
11 minute read
Wyższa Brama Wolontariat, czyli zawsze warto pomagać
Hal ynaMalynovska
wolontaRiat,
Advertisement
Czyli zawsze waRto pomagać
„Kiedy świat wydaje się ciemny, wolontariusze mogą go rozświetlić”, Susan J. Ellis
Od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę aktywiści wraz z lokalnymi władzami rozpoczęli tworzenie punktów pomocy humanitarnej dla ukraińskich uchodźców na terenie całej Polski. W tych specjalnie przygotowanych „sklepach” można było dostać za darmo potrzebne rzeczy, artykuły spożywcze i chemię gospodarczą. Obecnie liczba punktów pomocowych jest nieco mniejsza niż na początku rosyjskiej inwazji, ponieważ zmieniła się sytuacja Ukraińców. Część uchodźców wróciła do domu. Ci, którzy zostali, podjęli pracę, co poprawiło ich sytuację materialną. Badania pokazują jednak, że zapotrzebowanie na takie „sklepy” jest wciąż aktualne.
Pracując nad tym tematem miałam okazję rozmawiać z kilkoma osobami, które brały czynny udział w udzielaniu pomocy. To ludzie, których życiowe credo brzmi – „nie możesz tylko obserwować, musisz działać”. Na początku zamierzałam opublikować suche informacje o działalności punktów pomocy na terenie powiatu cieszyńskiego. Jednak w trakcie opracowywania materiału zdałam sobie sprawę, że temat wymaga głębszej re eksji. Punkty pomocy to nie tylko lokale, ubrania i paczki makaronów. Dla mnie to przede wszystkim ludzie, którzy nie przeszli obojętnie obok sytuacji w Ukrainie, i często poświęcając swój czas, pieniądze i wiele codziennych zobowiązań, zaczęli pomagać. Tu, na miejscu i tysiące kilometrów stąd. Zarówno uchodźcom, jak i osobom, którzy w Ukrainie pozostali – zwykłym ludziom oraz żołnierzom. Ubraniami, jedzeniem, pieniędzmi, dachem nad głową, a czasem tylko dobrym słowem wsparcia i serdecznymi objęciami.
Jak działa ta pomoc, i jak to się wszystko zaczęło, opowiem na podstawie rozmów z czterema zupełnie różnymi osobami, które zajmują różne stanowiska, prowadzą bardzo aktywne życie, ale jednocześnie mają
otwarte serca dla wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Moimi rozmówcami byli: Izabela Brachaczek (Sołtys Kończyc Małych), Mariusz Andrukiewicz (Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości „Być Razem”), Anna Szczyrba i Edyta Diakowska-Kohut (Stowarzyszenie Pomocy „Kraina Marzeń”) oraz Tomasz Piwocha (koordynator magazynu pomocowego w Starostwie Powiatowym w Cieszynie, Prezes Polskiego Czerwonego Krzyża w Bielsku-Białej).
Próba przejęcia Ukrainy przez Rosję trwa już od 9 miesięcy. Od 24 lutego minęło sporo czasu i może się wydawać, że społeczeństwo już przyzwyczaiło się do wojny. Ale tak czy inaczej, rozmowy publiczne toczą się wokół rosyjskiej agresji, ataków na ukraińskie miasta i tego, jak Ukraińcom udaje się przeciwstawiać wrogowi. Osoby potrzebujące pomocy, podobnie jak w pierwszych miesiącach wojny, nigdzie nie zniknęły. Rosyjskie rakiety nadal „przypadkowo” uderzają w budynki mieszkalne, w wyniku czego całe rodziny nagle zostają pozbawione dachu nad głową.
