Polska od 15.00 zł
Czechy od 16.80 zł
Holandia od 38.80 zł
Anglia od 41.80 zł
Niemcy od 32.80 zł
Słowacja od 20.10 zł
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
Rozkład Jazdy: Kierunek Jazdy Książęca wolta
6-10
Wyższa Brama Przyjaciele Polaków Lazaret w Dziedzicach 60 lat... Szpitalny kryzys Bożonarodzeniowe drzewko
12-13 14-17 18-19 22-23 26-28
Mijanka na Rynku Gmina Hażlach W Cieszynie Bóg ma zupełnie inne imię
24-25 34-35
Stary Targ Porzondzymy pogadamy - Joanna Wowrzeczka
31-33
Kierunek Kultura Gdy na scenie pojawia się aktor... Taniec, a prawa dziecka „Wesele” z dofinansowaniem
38-40 42-44 46-47
Torebka jakby Damska Święta jak rzecz Niezwykłe przyjaźnie Grzechy przodków Echolokacja W tramwaju z tatą Alienacja Miłość w korporacji W drodze do teatru Batador świąteczny tort na batatach
50-51 52-53 54-55 57 58-59 60-62 64-66 68-69 70-71
Gimnastyka z Tramwajem Trzynieckie Mistrzostwa Świata Kryzys w cieszyńskim sporcie Bękarty Mundialu
74-75 76-77 78-80
Z A ŁO G A T R A M WA J U: DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk MOTORNICZY: Urszula Markowska tel. 577 148 965 KONDUKTORZY: Fryderyk Dral, Małgorzata Perz, Małgorzata Szklorz DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński tel. 602 571 638 PASAŻEROWIE: Amelia Witos, Florianus, Marcin Mońka, Robert Kania, Iwona Czarniak, Jacek Cwetler, Dariusz Bożek, Rafał Urbaczka, Daniel Korbel, Stanisław Przybysz-Malinowski, Mateusz Jonkowski ZAJEZDNIA: Cieszyn, ul. Mennicza 44 BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska 184 DRUKARNIA: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów, ul. Kaliny 7
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.fotopolska.eu opr. graficzne okładki Rafał Łęgowski DRUK OKŁADKI: KARTON-PAK CIESZYN, 43-400 Cieszyn , ul. Mleczna 13
·
·
·
·
·
„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
·
·
·
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
3
W potoku słów potrzebna nam cisza
Z
bliża się czas Świąt Bożego Narodzenia, dla mnie to również ważna rocznica, bo mijają trzy lata od ukazania się pierwszego numeru Tramwaju Cieszyńskiego. Długo zastanawiałam się jakie powinno być z tej okazji „słowo wstępu”. I chyba słowo właśnie stanie się jego zasłużonym bohaterem. Przeciętny mężczyzna dziennie wypowiada ok. 8 tyś słów, niestety wynik kobiet jest nieco inny. Jak podają statystyki kobieta wypowiada ok. 15 tyś słów dziennie, a wyjątkowe gaduły nawet 20 tyś. Jednak statystyki to tylko liczby, ale wypowiadane słowa to już nie tylko arytmetyka, a często ważny przekaz. Zdarza się, że autorom Tramwaju Cieszyńskiego przesyłam ilość znaków, oraz ilość wyrazów potrzebnych by zamknąć się w graficznych ramach. Każde napisane na naszych łamach słowo jest ważnym przekazem, opowieścią, może według niektórych wymądrzaniem, ale jest kierowane do konkretnych osób, do kogoś, kto bierze gazetę do reki i chce tych opowieści słuchać. Każdy z nas wypowiadane słowo dzięki temu musi dobrze przemyśleć i niejednokrotnie do niego wrócić, a czasem zmienić. I choć my możemy to słowo skorygować do momentu wysłania materiału do drukarni, to w życiu codziennym takich korekt nie ma. Wypowiadane słowa, rzucane często zbyt lekko i bez zastanowienia ośmieszają, poniżają czy nawet ranią. Słowa właśnie stały się ostatnio w naszym kraju wielkim orężem, które może ludzi zjednoczyć, ale równie mocno może ich podzielić. Dzisiaj ludźmi rządzi słowo choć zazwyczaj to bagatelizujemy. Również Kościół i wiara opiera się zbyt często na słowach, a powinna na miłości i czynach. Słowo, to również niespełnione obietnice, to kłamstwo i puste gadanie. Każdy z nas słyszał powtarzane hasło „słowo przeciw słowu”. W słowie właśnie szukamy winy, ale i usprawiedliwienia. Używamy słów czasem krzywdzących, bo przecież można, bo przecież po to mamy głos, bez konsekwencji, nie myśląc o tym co po nich pozostanie. Wymierzamy słowo jak pocisk przeciwko innym. A nawet taki pocisk może kogoś zranić czy nawet złamać. Nagrywamy się w tajemnicy na ogólnodostępne dyktafony by później właśnie słów używać przeciw sobie. 4
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
A przecież jedno słowo może komuś przynieść wolność. Jedno słowo może komuś odmienić życie na lepsze i jedno słowo może kogoś uszczęśliwić. Czas zbliżających się Świąt, bez względu na to w co wierzymy, może stać się czasem rozliczeń własnych słów, niedotrzymanych obietnic, może stać się również czasem tego dobrego słowa. W potoku słów potrzeba nam dzisiaj ciszy, by w niej właśnie znaleźć odwagę na słowo, które uszczęśliwi naszych bliskich. Dobre słowo nic nie kosztuje, więc nie musimy za nie płacić. Nie ważne czy jesteśmy bogaci czy biedni, nie ważne skąd pochodzimy i jaki wykonujemy zawód, ale wypowiadajmy słowa mając świadomość, że ich nie wymażemy, nie oddamy do redaktorskiej korekty i nie wytniemy w komputerowym programie. One pozostaną już na zawsze jeśli nie w nas, to w tych do których były kierowane. I właśnie tego chcę życzyć nam wszystkim, dziękując naszym czytelnikom, że od trzech lat naszych słów chcą słuchać . Dziękuję autorom, którzy Tramwaj Cieszyński tworzą za to, że ważąc każde słowo odpowiedzialnie się pod nim podpisują. W nadchodzącym Nowym Roku życzę nam wszystkim mądrych i dobrych słów.
G R U D Z I E Ń - S T YC Z E Ń
I M P R E Z K A L E N D A R Z
14-15.12.2019
9:00-18:00 Cieszynski Jarmark edycja II, Cieszyn
15.12.2019
16:00 i 19:00 Koncert Kolęd i Pastorałek, teatr im. Adama Mickiewicza, Cieszyn
18.12.2019
16:00 XVI Konkurs Gwar „Po cieszyńsku po obu stronach Olzy” dla dzieci i młodzieży, finał, Organizator Cieszyński Ośrodek Kultury, Dom Narodowy, Rynek 12
22.12.2019
9:00-13:00 Skarby Stela Targi staroci, targowisko Ustroń, ul. Brody
10.01.2020
18:00 KONCERT NOWOROCZNY - „GENTLEMAN PROJECT” piosenki Marka Grechuty, Zbigniewa Wodeckiego w wykonaniu Mateusza Mijała, Miejska Biblioteka Publiczna, ul. Wielkopolska 1a, Jastrzębie-Zdrój
18.01.2020
16:00 „RODZINA”, komedia Antoniego Słonimskiego w wykonaniu „Classic Balanga Teatr”, Dom Narodowy, Cieszyn
23.01.2020
20:00 KONCERT W MIESZKANIU - JOHN POTTER W CIESZYNIE. Jeśli chcesz poznać dokładny adres koncertu, wyślij e-mail na adres borowkamusic.promocja@gmail.com
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
5
FELIETON
KIERUNEK JAZDY
Cieszyn w czasach ostatnich Piastów, fot. arch. autora
KSI Ą Ż Ę C A WOLTA i kłopotliwa śląskość Florianus Ostatnio coraz częściej nachodzą mnie pytania dotyczące Śląska i śląskości. Co to właściwie jest Śląsk? na czym polega śląskość? Jakimi cechami się wyróżnia i jak się przejawia? a może Śląska już nie ma? Może Śląsk już dawno się skończył i śląskość jest tylko mglistym reliktem, niejasnym wspomnieniem, niezrozumiałym mitem? Może po Śląsku została tylko czarna dziura, a na skorupie ponad nią – bo owszem została jeszcze jakaś skorupa, wielka wydmuszka - a więc na tej drżącej od czasu do czasu skorupie majaczą tylko jakieś wieże kościołów, zamków i kopalnianych szybów? W jesiennym zaś powietrzu, gęstym i szaroburym od dymów z kominów i rur wydechowych, gdzieś na zamazanym horyzoncie zarysowują się monstrualne kominy opalanych węglem kamiennym elektrowni. Czy po Śląsku zostały więc tylko rdzewiejące konstrukcje, zaśmiecone pobocza, opary, szarobure miazmaty, spaliny, sadza i reliktowe widmo?
M i stąd pochodzę. Ale mam też kłopot ze Śląam kłopot z Polską, bo mieszkam na Śląsku
skiem. Ta kłopotliwość nie jest niczym nowym, osobliwym ani odosobnionym. W przeszłości śląskość stawała się kłopotem w chwilach kryzysów, tak zwanych dziejowych przełomów, które czasami przedłużały się w całe epoki, kiedy dochodziło do zaostrzenia konfliktów i otwartej walki o terytorium, rząd dusz i stan posiadania, kiedy jedna epoka niby to już się skończyła, a następna jeszcze się nie wyklarowała, jeszcze nie było jasne, w którą stronę sprawy się potoczą, jaka nastanie tu władza i jaki porządek wprowadzi. Tak było przed stu laty, po Wielkiej Wojnie, kiedy w Europie upadły feudalne imperia, nastały czasy bardziej demokratyczne, a nawet rewolucyjne i wydawało się, że prości ludzie mają prawo decydować o sobie, a tak zwane narody 6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
organizować się we własne państwa. Zaraz też się okazało, że bardzo przy tym łatwo o narodowe konflikty i międzynarodowa dyplomacja, gdzieś tam w Paryżu czy w Belgii, musi wymyślić jakiś międzynarodowy modus vivendi, jakąś formułę współżycia i przetrwania dla wszystkich, którzy wojnę przeżyli, a teraz coraz częściej byli w stanie skoczyć sobie do oczu, podpalić sąsiada, a nawet wysadzić go w powietrze. W gruncie rzeczy w środkowej Europie doszło w tym przejściowym okresie do kilku wojen domowych naraz, bo ci żołnierze, co jeszcze niedawno walczyli ramię w ramię w armii austro-węgierskiej lub pruskiej teraz wystąpili przeciwko sobie w walce o granice nowych państw powstających na ruinach dawnych imperiów. Śląsk stał się znowu obszarem spornym, terytorium, które trzeba było rozdzielić i rozgraniczyć. Aliancka dyplomacja,
KIERUNEK JAZDY
Czeski kancjonał cieszyński z czasów księcia Adama Wacława oraz portret Księcia Adama Wacława, co wykonał woltę na Boże Narodzenie AD 1609, fot. arch. autora.
która miała mętne pojęcie o Śląsku i jego kulturowej specyfice, zaproponowała, by śląskie konflikty terytorialne rozwiązywać poprzez plebiscyty czyli głosowanie ludności. Jednak na spornym Śląsku Cieszyńskim, po krótkiej wojnie polsko-czeskiej w styczniu 1919 roku, do plebiscytu nie doszło i półtora roku później alianccy dyplomaci podzielili obszar byłego już Księstwa Cieszyńskiego pomiędzy Polskę i Czechosłowację tak, że linia graniczna miała odtąd przebiegać na Olzie, co spowodowało, że sztucznie przepołowione miasto Cieszyn znalazło się z dnia na dzień w dwóch państwach. Czy Śląsk, który wewnętrznie rozgrodzono, pozamykano, poprzecinano granicami mógł być nadal Śląskiem? Czy wraz z nastaniem Polski pomiędzy Olzą i górną Wisłą całą tę zagmatwaną dotychczasową historię w 1920 roku można było ot tak odłożyć, usunąć, uznać za nieważną, niesłuszną, niebyłą i zasłonić ją historią Polski? Czy cieszyńscy Ślązacy przestali być Ślązakami, kiedy musieli stać się obywatelami II Rzeczypospolitej lub Czechosłowacji? Jak wiadomo wielu z nich miało kłopot zarówno z polskością jak i z czeskością. Nazywano ich Ślązakowcami i piętnowano jako narodowych zdrajców. I tu właśnie znajduje się najbardziej delikatny i drażliwy punkt. Ślązacy nie potrafili skonsolidować się narodowo, bo nie mieli literatury w swoim, śląskim języku. Ni tacy ni siacy ni owacy nie stowrzyli swojej odrębnej wspólnoty wyobrażonej, nie dostrzegli w sobie rozwojowego potencjału odrębnej narodowości, która mogłaby
dążyć do samostanowienia i utworzenia własnego państwa. Owszem, znaleźli się tacy, którzy o tym myśleli nawet jeszcze przed wybuchem Wielkiej Wojny, ale były to idee i polityczne koncepcje chyba zbyt trudne, zbyt wyrafinowane dla przeciętnego poddanego austro-węgierskiej monarchii. Cieszyńscy Ślązacy nie stworzyli więc swojej odrębnej śląskiej rady narodowej dla Księstwa Cieszyńskiego, ponieważ ich śląskość składała się z elementów słowiańskich i germańskich zarazem, a te w okresie narastających narodowych euforii zaczęły wzajemnie się wykluczać. Nagle trzeba było się jednoznacznie określić, wyznaczyć wyraźną granicę, przybrać swoje jednoznaczne barwy, sztandary, godła i kokardy. Twórcy narodowych wspólnot wyobrażonych, budziciele i szermierze narodowych wartości, woleli widzieć świat w czarno – białych barwach, według prostego podziału my – oni, który musiał doprowadzić do wyznaczania granic, budowania bunkrów, stawiania murów, urzędów celnych i posterunków straży granicznej na mostach. A także do zrywania szyn tramwajowych, po których tramwaj przewoził pasażerów z jednej strony rzeki na drugą, na dworzec skąd można było wyjechać w daleki świat. Cieszyńska śląskość miała skomplikowany, różnorodny, wielowymiarowy charakter, budowała się na zróżnicowanym, przejściowym podłożu, gdzie współistniały różne języki, różne wierzenia, różne kultury, które razem tworzyły szczególny, dynamiczny splot, wielobarwną, żywą mozaikę. W takim mieście, aby się TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
7
KIERUNEK JAZDY
dobrze porozumieć, należało być poliglotą, a z cieszyńskiego językowego tygla – pograniczno-przelotowego tygla - ucierała się lokalna gwara, w której słyszało się elementy wielu różnych języków, osadzały się różne językowe warstwy i wpływy, nanosy i naleciałości. Tak to się kształtowało co najmniej od XVI wieku, kiedy do Księstwa Cieszyńskiego dotarły idee Marcina Lutra i reformacji. Odtąd cieszyński Ślązak musiał mieć problem z własną tożsamością, musiał się czuć zagrożony w podstawach swojej wiary, musiał brać pod uwagę, że jego świat może się przewrócić, rozsypać się w gruz. Zwłaszcza od czasu kiedy na Boże Narodzenie w 1609 roku cieszyński książę Adam Wacław niespodziewanie porzucił wiarę ewangelicką i na Zamku w Pradze konwertował na katolicyzm, poczciwy cieszyński Ślązak musiał się jakoś zabezpieczyć, uznać, że jego ojczyzna jest przejściowa, że przechodzi z rąk do rąk, a chorągiewki tu furkoczą zgodnie z kierunkiem wiatru, a pod wiatr lepiej nie sikać. Musiał też wziąć pod uwagę, że stąd wyjedzie, że będzie zmuszony porzucić swoją małą ojczyznę i gdzie indziej swojej szukać swojej synczyzny. Musiał też taki bardziej świadomy cieszyński Ślązak odkryć z zakłopotaniem, że Cieszyn i cieszyńska śląskość to mogą być formy bardzo niejednoznaczne, wewnętrznie sprzeczne i skomplikowane, które trzeba jakoś ogarnąć, wewnętrznie pogodzić, choć niekoniecznie dobrze do siebie pasują i zestroić w jakąś całość, dzięki której można byłoby przetrwać. Kościelne hierarchie i polityczne władze zazwyczaj nie sprzyjały tak wyrafinowanym operacjom. Technologia władzy najczęściej polega na wykluczaniu, wyjmowaniu spod prawa, obcinaniu osobliwości, odrzucaniu inności, dyskryminowaniu mniejszości, nawracaniu na swoją wiarę, podporządkowywaniu i kontrolowaniu całości, egzekwowaniu przepisów i pobieraniu danin. Polityka otwarcia i szerokiego porozumienia, wymagająca elastyczności, wyobraźni, dobrej woli, tolerancji, raczej należy do rzadkości. W 1610 roku książę Adam Wacław anulował swój dyplom gwarantujący cieszyńskim ewangelikom wyłączność ich wyznania w Cieszynie ( posiekał go rapierem na oczach rajców, co świadczy o jego niepospolitym temperamencie), wprowadził w swoim księstwie zasadę cuius regio eius religio i jako władca nawrócony na katolicyzm rozpoczął jego rekatolizację. Napotkał jednak na twardy opór ze strony wszystkich miejscowych stanów – szlachty, mieszczaństwa, nawet chłopstwa. W praktyce początkowo na katolicyzm nawrócił się tylko książęcy dwór, zaś rekatolizacją poddanych miały się zająć przywrócone do Cieszyna zakony. Książę Adam Wacław okazał się szkopyrtokiem, wielkim wzorem dla przyszłych śląskich szkopyrtoków. Słówka tego nie ma w „Słowniku dyalektycznym Księstwa Cieszyńskiego” 8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Andrzeja Cinciały, ale jest to słówko z gwary cieszyńskiej. Wywodzi się od czeskiego bezokolicznika „škoprtnout”, co znaczy przewrócić się. Czy szkopyrtok to ktoś, kto się przewrócił, ale już nie wstał i dalej musi iść przez życie na czworakach? Czy to ktoś, kto odwrócił się od własnych korzeni i dalej kroczy dumnie pod inną flagą? Ale może przy własnych korzeniach nie zawsze należy trwać? Nie rzucim ziemi skąd nasz ród? O co chodzi? Czy nie widać, że podczas nieporzucania ziemi, zniszczyliśmy ją i zatruli, a nasze rodziny są rozbite? Kto dzisiaj wierzy w mit ziemi i rodu? Czy trwanie przy tzw. korzeniach nie jest przypadkiem samooszukiwaniem się i głupstwem? Czy rzeczywiście jest to dobre, mądre i piękne, a także słuszne i sprawiedliwe? Czy nie można inaczej? Czy trzeba tkwić uparcie, ślepo i bezrozumnie przy własnych tradycjach, przyzwyczajeniach, przekonaniach? Tak czy inaczej przyjmujemy inną kulturę. Nie ma od tego ucieczki. Nie ma bez tego rozwoju i modernizacji. Bo czyż nasza kultura jest najlepsza? A inne kultury gorsze? A może inne kultury też są najlepsze? I co w tej sytuacji? Dochodzi do konfliktu samych najlepszych kultur, do wojny kulturowej. Czy nie byłoby więc rozumniej jakoś wyluzować? Uspokoić się i przede wszystkim zastanowić się nad sobą i nad sytuacją świata, w którym żyjemy. Zrozumieniu siebie nie sprzyja jednak założenie, że jest się lepszym od innych, że moja wiara i styl życia są najlepsze i najwłaściwsze, a moje poglądy i przekonania jedynie słuszne. Czy nie jest rozsądniej porzucić tego typu błędne i szkodliwe założenia? Może trzeba zrzucić stęchłą, złuszczoną skórę i zmienić groteskową maskę? Może trzeba wreszcie swoje życie zmienić, a nie zmuszać innych, aby dostosowali się do nas? Może już czas najwyższy, aby wykonać woltę? Czy zatem trzeba od razu potępiać wyznaniową woltę księcia Adama Wacława, uznając w niej jedynie przejaw konformistycznego egoizmu i politycznego cynizmu? Chciał ocalić skórę, władzę, pozycję, splendory. Nie ma w tym nic szczególnie nagannego. Można to zrozumieć. Sprawy religii traktował książę instrumentalnie i koniunkturalnie. Tak właśnie zachowują się ludzie władzy i polityki. Ale nie tylko. Może tak w gruncie rzeczy traktujemy je wszyscy. Może nasz książę zrozumiał, że wyznanie religijne czy kultura to kwestia indywidualnego wyboru, często jednak dokonywanego pod przymusem niemiłych okoliczności albo przez przemożne ciążenie tak zwanej tradycji. Czasy nie były spokojne, od południa zagrażali Turcy, przeciwko którym wyprawiał się książę. Może ruszał w bój nie tylko przez żądzę przygód, lecz także z chęci zapewnienia bezpieczeństwa swoim poddanym? Ciekawe, że jego dewizą i to jeszcze w czasach kiedy uchodził za zagorzałego ewangelika było Nusquam Tuta Fides, co znaczy Wiara nigdzie
KIERUNEK JAZDY
Czy po skoku w 2020 rok będzie nam do śmiechu? Fot. arch. autora
nie jest bezpieczna i jest cytatem z „Eneidy” Wergiliusza. Czyżby wyczuł pismo nosem, a jego dewiza stała się samosprawdzającą się przepowiednią? Nasz książę znał więc łacinę, czytywał Wergiliusza i wiedział, co się stało z Troją. Uważał się chyba za rycerza chrześcijańskiego (ach te dziwaczne złudzenia o sobie, którym tak uporczywie wierzymy). Księżniczka Elżbieta, jego kurlandzka żona, była skoligacona z krzyżakami. Nasz książę na co dzień oficjalnie i prywatnie posługiwał się językiem niemieckim. Musiał się go dobrze nauczyć na drezdeńskim dworze Wettynów, gdzie panowała podobno wesoła atmosfera, choć książę elektor Krystian I skłaniał się ku kalwinizmowi, za którym luteranie w tamtych czasach nie przepadali, a niektórzy z nich, jak choćby Jerzyk Trzanowski, uważali go za zło nawet gorsze niż rzymski katolicyzm. Zarówno książę jak i Trzanowski posługiwali się także na co dzień językiem czeskim, bo byli ludźmi wykształconymi, w tym języku śpiewali pieśni z kancjonałów, a także czytywali Biblię. Jednak z pewnością nie posługiwali się językiem polskim, a twierdzenie, że na cieszyńskim dworze książęcym w XVI czy w XVII wieku mówiono po polsku należy uznać za polskie narodowe pobożne życzenie. Śląsko-kurlandzka para książęca miała pięcioro dzieci. Niestety, Elżbieta zmarła kilka dni po urodzeniu ostatniego potomka w 1601 roku nie dożywszy nawet 25 lat. Najmłodszy potomek książęcy miał na imię Fryderyk Wilhelm i okazał się ostatnim śląskim Piastem. Najpierw wychowywano go w duchu religii ewangelickiej i renesansowego humanizmu. Jego wychowawcami byli Timotheus Lovczani, pochodzący
ze Słowacji duchowny ewangelicki oraz Baltazar Exner, wybitny śląski humanista i łaciński poeta. W 1611 roku nawrócony na katolicyzm książę Adam Wacław przepędził obu tych zacnych mężów z cieszyńskiego zamku, a swojego synka wysłał na wychowanie jezuitom do Monachium. Pobożność ziemskich władców, nawet lokalnych kacyków, zawsze należy traktować z dystansem, dużą dozą podejrzliwości i ostrożności. Pod pozorem kościelnej wiary hierarchowie i władcy zazwyczaj celebrują swoją władzę, stanowiska, zaszczyty, przywileje i kult własnej osoby. Często towarzyszy temu życie ponad stan na koszt innych, obłuda, pycha i ogólny rozstrój moralny. Nie inaczej było z naszym księciem, którego wydatki na dworskie splendory i zaciągane od cieszyńskich mieszczan długi doprowadziły księstwo na skraj bankructwa. W dodatku ochmistrzyni jego dworu, przybyła z Brna rozwódka Marketa Kostlach, była zarazem jego kochanką. Miał z nią dziecko, jako damę dworu zabierał na wystawne pielgrzymki, podarował jej Marklowice i Brzezówkę, obdarowywał intratnymi przywilejami, ale i ona umarła młodo. Jego wyprawy wojenne były kosztowne, a w czasach pokoju tym bardziej nie zamierzał udawać skromnisia. Na uroczystości złożenia hołdu lennego cesarzowi Maciejowi Habsburgowi we Wrocławiu towarzyszył mu niemal trzystuosobowy orszak. Nawrócenie na katolicyzm, bombastyczny, spektakularny hołd złożony królowi Czech, kosztowne wyprawy wojskowe i pielgrzymki – wszystko to miało służyć potwierdzeniu lojalności wobec cesarza Macieja i rozszerzeniu perspektyw politycznej kariery. Kariera księcia kulminowała w 1617 roku, kiedy został mianowany starostą generalnym Śląska. Stało się to na początku lutego owego roku. A na początku stycznia książę pochował swoją konkubinę Marketę Kostlachową. Jaka była przyczyna jej śmierci? Może za bardzo zaszalała z księciem na sylwestra? No i już się nie podniosła. Czy urząd generalnego starosty Śląska mógł pocieszyć cieszyńskiego księcia w żałobie? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że w urzędzie nie wytrwał nawet pół roku. Zmarł 13 lipca 1617 w wieku 42 lat. Stało się to w Brandysie pod Cieszynem po drugiej stronie Olzy. Gdzieś wyczytałem, że właściwą przyczyną książęcej śmierci był syfilis. Ale czemu akurat śmierć dopadła go w Brandysie? Na syfilis umierało się wtedy w wyższych sferach często. Jeszcze długo nie było na francę lekarstwa. Może książę właśnie dokądś wyjeżdżał, zgrzał się i zasłabł. Miał krewki temperament i może właśnie dlatego już się nie pozbierał. A może przestraszył się nowego króla Czech, Ferdynanda II Habsburga, który właśnie zaczął przejmować władzę w Pradze i z którym zapewne wszystko trzeba było ułożyć na nowo. Umierając, może widział na horyzoncie wieże swojego zamku. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
9
KIERUNEK JAZDY
A jaki ta historia ma związek z dręczącymi mnie pytaniami o śląskość? Choć to bardzo niewielki wyrywek śląskocieszyńskich dziejów, to jednak co nieco można z niego wyczytać. Na przykład to, że książę Adam Wacław miał poniekąd paradoksalną, bardzo pojemną osobowość, chyba tylko na pozór skomplikowaną czy wewnętrznie sprzeczną. Jego pochodzenia i tożsamości nie sposób określić w kategoriach narodowych, które w jego czasach w ogóle nie były stosowane. W takich przypadkach posługiwano się kategoriami dynastycznymi. A dynastycznie wywodził się nasz książę po ojcu ze śląskich Piastów, o których polscy historycy donoszą, że się zniemczyli i - po matce – z saskich Wettynów. Polscy historycy mówią o zniemczeniu, bo polska historiografia jest od wieków antyniemiecka. A nasz książę wychowywał się w Dreźnie, panował w Cieszynie, bojował na terenie dzisiejszej Słowacji i Węgier, lubił pokazywać się na dworze swojego cesarza w Pradze, skąd do Cieszyna przenosił kulturowe i obyczajowe wzorce, jego żona pochodziła z Kurlandii ( czyli dzisiejszej Estonii), kochanka zaś pochodziła z Krems nad Dunajem, a przyjechała do Cieszyna z Brna. Czy książę był Ślązakiem? Czy reprezentował opcję niemiecką czy czeską? Czy - jak jego poddany Georgius Tranoscius - określał się jako Teschinio-Silesius? Ale przecież Adam Wacław nie musiał wpisywać swojego nazwiska w żadne rubryki. Bo był księciem. I fertig. Mógł robić, co mu się żywnie podoba i co mu pasuje. Aczkolwiek tylko do pewnego stopnia, o ile nie zagrażało to jego pozycji. Swoją wyznaniową woltą wywołał poważny kryzys, wskutek czego poddani w jego księstwie musieli się wyraźnie określić tak albo siak. Katolik albo luter, a jak nie katolik to won. Ten kryzys zapowiadał już apokalipsę wojny trzydziestoletniej. A najbardziej zdumiewało to, że jeszcze niedawno był sobie nasz książę gorliwym ewangelikiem. To się nie mieściło w ówczesnych cieszyńskich, mieszczańskich głowach. Książę wyrzekł się zreformowanej wiary, w której się był wychował i którą nawet dość długo w swoim księstwie utwierdzał. Dzisiejsi pieniacze i fanatycy powiedzieliby, że zdradził swoich, przeszedł na stronę wroga, zaprzedał się, jest skorumpowany politycznie, że to kreatura bez moralnego i ideowego kręgosłupa. Czy nam to coś przypomina z obecnego życia politycznego na Śląsku? Na podstawie takich historii trudno definiować cieszyńską śląskość, choć to właśnie one wytworzyły specyfikę i koloryt tego szczególnego, środkowoeuropejskiego pasażu wzdłuż Olzy u podnóża Beskidu. Tego rodzaju ogólniki trzeba jednak stale konkretyzować sobie na nowo. Przyjęło się, że śląskość to kategoria tożsamościowa, a tożsamość ma jednak zmienny, kulturowy charakter. Poza tym śląskość niejedno ma imię 10
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
i jest wewnętrznie zróżnicowana tak, jak zróżnicowane są tzw. śląskie gwary. W gwarze cieszyńskiej odcisnęła się także polityka cieszyńskich książąt. Cieszyńska historia to osobliwe kłębowisko, w którym kotłuje się coś słowiańskiego i coś germańskiego, coś łacińskiego i coś luterskiego, coś wiedeńskiego i coś praskiego, coś pasterskiego i coś mieszczańskiego, coś szlacheckiego i coś chłopskiego, coś robotniczego i coś przemytniczego, coś żydowskiego i coś cygańskiego. Czasem coś rewolucyjnego, czasem coś zachowawczego i staroświeckiego. Nie sposób to wszystko wpisać do jednej rubryki, zaksięgować w jednej tabelce, ustawić pod jednym sztandarem, wyśpiewać w jednej piosence tylko w jednym języku. Śląskość to kłopotliwa kulturowa hybryda. Na przeszłość Śląska patrzymy przez okulary aktualnych przeświadczeń, wmówień, złudzeń i emocji. Na fakty dawnej kultury narzucamy schematy własnych nawyków, ignorancji i negatyw zbiorowej nieświadomości. W nieporadnych opisach i interpretacjach przeszłości przyjmujemy narodowe punkty widzenia, stosujemy się do wymogów politycznej poprawności i dyskursu narzuconego przez aktualne władze. Takie podejście jest błędne, fałszywe, wykluczające. Ale dawny żywioł tak czy inaczej dociera do nas w różnojęzycznych odpryskach, w kolorowych skrawkach i dziwacznych strzępach. Tłumaczymy je sobie na nasze, a jeszcze częściej nie tłumaczymy ich wcale, bo nam się wydaje, że wiemy, o co chodzi. Machinalnie absolutyzujemy to, co jest doczesne, przejściowe i ulotne, a przy tym jakoś dla nas korzystne. Tak na dobrą sprawę nie wiemy, co jest nasze, a co nie, co swojskie, a co obce. Wybieramy to, co nam odpowiada. Żyjemy rodzinnymi mitami, pokoleniowymi stereotypami, urojeniami mediów, paranoją bieżącej polityki i pornografią konsumpcji. W końcu jednak dociera do nas, że dookoła coś jest nie halo i czujemy, że coś nas uwiera, zatruwa, ogłupia, że sami wreszcie będziemy musieli coś zmienić, bo narasta jakieś zagrożenie, które ma globalny charakter, nie tylko śląski, polski, czeski czy niemiecki. Wydzwaniają do nas oszuści z Afryki, fala zalewa Wenecję, magnoliom wyrzynają się pąki w listopadzie, na Islandii budzi się wulkan, coraz dłużej stoi się w korkach, dostajemy coraz więcej spamu, woda smakuje jak plastik. Czy już trzeba zmienić hierarchię naszych wartości i styl życia? Może trzeba stąd wyjechać? Ale dokąd właściwie? Gdzie nam będzie lepiej? Może jednak nie trzeba od śląskiego węzła gordyjskiego odcinać się wyjazdem? Na razie więc zróbmy hop – śmiały skok w nowy rok. Wyskoczmy naprzeciw nadchodzącemu kryzysowi. Byle przy tym nie stracić równowagi, nie upaść i nie stracić twarzy. Byle przy tym nie było strat w ludziach.
