƒ. Szósta na zegarze, czas na podwieczorek, mniam-mniam. – Przecie˝ to mój budzik – stwierdzam z oburzeniem. – Ale˝ on jest zepsuty od lat, Ellie. PomyÊla∏am, ˝e pos∏u˝y Jajkowi do nauki godzin. Poka˝, jak Êwietnie znasz si´ na zegarze, Jajek – ∏agodzi Anna. – Dwunasta na zegarze, pó∏noc, starsza siostra przemienia si´ w dyni´! – krzyczy Jajek i piszczy ze Êmiechu. – Wychodzisz gdzieÊ, Ellie? – Wybieram si´ z Nadine i Magdà na wieczorny spacer po sklepach. – Siódma na zegarze, czas na kàpiel, plusk-plusk. Ósma na zegarze, czas do ∏ó˝eczka, fuj-fuj. – A co z odrabianiem lekcji? – Odrobi∏am je po powrocie ze szko∏y. – Nie wydaje mi si´. – Odrobi∏am, s∏owo. – Oglàda∏aÊ telewizj´. – Odrobi∏am lekcje, p o d c z a s g d y oglàda∏am telewizj´. Zwykle nie oglàdam programów dla dzieci, lecz ostatnio w telewizji pojawi∏ si´ nowy cykl poÊwi´cony sztuce, niektóre tematy sà naprawd´ odlotowe. Zamierzam zostaç grafikiem, gdy dorosn´. Zdecydowanie nie wybieram si´ jednak do akademii sztuk pi´knych, w której wyk∏ada mój Tata. Absolutnie nie jestem stworzona do tego, by do∏àczyç do zast´pu szalejàcych na jego punkcie studentek. To nie do wiary, ˝e nale˝a∏a do nich kiedyÊ Anna. I moja 10
Mama. Mama zmar∏a, gdy by∏am jeszcze ma∏a, ale nadal bardzo za nià t´skni´. Jajek nie jest moim rodzonym bratem, tylko przyrodnim. – Z∏odziejka! – wrzeszczy Jajek znienacka, celujàc we mnie palcem. – To mój szkolny sweter, Êciàgaj go w t e j chwili! – Po˝yczy∏am go sobie tylko na ten wieczór. Jajek nawet nie lubi tego swetra. Ka˝dego ranka Anna dokonuje cudów, ˝eby go ug∏askaç i pochlebstwami namówiç doubrania si´. Jajek woli nosiç ekscentryczne, absurdalne wdzianka w kolorach t´czy, które Anna w∏asnym przemys∏em robi dla niego na drutach. Kiedy Jajek przechodzi∏ faz´ fascynacji teletubisiami, mia∏ cztery specjalne swetry – fioletowy, zielony, ˝ó∏ty i czerwony – aby w zale˝noÊci od nastroju móg∏ wyglàdaç jak Tinky Winky, Dipsy, La La lub Po. Dzisiaj jest ubrany w pulower o barwie cyklamenowego ró˝u, ozdobiony postacià dinozaura Barneya. Nie posiadam si´ z radoÊci, ˝e etap wymuskanych, r´cznie robionych swetrów Anny mam ju˝ dawno za sobà. – Na pewno go upaçkasz – lamentuje Jajek. – J a upaçkam? To Jajek przyjmuje pokarmy siorbiàc i chlapiàc dooko∏a, co sprawia, ˝e jego ubrania niezmiennie pokrywajà desenie pomaraƒczowe (fasolka po bretoƒsku), ˝ó∏te (˝ó∏tko) i fioletowe (sok z czarnej porzeczki). Naturalnie przed w∏o˝eniem jego swetra bardzo dok∏adnie przebada∏am go pod kàtem wyst´powania ciapek i plam. – PrzeÊmierdnie. – Nie przeÊmierdnie! Jak Êmiesz! Ja nie Êmierdz´! – W∏aÊnie ˝e tak, Êmierdzisz. Ona Êmierdzi, prawda, mamo? – oskar˝a Jajek. – N i e Ê m i e r d z ´ – broni´ si´, ale w duchu zaczynam panikowaç. To nieprawda, ˝e Êmierdz´, niemo˝liwe? Czy˝by mój dezodorant przesta∏ dzia∏aç? Dobry Bo˝e, czy lu11
dzie odsuwajà si´ ode mnie z t∏umionym wstr´tem na twarzach i zatkanymi nosami, a ja tego zwyczajnie nie zauwa˝y∏am? – Ellie nie Êmierdzi – oÊwiadcza Anna. – Jak to nie, Êmierdzi tym obrzydliwym, pudrowym, s∏odkim Êwiƒstwem. Nie chc´, ˝eby mój szkolny sweter zalatywa∏ jak dziewczyna – upiera si´ Jajek, szarpiàc za sweter. Op´dzam si´, jak umiem, dajàc mu po ∏apach. – Anno, powiedz mu coÊ, zaraz go podrze! – Przestaƒ, Jajek. Choç to przecie˝ j e g o sweter, Ellie. Szczerze mówiàc, ca∏ymi latami nosi∏aÊ olbrzymie T-shirty swojego ojca, które si´ga∏y ci a˝ za kolana. Teraz zak∏adasz maleƒkie swetereczki Jajka. Kiedy wreszcie zaczniesz nosiç coÊ, co pasuje na ciebie? Nigdy nie po˝yczam sobie ubraƒ Anny. Styl mamy zupe∏nie ró˝ny, chocia˝ ona jest zaledwie czternaÊcie lat starsza ode mnie. Mamy te˝ zupe∏nie ró˝ne figury. Anna jest chuda, ja nie. Postanowi∏am jednak nie gryêç si´ wi´cej tym faktem. W ubieg∏ym semestrze przesz∏am na bardzo