Polacy zaczęli aktywnie pomagać Ukraińcom od pierwszych dni wybuchu wojny. Jako kraj sąsiedzki Polska otworzyła swoje granice dla kobiet i dzieci, które zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów. Ukraińcy przepływali przez granicę rwącym strumieniem, który zdawał się nie mieć końca. Po przekroczeniu granicy przerażeni, wyczerpani i zdezorientowani uchodźcy wpadali w ręce wolontariuszy – zwykłych ludzi, którzy nie umieli obojętnie patrzeć na to, co się dzieje.
Wolontariusze spotykali się z ukraińskimi uchodźcami w punktach kontrolnych na granicy, dostarczali im gorących posiłków, organizowali noclegi i przewozili ich w głąb Polski. I zarówno w dużych miastach, jak i w małych miejscowościach błyskawicznie zakładali punkty pomocy, do których każdy mógł przynosić potrzebne rzeczy. A właściwie nieco inaczej – praktycznie od pierwszych dni wojny zaistniała pilna potrzeba tworzenia zorganizowanych punktów niesienia pomocy, bo chęć pomocy okazała się bardzo duża. Pomoc humanitarna zaczęła napływać zewsząd, zarówno od zwykłych mieszkańców miast i wsi, jak i prywatnych przedsiębiorców oraz dużych rm.
Jednym z pierwszych i największych punktów pomocy, które otwarto w Cieszynie, był magazyn przy ulicy Stawowej. Zorganizowały go dwie dziewczyny, Ania i Edyta: – Od razu zaczęliśmy pomagać Ukraińcom, którzy przybyli do Cieszyna. Na początku wszystko to było dość spontaniczne i zrozumieliśmy, że istnieje pilna konieczność skoordynowania naszych działań z innymi wolontariuszami. Zaistniała więc potrzeba takiej przestrzeni, w której można by zorganizować odbiór rzeczy przynoszonych przez ludzi oraz jednoczesnego przekazywania ich potrzebującym. W praktyce oznaczało to odpowiednie warunki do posortowania i określenia rzeczywistej ilości posiadanych artykułów.
W ten sposób z inicjatywy Stowarzyszenia „Kraina Marzeń” przy wsparciu MOPS-u i Urzędu Miasta Cieszyna powstał punkt pomocy na ul. Stawowej. – Na początku radziliśmy sobie sami. Ale z biegiem czasu nagromadziła się duża liczba darów, w szczególności ubrań. Wszystko to trzeba było rozpakować, posortować – damskie, męskie, dziecięce, ciepłe, buty itd. To spowodowało, że zaczęliśmy zapraszać wolontariuszy. Wśród tych, którzy pomogli przywrócić porządek w magazynie, byli nie tylko Polacy, ale też dużo Ukrainek – mówi Anna Szczyrba. – Chcieliśmy stworzyć normalne warunki dla osób, które przychodzą po pomoc, bo rozumieliśmy, że nie jest to łatwe. Na przykład matka, która jeszcze niedawno była samowystarczalna teraz jest zmuszona przymierzać swoim dzieciom cudze ubrania – dodaje Edyta Diakowska-Kohut.