Wszystkim klientom, kontrahentom oraz przyjaciołom życzymy pełnych miłości i spokoju Świąt Bożego Narodzenia. niech Nowy Rok 2020 przyniesie państwu tę odrobinę szczęścia, która sprawi, że wszystkie podjęte działania zakończą się sukcesem. pracownicy i zarząd Banku Spółdzielczego w Cieszynie
ZAPRASZAMY DO KORZYSTANIA Z NASZYCH USŁUG
WYŻSZA BRAMA
Czcigodny Towarzyszu! Mam do Ciebie następującą prośbę. Mój najstarszy syn Vladislav we wrześniu wstąpił do Legionu Polskiego i wyjechał do Krakowa skąd po podstawowym szkoleniu wyjechał z Legionem na Węgry... (fragment listu)
Przyjaciele Polaków Daniel korbel
Jan Prokeš – działacz robotniczy i narodowy oraz jeden z najbardziej zasłużonych ojców miasta Morawska Ostrawa, m.in. stał na czele jej władz w latach 1918-1935 r. ten czeski „budziciel”, był także przyjacielem Polaków.
P
o roku 1848 i Wiośnie Ludów, Polacy i Czesi na Śląsku Cieszyńskim współpracowali, broniąc się przeciwko dominującym Niemcom i postępującej germanizacji. Wspierali się wzajemnie na poziomie gmin i miast, a później także w sejmie w Opawie i w Radzie Państwa w Wiedniu. Niestety wraz z rosnącym nacjonalizmem, pod koniec XIX w., bliskie sobie nagrody i ich polityczni przedstawiciele zaczęli ze sobą konkurować i zwalczać się nawzajem. W tej wojnie „o duszę ludu”, walczono m.in. o to, czy w poszczególnych miejscowościach będą szkoły polskie albo czeskie, czy w szkołach utrakwistycznych drugim językiem nauczania obok niemieckiego będzie czeski lub polski. Niemcy oczywiście nie pozostawali bierni i podsycali czesko-polskie spory, a jednocześnie współtworzyli i wspierali rozwój proniemieckiego ruchu ślązakowskiego, kierowanego przez Józefa Kożdonia.
Jan Prokeš, fot. Wikimedia
12
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Obszarem współpracy czesko-polskiej pozostał ruch związkowy i socjalistyczny, sprawy robotnicze i socjalne. Czescy lewicowi działacze m.in. Peter Cingr i Jan Prokeš, współpracowali z liderami PPSD: Tadeuszem Regerem, Ryszardem Kunickim oraz Henrykiem i Dorotą Kłuszyńskimi. Choć wśród środowisk socjalistycznych i socjaldemokratycznych również nie brakowało tarć na tle narodowościowym, to jednak wspólna niedola eksploatowanych ponad miarę górników i robotników, utrzymała między nimi więzy solidarności. O tym, że nie była to tylko internacjonalistyczna i klasowa współpraca, przekonuje przykład przyszłego burmistrza Morawskiej Ostrawy. Od przełomu XIX i XX w. pochodzący z Moraw Jan Prokeš należał w ruchu lewicowym do autonomistów dążących do wyodrębnienia samodzielnych czeskich organizacji politycznych i związkowych. Obok pracy nad wzbudzeniem i rozwojem świadomości narodowej ludności czeskiej na austriackim Śląsku, starał się jednocześnie łagodzić czesko-polskie spory. Kierowany przez niego ostrawski organ prasowy czeskich socjaldemokratów „Duch času” m.in. w 1901 r., potępiał „garstkę patriotycznych czeskich inżynierów” (wymieniając wielu z nich z nazwiska), a z drugiej strony polskich tzw. „radykałów frysztackich” za „fanatyzowanie” mas robotniczych. Na łamach swego pisma wielokrotnie popierał także postulaty utworzenia szkół polskich dla ludności polskiej mieszkającej w Ostrawie, Witkowicach i w miejscowościach na zachodnich rubieżach Śląska Cieszyńskiego, gdzie przeważała już ludność czeska. O tym jaki duch braterstwa wobec Polaków panował w jego rodzinie świadczy postawa najstarszego syna - Vladislava
WYŻSZA BRAMA
Prokeša ur. w 1896 r. w Morawskiej Ostrawie. Kiedy w sierpniu 1914 r. jego polscy koledzy z Polskiej i Morawskiej Ostrawy ruszyli do Cieszyna, żeby zgłosić się do Legionów, Vladislav dołączył do nich. 21 września 1914 r. wymaszerował z towarzyszami z Legionu Śląskiego do Mszany Dolnej, gdzie został wcielony do I batalionu 3 pułku Vladislav Prokeš, lata 30., fot. arch. autora II Brygady Legionów Polskich. Poszedł bić się o wolną Polskę ryzykując dla niej młode życie. Po kilku miesiącach konktakt listowny z synem się urwał i zatroskani rodzice obawiali się już najgorszego. Jan Prokeš napisał więc list do swojego starego socjalistycznego towarzysza - Tadeusza Regera, który od 17 wrześna 1914 r. pełnił funkcję wojskowego komisarza Legionów Polskich w Cieszynie: Czcigodny Towarzyszu! Mam do Ciebie następującą prośbę. Mój najstarszy syn Vladislav we wrześniu wstąpił do Legionu Polskiego i wyjechał do Krakowa skąd po podstawowym szkoleniu wyjechał z Legionem na Węgry. Pierwszą wiadomość, otrzymałem od niego 18.11. z Pesztu. Został przydzielony do 3 Pułku Legionów do prowiantury. Podał nam numer poczty polowej. Pisaliśmy do niego kilka razy, ale on nie otrzymał tych listów jak nam to napisał z Rafajłowej. Za odważne zachowanie został kilkakrotnie pochwalony przez pułkownika, a następnie awansowany na kaprala. Służy w 3 Pułku Legionów Polskich w I batalionie. Możesz mi doradzić, gdzie mam pisać, aby listy do niego docierały? Właściwie nawet nie wiem, czy on jeszcze żyje, ponieważ jego ostatni list z Rafajłowej nosi datę 9.12.1914. Proszę, pomóż mi, być może z Twoja pomocą, mógłbym pisać do synka, żeby listy dochodziły. Chcemy mu również coś wysłać. Na Twoją czcigodną odpowiedź czekam i pozdrawiam
Jesienią 1918 r. upadł tron Habsburgów, a Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego w Cieszynie i Zemský národní výbor pro Slezsko w Ostrawie weszły w spór o Śląsk Cieszyński. Jan Prokeš należał do czołowych działaczy czeskich walczących o przyłączenie regionu do Republiki Czechosłowackiej. 23 stycznia 1919 r. został także wyznaczony jednym z komisarzy rządowych, którzy mieli objąć w imieniu rządu czeskiego władzę nad zajmowanymi miejscowościami, kopalniami i hutami. Jednak patriotyzm, twarde stawianie interesów czeskich, nie pozbawiły go pozytywnego nastawienia do Polaków. Kiedy zorientował się jak brutalnie postępują czescy legionarze z polskimi żołnierzami wziętymi do niewoli, a przede wszystkim z górnikami i robotnikami, którzy bronili swoich domów m.in. w Karwinie i Dąbrowie próbował interweniować. Niestety wizyta w sztabie ppłk Šnejdárka nic nie dała. Dowódca wojsk czeskich uznał polskich cywilów złapanych z bronią w ręku za partyzantów i bandytów podlegających zgodnie z prawami wojny karze śmierci. Jan Prokeš jednak nie zrezygnował i 13 lutego 1919 r. w „Duch času”, opublikowano artykuł, w którym ostro protestowano przeciwko zachowaniu wojsk czeskich na Śląsku Cieszyńskim. Apelowano o zmianę tego postępowania, tak podobnego do niemieckich i austriackich praktyk z czasu I wojny światowej. Przypomniano, że uzbrojonego milicjanta lub cywila można rozbroić i aresztować bez egzekucji i wieszania. 16 lutego krytykę powtórzyło „Právo Lidu” (w nr 41), a za nim przedrukowała te informacje „Bohemie”. Sprawa nabrała tak dużego rozgłosu, że 20 lutego 1919 r. na posiedzeniu parlamentu w Pradze musiał się do tych prasowych zarzutów odnieść minister Obrony Narodowej Václav Klofáč. Odrzucił te oskarżenia wobec żołnierzy i wziął ich w obronę. Lakonicznie przyznał jedynie, że doszło do kilku „nieprawidłowości”, których nie da się uniknąć w czasie wojny, ale skrytykował jednocześnie czeską prasę. Jednak nagłośnienie tej sprawy przyśpieszyło wymianę jeńców i internowanych pomiędzy obiema stronami.
Jan Prokeš. Morawska Ostrawa 13.1.1915. Nie wiemy (na razie?) jak wyglądała pomoc Tadeusza Regera i dalsze wojenne losy dzielnego Vladislava Prokeša, który przeżył i wrócił do domu, do Ostrawy, ale Jan Prokeš pozostał przyjacielem Polaków.
Tadeusz Reger, wojskowy komisarz Legionów Polskich w Cieszynie
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
13
WYŻSZA BRAMA
Szpital wojskowy, od 1924r. Dom Narodowy, Dziedzice
lazaret w Dziedzicach
Ja
cek
Cwet
ler
w czasach i wojny światowej i w okresie powstań śląskich
Pod koniec i wojny światowej w Dziedzicach (dziś czechowice-Dziedzice) zorganizowano szpital dezynfekcyjny iV armii austriackiej. Na potrzeby wojskowego szpitala przejęto: szkołę dziedzicką, klasztor ss. Felicjanek, zabudowania fabryki konserw (tzw śledziownia) oraz budynki gospodarcze miejscowych gospodarzy.
P
onieważ prowizoryczne „budynki” szpitalne szybko zapełniły się rannymi i chorymi żołnierzami z różnych frontów ( m.in. z terenów Podkarpacia, Małopolski, Rosji, Włoch, etc) powstała potrzeba wybudowania szpitala wojskowego z prawdziwego zdarzenia. Szpital takowy (lazaret) wraz z obozem kwarantanny dla jeńców wojennych powstał w Dziedzicach w początkach 1915 roku. Składał się z wielu baraków położonych w pobliżu stacji kolejowej. Centralny budynek, niedaleko stacji pomp i wieży ciśnień zajmowała komendantura szpitala. Lazaret służył Austriakom do końca I wojny światowej, a później był wykorzystywany przez władze polskie oraz dla zabezpieczenia potrzeb medycznych powstańcom śląskim, szczególnie w okresie maja i sierpnia 1921 roku (III powstanie śląskie). W niepodległej Polsce szpitalem 14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
kierowali: kpt. WP dr S. Hamerski i dr mjr Bronisław Wachulski. W szpitalu pracowała także żona doktora Wachulskiego, Wanda, jako pielęgniarka operacyjna. W szpitalu w Dziedzicach pracowało wiele miejscowych wolontariuszek. W 1919 roku Dziedzice i okoliczne wsie znalazły się na obszarze walk powstańców I powstania śląskiego. Odziały powstańcze, które walczyły z niemieckim Grenzschutzem w Łące, Polskiej Wiśle, Grzawie i Goczałkowicach, zostały wyparte przez Niemców do Dziedzic, znajdujących się już na terenie Polski. Leopold Piesko w swoich wspomnieniach tak zapisał te chwile: „... Obie walczące strony jęły się obrzucać granatami ręcznymi. Powstańcy musieli się wobec silnego wroga wycofać, korzystając z mroku.... Z powodu przeważających sił
WYŻSZA BRAMA
Szpital wojskowy, Dziedzice 1916 r.
niemieckichi lepszego uzbrojenia Grenzschutzu – Niemcy dysponowali nawet pociągiem pancernym, który z pozycji żelaznego mostu kolejowego na Wiśle skierował kilka pocisków artleryjskich w stronę Dziedzic i Czechowic Żebraczy – powstańcy wycofali się rankiem do Dziedzic.” W czasie walk powstańczych w okolicach Dziedzic zginęło 7 powstańców, którzy pochowani są na miejscowym cmentarzu, w Mogile Poległych i Pomordowanych w I i II wojnie światowej. Ze Strumienia do Dziedzic przeniosło sie dowództwo powstańcze powiatu pszczyńskiego. Wojsko Polskie, 27 pułk piechoty - wzmocniło tereny przygraniczne, a żołnierze zostali zakwaterwowani w dziedzickiej szkole i w szpitalu wojskowym. W dniach 16-17 sierpnia 1919 r. powstańcy, z obszaru Dziedzic, podejmowali ataki na niemieckie pozycje znajdujące się w Goczałkowicach. 22 sierpnia z Dziedzic poprowadzono kolejny atak na Goczałkowice. Zdobyto niemiecki posterunek, dworzec kolejowy, w ręce powstańców wpadła kasa wojskowa oraz broń maszynowa. Następnego dnia powstańcy przypuścili ataki na niemieckie pozycje w Grzawie, Polskiej Wiśle i Goczałkowicach. Wieczorem wycofali się do Dziedzic, przynosząc zdobyczną broń, amunicję, opatrunki i lekarstwa. W sierpniowych dniach I powstania śląskiego, kwatera powstańców znajdowała się w gospodzie Jana Stryczka, a ranni i chorzy przebywali w szpitalu
wojskowym, który znajdował się na terenie dziedzickiego targowiska (dawny austriacki szpital wojskowy). Powstańcy znależli także schronienie na dziedzickiej plebanii przy kościele pw. NMP Wspomożenia Wiernych, w izbach szkolnych oraz w budynkach dziedzickich gospodarzy znajdujących się w sąsiedztwie kościoła. W Dziedzicach działał Komitet Opieki nad Powstańcami, którym kierowali: Elżbieta Kasperlik, Maria Stryczek i ksiądz Faustyn Herman. Po upadku powstania, 24 sierpnia 1919 r., wielu powstańców pozostało w Dziedzicach, a także w okolicznych wsiach i miejscowościach. Jeden z komendantów dowództwa powstańczego powiatu pszczyńskiego Stanisław Krzyżanowski ożenił się z Marią Stryczkówną, która działała w Komitecie Pomocy Powstańcom. Dziedzice nie odegrały żadnej roli w II powstaniu śląskim, które rozegrało się w dniach 19-25 sierpnia 1920 roku, gdyż zbyt krótko trwało i toczyło się w innych częściach Górnego Śląska. Odegrały natomiast znaczącą rolę w III powstaniu śląskim, zabezpieczając je od strony medycznej i sanitarnej. Przygotowania do zorganizowania w szpitalu wojskowym w Dziedzicach zaplecza sanitarnego dla powstania rozpoczęto już w początkach 1921 roku. W styczniu Dowództwo Obrony Plebiscytu (tajna śląska organizacja wojskowa) przygotowało zabezpieczenie medyczne dla TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
15
WYŻSZA BRAMA
obszaru Górnego Śląska objętego plebiscytem. Kadrę stanowili polscy lekarze i sanitariusze urlopowani na ten czas z oddziałów medycznych Wojska Polskiego, studenci medycyny, pielęgniarki, sanitariuszki oraz miejscowa ludność. Wszystkimi sprawami medycznymi na pograniczu Polski i Górnego Śląska kierowały dwie organizacje, Wydział Sanitarny DOP w Sosnowcu i Referat Sanitarny Głównego Inspektoratu DOP w Chorzowie. Wydział Sanitarny DOP dysponował 9 lekarzami, 13 studentami medycyny, jednym farmaceutą i 310 sanitariuszami. Na powyższym pograniczu stacjonowało 5 kolumn sanitarnych: w Milowicach, Bobrownikach, Herbach, Żytniowie i Chybiu. Dodatkowo w Będzinie znajdowała się kolumna dezynfekcyjna, w Ząbkowicach pociąg sanitarny, a w Sosnowcu składnica sanitarna. Powstały placówki sanitarne w Sosnowcu, Dziedzicach, Praszce, Częstochowie i Zebrzydowicach. Rozkazem polskiego Ministerstwa Spraw Wojskowych rannych i chorych miały przyjmować szpitale w Bielsku, Cieszynie, Częstochowie, Dziedzicach i Zawierciu. Prowadzona była ścisła współpraca z sanitariatem Wojska Polskiego oraz z Departamentem Sanitarnym MSW w Warszawie. Podjęto współpracę z 21 delegaturami PCK na Górnym Śląsku oraz Zarządem Głównym PCK w Warszawie. Współpraca z PCK dotyczyła przede wszystkim uzupełnień personelu medycznego i sanitarnego, zaopatrzenia w sprzęt medyczny i opatrunki oraz organizacji służby sanitarnej. Wiele sióstr PCK ze Śląska i z Polski służyło w punktach opatrunkowych, w punktach sanitarno-odżywczych, w szpitalach polowych, na stacjach zbornych do ewakuacji rannych oraz w pociągach sanitarnych. Rozkaz operacyjny z dnia 22 kwietnia 1921 r. podzielił siły powstańcze na trzy okręgi taktyczne: „Południe”, „Północ” i „Wschód”. Grupa „Południe”, obejmująca swym zasięgiem tereny powiatów: pszczyńskiego, rybnickiego i raciborskiego, miała do dyspozycji szpital w Dziedzicach. Szefem sanitarnym tej grupy był dr T. Hechelski ps. „Korczak”. Na czele zabezpieczenia sanitarnego stał szef sanitarny DOP mjr dr A. Kolszewski ps.”Wilczek”, a naczelnym lekarzem Górnego Ślaska był kpt. dr W. Klisiewicz ps. „Dobosz”. Do ich dyspozycji były szpitale w Sosnowcu, Będzinie, Dąbrowie Górniczej, Grodźcu, Jaworznie, Częstochowie, Czeladzi, Zawierciu, Krakowie, Dziedzicach, Bielsku, Cieszynie i Ostrowie Wielkopolskim. Szef sanitarny podlegał komendantowi NKWP, był referentem w sprawach sanitarnych i odpowiadał za całokszatłt służby sanitarnej w odziałach powstańczych. Szef sanitarny miał do dyspozycji pociąg ewakuacyjny, kolumnę dezynfekcyjno-kąpielową, główny szpital dla 16
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
powstańców w Mysłowicach, dom dla uzdrowieńców w Świerklańcu oraz kilka stacji odżywczych i rozdzielczych dla rannych i chorych. Obowiązki szefa sanitarnego: 1/ kierownictwo i rozkazodawstwo fachowo-lekarskie w zakresie wszelkich spraw, zmierzających do zapewnienia chorym i rannym opieki, 2/ zorganizowanie środków chroniących przed epidemią, kierowanie akcją humanitarną i pomocniczą PCK, 3/ zabezpieczenie sprawnej i należytej ewakuacji dla rannych i chorych oraz umieszczenie ich w szpitalach, 4/ prowadzenie dokładnej ewidencji rannych i chorych, 5/ zaopatrywanie wojsk w materiały medyczne i sanitarne, 6/ opracowanie planów w zakresie taktyki sanitarnej, 7/ kontrola nad służbami sanitarnymi, 8/ przestrzeganie zasad Konwencji Genewskiej. Stacja zborna dla ewakuacji chorych i rannych znajdowała się na dworcu kolejowym w Sosnowcu (Kolej Warszawsko-Wiedeńska). Mieli do dyspozycji dwa pociągi sanitarne, kolumnę ambulansów w liczbie 5 samochodów, patrol sanitarny w Czeladzi, izbę chorych w Sosnowcu oraz punkty opatrunkowe, w których udzielano pierwszej pomocy medycznej. Po udzieleniu pierwszej pomocy lekarskiej w punkcie opatrunkowym, rannych przewożono do innych placówek medycznych. Ciężko rannych przenoszono do miejscowych szpitali, a lekko rannych przewożono do stacji zbornych, a stamtąd specjalnymi pociagami do szpitali i lazaretów znajdujących się w Polsce (Dziedzice, Częstochowa i szpitale Zagłębia Dąbrowskiego). Na obszarach walk były organizowane szpitale polowe, które udzielały pierszej pomocy, ale także operowały i odsyłały opatrzonych rannych do punktów zbornych, a stamtąd do szpitali. Burmistrz Dziedzic, Jan Stryczek, organizował dla chorych i rannych, znajdujących się w szptalu dziedzickim, zbiórki żywności, zbiórki pieniędzy, sprzedaż nalepek oraz kolportaż ulotek. W okresie maja i czerwca 1921r wielu rannych z terenów objętych walkami podzczas III powstania śląskiego przetransportowano do szpitala w Dziedzicach. W okresie od 8 do 27 czerwca, w związku z likwidacją szpitali polowych, do Dziedzic przywieziono 107 rannych, z czego 50 było ze szpitala w Bogucicach. Wraz z zakończeniem III powstania dokonana została demobilizacja formacji sanitarnych i medycznych, zwolniono personel sanitarny formacji PCK. Wszystkich rannych i chorych (także chorych i rannych jeńców przywożonych z niemieckich szpitali np. z Wrocłwia)
WYŻSZA BRAMA
Sekcja Powstańców Śl. w Dziedzicach po II wojnie św.
kierowano do szpitala w Mysłowicach, gdzie zwiększono ilość łóżek do 600. Likwidacja Sztabu NKWP i biura szefa sanitarnego nastąpiła 15 lipca 1921 roku, w Sosnowcu. W dziedzickim szpitalu pracował doktor Zenon Różycki (także w tym szpitalu, jako pielęgniarka, pracowała jego żona Julia), który po ukończeniu studiów medycznych we Lwowie, podjął pracę w szpitalu wojskowym w Krakowie (przy ul. Wrocławskiej). W 1919 roku został oddelegowany do Dziedzic. Kiedy Niemcy we wrześniu 1939 roku wkroczyli do Polski, dr Różycki był jednym z pierwszych który pojechał do Warszawy, aby opiekować się rannymi żołnierzami i cywilami. Po powrocie do Dziedzic został aresztowany 8 listopada 1939 roku, a 13 listopada tegoż roku został rozstrzelanyw Bielsku. W III powstaniu śląskim walczył dziedzicki legionista - Florian Wardas. 29 czerwca 1929 roku, na granicznym moście na Wiśle, pomiędzy Dziedzicami a Goczałkowicami, na którym ustawiono bramę triumfalną z wizerunkiem Tadeusza Kościuszki, zebrały się tłumy mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, Górnego Śląska i Małopolski, aby dokonać uroczystego połączenia ziem wywalczonych w powstaniach śląskich do Polski. Most był zamknięty łańcuchem granicznym. W obecności gen. Stanisława
Szeptyckiego i Wojciecha Korfantego, powstaniec-inwalida Fizia z Krzyżowa, rozbił karabinem symboliczny łańcuch, wołając: „Pękajcie kajdany niewoli naszej!”. Odśpiewano „Mazurek Dąbrowskiego” i „Boże coś Polskę”. Wojsko Polskie wkroczyło na most od strony Dziedzic i pochód ruszył do Pszczyny. Szpital wojskowy w Dziedzicach zlikwidowano 22 czerwca 1922 roku. W centralnym budynku szpitala zorganizowano siedzibę Domu Narodowego, który wprowadził się do budynku we wrześniu 1924 r. Pozostałe budynki rozebrano, a wieża ciśnień przetrwała do lat 40-tych XX wieku. Źródła: Brożek K., Organizacja i taktyka służby medycznej w III powstaniu śląskim, [w:] „Zaranie Śląskie”, kwartalnik Śląskiego Instytutu Naukowego, tok XXXIV, styczeń-marzec 1971, s.84-110 Piesko L., Pierwsze powstanie w powiecie pszczyńskim. Rękopis Izba Regionalna w Czechowicach-Dziedzicach, teczka 456/H, s.5 Ryżewski W., Powstania śląskie 1919-1921, Warszawa 1966, s. 41-42 Woźniak E., Powstańcze Dziedzice, [w:] Kalendarz Cieszyński, Cieszyn 2002, s.78-83 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
17
WYŻSZA BRAMA
Ja
cek
Cwet
ler
60 lat minęło ... czyli o najstarszym towarzystwie regionalnym w powiecie bielskim, towarzystwie przyjaciół Czechowic-Dziedzic.
19 października br., w czechowickiej siedzibie OsP, przy ul. Barlickiego, odbyła się niecodzienna uroczystość. czechowiccy regionaliści, skupieni w towarzystwie Przyjaciół czechowic-Dziedzic, obchodzili jubileusz działalności swojego towarzystwa, 60-te urodziny.
U
roczystości powiązane były z 15 edycją Zjazdu Towarzystw Regionalnych powiatu bielskiego. Nad obiema uroczystościami patronat objęli starosta bielski, Andrzej Płonka oraz burmistrz gminy Czechowice-Dziedzice, Marian Błachut. Tego dnia do Czechowic-Dziedzic zjechali się miłośnicy historii z całego powiatu bielskiego (wielu w przepięknych strojach, noszonych od wieków w ich wsiach lub miejscowościach) regionaliści, przedstawiciele kultury, etnografowie, samorządowcy, dyrektorzy szkół, nauczyciele, uczniowie oraz dziennikarze. Najsampierw odbyła się jednak uroczysta msza, w najstarszym w Czechowicach-Dziedzicach kościele pw św. Katarzyny (z roku1727), odprawiona w intencji obecnych i zmarłych członków Towarzystwa Przyjaciół Czechowic-Dziedzic. Mszę celebrował ksiądz Piotr Pietrasina, proboszcz tejże parafii. Zgromadzonych w strażnicy gości przywitała przewodnicząca Towarzystwa Przyjaciół Czechowic-Dziedzic, Anna Wlazło i zaprosiła wszystkich do odśpiewania hymnu zjazdów powiatu bielskiego pt. „Ojcowski dom”, autorstwa Jana Kubisza. Dalej spotkanie poprowadził Tomasz Roth, członek Towarzystwa Przyjaciół Czechowic-Dziedzic, oddając w pierwszej kolejności głos czechowickim historykom dr Edelgardzie Foltyn i Jackowi Cwetlerowi, kustoszowi 18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
fot. F. Dral
fot. F. Dral
Izby Regionalnej w Czechowicach-Dziedzicach. Kustosz czechowickiego „muzeum” przybliżył dzieje wsi Dziedzice, Czechowice i Żebraczy, które dziś są miastem - Czechowice-Dziedzice (od 1958 r.) a wcześniej osadami położonymi na Śląsku Cieszyńskim, na rubierzach Rzeczpospolitej i Czech, a w późniejszych wiekach na pograniczu Cesarstwa Austro-Węgierskiego i Prus. Rzeki graniczne, Wisła i Białka, nie tylko stanowiły granice pomiędzy państwami, ale także wyznaczały granicę biskupstw: krakowskiego i wrocławskiego. Tereny dzisiejszych Czechowic-Dziedzic podlegały biskupowi wrocławskiemu. Historia miasta to przede wszystkim dzieje wielu zakładów przemysłowych (rafinerii, kopalni, walcowni, zapałkowni, kablowni, zakładów rowerowych, etc.) oraz stacji Dziedzice, będącej ważnym węzłem kolejowym na szlaku Uprzywilejowanej Kolei Północnej Cesarza Ferdynanda. Ważniejsze było jednak wystąpienie dr Fotyn, która w krótkiej prezentacji zaprezentowała 60-letnie dzieje czechowickiego Towarzystwa. 13 marca 1959 roku w siedzibie Urzędu Miasta Czechowice-Dziedzice spotkali się Leopold Piesko, Antoni Moś, Emil Kieloch, Emil Jurczyk, Czesław Wojciechowski i Wiesław Koutny, rozpoczynając prace nad opracowaniem historii miasta. Pracami kierował W. Koutny, a sekretarzował E. Jurczyk.
