2 minute read
Kierunek Jazdy Ostatnia podróż
Ostatnia podróż
Do żadnej innej książki nie wracałem w minionych miesiącach tak często, jak do „Ostatniej podróży Winterberga” czeskiego prozaika Jaroslava Rudiša. Te powroty miały wiele wspólnego z pewnego rodzaju tęsknotą, a być może i żalem. Żałowałem przede wszystkim, że dwaj protagoniści powieści – jednym z nich jest emerytowany motorniczy tramwajowy – nie dotarli w swojej, trwającej na 600 stronach, podróży do Cieszyna. Choć jak przyznawał podczas spotkań autorskich Jaroslav Rudiš, mogliby do miasta nad Olzą się wybrać. Kolejowa peregrynacja bohaterów nie byłaby możliwa, gdyby nie ślad wyznaczany przez bedeker, wydany w 1913 roku, i stanowiący dla tytułowej postaci Wenzela Winterberga biblię podróżniczą. Oczywiście wątek podróży jest tu bardzo ważny, choć nie najważniejszy – kluczem opowieści jest przede wszystkim nakładanie się epok historycznych i ich wzajemna osmoza oraz mroczna fascynacja czasem gwałtownej przemiany historycznej. Żyjemy dziś w momencie, który do pewnego stopnia pozwala lepiej zrozumieć czym jest codzienne myślenie o zmianie, zarówno tej dużej, w skali makro, jak i tej mniejszej, wymuszanej na każdym z nas przez coraz bardziej dojmującą rzeczywistość. Konia z rzędem temu, kto rozważając powzięcie poważnych kroków natury egzystencjalnej nie rozpoczyna od projekcji podróży, i tej dalekiej, i zupełnie nieodległej. Niemal każda z nich miewa swój początek na dworcu kolejowym, a przynajmniej taką jej romantyczną wizję mam przed oczami, snując opowieści o rozmaitych wędrówkach. Mamy w Cieszynie to szczęście, że do legendarnego już dworca równie słynnej kolei Koszycko-Bogumińskiej, z którego z nielicznymi przesiadkami dotrzemy do wielu ważnych europejskich ośrodków, dołączył odrestaurowany dworzec przy ul. Hajduka. Pojawiają się na nim podróżni, co jest widocznym znakiem niwelowania kolejowego wykluczenia Śląska Cieszyńskiego. Co więcej, dworzec ożył na tyle, że w listopadzie otrzymał tytuł „Dworca Roku 2022”, gdzie kapituła przyznająca ogólnopolską nagrodę doceniła jego „nowoczesność i funkcjonalność”. Kolej powraca też do innych ośrodków na Śląsku Cieszyńskim – już wkrótce, po latach przerwy, będzie można pociągiem dotrzeć do stacji Wisła Głębce. Nie mogliśmy więc w tym numerze „TC” nie przypomnieć historii cieszyńskich dworców kolejowych oraz dostrzec pewnych zmian związanych z powrotem kolei do polskiej części miasta, z którymi wkrótce będziemy musieli się zmierzyć. Rozpocząłem ten tekst od odwołania do nowej i wielokrotnie już nagradzanej powieści Jaroslava Rudiša. Tuż przed wysłaniem tego numeru do druku dowiedzieliśmy się o śmierci wybitnego poety Jerzego Kronholda. W swoją ostatnią podróż wyruszył w jeden z ponurych listopadowych niedzielnych wieczorów, zostawiając nas – wszystkich czytelników, znajomych i przyjaciół, z poczuciem wielkiej wdzięczności za to, że nasze ścieżki mogły wielokrotnie się krzyżować. Wraz z odejściem Jerzego Kronholda kończy się pewien świat. Od tej chwili mój, i pewnie nie tylko mój Cieszyn, będzie wyglądać zupełnie inaczej. W ostatnich latach często myślałem o Jerzym – przywoływałem w pamięci fragmenty jego utworów, znajdujących się na mojej prywatnej liście najważniejszych wierszy, które okazywały się najdoskonalszym komentarzem codzienności. Choćby w sytuacji, gdy po raz pierwszy dostrzegłem wyburzony mostek nad Ropiczanką, będący łącznikiem dwóch brzegów dla wielu spacerowiczów, biegaczy czy rowerzystów. „Nie będzie już długich spacerów nad Olzą” – pomyślałem w pierwszym odruchu. Dziś te słowa mają dla mnie zupełnie inny ciężar. Jerzego nie spotkam już na jednym ze spacerów, gdy przypadkowo wpadaliśmy na siebie. Gdy ostatnio przebiegałem wzdłuż ulubionej rzeki, nieustannie myślałem o kilkunastu wierszach z trzynastu wydanych tomów poety. I poczułem wdzięczność, że kiedyś wspólnie mogliśmy odbyć tę podróż, spotykając się na długim spacerze nad Olzą.
Advertisement
Marcin Mońka