W ciągu sześciu miesięcy istnienia punktu pomocy przy ul. Stawowej odwiedziły go tysiące Ukraińców, którzy znaleźli schronienie w Cieszynie i sąsiednich miejscowościach. W pierwszych dniach potrzeby były bardzo duże. Przez magazyn codziennie przewijały się setki uchodźców. Z upływem czasu liczba odwiedzających punkt nieco spadła. Świadczyła o tym np. zmiana godzin otwarcia. Jeśli na początku punkt był otwarty codziennie, to teraz jest to tylko jeden dzień w tygodniu. Jednak zapotrzebowanie na pomoc nie zniknęło: – Każdy, kto pracuje w naszym punkcie, jest wolontariuszem, ale oczywiście mamy też swoje rodziny i pracę. A pod koniec lata coraz trudniej było to połączyć. Jednocześnie zbliża się zima i spodziewamy się ponownego wzrostu ilości ludzi potrzebujących pomocy. W trakcie funkcjonowania punktu zaprzyjaźniliśmy się z dziewczynami z Ukrainy i utrzymujemy z nimi kontakt. Wiemy, że sytuacja w niektórych miastach jest bardzo trudna, w szczególności tam, gdzie infrastruktura została uszkodzona lub zniszczona. Z tych powodów ludzie będą musieli wyjechać, aby przetrwać zimę. Będą tacy, którzy powrócą do Cieszyna albo przyjadą tu po raz pierwszy. Jesteśmy na to przygotowani - mamy mnóstwo ciepłych ubrań. Teraz jedynym problemem jest znalezienie chętnych do rozpakowania kartonów z ubraniami. Inaczej wygląda sytuacja z produktami spożywczymi i chemią. Jeśli kilka miesięcy temu mogliśmy kupować jedzenie za fundusze od sponsorów, lub otrzymywaliśmy pomoc od rm i prywatnych osób, które przywoziły paczki niezbędnych produktów, to teraz ilość tej pomocy znacznie się zmniejszyła – przyznają Anna i Edyta ze Stowarzyszenia „Kraina Marzeń” i zapraszają chętnych do pomocy w piątki od 9 do 15.
Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem” od początku kon iktu zbrojnego na

Ukrainie świadczy różnorodną pomoc na rzecz uchodźców dotkniętych dramatem wojny. Prezes Zarządu Mariusz Andrukiewicz przedstawił następujące informacje na temat wsparcia udzielanego uchodźcom przez Fundację: – Od początku wojny organizujemy pomoc w różnych formach. Tu na miejscu, w Cieszynie, w „Bistro na Wałowej”, zorganizowaliśmy bezpłatne ciepłe posiłki dla ukraińskich uchodźców. Łącznie wydaliśmy ponad 3 000 obiadów o wartości 46 500 zł. Od kilku miesięcy na terenie Fundacji, w porozumieniu z MOPS i Polskim Komitetem Pomocy Społecznej, wydawana jest również żywność dla uchodźców z Ukrainy. Ponadto Fundacja ściśle współpracuje z punktem dystrybucji darów dla uchodźców wojennych, prowadzonym przez Stowarzyszenie Pomocy „Kraina Marzeń” w Cieszynie przy ul. Stawowej 6, dla którego przeznaczone zostało ok. 50 tys. zł na zakup artykułów spożywczych i chemii gospodarczej. W tym samym czasie Fundacja „Być Razem” wspierała także inne działania skierowane do uchodźców wojennych, m.in. zakup sprzętu medycznego czy artykułów szkolnych dla dzieci. Część środków nansowych przeznaczona została też na przygotowanie paczek humanitarnych kierowanych bezpośrednio do Ukrainy. W odpowiedzi na prośbę burmistrza miasta Chortkiv ok. 20 tys. zł zostało przekazane bezpośrednio na budowę centrum wspierania uchodźców w tym mieście. W sumie Fundacja przeznaczyła dotychczas ok. 300 tys. zł na wsparcie osób dotkniętych działaniami wojennymi prowadzonymi na terytorium Ukrainy. Obecnie Fundacja „Być Razem”, dzięki wygranemu konkursowi amerykańskiej fundacji NESST, pracuje nad realizacją projektu, który będzie polegał na stopniowym wspieraniu i wprowadzaniu ukraińskich uchodźców na polski rynek pracy. Projekt skierowany jest do 120 osób, które zostały zmuszone do zmiany miejsca zamieszkania w wyniku działań wojennych w ich kraju. W ostatnim czasie Fundacja pozyskała również sprzęt komputerowy, który w najbliższych tygodniach będzie przekazany uchodźcom. Wyżej wymieniona pomoc jest możliwa dzięki ogromnemu wsparciu przedsiębiorców i organizacji, przede wszystkim rmy PPG Cieszyn S.A., a także Pro-Eco-Investment, Chicago Society, Subway, Verizon i wielu ludzi dobrej woli – mówi Mariusz Andrukiewicz.