restrykcyjnà diet´ i wp´dzi∏am si´ w obsesj´ na punkcie swojej wagi. Teraz powoli wracam do normalnoÊci. Aby to udowodniç, dotrzymujàc towarzystwa Annie i Jajkowi, zajadam tosta z serem, pomimo ˝e zamierzam jeszcze przekàsiç coÊ w McDonaldzie. – O której mam wys∏aç Tat´, ˝eby po ciebie przyjecha∏? – pyta Anna. – Nie ma potrzeby, wróc´ autobusem. – JesteÊ pewna? Wola∏abym, ˝ebyÊ nie wraca∏a samotnie po zmroku. – Nie b´d´ sama . Nadine b´dzie mi towarzyszy∏a przez ca∏à drog´ a˝ do Park Hill Road. – Wiesz, co? Zróbmy tak: pójdziesz z Nadine do jej domu i stamtàd zadzwonisz do nas. Tata podjedzie i przywiezie ci´ z powrotem, zgoda? 12
– Niech ju˝ b´dzie, zgoda. Przypiecz´towuj´ nasz kompromis, uÊmiechajàc si´ do Anny, a ona odpowiada mi uÊmiechem. Nasze stosunki nie zawsze uk∏ada∏y si´ najlepiej, ale teraz, dziwna rzecz, jesteÊmy swego rodzaju przyjació∏kami. – Wcale nie zgoda. Ka˝ jej oddaç mi mój szkolny sweter, mamo! – wydziera si´ Jajek, wierzgajàc i kopiàc. Z Jajkiem nigdy si´ nie zaprzyjaêni´. Ciàgle ma na nogach szkolne buty i boleÊnie doÊwiadcza nimi moje golenie. Co prawda nosz´ spodnie przypominajàce bojówki, ale w tej walce okazujà si´ zupe∏nie nieskuteczne. – Nie doprowadzaj mnie do szewskiej pasji, Jajek, bo b´d´ zmuszona skropiç si´ perfumami dla och∏ody – ostrzegam. – Mog∏oby si´ zdarzyç, ˝e przy tej okazji ucierpia∏by twój g∏upi stary sweter. – Nie, nie, nie! Nie wa˝ si´! – Ellie, przestaƒ mu dokuczaç – prosi Anna, wzdychajàc. Grzebie w torebce. – Ile ci zosta∏o z twojego kieszonkowego? – Jestem do szcz´tu sp∏ukana. A dok∏adniej, wisz´ Magdzie za p∏ywalni´, zap∏aci∏a za mnie zesz∏ej niedzieli. – Mnie tak˝e jesteÊ winna za tamtà par´ rajstop z Sock Shopu. – O Bo˝e, rzeczywiÊcie. Pomocy, trafi´ do wi´zienia za d∏ugi. – Nie mog∏abyÊ jakoÊ planowaç swojego bud˝etu? – docieka Anna, rozpinajàc portmonetk´. – Staram si´, ale Tata jest takim sknerusem. Magda dostaje dwa razy tyle kieszonkowego co ja. – Nie zaczynaj, Ellie. – Ale to nie w porzàdku. – ˚ y c i e nie jest w porzàdku. I tu si´ zgadzam. Mimo to jestem zdecydowana podjàç jakàÊ prac´ z chwilà, gdy skoƒcz´ czternaÊcie lat – jakà bàdê, nie b´d´ wybredna – co pozwoli mi nadrobiç finan13
sowy dystans dzielàcy mnie od Magdy i Nadine. Dobrze, powiedzmy, zmniejszyç go o po∏ow´. – To dla ciebie – Anna wr´cza mi pi´ç funtów. Troch´ mi teraz niewyraênie. Anna te˝ jest bez pracy. Szuka jej wytrwale od czasu, gdy Jajek poszed∏ do szko∏y, ale bez rezultatu. I te˝ musi wy∏udzaç fors´ od Taty. Ma∏˝eƒstwo jest instytucjà z gruntu niesprawiedliwà. Ja nigdy nie pope∏ni´ tego b∏´du. W ogóle nie jestem do koƒca przekonana o tym, czy kiedykolwiek chc´ mieç do czynienia z ch∏opakami. Tymczasem Magda jest na ich punkcie absolutnie zakr´cona. Nadine mniej, chocia˝ w ubieg∏ym roku chodzi∏a z tym ohydnym padalcem o imieniu Liam, który potraktowa∏ jà jak Êcierk´. Ja tak˝e mia∏am wówczas kogoÊ w rodzaju ch∏opaka. No dobrze, raczej przyjaciela ni˝ ch∏opaka. Z pewnoÊcià nie by∏ ósmym cudem Êwiata, ale wszystko wskazywa∏o na to, ˝e zakocha∏ si´ we mnie na zabój. Przysy∏a∏ mi listy mi∏osne, nie móg∏ si´ doczekaç, ˝eby mnie zobaczyç. Deklarowa∏ goràcà mi∏oÊç a˝ po grób i jeszcze d∏u˝ej. Ale potem listy przesta∏y przychodziç i wysz∏o na jaw, ˝e pozna∏ innà dziewczyn´ i teraz jej przyrzeka goràcà mi∏oÊç a˝ po grób i jeszcze d∏u˝ej. Nie bardzo mnie to obesz∏o. Nie ma sprawy. Ju˝ go nie chc´. Ch∏opak nie jest mi do niczego potrzebny. Powa˝nie. Zastaj´ Nadine w samym Êrodku k∏ótni z jej mamà. Mama z∏oÊci i nalega, ˝eby Nadine posz∏a na lekcj´ taƒca country razem z nià i Nataszà. To doprawdy ˝a∏osny kurs, na który wiele matek ucz´szcza razem z córkami. JeÊli chodzi o taniec country, mama Nadine ma prawdziwego fio∏a; uszy∏a sobie d˝insowà spódnic´ i takà˝ kamizelk´, nosi do tego bia∏e kowbojskie buty z fr´dzlami. Natasza jest zachwycona swoim strojem ma∏ej kowbojki. Te˝ uwielbia taniec country i jest ju˝ prawdziwà gwiazdkà kursu. Niebieskiego d˝insu starczy∏oby na kowbojski ubiór tak˝e dla Nadine, a jej mama z ochotà zap∏aci∏aby 14
