47 minute read

Bez oklasków i owacji

Urszula Markowska

, Bez oklaskow i owacji, czyli teatr bez widza

Advertisement

Przyszedł czas na podsumowanie sezonu teatralnego. Trudne zadanie zarówno dla mnie, jak i samych aktorów czy reżyserów. Popularyzowane z uporem przekonanie o wszechmocy człowieka, pana stworzenia na Ziemi, runęło. Świat zatrzymał się ze zdumienia, choć był tyle razy ostrzegany i upominany. Można więc spokojnie powiedzieć, że „premiera” CoViD-19, która na afi sze teatralne weszła rok temu, zmusiła do odwołania wszystkich innych spektakli.

Nie trzeba również nikomu tłumaczyć, że pełna widownia jest sensem istnienia teatru. Choć w tym sezonie Scenie Polskiej Cieszyńskiego Teatru przydarzyła się produkcja online, to tylko w niewielkim stopniu zrekompensowała nam potrzebę teatralnych doznań. Nie oznacza to jednak, że aktorzy nie pracowali nad nowymi spektaklami. Wprawdzie nie wiadomo kiedy będzie nam dane zasiąść na teatralnej widowni, ale już możemy mówić o tym, co będzie można obejrzeć. - To był bardzo dziwny sezon, w dodatku, że był to sezon jubileuszowy, czyli 70 sezon Sceny Polskiej. We wrześniu 2020 r. udało nam się wystawić jedną premierę; „Zbrodnie serca” w reżyserii Petra Kracika. Od tej pory nie mogliśmy już gościć widzów, co nas martwi, tęsknimy za tym kontaktem, aktor widz. Po to aktor staje na scenie, by grać dla ludzi, a nie pustej widowni- mówi Joanna Wania, kierownik literacki Sceny Polskiej. Mimo wszystko, na teatralnej scenie powstawały nowe spektakle. - Przygotowaliśmy kilka następnych premier, które czekają na swoją realizację. Na początek wspomnę o „Skrzypku na dachu”, bo to wspólny projekt z Czeską Sceną. Niezwykłe przedstawienie, które mamy nadzieję przedstawić widzom w przyszłym roku. Kolejny spektakl, który udało nam się doprowadzić do stanu przedpremierowego to „Prywatna klinika” w reżyserii Karola Suszki. Na widzów czeka również przedstawienie „Dom otwarty” w reżyserii Adama Sroki. Ten spektakl wyjątkowo

Zdjęcia Karin Dziadek

swoją premierę miał online. Pojawi się również wyreżyserowane przez Bogdana Kokotka „Nasze miasto”. Obecnie koledzy w ramach Inicjatywy Aktorskiej pracują nad tytułem „Garderoba damska”, której reżyserii podjął się Zbyszek Radek. BEZCZAS i BEZSiLNoŚĆ - Obecnie panująca sytuacja jest dla nas i zadziwiająca i przygnębiająca zarazem. Odbija się to niewątpliwie na motywacji do pracy. Brakuje najbardziej stałego cyklu, czyli: próby czytana, próby stolikowe, próby sytuacyjne, próby generalne, a później premiera. Brakuje nam tego premierowego święta, które sprawiało, że chętniej przychodziliśmy do pracy i widzieliśmy jej cel. A celem jest zadowolony widz. To wszystko gdzieś odkłada się w czasie, a ten robi się coraz bardziej odległy. Ten bezczas i ta beznadzieja, która jest zauważalna wszędzie, z pewnością nie wpływa na nas pozytywnie. Nadzieja na tzw. normalność oczywiście jest, ale wygrywa z nią niecierpliwość – podkreśla Joanna Wania.

NAJTRUDNiEJSZE MoMENTy - Godzimy się na tą sytuację, jesteśmy ostrożni i odpowiedzialni wobec naszych aktorów seniorów, o których mocno się troszczymy. Nie oznacza to jednak, że nie budzi się w nas żal i tęsknota. Dla mnie na pewno najtrudniejszym momentem było, gdy podczas pokazu online, na koniec aktorzy kłaniali się do pustej widowni. Nie było braw, bisów i owacji, a przecież to największa nagroda dla aktora. To było przeraźliwie smutne i przejmujące doznanie.

SKUPiAMy SiĘ NA PLANACH - Plan jest, a to najważniejsze. W sierpniu mamy nadzieję wystawić kilka plenerowych spektakli. Tym razem na scenę wybraliśmy park Adama Sikory po czeskiej stronie. Tam każda ze scen - Czeska, Polska i Bajka wystawi po trzy spektakle plenerowe. Polska Scena zaprezentuje, znanego nam już z przedstawień na wzgórzu zamkowym w Cieszynie, „Ondraszka” oraz „ Powróćmy jak za dawnych lat”. Trzecie przedstawienie to „ Wesele po naszymu”, jako wspólny projekt zrealizowany z Zespołem Ziemi Cieszyńskiej, gminą Hażlach i Sceną Polską. Będzie to opowieść o tradycji i obrządkach związanych z zaślubinami na Śląsku Cieszyńskim, na podstawie „Wesela” Wyspiańskiego, w reżyserii Bogdana Kokotka. Przed nami oczywiście siedemdziesiąty jubileusz Sceny Polskiej i mamy nadzieję, że będziemy mogli go przeżyć z naszymi widzami – podsumowuje kierowniczka literacka Sceny Polskiej.

A ja zapraszam do teatru.

MĘSKOŚĆ www.pixabay.com

Marcin Pagieła

W latach sześćdziesiątych XX wieku za wzór prawdziwego mężczyzny mógł uchodzić Darrell Hugh Winfi eld bardziej znany jako twardziel z reklamy Marlboro. Facet w dżinsowej koszuli, kowbojskim kapeluszu, z namalowanym na twarzy wysiłkiem, z dłońmi zaciśniętymi na linie. Samotnie przemierzał prerie z papierosem w ustach, nieustraszony, silny i nieugięty. Prawdziwy macho, prawie tak niedostępny jak reklamowane przez niego papierosy z Pewexu.

Marlboro Man, symbolizował wolnego i niezłomnego kowboja, który wzbudzał zazdrość mężczyzn i pożądanie u kobiet, utwierdzał nas w przekonaniu, że papieros jest nieodłącznym elementem życia codziennego prawdziwego mężczyzny tak jak kurz i pot na jego ciele. Gdzież można było pomyśleć wówczas, że ten siłacz mógłby się wzruszyć, zapłakać, rozkleić. Prawdziwy mężczyzna musiał być silny, tajemniczy, niezłomny, a nawet szorstki i niedostępny. Obserwując dzisiejszy otaczający nas świat, widzimy jak wielką transformację przeszło pojęcie męskości. Dziś prawdziwy mężczyzna to już nie twardziel z papierosem w ustach, niedbający o swój wygląd, czy skrywający przed światem swoje uczucia, a raczej mężczyzna z otwartym umysłem, silnym charakterem, dążący do jasno wyznaczonego celu, dbający o kobietę, rodzinę, ale i mocno egzekwujący swoje przekonania. Męskość w dzisiejszych czasach to w dużej mierze bowiem zachowanie równowagi we wszystkich płaszczyznach życia, a sukcesem jest posiadanie przez mężczyznę stabilnego, rozsądnego, wyrobionego charakteru, który determinuje mu drogę ku zaplanowanej przyszłości. Kobiety coraz bardziej cenią sobie w facetach ich dojrzałą męskość, a nie zmienną chłopięcość, tłumacząc, że choć chłopców lubią, to mężczyzny doceniają zdecydowanie bardziej. Prawdziwie kochają tych, którzy potrafi ą o nie zadbać i wywołać na ich twarzy uśmiech, nie chcą być w związku z kimś, kto myśli wyłącznie o sobie, kto drogim samochodem i markowymi ciuchami, rości sobie prawo do ich wnętrza, oddania i traktuje je jak własność. Kobiety uciekają od facetów, którzy zamiast je wspierać potrafi ą jedynie dorzucać pretensje i wymagania. Płeć piękna coraz bardziej tęskni do partnerów, z którymi może swobodnie porozmawiać, dzięki którym One staną się lepsze, ale i Oni poprzez to bardziej