WYŻSZA BRAMA
Do powyższej grupy dołączyli Eugenisz Kopeć, Sanisław Niemczyk i Władysław Ramza, wzmacniając znacznie siły grupy. Na zebraniu, w dniu 2 listopada 1959 r., członkowie Koła Historycznego (bo tak go nazwali) opracowali program jego dzialalności: - gromadzenie fotografii, - popularyzacja Millenium Rzeczpospolitej, - opracowanie listy zabytków, - korzystanie ze źródeł kronikarskich miejscowych rodzin, - fotografowanie zabytków, obiektów, wydarzeń miejskich, - publikowanie i popularyzowanie historii, - opracowanie statutu Towarzystwa, - napisanie podręcznika o Czechowicach-Dziedzicach (autorem pierwszego był dr E.Kopeć „Szkice z dziejów Czechowic-Dziedzic”, 1977 r.), - kierowanie na studia historyczne uczniów miejscowych szkół, - zwiększenie ilości członków Koła. Towarzystwo nie miało stałej siedziby, więc jego członkowie spotykali się w siedzibie urzędu miasta lub w lokalu Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ostatecznie znaleźli siedzibę w nowo odremontowanym Domu Robotniczym. 11 września 1980 roku, Koło Miłośników Czechowic-Dziedzic przekształciło się w Towarzystwo Przyjaciół Czechowic-Dziedzic.W spotkaniu uczestniczyło 16 osób, to jego członkowie założyciele. Przyjęto projekt statutu i wybrano władze. Pierwszym przewodniczącym został Antoni Moś. Od 1990 roku Towarzystwo ma siedzibę w czechowickiej Izbie Regionalnej działającej w Miejskim
Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach (stan ten trwa do dziś). W 1998 r. uhonorowano Towarzystwo nagrodą „Promotio Urbis”. Laureatem tej nagrody zostali także członkowie Towarzystwa: Jozef Wrzoł (2005) i Erwin Woźniak (2019). Towarzystwo prowadzi działalność edukacyjną, wydawniczą i wystawienniczą. Wydano 61 książek i monografii dotyczących dziejów miasta, gminy i ich mieszkańców, w tym fundamentalne i unikatowe wydawnictwo „Słownik biograficzny mieszkańców Czechowic, Dziedzic, Bronowa, Ligoty i Zabrzega”. W przygotowaniu jest III tom tej serii. Członkowie Towarzystwa współorganizowali polsko-słowacki projekt „Pełną parą”, poświęcony dziejom kolejnictwa. W przyszłym roku po raz piąty zostanie zorganizowana „Noc Kultury” (jest to czechowicki odpowiednik światowej imprezy „Noc Muzeów”). Pani dr Foltyn mogłaby jeszcze dużo opowiadać o ludziach Towarzystwa i jego dziejach, ale rygory i ograniczenia czasowe jubileuszowego spotkania, których pilnowała Anna Wlazło, nieubłaganie zakończyły to ciekawe i interesujące wystąpienie. Przewodnicząca A.Wlazło zaprosiła na scenę swoich poprzedników na piastowanym przez nią obecnie stanowisku: Henryka Szopę, Erwina Woźniaka i Jacka Cwetlera i wręczyła im statuetki 60-lecia Towarzystwa. (Bronisława Maresz nie mogła odebrać osobiście statuetki z powodu choroby). Wręczając nagody, Anna Wlazło powiedziała m.in.: „Jako przewodniczący kultywowali pamięć o naszych dziejach, bo wielu ludzi zapomina o tym, że trzeba szanować przeszłość aby iść w przyszłość”.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
19
WYŻSZA BRAMA
Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia, życzymy Państwu, chwil wypełnionych radością i miłością, niosących spokój i odpoczynek, by w życiu zawsze panowała ta niepowtarzalna świąteczna atmosfera. Wielu budujących myśli, energii potrzebnej do osiągnięcia wszystkich zamierzonych celów oraz wspaniałego 2020 Nowego Roku, obfitującego w pasmo sukcesów!
20
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
WYŻSZA BRAMA
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
21
sk
zu
U
rs
a
WYŻSZA BRAMA
l a M a r ko w
Szpitalny kryzyS
Ministerstwo Zdrowia po raz pierwszy od 2003 roku nie ujawnia danych o zadłużeniu szpitali. Nietrudno się domyślić dlaczego. Opracowane badania na temat sytuacji finansowej małych, powiatowych placówek, wykazały, że zadłużonych jest już 90 proc. z nich.
D
ziałania finansowe zmierzają do wyniszczenia szpitali powiatowych - tak politykę Ministerstwa Zdrowia ocenia Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych oraz Związek Powiatów Polskich. Związki zwracają uwagę, że szpitale powiatowe nie dysponują „środkami własnymi”, a jedynie pochodzącymi z NFZ przeznaczonymi na leczenie. Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych kilkakrotnie apelował do ministra zdrowia o podjęcie działań zmierzających do zażegnania kryzysu w ochronie zdrowia oraz poprawy kondycji finansowej szpitali powiatowych. Prowadzone od grudnia ubiegłego roku rozmowy Zarządu OZPSP z przedstawicielami kierownictwa ministerstwa zdrowia i NFZ nie przyniosły jednak oczekiwanych efektów. Zdaniem OZPSP bez zmian w systemie dojdzie do zapaści szpitali powiatowych w Polsce. Na potrzeby badania przeanalizowano dane 119 placówek z lat 2015-2019. Wcześniej straty przynosiła mniej więcej połowa, ale ze względu na szybki wzrost kosztów funkcjonowania, za którym nie idą adekwatne podwyżki kontraktów, wzrosły zarówno ponoszone straty, jak i odsetek placówek, które je generują. Rosną koszty m.in. mediów, usług zewnętrznych, wywozu odpadów medycznych (rok do roku nawet kilkukrotnie). Ale szczególnie dotkliwe są podwyżki płac pracowników, nie tylko medycznych. Według dyrektorów szpitali powiatowych, rząd przyznaje podwyżki, ale nie daje na nie środków. A podnoszenie najniższych pensji powoduje spłaszczenie siatki wynagrodzeń, więc dyrektorzy zmuszeni są do podnoszenia pensji także pracowników z wyższym wynagrodzeniem. Dyrektorzy szpitali powiatowych podkreślają, że są za godnymi wynagrodzeniami i na ile mogą, podwyższają pensje. Na to potrzebne jest jednak finansowanie. Teraz szpitale sieciowe opłacane są w większości ryczałtem i mają niewielkie pole manewru. Gdy realizują np. więcej świadczeń niż w poprzednich latach, nie ma to przełożenia bezpośrednio na ich finanse. Nie dostają zapłaty 22
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
za nadwykonania, a mogą co najwyżej liczyć, że kiedyś NFZ podniesie im ryczałt. Dyrektorzy szpitali podkreślają, że aby wyrównać rosnące koszty, potrzebują wzrostu stawek o kilkanaście procent. Dyrektorzy szpitali imają się różnych sposobów, by przeżyć. Zaciągają kredyty w bankach, zabiegają o pieniądze w samorządach, które są właścicielami placówek i zależy im na ich utrzymaniu. Samorządy jednak robią co mogą, by oddalić od siebie obowiązek wsparcia finansowego szpitali powiatowych. Nic dziwnego skoro kasy miejskie i powiatowe świecą pustakami, a cięcia budżetowe to jak zaciskanie przykrótkiego paska. Jednak brak wypracowanej realnej pomocy dla szpitali staje się utopią, bo samorządowcy przerzucają obowiązek do odpowiedzialnego za nie organu. Ten zaś jak zwykle mówi, że nie ma środków zrzucając odpowiedzialność na dyrektorów szpitali. I tak niezmiennie od lat. Szpitale powiatowe czeka poważny kryzys, a nawet powolne umieranie. Z opieką medyczna nikt nie umie sobie poradzić, a każda kolejna reforma zamiast ją uzdrowić, pogrąża. Przyszłość szpitali (nie tylko powiatowych) rysuje się niewesoło. Sytuacji nie ułatwi protest lekarzy, którzy 1 października 2019 zaczęli akcję „Zdrowa praca”. Medycy przystępujący do protestu pracują w maksymalnym wymiarze 48 godzin tygodniowo. Akcja jest bezterminowa. Lekarze liczą na to, że w ten sposób skłonią rządzących do podjęcia rozmów, a w efekcie do znacznej podwyżki nakładów na zdrowie. Gdyby się to udało, przełożyłoby się to także na sytuację szpitali. Protest lekarzy nie oznacza wszak, że zaraz po 1 października stanie wiele szpitali w Polsce. Prawdopodobnie będą zamykać się kolejne oddziały, czego świadkami z racji chronicznego braku lekarzy jesteśmy już od kilkunastu miesięcy. Cieszyński Szpital Powiatowy boryka się z podobnymi problemami co szpitale w całej Polsce. Pomimo starań dyrekcji coraz częściej widać pustą kasę i jednocześnie rosnące oczekiwania personelu i pacjentów. Szpital Śląski w Cieszynie jest tą placówką w której leczą się ludzie z całego powiatu. Dzisiaj nikt nawet w najmniej
WYŻSZA BRAMA
fot. Urszula Markowska
optymistycznym scenariuszu nie zakłada, że nagle szpital w Cieszynie zawiesi swoją działalność. Nikt nie bierze nawet pod uwagę, że znikną ważne dla pacjentów oddziały. Wystarczy jednak spojrzeć na mapę zlikwidowanych w tym roku oddziałów, by dostrzec tam Cieszyn i zamknięty Oddział Chirurgii dla Dzieci. Jak widać to, co jest dla nas niemożliwe, może stać się brutalną rzeczywistością.
Jak uchrONić cieszyński szpital przed tak dużymi problemami? Często sposobem na uratowanie placówki jest zaangażowanie społeczne. Na początek ważne, by problemu nie zamiatać pod dywan i nie przerzucać się odpowiedzialnością. Organ odpowiedzialny za prowadzenie szpitala (w tym przypadku Starostwo Powiatowe) sam powinien się zaangażować w szukanie odpowiedniej pomocy. Dzisiaj jest dobry moment, by temat problemów szpitala w ogóle podjąć. Dyskusja społeczna ma za zadanie nie tylko zwrócić uwagę na problem, ale też być początkiem wypracowania rozwiązań przez samorządy, a później polityków. 18 listopada w Domu Narodowym w Cieszynie odbyła się debata na temat sytuacji naszego szpitala. Wydawać by się mogło, że tak ważny temat zainteresuje starostę, burmistrzynię Cieszyna czy wójtów i burmistrzów rządzących w naszym powiecie. Niestety przybyli nieliczni czyli: burmistrz Skoczowa, wice burmistrz Cieszyna, przedstawicielka UG z Hażlacha i przedstawicielka RG z Istebnej oraz radni Cieszyna. Na spotkaniu powiat reprezentował przewodniczący RP Stanisław Kubicius.
Sytuację szpitala z konkretnymi wyliczeniami przedstawiła jego dyrekcja. Jednak nie tylko inne gminy, ale nawet burmistrzyni Cieszyna nie zainteresowała się przyszłością szpitala, w dodatku, że sama była współautorką pisma do przedstawicieli gmin oraz nadawcą apelu kierowanego do nich w sprawie udzielenia wsparcia finansowego dla cieszyńskiego szpitala. Samorządowcy na apel odpowiedzieli ze zdumiewającym lekceważeniem problemu, nie zadając sobie trudu, by na spotkaniu się pojawić i przynajmniej zapoznać z tematem. Organizatorkami tej debaty były radne klubu „Siła” i może dlatego spotkanie odebrano jako kampanię wyborczą, w której nikt nie chciał wziąć udziału, a przecież tu nie chodziło o politykę, ale o oddolną społeczną inicjatywę. Choć debatę w efekcie udało się przeprowadzić, to dyskusja w tak wąskim gronie nie do końca miała sens. Spotkanie i tak upłynęło na dyskusji o tym, kto za szpital odpowiada i kto ma go finansować. Jednak pozostawiając go w decyzji samego starostwa bądź odgórnym rozporządzeniom czy Ministerstwu Zdrowia, możemy za chwilę oglądać jego powolne wygaszanie. Przypomina to dziecięcą strategię, gdy maluch zakrywa oczy i myśli, że go nie widać, bo sam nie widzi otoczenia. Dyr. szpitala Czesław Płygawko tym spotkaniem liczył nie na konkretne obietnice, ale na możliwość zainteresowania się sytuacją szpitala. Samorządy mają wybór, mogą biernie przyglądać się tej kryzysowej sytuacji, albo jeśli nawet nie z własnej kasy to wypracować wspólnie takie rozwiązania, które będą szansą na pomoc szpitalowi. Pozostaje nam tylko wierzyć w sprawczą moc i wymagania stawiane swoim włodarzom przez samych mieszkańców naszego powiatu. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
23
MIJANKA NA RYNKU
Gmina HażlacH w ścisłej czołówce gmin w polsce, czyli jak w krótkim czasie zostać architektem sukcesu
fot. UG Hażlach
Co roku „Rzeczpospolita” prowadzi Ranking Samorządów, w którym stara się wyłonić i pokazać jako przykład do naśladowania samorządy najlepiej dbające o swój zrównoważony rozwój. Jaka jest recepta na to, żeby być w gronie najlepszych samorządowców? - Myślę, że nie chodzi o to, ile razy przecinano wstęgę otwierając drogi, boiska sportowe czy budynki wielofunkcyjne, lecz o to, jaką wartość mają te inwestycje dla mieszkańców. Lokalny lider to ktoś, kto chce i potrafi z ludźmi rozmawiać, rozumie, od czego zależy, czy żyje im się tu dobrze, gdzie mieszkają. To ktoś, kto ma wizję rozwoju gminy jako miejsca do zamieszkania i zainwestowania – odpowiada Grzegorz Sikorski – Wójt Gminy Hażlach. 24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Ranking Samorządów „Rzeczpospolitej” jest uznawany za jeden z najbardziej prestiżowych i wiarygodnych w Polsce. Od 15 lat redakcja „Rzeczpospolitej” ocenia dokonania lokalnych władz w Polsce, pozwala wyłonić i pokazać te samorządy, które najlepiej dbają o swój zrównoważony rozwój. Zasady rankingu ustala niezależna Kapituła, której przewodniczy były premier RP prof. Jerzy Buzek. W jej skład wchodzą także przedstawiciele organizacji samorządowych, organizacji pozarządowych, władz publicznych oraz przedstawiciele redakcji „Rzeczpospolitej”. Zgodnie z przyjętą przez Kapitułę metodologią ranking weryfikuje skuteczność działań władz samorządowych w kształtowaniu zrównoważonego rozwoju wspólnoty lokalnej, ujmowanego w strategicznych kategoriach: trwałości ekonomicznej, trwałości środowiskowej, trwałości społecznej oraz w zakresie jakości zarządzania. Najlepiej w rankingu spośród gmin wiejskich z powiatu cieszyńskiego uplasowała się gmina Hażlach – 27 miejsce i 22,58 pkt. Najgorzej wypadła gmina Goleszów – 482 miejsce i 10,31 pkt. Miejsca pozostałych gmin: 304 gmina Zebrzydowice – 11,51 pkt, 329 gmina Chybie – 11,32 pkt, 344 gmina Dębowiec – 11,09 pkt, 360. Brenna – 10,98 pkt, 458 Istebna – 10,44 pkt. Z kolei w kategorii gmin miejskich i miejsko-wiejskich w powiecie cieszyńskim najlepiej wypadła gmina Wisła – 220. miejsce i 13,65 pkt. Najgorzej gmina Strumień – 415. miejsce i 11,67 pkt. Miejsca pozostałych gmin w tej kategorii: 230. gmina Skoczów – 13,51 pkt, 251. gmina Ustroń – 13,29 pkt., 388. gmina Cieszyn – 11,90 pkt. W kategorii gmin wiejskich w Polsce na I miejsce wskoczyła gmina Wielka Wieś – 29,89 pkt. W kategorii gmin miejskich oraz miejsko-wiejskich I miejsce zajęła gmina Morawica – 36,38 pkt. Natomiast w kategorii miast na prawach powiatu pierwsze miejsce zajął Sopot – 49 pkt. - Zarządzam gminą dopiero od 5 lat i jest to dla mnie ogromne wyróżnienie być w ścisłej czołówce (a dokładnie w 1,74%) najlepszych menedżerów polskiego samorządu.
MIJANKA NA RYNKU
Można powiedzieć, iż do tej pory rozegrałem najlepszą partię szachów. Przy nikłych zasobach finansowych jakimi dysponujemy (jesteśmy jedną z najbiedniejszych gmin), dzięki innowacyjnemu podejściu do rozwiązywania problemów oraz konsekwentnie realizowanej strategii rozwoju osiągnęliśmy absolutne szczyty w strategicznych kategoriach: trwałości ekonomicznej, trwałości środowiskowej, trwałości społecznej oraz w zakresie jakości zarządzania. Cieszę się, że praca mojego samorządu została doceniona przez ekspertów z ogólnopolskiego dziennika jakim jest Rzeczpospolita. Odbieram to jako nagrodę za to co udało się zrealizować dla naszych mieszkańców. To również ogromne wyróżnienie dla pracowników, którzy aktywnie włączają się w pracę na rzecz naszej Małej Ojczyzny jaką jest Gmina Hażlach. Dziękuję Radnym, Sołtysom z Radami Sołeckimi, pracownikom oraz Wam Drodzy Mieszkańcy, za wsparcie i zaufanie! Zdaję sobie sprawę, iż nie możemy spoczywać na laurach, ponieważ jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Dlatego od pewnego czasu poszukujemy nowych impulsów rozwoju dla Gminy Hażlach. Kierunek jest dobry, jednak musimy przyśpieszyć – i tu liczę na Wasze wsparcie i pomoc – podsumował Grzegorz Sikorski autor. Red.TC
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz zbliżającego się Nowego 2020 Roku wszystkim Mieszkańcom Gminy Hażlach pragniemy złożyć najserdeczniejsze życzenia zdrowia, pogody ducha oraz spełnienia marzeń. Niech ten czas upłynie w gronie najbliższych, a nadchodzący Nowy Rok niech będzie pełen pomyślnych chwil i przyniesie spełnienie najskrytszych marzeń. Przewodniczący Rady Gminy Hażlach Sławomir Kolondra
Wójt Gminy Hażlach Grzegorz Sikorski
, ! TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
25
KIERUNEK SPORT
26
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
WYŻSZA BRAMA
Boż onarodz eniowe drz ewko – czyli krótka historia choinki i szklanej b ombki
D
zisiaj już chyba nikt nie wyobraża sobie świąt Bożego Narodzenia bez przystrojonej choinki. Aż trudno uwierzyć, że zwyczaj ubierania choinki rozpowszechnił się w Europie dopiero ok. dwustu lat temu. W niektórych częściach Polski przyjął się stosunkowo niedawno, w II połowie XX wieku. Zwyczaj ten początkowo traktowany nieufnie na dobre wszedł do tradycji chrześcijańskiej. Najstarsze doniesienia o choince, czyli drzewku przyozdabianym na Boże Narodzenie, pochodzą z Alzacji - pogranicza Niemiec i Francji. Dotyczyły one ustawiania w domach iglastego drzewka: jodły, sosny lub świerku przybranego jabłkami (rajskimi jabłuszkami), orzechami i ozdobami z papieru. Informacje te pochodzą głównie z XV-i XVI-wiecznych kazań kościelnych, w których zwyczaj ten był krytykowany jako pogański. W 1604 r. teolog Dannhauer strofował z ambony, że „wśród różnych głupstw świątecznych jest także choinka”. Zwyczaj ubierania drzewka w czasie świąt Bożego Narodzenia zyskiwał jednak na popularności. Najstarszym zachowanym świadectwem, potwierdzającym tę tradycję jest sztych Łukasza Cranacha Starszego z 1509 r., który przedstawia m.in. choinkę przystrojoną świecami. Bożonarodzeniowe drzewko obrazowało rajskie drzewo życia. W okresie przesilenia zimowego miało nieść nadzieję i symbolizować wiecznie odradzające się życie. Duchowni zaczęli zachęcać wiernych, by w czasie świąt, na pamiątkę pierwszych rodziców, ustawiać w domach takie zielone drzewko. Jabłka
fot. Luther w kręgu swojej rodziny w Wittenberdze w czasie wigilii 1536 – Stahlstich, 1843, autor Carl Aug. Schwerdgeburth
były przypomnieniem grzechu pierworodnego, a także symbolem płodności. Świeczki symbolizowały Światłość świata, czyli Chrystusa, były też związane z kultem zmarłych. Początkowo świece zapalano właśnie dla nich. W zależności od regionu na choinkach zawieszano odmienne ozdoby. Oprócz jabłek i orzechów pojawiły się też ciastka i suszone owoce, a także ozdoby własnoręcznie wykonane z papieru i słomy. Na tereny Polski zwyczaj ubierania choinki przywędrował na przełomie XVIII i XIX wieku. W zaborze pruskim propagowali go pruscy żołnierze i urzędnicy. Najpierw był on znany tylko wśród arystokracji. Na dwór królewski choinki trafiły w XVIII wieku dzięki TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
27
WYŻSZA BRAMA
Marii Leszczyńskiej, która została żoną króla Francji Ludwika XV i jako pierwsza udekorowała Wersal choinkami. Zwyczaj ten poznała w Alzacji, gdzie wcześniej spędziła kilkanaście lat. Z czasem oprócz arystokracji przejęła go także szlachta i mieszczaństwo, a najpóźniej mieszkańcy wsi. W niektórych regionach południowej Polski choinki pojawiły się dopiero po II wojnie światowej. Zwyczajowo stała ona przynajmniej do Trzech Króli, ale najczęściej do Matki Boskiej Gromnicznej.
histOria kolorowej bombki Któż z nas nie pamięta zachwytu nad kolorowymi szklanymi kulami i strachu, by ich nie zgnieść. Odbijające się w nich żarzące światełka dodawały im niezwykłej magii, a święta były czasem niezwykłym. Z żalem chowaliśmy je do pudełek pieczołowicie owijając w bibułkę. Pamiętam jeszcze taki czas, gdy zbite bombki przechowywało się w płóciennym woreczku. Te były przydatne przy okazji zdobienia kwiatów z bibuły lub na szkolnych zajęciach plastycznych. Właśnie uszkodzone bombki rozdrabniało się na drobny pył, by służył jako brokat, którego w sklepie nie można było kupić. Dzisiaj chyba już nikt nie przywiązuje tak dużej wagi do ozdób choinkowych. Mamy bardzo duży wybór, a zmieniające się trendy i moda ograbiły nas z tej magii. 28
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Trudno uwierzyć, że świąteczna bombka wzięła się z biedy. Swoją karierę rozpoczęła w połowie XIX wieku w mieście Lauscha, na południu Niemiec. Jeden z pracowników tamtejszej szklanej manufaktury, w której nie najlepiej się działo, wydmuchał z cienkiego szkła kształt przypominający jabłko. Nie stać go było na prawdziwe owoce, orzechy i cukierki, które dotychczas zdobiły bożonarodzeniowe drzewka. Szklane kule powiesił na choince. Spodobały się sąsiadom i w kolejnych latach każdy z nich chciał także bombkami dekorować swoje drzewko. Dzięki temu pomysłowi fabryka rozkwitła i do dziś produkuje świąteczne ozdoby. Szklane cacka z Niemiec trafiły najpierw do Wielkiej Brytanii, a potem były poszukiwane już w całej Europie. Pod koniec XIX wieku choinkowe bombki popłynęły za ocean do Stanów Zjednoczonych, gdzie zrobiły zawrotną karierę. Do Polski zawitały w tym samym czasie. Importowano je z zagranicy, ale powoli i u nas zaczęto produkować szklane ozdoby. Najpierw miały kształt owoców i orzechów, potem przybierały formy przedmiotów codziennego użytku (pantofelków, parasolek) bałwanków, zwierzątek, aniołków. Dziś w naszym kraju istnieje wiele zakładów produkujących bombki. Powstają często prawdziwe dzieła sztuki, poszukiwane na całym świecie. Urszula Markowska
Teatr im. Adama Mickiewicza w Cieszynie zaprasza:
21 marca 2020 r. (sobota)
gramy dwa razy: godz. 17.00 i 20.00
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
29
MIJANKA NA RYNKU
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE
UBEZPIECZENIA TECHNICZNE
· mienia od ognia i innych zdarzeń losowych lub na bazie wszystkich ryzyk (all risks) wraz z ryzykiem utraty zysku (Business Interruption - BI) · mienia od kradzieży i dewastacji · ubezpieczenie gotówki w lokalu i transporcie · ubezpieczenie sprzętu stacjonarnego oraz sprzętu przenośnego · ubezpieczenie szyb i innych przedmiotów od stłuczenia · ubezpieczenia transportowe · ubezpieczenia komunikacyjne
· maszyn od awarii (Machinery Breakdown - MB) · maszyn budowlanych od wszelkich zdarzeń (Contractors Plant Machinery CPM) · robót budowlano - montażowych (Contractors All Risks - CAR i Erection All Risks - EAR) · oraz utraty zysku (Machinery Loss of Profit - MLOP, Advanced Loss of Profit - ALOP)
UBEZPIECZENIA OC
· gwarancje kontraktowe · gwarancje przetargowe, zwrotu zaliczki, dobrego wykonania kontraktu, usunięcia wad i usterek oraz należności handlowe
· z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia, · z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, · odpowiedzialności cywilnej zawodowej, · oraz odpowiedzialności cywilnej menadżerów (D&O)
UBEZPIECZENIA FINANSOWE
ZDROWIE, ŻYCIE · ubezpieczenia pracownicze grupowe · ubezpieczenia na życie indywidualne · ubezpieczenia NNW · ubezpieczenia podróżne · ubezpieczenia zdrowotne
ul. Bobrecka 29, Cieszyn 30 Poczty w budynku Starostwa) (lokal TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
tel. 503 085 915 33 857 81 46
STARY TARG
Gdo się za swój jynzyk wstydzi takim niech się każdy brzidzi
er y
k Jan
Dr
POGADAMY
al
Fr
yd
PORZÓNDZYMY
Czas żynie jak kiejsi cug s Cieszyna ku Goleszowu i żodyn go nie poradzi zastawić. I tóż skyrs tego, uż dzisio drukujymy piyńć a trzicate nomero naszego TRAMWAJU. W nim dómy sie do rzeczy, s jednóm moc uczónóm cieszynioczkóm, kiero mo fórt jakisi napady, coby wyłoślić tustelokóm co patrzało by zrobić, jak kómusi robi sie krziwda. Mo tej siły tela, że poradziłaby ś nióm isto cały Cieszyn łobdzielić i eszcze by ji kapke nadbyło. Mo łóna to isto w noturze i nie do sie tego na inszóm energije zwekslować i żodyn tego ani nie pruguje.