za jeszcze jednà par´ bia∏ych kowbojskich butów. Ale Nadine wola∏aby raczej umrzeç ni˝ wybraç si´ na kurs taƒca country w niebieskim d˝insowym stroju i bia∏ych kowbojskich butach – zw∏aszcza w towarzystwie swojej mamy i obmierz∏ej m∏odszej siostry. – Czasem odnosz´ wra˝enie, ˝e wcale nie jesteÊ cz∏onkiem naszej rodziny –stwierdza z wyrzutem mama Nadine. – Czasem chcia∏abym wcale n i e b y ç cz∏onkiem waszej rodziny – oÊwiadcza Nadine buntowniczo. – Wychodz´ z Ellie do Flowerfields. – Do Flowerfields! Co si´ z tobà dzieje, dziewczyno? Nie dalej jak w sobot´ usilnie ci´ namawia∏am, ˝ebyÊ wybra∏a si´ ze mnà i Nataszà na zakupy do Flowerfields, i co odpowiedzia∏aÊ? ˚e nie cierpisz chodziç po sklepach, a Flowerfields w ogóle nie wchodzi w gr´! Nadine przewraca oczami, i tak ju˝ bardzo wyrazistymi, bo podkreÊlonymi grubo czarnà kredkà. Mama Nadine wzdycha. – Czy ty te˝ jesteÊ taka bezczelna w stosunku do swojej matki, Ellie? – Có˝, u mnie wyglàda to troch´ inaczej – odpowiadam dyplomatycznie. – To znaczy, Anna jest mojà macochà, a poza tym jest mi bli˝sza wiekiem. JesteÊmy bardziej jak siostry. Anna nie do koƒca wczu∏a si´ w prawdziwà matczynà rol´. – Wola∏abym, ˝eby rola mojej matki by∏a nie obsadzona – stwierdza Nadine, gdy wreszcie udaje nam si´ uciec. – Bo˝e, do niej prawie w ogóle nic nie dociera. Natasza te˝ doprowadza mnie do sza∏u. PomyÊl tylko, mam przed sobà jeszcze cztery albo pi´ç lat, zanim pojawi si´ szansa wyrwaç si´ stàd. Jak ja to prze˝yj´? – w dramatycznym geÊcie zaciska d∏onie i w tym samym momencie podnosi lament – Co za zasmarkana sierota ze mnie! Mój paznokieç! 15
Przez nast´pnych pi´ç minut Nadine op∏akuje z∏amany paznokieç. W koƒcu udaje mi si´ skierowaç jej uwag´ na inne tory – planujàc nasze rozkoszne ˝ycie w przysz∏oÊci, kiedy b´dziemy ju˝ pe∏noletnie i nareszcie skoƒczymy odsiadywaç wyrok przy swoich rodzinach. Obie b´dziemy studiowa∏y w akademii sztuk pi´knych, ja na wydziale grafiki, Nadine – projektowania ubioru. Znajdziemy sobie w∏asne malutkie mieszkanko. B´dziemy wstawaç, o której b´dziemy chcia∏y, jeÊç, co b´dziemy chcia∏y, wychodziç wtedy, gdy nam si´ spodoba, i urzàdzaç imprez´ co sobota. Snujemy plany w autobusie przez ca∏à drog´ do centrum i ciàgle jeszcze z o˝ywieniem dyskutujemy szczegó∏y wystroju naszego wymarzonego wn´trza, kiedy przy wejÊciu do Flowerfields spotykamy Magd´. Chwilowo tracimy wàtek. Magda wyglàda osza∏amiajàco w kusej i obcis∏ej, ró˝owej, koronkowej bluzce, wystawiajàcej na widok publiczny ka˝dy por jej skóry. Serce mi si´ Êciska z zazdroÊci pod ochronnà warstwà papierowych chustek do nosa. Gdybym tak mia∏a pewnoÊç siebie Magdy! – Masz nowà bluzk´! – I nowe spodnie – zauwa˝a Nadine, obcinajàc je wzrokiem z góry na dó∏. Obchodzi Magd´ dooko∏a i chwyta za pasek. – Kurcz´, DKNY! Skàd je wytrzasn´∏aÊ? – Och, moja ciocia Cath wpad∏a do nas podczas weekendu. Kupi∏a te spodnie par´ tygodni temu przy Bond Street z zamiarem przejÊcia na diet´, po której mog∏aby si´ w nie wbiç, ale nie zrzuci∏a nawet funta – i, nie zgadniecie, uszcz´Êliwi∏a nimi mnie. – Dlaczego ja nie mam takiej s∏odkiej cioteczki? – ˝ali si´ Nadine. – T´ bluzeczk´ te˝ ci podarowa∏a? – wskazuje jà z zawiÊcià palcem o ukruszonym o jednà dziesiàtà paznokciu. – No, kupi∏a jà dla mnie w prezencie. Co sàdzicie o tym kolorze? Nie gryzie si´ z moimi w∏osami? 16