Na terenie gminy Zebrzydowice schronienie znalazło ponad 300 ukraińskich uchodźców. Były to głównie matki z dziećmi uciekające przed wojną z centralnej i wschodniej Ukrainy. Od samego początku koordynowaniem pomocy zajmowała się Izabela Brachaczek, sołtys Kończyc Małych: – Najpierw zadzwoniłam do brata, bo wiedziałam, że w jego rmie pracuje wielu Ukraińców, którzy zaczęli sprowadzać tu swoje rodziny. Na początku pomagałam w znalezieniu mieszkań dla tych ludzi. Dzięki pomocy doktora Palucha i jego przyjaciół udało nam się zorganizować zakup najpotrzebniejszych rzeczy dla noworodków: pieluch, butelek i innych drobiazgów, które zostały wysłane do Kijowa. A w tym samym czasie mieszkańcy naszej
miejscowości zaczęli przynosić różne rzeczy. Na początku przynosili je do mojego biura. Ale z biegiem czasu zgromadziło się ich tak dużo, że stało się jasne – potrzebujemy oddzielnego pomieszczenia. Zwróciliśmy się z tą sprawą do Domu Pomocy Społecznej w Kończycach Małych i okazało się, że jest tam miejsce na zorganizowanie punktu pomocy. Trzy wolontariuszki: Ewa Kula, Ewa Gibała i Beata Somerlik, od razu zgodziły się na pracę w „sklepiku” – mówi. I dodaje: – Znalezienie mieszkań dla uchodźców było dosyć skomplikowane, bo nie dało się przewidzieć ostatecznej liczby osób potrzebujących zakwaterowania. Przykładowo oczekiwaliśmy kilku osób, a okazało się, że przyjechało kilkakrotnie więcej, bo zabierali ze sobą całą rodzinę, a nawet po prostu swoich znajomych. Wszyscy ci ludzie musieli gdzieś mieszkać. I chcieliśmy, żeby to były normalne warunki. Mieszkańcy, ze swojej strony szybko włączyli się w akcję udzielania pomocy. Zdarzyło się nawet tak, że ktoś przyspieszył remont mieszkania, żeby przyjąć uchodźców.
Mimo złożoności sytuacji były też dobre momenty. Pani Izabela z uśmiechem i dumą wspomina narodziny dziecka. Mała Polina została pierwszą Ukrainką, która urodziła się na Śląsku Cieszyńskim. Poród odbył się niemal natychmiast po przybyciu matki do Kończyc Małych, która wreszcie poczuła się bezpieczna. – Udało nam się również wysyłać pomoc do Ukrainy, na front lub do miast, w których ta pomoc była najbardziej potrzebna. Jeśli chodzi o pomoc nansową, to też otrzymałyśmy pomoc od różnych organizacji oraz rm prywatnych. Przekazano nam około 30 000 zł. Za te pieniądze mogliśmy kupić produkty spożywcze i rzeczy dla niemowląt – mówi Izabela Brachaczek.
Przez pewien czas „sklepik” w Kończycach Małych cieszył się dużym zainteresowaniem. Jednak z biegiem czasu liczba uchodźców potrzebujących pomocy spadła, i w efekcie punkt przestał działać. Pozostałe rzeczy postanowiliśmy wysłać do punktu pomocy w Słupsku. Miejscowa rma Olza Logistic zgodziła się zostać przewoźnikiem, a organizacją i koordynacją transportu zajęła się Fundacja „Lokalsi”. Łącznie wysłano 400 kilogramów darów.