Joanna Wowrzeczka
Konkursie Malarstwa „Bielska Jesień” 2009. Została także w roku 2013 wybrana „Kobietą na medal powiatu cieszyńskiego” Fryderyk Dral: Pani Joanno, tustelocy o was prawióm, że poradzcie snadno dać sie do rzeczy s ludziami i ś nimi porzóndzć ło wiecach, kiere sóm dlo nich dobre, a ło kierych eszcze nie wiedzóm. Prawióm też, że poradzicie dycki nónść czas dlo ludzi, kierzi czakajóm na pumoc i nigdy tego czasu nie lutujecie. Skyrs tego jo se myślym, że bydziecie poradzić to całe swoji żywobyci rzeknóć po naszymu, coby czytmiorze TRAMWAJU mógli se pospóminać jako ta naszo cieszyńsko rzecz je piekno. Przeca grzychym by było, coby uż żodyn nie poradzioł ś nióm sie dorzóndzić, bo ta naszo mowa, je też przeca cieszyńskóm kulturóm i szkoda by było, coby yno uż las po naszymu szumioł. Joanna Wowrzeczka: Panie redaktorze, powiym wóm prowde, że jo kapke zaniedbała tóm naszóm rzecz i dzisio eszcze wszecko dobrze rozumiym po naszymu, ale s prawiynim móm kapke ostudem Myślym se, że przy waszej pumocy jakosi sie mi to podarzi dobrze rzeknóć po naszymu, a wy to nieskorzij napiszecie.
fot. Fryderyk Dral
JOANNA WOWRZECZKA - artystka i socjolożka sztuki, wykładowczyni akademicka, redaktorka, działaczka społeczna, radna miasta Cieszyna. Doktor habilitowana sztuki na ASP w Gdańsku i absolwentka Instytutu Sztuki Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego UŚ w Katowicach. Kierowniczka świetlicy Krytyki Politycznej „Na Granicy” w Cieszynie. Autorka wielu wystaw oraz publikacji i wystąpień na konferencjach naukowych. Nominowana do nagrody Kobieta 2009 Roku w Gazecie Wyborczej, a także wyróżniona w Ogólnopolskim
Zacznym łod tego jak insi zaczynajóm i prziznóm sie, że uż móm moc roków, ale wiela ich móm nie powiym, bo jak każdej paniczce je mi za ty roki gańba. Rzeknóć jednakowóż mogym, żech je rodzóno w Cieszynie, a na świat pumóg mi prziś dochtór Karbowniczek. Jak uż żech kapke urosła i było mi tak s osim, abo dziewyńć roków toch prziszła na to, że je też kansi kapke inszego świata poza mojóm chałupóm i szkołóm. Takich jak jo na Głymboki była cało chmara, ale yno ci co mieli psa mógli należeć do naszej bandy. Dziynka tym psóm mógli my se s chałupy wylyź i społym nanikać na zamku, abo wedla tyjateru i bojisku naszej podstawówki. Coby
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
31
STARY TARG
fot. arch. prywatne fot. Fryderyk Dral
jednakowóź tego czasu ganc nie mitrynżyć, prziszli my na to, że dobre by było inszym ludzióm pumogać jak im sie cosi złego w życiu przitrefiło. Kapke my se skyrs tego napytali nikiedy biydy, bo nie poradzilimy wiedzieć czy jak kiery leży na ceście to je chory, czy je to może jakisi ożralec. Doś wczas żech sie zaczła uczyć życio na włośnej skórze i do dzisa to dobrze pamiyntóm. Roz, a było to kansi kolem 1980 roku leciałach Armióm Czyrwiónóm /Głymbokóm/ ku wyrchu, przi wielki jesiynnej szuderze, kiero nawaliła wody kaj yno było kapke placu. Głymboki dziury wygłóndały tak samo jak małe plosa i skyrs tego nie podarziło sie mi jednej ś nich przechópnóć i wpadłach do ni aże po kark. Wyszkrobać sie samej ś ni nie było leko i tu żech piyrszy roz w życiu prziszła na to, że pumoc łod inszych ludzi nie przchodzi tak roz dwa. Cało nasza familija miyszkała na Armi Czyrwiónej / Głymboki / a tam do dzisia sóm yno same stare chałupy i w jednej ś nich był nasz kwartyr. Było nas do kupy sztyróch i dwa dziecka plus pies, a nikiedy na delij nawszywioł nas ujec artysta. Spóminóm se na mojóm starke, kiero fórt parziła czaj i kawem, dlo nawszywników, kierych fórt była pełno chałupa. Spóminóm se też, że ta moja starka była fest postawnóm paniczkóm s utlyniónymi włosami, kiere fórt gibko łodrostały jak fazole z bajki. Kaj i gdo robił ji ty wele na głowie tego nie wiym, bo w tych czasach 32
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
była to dlo mie tajymnica. Starka Hela poradziła w tych ciynżkich socjalistycznych czasach wekslować rozmaajtymi wiecami i za cygretle dostowała wórszt, a za wajca insze wieca. Spóminóm se też na takóm czornóm maszyne do pisanio, na kierej starka Hela całymi nacami aji po cimoku pisała kosztorysy dlo starzika Freda. Nad biurkym, na kierym leżoł dycki stus papiórów i ksiónżek wisioł czorno-bioły obrozek św.Floriana. Ci tustelocy, kierzi sie szmatłali po naszej chałupie, to byli klijyńci mojigo starzika, kiery dlo nich robił rozmajte kosztorysy i rysunki geodezyjo-architektoniczne. Byli to rozmajci ludzie i dzisio jak se to spóminóm to mogym rzeknóć, że trefiali sie tacy w gumofilcach i aji tacy w ancugach i zaczosanymi włosami do zadku, a kurzili fórt Sporty, Klubowe i DS-y. Starzik, jak se spóminóm był prawnikym i biegłym sóndowym, ale fórt mu chybiało piniyndzy i chycił sie roboty przy budowie nowych chałup. Starzik Fred to był taki człowiek, kiery fórt dziwoł sie do przodku i rozmyśloł, coby ci co przidóm po nas nieskorzij, na nas nie fluchcili. Dycki we Wilije każdego roku wycióngoł ze swoji zawrzitej odmaryji rozmajte stare papióry i medajle po swojim łojcu. Pamiyntóm, że był to człowiek dycki poważny, kiery odpowiadoł za swojóm robotem. Spóminóm se też na naszóm staróm wielkóm zieleźnóm wanne w kierej każdego roku przed Godami
STARY TARG
cioprało sie moc karpi. Roz było ich aji siedymnoście i mój tata ło mało co sie w ni nie utopił, jak ich chcioł ś ni wysmyczyć. Cały nasz tyn wielki kwartyr, to była jedno wielko biblioteka, bo ksiónżek było wszyndzi pełno, kiere my wszedcy czytali, a pies sie na nas yno dziwoł. W przedpokoju na ścianie wsiały rozmajte ździorba, ale jo yno spamiyntala:- rogi, herb Cieszyna, dwie szable, hełmy, a pod ścianóm stoła meblościanka podeprzito ksiónżkami. Na półkach kaj był plac na talyrze leżało rozmajte skoli, kiere przismykowywane było s rozmajtych rajzów, a wedla nich stoł plastikowy osieł, kiery sroł cygaretlami, jak mu sie chłost dźwigło do góry. Tu sie muszym prziznać, że mój starzik i starka byli ludziami, kierych do dzisia se dobrze spóminóm, bo łoba razym do kupy dowali mi dycki przikład jak trzeja żyć, coby dóma było moc ciepła, kierym trzeja sie całe życi prugować ze wszeckimi dzielić. Jak miałach dwanos roków a było to w 1985 cała moja familija przekludziła sie do Wisły-Jawornika. Tam żech wartko nauczyłach sie życio, bo jako eszcze nie upiyrzóne dziywcze musiałach sie umieć nónś w postrzodku i wedla inszych ludzi. Szkołe średnióm kieróm my nazywali ogólniok zaczłach w Cieszynie, a podarziło mi sie jóm zarachować we Wiśle. Szkoła misyjno kieróm zarachowałach w Dzingielowie, pumógła mi pore roków popru-
w wekslowaniu złych wiecy na dobre. Dziyka tym ciynżkim czasóm sóm my dzisio obie ze siostróm fest wytrzimałe i łobie mómy rade czytać ksiónżki i każdóm sztuke. Po ogólnioku prziszłach na to, że trzeja mieć w gorści dobry fach i skyrs tego wyszukałach se takóm szkołe w Gliwicach, w kierej wysztudyrowałach sie na pielyngniarke. Myślach se, że jak uż żech tela przeszła w życiu toch je dobrze zahartowano i dóm se rady w Domu Opieki Społecznej opatrować dziełuszki, kiere nie były ganc zdrowe. Nie było to taki leki i zaś wyszpekulyrowałach se, że to je do mie za ciynżki i w roku 1995 zaczłach sztudyrwać, coby eszcze lepszyj dować ludzió to, co poradzym robić nejlepij. Jak żech to skónczyła to łod tego czasu fórt prugujym poznować coroz głymbij ty wszecki wiece, kiere sóm dookoła mie. Skyrs tego prziszeł taki czas, coby tóm energije kansi upuścć i tymu założyłach w 2002 społym z Agnieszką i Tomkiem Swobodami Galerie „Szarą”, kieróm moc ludzi zno do dzisia w całej Polsce. Dycki mie jednak gnało do czegosi, coby było dobre dlo naszego miasta i skyrs tego odewrziłach Świetlice Krytyki Politycznej „Na Granicy” w roku 2009. Fórt żech dalij cosi sztudyrowła, boch chciała zustać dochtorym, ale ni łod lyczynio nimocnych ludzi i to mi sie podarziło na UŚ w Katowicach, a po drugi roz zaś w 2008 roku w ASP też zaś w Katowicach. W roku 2004 powiynkszyłach se swojóm familije, o mojigo synka Gustawa, kiery je przi mie i dowo mi moc radości. Jak sie je uż dochtorym to idzie sie eszcze habilitować, coby możne nieskrzij kiejsi zustać aji belfrym s belwedera. To mi sie też podarziło zarachować w 2016 roku, aże w Gdański ASP. W tych łostatnich dwacatych rokach podarziło mi sie wpaś w rozmajte „dziury”, ale dycki jakosi żech sie ś nich poradziła wyszkrobać. Nieszczynścim też je dycki dlo każdego człowieka to, jak łod nas łodyndzie kierysi bliski s familije i mie to też dopadło, bo w 2005 legnył na zawsze se na kierchowie mój tata Andrzej. Łóńskigo roku dałach sie wybrać na radnóm do cieszyńskigo rotuza i do dzisia tam prugujym inszym mojim kamratom pumogać robić dobre wieca, coby nasz Cieszyn był co roz piekniejszy.
fot. Fryderyk Dral
gować swoji siły w belferowaniu we szkółce niedzielnej w Jaworniku. Nie było nóm tam leko, bo na wszecko musiałymy z mojóm starszóm siostróm ciynżko i w pocie czoła zarobić. Spóminóm se ty ciynżki zimy i kupe wónglo na placu, kiery my łobie ze siostróm musiały krómpoczym rozkopować, a hawiyrze kierzi szli do roboty na szychtem sie nóm dziwali i zaprosili nas na Barbórke. Był to dlo mie czas ćwiczynio sie w tym, wiela to człowiek może wydzierżeć głodu, zimna, przemocy i nauki
Marzę o takim świecie, w którym dzieci z niepełnosprawnych /dysfunkcyjnych / domów mogą liczyć na wsparcie instytucji, o świecie, w którym nie trzeba do końca życia chodzić ze strachem przed głodem, jeśli kiedyś sie go doświadczyło, o takim świecie, w którym dziewczynki mają realny wybór miedzy drogą do pielegniarstwa, a fizyką czy sztuką. I w końcu marzę o świecie, w którym nie tylko wiara w Boga jest tym, co pozwala nam przetrwać najtrudniejsze.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
33
sk
zu
U
rs
a
MIJANKA NA RYNKU
l a M a r ko w
Alserkirche Tetragramm, fot. arch. prywatne
W Cieszynie Bóg ma zup ełnie inne imię historia cieszyna jest niezwykła i z pewnością godna poznania. Miasto zachwyca pięknymi kamienicami, uliczkami i zabytkowymi miejscami, które przetrwały najtrudniejsze. Przepełnione pamiątkowymi tablicami, pomnikami i znakami drogowymi. Nadolziański gród pełen jest paradoksów, pomyłek i wielkich stereotypów, ale to również miejsce wspaniałych ludzi, różnych wyznań i miejmy nadzieję lepszej przyszłości.
C
ieszyn słynie z tego, że jest miastem, w którym mieszkańcy zaczarowani jego urokiem wciąż postrzegają rzeczywistość, przeszłość i przyszłość zupełnie inaczej. Jakby ludzie zastygli i bali się zrobić krok w którąkolwiek stronę. Kiedy parę lat temu przyjechałam do Cieszyna, oczarowało mnie, podobnie jak wszystkich. Gdy co jakiś czas dawałam upust swoim zachwytom moi rozmówcy patrzyli zdumieni, jakbym mówiła o zupełnie innym mieście. Dzisiaj ich zdumienie rozumiem bardziej i choć nadal mnie to miasto zachwyca, to uczę się je bardziej czuć niż tylko obserwować. Znam już prawdziwą historię powstania Studni Trzech Braci, zalety i wady posiadania Browaru. 34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Przyjrzałam się cieszyńskim Żydom, z których na siłę chce się teraz zrobić ortodoksów, choć nigdy nimi nie byli. Oni sami ortodoksyjnych Żydów widzieli podczas wypraw do Krakowa. Na starych fotografiach nie odróżnimy ich od innej części mieszkańców, ale wciskamy ich w ramy stereotypów, które są nam wygodne, które są bardziej atrakcyjne do pokazania światu. Wiem też, że już nigdy nie pojedzie tutaj tramwaj, choć na wyrost przypisujemy mu symbol świetności minionych lat. Nie potrafimy się pogodzić, że tamte czasy minęły bezpowrotnie. Oswoiłam się z myślą, że piękny teatr będzie, jak był, tylko sceną do wynajęcia i, że Święto Trzech braci jest tu
MIJANKA NA RYNKU
najważniejszą imprezą w roku. Pogodziłam się również z tym, że Kino na Granicy lata świetności ma już za sobą, a Festiwal Teatralny wciąż jest przez mieszkańców niedoceniony. Poznałam wielu wybitnych cieszyniaków, którzy podnoszą prestiż tego miasta, choć wciąż niewidzialni snują się samotnie uliczkami, ciągnąc za sobą nadzieję, że może kiedyś… Zobaczyłam też Cieszyn walczący, aktywny ze znaną każdemu społecznicą Joanną, która krzyczy przez megafon stając w obronie każdego, kto tej obrony potrzebuje. Zwiedziłam Uniwersytet, który kształci młodych ludzi, a później puszcza wolno w świat nie starając się ich zatrzymać. Polityka miasta no cóż… może wystarczy powiedzieć, że jest. Tu chęć zmian zapala się przed wyborami, a gasi jednym zdmuchnięciem tuż po. Wszystko, co było wcześniej błędne, brudne i do zmian przeistacza się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w cud nad Olzą. Jakby ktoś wyrzeźbił formę w którą wchodzi każdy kolejny włodarz, która pasuje na wszystkich, ale odbiera swobodę ruchu i możliwość działania. Pomimo tych wszystkich wad, które można wyliczyć również w każdym innym mieście, patrzę na Cieszyn jak na zaczęty obraz, który może kiedyś uda się dokończyć tak, że będzie mógł zachwycić na nowo.
transliterowane JHWH albo JHVH, które się składają na biblijne imię Boga”. Dla Hebrajczyków Imię JHWH, jak i Jego słowo, było rzeczywistością, której nie można było oddzielić od osoby Bożej, rzeczywistością samą w sobie, istniejącą obok samej osoby. Tradycja rabinacka rozwija jeszcze bardziej kult imienia Bożego. Jak wiadomo przez szacunek imię Jahwe, tetragrammaton, nie było nigdy wymawiane poza jednym razem, gdy arcykapłan w Dniu Pojednania wymawiał je w świątyni Jerozolimskiej. W Cieszynie występują dokładnie takie same litery, jak we wspomnianym tetragramie JHWH, jednak nie są ustawione w odpowiednim porządku. Obecnie słowo, które widnieje w zwieńczeniu ołtarza to HJHW ( )היהוi nie znaczy „JHWH = Jestem, który jestem” tylko: „HJHW = Niech tak będzie”.
ale na razie nawet Bóg w cieszynie ma inaczej na imię. By dostrzec inne imię Boga trzeba znać dobrze język heCieszyn, fot. arch. prywatne brajski, a przede wszystkim odwiedzić cieszyński kościół Albo więc ktoś zrobił błąd w układzie liter (Andrzej pw. świętej Marii Magdaleny. Nad ołtarzem widnieje piękny rzeźbiony trójkąt, symbol, który można spotkać Kasper Schweigl z Brna w 1794 roku lub renowatorzy w wielu kościołach katolickich na całym świecie. Często w latach 1962 – 1967) albo jest to celowe. Kto wie? znajduje się on w centralnym miejscu dekoracji, a więc Osobiście bardziej podoba mi się cieszyńskie imię Boga. musi przedstawiać coś albo kogoś bardzo ważnego. Wy- Być może jest to wyraz boskiej akceptacji naszej rzeczygląda jak słowo złożone z czterech liter, które jednak dla wistości. Skoro tak ją sobie urządziliśmy, to „Niech tak większości ludzi są zupełnie nieznane. Cztery owe lite- będzie”. Z drugiej strony można odczytać, że nie tylry, namalowane lub wyryte, są przeważnie umieszczone ko ten Bóg jest, ale jako obietnicę, że będzie. Pozostaje mieć nadzieję, że skoro ów napis przetrwał tak długo, to w trójkącie okolonym promieniami. Słownik określa go specjalnym słowem pochodzenia nikt nie będzie go teraz zmieniał. greckiego, oznaczającym właśnie „cztery litery”. Słowo to brzmi „tetragrammaton”. Definicja jego wyjaśnia, że (Artykuł, a przede wszystkim naukowa jego część pochodzi tu o „cztery hebrajskie litery ()יהוה, zazwyczaj wstała dzięki uprzejmości i wiedzy dra Jacka Proszyka) TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
35
STARY TARG
Teatr im. Adama Mickiewicza w Cieszynie zaprasza na: Koncert Karnawałowy
Zespół „NARTEBI”
NARODOWA PERŁA GRUZJI 22 lutego 2020 r. (sobota) godz. 18.00
Ośnieżone wierzchołki gór, w dolinach piękne dziewczyny i dzielni młodzieńcy, a do tego wino, taniec i śpiew – czyli, po prostu, GRUZJA. to kraj o wspaniałej,
bogatej kulturze, muzyce zapierającej dech w piersiach i żywiołowych tańcach. W takim kraju każdy rodzi się artystą – artystą życia, bo śpiew i taniec są właśnie sensem życia. i oto przed państwem NARODOWA PERŁA GRUZJI, zespół „NARTEBI”,
którym kieruje wybitny choreograf GOGITA TATULASZWILI. W ciągu ponad 10 lat swojego istnienia zespół występował już w Europie i azji, a teraz może go obejrzeć polska publiczność. zapraszamy na spotkanie z tancerzami przybywającymi ze szczytów kaukazu niczym orły i pragnącymi z gracją innego królewskiego ptaka – łabędzia – przekazać państwu dawkę wrażeń mocnych jak gruzińskie wino i oszałamiających jak tamtejsze powietrze….
36
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
STARY TARG
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
37
sk
zu
U
rs
a
MIJANKA NA RYNKU
l a M a r ko w
GDy na SCEniE pOJaWia SiĘ AKTOR milkną nawet teatralne duchy
Kiedy w teatrze pojawia się nowy aktor towarzyszy temu zawsze ciekawość skąd przybywa i kim jest. Ta ciekawość w Cieszynie jest o tyle większa, że to scena leżąca poza granicami kraju. Niedawno do zespołu dołączyło dwóch młodych aktorów. Dzisiaj przedstawiam Państwu jednego z nich Łukasza Kaczmarka. Pochodzę z centrum Polski z Kutna. I choć od jakiegoś czasu mieszkam w Bielsku - Białej i występuję gościnnie w Teatrze Polskim to szukałem swojego miejsca na stałe. Mój zawód nie znosi zastoju i by się rozwijać musze grać. Zainteresowało mnie ogłoszenie które znalazłem w Internecie i postanowiłem napisać do kierownika Sceny Polskiej. Po przesłuchaniu otrzymałem propozycję gościnnego występu w spektaklu „Tango”. Później pojawiła się kolejna rola w sztuce Wiesława Hołdysa „ Siedem zegarków kopidoła Joachima Rybki”. Ten sezon rozpocząłem już jako stały pracownik Polskiej Sceny. Teatr Divadlo w Czeskim Cieszynie jest wyjątkowy przez posiadanie trzech scen i to scen dwóch języków. Nie obawiał się Pan, że to może być kłopotem? Jest Pan gotowy na takie wyzwania? To było chyba nawet dodatkowym atutem. Nie mogłem się doczekać, by osobiście przekonać się jak to funkcjonuje. Nie było to na pewno barierą przed zatrudnieniem się w tym teatrze. Wprawdzie nie znam języka czeskiego choć powoli się go uczę, ale po tych kilku miesiącach nie mam problemu z porozumieniem się z kolegami z czeskiej strony. Zdarzyło mi się już nawet porozumieć telefonicznie z ekspedientką czeskiego sklepu rowerowego, co jest moim małym sukcesem. Dla mnie w ogóle to jest niezwykłe, że mówiąc we własnym języku jestem rozumiany i powoli zaczynam rozumieć, co mówią do mnie sąsiedzi z za Olzy. W teatrze może dlatego jest łatwiej, bo pracuję na Polskiej Scenie. Nie odczułem jeszcze, że pracuję za granicami kraju. 38 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
fot. arch. prywatne
Zazwyczaj bywa tak, że kończąc szkołę aktorską, trzymając w ręku dyplom, młodzi aktorzy marzą o wielkich teatrach, scenach wypełnionych znanymi nazwiskami. Czy nie szukał Pan takiej drogi? Tu trzeba być realistą. Marzenia i ambicje to jedno, ale rynek aktorski jest mocno nasycony. Oprócz szkół państwowych sporo jest tych prywatnych, z których również sporo studentów aplikuje do zawodu aktora. Ja się więc cieszę, że gram. W takich miejscach jak Cieszyn młody aktor ma szansę się rozwijać. W dużym mieście i na dużych scenach może być tylko trzeciorzędnym halabardnikiem, co zatrzymuje w rozwoju. Mając kontakt z kolegami aktorami widzę, że właśnie tzw. prowincja proponuje dużo ciekawsze warunki do pracy. Duże teatry skupione są na zarabianiu, na graniu właśnie nazwiskami. Taki teatr jak w Cieszynie czy choćby
MIJANKA NA RYNKU
w Wałbrzychu jest wartością ogromną. I w sumie chcąc odwiedzić Wałbrzych myślimy tylko o złotym pociągu, ale to wałbrzyski teatr właśnie od wielu lat wytycza trendy nowego teatru w Polsce. Wyjazd więc do teatru takiego jak nasz, nie jest na pewno zesłaniem, ale szansą na rozwój. Mam tutaj pewność, że będę grał, a dwujęzyczność scen jest wartością dodaną, z której mam szansę korzystać dodatkowo. Nie oznacza to również, że nie próbowałem swoich sił w dużym mieście. Kilka miesięcy spędziłem w Warszawie, ale był to czas poświęcony na castingi. Wydarzyło się wprawdzie kilka ciekawych rzeczy, jednak czułem, że tracę czas. Zostałem aktorem, by grać w teatrze i nie chciałbym być bywalcem castingowych holi, żeby walczyć o małą rólkę. Jeśli więc ktoś ma mnie docenić czy zauważyć to właśnie na teatralnej scenie. Na scenie teatru właśnie za każdym razem odbywa się egzamin z umiejętności aktorskiej a nie podczas trzydziesto sekundowego przesłuchania castingowego do reklamy. Jak Pan ocenia zespół Sceny Polskiej? Na to pytanie nie można odpowiedzieć inaczej niż tyle, że bardzo dobrze. Mam do aktorów tego teatru wielki szacunek. Spędzili tutaj całą swoja karierę i budują jakość tej sceny. Podglądam ich i dużo się uczę. Czuję, że jestem w silnym zespole. Mam nadzieję, że będę wartością
dodaną tego zespołu, że uda mi się wnieść coś nowego. To wielobarwna scena, w której aktor ma szansę zetknąć się z każdym literackim gatunkiem w dodatku prowadzony przez reżyserów różnej narodowości, co w innych teatrach nie jest tak oczywiste. W świecie aktorskim szczególnie tym już doświadczonym kilka razy słyszałam opinię, że obecnie młodzi aktorzy wchodzący w zespół są roszczeniowi, zbyt pewni siebie i tacy, którzy uważają, że już wszystko potrafią, że brak im pokory więc przyjmowanie uwag od starszych kolegów jest z wielką obrazą. Młodzi patrzą na swój zawód już zupełnie inaczej niż starsza kadra. Jednak czy to oznacza, że to aktorstwo które znamy zmieni się i zostanie wyparte przez nowe techniki i inne podejście do sztuki? Czy to w ogóle prawdziwe tezy? Zespół aktorski jest trochę inną grupą zawodową. Kiedy się dołącza do niego potrzeba sporo czasu, by nie tylko się zaklimatyzować ale też poznać. Należy pamiętać, że to są zazwyczaj zespoły, które pracują w swoim gronie wiele lat czasem nawet całe swoje zawodowe życie. Wchodzenie do takiego grona jest zawsze trochę trudne. Może to kwestia nastawienia i celu w jakim się przychodzi. Należy też pamiętać, że aktorzy wysuwający takie tezy, sami kiedyś byli młodzi i pewnie o nich mówiono
zdjęcia Karin Dziadková TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
39
KIERUNEK KULTURA
podobnie. Taki jest chyba przywilej młodości, ona bazuje na wyobrażeniach i wnoszeniu czegoś nowego. Zderzenie dwóch światów, choć czasem bywa bolesne, jest pouczające i na pewno ciekawe. Bunt młodości jest w gruncie rzeczy bardzo potrzebny. Nie pozwala starszemu pokoleniu zastygnąć, ale nawet mobilizuje do działania i otwierania się na zupełnie nowe rzeczy. Tak chyba funkcjonuje to przez wieki i w każdej dziedzinie. Przychodzi młode i próbuje wypierać to, co stare. Mam bardzo duży szacunek do aktorów pracujących w tym teatrze. Lubię ich podglądać i mam nadzieję, że zechcą mnie również uczyć. Spędzamy w swoim gronie bardzo dużo czasu a nasza praca opiera się przede wszystkim na emocjach. Trzeba się więc liczyć z tym, że te emocje bywają więc różne. Moje dotychczasowe doświadczenie pokazuje mi, że czasem buduje się scenę również na konflikcie. Dwie osoby na scenie nie mogą się zawsze ze sobą zgadzać, bo powstałaby nudna i nijaka historia. Tam musi być konflikt. Zetknięcie się tych dwóch pokoleń powinno być twórcze. Musimy dyskutować i walczyć o swoje, bo inaczej to nie poruszy widza, a przecież o to chodzi w teatrze. Tylko parę razy w życiu widziałam aktorów, którzy na scenie byli swojej roli oddani w 100%. To wymaga wielkiej odwagi, kunsztu ale i może być niebezpieczne dla zdrowia. Wchodzenie tak głęboko w rolę i stawanie się na chwilę kimś zupełnie innym nie zawsze też jest dobre a na pewno nie musi być docenione przez widza. Czy udaje się Panu bywać takim aktorem również, czy dopiero taki poziom osiąga się po wielu latach doświadczenia scenicznego? 40
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Na razie wciąż jestem na etapie nauki. To kwestia pewnej świadomości. Czasem może mi się tylko wydawać, że jestem na scenie na 100%, ale w ocenie innych wcale tak nie musi być. Na pewno się staram, by tak było bo po to wybrałem taki zawód by spełniać się w nim z oddaniem. Czasem zależy to również od dyspozycji dnia. Jeden z profesorów nawet trochę zalecał nam ostrożność w takim pojmowaniu aktorstwa. Powinniśmy zachować zdrowy dystans i traktować aktorstwo jako zawód. Jest to przecież praca, którą wykonujemy codziennie więc mogłoby to mieć nie do końca dobry wpływ na naszą fizyczną i psychiczną kondycję. Niemniej jednak chcę być w swoich rolach prawdziwy. Chcę być świadomym aktorem i na scenie chcę być rzeczywiście tu i teraz. Dobrze jest móc zostawić rzeczywistość w garderobie i po prostu wejść w rolę. Przed nami kolejna premiera na Scenie Polskiej „Szkła żon” Moliera w reżyserii Bogdana Kokotka. Zobaczymy Pana na scenie? Klasyka teatru jest bardzo ciekawym doświadczeniem i bardzo potrzebnym. Prowadzenie na scenie przez Bogdana Kokotka jest równie ciekawe. I choć nie spotykamy się bezpośrednio jako aktorzy, to jego bycie obok jest inspirujące. Jest to również okazja do poznania się w pracy oraz do oceny warsztatu. Jeszcze zbyt wcześnie, by oceniać jakie będzie to przedstawienie. Jesteśmy na etapie prób ale zapowiada się na pewno ciekawie. I wszystkim ten spektakl polecam. Zapraszam do naszego teatru.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Kup bilet do teatru Těšínské Divadlo w Tramwaj Cafe ul. Menicza 44
UWAGA!
Wałowa 4, 43-400 cieszyn, tel. 502 143 755
„Aby Święta Bożego Narodzenia były Bliskością i Spokojem, a Nowy Rok - Dobrym Czasem” K.I. Gałczyński
Serdecznych świąt otulonych śniegiem i ciepłem rodzinnym oraz wiele szczęścia w Nowym Roku życzą ekipy Fundacja „Być Razem” i Bistro na Wałowej TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
41
KIERUNEK KULTURA
fot. arch. autora
MariOla ptak
Taniec, a prawa dziecka “ (...) Coś więcej niż aktorzy – bo dzieci. (...)”* *Władysław Szlengel, fragment zaproszenia na spektakl pt “Poczta” w Domu Sierot Janusza Korczaka.