– Z twoimi w∏osami gryzie si´ wszystko – odpowiadam, wichrzàc jej niesamowite, ogniÊcie rude loki. – Chc´ sobie kupiç szmink´ w tym samym odcieniu per∏owego ró˝u – oÊwiadcza Magda. – Chodêcie, dziewczyny. Czas na zakupy! Ca∏e wieki sp´dzamy w Bootsie, krà˝àc wokó∏ pó∏ek z kosmetykami do makija˝u, podczas gdy Magda w poszukiwaniu idealnego odcienia pokrywa swe nadgarstki ró˝owymi smugami. Nadine ca∏kiem dobrze si´ bawi, testujàc próbki i eksperymentujàc z czarnà szminkà i srebrnym ró˝em, ale ja zaczynam si´ odrobin´ nudziç. Tajniki makija˝u w∏aÊciwie niezbyt mnie interesujà. Co prawda, mam troch´ kosmetyków i pacykuj´ si´ nimi przy szczególnych okazjach, ale póêniej o tym zapominam i tr´ oczy, rozmazujàc cienie, albo ocieram usta, co koƒczy si´ Êladami szminki na brodzie. Póêniej sp´dzamy ca∏e wieki przy stojakach z lakierami do paznokci. Nadine decyduje si´ na zakup zestawu do przed∏u˝ania paznokci, fajnego przybornika, przy pomocy którego mo˝na malowaç sztuczne szpony w rozmaite wzorki i inkrustowaç je ma∏ymi cekinami, koralikami i tym podobnymi. Magda idzie w jeje Êlady, ja jednak wiem, ˝e i tak, zapominajàc o ozdobionych paznokciach, obgryz∏abym je do skóry. Przyjdzie kiedyÊ taki dzieƒ, kiedy przestan´ obgryzaç paznokcie, ale na razie moje z´by kierujà si´ swojà w∏asnà bobrzà wolà i dla mych palców nie majà litoÊci. – No dalej, dziewczyny, zaraz nam wszystko pozamykajà – marudz´, i w koƒcu obie dajà si´ zaciàgnàç do sklepu z artyku∏ami piÊmienniczymi na najwy˝szym pi´trze. Umierajà z nudów ju˝ po kilku sekundach. Pa∏´tajà si´ bez celu na zewnàtrz, kiedy ja ciesz´ palce dotykiem grubych bia∏ych szkicowników i trac´ zmys∏y przed olbrzymimi, b∏yszczàcymi puszkami pe∏nymi ró˝nobarwnych pisaków. Trwa to zaledwie minut´, lecz Magda i Nadine nie 17
przestajà wykukiwaç przez drzwi i mnie pop´dzaç. Wypróbowuj´ cienkopisy, gryzmolàc „Mam na imi´ Ellie i uwielbiam rysowaç”. Kontynuuj´ próby, dorysowujàc s∏onika z uniesionà tràbà pisakiem 07 i cieniutkim 03, i trawiastozielonym, i wÊciekle ró˝owym i, poniewa˝ j´ki z zewnàtrz wzmagajà si´ coraz bardziej, wybieram w koƒcu ten sam co zawsze czarny cienkopis 05 i ma∏y, czarny, kwadratowy szkicownik, któremu po prostu nie mog´ si´ oprzeç. Nie zosta∏o mi ju˝ zbyt wiele pieni´dzy. B´d´ zmuszona wy˝ebraç troch´ frytek od Magdy i Nadine, albo obejÊç si´ smakiem – ale jestem szcz´Êliwa. Wszystkie trzy bierzemy si´ pod r´ce i obchodzimy pozosta∏e sklepy; w Office mierzymy buty na wysokich obcasach, w których s∏aniamy si´ jak pijane, a potem ca∏e wieki sp´dzamy w sklepie muzycznym HMV, przes∏uchujàc najnowszy album Claudie Coleman. Magda, Nadine i ja mamy ca∏kowicie odmienne muzyczne gusta, ale podziw dla Claudie Coleman nas jednoczy. Magda jà lubi, poniewa˝ Claudie Êpiewa piosenki o absolutnie czadowych, optymistycznych tekstach. Nadine jà lubi, bo muzyka Claudie jest ob∏´dnie odlotowa i na czasie. Ja jà lubi´, bo ma grzyw´ d∏ugich, bardzo kr´conych w∏osów, które troch´ przypominajà moje, ale sà du˝o ∏adniejsze, a poza tym, choç Claudie wcale nie jest gruba, ma jednak kszta∏ty znacznie bardziej op∏ywowe ni˝ przeci´tny Êpiewajàcy kociak. Tak wi´c Claudie Coleman to mój swego rodzaju wzór osobowy. W HMV sà ca∏e t∏umy ludzi. Magda odruchowo przystaje, gdziekolwiek zobaczy grupk´ w miar´ przystojnych ch∏opaków. Wszyscy jak jeden mà˝ gapià si´ na nià z podziwem, a trzech zaczyna jà podrywaç, nawiàzujàc pogaw´dk´. Nadine i ja z westchnieniem usuwamy si´ ze sceny. Stary numer, i robi si´ to ju˝ troch´ irytujàce. – Trzy dziewczyny, trzech ch∏opaków, ale wszyscy trzej chcà byç tym, który umówi si´ z Magdà – zrz´dzi 18
