MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 4/5, kwiecień - maj 2017 ISSN: 2543-8751
Cena: Bezpłatny www.tramwajcieszynski.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
1
Reforma oświaty · Most Przyjaźni - konkurs · Těšínské Divadlo dzieciom · Narodowa wycinka drzew
ZAŁOGA TRAMWAJU:
DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk MOTORNICZY: Urszula Markowska KONDUKTORZY: Dominika Rychły
Magdalena Kozak Fryderyk Dral
PASAŻEROWIE: Adam Miklasz,
Bogdan Słupczyński,
Amelia Witos,
Szymon Krupka,
Florianus,
ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.fotopolska.eu Cieszyn, ul. Zamkowa 3A/9
ZAJEZDNIA:
DRUKARNIA: BAZA: Fundacja LOKALSI Offsetdruk i Media Sp. z o.o. Cieszyn, ul. Bielska 184 w Cieszynie
Macin Mońka,
Robert Kania,
Iwona Czarniak,
Jacek Cwetler,
Dariusz Bożek,
Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowie-
Natalia Kałużny.
dzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglą-
dy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
2
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Rozkład Jazdy: Kierunek Jazdy Miasto wielu prędkości 4-5
Wyższa Brama
Zmiany po reformie oświaty. str. 8-9
Zmiany po reformie oświaty 8-9 Czechowice to jeszcze Śląsk Cieszyński? 10-11 Z dziejów cieszyńskiego więziennictwa - wspomnienia Alojzego Frosa 12-13 Na Wielkanoc piękna pogoda... 14-15 Misjia dziecięcego teatru 16-17
Stary Targ Po cimoku 21
Mijanka na Rynku Konkurs na zagospodarowanie przestrzeni Dzieci proszą o ciszę i spokój Narodowe ścinanie drzew... Urzazać stróm każdy poradzi
22-23 24 25-26 27
Zwrotnica Konkurs na zagospodarowanie przestrzeni. str. 22-23
Pod wpływem 28-29
Przystanek Człowiek Pasja Pani Reginy jedną z form rehabilitacji 31 Bowling w ciemno 32-33
Przystanek Kultura Spotkajmy się w bielskim teatrze 34-36 Nina Majewska-Brown – Grzech 37 MAŁY BROWAR A CIESZYn 38-39 Majówka z Kinem na Granicy 40-41 Divadlo dzieciom 42-43
Narodowe ścinanie drzew. str. 25-26
Torebka jakby Damska Psychopatologia miłości czyli wbryknięcie 44-45 Damsko-męski punkt widzenia 47 Mleko i kurkuma 48-49 Mazurek nietylko od święta 50-51 Projektowanie dobrej wróżby 52-53 Miejsca przyjazne dzieciom i rodzicom Klubokawiarnia Presso 54-55
Gimnastyka z Tramwajem Górskie wyprawy z Ozzim - majówka... 56-59 Hokejowy zawrót głowy 60-62 Kolorowanka - konkurs z nagrodami 67 Pasja również dla kobiet 64-66
Divadlo dzieciom. str. 42-43
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
3
KIERUNEK JAZDY
Miasto wielu prędkości Florianus
Zdaje się, że nad Cieszynem wisi jakaś klątwa. Od czasu, gdy po pierwszej wojnie światowej w 1920 roku mocarstwa podzieliły Śląsk Cieszyński i Cieszyn pomiędzy Polskę i Czechosłowację, to miasto nie może dojść do siebie. Dwa dopiero co powstałe, a już ze sobą skonfliktowane, narodowe państwa zwarły się w zbrojnym sporze o terytorium, które przedtem – w czasach legendarnego Księstwa Cieszyńskiego - nigdy nie było sporne choć zawsze pozostawało graniczne. Polsko-czeski konflikt militarny w 1919 roku został, co prawda, prędko spacyfikowany, tuzy międzynarodowej dyplomacji jednak nie zarządziły na spornym obszarze plebiscytu, lecz bezdusznie postanowiły o jego podziale. Brutalnie rozdzielony, przepołowiony granicą na Olzie Cieszyn nie mógł odtąd funkcjonować i rozwijać się normalnie, a jego mieszkańcy nie mogli żyć w nim swobodnie, poczciwie i przyjaźnie. Po ludzku. Na przykładzie historii podzielonego Cieszyna widać jak destruktywne, antycywilizacyjne i nieludzkie jest polityczne działanie w myśl starej zasady tyranów divide et impera, gdy dzielenie i rządzenie podporządkowane zostaje ideologii państwa narodowego, a właściwie nacjonalistycznej ideologii dwóch rywalizujących ze sobą państw. Miasto, które przedtem było otwarte – wielonarodowe i wieloreligijne - i gdzie czynnik narodowy nigdy nie odgrywał decydującej roli, teraz musiało się rozdzielić, a jego mieszkańcy określić i posegregować według narodowościowego kryterium. Cieszyn został rozcięty na dwie części, które już nie miały być jedną, naturalną, pluralistyczną, wielobarwną, wielojęzykową całością. Teraz starszą część miasta z rynkiem i wzgórzem zamkowy na wschodnim brzegu rzeki zajęło państwo polskie, a zachodnią z dworcem kolejowym i gazownią państwo czechosłowackie. Tu mają być jedni a tam drudzy i lepiej żeby żadnych innych ani tu ani tam nie było. Polska część miasta nazywała się Cieszyn, a czeska Český Těšín, choć nie zgadzało się to z logiką nazewnictwa geograficznego, bo Cieszyn geograficznie leżał na Śląsku, a nie w Czechach, więc nazwa Český Těšín to nazwa nie geograficzna, lecz polityczna, piętno brutalnej polityki divide et impera. Ci, którym wydało się to absurdalne i okrutne, uciekli z takiego sztucznie i bezdusznie przegrodzonego granicą miasta. Kto je bowiem pamiętał sprzed pierwszej wojny światowej, z okresu słodkiej belle epoque, nie mógł w nim teraz normalnie żyć i już dalej nie mógł być jego patriotą. Rozdzielony
4
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
granicą Cieszyn został zamknięty wewnętrznie, zatarasowany od środka, zablokowany od strony życiodajnej, miłej rzeki. Choć ustanowiona granica była mało widoczna i nadolziański pejzaż niewiele przez nią utracił ze swej sielankowości, pas nadgraniczny został zmilitaryzowany. Na straż! Na straż! – szczekała propaganda po obu stronach granicy.W istocie w tym sielankowym pejzażu, na środku płytkiej, domowej rzeki stał niewidzialny mur i niewidzialne wysokie zasieki z drutu kolczastego. Cieszyńskie mosty na Olzie przestały łączyć, stawały się coraz bardziej nieprzejezdne i nieprzechodne. Coraz bardziej zamknięte. Cieszyńska linia tramwajowa, która przed wojną była symbolem postępu cywilizacyjnego miasta, wkrótce po jego rozdzieleniu przestała istnieć. Cieszyniacy ze wschodniej, polskiej części miasta wkrótce też uświadomili sobie jasno, co się stało. W jednej z polskich, śląskich gazet ukazał się wtedy artykuł pod alarmistycznym tytułem „Ratujmy upadający polski Cieszyn!” Oto szczególny cieszyński paradoks. Cieszyn nie został zniszczony wskutek działań wojennych, lecz w wyniku pokojowej polityki po wojnie. Prastary gród piastowski, który przed wojną rozwijał się znakomicie jako ośrodek handlowo-przemysłowy Śląska Cieszyńskiego, ucierpiał niesyłchanie po wojnie – lamentował autor artykułu – Sposób przeprowadzenia granicy odbił się fatalnie na losach Cieszyna. Kwitnący ten niegdyś organizm miejski został zupełnie sparaliżowany. Polska część Cieszy-
KIERUNEK JAZDY
na leży dziś przy krańcowej stacyjce lokalnej linii kolejowej, pozbawioną jest zatem całkowicie znaczenia komunikacyjnego. Fakt ten sprawia, że i jako centrum gospodarcze Cieszyn traci coraz bardziej na znaczeniu. Czynniki lokalne szukają rozmaitych sposobów ożywienia Cieszyna, a straciwszy nadzieję przywrócenia mu jego dawnego znaczenia gospodarczego, rozwijają propagandę ruchu letniskowego i usiłują przekształcić Cieszyn w wielkie centrum turystyczne. Cieszyn nadaje się istotnie znakomicie do takiej roli ze względu na swe niezwykle malownicze położenie i piękną okolicę bogato zaopatrzoną w kulturalne urządzenia turystyczne – twierdził anonimowy publicysta – Mimo to jednak Cieszyyn nie powinien postawić krzyżyka nad swoją świetną przeszłością gospodarczą, a czynniki miarodajne powinny stanowczo zabiegać o to, aby przywrócić miastu dawne jego wybitne stanowisko ekonomiczne. Należy tu przypomnieć – przypominał dalej autor artykułu „Ratujmy upadający Cieszyn!” – że po podziale między Polskę a Czechy wyłonił się projekt stworzenia w polskim Cieszynie wielkiego składu wolnocłowego. Wszystkie towary z całego świata mogłyby tu być importowane i opłacałyby cło dopiero przy wysyłce w głąb Polski. Samo miasto zyskałoby przez to niesłychanie, a i skarb państwa nie poniósłby przy tym najmniejszej szkody. I dalej autor rozsnuwa wizję wielkiego sukcesu gospodarczego polskiego Cieszyna. Gdyby plan ten doszedł do skutku, powstałyby w polskim Cieszynie liczne domy składowe, które przyjmowałyby towar na skład, powstałyby firmy, któreby pracowały nad przeróbką i uszlachetnieniem wszelkiego rodzaju surowców i półfabrykatów. Miasto wróciłoby do swego przedwojennego poziomu stając się jednym z najbardziej ożywionych handlowych środowisk Rzeczypospolitej, rozwinąłby się handel, a ogromne rzesze pracowników handlowych i robotników uzyskałoby przy tym pracę i zarobek. Licząca niemal sto lat dziennikarska wizja polskiego Cieszyna jako gigantycznego składu celnego była równie absurdalna jak ówczesny podział miasta pomiędzy dwa państwa. I prawdopodobnie ten krótkowzroczny i groźny dla miasta koncept nie zrodził się w głowach samych cieszynioków, lecz w wyobraźni jakiegoś pragmatycznego mądrali z głębi Polski, który zakładał, że granica w Cieszynie już się nie zmieni i w Europie zawsze będą cła. Polityczny podział miasta na dwie należące do różnych państw części był do tego stopnia szokujący i traumatyzujący, że później nie sposób było mieć jakiekolwiek realistyczne wizje jego rozwoju i przyszłości. Cieszyn jako miasto bezdusznie przecięte państwową granicą i wewnętrznie rozdwojone odtąd był już skazany na to, że o jego losach w istocie
będzie się decydować gdzieś na zewnątrz, w ruchu większych całości, pod wpływem szerszych, bardziej dalekowzrocznych strategii, w międzynarodowej polityce, która nie zajmuje się małymi, pogranicznymi miastami, lecz przebiegającymi przez nie państwowymi granicami. Dopiero akcesja Polski i Czech do Unii Europejskiej oraz wejście obu tych państw do strefy Schengen przyniosło Cieszynowi - zwłaszcza Cieszynowi jako całości po obu stronach granicy – szansę na przekroczenie traumatycznego podziału i wspólny rozwój. Dopiero wraz z wejściem Polski i Czech do Unii Europejskiej Cieszyn dostał szansę pozbycia się wiszącej nad nim klątwy.Te szanse są jednak dziwnie słabo wykorzystywane. Cieszyn jako całość po ubu stronach granicy od wielu lat jest miastem wielu prędkości już choćby przez to, że Český Těšín ma pięknie odnowiony i normalnie działający dworzec kolejowy a polski Cieszyn wręcz przeciwnie. I można by dalej wymieniać te cieszyńskie opozycje – czego w mieście po tej stronie Olzy nie ma, a co po tamtej stronie jest. Są też, oczywiście, takie cywilizacyjne dobra i kulturalne wartości, których brakuje i tu i tam. I są też problemy, które należałoby rozwiązywać wspólnie. Do nich należy na przykład katastrofalne zanieczyszczenie cieszyńskiego powietrza powodowane obecnie głównie przez stronę polską. Mając w pamięci swoją starą miejską dewizę Amore et non dolore cieszyniocy pragnęliby kochać i nie cierpieć. Od 1990 roku, czyli od czasu pierwszych po komunizmie wolnych i demokratycznych wyborów samorządowych w Polsce, nie udało się w Cieszynie takiego błogostanu osiągnąć, ale bliższa sielanki jest obecnie zachodnia część Cieszyna czyli Český Těšín. Polski Cieszyn stale potrzebuje gruntownej rewitalizacji, cywilizacyjnej modernizacji, otwartej i kompetentnej komunikacji, nowych miejsc pracy, nowych inwestycji, kreatywnego podejścia do miejscowego dziedzictwa kulturowego, nowego programu integracji obu – polskiej i czeskiej – części miasta, światłego i otwartego na świat przywództwa, po prostu dobrego gospodarza, sprawnej administracji, stworzenia i wprowadzenia w życie wielu zintegrowanych ze sobą programów, które przede wszystkim byłyby przyjazne człowiekowi i jego otoczeniu w naszym mieście. Cieszyn stale potrzebuje mądrej wizji swojego rozwoju, który powinien być w miarę zrównoważony i zgodny z europejskimi tendencjami cywilizacyjnymi.Miałaby to być wizja nowa, śmiała, rozsądna i wreszcie wykonalna, ponieważ zapalająca mieszkańców do wspólnego dzieła pojętego jako wielka, spójna, cywilizacyjna misja. Cieszyn ma za sobą wielką europejską historię i tradycję. Niestety, jak na razie nie ma jednak przed sobą wielkiej przyszłości.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
5
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
Gwiazda T V BBC w Cieszynie! Znany brytyjski muzyk, celebryta, kompozytor, solista, juror i trener - Ken Burton - gwiazda TV BBC - będzie osobiście prowadził chór gospel podczas już IV Międzynarodowych Warsztatów Gospel w Cieszynie (30.4-1.5.2017) oraz wystąpi ze specjalnym koncertem (1.5.2017).
Kim jest Ken Burton? Ken Burton studiował na Goldsmith University of London. Jest kompozytorem, dyrygentem chórów i orkiestr, wokalistą, instrumentalistą, jurorem, muzykiem sesyjnym i nauczycielem. Regularnie prowadzi 4 chóry. Wiele z jego prac chóralnych zostało opublikowanych przez znane wydawnictwa jak Faber Music, Oxford University Press oraz RSCM. Występuje jako juror w “Choir Of The Year” [Chór roku]. Jest również jednym z jurorów programu “Gospel Singer of the Year” [Wokalista gospel roku] nadawanego przez Channel 4, jak również jurorem w “Young Chorister of The Year” [Młody chórzysta roku] nadawanym przez BBC. Pojawiał się i przygotowywał prace nad największymi programami brytyjskiej i międzynarodowej telewizji, m.in. Songs of Praise (BBC), The X Factor (ITV), The X Factor USA (Fox), Britain’s Got Talent (ITV) [brytyjski Mam Talent], Prom At The Palace (BBC), Eastenders (BBC), Soul Noel (BBC) i wiele innych. Regularnie występuje przed Królową Elżbietą II oraz ministrami, w 2013 wystąpił na Festiwalu Filmowym w Cannes, a w 2015 w USA – przed 70 000 publicznością. Ken prowadzi liczne warsztaty w wielu krajach. W Polsce prowadził w 2015r. I Warsztaty Gospel w Katowicach występując z koncertem finałowym w NOSPR przed ok.1650-os. widownią, a następnie II Warsztaty, które na koncercie finałowym w Chorzowie zgromadziły około 1000 osób, a potem III Warsztaty w Pszczynie z koncertem finałowym dla około 900 os.
Na czym polegają Warsztaty Gospel? Uczestnicy biorą udział w szkoleniu z repertuaru muzyki gospel pod okiem wybitnego trenera, tworząc chór, który wystąpi podczas koncertu finałowego w Cieszynie, wykorzystując akustykę pięknego Kościoła Jezusowego.
Jaki jest koszt uczestnictwa w Sesji Warsztatowej? Koszt uczestnictwa w Warsztatach to 50zł i 40zł (dla osób do 26 r.życia). Ilość miejsc jest ograniczona – decyduje kolejność zgłoszeń. Zapisy na sesję warsztatową przyjmowane są przez stronę: www.warsztatygospel.eu
Czy można tylko posłuchać koncertu finałowego nie uczestnicząc w Warsztatach? Tak. Osoby pragnące tylko posłuchać koncertu finałowego – mogą przyjść i zasiąść na widowni. Koszt biletu na Koncert Finałowy to 20zł (10zł do końca marca 2017).
Bilety na Koncert Finałowy można kupić on-line na: www.warsztatygospel.eu
6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
7
WYŻSZA BRAMA
Zmiany po reformie oświaty Dominikia Rychły
Uczniowie, jak i rodzice uczniów uczęszczających do Szkół Podstawowych oraz tych, którzy dopiero będą rozpoczynać swoją edukację na tym poziomie, z pewnością są zaniepokojeni faktem nowych zmian w oświacie. Są zniecierpliwieni czekaniem na rozwiązania jakie zaproponują im gminy. Pomimo niezadowolenia z reformy, samorządy powinny pomyśleć przede wszystkim o dzieciach, o tym by zmiany zostały wprowadzone na ich korzyść. Gminy Powiatu Cieszyńskiego mają trudny orzech do zgryzienia. Jedne z nich podjęły decyzję i są w dość dobrej sytuacji, lecz są jeszcze takie, które wciąż nie zadecydowały o przyszłości uczniów.
W tej pierwszej grupie znajduje się Chybie, w którym Rada Gminy podjęła już uchwałę dotyczącą nowego prawa oświatowego, czyli dostosowania sieci szkół podstawowych i gimnazjów. Co najważniejsze gmina nie będzie musiała modernizować placówek. Jest również szansa na to, że nauczyciele nie stracą pracy. W projekcie uchwały, który został przedłożony Radzie Gminy zaplanowano, by z dniem 1 września 2017 roku
8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
dotychczasowe Gimnazjum w Chybiu przy ulicy Bielskiej 80, włączyć do znajdującej się obok Szkoły Podstawowej nr 1 im. Józefa Piłsudskiego. Natomiast Gimnazjum w Mnichu, znajdujące się przy ulicy Kopernika 12 zostanie połączone ze Szkołą Podstawową im. Pawła Kojzara w Mnichu. Granice obwodów szkół podstawowych i gimnazjów zostały poszerzone o ulice: Brzechwy, Kuchenna, Towarowa, a także Dr. Jordana.