“(...) Interesuje mnie nie tyle, jak poruszają się ludzie, lecz raczej co nimi porusza (...)”** ** Pina Bausch w: Aleksandra Rembowska “Teatr Tańca Piny Bausch. Sny i rzeczywistość
42
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Dwie książki, które równolegle miałam okazję czytać w ostatnim czasie, stały się punktem wyjścia dla refleksji związanej z postrzeganiem praw dziecka oraz sztuki dziecka. “Balet, który niszczy” Moniki Sławeckiej oraz “Pani Stefa” Magdaleny Kicińskiej. Książki o całkiem innej tematyce powiązała wspólna nić. Historia Sławeckiej jest manifestem wychowanków państwowych szkół baletowych w Polsce, którzy mieli odwagę zabrać głos na temat własnych, traumatycznych doświadczeń wynikających z systemu nauczania. Magdalena Kicińska opowiada natomiast o Stefanii Wilczyńskiej, prowadzącej Dom Sierot Janusza Korczaka i jej niezwykłej relacji z wychowankami. Mamy do czynienia z dwoma okresami czasoprzestrzennymi i dwoma, zupełnie
KIERUNEK KULTURA
fot. arch. autora
odmiennymi, sposobami traktowania dziecka. W tym zestawieniu historie dziejące się współcześnie wypadają bardzo negatywnie. Prowadzę zajęcia baletowe dla dzieci i młodzieży [***], taniec jest moją pasją, dlatego te relacje tak bardzo mnie poruszyły. W polskich publicznych szkołach baletowych od lat są łamane prawa dziecka. Wynika to z hermetycznego, zamkniętego i przestarzałego systemu nauczania w atmosferze zastraszenia i reżimu. Niewielu uczniom udaje się przejść przez 9 klas i dotrwać do zakończenia szkoły. Z powodu zaostrzonych wymagań wobec wyglądu ciała, braku indywidualnego podejścia do uczniów wiele dzieci doświadcza, na wczesnym etapie życia, tak poważnych problemów jakimi są anoreksja i bulimia. Waga stała się jednym z elementów łączących “czasoprzestrzenie” tych dwóch książek. W szkołach baletowych istnieją wybrane dni ważenia uczniów, a osoby, które nie sprostają zadaniu, posiadania odpowiednio szczupłej sylwetki, są narażone na szkalowanie ze strony nauczycieli. Głód jest codziennym towarzyszem dzieci. W Domu Sierot również istniał podobny dzień. Janusz Korczak, osobiście, ważył każde dziecko
i skrupulatnie zapisywał wyniki badań. Radością i ulgą dla wychowawców było przybranie dziecka na wadze. Utrata wagi mogła być zwiastunem choroby lub nawet śmierci (szczególnie w czasach wojny kiedy o pożywienie trzeba było walczyć). Podobnie kontrastującym zestawieniem jest podejście do przemocy i traktowania uczniów. Agata Obiała, mama Alicji, uczennicy Państwowej Szkoły Baletowej w Warszawie przeżyła dwie próby samobójcze córki. Zaniepokojona zachowaniem dziecka, coraz większym zamykaniem się wewnątrz siebie, próbowała znaleźć źródło tych problemów. Córka niechętnie mówiła o szkole. W czasie rozmowy z nauczycielką dowiedziała się, że “(...) 12 latki najlepiej tańczą, gdy się boją (...)”. Motywowanie strachem jest powszednim sposobem towarzyszącym praktyce nauczycielskiej. Podobnych głosów jest wiele. Oprócz presji pojawiała się także agresja fizyczna, wyzwiska i nadużycia seksualne. “(...) Szkoła tworzy rytm godzin, dni i lat. Urzędnicy szkoły mają zaspokajać dzisiejsze potrzeby młodych obywateli. Dziecko jest istotą rozumną, zna dobrze potrzeby, trudności i przeszkody swego życia. Nie despotyczny nakaz, narzucone rygory i nieufna kontrola, TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
43
KIERUNEK KULTURA
ale taktowne porozumienie, wiara w doświadczenie, współpraca i współżycie (...) “ ****. Tak szkołę widział Janusz Korczak. W Domu Sierot istniał nawet sąd dziecięcy, mający prawo osądzać również dorosłych wychowawców. Jak to możliwe, że minęło tak wiele lat, a prawa dziecka, o które upominali się Korczak i Wilczyńska ciągle są łamane ? W tym samym mieście, w czasach pokoju ? Dotyczy to jednak podobnych szkół baletowych w innych polskich miastach. “(...) Uważam, że w szkole podcięto jej skrzydła, wmówiono, że nic nie potrafi. Przestała wierzyć, że można spełniać się w tańcu i czerpać z niego radość - a przecież kochała balet. Była dzieckiem bardzo otwartym, ruchliwym, wyra- fot. arch. autora żającym w tańcu liczne emocje (...)” ***** Szkoły artystyczne są wybierane przez bardzo wrażli- twórczość dzieci spychamy na margines banalności i inwe dzieci, dlatego tym bardziej należy szanować indywi- fantylizmu. Tymczasem może być ona świetną formą kodualność każdego z nich. Nauczyciel nie może narzucać munikacji i zupełnie innego dialogu. Dzieciom łatwiej samego siebie, dyktować warunków pod presją, lecz ma komunikować się ze światem za pomocą sztuk plastyczbyć raczej drogowskazem. Dziecko posiada własny, auto- nych, muzyki i tańca. Naturalnie są wszechstronnymi nomiczny charakter, który powinien zostać zauważony twórcami, pod warunkiem, że nie przytniemy ich do przez prowadzącego zajęcia. Nauczyciel piastuje ważną własnych wyobrażeń. Doskonałość form niekoniecznie rolę pośrednika w procesie samorealizacji. Przewodni- musi pochodzić ze świata dorosłego. Naginanie dziecka ka u-WAŻNEGO, dostrzegającego te niepowtarzalne do własnych modeli staje się przyczyną nieświadomego cechy, które mogą, w przyszłości zaowocować dojrzałą zabijania indywidualnych wartości, tworzy człowieka i nieznaną dotąd jakością. Ingerowanie w psychikę i wy- “łatwo sterowalnego”, nie wierzącego we własne możligląd jest pogwałceniem podstawowych praw dziecka jako wości i chłonnego na wszelkie “zewnętrzne” mody. “(....) Ruch to nasz język, mowa, to sposób komunikacji osoby. Narzucanie dziecku tych warunków, rygor doskonałości, kształtuje ucznia na wzór i wedle woli nauczycie- ze światem, oddanie mu energii. Gest znaczy tyle co słowo la. Dyscyplina, a nie przemoc psychiczna, ma pomagać (...)”******* Balet również powinien być formą sztuki, w któw ustaleniu rytmu zajęć, ma być tylko narzędziem, środkiem do celu. Nauczyciel jest przewodnikiem, ale nie- rej istotny jest indywidualny głos i osobowość dziecka. doskonałym, z racji własnych “braków” i powinien być Współrywalizacja, presja sukcesu odbiera mu tak istotprzyjacielem dziecka. Jesteśmy równi, różni nas tylko ny poziom duchowy. “Balet bez duszy nie istnieje”, jak czas. Idziemy razem, tą samą drogą, dlatego tak istot- pisała Anna Pavłova. Nie wszystkie dzieci uczęszczające na jest potrzeba wspólnego zrozumienia. Nieraz dziecko do szkoły baletowej lub na zajęcia muszą zostać zawodomoże stać się naszym nauczycielem, ponieważ jego do- wymi tancerzami. I zazwyczaj tak jest. Dla wielu z tych osób przygoda z tańcem będzie forma terapii, doświadświadczenia i odczucia są zupełnie inne niż nasze. Tutaj nasuwa się kolejne pytanie: jakie są różnice czeniem pozwalającym lepiej poznać siebie jako osobę. pomiędzy zagadnieniami “sztuka dla dziecka” i “sztu- Ważne żeby to była szczęśliwa przygoda. ka dziecka” ? Jakkolwiek rozumiemy pierwsze z nich to drugie w naszej rzeczywistości właściwie nie funkcjonuje. Korczak mówił : “(...) nie ma dzieci, są ludzie (...)”. *** Mariola Ptak, artystka łącząca różne formy sztuki, prowadząca ****** Dlatego tak ważne jest w procesie twórczym, Małą Szkołę Baletu i Teatr Tańca , współtwórczyni Teatru Księżyc. traktowanie dziecka jako pełnej osoby. Wtedy dopiero **** Janusz Korczak “Prawo dziecka do szacunku”, Rzecznik Praw możliwe jest nazywanie sztuki dziecka jako pełnopraw- Dziecka nej, niebanalnej i jednakowo ważnej. Jak często my- do- ***** Monika Sławecka “Balet, który niszczy”, Pascal rośli obcinamy skrzydła pasji swoich dzieci podciągając ****** Magdalena Kicińska “Pani Stefa”, Czarne je do własnej miary? Przyjęła się zasada, że tylko sztuka ******* Aleksandra Rembowska “Teatr Tańca Piny Bausch”, Trio dorosłego człowieka jest godna uwagi, a tym samym 44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
ul. 3 Maja 130 43-450 Ustroń tel. 509 890 467
Stacja Zero to nowy podróżniczy przystanek kulinarny zlokalizowany przy dolnej stacji kolei linowej u stóp Czantorii. Domowa kuchnia to główny, chociaż zdecydowanie niejedyny atut miejsca. W ofercie zupy, pierogi, naleśniki, burgery wołowe i dania główne. ponadto kawa, czekolada na gorąco, piwo i doskonała herbata. Dla najmłodszych przygotowano kącik dla dzieci oraz specjalne menu z kolorowanką. przytulne, kameralne wnętrze Stacji zachęca do dłuższego odpoczynku po zejściu z górskich szlaków. Ciekawe połączenie uzyskano dzięki wkomponowaniu archiwalnego, czarno - białego zdjęcia Czantorii z początku lat siedemdziesiątych, w nowoczesną aranżację przestrzeni. przyciągają wzrok kolorystyczne akcenty - ciemnozielone zasłony i długa, miękka sofa w kolorze butelkowej zieleni. pomieszczenie jest przestronne i jasne za sprawą wysokich pował i dużej ilości światła. Ogromne lampy zawieszone u sufitu wypełniają górną przestrzeń, a widokowe okna wpuszczają światło dzienne. zaskakuje dbałość o detale, które budują klimat Stacji – poduszki, małe lampki, donice przypominające pnie drzew... planując wyjazd na Czantorię, warto zarezerwować również czas na Stację Zero.
Menu DLA DOROSŁYCH
Pierogi góralskie z bryndzą, okraszane cebulką
Burgery wołowe z serkiem gazdy. Dla wegetarian przygotowaliśmy burgery z ciecierzycy.
Dania główne
KIERUNEK KULTURA
„wesele”
fot. arch. prywatne
z
yk
Iw
on
a W ło d arc
z do f inan sowaniem
W nowym sezonie teatralnym 2019/2020 teatr Polski w Bielsku-Białej kontynuuje realizację programu „spektakle bez barier” rozpoczętego w lutym, w ramach którego odbywają się spektakle z audio deskrypcją.
W
iększość działań skupia się wokół spektaklu „Wesele” oraz osoby autora dramatu – Stanisława Wyspiańskiego. Odbywają się liczne warsztaty między innymi te, w trakcie których niewidomi i słabowidzący uczestnicy projektu mają okazję poświęcić więcej uwagi samemu tekstowi dramatu, a ma to miejsce podczas warsztatów prowadzonych przez aktora Teatru Polskiego Michała Czadernę, zorganizowanych wspólnie z Książnicą Beskidzką – Filią Integracyjną w Bielsku-Białej. Na potrzeby warsztatów współpracujące z Teatrem Polskim Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, udostępniło tyflografikę i kopię obrazu Stanisława Wyspiańskiego „Portret Wandy Siemaszkowej w stroju scenicznym Panny Młodej z Wesela”, autorstwa Stanisława Wyspiańskiego, oraz inne ciekawe eksponaty z Działu Etnografii. Tak jak w przypadku, każdego wesela tak i tym razem odbyło się ono z wielką pompą, a miało miejsce w budynku Teatru Polskiego w Bielsku Białej. 46
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Na sztukę „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego, dzięki transportowi zapewnionemu przez teatr, przybyli widzowie z odległych miejscowości, a wśród nich nie zabrakło również niewidomych i niedowidzących mieszkańców powiatu cieszyńskiego. Po przyjeździe widzowie udali się na warsztaty zorganizowane przez Teatr Polski we współpracy z Muzeum Górnośląskim w Bytomiu, które poprowadziła Anna Rak - kierownik Działu Edukacji Muzeum. Osoby z niepełnosprawnością wzroku korzystając ze zmysłu dotyku porównywały fakturę materiałów, z których zostały wykonane charakterystyczne części garderoby, pełniące w sztuce ważną rolę. Podczas trwania warsztatów uczestnicy mieli również niepowtarzalną okazję do bliższego zapoznania się z charakterystyką postaci występujących w tej sztuce, a na zakończenie zajęć własnoręcznie wykonali prace plastyczne.
KIERUNEK KULTURA
Przed spektaklem Antoni Szczuciński przedstawiciel Okręgu Śląskiego PZN wręczył Odznaki „PRZYJACIEL NIEWIDOMYCH” nadanych uchwałą Prezydium Zarządu Okręgu Śląskiego Polskiego Związku Niewidomych z dn. 21.05.2019 dla TEATRU POLSKIEGO REPREZENTOWANEGO PRZEZ WITOLDA MAZURKIEWICZA - Dyrektora Naczelnego i Artystycznego Teatru Polskiego w Bielsku-Białej - organizatora projektu „Spektakle bez barier” (prowadzonego w teatrze Polskim od 2013 roku). Odznakę otrzymała również pani Joanna Feikisz – koordynator projektu „Spektakle bez barier” w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, która wychodząc poza ramy obowiązków zawodowych, stara się na wszelkie dostępne
sposoby zgłębiać problematykę związaną z dysfunkcją wzroku, a zdobytą wiedzę wykorzystuje podczas realizacji projektu. Perfekcyjnie opracowany oraz przekazany tekst audio deskrypcji w połączeniu z warsztatami, pozwolił niewidomym na pełny odbiór wystawianej sztuki. Po zakończonym spektaklu gospodarze, tak jak przystało na wesele, zaprosili niewidzących gości na słodki poczęstunek, więc można powiedzieć, że było coś dla duszy, ale również i dla ciała. Projekt „Spektakle bez barier - sezon 2019” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
47
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Browar Zamkowy Cieszyn z muzyką w tle W Browarze Zamkowym Cieszyn dzieje się coraz więcej. To już nie tylko najdłużej nieprzerwanie działający w swoich historycznych murach browar w Polsce - zabytek do zwiedzania, ale i miejsce pełne młodych ludzi i muzyki. Browar w Cieszynie wykorzystuje swój niezwykły potencjał i bezbłędnie łączy tradycję z nowoczesnością. To tutaj swoją historyczną siedzibę ma Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych i tutaj prężnie działa Otwarty Klub Browaru Zamkowego Cieszyn. To tutaj powstaje doskonałe piwo. Cieszyński Browar Zamkowy, w którym piwo warzy się nieprzerwanie od początku istnienia tradycyjnymi metodami, ma na swoim koncie coraz więcej prestiżowych nagród. W konkursie Greater Poland Beer and Cider Cup 2019 podczas Poznańskich Targów Piwnych zdobył: złoty medal w kategorii LAGER dla Ciemnej Strony Cieszyna, srebrny medal w kategorii PIWA Z DODATKAMI dla Mojito Barliner Weisse, brązowy medal w kategorii PIWA LEŻAKOWANE W BECZKACH dla Bourbon Barrel Aged Porter oraz brązowy medal w kategorii INNE ALE dla piwa Stout Cieszyński. Browar Zamkowy Cieszyn od samego początku wspiera Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych. Współpraca pomiędzy rozpoczęła się w 2009 r., kiedy Jan Krysiak miał okazję jako pierwszy w Cieszynie warzyć swojego koźlaka dubeltowego – zdobywcę tytułu Grand Championa. Kiedy rok później powstało PSPD Cieszyński Browar udostępnił jedno ze swoich pomieszczeń na siedzibę stowarzyszenia. Przez kolejne lata właśnie w Cieszynie odbywały się Walne Zebrania członków stowarzyszenia, konkurs Portera bałtyckiego i rozpoczynająca sezon piwowarski Cieszyńska Jesień Piwna. Dziś Cieszyński Browar Zamkowy wspólnie z PSPD planuje Mistrzostwa Polski Piwowarów Domowych 2020, podczas których pod koniec maja w cieszyńskim browarze po raz 18. piwowarzy domowi zmierzą się w rywalizacji o tytuł Grand Championa. W 2019 roku Browar z Cieszyna ruszył z kolejną inicjatywą prowadzoną wspólnie z PSPD pt. „Kiedyś w garze teraz w browarze”, w ramach której powstała cała seria intersujących piw, uwarzonych według receptur najbardziej utytułowanych piwowarów domowych w Polsce. 48
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
OTWARTY KLUB BROWARU ZAMKOWEGO CIESZYN Otwarty Klub Browaru Zamkowego Cieszyn powstał dzięki kilku lokalnym zapaleńcom. Efektem wybuchowej mieszanki osobowości, różnych wizji i ciężkiej pracy jest otwartość na ludzi, na ich różne gusta, na wszystko co nowe i niekonwencjonalne. Użycie słowa „Otwarty” w nazwie Klubu ma jednak dużo szersze znaczenie. Browar Zamkowy Cieszyn poprzez Klub otwiera się na nasze miasto i jego mieszkańców. Nasza otwartość jest także wyrażona poprzez organizowane przez nas wydarzenia. Każdy bez względu na wiek i upodobania znajdzie tutaj coś dla siebie. Poczynając od koncertów akustycznych, jak i rockowych, przez wydarzenia stand-up, festiwale muzyki house, aż po potańcówki dla seniorów. Naszym celem jest stworzyć miejsce przyjazne dla każdego, gdzie wszyscy czują się dobrze i wspólnie bawią bez podziałów. Nasz zamysł doskonale odzwierciedla czwartkowy cykl Karaoke z Powerem. Kilkanaście, a może już nawet kilkadziesiąt, wcześniej zupełnie obcych dla siebie osób, wygenerowało niesamowitą energię i fantastyczną atmosferę czwartkowych wieczorów. W Klubie tworzą się przyjaźnie, a nawet rodzą miłości. Ludzie z wielu miast w różnym wieku czują się swobodnie w swoim towarzystwie. Idąc za ciosem postanowiliśmy stworzyć kolejne wydarzenie łączące pokolenia i różnorakie osobowości. Dlatego od stycznia rusza muzyczny cykl Jam Session podczas którego w Klubie spotkają się zarówno profesjonalni muzycy, jak i amatorzy rozpoczynający swoją przygodę z muzyką. Razem zagrają dla każdego, kto będzie miał ochotę spędzić mile czas przy dobrej muzyce na żywo. Od nowego roku oprócz nowych wydarzeń, Otwarty Klub będzie przechodził znaczącą metamorfozę, począwszy od strony wizualnej, aż po utworzenie kuchni. Wszystko po to, by nasi Goście mogli coś przegryźć, delektując się najlepszym piwem na świecie. Przemiana Klubu nie zakłóci jednak przebiegu naszych wydarzeń. Nie zwalniamy tempa! Grudzień obfituje w niezwykłe wydarzenia. Od premiery płyty C.K.M. (Cieszyńska Kronika Muzyczna) poprzez Koncert uznanego duetu Trefon-Gmyrek (harfa i saksofon). W planie jest 48 godzinny Festiwal Karaoke, a rok 2019 r. zamkniemy szampańską zabawą sylwestrową! Tworząc nasze wydarzenia z przyjemnością współpracujemy z wszelkimi Organizacjami i Instytucjami związanymi z naszym miastem. Łączymy siły by wskrzesić Cieszyn i zaprzeczyć popularnemu niestety stwierdzeniu, że „w Cieszynie nic się nie dzieje”. W Cieszynie się dzieje! Serdecznie zapraszamy wszystkich, którzy chcą nam w tym pomóc i zostać częścią wspaniałych inicjatyw. Zapraszamy do Otwartego Klubu Browaru Zamkowego Cieszyn! TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
49
Święta jak rz ecz człowiek żyje w świecie rzeczy. W nich odbijają się indywidualne pragnienia i potrzeby, ale również społeczne interakcje, wewnątrzkulturowe relacje. rzeczy reprezentują świat ludzkich wartości, idei, zmysłów, ale w odróżnieniu od idei, rozmowy i tekstu, nie tylko je odzwierciedlają, ale są fizycznie obecne w świecie, a to ma swe materialne następstwa. rzeczy znajdują się wszędzie, otaczają nas, a nierzadko przytłaczają. ilu z nas przeżywało frustracje na widok mnogości rzeczy, które zamiast ułatwić nam życie, stopniowo je krępowało. W otaczającym nas świecie, rzeczy nabierają niezwykłej mocy, która reguluje codzienność, stanowi wzorce zachowań oraz nadaje ton ważnym wydarzeniom. Dzieje się tak zarówno w dniach powszechnych, jak i w święta.
R
óżnorodność zwyczajów i obrzędów podkreślana jest przez rzeczy, które wyrażają ich wymiar symboliczny, uzupełniają kontekst, stają się ich nierozerwalnym ogniwem. Rzeczy, które towarzyszą zwyczajom, mają różny rodowód. Niektóre z nich noszą znamiona odległych, pogańskich czasów, inne odnoszą się do obrzędowości kościelnej lub popkultury. Co ważne, rzeczy towarzyszące świętom, stanowią element tradycji, która podlega procesom zmian, mody, selekcji, a to zaś oznacza, że obok przedmiotów o proweniencji odległej w czasie, znaleźć można dekoracyjne formy będące przejawem współczesnych projektantów. Dzieje się tak dlatego, że rzeczy te łączą potrzebę estetyki z obrzędem. Treści symboliczne, do których się odnoszą, wyrażają indywidualne i społeczne funkcjonowanie człowieka, a zmieniająca się ich forma odzwierciedla przeobrażenia zwyczajowe i technologiczne, przenikanie się odmiennych kulturowo wzorów, czy sposoby spędzania wolnego czasu. Istotnym elementem praktykowania świąt, wspólnym dla czasów dawnych, jak i współczesnych jest to, że nadajemy przestrzeni naszych domów czy miejsc pracy, odmienny charakter – z codziennego na odświętny. Czynimy to poprzez porządkowanie tej przestrzeni i umieszczanie w niej rzeczy kojarzących się ze świętami. W tradycji polskiej najbardziej spektakularne dekoracje wiążą się z Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. 50
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Aurę świąt bożonarodzeniowych uzyskuje się za pomocą takich dekoracji jak: wieńce nawiązujące do Adwentu, choinki, girlandy, gałązki, owoce głogu, szyszki, kwiat poinsecji, powszechnie zwany gwiazdą betlejemską, stajenki, zaśnieżone domki, stylizowane postaci zoo- i antropomorficzne, dzwonki, prezenty, gwiazdki. Często są to ozdoby, które podkreślają swój charakter stosowną kolorystyką, również o znamionach symbolicznych. Wśród nich główne miejsce zajmuje czerwień – o sile apotropeicznej, czyli odstraszającej zło, oraz złoty nawiązujący do bogactwa, boskości. Najbardziej charakterystyczną dekoracją (rzeczą) dla Świąt Bożego Narodzenia jest drzewko, zwane powszechnie choinką, które postrzegamy jako najtrwalsza i najstarsza część tradycji, pełna symbolicznych i kulturowych znaczeń. Wieczne zielone drzewko (czyli żywe!) było uznawane jako symbol życia już za czasów pogańskich, a więc początkowo nie miało konotacji z kulturą chrześcijańską. W wyniku synkretyzmu religijno-magicznego, zielone gałązki pojawiały się jako oznaka ożywienia martwoty świata podczas przesilenia zimowego. Na ten czas, kościół „nałożył” Święta Bożego Narodzenia, a zielone gałązki miały podkreślać moc rodzącego się, nowego życia Jezusa Chrystusa. W tradycji ludowej gałązki przynoszono do izby i przyozdabiano nimi okna, obrazy, stół wigilijny. Z czasem, obok gałązek, u powały
skojarzenia z dzieciństwem, rodzinnym domem, bezpieczeństwem. Dlatego wśród nich znajdujemy także anioły, postaci strzegące od złego, zwłaszcza dzieci. Rodowód wielu z tych postaci odsyła nas do tradycji skandynawskich i anglosaskich. Nie przeszkadza w tym brak znajomości obcych kodów kulturowych czy osadzonych w przeszłości kontekstów występowania pewnych praktyk. Wszyscy bowiem jesteśmy użytkownikami kultury globalnej i pragniemy oddać się magii świąt. Wielu z nas sądzi, że to możliwe za sprawą rzeczy. Pamiętajmy jednak, by rzeczy nie przysłoniły nam istoty świętowania. Wesołych Świąt! Kinga Czerwińska
proj. graf. Sebastian Kubica
zawieszano czub drzewa iglastego, który nazywano podłaźnikiem. Czub ten dekorowano jabłkami, orzechami (symbolizowały dobrobyt, zdrowie) oraz w miarę możliwości, ozdobami ze złotych folii, co stanowiło odesłanie do dobrobytu i boskości. Drzewko stojące na stole lub podłodze izby, nazywane choinką, w polskiej tradycji pojawia się jako element zapożyczony od niemieckiego sąsiada na przełomie XVIII i XIX wieku, najpierw w rodzinach mieszczańskich i dworskich. Powszechne jego występowanie nastąpiło dopiero po II wojnie światowej, a w wielu regionach dopiero w latach 60., 70. XX wieku. Równocześnie jego dekoracje (szklane, a potem wypierane przez plastikowe ozdoby) odzwierciedlały zmieniające się mody. Wprowadzenie w latach 80., 90. XX wieku choinek sztucznych, plastikowych, niezielonych rzutowało również na charakter ich symboliki, ale nie obniżyło popularności tej dekoracji. Funkcja znaczeniowa zanikła na korzyść walorów estetycznych, które są dominujące w dobie konsumpcjonizmu. Często rzeczy przybierają zoomorficzne i antropomorficzne postaci, które towarzyszą nam podczas świętowania. Plejada ich wcieleń zdaje się być niewyczerpalna. Pierwotnie okres ten wiązał się m.in. z postacią Mikołaja – biskupa, przemierzającego drogę od domu do domu, w asyście diabłów i aniołów, które pomagały rozdawać mu prezenty. Jakże odległy jest wizerunek tej postaci od obecnej współcześnie w mediach i przestrzeniach konsumpcji, przyodzianej w czerwony kostium „krasnala”, który zamiast piechotą lub na saniach, pędzi samochodem dostawczym Coca-coli. Asysta Mikołaja również uległa zamianie – towarzyszą mu renifery, bałwanki, chóry dzieci ze zmarzniętymi policzkami i noskami, elfy. Często spotykane są też postaci zwierząt, takie jak: łosie, misie, wiewiórki, misie, liski, jeże, jelenie, sowy, myszy, które mają atrybuty związane z zimą, a więc okresem, w którym celebrujemy Boże Narodzenie. Wszystkie te postaci, celowo deformowane, infantylne mają wywoływać
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
51
M
arc
in M o ń
ka
NIEZWYKŁE PRZYJAŹNIE w morzu przelanej krwi
- Z „przedmurzem” jest jak ze wszystkimi wielkimi określeniami, że wielu lubi – mówiąc tuwimem – „szarpać je deklinacją”. Oczywiście, przez stulecia Polska była przedmurzem, udawała je lub nawet wchodziła w sojusze z niechrześcijańskimi sąsiadami przeciwko tym chrześcijańskim. ale „przedmurze” to nie tylko mit – mówi historyk Michael Morys-twarowski. Właśnie ukazała się jego najnowsza książka, zatytułowana „Przedmurze cywilizacji”.
Marcin Mońka: Po „Polskim imperium” i „Narodzinach potęgi” to Twoja trzecia książka, w której pochylasz się nad rodzimą historią. Tym razem mierzysz się z mitem „przedmurza” i udowadniasz, że nie jest to ani banalny wytrych do skarbnicy narodowego samozadowolenia ani gładki polityczny slogan, tak chętnie nadużywany w rozmaitych dyskursach, nie tylko historycznych. Bo przecież „przedmurze” nie narodziło się w XVI wieku, jak przekonywała ówczesna dyplomacja, lecz zdecydowanie wcześniej. Od kiedy możemy mówić zatem o „polskim przedmurzu”?
były priorytetowe. Nawet w bitwach pod Grunwaldem czy pod Cecorą w szeregach polskich wojsk walczyli muzułmanie, a w państwie, kreującym się na obrońcę chrześcijaństwa, wyznawcy innych religii cieszyli się tolerancją – tolerancją, nie równouprawnieniem – niespotykaną na zachód od naszych granic.
Michael Morys-Twarowski: Samo określenie „przedmurze” związane jest paradoksalnie już z okresami zaborów, kiedy Polski nie było już na mapie. W czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej posługiwano się łacińskim odpowiednikiem „antemurale”, nawet pojawiły się próby spolszczenia go na „antermural”. Jednak Polska od 966 roku, kiedy – jak to się podręcznikowo ujmuje – weszła do grona państw chrześcijańskich, do drugiego rozbioru graniczyła z państwami niechrześcijańskimi.
Z „przedmurzem” jest jak ze wszystkimi wielkimi określeniami, że wielu lubi – mówiąc Tuwimem - „szarpać je deklinacją”. Oczywiście, przez stulecia Polska była przedmurzem, udawała je lub nawet wchodziła w sojusze z niechrześcijańskimi sąsiadami przeciwko tym chrześcijańskim. Ale „przedmurze” to nie tylko mit. Chyba najbardziej Rzeczpospolita zasłużyła na to określenie w 1621 roku, kiedy przyszło jej wojskom zatrzymać armię dowodzoną przez samego sułtana. Hetman Chodkiewicz wygłosił przy tej okazji epicką przemowę, której nie powstydziliby się scenarzyści z Hollywood: „Ej waleczni Polacy, mężna Litwo, bitna Rusi, dzielni Prusacy, nieustraszeni Inflantczykowie! O, wy, wszystkie narody, prawami, wolnością, językiem, pokrewieństwem, wiarą pod skrzydłami jednego orła złączone, na dane hasło wpadnijcie na te bezecniki, zmiatajcie ich obrzmiałe nawojami głowy zręcznym szabel pokosem… Oto Dniestr w tyle nieprzebyty, oto rozlane wszędy Turków i Tatarów orszaki. Upadła wszelka nadzieja do ucieczki, tu bić się i zwyciężyć albo zginąć nam potrzeba każe!”
W dotychczasowych przekazach zwykle funkcjonował termin „przedmurze chrześcijaństwa”, Ty jednak zdecydowałeś się potraktować ideę jeszcze szerzej i piszesz o „przedmurzu cywilizacji”. Dlaczego? Tytuł był obiektem wielu dyskusji w wydawnictwie, nie wiem, czy nie najlepszy byłby po prostu „Przedmurze”. Obecny jednak chyba lepiej oddaje treść, bo książka to nie tylko opowieść o morzu przelanej krwi, ale też o niezwykłych przyjaźniach. Kwestie wyznaniowe nie zawsze 52
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Idea „przedmurza” w dziejach Polski pozostawała zawsze niezwykle żywotna. Czasami stawała się orężem w doraźnych walkach politycznych, najczęściej jednak wpisywała się w narodową mitologię. Jak ważny to mit współcześnie? A może to nie tylko mit?
– tak jak powiedziałeś – to nieprzebrana skarbnica tematów. O polskiej historii opowiadasz barwnym, plastycznym językiem, potrafisz unikać zbędnego patosu, a czasami prowadzisz narrację tak, aby czytelnik miał szansę poczuć te wydarzenia niejako od środka. Na jak wiele może sobie pozwolić pisarz, aby jego książkę czytało się z poczuciem pewnego komfortu, unikając zarazem krytycznych głosów recenzentów, że próbuje się pisać przeszłość nie tylko „na nowo” ale i nieco „prywatnie”?
Czy współcześnie, poza chełpliwymi deklaracjami, coś z ducha „przedmurza” przetrwało we współczesnych? Zawsze jest ryzyko, kiedy specjalista od przeszłości próbuje mówić o teraźniejszości. Bardziej cała idea „przedmurza” powinna być nauką dla współczesnych – że w polityce międzynarodowej nie ma sentymentów, że twój sojusznik może stać się twoim wrogiem i na odwrót. Walcząc z Prusami, Litwinami, Tatarami i Osmanami przelaliśmy morze krwi, ale były też długie lata pięknej przyjaźni. Historia Rzeczpospolitej stała się Twoją książkową specjalnością. Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, by zmierzyć się z przeszłością innych krajów czy jednak bliskie jest Ci przekonanie, że Rzeczpospolita jest nieprzebraną skarbnicą tematów, a tych wystarczy Ci do końca pisarskiej kariery? Decyduje bardziej przekonanie, że w Polsce ludzie interesują się bardziej historią Polski niż innych państw, chociaż wszystkie trzy książki, „Polskie imperium”, „Narodziny potęgi” i „Przedmurze cywilizacji”, są opowieścią o interakcjach z innymi krajami. Jednak polska historia
Problemem w pisaniu o historii – nie tylko w Polsce – są dwa obozy: naukowcy i popularyzatorzy. Ci pierwsi piszą głównie na potrzeby akademickich awansów, zupełnie nie dbając, czy kogoś poza garstką kolegów zainteresuje ich twórczość. Ci drudzy często szarżują, szukając sensacji, wybierając czy formułując nieprawdopodobne hipotezy, byle tylko sprzedać więcej egzemplarzy. Niektórzy twierdzą, że przepaść między nimi jest nie do zasypania. Tymczasem bodaj Norman Davies powiedział, że książki historyczne powinno dzielić się nie na naukowe i popularne, ale na dobrze i źle napisane. Staram się być uczciwy wobec czytelników – wszystkie moje książki są zaopatrzone w przypisy, spośród alternatywnych hipotez wybieram te najbardziej prawdopodobne, co nie znaczy, że te najbardziej popularne. I uważam, że dobre książki historyczne powinny nie być tylko zbiorem faktów, lecz również autorską opowieścią, autorską wizją przeszłości. Inaczej mówiąc, nie chcę być tylko historykiem, ale przede wszystkim pisarzem historycznym.
