MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 38, marzec 2020 ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 38, marzec 2020 www.tramwajcieszynski.pl
Szczęście w nieszczęściu • O jeden most za daleko • Pochowali basy • Miejsca wspólne • Podatek cukrowy
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
Rozkład Jazdy: Kierunek Jazdy Szczęście w nieszczęściu
6-9
Wyższa Brama O jeden most za daleko Józef Marekwica Kontrowersje, Budżet Obywatelski
10-12 13-15 18-19
Mijanka na Rynku Rewitalizacja bez konsultacji z mieszkańcami Gorzka prawda o podatku cukrowym Szansa na otwarcie Poradni Zdrowia Psychicznego Zanim tysiące drzew pójdzie pod topór
24-25 40-42 44-45 46-47
Stary Targ Porzóndzymy pogadamy - Krystyna Morys-Grochal
27-29
Kierunek Kultura Pochowali basy 12 Miejska Galeria Sztuki Miejsca wspólne Divadlo - NORA Ibsena
30-33 34-35 37-39 43
Torebka jakby Damska Miłość w korporacji Pani od literek Miejsca przyjazne dzieciom W tramwaju z Tatą Wiosenne smoothie Przyjaciółki - dla Zuzanny
48-51 52-53 54-55 56-57 58-59 60-61
Gimnastyka z Tramwajem Wjeżdżając do elity Po latach znów na śląskiej ziemi
62-63 64-66
Z A ŁO G A T R A M WA J U: DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk MOTORNICZY: Urszula Markowska tel. 577 148 965 KONDUKTORZY: Fryderyk Dral, Małgorzata Perz, Małgorzata Szklorz DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński tel. 602 571 638 PASAŻEROWIE: Amelia Witos, Florianus, Marcin Mońka, Robert Kania, Iwona Włodarczyk, Jacek Cwetler, Dariusz Bożek, Rafał Urbaczka, Daniel Korbel, Stanisław Przybysz-Malinowski, Mateusz Jonkowski ZAJEZDNIA: Cieszyn, ul. Mennicza 44 BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska 184 DRUKARNIA: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
str. 37-39
str. 40-42
str. 30-33
str. 62-63
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.fotopolska.eu opr. graficzne okładki Rafał Łęgowski DRUK OKŁADKI: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
·
·
·
·
·
„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
·
·
·
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
3
SŁOWO OD MOTORNICZEGO
„SZKLANA PUŁAPKA” Już chyba tylko starsze pokolenie i jeszcze moje pamięta rytuał oglądania wieczornych wiadomości i czytania papierowej prasy. Wiedzę w szkole przyswajaliśmy łatwiej, bo nie mieliśmy dostępu do 100 teorii na dany temat. Ekspertem kiedyś był profesor, a teraz staje się nim nastoletni youtuber. Trudno połapać się w tym, co jest prawdą. Internet otworzył zupełnie nowe możliwości i jak często nam powtarzano, jest oknem na świat. Okno nie okno, ale z pozytywnym jego działaniem przyszło również i złe. Już raczej nikt nie ma wątpliwości, że stał się najgroźniejszą bronią w XXI wieku. Oprócz tego jest złodziejem czasu, zabójcą ludzkich więzi i społecznego funkcjonowania. Każdego dnia jesteśmy bombardowani 34 gigabajtami danych, czyli odpowiednikiem stu tysięcy słów. Jak nie zwariować w tym przeinformowanym świecie? W każdy weekend „ New York Times” dostarcza więcej informacji niż mógł przyswoić przez całe życie człowiek żyjący na początku XIX w. Na każdym portalu znajdziemy setki informacji, które mają pomóc w stawaniu się mądrzejszym i zdobywaniu wiedzy. Jednak ani to rzetelna wiedza, ani mądrości od niej nam nie przybędzie. Spieramy się w dyskusjach o rację – „bo tam tak było napisane, bo to święta prawda, bo przecież oni wiedzą, a Wy jesteście ignorantami’. Kto z nas nie był świadkiem takich rozmów? Jedno jest pewne, chaos informacyjny demoluje nam głowę. Budzi negatywne emocje, a nawet agresję. Socjolodzy i neurolodzy biją na alarm, udowadniając, że nasz układ nerwowy źle reaguje nie tylko na sceny pełne przemocy, ale również na nadmiar informacji. Przeciążenie następuje, gdy dostarczamy więcej informacji, niż mózg jest w stanie przyjąć. Już czterdzieści lat temu naukowcy określili takie zjawisko terminem „ przeciążenie poznawcze”. Socjologowie dość odważnie przyrównują to do drastycznej chińskiej tortury. Polegała ona na pozbawianiu więźnia powiek. Skazany bez odpoczynku narażony na odbieranie zewnętrznych bodźców, doprowadzony był do szaleństwa. Nasze społeczeństwo śmiało można nazwać ludźmi bez powiek. Spędzamy na kanapie bądź w pozycji siedzącej sporo czasu, co równiez nie jest dla nas zdrowe. Australijscy naukowcy twierdzą, że każda godzina spędzona przed telewizorem powoduje wzrost ryzyka chorób serca o 18% i wcześniejszej śmierci o 11%. Jednak to nie monitory czy smartfony są zabójcze, ale potężna ilość bodźców. Wpatrzeni w ekran duży czy mały, przerzucamy strony bądź kanały, a po godzinie już nie wiemy, czego w ogóle szukaliśmy. Doceniając postęp i możliwości jakie daje 4
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
Internet nie wiem, czy chciałabym wrócić do czasu, gdy były dwa kanały telewizyjne, jednak obecna sytuacja bardziej budzi we mnie lęk niż zadowolenie. Obserwując innych, moje dzieci i ich rówieśników, widzę, że nie potrafimy już żyć bez szumu. Sporo pytanych osób mówi wprost, że cisza napawa lękiem. Jedna z moich znajomych wychodząc z domu, zostawia włączony telewizor. Podobno jej koty wtedy są spokojniejsze. Czyste szaleństwo. Ale ten szum i wciąż płynącą z głośników muzykę słychać wszędzie: w sklepach( nawet tych małych), restauracjach, na bazarach, u fryzjera, w autobusie, w poczekalniach, nawet zdarzyło mi się słyszeć muzykę w publicznych toaletach. Najważniejsze i najczęstsze pytanie zadawane w dzisiejszych czasach brzmi: „Jest tutaj wi-fi”? Jeśli go nie ma w kawiarniach lub restauracjach, ilość klientów znacznie się uszczupla. Jak nie zwariować i nie dać się wciągnąć w tą „szklaną pułapkę”? Przede wszystkim trzeba chcieć zmiany. Coraz częściej ludzie uświadamiający sobie negatywny wpływ mediów na swoje życie, rezygnują z telewizora, wyłączają się z Facebooka, czy innych portali społecznościowych. Należy pamiętać, że zyskując prawie 4 godziny czasu dziennie (bo przeciętnie tyle tracimy go przed monitorem), musimy je czymś zapełnić. Nuda jest najgorszym towarzyszem i nie pozwoli na oderwanie się od szklanego ekranu. Jednak będą to 4 cenne godziny, które możemy wykorzystać w dobry sposób. Nauczyć się języka obcego, przeczytać książkę, uprawiać sport, spotkać się ze znajomymi lub nauczyć się szydełkowania. Jedno jest pewne mamy szansę odzyskać dla siebie ok. 69 dni w roku.
ul. Łupkowa 20, Kobiernice +48 33 48 41 860 atk2@interia.pl www.atk-opakowania.pl
18 laztenia doświadc
PRODUCENT OPAKOWAŃ
tekturowych i z tworzyw sztucznych OPAKOWANIA TYPU KIT BOX OPAKOWANIA Z NADRUKIEM KRATOWNICE, BLISTRY
KIERUNEK JAZDY
FELIETON
SZCZĘŚCIE w NIESZCZĘŚCIU Florianus
Przez miasto znowu przeleciał huragan. Wiatr huczał w koronach drzew i chichotał za oknami, ale raczej nie było nam do śmiechu. Napór wichury z prędkością 100 km na godzinę to nie są żarty. Z dachów odlatywały blachy, z kominów odrywały się cegły, mury drżały, sypały się szyby i stare tynki, trzaskały druty, kable i anteny, łamały się drzewa i latarnie, nad brukiem fruwały śmieci. Przez miasto pędziły straże na sygnale. Dobrze, pomyślałem sobie, że na wieżę ratusza jeszcze nie wróciła iglica z książęcym proporczykiem. Bo jakby tam stała, niby to odnowiona i solidnie umocowana, to pewnie znowu by spadła na bruk pod ratuszem. A tym razem miasto nie musiałoby mieć trzeci raz farta, czyli szczęścia w nieszczęściu.
O
rkan, który nad Atlantykiem był cyklonem, nazywał się gdzieniegdzie Sabina, a gdzieniegdzie Ciara. Miał na imię jak jakaś popowa piosenkarka. Dostał pseudonim, jakby był gwiazdką showbiznesu. Trzeba jednak przyznać, że cyklony są bardzo widowiskowe i może dlatego dostają żeńskie imiona, żeby strażakom i służbom porządkowym przyjemniej się po nich sprzątało. W każdym razie żeńskie imiona bardzo ocieplają wizerunek żywiołów i wcale nie ma w tym sugestii, że niszczycielskie huragany mają kobiecą naturę. Nie jestem jednak pewien, czy przez to stają się bardziej sexy. W Polsce orkan Sabina miał najbardziej tragiczne skutki w Bukowinie Tatrzańskiej. Silny wiatr zerwał tam dach postawionej na czarno, prowizorycznej wypożyczalni sprzętu narciarskiego, w wyniku czego zginęły trzy turystki. W Cieszynie nie było ofiar w ludziach. Tym razem nic się nie złamało, nie runęło, nie spadło ze skutkiem śmiertelnym. Nie obyło się jednak bez szkód i zniszczeń. Dwa dni po przejściu Sabiny wybrałem się do Lasku Miejskiego i zrobiło mi się smutnawo. Cieszyński Lasek Miejski powoli zmienia się w wiatrołom. Silne wiatry coraz częściej łamią stare drzewa, nie tylko w lasku, także w innych częściach miasta, gdzie jest to bardziej niebezpieczne. Wtedy wstrzymuje się ruch, odgradza się zagrożony obszar białoczerwoną taśmą i na wozie z wysięgnikiem przyjeżdżają strażacy. Rozumiem, że trzeba zrobić porządek ze zwichrowanymi i nadłamanymi drzewami ze względów bezpieczeństwa, ale czy strażacy stosują się przy tym do jakichś reguł związanych z ochroną przyrody? Takich splądrowanych drzew, z kikutami po odpiłowanych gałęziach, okaleczonych, pociętych przez strażaków jest w mieście coraz więcej. Czy stan tych drzew po huraganach i strażackich cięciach analizuje Wydział Ochrony Środowiska i wyciąga jakieś wnioski? A może wniosek jest tylko jeden:
6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
gdyby tak wyciąć wszystkie drzewa w mieście, to podczas wichur bezpieczeństwo samochodów i ludzi znacznie by wzrosło. W zakresie wydziałowych obowiązków jest współpraca z organami i podmiotami w zakresie kontroli przestrzegania i stosowania przepisów o ochronie środowiska, ale to chyba nie oznacza, że Wydział Ochrony Środowiska może pod tym względem kontrolować strażaków i uczyć ich dobrych praktyk albo czułości dla drzew. I zapewne strażacy tną według własnego strażackiego widzimisię tak jak drwale, którzy w zeszłym roku wycinali drzewa wzdłuż kolejowych trakcji na zlecenie PKP i z błogosławieństwem urzędników wszystkich szczebli. Może z tych wycinek jest potem drewno na ich szczeble. Dwa lata temu zwróciłem się do poprzedniego burmistrza z prośbą o roczny raport dotyczący drzewostanu i zieleni w mieście. Interesowało mnie, jaki jest bilans w tej dziedzinie za poprzedni rok: na przykład, ile drzew wycięto, a ile nasadzono. Otrzymałem wtedy odpowiedź
fot. arch. autora
KIERUNEK JAZDY
fot. arch. autora
od podległego burmistrzowi urzędnika, że Urząd Miejski nie prowadzi takiej statystyki, ale że pomysł jest ciekawy. Jednak później w ślad za tym żadna informacja z Urzędu Miejskiego do mnie nie dotarła. Innym razem znowu pytałem, czy Urząd wie, ile przez cieszyńską starówkę (tuż obok rezerwatu chronionej cieszynianki) przejeżdża tirów na dobę. Domagałem się też, już nie wiem ile razy, wprowadzenia zakazu wjazdu tirów do zabytkowego centrum Cieszyna. Na to, owszem, otrzymałem, standardową, suchą odpowiedź, że droga po której jeżdżą tiry ( od Mostu Wolności aż do wylotu ulicy Bielskiej ) jest drogą powiatową i że Urząd nic tu nie może. Raport o stanie Gminy Cieszyn za 2018 rok ogłoszony w maju 2019 roku liczy sobie 170 stron, lecz właśnie informacji o ilości zniszczonych i wyciętych w mieście drzew oraz przejeżdżających przez zabytkowe śródmieście tirów nie zawiera. W ramach programu rewitalizacji starego śródmieścia jakieś trzy lata temu, zgłosiłem projekt z propozycją wprowadzenia zakazu wjazdu do zabytkowego śródmieścia samochodów z silnikiem diesla, na co również nie otrzymałem żadnej merytorycznej odpowiedzi. Domagałem się też wielokrotnie udostępniania na bieżąco informacji o stanie zanieczyszczenia powietrza w Cieszynie w taki sposób, aby ta informacja mogła od razu dotrzeć do zainteresowanych. Zainteresowany może uzyskać informację, ale tylko o tym, czym się zajmuje urząd. Dostaje więc raport o stanie burmistrza i podlegających mu wydziałów i jednostek, a nie o jakości powietrza w Cieszynie. Nie raz nie dwa pisałem także o tym, że działająca do niedawna przy ulicy Mickiewicza stacja monitorująca czystość powietrza nie jest miarodajna i ani Urząd ani mieszkańcy nie dysponują rzetelną informacją o stanie powietrza w Cieszynie. Teraz już nie działa nawet ta niemiarodajna stacja.
I to jest logiczne, bo po co komu monitoringowa stacja, która nie dostarcza rzetelnych danych. W związku z brakiem pomiarów jakości powietrza w Cieszynie na stronie Śląskiego Monitoringu Powietrza zachęcamy do korzystania z serwisu monitoringu po czeskiej stronie - proponuje Urząd Miejski na swojej stronie www. Jeżeli mieszkańcy polskiego Cieszyna nie mają szansy uzyskania żadnych istotnych informacji o sytuacji w swoim mieście na bieżąco i muszą ich szukać po czeskiej stronie, to może raczej powinni rozważyć, czy w ogóle nie przeprowadzić się do Czeskiego Cieszyna i pozostawić bezradną władzę lokalną polskiej części miasta samą sobie. Tylko kto by wtedy urzędowi płacił podatki? Czas leci, huczne wiatry wieją, lokalne władze niby to się zmieniają, ale właściwie prawie nic się nie zmienia. Jak co roku, mieszkańcy Cieszyna w połowie lutego otrzymali tzw. Decyzję w sprawie ustalenia podatku od nieruchomości. Aktualna decyzja figuruje pod datą 3 stycznia 2020 roku. Chyba dlatego, żeby nie było wątpliwości, że nawet w okresie świąteczno-noworocznym Wydział Finansowy pracuje pełną parą. Ten podstawowy dokument komunikowania się władzy lokalnej z mieszkankami i mieszkańcami tradycyjnie roznosi po domach w śródmieściu zatrudniony przez urząd goniec, a teraz może należałoby powiedzieć gończyni albo goniczynka, bo już drugi rok z rzędu jest to pani. Dzwoni do drzwi mieszkańców o nietypowej porze, na przykład wcześnie rano albo wieczorem w okolicach telewizyjnych wiadomości i za pokwitowaniem wręcza odpowiednią decyzję. W tym roku zwróciłem uwagę, jak dokładnie i ściśle zalepiona jest ta koperta z miejską decyzją podatkową, a w dodatku jak ściśle spięta biurowym zszywaczem. Takie porządne zalepianie i zszywanie musiało zająć Wydziałowi Finansowemu sporo czasu. Otwieranie takiej koperty zszytej zszywaczem jest irytujące i kończy się wyszarpaniem dziury w dokumencie. Ciekawe, że zszywacz zastosowany jest w bardzo znaczącym miejscu. Otóż wyszarpanie zszywacza powoduje niewielką dziurę w tabelce z obliczonym podatkiem, akurat w rubryczce zwolnienia. Nie dość, że nie ma żadnych zwolnień od podatku, to jeszcze w tym miejscu powstaje dziura w kartce z urzędową decyzją, co wywołuje we wrażliwym sumieniu szeregowego podatnika pewien niepokój. Ów niepokój wzrasta tym bardziej, gdy okazuje się, że wzrosła suma podatku. Sięgnąłem zaraz do analogicznej decyzji z poprzedniego roku, którą przypadkowo miałem na biurku pod ręką, i od razu stwierdziłem różnicę. Tak, miejski podatek wzrósł! I stwierdzając to, odczułem niemal satysfakcję, że udało mi się przyłapać Urząd na podwyżce. Ale zarazem poczułem się trochę rozczarowany, że nie jest to jakaś wielka podwyżka, jak choćby ostatnie podwyżki TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
7
KIERUNEK JAZDY
cen energii czy żywności, lecz wzrost zaledwie kilkuzłotowy. Wiadomo, że wydatki miast są coraz większe, a przychody i dochody samorządów coraz mniejsze, co jest spowodowane również polityką PiS. Lecz właśnie na tym polega sztuka sprawowania władzy w samorządzie, żeby jakoś te przychody, a zwłaszcza dochody zwiększać. Sztuka gospodarowania w warunkach samorządu jest, niestety, powiązana z polityką. Polityka jednak nie od razu musi być brudna, oparta na kłamstwie propagandy, ciemnych, korupcyjnych interesach czy dyktaturze lokalnego kacyka powiązanego z miejscową mafią. Polityka może być rozumna, a więc oparta na zrozumieniu problemów świata i ludzi. Bez ideologii, przesądów i stereotypów. Sukces w polityce może nawet bardziej niż od pieniędzy zależy od empatii, wyobraźni, zwłaszcza od dobrej komunikacji międzyludzkiej, bo przecież urzędnicy to też ludzie. Czy zatem polityka obecnych władz samorządowych w Cieszynie, po roku sprawowania rządów, przyniosła miastu jakieś sukcesy, a przede wszystkim korzyści i udogodnienia mieszkańcom? Możliwe, ale kiedy przechodzi się ulicami Cieszyna, jakoś tego nie widać, jakoś tego nie czuć. Widać brud, psie łajno, porzucone opakowania z plastiku i czuć smród z kominów, tudzież wydechowych rur. Poprzednie władze samorządowe w Cieszynie też miały sporo problemów z definiowaniem i prowadzeniem swoich polityk, realizowaniem strategii i programów, jak również z komunikowaniem się o ważnych sprawach miasta z jego mieszkańcami. Zawsze na początku kadencji deklarowana jest chęć poprawy stanu rzeczy we wszystkich dziedzinach, czemu towarzyszy większa otwartość w komunikacji. Na początku wszyscy chcą dobrze, dajemy nowej władzy umiarkowany kredyt zaufania, a potem, po kilku miesiącach, okazuje się, że jest tak, jak zawsze. Nadal wszyscy chcą dobrze, ale dobre intencje i zamiary rozmijają się z rzeczywistością oraz oczekiwaniami ludzi. Okazuje się, że w wielu dziedzinach miasto właściwie nie ma żadnej polityki, a sprawy posuwają się do przodu niesione przez mniej lub bardziej przypadkowy bieg życia, regulowany co najwyżej tradycyjnym kalendarzem, urzędniczym terminarzem i tabulaturą budżetu. Problemy zaczyna się rozwiązywać, kiedy już są bardzo palące i już dłużej nie można przymykać na nie oczu. A rozwiązuje się je tak, żeby broń Boże nikomu się nie narazić i nie napytać sobie dalszych problemów. Trwa to latami. Machina samorządowa i urzędnicza pracuje majestatycznie, śpieszy się bardzo powoli. A im bliżej końca kadencji, tym niżej osuwa się gmina w swej zadziwiającej inercji po równi pochyłej. I nawet jeżeli są jakieś osiągnięcia, to bilans plusów i minusów, zwłaszcza – jak mawiał kiedyś Lech Wałęsa – plusów dodatnich i plusów 8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
ujemnych jest niestety ujemny. Poprzednia władza duże znaczenie przywiązywała do bogoojczyźnianej polityki historycznej, a burmistrz sam chętnie uprawiał propagandę sukcesu w duchu pisowskiego patriotyzmu, która bywała dosyć kosztowna. Obecna władza już się tak nie afiszuje z bogoojczyźnianymi wartościami, już nie przyjmuje czołobitnie posła Pięty, natomiast kontaktuje się z Marszałkiem Grodzkim i słucha rzecznika praw obywatelskich Bodnara. To jest zmiana zmierzająca we właściwym kierunku. Owszem, politycznie i cywilizacyjnie umiarkowanie postępowa, ale w istocie kosmetyczna. Tymczasem miasto się starzeje i ubywa w nim mieszkańców. Gminny raport za rok 2018 podaje, że w ciągu roku liczba mieszkańców zmniejszyła się z 34 331 do 33 869 osób czyli ubyło 462 mieszkańców. Przyrost naturalny jest ujemny. W dodatku liczba kobiet przewyższa o 2000 liczbę mężczyzn, a liczba osób w wieku produkcyjnym wynosi 59 %. Mieszkają tu także i pracują obcokrajowcy, Brytyjczycy, Ukraińcy, a nawet czarnoskórzy imigranci. I przed tym, na szczęście, miasto się nie broni, ale raport nie podaje o nich danych. Miasto zmienia się tak, jak zmieniają się jego mieszkańcy. Ale istotną wiedzę o mieście trzeba wyłuskiwać z jakichś tasiemcowych, trudnostrawnych, urzędniczych dokumentów, które dziwnie mało mówią o tutejszej rzeczywistości, a za to sporo o alienacji
fot. arch. autora
KIERUNEK JAZDY
samorządowców i mitrędze miejskich urzędników. A kiedy człowiek się wczyta w uchwały, decyzje, zarządzenia, obwieszczenia, wezwania, projekty, sprawozdania, w cały BiP, trudno się oprzeć wrażeniu, że to jakiś alternatywny, absurdalny świat. I może właśnie dlatego tak zwane konsultacje społeczne nie bardzo się tu udają. Wynika to też z języka. Urząd używa niejasnego, nieprzyjemnego języka z koszmarnie sformułowanych przepisów opresyjnego polskiego prawa. Ludzie machają więc na to ręką, o ile nie dotyczy to bezpośrednio ich prywatnego interesu. Tymczasem przelatują huragany, przedłużają się susze, przybywa samochodów, ubywa wody i drzew, z kominów lecą czarne dymy, na chodnikach gniją psie kupy, przy krawężnikach gromadzą się pety, na poboczach wala się plastik. Taki mamy pejzaż, taki mamy klimat. Przybywa zniszczeń, brudu, odpadów, chamstwa i wzrasta przestępczość. Ludzie się starzeją, chorują, umierają. Także w ulicznych wykopach i nabrzeżnych ruinach. Coraz więcej ludzi wyjeżdża z miasta. Dzieci się nie rodzą. A radni radzą, radzą, radzą zamknięci w swoich informacyjnych bańkach. Jak informują beskidzcy Łowcy Burz, dziś od rana coraz silniej wieje z południowego zachodu. W ciągu dnia wiatr przybierze jeszcze na sile. Jak długo można mieć szczęście w nieszczęściu?
Zbigniew Machej
Przechadzka po Cieszynie Na ulicy Stalmacha trudno śmiać się: cha cha cha. Czasami na ulicy Miarki przechodzą mnie dziwne ciarki, a potem na Górnym Rynku myślę: dej se spokój, synku. Lecz na ulicy Bobreckiej znów miewam myśli zbójeckie, zwłaszcza zaś niedaleko Sądu przeklinam politykę rządu. Potem też na Korfantego nie doznaję nic miłego, a na Placu Londzina całkiem rzednie mi mina.