dojrzali. Tęsknią do mężczyzn, przy których wiedzą, że gdy upadną, silne męskie ramie podniesie je z kolan, strzepie kurz, przytuli tak, że wszystkie obawy znikną i mocniejsze pośle dalej w świat. Męskość to umiejętność milczenia przy kobiecie, słuchania jej z uwagą i szacunkiem, nieocenienie, to akceptowanie z wszystkimi jej niedoskonałościami, wadami, obawami, lękami czy demonami z przeszłości. Męskość to szacunek, to zaufanie, to zrozumienie, to nie edukacja, a wsparcie, to nie chęć zmiany za każdą cenę, a dobre, przemyślane, cenne, życiowe rady. Męskość to umiejętność wyczytania z oczu kobiety jej nastroju, samopoczucia, zauważenie jaki ma dziś humor, czy się czegoś obawia lub czy po prostu jest jej najzwyczajniej w świecie smutno. Męskość to także otwartość na szczerą rozmowę z kubkiem jej ulubionej herbaty na koniec dnia i wysłuchanie tego co cały dzień starała się zapamiętać, aby wieczorem jemu opowiedzieć. Kobieta potrzebuje przy swoim boku kogoś silnego, kogoś kto zrozumie jej historię, kogoś kto pomoże uleczyć ją, by często znów na nowo mogła zaufać. Kogoś, kto słysząc z jej ust – sama dam radę, nie potrzebuję niczyjej pomocy - nie usłucha jej tylko weźmie na ręce, przeniesie przez kałużę i bezpiecznie postawi po drugiej stronie. Męskość to także świadomość własnego wnętrza, tego kim jestem, dokąd zmierzam ze wspomnieniem tego kim byłem. To uzmysłowienie sobie, że popełniam błędy, ponoszę porażki, lecz już nie popełniam tych samych potknięć co wczoraj, bo uczę się, bo wyciągam z nich wnioski. Mam gorszy dzień, ale to tylko dzień, kolejnego poranka wstaję i znów chce walczyć o swoje marzenia. Mam świadomość, że każda napotkana na mojej drodze osoba bądź sytuacja czemuś miała służyć, coś miała wnieść, czegoś nauczyć, była pewną lekcją. Prawdziwy mężczyzna ma świadomość, że wszystko co się wydarzyło w życiu było potrzebne, aby teraz być w tym właściwym miejscu. Przecież my mężczyźni w dużej mierze również pełni jesteśmy błędów, zaniedbań z przeszłości, lęków czy frustracji, jednak to zdolność zauważenia tego, gotowość na zmiany, otwartość na świat czyni nas dojrzałym partnerem gotowym stać się solidnym fundamentem do zbudowania szczęśliwej rodziny. To nasza postawa winna być wzorem dla naszych dzieci, a nie wirtualne postacie z ich gier. To nas dzieci powinny wspominać w dorosłym życiu, kiedy będą myślały jak traktować partnera, to z nas przyszli mężowie powinni czerpać przykład, by kobietom przynosić kwiaty bez okazji, by wciąż mówić im Kocham Cię i zostawiać im sekretne liściki, obserwować uważnie oczy swoich partnerek, aby zauważyć, kiedy pojawia się w nich strach czy zwątpienie i wtedy mocno wtulić je w siebie i zarazić spokojem. To nasze córki dzięki nam powinny zauważyć, gdy ich partner ma gorszy dzień i wówczas być przy nim, bo słabość i zwątpienie nie są uczuciami zarezerwowanymi wyłącznie dla kobiet. Możemy płakać i ze szczęścia, gdy widzimy dobro i z tkliwej sceny w fi lmie, i z bezsilności wobec otaczających nas problemów. Nie musimy się tego wstydzić. Już nie… My mężczyźni również potrzebujemy pewności, że jesteśmy rozumiani i możemy liczyć na wsparcie drugiej połowy. Bóg przecież stworzył kobietę i mężczyznę w równych proporcjach, aby się nawzajem wspierali. Nie przepraszajmy za to kim byliśmy i kim jesteśmy, świat nie zna naszej przeszłości, naszych bólów, naszych lęków naszych obaw. Widzi jedynie nasze okulary, a nie widzi łez, które czasami za nimi skrywamy, widzi nasze buty, a nie widzi odcisków, których się nabawiliśmy, aby dojść do tego miejsca, po którym obecnie stąpamy, widzi białą wyprasowaną koszulę, ale nie widzi krwawiącego często pod nią serca. Bądź mężczyzną, który najpiękniej jak potrafi żyje swoim życiem, który żyje myśląc do przodu, ale rozumie życie wstecz, jest zadowolony z tego kim się stał dzięki temu co przeżył. Bądź dobry przede wszystkim dla siebie, a dopiero później dla innych – tak, w takiej właśnie kolejności, bo gdy Ty będziesz szczęśliwy innych również cudownie zapalisz do radości życia. Bądź przy kobiecie, przy której bezsprzecznie będziesz najlepszą wersją siebie. Bądź mężczyzną pozostającym w pełnej zgodzie z sobą i swoimi zasadami. Bądź oparciem, bądź wzorem, bądź drogowskazem. Odwagi!

Marcin Pagieła - od ponad 20 lat mocno związany ze światem biznesu, jednak coraz bardziej zorientowany na zmiany jakie mogą zachodzić we wnętrzu człowieka, a zwłaszcza u dojrzałego mężczyzny.

Michalina z rodzicami wyjechała do Niemiec, gdzie w Berlinie uko�czyła studia. Paweł uko�czył arabistyk�, wyjechał z Kanady do San DieMichalina z rodzicami wyjechała do Niemiec, gdzie w Berlinie uko�czyła studia. go i o�enił si�. Ciocia Connie, mama Pawła, ta z fotografi i, gdy rozmawia przez internet z Michałem, chwali go za perfekcyjny angielski. Z tago i o�enił si�. Ciocia Connie, mama Pawła, ta z fotografi i, gdy rozmatusiem Michała rozmawia po rosyjsku o poezji, umiej�tno�ci tracenia, o ciepłych krajach, słowia�skiej duszy, nieustannym w�drowaniu, samotno�ci. Ciocia Ula urodziła Michałowi kuzyna Szymona, który uko�czył geologi� w Krao ciepłych krajach, słowia�skiej duszy, nieustannym w�drowaniu, samotno�ci. kowie i o�enił si�. Ciocia Ula urodziła Michałowi kuzyna Szymona, który uko�czył geologi� w Kra Babcia z dziadkiem zostawili w spadku ogród i opustoszały dom. Babcia Helenka, któr� długo opiekowała si� ciocia Marysia, zako�czyła swoj� histori�. Kasia jest bardzo kochan� przez dzieci nauczycielk�. Ze Staszkiem maj� Kamilka, któr� długo opiekowała si� ciocia Marysia, zako�czyła swoj� histori�. k�, która chodzi do przedszkola. Grze� jest in�ynierem. Zarabia, mieszka z rodzin� , Kasia jest bardzo kochan� przez dzieci nauczycielk�. Ze Staszkiem maj� Kamilna wsi, ma dwoje dzieci. Dominika i Martusi�. W pokoju mamusi zgasło �wiatło. Lampa ju� nie �wieci. Pada deszcz. Trzeba zamkn�� okno. Tatu� chciałby naprawi� misia, tego z naderwanym uszkiem. Ale czy W pokoju mamusi zgasło �wiatło. Lampa ju� nie �wieci. Pada deszcz. Trzeba warto igł� rani� misia? Ten Mi� jest w zbyt dalekiej przeszło�ci. Mówi si� nawet, �e jechał kiedy� tramwajem. warto igł� rani� misia? Ten Mi� jest w zbyt dalekiej przeszło�ci. Mówi si� nawet, Stanisław Malinows k i Czy można mieć pretensje do życia i domagać się swego? Czy można mędrkować, że jedni nie chcą dzieci i przytrafi ają im się nie w porę? A inni to znów z utęsknieniem oczekują i jakoś nic z tego nie wychodzi? Aż tu nagle sami biorą udział w stwarzaniu świata, na nowo. Z mrocznego, .Moze jechał mis� tramwajem? Czy można mieć pretensje do życia i domagać się swego? Czy można mędrkować, że jedni nie chcą dzieci i przytrafi ają im się nie w porę? A inni to znów z utęsknieniem oczekują i jakoś nic z tego nie wychodzi? Aż tu nagle sami biorą udział w stwarzaniu świata, na nowo. Z mrocznego, Prenatalnego oceanu wyłania się owoc ich miłości.