Michael Morys-Twarowski jest absolwentem prawa i amerykanistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, na tej samej uczelni obronił również doktorat z historii. Jest autorem kilkudziesięciu publikacji naukowych, poświęconych przede wszystkim historii Śląska Cieszyńskiego. W lutym 2016 ukazała się jego bestsellerowa książka zatytułowana „Polskie imperium. Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą”. Rok później do księgarń trafiły „Narodziny potęgi”. Jego trzecia książka – „Przedmurze cywilizacji”, do rąk czytelników trafiła jesienią tego roku. Wszystkie ukazały się nakładem wydawnictwa Znak. Michael Morys-Twarowski jest stałym współpracownikiem Polskiego Słownika Biograficznego.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
53
GrzECHy przODkÓW
Po pierwszej powieści pt. „Blizna”, która obraca się wokół tragedii wojennej małej podcieszyńskiej wioski Żywocice, w „Trzeciej terapii” wybrała pani temat o wiele bardziej znany i często eksploatowany, jakim jest obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Mamy ostatnio wysyp powieści z Auschwitz w tytule… No właśnie. Czasem odnoszę wrażenie, że takie właśnie tytuły mają być gwarancją dobrej sprzedaży książki. Zrezygnowałam z podobnej nazwy, aby być uczciwą wobec czytelnika. Bo moja powieść odnosi się do tego tragicznego miejsca, lecz to nie jest literatura obozowa. Auschwitz to tylko jeden z wątków powieści. Przeszłość przodka, który był esesmanem w obozie koncentracyjnym, rzutuje na samoocenę, poczucie wartości i komfort psychiczny jego córki oraz wnuczki. I wtedy pojawia się ktoś, kto potrafi to umiejętnie wykorzystać do swoich celów. Psychoterapeuta, a może raczej psychopata… I to ma związek z tytułem „Trzecia terapia”? Tak. Terapia rozumiana także w przenośni – terapia, która jest raczej pseudo-terapią, bo prowadzi do psychicznego uzależnienia, do manipulacji, a nawet przemocy. Ale zawsze można próbować się uwolnić, stanąć na nowo na własnych nogach, tak jak próbuje to Mathilda, bohaterka mojej powieści. 54
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Jej dziadek esesman jest rzeczywistą postacią? Nie, wszyscy bohaterowie mojej książki są postaciami fikcyjnymi. Co nie znaczy, że fakty mnie nie interesowały. Wręcz przeciwnie – kilkakrotnie jeździłam do Oświęcimia, konsultowałam się z pracownikami Muzeum Auschwitz-Birkenau, czytałam literaturę nt. załogi obozu. Wszystko po to, aby realnie przedstawić okoliczności służby Wolfganga Taunitza. Dzięki uprzejmości kierownika archiwum, dr Wojciecha Płosy, dowiedziałam się, jak w archiwum można znaleźć materiały dotyczące konkretnego więźnia czy też esesmana z załogi Auschwitz. Do jakiej „szuflady” włożyłaby pani swoją powieść? To literatura historyczna, obyczajowa…? Nazywam ją powieścią obyczajowo-psychologiczną, gdzie historia upomina się o swoje. Na rynku księgarskim została zaszeregowana do kategorii literatura piękna polska. Jest w niej miejsce na miłość, na relacje międzyludzkie? Cała ta książka jest o relacjach. Mathilda wikła się w toksyczny związek z psychoterapeutą Thomasem, nie zdając sobie sprawy, że zamiast miłości dostaje niezdrowe uzależnienie. Drugi bohater, Grzegorz – nie radzi sobie
po tragicznej śmierci żony. Tkwi w niełatwym trójkątnym układzie z matką i z dorastającą córką, jego kolejne związki z kobietami kończą się porażką. W pewnym momencie życiowe drogi Mathildy i Thomasa się spotykają. Co może mieć wspólnego kobieta z Drezna z mężczyzną zamieszkałym w Oświęcimiu? W pewnym momencie Mathilda postanowi zmierzyć się z prawdą, poznać szczegóły działalności jej dziadka w obozie koncentracyjnym, chce poznać ciężar jego winy. Grzegorz, który pracuje jako przewodnik w Muzeum Auschwitz, może jej pomóc w dotarciu do informacji. Tych dwoje połączy „coś więcej”? W tej powieści nic nie jest takie proste ani oczywiste. Nie będę zdradzała szczegółów, ale relacja Mathildy i Grzegorza jest o wiele bardziej skomplikowana. Układy, w których oboje tkwią i zahamowania, które mają, sprawiają, że boją się Pani pierwsza powieść „Blizna” jest mocno osadzona na Zaolziu. W „Trzeciej terapii” mamy Oświęcim, Kraków, Drezno. Zaolzia nie ma w tej książce? Jest, choć faktycznie nie ma ono tu tak wielkiego znaczenia. W „Bliźnie” zaolziańskie Żywocice były sceną, na której rozegrała się tragiczna wojenna historia, w „Trzeciej terapii” pojawia się Zaolzie sielankowe, dokąd człowiek lubi wracać, bo to jest powrót do czasów młodości. Na rodzinną miejscowość jednej z moich bohaterek, matki Grzegorza, wybrałam malowniczą beskidzką wioskę Łomna, którą zapewne zna wielu czytelników „Tramwaju Cieszyńskiego”. Ale nawet w idyllicznej krainie nie sposób uchronić się przed bólem czy nieszczęściem. Zatoczyliśmy łuk i wracamy na początek naszej rozmowy. Temat zbrodni nazistowskich jakoś głębiej panią interesuje? Od pewnego czasu tak. Przed dwoma czy trzema laty kilkakrotnie towarzyszyłam w charakterze tłumacza czeskim wycieczkom odwiedzającym Auschwitz-Birkenau. Moje częstsze pobyty w tym miejscu sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać nie tylko nad tragedią ofiar obozu, ale także nad losami i rolą członków załogi SS w Auschwitz. W tamtym okresie przeczytałam książkę Tatiany Freidensson „Mój ojciec był nazistą”. Autorce udało się dotrzeć do potomków prominentów nazistowskiej Trzeciej Rzeszy i skłonić ich do opowieści o tym, co
względem nich czują. Nienawidzą ich? Usprawiedliwiają? Usuwają ich ze swojej pamięci i świadomości? Reakcje i opowieści były różne. A mnie ta lektura skłoniła do zastanowienia się, jak było – czy też mogło być – w przypadku potomków „zwykłych”, szeregowych esesmanów. I dlatego zaczęłam pisać tę powieść. Znalazła pani odpowiedź na nurtujące panią pytanie? Myślę, że nie ma jednej, uniwersalnej odpowiedzi. W Niemczech, gdzie żyje mnóstwo potomków osób aktywnie służących nazistowskiemu reżimowi, wojenna historia przodków nadal jest tematem tabu. Nie mówi się publicznie o tym, że ojciec, dziadek czy pradziadek był w SS i wykonywał takie lub inne zadania. Pytałam o to znajomą pisarkę i lekarkę, która mieszka w Dreźnie. Z racji swojego zawodu obraca się często wśród starych ludzi, którzy wiele pamiętają. Oni nie chcą opowiadać o wojnie, a jeżeli już, to tylko ogólnie. Ale myślę, że ta przeszłość wojenna nadal w ludziach tkwi, że osoby bardziej wrażliwe – takie jak Mathilda i jej matka Ingrid – bohaterki mojej książki – nie czują się dobrze, mając świadomość win swoich przodków. redakcja TC
Danuta Chlupová, dziennikarka „Głosu“ – gazety Polaków w Republice Czeskiej. Mieszka na Zaolziu. Jest autorką dwóch powieści, pisze trzecią.
TRZECIA TERAPIA
Danuty Chlupowej Wydawnictwa NOVAE RES czeka na naszych czytelników pod numerem 577 148 965!
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
55
Księgarnia Piastowska BookBook Cieszyn, ul. Głęboka 6
prezentuje
MAŁGORZATA I MICHAŁ KUŹMIŃSCY
MARA
Zatuszowane zabójstwo. Wyparta przeszłość. I szkielet pod twoim domem. Dąbrowa Tarnowska. Przed wojną połowę jej mieszkańców stanowili Żydzi. To tu, do pustego rodzinnego domu wraca dziennikarz po przejściach Sebastian Strzygoń, szukając równowagi. Ale nic z tego – w sadzie jego dziadków budowlańcy odkopują szkielet. Czy, jak podejrzewa doktor Anna Serafin, są to kości ofiary Judenjagd – polowania na ukrywających się w czasie wojny Żydów? Równocześnie śmiertelny wypadek na peryferiach Dąbrowy okazuje się zabójstwem. A na synagodze i grobie ofiary pojawiają się antysemickie graffiti. Bastian mierzy się z przeszłością miasteczka i własnej rodziny. Ale jak dotrzeć do prawdy, gdy świadkowie wydarzeń nic nie pamiętają, nic nie wiedzą? Albo tylko tak twierdzą? Czy można żądać wyjaśnień, gdy to pod twoim domem leży szkielet? Czy da się żyć pod jednym dachem z marą? I czy to pytanie tylko do Bastiana?
MaŁGOrZata FuGiEl-kuŹMiŃSka z wykształcenia i zamiłowania antropolożka kulturowa, zawodowo zajmuje się zarządzaniem w branży IT. MiCHaŁ kuŹMiŃSki Dziennikarz i redaktor „Tygodnika Powszechnego”a, autor popularnonaukowej książki “Nauka w kuchni” i tekstów piosenek. Autorzy serii powieści etnokryminalnych o parze nieszablonowych śledczych: antropolożce kulturowej Ance Serafin i dziennikarzu Sebastianie Strzygoniu.
MARA Ma łgorzaty i Michała Kuzmińskich Wydawnictwa Publikat czeka na naszych czytelników pod numerem 577 148 965!
Radosnych Świąt Bożego Narodzenia, rychłego spełnienia każdego marzenia. Ciepła, wiary i życzliwości, w Nowym Roku
SZUKASZ PREZENTU? KUP GO U NAS! Masaże � Pakiety dla dwojga � Sesje relaksacyjne � Manicure � Pedicure � Pielęgnacja twarzy � Krioterapia Zabiegi: wyszczuplające, odmładzające, modelujące sylwetkę, antycellulitowe
tel. +48 518 198 018 ul. Bielska 184, Cieszyn www.nowoczesneSPA.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
57
i
eu
sk
M
at
s z J o n ko
w
W tramwaju z tatĄ IDEALNY PREZENT Skoro czytacie ten artykuł to jesteście w trakcie lub już po procesie, który powtarza się co roku – po akcji poszukiwania prezentów. Zakup prezentu zazwyczaj sprawia wiele frajdy. Cieszy nas myśl o tym, że ktoś się uśmiechnie, podskoczy z radości i wyda okrzyk w stylu – Wow!!! Zawsze o tym marzyłam!!! Sami też czekamy na podarunek. Liczymy na niego. Przed wyborem podarunku czasem próbujemy dyskretnie wybadać, co sprawi obdarowanemu największą radość. Innym razem po prostu pytamy – Co chciałbyś dostać pod choinkę? Liczymy na prawdziwą odpowiedź, by wykazać się pragmatycznym podejściem do długiego procesu poszukiwania 58
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
prezentów. Jest w czym wybierać. Żyjemy w czasach,w których jedyną granicą dotycząca tego, co chcemy zdobyć są nasze finanse. Mamy internet, aplikacje, centra handlowe. Prezenty wprost leżą na ulicy a my musimy tylko się po nie schylić.
ALE... Czy zawsze musimy aż tak daleko, szeroko, analitycznie szukać? Porównywać oferty sprzedawców, wybierając te, które gwarantują szybką i darmową wysyłkę, pakowanie na prezent i oczywiście obowiązkowe zapisanie się do newslettera, którego pokłosiem będą liczne maile z propozycjami specjalnie dla „nas”.
Mam jeszcze małe dzieci – córeczka skończyła 2 lata w maju, a syn roczek w lipcu. Jak to każdy nowoczesny rodzic, częściej lub mniej częściej, kupuję moim pociechom zabawki. Zazwyczaj są to drobne rzeczy – kolorowanka, samochodzik, lalka. Zdarzy się jakaś droższa przyjemność jak zabawka nawiązująca do bajki, obecnie uwielbianej przez moją córkę czy spontanicznie kupiona duuuuuża ciężarówka dla synka. Nie widzę w tym nic złego, gdyż wiem ile radości daje dzieciom nowa zabawka. I owszem, zainteresowanie nowym podarunkiem trwa różnie – od kilku minut do kliku godzin, po czym zostaje umieszczona przez moją żonę w innej zabawce pełniącej też rolę pojemnika na zabawki właśnie. Niektóre z nich potem wracają do łask lub zostają bezceremonialnie wyrzucone na środek pokoju, by tworzyć swoistą dżunglę, której ścieżki znają tylko moje dzieci i pies.....:). Córka ma swoje ulubione, a synek sięga po to, co akurat jest pod ręką lub ma cztery koła i można to nazwać – brum brum. By jednak dać pełen obraz sytuacji – moje dzieci nie mają bardzo dużo zabawek. Większość to i tak prezenty od cioć, dziadków, wujków itp.
ALE... Jest taka rzecz, takie coś co daje moim dzieciom największą, najprawdziwszą radość i szczęście – nie muszą do tego zjadać trolla – ten kto oglądał bajkę Trolle to wie, a ten co nie oglądał – polecam. Jest to coś czego nie da się kupić, nie trzeba szukać, porównywać, pakować. Jest to coś co każdemu dziecku i nie tylko:) sprawi radość. Gdy spędzam czas z rodziną widzę, że moje dzieci mimo dostępnych zabawek, tak naprawdę pragną czegoś innego. Okazują to radosnym okraszonym uśmiechem pytaniem – tata nie idziesz dziś do pracy? A jeśli nie potrafią jeszcze tak ładnie mówić to wystarczy również pełne uśmiechu – tataaaa, tata, tataaaa. I wtedy wiem, czego moje dzieci pragną tak najbardziej na świecie. Pragną CZASU, jaki im razem z żoną poświęcamy. Podaruj CZAS dziecku i nie tylko jemu!
WESOŁYCH ŚWIĄT Mama kończyła dekorować ostatnią już partię ciastek kolorowym lukrem. Seria uśmiechniętych ciasteczkowych ludzików leżała posłusznie na blasze. Mała Emilka odbijała na sukience białe od mąki rączki. Jej młodszy braciszek biegał w salonie z kawałkiem kruchego ciasta w jednej rączce i buzi i piłką w drugiej dłoni. Celem biegania była ucieczka przed skaczącym dookoła małego Karolka psem – Łatkiem. Zbliżała się pora nakrywania do stołu, a Taty wciąż nie było... Emilka pytała Mamę gdzie jest Tata, lecz ta
uśmiechała się ciepło i uspokajała córkę – Nie martw się kochanie, tatuś już jedzie. Tata przyjechał grubo po wyznaczonej godzinie, bo gdy w pośpiechu wbiegł do domu i wrzucił kilka pakunków do małego gabinetu znajdującego się zaraz przy wejściu, zegar wskazywał 16.34. Mama nie chciała się kłócić, a dzieci tak ochoczo przywitały Tatę, że ten jak zwykle musiał zamarudzić z nimi w holu nim udał się na piętro, by przygotować się do Wigilii. Wszystko było pyszne i po wspólnej modlitwie i kolacji, przyszedł czas na odpakowanie prezentów. Pod choinką piętrzył się mały stosik korowych pudełek i torebek z małym karteczkami. Mama dostała pakiet zabiegów w lokalnym Spa, Emilka zestaw małej kucharki, a Karolek narzędzia do pomocy tacie przy montażu mebli. Mały chłopczyk z radością pokazywał wszystkim zabawkowe śrubokręty i próbował nimi przykręcać nogi od stołu. Emilka rozstawiała już plastikowe talerzyki i po krótkim – Uwaga bo ciepłe – nalewała parującą miłością, wymyśloną herbatkę dla każdego z domowników – dla psa też. Tata dostał kolekcjonerski brelok do samochodu. Pod choinką była jeszcze jedna torba. Tata jej tam nie położył. Sięgnął po nią i ku zdumieniu Mamy wyciągnął ze środka cztery koperty, każdą w innym kolorze. Na każdej widniał ten są sam napis – dla Taty. Otworzył pierwszą kopertę w kolorze różowym. Ze środka wysunęła się różowa kartka z obrazkami przedstawiającymi lalki, kucyki i Trolle. Była też załączona instrukcja co razem wyglądało jak voucher. Złote litery układały się w napis „Zaproszenie na Bal Trolli dla Taty Emilki”. Oczy Taty lekko się zaszkliły. Zawartość drugiej koperty w kolorze niebieskim i tym samy złotym napisem „Wyścigi na torze w pokoju Karolka” - po lewym policzku Taty spłynęła pierwsza łza. Mama przyglądała się tej scenie i nie mogła uwierzyć własnym oczom, a dzieci powoli koncentrowały uwagę na swoim Tacie. Żółta koperta skrywała kartę zatytułowaną „Wieczorne oglądanie filmu bez głosu i koniecznie tylko z napisami” wywołała drugą łzę. Ostatnia koperta w kolorze oceanu i tytuł „ Sri Lanka” wywołały potok łez nie tylko u Taty. Cała rodzina przytuliła się na środku salonu, obok choinki. Tulili się tak mocno, że nie zobaczyli jasnej postaci, która przyglądała się tej scenie zza okna, by teraz odlecieć ku nocnemu niebu pełnemu płatków śniegu.
Podaruj CZAS dziecku i nie tylko jemu.
Wesołych Świąt! TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
59
Jarosław Gołaczewski
aliEnaCJa coraz powszechniejszym staje się, że ludzie, którzy jeszcze nie dawno mówili do siebie „kocham cię”, podejmują decyzję o rozstaniu. Jak podaje Gus, w samym 2017 roku udzielono ponad 65 tys. rozwodów i z roku na rok utrzymuje się tendencja wzrostowa. Dane te nie pokazują ogromu zjawiska, bo nie obejmują rozpadu związków nieformalnych, niezarejestrowanych w usc. Proces rozstania, nie zawsze dotyczy tylko i wyłącznie partnerów, ale dotyka również ich dzieci. I to dzieci są najbardziej pokrzywdzonymi osobami, podczas rozpadu rodziny, niezależnie od tego, w jakim rodzaju związku żyją ich rodzice. Każde rozstanie lub większa zmiana, w życiu dziecka, czy nawet dorosłego człowieka, wiąże się z utratą poczucia bezpieczeństwa, które jest podstawową potrzebą każdego człowieka. Dziecko, które dotychczas miało nielimitowany dostęp do miłości obojga rodziców, nagle znajduje się w sytuacji, w której jednego rodzica zaczyna brakować. Jeden z rodziców znika całkowicie z życia dziecka, lub pojawia się tylko od czasu do czasu. Jeśli w ogóle się pojawia. To w jaki sposób przebiega rozstanie, zależy w dużej mierze, od samych rodziców. Jeśli nie są mocno skonfliktowani, chcą się rozstać szybko i są świadomi tego, że 60
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje zarówno mamy jak i taty, chcą rozejść się „pokojowo”, mogą skorzystać z pomocy mediatora. Ustalić plan wychowawczy, uzgodnić między sobą zakres sprawowania władzy rodzicielskiej oraz zakres przebywania dziecka pod opieką każdego z rodziców. Po spisaniu ugody, dokumenty wędrują do sądu i jeśli żadna ze stron nie wnosi sprzeciwu, sąd zatwierdza ugodę. To najszybsza droga, jednak dla wielu okazuje się najtrudniejsza. „Pokojowych rozstań” jest niewiele, większość kończy się ciągnącymi się wiele miesięcy procesami, podczas których strony starają się jak najbardziej zdyskredytować, „piorą brudy” i walczą o wpływy. Jednym ze scenariuszy, który ma miejsce podczas ciągnących się rozstań jest „alienacja rodzicielska”. Polega ona na świadomym bądź nieświadomym działaniu,
mającym doprowadzić do powstania zaburzeń w relacjach dziecka rodzicem. Jak stwierdza Ministerstwo Sprawiedliwości w piśmie adresowanym do Marszałka Sejmu, alienacja rodzicielska jest przemocą wobec własnego dziecka. „Zjawisko alienacji rodzicielskiej, jako formy przemocy emocjonalnej wobec dziecka, jest znane zarówno sędziom rodzinnym, jak i specjalistom opiniodawczych zespołów sądowych specjalistów, którzy sporządzają na potrzeby spraw rodzinnych opinie, tak od strony teoretycznej (szkolenia), jak i praktycznej (badania diagnostyczne). (…) Dzieje się tak na skutek konfliktu lojalnościowego, w który uwikłane staje się małoletnie dziecko. Wskutek tego konfliktu i w zależności od jego nasilenia dziecko wchodzi „w koalicję” z jednym z rodziców przeciwko drugiemu. Zachowanie dziecka wówczas przybiera różne formy, począwszy od subtelnych form okazywania niechęci, czy unikania kontaktu, poprzez wyraźną odmowę, bądź podważanie zdania rodzica dyskredytowanego, co jest zarazem spójne z postawą rodzica wiodącego. (…) Separacja dziecka od jednego z rodziców, jak i indukowanie małoletniemu niechęci do drugiego z rodziców, skutkuje częstą odmową uczestniczenia w kontakcie z rodzicem, z którym nie mieszka. W takiej sytuacji przymusowe wykonanie postanowienia o kontaktach nierzadko napotyka przeszkody niezwykle trudne do pokonania” - wyjaśniał Podsekretarz Stanu Łukasz Piebiak w Ministerstwie Sprawiedliwości. Skala problemu jest znaczna. Jak informował w 2017 r. Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak, c rocznie napływa do niego blisko 50 tys. spraw. Blisko połowę stanowią te dotyczące angażowaniem dziecka w konflikt okołorozwodowy. W wielu przypadkach zaczyna się od tego, że jedno z rodziców wyprowadza się z rodzinnego domu i zabiera ze sobą dzieci. W Polsce jest to w pełni legalne, jeśli rodzic sprawuje pełnie władzy rodzicielskiej. Nie musi uzyskiwać zgody drugiego rodzica, nawet jeśli ten również sprawuje pełnię władzy rodzicielskiej, nie musi nawet informować. Po prostu zabiera i wywozi. Pojęcie „porwania rodzicielskiego” wg naszego ustawodawstwa ma miejsce dopiero przy wywiezieniu dziecka poza granice kraju bez zgody drugiego z rodziców. I co dalej? Skoro każdy z rodziców może zabrać sobie dziecko i wywieźć, to pojawia się problem. Aby drugi rodzic nie odebrał dziecka i nie zabrał do siebie, rodzic „który był pierwszy”, zaczyna izolować dziecko, uniemożliwiając kontakt dziecka z drugim rodzicem. To skrajny przykład izolowania. Walka toczy się o sporą stawkę. Alimenty, 500+ i inne świadczenia socjalne. A czasem o satysfakcję, że zrobiło się na złość byłemu partnerowi, że dzieje mu się krzywda, bo nie widzi potomka, którego kocha.
Zjawisko alienacji rodzicielskiej ma też formy bardziej wyrafinowane. To nie tylko fizyczne odseparowanie dziecka, ale również wiele oddziaływań na psychikę dziecka. Zaczyna się np. od niewinnych pytań do dziecka: „kogo bardziej kochasz, mamę czy tatę.” Idąc dalej i poddając dziecko szantażowi emocjonalnemu: „skoro kochasz bardziej mnie, dlaczego chcesz się spotkać z drugim rodzicem?” Przemocą wobec dziecka jest również negatywne nastawianie dziecka wobec drugiego rodzica. Musimy zdać sobie sprawę, że dziecko kocha oboje, tatę i mamę. I stawianie go w sytuacjach konieczności wybierania, lub wtłaczanie w głowę dziecka często nieprawdziwych historii, jak to drugi rodzic „nas skrzywdził”, a w skrajnych przypadkach wpajanie dziecku, że rodzic „przestał Cię kochać”. Okazywanie pogardy drugiemu rodzicowi w obecności dziecka to również przemoc na dziecku. Zaliczyć do tego należy komentowanie przy dziecku zachowań drugiego rodzica, wskazywanie, że „robi coś źle”, „że jest beznadziejny”. Kolejnym działaniem mieszczącym się w pojęciu przemocy alienacji rodzicielskiej jest budowanie w dziecku poczucia strachu przed drugim rodzicem. Wpajanie dziecku, że przy byłym partnerze może stać mu się krzywda, że nie będzie wystarczająco dobrze zaopiekowane, powoduje, że dziecko zaczyna odczuwać niechęć do drugiego rodzica, strach przed nim. W związku z tym dziecko powoli staje się samo aktywnym alienatorem. Samo w wyniku manipulacji podejmuje decyzję o odrzuceniu drugiego z rodziców. Przez wiele lat żyjąc w przekonaniu, że alienowany rodzic wyrządził mu krzywdę. Przyjrzyjmy się mechanizmowi. Podzielmy go na grupy zachowań, które przez lata są rzeczywistością dziecka, a którą dziecko identyfikuje jako prawdziwą. Powtarzane jak mantra, komunikaty wskazujące na negatywność zachowań drugiego. Zacznijmy od obwiniania w oczach dziecka. „Nie zadbał o Ciebie i wróciłeś przeziębiony. To wszystko przez niego.” „Zobacz jaki jesteś brudny, nie dba o Ciebie. Zobacz jak ja dbam.” „Znów zginęła Ci zabawka? Nie zabieraj już nic więcej, bo sam widzisz, że wszystko ginie i później nic nie masz.” „Miałeś taką ładną bluzeczkę i zobacz, zabrał Ci i nie oddał. Teraz ja muszę się prosić, by Ci ją oddał.” Przykładów można mnożyć i na pierwszy rzut oka to niewinne komunikaty, ale budują w dziecku poczucie nienawiści do drugiego. Dodatkowo podczas przekazania dzieci na kontakt, dochodzi do awantur, podczas których obecne jest dziecko a i nierzadko rodzina alienatora, sąsiedzi, wszyscy, którzy potencjalnie mogą stać się świadkami w ewentualnym procesie sądowym. Konsekwencją jest coraz głębsze poczucie winy u dziecka, mogące skutkować różnymi dolegliwościami emocjonalnymi, takimi TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
61
jak nocne lęki zakończone moczeniem się, czy niekontrolowana złość i agresja. Mechanizm drugi to stworzenie dziecku iluzji podejmowania decyzji. „Dziecko nie chce iść do Ciebie, przecież nie będę go zmuszać.” To chyba klasyczne zdanie, które usłyszało już wielu rodziców, chcących zobaczyć swojego potomka. „Dziecko zdecydowało, że chce zostać w domu.” Po pewnym czasie to odpowiedzialnością dziecka jest wypowiadać wcześniej zaprogramowane przekazy, tak aby nie było wątpliwości, że to jego suwerenna decyzja. Dziecko oczywiście to robi, a jego działanie jest nagradzane słowami, zabawkami lub w inny sposób. Mechanizm trzeci, będący kontynuacją poprzedniego, to działanie „w białych rękawiczkach” doprowadzające do „syndromu sieroty”. Działania alienatora są skrojone tak, by nie dało mu się zarzucić działania wbrew dobru dziecka. Przenoszenie decyzji na dziecko, sugerowanie jakich decyzji oczekuje, a także system nagród i kar, przez lata może doprowadzić do tego, że dziecko dla swojego spokoju, samo zauważa, że korzystne jest dla niego zerwanie kontaktów z drugim rodzicem. Konsekwencją jest zerwanie więzi emocjonalnej i zniszczenie relacji. Cel alienatora został osiągnięty. Wszystkie działania alienacji rodzicielskiej dążą do jednego - do odseparowania od dziecka i zbudowania w głowie dziecka negatywnego obrazu drugiego rodzica. Dziecko żyje latami w przekonaniu, że to ono decyduje. Rozczarowanie pojawia się, gdy zda sobie sprawę, że było przez lata marionetką, w rękach człowieka, któremu najbardziej ufało. Skutki przemocy alienacji rodzicielskiej zostały przez światową organizację zdrowia sklasyfikowane jako syndrom, co na polski tłumaczone jest jako zespół, zaburzenie. Jak wskazują eksperci, konsekwencją alienacji mogą być problemy emocjonalne dziecka, zwiększona podatność na nałogi, choroby psychiczne i psychosomatyczne. Ofiary przemocy alienacji mają często obniżoną samoocenę. Częściej niż inni wpadają w gniew, wykazują zachowania agresywne. Dorosłe ofiary przemocy alienacji rodzicielskiej często nie potrafią budować związków intymnych we własnym życiu, mogą wystąpić zaburzenia seksualne, a także trudności w nawiązywaniu relacji. Wiele ofiar alienacji wykazuje zachowania autodestrukcyjne, ma skłonności samobójcze, oraz wchodzi w konflikt z prawem. Alienacja rodzicielska to forma przemocy emocjonalnej stosowana najczęściej przez jednego z rodziców celem utrudnienia kontaktów drugiego rodzica z dzieckiem. Zwykle objawia się w sytuacji okołorozstaniowej, nie jest to jednak warunek konieczny. Zdarza się bowiem, 62
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
że alienacja pojawia się w rodzinach formalnie pełnych. Jednak rodziny te tylko z pozoru pełne, w praktyce funkcjonują jak rodziny rozbite, nie spełniając swoich podstawowych funkcji społecznych. Brak w takich rodzinach wzajemnej miłości, komunikacji czy współpracy między małżonkami skutkuje podejmowaniem działań alienacyjnych, a podłożem tego może być chęć odgrywania się na małżonku za niepożądane zachowania lub być formą przejmowania kontroli. Pierwsze skojarzenia jakie pojawiają się gdy, myślimy o sprawcach alienacji rodzicielskiej to oczywiście rodzice. Jednak problem mogą generować też inne osoby, a także źle skonstruowane prawo rodzinne. Sprawcami przemocy alienacji mogą stać się np. dziadkowie. Nieetycznie działający prawnik lub specjalista z zakresu psychologii. Alienacja często jest wspierana przez niekompetentnych sędziów, kuratorów lub biegłych wykonujących badania i opiniujących w sprawach sądowych. Często właśnie specjaliści, którzy powinni pomóc dziecku, pogłębiają jeszcze problem. Dziecko, którego wrażliwość, miłość, czułość jest niszczona, staje się agresywne. I w sytuacjach gdy wybucha w szkole, staje się agresywne, często jedyny kontakt, nauczyciela z rodzicami, to kontakt z rodzicem - alienatorem. Brak jest dogłębnego zbadania przyczyny agresji dziecka, bowiem rodzic alienator w wielu przypadkach zapewnia, że w domu jest wszystko w porządku, a agresja dziecka wywołana jest spotkaniem z drugim rodzicem. Podobnie ma się sprawa z pracownikami socjalnymi, nawet jeśli sprawa trafia do MOPS, w związku z obserwacją nieprawidłowości, rzadko kiedy zdarza się, aby została przez pracownika instytucji dokładnie zbadana. Pracownik umawia się na spotkanie, przyjeżdża, w domu posprzątane, dziecko czysto ubrane, siedzi nad lekcjami. Na pierwszy rzut oka nieprawidłowości nie widać. A nawet, jeśli dojdzie do rozmowy, dziecko zapytane w obecności alienatora, musi mówić „zgodnie z obowiązującymi normami”, że nie chce widywać się z drugim rodzicem. Dziecko samo staje się ofiarą tego co powtarza i niewiele osób potrafi wychwycić w tym przekazie wynik manipulacji dzieckiem.