FOTOWOLTAIKA PRĄD ZE SŁOŃCA
SOLAR ENERGY TECH ul. Kolonijna 7, Ochaby Małe • tel. 692 001 747 www.solarenergytech.pl TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
9
WYŻSZA BRAMA
fot. Panorama Ustronia lata 30 XX w. z widokiem na Małą Czantorię
Daniel Korbel
O JEDEN MOST,
za daleko...
Bitwa pod Skoczowem (28-30 stycznia 1919 r.) największe starcie czechosłowacko-polskiej wojny o Śląsk Cieszyński, została taktycznie przegrana przez nasze wojsko. Polska obrona linii frontu na rzece Wiśle została przerwana, ponieważ Czesi zajęli Ustroń i jego mosty.
Atak wojsk czeskich na Śląsk Cieszyński rozpoczął się 23 stycznia 1919 r. Po pierwszych 5 dniach wojny wojska czechosłowackie, wygrywając prawie wszystkie większe starcia, zajęły Cieszyn. Polskie siły, zdziesiątkowane stratami bojowymi i dezercjami, zdemoralizowane kolejnymi przegranymi i błędami głównodowodzącego płk Latinika, odeszły na nową linię obrony. Front biegł od Strumienia do Ustronia, a na odcinku od Wiślicy do Kisielowa otaczał od zachodu Skoczów, wykorzystując pasma wzgórz. Na szczęście do Skoczowa zaczęły także napływać większe posiłki z Galicji i Kongresówki i w ostatnim dniu bitwy, 30 stycznia, siły polskie liczyły ok. 5 tysięcy żołnierzy. W tym samym czasie Czesi mieli na Śląsku Cieszyńskim ok. 15 tysięcy żołnierzy, z czego w pierwszej linii i na bezpośrednim zapleczu frontu ok. 10-12 tysięcy. Pierwsze walki bitwy skoczowskiej rozpoczęły się 28 stycznia starciami patroli na całej linii frontu, głównie na szosie cesarskiej z Cieszyna do Skoczowa. Mimo użycia dużych sił i intensywnego ostrzału artyleryjskiego, Czechom udało się jedynie posunąć z Gumien do Ogrodzonej. Rozpoczęto intensywny ostrzał artyleryjski pozycji polskich w Kisielowie. Próby atakowania polskich pozycji w innych miejscach frontu również kończyły się niepowodzeniami. 29 stycznia dowództwo czeskie dalej wykonywało sondażowe ataki siłami pojedynczych 10
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
kompanii, wzdłuż całego frontu, starając się rozpoznać, gdzie w polskich liniach są słabiej obsadzone miejsca. Trwał silny ostrzał artyleryjski z obu stron, ale polska artyleria, choć mniej liczna, doskonale wykorzystywała
fot . Chorąży Tadeusz Saryusz Bielski - dowódca konnego zwiadu dwudziałowej baterii artylerii ciężkiej
WYŻSZA BRAMA
swoje wyżej położone pozycje na wzgórzach wokół Skoczowa. Jedną z nielicznych przewag polskich wojsk była bateria ciężka – 2 haubice wz. 14 kalibru 15 cm, która zajęła stanowisko na Kaplicówce w Skoczowie. Na granicy Cieszyna i Krasnej stała wprawdzie czeska 6-działowa bateria kal. 15 cm, ale czekała na amunicję, która miała być dowieziona dopiero 31 stycznia. Od południa na Skoczów (na odcinku od Kisielowa do rzeki Wisły) atakował 35 pułk strzelców czechosłowackiej legii włoskiej, dowodzony przez kpt. Melichara. Legie, sformowane z jeńców i dezerterów z armii austriackiej, dobrze wyszkolone i uzbrojone przez Włochów, wróciły do Czechosłowacji w grudniu 1918 r. i styczniu 1919 r. 35 ps. legii włoskiej należał do elitarnych jednostek, a w swoim składzie miał także oddziały szturmowe, wyszkolone i uzbrojone na wzór „Arditi” – słynnych włoskich komandosów. Stopniowo napływające na ten odcinek kompanie II i III batalionu 35 ps. legii włoskiej obsadziły górę Chełm, a próbując rozpoznać drobnymi atakami polskie pozycje w rejonie Kozakowic Górnych, przesuwały silne patrole na wschód w stronę Ustronia. Na tym odcinku obronę polską stanowiła tylko 6 kompania wadowickiego 12 pp, dowodzona przez por. Lachete. Osłabiona stratami marszowymi w czasie ciężkiego odwrotu przez góry z Jabłonkowa, musiała utrzymać linię od Bładnic do rzeki Wisły. Do Ustronia posłano więc tylko ubezpieczenie liczące kilkunastu żołnierzy. Kiedy 29 stycznia przed południem do Ustronia weszli Czesi, polskie ubezpieczenie szybko wycofało się w kierunku Skoczowa. Na szczęście akurat w Nierodzimiu znalazł się 5-osobowy konny zwiad baterii ciężkiej, pod dowództwem chorążego Tadeusza Bielskiego, który przekonał cofających się żołnierzy piechoty do wspólnego obsadzenia południowego skraju Nierodzimia i utrzymania go do czasu nadejścia posiłków ze Skoczowa. Czesi kilkukrotnie próbowali słabymi siłami
atakować z Ustronia, ale niewielka grupka polskich żołnierzy utrzymała swoje pozycje do wieczora. 30 stycznia nastąpiło generalne uderzenie wojsk czeskich na całej długości frontu. Rano atakujący prawie weszli na most kolejowy w Drogomyślu, ale zostali odparci przez szarże polskiego pociągu pancernego „Hallerczyk”, przysłanego z frontu ukraińskiego. Po ciężkiej walce utrzymano pozycje w Simoradzu i atakowane po osi szosy cesarskiej Kisielów i Międzyświeć. Czeski II batalion 35 ps. legii włoskiej uderzył od południa na Kisielów i wzgórze 340 na wschodnim krańcu tej miejscowości, które udało mu się zająć. Wdarcie się sił czeskich w polską obronę aż za Bładnice, oznaczało okrążenie Kisielowa. Do kontrataku ruszył batalion 28 pp. „Strzelców Kaniowskich”, dowodzony przez kpt. Skwarczyńskiego, który wraz z atakującym bardziej na wschód batalionem 7 pp. legionów mjr Godziejewskiego, odrzucił Czechów na pozycje wyjściowe. W tym czasie czeski III batalion 35 ps. legii włoskiej przesunął się bardziej na wschód i wyparł polskich żołnierzy z Nierodzimia oraz zajął most przez Wisłę w Lipowcu. Sytuacja stała się krytyczna. Do kontrataku po zachodnim brzegu Wisły ruszyły ze Skoczowa 5 i 7 kompania cieszyńskiego 10 pp., wsparte baterią artylerii, strzelającą na wprost z odległości kilkuset metrów do tyralier czeskich. W ciężkiej walce zmuszono czeskie oddziały do wycofania z Nierodzimia do Hermanic i Ustronia. Po wschodniej stronie Wisły czeskie patrole dochodziły już pod folwark Woleństwo. Przeciwko nim ruszył 5 szwadron 2 Pułku Ułanów Grochowskich z Kalisza, dowodzony przez rotmistrza Rowińskiego, który kilka godzin wcześniej wyładował się na stacji w Skoczowie. Klęska w Nierodzimiu zmusiła jednak oddziały czeskie na wschodnim brzegu Wisły do szybkiego wycofania. Następując na pięty cofającym się Czechom, ułani odbili most w Lipowcu.
fot. Ułani 5 szwadronu 2 Pułku Ułanów Grochowskich, w dniu odzyskania Cieszyna - 26 luty 1919.
fot. Most w Lipowcu (lata ’30 XX wieku) i ppor Józef Trepto dowódca plutonu ułanów, który pierwszy zajął most TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
11
WYŻSZA BRAMA
Do doliny Wisły, na obu jej brzegach, wprowadzono kilka dodatkowych kompanii cieszyńskiego 10 pp., żeby tymczasowo „załatać” tę dziurę w polskiej obronie. W trakcie tych walk, koło godz. 15:00, pojawił się czeski samolot zwiadowczy (prawdopodobnie Hansa-Brandenburg C.I (Ph) 26.70), który rozpoznał polską linię obrony i siły na zapleczu frontu. Mimo utrzymania pozycji, w dniu 30 stycznia utrata Ustronia i jego mostów przez Wisłę oznaczała fiasko całego polskiego planu utrzymania linii obrony, opartej o tę dużą przeszkodę naturalną. Gdyby Czesi przeprowadzili uderzenie większymi siłami po obu brzegach rzeki już 30 stycznia, mogli odciąć od wschodu siły polskie, broniące Skoczowa. Na szczęście czeski I batalion 35 ps. legii włoskiej miał opóźnienie w przemarszu do Ustronia. W dodatku część jego oddziałów w czasie marszu z Goleszowa do Ustronia musiała udzielić wsparcia kolegom, cofającym się przed polskim kontratakiem spod Bładnic. Tak więc cały I batalion zebrał się w Ustroniu dopiero po zapadnięciu zmroku. Jednak następnego dnia, przy równie silnym nacisku na całej linii frontu, uderzenie z Ustronia na Skoczów mogło skończyć się dramatyczną klęską wojsk polskich. Dowództwo polskie wiedziało, że przeciwnik ma jeszcze silne odwody (w tym elitarny 21 ps. legii francuskiej), które po walkach 26 stycznia o Stonawę, Zebrzydowice i Kończyce Małe pozostawały w drugiej linii. Zdawano sobie także sprawę, że czeska bateria artylerii ciężkiej, która zajęła pozycję na granicy Cieszyna i Krasnej swoimi 6 działami kalb. 15 cm, mogła 31 stycznia doprowadzić do przełamania obrony w Kisielowie. Płk Latinik, uznając przegraną, wieczorem 30 stycznia wydał więc rozkaz przygotowania wszystkich wojsk do nocnego wycofania się na nową linię obrony, biegnącą od Bielowicka przez Grodziec aż na wschód od Górek Wielkich. Decyzja ta wywołała rozgoryczenie żołnierzy, szczególnie tych z cieszyńskiego
10 pp., którzy mieli już za sobą odwroty z Zagłębia Karwińskego i Cieszyna. Na szczęście późnym wieczorem do sztabu polskiego przybyli czescy parlamentariusze, proponując zawarcie rozejmu. Rząd czeski, pod presją Konferencji Pokojowej w Paryżu, w obliczu okrzepnięcia polskiej obrony i rosnących strat, zdecydował się wstrzymać dalsze działania wojenne. Wojska czeskie osiągnęły też wszystkie zakładane cele, tzn. zajęły Karwińskie Zagłębie Węglowe oraz linię kolejową Bogumin-Czadca. Mimo porozumienia, zawartego w Paryżu 3 lutego 1919 r., wojska czeskie nie wycofały się od razu za Olzę i większość Śląska Cieszyńskiego wraz z Ustroniem była okupowana do 26 lutego 1919 r. Czeskie oddziały okupacyjne (prawdopodobnie III batalion polowy Slovácké Brigády) zakwaterowały się w obu ustrońskich szkołach, a po 3 tygodniach „gospodarowania” narobiły wiele szkód, które tylko w szkole nr 1 oszacowano na 3680 koron.
W świątecznym wydaniu w artykule pt. „Przyjaciele Polaków” napisałem, że nie znamy (na razie) dalszych losów wojennych Vladislava Prokeša, poza tym, że wiemy, iż wojnę przeżył. Te brakujące informację możemy uzupełnić dzięki wskazówkom historyka Wojciecha Grajewskiego, który wskazał, iż materiały na ten temat zebrał zespół prof. Janusza Ciska, ustalając przebieg służby syna zasłużonego burmistrza Morawskiej Ostrawy: „Prokesz Władysław, urodzony 16 I 1896 w Morawskiej Ostrawie, syn Jana, przyn. Morawska Ostrawa. Handlowiec. Książeczka wojskowa nr 14721. Od IX 1914 w Legionach Polskich. Wykazany w imiennym spisie legionistów III plutonu kompanii Stefana Tormy zaprzysiężonych 22 IX 1914. Służył w 2. komp. i 1. komp. I baonu 3. pp Legionów. Pełnił funkcję sekcyjnego. 28 III 1917 odnotowany we wniosku o odznaczenie austr. Krzyżem Wojskowym Karola. Po kryzysie przysięgowym (VII 1917) służył w 3. pp Polskiego Korpusu Posiłkowego i po próbie przejścia byłej II Brygady przez front pod Rarańczą (15-16 II 1918) został internowany przez Austriaków w Huszt. Od 1 XI 1918 w Wojsku Polskim. Był instruktorem w Obozie Ćwiczebnym Dowództwa [...] Galicja-Wołyń w Stanisławowie”. Te informacje jednoznacznie potwierdzają, że decyzja młodego Vladislava Prokeša, aby zgłosić się w Cieszynie do Legionów Polskich nie była motywowana młodzieńczym poszukiwaniem przygód. Ten Czech świadomie i konsekwentnie poświęcał swoje życie, aby walczyć u boku braci Polaków o niepodległą Rzeczpospolitą.
fot. Czeski samolot zwiadowczy, styczeń 1919
12
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
WYŻSZA BRAMA
Józef Marekwica
Ja
cek
Cwet
ler
śląski powstaniec, więzień niemieckich obozów koncentracyjnych
W tym roku minie 75 lat od zakończenia II wojny światowej. Cały niemalże świat wspomina tragiczne wydarzenia z lat 1939–1945. Wspominają historycy, politycy, duchowni różnych wyznań, ale przede wszystkim uczestnicy tamtych wydarzeń – żołnierze, powstańcy, cywile i więźniowie obozów koncentracyjnych.
fot. Józef Marekwica Tartak Dziedzice Zebracz
D
ziś chciałbym opowiedzieć o jednym z milionów ludzi, którym w tych okrutnych czasach przyszło żyć i umierać - o Józefie Marekwicy – śląskim powstańcu, żołnierzu austriackiej armii, podoficerze WP oraz więźniu obozów w Sachsenchausen i Dachau. Urodził się w Górkach Wielkich, w powiecie cieszyńskim, 15 czerwca 1895 roku, jako syn Józefa i Ewy z d. Małysz. Dzieciństwo i lata szkolne spędził w miescu swych urodzin. W wieku 14 lat, po ukończeniu szkoły podstawowej podjął pracę na kopalni węgla „Gabryela” w Karwinie. W 1911 roku przeniósł się do cieszyńskiej Fabryki Mebli „Mandus”, w której pracował aż do wybuchu I wojny światowej. W 1915 roku został powołany do austriackiego wojska, w którym służył w formacjach sanitarnych, kończąc
wojnę w 1918 roku, w stopniu kaprala sanitarnego. Po zakończeniu działań wojennych powrócił w rodzinne strony, gdzie nie zabawił zbyt długo, bo już 15 stycznia 1919 roku zgłosił się na ochotnika do 12 Pułku Piechoty w Wadowicach. Po krótkim szkoleniu został przeniesiony do szpitala wojskowego w Dziedzicach. Przeniesienie do Dziedzic związane było z wybuchem I powstania śląskiego. Powstanie skończyło się po tygodniu, ale przydziału nie odwołano. Marekwica działał w Dziedzicach w trakcie dwóch następnych powstań oraz w trakcie plebiscytu. W III powstaniu śląskim zwoził rannych i chorych z terenów powstańczych walk do dziedzickiego szpitala. W lazarecie dziedzickim pracował do 18 maja 1921 roku. Służbę zakończył w stopniu podoficera sanitarnego. Powodem odejścia ze służby był ślub z Otylią Kotas z Orłowej, który odbył się 24 maja 1921 r. Od 1 czerwca 1921 roku pracował w bielskiej Powiatowej Kasie Chorych na stanowisku kontrolera firm. Od 1 kwietnia 1922 roku pracował w tartaku „Silesia” znajdującym się przy kopalni węgla „Silesia” na Żebraczy (Dziedzice). Pracował początkowo na stanowisku manipulanta, ale po ukończeniu kursu na Akademii Handlowej w Katowicach, awansował na stanowisko zawiadowcy, a później na zastępcę kierownika tartaku. 16 sierpnia 1939 roku został skierowany przez Rejonową Komisję Uzupełnień w Bielsku na stanowisko komendanta schronu wojskowego przy kopalnii „Silesia”. Wraz z wojskiem polskim opuścił Czechowice w nocy z 2 na 3 września 1939 roku i ostatecznie wylądował w Kowlu (15 września). Przedzierał się do Dziedzic ponad miesiąc, unikając niemieckich patroli. Po powrocie do Czechowic został natychmiast aresztowany przez Gestapo. Wraz z nim, 8 listopada 1939 roku, aresztowano w Czechowicach i Dziedzicach 75 osób, m.in. Franciszka Puchałkę TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
13
WYŻSZA BRAMA
fot. Józef Marekwica w wojsku austriackim
fot. List z obozu koncentracyjnego w Dachau
fot. Przepustka z obozu awers
14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
fot. Otylia i Józef Marekwica, w mundurze WP
WYŻSZA BRAMA
z synami Edwardem i Tadeuszem, księdza Jana Barabasza, Adolfa Danela, Gustawa Cholewę, Pawła Heroka, Antoniego Kalarusa, Emila Kłaptocza, dr Zenona Różewicza, Jana Szarego, Alojzego Żoczka i Ludwika Jurczyka. Józef Marekwica początkowo trafił do więzienia w Bielsku, a następnie przenoszono go do więzień i aresztów w Cieszynie, Boguminie, Głogowie, Wrocławiu, Berlinie, aby ostatecznie zostać więźniem obozu koncentracyjnego w Sachsenchausen. Rok później został przetransportowany do KL Dachau, w którym doczekał wyzwolenia przez armię amerykańską, 24 maja 1945 roku. W obozie figurował pod numerem: 19460. Był poddawany eksperymentom pseudomedycznym. Po wojnie tak wspominał o tych eksperymentach: „... przebywałem na bloku 13 pok.4 i w styczniu 1942 r. otrzymałem kartkę od starszego pokojowego, z którą miałem zgłosić się na rewir. Po przybyciu na rewir zastałem już tam kilku więźniów z podobnymi kartkami... Po dłuższym czasie zostaliśmy wywołani pojedynczo do gabinetu lekarskiego, w którym były trzy osoby: esesesman w mundurze, cywil i więzień. Cywil dawał zastrzyki z jakąś cieczą w łydkę, co na ogół nie było bolesne, tylko po dwóch dniach noga mocno bolała, a miejsce zastrzyku było bardzo zapalne, z czego następnie wytworzył się duży ropień. Co dwa dni zmieniano opatrunek z powodu ropnego wycieku. Okres trwania tego leczenia, zdaje mi się, że trwał 8 tygodni. Eksperymenty powtarzano.” Po powrocie do Czechowic w czerwcu 1945 roku podjął pracę na kopalni „Silesia”, w której był zatrudniony do czerwca 1946 r. W listopadzie tegoż roku, w Krakowie, podczas operacji w szpitalu zmarła jego żona Otylia (pochowana na Cmentarzu Rakowickim). Powrócił do pracy w tartaku, w celu jego uruchomienia po zniszczeniach wojennych. Przepracował w tym zakładzie do emerytury, na którą odszedł w 1965 roku. W lutum 1947 roku ożenił się z Zofią Lubińską z d. Konieczna, z Łaz powiat Frysztat (CSRS). Zmarł 1 kwietnia 1988r. i został pochowany na dziedzickim cmentarzu przy kościele pw. NMP Wspomożenia Wiernych. Został odznaczony medalami: - za wojnę 1918-1921, rozkazem DOKP nr 40, z 19 listopada 1929 r. - Śląski Krzyż Zasługi, 4 grudnia 1958 r. - Krzyż Oświęcimski, 4 marzec 1987 r. Etc. Jego syn Erwin Marekwica, po Kampani Wrześniowej trafił do sowieckich obozów, z których wyszedł z armią gen. Andersa. Zginął pod Monte Cassino. O jego losach opowiem Państwu przy innej okazji.
7 lutego br. w siedzibie starosty bielskiego (sala narad Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego) odbyła się cykliczna i coroczna gala -
„Noworoczne Spotkanie z Twórcami i Animatorami Kultury Powiatu Bielskiego” Nagrodą z dziedziny kultury została uhonorowana Anna Wlazło, przewodnicząca Towarzystwa Przyjaciół Czechowic-Dziedzic za prowadzenie stowarzyszenia, organizację wielu imprez i wydarzeń kulturalnych związanych z historią gminy Czechowice-Dziedzice, za zorganizowanie wspaniałych obchodów 60-lecia działalności Towarzystwa w październiku zeszłego roku oraz za zorganizowanie 15 Zjazdu Towarzystw Regionalnych Powiatu Bielskiego w 2019 roku. Spotkanie uświetniły występy saksofonistki Marty Wajdzik (również laureatki nagrody starosty bielskiego) oraz Zespół Regionalny „Porąbczanie”.
Bibliografia i zdjęcia za zgodą rodziny Józefa Marekwicy.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
15
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
CAŁKIEM NOWE, zielone miejsce na mapie Cieszyna Florystyka - niby znana, niby każdy wie o co chodzi, a jednak wchodząc do Zielonej odkrywasz ją na nowo. Próżno szukać tu sztucznych kwiatów, plastikowych wstążek i celofanu – Zielona to miejsce dalekie od tego. W Zielonej staramy się być na „cześć” z naturą i przyrodą:)
DLACZEGO PRACOWNIA, A NIE KWIACIARNIA? Bo w Zielonej prawie wszystko robimy sami. Kompozycje kwiatowe, aranżacje ślubów, wystrój wnętrz, zielone ściany poprzez lasy w szkle, obrazy z mchu, betonowe i gipsowe donice, kończąc na ławach, stołach i innych elementach wystroju wnętrz. Rzeczy komercyjne i te mniej komercyjne, są tylko na specjalne zamówienie. Praca we florystyce jest piękna, ale nierzadko jest to droga przez kolce, dosłownie - przez kolce. Staramy się przybliżyć ludziom nowe rzeczy, inne kwiaty, odmiany i bukiety. Sposób łączenia ze sobą materiałów roślinnych z materiałem „martwym”. Florystyka to nie tylko kwiaty – łączy ona w sobie wiele dziedzin i zawodów. Logistyka to chyba jeden z najważniejszych punktów. Bez umiejętności obsługi narzędzi nie mamy po co tykać kwiatów – nieraz za piękną oprawą kwiatową stoją metalowe, druciane lub inne, ciężkie konstrukcje (dziurawe palce i plastry po łokcie to normalność).
PSYCHOLOGIA?
Zielona Pracownia Florystyczna ul. Bobrecka 28, Cieszyn tel. 883 577 393 zielona.pracowniaflorystyczna
16
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
Zdecydowanie tak, rozmowa z klientem, wyczucie nastroju i potrzeb. I oczywiście dusza artysty – bez wyobraźni i prób nigdy nie stworzymy nic ciekawego! Co jeszcze możemy zdziałać z kwiatami, prócz bukietów i wiązanek? Zabawa z roślinami daje nam nieskończone możliwości – tworzenie biżuterii, odzieży, kreacji do sesji modowych. Kwiatowa torebka powinna być obowiązkiem w każdej damskiej szafie! I to jest jedna z tych rzeczy, które uwielbiamy – puścić wodze fantazji i tworzyć! Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych (no chyba, że kompozycja ze sztucznych kwiatów owinięta folią), do każdego zadania, czy to ślub, wystrój witryn sklepowych czy też restauracji i biur, podchodzimy indywidualnie i robimy wszystko, by oddać klimat danego miejsca. Zieleń uspokaja – to potwierdzone, dlatego prowadzimy
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
warsztaty dla firm/pracowników (przecież zrelaksowany pracownik to najlepszy pracownik!), dla ludzi z zewnątrz – niech każdy pobudzi swoją kreatywność. Natura i zieleń są z nami od zawsze. Nawet w najbardziej surowym miejscu, jedna mała paproć potrafi ożywić przestrzeń. Nie wspominając o dobroczynnym działaniu roślin, sam obraz i kolor wywołuje u nas uśmiech. Dlatego do pracy w Zielonej codziennie przychodzimy z uśmiechem na twarzy.