Chciałem być kiedyś jak ten skandynawski muzyk. Celowo nie pojechał on na jazz jamboree, bo zamierzał w tym czasie dokończyć robotę w domu, prezent dla syna. I ta przestrzeń domowa była dla niego ważniejsza niż aplauz publiczności. Ważniejsze było to struganie konika na biegunach, aniżeli nieuchwytna, melodyczna improwizacja odnaleziona w czasie koncertu. Kuriozalne zachowanie nieznanego mi artysty zrodziło wówczas we mnie głębsze zainteresowanie muzyką. Jak jazzman ze Skandynawii też chciałem mieć w życiu alternatywę, mieć luksus wolnego wyboru. Ale przede wszystkim pragnąłem mieć rodzinę, dom, syna, dla którego rezygnując z siebie, będę siebie realizował. Z odnalezionego sensu i radości życia pozostają w pamięci zaledwie okruchy. Doczekałem się. Udało mi się skonstruować i wykonać dla mego synka konika na biegunach. A potem razem słuchaliśmy, odkrywaliśmy świat z naszej perspektywy. Na dziesięciolecie twórczości urządziliśmy sobie wystawę rysunków. Po latach, kiedy mój dorosły syn wrócił z grania, przypomniał mi się ów muzyk ze Skandynawii, który dla synka łapał chwile, aby nie umknęły. Myślałem cały czas, aby zapamiętać ten promyk słońca, zakonserwować go na pochmurną porę. Ciągle mam nadzieję na kolejny koncert, na kolejny festyn, do którego już dorośliśmy. Na osiedlu minąłem dziś dzieci zmierzające z rodzicami do przedszkola. Co myślą, czym żyją? Na ile ich problemy są jeszcze moimi sprawami? Czy są takie same jakie miał Miś?

z grania, przypomniał mi się ów muzyk ze Skandynawii, który dla synka łapał chwile, aby nie umknęły. Myślałem cały czas, aby zapamiętać ten promyk słońca, zakonserwować go na pochmurną porę. Ciągle mam nadzieję na kolejny koncert, na kolejny festyn, do którego już dorośliśmy. Na osiedlu minąłem dziś dzieci zmierzające

, Opowiada Mis,

1 IX 1991 niedziela, Koniec wakacji

Pokazałem starszej kuzynce Kasi góry. Może opisze nas w swoim szkolnym zadaniu? Jej brat Grześ też był z nami. Ale z nim nie można tańczyć lambady. Grześ jest młodszy od Kasi. Oni pierwszy raz byli w górach. Razem ze mną jechali do góry i na dół kolejką na linie.

Mis w górach , z Tata ,

Przez okienko nic nie widziałem, bo było za wysoko zrobione. Nad lasem lecieliśmy wysoko jak samolot. A słonko było jak lampa. Zielony las i zapach choinek - to pamiętam najbardziej. Góra nazywała się Szyndzielnia i jest blisko Bielska - Białej. Z tatą i mamą byłem tutaj na wiosnę i szliśmy po kamieniach. Ciocia Marysia i wujek Alek martwili się o mnie. Ale ja jestem już duży, bo jutro idę do przedszkola.

2 IX 1991 poniedziałek

Słoneczko świeciło. Mamusia ubrała mnie pięknie. Na bluzeczce wyszytego mam misia, bo mnie tatuś nazywa Miś. U maluchów mam swoją półeczkę z imieniem i nazwiskiem, aby mamusia mogła zostawić tam moje ubranka. Powiedziałem pani o lampie i o zamkniętym oknie. Pani była miła. Na obiad mieliśmy zupę ogórkową i naleśniki. Potem sobie spałem. Mamusia trochę się martwiła, że pani musiała mnie trzy razy przebierać. A mnie było źle. Nie mam jeszcze trzech lat. To jest trudne być dużym. Tatuś czekał na mnie przed sklepem. Objął mnie i zapytał jak było. Fajnie było. Jutro znów tam chcę iść. Odwiedziła nas w domu babcia i dziadek.

Wiersz taty dla synka Światło lampy Kiedy kochamy, piosenka dotyka ust. Kiedy kochamy, / lampa w sercu świeci. / Ale kiedy kochanie / odchodzi, / oczy są pełne łez. / Pada deszcz. / Zamykam okno. //

Zapis taty Kalendarz przedszkolny. 4 iX 1991

Byłem na zebraniu. Przedszkole wywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Siedem tysięcy złotych odpłatności za dzień. Jest zapisanych 90 dzieci. Będzie język angielski, rytmika, może być religia. My, rodzice, mamy zakaz wstępu na teren budynku w czasie zajęć. Należy wówczas korzystać z domofonu. Już od października będą zajęcia ruchowe, plastyczne, muzyczne, wychowanie społeczne i moralne. Są dwie wychowawczynie. Przedszkole jest czynne od 6:15 do 16:15.

43TRAMWAJ CIESZYŃSKI • V 2021 Michalina z rodzicami wyjechała do Niemiec, gdzie w Berlinie uko�czyła studia. Michalina z rodzicami wyjechała do Niemiec, gdzie w Berlinie uko�czyła Paweł uko�czył arabistyk�, wyjechał z Kanady do San Diego i o�enił si�. Ciocia Connie, mama Pawła, ta z fotografi i, gdy rozmawia przez internet z Michałem, chwali go za perfekcyjny angielski. Z tatunił si�. Ciocia Connie, mama Pawła, ta z fotografi i, gdy rozmawia siem Michała rozmawia po rosyjsku o poezji, umiej�tno�ci tracenia, przez internet z Michałem, chwali go za perfekcyjny angielski. Z tatuo ciepłych krajach, słowia�skiej duszy, nieustannym w�drowaniu, samotno, �ci. Ciocia Ula urodziła Michałowi kuzyna Szymona, który uko�czył geologi� w Krakowie i o�enił si�. Babcia z dziadkiem zostawili w spadku ogród i opustoszały dom. Babcia Helenka, któr� długo opiekowała si� ciocia Marysia, zako�czyła swoj� hi Babcia z dziadkiem zostawili w spadku ogród i opustoszały dom. Babcia stori�. Kasia jest bardzo kochan� przez dzieci nauczycielk�. Ze Staszkiem maj� Kamilk�, która chodzi do przedszkola. Grze� jest in�ynierem. Zarabia, mieszka z rodzin� na wsi, ma dwoje dzieci. Dominika i Martusi�. Kamilk�, która chodzi do przedszkola. Grze� jest in�ynierem. Zarabia, W pokoju mamusi zgasło �wiatło. Lampa ju� nie �wieci. Pada deszcz. Trzeba zamkn�� okno. Tatu� chciałby naprawi� misia, tego z naderwanym uszkiem. Ale czy warto igł� rani� misia? Ten Mi� jest w zbyt dalekiej CIESZYŃSKI • V 2021 • V 2021 Trzeba zamkn�� okno. Tatu� chciałby naprawi� misia, tego z naderwanym przeszło�ci. Mówi si� nawet, �e jechał kiedy� tramwajem. Opowiada Mis� 9 IX 1991 poniedziałek Trudno mnie dziś rozbawić. Śniły mi się w nocy potwory. Tatuś do mnie przyszedł, przytulił, zaśpiewał

kołysankę i przepędził strachy. Mam anginę. Byłem z mamusią u lekarki. Dostałem bardzo niesmaczne lekarstwo. Tatuś dziś powiesił lustro, które kiedyś rozbiłem. Ja wtedy płakałem, a tata się śmiał, że naprawi lustro. Odwiedziła mnie babcia z dziadkiem. Cioci Uli nie było, bo czeka na dzidzię. Dziś mamusia zrobiła mi kapuśniak i placuszki ziemniaczane na obiad. Teraz idę spać, bo jutro znów muszę chorować.

10 IX 1991 wtorek

W domu z mamusią jest cudownie. Ale nie mogę iść na spacer. Mamusia obcięła mi moje loczki, dała do koperty i schowała w szufladzie. Przytuliła mnie. Pokazała kalendarz z obrazkami i jej zapiskami, kiedy się urodziłem. Mamusia się uśmiechała, kiedy podawała mi syropek. I mówiła, że jest smaczny. Nie rozumiem jej. Syrop nie jest smaczny. To nie jest cukierek w płynie. Ale mamusia bardzo mnie uspokoiła. Zrobiłem jej niespodziankę, bo nie trzeba było zmieniać piżamki.

, 4 X 1991 piatek

Mamusia, kocham cię! Ale czemu się dziwisz, że po obiadku myję buzię? Ja chcę iść do szkoły, więc się uczę. Oj, podaj mi chusteczkę, bo znów mam nosek pełny. A Pawełek, od którego dostałem misia, też jest chory. Widziałem fotografię z listu, gdzie się uśmiecha ze swoją ręką w gipsie. Ciocia i Pawełek mnie kochają. Ja wiem, że tatuś też cię kocha. Tylko wiesz, ja kocham cię bardziej.