0 2 0 2 A T A R E NUM
PRE
agazyn m j u w r e zarez ZYŃSKI S E I C J A TRAMW ybranym w w o k is na nazw ybucji r t s y d ie c punk azyn g a m w ó zam ZYŃSKI S E I C J A TRAMW pod z dostawą es adr wskazany
N L P 0 6 N L P 0 2 1
z góry za rok
z góry za rok
Wydawcą Tramwaju Cieszyńskiego jest Fundacja LOKALSI. Cenisz naszą niezależność, podoba Ci się nasz magazyn? Wesprzyj nasze działania zamów prenumeratę
prenumerata@tramwajcieszynski.pl nr konta 23 1050 1083 1000 0090 3089 3474 w tytule przelewu proszę wpisać: darowizna na cele statutowe. KRS: 0000609132 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020 W ofercie możliwość zakupu archiwalnych numerów TC.63
M iłość w korporacji Dariusz Bożek
część 22 FinaŁ „Gdybym był kimś innym w innym świecie, zareagowałbym inaczej, ale byłem sobą, a świat był tym światem, więc milczałem. (...) Wyciągnęła do mnie rękę, nie wiedziałem, co mam zrobić, więc połamałem jej palce swoim milczeniem”. Jonathan Safran Foer Lena. - Dzień dobry Panno Brzęczek - Dzień dobry Panie doktorze Zadbany mężczyzna w wieku średnim, otulony białym kitlem, usiadł w fotelu naprzeciwko Leny. Otworzył skoroszyt i przez chwilę czytał poczynione tam zapiski. Gdy skończył, spojrzał uważnie na siedzącą naprzeciwko kobietę. - Jak się Pani czuje? - Bardzo dobrze, Panie doktorze – powiedziała bez wahania. 64
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Oczy lekarza wyrażały zadowolenie, lecz gdy mrugnął, powieki odsłoniły blask niedowierzania. Nie umknęło to Lenie. - Trudno to wytłumaczyć, ale od przebudzenia towarzyszy mi jakaś lekkość – powiedziała starannie ubierając w słowa wewnętrzne doznania. - Czytam Pani historię medyczną. Miała Pani próbę samobójczą, która była przyczyną zapaści... Pod koniec zdania podniósł wzrok znad dokumentacji i uważnie oczekiwał na reakcję pacjentki. - Tak było, to prawda – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. - Czy z perspektywy tamtego zdarzenia, może Pani powiedzieć, że się Pani udało, czy przeciwnie – nie udało się? - Ciekawie skonstruowane pytanie – uśmiechnęła się uroczo – sukces w tym przypadku oznacza śmierć, nieprawdaż? Pomyślał , że nie będzie to rutynowa, zwykła rozmowa z przeciętną pacjentką. Nic na to nie wskazywało. - Można na to tak spojrzeć - powiedział – jeżeli chciała się pani zabić, to efektywność musiała prowadzić do śmierci Zastanowiła się, lecz krótko. - Patrząc na to z tamtej perspektywy, muszę powiedzieć, że mi się nie udało – powiedziała. - Nie udało się Pani zabić samej siebie... - Tak. Dokładnie tak - Czyli nie była to demonstracja, tylko realna próba samobójcza? - Tak..., naprawdę chciałam się zabić.. Poważne wyznanie wypowiedziane zostało w sposób lżejszy, niż na to zasługiwało. Ta lekkość zawisła między rozmówcami, domagając się kontynuacji. - Ale na dzisiaj wiem, że to się nigdy nie powtórzy Lena miała wrażenie, że wzrok lekarza się wyostrzył. - A skąd taka pewność ? - Miałam bardzo dużo czasu na myślenie - Większą część tego czasu spędziła Pani w śpiączce - Tak – uśmiechnęła się do swoich wspomnień Lena - Co z dręczącymi Panią objawami, koszmarami, demonami? - Panie doktorze, demon to określenie niemedyczne, nieprawdaż? - Ale dobrze oddaje istotę Pani problemów? - Dobrze oddawało – powiedziała – uwolniłam się od moich demonów Okulary lekko zsunęły się mu z nosa, umożliwiając profesorskie spojrzenie. - Proszę o tym opowiedzieć Zastanowiła się chwilę nad doborem słów. - Uwewnętrzniłam okrucieństwo, którego doznałam
od ojca i stało się ono moim nieustannym towarzyszem podróży, przez całe życie; stąd autoagresja, natręctwa i perfekcjonizm. Lecz to minęło. - Tak po prostu? - Nie tak po prostu – odparła – pomogły mi inne… hmm... przestrzenie i byty. - Tak? - Niektóre przyjemne i opiekuńcze; inne raniące lub obojętne; piękne lub ociekające brzydotą; przypominające konstrukcje tego świata i całkiem nierealne. Lekarz spojrzał na swój smutny gabinet. Monotonia bieli, szarości i zawodowej rutyny ustępowała pod wpływem spotkania z niedoszłą samobójczynią. - Przeleciały przeze mnie na przestrzał i oczyściły z traumy. Zakończyły bezszelestną mękę. Wprawiły w wieczne wirowanie. Zatrzymał się na moment w zadawaniu pytań i zadumał nad słowami wypowiadanymi przez pacjentkę. Poetycki opis stosowany do opisu wewnętrznych procesów, wydawał się mieć taka samą trafność jak naukowy, lecz był piękniejszy. I to wzbudziło jego podejrzliwość. - Mózg w chwili śmierci produkuje różnego rodzaju złudzenia – powiedział. - Więc mój wyprodukował bardzo uzdrawiające, nieprawdaż? Pomyślał nad tymi słowami. Poznawczo nie widział przeszkód przed tym, żeby poprawę przyniosły złudzenia a nie obiektywne zdarzenia. Może – jak twierdzi wschód – wszystko jest Mają – ułudą zasłaniającą rzeczywistość i nie ma znaczenie, kto, co i gdzie widzi. - A może nasza rozmowa też jest snem – powiedziała patrząc mu uważnie w oczy – lub może Pan jest moją halucynacją…? - Chciałbym być Twoją halucynacją – pomyślał lekarz, zamykając szybko tą przelotną fantazję w szczelnym wewnętrznym opakowaniu.. Lecz musiał coś odpowiedzieć na postawioną przez pacjentkę tezę. Jakąś wersję oficjalną, mieszczącą się w granicach rozmowy terapeutycznej. Ściągnął okulary i potarł szkła irchą, celem zyskania na czasie. - To by było interesujące poznawczo…, być halucynacją innej osoby… Wyczuła go. Jego wewnętrzną gorączkę. Poznała jego rozedrgania. Uśpione gejzery. Wiedziała, że może je wykorzystać. Doznania w trakcie śpiączki uwolniły ją od wielu ograniczeń. - A może życie jest snem we śnie, jak pisał Edgar Allan Poe? - zapytała nad wyraz śmiało. - Ciekawa koncepcja – powiedział, wciąż jeszcze lekko sparaliżowany wewnętrzną fantazją. Wyczekał moment udając, że wymaga tego dynamika rozmowy ze specjalistą. Po chwili odzyskał formę.
- Uwewnętrzniony i utrwalony w Pani psychice zły ojciec przegrał walkę z leczącymi Panią ułudami, wykreowanymi przez mózg w trakcie śpiączki. No to mamy temat pracy doktorskiej. Wszystko pozostaje w jednej wielkiej wewnętrznej rodzinie. Poruszyła się w terapeutycznym fotelu wyciągając na widok parę pokaleczonych rąk. - Wewnętrzne złudzenia powodują całkiem realne rany – powiedziała odsłaniając nadgarstki ponacinane bliznami. Rany wydarte na rękach wyglądały zaskakująco. Nie pasowały do delikatnego piękna siedzącej przed nim kobiety. - Proponuje Pani rozpoczęcie psychoterapii w poradni zdrowia psychicznego - Dobrze Panie doktorze Były takie ścieżki ich kontaktu, gdzie poddawała się zbyt łatwo. Zapaliła mu się jakaś lampka w głowie. W jądrze hipokampa. - Leki? - Niekoniecznie, lecz jeśli uzna to Pan za konieczność... - Zostanie Pani jeszcze na oddziale? - Czy jest powód, żeby mnie tu zatrzymywać? - Nie wbrew pani woli - Więc sam Pan doktor rozumie, że chciałabym zobaczyć realny świat po tak długim czasie życia w ułudzie Mówiąc te słowa spojrzała niespodziewanie w miejsce znajdujące się gdzieś poza jego lewym barkiem. Zauważył natychmiast jej zaskoczenie zmieszane z odrobiną lęku i niepewności. - Wszystko w porządku? – zapytał. - Tak – odpowiedziała wracając wzrokiem do lekarza. Jednak pozostała zmieniona. Jakaś jej część utkwiła tam, gdzie przed chwilą patrzyła. Ukrywała wewnętrzne poruszenie, które nie pozwoliło jej wrócić do poprzedniej równowagi. Lekarz odwrócił się i spojrzał na stojący za nim w samym rogu pokoju duży kwiatek. Nie był wart uwagi i nie mógł zamącić nikomu w głowie. Wrócił wzrokiem i spojrzał na Lenę. Zagryzała lekko wargi. I teraz on wiedział, że ona już wie, że on wie. Że wiedzą razem. Pacjentka miała halucynacje i ukrywała je przed lekarzem. Postanowił to zbadać. - Przypomina mi się historia Ebena Aleksandra, amerykańskiego neurochirurga. Gdy jego mózg zaatakowała niebezpieczna bakteria, przez kilka dni był w klinicznej śpiączce. Twierdzi, że dane mu było zobaczyć niebo i spotkać Boga, spotykał anielskie istoty i przeżywał silne, hiperrealne emocje. Jego zdaniem przeżycia te są dowodem na to, że świadomość nie jest wytworem mózgu, lecz “częścią” wiecznej duszy. - Ciekawe – powiedziała Lena – ale dlaczego mi to Pan teraz opowiada. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
65
- Też przeżyła Pani śpiączkę - Przeżyłam - Też doznała Pani kontaktu z różnymi bytami - Doznałam i nigdy tego nie zapomnę – powiedziała – lecz wszystko to zniknęło, jak otwarłam oczy. - Pani mózg był dosyć poważnie niedotleniony; straciła Pani dużo krwi - Myśli Pan, że jest uszkodzony? - Nie widać tego na tomografie i rezonansie, lecz uszkodzenia mogą być bardziej dyskretne - Grożą mi halucynacje, wizje, derealizacja, depersonalizacja, problemy z pamięcią i orientacją w czasoprzestrzeni? Lekarz wstał. Podszedł do okna i spojrzał na jesienne pejzaże instytutu. Odwrócił się i podszedł do Leny. - Czasem inteligencja i wiedza pacjenta przeszkadzają w leczeniu – powiedział z odrobiną rezygnacji w głosie. - Panie doktorze – powiedziała Lena przeciągając nieco pierwsze i drugie słowo, znacząco skracając zawodowy dystans. Sposób w jaki to zrobiła poruszył wiolinową strunę jego duszy. Czyste, lecz mroczne brzmienie poderwało go na moment do lotu, lecz szybko wylądował na oceanie rozsądku. Uśmiechnęła się. Jakikolwiek jej uśmiech byłby czarujący, lecz ten celował w sam środek jego duszy, która zbyt często obcowała z patologiami, a za rzadko z pięknem. Chciała jakoś uwieść jego intelekt i spacyfikować terapeutyczne zamiary. Zrobiła to automatycznie, odruchowo, jakby był jej ojcem, którego trzeba obłaskawiać, usypiać jego czujność i drzemiące w nim zło. Zrobi wszystko, żeby wydostać się z ośrodka i zobaczyć realny świat. Pola, łąki, drzewa, miasta, korporacja. Musiała zobaczyć Janusza. - Nie musi Pani tego robić – powiedział po chwili namysłu. - Słucham? - zapytała zdziwiona Był od niej starszy, bardziej doświadczony a jego gospodarka hormonalna zwalniała tempo pracy. Robiła na nim wrażenie, pobudzała wyobraźnię, stymulowała fantazję, lecz potrafił tego typu doznania trzymać w zamknięciu lub puszczać jak obłoki na niebie, czekając aż przeminą. Była dla niego dzieckiem; niewinnym i pięknym, ale wciąż dzieckiem. - Nie musi mnie Pani czarować, żeby stąd wyjść – powiedział bez cienia zawahania w głosie - nie możemy Pani tu przetrzymywać wbrew Pani woli Zapadła cisza. Twarz Leny utraciła dziecięcy urok a jej rysy wyostrzyły się. - Może mieć Pani trudności w odróżnieniu rzeczywistości od halucynacji. Jeżeli się pojawią – zawiesił na
66
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
moment głos wprowadzając dodatkowy akcent – lub jeżeli się już pojawiły, to konieczna będzie farmakoterapia. - Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – powiedziała i spojrzała na zegar na ścianie. Nadchodził czas na powrót do świata podzielanego przez większość populacji. Wstali; lekarz uścisnął jej dłoń na pożegnanie, a gdy skierowała się w stronę wyjścia, zatrzymał ją jeszcze na moment słowami. - Panno Brzęczek Odwróciła się ze znakiem zapytania w oczach. - Niezależnie od tego czy ten świat jest rzeczywisty, czy może jest tylko snem, czy może jakimś kolejnym snem we śnie Czuła, że nadchodzące słowa przyniosą jej jakąś nadzieję. - To cierpienie jest zawsze realne Nie przyniosły żadnej. - A moim zadaniem jest pomóc Pani to cierpienie minimalizować… Gdy uchwyciła znaczenie wypowiedzianych słów pojawiła się w niej nowa myśl, która oświetliła jej wnętrze ciepłym światłem. - A szczęście, Panie Doktorze, może być realne? Lekarz poczuł minimalne ukłucie w okolicach duszy. Lena odwróciła się ponownie w stronę wyjścia i powiedziała gdzieś w nadchodzącą przestrzeń. - W świecie, który jest iluzją… Opuściła gabinet pozostawiając go jeszcze przez moment w zaskakującym bezruchu. © Kiedy zamknęły się za nią drzwi instytutu, przywitał ją ciepły podmuch wiatru, wspieranego przez promienie słońca. Odruchowo zamknęła oczy, zaskoczona przyjemnością nowego doznania i wciąż zdziwiona, że światy, które poznawała pod powiekami nie wracają. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła go po raz drugi. Był smoliście czarny. Miała wrażenie, że pochłaniał okoliczne światło. - Anioł – pomyślała, chociaż nie miał skrzydeł. Stał przed wejściem do kliniki i czekał nieruchomo na przebudzenie. Zamknięte oczy otworzyły się, gdy Lena opuściła budynek. Po plecach przeszły ją ciarki. Przestała na niego patrzeć i ruszyła w stronę czekającej taksówki.
cdn...
St
an
68
is ła
w M al
ws
ki
W drodze do TEATRU in
o
Jestem pomiędzy. Jako wolny człowiek mam prawo wyboru. czy być domatorem i pozostać przed włączonym ekranem kina domowego w niezamąconym spokoju? czy solidarnie i - społecznie, uczestniczyć w zjawiskach kulturalnych? Jestem pomiędzy już obejrzanym spektaklem „siedem zegarków kopidoła rybki”, a niezrealizowanymi jeszcze biletami na „szkołę żon”. Być może te siedem zegarków grabarza bardziej były chronometrami Morcinka, aniżeli samego rybki. a i „szkoła żon” jest chyba molierowskim prztyczkiem w nos wszystkim zadufanym w sobie mężom. Pójdę, przekonam się. Pójdę, bo już sam spacer staje się namiastką życia duchowego. i można przy okazji urzeczywistnić parę impresji fotograficznych, ujarzmiając chwilę, zanikające światło dnia, zamknąć fragment większej, nieogarnionej całości w jednym kadrze. Z tym oswajaniem sobie świata kultury, z tym nabieraniem pewności, przełamywaniem wątpliwości, czy pójść do teatru, nie zawsze wspiera mnie sam repertuar. kiedy czytam program, to okazuje się on zaledwie inspiracją do odkrycia czegoś nowego. Jednocześnie w tym gąszczu informacji i ważnych propozycji nie umiem się odnaleźć. tak oto opuściłem, z żalem, jeden z kluczowych dla naszej kultury regionu spektakl, „rajską jabłonkę”. to tak, jakby utracić sam raj, kontakt ze światem innych, szlachetniejszych doznań. Pocieszeniem jest dla mnie, że tramwaj cieszyński, wspiera tych idących w stronę teatru. Dla powracających ze spektaklu oferuje wspaniałą retrospekcję. Z bogactwa propozycji już rodzi się przesyt, a z przesytu wyrzuty sumienia, czy poprzeć klasykę, czy pójść w nowoczesność. chociaż tak naprawdę to już wybrałem - nie poszedłem na mecz, a skierowałem się, dla niektórych być może snobistycznie, nie na trybunę, a na widownię. i ciągle istnieje ten problem w wyborze repertuaru. Zamiast tragicznej „ifigenii”, wybrałem jednak „singielkę”, bo sam czułem się wówczas singlem do bólu - ale już nie jestem. singielka też już nie cierpi, przynajmniej na samotność.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
S
woją przygodę z teatrem, jako gmachem i aktorami, rozpocząłem nie jakimiś tam jasełkami i kukiełkami. Rozpocząłem w dzieciństwie, kiedy nie chodziłem jeszcze do szkoły. Była to inicjatywa naszej sąsiadki. Klasyczna bajka w miejskim teatrze o przygodach Jasia i Małgosi rywalizowała z tym, jak odnaleźć się w tak wspaniałej budowli! Szkoła podstawowa zafundowała mi inscenizację „Placówki” Bolesława Prusa. W innej już epoce, pewnym przełomem było „Cieszyńskie niebo” pozwalające zwrócić moją uwagę na rozwój lokalnych uwarunkowań historycznych i obyczajowych. Teatr w mym mieście i w mym życiu, zazwyczaj pełni funkcję sali koncertowej. Byłem na balecie do muzyki Chopina, słuchałem Mozarta. Powściągliwie przeżywałem węgierski zespół „Skorpio”, bo bardziej oczekiwazdjęcia arch. teatru łem na występ grupy „Omega” lub „Lokomotiv”. Z tym niekompletnym bagażem kulturalnym, bo estetycznie jeszcze w pełni nie wykształconym, manierycznie nie uformowanym, popadłem z kolegą w konflikt. On niestosownie poczuwał się do rozliczania mnie, ileż to razy w tym roku byłem w teatrze. To znaczy, czy zaaferowany rodzinnymi sprawami w ogóle rozważam w krajobrazie naszym teatr. Być może chciał podjąć ważniejszy temat, ale nie miał do tego predyspozycji i wiedzy. Prawdziwe uczestnictwo w kulturze, w moim mniemaniu, polega bowiem na nie korzystaniu ze sponsoringu. Jednocześnie wielce sobie cenię możliwość uczestniczenia w niebiletowanych wydarzeniach kulturalnych, fundowanych nam przez Miasto. Bilet jednak kupuje się samemu, aby świadomie uczestniczyć wspieraniu kina, koncertu, gry aktorów. Mądre uczestnictwo polega na właściwym wyborze, w czym niejednokrotnie pomóc mogą z empatią najbliżsi. Mam przyjaciela, który otrzymywał cztery zaproszenia dziennie. Bardzo chciał chociaż jedno reportażowo obsłużyć. Kiedyś o kulturę dbała Rada Zakładowa wraz ze Związkami Zawodowymi. Teraz Wydział Kultury Miasta. Jeśli nie w pełni uczestniczyłem jako słuchacz w cyklicznych koncertach cieszyńskiego Viva il Canto, to tylko dlatego, że bardziej porywa mnie atmosfera Dekady Muzyki Organowej. To na Dekadzie usłyszałem, ku wielkiemu zdumieniu, a zwłaszcza pokrzepieniu, że Muzyka, mnie słuchacza, i publiczności, potrzebuje. Należy się domyślać, że potrzebuje naszej wrażliwości, zadziwienia, radości, zadowolenia. Bo to przekłada się na duchową sytość, na wewnętrzny spokój, postawę, obyczaj. Zadawałem sobie pytanie - co mi przyjdzie tu na prowincji z, kolejny raz wysłuchanego, koncertu Vivaldiego „Cztery
pory roku”? Siedziałem w bezpośredniej bliskości, twarzą w twarz z muzykami. I nagle, znając prawie na pamięć ten utwór, pragnąłem z nimi być i grać. A kiedy w międzyczasie słuchałem opisu poszczególnych części muzycznych w mowie naszej, domowej, tutejszej - poczułem znowu zniewalającą młodość, która ponad poziomy mnie wznosi. Ale i mobilizuje do kolejnych spotkań. W kalendarzu moim są zaznaczone tylko kulturalne spotkania. Nie na wszystkie zdążyłem. Na przykład do „Kornela”, by zobaczyć się wśród książek z Utą Przyboś. I nie zdążyłem do Książnicy na Platona, aby zrozumieć co sam Platon ma do miłości. I nie byłem w Muzeum na wykładzie o truchle. Może jest we mnie żywsze memento vitae? Uczestniczyłem za to w cieszyńskim poplenerowym wernisażu, który zaowocował ciekawymi rozmowami i projektami. Posłuchałem w Bibliotece Miejskiej, co o naszej rzeczywistości satyrycznie sądzi, goszczący u nas, Jacek Federowicz. W tym samym miejscu, lecz na szczęście w innym terminie był wielce zajmujący wykład Joanny Gawlikowskiej o Herlingu Grudzińskim, a jeszcze wcześniej o Herbercie. Kiedy idę do teatru, ciągle jestem pomiędzy - wśród wydarzeń bardziej lub mniej spektakularnych. Pomiędzy tym co do mnie dociera, przemawia. Pomiędzy tym, co sam chciałbym wyrazić, powiedzieć głośniej. I wówczas marzy mi się być widzem współuczestniczącym. Tak jak w Teatrze Buffo u Józefowicza, kiedy wciągnięci w scenografię wodewilową pomagamy aktorom w występie. W zasadzie mam pewne doświadczenia ocierania się o klimat teatru za sobą i tu w moim mieście. Sztuka mojej mamy z jej lat szkolnych się co prawda nie zachowała. Idąc jednak jej śladem, z pomocą studentów animacji kultury, zrealizowaliśmy z koleżanką na bazie własnych tekstów dramę „Listy do Raju”. Połamaniem wszelkich szlabanów było uczestniczenie w Festiwalu Teatralnym bez Granic. Łamanie stereotypów polegało również na obejrzeniu niemieckiej sztuki „Arabska noc”, w wykonaniu słowackich aktorów w Czeskim Cieszynie na polskiej scenie. Tak jak nie można ujeżdżać dwóch koni naraz, zapijać wódkę wódką, być naraz na dwóch weselach, tak i ja muszę kolejny raz wybrać. W drodze do teatru na koncert Wodecki in memoriam, z Nawsia, gdzie uczestniczyliśmy w benefisie naszego przyjaciela Karola Suszki, coś mnie zasmuciło. Nie starczy mi życia, by wszędzie być i szczerze przeżywać to, na co wykupiłem bilet, na co zdecydowałem się pójść. Pójść i znów usłyszeć - strona prawa, balkon drugi, rząd piąty. Zapraszam tędy. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
69
Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „ GRUDNIOWY TRAMWAJ CIESZYŃSKI”
rabat w wysokości 6% Sklep CIESZYN 43-400 ul. Wyższa Brama 8 tel. +48 694 695 336 Sklep SKOCZÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132
Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBIE-ZDRÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl 70
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Świąteczny tort batatowy, wyjątkowy i elegancki. Zapewniam Was, jak już raz go spróbujecie, święta w Waszym domu będą znacznie częściej niż w kalendarzu. Uszczęśliwiająca czekolada, romantyczna róża i gwóźdź programu – batat – niskokaloryczny, naszpikowany witaminami LiveFood, po który nie trzeba się już wyprawiać do egzotycznych krajów, wystarczy wizyta w najbliższym markecie. Udaje się również w wersji bezglutenowej.
BATADOR ŚWIĄTECZNY TORT NA BATATACH DO PRZYGOTOWANIA CIASTA POTRZEBUJESZ: 600-700 g batatów, 3 szklanki mąki pszennej lub owsianej bezglutenowej 6 jaj, 3/4 szklanka cukru pudru trzcinowego (lub białego), 175 g miękkiego masła, 200 ml mleczka kokosowego, 1 łyżeczka proszku do pieczenia (bez glutenu) 1,5 łyżeczki sody, 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii, 1/4 łyżeczki mielonego imbiru, 1/4 łyżeczki cynamonu, ¼ tartej gałki muszkatołowej, szczypta soli. DO PRZYGOTOWANIA KREMU POTRZEBUJESZ: 100 g miękkiego masła, 400 g serka Mascarpone, ½ szklanki cukru pudru, 2 – 3 łyżeczki wody różanej, szczypta soli, 8 łyżek konfitury z czarnej porzeczki, 50 ml likieru porzeczkowego Cassis, płatki róży, wiórki z ½ tabliczki gorzkiej czekolady
Bataty umyj, osusz papierowym ręcznikiem, natrzyj olejem, połóż na blachę do pieczenia i wstaw do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na ok. 50 minut. Upiecz do miękkości sprawdzając patyczkiem. Wystudź, usuń skórę, miąższ zmiksuj blenderem. Masło utrzyj z cukrem pudrem na puszystą mas stopniowo dodając po łyżce serka i wodę różaną. Ucieraj kolejne 1-2 minuty. Odstaw do lodówki. Dwie okrągłe formy na ciasto wyłóż papierem do pieczenia. Połącz suche składniki przesiewając przez sito mąkę, proszek do pieczenia, sodę, cynamon, imbir, gałkę muszkatołową i sól. Masło utrzyj z cukrem pudrem na puszystą masę. Dodaj wanilię i wbijaj po jednym jajku, cały czas ucierając masę. Zmniejsz obroty, stopniowo dodawaj suche składniki, na przemian z mlekiem kokosowym i puree z batatów. Masę przelej do dwóch form, wstaw do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 20 minut, piecz do suchego patyczka, wystudź. Konfiturę z czarnej porzeczki wymieszaj z likierem Cassis. Blaty wyjmij z form, każdy przekrój na dwa cieńsze krążki. Na pierwszym rozsmaruj połowę konfitury z cassisem. Nakryj drugim, na wierzchu rozsmaruj 1/3 kremu różanego. Połóż kolejny krążek, rozsmaruj konfiturę. Na ostatnim rozłóż pozostały krem. Udekoruj płatkami róży i wiórkami z czekolady. Na zdrowie! Amelia Witos
Bataty (inaczej słodkie ziemniaki) to pomarańczowe bulwy pochodzące z Ameryki Południowej i Środkowej. Prawdopodobnie uprawiono je tam już 10 000 tysięcy lat temu, do Europy trafiły dzięki wyprawom Krzysztofa Kolumba w 1492 roku.Słodkie ziemniaki są bogate w węglowodany złożone i błonnik. Poza tym są bogactwem wielu witamin i mikroelementów, takich jak antyoksydacyjna witamina A. Słodki ziemniak ma naturalnie wysoką zawartość związków prozdrowotnych, takich jak beta-karoteny czy antocyjany. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
71
Cieszyński Tramwaj kursował w latach 1911-1921 i zatrzymywał się na 7 przystankach stałych oraz 4 przystankach na żądanie. Była też zajezdnia, czyli początkowy i końcowy przystanek. To fakty na temat Cieszyńskiego Tramwaju. Faktem jest także to, że tramwaj jako środek komunikacji nie wróci już do Cieszyna i Czeskiego Cieszyna. Do Cieszyna wróciła jednak historia pisana wokół Cieszyńskiego Tramwaju, a towarzyszy jej aromatyczny zapach świeżo zmielonej kawy. Nostalgię Cieszyńskiego Tramwaju można poczuć zasiadając na ławkach niemal identycznych jak te, które znajdowały się w legendarnym Ringhofferze.