WYŻSZA BRAMA
W podobnej sytuacji jest Gmina Hażlach, w której gimnazja zostaną włączone do szkół podstawowych. Na terenie gminy znajduje się Gimnazjum im. Gabrieli hr. Thun-Hohenstein w Kończycach, które połączy się ze znajdującą się obok Szkołą Podstawową im. Bohaterów Westerplatte. Natomiast Gimnazjum im. Ziemi Cieszyńskiej w Pogwizdowie zostanie włączone do Szkoły Podstawowej im. Księstwa Cieszyńskiego. Jednak wstępne analizy wskazują na to, że nie wszyscy nauczyciele znajdą zatrudnienie w pełnym wymiarze. Rada Gminy Dębowiec nie podjęła uchwały dotyczącej dostosowania sieci szkół. W związku z tym gimnazjum wygasa z mocy prawa. Szkoła Podstawowa w Dębowcu staje się ośmioletnią szkołą podstawową, a szkoły filialne w Iskrzyczynie, Ogrodzonej i Simoradzu pozostaja sześciooddziałowe. Uczniowie filii będą uczęszczali w swoich szkołach do klasy I-VI, a do klasy VII i VIII zostana dowiezione przez Gmine do Dębowca tak jak to działo się w przypadku gimnazjum. Takie umiejscowienie związane jest z posiadaną infrastrukturą, sportową, komputerową, a także pracowniami fizyko-chemicznymi. Wprowadzenie w szkołach filianych ośmiu klas mogłoby nieść za sobą wysokie koszty, a także zmianowość nauczania. Kontynuacja nauki w Dębowcu będzie więc korzystna dla dzieci. Nie ma jednak pewności czy wszyscy nauczyciele znajdą zatrudnienie, ponieważ nie zmieniły się średnie wynagrodzenia nauczycieli, a przerost zatrudnienia spowoduje, że nie możliwe będzie wypracowanie średnich wynagrodzeń. W Gminie Strumień już następnego dnia po podpisaniu ustawy przez Prezydenta zorganizowane zostało spotkanie Radnych, rodziców, dyrektorów szkół, nauczycieli i przedstawicieli związków zawodowych z Kuratorem Oświaty. Podczas tego spotkania został zaprezentowany projekt nowej sieci szkół w gminie Strumień, który zakłada stworzenie w Zespołach szkół klas od 1-8 w Bąkowie, Drogomyślu, Pruchnej i Zabłociu oraz jednej Szkoły Podstawowej w Strumieniu, która będzie się mieścić w dwóch budynkach. Dzieci młodsze będą się uczyć w dotychczasowej podstawówce, a starsze w budynku gimnazjum. Jak wynika ze wstępnych wyliczeń nieprzewidywane są na razie zwolnienia nauczycieli. Ostateczne decyzje zapadną jednak po przygotowaniu arkuszy organizacyjnych przez dyrektorów szkół. Rada Gminy Goleszów również podjęła uchwałę w sprawie projektu dostosowania sieci szkół podstawowych i gimnazjów do nowego ustroju szkolnego. Z dniem 1 września 2017 r. dotychczasowe sześciolet-
nie szkoły podstawowe w Gminie Goleszów staną się ośmioletnimi szkołami podstawowymi. Granice obwodów publicznych szkół podstawowych pozostają niezmienione. Redukcja etatów jest nieunikniona, ale nastąpi dopiero za 2 lata, w momencie całkowitego wygaszenia Gimnazjum w Goleszowie. W Gminie Cieszyn po wielu długich analizach Rada Miejska podjęła decyzję o utworzeniu siedmiu szkół podstawowych. Są to: Szkoła Podstawowa Nr 1, do której włączone zostanie Gimnazjum Nr 1, Szkoła Podstawowa Nr 2 z Oddziałami Integracyjnymi, do której zostanie włączone Gimnazjum Nr 2, Szkoła Podstawowa Nr 3 z Odziałami Integracyjnymi im. J. Korczaka, Szkoła Podstawowa Nr 4, Szkoła Podstawowa Nr 5, do której włączone zostanie Gimnazjum Nr 3, Szkoła Podstawowa Nr 6 oraz Szkoła Podstawowa Nr 7. Każda z wymienionych szkół ma swój obwód. Według adresu można sprawdzić, do której z nich przypisane jest dziecko. W miarę wolnych miejsc może być ono przyjęte również do szkoły spoza obwodu. Nowy podział ma znaczenie szczególnie dla tych uczniów, którzy w przyszłym roku szkolnym będą uczęszczać do pierwszej, czwartej lub siódmej klasy. Będzie wpływał na obwody szkół podstawowych nr 3, 4, 5, gdyż w tym rejonie powstanie nowa Szkoła Podstawowa Nr 5. Rada Gminy Brenna podjęła uchwałę w sprawie dostosowania sieci szkól podstawowych i gimnazjów do nowego ustroju, która została pozytywnie zaopiniowana przez Śląskiego Kuratora Oświaty. Sieć publicznych szkół podstawowych będzie obejmowała: Szkołę Podstawową nr 1 im. Janusza Korczaka w Brennej z siedzibą przy ulicy Leśnica i ulicy Góreckiej, Szkołę Podstawową nr 2 im. Stefana Żeromskiego w Brennej przy ulicy Bukowej oraz Szkołę Podstawową im. Tadeusza Kościuszki w Górkach Wielkich przy ulicy Szkolnej. Z racji tego, że na redukcję etatów nauczycielskich ma wpływ wielu czynników nie ma jeszcze dokładnych danych dotyczących zwolnień nauczycieli. Gminy naszego powiatu podjęły już decyzję dotyczącą przyszłości dzieci. Głównie na samorządy spadła cała odpowiedzialność związana ze zmianą ustroju w polskich szkołach. Radni gmin i miast musieli zadecydować o tym jak będzie wyglądać edukacja uczniów w lokalnych szkołach oraz których nauczycieli pozbawić pracy. Należy jednak pamietać o tym, żeby zmiany były korzystne dla dzieci, bowiem to one najbardziej odczują skutki reformy.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
9
WYŻSZA BRAMA
Czechowice-Dziedzice to jeszcze Śląsk Cieszyński? Jacek Cwetler
Czechowice-Dziedzice, wraz z sołectwami Bronów, Ligota, Zabrzeg, przynależą do Śląska Cieszyńskiego (i zarazem do „Żabiego Kraju”), będąc jego północno-wschodnią rubieżą. Naturalną granicę tych obszarów z innymi rejonami Polski, a wcześniej różnych państw lub prowincji wyznaczały rzeki, Wisła i Biała (Białce). Na rzece Białej, od średniowiecza, była granica pomiedzy Śląskiem a Małopolską, pomiędzy biskupstwem wrocławskim a biskupstwem krakowskim, a w wiekach następnych pomiędzy Śląskiem Cieszyńskim a Małopolską, i pomiędzy Śląskiem Cieszyńskim a Galicją i Lodomerią. Na Wiśle była granica pomiędzy Księstwem Cieszyńskim a Państwem Polskim, później pomiędzy Niemcami i Cesarstwem Austro-Węgierskim (tzw. Zwai Kaiserecke, Goczałkowice-Dziedzice). Dzieje Czechowic-Dziedzic to historia trzech osad, Czechowic, Dziedzic i Żebracza, które pojawiły się na kartach dziejów w średniowieczu. Właścicielami Czechowic byli m.in. Jan z Szambora, Czelowie (renesansowy zamek w Kończycach Małych, zwany „Cieszyńskim Wawelem”, był również ich własnością), Wilczkowie, Sokołowscy, Renardowie, Kotulińscy i Zipserowie. W Czechowicach był zamek, który wybudowali Wilczkowie (zamieniony póżniej na spichlerz, spłonął w latach 80-tych XX wieku), a w XVIII wieku pałac wystawili Kotulińscy (istnieje do dziś ). To być może od Czelów przyjęła się nazwa Czechowice, ale są także poszlaki wskazujące na inne pochodzenie nazwy miasta, wót-zasadźca miał na imię Czesław lub Czechosław, zdrobniale był nazywany Czechem. W „Księdze uposażeń biskupów wrocławskich” z 1355 roku, pojawia się miesjcowość Chotowice (polskie i niemieckie), które są utożsamiane z Czechowicacmi. Pierwsza pewna wiadomość o Czechowicach pochodzi z 1430 roku, pojawia się w dokumencie Bolka, księcia cieszyńskiego, w którym to podane jest nazwisko właściciela
10
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Czechowic, Mikołaja Czelo. Dziedzice, pojawiają się w XIII-wiecznych legendach związanych z najazdem Tatarskim („Legenda o Piszczałkowcu”), ale nazwa Dziedzice pojawia się po raz pierwszy w 1480 roku, w protokole pszczyńskim, w którym zapisano, że przed radą miejską stanęli „... między innymi mądrej przezorności mężowie: Bartek Małysza, Marcin Małysza, Andrzej Wróbel, Szymek Drugi, Szymek Pietrek razem mieszkający we wsi Dziedzice...”. W Dziedzicach nie było nigdy dworu ani pałacu, była to typowa osada siedlacza. Nazwa wsi tłumaczona jest najczęściej następująco, ludność wsi Dziedzice była podporządkowana bezpośrednio księciu cieszyńskiemu (nie mając swego miejscowego pana) i korzystała z pewnego rodzaju wolności i swobody w gospodarowaniu i pańszczyźnie. Nazywano ich „dziedzicami”. Żebracza, osada ta istniała już w XV wieku, znajdując się w granicach Polski (kupił ją Kazimierz Jagiellończyk od księcia oświęcimskiego Janusza). W tej wsi powstała baza wypadowa rycerzy-rabusiów, którym król Polski Kazi-
WYŻSZA BRAMA
mierz Jagiellończyk nie zapłacił za udział w wojnie z Zakonem Krzyżackim. Żebracza znajdowała się w tym okresie na prawym brzegu rzeki Białej, która będąc rzeką kapryśną, często zmieniała swe koryto. Prawdopodobnie w wyniku zmiany biegu rzeki (przesunięcie na wschód), wieś Żebracza została podzielona. Część na zachodnim brzegu, wykupili Czelowie przyłączając ją do Czechowic, stała się więc częścią Śląska Cieszyńskiego, część na wschodnim brzegu z czasem przyjęła nazwę Kaniów. Historia Czechowic-Dziedzic, zaczyna się tak naprawdę 17 grudnia 1855 roku, kiedy to zostaje otwarte połączenie kolejowe Bohumin – Dziedzice. Można śmiało powiedzieć, że miasto powstało z kolei (tak jak Gdynia z morza), Uprzywilejowanej Kolei Pólnocnej Cesarza Ferdynanda. Mieszkańcy wsi Dziedzice i Czechowice dostali szansę rozwoju i rozbudowy swych osad. Z Dziedzic wiodły szlaki do najdalszych zakątków ówczesnej Europy. Na zachód via Pszczyna, Racibórz, Wrocław, Berlin można było dotrzeć do portu w Hamburgu (i zaokrętować się np do Nowego Yorku). Szlaki kolejowe na południe, dochodziły do Wiednia, Pragi, Budapesztu, Zagrzebia i Triestu. Wsiadając w Dziedzicach (z przesiadkami) można było dotrzeć nad Adriatyk. Na wschód przez Oświęcim, Trzebinię, Kraków, można było dojechać do Lwowa. A północnymi szlakami kolejowymi można było dotrzeć do Warszawy, Gdańska, Wilna, a nawet Petersburga. Dziedzice, do zakończenia I Wojny Światowej miały stałe połaczenia z Wiedniem, Krakowem, Lwowem, Boguminem, Bielskiem, Żywcem i Wrocławiem. Przez kilkadziesiąt lat dziedzicka stacja była stacją graniczną, z urzędami celnymi (austriackimi i pruskimi), pocztą, telegrafem, rampami przeładunkowymi, magazynami i domami dla kolejarzy.
ce lub opuszczających ją na zawsze. Przez stację Dziedzice przewinęły się koronowane głowy, cesarze, królowie, marszałkowie, generałowie, oficerowie, zwykli żołnierze, kupcy, przemysłowcy, biskupi, księża, uczestnicy rekolekcji w Klasztorze OO. Jezuitów w Czechowicach, przemytnicy, „niebieskie ptaki”, aktorzy, aktorki, literaci, sportowcy i miliony anonimowych pasażerów. Bywali na dworcu w Dziedzicach: Cesarz Franciszek Józef, Cesarz Wilhelm II, Król Grecji Jerzy, Król Bułgarski Borys, żywieccy Habsburgowie, Radziwiłłowie, Sapiechowie, Marszałek Józef Piłsudski, Marszałek Ferdynad Foch, Prezydent Ignacy Mościcki, Wojciech Korfanty, Michał Grażyński, Ignacy Daszyński, generał Franciszek Kleeberg, gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, Karol Wojtyła, Prymas Polski August Hlond, Jan Kiepura, Zofia Kossak-Szczucka, Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz. Na dziedzickiej stacji kolejowej „witano” szczątki doczesne wielkich Polaków – Henryka Sienkiewicza i gen. Józefa Bema oraz relikwie Świętego Andrzeja Boboli (stąd jego wizerunek znalazł się w herbie miasta). Nie jest przypadkiem, że pierwszy zakład przemysłowy jaki powstał na terenie miasta, to Fabryka Podkładów Kolejowych. Kolej przyczynła się do rozwoju miasta. Doskonałe położenie na styku dwóch Cesarstw, bliskość rynków zbytu (Zagłębie Górnośląskie, Zagłębie Ostrawskie, Karwina Trzyniec, etc), przyciągnęły do Dziedzic przemysłowców, finasistów i robotników z całego niemal świata. John D. Rockeffeler, najbogatszy człowiek świata, przełomu XIX i XX w., w Czechowicach wybudował jedyną na terenie Polski rafinerię należaćą do jego trustu – Vacuum Oil Company. W Czechowicach działała także druga rafineria należąca do Austriackiego Towarzystwa Naftowego „Schodnica”. Inne znane zakłady, które ulokowały się naszym mieście to Walcownia Metali „Dziedzice”, Zakłady Rowerowe „Apollo” (późniejszy Zakład nr 8 FSM Bielsko-Biała), Zakłady Elektryczne „Kontakt”, Kopalnia „Silesia”, czechowicka Zapałkownia, Śląska Fabryka Kabli (jedna z pierwszych, która weszła na parkiet warszawskiej Giełdy papierów wartościowych), Zakłady Opatrunkowe „Polfa”, Sztuka Beskidzka, etc. Może na razie dość... Będzie jeszcze okazja aby przybliżyć Państwu dzieje Czechowic i Dziedzic.
foto: Jacek Cwetler
Po II wojnie światowej na terenie miasta działał Urząd Repatriacyjny, przez który przewinęło się kilkaset tysięcy Polaków wracających do ojczyzny po wojennej tułacz-
Do Czechowic-Dziedzic trzeba koniecznie „wpaść” aby przekonać się, że jest to miasto na wskroś należące do Śląska Cieszyńskiego.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
11
WYŻSZA BRAMA
Z dziejów Cieszyńskiego więziennictwa Urszula Markowska
WSPOMNIENIA ALOJZEGO FROSA UWIĘZIONEGO W ZK W CIESZYNIE W OKRESIE OKUPACJI Nadchodzi 72 rocznica zakończenia II Wojny Światowej i dobiega kresu życie osób, które pamiętają wojnę w sposób świadomy. Jest ich coraz mniej. Już za kilka lat głównymi świadkami, jacy nam z okresu wojny pozostaną, będą ci, którzy byli wówczas dziećmi, a dzieci mają zupełnie specyficzny ogląd świata. Nadchodzi nieodwołalnie okres, kiedy pamięć o II Wojnie Światowej przesunie się poza obręb pamięci jednostek.
Alojzy Frost był żołnierzem AK. Aresztowano go za podejrzenieo udział w konspiracji w wieku 27 lat. Gestapo po przesłuchaniach przewiozło go do więzienia w Cieszynie. Po 71 latach wrócił w miejsce, które kojarzyło się tylko z bólem i cierpieniem. Czasem ludzie decydują się na tak trudną podróż w przeszłość by poradzić sobie z uczuciami, wspomnieniami. Ale ta podróż, to żywa lekcja historii, której możemy uczyć się od świadków a nie tylko z historycznych książek. Alojzy Frost odwiedzając ZK w Cieszynie opowiedział swoją historię. Jest to dowód na to, jak tak drastyczne doświadczenia szczegółowo zostają w pamięci człowieka.
12
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Foto: Archiwum Zakładu Karnego
WYŻSZA BRAMA
Alojzy Frost był żołnierzem AK. Aresztowano go za podejrzenie o udział w konspiracji w wieku 27 lat. Gestapo po przesłuchaniach przewiozło go do więzienia w Cieszynie. Po 71 latach wrócił w miejsce, które kojarzyło się tylko z bólem i cierpieniem. „Rano zaczęło się przesłuchanie. Zaprowadzono mnie do pokoju w, którym za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku. Zapytał czy to ja pisałem kartkę. Zaprzeczyłem. Wówczas z krzykiem powiedział, że zbadano charakter pisma i że nie ma wątpliwości, że ja jestem jej autorem. Ponownie zaprzeczyłem. Wówczas zbliżył się do mnie znacznie młodszy funkcjonariusz i na kolejne moje zaprzeczenie uderzył mnie w twarz. Powtarzające się pytanie i moje zaprzeczenie kończyło się potężnym uderzeniem. W pewnym momencie oprawca musiał założyć rękawiczkę bo zabolała go ręka. Kiedy znalazłem się pod ścianą (po każdym uderzeniu cofałem się do tyłu) uświadomiłem sobie, że z rąk gestapo się już nie wydostanę, a za anonim mnie nie powieszą, po kolejnym pytaniu skinąłem głową. Natychmiast zaprzestano bicia. Podprowadzono mnie do biurka, podstawiono krzesło i podano papierosa a przesłuchujący mnie naturalnie, spokojnie powiedział: „Popełnił Pan głupstwo i poniesie Pan karę, ale Pan wie o podziemnej organizacji?” Odpowiadałem na pytanie, że słyszałem o tej organizacji, ale byłem do tego rodzaju działalności negatywnie ustosunkowany, jako, że byłem świadkiem naszej klęski w 1939 roku. Po za tym sądzę, że tego rodzaju działalność jest narażona na ofiary, a nie ma możliwości dokonania czegokolwiek. O podziemnej organizacji słyszałem w czasie aresztowań. Tego rodzaju rozmowy i dociekania trwały dwa dni. Później przewieziono mnie do cieszyńskiego więzienia i osadzono w dwuosobowej celi. Tam poznałem Słowaka, druciarza, który okazał mi wiele serca, a który już widocznie niejedno więzienie zwiedził, jako, że zasypywał mnie radami jak mam się zachowywać. Mieliśmy tam małe lusterko i dopiero wtedy zobaczyłem…. jak strasznie wyglądam. Do tej pory mam uszkodzony słuch. Ciekawe, że podczas bicia nie odczuwałem żadnego bólu. Widocznie napięcie nerwowe było tak silne, że zagłuszyło ból. Warunki więzienne były, jeśli tak można rzec, znośne. Obowiązywał codzienny rytuał. O szóstej pobudka, mycie, odbiór odzieży, która na okres nocy złożona była na taborecie w korytarzu pod celą, czyszczenie celi. Śniadanie składało się z dwóch kromek chleba z łyżką margaryny lub marmolady. Po śniadaniu praca, jako, że w więzieni trzeba było pracować. W każdy poniedziałek dostarczano do celi wór ze skrawkami celofanu, z którego trzeba było wyplatać warkocze o średnicy 2-3 centymetrów. Na oddziale kobiecym szyto
z nich torby na zakupy. Norma wynosiła 7 mb warkocza. Po nabraniu wprawy można było szybko to wykonać. Po wykonaniu pracy był czas wolny. Skwapliwie korzystałem wtedy z możliwości jaką dawał nam więzienny bibliotekarz i czytałem książki. Po obiedzie składającym się najczęściej z gęstej zupy o godz. 17.00 następował apel. Do celi wchodził Wachmeister, któremu zdawaliśmy raport z obsady celi. Zaopatrzony był w młotek na długim sztylu, którym opukiwał kraty, kontrolując czy nie są nadpiłowane. O godz. 18.00 kolacja podobna jak śniadanie a o 21.00 wynoszenie odzieży na korytarz, gasło światło, poza małą żaróweczką nad drzwiami, w których przez „judasza” wartownik mógł obserwować celę. Po dwóch tygodniach strażnik wywołał mnie z celi, prowadził korytarzem i pewnym momencie wepchnął mnie do celi, w której za stolikiem siedział prowadzący śledztwo w asyście drugiego gestapowca i olbrzymiego owczarka. Przesłuchujący ryknął na mnie: „Frost warum haben sie gelogen?!” (Frost, dlaczego Pan oszukiwał?). Odpowiedziałem, że nie oszukiwałem, a na to on, że dlaczego Jaszek powiedział coś innego? Ugięły się pode mną nogi jako, że z Jaszkiem (pseudonim „Gawron”) byliśmy aktywni w organizacji. Odpowiedziałem, że nie wiem ale ja mówię prawdę. Na to gestapowiec popełniwszy błąd zapytał „ Kto w Karwinie do Pana podszedł?”. Odetchnąłem z ulgą, jako, że w Karwinie nie miałem żadnych powiązań, a poprzednie stwierdzenia były bardzo sprytnym podejściem. Jaszek był moim najbliższym kolegą i widocznie w okresie, w którym miałem spokój w więziennej celi, cieszyńskie gestapo zebrało dane o mnie w gestapo rybnickim , w którym na szczęście nie byłem spalony, a co nastąpiło niebawem. Ostatecznie gestapowiec kazał mi podpisać protokół, którego mi nie odczytał, a na koniec powiedział: „Frost ween Sie geoglen haben da geht es ihnen dreckig” (Fros, jeśli pan oszukuje, to będzie z panem, źle). Na tym skończył się mój pobyt w Cieszynie. Po kilku dniach, a było to w maju, przetransportowano mnie i kilkunastu więźniów z Cieszyna częściowo do Katowic, do „Polizeilagru”, częściowo do Mysłowic. Było to Zastępcze Więzienie Policyjne w Mysłowicach założone 13 lutego 1942 r. Ze względu na stosowane tam metody śledcze, a także powiązania z KL Auschwitz nazywane było przez więźniów mianem „przedsionka oświęcimskiego piekła”. Działało do 26 stycznia 1945 roku. W Katowicach pozostał miedzy innymi mój współwięzień z celi (nie pamiętam nazwiska), który jak się później dowiedziałem został tam ścięty za działalność konspiracyjną na Zaolziu i Śląsku Cieszyńskim. O ile się nie mylę, pochodził z Lesznej i był chyba klerykiem.”
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
13
WYŻSZA BRAMA
Na Wielkanoc piękno pogoda nóndzie se wszędzie woda… Grzegorz Studnicki Wraz z nadejściem Wielkiego Tygodnia starano się nie podejmować ciężkich prac, kończono prace porządkowe w domach, stajniach czy oborach. O niezwykłości tego czasu świadczyć mogą pewne nakazy i zakazy. Jednym z nich było wtorkowe wystrzeganie się kontaktu z pieniędzmi – uważano, że jakakolwiek styczność z nimi może przynieść nieszczęście. W środę Wielkiego Tygodnia należało pozbyć się obornika oraz spalić wszelkie niepotrzebne śmieci, inaczej ten, kto tego nie uczynił narażał się na nieszczęście. W tym dniu, jak podają niektórzy ludoznawcy, zalecano zamiatać izbę zaczynając od pieca w kierunku drzwi bądź od progu w kierunku stołu, a zebrane w ten sposób nieczystości należało wynieść poza Agranicę gospodarstwa, co miało ustrzec domowników m.in. przed plagą wszy. Wielki Tydzień był również czasem, w którym w domach bielono ściany, by – jak powiadano – godnie przyjąć Zmartwychwstałego Jezusa. W Wielki (tzw. Zielony) Czwartek, podczas nabożeństwa Ostatniej Wieczerzy następuje tzw. zawiązanie dzwonów, które trwa do Wielkiej (Białej) Soboty – w tym czasie milknie dźwięk dzwonów i dzwonków, które zastępują na ten czas drewniane klekotki. W tym okresie milkną również organy. W materiałach ludoznawczych, ale także we wspomnieniach starszych mieszkańców Śląska Cieszyńskiego można odnaleźć informacje, mówiące o tym, by podczas ostatniego, wielkoczwartkowego bicia dzwonów polecano potrząsać drzewkami owocowymi – miało to „obudzić je do życia” i „zachęcić” do lepszego owocowania (podobną czynność można było wykonać podczas sobotniego „rozwiązania dzwonów”). Z nocą z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątkę łączyło się przekonanie, że woda płynących w rzekach lub strumieniach zyskuje wyjątkową moc i właściwości zdrowotne. W tym celu polecano obmyć się nią lub zabrać ją do domu dla innych domowników. Czynność tę wykonywano – jak nieraz tłumaczono – na pamiątkę przekroczenia przez Jezusa Cedronu (J 18,1). Współcześnie praktykę tę próbują kultywują niektórzy mieszkańcy Skoczowa, którym bliskie są dawne tradycje regionu. Wielki Piątek jest dla wyznawców Kościoła augsbursko-ewangelickiego najważniejszym świętem w roku. Jest ono obchodzone z wielką powagą. W tym dniu ewangelicy wystrzegają się ciężkich prac oraz udają się do kościoła na uro-
14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
czyste nabożeństwo. Tego samego dnia katolicy odwiedzają Groby Pańskie usytuowane zwykle w nawie bocznej kościoła. W tym miejscu też znajdowało się tabernakulum – ciemnica – z Przenajświętszym Sakramentem. Przy grobie pełnili nieraz honorową wartę m. in. górnicy, strażacy, a czasem policjanci lub żołnierze ubrani w mundury galowe. W Wielki Piątek polecano wypić kieliszek tatarczówki – tj. gorzkiej nalewki sporządzonej na bazie korzenia tataraku. Czyniono to – co tłumaczy się również współcześnie – by uchronić się przed chorobami i bólem brzucha, ale także na pamiątkę wydarzenia jakim było podanie do picia umęczonemu Jezusowi wina zaprawionego mirrą względnie goryczą lub octu (Mk 15,23; Mt 27,34; Mt 27,48). Współcześnie, dzięki staraniom pochodzących ze Skoczowa miłośnikom regionu, tatarczówkę można nabyć w niektórych sklepach na terenie Śląska Cieszyńskiego. Wilki Piątek oraz Wilka Sobota były kiedyś czasem, kiedy to ulicami niektórych miejscowości Śląska Cieszyńskiego (np. w okolicach Orłowej, Górek, Ochab, Skoczowie) przemieszczały się grupy chłopców „prowadzących” słomianą kukłę zwaną Judoszym (Judaszem). Pochodowi towarzyszyło kołatanie drewnianymi kołatkami, a po jego zakończeniu chochoła niszczono (np. paląc go). Współcześnie praktykę tę kontynuują członkowie Towarzystwa Miłośników Skoczowa i skoczowskiej Ochotniczej Straży Pożarnej. Odbywające się co
WYŻSZA BRAMA roku w południe Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty wodzenie Judosza, przyciąga dzieci i dorosłych mieszkańców miasta oraz jego okolic. Organizację tego wydarzenia można rozpatrywać, jako wyraz przywiązania do lokalnej tradycji, ale także jako praktykę promującą miasto. Dla badacza kultury interesujące jest również to, że od około 10 lat obecność Judosza na ulicach Skoczowa ukazuje istniejące w społeczności lokalnej różnice światopoglądowe i powiązane z tym odmienne wspólnoty pamięci oraz ramy interpretowania tej praktyki. Wielka Sobota była czasem, w którym przygotowywano potrawy, które spożywano w Święta Wielkanocne. Dokonywano w tym czasie m.in. wypieku kołaczy oraz babek. Jedną z charakterystycznych potraw świąt Wielkiejnocy jest murzin (względnie szołdra) czyli ciasto drożdżowe z zapieczonym w nim boczkiem, kiełbasą lub szynką. Współcześnie pieczone są różne warianty tego specjału - np. w cieście półfrancuskim lub francuskim, z białą kiełbasą itp. Od kilkunastu lat murziny można kupić w niektórych piekarniach i sklepach powiatu cieszyńskiego. Warto dodać, że murzin jest nie tylko oceniany podczas lokalnych konkursów tradycyjnych potraw regionalnych, ale został również zarejestrowany w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi jako potrawa regionalna. W Wielką Sobotą, wiązało się nie tylko przygotowanie potrawa na świąteczne dni, ale także praktyka zdobienia wajec – czyli jaja. Najprostszą formą było ich gotowanie w wodzie z łupinami cebuli, dzięki czemu skorupki jajek zyskiwała złotawy, nieraz przechodzący w brąz lub bordo kolor. Czasem jaja zdobiono oklejając je tasiemką lub nitką. Obecnie można je zdobić nabywanymi w sklepach naklejkami, ale także techniką decoupage używając w tym celu m.in. ozdobnych papierowych serwetek. Szczególną precyzją charakteryzują się wydmuszki zdobione techniką richelieu, do wykonania których używa się m.in. wiertarek i wierteł stomatologicznych. Zdobione jaja, będące jednym rozpoznawalnych wielkanocnych symboli, są nieraz oceniane podczas organizowanych w okresie okołoświątecznym licznych konkursach. Od kilkunastu lat można również kupić plastikowe bądź styropianowe jaja. W kulturowy pejzaż okołoświąteczny wpisują się organizowanych przez różne organizacje społeczne i instytucje warsztaty adresowane do różnych grup wiekowych, podczas których uczestniczące w nich osoby mogą wykonać własne pisanki, ale także zrobić inne artefakty kojarzące się z Wielkanocą, jak choćby wykonane ze słomy lub siana wielkanocne zajączki lub stroiki. W nabyciu tego typu umiejętności pośredniczy coraz częściej Internet m.in. filmiki instruktarzowe (tzw. tutoriale) ukazujące krok po kroku sposób wykonania ozdób wielkanocnych. Dzień Zmartwychwstania Pańskiego, jako najważniejsze święto kościelne, cechowała uroczysta i podniosła atmosfera. Dzień ten spędzano w rodzinnym gronie. Obwarowany był
on niegdyś zwyczajowymi zakazami wykonywania różnych czynności np. przyjmowania gości i opuszczania domu. Rano spożywano uroczyste śniadanie, a w południe obiad. Do południa całą rodziną udawano się do kościoła. Tego dnia dzieci otrzymywały zazwyczaj coś nowego– np. ubranie, buty, nakrycie głowy itd. Na Śląsku Cieszyńskim z Niedzielą Wielkanocną łączy się praktyka polegająca na tym, że pociechy szukały w ogrodzie podarunków – „zajączka” - którymi były np. czekoladowe jajka. Był to również dzień, w którym obserwowano pogodę i wróżono na jej podstawie przyszłość: jeśli dzień był piękny pokładało to (zapowiadało to) urodzajny rok, ale także kolejne, słoneczne niedziele, aż do Zielonych Świąt. Rankiem w drugi dzień Świat Wielkanocnych, czyli w poniedziałek zwany lanym lub śmiergustem (Śmigusdyngus), pod domami dziewcząt pojawiali się chłopcy– tzw. polywocy – wyposażeni w sikawki (np. wykonane z bzu), wiadra lub garnki. Ich celem było oblanie wodą dziołch na wydoj. Funkcjonowało bowiem powiarka, że dziewczyna, która w tym dniu nie zostanie oblana wodą, nie wyjdzie w tym roku za mąż. Mokre dziewczyny chłopcy „suszyli” za pomocą plecionych z czterech lub większej ilości prętów wierzby bądź wikliny tzw. karwaczy. Były one dodatkowo przyozdobione kolorowymi wstążeczkami (najczęściej koloru czerwonego). Czasem owe śmiergustowe karwacze przechowywano, by wykorzystać je podczas praktyk leczniczych dokonywanych na krowach. Jak zaznaczono wcześniej Poniedziałek Wielkanocny był czasem, w którym odwiedzały domy dwie lub trzy dziewczynki z goiczkiem (względnie moiczkiem). Powyżej zaprezentowano tylko niewielki wycinek dawnych, jak i współczesnych praktyk związanych ze Świętami Wielkiej Nocy. Na skutek zmian cywilizacyjnych wiele powiarek (wierzeń ludowych), ale także praktyk okołoświątecznych uległo zapomnieniu, inne są już tylko pamiętane przez starszych mieszkańców Śląska Cieszyńskiego bądź zachowały się w opisach ludoznawczych sporządzanych od połowy XIX wieku. Pozwalają one dostrzec zachodzące zmiany, uświadamiać, że proces przeobrażenia kultury jest czymś, czego nie da się zatrzymać w zaplanowany sposób. Jednocześnie da się zauważyć, że współcześnie proces przekazu regionalnych tradycji oraz w czynność tłumaczenia ich znaczenia nabiera charakteru zinstytucjonalizowanego – pośredniczą w nim niektóre instytucje kultury i organizacje pozarządowe w postaci stowarzyszeń i towarzystw miłośników regionu, przyjaciół gminy lub miejscowości. Foto: arch. prywatne TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
15
WYŻSZA BRAMA
Misja dziecięcego teatru. Bogusław Słupczyński, Natalia Kałużny
Rozmowa o teatrze dziecięcym z Bogusławem Słupczyńskim – aktorem, reżyserem, pedagogiem, instruktorem teatralnym, wieloletnim szefem nieistniejącego już Cieszyńskiego Studia Teatralnego.