JESTEŚMY DLA WAS ONLINE! Z chęcią przyjmujemy zapytania i zamówienia wcześniej, za pomocą facebooka, instagrama, maila lub telefonicznie, co daje nam swobodę tworzenia, a klient nie traci czasu w kolejce. Wciąż mamy mnóstwo pomysłów i powoli gromadzimy materiały, aby ruszyć z kolejnym, zielonym projektem (na pewno pszczoły się ucieszą). Zachęcamy do śledzenia naszego facebooka, tam znajdziecie nasze nowości i bieżące informacje.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
17
WYŻSZA BRAMA
KONTROWERSJE wokół CIESZYŃSKIEGO BUDŻETU OBYWATELSKIEGO Podwyżki i ograniczone możliwości budżetu miast i gmin sprawiają, że coraz głośniej mówi się o zaciskaniu pasa, a na pewno o rezygnacji z wielu planów. Każdy wydatek powinien nie tylko być więc dobrze przemyślany, ale również powinno brać się pod uwagę trwałość inwestycji oraz to, czy faktycznie przysłuży się mieszkańcom. Budżet Obywatelski jest taką częścią finansów miasta, o której decyduje społeczeństwo. Droga złożonych projektów do Budżetu Obywatelskiego jest długa, a w konsekwencji jego wykonanie może znacznie różnić się od jego pierwotnej koncepcji. W Cieszynie nadal bowiem pomijamy konieczność konsultacji i uzyskania zgody od Konserwatora Zabytków.
N
ajważniejszym wymaganym warunkiem, by wniosek został zakwalifikowany jest jego dostępność dla mieszkańców oraz to, że służyć ma ogółowi. Czy więc zasadne jest, by wciąż o te środki walczyły projekty, które będą realizowane w placówkach kultury, bibliotekach, szkołach, klubach sportowych, zespołach tanecznych, czy jednostkach służb mundurowych (np. Straży Pożarnej)? Niektóre realizacje poprzedniej edycji BO wzbudziły sporo kontrowersji i pytań mieszkańców o dostępność i przeznaczenie społeczne. Na facebookowej stronie jednej ze szkół pojawił się bowiem wpis opisujący realizację i wydatki: „W ramach projektu powstała wiata edukacyjna, która pomieści klasę 30 osobową, zakupione zostały stoły, kubły na śmieci, betonowe donice na kwiaty. Ponadto wykonano chodnik z obrzeżami, stworzona została mała ścieżka edukacyjna, która znajduje się obok wiaty. Z pozostałych pieniążków zakupiliśmy 6 zestawów dzwonków do zajęć z muzyki oraz przenośny głośnik. Idąc za ciosem napisaliśmy kolejny projekt, który przeszedł pomyślnie wszystkie weryfikacje i przeszedł do głosowania”. 18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
W Budżecie Obywatelskim wciąż można znaleźć wnioski składane przez mieszkańców, które mają być realizowane w różnych placówkach, a które na ten cel mogą pozyskać środki z innych źródeł. Nie powinien być to również sposób na dofinansowanie szkół w dodatku, że korzystanie z tych projektów ma ograniczony bądź niemożliwy dostęp i korzystanie z nich przez całe społeczeństwo. Nie może więc być sposobem na zakup dzwonków czy nagłośnienia. Problemem stają się również projekty, które są podważane przez Konserwatora Zabytków. Realizacja tych projektów jest problematyczna bądź w ogóle niemożliwa. Te projekty nie są zgłaszane do konsultacji Konserwatora na etapie tworzenia, a odmowa zgody w trakcie realizacji budzi niezadowolenie. Jednak dopóki nie nauczymy się w Cieszynie współpracy z Konserwatorem, to takie inwestycje będą tematem spornym. W tegorocznym cieszyńskim Budżecie Obywatelskim zalazły się takie projekty, których realizacja właśnie przez brak zgody konserwatora może, pomimo zdobytych głosów, mieć problem z realizacją. Projekty odrzucone przez zespół ds. Budżetu Obywatelskiego i tak zostały dopuszczone decyzją p. burmistrz Gabrieli Staszkiewicz. - Jak poinformował mnie Arkadiusz Skowroński, naczelnik Wydziału Strategii i Rozwoju Miasta: Projekt biorący udział w edycji Budżetu Obywatelskiego na 2020 r. pt. „Bieżnia - bieg po zdrowie”. Budowa 4-torowej bieżni na terenie Szkoły Podstawowej nr 3 z oddziałami integracyjnymi w Cieszynie został zgłoszony przez osobę fizyczną. W trakcie weryfikacji merytorycznej projekt ten uzyskał 3 pozytywne opinie eksperckie oraz 1 negatywną, a na posiedzeniu, które odbyło się 20 listopada 2019 r. został negatywnie zaopiniowany przez Zespół ds. Budżetu Obywatelskiego. Kolejny projekt biorący udział w Budżecie Obywatelskim Miasta Cieszyna na 2020 rok – pn. „Park międzypokoleniowy” w trakcie weryfikacji merytorycznej uzyskał 5 pozytywnych opinii eksperckich oraz 1 negatywną. Na posiedzeniu Zespołu ds. Budżetu Obywatelskiego został negatywnie zaopiniowany. Negatywna ocenę Zespołu ds. Budżetu Obywatelskiego otrzymał także zgłoszony do głosowania projekt „Zielony DZIECIniec na Wzgórzu Zamkowym. Zgodnie z § 5 ust. 6 Uchwały Rady Miejskiej Cieszyna z dnia 27 czerwca 2019 r. w sprawie zasad i trybu przeprowadzania Budżetu Obywatelskiego Miasta Cieszyna (Dz. Urz. Woj. Śląskiego z 2010 r., poz. 5055) – o projektach dopuszczonych bądź niedopuszczonych do głosowania ostatecznie decyduje Burmistrz Miasta Cieszyna. Opinia Zespołu jest dla Burmistrza Miasta opinią pomocniczą, a nie opinią wiążącą. Po ponownej, wnikliwej
WYŻSZA BRAMA
analizie oraz po skonsultowaniu zakresu obydwu projektów i zapoznaniu się z opiniami kierownictwa Urzędu Miejskiego oraz pracowników merytorycznych skorzystałam z przysługujących mi zgodnie z zasadami określonymi w uchwale uprawnień i zdecydowałam o dopuszczeniu tych projektów do głosowania przez mieszkańców. Mając również na uwadze dotychczasowe doświadczenia związane z realizacją projektów na obszarze zabytkowego układu urbanistycznego wystąpiłam do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o opinię do projektów zgłoszonych na tym obszarze. W przypadku projektu pn. „Park Międzypokoleniowy” Konserwator nie zaopiniował negatywnie całego projektu, tylko jego część dotyczącą budowy nowej siłowni zewnętrznej. Co do kwestii placu zabaw, to nie mówimy o projektowaniu nowego placu zabaw, a modernizacji urządzeń w ramach placu od dawna w tym miejscu funkcjonującym. Idea budżetu obywatelskiego polega na tym, że to właśnie mieszkańcy w głosowaniu decydują o wyborze konkretnych projektów do realizacji - mówi Burmistrz Miasta Cieszyna. Rzecznik prasowy Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Katowicach Mirosław Rymer zajął w tej sprawie zupełnie inne stanowisko: - Z całą stanowczością podkreślam, że Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków w Katowicach, oraz żaden upoważniony pracownik Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach nie zajmował stanowiska w sprawie projektów Parku Międzypokoleniowego w Cieszynie. Powoływanie się na opinię jaką miał w tej sprawie wydać Konserwator przez kogokolwiek, w tym władze miasta Cieszyna należy uznać za nieuprawnione. 12 listopada 2019 roku, na adres poczty elektroniczne delegatury WUOZ w Bielsku-Białej wpłynął mail, do którego załączono kopię pisma, oraz kopie projektów. „W załączeniu przesyłamy pismo II Zastępcy Burmistrza Miasta Cieszyna, Pana Przemysława Majora, w sprawie zaopiniowania projektów złożonych do Budżetu Obywatelskiego Miasta Cieszyna na rok 2020. Referat Infrastruktury Miejskiej Urząd Miejski w Cieszynie” W odpowiedzi Pracownik Delegatury, wobec ponagleń telefonicznych pracowników UM Cieszyna, odnosząc się do propozycji projektowych odpowiedział m.in. że: 1) Park Międzypokoleniowy (park kościelny) - po sprawdzeniu archiwaliów okazuje się, że cały teren parku był cmentarzem, dlatego lokalizacja w tym miejscu siłowni na wolnym powietrzu i funkcjonowanie tam obecnie
placu zabaw jest nietrafione i niestosowne. Jesteśmy także w posiadaniu dokumentacji, która jednoznacznie wskazuje na istnienie w tym miejscu nadal pochówków. 2) Siłownia pod Kasztanami - teren znajduje się poza historycznym układem urbanistycznym wpisanym do rejestru zabytków, dlatego tut. Urząd nie będzie uzgadniał prac w tym miejscu. 3) Wzgórze Zamkowe - jesteśmy skłonni rozważyć wprowadzenie dodatkowych elementów tj. ławki, krzesła, mobilna scena i ewentualnie szklarnia, która miałaby ciekawy wygląd, pasujący do otoczenia. Całość powinna być szczegółowo przeanalizowania pod kątem wprowadzenia nowych elementów, a także zakomponowania w jakiś estetyczny i przemyślany sposób, nie na zasadzie chaotycznego ich umieszczenia w dowolnym miejscu. Natomiast grządki, raczej nie będą akceptowane. Jednocześnie w odpowiedzi, wyraźnie wskazał, że: Pragnę poinformować, że powyższe są tylko wstępną analizą i nie należy ich traktować jako oficjalnego stanowiska urzędu. W tym celu należy złożyć stosowny wniosek do siedziby tut. Urzędu.” Mimo to wniosek gminy Cieszyn w ww. sprawie nie został złożony do Konserwatora, a zatem oczywistym jest, że nie mógł on zająć stanowiska w sprawie - podkreśla rzecznik Mirosław Rymer. Dzisiaj znamy już wyniki tegorocznego głosowanie nad projektami do Budżetu Obywatelskiego. 19. Twoje media w Bibliotece – 1018 głosów. Szacunkowy koszt projektu to 67.700,00 zł 2. „Strażacy OSP dla bezpiecznego Cieszyna” – zakup specjalistycznego sprzętu ratowniczo – gaśniczego dla jednostek OSP Miasta Cieszyna – 810 głosów. Projekt pochłonie 199 740 zł 20. „Bieżnia - bieg po zdrowie”. Budowa 4-torowej bieżni na terenie Szkoły Podstawowej nr 3 z Oddziałami Integracyjnymi w Cieszynie – 598 głosów. To projekt o wartości 200.000,00 zł. Z tak dużymi i tak kosztownymi projektami nie mają szans pozostałe i dużo mniejsze projekty. Budżet Obywatelski powinien być szansą na realizację małych i społecznych pomysłów. W Cieszynie stał się niestety sposobem na dofinansowanie placówek miejskich. Zaniża to poziom zaangażowania mieszkańców, a akcje społeczne przestają mieć sens. Cała idea Budżetu Obywatelskiego w naszym mieście powoli została zniszczona. Być może to dobry moment na zmianę regulaminu, by udział w wyścigu po miejskie fundusze nie był możliwy dla publicznych jednostek. Urszula Markowska
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
19
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
sk
zu
U
rs
a
artykuł sponsorowany
l a M a r ko w
Miejsce, które rozpala wyobraźnię
Moim wielkim marzeniem jest zmienić gminę Hażlach tak, aby pokazać wszystkim jej potencjał, który do tej pory nie był do końca wyeksponowany. Dzięki opracowanemu wspólnie z Radą Gminy i mieszkańcami planowi na rzecz zrównoważonego rozwoju, chcę zmienić nasz wizerunek i stworzyć wymarzone miejsce do zainwestowania oraz zamieszkania. Należy pamiętać, że gmina Hażlach jest pięknie położona, ma malownicze krajobrazy i jest pełna historycznych zabytków – podkreśla wójt Hażacha Grzegorz Sikorski. Przez dekadę od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej ościenne gminy, dzięki środkom unijnym, niesamowicie się zmieniały. Z uznaniem patrzymy na remontowane i przebudowywane budynki użyteczności publicznej, budowane drogi i chodniki, rewitalizowane centra, które
20
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
stały się magnesem przyciągającym nowych mieszkańców. - W perspektywie unijnej na lata 2014-2020, przed którą stanąłem w 2014 roku jako nowo wybrany wójt, warunki gry były już zupełnie inne. Nie wystarczyło proste wyremontowanie budynku, ponieważ inwestycji trzeba było nadać określony cel, który miała spełniać. Więc pozyskanie środków nie było już wcale takie proste. Wiedziałem również, że to już ostatni dzwonek, jeśli chodzi o środki zewnętrzne, aby zmienić postrzeganie naszej gminy z typowo rolniczej na miejsce, gdzie każdy chciałby spędzić resztę życia. Dlatego podjęliśmy ogromny wysiłek intelektualny oraz finansowy w zakresie realizacji programu odnowy centrów naszych miejscowości. Dążymy do rewitalizacji miejsc publicznych, które wymagają zagospodarowania bądź modernizacji.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Zdjęcia arch. UG Hażlach
Jednak po kolei. Od zdiagnozowania potrzeby, poprzez pomysł i projekt jak to zrealizować, aby nie obciążać znacząco budżetu gminy, do końcowego efektu minęło prawie 5 lat. Projekt „Wędrówki Doliną Olzy / Toulky údolím Olše” to projekt partnerski pomiędzy gminą Hażlach, a Muzeum Těšínska. Bazuje on na rozwoju potencjału przyrodniczego i kulturowego na rzecz wspierania zatrudnienia, którego celem jest zwiększenie atrakcyjności regionu poprzez większe wykorzystanie potencjału zasobów przyrodniczych i kulturowych. Dlatego osiągniecie takiego celu było i dla mnie, i dla radnych, ogromnym wyzwaniem. Nasza gmina nie miała bowiem doświadczenia w korzystaniu z tego rodzaju funduszy, jej potencjał nie był kojarzony z walorami turystyczno-wypoczynkowymi. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że pomimo wielu przeciwności oraz początkowego niezrozumienia naszej idei, projekt stał się kamieniem milowym w rozwoju naszej gminy. Stał się on bazą wyjściową, na której budujemy inny, nowoczesny wizerunek gminy Hażlach - mówi Grzegorz Sikorski. Projekt pn. „Wędrówki Doliną Olzy/Toulky údolím Olše” o numerze rejestracyjnym CZ.11.2.45/0.0/0.
0/15_003/0000303 realizowany w partnerstwie Gminy Hażlach i Muzeum Těšínska, příspěvková organizace jest współfinansowany z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Interreg V-A Republika Czeska – Polska. Całkowita wartość polsko-czeskiego projektu wynosi 1 899 850 euro, przy czym wartość projektu po stronie gminy Hażlach to 912 350 euro, czyli ponad 3 850 000 zł. Wartość dofinansowania z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego dla gminy Hażlach wyniesie 775 497,50 euro (ponad 3 272 500 zł). W ramach wspólnego projektu doszło do: - rewitalizacji części repliki słowiańskiego grodu w Kocobędzu-Podoborze, którego stan techniczny według opinii rzeczoznawców był bardzo zły i wymagał natychmiastowego remontu, co pozwoli na przyjęcie większej liczby turystów; - adaptacji zabytkowego spichlerza w Hażlachu na Dom Przyrodnika z interaktywną ekspozycją pokazującą dziedzictwo przyrodnicze Doliny Olzy. Wokół bu-
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
21
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
dynku powstał pierwszy w powiecie park sensoryczny wraz z placem, który od marca będzie nosił imię prof. Wiktora Wawrzyczka – wybitnego mieszkańca Hażlacha, postaci nietuzinkowej, twórcy Chóru Akademickiego w Olsztynie oraz prezesa tamtejszego Akademickiego Związku Sportowego. Nasze inwestycje są komplementarne względem siebie, dlatego – oprócz działań inwestycyjno-budowlanych – skupiono się na działaniach mających na celu połączenie Domu Przyrodnika z czeskim Archeoparkiem, tj.: - wyznaczono transgraniczne szlaki rowerowe oraz piesze, które prowadzą przez Archeopark i Dom Przyrodnika. Szlaki zostaną włączone do szlaku Greenway Kraków-Morawy-Wiedeń; - opracowuje się aplikację, mapy, przewodniki oraz publikacje w języku polskim, czeskim oraz angielskim zachęcające do odwiedzenia pogranicza polsko-czeskiego; - powstanie wspólny system udostępniania rowerów w Hażlachu i Archeoparku w ramach biletów wstępu do obiektów. W tym miejscu należy dodać, że wyznaczenie ww. szlaków (w ramach inwestycji) umożliwiło nam pozyskanie kolejnych środków unijnych na stworzenie takich miejsc
22
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
w gminie Hażlach jak: ścieżka zdrowia hrabiny Gabrieli Thun-Hohenstein w Kończycach Wielkich, siłownia plenerowa z wiatą w Rudniku czy zamarski amfiteatr. Warto zaznaczyć, że w bieżącym roku rusza przebudowa Domu Macierzy w Pogwizdowie, która to inwestycja pośrednio również nawiązuje do Domu Przyrodnika. W trakcie realizacji projektu przeprowadzono wiele spotkań, podczas których dyskutowano o dalszych działaniach, które zwiększą atrakcyjność powstałego w Hażlachu Domu Przyrodnika i czeskiego Archeoparku. Na prośbę władz gminy Hażlach Nadleśnictwo Ustroń stworzyło w lesie Sikorki ścieżkę tematyczną, propagującą hażlaską faunę i florę, która prowadzi do wiaty rekreacyjnej, dysponującej zapleczem do grillowania. Nieopodal w uroczysku „Czarne Doły”, w bukowym lesie, położone jest warte odwiedzenia, znane mieszkańcom bliższej i dalszej okolicy źródełko „Borgońka”, którego otoczenie również zostało kilka lat temu odnowione. - Myślę, że to dopiero początek pozytywnych zmian, gdyż zdaję sobie sprawę, iż nie możemy spoczywać na laurach, ponieważ jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, choćby przebudowa zamarskiego Domu Ludowego. Dlatego od pewnego czasu poszukujemy możliwości nowych impulsów rozwoju dla Gminy Hażlach. Kierunek jest dobry i musimy go utrzymać – podsumował rozmowę Grzegorz Sikorski.
WYŻSZA BRAMA
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
23
MIJANKA NA RYNKU
REWITALIZACJA
z
yk
Iw
on
bez konsultacji
a W ło d arc
Z MIESZKAŃCAMI
Mieszkańcy Cieszyna po raz kolejny patrzą z obawą w przyszłość, a owe obawy związane są z pracami, które mają pojawić się na Rynku, ul. Głębokiej oraz ul. Zamkowej.
R
ewitalizacja tych miejsc niewątpliwie jest potrzebna i zarówno miastu, jak i jego mieszkańcom może przynieść korzyści. Jednak, aby wprowadzone zmiany w pełni służyły wszystkim nie tylko pełnosprawnym, lecz również osobom z niepełnosprawnościami, już w trakcie powstawania projektu powinni oni zostać poproszeni do współpracy. W naszym mieście konsultacjami oraz opiniowaniem planowanych jak i bieżących zmian zajmuje się powołana do tych celów komisja, działająca przy Urzędzie Miasta, mająca za zadanie opiniowanie projektów reali24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
zowanych przez Gminę Cieszyn zadań inwestycyjnych i remontowych, pod kątem ich dostosowania do potrzeb osób niepełnosprawnych. Są stowarzyszenia zrzeszające osoby z różnymi rodzajami niepełnosprawności, których członkowie na co dzień poruszający się po mieście stanowią najlepsze źródło wiedzy, bo któż jak nie sami zainteresowani wiedzą jakie zmiany będą im pomocne, a jakie wręcz przeciwnie. Z chęcią udzieliliby wskazówek, lecz niepytani nie mają na to szans i mogą liczyć na rozsądne podejście do tematu przez twórców projektu.
MIJANKA NA RYNKU
Istnieją przepisy dotyczące przystosowania przestrzeni publicznej do potrzeb osób z niepełnosprawnościami i w trakcie powstawania planów oraz ich realizacji muszą być one brane pod uwagę. Jednak po to, aby wprowadzane zmiany w pełni służyły niepełnosprawnym nie powinny być wprowadzane z automatu. Inne potrzeby ma poruszający się przy pomocy laski czy kul, a jeszcze inne osoba jeżdżąca na wózku inwalidzkim. Nie inaczej ma się sprawa z osobami z dysfunkcją wzroku. Niedowidzącym przed przeszkodą wystarczy kolorowy pas kostki, który ich przed nią ostrzeże, lecz osobie, która nic nie widzi, w niczym to rozwiązanie nie pomoże. Czasami wystarczy drobna zmiana, która dla ludzi zdrowych nie ma znaczenia, lecz niepełnosprawnym może przynieść duże ułatwienia. Czy były przeprowadzane konsultacje ze środowiskami osób niepełnosprawnych i kto brał w nich udział? Czy poza obowiązującymi regulacjami prawnymi będą na bieżąco zapraszane do konsultacji osoby z niepełnosprawnościami? Na ile przystosowana będzie przestrzeń dla potrzeb osób poruszających się na wózkach i o kulach? Czy w miejscach w których nie da się uniknąć schodów będą również dostępne podjazdy? Czy przed wprowadzeniem w życie zmian mieszkańcy będą mieli jeszcze okazję do ponownego zapoznania się z planowanymi zmianami i czy będą mieli szansę zgłoszenia swoich sugestii i zastrzeżeń? Czy obecna wersja planów jest ostateczna czy będzie ona ulegać zmianom?
Na te pytania udzielił odpowiedzi Stanisław Kawecki Sekretarz Urzędu Miejskiego w Cieszynie: „Komisja ds. opiniowania projektów realizowanych przez Gminę Cieszyn zadań inwestycyjnych i remontowych pod kątem ich dostosowania do potrzeb osób niepełnosprawnych nie opiniowała jeszcze projektu”. Analiza całości dokumentacji zostanie przeprowadzona jednak w najbliższym czasie, przed ogłoszeniem przetargu na wykonanie prac zaplanowanych w ramach przebudowy ul. Głębokiej. Jednak już na etapie opracowywania projektu architektonicznego, uwzględniając możliwości techniczne ul. Głębokiej (a także Rynku i części ul. Zamkowej), przyjęto rozwiązania uwzględniające potrzeby osób niepełnosprawnych i innych ze szczególnymi potrzebami – np. opiekunów przemieszczających się z dziećmi w wózkach. Poprzez poszerzenie chodników, poprawę ich nawierzchni, odpowiednią lokalizację elementów małej architektury, a przede wszystkim wyrównaniu poziomów nawierzchni jezdni i chodników na zdecydowanej większości obszarów objętych rewitalizacją, udało się zlikwidować wiele barier architektonicznych. W wielu miejscach newralgicznych przewiduje się zastosowanie tzw. integracyjnej kostki brukowej, stanowiącej ważny element komunikacji dla osób niewidomych i słabowidzących.” Jak wynika z powyższej wypowiedzi żadne konsultacje z przedstawicielami środowisk osób niepełnosprawnych nie były prowadzone, tak więc może się okazać, że po zakończonych pracach zabraknie najprostszych rozwiązań, a będą takie, które niepełnosprawnym zamiast ułatwić poruszanie się znacznie go utrudnią. Pomimo iż już po raz kolejny centrum naszego miasta przez długie miesiące będzie rozkopane, to perspektywa likwidacji barier architektonicznych sprawia, że zwłaszcza osoby z niepełnosprawnościami są gotowe bez narzekania cierpliwie je znosić.
fot. Fryderyk Dral TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
25
WYŻSZA BRAMA
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE
UBEZPIECZENIA TECHNICZNE
· mienia od ognia i innych zdarzeń losowych lub na bazie wszystkich ryzyk (all risks) wraz z ryzykiem utraty zysku (Business Interruption - BI) · mienia od kradzieży i dewastacji · ubezpieczenie gotówki w lokalu i transporcie · ubezpieczenie sprzętu stacjonarnego oraz sprzętu przenośnego · ubezpieczenie szyb i innych przedmiotów od stłuczenia · ubezpieczenia transportowe · ubezpieczenia komunikacyjne
· maszyn od awarii (Machinery Breakdown - MB) · maszyn budowlanych od wszelkich zdarzeń (Contractors Plant Machinery CPM) · robót budowlano - montażowych (Contractors All Risks - CAR i Erection All Risks - EAR) · oraz utraty zysku (Machinery Loss of Profit - MLOP, Advanced Loss of Profit - ALOP)
UBEZPIECZENIA OC
· gwarancje kontraktowe · gwarancje przetargowe, zwrotu zaliczki, dobrego wykonania kontraktu, usunięcia wad i usterek oraz należności handlowe
· z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia, · z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, · odpowiedzialności cywilnej zawodowej, · oraz odpowiedzialności cywilnej menadżerów (D&O)
UBEZPIECZENIA FINANSOWE
ZDROWIE, ŻYCIE · ubezpieczenia pracownicze grupowe · ubezpieczenia na życie indywidualne · ubezpieczenia NNW · ubezpieczenia podróżne · ubezpieczenia zdrowotne
ul. Bobrecka 29, Cieszyn 26 Poczty w budynku Starostwa) (lokal TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
tel. 503 085 915 33 857 81 46
STARY TARG
Gdo się za swój jynzyk wstydzi takim niech się każdy brzidzi
er y
k Jan
Dr
POGADAMY
al
Fr
yd
PORZÓNDZYMY
Krystyna Morys-Grochal
Osim a trzicaty nomer naszego TRAMWAJU ukoże się latoś w drugim miesióncu roku, kiery lutym sie mianuje. Czas jako to kiejsi tustelocy prawili na pogodem mómy taki, że szło by uż możne sioć aji łobili, bo śniegym nie fujo i zomiyntów też nie widać. Skyrs tego podarziło mi się bez żodnej ostudy dojechać do Cisownice w kierej miyszko ta paniczka s kieróm dóm sie dzisio do rzeczy. Wszymóm se, że sie mi to podarzi, bo łóna te naszóm rzecz mo w małym palcu i pudzie nóm to snadnie.
swoich rodziców. Tereny górskie na których leży Cisownica nadają się do hodowli opasów i dlatego jej gospodarstwo się w tym specjalizuje. Pani Krystyna to zagorzała miłośniczka swojej Małej Ojczyzny, folkloru Ziemi Cieszyńskiej, przyrody i zwierząt. Od wielu lat pisze wiersze gwarą cieszyńską, które publikowane były już w Cisownickim Informatorze Parafialnym, Panoramie Goleszowskiej, Kalendarzu Goleszowskim oraz w Wieściach Wyższobramskich. Fryderyk Dral – Cisowianie o was prawióm, żeście sóm bardzo szykownóm paniczkóm na kieróm dycki w jakisi potrzebie mogóm rachować. Ale nejbardziyj chwolóm was za ty wiersze kiere piszece, bo łóne sóm taki nasze, taki tu stela. Jo móm do Was takóm pytke, cobyście cosi mi po naszymu o sobie rzekli i możne też aj jakisi wiersz wydeklamowali. Na iste czytmiorze TRAMWAJU bydóm s tego radzi, a jo se wszymóm, że wóm tego dłógo nie zapómnóm. Krystyna Morys-Grocha – tóż dobrze panie redaktorze, jak uż mie tak fest pytocie to poprugujym tóm naszóm rzeczóm s wami porzóndzić i cosi ło sobie rzeknóć. Zacznym to łod dwóch zwrotek mojigo wiersza, kiery je takóm naszóm witkóm.
fot. arch. prywatne
KRYSTYNA MORYS-GROCHAL – to rodowita cisowianka, pochodząca z wielopokoleniowej rodziny Morysów- matka dwójki dorosłych dzieci. Absolwentka Technikum Rolniczego w Cieszynie o kierunku rachunkowości rolnej. Dlugoletnia pracownica Cieszyńskich Kartoniarzy w których zajmowała się księgowością. Obecnie wraz z mężem Piotrem i synem Michałem prowadzi gospodarstwo rolne, które w roku 1997 przejęła od
Witóm was nejpieknij jako jyny mogym za fest na mie nie dudrejcie, że wóm kapke czasu porwiym Dobry sómsiod sie mie pyto: Dziołcho powiydz jakóż sie to stało żeś zaczyła wiersze pisać jakbyś inszej roboty miała za mało ? Witóm Was pieknie Panie Redaktorze.Kaj żeście mie tu naszli miyndzy tymi cisownickimi gróniczkami? Dycki TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
27
STARY TARG
rada witóm mojich gości u siebie, ale jak s kierym mogym se kapke podrzistać po naszymu, to żech je cało w kwiotkach. Całym sercym i duszóm je żech dziołcha stela. Wiela móm roków, to Wóm nie powiym, bo po osimnostce, to żodno baba ni ma rada, jak sie ji ło roki pyto. Powiym Wóm jyny tak, ni ma żech tako staro, jako downo, a najpiekniejsze roki mojigo dzieciństwa trefiały na roki sześdziesiónte łóńskigo wieku. Rodzóno żech je w cieszyńskim szpitolu i nie wiym, czy byłach tako licho, czy na polu była fujawica, tela jyny mi tatowie prawili, że jak tata przijechoł po mie i mame do szpitola, to zaroz zaniyśli mie do Kościoła Jezusowego na Wysznióm Brame i łochrzcili. Do chałpy przijechali już s pore dniowóm krześcijankóm. Skyrs tego, że trefiło mi sie prziś na tyn świat 1 stycznia, tóż w szpitolu nałobiecowali tatóm, że jak skóńczym osimnoście roków, to dostanym pieknóm sumke, ale po dzisio nie dostałach ani groszyczka. Jak miałach 3 roki, jakosikej nie było mamy dóma, a ło pore dni tata prziwióz mame s jakimsikej małym tobołkym.To była moja jedyno siostra Asia. Strasznie lutujym nad tym, że nie było mi dane poznać mojich cisownickich starzików. Rok 1950 był tragiczny dlo moji rodziny. W siyrpniu tego roku mój prastarzik Andrzej zlecioł w stodole z fury pełnej snopków i strzelił głowóm ło kółko łod maszyny na młócyni. Ło dwa tydnie umrził. Nie minyły dwa miesiónce i umiyro mój starzik Wiktor, a mioł wtedy 46 roków. Na naszym gruncie zostowajóm moja prastareczka Anna, starka Ewa, malutko Milka, mój tata i Janek, kiery mo trzinos roków. Łod tego czasu mój tata biere cały ciynżar chłopski roboty na siebie. Ale i tak dycki prawił, że przetrwali, dziynki Pón Bóczkowi, i życzliwym Cisowianóm, kierzi nie łopuścili ich w nieszczynściu i pumogali jako mógli. Moja starka Ewa umrziła miesiónc po moich urodzinach, a miała wtedy 51 roków i też ji wóbec nie znałach. Jak mój tata sie łożynił w 1961 roku, przikludził mame do Cisownicy i tak we sztyróch żyli my se na tym naszym gruncie. Do szkólki a potym do szkoły podstawowej chodziłach w Cisownicy. Jak miałach jedynos roków, tóż dorwało mie łogrómne nieszczynści. Mój tata prziwióz łod rodziny z Wiseł psa, kiery mioł wahować naszej gospodarki. Pies był cały czorny i nazywali my go Bambo. Jako, że fórt nóm uciekoł, to wiónzali my go przi budzie na lańcuchu. Jakosi na wiosne, a był to rok 1973 robili my ze siostróm i s tatami porzóndki kole chałpy. Strasznie 28
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
mi było żol tego psa i upytałach tatów, coby spuścić psa z lańcucha, coby kapke se pogónił. Wszycko było dobre, do czasu, aż na śćmiywku trzeja było psa prziwiónzać spadki ku budzie. Bambo łogrómnie sie łopiyroł, a jo żech go głoskała i łobiecałach, że jutro zaś go puszczym. Wiycie, co tyn pierón zrobił? Jak żech już przipinała lańcuch do poska, tyn skoczył ze zymbami do moji gymby, wytargoł mi dziure pod nosym i wyrwoł kónsek wyrchni wargi. Jakby tego było mało jeszcze poprawił i wytargoł mi dziure w prawej rynce. Wiym, że z bekym wpadłach do chalpy, a mój widok musioł być straszny. Pamiyntóm jyny lamynt moji mamy, a tata lecioł na dziedzine zwónić po karetke. Potym już yny pamiyntóm łogrómnie wielkóm sale pełnóm dziecek, w cieszyńskim szpitolu i słómke, przez kieróm mógłach przijmować rozmajte pici. Dochtorzi rozmyślali, co sy mnóm zrobić i w kóńcu ścióngli do Cieszyna chirurga z Zabrza, kiery zaroz uznoł, że biere mie ze sobóm na klinike.Tam przeszłach łoperacje przeszczepu tkanki z prawego kita, kieróm to zatkali mi wytarganóm dziure. Potym jeszcze był czas strachu, czy tyn przeszczep sie przijmie. W tym samym czasie pies musioł być badany, czy ni ma chory na wścieklizne.Tata co pore dni wrażowoł go do miecha, broł na motor i wióz na lycznice do Cieszyna na badani. Dobrze, że pies był zdrowy, bo inaczyj mialaćh dostować moc bolawych zastrzików do brzucha, a tego dochtorzi chcieli mi zaoszczyndzić. Wszycko dobrze poszło, a mie została wielko szrama s kieróm chodzym do dzisio. Jak byłach starszo, to zaczłach sie malować i kapke maskować tóm szrame.Tata wtedy prawił, że dobrze, że Gierek w 1971 roku podpisoł ustawe dlo rolników, dziynki kierej mógli siebie i swoji rodziny ubespieczyć na wszelaki choróbska. Inaczyj isto na moji lyczyni poszłaby nie jedno krowa s chlywa. Roki uciekały, my ze siostróm chodziły do szkoły, a po lekcjach pumogały tatóm w gospodarce. We feryje też my siedziały w chałupie i strasznie nóm było żol, jak dziecka, kierych tatowie robili w cieszyński „Celmie” abo w goleszowski cymyntowni wyjyżdżały na kolónie na Mazury, abo nad morze. Dziecka gazdów ni miały takich możliwości, ale tatowie i tak jako mógli brali nas do Wiseł, do Istebnej abo do ZOO do Chorzowa. Blisko naszej chałupy lyniwie ciurczy Cisówka. Kiejsi nasz tata wpod na pomys, coby zrobić na potoku tame, w kierej mógli by my sie kómpać. Z naszej gojki przismyczył dwa smreczki, kiere pieknie łobciosoł, a spod szopy wycióngnył deski i zaczół stawiać tame na Cisówce. Zaroz
STARY TARG
zleciały sie dziecka z sómsiedztwa, wszyscy pumogali i ło dwie godziny tama była gotowo..Dziury pozatykali my szmatami i do wieczora mielimy basyn pełny wody.Wszyscy, kierzi przichodzili sie kómpać do naszej tamy nauczyli sie pływać, a na kóniec siyrpnia byli my łopolóni, ani jakoby wszyscy spoczywali nad morzym. Po podstawówce, jako dziołcha z gruntu poszłach sie dali uczyć do Techikum Rachunkowości Rolnej do Cieszyna. Sztyry roki wartko przeleciały i musiałach rozmyślać, co ze sobóm zrobić. Moja rechtorka łod polskigo strasznie mie namowała, cobych szła sztudyrować na Uniwersytet Jagielónski do Krakowa. A jo miałach dylymat, bo tatowie ledwo co skóńczyli stawiać chlyw i chytali sie budowy chałpy, tóż piniyndzy im nie nadbywało. Nie łodmowiali mie łod nałki, ale jo sama wybrała, że muszym iś do roboty i pumogać finansowo tatóm.Tak na pore roków zwiónzałach sie s takóm cieszyńskóm fabrykóm, w kierej robili rozmajte kiśnie s papyndeklu. Siedziałach w zbycie i razym s mojóm kameratkóm wysyłały my towor po całej Polsce. Robiłach miyndzy samymi Cieszynioczkami i cały czas rzóndziły my po naszymu. Prziszeł też taki czas w mojim życiu, że trzeja było pomyśleć ło założyniu rodziny. W 1989 roku żech sie wydała, chłop skludził sie do mie i po kapce zaczli my przejmować gospodarke po mojich tatach. Mój ślubny wyuczóny je jako mechanik samochodowy i tyn jego fach łogrómnie sie przidoł na naszej gospodarce, bo naprawiani maszyn czy traktorów mómy za darmo. Dochowali my sie dwójki dziecek. Mómy cere Justyne, kiero już sie wydała i wykludziła sie z chałpy i syna Michała, kiery łożynił sie z cieszynioczkóm Natalióm i przikludził jóm do nas, do Cisownice. Łóńskigo roku przepisali my gospodarke na młodych, ale że kapke brakuje nóm roków do pyndzyje, tóż dali s młodymi gazdujymy. Zostali my już też starzikami i mómy dwie szykowne wnuczki Martynke i Anie. Łogrómnym ciosym dlo mie była nogło śmierć moji kochanej mamy w 1999roku, a trzi roki tymu łopuścił nas ukochany tata. Po jego śmierci napisałach wiersz kiery zakóńczyłach słowami: „Muszymy żyć dali, też byś mi tak prawił Bydymy dbać ło ziymeczke, kieróm żeś nóm tu zostawił” Moji życi łobracało sie kole rodziny i gospodarki, ale naszłach też czas, coby chodzić na próby zespołu młodzieżowego, a potym chóru kościelnego. Każdego roku nasz pastor jako nagrode robił dlo chóru wyjazd na pore dni.
Tym sposobym poznali my prawie całom Polske i zwiedzili pół Ełropy. Służyli my wszyndzi pieśniczkami kościelnymi ale też i tymi regiónalnymi s naszych strón. Do tego paniczki w naszym chórze sprawiły se suknie slónski i każdy roz pieknie prezyntowały naszóm kulture i tradycje. Jedno, s czym ni mogymy sie dogodać, to, czy łoblykać szatki z czepcym czy ni. Już my doś łoberwały za to, że niby w naszym chórze sóm same paniynki, a z drugi stróny nie każdej szatka z czepcym pasuje, a nikiedy dodowo aj z 10 roków. Ale i tak sóm my jednóm, wielkóm chórowóm rodzinóm, i jak kiery s nas mo „okróngłe” urodziny, to robiymy gościne na 50 ludzi. A na kóniec, to Wóm Panie Redaktorze powiym jeszcze pore słów ło tym, jako żech zaczyła pisać ty wiersze. W 2011 roku przijechoł do naszej dziedziny poeta ludowy Jan Chmiel, kiery prziwióz ze sobóm ksiónżke „Do rymu po naszymu”. Strasznie mi sie ty jego wiersze podobały i co chwila żech do tej ksiónżki zoglóndała. Każdy roz żech myślała, że tyn panoczek nie gańbi sie pisać tóm naszóm pieknóm cieszyńskóm gwaróm. Jedyn roz mielimy w chałpie jakómsikej gościne i wszyscy uznali, że w życiu sóm czasym taki wiesiołe chwile, ło kierych sie hneda zapómino, i dobrze by bylo, coby kiery sie chycił i zaczył to notować. Nie wiym czymu, ale wszyscy sie na mie dziwali, i już wiedziałach, że isto sie s tego nie wymigóm. Piyrsze myślałach, że bydym pisać pamiyntnik, ale jakosi mi to nie szło. I wtedy też wspómniałach se na ksiónżke mistrza Jana i zaczyłach ukłodać zwroteczke po zwrotce. Na przełomie roków 2013/2014 napisałach wiersz „Labradory” ło narodzinach 10 szczynioków w naszym gospodarstwie, i wiersz pt.”Stodoła”. Na poczóntku żech sie gańbiła i pisałach do szuflody, ale niskorzi żech sie przemógła i wyszłach s tym do ludzi. Ale nejbardziyj byłach rada, jak łóńskigo roku w Ustróniu podeszeł ku mie cudzy, starszy panoczek i taki mi prawił: „Paniczko, jo je rodym z Cisownice, i jak żech dorwoł ksiónżke „Cisownickie rymy” z waszymi wierszami, to żech sie pobeczoł. Piszcie dali ty wiersze, niech idóm w świat, coby ci, kierzi po nas przidóm nie zapómnieli tej naszej cieszyński godki.” Czy może być piekniejsze uznani dlo tego co robiym? „A jo tak se czasym siednym w izdeczce przi łoknie na tyn Boży świat się dziwóm i ukłodóm zwroteczke po zwrotce.” Piszym jyny po naszymu, bo łogrómnie móm to rada i nie chcym, coby zaginyła ta nasza cieszyńsko gwara. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
29
sk
zu
U
rs
a
WYŻSZA BRAMA
l a M a r ko w
POCHOWALI BASY
Zdjęcia Hanna Sokólska/ 30
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
WYŻSZA BRAMA
25 lutego odbył się XXIX Pogrzeb Basów im. Kazka „Nędzy” Urbasia. W ten symboliczny sposób muzykanci zakończyli karnawał i rozpoczęli 40-dniowy post.
Z
akończył się karnawał i rozpoczął czas Wielkiego Postu. Okres ten w tradycji chrześcijańskiej nazywa się Ostatkami, które obchodzone są we wtorek przed Środą Popielcową. Na Śląsku Cieszyńskim, po polskiej i czeskiej stronie, zabawę ostatkową kończy obrzęd Pogrzebu Basów. Tradycja bowiem nakazuje, by wraz z zakończeniem karnawału i nastaniem czasu Wielkiego Postu muzykanci rozstali się ze swoimi instrumentami i zaprzestali grania. Wielowiekowa uroczystość Pogrzebu Basów, organizowana na koniec karnawału, powróciła do tradycji Śląska Cieszyńskiego i trwa od trzech dekad. Imprezę zapoczątkował Kazek „Nędza” Urbaś wraz z Aliną Bańczyk. Po śmierci Kazka, tradycja Pogrzebu Basów jest kontynuowana dzięki staraniom Teresy Kowalowskiej z Kapeli Torka. Znana wśród przyjaciół i znajomych jako „Terka”, przy wsparciu Cieszyńskiego Ośrodka Kultury „Dom Narodowy”, co rok organizuje to niezwykłe wydarzenie. Tegoroczny Pogrzeb Basów rozpoczął się mszą świętą w intencji Kazka Urbasia i nieżyjących muzyków. Podczas Eucharystii w kościele rzymskokatolickim pw. św. Marii Magdaleny, której przewodził biskup Roman Pindel, wspominano m.in. śp. Kazka „Nędzę” Urbasia, założyciela i lidera góralskiej kapeli „Torka” oraz ostatnio zmarłych: tancerkę i śpiewaczkę Urszulę Gruszkę, multiinstrumentalistę Tadeusza Kuzyka i Wielkiego Zbójnika Gromady Górali na Śląsku Cieszyńskim Jasia Sztefkę. Liturgia poprzedziła ostatkową imprezę, która odbyła się w Otwartym Klubie Browaru Zamkowego. Organizatorzy wydarzenia - Kapela Góralska Torka i Cieszyński Ośrodek Kultury „Dom Narodowy” zadbali o świetną zabawę, zapraszając do udziału w Pogrzebie Basów liczne kapele góralskie. Na scenie do tańca przygrywali: Torka, Wałasi, Harnasie, Rajwach oraz Wróble. Impreza ma na celu zebranie wszystkich muzyków w jednym miejscu, by mogli wspólnie pośpiewać, zagrać inaczej niż na koncertach. Jest też to jedyna okazja, kiedy można posłuchać prawdziwej żywej góralskiej muzyki, nie opatrzonej komercją, ani konkretnym programem, każdy utwór wychodzi z duszy; muzycy reagują na to, co goście chcą usłyszeć, grają taką muzykę, jakiej nie gra się na koncertach. Goście wraz z muzykami tańczyli i śpiewali oraz raczyli się treściwym, tradycyjnym jadłem, miodulą i piwem. Tak wszyscy bawili się do północy. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
31
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
32
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Tuż przed północą zamilkła skoczna muzyka i zaczął się obrzęd pogrzebu basów, które według tradycji ożyją i zagrają dopiero w lany Wielkanocny Poniedziałek. O północy, w świetle pochodni z miejsca hulanki wyszedł uroczysty kondukt żałobny, złożony z muzyków i licznie przybyłych gości. Na przedzie orszaku niesiono martwe, przykryte całunem i usytuowane na
katafalku basy. Wszyscy szliby symbolicznie je pochować. Dla muzyków zaczyna się trudny okres nie grania, a zatem i nie zarabiania. Muzycy zebrali się więc wokół ułożonych na marach basów i jak nakazuje tradycja przyśpiewkami starali się obudzić je do życia, ale było to już niemożliwe, gdyż zdejmowane jedna po drugiej struny z gryfu basów nie wydały dźwięku.
To pora by kończyć tańce i zabawy. Basy zostały odniesione na miejsce spoczynku. Na 40 dni umilknie muzykowanie. Mimo to goście powrócili do miejsca zabawy, ale tam czekał na nich zastawiony stół wyłącznie postnymi potrawami. Kto nie był i nie widział niech żałuje, a my już dzisiaj zapraszamy do udziału w tym niezwykłym wydarzeniu w przyszłym roku.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
33
KIERUNEK KULTURA
Zdjęcia arch. UŚ
Galeria 12 jest miejską galerią sztuki współczesnej działającą przy Cieszyńskim Ośrodku Kultury Dom Narodowy. Misją galerii jest upowszechnianie sztuki współczesnej, promocja młodych artystów, ale także pokazywanie w Cieszynie dokonań twórców, którzy zdobyli już uznanie w świecie artystycznym.
C
ieszyn to miasto, w którym prężnie działały galerie sztuki współczesnej, najpierw galeria „Miejsce”, później „Szara”, która obecnie prężnie rozwija się w Katowicach. Działalność tych dwóch podmiotów, a także funkcjonowanie w Cieszynie środowiska akademickiego to tylko dwa wskaźniki, które pokazują, że sztuka współczesna miała i ma swoje ugruntowane miejsce w mieście. Ważną częścią działań galerii jest także edukacja: poprzez sztukę współczesną możemy spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość w nowy sposób. Często, to właśnie artyści wskazują nam na stan rzeczy, który odkrywamy na nowo. Ze zwiększoną empatią, 34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
wrażliwością możemy spojrzeć na zjawiska, które wydają się nam oczywiste, lub takie, o których nie myślimy, a nawet – myśleć nie chcemy. Sztuka ćwiczy nas w uważności: w codziennym biegu, właśnie kontakt z dziełem sztuki pozwala się na chwilę zatrzymać, podjąć refleksję. Od stycznia 2020 roku jednym z haseł wywoławczych programu Galerii 12 jest relacja człowiek – natura. Zagadnienie to jest, coraz chętniej podejmowane przez artystów. Oczywiście temat natury, pejzaż, zwierzęta, czy rośliny podejmowano wielokrotnie w dziejach sztuki, jednak obecnie zauważalna jest zmiana; zwierzę przestaje być przedmiotem sztuki, elementem martwej natury, ale
KIERUNEK KULTURA
staje się pełnoprawnym podmiotem, partnerem działań artystycznych. Natura nie jest li tylko pejzażem, tłem, które ugruntować ma scenę na pierwszym planie, czy zaświadczać o prestiżu osób portretowanych, natura przez współczesnych artystów, ukazywana jest jako środowisko naszego funkcjonowania, w którym jesteśmy zanurzeni. Artyści rozumieją, że bez natury także człowiek nie może funkcjonować, odrzucają ostry podział kultura – natura, na rzecz symbiozy niezbędnej do przetrwania. Takie elementy refleksji podejmowane są w twórczości Natalii Bażowskiej, której wystawę „Poufność” można było oglądać w Galerii 12 od 15.01 do końca lutego bieżącego roku. Na wystawie można było zobaczyć między innymi film „Luna”, który jest zapisem spotkania artystki z tytułowym wilkiem – Luną. W filmie ukazana jest bliskość między człowiekiem a zwierzęciem, brak jest tu elementu dominacji, czy zawłaszczenia zwierzęcia na potrzeby dzieła sztuki. „Lunę” można postawić w opozycji do pracy Josepha Beuysa z 1974 roku „Ja lubię Amerykę, Ameryka lubi mnie”; artysta zamknął się na trzy dni w sali galeryjnej z kojotem. Kojot, w działaniu Beuysa, został wykorzystany w ramach wcześniej zaplanowanej sytuacji artystycznej, gdy w projekcie Bażowskiej mamy do czynienia ze spotkaniem. Jak przyznaje sama artystka, jadąc na spotkanie z wilkiem nie do końca wiedziała co się wydarzy. Już w marcu zaprosimy Państwa na wystawę Urszuli Kluz-Knopek „Połączenie nie zostało zerwane”,
zmierzymy się z żałobą, pamięcią i trwaniem. Jak mówi sama artystka: „Projekt zwraca uwagę na śmierć bliską, zwyczajną, która nie ma w sobie nic ze spektakularności znanej nam z mediów”. Kluz-Knopek jest artystką, którą interesują kulturowe formy przeżywania śmierci i żałoby, jest autorką książki „PlayDead”. Natomiast w maju spotkamy się ze studentami Wydziału Sztuki i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego, którzy pod kierunkiem dr hab. Joanny Wowrzeczki pracują nad projektem „Odważnik”. Studenci zmierzą się z pojęciami odwaga i lęk i ich obecnością wśród mieszkańców Cieszyna; działanie artystyczne jest tu połączone z procesem badawczym, który wskazać ma na miejsce odwagi wśród deklarowanych wartości. W okresie wakacyjnym czeka nas wystawa zbiorowa artystów, którzy związani są z Cieszynem i cieszyńskim ośrodkiem akademickim; mamy nadzieję, że będzie to pierwsza z wystaw, które będą pokazywać lokalne środowisko twórcze, wskazywać na jego oryginalność i ważkość działań. Serdecznie zapraszamy Państwa na nasze wystawy oraz wydarzenia towarzyszące. Zapraszamy na nasz profil na Facebooku i Instagramie. Informacji udziela także Cieszyński Ośrodek Kultury Dom Narodowy Dr Barbara Głyda kuratorka Galerii 12, animatorka kultury, kulturoznawczyni związana z Uniwersytetem Śląskim
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
35
KIERUNEK KULTURA
MIEJSCA WSPÓLNE szukanie tego co łączy
„… Tolerancja jest harmonią w różnorodności. To nie tylko moralny obowiązek, ale także prawny i polityczny warunek. Tolerancja – wartość, która czyni możliwym pokój – przyczynia się do zastąpienia kultury wojny kulturą pokoju.” (Deklaracja Zasad Tolerancji)
T
radycje religijne mogą przyczyniać się do rozwoju tolerancji, otwierając na horyzont ostatecznej Prawdy i Dobra wraz ze świadomością, że w tym świecie wszyscy jesteśmy w drodze – w tej podróży nie tylko możemy tolerować swoją odmienność, ale nawet uczyć się od siebie nawzajem. Czy istnieją w tradycjach religijnych źródła, z których możemy czerpać inspirację i siłę, by rozwijać postawę tolerancji?
Wskazówką, która może doprowadzić do pozytywnej odpowiedzi, jest już samo znaczenie słowa „tolerancja”. Pochodzi ono od łacińskiego tolere, co znaczy „znosić”, „cierpieć”. To bardzo ważny aspekt tolerancji i z pewnością nie jest postawą łatwą. Tolerancja jest powiązana z cierpliwością i odwagą, wymaga umiejętności przekraczania własnego egocentryzmu, rozpoznania rozmaitych osobistych problemów będących źródłem trudności w akceptacji Innego, a nawet agresji wobec niego. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
37
KIERUNEK KULTURA
Zdjęcia arch. autora
Tu właśnie tradycje religijne mogą odegrać pożyteczną rolę. Cnoty stanowiące „glebę” tolerancji są bowiem wysoko cenione właściwie we wszystkich wielkich tradycjach religijnych świata. Co więcej, tradycje te posiadają długo wypracowywane zestawy praktyk, które wyrobieniu tych cnót sprzyjają. Dzięki temu wspólnoty religijne mogą stanowić środowisko sprzyjające rozwojowi osobowemu niezbędnemu do zaistnienia tolerancji. EKUMENIZM – ważny dla rozwoju społeczeństwa Obecnie w Polsce można dostrzec coraz więcej postaw zamknięcia na inność. Jak przekonać do ekumenizmu osobę, która jest przywiązana mocno do swojej tożsamości religijnej i uważa ją za najlepszą, a w postawie ekumenicznej, tolerancyjnej, otwartej widzi zagrożenie i zgniły kompromis? Ekumenizm to z jednej strony świadomość własnej tożsamości religijnej i różnic między wyznaniami, z drugiej zaś umiejętność akceptacji kogoś drugiego w jego własnej tożsamości, sposobie pojmowania wiary w Boga, wyznawaniu tej wiary, liturgii. Uprzedzenia rodzą się zazwyczaj z niewiedzy i z braku kontaktu z ludźmi innych wyznań. Bardzo ważne jest to, by wzajemnie siebie poznawać. To nie znaczy, że się rezygnuje z własnej tożsamości czy wiary. Ewangelicy, Prawosławni, Polscy muzułmanie, Tatarzy, są tutaj od wieków. Poprzez poznanie drugiego człowieka można usunąć wiele niedomówień, podejrzeń o intencje, których on nie ma, a także zrozumieć, dlaczego on myśli i wierzy tak, 38
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
a nie inaczej, czy też po prostu jakie są jego potrzeby. Gdy otworzymy się na poznawanie kogoś obcego, to mija, często irracjonalny strach. Wtedy dopiero na tej bazie można budować relacje i akceptację. MIEJSCA WSPÓLNE Śląsk Cieszyński jest miejscem któremu ta wielo - religijność towarzyszy od wieków. Przez długi czas uczyliśmy się akceptacji i wzajemnego szacunku. Spotykamy się w miejscach pracy, szkołach czy w samorządach. Tu nikogo nie dziwi i nie bulwersuje burmistrz, czy wójt który jest Ewangelikiem. Czy jednak jesteśmy otwarci na Muzułmanów, Prawosławnych, Żydów bądź Zielonoświątkowców? Katolicy i Ewangelicy stanowią dużą grupę wyznaniową. Jednak czy gdyby Prawosławni chcieli wybudować tu cerkiew, Muzułmanie meczet, a Żydzi synagogę bylibyśmy równie otwarci? Tolerancji powinniśmy uczyć się od dziecka. Wiedza o innych kulturach i religiach powinna być przedmiotem obowiązkowym. Tylko tak możemy pozbawić się strachu przed innym. Najfajniejsza rzecz, jaką można w życiu przeżyć, to słuchanie, co drugi ma do powiedzenia. W tym sensie im bardziej ten drugi jest inny, tym jest ciekawiej, lepiej. Oczywiście, żeby wejść w taką rozmowę, trzeba samemu wiedzieć, kim się jest, trzeba znać swoją tożsamość, rosnąć w niej, pogłębiać ją. Ale rozmowa z drugim jest fascynująca właśnie dlatego, że on jest inny. 7 lutego w „Domu Narodowym” w Cieszynie przy jednym stole, spotkali się przedstawiciele wszystkich najważniejszych wyznań.
KIERUNEK KULTURA
Wśród zaproszonych gości byli: z Kościoła Rzymsko-Katolickiego - ks. Andrzej Kozubski, z Kościoła Starokatolickego - Ks. Cezary Mizia, z Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego - ks. Dariusz Madzia, przewodnicząca Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej - Dorota Wiewióra oraz Abdul Jabbar Koubaisy - Sekretarz Rady Naczelnej Ligi Muzułmańskiej w RP. Bariery między ludźmi zawsze rodzi WZAJEMNA NIEZNAJOMOŚĆ I NIEWIEDZA. – Miejsca wspólne, to jest spotkanie które przede wszystkim ma na celu wspólne szukanie tego, co łączy wyznawców różnych religii i różnych wyznań. Inicjatywa odrodziła się dzięki zaangażowaniu nauczycieli. W naszej kadrze pedagogicznej pojawili się nauczyciele wyznania ewangelickiego, którzy szukali wspólnego sposobu na przeżycie tygodnia modlitw o jedność chrześcijan. Wyszliśmy więc poza własne grono zapraszając do spotkania nie tylko młodzież, ale przedstawicieli innych wyznań. Chcemy w ten sposób pokazać, że właśnie szkoła katolicka, nie jest otwarta tylko dla katolików, ale przede wszystkim jest miejscem gdzie wychowuje się młodego człowieka, właśnie w duchu dialogu między-religijnego – podkreśla ks. Tomasz Sroka dyrektor Katolickiego Liceum im. Melchiora Grodzieckiego w Cieszynie. – Nie chcemy, by to było spotkanie o historii i nie chcemy tej historii roztrząsać, ale chcemy zobaczyć miejsca, w których możemy spotkać się przy jednym stole i rozmawiać tym samym głosem. Warto pytać jaka jest miłość do Boga i drugiego człowieka np. w judaizmie czy islamie. Dobrze jest dostrzegać inne podejście do życia religijnego i praktyk religijnych w różnych kościołach. Gdzie jest różnica, a gdzie podobieństwo w przeżywaniu życia religijnego? Nieznajomość rodzi zawsze barierę. Jeśli kogoś lub czegoś nie znamy, to żyjemy uprzedzeniami. Wspólna rozmowa przybliża przede wszystkim poznanie drugiej strony i pozwolenie by zaistniała, wypowiedziała się, przedstawiła swoje racje i opowiedziała o swoim życiu – mówią organizatorzy spotkania.
Pokonywanie tych barier jest możliwe tylko wtedy, gdy jesteśmy otwarci na drugiego człowieka. To zgoda na wspólne życie obok siebie. To tworzenie społeczeństwa, w którym każdy ma prawo do swoich wyborów, religii, przekonań politycznych. To przede wszystkim szacunek i akceptowanie inności: koloru skóry, orientacji seksualnej, pochodzenia czy przynależności partyjnej. To spotkanie jest początkiem dialogu społecznego. I choć na sali siedziała z dużą przewagą młodzież licealna, to mam nadzieję, że takie spotkania staną się tradycją i lokalna społeczność będzie na ten dyskurs otwarta. NIE RÓŻNIMY SIĘ TAK BARDZO. To spotkanie pokazało jak niewielkie są tak naprawdę między nami różnice. Każda religia kieruje się przede wszystkim miłością do Boga, ale i drugiego człowieka, a także wielką troską o środowisko. Mamy podobne problemy, podobne spojrzenie na świat. Mamy podobne pragnienia i potrzeby. Łączy nas więcej niż możemy przypuszczać. Śląsk Cieszyński jest miejscem wielu religii, może być też społeczeństwem mającym wiele miejsc wspólnych. Akceptacja swoich religii może być dobrym początkiem również wspólnych działań. Pamiętamy wszyscy słynne spotkanie w Asyżu, na które Jan Paweł II zaprosił ludzi wierzących, choć reprezentujących różne religie. Oczywiście była wielka debata, czy mogą się modlić razem, czy muszą osobno, gdzie leży ten obszar spotkania. Benedykt XVI poszedł krok dalej i do Asyżu zaprosił niewierzących. Pojawiło się pytanie, co mogą wspólnie zdziałać ludzie wierzący i niewierzący, czy mogą zrobić coś więcej oprócz zjedzenia wspólnej kolacji z bardzo starannie i drobiazgowo dobranym menu, bo przecież nie każdy może jeść to samo. Benedykt postawił przed nami wyzwanie: pokazał, że jest możliwe spotkanie między ludźmi, którzy wyznają jakieś duchowe wartości, i że być może wystarczy właśnie tyle, żeby się spotkać. Urszula Markowska
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
39
MIJANKA NA RYNKU
GORZKA PRAWDA
o podatku cukrowym
40
eu
sk
M
at
ii
e i z d ę b e i n o k Słod
s z J o n ko
w
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
MIJANKA NA RYNKU
1 lipca 2020 ma wejść w życie ustawa mająca na celu poprawę jakość życia Polaków. Mowa o podatku cukrowym, który ma celu zmianę nawyków żywieniowych naszego społeczeństwa. Polski rząd chce, jak najszybciej wprowadzić nowe regulacje bez przeprowadzenia ponownych konsultacji społecznych i bez zastosowania okresu przejściowego mającego na celu przygotować producentów i konsumentów na nowe warunki. Dobre chęci czy nieumiejętna polityka? Niestety to m.in. Tobie drogi Czytelniku przyjdzie za to, wcale nie „słodko”, zapłacić.
APEL DO PREMIERA Podmioty, które w pierwszej kolejności będą musiały borykać się z nowymi regulacjami – producenci żywności, plantatorzy, sadownicy i dystrybutorzy zwrócili się do premiera Mateusza Morawickiego z prośbą o uwzględnienie ich opinii w procesie wprowadzania podatku cukrowego. Na opinii rządowej propozycji nie pozostawili suchej nitki i określili proponowane zmiany jako dalekie od ideału. Niestety, nie widzą tych rozwiązań tak słodko, jak osoby odpowiedzialne za ich wdrożenie. AMERYKAŃSKA „INTERWENCJA” Wilbur Ross, sekretarz handlu Stanów Zjednoczonych zaniepokojony proponowanymi zmianami mającymi uderzyć w dwie duże amerykańskie spółki – PepsiCo, Coca-Cola – poruszył kwestie podatku na spotkaniu z minister rozwoju, Jadwigą Emilewicz. W przeszłości amerykańscy wysłannicy osiągali już sukcesy interweniując w kwestii podatku cyfrowego, który miał być nakładany na znaczące marki zza oceanu. Czy tym razem amerykańskiej administracji uda się ochronić interesy wybranych spółek? Czy regulacje obowiązujące w Polsce mogą podlegać tak jawnym naciskom z zewnątrz? Widocznie lobbing ewoluuje w kierunku pełnej transparentności bez widocznych sprzeciwów rządzących. CIOS DLA POLSKICH SOKÓW Na półkach sklepowych każdego dnia można dostrzec nowe produkty. Wchodząc do sklepu kierujemy kroki do regału ze znanym nam towarem. Część z nas lubi przejść się po sklepowych alejkach i wyłapać smakowite słodkie kąski. Kolorowe etykiety, gwarancja jakości i oznaczenia potwierdzające ten stan rzeczy, mają pomóc nam włożyć określony produkt do koszyka. Przecież o to chodzi w zakupach. Niemniej jest pewna grupa producentów, która od lat wyraźnie poprawia jakość swoich wyrobów by uczynić je zdrowszymi i bardziej naturalnymi, co wpisuje się w plan zmiany nawyków żywieniowych
Polaków. Co ciekawe, to ta grupa mocno odczuje nowe regulacje. Mowa o producentach soków. Firmy produkujące wysokiej jakości napoje owocowe i warzywne – często bez dodatku cukru – będą ponosić opłaty, które zahamują lub wręcz zniweczą planowane przez nie długofalowe działania mające poprawiać jakość „soków”. Zagadkowym pozostaje fakt, że producenci słodyczy nie zostaną objęci podatkiem, mimo iż ich produkty składają się w znacznej części z cukru. ALKOHOL LEPSZY OD SOKU? Jako, że wiceminister zdrowia nie jest w stanie określić, co znajduje się w słodzonych wódkach, piwach i innych napojach alkoholowych, zostaną one zwolnione z podatku cukrowego. Popularne szczególnie latem, piwa typu „radler” zawierają od 40 do nawet 60 proc. lemoniady, słodzonej cukrem w różnej formie. Mimo iż napój łączy w sobie dwa przymioty „niezdrowego” - alkohol i słodki napój – nie zostanie obciążony dodatkowym podatkiem. Podobnie rzecz ma się w stosunku do smakowych wódek i napojów spirytusowych. Czy czeka nas paradoks w takiej formie – smakowe piwo znacznie tańsze od wartościowego soku? ZA GRANICĄ Polscy przedsiębiorcy wykazują chęć na podjęcie dialogu i wypracowanie wspólnej polityki prozdrowotnej. Branża dostrzega problem, ale nie chce podejmowania decyzji, które mogą uderzyć w podstawy działania polskich przedsiębiorstw. Podobne rozwiązania wprowadzane na Węgrzech, w Wielkiej Brytanii czy USA, zmieniły nawyków żywieniowych konsumentów – tyle że na gorsze. Najbiedniejsza część społeczeństwa najdotkliwiej odczuła podobne zmiany w cenach. Kupujący nie mogąc pozwolić sobie na określonej jakości produkty, sięgali po często bardziej kaloryczne i gorsze jakościowo, tańsze zamienniki. W żadnym wypadku działania mające być wprowadzone w Polsce, za granicą nie przyniosły oczekiwanych efektów. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
41
MIJANKA NA RYNKU
KTO ZA TO ZAPŁACI? Niestety nikt nie wie, jak w dłuższej perspektywie podatek cukrowy zadziała na podmioty związane z produkcją i dystrybucją słodzonych napojów. Które elementy łańcucha wezmą na siebie fiskalne obciążenie, a które zepchną je dalej? Dodatkowo nie podano konkretnych założeń i rezultatów jakie ma przynieść wprowadzenie podatku cukrowego. Czyżby rząd działał na oślep? Istnieje obawa, że nowe obciążenia uderzając w małych i średnich przedsiębiorców, znacznie utrudnią prowadzenie konkurencyjnej działalności. Lwia część firm, które najbardziej odczują skutki nowych opłat - aż 70 proc. to właśnie małe i średnie firmy. Pozostaje pytanie – czy firmy podołają temu wyzwaniu? Producenci by utrzymać jakość produktów, będą zmuszenie przerzucić dodatkowe koszty na konsumentów. W innym wypadku pozostanie obniżenie jakości napojów. Po wprowadzeniu opłat, ceny napojów wzrosną nawet o połowę, gdyż liczony wedle siły nabywczej podatek będzie wysoki, nawet dwukrotnie wyższy niż we Francji. Polscy rolnicy i producenci buraka cukrowego zetkną się z malejącą opłacalnością upraw, sadownicy nie będą mogli liczyć na to samo zapotrzebowanie, przetwórcy cukru stracą część klientów, polskie firmy będą musiały rezygnować z części produkcji, więc nastąpi redukcja miejsc pracy. Finalnie konsument zapłaci za ten sam produkt znacznie więcej. Przykładowo – dziś kupując butelkę popularnego czarnego napoju gazowanego o pojemności 2 l zapłacisz ok. 6,99 zł, po zmianach ten sam napój będzie kosztował ok. 10,30 zł. ALE Dobrej jakości sok, dziś kosztujący ok 4,7 zł będzie kosztował niemal 7 zł!!! No cóż, co dobre musi kosztować... NIEMCY, CZECHY I SŁOWACJA Podatek doprowadzi do importu produktów z wymienionych powyżej państw. Polscy mali i średni przedsiębiorcy – 70 proc. - będą stopniowo wypierani przez ich niemieckich, czeskich i słowackich konkurentów. Kosztem polskich firm i konsumentów zyskają państwa, na terenie których podobne opłaty nie obowiązują. Co nas czeka? Napływ tańszych - lepszych i gorszych - soków i słodzonych napojów. Może pojawić się kolejny paradoks w takiej formie – na półce sklepowej, o której wspominałem na początku artykułu, obok siebie pojawią 42
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
się dwa kartony soku. Po lewej zobaczysz kolorowe opakowanie z soczystym jabłkiem mieniącym się w południowym słońcu.....pogranicza niemiecko-francuskiego. Fresh, 100% soku w soku, gwarancja smaku – cena – 3,99 zł. Twoja ręka już zmierza, by pochwycić pięknie zadrukowany karton producenta zza granicy. Choć może nawet o tym nie wiesz... Producent ten ma środki na reklamę, projekty, zadruk, dystrybucję i.... nie płaci podatku cukrowego. Obok wspomnianego produktu, stoi smutny szary karton z napisem – SOK 100% - w cenie 5,49 zł. Producent nie miał środków na reklamę, projekty, dystrybucję bo... sprzedaż leci na łeb na szyję, od momentu wprowadzenia podatku cukrowego. Dobry polski sok jest droższy od swojego zagranicznego odpowiednika. Chyba nie to mieli na myśli twórcy ustawy o podatku cukrowym. CO DALEJ? Z prac WHO, Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że nakładanie podatków na produkty z podwyższoną zawartością cukru nie jest w pełni skutecznym rozwiązaniem. Ustawa może zniweczyć poprawę jakości produktów, nad którą firmy pracowały od lat. Opłata ma być bowiem ryczałtowa i niezależna od ilości substancji słodzących. Nawet obniżenie zawartości cukru nie zmieni zatem wysokości podatku. Państwa borykające się z problemem otyłości, postawiły na edukację i promocję zdrowego trybu życia – niższe stawki VAT na usługi fitness czy możliwość odliczania części wydatków na sport od podatku. Mimo, że proponowana stawka jest podobna do europejskich standardów, to należy pamiętać, że siła nabywcza polskiego klienta, jest znacznie niższa niż jego zachodniego sąsiada. Jak zatem promować „zdrowie”, by życie pozostało słodkie? Zaproponować rządowy program wsparcia klubów fitness. Ograniczyć napływ tańszych, szkodliwych produktów. Wyjść naprzeciw przedsiębiorcom, walczącym o miejsce na „półce” z międzynarodowymi gigantami. Wspólnie określić optymalny poziom obciążeń, by skarb państwa nie świecił pustkami, ale również, aby każdy z nas mógł napić się dobrego, może odrobinę słodkiego napoju z polskiego sadu, rozlewni i sklepu. Wtedy słodko będzie sięgać po nasze ulubione produkty.
KIERUNEK KULTURA
NORA
HENRIK IBSEN Reżyseria: Michał Zdunik „Nora, czyli Dom lalki” to dramat Ibsena z 1879 r. Ibsen nie tylko rozsławił literaturę skandynawską po całym świecie, ale również odegrał przełomową rolę w rozwoju nowoczesnej dramaturgii. Nikt dotąd z taką odwagą i konsekwencją nie stawiał na scenie najdrażliwszych spraw społecznych: prawa zamężnej kobiety do stanowienia o własnym losie, odpowiedzialności moralnej rodziców wobec dzieci, buntu przeciw zdaniu większości. Ibsen z całą powagą etyczną, z wnikliwością wielkiego pisarza stawiał ciężkie zarzuty światu mieszczańskiemu u schyłku XIX wieku. Tytułowa Nora w imię miłości i chęci ratowania ukochanych jest w stanie złamać prawo, normy, zasady. Brutalnie wyrwana z bezpiecznego kręgu własnego domu ma nadzieję, że zrozumie i odnajdzie samą siebie, swoją wartość.
OBSADA Marcin Kaleta - Torwald Helmer, adwokat Joanna Gruszka - Nora, jego żona Zbyšek Radek - Doktor Rank Joanna Litwin - Krystyna Linde Łukasz Kaczmarek - Krogstad, adwokat Anna Paprzyca - Marianna, niania reżyseria Michał Zdunik przekład Anna Marciniakówna scenografia Karolina Fandrejewska kostiumy Urszula Wasielewska muzyka Hanna Raniszewska inspicjent Anna Kaczmarska sufler Iwona Bajger
PREMIERA 15 lutego 2020 r.
NAJBLIŻSZE PRZEDSTAWIENIA
17.03.2020 19:00
Trzyniec / Kulturní dům TRISIA
18.03.2020 18:00
Orłowa / Dům kultury města Orlové
29.03.2020 17:30
Czeski Cieszyn
31.03.2020 18:00
Hawierzów / Kulturní dům Petra Bezruče TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
43
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
SZANSA NA OTWARCIE Poradni Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Cieszynie
Co czwarta młoda Brytyjka zmaga się z depresją, nerwicą lub problemami z odżywianiem – wynika z raportu opublikowanego przez NHS, angielską służbę zdrowia. Z podobnymi problemami zmaga się polska młodzież. Polscy psychiatrzy szacują, że depresja dotyka 2 proc. dzieci i 8 proc. nastolatków. Natomiast problemy emocjonalne, objawy depresyjne, którym należy się uważnie przyglądać i nie lekceważyć ich, ma co trzeci dorastający Polak. Od 30 lat z roku na rok coraz więcej dzieci ma takie trudności.
44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
sk
zu
U
rs
a
MIJANKA NA RYNKU
l a M a r ko w
Nastolatki coraz częściej podejmują próby samobójcze, choć na szczęście nie rośnie liczba tych, które się powiodły. Samobójstwo pozostaje jednak drugą po wypadkach przyczyną śmierci wśród młodzieży. Psychiatrzy coraz częściej mówią wręcz o epidemii, dotyczy ona zwłaszcza zaburzeń depresyjnych oraz autoagresji, które mogą poważnie zagrażać zdrowiu i życiu dzieci (do zachowań autoagresywnych zalicza się m.in. samookaleczenia i próby samobójcze). Dlatego nie wolno lekceważyć problemów psychicznych u dzieci i w razie jakichkolwiek niepokojących symptomów trzeba niezwłocznie skorzystać ze specjalistycznej pomocy – najlepiej wykwalifikowanego psychologa lub psychiatry. Psychiatrie dziecięce są przepełnione. Nie wszyscy wiedzą, że w okresie od jesieni do wiosny, oddziały psychiatryczne dla dzieci i młodzieży w szpitalach w całej Polsce przypominają oblężone twierdze. Dosłownie pękają w szwach. Brakuje w nich nie tylko wolnych łóżek w pokojach, ale też często nawet wolnych miejsc na podłodze, także na korytarzach. A są one na wagę złota, bo – jak mówią psychiatrzy – liczba młodych pacjentów potrzebujących natychmiastowej pomocy, będących często w stanie zagrożenia życia, jest ogromna. GDZIE SZUKAĆ POMOCY? Poradni specjalistycznych jest jak na lekarstwo, a wszystkie z zajętymi już terminami. Prywatne gabinety oferują pomoc, ale jest ona bardzo kosztowna i niestety nie każdego rodzica na nią stać. Powiat cieszyński wystartował w konkursie o kontrakt Narodowego Funduszu Zdrowia na otwarcie dwóch Poradni Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży.
W ramach ministerialnego programu w całym kraju ma powstać 300 nowych punktów pomocy psychologicznej i psychiatrycznej dla najmłodszych pacjentów. Pierwsza taka poradnia w powiecie ma szansę powstać w Szpitalu Śląskim w Cieszynie, który przygotował projekt powołania Ośrodka Środowiskowej Pomocy Psychologicznej i Psychoterapeutycznej dla Dzieci i Młodzieży. 24 lutego w NFZ w Katowicach otwarto koperty, a decyzja o przyznaniu kontraktu z NFZ powinna zapaść do połowy marca. Jeżeli cieszyńska poradnia otrzyma kontrakt, będzie mogła przyjmować pacjentów od pierwszego kwietnia - ale to jeszcze nic pewnego - zaznacza Natalia Pastucha-Walach, psycholog i psychoterapeuta dziecięcy ze Szpitala Śląskiego w Cieszynie. - Planujemy współpracować z jednym psychologiem, dwoma psychoterapeutami, a także terapeutą środowiskowym. Terapeuta środowiskowy - to osoba, która powinna być najbliżej dziecka. Żeby psycho - edukowała, była łącznikiem między dzieckiem a poradnią, szkołą, z rodzicami, a czasem może i z kuratorem. Można powiedzieć, że „terapeuta środowiskowy” ma uzupełniać terapię w placówce. Poradnia ma być czynna 5 dni w tygodniu od 8:00 do 16:00 w tym dwukrotnie od 11:00 do 20:00, aby wyjść naprzeciw pracującym do późna rodzicom. W założeniu nie będzie konkurować z istniejącymi poradniami pedagogiczno-wychowawczymi, które zajmują się raczej problemami z nauką i dziećmi sprawiającymi problemy wychowawcze. Ośrodek środowiskowej pomocy psychologicznej i psychoterapeutycznej będzie służył przede wszystkim dzieciom mającym zdiagnozowane kliniczne zaburzenia oraz choroby psychiczne. - A skala problemu jest coraz większa. Nawet wśród dzieci przedszkolnych obserwujemy wzrost liczby pacjentów z objawami depresji, zaburzeń lękowych, a nawet zaburzenia osobowości. Uzależnienia od środków psychoaktywnych czy uzależnienia behawioralne (na przykład od gier i Internetu) najczęściej pojawiają się u starszych dzieci i wśród młodzieży - mówi Natalia Pastucha-Walach. Jeszcze za wcześnie, by mówić o powstaniu oddziału szpitalnego psychiatrii dziecięcej w Cieszynie. Zgodnie z ministerialnymi procedurami, utworzenie punktów i ośrodków opieki środowiskowej to pierwszy krok do uzyskania zgody na założenie takiego oddziału.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
45
MIJANKA NA RYNKU
Zdjęcia z archiwum Stowarzyszenia „Wzrastaj”.
Zanim TYSIĄCE DRZEW pójdzie POD TOPÓR „Wzrastaj”
Jastrzębie Zdrój, wchodzące w skład Euroregionu Śląsk Cieszyński, to wciąż jeszcze miasto zielone. Dlatego niektórym wydaje się, że można bez negatywnych skutków wyciąć kolejne 5 000 albo 10 000 drzew w samym centrum i nic się nie stanie. Wciąż wielu nie rozumie prostej i oczywistej zależności, że im więcej drzew wycinamy tym częściej chorujemy i tym szybciej umieramy.
W
centrum Jastrzębia Zdroju, pomiędzy ul. Sybiraków i Północną, obok dworca autobusowego cudem wręcz „uchował się” duży (11,5 ha) teren porośnięty przez ok. 10 000 drzew. Ta enklawa zieleni ma bardzo dużą wartość przyrodniczą. Potwierdza to dokument własny Urzędu Miasta pt. Inwentaryzacja i Waloryzacja Przyrodnicza na terenie Jastrzębia-Zdroju z 2012 r., który mówi wprost teren ten „pełni ważną funkcję w ekosystemie miasta…”, co więcej „dobrym pomysłem wydaje się nadanie obiektowi charakteru parkowego”. Od wielu lat stan przyrody w tym miejscu monitoruje Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska, które już od 1997 r. wielokrotnie optowało za utworzeniem tu parku. Dane Śląskiego Towarzystwa Ornitologicznego mówią, że to ostoja ptaków – zaobserwowano tam ok. 100 gatunków chronionych. Władze miasta nie do końca chyba przekonane tymi danymi
46
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
i apelami kilku tysięcy Jastrzębian, zamówiły także Opinię Przyrodniczą Głównego Instytutu Górnictwa. Ta stwierdza jednoznacznie: „z uwagi na rozległość terenu, specyfikę krajobrazową, czy wiek drzewostanu i duża liczbę drzew wyróżniających się(…) nie jest możliwe wykreowanie podobnego obiektu w innym miejscu miasta Jastrzębia-Zdroju. Nie należy też upatrywać właściwego kierunku działań kompensacyjnych w nasadzeniach drzew w wybranych punktach miasta”. Dodać należy, że ponad 80-tysieczne miasto posiada tylko jeden mały park zdrojowy w odległej od centrum dzielnicy. Od ponad 20 lat, wielu mieszkańców walczy w obronie tych drzew i przywrócenie tego terenu jako zielonej strefy parkowo-rekreacyjnej dla miasta i jego mieszkańców. Zebrano kilka tysięcy podpisów pod papierowymi petycjami, które złożono w Urzędzie Miasta, a w ostatnim roku 60 000 kolejnych na AWAAZ.org Petycje
MIJANKA NA RYNKU
Obywatelskie. Niestety zaniedbania i „dziwne zbiegi okoliczności” spowodowały, że przed ponad 25 laty miasto utraciło kontrolę nad częścią swojego centrum. Zmieniali się jego właściciele i inwestorzy, zmieniały się realia gospodarcze i pogarszała jakość powietrza, tylko pomysł „na biznes” pozostaje ten sam: drzewa wyciąć, teren zabudować budynkami wielkopowierzchniowymi i zalać betonem, żeby setki samochodów mogło wygodnie parkować. Właściciele terenu i inwestorzy w Jastrzębiu przecież nie mieszkają i nie będą mieszkać. Zanieczyszczone powietrze, hałas i rozgrzany w lecie beton nie ich życie będą skracały. Oni chcą zarobić. Przez lata, kolejne plany, ilustrowane słabymi grafikami komputerowymi miały „oczarować” mieszkańców i władze miasta. Dziś znowu próbuje się wmawiać że „nową jakością” i wielką szansą dla Jastrzębia będzie budowa kolejnej galerii handlowej (już trzeciej w mieście) i następnych bloków, choć tych jest tutaj tak dużo, jak mało gdzie. Niestety przez te lata miejscy urzędnicy robili co mogli, żeby tylko inwestor był zadowolony. Tak się „starali”, że aż doszło do naruszeń postępowania administracyjnego, a sprawą trzeba było zainteresować prokuraturę i Samorządowe Kolegium Odwoławcze. W efekcie decyzje miasta zostały cofnięte, a UM Jastrzębie został odsunięty od dalszych postępowań administracyjnych w tej sprawie, która została przekazana do UM Żory. W okresie 2017-2019, przez ponad 2 lata kolejnego postępowania, mimo wezwań UM Żory, inwestor nie dostarczył pełnej dokumentacji w tym m.in. czytelnych map terenu i szczegółowych informacji dot. planowanych parkingów. Nie wniósł także należności z tytułu opłaty skarbowej za wydanie decyzji administracyjnej w wysokości 205 zł…
Już raz w 2013 r. inwestor w niekompletnej Karcie Inwestycji Przedsięwzięcia wprowadził w błąd władze Jastrzębia, twierdząc, że teren ten jest mało atrakcyjny przyrodniczo i nie ma na nim gatunków chronionych. Jednak władze miasta dalej, do dziś, w oficjalnych wypowiedziach bezrefleksyjnie powtarzają slogany z materiałów reklamowych inwestora, jakoby budowa galerii handlowej, kilkunastu 10-cio piętrowych bloków i innych obiektów wielkopowierzchniowych, będzie się odbywać „z maksymalnym poszanowaniem zieleni”. Tymczasem 6 listopada 2019 r. w czasie konsultacji społecznych dot. planów zagospodarowania tego terenu, inwestor zapytany publicznie i wprost (w obecności Pani Prezydent i wielu radnych) jakie daje gwarancje, że na tym terenie za 5-10 lat rzeczywiście zostanie dużo drzew, wyraźnie stwierdził, że żadnych gwarancji nie daje! Istnieje więc realne niebezpieczeństwo, że wizje wygenerowane w grafice reklamowej, po rozpoczęciu budowy ulegną „z różnych powodów” radykalnej zmianie, a efekt końcowy będzie bliższy planom inwestora sprzed kilku laty, gdy w „pańskim geście” obiecywał, że z ok. 10 000 drzew pozostawi na tym terenie 37 drzew (słownie: trzydzieści siedem)… W tej chwili trwają prace nad nowym „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta Jastrzębie-Zdrój”, który m.in. będzie podstawą do zmiany uchwalonego przed 15 laty planu zagospodarowania przestrzennego centrum miasta. To jest szansa aby uratować od wycinki tysiące drzew w centrum. Stowarzyszenia „Wzrastaj” wspierane przez ponad 20 innych organizacji pozarządowych i tysiące mieszkańców, postuluje zmianę tego planu, tak aby na większości tego terenu przewidziana została zieleń urządzona. Jeśli radni uchwalą taką zmianę, w centrum powstanie zielona strefa wypoczynku i rekreacji, gdzie będą mogły być budowane tylko małe obiekty gastronomiczno-usługowe, i nie będzie można wycinać drzew. Oczywiście Inwestor będzie miał wobec miasta roszczenia finansowe. Jednak pozostawienie dla mniejszej części terenu (max. 30%) starego planu, umożliwi mu wybudowanie galerii handlowej, a co za tym idzie płacenie podatku do budżetu miasta (ok. 2 mln. zł rocznie). To z kolei będzie podstawowe źródło funduszy na odzyskanie przez miasto pozostałej części własnego centrum i przeznaczenie go na zieloną strefę parkowo-rekreacyjną. Potrzeba jednak wysłuchania głosu tysięcy Jastrzębian, otwartości na kompromis, odrobiny odwagi i spojrzenia trochę dalej niż tylko do następnych wyborów samorządowych. Stowarzyszenie Działań Ekologicznych „Wzrastaj” TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
47
M iłość w korporacji Dariusz Bożek
fruwające w okolicach boksu Janusza i Grażyny nie uszły uwadze co czujniejszych pracowników korporacji. Po drodze postanowił wstąpić do Biura Zarządu celem uzyskania szczegółowych informacji dotyczących wystąpienia. © Droga po schodach zmęczyła ją nieco. Miała zdecydowanie gorszą kondycję a mięśnie z trudem wracały do swoich podstawowych zadań. Zatrzymała się na półpiętrze. Spowolniła oddechem bicie serca. Na ścianie wisiał obraz. Ponieważ nigdy nie chodziła pieszo więc widziała go po raz pierwszy w życiu.
Obraz René Magritte „Kochankowie”
część 23 FINAŁ Lena. Stała przed 55 piętrowym budynkiem korporacji, który - zanurzony w smogu - królował w samym centrum miasta. Automatyczne obrotowe drzwi wprowadziły ją do środka. Różnica temperatur zamgliła jej okulary. Przestronny hol wydawał się być nieco mniej zaludniony niż zazwyczaj. Tylko przy windach zgrupowało się więcej osób. Najprawdopodobniej przyczyną tego była awaria, która unieruchomiła większość z nich. Lena stanęła pośrodku. Kilka osób przyglądało jej się z uwagą. Postanowiła więc dostać się do Ołpenspejsu piechotą. - Będzie szybciej – pomyślała i ruszyła w stronę schodów. © - Powodzenia – powiedziała Grażyna – będzie dobrze, trzymam kciuki. Janusz wstał i udał się w stronę korpokorytarza. Odprowadziło go kilka ciekawskich spojrzeń. Motylki 48
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
Zatrzymała się. Obraz poruszył się. Zamknęła oczy. - To pewnie ze zmęczenia – pomyślała. Otworzyła oczy. Mężczyzna coś szeptał do ucha kobiety. Płótna okrywające głowy zakochanych wyglądały jak na skazańcach, którzy przed egzekucją wymieniają się ostatnimi okruchami intymności, finalnym pożegnaniem. Będąc po raz ostatni tak blisko siebie, już wkrótce mieli zostać rozdzieleni na zawsze. Gdy postacie z obrazu odwróciły głowę w stronę patrzącej na nich kobiety, ponownie zamknęła oczy. - Co się ze mną dzieje? Otworzyła je pod wpływem szelestu kroków dochodzących z dołu. Zza zakrętu korytarza wyłaniał się czarny anioł. © - Janusz - Meredith Wymienili się imionami jakby czas zatrzymał się w XIX wieku. Siedziała za dębowym stołem i patrzyła w ekran. Chłodna i zdystansowana. Nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. - Wystąpienie masz równo o godzinie 12.00 na Sali
Oralnej. Będzie obecny Zarząd i główni akcjonariusze. Masz 5 minut czasu na prezentację. Mówiła to do ekranu. W końcu podniosła wzrok. - 5 minut to niewiele – powiedziała - mogłabym cię nazwać Panem, o krótkim czasie trwania. Rozejrzał się po gabinecie. Niewiele się zmieniło. Drzwi do zarządu po lewej stronie zamykały wspomnienia po Lenie. - Nie zauważyłeś mojej złośliwości - powiedziała a w jej oczach pojawiła się ciekawość. Wstała zza biurka i podeszła do Janusza na swoich długich nogach tak, jak tylko ona potrafiła. Zatrzymała się na granicy jego prywatnej przestrzeni. Nie byłaby sobą, gdyby jej lekko nie naruszyła. - Nie zareagowałeś... Nachyliła się lekko w jego stronę. - Jesteś jakiś inny... Zamknęła oczy, wciągając roznoszące się po pokoju Januszowe zapachy. - Czysty, schludny, wykrochmalony… pachnący Podniosła powieki w zwolnionym tempie. - Lżejszy, rozpromieniony. Obeszła go dookoła, uważnie lustrując. - Jakbyś lewitował lekko nad ziemią. Przystanęła i zeskanowała go od stóp do głów. Jakby ich miał więcej niż jedną. - Nie widać oznak zaniedbania, tak charakterystycznych dla samotnych mężczyzn. Już wiedziała, lecz celebrowała tą chwilę, jak rzadki okaz przemijającego dobrostanu. - Zakochałeś się... Odruchowo oddaliła się od niego, jakby był trędowaty. Jakby mogła się czymś zarazić. Tak… - uśmiechnęła się do swojej dziwnej reakcji – a kimże jest Twoja szczęśliwa wybranka? Janusz odpowiedział bez wahania. - Grażyna? - wypowiedziała to słowo znacznie dłużej – ta z kanciapy? - Skąd wiesz o kanciapie? – zapytał ze zdziwieniem. - Tutaj wszędzie są kamery – powiedziała zataczając ręką koło w przestrzeni. Oddaliła się od Janusza i powróciła w obszar dębowego stołu. Nie byłaby sobą, gdyby nie pozwoliła sobie na drobną złośliwość. - Przydałaby się jej operacja plastyczna Janusz podniósł brwi ze znakiem zapytania. - Zmiana imienia Podszedł w stronę dębowego biurka. Postanowił pozwolić sobie na drobną, lecz dobrze wycelowaną złośliwość. - Jej piękno sięga głęboko, aż do jej wnętrza Meredith uśmiechnęła się kwaśno. - Wnętrze… ach czymże ono jest …? -
Wstała. Była mistrzynią teatralnych gestów i zachowań. Wspierała się błyskotliwą inteligencją. Nie hamowały jej uczucia wyższe. - Wnętrze mój drogi… przemija szybciej niż uroda – powiedziała – szczególnie w miłości. Chciała coś jeszcze więcej powiedzieć, lecz zauważyła bransoletkę, którą Janusz nosił jeszcze na nadgarstku. - Ooo... Love Killer ! - Znasz ten program? - zapytał zdziwiony. - Nosiłam go kilka miesięcy, sama. - I co? - zapytał z ciekawością. - Nigdy nie zapaliło mi się czerwone, nigdy nie przeszłam na kolejny poziom - To smutne - powiedział - jesteś niezdolna do miłości… - Ach… być może Janusz masz rację, lecz nawet nie wiesz jakie to korzystne dla mojego zdrowia Po tej wymianie drobnych złośliwości dotychczasowa konwencja rozmowy przestała ją napędzać. Zapanowało milczenie. Stali tak naprzeciwko siebie bez wyraźnego celu. To był dobry moment na pożegnanie i powrót do poprzednich światów, lecz Meredith wciąż patrzyła na Janusza. Gdzieś we wnętrzu jej duszy, wypływały emocje nie pytając się o zgodę na ujawnienie. Teraźniejszość wyrywała uśpioną przeszłość z permanentnego snu. Przez chwilę Meredith toczyła wewnętrzną walkę próbując powstrzymać ogarniające ją fale wspomnień. W końcu wytrącił ją z równowagi jakiś pojedynczy impuls, przełamując barierę. Podeszła do niego bliżej. - Brakuje mi jej… Janusz znowu odruchowo spojrzał w stronę drzwi po lewej. - Nie mogę znieść myśli, że ona tam gdzieś jest i jeszcze oddycha W oczach Meredith pojawiły się łzy, takie suche, domyślne, które nigdy nie opadają w dół, których nikt nie może zobaczyć. - To mi daje nadzieję na jakieś światełko w tunelu, na jakieś pierdolone zmartwychwstanie umarłych - Odwróciła się od Janusza. Nie chciała żeby ją zobaczył w takim stanie. Z pewnością wulgarność nie była w stanie zasłonić pojawiającej się słabości. - Ta nadzieja mnie zabija; niszczy mój świat, odbiera kontrolę. Podeszła do szafek i zaczęła odruchowo sprzątać kurze na grzbietach segregatorów. - Ktoś to kiedyś podpisał – powiedziała otwierając pierwszy z brzegu – ktoś dał temu kawałkowi papieru nieśmiertelność, uczynił z niego ważny dokument, powołał do istnienia, a kto ratuje ważny dokument, to tak jakby ratował cały świat. - To jej słowa, tak mi zawsze mówiła – Meredith TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
49
MIJANKA NA RYNKU
zamknęła segregator i ruszyła w stronę okna. Nie chciała mieć w takiej chwili żadnego świadka. Stała odwrócona tyłem do Janusza. W końcu zdołała się opanować. - Jesteś dziwny Janusz Wróciła i spojrzała mu prosto w oczy. - Jesteś jakiś inny W jej oczach pojawiły się refleksy będące efektem narastającego rozedrgania. - Mężczyźni to zazwyczaj zwierzęta Spojrzała na niego, a jej oczy stały się wilgotne. - A Ty jesteś jakiś inny gatunek Po jej policzkach znowu popłynęły łzy, tym razem prawdziwe. - Lojalny, wierny, troskliwy, kochający Chciała ukryć słabość swojej duszy zamykając oczy, lecz powieki opadały nie mogąc opaść, drgając, to w górę, to w dół, jakby kierowały nimi wrogie, walczące ze sobą siły. Jakby jej mózg podlegał silnym wyładowaniom tocząc wewnętrzny spór. - Pokazałeś klasę opiekując się Leną Podeszła do niego blisko i niespodziewanie dotknęła jego ramienia. Wycofała się z tego ruchu przestraszona, patrząc na swoją rękę jakby była jej obca. I wtedy ostatecznie puściła tama. Schowała się w nim skulona i zaczęła płakać. Nie wiedział co zrobić i jak zareagować, i ta niewiedza okazała się być błogosławiona. Odruchowo przytulił ją obejmując męskimi ramionami. Głaskał jej kasztanowe włosy, delikatnie tonując emocjonalne rozedrganie jej ciała. Płakała długo, obficie i znacząco. Płakało całe jej ciało, płakało do wyczerpania łez skraplających się z zapomnianych emocji, aż do stanu nowej wewnętrznej równowagi, do osiągnięcia katharsis i oczyszczenia z siebie samej. Łzy wykradały z jej wnętrza okruchy wieloletniego napięcia. Spazmy próbowały wstrząsnąć jej psychiką i poukładać na nowo części jej wewnętrznej układanki. Gdy emocje powysychały Meredith powróciła do stanu fizycznej separacji i ponownie oddaliła się w przestrzeń dębowego stołu. Tam było najbezpieczniej. - Nie spieprz tego Janusz – powiedziała niskim, uwolnionym od napięć głosem – nie spieprz tego kim jesteś Był wzruszony tym, co zobaczył. Mała bezradna dziewczynka schowana za maską odważyła się wyjrzeć na świat. Pokonała zasieki, ukazując swoje prawdziwe oblicze. - Acha i pamiętaj, że działa tylko jedna winda a jedziesz na 55 piętro, na samą górę Powróciły konkrety. Szybko zrozumiał, że nie będzie żadnych kolejnych łez i zbędnych komentarzy. Wrota zatrzasnęły się z hukiem i pewnie na długo. 50
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
- Dziękuję za informacje – powiedział i spojrzał odruchowo na butelkę coca coli na biurku. Podążyła za jego wzrokiem. - Coca cola i gluten – powiedziała uśmiechając się lekko - podstawa pożywnego śniadania - Nic się nie zmieniło... jak widzę - Pewne rzeczy powinny trwać i trwać, aż do samego końca Upływający czas zmusił ich do zakończenia konwersacji. - Powodzenia Janusz – powiedziała podając mu na pożegnanie rękę. - Dziękuję - Nie w miłości oczywiście, tylko podczas wystąpienia. Zamknął drzwi i podążył korpokorytarzem w stronę jedynej działającej windy. Odprowadziła go wzrokiem. Gdy wyszedł, zatopiła się ponownie w przestrzeni dębowego stołu i potężnego monitora, który odgradzał ją od zewnętrznego świata. © Gdy Lena przekroczyła granicę Ołpenspejsu, pomruk zdziwienia, jak nawałnica przetoczył się aż po sam północny mur. Od wejścia, aż do boksu, gdzie pracował Janusz, dzieliło Lenę 28 kroków. Przebyła je w absolutnej ciszy, odprowadzana wzrokiem kolejnych pracowników. Szła centralną aleją jak modelka, lecz zamiast błysków fleszy, zamiast pomruków podziwu, towarzyszyły jej harlekinowe znaki zapytania i pomruki pozbawionych osobistego szczęścia istot, które oderwane od własnej pustki, żywiły się nieustannie cudzymi problemami. Ekscytacja maluczkich towarzyszyła wyłaniającemu się - ku zaskoczeniu wszystkich - trójkątowi. Lena przystanęła przy boksie Janusza. Część pracowników uniosło się ponad poziom z zaciekawieniem śledząc rozwój sytuacji. Jego miejsce pracy było puste. Zlustrowała je i stwierdziła niedawne oznaki życia i aktywności zawodowej. Kubek po latte XXL. Szumiący komputer. Charakterystyczny nieład, nieprzekraczający granic bałaganu. Przerzuciła wzrok na Grażynę. Zobaczyła jej przerażone spojrzenie. Zdziwiła się, lecz wzięła to na karb zaskoczenia sytuacją. - Szukam Janusza – powiedziała w absolutnej ciszy. Grażyna milczała. Poczuła, że jej szczęście nagle znalazło się nad przepaścią. Patrzyła na Lenę i myślała, że w tym starciu nie ma żadnych szans. Stała się ponownie szara i nijaka. - Jest na spotkaniu z Zarządem – powiedziała cicho – przedstawia wynik swoich analiz. - Gdzie odbywa się to spotkanie? - zapytała Lena. - Gdzieś na samej górze biurowca – powiedziała Gra-
MIJANKA NA RYNKU
żyna, aczkolwiek chciałaby tą informacje zachować w tajemnicy, żeby Lena zrezygnowała i sobie poszła. Lena przyjęła informację i rozejrzała się dookoła. Razem z jej wzrokiem spojrzenia chowały się jak meksykańska fala, po czym wracały do pierwotnej pozycji. W 28 kroków później Lena osiągnęła poziom drzwi wejściowych, po czym zniknęła zagarnięta korpokorytarzem. © Długo czekał na windę, która miała go zabrać na sam szczyt Korpowieżowca, dokładnie tam gdzie dzieją się rzeczy najważniejsze, tam gdzie zapadają decyzje, tam gdzie spotykają się osoby przez duże O. Normalnie świadomość wagi wystąpienia sparaliżowałaby go, lecz obecnie był zakochany i będąc świadom tego, że miłość jest jego pasterzem wiedział. że chociażby chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknie, więc po prezentacji zjedzie na dół a tam na miejscu będzie na niego czekała jego ukochana. - Tak to ja mogę przenosić góry – pomyślał. © Meredith wyszła z bocznego pomieszczenia i spojrzała w stronę drzwi. Segregatory wypadły jej z rąk. Zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła rzeczywistość nadal przynosiła pogrzebany obraz istoty, która nie miała prawa się już wydarzyć, której nikt nie raczył zapowiedzieć. - Lena ? Wypowiedziała te słowa tak, jakby chciała się nimi uszczypnąć. Podeszła kilka kroków i zaczęła płakać. Łzy, kolejne tego dnia prawdziwe łzy, wyciekały z kącików oczu zabierając ze sobą makijaż i roznosząc go po całej twarzy. Docierały do ust, gdzie słona czerń nasączała się rubinową nutą. - Jesteś… Podeszła do niej powoli, jakby wciąż nie dowierzała swoim oczom. Rzuciły się sobie w objęcia. - Moja mała siostrzyczka Tylko do niej jednej mogła tak powiedzieć. Jedyna istota na planecie, która wzbudzała w niej tyle czułości i opiekuńczości. Mogła być zimna i wyrachowana dla wszystkich, dla swojej rodziny, znajomych, współpracowników i nawet niektórych przełożonych, ale Lenę obdarzała czymś innym, wyjątkowym i czystym. - Gdzie jest Janusz? Lena nie traciła czasu. To nagłe pytanie zaskoczyło Meredith, która jeszcze nie przepracowała w sobie nagłości pojawienia się bliskiej istoty. - Janusz? - zapytała jeszcze wciąż oszołomiona jej nagłym pojawieniem się.
- Muszę się z nim zobaczyć - Lena proszę… - Powiedz mi gdzie jest Meredith pomyślała o Januszu. Pomyślała o Grażynie. Pomyślała o zbliżającej się kolejnej odsłonie dramatu. - Janusz to… przeszłość… - Co ty opowiadasz? Lena odsunęła się nieco od Meredith. Spojrzała na nią uważnie. - Janusz to Pan Nikt, zwykły trybik w korporacji Lena milczała. Komputer zaszumiał a Butelka z coca-colą w kształcie mężczyzny syknęła ze złością kierując twarz w stronę Meredith. - Widziałaś to? - zapytała przestraszona Lena wskazując na dębowy stół. - Co? - Butelka … coca coli - powiedziała Lena wskazując palcem, lecz widząc wzrok zdziwionej Meredith zrezygnowała z drążenia tematu. Pomyślała przelotnie, że to pewnie kolejny efekt przebywania w śpiączce. - Musze się z nim zobaczyć Kolejne zdanie zawierało ostateczność, której nie wolno się było sprzeciwiać. Meredith podeszła do swojego dębowego biurka i ożywiła ruchem ręki ekran komputera. - Ma prezentacje przed zarządem i akcjonariuszami o godzinie 12.00; Sala Oralna; 55 piętro Lena bez namysłu odwróciła się zostawiając czerwoną piękność w stanie głębokiego zafrasowania. - Pamiętaj o tym, że działa tylko jedna winda, mamy awarię – zawołała łapiąc tymi słowami Lenę w drzwiach. © Po dłuższym oczekiwaniu drzwi windy otworzyły się. Wsunęła się do środka i odwróciła w stronę korytarza. Anioł zatrzymał się, jakby miał zakaz zbliżania i nie mógł przekroczyć określonej odległości. Nie miała żadnej pewności kim jest i czy naprawdę istnieje. Zamykające się drzwi oddzieliły ją od jego towarzystwa.
cdn...
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
51
St
an
is ła
w M al
ws
ki
KIERUNEK KULTURA
in
o
fot. arch. autora
Pani od Literek Nieotynkowany budynek z czerwonej cegły mojej szkoły podstawowej pachniał nowością i klasy miał jasne. Kochałem szkołę tak bardzo, że nie umiałem opuszczać bez uzasadnienia lekcji. Miłość do nauczycieli wynikała z szacunku, tradycji, grzeczności, regulaminu.
T
ej miłości do Pani od Literek uczyłem się tak samo jak ułamków, wzorów, dat, słówek, definicji. Czy siedmiolatek w dzień inauguracji roku szkolnego 1961/62 miał coś do powiedzenia? To nie był dla mnie najmilszy dzień, chociaż zapowiadał się tak pięknie. Słońce świeciło na niebie i w naszych sercach. Z tej uroczystości szkolnej pamiętam chwilę, kiedy nas, kandydatów na żaków, podzielono na klasę pierwszą A i B. Z uwagi na wyż demograficzny, nasi starsi koledzy mieli nawet trzy równoległe klasy: A, B i C. Dokonana na nas selekcja była pierwszym brutalnym starciem, którego już na wstępie doświadczyłem. Oto bowiem dogadywaliśmy się z Mirkiem P., że będziemy siedzieć w jednej ławce. Aż tu nagle doznaliśmy szokującego rozdzielenia na dwie różne klasy. Nieporozumieniem ciągnącym się przez lata było przeświadczenie, wynikające ze słowa „nauczyciel”. Pewny bowiem byłem, że dlatego chodzę do szkoły, abym w niej się wszystkiego dowiedział, n a u c z y ł. Jeśli czegoś nie wiedziałem, nie pojmowałem, to podejrzewałem o to system szkolny. Był więc we mnie bunt dziecięcia wieku, który chciał, „aby pociągi się wykolejały”, tylko nie ja. Z powodu tej mojej niegrzeczności, za karę często sadzano 52
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
mnie z dziewczynkami o bardzo nieciekawej urodzie. Może sam byłem skutecznie brzydki w swoim zachowaniu? Największy bunt jaki podniosłem, zresztą mieścił się on w ramach poprawności regulaminowej, dotyczył ambitnego zadania napisania swojego nazwiska. Słowa szczególnego, przypisanego indywidualnie każdemu z nas osobno. Słowa, które nas wyróżnia i bardzo przylega do naszego imienia oraz godności. Oto już finalizowaliśmy elementarz Falskiego, z piękną treścią o Ali, Oli, Asie i afrykańskim Bambo. Nie poznaliśmy jednak jeszcze całego alfabetu. Z uwagi na bardzo długie moje nazwisko, wiedziałem, że nie podołam połączyć kaligrafii liter pisanych kursywą z domyślnie odczytywanymi literami drukowanymi. Zwróciłem się z tym problemem wprost do pani od nauczania początkowego. Z żalem, jakby z podszytą pretensją, dlaczego kieruje się wygórowanymi ambicjami?! Te eksperymenty nauczania mnie jedynie stresują! Mam prawo w tym wieku nie znać wszystkich liter! Dopiero o wiele później dowiedziałem się o czterolatkach czytających gazety. Nie informowano jednak, na ile zaawansowane były w pisaniu. Z perspektywy lat ciągle to moje pierwsze potknięcie w nauce zdaje mi się emocjonalne. Ale jednocześnie uświadamiam sobie doniosłą rolę pani Anny Łomozik w rozwoju mojego piśmiennictwa. Tylko dlaczego ta moja miłość dla Pani od Literek ugruntowała się dopiero po latach?! Dzięki przytomności mej mamy, latem, z bukietem róż, w dzień imienin mej Pani od Literek, ugrzeczniony, umiejący się już podpisać swoim długim nazwiskiem, składałem Pani Ani życzenia. Bo któż „...za trudy nauki i serca kształcenia zapłacić może...”? Do dziś zostało mi z tej lekcji jedno. Nawet w wąskich rubrykach formularzy urzędowych używam wszystkich literek mojego nazwiska. W klasie czwartej doznaliśmy pierwszych reorganizacji. Przejęła nas na jeden rok pani z klasy A, Helena Grabowska – Grzybek. Dołączyli też koledzy z innej szkoły. Najmilej wspominam lekcję wychowawczą. Nowa Pani oswajała nas z najnowszą literaturą młodzieżową czytając nam „Tarninę” niewidomego pisarza, Jerzego Szczygła. Nadal miałem problemy z pisaniem. W czasie zajęć świetlicowych, gdzie oczekując na serwowany w stołówce szkolnej obiad, odrabialiśmy ćwiczenia i zadania domowe, zostałem zdemaskowany jako największy ignorant zasad ortografii. Dyżurująca pani polonistka nie mogła uwierzyć w znaczenie słowa, które przytrafiło mi się napisać ze wszystkimi błędami – „pszyjaciuuka”. Było mi wstyd, że nie znam zasad, które dyktują nie tylko poprawność wypowiedzi, ale jakby i życia. Źle napisane słowo odzwierciedlało relacje z koleżankami. Długo urealniało się w odnalezieniu, już poprawnie pisanej, „przyjaciółki”. Miałem jednak
przyjemność słyszeć w następnych klasach od tej samej polonistki, że dyktando zaliczyłem na czwórkę, a moje wypracowania klasowe należą do czołówki. Pomimo, że za czerwonym marginesem było trochę krótkich uwag: ort, wyraż., styl. Nauczyciele starali się nam zagwarantować nieustanny rozwój. Byliśmy na rosyjskim filmie w kinie „Piast”. Nie miałem jeszcze nawyku szybkiego czytania dialogów, więc z bajki pod tytułem „Kamienny kwiat” niewiele rozumiałem. Wyjście do teatru na spektakl „Placówka” uchroniło nas od czytania lektury. Na spotkania artystyczne w sali gimnastycznej oprócz występu magicznego kuglarza, zaproszono pisarza. Był nim Andrzej Trepka, przedstawiciel polskiego science fiction. Od klasy piątej, z ugruntowaną świadomością pierwszej ligi, bo jednak w A klasie, prowadziła nas wychowawczo serdeczna Pani od Przyrody, Ludosława Palarczyk. Spopularyzowało się harcerstwo, więc szkolny mundurek zamieniłem na harcerski. Połowa klasy była przyrodnikami, druga geografami. Pierwszą wycieczkę, jeszcze z panią Anią i panią Helenką z klasy A, z Cieszyna do Ustronia Polany nad Wisłę, pociągiem, żywo do dziś pamiętam. W klasach starszych dwa razy w roku uczestniczyliśmy w wycieczkach. Ale mnie się ciągle myliły położenia najbliższych gór i nie umiałem ich poprawnie nazwać. Sporo więc narobiłem uciechy kadrze pedagogicznej, kiedy zapytany odpowiedziałem, że wybieramy się na Równik. Zamiast na, w sąsiedztwie Czantorii, Równicę. Wycieczki były sprawdzianem naszych więzi. Nasza Pani od Przyrody, miała nawet marzenie, aby koleżeńskie kontakty bardziej się rozwinęły i ewoluowały w przyszłości w związki rodzinne. Jej ideałem koleżeństwa było klasowe małżeństwo. Kiedy napisałem przyjaciółce pierwszy liścik, bez błędów ortograficznych, przekazałem go kurierem, przez kolegę. Nie oczekiwałem odpowiedzi. Od razu zdezerterowałem i znalazłem sobie na przerwie azyl daleko poza strefą dziewczęcych spojrzeń. Pisałem potem w pamiętniku dla owej dziewczyny zwrotki wyznań. Na komersie tańczyłem z nią „Last waltz”. Ale dopiero na pierwszym spotkaniu absolwentów, po podróży ślubnej z jej licealną przyjaciółką, wyznałem, jak to było naprawdę, że chciałem, a coś umknęło. To znaczy sam umknąłem. Nie wszyscy spotykani na korytarzu i w świetlicy nauczyciele uczyli mnie. Panie Francuz, Kolwas, Kisza, Łaszczyk, Orszulik, Chroboczek. Z kierownikiem szkoły, Karolem Wigłaszem, mieliśmy większość zajęć – matematykę, śpiew, geografię i chór. Pan Habryka, którego nazywaliśmy zgodnie z prawami fizyki – Constans,
zastąpił pana Raszkę, też fizyka. Z tym, że pan Raszka uczył też śpiewu. Żona nowego fizyka uczyła nas chemii, a będąc jednocześnie wychowawczynią klasy B, źle oceniała to nasze, w A klasie, „pierwszoligowe” zapatrzenie w siebie. Uświadamiała nam na każdym spotkaniu w pracowni fizyczno-chemicznej, że wcale nie jesteśmy lepsi od swoich kolegów z B klasy. Myśmy o tym wiedzieli, bo przecież wu-ef mieliśmy wspólnie z B klasą. Oczekiwałem na nowy przedmiot. I nie zawiodłem się, lubiłem lekcje historii, chociaż pani Cymorek zdawała się być bardzo wymagająca. Pewnie czułem się na lekcji języka rosyjskiego u pana Kluza. Zastąpiła go młoda, podobająca się chłopakom rusycystka. Po lekturze „Syzyfowych prac” uknuto anegdotę, że się nas w perfidny sposób rusyfikuje. Ładna, jak z żurnala pani od rosyjskiego, miała być argumentem przemawiającym za wyższością języka rosyjskiego nad innymi przedmiotami. W czas praktyk studenckich, innego zamieszania narobiły młode polonistki. Problem polegał na tym, że nie umieliśmy się, my uczniowie, skupić nad przerabianą właśnie epopeją narodową. Na szczęście wróciliśmy pod skrzydła naszej pani Kawulok, do imiesłowów, rozbioru zdań, do interpretacji, co autorowi leżało w lekturach na sercu. Bardzo chciałem należeć do Szkolnego Klubu Sportowego i nawet brałem udział w zawodach międzyszkolnych. Ale wuefista, pan Supik miał zdolniejszych kandydatów na olimpijczyków. Wielce dyscyplinującą uczniów zdawała mi się pani Kiełkowska z biblioteki szkolnej. Nie umiałem zdobyć się na odwagę, aby zbliżyć się w małej czytelni, do encyklopedii i słowników, o których marzyłem. Ale w końcu to ze szkolnej biblioteki czytałem „Trzcinę na wietrze”, „Timura i jego drużynę”, „Ludzi bezdomnych” „Serce- książkę dla chłopców”. Tą ostatnią czytałem na łące. Opisy szkolnych lekcji porównywałem z moimi zmaganiami. Po latach dorobiłem się własnego księgozbioru, a zaglądam raczej do wikipedii i na google niż w ciężkie słowniki. Dawno nie widziałem Pani od Literek. Spotkanej na spacerze Pani od Polskiego, zdziwionej, że to pół wieku już za nami, z dzień dobry na powitanie, wpadam w ramiona. Tak jak powtarzała mi Matka, i uczący Nauczyciele starali się nam wpoić, że do wyższych celów jesteśmy stworzeni. Tak, zdobyć ów cel i podpisać się pod nim, wszystkimi literkami. Pozdrawiam serdecznie Panią od Literek, dzięki której tamten Czas potrafię skrystalizować całym alfabetem. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
53
MIEJ SC E
OM ZIC OD
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO
OM MIEJS CE ZIC P OD
NE DZIECIO JAZ M ZY IR PR
ZNE DZIECIOM YJA IR RZ www.tramwajcieszynski.pl
Tramwaj Cafe
miejsce przyjazne dzieciom
W
reszcie mogę napisać o miejscu, które wielu Rodziców już zna i docenia, czyli o kąciku dla dzieci w Tramwaj Cafe. Dlaczego dopiero teraz? Bo wcześniej brakowało w tym fantastycznym miejscu jednej rzeczy – przewijaka:) Pojawił się niedawno, na życzenie Rodziców, którzy wraz ze swoimi małymi i starszymi pociechami tłumnie odwiedzają cieszyńską wąskotorówkę. Dzieje się tak za sprawą magicznego kącika dla dzieci, który powstał z myślą o Maluchach i ich Rodzicach. Już na etapie planowania wiadomo było, że kącik w Tramwaju być musi. Mimo, że wagony są wąskie, wózki mieszczą się bez przeszkód. W wyposażenie kącika w drewniane mebelki i zabawki zaangażowała się marka Pepaczua i sklep Moncziczi. Zupełnie niedawno dołączył do nich czeski Piślik.
54
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
Motorniczym zależy, aby zabawki były naturalne, bezpieczne i wyjątkowe, i by każdy Maluch mógł znaleźć coś dla siebie. To, co doceniają Rodzice (obok kawy, oczywiście) to wyjątkowej jakości słodycze – przygotowywane z wysokiej jakości naturalnych składników, również dla tych, którzy chcą cieszyć się ciastem wegańskim czy bezglutenowym. Tramwaj Cafe dla Milusińskich organizuje ponadto niezwykłe poranki czy popołudnia – było już spotkanie z Tygryskiem Pietrkiem, herbatka u Kapelusznika z Alicją z Krainy Czarów czy czytanie Piślikowych historii. Wstęp na wydarzenia jest wolny, warto więc śledzić tramwajowe zapowiedzi na https://www.facebook.com/ Tramwaj.Cafe/
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
55
ii
eu
sk
M
at
s z J o n ko
w
W Tramwaju z TATĄ
Parę miesięcy temu obiecałem popełnić artykuł o tym jak to wesoło jest podróżować z dziećmi. Po drodze jednak pojawiły się inne, ciekawe pomysły i wspomniany temat przesuwał się od wydania do wydania. Mimo to, mając na uwadze nadchodzącą wiosnę, zdecydowałem się podzielić moimi przemyśleniami w tym numerze Tramwaju. Ruszamy
Rodzinka w drodze
Na koniec świata i jeszcze dalej
Dobry pomysł ale rodzice czytający moje słowa na pewno uśmiechają się w duchu nad naiwnością tego pomysłu. Oczywiście znam osoby, które z małymi dziećmi podróżują do Indii, Arabii Saudyjskiej czy do pobliskiej Chorwacji. Ta ostatnia jest niedaleko ale Indie... no cóż. Kawał drogi.
Moje wyobrażenie o dalekiej podróży z rodziną zostało poddane próbie jesienią ubiegłego roku. Wybraliśmy się do Wrocławia. W planach główną atrakcją miało być zwiedzanie zoo ze szczególnym uwzględnieniem Afrykanarium. Polecam, masa kolorowych rybek, ptaków i nieco większych zwierzątek – hipopotamów, robi wrażenie. Dzieci po zdjęciu kurtek od razu pomknęły
56
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
do akwariów wielkości mieszkania i przylgnęły do grubych szyb. Oczywiście moje dzieci nie były jedyne i po chwili na całej długości zbiorników z rybkami i płaszczkami, ustawił się szpaler małych buziek i dziesiątek małych rączek machających do barwnych stworzeń morskich. Zanim jednak dotarliśmy do Wrocławia, musiałem przebić się przez niekończące się roboty drogowe na autostradzie, co mocno wpłynęło na mój układ słuchowy. Wojtek przebudził się w samym środku kilometrowego korka samochodów, a Amelka zaczęła kopać w siedzenie nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. Wtedy Wrocław wydał mi się miastem z końca świata, oddalony o tysiące krzykliwych kilometrów, przeplatanych łzami i nerwowymi spojrzeniami na moją żonę.
Dobrze mieć plan Plan jest zawsze dobry, ale przy dzieciakach z góry należy zrezygnować z atrakcji, które oferuje większość miast do których się udajemy. W moim przypadku – restauracja, centrum miasta, barwny targ – odpadają. Dlatego na Wrocław mieliśmy prosty plan. Przyjechać, zakwaterować się, zjeść coś, przejechać się do centrum tramwajem – polecam i.... tyle. Pierwszy dzień wydawał się pozornie spokojny. Przygody czekały na każdym kroku. Nasz podwójny wózek wzbudzał zainteresowanie i mimo kompaktowych, jak na taki wehikuł rozmiarów, wymagał ode mnie iście jubilerskiej precyzji w kierowaniu poprzez zatłoczone chodniki i przystanki. Parkowanie w tramwaju również było ciekawym doświadczeniem. Niestety czasem po fakcie okazywało się, że miałem dokładnie pół metra luzu z każdej strony. Na szczęście mieszkańcy byli bardzo wyrozumiali, gdyż nie spotkały nas żadne nieprzyjemności, mimo zajmowania duuuużej przestrzeni. Prosty plan to dobry plan. Nie oczekujcie wiele, bo dzieci, jak to dzieci szybko się nudzą i to co interesuje nas, dorosłych, je interesuje przynajmniej połowicznie.
jest szczególnie uczęszczana. Pogoda zatem może być sprzymierzeńcem lub wrogiem. Cała wyprawa może skończyć się koniecznością spędzenia czasu w hotelowym pokoju lub w lokalnym centrum zabaw. Na szczęście jesienny weekend sprzyjał spacerowi i nasz główny cel został osiągnięty. Jako że dzieci lubią spać w ciągu dnia i szybko się męczą – przynajmniej niektóre:), po przejściu przez zoo udaliśmy się na przystanek, by wrócić do naszego mieszkania. Wojtek w tramwaju zaczął głośno płakać, gdyż był głodny i zmęczony. Mimo prób uspokojenia młodego Jonkowskiego, cały tramwaj wiedział, że jedzie z nami mały człowiek. Mnie osobiście takie sytuacje nie przeszkadzają, ale niektórym osobom tak. Po kilkunastu minutach wszystkie siedzenia dookoła nas opustoszały. Wiele oczu wyrażało skrywaną z trudem frustrację. Osobiście lawirowałem od rozbawienia do zdenerwowania. Po pewnym czasie jedna z młodych dziewczyn zwróciła się do swojej koleżanki, nawet nie próbując ściszyć głosu, tymi oto słowami – „i dlatego nie chcę mieć dzieci.”
Znajcie swoje granice Panujemy pierwsze rodzinne wakacje na maj tego roku. Razem z przyjaciółmi jedziemy do Toskanii. Wynajęliśmy mini busa, robimy listę zakupów i zabieramy się za planowanie wyprawy. Wiem już, że nie pojedziemy do Rzymu, Wenecji, gdyż małe dzieci bardziej zmęczą /zamęczą siebie i nas niż jest to warte. Skupiamy się na relaksie, spacerach, wyprawie nad morze. Plaża, lody, wino, słońce i uśmiech na twarzy dzieci – co jest mój plan. Jeśli uda się do tego dołożyć chwilę wytchnienia dla mojej żony, to będę w niebo wzięty. A ja? No cóż. Myślę, że razem z drugim tatą na wyprawie – moim dobrym przyjacielem wyskoczę na chwilę do sklepu po... makaron i butelkę... soku:).