Niepowtarzalny klimat, historyczne zdjęcia oraz dźwięki nadjeżdżającego tramwaju znajdziecie w kawiarni Tramwaj Cafe, która pretenduje do miana nowej zajezdni Cieszyńskiego Tramwaju. Czym zatem jest Tramwaj Cafe? To miejsce, w którym historia miesza się ze współczesnością. W którym z jednej strony można poczuć klimat sprzed ponad 100 lat, a z drugiej zasmakować pysznej kawy, wypić lampkę idealnie schłodzonego wina, czy też poczuć smak długo leżakującego rumu. Tramwaj Cafe ma być zatem miejscem spotkań, tego co dobre i mało spotykane w Cieszynie.
Przejazd tramwajem jest podróżą przez smak najlepszej kawy, której jest u nas pod dostatkiem, zarówno tej pochodzącej ze skoczowskiej palarni kawy Tommy Cafe, jak i czeskiej palarni Cafe Eternity. Jest to również podróż przez niebanalny smak rumbaby - naszego specjału, sentymentalnego dla mieszkańców całego Śląska Cieszyńskiego - piwa Brackiego; tradycyjnego dla tutejszej kuchni strudla. W ofercie nasi goście znajdą również ciasta wegańskie i bezglutenowe. Zapraszamy również do Sali Cesarskiej przygotowanej do organizacji imprez kulturalnych, małych przyjęć, spotkań w kameralnym grodnie, konferencji, wystaw. Sala dysponuje profesjonalnym nagłośnieniem, rzutnikiem multimedialnym i ekranem. Na najmłodszych pasażerów w drugim wagonie czeka przytulny kąt, w którym każdy przejazd umili zabawa.
Zapraszamy do Tramwaj Cafe, który ”zatrzymał się” w pobliżu Teatru im. Adama Mickiewicza w Cieszynie, na ulicy Menniczej 44, tuż obok Książnicy Cieszyńskiej. Tramwaj Cafe wspiera Fundację Lokalsi, wydawcę miesięcznika ”Tramwaj Cieszyński”.
KIERUNEK SPORT
T r z y nieck ie 26.12.2019-05.01.2020
Mistrzostwa ŚWIATA 74
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
KIERUNEK SPORT
M
T
arc
in M o ń
ka
takiego wydarzenia sportowego w trzyńcu jeszcze nie było! Do miasta pod Jaworowym przyjadą najlepsze hokejowe reprezentacje do lat 20., by walczyć o światowy prymat. turniej odbędzie się na przełomie grudnia i stycznia, oczywiście w Werk arenie.
urniej mistrzowski Trzyniec organizuje wraz z Ostrawą. Bo choć oba ośrodki na co dzień mocno rywalizują ze sobą w rozgrywkach ligowych, to jednak potrafią wznieść się poza klubowe sympatie i bardzo dobrze ze sobą współpracować w wymiarze reprezentacyjnym. Hokej na lodzie to wiodąca dyscyplina w regionie, nic zatem dziwnego, że Trzyniec od chwili oddania do użytku nowej Werk Areny nie tylko zapewniał najlepsze warunki dla hokeistów miejscowych Stalowników, ale również wciąż zabiegał o organizację innych ważnych sportowych wydarzeń. W oddanej w 2014 roku hali gościły już np. mecze tenisowego Davis Cup w 2016 roku, jednak największe z możliwych i najbardziej prestiżowe wydarzenie dla obiektu tej wielkości z widownią na 5400 osób dopiero przed nami. Od kilku miesięcy w Trzyńcu czuć już atmosferę wielkiego sportowego święta – decyzję hokejowych władz o tym, aby właśnie w Trzyńcu ulokować czempionat „dwudziestek” wsparli wiosną gracze Stalowników, zdobywając krajowe mistrzostwo i potwierdzając, że Trzyniec należy do grona najważniejszych hokejowych ośrodków w kraju. Najważniejszym turniejem, po mistrzostwach świata seniorów, Trzyniec podzieli się z sąsiadami. Ostrawa i Ostravar Arena mają dość spore doświadczenie w przygotowaniu wydarzeń rangi mistrzowskiej – w przeszłości hali gościła już turnieje mistrzostwa świata seniorów – po raz ostatni w 2015 roku. Na mistrzostwach świata do lat 20. wystąpi 10 zespołów, podzielonych na dwie grupy. W grupie A zagrają: mistrzowie świata Finowie, Szwajcarzy, Szwedzi, Słowacy i Kazachowie. Natomiast w drugiej B będą rywalizować Amerykanie, Rosjanie, Kanadyjczycy, Czesi i Niemcy. Wszystkie mecze grupy A odbędą się w Werk Arenie, grupa B z kolei będzie rywalizować w Ostrawie. Pierwszy mecz w Trzyńcu odbędzie się 26 grudnia o godz. 15, zagra w nim Szwajcaria i Kazachstan. Tego samego dnia o godz. 19 zmierzą się Szwedzi z Finami. Mecze grupowe potrwają do 31 grudnia, w każdej z grup zostanie rozegranych po 10 spotkań. Później drużyny będą rywalizować w ćwierćfinałach, dwa spotkania na tym etapie rozgrywek także odbędą się w Trzyńcu. Od półfinałów wszystkie mecze zaplanowano w Ostravar
Arenie, przede wszystkim ze względu na pojemność hali, która obecnie może pomieścić 10 tys. widzów. Finałowy mecz turnieju rozpocznie się 5 stycznia o godz. 19. Wielu kibiców wierzy, że w wielkim finale zagrają młodzi Czesi. Warto przy tym pamiętać, że selekcjonerem czeskiej „dwudziestki” jest Václav Varaďa, na co dzień trener pierwszej drużyny HC Oceláři Trzyniec. Mistrzostwa Świata do lat 20. są organizowane od 1977 roku. W pierwszych turniejach bezkonkurencyjni byli zazwyczaj młodzi reprezentanci Związku Radzieckiego, którzy triumfowali w pierwszych czterech edycjach. Później rosyjską hegemonię przełamali Szwedzi oraz Kanadyjczycy. Bywały okresy, gdy gracze z kraju Klonowego Liścia zwyciężali w pięciu kolejnych latach (1993-97 oraz 2005-09). W ostatnich latach rywalizacja jednak się wyrównała: w ostatniej dekadzie trzykrotnie triumfowali Finowie i Amerykanie, dwukrotnie Kanadyjczycy, po jednym złotym medalu zdobyli też Rosjanie i Szwedzi. Czeska „dwudziestka” złote medale zdobywała w 2000 i 2001 roku, a ostatni medal – brązowy – wywalczyła w 2005 roku. Szczegółowe informacje na temat turnieju oraz możliwość zakupu biletów można znaleźć na stronach: www.iihf.com/en/events/2020/wm20 www.msjunioru2020.cz
fot. Robert Kania
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
75
sk
zu
U
rs
a
KIERUNEK SPORT
l a M a r ko w
kryzys w cieszyńskim sporcie, czyli nic nowego
chyba nikt mieszkający w cieszynie lub w jego okolicach nie ma wątpliwości, że cieszyński sport poważnie kuleje. Nie można odmówić oczywiście cieszyniakom talentu, bo takich młodych i dobrze zapowiadających się zawodników jest wielu, jednak żeby się wyszkolić muszą mieć i gdzie i za co. ceny najmu obiektów sportowych poszybowały w górę, pytanie więc nasuwa się samo, czy za chwilę nie będą świeciły pustakami? Młodzież ale i rodzice zaczną szukać alternatywy dla wyśrubowanych cen i będą rezygnować nie tylko z korzystania z obiektów sportowych ale i klubów.
J
ak wiemy przyszły rok będzie dla miasta bardzo trudny. Szukanie oszczędności to konieczność. - Wszyscy dostali ‚rozkaz’ do tego, żeby szukać oszczędności, gdzie się da. Na pewno będziemy również oszczędzać na bieżących środkach. Zastanawiamy się, czy uzupełniać etaty osób, które odchodzą na emeryturę. Czy lepiej zostawić tę ilość, która jest a prace rozdzielić. Zastawiamy się jak podejść do zarządzania naszymi obiektami sportowymi. To też jest ważny moment, zostały w ubiegłej kadencji poczynione zmiany, został zlikwidowany MOSiR, teraz ocena tego, co się dzieje w cieszyńskim sporcie, nie jest najlepsza. Być może jednak trzeba wrócić do etapu myślenia, jak to zrobić lepiej – mówiła w Radiu 90 burmistrz miasta Gabriela Staszkiewicz. Pytanie tylko, ile na podwyżkach cen za wynajem obiektów zarobi miasto i czy ten zysk będzie na tyle duży by zasilić kasę miasta, ale również podnieść jakość tych obiektów? Z tego co wiemy nie planowane są w najbliższym czasie remonty, a o budowie stadionu również jest cicho. Szumne zapowiedzi i plany które obiegły Cieszyn chyba schowano do szuflady. I choć podwyżki to ostatnio gorący temat to pozostaje pytanie dlaczego właśnie na sport obcięto w budżecie aż tyle? W tym roku finansowanie Kultury Fizycznej wyniosło 6 565 700zł, w planie na rok 2020 jest już tylko 5 662 600zł. Dla cieszyńskiego sportu to bardzo duża strata. Sport w Cieszynie poważnie kuleje od dawna. Powodem tej sytuacji jest to, że od wielu lat nikt na ten sport nie ma konkretnego pomysłu. Był czas, że powstawało wiele klubów i małych klubików, którym zapewniano 76
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
dofinansowanie, jednak kurek finansowania powoli zakręcano, z czym szczególnie sportowcy nie potrafią się pogodzić. Nikt również nie patrzy na to przyszłościowo, bo nie trudno coś stworzyć, ale trudniej to później utrzymać. Dotacje otrzymywane przez kluby i tak wracają do miasta w formie opłat za wynajem obiektów, a na inne działania trzeba szukać sponsorów. Zatem takie sztuczne zasilanie klubów kroplówkami nie do końca ma sens. Wszyscy oczekujemy wyników w sporcie jednak nikt tego sportu realnie wspierać od dawna nie chce.
Pretensje do naczelnika Wydziału sportu Wciąż nowe zarzuty za złą organizację sportu pojawiają się wobec naczelnika Wydziału Sportu Cezarego Cieńciały. Listę błędów wytykają mu nie tylko prezesi małych klubików sportowych, ale tych dużych również. Według mieszkańców powołana w miejsce MOSiR-u, Rada Sportu także nie zdaje egzaminu. Już wszyscy chyba przyzwyczailiśmy się przez lata do nerwowych ruchów i przypadkowych decyzji. Jednak by sport mógł działać poprawnie musi być zdyscyplinowane finansowanie jak również wypracowanie takich zasad, które będą transparentne i będą szansą na rozwój. Dzisiaj o rozwoju w cieszyńskim sporcie możemy tylko marzyć, a kluby zastanawiają się jak przetrwać kolejny kryzys. Do rąk Pani burmistrz trafiło takie oto pismo (które publikujemy w całości), kierowane przez jednego z prezesów klubów sportowych w Cieszynie. Czy jednak będzie szansa na odpowiedź i konkretne kroki?
KIERUNEK SPORT
„Szanowna Pani Burmistrz. Na początek choć nieodległa, ale jednak historia. W ocenie większości Dyrektor MOSiR-u był złym dyrektorem, ale okazał się na tyle mocny, że łatwiej Burmistrzowi Macurze było zlikwidować MOSiR niż go zwolnić. Burmistrz w miejsce MOSiR-u utworzył Wydział Sportu, a na naczelnika w cichym konkursie wyznaczył swojego partyjnego kolegę Cezarego Cieńciałę. Ten rozpoczął swoje urzędowanie od reformy z jakże nowatorską koncepcją ubrania finansowania sportu w tabelę, której kryteria i współczynniki były przedmiotem wielu obrad, sporówi debat. Musiały minąć cztery lata, aby ten gniot logiczny przeszedł w zapomnienie i jak się okazało, bez konsekwencji dla autora. Drugim kierunkiem działania Naczelnika to konstruowanie treści zarządzeń i umów tak, aby przy ich pomocy eliminować jego zdaniem wszechobecne nieprawidłowości i nadużycia w klubach sportowych, a zarządzanie sportem sprowadzić do rozliczania ze zobowiązań z nich wynikających. Problem w tym, że treści te są zazwyczaj niezgodnie z istniejącym prawem, a często i z logiką. W wyniku czego podczas szkolenia na temat nowych warunków przyznawania dotacji sam autor nie był w stanie odpowiedzieć na zadane pytania, jego zarządzenie dotyczące konkursu ofert wycofane, a treść umów miasta z klubami zakwestionowana przez prawników. Oprócz działań na swoje konto Pan Naczelnik do swej destrukcyjnej działalności angażuje również Radę Miasta. Jednak jego propozycje zmian uchwał RM okazały się tak oczywistymi bublami, że procedowanie nad nimi odrzucili sami Radni. Kolejny niechlubny obszar jego działania to codzienność we współpracy Wydziału Sportu z klubami. Niezliczona ilość bezpodstawnych wezwań do korekt czy uzupełnień, które kluby dzielnie odpierają , jednak niejednokrotnie dla udowodnienia swojej racji, a co za tym idzie niekompetencji urzędnika, zmuszone są do skorzystania z odpłatnego wsparcia prawników (w gruncie rzeczy, to kluby sportowe wspierają miasto realizując jego zadania). Na taki stan rzeczy nie ma przyzwolenia. Nie chcemy czekać do następnych wyborów samorządowych z nadzieją, że nowy Burmistrz merytorycznie oceni sytuację i dokona koniecznych zmian. To jest nasze miasto, a sport w nim jest naszym wspólnym dobrem i dlatego żądamy od jego władz działania. Cieszyński sport nie wymaga dodatkowego finansowania, a dobrego zarządzania. Powierzenie sportu swojemu zastępcy nie zwalnia Pani Burmistrz z odpowiedzialności za to, co się w nim dzieje. Jednocześnie podkreślamy, że środowisko sportowe naszego miasta to nie środowisko patologiczne, a grupa wspaniałych zaangażowanych działaczy, zawodników i trenerów, którzy zasługują na dobre traktowanie. Dlatego Szanowna Pani Burmistrz wzywam Panią do podjęcia natychmiastowych działań na rzecz zmian w zarządzaniu sportem w Cieszynie.”
Cieszyn, ul. Frysztacka 20 tel. 33 851 44 03, 33 852 31 88, ginekolog tel. 33 852 26 37
www.cm.cieszyn.pl
Z życzeniami zdrowych Świąt! ENDOKRYNOLOG – CH. TARCZYCY UROLOG LARYNGOLOG NEUROLOG GABINET MEDYCYNY ESTETYCZNEJ ESTE ORTOPEDA USG + USG DOPPLER HOLTER EKG HOLTER RR DIETETYK GINEKOLOG – POŁOŻNIK MEDYCYNA PRACY PORADNIA ALERGOLOGICZNA (NFZ) MEDYCYNA RODZINNA - POZ
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
77
KIERUNEK SPORT
fa ł
Urbacz
k
a
Ra
Bękarty Mundialu
Wielkie turnieje są takimi rozgrywkami, w obliczu których zawodnicy wyzwalają w sobie dodatkowe pokłady energii, wyrzekają się wielu przyjemności i pokazują gotowość do nadzwyczajnych poświęceń. Ekscytacja przed nadchodzącym wyzwaniem towarzyszy jednak nie tylko sportowcom, ale także kibicom czy dziennikarzom, którzy starają się śledzić każdy krok swoich ulubieńców. Nakręcającą się spiralę turniejowego szaleństwa zapewne będzie widać w trakcie przygotowań do EurO 2020. Za kilka miesięcy wielu z nas zacznie bacznie obserwować doniesienia medialne o wszystkim, co dzieje się na obozie przygotowawczym. Pewnie niewielu już pamięta, lecz jeszcze kilkadziesiąt lat temu polscy piłkarze do Mistrzostw Świata przygotowywali się w Wiśle.
13
z Rzymu (m.in. Kazimierza Paźgrudnia 1981 r. gen. Wojdziora czy Zbigniewa Krzyszkowiaciech Jaruzelski ogłosił ka). Do ośrodka przybyło 26 polwprowadzenie stanu wojennego. skich piłkarzy, na których czekały Wskutek tego zdarzenia, m.in. ciężkie treningi w zimowej aurze. aresztowano wielu działaczy opoHałdy śniegu nie mogły stanowić zycyjnych, wprowadzono godzinę jednak nieokiełznanej przeszkody milicyjną, ograniczono wydawadla pretendentów do pierwszego nie prasy czy zakazano strajków. składu reprezentacji, wobec czego Społeczeństwo nie zamierzało tak każdy z nich uświadczył intensywłatwo zaakceptować zaistniałej synych marszobiegów po okolicznych tuacji, dlatego też w całym kraju górach. Co ciekawe, marszobiegi licznie zastrajkowało, mimo obozgłaszano w dowództwie Wojsk wiązującego zakazu. Rządzący nie Ochrony Pogranicza, aby przypadokazali jednak litości i brutalnie kiem kogoś nie odstrzelono. Na stłumili wszystkie manifestacje większe przyjemności zawodnicy (najpopularniejszym przykładem mogli sobie pozwolić dopiero na pacyfikacja strajku w katowickiej Antoni Piechniczek, zdjęcie z 2010 boisku w trakcie zajęć z piłką. Nie kopalni „Wujek”), a niektórym roku, zródło Wikipedia zabrakło również hali sportowej, protestującym przyszło za próbę z której korzystali tak chętnie i tak sprzeciwu zapłacić najwyższą cenę. Ciężkie czasy, życie w ciągłym strachu. Wielu nie wy- długo, że trener musiał ich wyganiać. Chęci do pracy trzymało. Fala emigracji zaczęła obejmować coraz więk- i odpowiedniego zaangażowania nie sposób im odmósze rzesze polskich obywateli. Oczywiście nie ominęła wić. Tuż przed zakończeniem zgrupowania „Młodzi” ona piłkarzy, nawet tych, którzy później byli w orbicie rozegrali jeszcze 2 sparingi ze „Starymi”, a następnie zainteresowań selekcjonera reprezentacji Polski – Anto- wspólnie udali się do Bytomia na badania wydolnościoniego Piechniczka. W tak napiętej atmosferze trenerowi we. Pierwsza faza przygotowań została oficjalnie zakońprzychodziło klecić drużynę pod kątem zbliżających się czona. Piechniczek obmyślał już w swojej głowie kolejne wielkimi krokami Mistrzostw Świata w Hiszpanii. Przygotowania do mundialu w 1982 r. Polacy roz- plany. Jeszcze w Wiśle zaznajomił się z wynikami losopoczęli od styczniowego zgrupowania w Wiśle. Za bazę wania fazy grupowej Mistrzostw Świata. Reprezentacja reprezentacji Polski służył odrestaurowany Ośrodek Polski trafiła do grupy I z Włochami, Peru oraz KameSportowy „Start”, wcześniej już wykorzystywany przez runem. Wylosowanie Włochów przyprawiło trenera wielu renomowanych sportowców, w tym olimpijczyków o niemały ból głowy, bowiem właśnie w Italii planował 78
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
KIERUNEK SPORT
kontynuować przygotowania do mundialu. Odkrycie się przed przeciwnikiem nie wydawało się w końcu rozsądne. Wobec takiego obrotu sprawy, zamierzano zamienić Włochy na Hiszpanię, ale ostatecznie pozostano przy kraju z Półwyspu Apenińskiego, gdzie Biało-Czerwoni rozegrali 3 sparingi. O ile pierwszy mecz towarzyski mógł wzbudzić pewny niepokój (porażka z III-ligową Modeną 1:2), o tyle następne spotkania znacząco połechtały ambicje. Remis z Romą (2:2) oraz zwycięstwo odniesione nad zespołem złożonym z futbolistów AC Milan i Interu Mediolan (2:1) potwierdziły wysokie aspiracje polskiej drużyny. Na następne sparingi trzeba było długo czekać. Gwoli prawdy, zaplanowano mecze międzypaństwowe z Belgią i Szwecją, ale rywale zrezygnowali z gry, zważywszy na obowiązujący w PRL stan wojenny. Żadna reprezentacja państwowa nie zamierzała z nami grać, w związku z czym Biało-Czerwoni nie rozegrali w 1982 r. przed mundialem ani jednego oficjalnego spotkania, które byłoby najlepszym probierzem siły. Pozostawały nam jedynie nieoficjalne mecze towarzyskie z ekipami klubowymi. Zanim piłkarze zdążyli jednak rozegrać kolejny sparing, 19 kwietnia przyjechali do Kamienia na 5-dniową konsultację. W powołanej grupie zawodników brakowało wielu zacnych person z klubów województwa katowickiego i zagranicy, ale warto odnotować powrót Andrzeja Buncola, który na czas zgrupowania w Wiśle sprawował służbę wojskową. 2 maja rozpoczął się kolejny etap przygotowań. Polacy odlecieli do Hiszpanii, aby stoczyć dwie potyczki z tamtejszymi zespołami: Athletic Bilbao i Celtą Vigo. Obie bez problemu wygraliśmy, kolejno 4:1 i 5:1. Wyniki znakomite, tyle że nawet ówcześni dziennikarze mieli problem ocenić ich rzeczywistą wartość. Znacznie lepszą weryfikację siły stanowiły mecze międzypaństwowe, jakie każdy z naszych mundialowych rywali mógł rozegrać. Nawet Kamerun. Ale w końcu, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma… Wiślański Ośrodek Sportowy „Start” musiał zostać polubiony przez sternika Biało-Czerwonych, skoro ten ponownie skierował do niego załogę reprezentacji. 11 maja, tuż po przejściu badań w Laboratorium Fizjologii Pracy w Bytomiu, polscy piłkarze znów zawitali do Wisły. Oczywiście nie wszyscy mieli okazję przebywać na poprzednim obozie przygotowawczym w Wiśle, kształt drużyny od tego czasu uległ pewnej zmianie. Nie było już w kadrze np. Dariusza Dziekanowskiego, pojawili się za to wspomniany wcześniej Andrzej Buncol czy Andrzej Szarmach (gwiazdor ligi francuskiej, który w 1982 r. trafił na okładkę prestiżowego magazynu France Football). Reprezentanci uczestniczyli w popularnych marszobiegach na Kubalonce albo Czantorii, lecz i tym razem nie zabrakło kilku treningów z piłką,
Reprezentacja Polski 1982 rok, zródło Wikipedia
które cieszyły się sporym zainteresowaniem kibiców. Mundialowa gorączka zaczynała się coraz bardziej udzielać licznym fanom oraz dziennikarzom. Wiślański ośrodek stał się obiektem zainteresowania wielu żurnalistów, niekoniecznie tych polskiej narodowości, wszakże dostrzec można było przedstawicieli telewizji francuskiej. Dziennikarze wykorzystali swój czas na wręczenie nagród najlepszym zawodnikom. Zbigniew Boniek został uhonorowany „Złotymi Butami” przez kierownictwo katowickiego „Sportu”, natomiast Włodzimierz Smolarek otrzymał puchar za zwycięstwo w plebiscycie na piłkarza 1981 r. 15 maja kadrowicze odbyli ostatni trening i pożegnali się z Wisłą. Ostatnie zgrupowania miały już miejsce za „żelazną kurtyną” - w RFN oraz Francji. Przez 5 dni reprezentacja Polski melinowała w ośrodku VfB Stuttgart, aby wkrótce udać się do Francji na cztery sparingi. Rywale nie należeli do czołówki francuskiej piłki i zgodnie z przypuszczeniami nie zawiesili zbyt wysoko poprzeczki Biało-Czerwonym, wzmocnionym Grzegorzem Lato i Antonim Szymanowskim. Polska wygrywała z następującymi przeciwnikami: Stade Reims 5:0, FC Lens 3:0, FC Miluzą 5:1 i reprezentacją… miasta Haguenau 5:0. Ten ostatni twór zwany reprezentacją (szkoda, że ledwie miastowa) stanowili piłkarze, którzy cwałowali po ościennych rubieżach futbolowego świata w III i IV lidze francuskiej. Trudno mówić w takim razie o poważnym sprawdzianie. Kiedy polscy kadrowicze zakończyli francuskie wojaże, powrócili do RFN, atoli tym razem zakotwiczyli w dobrze znanym sobie ośrodku „Sonne Post” w Murrhardt. To właśnie tam Polacy przygotowywali się 8 lat wcześniej do mundialu, rozgrywanego na boiskach RFN. Wtedy turniej ukończyli na znakomitym 3. miejscu. Przed Mistrzostwami Świata w Hiszpanii wierzono, że i tym razem wspomniany hotel przyniesie szczęście. Nie obyło się jednak bez kłopotów. Bramkarz reprezentacji Polski – Jacek Jarecki, który przegrał rywalizację o wyjazd do Hiszpanii, uciekł z Murrhardt do TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
79
KIERUNEK SPORT
swej ukochanej kobiety, polskiej tenisistki, zamieszkałej w RFN. Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej często musiał mierzyć się z problemem emigracji, a w okresie stanu wojennego proceder ten nabrał niespotykanej dotąd skali. Warto nadmienić, iż za granicę zdezerterował nie tylko Jarecki, wcześniej zdążyli to zrobić również młodzieżowi reprezentanci kraju Wenanty Fuhl oraz Roman Geszlecht, który jeszcze w styczniu przebywał na zimowym zgrupowaniu kadry w Wiśle. Wracając do tematów sportowych, Polacy rozegrali w RFN 2 sparingi z prowincjonalnym zespołem VfR Aalen (wygrana 3:1) oraz bundesligowym VfB Stuttgart (wygrana 2:1). Obóz przygotowawczy można było uznać za zakończony. Jeszcze przed odjazdem zawodników na dwudniowy odpoczynek do Warszawy, selekcjoner ogłosił 22 nazwiska szczęśliwców powołanych na Mistrzostwa Świata. W gronie tym zabrakło uciekiniera Jacka Jareckiego, obrońcy Antoniego Szymanowskiego, a także Piotra Romke, którego wymieniono na Tadeusza Dolnego, nieobecnego na ostatnim zgrupowaniu. Tak ukształtowana kadra z trenerem Piechniczkiem, jego asystentami, lekarzem, kucharzem i innymi osobistościami odleciała do Hiszpanii, gdzie nową przystanią dla niej stał się hotel „Porto Cobe” w La Corunie. Mundial w Hiszpanii rozpoczął się dla nas nie najlepiej. Bezbramkowe remisy z Włochami i Kamerunem postawiły Biało-Czerwonych pod ścianą. Żeby awansować do następnej rundy, musieliśmy wygrać z Peru. Po bezbarwnej pierwszej odsłonie meczu, kiedy niektórzy zaczynali już panikować, okazało się, że wszystko, co najlepsze, zaczyna się wraz z otwarciem drugiej połówki. 5 bramek załatwiło sprawę, Peru zdołało odpowiedzieć tylko jednym trafieniem. „Inkowie” pożegnali się z mundialem na długie lata, na następny występ w światowym czempionacie czekali aż do 2018 r. Myśmy mogli z kolei dalej śnić o medalu. II fazę grupową rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia, czyli zwycięstwa nad Belgią 3:0. To stawiało nas w uprzywilejowanej sytuacji, bowiem następny pojedynek z ZSRR wystarczyło zakończyć remisem, by awansować do półfinału. Mecz z „braćmi ze Wschodu” nabierał w czasie stanu wojennego wyjątkowego znaczenia. Zarówno władze komunistyczne jak
zródło fot. www.sport.onet.pl 80
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
Gwiazda Zbigniewa Bonka w Aleji Gwiazd Sportu, Władysławowo, zródło fot. Wikipedia
i kibice wspierający opozycję, skupiali się bardziej na polityce. Wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej miał na przedmeczowej odprawie przypominać zawodnikom o grze fair wobec polskich przyjaciół i sojuszników, natomiast polonijni kibice wywiesili na trybunach transparent z symbolem „Solidarności”. Oczywiście hiszpańscy realizatorzy pokazali w telewizji charakterystyczny transparent, TVP transmitowała jednak spotkanie z niewielkim opóźnieniem, więc na początku transmisji pokazała kadry z innych meczów. Bój z ZSRR ze sportowego punktu widzenia nie wyglądał porywająco. Polacy wiedzieli, że do awansu im starcza remis i nie próbowali przesadnie forsować sił. Rezultat 0:0 zapewnił Biało-Czerwonym drugi w historii awans do półfinału MŚ. Spodziewano się rywalizacji z Brazylią, ale niespodziewanie przyszło nam mierzyć się po raz kolejny z Włochami. Tym razem ponieśliśmy sromotną klęskę 0:2. Brak wykartkowanego Bońka i odstawionego z niewiadomych przyczyn Szarmacha był mocno odczuwalny. Polakom pozostała walka o najniższy stopień podium. W meczu o 3. miejsce, Polska wzmocniona Bońkiem i Szarmachem, zwyciężyła Francję 3:2. Powtórzenie sukcesu sprzed ośmiu lat stało się faktem, na szyjach naszych idoli zawisnęły srebrne* medale. Do kraju mogli wracać z podniesionymi wysoko głowami. Mundial w Hiszpanii w dalszym ciągu pozostaje ostatnim, na którym reprezentacja Polski zdobyła medal. Nic dziwnego, że wiele osób pamiętających tamten turniej, wspomina go z tak wielkim rozrzewnieniem. Polacy nie należeli wówczas do faworytów, jednak doskonale sprawdziło się powiedzenie gen. Dwighta Eisenhowera: „Liczy się nie to, jak duży jest bojowy pies, lecz to, jak dużo jest bojowości w psie”. A bojowości w tym psie było nadzwyczajnie wiele. *Na mundialach w 1974, 1978 i 1982 r. przyznawano cztery medale (za pierwsze miejsce złoty, za drugie miejsce pozłacany, za trzecie miejsce srebrny, a za czwarte miejsce brązowy).
KIERUNEK SPORT
ZARABIAJ
3820zł brutto w systemie 4 brygadowym/8h od
3350zł brutto w systemie 3 zmianowym/8h od
OFERUJEMY
UMOWĘ O PRACĘ REALIZOWANĄ PRZEZ EATON 4 PREMIE KARTĘ MULTISPORT MOŻLIWOŚĆ ROZWOJU ZAWODOWEGO PRYWATNĄ OPIEKĘ MEDYCZNĄ
POSZUKUJEMY OPERATORÓW MASZYN rekrutacja2@eaton.com
tel. 33 499 37 02
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020
81
KIERUNEK SPORT
82
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • XII 2019 - I 2020