Zapis taty 11 Luty 1992

W przedszkolnej szatni jest kartka z informacją, aby przynieść swoją ulubioną bajkę. Z bogatych pamiątek z dzieciństwa Wandzia, mama Michała proponuje świetnie skonstruowaną książkę z dominacją ilustracji - „Miś na huśtawce”. W zasadzie to ulubiona bajeczka mamusi. Michał, czyli nasz rodzinny Miś, powtarza kolejną frazę rymowanej bajeczki, gdzie oprócz małego niedźwiadka są i inne zwierzątka. „Może teraz nam się uda, wiewióreczka mówi ruda...” Nie zdążyliśmy z odpowiedzią na lekturowy apel. W międzyczasie bowiem Miś zachorował i nie miał już okazji przedstawić wszystkich zwierzątek z bajecznej huśtawki. Ale jak wrócił znów do dzieci, nauczył się w przedszkolu wierszyka o misiu - niedźwiadku.

Deklamuje Miś z wydatną ekspozycją literki er. Czesław Janczarski - Naprawiamy misia Kto misiowi urwał ucho? No, kto? - Pytam!... Nikt się jakoś nie przyznaje. Może jechał miś t r a m w a j e m ? Może upadł biegnąc z górki? Może go dziobały kurki? Może Azor go tarmosił, urwał ucho, nie przeprosił? Igła, nitka, rączek para, naprawimy szkodę zaraz. O, już sterczą uszka oba. Teraz nam się miś podoba.

Opowiada Mis,

24 IV 1992

Moja mamusia ma dziś urodziny. Tatuś mi powiedział, abym pocałował mamusię, bo ona ma święto. Pani w przedszkolu nie musiała mnie przebierać, więc to taki podarek na urodziny mamusi. Ale przyznałem się, że mojemu przyjacielowi rozbiłem okulary. Tatuś w te okulary nie chciał uwierzyć. A babcia Helenka była gotowa sprawdzić, jak to było.

25 VI 1992

Wczoraj z tatą kopałem piłkę w mieszkaniu. Ale to była zabawa! Mamusia kupiła mi lalkę Barbie, abym był miły dla dziewczynek i nie zabierał im nigdy zabawek. Lalunię zostawiłem mamusi. Ja już mam zielonego zająca, konika Pony i dużo misiów. Wolę klocki i autka. No i kolejkę z pociągiem. Od cioci, tej z fotografii, dostałem dinozaura. To jest taka duża jaszczurka, której już nie ma. Lubię to Dino, mam różne rodzaje. Tatuś chciał mi wytłumaczyć, że Dino to jest takie wspomnienie starych historii.

Zapis taty Dialogi

Rozmowa na korytarzu dwuletniej Michaliny z Michałem. - „Michał, umiesz mówić?...”

A on z pozycji o połowę młodszego kolegi umiejętnie wziął udział w dialogu. I odrzekł coś w niezrozumiałym slangu niemowlaka. Jednak szybko się uczył obowiązującego w okolicy języka.

Nie zastał na korytarzu Michasi. Było akurat po dobranocce. Gmach akademika dopiero o tej porze ożywał gwarem. Wykrzyczał więc swój gromki bunt zrozumiałymi słowami: - „Cicho, bo dzieci śpią!” Dzieci bywają solidarne. Pilnie też od samego rana, czyli jeszcze przed siódmą, gdzie dla niektórych to połowa nocy, obserwował świat. Bo za chwilę trzeba było wyjść do przedszkola. Miś umie już opisać otoczenie. Melduje więc: - „Mamusia, tu jest ćma!” W mamusi odzywa się purystka językowa i domyśla się w słowie „ćma” typowego regionalizmu i niechlujności językowej. Poucza więc swego

synka, że: - „Nie mówi się ćma, mówi się ciemno”. Miś nie daje za wygraną i uściśla swoje obserwacje: - „Mamusia, ale ona ma skrzydełka”.

epilog

Minęło ćwierć wieku. Po polsku Michał mówi bez śląskiego akcentu. Pracował na wolontariacie jako tłumacz języka angielskiego. Gra na gitarze i ma swój zespół muzyczny. Komponuje i układa słowa piosenek. Na multimediach opracował kolejną grafi kę do gry komputerowej. Nie jest już jedynakiem, bo ma przyrodnią siostrę i przyrodniego brata, też zresztą Michała. Michalina z rodzicami wyjechała do Niemiec, gdzie w Berlinie ukończyła studia. Paweł ukończył arabistykę, wyjechał z Kanady do San Diego i ożenił się. Ciocia Connie, mama Pawła, ta z fotografi i, gdy rozmawia przez internet z Michałem, chwali go za perfekcyjny angielski. Z tatusiem Michała rozmawia po rosyjsku o poezji, umiejętności tracenia, o ciepłych krajach, słowiańskiej duszy, nieustannym wędrowaniu, samotności. Ciocia Ula urodziła Michałowi kuzyna Szymona, który ukończył geologię w Krakowie i ożenił się. Babcia z dziadkiem zostawili w spadku ogród i opustoszały dom. Babcia Helenka, którą długo opiekowała się ciocia Marysia, zakończyła swoją historię. Kasia jest bardzo kochaną przez dzieci nauczycielką. Ze Staszkiem mają Kamilkę, która chodzi do przedszkola. Grześ jest inżynierem. Zarabia, mieszka z rodziną na wsi, ma dwoje dzieci. Dominika i Martusię. W pokoju mamusi zgasło światło. Lampa już nie świeci. Pada deszcz. Trzeba zamknąć okno. Tatuś chciałby naprawić misia, tego z naderwanym uszkiem. Ale czy warto igłą ranić misia? Ten Miś jest w zbyt dalekiej przeszłości. Mówi się nawet, że jechał kiedyś tramwajem.

Pasja i zawód

gościmy dziś w Tramwaju Cieszyńskim Człowieka z Pasją. Kto dziś potrzebuje ogrodnika? Jak wygląda jego praca? Na te i inne pytania odpowiedział nam Pan Paweł Czauderna, który prowadzi rodzinną fi rmę świadczącą usługi ogrodnicze „Dbamy o ogrody”.

Kiedy postanowił Pan zająć się ogrodnictwem? Jak zrodziła się ogrodnicza pasja?

Paweł Czauderna: Rolnictwo i ogrodnictwo towarzyszyło mojemu życiu od dzieciństwa. Dużo czasu spędzałem w Zatorze, gdzie mieszkali moi dziadkowie, którzy posiadali gospodarstwo rolne. Początkowo miałem w planach uczęszczanie do szkoły leśnej, ale ostatecznie zdecydowałem się na szkołę ogrodniczą. Nie żałuję tej decyzji, mam duży szacunek do nauczycieli, którzy nas uczyli i z nami pracowali. Po skończeniu szkoły zatrudniałem się w różnych miejscach i na różnych stanowiskach, lecz męczyła mnie zamknięta przestrzeń i monotonia pracy. Lubię różnorodność, zmienność i przestrzeń. Lubię patrzeć na rośliny i „dłubać” przy nich. Cieszy mnie jak rosną i zmieniają się - jak widzę efekt mojej pracy.

W czym się specjalizuje Pana fi rma?

P.C.: To ogólnie pojęte studio ogrodnicze. Zaczynaliśmy od pielęgnacji roślin, a potem, w miarę przybywania pracowników, narzędzi i maszyn, pozwoliło nam to rozwinąć się w kierunku kompleksowego zakładania ogrodów. Dziś zajmujemy się przede wszystkim zakładaniem trawników siewnych i z rolki, łąk kwietnych, ich wertykulacją, koszeniem, nasadzeniem i przycinaniem roślin, zakładaniem siatek przeciw kretom, jeśli jest taka potrzeba. Wykonujemy także deptaki, wszelkie obramowania wokół roślin, oczka wodne, kaskady, murki kamienne i zagospodarowanie skarp. Tworzymy także ogrody na dachu, choć na dachach jest ograniczona przestrzeń, a maksymalna głębokość ziemi to 50 cm. Nie ma tam miejsca dla roślin, które mają mocny

system korzeniowy. Dodatkową trudność stanowi beton, folia i żwir, które znajdują się na budynkach. Rośliny trafi ają na to podłoże, ale ich korzenie rozchodzą się na boki. Nie, nie próbują tego zniszczyć ani pokonać, tylko szukają innego wolnego miejsca dla swojego rozrostu. Takie ogrody to stosunkowo nowy trend. Aktualnie wiele deweloperskich osiedli i budynków ma ściśle wyznaczoną ilość terenów zielonych. Stąd pomysł, żeby w podziemiu znalazł się parking, a na dachu trawnik i inne rośliny. Nieraz znajduje się tam nawet plac zabaw dla dzieci. Obsługujemy takie fi rmy, na przykład wspólnotę mieszkaniową na Galerii Sfera w Bielsku-Białej, na której dachu znajduje się 15-arowy lub nieco większy ogród, gdzie rosną brzozy.