Nadine. Jest zbyt delikatna, ˝eby zauwa˝yç g∏oÊno, ˝e ona jest zawsze druga na liÊcie. Nietrudno wywnioskowaç, które miejsce zajmuj´ w tym rankingu – ostatnie! – Hej, zaczekajcie na mnie! – krzyczy Magda, p´dzàc za nami. Ch∏opcy wo∏ajà za nià, ale nie zwraca na nich uwagi. – Zostaƒ z nimi, jeÊli masz ochot´ – proponuj´. – Jasne, idziemy na dó∏ do McDonalda, ale mo˝esz do∏àczyç do nas póêniej – mówi Nadine. – Do∏àczam do was teraz – oÊwiadcza Magda. – To przecie˝ nasz dziewczyƒski czas wolny, tak czy nie? Jejku, spójrzcie tylko na zegarek! Robi si´ póêno. Chodêmy coÊ zjeÊç. Magda jest tak kochana, ˝e nalega, ˝ebym pozwoli∏a kupiç sobie hamburgera i frytki. Na pierwszej stronie mojego nowego szkicownika rysuj´ jej portret: Magda wykonujàca piruet w swej ró˝owej bluzce i markowych spodniach, z t∏umem maleƒkich, adorujàcych jà facetów, k∏´biàcych si´ wokó∏ jej kostek. Potem szkicuj´ Nadine. Najpierw, ˝eby jà rozdra˝niç, jej postaç ubieram w kompletny strój kowbojski. Dopiero zainkasowawszy sójk´ w bok, staram si´ ug∏askaç Nadine, portretujàc jà jako olÊniewajàcà wiedêm´ o kapiàcych od klejnotów szponach. W kunsztownie wymanikiurzonej d∏oni Nadine trzyma laleczk´ z twarzà Nataszy, ca∏à g´sto ponabijanà szpilkami. Teraz rozkr´ci∏am si´ ju˝ na ca∏ego i rozglàdam si´ wokó∏, kogo by tu jeszcze narysowaç. I nagle zauwa˝am coÊ naprawd´ dziwnego. Po drugiej stronie sali siedzi ch∏opak. Nie, o n nie jest dziwny. Jest nawet ca∏kiem przystojny, ciemnooki, z d∏ugimi, mi´kko opadajàcymi w∏osami. Nosi mundurek liceum Halmera. Wi´kszoÊç ch∏opaków z Halmera daje si´ zaklasyfikowaç jako Buzujàcy Bob albo typ szurni´tego kujona. A ten jest inny. Nie zgadniecie, czym si´ zajmuje! Ma cienkopis, ma∏y szkicownik podobny do mojego i rysuje... mnie? 19
Nie, niemo˝liwe. OczywiÊcie, chodzi o Magd´. To od niej faceci nie mogà oderwaç oczu. A jednak, kiedy ch∏opak podnosi wzrok znad szkicownika, spoglàda prosto na mnie – i kiedy Magda wstaje, ˝eby przynieÊç drugà s∏omk´ do shake’a, nie odwraca za nià g∏owy. W takim razie chodzi o Nadine. Jasne, szkicuje Nadine, jej wspania∏e, d∏ugie w∏osy i du˝e, czarne oczy. Chocia˝ Nadine rozwali∏a si´ w∏aÊnie na krzeÊle i nie jestem pewna, czy widzi jà teraz dok∏adnie. To na mnie patrzy. Podnosi oczy na mojà twarz i opuszcza wzrok na swój szkicownik, do góry i na dó∏, do góry – na dó∏; jego pisak szybko porusza si´ po kartce. Musia∏ zauwa˝yç, ˝e mu si´ przyglàdam, ale to go nie zniech´ca. – Dlaczego jesteÊ taka czerwona, Ellie? – pyta Nadine. – O mój Bo˝e, kpisz sobie ze mnie, jestem czerwona? – Jak m∏ody buraczek. Co z tobà? – Nic. – Na kogo si´ tak gapisz? – pyta Magda, wracajàc z nowà s∏omkà. Rozglàda si´ wokó∏ i w mgnieniu oka rozpracowuje sytuacj´. – Flirtujesz z tym goÊciem z Halmera? – Skàd. – Z jakim goÊciem? – wyciàga szyj´ Nadine. – Przestaƒ! Patrzy na nas. – No to my popatrzymy na niego – stwierdza Magda. – Co on wyprawia, pisze? – Chyba szkicuje – odpowiadam. – Co? – Mnie! Magda i Nadine przyglàdajà mi si´ z pewnym zaskoczeniem. – Ale po co to robi? – dziwi si´ Nadine. – Nie mam poj´cia. To... podejrzane – mówi´, gdy jego oczy znów przesuwajà si´ z mojej twarzy na kartk´. – W takim razie ty te˝ go narysuj – wpada na pomys∏ Magda. – Dalej, Ellie. 20
– To b´dzie wyglàda∏o idiotycznie. – Wcale nie. No dalej. On rysuje ciebie, wi´c ty narysuj jego. B´dziecie kwita – argumentuje Magda. – W∏aÊciwie, czemu nie. – zaczynam rysowaç rysownika. W konwencji ˝artobliwej karykatury obdarzam go oczyma jak paciorki, troch´ zbyt d∏ugimi w∏osami i postawà pe∏nej gotowoÊci bojowej. Do r´ki wk∏adam mu szkicownik z moim ma∏ym portretem, na którym, przycupni´ta nad w∏asnym szkicownikiem, rysuj´ jego mikroskopijny portret. – Niez∏e! – chwali mnie Magda. – Rysujesz jego, jak rysuje ciebie, jak rysujesz jego... Mózg mi od tego staje – oÊwiadcza Nadine. – Uwaga, idzie do nas! – tràca mnie Magda. – Co? – podnosz´ wzrok. Faktycznie, idzie tutaj, ciàgle si´ na mnie gapiàc. Szybko zamykam szkicownik i zsuwam go sobie na kolana. – Hej, to nie w porzàdku. Chcia∏bym zobaczyç, co narysowa∏aÊ – prosi nieznajomy, stajàc przy naszym stoliku. UÊmiecha si´ do mnie. – Poka˝ mi, to ja ci te˝ poka˝´. Magda i Nadine wybuchajà szalonym Êmiechem. – Ellie, takiej propozycji po prostu nie mo˝na si´ oprzeç – krztusi si´ Magda. – Ellie? Chyba nie Ellie S∏onik? To ty? – pyta on. Wlepiam w niego oczy. Ellie... S∏onik? Dlaczego u˝ywa mojego starego przezwiska? Czy˝by sàdzi∏, ˝e jestem taka gruba? Obezw∏adniajà mnie moje stare anorektyczne l´ki. Czuj´ si´ jak nadmuchiwany w∏aÊnie balon. Panie i panowie, chodêcie popatrzeç na t´ grubà bab´ siedzàcà w McDonaldzie. – Ellie S∏onik? – z g∏´bi swego gargantuicznego cia∏a dobywam g∏osu, który okazuje si´ mysim piskiem. – Tak, przed chwilà by∏em w sklepie z artyku∏ami piÊmienniczymi na górze, bywasz tam czasem? 21
– Czy bywa? – wtràca si´ Magda. – Ona tam sp´dza pó∏ ˝ycia. – Pó∏ n a s z e g o ˝ycia – krzywi si´ Nadine. – To ca∏kiem tak jak ja – mówi on. – No wi´c kupowa∏em sobie w∏aÊnie nowy cienkopis i chcia∏em go wypróbowaç, ale przede mnà ktoÊ zabazgroli∏ ca∏à kartk´; by∏o tam imi´ Ellie i Êliczny ma∏y s∏onik z podniesionà tràbà. – Ach! Tak, t e r a z rozumiem. To ja – oddycham z ulgà, kurczàc si´ do swoich normalnych rozmiarów. – I teraz te˝ rysowa∏aÊ tabuny ma∏ych s∏oników, co? – Mam nadziej´, ˝e nie – kryguje si´ Magda, – poniewa˝ w zamierzeniach mia∏ to byç mój portret. – I mój – dopowiada Nadine. – A tak˝e twój! – Mój? – podchwytuje z o˝ywieniem nieznajomy. – Zamknij dziób, Nadine – rugam jà. – Pozwól mi zerknàç, prosz´. Spójrz – otwiera swój szkicownik. – To ty. Z walàcym g∏oÊno sercem zabieram si´ do oglàdania. Nikt nigdy jeszcze mnie nie portretowa∏. No, mo˝e Jajek uwzgl´dni∏ mnie na swoich pokracznych rysunkach z cyklu „Moja rodzina”, ale poniewa˝ zwykle przedstawia mojà postaç jako dwie du˝e kropy, cztery kreski i dzikie gryzmo∏y wyobra˝ajàce w∏osy, jego portrety sà nieszczególnie pochlebne. Mój portret wykonany przez tego ch∏opaka jest... zdumiewajàcy. Autor jest Êwietnym rysownikiem. Ma dok∏adnie taki sam cienkopis jak ja, lecz potrafi si´ nim pos∏ugiwaç z nies∏ychanà brawurà i klasà. Jest wyraênie fanem Beardsleya. Z jakà pewnoÊcià umieszcza postaç na papierze: zdecydowana kreska, precyzyjnie oddane szczegó∏y – w∏osy, rysy twarzy, faktura swetra. Moje w∏osy, moje rysy, mój sweter (no, powiedzmy, po˝yczony od Jajka). Narysowa∏ mnie takà, jak c h c i a ∏ a b y m wyglàdaç, inteligentnà i skupionà nad swoim szkicownikiem. Rysujàcà jego. Bo ta narysowana ja te˝ szkicuje mikroskopijny portret. 22
– Kurcz´! – nie wytrzymuje Nadine. – Zobacz, narysowa∏ ciebie, jak rysujesz jego, jak rysuje ciebie, a ty narysowa∏aÊ jego, jak rysuje ciebie, jak rysujesz jego. – Nadine, be∏koczesz – zwraca jej uwag´ Magda. – No ju˝, poka˝ mu, Ellie. Wyrywa mi szkicownik i pokazuje ch∏opakowi portret, który narysowa∏am. On Êmieje si´ z uznaniem. – Fantastyczny. – Wcale nie, daleko mu do twojego. To wkurzajàce. Naprawd´ nie cierpi´ na przerost ambicji, nie mog∏abym przywiàzywaç ju˝ mniejszej wagi do rywalizacji o najwy˝szà Êrednià w szkole czy wygrywania zawodów i tym podobnych, ale jest jedna rzecz, którà chyba od zawsze przyjmowa∏am za pewnik: jestem dobra z plastyki. Najlepsza w mojej klasie. – Z której jesteÊ klasy? – pytam. – Z jedenastej. To mnie troch´ uspokaja. Mo˝e za dwa lata b´d´ równie dobra jak on. Mo˝e. – A ty, Ellie? Do której klasy chodzisz? – Do dziewiàtej, jak my wszystkie. Nadine patrzy na Magd´, podnoszàc brwi, i obie wzdychajà, zirytowane, ˝e wysypa∏am, ile mamy lat. MyÊl´, ˝e obie mog∏yby z powodzeniem wciskaç kit, ˝e sà z dziesiàtej. Albo jeszcze starsze. Ale ja jestem od nich ni˝sza i z moimi puco∏owatymi policzkami i do∏eczkami mog∏abym zostaç wzi´ta za jakàÊ smarkatà jedenasto– lub dwunastolatk´. Chocia˝ nie z moim biustem. Poprawiam si´ na krzeÊle. Wcale n i e w y p i n a m piersi. Po prostu staram si´ usiàÊç nieco bardziej prosto. – Id´ zamówiç sobie jeszcze jednà kaw´. Czy przynieÊç te˝ coÊ dla was? – pyta on. – Tak naprawd´ w∏aÊnie wychodzi∏yÊmy – zmyÊlam. – Wcale nie – Magda jest bezlitosna. – Dzi´ki, ch´tnie napijemy si´ kawy. 23