Natalia Kałużny: W tekście. "Cieszyński teatr redutowy", który ukazał się w poprzednim numerze "Tramwaju Cieszyńskiego" stwierdzasz, że miarą rozwoju miasta jest jego stosunek do teatru. Jaką rolę w tym procesie może pełnić edukacja teatralna dzieci i młodzieży? Bogusław Słupczyński: Zupełnie podstawową. Nic tak bardzo nie rozwija jak teatralna praca. Dziecko poznaje znaczenie ludzkiej myśli, sposoby jej wyrażania, uczy się kontrolować i powoływać emocje, a przede wszystkim uczy się patrzeć, widzieć i słuchać. Poznaje działanie czasu i przestrzeni. Człowiek, że tak powiem, „teatralny”, ma szczególne umiejętności radzenia sobie ze stresem, z wyrażaniem swojego stanowiska, z kreowaniem sytuacji. Nie mam tu na myśli słynnego „aktorstwa”, czyli, jak myśli większość ludzi, udawania kogoś innego, tylko świadomego publicznego działania i prowadzenia własnej narracji na jakiś temat. Poprzez teatr można obudzić
potencjał intelektualny, kształtować dojrzałość społeczną i estetyczną. To wszystko poważnie brzmi i jest poważne. Nie sprowadzajmy nigdy edukacji teatralnej tylko do „aktorstwa”, rozrywki i zabawy, bo wtedy naprawdę urągamy znaczeniu teatru. Obecność człowieka, obywatela, w środowisku, w którym istnieje zaangażowany intelektualnie, myślowo teatr, powoduje inny, wyższy stan funkcjonowania relacji międzyludzkich. Teatr pokazuje nas w swoim zwierciadle. Mamy szansę skorygować swoje postawy, zachowania, udoskonalić swoje postrzeganie świata. Oczywiście, możemy to też zrobić w kinie. Tylko, że po seansie zostajemy w neutralnej sali kinowej z okruchami popcornu na podłodze. Z teatru wychodzimy i wiemy, że tam pozostają twórcy, strażnicy kondycji ludzkiej. Ten ogień się pali ciągle. Obcowanie z prawdziwym, żywym pięknem, ze szlachetnymi, żywymi ludźmi, czyni nas lepszymi. Oczywiście, takich miejsc jest niewiele. Często zastępują je jakieś pozory.
foto: Piotr Iwacz
16
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
WYŻSZA BRAMA
NK: Często zapominamy, że edukacja teatralna to nie tylko zabawa, czy przypadkowy wyjazd do teatru z klasą, ale ciężka i długofalowa praca. Jak dotąd nie znalazło się na nią zbyt wiele miejsca w szkolnej podstawie programowej. Gdzie upatrujesz przyczyny takiego stanu rzeczy? I czy widzisz możliwość zmiany myślenia o edukacji teatralnej w polskiej szkole? BS: W szkole na teatr nie ma zbyt wiele miejsca. Najczęściej sprowadza się go do „teatralizowanych” uroczystości szkolnych lub wynika on z lepiej lub gorzej realizowanych projektów finansowanych przez różne agendy. Często jest tylko zabawą, bywa zdawkowy, łatwy i banalny. To oczywiście nie jest wina nauczycieli, tylko ogólnego braku szacunku do poważnej teatralnej pracy z dziećmi czy młodzieżą. Braku zrozumienia dla materii rzeczy. Kiedyś byłem świadkiem niezwykłej sytuacji, kiedy to pewna wybitna pedagog teatru dziecięcego w Polsce, podczas omawiania spektaklu na Festiwalu Teatrów Dziecięcych, zwróciła się podniesionym głosem do realizującej go nauczycielki (nie było przy tym na szczęście dzieci): Czy pani wie, co pani zrobiła? Przedstawienie ? – odpowiedziała tamta Nie. Pani zamordowała w tych dzieciach teatr! - stwierdziła pani Ewa. Nauczycielka rozpłakała się rzewnymi łzami. Byłem zły i zażenowany tą sytuacją. W myślach mówiłem sobie: „Przecież trzeba było jakoś spokojniej, delikatniej wyjaśnić tej pani, co się stało. Przecież to tylko dziecięcy spektakl”. Sam w tym momencie złapałem się na myśleniu, że to TYLKO dziecięcy teatr. Teraz myślę, że reakcja tej pani była co prawda traumatyczna dla nauczycielki, ale porządkująca świadomość odpowiedzialności wobec wychowania dziecka w kulturze i sztuce. Nie ma bowiem żadnej różnicy pomiędzy twórczą odpowiedzialnością za teatr realizowany przez Krzysztofa Warlikowskiego w Warszawie i przez panią X w drugiej klasie gimnazjum w miejscowości Y. Oczywiście, inne są środki, okoliczności, realizatorzy humanistycznej idei teatru, ale zasady są te same. Ta sama jest odpowiedzialność. NK: Sam od wielu lat zajmujesz się edukacją teatralną dzieci i młodzieży z bardzo różnych środowisk. Jakie korzyści czerpie młody człowiek, niejednokrotnie stykający się z teatrem po raz pierwszy w życiu, z Waszej wspólnej pracy? BS: Mógłbym tu dużo wypowiedzieć mądrych myśli na temat owych korzyści, ale wymienię konkretne przypadki „korzyści”. Ja nie do końca wiem, jak to się dzieje, ale moc sprawcza teatru bywa ogromna. Oto dziewczyna z ograni-
czeniami natury intelektualnej, po zaangażowanym udziale w pracy teatralnej, zaczyna mieć dojrzałe myślowo reakcje, zaczyna mieć równoprawne relacje z rówieśnikami, zyskuje szacunek kolegów i koleżanek, zmienia się jej sytuacja w grupie rówieśniczej. Dziewczynka, która ma kłopoty z mówieniem, zamknięta w sobie na skutek wady wymowy, po roku, dwóch, staje się liderem grupy, który prawie pozbył się wady wymowy i głośno się komunikuje. To ma swoje wielorakie konsekwencje. Chłopak, który ma nerwicę, słynne „ADHD”, na którym wszyscy „psy wieszali” , teraz jest najbardziej kreatywny w grupie, zdyscyplinowany, daje jej swoją energię, pokazuje, że nikogo nie można przekreślać. Inny chłopak, który nie umie grać w piłkę, nawet normalnie biegać, chodzi zgarbiony i schowany w sobie, po kilku latach teatralnej pracy staje się sprawnym, organicznie poruszającym się młodzieńcem atrakcyjnym dla dziewczyn i konkurencyjnym wobec chłopaków. Dziecko pokonując, przekraczając swoje wewnętrzne granice i ograniczenia, staje się innym człowiekiem. Taka transformacja w warunkach domowych czy szkolnych jest często niemożliwa. Tak, twórczość bywa też rodzajem terapii. NK: Czasami odwołujesz się do dziecięcego teatrzyku kukiełkowego „Skrzatki Cieszyńskie”, który działał w Cieszynie w latach 1946-1975. Prowadzący grupę Jan Cieślar w trudnych powojennych czasach stworzył swoisty fenomen. Dziś powiedzielibyśmy, że był to teatr bardzo społeczny, silnie ukierunkowany na pracę u podstaw. Miałeś okazję rozmawiać z wychowankami Jana Cieślara. Jak po latach wspominają tę współpracę? BS: Jako szansę. Tak wspominają. Jan Cieślar to kolejny, zapomniany cieszyński bohater. „Dom Narodowy” powinien nosić jego imię. Był nauczycielem, wuefistą, grał na akordeonie, śpiewał, pisał teksty, budował z dziećmi lalki i scenografię. Był przyjacielem dzieci, które obdarzał poczuciem szczególnej misji do spełnienia. A dzieci pochodziły z różnych, czasami bardzo biednych i nieszczęśliwych rodzin. W tym teatrze była magiczna atmosfera i ogromna dyscyplina. Bardzo dużo grali, a dzieci, wtedy kiedy to było możliwe, dostawały zawsze jakieś maleńkie honoraria, za które kupowały podręczniki, zeszyty, wszystko, co było potrzebne do nauki, bo w domu się nie przelewało. To był koniec lat 40-tych, początek 50-tych XX wieku. Współcześnie trudno nawet sobie wyobrazić taką sytuację. Właśnie, na tym polegało wychowanie przez teatr Jana Cieślara oparte na całkowitym, wzajemnym szacunku i zaufaniu. Dziękuję za rozmowę.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
17
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
Każdy z nas chce mieszkać w pięknych wnętrzach. Rynek wnętrzarski co rusz oferuje nam nowe rozwiązania. Meble w domu maja być piękne ale i funkcjonalne. Jedni szukają minimalizmu, inni mebli z charakterem a jeszcze inni doceniają stare meble w które można tchnąć
jedno miejsce a tysiące rozwiązań.
nowe życie. W gąszczu propozycji najbardziej kierujemy się jednak ceną. Bywa, że wymarzona szafa czy nawet kuchnia nie jest osiągalna. Wtedy wystarczy znaleźć sposób by niższym kosztem i niewielkim nakładem własnej pracy zrealizować swoje marzenie. W tym może pomóc firma Sonea. Wprowadzi każdego w sposób dostępny w świat dizajnu, obowiązujących trendów oraz nowości. „Wszystko do mebli” to nie jest magiczny świat otwarty tylko dla rzemieślników. Klient indywi-
T YL
dualny może dotknąć tego świata, tych różnorakich materiałów, z których można wykreować swoje ory-
RYGINALNOŚĆ
ginalne otoczenie. Sonea współpracuje z największymi producentami w branży, posiada w ofercie produk-
IEBANALNOŚĆ
ty włoskich dizajnerów, a także produkty na każdą kieszeń. W jednym miejscu można znaleźć ponad setkę
K SPRESJA
kolorów płyt meblowych, olbrzymi wachlarz kolorystyczny blatów kuchennych, niezliczoną ilość modeli
WANGARDA 18
uchwytów od tych oryginalnych ekskluzywnych po proste w formie i dostępne cenowo dla każdego.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
Firma Sonea to już 15 lat tradycji obecności na szeroko rozumianym Śląsku Cieszyńskim. Na początku firma działała pod nazwą Soma 4 i zajmowała się głównie obsługą zakładów stolarskich oraz zaopatrzeniem w półprodukty meblarskie, a także świadczeniem usług. Skala działalności w tamtych czasach była niewielka, lecz już wtedy firma była rozpoznawalna na rynku lokalnym. Znaczący przełom nastąpił w roku 2008 kiedy to firma zmieniła właściciela, nazwę oraz siedzibę jednocześnie. Od tego momentu zaczęła funkcjonować przy ulicy Hajduka 2, jako firma Sonea Sp. z o.o. Biorąc pod uwagę, iż nowym właścicielem została osoba działająca od wielu lat w branży wnętrzarskiej oraz szeroko rozumianej branży półproduktów dla meblarstwa nastąpił dynamiczny rozwój firmy oraz zwiększyło się jej znaczenie na Rynku Śląska Cieszyńskiego i nie tylko. Firma zaczęła coraz odważniej wychodzić poza dotychczasowe obszary, obecnie posiada odbiorców na terenie całego kraju, a także poza jego granicami np. w Czeskiej Republice, Słowacji, Węgrzech. Również w 2008 roku Sonea zainwestowała duże środki w nowoczesny park maszynowy, co pozwoliło wykonywać usługi obróbki materiałów drewnopochodnych na najwyższym poziomie. Nastąpił dynamiczny rozwój. 1300 m2 powierzchni magazynowo-sklepowej pozwoliło na poszerzenie asortymentu o wiele nowych produktów, oraz znaczne powiększenie dostępnej kolorystyki blatów oraz płyt meblowych. Firma zaczęła mocno promować produkty nawiązujące do obowiązujących trendów wnętrzarskich oraz bardziej trafiając również do klientów indywidualnych. Cykliczne akcje promocyjne, coraz bardziej dojrzała oraz perfekcyjnie przeszkolona kadra, zaczęły procentować coraz większym gronem zadowolonych klientów. Dynamiczny rozwój, ponadprzeciętne wyniki sprzedażowe oraz zaangażowanie tak właścicieli, jak i całej kadry zaowocowało przyznaniem w roku 2010 oraz 2014 prestiżowej nagrody Gazeli Biznesu.
– „Wyróżnienie natchnęło nas jako firmę do jeszcze większego wysiłku celem udoskonalania obsługi klienta indywidualnego. Dużo ciepłych słów należy się niewątpliwie kadrze firmy, wszystko to ludzie z długim stażem i co należy podkreślić z dużym doświadczeniem oraz zaangażowaniem. Wszystko to osoby, które w mocny sposób identyfikują się z firmą i zawsze z kompetencją najwyższych lotów oraz ciepłym podejściem traktują wszystkich klientów.” - mówi prezes Ryszard Zdunek
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
19
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
Firma Sonea otrzymała również certyfikat Rzetelnej Firmy. Otrzymują go przedsiębiorstwa, które w sposób prawidłowy i terminowy regulują swoje zobowiązania względem dostawców, urzędów oraz innych podmiotów. Dzięki dynamicznemu rozwojowi ciągle powiększa się kadra pracowników. Przyszedł jednak nieoczekiwany zwrot w historii firmy. Na początku roku 2017 miasto Cieszyn otrzymało dotację na przebudowę węzła komunikacyjnego wraz z placem przesiadkowym od ul. Bielskiej do ul. Hajduka, co wiąże cię z wyburzeniem obecnie zajmowanych przez firmę budynków. Przez krótką chwilę istnienie Sonei stanęło pod znakiem zapytania. Tak duża firma potrzebuje na swoją działalność dużych powierzchni magazynowych.
Firma Sonea będzie znajdowała się przy ul. Kościuszki 33 tereny starej cegielni (vis a vis Merkury Marketu). Finalnie powstaną 2 obiekty o łącznej powierzchni około 1500-1600 m2 powierzchni usługowo-handlowej. Duże wygodne parkingi, dizajnerskie przestrzenie, czytelne ekspozytory, nastąpi również poszerzenie asortymentu. Z myślą o klientach indywidualnych zaplanowano inwestycję w najnowocześniejszy na południu Polski park maszynowy tak aby usługi dla klientów były wykonywane na najwyższym europejskim poziomie.
www.sonea.pl tel/fax: +48 33 8514 134 +48 604 597 893 e-mail: sonea@sonea.pl 20
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Gdo sie za swój jynzyk wstydzi takim niech sie każdy brzidzi
SZPACYRKYM PO CIESZYNIE
Stary Targ
Po cimoku Fryderyk Dral Dzisio podziwómy sie na auslage i na dwiyrze w chałupie na Głymboki nomero 45, kiere sóm tak czymsi oblepióne,że nic do postrzodka nie widać. Na sztrómie na zicher nie zaszprujóm, bo przeca nie siedzóm tam po cimoku, ale isto przi rożniónym świetle. Jak tak bliżyj ku nim podyndymy, to uwidzymy, że je to biuro, kiere doradzi nóm jako i kiedy pojechać na orlap. Widać, że tustelocy zbogatli i jeżdżóm kaj sie yno do i też tymu to biuro robi aże s szejścióma inszymi kszeftami do kupy, kiere poradzóm nas posłać kaj yno mómy chynć. Rajzować po świecie dzisio każdy może, bo paszporty wszedcy majóm dóma, a dziynka tymu, że uż żodnej szlogi na europejskich cestach ni ma, to jak naburzymy bynziny do baku w Cieszynie to stanymy dziepro aże kansi w Paryżu. Posunióni w rokach tustelocy isto eszcze pamiyntajóm jak na mostach w Cieszynie trzeja było
stoć aji pore godzin, coby być puszczonym do braci Czechów. Kiejsi yno na przepustke szło wartko sie dostać na Czechy przez tyn mały mostek wedla „Juweni”, bo moc nie było tych ludzi, co mieli w kapsie taki powolyni. Dwiyrze dalij je kszeft, kiery isto też kszefci oblyczkóm, ale na to mogymy yno prziś, jak zoglóndnymy za jejich auslage. Wisi tam oblyczka na babskich manekinach, kiere majom jakisikej skośne łoczy, a jedna mo aji przeciepanóm przez ramie żółtóm taszke. Tyn kszeft mianuje sie „OKY DOKY”, ale jako to przełożyć na polski tego dobrze ani żodyn słownik nie wiy i koże nóm se wybrać aże trzi możności. Na Głymboki je to isto yno jedyn taki kszeft, kiery nimo ani słowa po polsku napisane za auslagóm, a przi rónczce kiero prziszrubowano je do dwiyrzi pisze po angielsku „pusch”.
Tóż miyjcie sie wszedcy dobrze i podkómy sie zaś za miesiónc
SŁOWNICZEK:
foto: Fryderyk Dral
podziwómy-popatrzymy, auslaga-wystawa, dwiyrze-drzwi, sztróm-prąd, zaszporować-zaoszczędzić, rożnióny-zapalony, kansi-gdzieś, kaj-gdzie, kszeft-sklep, rajzować-podróżować, szloga-zapora, naburzić-napełnić, kiejsi-kiedyś, wedla-obok, kapsa-kieszeń, auslaga-wystawa, taszka-torba, TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
21
MIJANKA NA RYNKU
Most Przyjaźni - konkurs na zagospodarowanie przestrzeni Dominika Rychły
24 lutego ogłoszone zostały wyniki konkursu na zagospodarowanie terenów sąsiadujących z Mostem Przyjaźni w Cieszynie. Nie było wątpliwości, co do przyznania pierwszej nagrody. Zwyciężczyni otrzyma nagrodę w wysokości 15 000 zł, a jest nią Grażyna Kołder. Jednak pojawił się głos, który sprzeciwia się wynikom konkusu.
foto: Dominika Rychły
Do komisji napłynęło osiem projektów. Prace oceniane były według numeru. Jury nie wiedziało czyją pracę oceniają. Dopiero po napisaniu uzasadnienia mogli zobaczyć kto jest jej autorem. Nagrody otrzymały również prace, które zajęły drugie i trzecie miejsce, co jest rekompensatą za poświęcony czas i zaangażowanie. Co wyróżniło pracę Grażyny Kołder wśród reszty? Po pierwsze spełniła wszystkie wymagania konkursu. Oddaje w czytelny sposób przyjęte rozwiązania, podkreśla dominatę jaką jest zamek. Wszystko to dzięki oszczędnej formie projektu. Uwzgędnia również zwiększenie dostępności i funkcjonalności nadbrzeży Olzy. Tworzy nową, otwartą przestrzeń publiczną bezpośrednio przy ulicy Zamkowej. W ciekawy sposób aranżuje przestrzeń w okolicach mostu. Łączy w sposób łagodny poziom ulicy Zamkowej z poziomem Alei Piastowskiej. W ostatnim czasie ten temat wzbudza wiele kontrowersji ponieważ jeden z uczestników konkursu nie zgadza się z jego wynikami.