Inną osobą, która znaczną część swojego czasu poświęciła na pomoc innym, jest Tomasz Piwocha, Prezes Polskiego Czerwonego Krzyża w Bielsku-Białej. koordynator punktu pomocy przy ul. Granicznej. Ten punkt pomocy został zorganizowany z inicjatywy Mieczysława Szczurka, Starosty Powiatu Cieszyńskiego, w pierwszych dniach wojny. – Możemy powiedzieć, że magazyn przy ul. Granicznej działa podobnie do centrum logistycznego. Pomoc humanitarną otrzymujemy z różnych źródeł: Czerwonego Krzyża w Bielsku-Białej, stowarzyszenia Joannici Dzieło Pomocy w Dzięgielowie, a nawet z Wielkiej Brytanii. Wielkość pomocy humanitarnej napływającej do magazynu jest bardzo znacząca. Dostarczana jest tutaj samochodami ciężarowymi. Naszym zadaniem jest posortowanie pudeł i paczek na miejscu. Część pozostaje w Cieszynie, dla mieszkających tu Ukraińców. Pozostałą część wysyłamy na Ukrainę. Są to opakowania z odzieżą lub pościelą, lekarstwami i produktami medycznymi, produktami higienicznymi, a nawet pasza dla zwierząt. Większość paczek jest dostarczana z gotowym oznaczeniem miejsca, do którego należy je przesłać. Bardzo ważne jest, aby to wszystko prawidłowo posortować, aby w paczkach, w których mają być np. buty dziecięce, nie znalazła się karma dla zwierząt. Jednocześnie staramy się, aby osoby, które przychodzą po pomoc do naszego punktu, na miejscu otrzymały wszystko, czego potrzebują do normalnego życia. Nie chodzi tylko o ubrania. Są to również produkty higieniczne, detergenty, naczynia. Zawsze mamy zapas wody butelkowanej. Latem było to oczywiste, ale teraz, gdy rozpoczął się rok szkolny, dzieciom wygodnie jest włożyć do plecaka zwykłą butelkę wody. To nie tylko kwestia zapotrzebowania na wodę, ale także kwestia psychologiczna. To tylko kilka złotych, ale kiedy trzeba zaplanować budżet, butelka wody, niestety, ale może nie znaleźć się na liście – mówi Tomasz Piwocha.
Sami uchodźcy biorą bezpośredni udział w tak zwanym „życiu punktu”, mówi koordynator punktu Tomasz Piwocha: – Większość osób, które tu przyjeżdżają, ma bardzo pozytywny stosunek do tego rodzaju pomocy. Ostatnio pojawił się taki trend, że ludzie przyjeżdżają tu nie tylko po coś dla siebie, ale sami przywożą swoje rzeczy. Są to zazwyczaj ubranka, buty lub zabawki dla dzieci. Tłumaczy się to tym, że dzieci szybko rosną, a dla niektórych stało się to prawie regułą - przed zabraniem nowych rzeczy zwróć to, co tobie już nie jest potrzebne. W trakcie istnienia magazynu powstała nawet stała grupa ukraińskich wolontariuszy, którzy regularnie pomagają przy rozładunku i sortowaniu. – Jest jedna pani z Ukrainy, uchodźczyni, która regularnie zabiera pościel z punktu, pierze ją i sortuje w komplety. W efekcie mamy gotową paczkę – poduszkę, koc i bieliznę, którą następnie wysyłamy na Ukrainę. Moim zdaniem zasługuje ona na szczególną uwagę. Nie wiemy, jaka jest jej sytuacja życiowa i nansowa, ale znajduje czas, żeby to wszystko wyprać, wyprasować i uporządkować. Trzeba zauważyć, że nie jest łatwa praca – dodaje Piwocha.
Praca magazynu na Granicznej jest bardziej zorientowana na dostarczanie pomocy humanitarnej. W Cieszynie sortuje się i pakuje rzeczy do dalszego transportu na Ukrainę. Dlatego w ostatnim czasie ludzie często przyjeżdżają na ul. Graniczną, aby osobiście wysyłać paczki dla bliskich lub na front. Zbliżająca się zima sprawia, że w paczkach wysyłane są obecnie głównie ciepłe ubrania oraz pościel.