Ch∏opak uÊmiecha si´ i rusza w stron´ kontuaru, zostawiajàc na stole swój szkicownik. – Nie mam wi´cej forsy – sycz´. – Ju˝ i tak ci wisz´, Mags. – Przecie˝ to on p∏aci. Musi byç nieêle nadziany, skoro jest snobem z Halmera – zauwa˝a Nadine. – Ellie, ty mu naprawd´ wpad∏aÊ w oko. – Skàd! – gwa∏townie zaprzeczam i znów si´ rumieni´. – Stara si´ byç mi∏y, to wszystko. – No pewnie, biega po McDonaldzie od stolika do stolika i ka˝demu stawia kaw´. – To tylko dlatego, ˝e rysowa∏am. Zresztà raczej to nie mnà jest zainteresowany. Chyba mu si´ spodoba∏aÊ, Nadine – albo chodzi o Magd´. – Tak myÊlisz? – zastanawia si´ Magda, okr´cajàc lok na palcu i oblizujàc usta. – Nie ∏udê si´, Magda – Nadine sprowadza jà na ziemi´. – On nie zwraca uwagi na nikogo poza Ellie. Nieznajomy wraca z kawà i przysiada si´ do nas. Do mnie. – Co jeszcze narysowa∏aÊ, Ellie? Tak w ogóle, na imi´ mi Russell. Wyciàga r´k´. Patrz´ na niego niepewnie. Chce byç a˝ tak niewiarygodnie oficjalny i uÊcisnàç mi d∏oƒ? Podaj´ mu r´k´ i teraz on spoglàda na mnie z zaskoczeniem. – Si´ga∏em po twój szkicownik. – Och! – czuj´, ˝e oblewam si´ szkar∏atnym rumieƒcem i próbuj´ wyrwaç r´k´. – Nie, w takim razie wymieƒmy uÊcisk jako przyjaciele – nalega Russell i delikatnie Êciska mojà d∏oƒ. Nadine daje Magdzie triumfalne znaki. Mia∏a racj´. Nie mog´ w to uwierzyç. To tak, jak gdyby znienacka wystrzelono mnie na Wenus. Podobne rzeczy si´ nie przytrafiajà. Nie mnie. – Zerknijmy do szkicownika – mówi Russell. Oglàda 24
portrety Magdy i Nadine. – Sà naprawd´ kapitalne – orzeka z szerokim uÊmiechem. – Nieprawda. Ale to tylko poÊpiesznie kreÊlone szkice. Normalnie rysuj´ troch´ lepiej – usprawiedliwiam si´. – Jednak daleko mi do ciebie. – Ale˝. MyÊl´, ˝e masz prawdziwy talent, Ellie. Chcesz w przysz∏oÊci studiowaç grafik´? Traktuje mnie jak powa˝nà osob´. I sam j e s t powa˝nà osobà. Jedyny ch∏opak, jakiego mia∏am, myli∏ grafik´ z trafikà i sàdzi∏, ˝e chc´ zajmowaç si´ handlem. – Kto wie, byç mo˝e – odpowiadam wymijajàco. – Ponoç Êwietny wydzia∏ grafiki majà wAkademii Sztuk Pi´knych – zauwa˝a Russell. – Nie mam ochoty si´ tam uczyç. Wyk∏ada w nim mój ojciec. – No tak. Znam ten problem. Skoƒczy∏em podstawówk´, w której uczy moja mama; to by∏o dziwaczne uczucie, podnosiç r´k´ i mówiç do niej „prosz´ pani”. Mia∏em cichà nadziej´, ˝e b´d´ jej pupilkiem i prymusem, ale ona bez przerwy si´ mnie czepia∏a. I tym sposobem rozpoczynamy d∏ugà rozmow´ o doÊwiadczeniach szkolnych. Magda opowiada coÊ o k∏opotliwie obfitych drugich Êniadaniach, które dostawa∏a w podstawówce. Jej rodzice prowadzà restauracj´ i gdy chcà komuÊ okazaç swojà sympati´, próbujà go utuczyç. A Magd´ uwielbiajà przecie˝ bezgranicznie. Jak wi´kszoÊç ludzi zresztà. Tymczasem Russell s∏ucha jej jednym uchem, choç grzecznie przytakuje. Magda daje za wygranà. – To co, Nadine, spadamy do domu? – proponuje. – Dobra myÊl – odpowiada Nadine. – Na razie, Ellie, do jutra. – Zaraz, zaraz, poczekajcie, ja te˝ ju˝ id´. – Móg∏bym si´ przy∏àczyç? – pyta Russell. – Któr´dy wracasz, Ellie? – Wracam autobusem z Nadine. 25