22
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
–Uzasadnienie wyboru prac jest opracowane niefachowo, nierzetelnie i nieprawdziwie. Zaskakującą jest jego lakoniczna forma, która nie odpowiada standardom Konkursów architektonicznych w krajach europejskich (brak oceny poszczególnych zagadnień składowych prac, odniesienia do rozwiązań w poszczególnych strefach zadanych przez Organizatora, brak rozstrzygnięć i uzasadnienia dot. układu komunikacyjnego itp.) – mówi Karel Cieślar, zdobywca drugiego miejsca Zaznacza również, że nie można odebrać nagrody za brak potwierdzenia kwalifikacji zawodowych po ogłoszeniu wyników i odtajnieniu prac, jak było to w przypadku pracy oznaczonej nr 7, która uplasowała się na 3 miejscu. Sekretarz Zespołu powinna była poinformować o nieobecności jednego z architektów na stronach Miasta przed rozpoczęciem prac Zespołu, ewentualnie uzupełnić skład o osobę niezależną w zamian za członka nie-
MIJANKA NA RYNKU
obecnego. Według pana Karela wiele do życzenia pozostawia sposób prezentacji prac, która była chaotyczna, a czas dzielący od początku prac Zespołu do ogłoszenia wyników był rażąco niewystarczający. Radni Miasta Cieszyna na ostatniej sesji mieli okazję przyjrzeć się projektom, które zajęły pierwsze i drugie miejsce. Nie mieli oni wpływu na wyniki konkursu i dowiedzieli się o nich dopiero po oficjalnym rozstrzygnięciu, które miało miejsce na konferencji prasowej 24 lutego 2017 roku. W związku z tym Przewodnicząca Rady Miasta, Gabriela Staszkiewicz postanowiła zaprosić na sesję zdobywców dwóch pierwszych miejsc. Goście mogli szerzej opowiedzieć o projektach i przedstawić swoje racje dotyczące zaistniałego zamieszania. Jako pierwsza głos zabrała Grażyna Kołder, zwycieżczyni konkursu –Moje założenia opierały się na tym, żeby odsłonić widok na rzekę Olzę od strony miasta. Jedynie forma małego obiektu to umożliwia. Cała idea projektu skupia się wokół zaprezentowania wiekowej historii Cieszyna. Nawiązuje do bulwaru - miejsca spaceru i odpoczynku, który stał przy moście zanim został zniszczony. Przestrzeń zaprojektowana przez Grażynę Kołder składa się z trzech części: dużego tarasu z ogródkiem letnim, plaży oraz naturalnego zielonego terenu. Ten projekt ma dać miastu miejsce odpoczynku i relaksu, takie w którym można się zatrzymać na chwilę. Zwraca uwagę na to, że nie warto się śpieszyć.
foto: Dominika Rychły
–Strartując w konkursie trzeba założyć również to, że można nie wygrać. Ja to zrobiłam. Jest mi niezmiernie miło, że zwyciężyłam. To pierwszy konkurs, którym byłam najlepsza. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to takie stresujące. Spotkałam się z takimi opiniami, że ten projekt jest nieciekawy, może za tani. Zastanawiam się czy tylko, to co dużo kosztuje zasługuje na wysoką ocenę, czy ważniejsze są inne wartości jakie niesie za sobą projekt. – dodaje zwyciężczyni. Następnie głos zabrał Karel Cieślar wraz z żoną i całym zespołem –Celem koncepcji było ożywienie terenu poprzez wykreowanie przestrzeni wielofunkcyjnej, integrującej społoczeństwo oraz stanowiącej wizytówkę miasta. Kreuje przestrzeń przyjazną mieszkańcom obydwu części miasta. Według zdobywców drugiego miejsca, wjeżdzając do Polski cała perspektywa Wzgórza Zamkowego powinna być odsłonięta. Drugie piętro budynku przy Zamkowej 1 zostaje zburzone do poziomu mostu i chodników. Do wykorzystania pozostaje pierwsze piętro. Budynek stanowi naturalną ścianę przeciwpowodziową. Zaproponowana została różnież odbudowa muru obronnego, po którym zostanie poprowadzona ścieżka rowerowa. Innym rozwiązaniem jest przywrócenie dwustronnego ruchu przez most oraz zmiana ruchu na ulicy Przykopa. Co ciekawe grupa zaproponowała, aby na most powrócił tramwaj w formie kawiarni. Temat zagospodarowania przestrzeni w okół Mostu Przyjaźni pojawi się w następnym numerze.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
23
MIJANKA NA RYNKU
Dzieci proszą o ciszę i spokój Dominikia Rychły
Hałas jest dużym problemem mieszkańców Górnego Boru w Skoczowie. Utrudnia on życie, naukę i zabawę na osiedlu. Powodem jest droga szybkiego ruchu oddalona tylko o około 300 metrów od najbliższych bloków. Dlatego w tym miejscu powinny znaleźć się ekrany akustyczne. Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad już w przeszłości obiecywała budowę ekranów jednak nie doszło to do skutku. Teraz mieszkańcy, głównie dzieci mają inny, nietuzinkowy pomysł aby zwrócić uwagę na ten problem. Dzieci mieszkające na osiedlu Górny Bór namalowały około 180 prac plastycznych, na których widać ich miejsce zamieszkania, drogę szybkiego ruchu i upragnione ekrany akustyczne. Celem akcji jest wybudowanie ekranów na długości 621m wzdłuż drogi S52. W jego osiągnięciu ma pomóc mnóstwo listów wysłanych miedzy innymi do Pani Premier Beaty Szydło, Pana Ministra Infrastruktury i Budownictwa Andrzeja Adamczyka, Generalnego Dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad Pana Krzysztofa Kondraciuka, Pana Marszałka Wojciecha Saługi, czy Pana Wojewody Jarosława Wieczorka. Warto zaznaczyć, że organizatorami akcji są same dzieci, a ich koordynatorem Tomasz Pszczółka, sołtys miejski oraz Przewodniczący Rady Osiedla Górny Bór. Akcję wspiera również burmistrz Skoczowa Mirosław Sitko.
kazana do Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, ponieważ Pani Premier nie prowadzi osobistej korespondencji z obywatelami. Słowa wsparcia nadeszły jednak z kancelarii Pana Posła Stanisława Szwedy. Do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad zaapelowali między innymi Wicemarszałek Stanisław Dąbrowa, czy Dyrektor GDDKiA w Katowicach Michał Mendrok. Nadeszła również oczekiwana odpowiedź z Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, które informuje, że dokumentacja dotycząca ekranów w Skoczowie została wykonana już w 2011 roku, jednak z powodu zmiany przepisów oraz upływu czasu wymagana jest jej aktualizacja, na co otrzymano już środki. Kolejnym etapem będą starania o pozyskanie finansów na realizację tego zadania w bieżącym roku.
foto: Skoczów Rada Osiedla Górny Bór
foto: Skoczów Rada Osiedla Górny Bór
Początkiem lutego do Tomasza Pszczółki dotarł list z kancelarii Pani Premier, z którego wynika, że sprawa została prze-
24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
— Temat ekranów pojawił się już kilka lat temu. Ostatnia akcja zrodziła spore zainteresowanie wśród dzieci. Otrzymaliśmy około 180 prac. Z odpowiedzi, które dostaliśmy od różnych instytucji wynika, że pomiary zostaną odnowione. Myślę, że jest duża szansa na to, że nasza akcja zakończy się sukcesem — mówi sołtys miejski oraz Przewodniczący Rady Osiedla Górny Bór, Tomasz Pszczółka.
MIJANKA NA RYNKU
Narodowe ścinanie drzew – narodowa zagłada pszczół Urszula Markowska
„Pszczoła jest podstawą życia na Ziemi, a gdy nie ma pszczół nie ma też pożywienia dla człowieka. Jeżeli wyginą pszczoły, ludzkość przeżyje jeszcze cztery lata.” -Albert Einstein Tyle mówi się o bioróżnorodności, zalesieniach, pasach zadrzewień i zakrzaczeń śródpolnych a teraz jedną ustawą spowodowano, że bez wątpienia na niektórych terenach rolniczych (i nie tylko) znikną ostatnie drzewa na miedzach, rowach i przy drogach. Będziemy mieli piękne krajobrazy bez jednego chwasta, krzaczka i drzewka... W całym kraju mieszkańcy odkrywają, że znikły drzewa rosnące od niepamiętnych czasów. Bywa, że drzewa wycinane są bez konkretnego powodu. Na zasadzie: co nie jest zabronione, jest dozwolone. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
25
MIJANKA NA RYNKU
Powód tej ogólnopolskiej rąbanki?
Wyginięcie pszczół to nie tylko brak miodu.
Zgodnie z ustawą firmowaną przez ministra środowiska Jana Szyszkę od 1 stycznia drzewa i krzewy na prywatnym terenie można wycinać bez nadzoru i konsekwencji (jeśli nie są pomnikami przyrody). Nawet stare i – przede wszystkim – zdrowe drzewa. Ludzie wycinają te, które wcześniej im przeszkadzały, bo np. trzeba było sprzątać liście.
Pszczoły są obecne w życiu człowieka od tysięcy lat. W mitologiach kultur basenu Morza Śródziemnego utożsamiano je z bogami i boginiami. Królowie Egiptu nosili przydomki związane z pszczołami, a w wierzeniach sumeryjskich bogini zbóż Asznan przedstawiana była jako pszczoła przynosząca urodzaj. Miód był symbolem bogactwa i dostatku zarówno w starożytności, jak i w czasach nowożytnych. Jednak produkcja miodu to tylko jedno z wielu pożytecznych zadań pszczoły miodnej. Pszczoły odpowiadają głównie za zapylanie roślin jadalnych, w tym warzyw i owoców, które są ważnym elementem pożywienia zarówno ludzi, jak i zwierząt. Już w starożytnej Grecji budowano ule przenośne, aby móc stawiać je tam, gdzie akurat kwitła roślinność. Wszystko po to, aby móc pozyskać najcenniejszy składnik produkowany przez pszczoły, czyli miód. Przez wieki był on podstawowym środkiem słodzącym. Wielcy uczeni, m.in. Hipokrates, odkryli jego właściwości lecznicze i bakteriobójcze. Szereg kosmetyków również bazowało na tym cennym składniku. Miał on dodawać urody i spowalniać proces starzenia. Z produkcji miodu słynęła również dawna Polska, szczególnie znana z produkcji alkoholizowanych miodów pitnych. Naturalnym środowiskiem pszczoły miodnej w Polsce pierwotnie były lasy. Pszczoły zapylały rośliny występujące w tym środowisku, podtrzymując bioróżnorodność i zapewniając stabilność ekosystemu. Wraz z powstawaniem terenów uprawnych pszczoły zaczęły się przystosowywać do nowych środowisk lub były udomawiane przez bartników. Miód nadal jest głównym składnikiem pozyskiwanym od pszczół. Do tego dochodzą jeszcze inne produkty wykorzystywane obecnie w przemyśle spożywczym, kosmetycznym i farmaceutycznym, takie jak: pyłek kwiatowy, propolis, mleczko pszczele czy wosk pszczeli. Jednak od pszczół zależy znacznie więcej - produkcja miodu to tylko część ich ciężkiej pracy. Szacuje się, że 1/3 żywności powstaje dzięki zapylaniu roślin właśnie przez te owady - głównie warzyw, owoców i kwiatów łąkowych, które są ważnym elementem pożywienia zwierząt i ludzi. Prognozy mówią, że w przyszłości, która rysuje się w dość czarnych barwach, jeśli pszczoły nadal będą ginąć masowo, jeden teren będą zapylać pszczoły sprowadzane z całego kraju. Pozostanie jeszcze ,możliwość zapylania kwiatów ręcznie za pomocą pędzelków. Wydaje się nieprawdopodobne a jednak możliwe. To, co możemy teraz zrobić to chronić pszczoły. Zakładać przydomowe ogródki sadząc w nich drzewa owocowe i kwiaty. Ale przede wszystkim nie wycinać drzew. To ,że ktoś dał możliwość wycinania drzew nie oznacza, że musimy z tej możliwości skorzystać. Chroniąc pszczoły chronimy przyszłość swoją i swoich dzieci.
Głupie prawo połączone z kombinatorstwem suwerena skutkuje tym, że wszyscy tną na potęgę. W kolejnych miejscach naszych miast i gmin widzimy gołe pnie. A także zacierającego rączki właściciela działki, który już myśli, za ile opchnie ziemię deweloperowi. O dobru wspólnym nikt nie myśli, bo wiadomo - liczy się kasa. W całym tym „drewnianym” zamieszaniu głos podnoszą teraz pszczelarze. Boją się o swoje pasieki. Wycinane na potęgę są miododajne drzewa tj. lipy czy akacje. Wiele gatunków lip od momentu zakiełkowania do pierwszego kwitnienia musi przeżyć około 20 lat. W przypadku akacji czas jest krótszy o kilka lat. Szybko znikają również przydrożne dzikie drzewa owocowe. Każda rodzina pszczela na własne potrzeby zużywa w ciągu całego roku 90 kg miodu i 30 kg pyłku.
foto: Fryderyk Dral
26
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Urzazać stróm każdy poradzi Fryderyk Dral Dzisio bydzie ło strómach, strómkach i chrostach, kiere na wiosnem mojóm kwici. Nejprzód jednakowóż jak to kwici miyndzy liściami sie pokorze to taki strómek abo chrost musi ze ziymi ku słóńcu na wyrch sie przeciś. Nikiere strómy potrzebujóm na to pore roków, a inksze aji tego majóm mało. Coby jednak to zorko na ziym spadło, to po tym kwiciu musi nejprzód podrepsić pszczoła, kiero go zapyli, a przi tym pozbiyro ś nich taki żółty prószek. Ś niego jak mało gdo wiy zrobi w ulu moc przidajnych wiecy, kiere po tym ludzie im zbieróm, a do ula wcisnóm bioły cukier kupióny w Biedrónce, abo we Kauflandzie. Jako sie to ludzióm podarziło ty pszczoły telkowne roki cyganić tego nie wiym, ale dziynka tymu to jakosi funguje i ludzie fórt majóm dóma we szpajskach pszczeli miód. Gorzij bydzie jak uż zustanóm wyr-znióne wszecki stromy i chrosty, a kwiotków po kierych ty pszczoły drepsiły naroz chybi. Nie wiym gdo se to tak rozmyślo, że rzazani strómów undzie mu na sucho i żodnego sztrafu nie dostanie,ale musi przeca prziś taki czas co ty urzazane strómki bydóm musieli spadki wrazić do ziymi, a możne i za to, zawróm ich do charesztu. To przeca je jasne, że coby obalić taki wielki stróm trzeja dzisio mieć yno piłe na pore minut, a coby spadki taki stróm urosnył trzeja doczkać niejmiynij pińdzisiónt roków. Rozchodzi sie też ło to, że moc stromów jak urośnie dejmy na to taki smreki, buki, jedle abo brzimy łogryzane sóm przez mszyce, kiere jak sóm najedzóne majóm za nic chodzyni do haźla. Skyrs tego lynistwa całe strómy sóm obesrane jejich słodkimi bobkami, kiere to po tym wylizujóm nasze pszczoły. Jako łóne prziszły na to, coby nieskorzij s tego robić miód spadziowy tego nie wiym, ale na zicher wiedzóm, że je łón nejlepszy na rozmjte boleści, a gdo je nimocny i se go pojy to na zicher przidzie ku zdrowiu. Skyrs tego lepszyj je fórt sadzić nowe strómy raczyj kapke dalij łod cesty, coby młodzi szoferzi mieli plac sie pokulać prziwieziónymi ze zachodu swojimi autami, a pszczoły miały dycki pewny kust. A w zogródkach trzeja sadzić yno nasze jabłónki, trześnie, śliwki i gruszki, bo łone majóm każdóm wiosnem pełno kwicio na kiere dobrze wyspane całóm zimem pszczoły uż czakajóm. Dobrze by też było wyoślić tustelokóm, coby uż poniechali tyn napad sadzynio we swojich zogródkach razmajte tuje, cyprysy i inksze południowe chrosty, bo my sóm przeca w Beskidach i tu majóm być yno smreki, jedle i buczki do kierych uż prziwykły nasze pszczoły.
foto:Fryderyk Dral
ZWROTNICA
Pod wpływem Urszula Markowska
Alkoholizm to częsty problem społeczny, który pojawia się w każdym środowisku bez względu na jego status materialny, stopień wykształcenia, lokalizację, a nawet grupę wiekową. Nałóg ten dotyka zarówno ludzi na wysokich stanowiskach, jak i bezrobotnych, osoby z wieloma dyplomami i te niewykształcone, w środowisku miejskim oraz na wsi. Potępiany przez społeczeństwo, traktowany jest jako wolny wybór osoby uzależnionej i prowadzi do jej kompletnego odrzucenia, izolacji i dalszej degradacji. Leczenie alkoholizmu nie jest proste i wymaga przede wszystkim dobrej woli pacjenta, ale również szeroko rozumianej współpracy osób bliskich.
„Szkoła doświadczenia kosztuje, ale żadna inna nie potrafi lepiej wykształcić człowieka”. Benjamin Franklin
Z Markiem Masalskim spotkałam się w kawiarni. Przywitał mnie bardzo wysoki, szczupły mężczyzna. Moją uwagę przyciągnęła ładna koszula i dobrze skrojona marynarka. Zadbany, uśmiechnięty i przede wszystkim bardzo miły. Zanim spotkałam się z Markiem próbowałam już wcześniej choć w części poznać jego historię. Dowiedziałam się o nim od Mariusza Andrukiewicza ( założyciela Stowa rzyszenia Pomocy Wzajemnej „Być Razem”). Marek walczył z alkoholizmem i udało mu się zacząć nowe życie, choć jak mówi udaje się ciągle na nowo i każdy dzień jest walką.
,,Moja droga rozpoczęła się 15 marca 2002 roku . I moje bycie trzeźwym to jest ciągła walka. Każde rano otwiera życie, które mamy przed sobą. A moje bycie trzeźwym to wciąż proces, który trwa.” 28
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Urodziłem się w Cieszynie i z tym miastem związane było całe moje życie. Wychowałem się w rodzinie inteligenckiej. To mi dało pewną przewagę i zasady, które mi wpojono. Nie dano mi dobrego wykształcenia ale wychowano mnie w kulcie pracy. Ze względu na mój wysoki wzrost szybko traktowano mnie dość poważnie i w wakacje w ostatnich latach szkoły podstawowej już pracowałem w piekarni. Zarobione pieniądze przeznaczałem na kupowanie płyt. To były czasy płyt winylowych. Wydawałem na to każdy grosz, ale dla mnie było to ważne, bo muzyka jest moją wielką pasją. Moi rodzice rozwiedli się a mama dla mnie i siostry nie miała czasu. Autorytetu ojca jednak mi zabrakło. Nie ukończyłem szkoły średniej bo dla mnie była ważniejsza możliwość zarobku. To był początek schodzenia z tej właściwej ścieżki. Już wtedy jako młody chłopak zasmakowałem w trunkach. Nie dopuszczono mnie do klasy maturalnej więc podjąłem pracę. W ogóle za szybko wszedłem
ZWROTNICA
w dorosłość. Ożeniłem się bardzo szybko nie zdając sobie sprawy z odpowiedzialności. Pojawiło się pierwsze dziecko , po czterech latach kolejne. W krótkim czasie urodziło się trzecie. Niestety to już był czas kiedy powoli urywał mi się kontakt z rzeczywistością. Cały tydzień czekałem tylko na sobotę kiedy będzie można pójść do baru. Tam było moje towarzystwo, które nadawało na tej samej fali. To był mój wyimaginowany cudowny świat. Ale jeszcze wtedy pracowałem żeby pomóc utrzymać rodzinę. Moja żona jest pielęgniarką. Jest niezwykłą kobietą, która poradziła sobie sama z wychowaniem dzieci. Zmieniły się czasy a ja miałem swoją firmę handlową, która przynosiła niekontrolowane dochody. Wszystko jednak było suto zakrapiane alkoholem. A ja przegapiłem ten moment kiedy przekroczyłem tą granicę. Już wtedy byłem uzależniony od alkoholu chociaż wtedy tak tego nie widziałem. Mieszkałem poza Cieszynem a złe reakcje żony na sytuację łagodziłem pieniędzmi. W końcu jednak moja żona miała dosyć co jest zrozumiałe. W tym czasie sprzedałem mieszkanie i samochód. Wszystkie pieniądze roztrwoniłem i wciągu dwóch miesięcy stałem się osobą bezdomną. Firmy nie byłem w stanie dopilnować więc też padła. Praktycznie mieszkałem w knajpie. Pojawiła się okazja zarobku na przemycie alkoholu z Czech. Utrzymywałem się z tego osiem lat. Towarzyszyło temu picie ogromnych ilości alkoholu. Doszedłem do momentu kiedy potrzebowałem litr wódki na noc. Dwa razy dziennie byłem pijany do utraty świadomości. Z kolegami wynajmowałem mieszkanie co w sensie mojej bezdomności bardzo mi pomogło. Udało mi się uniknąć ulicy. Moje życie w Cieszynie zawęziło się do bywania w okolicach granicy. Uświadomiłem sobie pewnego dnia, że przez trzy lata nie byłem na rynku. Powoli przychodził moment zastanowienia. Moje zdrowie było w coraz gorszym stanie. Odporność na alkohol spadała. Myślałem o tym by przestać pić. Miałem jednak o trzeźwieniu bardzo mylne pojęcie. Wydawało mi się, że jak przestanę to nagle zacznie mnie kochać rodzina, że od razu znajdę pracę i będę normalnie funkcjonować w społeczeństwie. To był czas kiedy mój organizm nie dawał już rady a ja nie potrafiłem przestać pić. Pewnego dnia moja siostra zaprowadziła mnie do oddziału Opieki Społecznej na ul. Srebrnej. Był środek lata a ja ubrany byłem w zimową kurtkę przewiązaną sznurkiem bo wiecznie było mi zimno. Trzy lata nie byłem u fryzjera. Wyglądałem strasznie. Siostra wepchnęła mnie do środka i zatrzasnęła drzwi. Siedział tam Mariusz Andrukiewicz. Po kilku minutach ciszy zaczął ze mną rozma-
wiać. Dał mi adres ośrodka odwykowego w Katowicach. Myślałem wtedy, że tego nie potrzebuję. Sama rozmowa z Mariuszem już była odwykiem. Ale po wyjściu stamtąd musiałem się napić. Potraktowałem Mariusza jak osobę, która w ogóle nic nie wie i nie ma żadnego doświadczenia. Jednak pojechałem do tych Katowic tylko, że o tym miejscu miałem zupełnie inne wyobrażenie. Kazano mi przynieść zaświadczenia o stanie mojego zdrowia, skierowano mnie na mitingi AA i kazano czekać na swoją kolejkę do przyjęcia. Wydawało mi się, że sam wyjazd do Katowic jest formą leczenia.. Nagle okazało się, że przez te lata zmienił się cały system opieki zdrowotnej. Nie umiałem się w tym odnaleźć i nie umiałem też zahamować picia. Znalazłem się wtedy w szpitalu z powodu gruźlicy. Leżałem tam trzy miesiące. Jednak to nie był czas w trzeźwości, bo koledzy donosili mi wódkę. Pobyt w szpitalu wykorzystałem na czytanie. Wypuszczono mnie ze szpitala z nadzieją, że będę się leczyć, bo wyjście z tej choroby to długi proces. Jednak pijąc nadal było to trudne. Pojawiły się problemy z alimentami, przyznano mi kuratora, o Katowicach zapomniałem a Mariusza Andrukiewicza starałem się w Cieszynie unikać. Robiliśmy z kolegami pijackie maratony. Sprawdzaliśmy ile jesteśmy w stanie wypić. Zabraliśmy 80 litrów wódki i piliśmy dopóki się nie skończyła. Nie wiedzieliśmy jaki jest dzień tygodnia. Nie byliśmy w stanie tego przerwać. Odtruwałem się mlekiem, rosołem. Teraz jak o tym myślę jestem przerażony. To było jakieś piekło. Miałem omamy słuchowe i wzrokowe. Przyszedł moment, kiedy trzeba było znów zacząć zarabiać. Przemyt przynosił duże pieniądze i kolejną sposobność do picia. Byłem już wyczerpany fizycznie i psychicznie. Dojrzewała we mnie kilka miesięcy myśl o pójściu do Domu Na Błogockiej. Spotkałem kilku znajomych, którzy byli w tym domu. Poszedłem tam z zamysłem, że dam się nawet przykuć do kaloryfera i przestanę pić. Imponowali mi Ci koledzy, którzy porzucili picie. Też tak chciałem. Przyszedłem na spotkanie, na którym decydowano o moim pobycie w tym miejscu. Nie spodziewałem się tylko, że o moim losie będzie decydował Mariusz Andrukiewicz, którego unikałem. A on zapytał mnie tylko -”zostajesz z nami?”. Zostałem… Na początku znów musiałem pójść do szpitala bo moja gruźlica była niedoleczona. Spędziłem w szpitalu 7 miesięcy. Po wyjściu ze szpitala wróciłem na Błogocką. Powoli zacząłem przystosowywać się do nie picia. Poznawałem się ze swoją chorobą alkoholową i zaczynałem nazywać to po imieniu. Bardzo
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
29
ZWROTNICA
pomagała mi siostra i tata, bo nagle okazało się, że jestem bez środków do życia a ciągle pojawiały się problemy ze zdrowiem. Ludzie którzy mnie otaczali wkładali ogrom pracy w to by mi pomóc, by się udało( nie jestem w stanie ich wszystkich wymienić). Uczyłem się na nowo życia. Żyłem dzięki tym ludziom i z ich pomocy. Wszystko co dobrze mi służyło było w tamtym domu ale wyjście do ludzi było związane ze strachem. Nagle okazało się, że nie mam kolegów. Pojawiali się obok tylko gdy potrzebowali papierosa albo zabrakło im na wódkę. Bałem się namawiania mnie do picia. Sporo lęków musiałem pokonać. Dostałem orzeczenie o niepełnosprawności i nawet pierwszą pracę. Uczyło mnie to na nowo systematyczności i odpowiedzialności. Poszedłem na kurs przedsiębiorczości. Po pięciu latach trzeźwości zacząłem prace w Czechach. Relacje w pracy w tym kraju to zupełnie inny świat niż ten, który pamiętam w Polsce. Przez kryzys gospodarczy jednak musiałem wrócić do domu na Błogockiej. Z czasem pojawiła się kolejna pomoc i praca w Czechach
z której skorzystałem. Dzisiaj mieszkam blisko Pragi. Spełniam powoli swoje marzenia. Dużo czytam, słucham płyt. Każdego dnia chcę być trzeźwy. Na to, że mogę być w tym miejscu złożyła się ciężka praca ludzi. Dzięki nim dzisiaj żyję. Moje postrzeganie świata jest zupełnie nowe. Moim największym sukcesem w życiu jest to, że zaufałem drugiemu człowiekowi, że pozwoliłem sobie pomóc, że uwierzyłem w dobro ludzi i to ,że świat jest fajny. Minęło 15lat od kiedy jestem trzeźwy i to jest najlepsze 15 lat mojego życia. Wobec tego miejsca i tych ludzi mam olbrzymi dług.” Rozmowa z Markiem nie należała do łatwych. Nie zbrakło mokrych chusteczek i nie sposób wszystkiego o czym rozmawialiśmy opisać. Dlatego do historii Marka będę z pewnością chciała wrócić i kontynuować. Jego życie i determinacja jest dowodem na to, że warto o siebie walczyć. Jeśli tylko chcemy zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże odmienić nam nasze życie. Ale ta historia pokazuje jeszcze, jak wielką ważność ma istnienie takich domów jak ten w Cieszynie na Błogockiej.
foto: Archiwum Marka Masalskiego
30
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
PRZYSTANEK CZŁOWIEK
Pasja pani Reginy jedną z form rehabilitacji Iwona Czarniak
Pani Regina Zachurzok jest mieszkanką Drogomyśla. Od 1989 roku choruje na stwardnienie rozsiane. O pani Reginie jej samozaparciu, walce z chorobą oraz jej działalności dowiedziałam się od osób niepełnosprawnych. Dla wielu jest ona wzorem do naśladowania w bitwie o własną sprawność. Obecnie Regina przebywa na rehabilitacji w Szpitalu Śląskim w Cieszynie. Właśnie tam ją odwiedziłam i zadałam jej kilka pytań. Na pytanie, z jakimi trudnościami boryka się chorujący na SM, Regina odpowiedziała: „Ilu SM-owców tyle rodzajów choroby i jej skutków. Rehabilitacja jest jedyną formą walki z tą chorobą” Miałam okazję oglądać wyroby ze skóry, które wykonuje własnoręcznie i tak jak wielu byłam pod wrażeniem tego, co mogłam obrajlować.