Kto dziś potrzebuje ogrodnika? na czym polega Pana praca?

P.C.: Wszyscy potrzebujemy. Każde miasto i każda przestrzeń publiczna potrzebuje zieleni. Parki i ogrody wszędzie mają to samo przeznaczenie, żeby ludzie mogli w nich odpocząć, uspokoić się i wyciszyć. Nigdy nie odpoczniemy tak w czterech ścianach. Ogród to kawałek zieleni, nad którą jesteśmy w stanie zapanować, a potem cieszyć się i patrzeć jak się rozrasta. To ma być miejsce do relaksu i wypoczynku. Jeśli nie lubisz kosić trawy – nie koś, bo ogród nie spełni swojego zadania. Główną wartością ogrodu jest sprawianie przyjemności. Szczególnie trawnik zajmuje istotne miejsce w ogrodzie, bo tworzy nam przestrzeń. Służy zabawom dla całej rodziny, wspólnemu uprawianiu sportów, wypoczynkowi, relaksowi, obserwacji bawiących się dzieci. Niektórzy czują potrzebę, żeby zaznaczyć granicę ogrodu, poczuć, że są na swoim terenie, zasłonić. W tej sytuacji dobrym rozwiązaniem dla małych działek są tuje, na przykład złotokończysta, która nie zajmuje dużo miejsca. Ale otoczenie ogrodu żywopłotem powinno stanowić tylko tło, a dopiero w nim powinniśmy coś wybudować. Żeby ogród był funkcjonalny, powinien być podzielony na kilka części: reprezentacyjną, rekreacyjną, dekoracyjną i użytkową. W części reprezentacyjnej, z przodu domu, musi znaleźć się coś ciekawego, coś przykuwającego uwagę, żeby wychodząc czy patrząc z domu wprawiało nas to w dobry nastrój. Z tyłu domu, z reguły, wykonujemy część rekreacyjną. Tu powinno być boisko, miejsce na palenisko lub grilla, na hamak. Należy także pamiętać o części dekoracyjnej - skoro tam odpoczywamy powinna właśnie tam się znaleźć. Najlepiej zagospodarować ją w rogach ogrodu, ponieważ oko „ucieka” nam tam, gdzie zbiegają się linie - do rogu właśnie, albo tam gdzie jest jakiś ciekawy element. Z perspektywy tarasu, miejsca wypoczynku możemy podziwiać i cieszyć się tą częścią, a nie ogranicza nam to przestrzeni. Kolejnym elementem jest sad, warzywniak, zielnik i kompostownik, czyli część użytkowa, która może być zagospodarowana w mniej widocznym miejscu. Ogród w każdym przypadku, musi odzwierciedlać potrzeby i pragnienia właściciela, bo każdy klient ma swoją specyfi kę. Są osoby, które niczego nie potrzebują, dla nich najważniejsza jest trawa i przestrzeń. Są klienci, którzy kładą nacisk na intymność. Oni budują ściany zieleni, mały kawałek swojego świata - zamknięty, odizolowany. Są także ludzie, którzy potrzebują mieć wszystko uporządkowane. Całą sztuką jest dopasować ogród do charakteru osoby. Niemniej większość zamówień to taki dobór roślinności, aby ogród był jak najmniej wymagający. Z reguły, jeśli właściciel lubi pracować w ogrodzie, przyjeżdżamy raz, dwa razy do roku i jest to wystarczające. Pozwala to zachować ogród w dobrym stanie, bo rośliny tam nasadzone nie wymagają tak częstej pielęgnacji, ani nawożenia. Poza tym różnorodność terenów stawia przed nami szereg wyzwań. Im trudniejszy teren, tym więcej sprawia mi satysfakcji. Nieraz wchodzimy na teren w budowie, a wychodzimy i jest zielono, wszystko jest uporządkowane. Jeszcze bardziej cieszy jak przyjeżdżamy w to samo miejsce po roku. Ponieważ rośliny przez pierwszy rok korzenią się, w drugim roku mają już przyrosty właściwe. Wtedy widać prawdziwy efekt tego, co zostało wykonane i jak bardzo wszystko się zmienia. Nabieramy przeświadczenia, że dzięki nam świat może być piękny i staramy się, aby każdego dnia tego piękna było coraz więcej.

Jak wygląda rok pracy w ogrodzie?

P.C.: Najbardziej intensywnie jest wiosną przy przygotowaniu ogrodu do sezonu. Ponieważ w każdym ogrodzie trawnik zajmuje najwięcej miejsca, warto, aby był zadbany, bo to na nim spędzamy najwięcej czasu. Tuż po stopnieniu śniegu wykonujemy wertykulację, czyli nacinanie. Ten zabieg powoduje wyrywanie

suchej trawy, zruszanie korzeni, a dzięki nacięciu korzeni trawy do wzrostu pobudzone zostają nowe jej pędy, co sprawia, że murawa staje się zdecydowanie gęstsza. Kolejny zabieg to aeracja, czyli napowietrzanie, polegające na nakłuwaniu darni. Zaraz potem należy wykonać nawożenie. Teraz mamy do dyspozycji nawozy wolnodziałające, które uwalniają składniki mineralne stopniowo przez okres 3 - 6 miesięcy, w zależności od ilości opadów i temperatury. Raz do roku, na wiosnę, należy dosiać trawę, w niewielkim procencie, tylko po to, aby na nowo się odrodziła. Trawa nie żyje wiecznie - co około 7 lat ginie. Co prawda na łące trawa rośnie cały czas i nikt jej nie dosiewa, ale łąka zakwita i nasiona się rozsiewają. Natomiast trawnik kosimy co tydzień lub dwa i nie pozwalamy mu dojrzeć. Łąkę kwietną kosi się raz, dwa razy w roku. Wiosna to także najlepszy czas do przycinania i formowania roślin. Latem skupiamy się na koszeniu trawy, na zakładaniu ogrodów. Jesienią powinna być wykonywana ponownie wertykulacja i, jeżeli ktoś nie zrobił tego wiosną, można także podocinać rośliny - nie wszystkie, ale większość. Zima to najlepszy okres na przycinanie drzew. W tym okresie zajmujemy się także odśnieżaniem i konserwacja urządzeń. Przygotowujemy się znowu do wiosny.

Które rośliny, z Pana doświadczenia, warto wykorzystać w swoim ogrodzie? a jakie poleciłby Pan osobom, które mieszkają w bloku i chcą mieć kawałek łąki na balkonie?

P.C.: W ogrodzie warto mieć śliwę wiśniową (Prunus Cerasifera). To nieduże i niezbyt gęste drzewo, które ma czerwone liście od wiosny do jesieni. Jesienią ładnie przebarwiają się liście, a wiosną pięknie kwitnie - jako jedna z pierwszych roślin w ogrodzie. Robi wtedy niesamowite wrażenie. Jest rośliną mało wymagającą. Często w ogrodzie jest dużo zieleni, ale brakuje czegoś, co go wyróżnia. Śliwa nadaje się do tego idealnie. Polecam także goździk ogrodowy (Dianthus caryophyllus) i różanecznik (Rhododendron) - zimozielony krzew kwitnący wiosną, który najlepiej czuje się nad wodą, gdzie jest trochę cienia. Ma kwiaty w przeróżnych kolorach, niektóre dwubarwne. Dorasta w naszych warunkach do 3 m, ale są odmiany miniaturowe dorastające do 50 cm. Ponadto trawy ozdobne - są stosunkowo proste w obsłudze i dobrze wypełniają przestrzeń, na przykład trawy Miskant. Jedną z ciekawszych jej odmian jest „Grosse fontane” - zielona, bardzo dekoracyjna, dorastająca do 250 cm. Są wytrzymałe na ciężkie warunki w przeciwieństwie do traw pampasowych. Poza tym przypominają nam o wakacjach w ciepłych krajach. Na balkony polecam w pierwszej kolejności pnącza, na przykład groszek pachnący (Lathyrus odoratus) - to roślina jednoroczna, ale szybko się rozrasta i pięknie pachnie. Bardzo lubię także powojnik, choć na balkonach może przemarzać.