– To si´ Êwietnie sk∏ada, ja te˝ – oÊwiadcza Russell. – Nie powiedzia∏am ci nawet, którym. – Twoim. Magda i Nadine przewracajà oczami. Chichocz´ g∏upio. Dotykam policzków wn´trzem d∏oni – sà tak rozpalone, ˝e mo˝na by na nich sma˝yç jajka. Na dworze udaje mi si´ troch´ och∏onàç. Magda macha nam na po˝egnanie i odchodzi, z niedowierzaniem kr´càc g∏owà, wcià˝ troch´ zdezorientowana. Truchtam niezgrabnie pomi´dzy Russellem a Nadine, rozpaczliwie próbujàc znaleêç inteligentny temat do rozmowy. Chcia∏abym zapytaç Russella o mnóstwo spraw zwiàzanych ze sztukà, ale nie chc´, ˝eby Nadine poczu∏a si´ wykluczona. JeÊli zaÊ zaczn´ wypytywaç Nadine o zadanie domowe z francuskiego i dobór kolorów, na jakie planuje pomalowaç sobie paznokcie, nie b´dzie to grzeczne w stosunku do Russella. Nerwowo spoglàdam to na jedno z nich, to na drugie. Obydwoje mnie na tym przy∏apujà. Nadine podnosi oczy do nieba. Russell si´ uÊmiecha. Odchrzàkuje. Zaczyna nuciç coÊ pod nosem. Czy˝by jemu te˝ brakowa∏o s∏ów? Zaskakujàce, jak dodaje mi to otuchy. – Masz ich ostatni album? – pyta znienacka Nadine. Gapi´ si´ na nià jak wó∏ na malowane wrota, ale Russell udziela odpowiedzi. Nuci∏ przebój jakiegoÊ ultramodnego kultowego zespo∏u, na którego punkcie Nadine ma bzika. Nigdy nawet o nim nie s∏ysza∏am. Russell i Nadine trajkoczà jak naj´ci. – A co ty sàdzisz o Zwierz´cych Fefrach, Ellie? – pyta Russell. Mrugam oczyma. Nie rozpozna∏abym Zwierz´cych Fefrów nawet wówczas, gdyby zawy∏y mi prosto do ucha. – Och, oblecà – odpowiadam ostro˝nie. Nadine przewraca oczami kolejny raz, ale nie zdradza mnie. Postanawiam czytaç „New Musical Express” ka˝dego tygodnia. 26
Czekamy na autobus. Na billboardzie po przeciwnej stronie ulicy wisi reklama nowego horroru. Dziewczyny wracajà jeszcze póêniej. – Ekstra – entuzjazmuje si´ Russell. – Zaczynajà graç w piàtek. S∏ysza∏em, ˝e efekty specjalne sà fantastyczne, krew leje si´ strumieniami. Planujesz wybraç si´ na ten film, Ellie? Miotam si´ bezradnie. Czy on pyta, czy planuj´ wybraç si´ z n i m? No jasne, ˝e chc´ si´ z nim umówiç! Ale horrorów nienawidz´. Musz´ zas∏aniaç oczy podczas wszystkich strasznych scen. Od samej Êcie˝ki dêwi´kowej dostaj´ g´siej skórki. Dotychczas horrory oglàda∏am tylko na wideo. Na du˝ym ekranie sà chyba jeszcze bardziej przera˝ajàce. Prawdopodobnie zrobi∏abym z siebie przed Russellem kompletnà idiotk´, na ostatek kulàc si´ w panice pod siedzeniem. JeÊli w ogóle uda∏oby mi si´ wejÊç do Êrodka – to film dozwolony od lat osiemnastu. Za diab∏a nie ma szans, ˝ebym zdo∏a∏a kogokolwiek przekonaç, ˝e jestem pe∏noletnia. Russell patrzy na mnie wyczekujàco. – Hmmm – wyduszam z siebie w koƒcu, w pe∏ni Êwiadoma, ˝e moja odpowiedê nie by∏a warta czekania. Nadine nie przestaje piaç z zachwytu na temat poprzedniego horroru tego re˝ysera. Stoj´ i patrz´ t´po w przestrzeƒ. Jak si´ wydaje, Russell jest oczarowany. OczywiÊcie zda∏ sobie spraw´ z tego, ˝e startowa∏ do z∏ej dziewczyny. On i Nadine to bratnie dusze. – Ellie, widzia∏aÊ Dziewczyny si´ spóêniajà? – pyta. – Taaa – mamrocz´. – Podoba∏o ci si´? – naciska Russell. – Hmmm. Zacz´∏am mówiç monosylabami. A nawet jeszcze oszcz´dniej – niewerbalne „hmmm” przewa˝a. – A ta straszliwa scena na wielopoziomowym parkingu zrobi∏a na tobie wra˝enie? 27
Patrz´ na Nadine, b∏agajàc wzrokiem o pomoc. Nadine nie kryje mnie d∏u˝ej, wybuchajàc Êmiechem. – Ellie nie dotrwa∏a do tego momentu – zaÊmiewa si´. – Zacz´∏a oglàdaç film u mnie, ale musia∏a zakryç sobie oczy, zanim jeszcze skoƒczy∏y si´ tytu∏y. Wytrzyma∏a raptem dziesi´ç minut i uciek∏a z mojego pokoju, oÊwiadczajàc, ˝e za nic nie wróci. Russell uÊmiecha si´ szeroko. – Wi´c horrory troch´ ci´ przera˝ajà? – Ellie to typ, którego przera˝a nawet Noo Noo – chichocze Nadine. Moja twarz jest z pewnoÊcià równie czerwona jak Po. Russell uwa˝a mnie za skoƒczonà kretynk´. Âmieje si´ ze mnie. – W takim razie prosz´, wybierz si´ na ten film ze mnà, Ellie – w ka˝dej chwili b´dziesz si´ mog∏a do mnie przytuliç – proponuje. Mnie te˝ udaje si´ rozeÊmiaç, chocia˝ ciàgle czuj´ si´ troch´ g∏upio. Spoglàdam na zegar. I kto tu mówi o spóêniajàcych si´ dziewczynach! Jest prawie dziesiàta. Na szcz´Êcie przyje˝d˝a autobus, ju˝ wkrótce b´d´ w domu. Przynajmniej to przebiegnie zgodnie z moim planem.
28