Od ilu lat i w jakich okolicznościach zaczęła się twoja przygoda ze skórą? Regina: W roku 2002 na terapii w Gorzycach poznałam podstawy, a później sama rozszerzałam swoją wiedzę. Z tego, co wiem wyroby ze skóry to nie jedyne Twoje zajęcie, czym się jeszcze zajmujesz? R: Maluję farbami akrylowymi oraz techniką ebru (malowanie na wodzie)
Większość ludzi ma jakieś marzenia czy mogłabyś zdradzić naszym czytelnikom, jakie jest twoje marzenie? R: Chciałabym zwiedzić świat. W imieniu swoim i Czytelników dziękuję za rozmowę i podzielenie się informacjami, dzięki którym mogliśmy przybliżyć czytającym nasze pismo Twoją sylwetkę.”
Czy miałaś wystawy swoich prac? R: Tak, a obecnie moje prace można oglądać na wystawie w Drogomyślu. Co możesz powiedzieć na temat swojej działalności w stowarzyszeniu? R: Staram się pomagać koleżankom i kolegom, służę wiedzą, jestem w Zarządzie Głównym Rady Stowarzyszenia chorych na stwardnienie rozsiane w Warszawie. Czy jest coś, co chciałabyś przekazać tym, którzy dopiero zaczynają swoje życie z niepełnosprawnością? R: Nie można się załamywać, tracić ducha, trzeba dużo ćwiczyć, ważne jest dobre samopoczucie.
foto: arch. prywatne
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
31
PRZYSTANEK CZŁOWIEK
Bowling w ciemno Iwona Czarniak Bowling oraz kręgle klasyczne to dyscyplina sportu dostępna nie tylko dla pełnosprawnych. Mogli się o tym przekonać niewidomi i niedowidzący z cieszyńskiego koła PZN. W kręgielni przy ul. Katowickiej odbyło się spotkanie z Markiem Zwolenkiewiczem niewidomym, który uprawia właśnie tą dyscyplinę sportu. Z panem Markiem przyjechała Jolanta Strusz i Marek Halicki, dla których gra w kręgle nie ma tajemnic, a swoją wiedzą i doświadczeniem dzielili się z nami. Każdy chętny mógł spróbować swoich sił i pod okiem fachowców wykonać przynajmniej kilka rzutów.
Żeby przybliżyć czytelnikom tę dyscyplinę zadałam Markowi kilka pytań oto, co mi odpowiedział:
32
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
PRZYSTANEK CZŁOWIEK
Gdzie Pan mieszka i skąd wzięła się Pańska pasja? Od 36 lat mieszkam w Jastrzębiu-Zdroju. Po utracie wzroku i pojawieniu się innych dolegliwości zdrowotnych, postanowiłem zrobić coś dla siebie, coś dla swojego zdrowia. Po namowie koleżanek z Koła Polskiego Związku Niewidomych w Jastrzębiu-Zdroju trafiłem do Klubu Sportowego Niewidomych i Słabowidzących „Karolinka” w Chorzowie. To tam poznałem lepiej dyscyplinę sportu, która dzisiaj jest moją prawdziwą pasją. Od ilu lat uprawia Pan bowling? Jakie są największe Pana osiągnięcia? W bowling gram od 7 lat. W 2010 roku na zawodach w Bielsku-Białej rozpocząłem swoją przygodę z tą dyscypliną sportu, a po czterech latach dostałem się do Kadry Narodowej. Największe moje osiągnięcia przypadają na rok 2016 - to III miejsce na Mistrzostwach Polski, III miejsce na Zawodach Pucharu Polski w konkurencji indywidualnej oraz II miejsce na tych samych zawodach w konkurencji drużynowej. Na czym polega bowling i czy jest trudną dyscypliną? Zasady bowlingu bardzo łatwo pojąć. Chodzi o to, by trafić kulą w piny. Całą resztę robi za nas maszyna, która podlicza punkty, ustawia piny, zwraca kulę na podajnik. Wiele osób myli bowling z kręglami klasycznymi. Obie te dyscypliny są do siebie bardzo podobne, w obu są kule, piny, nawet tory wyglądają podobnie. Są jednak drobne różnice. Do bowlingu używamy dużych kul z dziurami na 3 palce, ważących od 2,5 do 8 kg, natomiast w kręglach klasycznych rzucamy małymi kulami bez dziur, których waga waha się od 1,6 do 2,8 kg. Ustawienie i ilość pinów również są inne - w bowlingu jest ich 10 i ustawia się je w trójkąt wierzchołkiem w stronę grającego, natomiast w kręglach klasycznych piny ustawia się w karo, a jest ich 9. Tory wyglądają bardzo podobnie - ich szerokość sięga metra, a odległość rzucającego od pinów wynosi około 20 m. W bowlingu mamy 10 rzutów z możliwością dobijania, a w kręglach klasycznych - 30 rzutów bez możliwości dobijania.
Osoby niewidome i słabowidzące w oparciu o posiadaną niepełnosprawność kwalifikowane są do trzech kategorii: kategoria B1 oznacza osoby całkowicie niewidome, kategoria B2 - przyznawana jest osobom o mocno ograniczonej ostrości i zawężonym polu widzenia, są to osoby, które widzą, jak rzucił kulę na tor, ale nie są w stanie zobaczyć, które piny się przewróciły, ani odczytać wyniku z tablicy. Do kategorii B3 zalicza się osoby o ograniczonej ostrości widzenia, które borykają się także z zawężeniem pola widzenia, ale w mniejszym stopniu. Takie osoby widzą, jakie piny się przewróciły i co jest napisane na tablicy. Sama gra zawodników niewidomych i słabowidzących nie różni się zbytnio od sposobu uprawiania tego sportu przez osoby pełnosprawne, na co dowodem jest chociażby to, że niektórzy zawodnicy kategorii B2 i B3 grają w ligach osób pełnosprawnych i bardzo dobrze sobie radzą. Drobne różnice wynikają z kategorii, w jakiej występuje zawodnik. Przykładowo, niektórzy zawodnicy kategorii B2 używają specjalnych lornetek, a zawodnicy kategorii B1 ze względu na to, że nie widzą, w którym kierunku mają rzucać kulą, korzystają z barierek, wzdłuż których bierze się rozbieg i wyrzuca kulę. Osoba startująca w kategorii B1 korzysta także z pomocy asystenta, który jest tak naprawdę oczami zawodnika, informuje go, jaka jest punktacja i jakie piny zostały jeszcze do zbicia. Asystentem może być zawodnik B3 lub osoba pełnosprawna. Dziękujemy całej trójce za przyjazd, przybliżenie nam tej dyscypliny oraz dobrą zabawę.
Czym różnią się zwykłe kręgle od tych dla zawodników niewidomych i czy jest duża konkurencja? W Polsce funkcjonuje około 30 klubów sportowych zrzeszających osoby niewidome i słabowidzące, tak, więc konkurencji nie brakuje, również w takiej dyscyplinie jak bowling. Na dowód wystarczy powiedzieć, że w zawodach ogólnopolskich często bierze udział ponad 100 zawodników.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
33
Spotkajmy się w bielskim teatrze Urszula Markowska
Teatr nie kończy się po opuszczeniu kurtyny. On wtedy tak naprawdę się zaczyna. Teatr bielski pomimo tak dużego bogactwa repertuarowego i tylu nagród teatralnych, w Cieszynie i okolicach jest mało promowany. I nie jest to wina teatru ale chyba pewnej hermetyczności Cieszyna. Na deskach cieszyńskiego teatru nie pojawiają się bielskie spektakle. Być może przekonanie o odległości jaka dzieli nas z tym miastem decyduje, że nie pojawia się pomysł zaproszenia bielskich aktorów. Choć widzów na te spektakle z pewnością by nie zabrakło.
–„Przez pierwsze dwa lata swojej dyrekcji próbowałem się kilkakrotnie skontaktować się z dyrektorem Teatru Impresaryjnego w Cieszynie i to mi się nie udało. Nie spotkałem się z chęcią współpracy, a widziałem zawsze duże możliwości. Widzowie z Cieszyna, którzy chcą i tak odwiedzają nasz teatr i to bardzo cieszy.” – podkreśla dyr. Mazurkiewicz Ostatnia premiera spektaklu „DyBBuk” w Teatrze Polskim spotkała się z dobrym odbiorem przez publiczność.
–„Jak na dość trudny i hermetyczny spektakl został przyjęty zadziwiająco dobrze. Jestem pozytywnie zaskoczony tym odbiorem, bo pomimo tej hermetyczności znaczeniowej i symbolicznej doczekujemy się, jak na wielu tytułach i prawie codziennie owacji na stojąco. Tym bardziej ,że przedstawienie jest trudne i wydawałoby się, że nie powinno pobudzać entuzjastycznie szczególnie po trudnych ostatnich scenach a jednak. Jest to więc uznanie dla zespołu, który rzeczywiście zostawia na scenie krew, pot i składa pewną 34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
ofiarę. To wszystko przywraca wiarę w ten żywy teatr. Po premierze, „DyBBuk” dostał już dwa zaproszenia na festiwale teatralne: Konfrontacje Teatralne w Lublinie i Rzeszowskie Spotkania Teatralne. Myślę, że kariera tego spektaklu dopiero się zaczyna.” – podkreśla dyr. Witold Mazurkiewicz
Teatr mimo obecnie panującej mody nie jest teatrem komedii i farsy. Śledząc repertuar teatru można zauważyć jego eklektyczność. Oczywiście od fars i komedii, które również pojawiają się na scenicznych deskach, przez klasykę polską i światową , przez musicale do spektakli takich jak „DyBBuk”. W tym roku teatr przyjął ponad 80 tysięcy widzów. To widzowie nie tylko z Bielska Białej ale z całego Podbeskidzia, Śląska Cieszyńskiego i to widzowie są właścicielami tego teatru.
–„Nie odcinam się od fars i komedii. Uważam, że jest to jeden z trudniejszych gatunków do dobrej realizacji w teatrze. W czerwcu organizuję „FunFest” - Festiwal Fars i Komedii - spektakli, które są pomijane choćby przez Kapitułę Złotych Masek, a wszyscy w teatrach te komedie przecież produkują i nie widzę powodu żeby się tego wstydzić. Tak naprawdę są to lokomotywy finansowe, które pozwalają robić później takie spektakle jak na przykład DyBBuk.” – mówi dyrektor bielskiego teatru.
Po premierze „DyBBuka” pora na kolejny, nowy spektakl. Najbliższa premiera to „Pustostan” Maliny Prześlugi w reżyserii Agaty Puszcz, która reżyserowała spektakl” Humanka”. Trwają również pierwsze próby „Idioty” według Dostojewskiego w reżyserii Janusza Opryńskiego . Premiera tego spektaklu przewidywana jest na 30 września. Po premierze „Idioty” czeka aktorów kolejny trudny temat. Będzie to sztuka „Nasza klasa” Tadeusza Słobodzianka w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Pomimo napiętego czasu repertuarowego uda się z pewnością zmieścić również tytuł musicalowy i komediowy, którego widzowie również oczekują. foto: Natalia Kabanow TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
35
–„Życie od teatru różni się tylko tym, że w życiu nie ma prób generalnych.” – Ewa Nowak
,że dotyka bolesnych spraw, które pewnie każdy z nas zna ze swojego doświadczenia. Ta rodzinna pajęczyna jest trudna do rozplątania. Reżyserowała Pani tutaj już „Humankę”. Czy ocenia Pani bielskiego widza jako wymagającego? AP:- Z moich obserwacji publiczność bielska jest przede wszystkim otwarta. Docenia klasykę, ale też i eksperymenty. I co najważniejsze- jest bardzo liczna, co w innych ośrodkach teatralnych nie jest takie oczywiste. Jeśli pyta mnie pani czy uważam tutejszego widza za wymagającego to odpowiem, że zawsze tak podchodzę do swojego widza. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Kogo zobaczymy w obsadzie Pustostanu? AP:- Na scenie pojawi się: Jagoda Krzywicka, Barbara Guzińska, Oriana Soika, Tomasz Lorek, Piotr Gajos, Jerzy Dziedzic, Mateusz Wojtasiński Oprócz reżyserii teatralnej wiąże Pani swoją przyszłość z filmem? AP:- Bergman, powiedział, „teatr jest jego żoną a film kochanką”, pozwolę sobie go sparafrazować i powiem że teatr jest moim mężem a film kochankiem. Skończyłam szkołę teatralną, później kurs fabularny w Szkole Wajdy. Mam plany zarówno teatralne , jak i filmowe.
Agata Puszcz foto: arch. prywatne O najbliższej premierze spektaklu „Pustostan” udało mi się porozmawiać z reżyserką Agatą Puszcz. Urszula Markowska: O czym będzie ten spektakl? Agata Puszcz:- „Pustostan” to współczesny, rodzinny dramat Maliny Prześlugi. Siódemka bohaterów to kilkupokoleniowa rodzina oraz niespodziewany gość. Dramat rozgrywa się podczas wieczoru wigilijnego. Opowiada o rodzinnych relacjach, braku bliskości i jej rozpaczliwym poszukiwaniu. Z pozoru to rodzina jakich wiele - i jak to często bywa- najbliżsi ludzie mało o sobie wiedzą. W religiach chrześcijańskim wigilia jest czasem oczekiwania na przyjście na świat zbawiciela, dla bohaterów sztuki, którzy z pozoru tradycyjnie podchodzą do tego święta, przewrotnie okazuje się być czasem oczekiwania na Kevina samego w domu. „Chciałbym się obudzić i żeby Was nie było”. To zdanie z kultowego filmu staje się dla nich rodzajem motta. Spektakl będzie dynamiczny czy raczej świątecznie leniwy? AP:- Raczej dynamiczny. Jest to tekst, pozwalający na interpretację przestrzeni miedzy ludźmi. Mam nadzieję, że będzie też momentami komediowy, mimo tego
36
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Co jest trudniejszą pracą? Reżyseria teatralna czy filmowa? AP:- To są zupełnie inne światy. W teatrze dużo większy nacisk kładzie się na pracę z aktorem. Jest więcej prób, więcej niewiadomych na początku pracy. I na dodatek reżyser nigdy nie wie do końca co zobaczy. Zawsze może się wydarzyć coś nieoczekiwanego. Miałam kiedyś sytuację, że przewrócił sie element scenografii i aktorzy musieli sobie z tym poradzić. To było dość zabawne.. Film, jest skończony, zmontowany pod okiem reżysera. Pewne sceny można wmontować zmieniając zupełnie kontekst, nawet bez wiedzy i świadomości aktorów. Dlatego teatr wydaje mi się bardziej aktorki, a film reżyserski. Bez względu na to, czy pracuję przy spektaklu teatralnym czy przy filmie musimy pamiętać po co i dla kogo to robimy. A robimy to przede wszystkim dla widza. Zapraszam na premierę „Pustostanu” na Małą Scenę Teatru Polskiego w Bielsku-Białej już 30 maja.
prezentuje Głęboko skrywane tajemnice... Dominika Rychły
Okładka książki Niny Majewskiej-Brown „Grzech” zapowiada trzymający w napięciu kryminał. Tajemnica, którą ukrywa główna bohaterka naprawdę staje się przedsionkiem piekła, tak jak obiecuje zapowiedź. Powieść rozpoczyna się mocnym akcentem, co tworzy klamrę wraz z przerażającym zakończeniem. Jednak co znajdziemy w środku? Opowieść o kobiecie, która nie potrafi zapomnieć o osobistej tragedii z młodości. Co więcej nie radzi sobie ze zbuntowaną, nastoletnią córką. Cała sytuacja zaczyną ją przerastać. Niespodziewanie odkrywa coś, co może ją doprowadzić do rozwiązania zagadki z przeszłości. Wraz z córką postanawia wyjechać na wakacje do niewielkiej wsi, w której ma odnaleźć prawdę. Na jej nieszczęście znajdzie się w centrum wszystkich niepokojących wydarzeń, narażając tym samym siebie i córkę. Nie będzie to klasyczny kryminał, w którym do końca nie jesteśmy pewni, kto jest sprawcą. Rozwiązanie przyszło mi do głowy dużo wcześniej przed zakończeniem, jednak nie zniechęciło mnie to do poznania dalszych losów bohaterów. Nie mogę nazwać Niny Majewskiej-Brown Polską Camillą Lackberg, tak jak sugeruje to zapowiedź ksiązki. Każda z nich jest niepowtarzalną pisarką. Ich style w budowaniu napięcia, a także wyda-
rzeń końcowych, które są bezwątpienia najważniejszymi momentami w powieści kryminalnej, różnią się od siebie. Jeżeli by patrzeć pod tym kontem „Grzech” nie znajdzie się wśród grona najlepszych kryminałow. Jednak jest to książka, którą mogę gorąco polecić i z pewnością zaliczyć do swoich ulubionych. Dlaczego? Ponieważ jest genialną powieścią obyczajową, która ani na chwilę nie nudzi. Styl jakim posługuje się autorka wciąga czytelnika i otacza go rozgrywającymi się tam wydarzeniami. Wykreowana rzeczywistość sprawia, że czuje się on częścią historii. Każdy z bohaterów ma indywidualny, niepowtarzalny charakter. Ich autentyczność sprawia, że można ich kochać lub nienawidzić. Nawet te poboczne postacie zapadają w pamięć. Koniuszki żyją własnym życiem i rządzą się osobnymi prawami, co przywodzi trochę na myśl Lipce z „Chłopów” Władysłwa Reymonta. Pomimo, że wątek kryminalny jest na drugim planie przez większość powieści, potrafi ona wzbudzać skrajne emocje. Autorka nie oszczędza w słowach, przedstawiając czytelnikowi miejscami język z wieloma wulgaryzmami, bez którego nie było by tak wyrazistych postaci. Jest on potrzebny tak samo jak ten zabawny, czy ironiczny. Na końcu mogę powiedzieć, że pomimo różnych domysłów na temat sprawcy, nie spodziewałam się takiego finału. I kilka razy sprawdzałam czy to aby na pewno już ostatnia strona. Pozostawiło to we mnie uczucie niedosytu. Po tej lekturze nie czuję się jednak zawiedziona. Z chęcią przeczytałabym więcej „Grzechu” jeżeli było by to tylko możliwe. Jako fanka poprzednich powieści Niny i już miłośniczka tej nowej mogę śmiało zachęcić wszystkich do lektury. Z niecierpliwością czekam na więcej. Księgarnia Piastowska BookBook Cieszyn ul. Głęboka 6
Mały Browar a Cieszyn Zanim powstał Browar Zamkowy, w Cieszynie piwo warzyły domy mieszczańskie według ustalonego przez Radę Miasta „porządku piwnego”. W roku 1812 odnotowano 155 browarów mieszczańskich, które miały stosowne pozwolenie na warzenie i wyszynk piwa.
Browar w Cieszynie powstał w 1846 roku, dziesięć lat przed powstaniem browaru w Żywcu. W ubiegłym roku obchodził 170-lecie swojego istnienia i nieprzerwanego żadnym wydarzaniem ciągłego warzenia piwa. Zlokalizowany na wzgórzu w zamku żywieckich Habsburgów do dziś zachował regionalny charakter. Jest jednym z nielicznych browarów w Europie w którym fermentacja przebiega w otwartych kadziach. Tylko tu stosuje się jeszcze metodę dekokcyjnego zacierania słodu, dzięki której powstaje unikalna i trwała piana w piwach tutaj warzonych. Browar może się również pochwalić poziomymi tankami leżakowymi w których dojrzewa piwo. Ciekawostką jest również fakt, że w browarze do dzisiaj zachowały się działające urządzenia z końca XIX i początku XX w. Od dłuższego czasu na rynku obserwujemy rosnące zainteresowanie konsumentów piwnymi specjalnościami. Chcąc wykorzystać ten trend Zarząd Grupy Żywiec podjął decyzję o zmianie dotychczasowego modelu biznesowego Brackiego Browaru Zamkowego. Od początku 2015 roku browar w Cieszynie stał się niezależną, samodzielną organizacją. Pomimo, że nadal pozostaje częścią grupy kapitałowej, to posiada niezależną strukturę, własną identyfikację wizualną i działa pod nazwą Browar Cieszyński. Podążając za trendami, ale wykorzystując bogatą tradycję i dotychczasowe doświadczenie piwowarów, oferuje konsumentom piwa będące markami własnymi w różnych stylach warzone tradycyjnymi metodami w otwartych kadziach. Browar kontynuuje też warzenie piw dystrybuowanych przez Grupę Żywiec jak Żywiec APA czy Brackie.
38
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
Browar Cieszyński kieruje swoją ofertę do koneserów i konsumentów poszukujących nowych smaków, którzy są skłonni zapłacić za piwo nieco więcej niż masowy odbiorca. Posiada własne siły sprzedażowe, które dbają o to, aby piwa cieszyńskie były dostępne w wielu miejscach w całej Polsce. Wszyscy chętni, którzy są ciekawi jak browar wygląda od środka, mogą go zwiedzić, a po zwiedzaniu napić się cieszyńskich specjałów w restauracji przy browarze. Grupy zorganizowane mogą zwiedzać browar po wcześniejszej awizacji przez cały tydzień, natomiast turyści indywidualni w każdy weekend.