W jaki sposób rozwija się ogrodnictwo? Jakie kierunki obiera oprócz tych, o których Pan wspomniał – ogrody na dachu. Co zmienia się na przestrzeni lat w Pana pracy?

P.C.: Style ogrodów - kiedyś podstawową rzeczą w ogrodzie były po prostu rośliny i kora. To miało związek z tym, że była niewielka dostępność roślin i innych produktów. Właściciele polskich szkółek zaczęli wyjeżdżać do Niemiec i Holandii. Tam podglądali pracę i stamtąd przywozili wiele sadzonek roślin. Teraz to szkółki holenderskie kupują od polskich producentów sadzonki, które sprzedają jako swoje na resztę Europy. Aktualnie jest dużo więcej możliwości. Wzrosła świadomość ludzi, którzy wynieśli różne wzorce z podróży i z internetu - to też ma swoje przełożenie. Coraz więcej w ogrodach używamy kamienia, ozdobnych rzeczy. Choć bardzo niedoceniane są rzeźby ogrodowe, a tworzą miły klimat i przykuwają uwagę.

Jakie są Pana ulubione rośliny? Czy rozmawia Pan z nimi?

P.C.: Lubię różanecznik (rododendron). Bardzo lubię także byliny. Trawy w ogóle są niesamowite. Duże wrażenie na mnie robi połączenie kolorystyczne roślin, zabawa kontrastami. Jeszcze nie rozmawiam ze swoimi roślinami. Mam za to zapędy ku rolnictwu, więc muszę mieć swoją grządkę i tam lubię usiąść na krześle, nawet w nocy, i tak popatrzeć, jak to wszystko rośnie. Sprawia mi to prawdziwą przyjemność.

Usługi ogrodnicze DBAMY o oGRoDY

Paweł Czauderna

43-300 Bielsko-Biała, ul. Daszyńskiego 101/29 Tel. (+48) 668 260 354 http://dbamyoogrody.pl

Mateusz Jonkows kii

WYJDź Z gARAżu RuPieCi

Jeśli czegoś pragniesz, to znaczy, że możesz to osiągnąć

Dlaczego nasze marzenia lądują na dnie kosza w garażu pełnym obaw, zepsutych pomysłów i rdzewiejących narzędzi?

Kto lub co sabotuje Twoje pomysły na siebie. Dlaczego, mimo wewnętrznego głosu, który pcha Cię w nieznane, po przebiegnięciu kilku kroków, zatrzymujesz się i po pewnym czasie odwracasz twarz; trochę ze wstydu, trochę ze strachu.

Wracasz do domu i wrzucasz kolejny worek z nieudaną próbą spełnienia marzenia. Może masz nowy, pachnący farbą garaż, a może już nieraz porządkowałeś bałagan.

Mimo to, jak nałogowiec, co jakiś czas dorzucasz nowy worek na stos tych z poprzednich prób osiągnięcia sukcesu.

ZACZNiJ oD SWoJEJ głoWy

“Myśl pozytywnie”, “Wszystko będzie dobrze”, “Pracuj ciężko, a osiągniesz sukces” i nawet tytuł tego artykułu - “Jeśli czegoś pragniesz, to znaczy, że możesz to osiągnąć”.

To stek bzdur. Serio. Te frazesy znajdziesz w niemal każdym poradniku o tym, jak cudownie zmienić swoje życie. Znajdą się tam też inspirujące opowieści o tym, jak to ktoś, kiedyś, coś osiągnął.

Kolejne bajdurzenie.

Jest jednak coś, co jest prawdziwe. Masz to w sobie. Niczego nowego Ci nie potrzeba. Indianie mówią na to - Ikhakima. Po prostu masz w sobie wszystko, co jest Ci potrzebne, by iść swoją drogą. To, że droga może mieć dziury, ślepe zaułki czy ogromne skrzyżowania, na których utkniesz.

W Twojej głowie jest wszystko. Jeśli zakładasz, że dasz radę coś zrobić, to pewnie tak się może stać.

Weźmy przykład z życia sąsiadów. Dwóch starszych Panów od lat dzieli stara waśń. Ich żony dla pozoru też się nie lubią, ale po kryjomu spotykają się na mieście i rozmawiają o tym, jakie te chłopy są głupie. Nic tylko się wadzą.

Panowie zakładają, że nie ma takiej siły, która by ich pogodziła. Trwają przy swoim i żaden nie chce ustąpić. Impas trwa już 10 lat i nie widać końca tej kłótni.

Dopiero, gdy jedna z żon opowiada o tym, jak to jej sąsiadka dobrze piecze i że to ona jest autorką przepisu na tę marynatę, co to smakowała Tadeuszowi, coś się zmienia.

Tadeusz widzi korzyści wynikające z relacji, jaka go łączy-dzieli z sąsiadem. W jego głowie pojawia się iskierka. A ta czasem wystarczy, by spalić wiele hektarów suchych traw. Mimo gniewu, natłoku negatywnych emocji, wspomnień przykrych doświadczeń, Tadeusz podejmuje decyzję - zgodzi się na rozmowę z sąsiadem.

Ale przyjść ma on sam, przynieść emerytkę i przeprosić za to, że w 68 przebił oponę w żuku na parkingu pod blokiem.

Henryk... myśli nad tym, by odrzucić ofertę, ale jego żona opowiedziała mu o tym, jak żona Tadeusza, Marta, pomogła jej z kwiatami na działce.

To dlatego Heniek może teraz leżeć na hamaku, chowając przed palącym słońcem swoją pokrytą plamami głowę.

Ale ten Tadeusz to ciągle zastawiał go na miejscu pod klatką. Poderwał najładniejszą dziewczynę na osiedlu i doniósł na niego, gdy ten pędził bimber w piwnicy.

Teraz, gdy już masz wyrobione zdanie o naszych bohaterach, pozwól, że coś Ci zdradzę.

Oponę Tadeusza przebiła grupka dzieciaków, które dostały od swoich ojców scyzoryki będące zapłatą za wykonaną pracę. Takie czasy, że pieniądze nie miały takiej wartości jak dziś.

Tadeusz zajmował miejsce pod blokiem, bo jego córka była ciężko chora. Sąsiedzi o tym nie widzieli, a przerażony ojciec chciał być zawsze gotowy do szybkiej jazdy do szpitala.

Mała alko-fabryczka Henryka przeszkadzała Pani spod numeru 14. Kobieta bardzo chciała kupić buteleczkę od sąsiada, ale wstydziła się poprosić Henryka o butelkę samogonu. Co ludzie powiedzą. Sama z dwójką dzieci i jeszcze pije.

A Marta? Szukała czułego chłopaka i Tadek kupił jej serce, gdy codziennie rano przychodził po nią pod klatkę. Nawet gdy padało.

Nasi bohaterowie nie znają swoich historii. Te braki sprawiają, że są nieszczęśliwi. Wystarczy jednak, że zaryzykują i powiedzą sobie: “zrobię to”.

Czasem trzeba tylko tego, by zacząć.

Jarosław Brzeżycki

, O CZUŁOSCI

Czy my się znamy? Czy my się dopiero poznajemy? Czy znaleźliśmy się tutaj, bo chcieliśmy, czy dlatego że tak zdecydował przypadek? Czy potrafi libyśmy sobie wyobrazić kiedyś w przeszłości, że to miejsce będzie naszym przeznaczeniem? I co wspólnego ma z tym wszystkim czułość?