„[...] i dlatego nie chcę mieć dzieci[...]” Zdecydowaliśmy się poruszać po mieście komunikacją miejską, a konkretnie tramwajami. Niskie podłogi, szerokie wejścia, niskie koszty. Przekonały mnie dobre połączenia z całymi miastem. Jedna nitka prowadziła z okolic naszej bazy noclegowej prosto pod Zoo. 28 minut w tramwaju i szczęśliwie wysiedliśmy pod bramą ogrodu zoologicznego. Po zakupie obwarzanków z solą i serem, ruszyliśmy zobaczyć zwierzątka. Zaletą pory roku, jesieni, jest to, że większość miejsc usytuowanych na zewnątrz z oczywistych powodów, nie TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
57
Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „PRZEDWIOSENNY TRAMWAJ CIESZYŃSKI”
rabat w wysokości 6% Sklep CIESZYN 43-400 ul. Wyższa Brama 8 tel. +48 694 695 336 Sklep SKOCZÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132
Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBIE-ZDRÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl
58
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
Gdy za oknem pogoda nas nie rozpieszcza warto zadbać o siebie od środka. Wiosenny, zielony koktail doda nie tylko zdrowia i energii, ale i przypomni, że wiosna tuż tuż … A że nie każdy lubi smak spiruliny, podpowiadamy, jak się z nim uporać. Najlepsze zastosowanie proszku ze spiruliny, to dodanie go do koktajlu. W małej dawce spirulina jest smaczna. Wzbogaci koktail o wartości odżywcze, takie jak białko, witaminy i wiele minerałów, a także nada ciekawy, zielony kolor. To doskonała propozycja na drugie śniadanie, po której nawet nie mamy ochoty na czekoladę, ponieważ spirulina hamuje ochotę na słodkie, przez sporą zawartość chromu.
WIOSENNE SMOOTHIE ZE SPIRULINĄ NA SMOOTHIE DLA DWÓCH OSÓB POTRZEBUJESZ:
- pół banana lub 1 mały - 1 jabłko, obrane - 2/3 szklanki mleka roślinnego - 2-3 łyżki mleczka kokosowego - 1 płaska łyżeczka spiruliny - 1 łyżka soku z cytryny
Zmiksuj wszystko blenderem na gładko i przelej do szklanek. Pij od razu lub zabierz ze sobą jako przekąskę:) Na zdrowie! Amelia Witos
Spirulina to mikroskopijna alga, której pozytywne właściwości doceniali już Aztekowie. Jest świetnym źródłem białka, odtruwa organizm i wspomaga leczenie trądziku. Spirulina występuje naturalnie w jeziorach Czad w Afryce oraz Texcoco w Meksyku. Sztuczne hodowle zaczęto zakładać na przełomie lat 60. i 70. XX w. W jej skład wchodzą beta-karoten, kwas foliowy, kwas linolenowy GLA, sprzężony kwas linolowy CLA, bioflawonoidy, żelazo, mangan, cynk, miedź i selen. Spirulina jest źródłem witamin A, C, D, E, K i witamin z grupy B. Spirulinę poleca się stosować osobom cierpiącym na anemię, ponieważ zwiększa wytwarzanie czerwonych krwinek. Jest dobrym uzupełnieniem diety dla wegetarian ze względu na dużą zawartość białka. Fitocyjanina, czyli niebieski barwnik występujący w spirulinie, ma właściwości przeciwzapalne i oczyszczające. Alga może przyczynić się do detoksykacji organizmu u osób palących, nadużywających alkoholu i często przyjmujących leki. Algi są również dobrym remedium na trądzik, a regularne przyjmowanie spiruliny ma spowalniać procesy starzenia. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
59
PRZYJACIÓŁKI -dla Zuzanny Najpierw zaprzyjaźniła się z moją mamą, a potem, gdy mama odeszła, postanowiła zaprzyjaźnić się ze mną. Zamieszkałyśmy więc razem.
– Mama by tak chciała – powiedziałam, a ona przyjęła to do wiadomości. Zresztą nie miałaby się chyba gdzie podziać. Mieszkała w tym miejscu już jakiś czas, miała swoje rzeczy, wydeptane ścieżki. Początkowo była niepewna i nieufna. Nie znała mnie za dobrze, tylko troszkę, dotychczas byłam przecież gościem, kimś, kto przychodzi i odchodzi, ale krok za krokiem zdobyłam jej zaufanie. Czasem, gdy siadała koło mnie, czułam jej pachnący migdałami oddech. Niekiedy w dzień skradała mi się za plecami. Któregoś razu jednak wreszcie usiadła naprzeciwko i popatrzyła mi prosto w oczy. A potem mnie dotknęła. Delikatnie, spokojnie, miękko. Poczułam jej miłość i stałyśmy się nierozłączne, dniem i nocą. A teraz tak ciężko oddychała, jej ciało drżało. Przykro było tego słuchać, boleśnie na to patrzeć, poza tym straciła apetyt, więc poszłyśmy do przychodni. Zlecono badania. Pobieranie krwi. Mierzenie temperatury, zaglądanie do gardła. I zalecenie – trzeba 60
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
szybko leczyć, trzeba podać kroplówki. Muszę ją zostawić w szpitalu. Tak trzeba, będzie miała dobrą opiekę. Nie mogłam sobie bez niej znaleźć miejsca. Myślałam o tym, że lubiła wyglądać przez okno. A potem ganiłam się za ten czas przeszły. Nie lubiła. Lubi. Lubi patrzeć przez okno. Uwielbia nasturcje. Zielone liście pasują do jej dużych oczu. W ogóle w zielonym jej ładnie. Czasem patrzy tak z ukradka, jakby mnie sprawdzała. A potem mruga. Ma poczucie humoru. Stuka w klawiaturę, zostawioną na biurku, dając mi do zrozumienia, że ona już wstała i zaczęła dzień. Teraz każdy dzień zaczynał się pusto i spałam za długo, aż zaczynała boleć mnie głowa. Codziennie ją odwiedzałam. Kolejne badania, kroplówki, a w tych kroplówkach kropelki nadziei. Może już jutro usłyszę, że jest dobrze albo, że chociaż jest troszkę lepiej. Ale to jutro wciąż przesuwało się dalej i dalej. A potem lekarz powiedział, że bardzo mu przykro, ale jedyne, co można jeszcze zrobić, to dalej dawać
kroplówki, ale już niekoniecznie w szpitalu. Miejsca tu jest za mało, poza tym mają właśnie remont. Zabrałam ją do domu. Rano i wieczorem wkłuwałam igłę i podawałam jej tę kroplówkę, a potem leżałyśmy tak twarzą w twarz. Czasem dotykałyśmy się nosami. Widziałam wtedy w jej oczach własne, trochę krzywe odbicie. Był w tych oczach smutek, ale i spokój. Bo przecież byłyśmy razem. Aż któregoś dnia pojawił się w nich cień rezygnacji, którego wcześniej nie było. Następnego dnia był jeszcze większy. Pojechałyśmy taksówką. Lekarz znów powiedział, że jest mu bardzo przykro. Poprosiłam więc, aby zrobił to, co trzeba zrobić. Oczywiście, odpowiedział, może pani wyjść, dodał. Nie. Nie chciałam. Leżałyśmy nos w nos, a cień w zielonych oczach rósł jak szalony.
„Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę” – jest to cytat z art.1 Ustawy o ochronie zwierząt. Eutanazja to słowo pochodzące z języka greckiego oznacza dobrą śmierć. Niosącą ulgę w cierpieniu. Zgodnie z polskim prawem można uśpić psa cierpiącego na nieuleczalną chorobę lub takiego, który w wyniku wypadku poniósł szkody na zdrowiu i nie rokuje żadnych nadziei. Od dwóch lat nie wolno usypiać psów tylko z powodu ich bezdomności. Nie stosuje się jej w przypadku, gdy właściciel chce pozbyć się psa bo np. zmienia miejsce zamieszkania i nie może zabrać go ze sobą. Często staramy sie leczyć naszego pupila, mimo iż nie rokuje on nadziei powrotu do zdrowia, trudno nam zaakceptować fakt, że nasz wielki przyjaciel odchodzi. Eutanazja jest w takim przypadku miłosierdziem i świadectwem odpowiedzialności na życie psiego przyjaciela. Przebieg eutanazji jest dla psa bezbolesny. Psu zostaje podany środek usypiający na podobieństwo narkozy przy operacji, po czym podaje mu się lek zatrzymujący stopniowo czynności życiowe. Pies odchodzi na naszych rękach, śpiąc. Ciało naszego pupila możemy zostawic u weterynarza lub pochować na cmentarzu dla psów. Nie wolno grzebać zwierząt w przydomowych ogródkach lub lesie. Są za to kary. Koszt eutanazji to około 120 zł. Strata pupila jest dotkliwa i nie należy się wstydzić łez i uczucia pustki, jakie po sobie pozostawia. Na zawsze pozostanie w waszych sercach, a lata, które z nim spedziliśmy, będziemy wspominać jako jedne z najlepszych.
– To już – powiedział lekarz – Już po wszystkim. Położyłam dłoń na jej piersi. Poczułam delikatne stukanie, jakby ktoś pukał i mówił, wypuść mnie. Wypuść mnie, bo chcę już wyjść. – Serce jej bije – powiedziałam zdziwiona. – Nie. Zapadają się pęcherzyki płucne, proszę pani. Ona już nie żyje. To tak samo jak u nas. – Jak u nas – powtórzyłam, a weterynarz zabrał spod moich rąk drobne, czarne, wciąż jeszcze ciepłe ciałko. Uszy sterczały jak wtedy, gdy na parapecie za oknem bezczelnie skakały wróble. Jak ma sobie poradzić człowiek sam w pustym mieszkaniu? Olga Szelc
CZEKAM na Ciebie
tutaj!
SCHRONISKO DLA ZWIERZĄT „AZYL” 43-400 Cieszyn, ul. Cicha 10 tel./fax 033/ 851 55 11 tel. kom. 603 850 137 e-mail: psy@schronisko.cieszyn.pl http://schronisko.ustronet.pl/
MIEJSKIE SCHRONISKO DLA BEZDOMNYCH ZWIERZĄT 43-305 Bielsko-Biała ul. Reksia 48 tel. 33 814 18 18 tel. 663 902 733 www.schronisko.bielsko.biala.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
61
KIERUNEK SPORT
Żródło: www.sport.onet.pl
fa ł
Urbacz
k
a
Ra
WJEŻDŻAJĄC DO ELITY
Sezon 2019/20 w kombinacji norweskiej zbliża się nieubłaganie do samego końca. Ostatni konkurs Pucharu Świata zostanie rozegrany 15 marca w Schonach. W związku z tym chciałbym przypomnieć historię człowieka, należącego niegdyś do elity narciarstwa klasycznego - Jana Legierskiego.
J
an Legierski przyszedł na świat 10 marca 1952 roku w Koniakowie. Chłopak z Trójwsi bardzo szybko związał swoje życie z narciarstwem. Narty służyły mu nawet jako środek transportu do szkoły. Wkrótce zaczął uprawiać kombinację norweską – dyscyplinę wymagającą dużej wszechstronności, gdyż składały się na nią skoki i biegi narciarskie. Dobrze rokujący młodzian już w 1969 r. wyjechał do Bollnäs na Mistrzostwa Europy Juniorów. W Szwecji musiał zmierzyć się z niespodziewanym problemem, bowiem jego ekipa nie dostarczyła na miejsce sprzętu narciarskiego. Zaistniała wówczas konieczność wypożyczenia ekwipunku od Finów. Mimo sporego dyskomfortu, jaki musiał odczuwać korzystając z obcego sprzętu, wypadł bardzo dobrze i zajął 5. miejsce. Koniakowianin dawał sygnały, że w przyszłości może zostać następcą Erwina Fiedora,
62
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
który wtedy powoli kończył swoją karierę. Późniejszy występ na Mistrzostwach Europy Juniorów z 1971 roku w Nesselwangu okazał się dla niego jeszcze lepszy, gdyż sięgnął po srebrny medal, ustępując jedynie reprezentantowi NRD – Ulrichowi Wehlingowi. Można żałować, że rok później na Igrzyskach Olimpijskich w Sapporo nie doszło do kolejnego pojedynku między tymi dwuboistami. Wystartował tylko Niemiec, który sięgnął po swój pierwszy z wielu złotych medali olimpijskich. Legierski na kilka tygodni przed rozpoczęciem czempionatu złamał obojczyk skacząc na Wielkiej Krokwi i mógł zapomnieć o japońskich wojażach. Wielka szansa minęła, niemniej jednak jeszcze tamtej zimy zdołał powrócić do uprawiania kombinacji norweskiej i wziął udział w kolejnych Mistrzostwach Europy Juniorów w Tarvisio. Podobnie jak przed rokiem ukończył zawody na drugiej
KIERUNEK SPORT
pozycji, choć przygotowując się do nich biegał z jedną ręką w gipsie. Następne lata nie obfitowały w trofea, co nie znaczy, że kariera Legierskiego wytraciła impet. Wręcz przeciwnie. Legierski dosyć płynnie przeszedł do rywalizacji wśród seniorów, według list rankingowych w sezonie 1973/74 był uznawany trzecim najlepszym kombinatorem norweskim na świecie. Wygrywał zawody z najlepszymi w Lahti czy Oberhofie. Ponadto 7-krotnie stawał na podium indywidualnych konkursów Mistrzostw Polski w kombinacji norweskiej (lata 1973-1980). W jego dorobku zabrakło jednak krążków przywiezionych z Mistrzostw Świata czy Igrzysk Olimpijskich. Mistrzostwa Świata w Falun zakończył na 7. lokacie, chociaż biegał najlepiej ze wszystkich. Przeszkodę nie do sforsowania stanowiły jednak słabsze skoki, które przeszkodziły Polakowi również w odegraniu większej roli na Igrzyskach Olimpijskich w Innsbrucku czy Lake Placid. Karierę zawodniczą Legierski zakończył w 1983 r. po złamaniu obojczyka podczas Drużynowych Mistrzostw Polski w Zakopanem. Swoją przygodę z kombinacją norweską kontynuował, m.in. jako trener młodzieży w Olimpii Goleszów.
Niektórych sportowców nie znajdujemy na liście medalistów olimpijskich, co nie znaczy, że należy deprecjonować ich osiągnięcia i skazywać na zapomnienie. Czasami umykają nam w ten sposób postacie pokroju Jana Legierskiego, który był swego czasu jednym z najlepszych dwuboistów na świecie.
Zdjęcia arch. prywatne Jana i Heleny Legierskich
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
63
KIERUNEK SPORT
Zdjęcia Robert Kania
M
arc
in M o ń
ka
Po latach znów na śląskiej ziemi
Jego transfer na przełomie roku okazał się wielkim wydarzeniem nie tylko dla kibiców zespołu ze Śląska Cieszyńskiego, ale wywołał poruszenie w całej hokejowej społeczności. Wojtek Wolski ma na swoim koncie medal Igrzysk Olimpijskich, niemal pół tysiąca rozegranych meczów w NHL – najlepszej lidze świata, jednak dopiero teraz, po raz pierwszy w karierze, gra tak blisko miejsca swoich narodzin.
J
eszcze pod koniec grudnia na najstarszym towarzyskim turnieju hokejowym na świecie – Spengler Cup reprezentował barwy szwajcarskiego klubu Ambri-Piotta, do którego trafił po nie do końca udanej przygodzie w chińskim klubie Kunlun Red Star. Dzień po tym, gdy trzynieccy Stalownicy wyeliminowali z turnieju szwajcarską 64
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
drużynę, Wojtek Wolski w mediach społecznościowych komentował, że w finałowej batalii będzie dopingować swoich nowych kolegów z Trzyńca. I choć do ostatecznych porozumień między napastnikiem a klubowymi włodarzami doszło właśnie w Davos, to jednak ten transfer był starannie przygotowywany już od dłuższego czasu.
KIERUNEK SPORT
Wreszcie się udało – 5 stycznia polsko-kanadyjski napastnik zadebiutował w Stalowniczych barwach, od razu z mocnym uderzeniem – w zwycięskim meczu w Karlovych Varach (2:1) zaliczył zwycięskiego gola oraz asystę. Nim po raz pierwszy zaprezentował się publiczności w trzynieckiej Werk Arenie, zdążył jeszcze ustrzelić hattricka w Zlinie, wygranym 4:2. W następnych meczach dokładał kolejne gole. – Sam się nie spodziewałem, że mój początek tutaj będzie aż tak dobry – mówił po pierwszym meczu w Trzyńcu, gdy po trzech rozegranych meczach miał na swoim koncie już 5 strzelonych bramek.
ŚLĄSKIE KORZENIE Wojtek Wolski, choć urodził się w Zabrzu, z regionem jak dotąd niewiele go łączyło. Jego rodzice wyemigrowali z komunistycznej Polski, gdy przyszły reprezentant Kanady w hokeju na lodzie miał zaledwie dwa lata. Wraz z nimi trafił najpierw do Niemiec, a dopiero później za ocean. W swojej nowej ojczyźnie uczył się wszystkiego, tam też po raz pierwszy jeździł na łyżwach. To, że został hokeistą, nikogo nie dziwi. – W Kanadzie każdy chce nim zostać – mówi. Grać próbował też jego starszy brat,
jednak to Wojtek stał się zawodowym graczem, i trafił do najlepszej ligi świata, kanadyjsko-amerykańskiej NHL. W kraju nad Wisłą po raz pierwszy zrobiło się głośno o Wojtku Wolskim, gdy dość nieoczekiwanie trafił do... polskiej ligi hokeja pod koniec 2012 roku, gdy rozgrywki w USA i Kanadzie zostały zawieszone. Wówczas przez dwa miesiące występował w klubie z Sanoka, przebąkiwano nawet o grze w reprezentacji, na przeszkodzie stanęły jednak przepisy, zobowiązujące przyszłego reprezentanta do dwuletniego okresu gry w rodzimej lidze. Gdyby wtedy przywdział biało-czerwony trykot, pewnie nigdy nie zagrałby na olimpiadzie, i nie osiągnąłby największego sportowego sukcesu w życiu – brązowego medalu Igrzysk w 2018 roku, wywalczonego z reprezentacją Kanady. Teraz, po raz pierwszy w karierze, gra w zespole, którego hala znajduje się niecałe 100 kilometrów od miasta swoich urodzin. Ojciec Wojtka Wolskiego urodził się niedaleko Koszalina, urodzoną Ślązaczką jest mama hokeisty. Gdy rozmawialiśmy po pierwszym występie napastnika w trzynieckiej Werk Arenie, bardzo cieszył się na spotkanie z babcią, którą miał odwiedzić TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
65
KIERUNEK SPORT
następnego dnia. – Babcia ma 90 lat, i jest ogromnie szczęśliwa, że wróciłem na Śląsk. Też bardzo się cieszę, że mogę teraz ponadrabiać przynajmniej część rodzinnych zaległości, bo przez lata kariery nie miałem możliwości, by być bliżej rodziny w Polsce – przyznawał. Pokonanie dystansu dzielącego Trzyniec od Zabrza nie jest żadnym problemem dla zawodnika, który jeszcze niedawno występował w chińskim klubie Kunlun Red Star, grającego na co dzień w rosyjskiej lidze KHL, którego gracze regularnie pokonują po kilka tysięcy kilometrów, by dotrzeć na mecz.
KARIERA Gdyby nie wyjechał z Polski, zapewne grałby w futbol, tak jak jego kuzyn Sebastian Mila (mama piłkarza i tata Wojtka to rodzeństwo). Jednak w Kanadzie każdy młody chłopak o każdej porze dnia i nocy gra w hokej, i nie inaczej było z Wojtkiem. Najpierw trenował na placu za domem, potem pojawił się pierwszy klub, pierwsze zajęcia, pierwszy trener. Był nim Jari Byrski, z którym Wojtek Wolski utrzymuje kontakt do dziś. Mozolnie pokonywał kolejne przeszkody i własne niedoskonałości, by w końcu otworzyło się przed nim hokejowe niebo, jakim jest gra w NHL. I wreszcie, w sezonie 2005-06, rozegrał pierwsze spotkania w barwach Colorado Avalanche. Z tym klubem był związany przez pięć kolejnych lat, później reprezentował jeszcze barwy Phoenix Coyotes, New York Rangers, Florida Panthers oraz Washington Capitals. W najlepszej lidze świata rozegrał 451 spotkań, zdobywając w nich 99 goli. W 2013 roku zdecydował się na zmianę nie tylko hokejowego środowiska, i przeniósł się do rosyjskiej ligi KHL, podpisując kontrakt z zespołem Torpedo Niżny Nowogród. W kolejnych latach reprezentował też barwy Mietałłurg Magnitogorsk i Kunlun Red Star. W sumie w rosyjskiej lidze zagrał w 270 meczach. Wielu kibiców hokeja pamięta szczególnie jeden z nich, w październiku 2016 roku, gdy w meczu Magnitogorska z Astaną doznał fatalnie wyglądającej kontuzji. Po uderzeniu z pełnym impetem głową w bandę przez kilkadziesiąt sekund leżał na lodzie, nie czując ani rak, ani nóg. Część lekarzy twierdziła wówczas, że sukcesem będzie, jeśli Wojtek Wolski po długim okresie rehabilitacji zacznie chodzić, gdyż doznał złamania siódmego i czwartego kręgu szyjnego, urazu części szyjnej rdzenia kręgowego oraz wstrząśnienia mózgu. Napastnik nigdy się jednak nie poddał, a pół roku po operacji wiedział, 66
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • III 2020
że powrót do sportu jest możliwy. Pierwszy trening po kontuzji odbył w czerwcu 2017 roku, już w barwach zespołu Kunlun.
TRZYNIEC Chiński klub odgrywa pewną rolę w przenosinach Wojtka Wolskiego na Śląsk Cieszyński. Jego barwy w tym sezonie broni bowiem dwóch graczy, związanych w przeszłości ze Stalownikami – Kanadyjczyk Ethan Werek oraz długoletni golkiper Šimon Hrubec. Gdy polsko-kanadyjski napastnik rozwiązywał w grudniu kontrakt w Chinach, to właśnie byli Stalownicy namówili go, by spróbował sił w czeskiej lidze. I choć po przylocie do Europy trenował w Szwajcarii, to jednak rozmowy z dyrektorem Oceláři Janem Peterkiem szybko przyniosły efekty. Wojtek Wolski podpisał kontrakt obowiązujący do końca sezonu 2019/2020. W Trzyńcu szybko stał się ulubieńcem kibiców, nie tylko ze względu na znakomitą, skuteczną i widowiskową grę. Fani wciąż pamiętają jego walkę o powrót po fatalnej kontuzji do normalnego życia. Sam napastnik w wywiadach niejednokrotnie podkreślał, że choć hokej jest ważny, jest jednak tylko sportem, a w życiu bywają zdecydowanie trudniejsze sytuacje, niż przegrany mecz. A Wojtek Wolski jak mało kto wie, o czym mówi. Od początku może liczyć na wielkie kibicowskie wsparcie, nie tylko fanów ze Śląska, ale także z innych regionów Republiki Czeskiej i Polski. Przygotowali mu nawet specjalne przywitanie po jego pierwszym rozegranym meczu w Werk Arenie. Od początku bardzo pomaga mu napastnik Aron Chmielewski, z którym na co dzień może porozmawiać po polsku. – Aron jest jak mój menedżer, we wszystkim mi pomaga, odbiera telefony, ale dzielnie wszystko znosi – mówił z uśmiechem w pierwszych dniach pobytu na Śląsku. Nie składa żadnych deklaracji, choć doskonale wie, że w Trzyńcu zawsze walczy się o najwyższe cele. – Chcę grać najlepiej, jak potrafię, a gra wciąż daje mi radość. Trzyniec jest doskonałym miejscem dla gracza w moim wieku (śmiech). Dotarcie na trening zajmuje mi parę minut, nawet dalsze wyjazdy na mecze nie są problemem. Choć dla mnie NHL jest rozdziałem zamkniętym, jednak jak każdy sportowiec rywalizuję po to, by wygrywać – przyznaje zawodnik. Wojtek Wolski przyznaje, że przed nim jeszcze 2-3 lata kariery, a kibice Stalowników nie mieliby nic przeciw temu, aby ten czas się znacząco wydłużył. Oczywiście w trzynieckim trykocie.
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 38, marzec 2020 ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 38, marzec 2020 www.tramwajcieszynski.pl
Szczęście w nieszczęściu • O jeden most za daleko • Pochowali basy • Miejsca wspólne • Podatek cukrowy