Od tego roku Browar Zamkowy w Cieszynie został wpisany na Śląski Szlak Zabytków Techniki.
Ciekawostki o Browarze i Cieszynie
Mieszkańcy Cieszyna są silnie związani ze swoim regionem, dla przyjezdnych mają swoje określenia: pniok- to rodowity mieszkaniec, krzok- osoba mieszkająca kilka lat w Cieszynie, ptok- ktoś, kto dopiero co sprowadził się do miasta. W cieszyńskim browarze pełno jest tajemniczych przejść i zakątków, podobno jest nawet 250 metrowy tunel, który był ostateczną formą ewakuacji i kończył się wyjściem po drugiej stronie rzeki Olzy. Proces warzenia piwa w cieszyńskim browarze jest naturalny, w żaden sposób nieprzyspieszany, zgodnie z zasadą, iż natury nie wolno popędzać, ani jej przeszkadzać. Browar usytuowany jest na Wzgórzu Zamkowym – uznawanym za miejsce założenia Cieszyna, jednego z najstarszych miast na Śląsku.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
39
PRZYSTANEK KULTURA
Majówka z Tutaj spotyka się to, co dla mnie ważne i piękne... Dziękuję za ten festiwal! -Agnieszka Holland Znamy kalendarz tegorocznego przeglądu filmowego w Cieszynie! Organizatorzy Kina na Granicy przygotowali w tym roku ponad 120 propozycji filmowych, koncerty, wystawy i spotkania z wybitnymi twórcami. Swój udział potwierdziło ponad 70 gości, a wśród nich Karel Roden, Agnieszka Holland, Allan Starski, Andrzej Chyra oraz Karolina Gruszka czy Arkadiusz Jakubik. Na widzów czeka ponad 120 filmów z Polski, Czech i Słowacji. Pierwsze seanse rozpoczną się już w piątek, 28 kwietnia, o 8:30, filmami „Kola”, „Niedoparki” i „Europa”, choć oficjalna inauguracja zaplanowana jest na godz. 19:00, a towarzyszyć jej będzie pierwsza w Polsce projekcja pokazywanego na ostatnim festiwalu w Berlinie filmu „Zwierzęta” Grega Zglinskiego zakończona spotkaniem z twórcami.
Podczas filmowej majówki w Cieszynie będzie można zobaczyć ponadczasowe klasyki jak „Nóź w wodzie”, „Panny z Wilka”, „Grę” czy „Barwy ochronne” oraz rekordową liczbę nowych filmów – „Bába z ledu”, „Masaryk”, „Amok” czy „Pokot”. Przegląd zakończy się 3.05 przedpremierowym pokazem filmu „Butterfly Kisses”.
40
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
foto: Archiwum Kina na Granicy
PRZYSTANEK KULTURA
Cykle filmowe 19. Kina na Granicy Retrospektywy: Przyjrzymy się twórczości takich sław jak: Karolina Gruszka, Allan Starski, Milan Lasica, Karel Roden, Antonín Máša oraz Wydziału Filmu i Telewizji Akademii Sztuk Pięknych (FAMU). „Karolina Gruszka to rzadkie połączenie urody, talentu i inteligencji. Przygodę z filmem zaczynała jako nastolatka. Już wtedy stykała się ze sławami - Krzysztofem Zanussim, Aleksandrem Proszkinem i przede wszystkim, z Izabellą Cywińską” – mówi Łukasz Maciejewski, dyrektor programowy KnG. Podczas przeglądu będzie można zobaczyć Karolinę Gruszkę m.in. w „Szczęście świata” (Michał Rosa), „Inaland empire” (David Lynch) czy „Kochankowie z Marony” (Izabella Cywińska). Scenografię Allana Starskiego będzie można podziwiać w oskarowej „Liście Schindlera” (Steven Spielberg), „Pannach z Wilka” (Andrzej Wajda) czy „Pianiście” (Roman Polański). Oprócz filmów, przy których pracował, zobaczymy także wystawę jego projektów, a także projekty Wiesławy Starskiej przedstawiające kostiumy do filmów oraz spektakli teatralnych i telewizyjnych. Z kolei Karel Roden to jeden z najbardziej charakterystycznych aktorów swojej generacji. Odniósł sukces zarówno na deskach teatru, jak i w kinie, gdzie, jako jeden z niewielu Czechów, stał się znany również za granicą, grając m.in. w produkcjach hollywoodzkich. Podczas Kina na Granicy będzie można zobaczyć go w „Lidice” (Petr Nikolaev), „Paralelní světy” (Petr Václav) czy „Čas sluhů” (Irena Pavlásková). O Milanie Lasicy tak mówi czeski dyrektor programowy Martin Novosad: „To nie tylko popularny słowacki aktor, ale także humorysta, dramaturg, pisarz, twórca tekstów, reżyser, moderator i piosenkarz. Do jego najpopularniejszych dzieł należą scenki odgrywane wraz z kolegą Júliuem Satinskim. Ich komizm polega na analizie banalnych sytuacji życiowych i przesuwaniu ich do granic absurdu. Milana Lasicę będzie można zobaczyć w „Obsluhoval jsem anglického krále” (Jiří Menzel), „Vážení přátelé, ano!„ (Dušan Klein) czy „Srdečný” pozdrav ze zeměkoule (Oldřich Lipský)”. Cykl Buntownicy i chuligani: Kino chuligańskie czy zrewoltowane? Kim byli kiedyś, kim są dzisiaj bohaterowie wchodzący w kolizję z prawem, ustrojem, społeczeństwem? To wrażliwi „buntownicy bez powodu”, bohaterowie pokolenia, wrogowie systemu czy zdegenerowane wyrzutki społeczne? Linia podziału jest często zamazana... Cykl Emigranci-imigranci: Temat emigrantów, imi-
grantów, uchodźców to jedna z najżywiej prowadzonych dyskusji społecznych w ostatnich latach. Dotyka polityki, kultury, zmiany odwiecznych prawideł obowiązujących w starej Europie (oraz reszcie świata). Jak kino portretowało „uchodźców” z ojczyzny w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, jedną czy dwie dekady temu? Jak z tą tematyką zmagamy się dzisiaj? Cykl Fashionerzy i fashionistki: Największe marzenie co trzeciej dorastającej dziewczynki? Nie aktorka, nie piosenkarka, na pewno nie prawniczka. Blogerka modowa. Kto by nie chciał być co najmniej stylistą... Chcemy pokazać, że moda, oryginalne stylizacje, kroje i fasony, towarzyszyły kinu od zawsze. Bistorowe golfy, bluzy z „Hofflandu”, fulary i szmizjerki. „Moda Polska” to także był „fashion”. Faszyn i stajl.
19. Przegląd Filmowy w Cieszynie to nie tylko pokazy filmów i spotkania z twórcami. Mocnym akcentem tegorocznego wydarzenia będą występy takich zespołów jak np. Tabu czy XXANAXX. Czeską i słowacką scenę reprezentować będą hiphopowy skład Prago Union i rockowa kapela CHIKI-LIKI-TU-A. Po każdym z koncertów odbędzie się afterparty w wykonaniu Kolektywu Podaj Kabel oraz ich gości. Nic tak nie zbliża, jak muzyka, więc serdecznie zapraszamy na celebrowanie polskoczesko-słowackiej przyjaźni podczas wspólnej zabawy.
foto: Archiwum Kina na Granicy
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
41
Divadlo dzieciom Dominika Rychły
Niewielka sala, jasne wnętrze wypełnione paletą ciepłych barw, scena znajdująca się blisko widzów - tak właśnie wygląda obecna scena lalek - Bajka. To trzeci w pełni profesionalny zespół, obok Sceny Polskiej i Sceny Czeskiej Teatru Divadlo w Czeskim Cieszynie. Jest to jedyna w najbliższej okolicy taka scena poświęcona dzieciom.
Scena Bajka w Czeskim Cieszynie powstała w 1948 roku. Na początku działała jako Teatr Lalek Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego (PZKO) w Czeskiej Republice. Częścią Teatru Cieszyńskiego scena Bajka stała się w 2008 roku, którego zespół aktorski liczy 4 aktorów-lalkarzy. Obecnie spektakle przygotowywane sa zazwyczaj w dwu wersjach językowych, po polsku i po czesku, choć do 2010 roku Bajka grała spektakle wyłącznie po polsku dla dzieci z czeskich przedszkoli i niższych klas szkół podstawowych z polskim językiem nauczania. Spektakle w języku czeskim rozpoczęły się wraz z premierą przedstawienia „Świetliki” w reżyserii Marii Mikovej. Do dziś przychodzą również dzieci z czeskich przedszkoli i szkół podstawowych z województwa morawsko-śląskiego. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę z tego jak ważną rolę odgrywa scena Bajka i jaki sens ma dbanie o młodego widza. A ma to ogromne znaczenie, ponieważ Teatr Cieszyński już od najmłodszych lat zdobywa i wychowuje swoich przyszłych widzów, takich którzy w przyszłości staną się widzami Sceny Polskiej i Czeskiej. Kultura jest ważną rzeczą w rozwoju dzieci. To właśnie ten czas jest kluczowy w kształtowaniu przyszłej osobowości człowieka. Teatr pomaga wyostrzyć zmysły obserwacji rzeczywistości i rozwinąć w młodej osobie wrażliwość na innych ludzi . Kontakt ze sztuką wpływa na myślenie, wyobraźnię, a także zachęca do rozwoju swojej twórczości.
To wystarczająca ilość powodów by zabrać dziecko do teatru.
foto: Karin Dziadková
Mając to na uwadze Teatr Cieszyński chce wyjść na przeciw młodym widzom i stworzyć całkiem nową scenę. Dlatego od kilku lat w podziemiach teatru trwają prace nad budową większej niż dotychczas sceny i widowni dla dzieci. Jednak do stworzenia takiej sceny potrzeba jeszcze około dwóch lat. Na razie młodzi mogą podziwiać spektakle w dwóch wersjach językowych w nieco mniejszej sali. W repertuarze znaleźć można „Arkę Noego”, „Bajki dla kołderki”, „Jak jeden malarz chciał namalować szczęśliwego motyla”, „Małego Księcia”, „O kiju samobiju”, „O leniwym Jasiu” czy „Pasibrzucha”.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
43
TOREBKA JAKBY DAMSKA
Psychopatologia miłości, czyli wbryknięcie. Dariusz Bożek
„Bądź ostrożny, kiedy pochłonięty swoimi sprawami stoisz nad brzegiem rzeki. Możesz zostać wbryknięty do wody Kłapouchy” Zaczyna się na dwa sposoby: ostro albo powoli. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z eksplozją w świadomości. Gdy pył opada, nagle jak ostrze wbija się w zwoje mózgowe myśl granicząca z urojeniową pewnością – spotkałem przeznaczony mi obiekt (ukochaną), istotę niepowtarzalną, jedyne źródło szczęścia, bez której życie jest płaskie i szare; jest aniołem, pochodzi z raju, itd. Opcja druga zaczyna się znacznie wolniej, krok po kroku, powoli napięcia narasta i wszystko staje się w końcu jasne – Ona… Obie opcje zakładają olbrzymią zmianę. Mechanizmy obronne przyzwyczajone do rutynowych działań, stają nagle wobec rzeczywistości, która je przerasta i…. głupieją („Co się ze mną dzieje?”), bezradne wobec natłoku myśli, emocji i fantazji. Organizm pracujący do tej pory na wolnych obrotach, ledwo nadąża z produkcją hormonalną na potrzeby coraz wymyślniejszych fantazji a po pewnym czasie krąży po nim tyle substancji, że logiczne myślenie staje się coraz trudniejsze. Afekt w szalonym tańcu odbija się od krańców: depresji i euforii. Następuje ogólne rozstrojenie i dekompensacja, zaczyna się stan, który niektórzy – i słusznie – nazywają stanem chorobowym. Postrzeganie obiektu miłości jest często zupełnie nieadekwatne do stanu rzeczywistego. Myśl, że oto spotkałem istotę, od której zależy moje szczęście, a często nawet życie („bez Ciebie umieram, jestem niczym!!!”) graniczy z urojeniem. Z reguły prym wiedzie całkowita idealizacja Wybranej („Mówię Ci stary, ona jest cudowna, nigdy w życiu takiej nie spotkałem, jest niezwykła...”), która może, ale nie musi się w przyszłości skoń-
44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
czyć próbą zniszczenia obiektu („jak mogłem tego nie widzieć, ta wiedźma cały czas się mną bawiła!!!”). Zepchnięte na bok lub w ogóle niezauważone zostaną niechciane aspekty obiektu miłości („Ona jest jak anioł – ta kobieta to dzieło samego Boga”), co oczywiście – jak się można domyśleć – jest źródłem późniejszych rozczarowań i kryzysów („Panie Boże, gdzie ja miałem oczy???”). Myślenie i fantazjowanie na temat ukochanej przypomina nerwicę natręctw („nie mogę przestać o niej myśleć, cały czas chodzi mi po głowie”) lub znaną z rozmaitych uzależnień koncentracje życia wokół niezbędnej substancji („tak bardzo Ciebie potrzebuję, nie mogę bez Ciebie żyć”). Trudno nie wspomnieć o tym, że pojawiają się problemy z klasycznymi barometrami stanu psychicznego jak sen, apetyt („jakoś marnie wyglądasz, może byś coś zjadł??) koncentracja uwagi („zamiast pracować siedzi, słucha muzyki i gapi się w okno). Pojawiają się zaskakujące refleksje dotyczące drogi życiowej („ nie myślałem, że coś takiego mnie jeszcze spotka”) oraz próby bilansu życiowego o charakterze depresyjnym („wszystko do tej pory było bez znaczenia”). Co zresztą świata? Oj niedobrze, biada jej: ta w zależności od nie wiadomo czego staje się albo w ogóle niepotrzebna albo zostaje kompleksowo wciągnięta i wprzężona w pojawiające się uczucie. W pierwszym przypadku dla zakochanego cały otaczający świat jakby przestaje istnieć („liczysz się tylko Ty resztę mam głęboko w dupie!!!”). Po co mu on – ten świat - skoro jest ONA, osoba , która doskonale wypełnia powstałą po ubytku rzeczywistości pustkę. W drugim wariancie praktycznie wszystko zostaje wchłonięte i zaczyna świadczyć usługi na rzecz uczucia, które rozlewa się na całe otoczenie, zmieniając jego koloryt:
TOREBKA JAKBY DAMSKA
muzyka staje się piękniejsza, ludzie lepsi, drzewa i kwiaty przypominają o JEJ istnieniu, góry przypominają o Bogu, który jest również JEJ stwórcą, jedzenie lepiej smakuje itp., słowem wszystko lub prawie wszystko zaczyna krążyć po orbicie ostrego stanu zakochania. Człowiek zakochany porusza się jakby odrobinę nad ziemią, otoczony aurą powstających w nim fantazji. Rokowanie jest uzależnione od wielu czynników. Niedostępność obiektu miłości („ Ona mnie nie chce!!!!!!!!!) nie sprzyja niestety powrotowi do stanu zdrowia. Jeżeli z jakiegoś powodu wybranka serca nie jest zainteresowana kontaktem („ sorki...ale możemy zostać tylko przyjaciółmi” albo ostrzej „spływaj!!!” ) to powstaje sytuacja mogąca grozić konsekwencjami w sferze psychicznej; trochę to przypomina nieprzeleżaną i niedoleczoną grypę. Czasem jako powikłanie powstaje niezwykle trwały kompleks, wiążący życiową energię, niezależnie od wektora uczuć („nigdy już nie spotkam takiej kobiety jak Ona” lub „nienawidzę jej”). W każdej z tych sytuacji kompleks ten przypomina wrzód, z tym, że nie na tyłku lecz na psychice, utrudniając swobodny przepływ energii i zakłóca późniejsze relacje i związki. Najlepsze rokowanie daje taki przebieg, w którym obiekt staje się dostępny i odpowiada na uczucia. Wtedy może nastąpić intensywny okres realizacji fantazji, spożytkowania nagromadzonych hormonów, zwentylowania błąkających się po głowie – i lekko już obłąkanych – myśli i emocji. Co dzieje się dalej wszyscy wiemy: uczucie i fascynacja - słabną, postrzeganie staje się bardziej zbliżone do rzeczywistości, zainteresowanie seksualne zwykle maleje, a Ona przestaje w końcu być Aniołem – ups!!! Staje się rzeczywista, a to często jest bolesne i rodzi kryzys, od którego zależy jakość dalszego związku. Pora zająć się teraz przebiegiem nietypowym: chodzi głównie o sytuację, w której zakochaniu się towarzyszą okoliczności znacznie utrudniające realizację afektu. Na przykład posiadanie już partnera i dzieci. Co się dzieje jeżeli ostre zakochanie zderzy się z poczuciem lojalności wobec dotychczasowego obiektu, niechęcią do kłamstwa, ochotą na uczciwość małżeńską czy chociażby lękiem przed zmianami życiowymi? W takim przypadku (posiadanie żony) cierpienie jest spotęgowane do kwadratu („ o co tyle krzyku kobieto, właśnie miałem ci powiedzieć, że mam żonę”) lub sześcianu, gdy do żony dołączone są również dzieci („Skarbie...jestem żonaty i mam szóstkę dzieci, troje z pierwszego małżeństwa, dwoje z drugiego i jedno z trzeciego, acha… moja obecna żona spodziewa się dziecka,
płacę w sumie 2500 alimentów miesięcznie, ale …. najdroższa moja…. najważniejsze, że Cię kocham...”) W takim przypadku należy poczekać na pojawienie się tzw. punktu mądrości, tzn. sytuacji, w której cierpienie, straty z sytuacji zaczynają zbliżać się do poziomu korzyści. To jest najlepszy moment na podjęcie decyzji o rozstaniu: wewnętrznym lub realnym (jeżeli doszło do związku). Takie rozwiązanie daje szansę na umieszczenie obiektu miłości w zbiorze z doświadczeniami, które z czasem staną się mądrością („ to było niezwykłe ale chyba dobrze dla wszystkich, że się tak skończyło”) a nie w psychicznym śmietniku („ nie chcę już więcej myśleć o tej koszmarnej babie”) lub w więzieniu dla fantazji („ a mogłem dotknąć raju, nigdy więcej tego nie przeżyję, byłem tak blisko”) Czymże jest więc miłość? Wiele na to wskazuje, że pojęciem historycznym, którego nie należy już używać. Długotrwały związek to dwie dobrze dopasowane neurozy a ostre zakochanie się jest zwykłym – przypominające psychozę – złudzeniem, patologią myślenia, postrzegania i emocji. W dodatku nie można się jej pozbyć ponieważ jest niezależna od woli. Miłość przypomina katar, leczona czy też nie (cokolwiek to znaczy w tym przypadku) i potrzebuje czasu, żeby przeminąć. Tak więc może człowiek zakochany powinien pójść na L4 i na długo położyć się do łóżka. Nie należy go na siłę namawiać żeby czuł się lepiej („głowa do góry stary, nie łam się”) lub otwierać przed nim świata innych możliwości („bracie na świecie jest tyle innych lasek”) Należy cierpliwie, spokojnie i empatycznie wysłuchiwać wszystkich jęków zakażonej psychiki, pamiętając, że pojawiające się zwiastuny racjonalności po raz kolejny zanikną w obliczu siły uczucia. Więc pamiętaj bo kiedy stoisz nad brzegiem rzeki i jesteś pochłonięty własnymi myślami, możesz zostać wbrykniety…. i...
„Jeżeli wbryknięto Cię do rzeki, daj szybko nura i przypłyń do brzegu, zanim ktoś spróbuje Cię wychlupać, upuszczając spory kamień na Twoja klatkę piersiową Kłapouchy” TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
45
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
46
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
TOREBKA JAKBY DAMSKA
DAMSKO-MĘSKI PUNKT WIDZENIA
rano chodzą wściekłe jak osy?
Dlaczego kobiety
Maćko
Ula
W pytaniu zawarta jest teza o powszechności zjawiska, którą łatwo obalić i mieć z głowy problem. I tak powinienem zrobić. Przynajmniej bym nie poległ. Bo oto: Pani Redaktor podrzuciła mi temat w formie pytania, a teraz siedzi w redakcji, zaciera ręce, serdecznie rechocze i znając Ją pewnie tańczy teraz taniec zwycięstwa. Bo doskonale wie, że nie sposób sensownie odpowiedzieć na temat z gatunku: wyjaśnij abstrakcję. Niby jak? Przecież kobieca logika na szalonym koniu cwałuje i to we wszystkie strony naraz! Tylko jak się z nim dogadać? Do którego łba się zwrócić? W które oczy zajrzeć szukając z nadzieją porozumienia? Żaden facet nie odgadnie motywów postę-
powania kobiet, ba nawet się do nich nie zbliży. Oto dowód: moja sąsiadka podjeżdżając pod swoje miejsce parkingowe przed skręceniem w prawo włącza lewy kierunkowskaz. Fascynujące, więc przy okazji spotkania zapytałem ją, dlaczego. - Żeby mnie nie wkurzali - odparła groźnie. - Kto? - dopytywałem nieśmiało. - Jak podjeżdżam to muszę się skupić, żeby nie zarysować auta, odbić trochę w lewo żeby mieć więcej miejsca. Akurat wtedy wszystkim się śpieszy! Wszyscy muszą mnie wyprzedzać i jeszcze trąbią! No to teraz staję na środku drogi, wrzucam lewy, a skręcam w prawo. Ogłupiałe barany czekają za mną karnie a ja spokojnie wjeżdżam, cha! Poległem. Jak na pytaniu Pani Redaktor.
Teza bardzo mnie rozbawiła dlatego zadałam to pytanie. Zastanawiałam się od kilku dni nad tym, czy my kobiety jesteśmy tak postrzegane przez przedstawicieli płci męskiej. Wściekłość to złość- czyli emocje, takie same jak radość czy miłość. Ludzie, generalnie, reagują daną emocją na konkretne sytuacje, powody, w tym przypadku może to być pośpiech, który jest efektem mało skutecznego zarządzania sobą w czasie, może to być również efekt ciężkiego dnia, który nas czeka. Często spada na nas obowiązek odprawiania dzieci do szkoły, podwiezienia do przedszkola. A przecież często rano dzieciaki przypominają sobie o pracy domowej, że trzeba przynieść coś na zajęcia plastyczne i w ogóle gdzieś zapodział się strój gimnastyczny. A jeszcze
w tym zamieszaniu staje przed nami ów młody człowiek z pretensjami – „Mamo, bo spóźnię się do szkoły!” Już samo to powoduje, że ze złości para idzie nam uszami. Powodów może być milion i więcej. Każdy z nas może być wściekły z innego powodu. Dlatego z mojej perspektywy, nie ma jednej odpowiedzi na tak postawioną tezę jak również nie ma jednej skutecznej recepty. Cóż mogę powiedzieć jako kobieta? Można poszukać „w sobie” i odpowiedzieć na pytanie, co wywołuje u mnie tą konkretną emocję, na przykład złość? Jeśli znamy odpowiedź pracujmy nad powodem. Może czasem wystarczy wstać 15 minut wcześniej albo przygotować sobie garderobę wieczorem by nie stać przed szafą z przerażeniem… „co mam na siebie włożyć?!”
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
47
Mleko & Kurkuma Magdalena Kozak, Patryk Kozłowski
Kurkuma dzięki zawartości w sobie składniku o nazwie kumaryna ma w sobie właściwości przeciwzapalne i antynowotworowe. Oczyszcza takie narządy jak nerki i wątrobę. Ma również w sobie potencjał do regeneracji stawów. R ynek proponuje nam zarówno kurkumę sproszkowaną w formie przyprawy jak i w korzeniu. My przy produkcji złotego mleka użyjemy przyprawy, z której wcześniej przygotujemy pastę. Będzie nas świetnie zabezpieczała przed infekcjami gardła, nadmiernym wydzielaniem śluzu/f legmy, oraz uchroni nas przed problemami trawiennymi. Odrobina pieprzu zwiększa jej moc działania jak i gotowanie jej przez ok 10 min w wodzie (tak zazwyczaj pozyskujemy substancje z korzeni roślin).