Delikatne muśnięcie, dotyk lekki jak poranny promień słońca, ledwo odczuwalny, prawie niezauważalny. Czułość. Głośny, a jednak łagodny śpiew skowronka. Bliskość oddechu. Zapach, który stał się nierozłączny tak bardzo, że go nie czujemy. Zauważamy dopiero jego brak. Czułość. Czy myślimy o tym, jak długo będzie nam dana? Czy potrafi my sobie wyobrazić rzeczywistość bez niej? Czy traktujemy siebie z czułością? Czy mamy ją dla innych? Czułość? Najpiękniejszym miesiącem roku jest oczywiście maj, to kwestia bezdyskusyjna. Czy można dyskutować z rzeczywistością, która się dzieje wokół nas w tym miesiącu? Kiedy przyroda szaleje i oszałamia nas swoim pięknem w ogromnej obfi tości, kiedy wszystko rozkwita, rozwija się i wybucha zielenią we wszystkich jej odcieniach. Świat wygląda, jakby czekał w ukryciu, gromadząc energię i zapasy na ten jeden moment, aby zachwycić swoim bogactwem i różnorodnością. Maj jest jak mistrzostwa międzygalaktyczne we wszystkim, co piękne i radosne. Maj to czas miłości i czułości, bo kiedy jeśli nie teraz? To odurzający zapach jaśminu powodujący zawroty głowy i oszołomienie serca. Jakże znany i przywołujący u każdego z nas wspomnienia. Inny, bo każda miłość jest inna, a jednocześnie każda z nich powoduje, że tracimy kontakt z rzeczywistością, lewitujemy i płyniemy otoczeni oczarowaniem, zachwytem i rozczuleniem. Nie dociera do nas nic innego, nic nas nie obchodzi, nie rozumiemy sensu wypowiadanych do nas słów. Nie istnieją słowa, które mogłyby nas sprowadzić na ziemię. Jesteśmy troszkę ponad nią albo nawet wśród chmur, ale nie mamy z gruntem absolutnie żadnego kontaktu. Widzimy i słyszymy tylko to, co potrafi otworzyć nasze oczy i uszy, najpiękniejsze piękno, najcudowniejszy uśmiech na świecie, najpiękniej śmiejące się oczy, w których jest wszystko, co nam potrzebne, aby żyć. Czułość.

Ogromny, ponadstuletni kasztanowiec, dojrzałe drzewo pamiętające znacznie więcej niż my, którzy mieliśmy to szczęście i zaszczyt zamieszkać w tym ogrodzie. Wielki pień, potężne konary i niezliczona ilość gałęzi tworzących ogromną koronę. Co roku na wiosnę pojawiają się na nim malutkie pączki, poprzez swoją lepkość mówiące zdecydowanie „nie dotykaj”! Czekające na ciepłe słońce i pozbawione mrozu noce. Powoli pękające i uwalniające zieloniutkie listeczki, takie maluszki, które już po kilku dniach stają się nastolatkami wciąż jakby nieogarniającymi swojego elastycznego i nieustannie rosnącego ciała. Między nimi natychmiast pojawia się niewielki zaczątek kwiatostanu, na którego rozwinięcie czekają co roku maturzyści. Niepostrzeżenie liście stają się coraz większe, aż wypełniają całą przestrzeń, zasłaniając konary i tworząc zieloną obfi tość szumiącą cicho na wietrze. Kiedy kładę się w hamaku wiszącym na jednym z konarów, widzę nad sobą zielone niebo kasztanowych liści, a wśród tej obfi tości czuję i słyszę tętniące życie ptaków i owadów. Niejednokrotnie jestem zdecydowanie wypraszany przez panią lub pana sikorkę, którzy zamieszkali w zawieszonym opodal ptasim domku, który od pewnego czasu pełen jest odgłosów ich potomstwa. Nie mam wyjścia, choć nie chcę, to cicho i powoli odchodzę, aby zaspokoić potrzebę spokoju ptasich rodziców. Czułość. Kolejny maj jest tak samo piękny jak wszystkie poprzednie. Wciąż mogę patrzeć na nowe, najbardziej zielone na świecie liście kasztanowca i w te same najpiękniej na świecie śmiejące się oczy, w których jest wszystko, co mi potrzebne, abym mógł żyć. Czy Państwo też tak mają? Czy potrafi my pielęgnować to, co sprawia, że każdy maj jest dla nas najpiękniejszym miesiącem w roku, przypominającym nam o naszym szczęściu i obfi tości, którymi zostaliśmy obdarzeni? Czy wciąż potrafi my zachwycać się tym, co dzieje się wokół nas i przypominać sobie, co działo się z nami, kiedy miłość unosiła nas bardzo wysoko? Czy dajemy się jej unosić wciąż i wciąż? Czy dajemy sobie tą swobodę i otwartość, czy potrafi my pielęgnować to, co mamy? Czułość. Czy dajemy jej słońce, ciepło i wodę? Czy potrafi my pielęgnować nieustannie naszą miłość i czułość tak, jak pielęgnujemy kwiaty w naszym ogrodzie? W życiu, tak jak w maju, zdarzają się przymrozki i dziwnie deszczowe dni zupełnie nie przystające do tego miesiąca. Cóż, sama natura, taki klimat. W naszym ogrodzie przez ostatnie lata majowe przymrozki dokonują spustoszenia wśród kwiatów pięknej magnolii, a ona, jak szalona i nieustannie zakochana, wypuszcza kolejne, wielkie i silne, amarantowo-białe kwiaty, które zachwycają nas swoim pięknem i delikatnością. Ona co roku pokazuje nam, że jest z nami nieustannie szczęśliwa i dzieli się tym swoim szczęściem. My co roku wyczekujemy jej pięknych kwiatów i każdego poranka jeszcze przed łykiem czarnej kawy zaglądamy, czy już się rozwinęły. Codziennie wychodzę, aby czule muskając ich płatki, dziękować za to, że jest z nami. Potem wyrastają niesamowicie zielone i mocne liście, które każdego kolejnego dnia wyglądają, jakby były coraz większe i coraz bardziej zasłaniające nam cały świat. Czułość. Maj to niesamowita pora, kiedy ziemska energia jeszcze niedawno schowana i odpoczywająca rozkwita całą swoją siłą. Rozśpiewane ptaki wypełniające swoimi głosami każdy zakątek powietrza, kwiaty pokazujące delikatnie, jeszcze nieśmiało swoje piękno. Pszczoły korzystające zachłannie z każdej najmniejszej porcji nektaru, zapach ziemi, wiosennego deszczu, rześki, czysty, zapraszający ciało do głębokiego oddechu. I jeszcze tylko oczekiwanie na odurzenie całą mocą zapachu kwiatów, które już za chwilę rozkwitną ogromem swojej różnorodności i wypełnią całą przestrzeń. Czułość. Jednym z najpiękniejszych majowych doznań jest zapach ogrodu o poranku po lekkim nocnym deszczu, kiedy każdy listeczek lśniący i lekko stulony czeka na słoneczne ciepło. Ogród jeszcze zaspany, choć już pełen ruchu uwijających się od świtu ptaków. Delikatność i czułość. Korzystajmy zatem z tego majowego czasu, kochajmy i bądźmy kochani, patrzmy sobie czule w oczy i uśmiechajmy się do siebie. Tym uśmiechem wyjątkowym, przeznaczonym tylko dla tej jedynej osoby, mówiącym wszystko. Niech trwa przez lata, niech powtarza się każdej wiosny, niech nieustannie przypomina o sobie w maju, najpiękniejszym miesiącu w roku. Czułość, intymność, zapatrzenie. Czy może być piękniej?

Szukasz pomysłu na biznes na Śląsku Cieszyńskim? OTWÓRZ SWÓJ SKLEP Z SIECIĄ ŻABKA

Sklepów pod szyldem Żabka w całej Polsce jest już ponad 7100. Coraz więcej działa ich również w naszym regionie, a na uruchomienie placówki w ramach franczyzy z siecią Żabka decydują się zarówno osoby mające doświadczenie w biznesie, jak i ci, którzy nie mieli do czynienia z handlem ani własną fi rmą. Lokalni przedsiębiorcy współpracujący z Żabką mogą liczyć na szereg korzyści i bieżące wsparcie. Sieć gwarantuje nowym franczyzobiorcom 16 tys. zł. przychodu podstawowego miesięcznie przez pierwszy rok działalności, wyposażony i zatowarowany lokal, a także zapewnia im nowoczesne narzędzia, szkolenia i doradztwo niemal w każdym obszarze. Jeśli szukasz zatem pomysłu na swój lokalny biznes w Pogwizdowie,

Pruchnej, Ustroniu, czy innej miejscowości w naszym regionie, sklep Żabka może być dobrą opcją także i dla Ciebie.

ATRAKCyJNA oFERTA NA STARCiE

Każdy dołączający do sieci może od samego początku liczyć na wszechstronne wsparcie z jej strony. Żabka znajduje atrakcyjną lokalizację pod sklep, wynajmuje lokal, umeblowuje go i wyposaża w odpowiedni sprzęt, a także zaopatruje w towar. Tym samym placówka o wartości ponad 200 tys. zł, którą otrzymuje franczyzobiorca, jest praktycznie gotowa na przyjęcie dla klientów. Ponadto, aby nowi przedsiębiorcy mogli skoncentrować się w pierwszym okresie na rozwoju swojego biznesu, Żabka zapewnia franczyzobiorcom - przez pierwsze 12 miesięcy prowadzenia działalności - 16 tys. zł gwarantowanego przychodu podstawowego miesięcznie.

na rozpoczęcie działalności w ramach franczyzy niezbędne jest jedynie 5 tys. zł, wydatkowane na zakup kasy fi skalnej czy koncesji.