TOREBKA JAKBY DAMSKA
MIKSTURA ZŁOTEGO MLEKA
MASECZKA KURKUMOWA
• 200 ml mleka ryżowego (według
• 2 łyżki miódu,
uznania opcjonalne jest mleko ko-
• 2 łyżki oleju kokosowego,
kosowe, migdałowe czy krowie),
• 1 łyżka pasta kurkumowa,
• ¼ pasty wcześniej przygotowanej z kurkumy (jeśli ktoś ma ochotę, może spróbować dodać więcej pasty), • miód dla osłody,
Wszystkie składniki mieszamy do momentu uzyskania jednolitej konsystencji. Umieszczamy w pojemniczku i możemy przechowywać ją do kilkunastu dni. Maseczka dzięki użyciu miodu, odżywi naszą cerę oraz nada jej blasku, olej kokosowy nawilży, a kurkuma doda jej kolorytu.
• napój możemy wzbogacić o cynamon, kardamon lub odrobinę gałki muszkatołowej,
PASTA KURKUMOWA
• pysznym dodatkiem urozmaicającym smak jest starty imbir, jednocześnie uszlachetnia o kolejną
• 30g mielonej kurkumy,
porcje witamin nasz napój.
• ½ łyżeczki świeżego, pieprzu
Jest
również silnie rozgrzewający i nie-
czarnego lub cayenne,
samowicie zdrowy.
• 125ml filtrowanej wody,
Złote Mleko – bo tak brzmi nazwa napoju joginów, pijany przez nich od czasów starożytności oraz dodający im długowieczność. Przynosi ono same korzyści, świetnie smakuje i jeszcze lepiej wygląda. Złote mleko jest idealne nie tylko na infekcje, ale również działa wspomagająco na wzmocnienie organizmu, poprawę samopoczucia oraz… nastroju!
Podgrzewamy pastę na małym ogniu, nie przerywając mieszania, do czasu powstania zwartej zawiesiny. Po uzyskaniu efektu konsystencji, przekładamy pastę do słoiczka, pozostawiamy do wystygnięcia, a następnie wkładamy do lodówki. Tak powstały produkt jest w stanie wytrzymać do kilkunastu dni i jest pierwszym krokiem ku złotemu mleku.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
49
MAZUREK NIE T YLKO OD ŚWIĘTA Amelia Witos Trudno sobie wyobrazić Wielkanoc bez mazurka na świątecznym stole. Natomiast tradycyjny świąteczny mazurek świetnie pasuje do codziennej kawy. To tradycyjne ciasto składające się z kruchego spodu i dekoracji tylko pozornie jest ubogie. Bogactwo smaków kryje się bowiem w doskonałym zestawieniu proporcji delikatnego ciasta i dodatków. Spód powinien rozpływać się w ustach i mieć taką grubość, by podkreślić, a nie zdominować smak całej kompozycji. Mazurek to ciasto idealne zarówno dla tych, którzy cenią tradycję jak i dla poszukujących nowych smaków i połączeń. My dzielimy się pomysłem na dwie dekoracje: mazurek z czarną porzeczką i ajerkoniakiem oraz mazurek pachnący różami - to zdecydowany faworyt tegorocznych świąt. Ten smak nas zachwycił!
Na kruche ciasto potrzebujesz: • • • • • •
175 g mąki pszennej 25 g cukru pudru 1 żółtko 1 łyżka kwaśnej śmietany 18% 100 g zimnego masła szczypta soli
Mazurek z czarną porzeczką i ajerkoniakiem: • • •
pół szklanki śmietany kremówki pół szklanki ajerkoniaku (użyłam domowego) 2,5 łyżeczki żelatyny
Żelatynę zalać wodą (tylko do jej przykrycia), odstawić na 10 minut do napęcznienia. Postawić na palniku i podgrzewać, mieszając, do całkowitego rozpuszczenia. Śmietanę kremówkę podgrzać w garnuszku, prawie do wrzenia, zdjąć z palnika. Dodać rozpuszczoną żelatynę, dokładnie wymieszać do połączenia. Dodać ajerkoniak i wymieszać.
Do dekoracji potrzebujesz: • 3 – 4 łyżki dżemu z czarnej porzeczki, najlepiej domowej roboty • pokruszone bezy lub inne kruche ciasteczka np. amaretti • czekoladowe jajeczka Wystudzony spód posmarować dżemem porzeczkowym, zalać wystudzoną żelką i włożyć do lodówki. Po stężeniu udekorować pokruszonymi ciasteczkami i czekoladowymi jajkami.
Wszystkie składniki na ciasto umieścić w malakserze i wyrobić. Można zagnieść ręcznie. Uformować kulę, spłaszczyć, owinąć w folię i odłożyć do schłodzenia na godzinę do lodówki. Przygotować formę. Ciasta wystarczy na tortownicę o średnicy 24 cm ale mazurek może mieć dowolny kształt, u nas … jajka! Wystarczy wyciąć pożądany kształt z papieru i odrysować na rozwałkowanym na 3 - 4 mm cieście. Forma jajka nie powinna być dłuższa niż 27 cm, a najszersze jego miejsce 21 cm. Z pozostałego ciasta uformować wałeczek o grubości 1cm i przykleić do brzegów tworząc rant. Tak przygotowany spód ponownie schłodzić przez 30 - 60 min w lodówce. Przed samym pieczeniem nakłuć widelcem i włożyć do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na 15 – 18 min do zrumienienia. Wyjąć, wystudzić.
Mazurek pachnący różami: • spód jak w przepisie obok • dżem malinowy, najlepiej „własnej roboty” • łyżeczka wody różanej • 200 g białej czekolady • 80 ml śmietany kremówki, najlepiej 36% • owoce liofilizowane • czekoladowe kolorowe jajeczka Śmietanę kremówkę podgrzać prawie do wrzenia. Wyłączyć palnik i wrzucić połamaną na kawałeczki białą czekoladę. Zostawić na 2 min, po tym czasie zamieszać do uzyskania gładkiego sosu. Dżem malinowy wymieszać z wodą różaną. Wystudzony kruchy spód posmarować dżemem pachnącym różami, zalać polewą z białej czekolady. Udekorować owocami liofilizowanymi i jajeczkami. Schłodzić w lodówce.
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
Projektowanie dobrej wróżby Ślub to najważniejszy dzień we wspólnym życiu każdej pary! Małe dziewczynki marzą o białej sukni i planują wielkie wesele, a chłopcy stają się prawdziwymi mężczyznami w momencie, kiedy podejmują decyzję o założeniu rodziny. Ślub wspomina się przez całe życie! To jedyne i niepowtarzalne wydarzenie. Każdy chce, by było wyjątkowe. To czas na celebrowanie miłości wspólnie z rodziną i przyjaciółmi. Tak naprawdę nieważne, czy będzie to małe przyjęcie, wielkie wesele, tradycyjny ślub, czy może coś zupełnie ekstrawaganckiego! Perfekcyjny ślub to szczyt spełnionych marzeń każdej panny młodej. Ważne więc, by zadbać o każdy szczegół i móc cieszyć się tym specjalnym dniem.
–„Wesele od innych przyjęć różni się przede wszyst-
kim ładunkiem emocjonalnym. To w końcu ma być ten jedyny, bardzo ważny dzień. Tu ważny jest każdy detal. Wszystko wydaje się mieć wymiar symboliczny. Wesele dla Młodej Pary jest obietnicą szczęśliwego wspólnego życia i tą obietnicę staramy się przygotować jak najlepiej. Trzeba zebrać wszystkie pragnienia Pary Młodej i zaproponować taką wizję uroczystości, by oczarowała wszystkich.” – mówi menager Dworku Cieszyńskiego Natalia Rybica
52
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
Dworek Cieszyński położony jest w samym sercu urokliwego Cieszyna. Atmosfera tego miejsca sprzyja organizacji oryginalnych i urokliwych przyjęć weselnych. Restauracja dysponuje dwoma salami – Salą Słoneczną i Kominkową. Duża sala bankietowa – sala Słoneczna - jest przeszklona, bardzo jasna i ciepła. Zmieści się w niej nawet do 80 osób. Do tego wyjście na ogródki letnie z obu stron daje poczucie przestrzeni i romantycznego nastroju, ponieważ z jednej strony Dworku Cieszyńskiego jest tzw. „Cieszyńska Wenecja”. Jest to klimatyczne miejsce często odwiedzane przez mieszkańców jak i turystów jako jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Cieszynie. Sala Kominkowa – pomieści do 35 osób, kameralna, przytulna, idealna na niewielkie imprezy okolicznościowe w gronie najbliższych. Do tego wykwalifikowana i profesjonalna obsługa, oprawa muzyczna, przepiękne tarasy dopełniają całość jako komplet niepowtarzalnej uroczystości. Dworek Cieszyński posiada 7 pokoi gościnnych. Dodatkowym atutem jest niewątpliwie pomoc w organizacji atrakcji związanych z organizacją wymarzonego wesela. Oprawa muzyczna, kapela góralska, dekoracja sali, kwiaty, odpowiednie światła, pokaz zdjęć, pokaz tańca, animacje i atrakcje dla Gości, samochód dla Pary Młodej. Dodatkowo dla Nowożeńców zawsze przewidujemy nocleg gratis.
–„Staram się zawsze przekonać parę, że najważniejsi są oni i ich pragnienia. Wesele to powinna być celebracja tego kim są, a nie tego, kim powinni się stać. To trochę tak jak ze związkiem: najistotniejsze, żeby pozostać autentycznym, by nie udawać kogoś, kim się nie jest. Wesele to dla mnie uczczenie tego, że spotkaliśmy osobę, z którą chcemy spędzić całe życie. Musimy czuć się tak swobodnie, jak tylko to możliwe. Nie każda Panna Młoda chce mieć ślub jak lalka Barbie. A to jest dzień na spełnienie właśnie jej marzeń.” – podkreśla Pani Natalia.
Dworek Cieszyński Restauracja & Pokoje Gościnne ul. Przykopa 14 Cieszyn tel: 33 858 11 78 www.dworek-cieszynski.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
53
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
Klubokawiarnia Cieszyn ul. Zamkowa 3 Klubokawiarnia Presso położona u podnóża Wzgórza Zamkowego w odbudowanej oranżerii dawnego Pałacu Habsburgów, dziś Zamek Cieszyn, to miejsce wyjątkowe na mapie Cieszyna. Niedawno przeszło mały lifting, więc pachnie nowością, ale bywalcy zaglądają tutaj już od 5 lat. Właściciele dbają o to, żeby było nie tylko nowocześnie i atrakcyjnie, ale przede wszystkim przytulnie i wygodnie. Fotele, krzesła, siedziska, pufy mimo swej różnorodności stanowią przemyślaną kompozycję. Firma „Jabba” zaprojektowała siedziska, worki i to one cieszą się w tym miejscu największym powodzeniem. Mama położy maleństwo lub sama zatopi się z kubkiem aromatycznej kawy a pociechę pozostawi śpiącą w wózku, na który jest miejsce obok. W Presso nikogo nie dziwi widok karmiącej piersią mamy. Dla starszych dzieci jest fotelik do karmienia i podgrzewacz pokar-
mu na zapleczu, wystarczy poprosić obsługę i jedzonko gotowe. W menu dla najmłodszych bywalców kawiarni znajdziemy kawę latte kids z piankami marshmallows na bazie inki, kakao czy gorącą czekoladę. Gdy rodzice oddają się przyjemności picia kawy (również bezkofeinowej) i lekturze (w lokalu dostępna prasa) dzieci mogą zająć się zabawą. W dziecięcym kąciku znajdziemy książeczki, kosze pełne klocków a także ścianę pokrytą czarną farbą tablicową, na której można pisać i malować. Jest też miejsce, w którym można spokojnie przewinąć maluszka, trzeba tylko poprosić obsługę o klucz do pomieszczenia z przewijakiem. Klubokawiarnia Presso to znakomite miejsce na odpoczynek z dzieckiem po spacerze na Wzgórzu Zamkowym. Zimą można się rozgrzać ciepłą herbatką z miodem i malinami a latem skorzystać z kocyka, który można rozłożyć na trawie i urządzić mały piknik. Czego jeszcze oczekujemy od miejsc przyjaznych dzieciom? Pewnie uśmiechu i miłej obsługi, ale tego mogą nam Państwo wierzyć, w Presso nie brakuje!
„Tramwaj Cieszyński” wpisuje i oznacza „Presso” jako miejsce przyjazne dzieciom i rodzicom. Przez cały rok na łamach naszego miesięcznika będziemy
pokazywać
mieszkańcom
gdzie można wybrać się ze swoimi pociechami. Każdy kto zna i chce by takie miejsce zostało zaprezentowane może zgłaszać je naszej redakcji. Pod koniec roku wybierzemy to najlepsze przyznając nagrodę. Razem z naszymi czytelnikami chcemy stworzyć „Mapę miejsc przyjaznych dzieciom i rodzicom”. 54
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
foto: Marcelina Wróbel
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE
foto: Marcelina Wróbel
foto: Marcelina Wróbel
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
55
Górskie wyprawy z Ozzim Majówka tuż, tuż... – czyli wyprawa dookoła Beskidu Śląskiego... Szymon Krupka
Tegoroczna zima wyjątkowo dała nam się we znaki. Nie była szczególnie mroźna i śnieżna, ale bardzo mroczna i długa. Całe szczęście jest już daleko i szybko nie powróci. Dni stają się coraz dłuższe, a wiosna na dobre zagościła na Śląsku Cieszyńskim. W związku ze zbliżającą się majówką (w tym roku 1 – 3 maja przypada wyjątkowo atrakcyjnie w poniedziałek i środę!) jestem przekonany, że materiał ten zainteresuje osoby, które z plecakiem w butach trekingowych są zwolennikami górskich wędrówek, oczywiście z ukochanym psem ;-). Chciałbym zatem zaproponować spędzenie, aktywnego, majowego wypoczynku na wędrówce dookoła Beskidu Śląskiego. To piękne miejsce, gdzie mieszkają niezwykli ludzie, którzy na każdym kroku podkreślają swoje pochodzenie oraz są bardzo otwarci i serdeczni. To kraina stworzona dla tych, którzy uwielbiają „swojskie jadło”, a tamtejsze legendarne piwo „Brackie” z browaru w Cieszynie, znane jest ze swojego smaku, nie tylko w Polsce.
Każdy długi weekend, zaczynamy od planowania i pakowania. Musimy pamiętać o tym, że kilogramy, które spakujemy do plecaków na wędrówkę, będziemy nieśli na własnych placach przez kilka dni. Ważne jest zatem właściwie i racjonalne dobranie ekwipunku. Na 5 dni wyprawy w góry pakujemy zatem (np. od 29.04.2017 do 3.05.2017): 5 kompletów bielizny, 5 par skarpet, polar, pałatkę przeciwdeszczową lub kurtkę, 2 koszulki z krótkim rękawem na wyjście w góry, koszulka do spania i bokserki (lekka pidżama), 1 para krótkich spodni i długich, czapeczka bądź chusta, mały ręcznik oraz podręczna kosmetyczka. foto: Szymon Krupka
Pogoda w górach zmienia się wyjątkowo dynamicznie, dlatego musimy być w każdej chwili przegotowani do zmiany odzieży. Warto zaopatrzyć się również w latarkę, mały i lekki śpiwór, karimatę, aparat fotograficzny, telefon z ładowarką, taśmę klejącą, leki przeciwbólowe i na problemy żołądkowe, mleczko do opalania, bandaż oraz maści na bóle mięśniowe. Koniecznie w naszym plecaku musi się znaleźć mapa Beskidu Śląskiego, którą możemy kupić na miejscu, bądź przez Internet. Do ekwipunku, polecam także cukierki np. miętówki i czekoladę:-). Obowiązkowo musimy zabrać, ze sobą wodę (nam wyszło na 1 dzień - 1,5 – 2,5 l. na osobę w czasie marszu). Do górskich eskapad niezbędne są również dobre buty za kostkę z grubą podeszwą. Wszystkim polecam także kije trekingowe, które znacznie ułatwiają wędrówkę po górach. Przyjazd do Ustronia, gdzie rozpoczniemy naszą wyprawę, tratujemy jako dzień „Zero”. Zmotoryzowanym polecam serdecznie malownicze miejscowości – Cieszyn, Brenną, Wisłę, Koniaków. Na miejscu znajdziemy również szeroką ofertę tanich parkingów strzeżonych, gdzie można bezpiecznie zostawić samochód na kilka dni. Przejdźmy zatem do szczegółowego opisu pieszej wyprawy dookoła Beskidu Śląskiego, którą miałem przyjemność odbyć w towarzystwie rodziny i przyjaciół.
Dzień I
Po zaopatrzeniu się w podstawowe artykuły spożywcze (chleb, wodę, czekoladę, itd.), szlakiem żółtym z centrum Ustronia kierujemy się na szczyt Czantorii Małej - 866 m.n.p.m. Dwugodzinne podejście jest wymagające, ale widoki rekompensują trudy wędrówki. Po odpoczynku na szczycie kierujemy się czarnym szlakiem na Wielką Czantorię 995 m.n.p.m. Po drodze podziwiamy piękną panoramę północnej części Beskidu Śląskiego. W godzinę czarnym szlakiem docieramy do szczytu, gdzie po czeskiej stronie wznosi się czterokondygnacyjna wieża widokowa. Za drob-
ną opłatą możemy podziwiać wspaniały, zapierający dech w piersiach widok. Gdy nasycimy się już krajobrazami, kierujemy się czerwonym szlakiem (Głównym Szlakiem Beskidzkim) w kierunku szczytu Wielki Stożek – 979 m.n.p.m. Zejście z Wielkiej Czantorii jest dość wymagające i kamieniste (po drodze mijamy bacówkę Światowid), zachowując ostrożność docieramy do Przełęczy Beskidek – 684 m.n.p.m. Trzymając się czerwonego szlaku przechodzimy przez szczyt Soszów Mały – 764 m.n.p.m i po kolejnych 45 minutach robimy przystanek przy zabytkowym schronisku PTTK pod Soszowem Wielkim. Po zebraniu sił wchodzimy na szczyt Soszowa Wielkiego – 886 m.n.p.m, a po kolejnych 45 minutach, przyjemną trasą docieramy do Cieślara – 918 m.n.p.m. Ze szczytu rozpościera się wspaniały widok. W oddali widać miejscowości - Koniaków i Istebna, a u naszych stóp, gdzieś przez bukowy las słychać gwar centrum Wisły. Po zejściu ze szczytu naszym oczom ukazuje się charakterystyczny szczyt Wielkiego Stożka. Podejście pod górę jest niezwykle wymagające, ale to już ostatni etap pierwszego dnia trasy. Na szczycie mieści się schronisko PTTK na Stożku. Obiekt został oddany do użytku 9 lipca 1922. Jest to najstarsze istniejące polskie schronisko w Beskidzie Śląskim. W schronisku spędzamy noc. Polecam pokoje od wschodniej strony, gdzie rozpościera się przepiękny widok na góry. Gdy trafimy na wiosenną burzę, przeżyjemy niesamowite widowisko, zakończone wspaniałą tęczą. Kiedy mamy pewność, że pogoda nie pokrzyżuje nam planów, ustawiamy budzik na wschód słońca. Spektakl, który proponuje nam natura nad szczytami gór, z pewnością warty jest zobaczenia.
foto: Szymon Krupka
Dzień II Po obfitym śniadaniu wyruszamy na drugi dzień wyprawy. Naszym celem jest dotarcie do schroniska PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą. Trzymając się przez cały czas czerwonego szlaku dochodzimy do niesamowitych skał u stóp szczytu – Kiczory – 990 m.n.p.m. Z tego miejsca czerwony szlak prowadzi nas przez cały czas w dół
WYPRAWY Z TRAMWAJEM
Mijamy potok Czarna Wisełka i napierając pod pierwsze ostre podejście, docieramy do Schroniska PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą. Tu zamawiamy pokój na III piętrze, z którego rozpościera się wspaniały widok na dolinę. Przy dobrej pogodzie na południu króluje imponujące pasmo Małej Fatry. Schronisko jest dobrze wyposażone, a łóżka dość wygodne.
Dzień III Trzeciego dnia, gdy bóle i zakwasy nie robą na nas już żadnego wrażenia, ruszamy w dalszą drogę. Naszym celem jest Szkolne Schronisko Młodzieżowe PTSM „Hondrasik” przez gęste świerkowe lasy i malownicze łąki, a w tle góruje imponujący masyw Baraniej Góry. Po około 3 godzinach trekingu przez szczyt Beskidu – 824 m.n.p.m., docieramy do Przełęczy Kubalonka (761 m.n.p.m). Po kilkugodzinnym marszu należy nam się zasłużony odpoczynek. W zabytkowej karczmie możemy odpocząć, a część ekipy może się udać drogą w kierunku Koniakowa po zakupy. Za pięknym góralskim, drewnianym kościółkiem św. Krzyża, zakupy zrobimy w lokalnym sklepie spożywczym (uwaga - kolejny sklep na trasie napotkamy w Szczyrku, następnego dnia wieczorem).
foto: Szymon Krupka
Gdy zregenerujemy siły, ruszamy w dalszą drogę (czerwony szlak), przez Przełęcz Szarcula, mijając malownicze szczyty docieramy do pięknie położonego schroniska PTTK na Stecówce (760 m.n.p.m). Osobiście polecam pyszną kawę, którą serwuje bufet. Popijając „małą czarną”, podziwiamy panoramę Koniakowa i zachodniej części Beskidu Żywieckiego. Nieopodal na wzgórzu malowniczo wznosi się drewniany kościółek pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej (obecnie odbudowany po pożarze). Przed nami ostatni etap drugiego dnia wyprawy. Już nieco zmęczeni, lecz w dobrych humorach, pokonujemy czerwonym szlakiem kolejne kilometry górskich ścieżek.
58
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
w Szczyrku. Jednak nim po ciężkim dniu ułożymy się wygodnie w łóżku, czeka nas dzień pełen wrażeń. Ze schroniska „Na Przysłopie” kierujemy się czerwonym szlakiem na szczyt Baraniej Góry. Po godzinnej, mozolnej wspinaczce, docieramy do szczytu (1220 m.n.p.m), na którym zainstalowana została stalowa wieża. Wchodząc na górę otrzymamy niezapomniane widoki, nie tylko na Beskid Śląski i Żywiecki. Przy dobrej pogodzie doskonale widać pasmo Małej Fatry na Słowacji, a także szczyty zachodniej części Tatr. Na wschodzie imponujące wrażenie robi Babia Góra (Diablak) 1725 m.n.p.m., której szczyt wysoko wznosi się ponad chmury. Po krótkim odpoczynku ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Magury Wiślańskiej, położonej na wysokości 1140 m.n.p.m. Tu żegnamy się z czerwonym szlakiem beskidzkim i dalej podążamy zielonym w kierunku najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego – Skrzyczne 1257 m.n.p.m. Kolejno pokonując szczyty: Gawlasa (1077 m.n.p.m), Zielony Kopiec (1154 m.n.p.m), Malinową Skałę (1152 m.n.p.m.), Kopę Skrzyczeńską (1191 m.n.p.m.) oraz Małe Skrzyczne 1211 m.n.p.m., docieramy do szczytu Skrzycznego. Mieści się tu schronisko PTTK, gdzie możemy się posilić. Po godzinnej sjeście rozpoczynamy dość niebezpieczne, lecz piękne zejście. Zielonym szlakiem kierujemy się do centrum Szczyrku. Wąska ścieżka nad prze-
WYPRAWY Z TRAMWAJEM
paścią dostarcza dużo emocji i piękny widok na Kotlinę Żywiecką oraz Beskid Mały. W niższych partiach masywu Skrzycznego, mamy okazję podziwiać bacówki, które romantycznie wpisują się w krajobraz. Wczesnym wieczorem docieramy zmęczeni do Szczyrku. W Centrum przy nowoczesnym kompleksie skoczni narciarskich - „Skalite” mieści się Szkolne Schronisko Młodzieżowe PTSM „Hondrasik”. W bardzo czystych pomieszczeniach odpoczniemy i nabierzemy sił. Do dyspozycji mamy kuchnie i doskonałe zaplecze. Największym atutem tego schroniska jest cena:-)! Po rozpakowaniu i odświeżeniu, proponuję udać się na wyjątkowo smaczną kwaśnicę lub żurek w bochnie chleba. Lokalna kuchnia szybko sprawi, że wrócimy do pełni sił.
Dzień IV
pliczki, które na stałe wpisane są w krajobraz regionu. Po 50 minutowym zejściu, zielony szlak łączy się z czarnym, rozpościera się tu piękny widok na szczyt Równicy 884 m.n.p.m. My wybieramy czarny szlak. Podążamy ostrym zejściem, które doprowadzi nas do centrum malowniczej miejscowości Brenna. Tu zostajemy na ostatnią noc naszej wyprawy. Do dyspozycji mamy szeroki asortyment miejsc noclegowych. W Brennej szczególnie warta odwiedzenia jest zabytkowa - Stara Karczma, gdzie przy pomocy kija możemy własnoręcznie usmażyć kiełbaskę nad ogniem. Polecam także Kozią Zagrodę, gdzie znajduje się ścieżka edukacyjna opisująca tradycje pasterskie regionu. Tu znajdziemy również wyborne, regionalne specjały.
Dzień V
Wstając rano (czwartego dnia) nie musimy martwić się o śniadanie. Zaraz przy schronisku mieszczą się doskonale wyposażone sklepy spożywcze. Z centrum Szczyr-
ku niebieskim szlakiem - mozolnie, rozpoczynamy podejście pod Klimczok 1117 m.n.p.m. „Piekielnie” trudne podejście rekompensują nam cudowne widoki. Po 1,5 godzinnej mordędze dochodzimy do schroniska PTTK pod Klimczokiem, a dalej kolejnym trudnym podejściem (czarnym szlakiem) docieramy do szczytu Klimczoka. Po kalorycznym posiłku na szczycie, tym razem żółtym szlakiem ruszamy w „dół”. Przez Trzy Kopce 1081 m.n.p.m i Stołów 1035 m.n.p.m., po dwóch godzinach lekkiego trekingu, docieramy do szczytu Błatnia 917 m.n.p.m. Rozpościera się tu przepiękny krajobraz całego Beskidu Śląskiego. Jak na dłoni widać szczyty, które zdobywaliśmy przez ostatnie dni. Po 5 minutach docieramy do Schroniska PTTK na Błatniej, gdzie możemy odpocząć i posilić się. Następnie rozpoczynamy ostatni etap wyprawy - czwartego dnia. Zielonym szlakiem ruszamy w kierunku miejscowości Brenna. Po drodze mijamy piękne zabytkowe ka-
Ostatni dzień traktujemy wyjątkowo spokojnie. Do przejścia mamy około 4 godziny trasy. Zaczynamy w Brennej przy stacji paliw. Zielonym szlakiem wspinamy się na szczyt Równicy, gdzie według legendy odbywały się sabaty czarownic;-). Po drodze zaglądamy do „zbójnickiej chaty”. Kolejnym punktem jest zdobycie szczytu Równicy. Aby tego dokonać, należy przy schronisku PTTK, wybrać żółty szlak. Podejście zajmuje nam kwadrans. Po zdobyciu szczytu wracamy żółtym szlakiem pod schronisko. Nieopodal mieści się wyjątkowe miejsce – Koliba pod Czarcim Kopytem. Warto wejść do tej karczmy, nie tylko ze względu na walory kulinarne, ale także na wyjątkowy piec – w kształcie głowy diabła (równica to wyjątkowo „mroczne i tajemnicze miejsce”). Po posiłku ruszamy w ostatni etap naszej wyprawy. Czerwonym szlakiem, godzinę schodzimy do centrum Ustronia. Tym sposobem po przejściu około 80 km przez 5 dni długiego, weekendu majowego - tworzymy pętlę, która biegnie dookoła Beskidu Śląskiego. Zmęczeni, lecz szczęśliwi docieramy do parkingu, gdzie kilka dni temu zostawiliśmy swój samochód.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
59
Hokejowy zawrót głowy Marcin Mońka, foto: Robert Kania
Walka od pierwszej do ostatniej minuty o każdy centymetr lodowiska, spektakularne akcje, zachwycające gole, wreszcie zwycięstwa ulubionej drużyny – oto za co najczęściej cenimy hokejowe mecze. Kolejny ligowy sezon powoli zbliża się do najważniejszych rozstrzygnięć, w kwietniu bowiem dowiemy się, kto najlepiej zniósł trudy sezonu trwającego od września. Każdy z zespołów walczących o mistrzostwo ma w nogach ponad 60 ligowych spotkań. Wiele z tych meczów noszą w pamięci kibice. A doskonałe widowisko sportowe składa się z wielu składników.
1. Niektórzy fani hokeja żartują, że sezon regularny to jedynie 52 mecze przygotowawcze, które przez 6 miesięcy rozegra każda z drużyn. A prawdziwa liga zaczyna się dopiero w play-offach. Rywalem trzynieckich Stalowników w ćwierćfinale byli Piraci z Chomutowa. Niestety okazali się lepsi, i wyeliminowali Ślązaków z dalszej rywalizacji. 2.
Sezon zasadniczy zawodnicy HC Oceláři zakończyli na 2 miejscu w tabeli, ustępując jedynie Białym Tygrysom z Liberca. Od września na lodzie w trzynieckiej Werk Arenie nie brakowało walki, a jednym z najwaleczniejszych zawodników okazał się Amerykanin Cory Cane.
1
3. Podporą Stalowników od dawna są bramkarze – w tym sezonie mnóstwo dobrej i przede wszystkim skutecznej pracy wykonali Peter Hamerlik oraz Šimon Hrubec (na zdjęciu).
4. Oto najpiękniejsza strona hokeja. W czasie gdy zawod-
2
nicy przelewają siódme poty na lodzie, by osiągnąć jak najlepszy wynik, ich życiowe partnerki dopingują na trybunach do ostatnich sekund. A w przerwie między tercjami zawsze znajdą chwilę, by spotkać się we własnym gronie i ocenić grę swoich hokeistów.
5 i 11. Pewnie bez ich udziału mecze hokejowe odbywałyby się zapewne z powodzeniem. A jednak stała obecność cheerleaderek w Werk Arenie stała się tak ważnym elementem widowiska, że trudno sobie wyobrazić
3
mecze bez zawsze uśmiechniętych i zwykle roztańczonych, sympatycznych dziewczyn.
6. Nieodłączny element każdego meczu, czyli podziękowanie kibicom za doping. 7. Gracze lubią dziękować za wsparcie także swoim najbliższym. O tym rytuale zawsze pamięta napastnik Martin Adamsky.
4
8. Choć „Tramwaj Cieszyński” ukazuje się dopiero od stycznia, ma już swoich Czytelników. Jednym z nich jest Aron Chmielewski, zawodnik trzynieckich Stalowników, z którym wywiad opublikowaliśmy w poprzednim numerze naszego miesięcznika. A napastnikowi życzymy z tego miejsca udanych występów na Mistrzostwach Świata z reprezentacją Polski.
5
9. Tradycją ekstraligowych zmagań jest, że mecze w fazie play-off poprzedza wykonanie czeskiego hymnu. W przeszłości na trzynieckim lodowisku pieśń interpretowali już m.in. Jaromir Nohavica czy Ewa Farna. W tym roku pod Jaworowym postawiono na wersję instrumentalną. Wykonawcą okazał się Roman „Izzi” Izaiáš, frontman znanej grupy Doga.
10. Vladimír Dravecký to jeden z najskuteczniejszych napastników w barwach HC Oceláři Trzyniec. Nie tylko potrafi strzelać bramki, ale także cieszyć się po ich zdobyciu.
6
7
8
9
10
11
NADAJ PACZKĘ W STAREJ CEGIELNI Polska od 14zł
Niemcy od 32zł
Anglia od 41zł Holandia od 38zł Cieszyn, ul. Kościuszki 33 tel. +48 512 790 260 www.paczki123.pl
KONKURS – kolorowanka
KONKURS DLA CZYTELNIKÓW TRAMWAJU CIESZYŃSKIEGO Z NAGRODĄ OD KOH-I-NOOR
Pokoloruj nasze piękne Magnolie, które są znakiem rozpoznawczym wiosny oraz Cieszyna. NAGRODA - kredki trikolor Zgłoszenia wraz z danymi (imię nazwisko, wiek, numer telefonu, adres e-mail) prześlij na adres: redakcja@tramwajcieszynski.pl
Pasja również dla kobiet Dominika Rychły
Pewnie większość z nas myśli, że sporty motorowe to dyscypliny przeznaczone dla prawdziwych mężczyzn i nie ma w nich miejsca dla kruchych, czy delikatnych kobiet. Okazuje się jednak, że kobiety potrafią odnaleźć się w teoretycznie męskim świecie, a nawet być od nich lepsze. Ania Mikołajek jest tego przykładem. W tej rozmowie opowie nam o swojej pasji, lepszych i gorszych chwilach oraz o tym dlaczego pewnego dnia postanowiła wsiąść na motocykl.
DR: Zacznijmy od początku. Co sprawiło, że pokochałaś to, co teraz robisz? AM: Był taki moment, gdy byłam niedaleko swojej miejscowości, Bażanowic. Oglądałam wtedy jeżdżących po stromych podjazdach chłopaków. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, a nie ukrywam, że zawsze ciągnęło mnie do sportów ekstremalnych. Co ciekawe, pasjonowały mnie również rajdy samochodowe. Ale to motocykl bardzo mi się spodobał. Zawsze marzyłam o tym, żeby móc jeździć, tak jak oni. Chociaż wydawało mi się wtedy, że to raczej niemożliwe. Jak już miałam motocykl i zaczęłam się uczyć jeździć od podstaw, czułam strach. Potem już tylko chciałam coraz więcej, coraz dłużej i coraz dalej. DR: W takim razie co jest w tym takiego wyjątkowego? AM: Wiadomo, że na początku to odrzuca. Jest to bardzo męczący i wymagający fizycznie sport. Jazda na moto-
cyklu to cały czas pozycja stojąca, oprócz zakrętów kiedy można na chwilę przysiąść. Na początku nie miałam kondycji ani siły. Ale zaczęłam chodzić na siłownię i dbać o dietę. Może dlatego, że jestem uparta albo dlatego, że znajomi popychali mnie cały czas do tego, nie poddałam się. Na początku nawet nie mogłam zjeść śniadania z powodu ogromnego stresu. Teraz o tym nie myślę. Trudno wyrazić, co w tym jest. Po prostu jak się już wsiądzie to jest tylko motocykl. Czuje się wolność. DR: Motocykl jest na pierwszym miejscu w twoim życiu? AM: W zimie na pewno wyprzedza to siłownia, ale chodzę tam przede wszystkim ze względu na motocykl. Lubię to i cały czas uczę się nowych rzeczy. Razem z koleżanką szkolę się w nowych ćwiczeniach. Ale muszę przyznać, że to motocykl jest najważniejszy.
GIMNASTYKA Z TRAMWAJEM
DR: Czyli rzeczywiście ciągnie Cię do sportów ekstremalnych. AM: Tak. Zdecydowanie. DR: Jak oceniasz poziom tych dyscyplin wśród kobiet w Polsce? AM: Jest kilka dziewczyn, które naprawdę dobrze jeżdżą. Najlepsza w Polsce w Motocrosie jest Joanna Miller, która jeździ na Mistrzostwach Europy, a nawet Świata. Ona jeździ już jak facet. Miałam okazję widzieć ją w akcji w Cieszynie. Jest jeszcze jedna dziewczyna, Patrycja Komko z Opola, która była na Sześciodniówce w Hiszpanii. Jest to olimpiada motocyklowa. Jako pierwsza Polka startowała i ukończyła te zawody. Widziałam to na własne oczy. Jeżeli chodzi o resztę dziewczyn, jest dużo takich, które boją się startować w zawodach, a jeżdżą dobrze. Inne boją się oceny, a kolejne, że coś im się stanie, bo jest tłoczno. Dochodzą do tego również kwestie finansowe. W moim przypadku wszystkie pieniądze idą na motocykl. Choć w tym pomaga mi też dużo moja mama. DR: Spotykasz się z tym, że ktoś mówi: odpuść sobie, to tylko sport dla mężczyzn albo, że miejsce kobiet nie jest na motocyklu? AM: Tak. Pomimo tego, że słyszy się takich słów coraz mniej, jest to nadal częste. Większość mężczyzn tak właśnie myśli. Walczyłyśmy o to, żeby w Enduro wprowadzono klasę kobiet. Jednak nawet od sędziego usłyszałyśmy parę razy, że baby to do kuchni. Czasem to rozumiem, na przykład wtedy kiedy zakopałam się w błocie po kierownicę i nie umiałam go wyciągnąć. Zadałam sobie wtedy pytanie: co mnie tu przywiodło? Trzeba było siedzieć w kuchni przy garach. Człowiek jest wtedy tak wycieńczony. Ale oczywiście to przechodzi zaraz po wjeździe na metę. Muszę przyznać, że jest to trochę sport dla mężczyzn, ale jeżeli dziewczyna się tego podejmuje to musi być bardzo uparta. Nie oszukujmy się. DR: Sport nie odbiera Ci kobiecości? AM: Nie mam problemu z kobiecością. To jest całkiem co innego, jak wsiadam na motor jest inaczej niż na co dzień, kiedy potrafię chodzić w szpilkach. Sukienki też wchodzą w grę. DR: A Twój największy sukces? AM: To są dwie rzeczy. Pierwsza, zdobycie Pucharu Polski w 2015 roku. A taki trochę mniejszy był na zawodach Cross country, gdzie była moja największa rywalka. Atmosfera między zawodnikami jest ogólnie dobra, ale jak już się jedzie to nieraz się przeklina w głowie na tą osobę, bo nie możesz jej dogonić albo siedzi Ci na ogonie. Wracając do zawodów, na początku rywalka wyprzedziła mnie, jechałam długo za nią. Później udało mi się ją wy-
przedzić, ale spadł mi łańcuch. Z pomocą jakiegoś chłopaka założyłam go i rozpoczęła się gonitwa za tą dziewczyną. Na przedostatnim okrążeniu udało mi się ją dogonić, wyprzedzić i wygrać zawody. To był jeden z najlepszych momentów w moim życiu. To był osobisty sukces. Ona na pewno nie jechała na swoje 100%, skoro widziała, że jedzie pierwsza. Nigdy nie wolno odpuszczać. W tym przypadku walka do samego końca miała znaczenie. DR: To teraz dla porównania opowiedz o swoim najgorszym momencie. AM: Najgorszy moment był na zawodach Enduro nad morzem w Malachowie. To były jedne z moich pierwszych zawodów w tej dyscyplinie. Próba mierzona jest zawsze otaśmowana, a na dojazdówkach są tylko strzałki. Nie zauważyłam jednej ze strzałek skrętu i przejechałam prosto. Wyjechałam na drugim końcu wioski i myśląc, że jadę w dobrym kierunku, jechałam bardzo szybko. Spotkałam jakiś rowerzystów i spytałam, gdzie do Malechowa, a oni na to, że muszę zawrócić w drugą stronę. Ale przyjechałam w końcu jako druga. Niestety spadłam na trzecie miejsce, bo nie zmieściłam się w limicie czasowym. Nikt się nie mógł wtedy do mnie odzywać. Prawie nigdy nie płaczę, ale to był taki moment, że wyłam jak bóbr. Choć teoretycznie nic się nie stało. DR: A Twoje największe marzenie? Każdy ma jakieś marzenia, nawet nierealne. AM: Największe nierealne marzenie... chciała bym jeździć tak jak chłopaki. DR: A może jednak? AM: W marzeniu musi być chociaż troszkę nadziei, że może jednak się spełni. Ale jeżeli chodzi o zawody i starty to wszystko klaruje się na bieżąco. Mówiłam, że w tym roku będę startować tam gdzie tylko będę chciała. Żadnego sezonu i cyklu, ale raczej przerzucę się z Polski na Mistrzostwa Czech, gdzie ten sport idzie do przodu i jest bardziej w popularny w porównaniu do Polski. Są tam lepsze, cięższe trasy. Zobaczymy jak to będzie. Na tą chwilę chciałabym ukończyć jedną rundę w czasie. DR: Jaki jest Twój największy idol? AM: Na pewno nasz wielokrotny Mistrz Świata w Super Enduro i Extreme Enduro Tadeusz Błażusiak. Mieszka na co dzień w Hiszpanii, ale zawsze startuje pod flagą Polski. Jest bardzo pracowity i solidny. W tym roku zakończył karierę oczywiście ostatnim wygranym przez siebie startem, bo potrafi skasować wszystkich. Coś mi się wydaje, że jeszcze będzie o nim głośno. Podejrzewam, że pojedzie na Dakar lub coś podobnego.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
65
GIMNASTYKA Z TRAMWAJEM
DR: Jest kobieta, na której się wzorujesz? AM: Mój ideał i wzór jeżeli chodzi o jazdę i resztę rzeczy to jest to moja koleżanka Patrycja, ta która ukończyła Sześciodniówkę. Jest drobniejsza ode mnie z czego zawsze się śmieję, bo ma mnóstwo siły. Wydaje mi się, że czasem jedzie siłą woli. Aczkolwiek dużo trenuje i prowadzi zajęcia. Jest bardzo uparta i ta technika! Po prostu talent! DR: Które z Twoich cech pomagają Ci w tym co robisz? AM: Nie przejmuję się na zapas, nie biorę niektórych rzeczy do siebie. Przed zawodami jest tak, że wszystkie mierzone próby można przejść pieszo. Zdarzają się ciężkie elementy do przejechania i potrafię przed spaniem nie myśleć o nich, podczas gdy reszta zastanawia się nad tym jak to przejechać odpowiednio. Ja się wyłączam i idę spać, bo muszę wypocząć. Nie zadręczam się tym, choć czasem zdarza się, że głowa zawodzi i się stresuję. Zwłaszcza przez presję, że powinnam wygrać, bo na przykład nie przyjedzie moja największa rywalka, ale jest druga dziewczyna, która jest tylko teoretycznie słabsza. Potem robię głupie błędy, przewracam się, nie potrafię wyrobić zakrętu. Jestem sztywna. Podczas dwudniowych zawodów, w pierwszy dzień wtedy jadę źle, a w drugi idzie mi o wiele lepiej. DR: Koniec słodzenia. Powiedz szczerze nad czym musisz jeszcze popracować? AM: Nad głową. Często się śmieję, że muszę pójść do psychologa sportowego. Już sobie tłumaczę: nie musisz się przecież stresować. Walczę też ze swoim lenistwem. Jeżeli chodzi o treningi to już jest nałóg. Ale najgorsze jest pakowanie. Czasem trzeba jechać gdzieś co weekend, a zawody są rozsiane po całej Polsce. Często pakuję się na ostatnią chwilę i zapominam różnych rzeczy. DR: Jak możesz zachęcić kobiety do uprawiania tego sportu? AM: Polecam. Warto spróbować. Na początek myślę, że wystarczyła by 125 (chodzi o pojemność silnika). Niektóre kobiety mają chłopaków, którzy jeżdżą i nie ma ich przez to dość długo w domu. Może wtedy warto z nimi pojechać i wspólnie spędzić czas. Nie jest to takie bardzo trudne jak się wydaje. Choćby spróbować przejechać po asfalcie, po łące. Nie trzeba od razu skakać i podjeżdżać pod strome podjazdy. Jest to ogromna satysfakcja, że nie tylko faceci potrafią jeździć. Niestety jest też mnóstwo siniaków i stłuczeń.
foto: arch. prywatne
66
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
NIEBANALNE PREZENTY Z POMYSŁEM www.welldone.co Sklep producenta czynny codziennie od 9:00 do 17:00 ul. Wałowa 4, 43-400 Cieszyn tel: 501 771 619
NASZE MIEJSCA DYSTRYBUCJI:
Strumień
Czechowice-Dziedzice
Chybie
Zebrzydowice
Hażlach
Bielsko-Biała
Dębowiec
Skoczów
Tesin
Cieszyn
Frydek-Mistek
Goleszów
Brenna
Ustroń
Trzyniec
Legenda
Wisła
- jesteśmy tam gdzie znajduję się czerowny punkcik - grubą linią zaznaczyliśmy teren Powiatu Cieszyńskiego
Istebna
Zebrzydowice Galeria Świstak - Księdza Antoniego Janusza 10a, Urząd Gminy - Księdza Antoniego Janusza 6, Gminna Biblioteka Publiczna - Księdza Antoniego Janusza 21, Dębowiec Mikroklimat - Szkolna 1, Urząd Gminy - Katowicka 6, Gminna Biblioteka Publiczna - Dębowiec 362/2, Ochaby Wielkie Stadnina Koni Ochaby - Hodowlana 16, Chybie Amatorski Klub Filmowy „Klaps” - Cieszyńska 2, Urząd Gminy - Bielska 78, Gminna Biblioteka Publiczna - Bielska 51, Gminny Ośrodek Kultury - Bielska 51b, Cieszyn Klubokawiarnia Presso - Zamkowa 3, Mamma Mia Ristorante - Stawowa 60, Restauracja Glęboki Talerz - Głęboka 29, Mount Blanc - Rynek 3, Restauracja Pod Merkurym - Rynek 9, Urząd Miejski - Rynek 1, Biblioteka Miejska - Głęboka 15, Stela - Mennicza 16, Cieszyńskie Centrum Informacji - Rynek 1, Dworek Cieszyński - Przykopa 14, Herbaciarnia Laja - Zamkowa 3, Bielsko-Biała Teatr Polski w Bielsku-Białej - 1 Maja 1, Wisła Urząd Miejski - Plac Bogumiła Hoffa 3, Biblioteka Publiczna Miejska im. J. Śniegonia - Plac Bogumiła Hoffa 3, Ustroń Urząd Miasta - Rynek 1, Biblioteka Publiczna Miejska - Rynek 4, Miejski Dom Kultury „Prażakówka” - Ignacego Daszyńskiego 28, Istebna Urząd Gminy - Istebna 1000, Biblioteka Publiczna Miejska - 873, Skoczów Urząd Miejski - Rynek 1, Biblioteka Publiczna - Adama Mickiewicza 9,Miejskie Centrum Kultury „Integrator” - Adama Mickiewicza 9, Punkt Informacji Turystycznej - Rynek 18, Hażlach Gminna Biblioteka Publiczna w Hażlachu, filia w Pogwizdowie - Katowicka 5, Urząd Gminy - Główna, Goleszów Biblioteka Publiczna Gminna - Cieszyńska 57, Urząd Gminy - 1 Maja 5,Brenna Biblioteka Publiczna Gminna Wyzwolenia 77, Urząd Gminy - Wyzwolenia 77, Stumień eMGOK - Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury - Młyńska 14, Urząd Miejski - Rynek 4, Miejska Biblioteka Publiczna w Strumieniu - Młyńska 10 Czechowice-Dziedzice Miejski Dom Kultury - Niepodległości 42, Czechy Český Těšín Teatr Divadlo - Ostravská 1326/67, Czytelnia i Kawiarnia Avinon - Główna 2061, Trzyniec Werk Arena - Lesní 60,
REKLAMA ZEWNĘTRZNA OKLEJANIE SAMOCHODÓW boardxpress.pl carxpress.pl
ul. Bielska Bielska 184, 184, 43-400 43-400 Cieszyn Cieszyn •• tel. tel. +48 +48 33 33 47 47 99 99 440 440 ul. www.spot.net.pl •• /agencja.reklamowa.spot www.spot.net.pl /agencja.reklamowa.spot
TABLICE REKLAMOWE OKLEJANIE CZĘŚCIOWE LITERY PRZESTRZENNE IKASETONY, CAŁOŚCIOWE, ZMIANA KOLORU
68
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IV 2017
OKLEJANIE SAMOCHODÓW carxpress.pl
STRONY WWW MULTIMEDIA toroxpress.pl
TABLICE REKLAMOWE boardxpress.pl
DRUK CYFROWY
printxpress.pl
ODZIEŻ REKLAMOWA promoxpress.pl
DEKORACJE WNĘTRZ decoxpress.pl