LoKALNi PRZEDSiĘBioRCy MogĄ LiCZyĆ NA ZNACZNiE WiĘCEJ

Wszyscy franczyzobiorcy sklepów Żabka mają również możliwość skorzystania z różnych szkoleń: sprzedażowych, HR-owych czy z obszaru obsługi klienta, w tym poprzez specjalną platformę e-learningową. Pozwala to przedsiębiorcom na zdobywanie wiedzy, czy doskonalenie posiadanych już umiejętności. Istotnym elementem współpracy z Żabką jest to, że oferuje stałą poradę i wsparcie między innymi ze strony Partnera ds. sprzedaży, jak również dedykowanej jednostki - Centrum Wsparcia Franczyzobiorców, które odpowiada na wszelkie zapytania ze strony prowadzących sklepy. Sieć prowadzi również ogólnopolskie akcje promocyjne czy reklamowe, a jej rozpoznawalność przez 95 proc. Polaków pozwala lokalnym przedsiębiorcom dotrzeć z ofertą produktową i usługową do dużej liczby konsumentów. Przy tym przeszło 2,5 mln klientów odwiedza każdego dnia sklepy Żabka w całej Polsce.

Jako jedna z najbardziej innowacyjnych na rynku sieci, Żabka wdraża w sklepach wiele rozwiązań technologicznych, które mają usprawnić dokonywanie zakupów przez klientów oraz wesprzeć franczyzobiorców w zarządzaniu sklepami. Jednym z nich jest aplikacja Cyberstore, nazywana zdalnym centrum dowodzenia sklepem. Pozwala ona prowadzącym placówki Żabka sprawdzić jedynie przy użyciu smartfona m.in. poziom zatowarowania, wielkość sprzedaży czy planowany termin kolejnej dostawy. Z kolei narzędzie dedykowane klientom to m.in. aplikacja żappka, oferująca użytkownikom każdego dnia liczne personalizowane promocje i program lojalnościowy z nagrodami. Ponadto sieć nie pozostawia swoich franczyzobiorców także w trudnych czasach, jak choćby pandemia koronawirusa. Od początku zaopatruje regularnie prowadzących sklepy oraz ich pracowników w materiały ochronne i higieniczne, w tym jednorazowe rękawiczki, maseczki czy płyny do dezynfekcji. We wszystkich placówkach zamontowała także przegrody pleksi przy kasach oddzielające kasjerów od klientów oraz stacje do dezynfekcji rąk dla klientów znajdujące się przy drzwiach. Do dyspozycji konsumentów stale pozostają też jednorazowe rękawiczki przy wejściu oraz przy regałach z owocami, warzywami oraz pieczywem.

WłASNy BiZNES? To NiE TAKiE TRUDNE!

Profi lowane wykształcenie czy wcześniejsze doświadczenie zawodowe w handlu nie jest niezbędne do rozpoczęcia współpracy z siecią Żabka. Jako franczyzobiorcy sklepów dobrze sprawdzają się z kolei osoby pracowite, zmotywowane do prowadzenia własnej fi rmy, charakteryzujące się przedsiębiorczym podejściem oraz posiadające umiejętności interpersonalne. Dodatkowym wymogiem jest pomyślne przejście procesu rekrutacji oraz szkoleń, w tym w sklepie trenerskim. Proces rekrutacji kończy się egzaminem teoretycznym i praktycznym oraz wejściem w życie umowy franczyzowej pomiędzy siecią a przedsiębiorcą. Sprawdzony na rynku biznes, sklep „pod klucz” oraz szerokie wsparcie sieci niewątpliwie pomagają nowym przedsiębiorcom w rozwoju ich lokalnego biznesu.

Chciałbyś otworzyć sklep żabka w Pogwizdowie, Pruchnej, ustroniu czy okolicy, dowiedz się więcej na www.zabka.pl/franczyza.

JAK BRZMi RADOŚĆ

Mateusz Jonkows kii Moje dzieci uwielbiają wypady do fi gloparku. Mogą tam biegać, skakać, robić co im się żywnie podoba. Nic nie jest niemożliwe, gdy moje dzieciaki, wbiegają do swojego świata. Dlaczego “swojego”? Dużo nad tym myślałem i szukałem powodu, dla którego dzieci kochają place zabaw, fi gloparki, wesołe miasteczka i inne kolorowe, głośne, obite pianką i cieknące od kolorowych soczków - dziecięce krainy.

Radość najpierw słychać, a potem widać

Czyli w sumie przeczy prawom fi zyki. Pamiętacie, jak to jest podczas burzy? Najpierw przed oczami błyska oślepiający blask. Gdzieś w oddali niebo staje się jasne niczym za dnia. Dopiero potem, po chwili, słychać gromkie BUM BUM. Im szybciej słyszycie te bumy, tym szybciej burza zmoczy Wam głowę. Takie są prawa fi zyki. Radość wykracza poza wszelkie reguły. Śmiejące się dzieci rozpozna każdy rodzic. W śmiechu dziecka jest zaklęta magia wlewająca w serca słuchaczy krople radości. Zastanów się - co ostatnio czułeś, gdy słyszałeś śmiech dziecka? Byłeś obojętny? Zatrzymałeś się na chwilę? Podniosłeś nos znad ekranu smartfona?

Radość nie potrzebuje słów, drogich zabawek czy wakacji w tropikach

Ale żeby nie było - nie mam nic przeciwko tym rzeczom. Chętnie kupiłbym córce zestaw Barbie z różowym kabrioletem za 499 zł i zabrał rodzinę na Zanzibar. Nie ma nic złego w kupowaniu drogich zabawek czy wypadach na plaże oddalone tysiące kilometrów od zaglonionego Bałtyku. Zastanawiam się tylko nad celem takich działań. My, rodzice - szczególnie tatusiowie - lubimy kupować dzieciom to, czego sami nie mieliśmy. Samochód na zdalne sterowanie, piętrowe łóżko, oryginalne zabawki z popularnych animacji Pixara. Wszystko fajnie, ale czy wtedy nie wpadamy w błędne koło?

Taki mini-schemat - może błędny? Sami oceńcie

Dziecko ogląda nowy hit na Netfl ixie. Maluch chce lalkę za 299 zł z dodatkami z tejże bajki. Rodzic kupuje ten gadżet - wydaje 299zł. A mógłby…

Obejrzeć bajkę z dziećmi. Przedstawić te zabawki, które są już w domu jako podobne do postaci z animacji. Pobawić się z dziećmi w sceny z ulubionej bajki. Zabrać je na rejs statkiem: statek-łóżko, skarpety to ryby, buty-rekiny. Zbudować zamek z książek, ubrań i autek. Z rajstop zrobić przepaskę na piracką modłę. Zrobić wodospad z kubka po kawie. Co się stanie? Te 299 zł wydasz na: wakacje, lepsze opony, porcję warzyw, masaż dla żony, książkę, kolację dla dwojga. Przeniesiesz te środki tam, gdzie zaprocentują po tysiąckroć.

The Sound of Silence

To nie tylko tytuł kultowej piosenki autorstwa Paula Simona. Radość czasem nie ma dźwięku. Objawia się w cichym odgłosie klocków. Delikatnym stukiem metalowych samochodzików czy ledwo słyszalnym szeptem. To taka chwila, gdy dzieci same z siebie zaczynają naśladować, nas, dorosłych. Ich zabawki zaczynają rozmawiać, przytulać się, a czasem... kłócić. Myślę, że dla rodzica taka cisza to często sygnał alarmowy; znak, że coś się dzieje. No bo skoro dzieci są tak cicho, to o co może chodzić? Pewnie kolorują ścianę lub zjadły dwa paski różowej plasteliny. Masz już wizję wizyty na pogotowiu, wyprawy do budowlanego po puszkę farby lub przynajmniej górę sprzątania. Dla mnie radość to nieograniczony śmiech. Nagły wybuch niekontrolowanego, dzikiego śmiechu. To muzyka dla serca. Uszy nie słyszą tego, co ojcowskie serce.

This article is from: