Bezkres Nr 10 - 5/2020

Page 1

BEZ{

}

KRES

NR 5 (10)

MAJ

2020 A.D.

ROK II

(druk) ISSN 2658-0381 e-ISSN 2658-039X

cena numeru

20 PLN (8% VAT)


Joanna Korecka Czynniki pierwsze Z drżącego ciała roztkliwienia z uniesień, rozstań i zwątpienia muszę rozłożyć Ciebie wierszem na rozkoszne czynniki pierwsze I zastanowić się dokładnie czy jestem w górze czy też na dnie ;) 1-szy to grymas ust zmysłowy prześlicznie one wykrojone 2-gi to oczy w których kąpać się mogę – chyba w nich utonę 3-ci to piegi na twej twarzy które tak lubię liczyć sobie 4-ty to dłonie jak z ołtarzy drewnianych świętych – ku ozdobie 5-ty (półmetek) to malarskie talenty twoje i spojrzenie które zamienia ziemię w Eden a wodę w ogień i płomienie 6-ty to głos twój jak aksamit który zachwyca wciąż od nowa 7-my to słowa twoje gładkie i poematów licznych mowa 8-my to uśmiech, wciąż go słyszę jak biegnie do mnie jak szalony 9 czynnik to milczenie w nim także jesteś zanurzony 10 - dotyk wielobarwny co wyczaruje uniesienie… Każdy z osobna z tych czynników Uczynił we mnie poruszenie niczym dziesięciu przewodników w kraju ulotnym jak marzenie a gdy się je ułoży razem to tylko jedno jest uczucie… miłość i w sercu mocne kłucie. Wiec chyba dobrze to się stało tak być musiało – ciągle słyszę w górze i na dnie się spotkało uczucie co nami kołysze

strona: 2

Drodzy Przyjaciele BEZKRESU Zwracam sie do Was z gorącą prośbą. Dzięki Waszym zachętom, Waszemu wsparciu, Waszym tek‐ stom i Waszym uwagom udało nam się wydać już wiele numerów naszego pisma. Chcielibyśmy to dzieło kontynuować. Nie da sie jednak drukować go bez Waszego wsparcia finansowego. Pokornie proszę o po‐ moc w zebraniu funduszy na druk kolejnego numeru. Liczy sie każda złotówka. Każda wpłata. Redaktor naczelny Adam Grzelązka

zrzutka.pl/krjztm P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

W numerze: POEZJA Joanna Korecka Czynniki pierwsze: 2 Emilia Korzeniowska Nie pozwolę...: 4 A życie toczy się dalej...: 4 Przemysław Zarychta Opiekuńczy misiu: 6 Pokonać siebie: 6 Piosenka dla taty: 6 Bożena Helena Mazur-Nowak wachlarz:7 szal: 7 mewy: 7 Anna Marszewska Rytm natury: 7 Każde...: 7 W jednym sercu: 7 Beata Śliwka Splątani (em): 8 Sacrum: 8 Podmuch: 8 Weronika Sikorska Bądź: 8 Bezpieczna przestrzeń: 8 Anna Maria Mickiewicz Koronawirus: 9 Wspomnienie: 9 Angielska pogoda...: 9 Grażyna Werner Inaczej: 9 Ostatni spływ: 9 List do Dziadka: 9 Radoslaw Marcin Bartz Nienazwane od lat rozterki: 9 Maratończyk: 9 Izabela Kasprowicz-Żmuda Emmanuel: 11 Wyjdę...: 11 Izabela Bazydło Mężczyźnie przed wyrokiem: 12 Mój mężczyzna: 12 zwyczajność: 12 Tadeusz Zawadowski Wiersz dla ojca: 12 Modlitwa o ojca: 12 Nie ma ojca: 13 Piosenka dla ojca: 13 Kasia Dominik Mężczyzna życia: 13 Post scriptum do miłości: 13 Post Scriptum do miłosci: 60 Magdalena Idryjan Kuszenie Ewy: 14 Pytanie: 14 Przyzwyczajenie: 14 Kinga Michałowska Za co Cię kocham?: 14 Jeśli możesz: 14 Emilia Pilarska-Ciesielska *** (bezczelny...): 15 Iskra bogów: 15

Michał Kozłowski Re: 15 Wiersz dla rocznej córeczki: 15 Głowa do góry: 15 Czarny piątek: 15 Czy ty też jesteś taki samotny: 15 Henryka Ziaja Moje zauroczenie: 16 Nasi panowie: 16 Oda do męża: 16 Bartosz Bukatko Gazolina: 16 Magdalena Cybulska Zielnik: 17 *** (Czy brat Cyprian...): 17 *** (Brat Cyprian zawsze...): 17 Małgorzata Fabrycy Haiku: 17 Katarzyna Georgiou Wybór i relacje: 18 Irena Kapłon List przez ocean czasu: 18 Chwila w podróży: 18 Teodozja Świderska Być ojcem: 20 Wspomnienie: 20 Urszula Joanna Wintrowicz Różowe okulary: 20 Seweryn K. Topczewski XXX: 21 Ojciec: 21 Puste krzesła mojej duszy: 21 Krzysztof Graboń Zwątpienie w nazwę: 22 Próba polonistycznego powrotu: 22 Współczesny wędrowiec: 22 Pan jest chory: 22 Kartka z Krasiczyna: 22 Być może pytanie o przyszłość: 22 Beata Frankowska *** (A przecież Niebo...): 22 *** (Lubię patrzeć gdy ...): 22 Markat Nowacka Szczęście po gigancie: 23 Adaś: 23 On: 23 Michałowi: 23 Artur Wodziński Każda przyjaźń to skarb: 23 Mój starszy brat Sebastian: 23 Małgorzata Kulisiewicz Syn Marnotrawny: 24 *** (Pokój ojca...): 24 Łukasz Nowakowski Na pewniejszych skrzydłach: 24 Momentami: 24 (Nie)lepsze jutro: 24 Anna Wrocławska Moc opiekuńczości: 25 Mężczyzna: 25 Przeprosiny: 25 Kochanek vs. Przyjaciel: 25

Diana Pluta Słodkie Kochanie: 25 My: 25 Withkacy Zaborniak akeda: 26 ostatni list: 26 testament: 26 do nieujarzmionej: 26 Adam Nowaczuk że życie / ma sens: 27 Dla ojca: 27 niedokończony list: 27 Krzysztof Nowaczuk Skrucha [laudes]: 27 Twój uśmiech: 27 Memu tacie: 27 młody {fraszka}: 27 Władca [Epigramat]: 27 Adam Gabriel Grzelązka Jak pewnie: 61 Leszek Lisiecki Koncert: 63 Kołysanka dla Bartka: 63

ESEJE Konrad Stawiarski O poezji słów kilka III: 59 Adam Gabriel Grzelązka Wędrujac ze słowem:61

RECENZJA Zdzisław Antolski Proza życia: 55

D R A M AT Anna Canić Przygody Petry Gynt cz. II: 34 Roland Hensoldt Chwile zapożyczone...: 36

P OW I E Ś Ć Przemysław Zarychta Michalski VII: 40

PROZA T Ł U M AC Z E N I A Marguerite Swirczewska z FRANCUSKIEGO

Rim Battal Skamieniały lęk: 28 Lądowanie na Księżycu: 28 Taras: 28

Z LITEWSKIEGO

Agnieška Masalytė Niebo: 30 Kto nie czyta poezji: 30

Z NIEMIECKIEGO

Christa Beau książka:31 Grażyna Werner Wyśnione łąki: 31 Gwiezdne godziny: 42 Haibuny: 44 Kolory: 53

Z WŁOSKIEGO

Izabella Teresa Kostka Pater meus (ojcze mój): 33 Memento: 33

REALIZM TERMINALNY Tania Di Malta Hołd dla Pippo Bacca: 32 Mikrofon: 32 Lalka: 32

WYWIAD Adam Gabriel Grzelązka Wywiad z Emilią Korzeniowską: 4

Liebe: 38 Anna Marszewska Wszystko ma swój czas: 43 Izabela Bazydło Mój mężczyzna: 49 Tristan Klareski Milka: 50 Seweryn Krzysztof Topczewski Żebro: 52 Kasia Dominik Zwyczajny niezwyczajny...: 54 Mężczyzna...: 60 Mężczyzna w rzeczy samej...: 62

Festiwal Litery S Ł OWO L I T E R A ZNAK Tristan Korecki Odporyszów: 10 a wczora z wieczora: 11 Teresa Dobrzyńska Poezja wśród obrazów..: 56 Joanna Klarecka Festiwal SŁOWO LITERA ZNAK: 57 Arnold Ananiczius Martwa natura z kulą nicości: 58

INNE Krzysztof Dąbrowski Powrót z delegacji: 48 Męska duma: 48 Biały miś: 48

Darowizna na rzecz BEZKRESU Kod BIC (Swift): BPKOPLPW IBAN PKO BP: PL 66 1020 4027 0000 1102 1442 2317

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 3

ADAM GRZELĄZKA – BEZKRES – DAROWIZNA ul. Stroma 3 62­510 Konin


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Czym jest dla ciebie poezja? Poezja to celebrowanie życia, magia życia niekoniecznie rozumiana, jako bajka. Coś, czego nie da się zdefiniować, bo jest indywidualnym odbieraniem tego, co nas otacza, zachwyca, bawi, boli, irytuje, intryguje. Pojęcie "poezja" wywołuje we mnie stany zachwytów, radości, euforii, ale także smutku, przygnębienia, tęsknoty, żalu… To moje odczuwanie, przeżywanie…

Kim jest poeta?

WYWIAD

Nie pozwolę…

strona: 4

na próżno się trudzisz Nasza miłość nie podda się twojej złej próbie jest niezniszczalna piękna i po kres szczera i prawdziwa Ja to dobrze wiem.

Gdyby się tak dało zamrozić chwile te piękne szczęśliwe radosne gdyby się tak dało oszukać zły czas zatrzymać wszystko co zachwyciło Podziwiam rozkwitającą różę taką dostojną i dumną promienie słońca spijają z niej rosę Zostań na zawsze taka piękna różo a ona szepcze drżącym cichym głosem Patrz szybko zachłannie bo niedługo umrę Biegnę w deszczu po bezkresnej łące moje stopy pieści aksamitna trawa mogę tak bez końca lecz deszcz przestał padać słońce wraz z wiatrem przegoniły chmury Obejmujesz mnie czule delikatnie całujesz a uśmiech twój mówi: jakże ja cię kocham też ciebie kocham ty wiesz przecież jak bardzo Czy miłość naszą noc kiedyś pochłonie? O nie! Nie pozwolę! Złóż broń swoją czasie tym razem nie wygrasz

Ktoś, kto wyraził już wszystko, bo nie ma go między nami… Poetą jest Asnyk, Norwid, Miłosz. Jednak można również powiedzieć, że poetą jest każdy z nas. Każdy, kto odczuwa i kocha otaczający nas świat pełen cudów. Kto potrafi dostrzec w małej roślince przebijającej się przez beton siłę, wolę, chęć życia. Poetą jest ten, kto potrafi współodczuwać, widzieć dobro w każdym człowieku.

Jak stać się poetą? Mieć otwarte, oczy, uszy, serce ,duszę i przekazywać to, co widzi, słyszy i czuje innym

Jak powstają twoje wiersze? Moje wiersze powstają w różnych okolicznościach. Bywa, że zobaczę coś, co mnie zatrzyma, zachwyci i nerwowo szukam długopisu, by zapisać to, co widzę, bo wersy same się układają i muszę je zapisać. Piszę też, kiedy mną coś wstrząśnie, coś zaboli, coś dotknie… Mam nieodpartą wolę to rejestrować. Chęć pisania często zrywa mnie ze snu i powstaje wiersz pod wpływem impulsu… Szłam kiedyś ulicą i byłam świadkiem dość okrutnego obrazka. Umierającego gołębia zaatakował inny ptak. Próbowałam pomóc nieszczęśnikowi, ale się nie udało. Po całym zdarzeniu usiadłam na ławce i napisałam o tym wiersz.

A życie toczy się dalej… Bezchmurne niebo kusi błękitem słońce ogrzewa świat promieniami tak już wiosennie lekko i radośnie nią oddychać

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Na chodniku pod oknem drżąca kupka pierza zraniony gołąb schronił się w kąciku Tu chce pewnie swojego dokonać żywota cierpi w milczeniu pogodzony z losem

Dlaczego poezja? Czemu piszesz wiersze? Jak to się zaczęło?

Ludzie zerkają może mu współczują spiesznie idą dalej jakby zawstydzeni Podchodzę bliżej może coś zaradzę lecz mnie uprzedza czarny ptak to kruk

Gdzie szukasz inspiracji? Co napełnia cię natchnieniem? Co cię motywuje?

Ruchy ma szybkie drapieżne zaborcze dziobem rozrywa delikatne ciało jest w ferworze walki nie zamierza przestać dokonuje planu bez chwili wytchnienia

Na próżno próbuję odgonić zabójcę jest sprytny okrutny dobija ofiarę w końcu tryumfuje odchodzi zwycięski nie zwraca już uwagi na swe pole walki Wiosna nadchodzi a przyroda rozkwita zachwyca zaprasza do życia tylko gołąb na chodniku nie ujrzy już jej czaru

Inspiruje mnie wiele sytuacji… Może to być uśmiech dziecka, grymas na twarzy staruszki, lot ptaka, rosa na płatkach róży, a także rozpacz kogoś obok, nieszczęście lub radość. Natchnienie przychodzi niekiedy w najmniej oczekiwanym momencie. Bardzo pomaga mi w pisaniu muzyka mojego ulubionego A. Vivaldiego. Potrafię wtedy ulecieć na mojej upatrzonej chmurce ku niebu i tworzyć swoje wiersze

Czym jest talent? Czym jest natchnienie? Skąd się biorą? Talent dostajemy w darze od Boga, ale to nie wystarcza, bo musimy nieustannie nad nim pracować, a właściwie, to go szlifować, doskonalić. Natchnieniem natomiast nazywam niepowstrzymaną chęć opisania czegoś, co widzę, czy czuję, co mi nakazuje rejestrować, by nic nie umknęło.

Kiedy sięgasz po pióro? W jakich sytuacjach? Bywa naprawdę różnie… W tramwaju, na ulicy, w lesie, parku, przy gotowaniu zupy pomidorowej, nawet w kinie. Nie potrafię przewidzieć, kiedy nagle, jak to zwykłam nazywać, "coś mnie ruszy", a rusza mnie w przedziwnych często miejscach i okolicznościach.

WYWIAD

Instynkt to zabójcy walka o przywództwo czy ptasia zabawa? a gdzie u ofiary instynkt przetrwania? gdzie strach, gdzie krzyk bólu? poddać się bez walki?

Zaczęło się od pamiętników w szkole podstawowej. Nie były to suche relacje… Zawsze ubarwiałam moje przeżycia emocjami. Pisać wiersze zaczęłam w liceum. Na początku dla mojej pierwszej miłości, a potem zauważyłam, że muszę pisać o wszystkim. Pisanie odrywa mnie od codzienności, przenosi w mój świat, pozwala siebie wyrażać.

Co ci przeszkadza w pisaniu? Właściwie, to mogę stwierdzić, że nic. Nawet kiedy przemoknę do suchej nitki plączą mi się w głowie nowe wersy o deszczu, chłodzie. Jestem ciepłolubna i nie lubię jesieni, ale i w niej znajdę zawsze jakiś urok, jakiś zachwyt, jakąś pozytywną cechę.

Jak sobie radzisz ze zniechęceniem? Opisuję je i przyznam, że powstają wówczas wiersze o smutnym zabarwieniu… Ale przecież życie prowadzi nas krętymi ścieżkami, często pod górkę. Żeby docenić jego piękno, trzeba często się z nim zmagać… upadać i podnosić się.

Jak rozwijasz swój warsztat poetycki?

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 5

Bardzo trudne pytanie i chyba nie odpowiem na nie wyczerpująco. Nie jestem poetką, nie mam aspiracji do bycia nią. Po prostu piszę, kiedy "coś mnie ruszy" i dlatego mój tzw. warsztat jest kwestią otwartą :).


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Twoje książki poetyckie – jak powstały? O czym są? Dlaczego takie, a nie inne wiersze? Moje wiersze, eseje są, jak już wspomniałam o tym, co zaobserwuję , co przeżyję, co mną wstrząśnie, co mnie zatrzyma. Najczęściej o miłości do natury, ludzi i Boga. Co do publikacji, to nigdy nie zabiegałam, ani też nie mam takiej potrzeby wydawać swoich wierszy. Rzucam je na portalach i to mi wystarcza. Cieszę się, że ludzie mnie czytają, komentują, identyfikują się ze mną. To mi daje olbrzymią satysfakcję. • „Pomiędzy nocą a dniem”, (Drukarnia i Wydawnicwo Diecezjalne w Sandomierzu 2018)

Biogram: kilka słów o mnie

POEZJA

Emilia Korzeniewska ur. 2.06.1955 r. Mieszkam w Poznaniu. Z zawodu nauczycielka. Pracowałam z małymi dziećmi. Obecnie na emeryturze. Jestem mamą dwóch córek i babcią trzech wnuków. Swoje wiersze zaczęłam publikować od ponad roku. Namówił mnie do tego przyjaciel, który skutecznie "opróżnia moje szu lady". Za jego namową zaczęłam publikować na portalu poetyckim "E-multi", "Zacisze", a także na stronie poetyckiej "Biały kapelusz". Większość wierszy publikuję na swoim profilu na Facebooku.

Przemysław Zarychta Opiekuńczy misiu Był raz misiu słodki, mały, Co wszystkie damy go kochały. Miał też inne zalety wielkie, A przy uchu niewielką tasiemkę. Był tak pluszowy i uroczy, Nikt jak on nie umiał zauroczyć. Bo tak przytulił i zamruczał Piosnkę co w kwiatach słodko obrzucał.

Możesz być Niebem a nawet i Ziemią, Wodą i ogniem lub ludzką potrzebą. Zeusem z Egidą czy nawet Sechmetem*, Wiec jedno w tej talii jesteś waletem. Bo miecz twój tępy a zbroja skórzana, Lecz jedno co świeże to twoja rana. Po walce, która może być błaha, Lecz niejednemu napędziła stracha. Gdy widać tylko popłoch i wrzawę, Ty dzielnie kroczysz trzymając buławę; I gnasz do przodu na przekór losu, Pot zaś spływa z końca twych włosów. I stąpasz powoli, ale wciąż żywy, By w końcu rzekł ten nieurodziwy: „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”** Choć wcale na to nigdy nie liczyłem. * Sechmet – egipski bóg wojny, zemsty i chorób **„Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem” - cytat z listu Juliusza Cezara do przyjaciela Aminitiusza z 2 sierpnia 47 p.n.e. cytowane również przez króla Jana III Sobieskiego w liście do papieża po zdobyciu chorągwi tureckiej w parafrazie: "Vidi, Veni, Deus Vicit"

Piosenka dla taty To Ty, Mówiłeś mi co dobre, a co złe. Sznurować nauczyłeś mnie, Prawą rękę na zgodę wyciągałeś, Gdy nabroiłem a potem się bałem, Zawsze przy mnie z boku stałeś, Kiedy smutny byłem to przytulałeś; Teraz czule te chwile wspominam, Bo też mam swojego dzielnego syna I powtarzam mu ciągle te słowa: Kiedy wreszcie ruszy się Twa głowa? Kochany Ty.

strona: 6

Szczyptę czułości i bezpieczeństwa, Że pokochałbyś go od maleństwa; Te piękne oczka, nosek malutki, Przytul misia odpłyną Twe smutki.

Przemysław Zarychta Pokonać siebie

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Anna Marszewska Bożena Helena Mazur-Nowak Rytm natury wachlarz pchnięte tętnem natury odpłynęły Ryby Baran – w trygon ognia rozniecając słońce krzemieniem powietrza chłód parą zasysa budzi chciwość życia i w zebraną wilgoć tchnie mocą energii

na balkonie róże czerwone prężą się pod słońca blaskiem w wiklinowym fotelu siedzę na kolanach tomik wierszy napisanych dla mnie i o mnie zostawiłeś go z premedytacją żebym nie mogła zapomnieć

znakiem żyznej ziemi Byk racicą grzebie rwie senność korzeni nasieniem rozrzuca wabiąc krwi czerwienią potrzebę poczęcia życiodajną zdrową prokreacją wiosny i rogiem przynosząc obfitości światła rozwiera wilgocią rozpulchnione łona

środek lata wszystko kipi żyje w półmroku pokoju siedzę za wachlarzem twarz kryję wszystko mija i ja przemijam

szal

polifonią fugi erotyki powietrza nabrzmiewają grona na Bliźniaczych wargach w rytm cyklu natury niebnego zodiaku

podarowałeś mi szal tęsknoty otuliłam nim duszę i ciało i podałeś szklankę goryczy jakby smutku było mi mało

Każde...

myśli też jakoś trudno pozbierać każda z nich biegnie w inną stronę wzrok zatrzymał się na obrazie w którym szczęście jest uwięzione

mewy plaża dzisiaj taka pusta nadaremnie szukam naszych śladów na piasku poranny odpływ wszystko zmył wczoraj byliśmy tutaj razem morze łaskotało nam stopy wiatr plątał włosy i ręce mewy takie zdziwione jakby chciały spytać gdzie miłego zostawiłaś powiedz gdzie

na horyzoncie biały żagiel tak daleko jak ty

nocą zawieszone pod przymkniętą powieką wnika echem twardych uderzeń odziera kolejne wchodząc insektem wyżera wnętrze wypełnia pustką wyrywając niepotrzebne serce każde okorowane drzewo umiera w twardości blizn pokamiennych słów

W jednym sercu Kiedy życie zachłanne sobą się nasyci i powróci do źródeł zespoleniem ciszy, jak przydrożna stanica w zmęczeniu wędrowca, pożądaniem narasta w zapisanie myśli. Zabierała je w łono świadomością chwili. Wolą kształtu nadania w potrzebie rodzenia. Postrzegając zachwytem ubierała słowa w zakochane litery – lustra swojej duszy. I czytając wersami gramatykę uczuć, atramentem natchnienia zabarwiała strofy. Swoistością natury kreśląc każdą zgłoskę, wieki trwalszą niż marmur... choć koronką chwili. Wagę zdarzeń przeżytych przenosząc w obrazy, alfabetem – Poezjo – szarość rozświetlałaś międzywersie barwami znaczeń nasączając... Zatem zostań pomnikiem... choćby w sercu jedynym. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 7

muszelki w naszyjniku szumią smętnie

ostrze słowa odziera płaty kory odsłania delikatną bezbronność POEZJA

serce w piersi trzepocze jak motyl który wpadł w pajęcze sieci choć sie stara szarpie i miota to do nieba już nigdy nie wzleci


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Beata Śliwka Splątani (em) Spragnionymi ustami dotykiem drżących dłoni na skroniach pocałunkiem splecionych serc w bliskości spragnionych dusz muskając barwy kochania cielesnych pragnień w korowodzie tańca miłości dla dwojga palcami czułości splątani w sobie.

Sacrum

POEZJA

W spragnionym oddechu żarem otuleni, dotykiem tylko dla siebie z rozszerzonymi źrenicami, w urywanym oddechu zatrzymani w sobie, niebezpieczną bliskością złączeni, w spełnieniu bliskości zmysłami, w zapatrzeniu milczenia opuszkami palców, dopełniamy sacrum.

Podmuch

Wiatrem w moich włosach pocałunek złożyłeś, ramionami oplotłeś jak powiew gorącego oddechu unosiłeś lekko, szeptem drżącym dotykiem pieściłeś,

strona: 8

potem słowa przestały płynąć zatrzymały czas, zawiesiły pomiędzy, nieodpartą pokusą istnienia bezmiarem kochania gdzieś, przeplatane nierównym oddechem.

Weronika Sikorska Bądź Raz jeszcze Obudź Poczuj I zobacz Podziękuj za Sny Obecności I doświadczenia Będące skrajnością Rzekomo Dawno nieposiadaną Wyremontuj Oczekuj I czekaj Doceniaj Kochaj I pragnij Tylko więcej Czyli aż Od słowa do łoża Od pieśni do czynów Przez dźwięki po pierwsze Doznania Przez wiersze po nieostatnie Rozkosze

Bezpieczna przestrzeń Pod wielkim żurawiem Ogrom konwulsji Wśród rajskiej scenerii Literackich potyczek Słowa rzucane Wśród westchnień i wiatrów Obijające stoczniowe Zakątki i skrytki Dwie krótkie chwile Nad wyraz subtelne Nieznane dotąd W nieświadomości Naiwnej młodości Bezpiecznej męskości Potrzebnej na miarę Tak delikatny Zapamiętany Kolejne iskierki Wzniecone P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Anna Maria Mickiewicz Koronawirus Londyn 2020

Ulice pustoszeją Wiosna buszuje po parkach Śmigła wirusa Sprawują władzę

Wspomnienie Londyn 2020 Dedykuję drogiej Pani Barbarze Jurkowskiej-Nawrockiej

Ciepłych oczu wspomnienie i gwaru słów poetyckich

Grażyna Werner Inaczej Zagryzam wiersze muzyką, śpiewam kolory i kształty, wracając znikąd donikąd przez Mamry, Niegocin, Tałty. Rysuję w powietrzu smaki i wącham nocy aksamit, gdy świat ten, wspaniały taki, dzielę, przyjaciele, z wami.

Ostatni spływ I znów zatęsknić za Starą Drawą, za tą zdziczałą zielenią, za lewym brzegiem, za stroną prawą, gdy fale w słońcu się mienią.

Ciepło londyńskiego dnia i wymiana wzruszeń słów mimowolnych znanych tylko wtajemniczonym w istotę równań poetyckich

Za tamtym moim ostatnim spływem, u progu do tego świata, w którym poznałam życie prawdziwe, gdzie wszystko w całość się splata.

Angielska pogoda w czasach wirusa 2020

POEZJA

Jabłka opływają kroplami Ludzie przemykają Kaptury przemoczone Buty też Taka ulewa!

I znów zatęsknić za Starą Drawą, gdzie za kolejnym zakrętem czeka mnie, wszelkich przygód ciekawą, życie z kolejnym prezentem.

List do Dziadka

To nie ulewa mówią niewzruszeni Anglicy To tylko deszcz Za chwilę niebo rozbłyśnie błękitem

Ten list trzeba dzisiaj napisać, ubrać w słowa to, co gra w duszy, nie pozwolić życia wysysać, dawne skały z miejsca poruszyć. Tych emocji nie oddasz słowem, pozostaną między wierszami. Rozpocznijmy dziś życie nowe. Przybądź, Dziadku. I zostań z nami.

Radoslaw Marcin Bartz Nienazwane od lat Maratończyk rozterki

Księżyc w pełni

przyjdzie czas przebudzić się z pięknego snu znów na wózku inwalidzkim. Dedykuję: Marzeniom nieuchwytnym

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 9

Będąc nigdzie byłem już wszędzie widziałem wszystko choć jestem ślepy słyszałem dźwięki a uszy moje nie istnieją ogrzewam twarze pozostając zimnym dawno już umarłem lecz wciąż jeszcze trwam wiecznie sam kręcę się pośród ciał

Gdy ramię przy ramieniu maraton pokonujemy, gdy miesiące wcześniej wspólnie się przygotowujemy, gdy wierzymy, że razem ten cel osiągniemy, gdy już linię mety po raz pierwszy przebiegniemy,


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Tristan Korecki Odporyszów

wnęk -- Wnęk –wnęk [B.F., cudziennej::::]

Janie Janie w żabieńskim zaułku za skrętem drożnym pośrzód drzew gdzie kościelna ostoja wykwita pnąca z wieżycą rozłożysta sławetnym mało-wiele i cóżeś ty nam naczynił i jakież to twe dziedzictwo

Festiwal Litery – SŁOWO, LITERA, ZNAK

o zachłyst szczery serdeczny przyprawia a tak to nie-głośno o tem omal-że nic; haniebne-ż to? podniebne-ż więc? i cóżeś ty Janie świątku-malowanie naprzenaświętszy we wsi w powiecie a i w krainie całej przecie chciałoby się aż w bezkresie jaki ogarniał wzrok twój przenikły z wieżycy ze szpicy bez świcy-odgromnicy tyś chciał-nie chciał mediewalny snycerzu ta twa przeraźnie kojąca skromność z oblicz twej dziatwy drewiennej niepolicznej jak pokolenia biblijne bijąca (pięćdziesiąt-i-dwa mateczniki; w każdym iluś: epitomicznie, czy nie-zwyczajnie licznie?) jakże na duchu podbijająca i Świętego-Ducha ciesząca anonimalność twa jedyność w tutejszości osnowa człeczej radości wzlatać objawić się krainie i wszem-wokół nader chciałeś lotem bezodgłośnym milcznym posuwem ślizgiem dyskretnym anioła drewnego bezgłośnym szybowaniem którym byłeś

strona: 10

annały bezładne albo milczą, przecz? ni dagerotyp ślad godniejszy rozprawne szkielne oko niechby inkwizytne spytki żeglarzu napowietrzny bo nie sięgnęli baśni chmur nie odgarnęli ni dźwierzy rozsunęli przezwisko twe dłutne strużynne belczane od-zwykłe a jak ułudne to i wraz wszystko krokiewne a czółenne tak

padłeś dunajecki duchu w traw kępę z-bożną zieloną, o świątku bo pragnąłeś a cię rwało dusza wzwyż gdy w padół ciało Pan lotów naniebnych dopuścił u-puścił Pan lotny nadniebnie ugościł odpuścił ikarowy aniele powietrzne nie-wesele a tyś rozgłośny rozpostarty jak niebo brzeżek skrzydła drzewnego sterczy kole skroś odporyszowską niebiańską dziedzinę zagarnia i więcej i więcej i gdzie o Stwoszu przestwoszu o nie-stwoszony z Nurembergu mistrz-snycerz pomieszkanie ma w tobie on przeszedł pozostał boć jest przenikanie jak ów Ikar jak cieśle jak ci co pismem świadczą toż te są twarze grymasy gestyki ubarwy lecz potomne widzialne jak matka rozezna potomstwo mgniennie choć nie-stworzone a tu i w potencji i aż nie-możebne i po leciech kilku-set leć a leć Janie lotny Janie psotny toć zagarnąłeś panoptikum owo skrzydły swemi menażerię drewienną i poniosłeś wzwyż że już cię nie widziano i nie oglądano jaskółko sękata prze-stworów igraszko powietrzna toć wszak zostawiłeś naręcze istot żyjących tęcznych idei wcielonych tym co widzieć zdolni co chcą z tobą w czas dobry na łąkach pastewnych być prze-lotnie i to im to nam Janie poćciwy wystarczy patrz ty na nas z wnęki nieba łąkę swym obliczem zagon opromień wejrzeniem brodatym do-mniemanym naiwnie zaciekawionym óczmi szerokiemi ciała podniebnego przyobleczonego a prze-bóstwionego Janie śróddrzewny na polanie śród kwiecia polnego takżeś to do-rozumiany

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

[VIII 2019]


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Tristan Korecki *** a wczora z wieczora przez deszczny bór, wiesz pod parasolem od kresu po bezkres chwiejnym chimerycznym poraźnych błysków wnikliwych na czarnym asfalcie, w najprzeczarniejszym obramieniu bengalskich pożarów nawet góra pociągająco posępna ta busola krainy dookolnej rozprysła się zapadła śród pióropuszy koron na błotnym sedia gestatoria pod stopami u stóp niebo-ziemia porosłych brzóz sosen gęstwa traw mięsistych w zwarciu wilgnym serdecznym w kokonie przepastność czerni lecz wyżej oślepłoszary baldachim

Otulę się dziś Twoją OBECNOŚCIĄ, Panie, Bliskością Twego SŁOWA, uwierzę, że się stanie To, czego pragniesz dla mojego dobra... Odszukam Cię pośród tysiąca spraw mej CODZIENNOŚCI , Znajdę dla Ciebie czas, bo nie odmawia się MIŁOŚCI, Która kołacze do drzwi… Uwierzę w to, że JESTEŚ, Że zawsze BĘDZIESZ, zawsze BYŁEŚ, Emmanuelu - Bogu z nami...

Wyjdę... Wyjdę Poza mury Miasta mojej codzienności By zanurzyć się w ciszy Otulona bezkresem Twojej OBECNOŚCI Wyjdę I odejdę daleko Od samej siebie Przejrzę się w lustrze pustyni Poszukam w mym odbiciu CIEBIE

POEZJA

Wyjdę Z pustymi rękami Moja dusza pustką przepełniona Wiem, że mnie poprowadzisz Wrócę odnowiona, Tobą, Jezu, NAPEŁNIONA

fot. Wanda Hansen

na krańcach przeciwległych mapnego konturu u wód a u gór, jakże blisko dotykalne niezmierzone oddalenie mimochodna myśl muśnięta wyniosłym piórem strusim drżącym pasemkiem listnym niepochwytny szkwał a ciepło a głaszcze a szał powietrze się rozprzestrzenia pozwala haust wessać w kojącej samotni bornej czerni rozkroplonej drobnolistowiem jak to w życiu w opowieści nie-sennej śnienie wszelakie warunkującej

Izabela Kasprowicz-Żmuda Emmanuel

strona: 11

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Izabela Bazydło Mężczyźnie przed wyrokiem

POEZJA

obetnę ci język zardzewiałym ostrzem żeby nie goiło się długo za wszystkie monodialogi moje wydłubię ci oczy tępym śrubokrętem pustymi oczodołami nic za wszystkie moje niedopatrzenia obetnę ci prawą dłoń tę co tyle dla mnie zrobiła chcianego i niechcianego za niewygłaskane prośby moje zabiję cię delikatnie pieszcząc głęboko przestrzenie co nie należały do mnie za niespełnione obietnice moje nie pochowam cię nigdy na zawsze zostaniesz ze mną

Mój mężczyzna

strona: 12

Buduję litery z porozrzucanych klocków dzieciństwa z niedojrzałych jabłek świeżo spadłych z drzewa z naszego nieistniejącego już sadu i ze śladów kota na progu który dawno w niebie mruczy bajki Nocami milczę do Ciebie szukając po omacku słów Cisza zna wszystkie języki świata i tłumaczy moje wiersze na język umarłych Uczę się sztuki tłumaczenia coraz bieglej …

pamięci Ojca

Jesteś w każdym dotyku Nocą gdy mnie kołyszesz Za dnia kiedy się potykam W ogrodzie gdzie kwitnie magnolia Pod którą łagodzisz mój entuzjazm W problemach co dławią uśmiech I radościach przez które fruwam Jesteś we mnie

nad kawałkiem chleba pochyliła się twoja troska tak niewiele, Kochanie? pięknie utulona proza ubrana w zwyczajną sukienkę łagodzi ból nawałnic zapadam się w ciszę spokoju spod chmurnego czoła

Do umarłych nie pisze się listów Dla umarłych pisze się wiersze Jak utkane z powietrza ptaki których nikt nie zobaczy których nikt nie przeczyta bo nie wymyślono jeszcze alfabetu śmierci

Modlitwa o ojca

Jesteś w każdym oddechu Podczas snu i za dnia W ogrodzie gdy pracujesz W aucie którym odjeżdżasz W ciszy co staje w gardle W krzyku kiedy wybuchasz W kropli słonej gdy upadasz

zwyczajność

Tadeusz Zawadowski Wiersz dla ojca

Dzisiaj w kościele modliłem się o śmierć ojca Aby przyszła w nocy i uwolniła go od dziesiątek rurek i kabli którymi próbowano przywiązać go do życia Zdjęła mu z twarzy ciężar umierania którego tak bardzo się bał i zaprowadziła przed oblicze Pana wolnego Przyszła po godzinie Położyła mu palce na oczach żeby nie widział łez najbliższych Wzięła pod rękę i przeprowadziła przez niebiański most Jakimże głazem jest modlić się o śmierć kochanej osoby Jak trudno zmieścić go w sercu żeby nie pękło… 13 sierpnia 2011

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Tadeusz Zawadowski Nie ma ojca Pamięci Ojca

Nie ma już ojca Ptak na gałęzi odmawia swoją modlitwę Odlatuje poza granice ogrodu Słońce chyli się ku zachodowi Nie ma już ojca Siadamy na tarasie i wspominamy nasz dom w Eliaszówce którego też nie ma Po twarzy ojca spływa łza Upada na zbutwiałe okiennice i patrzy poprzez nie na zielone pagóry Podnosi się i biegnie nad Horyń którego źródła wypływają z dzieciństwa mojego Ojca Znów siedzimy na tarasie Rozmawiamy o rzece Horyń wciąż płynie Tylko nie ma już ojca

Na Wołyniu na Horyniu Cisza płynie niczym mleko Czemuż Ojcze dłoń wyciągam A Ty jesteś tak daleko?

Z twarzą w odwiecznej tęsknocie, dłońmi artysty rzeźbi życie. W niewypowiedzianych myślach, droczy się z przeciwnościami, drżąc do granic nieskończoności o błogi sen rodzinnego gniazda. Męstwem rozprasza mroczny los, barwnymi frazami przyodziewa bylejakość powszechności. Jest (nad)zwyczajny w prostocie, delikatny w lśnieniu księżyca. Mężczyzna to słowa miłości wędrujące w głąb kobiecego serca, rtęciowe perły nocnego falochronu i życie przesiąknięte szczęśliwością. Tylko On potrafi pokochać mocniej niż wczoraj, bardziej niż dziś, więcej niż jutro.

Post scriptum do miłości

POEZJA

Piosenka dla ojca

Kasia Dominik Mężczyzna życia

Jesteś w moim ciele w mojej krwi w sercu, w myślach we mnie

Na majdanie na kurhanie Cień się zwinął w czaplę siwą Czemuż Ojcze dłoń wyciągam I mgłę chwytam chybotliwą? Czemuż Ojcze dłoń wyciągam Chwytam mgłę i ciszę szarą A Ty – chociaż wciąż w mym sercu Kryjesz się za snu poczwarą ?

Wbrew logice nie mam już nic ani jednego słowa liczysz się tylko ty Idąc przez życie pragnę widzieć podwójny cień Nie przed, nie za, ale obok bo miłość to coś więcej niż czysta chemia strona: 13

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Magdalena Idryjan Kuszenie Ewy Ile razy będę cię przepraszać, Ile razy myśleć, że to zrobię, padać na kolana w otchłani wyobraźni za każdym razem, gdy tracę równowagę? Chcę oddychać tylko dla ciebie, trwać, gdy zostałam zapomniana I wiem, że gdy spojrzę – to upadnę jakbym stała na skraju przepaści. Moja uwaga cały czas wzmożona wspinam się na wyżyny mojego umysłu… A ty ściągasz mnie stale do siebie, kusisz, nawet kiedy nie chcesz

Pytanie

POEZJA

W tej ławce przecież go poznałam gdy zaczarował rzeczywistość ten sam lub inny, nieobecny, ten prowadzący na zagładę Pośród miłości, zauroczeń on jeden blednie tak mniej blado i uzdrowienie już nie przyjdzie, na to za późno… I nowa miłość nie pocieszy I nowa miłość mnie nie zbawi gdy zamiast czekać tej bliskości Pytam: on bardzo ma mnie dosyć?

Przyzwyczajenie Przyzwyczajałeś mnie do siebie pośród stygnących łąk lipcowych gdy w głowach wino nam szumiało a my brnęliśmy coraz dalej Przyzwyczajałeś mnie do siebie w pustce naszego sam na sam dziś wciąż mnie ciągnie do twych ramion wspominam wilgoć twoich warg

strona: 14

Przyzwyczaiłam się do ciebie po tym, gdy spadł już pierwszy śnieg teraz nie byłoby mnie tutaj gdyby nie ty – ach, właśnie ty! A między nami wciąż wspomnienie tych naszych pięknych letnich chwil ale wspomnienie, nie uczucie To był alkohol, a nie miłość

Kinga Michałowska Za co Cię kocham? Nie wiem, za co kocham Cię tak właściwie. I skąd wiesz, co w danej chwili potrzebuję. Być może kocham. Za każdy odebrany telefon. Za każde słowo. Niby jest tak jak dawniej. A jednak znaczysz dla mnie o wiele więcej, niż ktokolwiek przedtem. Już nie mogę się doczekać, aż znów Cię zobaczę. I usłyszę do widzenia za tydzień. Chcesz jeszcze coś powiedzieć na pożegnanie. Może jednak Cię odprowadze. To nasze relacje. Sprawiają, że nareszcie otwieram swe serce. I z zaufaniem spoglądam na Ciebie. Może kocham za ten bajzel w pracy. I za słowa poczekajmy, będzie dobrze, sama zobaczysz. Za każde słowo kończące me zdanie. Za twój uśmiech na powitanie. I za uścisk dłoni na pożegnanie. Być może za coś. A może pomimo wszystko. Zapewne kocham Cię po prostu za to, że jest mi tak przyjemnie, gdy jesteś blisko

Jeśli możesz Z początku widywaliśmy się regularnie, co tydzień Od niedawna co dwa Teraz nie wiem, czy zdołamy dotrwać kolejnego spotkania Gdy każda kolejna godzina, może być dla nas ostatnia Jeśli dotrwamy, w kwietniu przeżyjemy wspólnie, pierwszą rocznicę naszego poznania Jeśli możesz pozostań w domu Zrób wcześniej zapasy Za dwa tygodnie, też chcę Cię zobaczyć Ponownie usłyszeć jaki masz bajzel w pracy i choć dla kogoś może brzmieć śmiesznie miłość w czasach zarazy dla mnie świadomość, że po prostu jesteś z każdym dniem coraz więcej znaczy

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Emilia Pilarska-Ciesielska Re ***

Michał Kozłowski

03.03.2020 r.

Jemy w milczeniu śniadanie z córkami. Przypomina mi się dziewczyna, która samotnie chodziła na lekcje tańca. Wiem, że robiła to dla swojego przyszłego męża. Chłopak, z którym tańczyła w parze próbował się z nią umówić. Lecz dała mu kosza. Gdy mi to mówiła, była najpiękniejszą dziewczyną w klubie.

bezczelny stoi dumnie chełpi się sobą podnosząc mi ciśnienie bezczelny próbuję go ukryć ale nie potrafię stosuję naturalne metody relaks, jogę i ziołowe wywary ale nic nie pomaga

Wiersz dla rocznej córeczki

bezczelny obraża mnie (albo mój brak kontroli) śmiejąc się prosto w twarz jestem udręczony nie mogę spać ani jeść

Świat, który miał być twój odszedł w niepamięć. Lecz jeśli będziemy się starać, spróbuję go dla ciebie odtworzyć. Tylko czy mój ojciec nie próbował uczynić tego samego?

bezczelny pierwszy z pewnością nie ostatni siwy włos

Głowa do góry

Czarny piątek Wróciłaś i roztrzepałaś swoje włosy zdejmując czapkę z napisem New York. Nic więcej nie możemy uczynić.

Czy ty też jesteś taki samotny Mieszkałem i mieszkam w domu wariatów. Ludzie nie raz się jeszcze zaśmieją. Pamiętam, jak nadto baliśmy się rzeczywistości. Nigdy nie byliśmy jej wymysłem. W najjaśniejszy dzień zawsze mi się przypominasz.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 15

Iskro bogów, źródło wieczności Ujrzałam cię skaczącą wesoło W tobie Posłańcu światła Osamotnionym i zziębniętym Mimo aury, która cię otacza Czuję w tobie ból i smutek Dostrzegam też pętlę życia Koniec i początek Iluminację energii Wśród wodospadów żył Zawstydza mnie jej mocny blask I niewinna czystość Posłańcu światła Co robisz wśród mas? Czy unosisz się wśród fal? Czy nieskończoność to twa matka? Posłańcu światła Powstrzymuję oddech Gdy stoję obok Nigdy nie widziałam Kogoś takiego jak ty

POEZJA

Samoloty na niebie przecinają się, jak nasze serca.

Iskra bogów


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Henryka Ziaja Moje zauroczenie Było to jak piorun z nieba gdy pierwszy raz go ujrzałam. Cóż więcej mówić potrzweba? Po prostu się zakochałam.

Okaz ze mnie wyjątkowy. W żyłach mych Ty krwi nie znajdziesz. Tu o krwinkach nie ma mowy! Tu paliwo płynie wszakże.

Te oczy na mnie patrzyły a serce me omdlewało. Motyle w brzuchu tańczyły. Wciąż jego mi było mało.

Cud-benzyna – gazolina! Taki towar wyborowy. Choć to nie jest moja wina, Bywam czasem wybuchowy!

On na mnie urok swój rzucił. Ja taka zauroczona... Do uszka pięknie nucił a dusza ma zniewolona.

Stroną drugą to medalu. Gazolina łatwopalna Szybciuteńko się zapala. Ty nie zniesiesz tego żaru.

A teraz, to już historia. Choć kilka miesięcy to trwało lecz tamte zauroczenie na zawsze w pamięci zostało.

Choć mam w genach re leks spory, Kocham też się wdawać w spory. Kłótnie, sprzeczki – to mój żywioł! Żyły gazoliną płyną!

POEZJA

Nasi panowie

Jeśli w zgodzie chcesz żyć ze mną, Lepiej trzymaj dystans stały. Pewne rzeczy się nie zmienią. Świat znów nie jest aż tak mały.

Nasi kochani panowie jacy są, wszyscy wiemy. Są mili, grzeczni, taktowni. Tak jak my, kobiety chcemy.

Kiedy w akcji gazolina, Wtedy pożar się zaczyna. Iskry ze mnie lecą srogie. Każdy wówczas dla mnie wrogiem.

Chętni są do każdej pracy, przy dzieciach pomagają. Majsterkują, malują i mało wymagają.

Rady na to też nie znajdziesz. Prędzej już nowotwór zwalczysz, Aniżeli mnie ostudzisz. Tego we mnie już nie zdusisz…

Poza tym są pracowici. O wielu rzeczach wiedzą. Co z tego, że czasem pół dnia przed tv sobie siedzą?

strona: 16

Bartosz Bukatko Gazolina

Oda do męża

Przy wszystkich swoich zaletach cóż... mogą być zmęczeni, a baba jedna i druga już krzyczy że się leni.

Mężu mój kochany, o zdrowie swe dbasz, ale papierosa ciągle w ustach masz. Na mą prośbę - zrób coś - lubisz mówić zaraz, choć jak masz ochotę, umiesz się postarać.

Wieczorem ożywają czekając na igraszki. Kobiety, cóż, wiadomo... lecz cicho... koniec fraszki.

Gdy chcę na zakupy, ty się dziwisz "znowu"? Czasami się złościsz całkiem bez powodu. W nocy dom się trzęsie od twego chrapania. Ja zatykam uszy, bo szkoda gadania. Latasz po kanałach trzymając pilota. Gdy chcę coś obejrzeć, ty mówisz "głupota". Ponad wszystko kochasz samochodzik swój. A ja ciebie kocham, bo ty jesteś mój. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Magdalena Cybulska Zielnik Bóg sprawdzał wiedzę brata Cypriana na temat świata. Jaka to roślina - pytał chytrze Wszechwiedzący. A brat Cyprian starannie suszył i opisywał swoje okazy. Tajemniczy glistnik jaskółcze ziele, płochliwy szczawik zajęczy, maleńki podrzeń żebrowiec. Znał je wszystkie po imieniu. Wiedział czym może uleczyć, a czym zabić. Choć to nie leżało w jego rękach. Ironia świata wcale go jednak nie przerażała, lecz wywoływała mądry uśmiech na twarzy. Jakby był pogodzony z tym, że wschodzi i zachodzi słońce. Czasem zachwycał się otaczającą nas rzeczywistością, ale cicho, aby Najwyższy nie usłyszał. Bo może siedzi On na najwyższej górze, wśród starych sosen i bacznie mu się przygląda. Zaś brat Cyprian tego nie lubił. Wolał ukryć się w mnisim habicie, skurczyć, przycupnąć. Bóg postanowił sprawdzić wiedzę brata Cypriana na temat wieczności. Była mała jak ziarenko piasku. Dla brata Cypriana. dziś bezużyteczna. Stanowiąca kamień u szyi.

***

***

POEZJA

Czy brat Cyprian poznał istotę mroku? Gdy ciemność zachłannie pochłaniała góry, skała po skale, drzewo po drzewie, kamyk po kamyku. Zostawało. Nic. Czy czuł wtedy strach? Mrok jest przecież bezkształtny, nie wiadomo z czym człowiek musi się zmierzyć. Czy jest to coś wielkiego, czy małego. Nie dał się oswoić, choć zawsze punktualnie i w dobrej wierze łasił się do stóp. Gdy gasł słoneczny kaganek, on wypełniał doliny, wiejskie chaty, mysie nory. Dla wszystkich jednakowy. A może dla każdego inny. Wszystko zależało od wyobraźni. W tej zaś kwestii jesteśmy bardzo pomysłowi. Czy brat Cyprian poznał istotę mroku? Czy mrok ma istotę?

Brat Cyprian zawsze wracał tą samą drogą. Znał ją doskonale. Wiedział, gdzie może się potknąć. Rozpoznawał kształty kamyków, z daleka słyszał znajomy plusk strumienia i krzyk ptaka drapieżnego. Nigdy się nie pomylił. Nie czuł lęku przed nikim. Tu śmiał się z własnych słabości. Jakby one do niego nie należały. Były całkiem obce i bezkształtne. Nie myślał o przyszłości ani o przeszłości. Potrzebował sił na inne sprawy i ważniejsze rzeczy. Oddychał coraz ciężej. Coraz bliżej nieba – myślał. Tylko trzeba minąć te klony i buki. Trochę się jeszcze wdrapać. Brat Cyprian zawsze wracał tą samą drogą. Żal mu będzie się z nią rozstać. Może zabierze ją ze sobą. Tam, gdzie podobno niczego nie ma. A to nic musi ktoś przecież kiedyś zapełnić.

Małgorzata Fabrycy - Haiku niemalże słodycz lipy w pobliskim parku jaskółka w locie *

czas zwolnił tempo a chwila przystanęła cień się zadumał

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

* światło przyćmione szarością nieprzebraną bliskie wytchnienie

strona: 17

mięsistość chwili w obfitości zieleni zamyślony dzień

zalążek bieli w zieleni liści nęci powiew radości


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Katarzyna Georgiou Wybór i relacje

Irena Kapłon List przez ocean czasu (Opole 23.03.2020)

Wybrałam cię spośród wielu stukających do moich drzwi, mężczyzno. Wybrałem cię spośród wielu, na które spoglądałem, kobieto. Ponoć „prawdziwy mężczyzna” to twór egoizmu i próżności, a "prawdziwa kobieta" to połączenie poświęcenia, dobra i zmysłowości…

POEZJA

I choć ty, mężczyzno, z przekąsem mienisz się hulaką i grubianinem, a ty, kobieto dnia dzisiejszego, niezależną i niepokorną, nie ukryjecie pokładów empatii i wrażliwości drzemiących pod płaszczem niewypowiedzianych słów.

Wyciągam przed siebie ręce (a dłonie mam drobne, ciepłe, życzliwe) aby ująć w nie Twoje dłonie, męskie. To taki gest w czasoprzestrzeni. Pozwala wyczytać, bez zbędnych słów, stan czyjegoś serca i ducha. Kiedyś byłeś ufny, radośnie na świat otwarty. Impulsy twojego serca zapalały marzenia, jak fajerwerki barwne. Malowałeś obrazy - śmiałe linie, formy i kształty. Gdzie podziały się tamte: otwartość, namiętność, wartość ? Co (kto) zgasiło w Tobie rozmach życia i to światło, którego ślad wciąż tkwi w obrazach, muzyce którą się otaczasz i w żartach ?

W każdym z nas energie żeńska z męską się przeplatają, prowadzą odwieczny taniec, współgrają, tworząc naszą osobowość – skomplikowaną, lecz fascynująco różną od innych. Podziwiam niezależność i siłę prowadzącą do realizacji marzeń. Poczucie humoru zaś, jako oznaka trwania cywilizacji, jest nader cenne; i póki te jakości są żywe w nas, jest szansa na porozumienie i zbudowanie kładki zapraszającej do świata wspólnych relacji. Tworzymy własną historię i sami musimy ją wypełnić. Wybór sposobu w jaki to uczynimy jest indywidualną sprawą, a jedynym dylematem – czy zapiszemy ją całkiem sami, zamknięci we własnym świecie, czy też pozwolimy innym na przenikanie do naszych przestrzeni dzieląc się sobą i swoimi doświadczeniami.

Chwila w podróży (Opole, 10.03.2020)

Wracam nad ranem z dalekiej podróży gdy inni jeszcze śpią. Droga niemiłosiernie mi się dłuży. Dokoła cisza, zaciąga mgłą. Przystaję na poboczu na jakąś chwilę, przymykam oczy by myślom odpocząć dać. I … odpływam miękką smugą w dal, co wiedzie do domu bram …

strona: 18

A tam: moja Miła w białej pościeli zwinięta w kłębek snu - śpi, ale na moje wejście radośnie się budzi, otwiera ramion drzwi ... A ja, wojownik codzienności, zrzucam niecierpliwie zbroję swą, by napój boski pić ! Łuk mój napięty tak, jak prężne Twoje ciało, by strzałę pragnienia w niebo wzbić ...

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Irena Kapłon Czasem pozwalasz innym zajrzeć przez wąską szczelinę w parawanie twojego życia, a potem znów się zamykasz ...

czasach życie może być pełne, gdy jest się otwartym na nowe wyzwania. Ale skoro taki Twój wybór ...

Powiesz zapewne: "czas robi swoje ..", ale jeszcze nie na wszystko musisz się godzić. Nie, nie ... świat oglądany twoim obiektywem temu przeczy. I chyba też nie to: "gdybym był młodszy ...". Jesteś w sile wieku. Dojrzały wiek nie jest karą, ma swój urok; Sporo doświadczenia Ci przybyło ... Szkoda mi, że Twoje życie twórcze toczy się tak bez emocji. Czyżbyś spasował ? To, co teraz robisz jest p i ę k n e ale to tylko część Ciebie, wrażliwa ale beznamiętna. A nawet w trudnych

Ja walczę, tak jak to możliwe, gdyż serce wciąż mam wrażliwe a umysł nie śpi. Co więcej mogę zdziałać ze swoim "stuletnim wdziękiem" ? Zauroczenie Twoją twórczością pròbuję wyrazić wierszem. Nic więcej. Dedykuję Ci je, bo powstały z tego, co od miesięcy oglądały Twoje o c z y , tworzyły r ę c e a odbierało moje s e r c e. To były moje i n s p i r a c j e . Dziękuję za wszystkie wzruszenia. Więcej chyba nie będzie … Reszta zostanie (twoim) milczeniem …

POEZJA

Oooch … ! To tylko krótki gorący sen … lecz jawa wkrótce, tuż, tuż … Wracam do domu stęskniony, z bijącym sercem … Wróciłem już ! I…"Ach………aa!!………..ou!……o!……..uf…." Moja Kobieto, wyśniona i realna tak, trudno mi bez ciebie żyć. Z naszej miłości czerpię swe siły - ciała, umysłu, serca i krwi.

Tylem wart w ziemskim życiu ile potrafię innym z siebie dać: kochać z oddaniem i wiernie, zbudować dom, potomstwo mieć, być razem z Tobą - trwać !

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 19

Gdy wracam do domu z dalekiej podróży do naszych dobrych i złych chwil, życie wcale nam się nie dłuży gdy łączy nas przyjaźň; bo nasza siła - to MY!


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Teodozja Świderska Być ojcem

Urszula Joanna Wintrowicz Różowe okulary fragment

Pewnie Minos był z siebie dumny — fundując dziecku labirynt, mógł ukryć inność, której nie potrafił zrozumieć. Z matczynych objęć wyrwał więc syna i zamknął w zimnej samotni. Ze słabości i lęku zrodzi się tyran głuchy na czyjąś rozpacz. I Dedal nie umiał budować rodziny. Czy zabrakło mu piór dla Naukrate — miłości, odrobiny uczucia — lub wosku? Może wybrał wolność za wszelką cenę i nie uratował tonącego syna: sam — po prostu — odfrunął.

POEZJA

Herosem być trzeba, by unieść własnego dziecka ułomności ciężar — rozjaśniać noce, zwyciężać codzienność, będąc n a o c z n i e ojcem. W labiryncie blokowisk nieloty często same — matki-Kariatydy podtrzymują swe klatki z drzwiami, niepełnosprawne schody, balkony, niekiedy — tylko okno do nieba otwarte.

Wspomnienie

BŁĘKITNY Znam bajkę jedną w mej pamięci od lat tak cudnie płyną słowa o tobie i omnie prosta historia skromna para a tak się kochają nieprzytomnie . W ten dzień kiedy cię zobaczyłam we mgle upojenia twe oczy błękitne jak głębia oceanu bez rozumu w tę odchłań błękitu wskoczyłam . Ty miałeś na sobie niebieską koszulkę w błękicie się wypełniała we mnie pustka jak mnie obdarowałeś winogronowym pocałunkiem to z mej głowy spadła chabrowa chustka . Telefon też był w bławatkowym płatku niebiańskie głosy się burzyły a czas spotkania był odległy słodko mówiłam ,przekręć wskazówki zegara mój miły. I ten krzyżyk na twoim torsie błyszczał jak klejnot w złotej koronie nie wiem czy twoje oczy czy blask krzyża ? poraził moje serce niezłomne .

CZERWIEŃ

Nie widziałam Cię od tylu lat — a Ty — patrzysz wciąż młody — twarz z portretu postarzą późniejsze fotografie pamiętam papieros z lu ką w dłoni i Twój rower lubiłeś malować konie chodzić na grzyby uczyłeś jak zbierać kurki dbać o króliki w klatkach i żeby buty mieć zawsze czyste jak śpiew nienarzekanie na złą pogodę czy słońce na upływ czasu — niewychodzenie bez śniadania toast na zdrowie żart i spokój — choćby padało setne pytanie — co robisz dziadziu? prosta odpowiedź — „nowe drzwi do lasu” — Cisza otwiera wyobraźnię — płonie znicz.

Miłość się rozwijała brak twych słów ogłuszał moje zmysły nieokiełzane głodna twych gorących ust szłam drogą z tobą w nieznane . Te porywy karmazynu bo uczucia nasze mocniej w naszych ciałach biły kiedy zbieraliśmy kwiaty na łące choć białe z zazdrości o naszą miłość się czerwieniły . Kiedy klękałeś przede mną jak rycerz uwielbiający barwy swej damy zaręczynowy pierścionek świecił na palcu w otcieniu twego serca ,rubinowej gamy .

strona: 20

(w rocznicę urodzin Taty)

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Seweryn K. Topczewski XXX Trzymasz Hamlecie w dłoni Ciężar życia Cały jaki jest Od narodzin

Ojciec Dał wszystko Czego syn zażądał Z całego majątku Połowę I patrzył Jak w dal odchodzi Pełen pychy

Aż po śmierć Tak mały A na dłoni ciąży Niczym kamień

Nie było poranka By za nim oczu nie wyglądał Nie było południa By za nim w słońcu Oczu swych nie mrużył

Smutny Wydarta tajemnica Odpoczynkowi należnemu Obdarta z piękna Jakim były Błyszczące oczy Uśmiech Dotyk Dzieciństwo całe kolebiący Małego księcia Danii

Nie było wieczora By nie wpatrywał się w horyzont A kiedy ujrzał Tego kogo pragnął Czym prędzej pobiegł Z szatą podniesioną

Spójrz Cała mądrość Zagubiona Robakiem teraz drąży ziemię Przez żywych niepamięć Oczy nie widzą Puste doły Z nich Dziury czarne Przepaść Wieczność Lecz ciągle brwi tak samo Dumnie podniesione Nosi W wysokim czole Osadzone

POEZJA

Z radością w sercu Dłońmi swymi objął Z całych sił uściskał We łzach ucałował Bo kochał Prawdziwie kochał Kochał Miłością Boga 05.07.2019

Puste krzesła mojej duszy

23.11.1995

strona: 21

Twarz owa... Ciężko ją poznać Po tych wszystkich latach Tylko grabarz Ten miejsce rozpoznał Niech Ci powie Jak kości bliskie Tobie stąd wyciąga Lecz niech przemilczy Czyje młode W zamian w grób jego Musi dzisiaj złożyć...

Urodzić się By móc umrzeć Tak napisano W życiu Każdego człowieka Ja chciałbym umrzeć na deskach Deskach teatru Jak król Leare Czy Hamlet Lub Romeo Tysiące razy umrzeć Za każdego z nich Tylko dla was Dla was Puste krzesła Mojej duszy 15.03.1994

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Krzysztof Graboń Zwątpienie w nazwę na pierwszej stronie gazety skrzypek odwołał koncert zapalił skręta wyrzucił do kosza uciekł gdzie sprawiedliwość o której krzyczymy

Beata Frankowska *** [2.10.2019] (w Worowie)

Próba polonistycznego powrotu na akademickim dziedzińcu łatwo postawić administracyjny minus mottem chciałabym aby pan u nas studiował

A przecież Niebo było tak – blisko A My – pod jego osłoną Na Progu, którego nie było, A przecież był – jak Wszystko Jabłka w zasięgu dłoni – nisko Garnęły Nam się do rąk – do ust Obok Domu, którego nie było, A przecież był – jak Wszystko Nasze losy, nasze włosy – uroczysko Zmierzwione, splecione w jeden – Gąszcz I choć życia naszego-wspólnego nie było To przez chwilę było – Wszystko

***

Współczesny wędrowiec

POEZJA

maleńka cząstka miała kij i sandały zastąpione przez współczesną komunikacje stanie na górce obnażając gardło sztucznym uśmiechem wyjętym z czapki

Pan jest chory wygnali daimoniona z sali 208 przybitego gwoździami do kilku kartek siedział upamiętniając ontologię skazaną na kwitnącą zagładę mowy i anty mowy

Kartka z Krasiczyna 6 września 2009

za oknem wieje po głowie przechodzą rozmaite myśli inspirowane opowieścią o duchu księcia strugającym przejście z czarodziejem miłorzębem nie zdążyłem porozmawiać

[dla T.] (w Piasecznie) [30/31.01.2020]

Lubię patrzeć gdy poruszasz się we mnie Skupiony cały do środka Czego tak szukasz miły kogo Chłopczyku cichy bezbronny Mężczyzno na wierzch wywinięty Nagi wyszedłeś z łona matki I nagi tam powrócisz Zawinę cię w całun otulę śpij A wszystko co pomiędzy na dotyk na spojrzenie Tyle możemy sobie dać obecność Tyle możemy sobie dać czułość Nadzy z łona do łona Przytul mnie mocno prosisz Tyle możemy sobie dać kruchość W godzinie śmierci naszej amen

strona: 22

Być może pytanie o przyszłość na twoich oczach umiera bohater pocieszą cię coś się zaczyna i kończy zgłębiony treścią ujrzysz brak różnicy filozoficznej między fikcją a rzeczywistością P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Markat Nowacka Szczęście po gigancie lubię ten twój niedoczyszczony stan pachwin brudnych dygot krok zatęchłych stóp nie pranej od tygodnia pary spodni koszuli gdzie kołnierzyk twardy jak płot uwielbiam kiedy do domu wpadasz nawrócony jak sąsiadka po sól

Adaś obdarty z żebra i snu nie potrafi patrzeć w słońce i sobie w oczy skrzywdzony cieniem bogini Adam ten sam nadal nie umie oddychać z ulgą i trzaskać drzwiami człowiek który już dawno przestał widzieć niebo

Artur Wodziński Każda przyjaźń to skarb Cały świat otulony bielą zaś bez skazy cichutki ranek za oknem świt bez ptasich treli i płatki śniegu posrebrzane. W zimowej ciszy milknie życie tylko sikorki sprzeczają się w zamieci, drogi już nie widać cicho bez Ciebie, smutno i źle. Noc już kołysze myśli do snu i ten obraz zdaje się pierwszym nadzieja wciąż trwa, tak dzień za dniem utrwaliłem w dziesiątkach wierszy. W szarości życia, widzę perłę obraz utkany z marzeń i snów i w lekkość mgiełki otulony doznaję szczęścia, wręcz za nas dwóch.

On mężczyzna stworzony tylko z westchnień ujęty w ciszę piękna pomazaniec w miłosnym kształcie ideału kryształ najczystszych energii subtelny jak dźwięk który jeszcze się nie narodził

POEZJA

Prawdziwa przyjaźń, nie lada skarb i mozna zawierzyć tym słowom i widzę Cię mój przyjacielu w tę jakże zimną noc grudniową.

Mój starszy brat Sebastian Jesteś dla mnie wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, Tyś mi Przyjacielem, co wypełnia trudne chwile, Jesteśmy jak orły, dumni i majestatyczni, a lipcowe słońce sprawia, że pogodni, wręcz liryczni.

Michałowi

Tak to widzę Braciszku, starszy i niezawodny, a relacje nasze, to przyjaźni męskiej dowód, łańcuchy ogniw, co zacieśnia więzy braterstwa, co prowadzą je prze zgliszcza, prosto do zwycięstwa.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 23

Przypadł mi do gustu Jak marzenia klejone początkiem myśli Zielonooki Urodzony tego samego dnia Barwił słowa Jak deszcz szybę smutku Jego długie włosy Zakochane w ciszy Splątane słońce Malowało ich kolor Gdzieś obok W miejscu wolnego serca Mieszka ten płaszcz I jego ramiona

Łany zborza co się ścielą i polany skąpane słońcem, śpiew ptaków i ten czarny citroen, i purpura, co z wschodzącym słońcem mieni się i żarzy, skojarzenia piękne niesie, że można wręcz pomarzyć.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Łukasz Nowakowski Małgorzata Kulisiewicz Na pewniejszych skrzydłach Syn Marnotrawny Dziurawe buty toną w błocie sczerniałych myśli. Młody połyka brudne łzy. Stary wyciera policzek. Otula ramionami wychudłe złudzenia. Karmi zwiędłą rozpacz, przywraca nadzieję. Synu pachniesz śmiercią. Obudź się. Odrzuć fatum za granicę prawdopodobieństwa. Siadaj do uczty. Posłuchaj, ojciec dobrze radzi, zostań z nami do skończenia świata.

* * *

strona: 24

POEZJA

(fragment poematu „Ewa w ogrodach”)

Pokój ojca, królestwo książek. Ścieżki zawiłe prostuje, oczy na wylot przewiercają światy zaprzeszłe. W stertach liter można zgubić drogę, głos radia dobiega z daleka. „Wolna Europa”, wolna ścieżka historii słyszalna tylko w tym pokoju marzeń biegnących w nieznane. Nikomu nie wolno burzyć ukrytego porządku magicznego miejsca. Ojciec sprząta tam sam. Matka zabrania mu przeszkadzać, ale dziecko i tak zawsze tam jest. W najcieplejszym miejscu domu.

Kocham Cię od zawsze każdego dnia inaczej słodki plaster miodu w czerwieni argentyńskiego tanga zamienia się w płynny afrodyzjak po pościeli błądzi w minutach zmęczonych rutyną zwykłych i często szarych w Tobie odnajduję sens żyjąc w miłości doskonałej na pewniejszych skrzydłach z wiatrem się zmagam

Momentami

Momentami piszę życie zaspane pragnienia w oczach niebieskich pobudzam zachwytem cząstką aspektów wielkich wypełniony w swojej formie oczekuje zbawczych sił w procesie wielkim momentami żyć próbuję każdy element bycia sobą kroję na swój wymiar u idealnego krawca się ubieram do prawd podchodzę ostrożnie w ilości teorii wybierać mogę jak ptak od zawsze wolny prostuję swoje zakręty

(Nie)lepsze jutro Nie patrzę myślę inaczej stłumiony nadzieją jaśniejszych kolorów boskich wytłumaczeń przemyślanym słowem jutrem naznaczony każdym wyzwaniem słyszę bijące dzwony w kościele nieznanym z ufności ograniczeń szczelnie zamykam serce czystym egoizmem wybieram co najlepsze z rozwiązań hożych

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Anna Wrocławska Moc opiekuńczości Otocz mnie swoimi ramionami. Otul mnie dobrymi słowami. Osłoń przed wiatrem i deszczem. Ochroń przed całym światem Stwórz mi bezpieczne schronienie Gdzie, nie dogonią mnie przeszłości cienie. Pragnę ciszy i spokoju I usiąść z tobą w jednym pokoju I zapomnimy o bycie, Schowamy się w sobie skrycie I będzie bezpiecznie, spokojnie, A moc twej opiekuńczości Da siłę do wzrostu miłości.

Mężczyzna

Kocham cię jak czekoladę Uzależniasz mnie swym smakiem Niesiesz doznań niespodziankę Jak cukierki nadziewane Apetyt mam nieodparty By cię schrupać nie na żarty Czy słodkiego pączka w lukrze Czy kwaśnego lemon curdu Dasz się poznać po zapachu Czy skosztować najpierw smaku? Odwinę szybko z papierka Kusi pragnienia udręka Pragnę cię jak loda latem Tiramisu z mocną kawą Masła w kremie budyniowym Rześki deser owocowy Poznam z tobą smaki świata Egzotyczne połączenia Bywasz słodki i gorzkawy Bywasz delikatnie kwaśny Zjem całego i do końca Obliżę palce i usta I nie podzielę się tobą Moja smakowa przygodo!

Przeprosiny Mężczyźni przepraszają, Że domyślić się nie chcą tego, co myślimy. Kobiety przepraszają, Że często was panów takich widzimy.

Kochanek vs. Przyjaciel

POEZJA

Siła i opiekuńczość Przysypana stertą Gwoździ. Skarpetkami, Kochankami, Spóźnieniami, Przekleństwami, Butelkami I meczami Stereotypowo.

My Twoje ramiona spokoju azylem W bliskości serca bezpieczne schronienie Z oddechu czerpię spokój i wytchnienie Łez ukojenie Jeszcze się moje polika rumienią I w oczach skrzy się żar chwil karminowych Spełnienie ponad codzienność unosi Troski dnia znosi Wtulam się w ciebie nagim swoim ciałem Głowę położę, czuję jak krew krąży Serce bijące miarowo usłyszę Zasnę w tej ciszy Ranek nas budzi promieniem nadziei W lazurze nieba odnajdę twe oczy Ptaki symfonie trelami śpiewają Miłość wyznają

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 25

Ja myślę kochanek. Ty mówisz przyjaciel. To za mało. Nie chcę być przyjacielem, Nie mogąc Cię kochać. Bądź mym kochankiem I przyjacielem. Bądź moją siłą I opieki twierdzą. Cisza. Milczę w swym krzyku, W swej tajemnicy.

Diana Pluta Słodkie Kochanie


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

akeda

Withkacy Zaborniak testament

pomiędzy pniem a siekierą usiądźmy w milczeniu i zapomnijmy o naszych rolach sędziego i sądzonego

zima przyszła bez jesieni bez chryzantem mój grób nie chce westchnień kwiatów pożarów nienasyconego lata upominającego się o czystą kartkę

w niewypowiedzianych słowach miłość jest aktem bez końca i początku

dwa arkusze białego papieru trzy zniecierpliwione arkusze białego papieru w wewnętrznej kieszeni marynarki

nie boli – nie nie zna granic a na koniec nauczysz mnie liczyć do siedemdziesięciu siedmiu razy przez łzy wzruszenia

intrygujący testament oczekuje na słowa które go użyźnią wzbudzając pragnienie życia pod skórą rozgrzane żelazo nie mogę stać się milczącym atramentem

budzi się świt

POEZJA

ostatni list

do nieujarzmionej

przecież wiesz, że miłości, tej prostej, która żyje nadzieją nie zadowoli ucieczka w ogłupienie. czasem marzenia o odbudowie domu są fikcją.

nęcisz jakbym odgrywał jakiekolwiek znaczenie w podtrzymaniu ognia podczas gdy płonę wraz z tobą

czemu służyła mantra, skoro tylko jedno z nas wierzyło w to co ma nastąpić? oddałbym wszystko w zamian za amnezję. nieproszona pamięć jest niczym bezdeń.

pozostawiając jedynie proch ziemi który wcześniej usilnie mieszaliśmy z wodą licząc na udany przepis poety

w pokojach głucha cisza, umarły wszystkie widoki nawet te za oknem. każdy kąt zapowiada zmowę z tobą, skazuje mnie na banicję. co mogę powiedzieć, żeby nie było absurdem? obwiniać erozję murów, które wznieśliśmy każde z osobna?

strona: 26

stałem się samotnym kutrem, bez wiatru w żaglach i portu osiadam na mieliźnie.

bez serca nie pisz fraz ze zlepku słów wyrwanych sobie z litości by dokarmiać głodne szczenięta nie przychodź znienacka powalić na kolana ściągnąć kaganiec by ujadał niewyparzony pysk schowałem wszystkie smycze obłędu wymykam się w malignę zabraknie psa

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Adam Nowaczuk że życie / ma sens Zastanawiam się nad sobą Czy coś jest tam Gdzie odchodzimy Zastanawiam się nad Tobą Czy coś jest tu Odkąd odszedłem

Dla ojca Mojemu drogiemu Ojcu

Od dawna ubolewam Z powodu podziałów W mym umyśle boli głowa Jak radiowa stacja Normalna nienormalność Stąd chyba dla Ojca oklaski Za wytrwałość i żarty A całkiem poważnie Dziękuję Ci za wszystko Tato Jesteś kochany

Krzysztof Nowaczuk Twój uśmiech to on to on mnie pociesza pomaga mi przetrwać być sobą jak inni dodaje mi wiary że... może być lepiej pociesza me serce oddala złe myśli jest przy mnie – twój uśmiech

Memu tacie Mojemu kochanemu Tacie

Zanim świat się skończy, trzeba dniem się cieszyć, Jak najwięcej kochać i jak najmniej grzeszyć. Aby być szczęśliwym, zgadzać się z sumieniem, Szanujmy wspomnienia, by były spełnieniem. Podążajmy w świetle, unikajmy mroku, Każdemu rankowi dotrzymujmy kroku. Pozytywnie myśląc, wędrujmy przez lata. Chwytajmy, co dobre, bądźmy częścią świata.

Piszę słów kilka do brata Który z dumą czeka Niespodziewany żal go oplata Intrygi plotki i podróż daleka

POEZJA

niedokończony list

Najważniejsze teraz, by wciąż czerpać z życia. Jeszcze jest chwil cudnych wiele do przeżycia. Za te, które były, dziękuję Ci Tato; Za Twe dobre słowo i troskę wszelaką. Wszyscy Cię kochają, wnuczęta i dzieci. Niechaj Twoja gwiazda jak najdłużej świeci.

młody {fraszka} Skrucha [laudes]

Władca [Epigramat] Chciałby władca przeciw ludowi, Jak diabeł na wskroś aniołowi Stanąć, by móc pokazać siłę, Lecz członki jego już przegniłe.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 27

Spowiadasz się Bogu Wszechmogącemu, Braciom, siostrom; pełną mocą. Przychylasz się Sercu Chrystusowemu Białym dniem i czarną nocą. ... Skruchę wielką czuć w swym sercu musisz I do świętych modły prawić. Bez Ducha Świętego przecież się dusisz – Jak swą duszę chcesz więc zbawić?

Młody poznawać świat Ten nasz musi, Jeszcze się nieraz Życiem zakrztusi.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Rim Battal Skamieniały lęk Kochanki, jak również kochankowie, pytają czy przypadkiem, kiedykolwiek wiadomo czy skoro nie okazali się pierwsi, wyjątkowi lub najlepsi jest ona, jest on, ostatnim W słowach, nie wiem nic, ze skórą z oddechem, nagle wszystko do mnie wraca odżywa na nowo, znów to widzę ich pierwsze ruchy, ich dziecięce zwyczaje, posmak wanilii i panika mamy która już nie wróci lecz która wraca co wieczór i wciąż panika i przerwany dramat Słowami, nie mówię nic dłońmi, gościnnym biodrem, wierzgającym udem, otwartym okiem daję to co ma mam do dania, odnawiam, rozgrzeszam jak to robią bardzo stare dzieci po czym śpię jak suseł w moim ciężkim jak dramat ciele POEZJA FRANCUSKA

Tłum.: Małgorzata Fabrycy

Lądowanie na Księżycu

Alunissage

Czy one widzą słońce a ja która je widziałam cóż mi to daje

Voient-elles le soleil et moi qui l’ai vu quelle jambe cela me fait-il

By ukoronować koronę cała masa żonkili które wkładam na głowę

Pour couronner la couronne c’est tout un tas de jonquilles que je porte à ma tête

Ustawiam słońce tak by nie widzieć nic Oprócz nieba które akurat nadchodzi i ziemi ułożonej na boku

Je fixe le soleil pour ne rien voir de plus Que le ciel qui tombe à pic et la terre sur son lanc couchée

strona: 28

Tłum.: Małgorzata Fabrycy

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Rim Battal Angoisse fossile Les amantes, pareilles aux amants, demandent si à tout hasard, sait-on jamais, à défaut d’être premier, unique ou meilleur coup est-elle, est-il, le dernier Avec des mots, je ne sais rien, avec un derme un sou le, tout me revient d’un coup je revis, je revois leurs gestes premiers, les manières de l’enfance, la saveur de vanille et la panique de maman qui ne reviendra plus mais qui revient chaque soir et toujours la panique et le drame avorté Avec des mots, je ne dis rien avec les mains, la cuisse accueillante, le gigot qui gigote, l’œil ouvert, je donne ce que j’ai à donner, je répare, j’absous comme le font les très vieux enfants puis je dors comme un loir dans mon corps qui pèse un drame

Terrasse

Gałęzie przekształcając się podążają za Synami których im się przycina Korzenie przybrały formę donicy Liście

Les branches suivent en variant Les fils qui leur sont tendus Les racines ont pris la forme du pot Les feuilles

Czy ta roślina poznała ziemię Bezmierną i dziką i nieogrodzoną Czy może jej sny widziały jedynie Samochody z balkonu

Cette plante a-t-elle connu le sol Immense et sauvage et sans clôture Ou ses rêves n’ont-ils vu que Des voitures depuis les balcons

Czy odmierza ona słońce i pije Kroplę po kropli z wdzięcznością Czy może spluwa na gliniane kulki Które odciągają podziemną ropę

Mesure-t-elle son soleil et boit-elle Son goutte-à-goutte avec gratitude Ou crache-t-elle sur les billes d’argile Qui drainent son pus souterrain

POEZJA FRANCUSKA

Taras

Tłum.: Małgorzata Fabrycy

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 29

Rim Battal – urodzona w 1987 roku w Casablance, w Maroku, artystka, poetka i dziennikarka, obecnie mieszka w Paryżu. Studiowała dziennikarstwo w Rabacie, swój pierwszy tomik poezji « Vingt poèmes et des poussières » wydała w 2015 roku, kolejne w 2017 i 2019 roku. Jej poezja wpisuje się w nurt twórczości intymistycznej, lecz także feministycznej. Jej fotograficzne spojrzenie ukazuje napięte sytuacje, zarówno społeczne, jak i fizyczne, w jakich mogą się znaleźć marokańskie czy francuskie kobiety.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

POEZJA LITEWSKA

Niebo

Agnieška Masalytė Dangus

Kłujemy w niebo dachami naszych uczuć, dziergamy gotykiem pejzaż niewinności. I chociaż zburzona jest wieża ze słoniowej kości, jesteśmy ponad wszystko: ponad wytrwałość, ponad ciszę co myśli rozpędza daleko, odosobnieni od świata, żyjemy bez wytchnienia. Ludzie z nieludzką siłą, a słabsi od owada. Prowadzeni przez pychę, choć pewnie nie wypada pchać swoje ego dalej cienia, kochać i słuchać swego serca brzmienia. A my... ciągle kłujemy dachami uczuć naszych. Nie wiedząc, że są takie zwyczaje: kiedy Dach się burzy, to Niebo zostaje.

Praduriame dangų Jausmų stogais, Gotika neriame Nekaltumo peizažą. Ir nors nugriautas dramblio kaulo bokštas, Esame virš visko: Virš ištvermės, Virš tylos išvaikančios mintis, Svetimi pasauliui Iki paskutinio atodūsio. Žmonės su nežmoniška galia, Bet silpnesni už musę, Puikybės vedami, Nors nedera Stumti ego toliau nei šešėlis, Mylėti ir klausyti tik savo širdies. O mes... Duriame į dangų Jausmų stogais, Pamiršdami apie paprotį: Kai stogas griūva, Dangus vis dar lieka.

Tłum.: Agnieška Masalytė

Kto nie czyta poezji

Tas, kas neskaito poezijos

Kto nie czyta poezji, nie naraża się na niebezpiecze ństwo. Nie uzależnia się od przeczytanych strof, nie zapamiętuje rymów, nie wierzy, że poezja to most łączący ludzi, którzy mają do powiedzenia tak dużo i w tak krótki sposób.

Tas, kas neskaito poezijos nepatenka į pavojų, Netampa priklausomas nuo perskaitytų eilių, Neprisimena rimų, Netiki, jog poezija tai tiltas jungiantis žmonės, Kurie gali pasakyti tiek daug Trumpai ir aiškiai.

Kto nie czyta poezji, nie boi się spojrzeć w oczy dniu jutrzejszemu, nie tonie w otchłaniach białych niezapełnionych pól, nie rani go czasem ostra czcionka zbyt miękkich słów, które zostają w pamięci tak długo.

Kas neskaito poezijos nebijo pažvelgti į akis rytojui, Neskęsta baltos erdvės laukuose, Jų nežeidžia minkštų žodžių aštrus šri tas, Kurį prisimena Ilgam.

strona: 30

Tłum.: Agnieška Masalytė

Agnieška Masalytė – ur. 10 lutego 1995 w Wilnie.Debiutowała w 2011 wierszem Nadzieja w „Rocie“ – dodatku do „Tygodnika Wileńszczyzny“. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Wileńskim. Swoją pracę licencjacką poświęciła analizie zjawisku i twórczości grupy literackiej Wileńszczyzny Nowa Awangarda Wileńska. W 2016 wiersze ukazały się w antologii młodych poetów Wileńszczyzny W zakolu Wilii. Wiersze jej zostały publikowane m.in. w Zeszytach Ciechanowskich, kwartalniku Znad Wilii. Poezja została przełożona na język litewski oraz grecki. Od 2018 tłumaczy poezję z języka litewskiego na polski oraz z polskiego na litewski aby przybliżyć poezję dla jak największej ilości osób. Uważa, że poezja łączy. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

książka

Christa Beau Buch

dajesz mi wiedzę dajesz mi smutek dajesz mi odwagę

machst mich wissend machst mich traurig machst mich mutig

pomagasz mi śmiać się pomagasz mi marzyć pomagasz mi zrozumieć

lässt mich lachen lässt mich träumen lässt mich verstehen

człowieka tego szlachetnego i tego innego

den Menschen den Edlen und den Anderen tłum.: Grażyna Werner

POEZJA NIEMIECKA

Wyśnione łąki

Grażyna Werner Erträumte Wiesen

tłum.: Grażyna Werner

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 31

Auf erträumten Wiesen weiden meine Träume, wo trübe Stimmungen der Freude Platz räumen. Zwei erträumte Monde mit silbrigen Strahlen, wenn in meine Hände Glücksgefühle fallen. Im erträumten Bache glänzen goldne Wellen, ihr herrliches Rauschen beruhigt die Seele. Die erträumte Gegend voller Schmetterlinge und voller Vorhaben – die wollen gelingen.

Na wyśnionych łąkach pasą się marzenia. Tu smutek głęboki w radość się zamienia. Na wyśnionym niebie dwa srebrne księżyce. Tyle mego szczęścia, ile go uchwycę. W tym wyśnionym świecie szemrze potok złoty, jego wartkie fale zmyją me zgryzoty. W wyśnionej krainie stubarwne motyle, wiecznie świeże kwiaty i nadziei tyle.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Tania Di Malta Hołd dla Pippo Bacca Omaggio a Pippo Bacca Biel Bianco Była zmienna biel marca biała, jak popielniczka na stacji wspomnienia wycięte z gazet wesołość kucharskiej czapki.

Fu mutevole il bianco di marzo bianco, come i posacenere alla stazione i ricordi ritagliati dai giornali l’allegria da cappello del cuoco.

Biała była myśl o ślubnej sukni silna i delikatna konsystencja śniegu i bawełny i czerwony naszyjnik pod paskiem wydawał się na ziemi zadeptanym kwiatem.

Bianca era l’idea dell’abito da sposa trama forte e fragile di neve e cotone, e il vezzo rosso sotto la cintura appariva a terra come un fiore calpestato. Tłum.: Izabella Teresa Kostka

REALIZM TERMINALNY

Mikrofon

Il Microfono

Jak tymbaliki przed oklapnięciem prezentują się jako wspaniała okazja zawsze mówią ci jaki jesteś ważny iloma rzeczami mógłbyś zostać. Ja na przykład chciałabym być Morganą sławnym ekologicznym fotelem, czasami mikrofonem, symbolem władzy, by wyłączyć się podczas debaty.

Come timballi prima dell’a loscio si presentano come unica occasione ti dicono sempre quanto sei importante quante cose potresti diventare. Io per esempio vorrei essere Morgana celeberrima poltrona vegana, a volte microfono, simbolo del potere così per spegnermi nel mezzo del comizio.

Tłum.: Izabella Teresa Kostka

Lalka

Bambola

Jestem paczką pocztową, z nieznanym adresem tańczącą małpką, w rytm bębna jestem lalką w halce, która pali w szafie ciągłym problemem, stłamszonym w kufrze. Jestem wygrywającym kuponem, wrzuconym do kosza jestem liną od wózka, ciągniętego przez dziecko psychodeliczną peruką, noszoną przez latarnię kozakiem bez obcasu, zmiażdżonym pod pociągiem.

Sono un pacco postale, con indirizzo sconosciuto sono la scimmietta che balla, a tempo di tamburo sono la bambola in babydoll, che fuma nell’armadio la grana costante, so focata nel baule. Sono una quaterna secca, buttata nel bidone sono il filo del carretto, trasportato da un bambino la parrucca psichedelica, indossata da un lampione lo stivale senza tacco, tritato sotto il treno.

strona: 32

Tłum.: Izabella Teresa Kostka

Tania Di Malta żyje we Włoszech w rejonie Emilia Romagna, jej poezje ukazały się w wielu antologiach. W roku 2014 została finalistką konkursu Premio Mogol / Nagroda Mogola i w 2015 zdobyła wyróżnienie specjalne w konkursie Premio Quasimodo / Nagroda Quasimodo. W 2016 była finalistką Konkursu Międzynarodowego Antonii Pozzi. W 2018 roku wydała pierwszy zbiór poezji "Latawce nocą nad morzem" (dom wydawniczy CTL Editore) i ukazały się także nowele satyryczne opublikowane przez "Sifaperbenedizione" i "Antisociale". W roku 2017 przybliżyła się do nurtu Realizmu Terminalnego, w 2018 wygrała ex aequo Konkurs Federiciano w Rocca Imperiale. W roku 2019 została finalistką Konkursu Cumani. W roku 2019 opublikowała w Almanachu domu wydawniczego Puntoacapo esej p.t. "Il Realismo Terminale al bivio / Realizm Terminalny na rozdrożu".

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Izabella Teresa Kostka Pater meus (padre mio) Pater meus (ojcze mój) Ojcze Mój, tak nieobecny, obcy dla każdej mojej myśli, jesteś obrazem zawieszonym w nicości, w sekretnej szkatułce dalekiego dzieciństwa,

Padre mio che sei assente, estraneo ad ogni mio pensiero, un'immagine blanda sospesa nel nulla, nello scrigno segreto della lontana infanzia,

chciałabym poznać Twoje uczucia rozbite na skałach minionych błędów, otrzymać w przyszłości wytłumaczenie i odpowiedzi "na każdą pustkę".

vorrei conoscere i tuoi sentimenti smorzati sugli scogli di tanti errori, avere un giorno le spiegazioni e le risposte per "ogni vuoto".

Ojcze Mój tak mało znany, unikany, odrzucony we wczesnej młodości, dzisiaj dedykuję Tobie tę krótką modlitwę i ciepły uścisk pojednania.

Padre mio assai sconosciuto, temuto, negato nell'adolescenza, ti dedico oggi una preghiera, un caldo abbraccio di conciliazione.

Pokój niech będzie z Tobą gdziekolwiek jesteś.

Pace sia con te ovunque tu sia.

Tłum.: Izabella Teresa Kostka

Memento

Poznałam mężczyzn otumanionych własną ignorancją, marionetki zawieszone na sznurkach władzy, marynarzy uwiedzionych spojrzeniami syren, oślepionych blaskiem złudliwego bogactwa,

Ho conosciuto uomini drogati della loro ignoranza, marionette sospese sui fili del potere, marinai stregati dagli sguardi delle sirene, abbagliati dalla luce del falso avere,

niewolników cielesności skazanych na resztki żądzy, puste powłoki ludzkiej świadomości, zatopionych nocą w szklaneczce brandy, zrodzonych i przemienionych w krągłościach rozkoszy.

schiavi del carnale condannati agli scarti del piacere, svuotati involucri dell'umana coscienza, annegati di notte in un bicchiere di brandy, fatti e rifatti tra le curve del godere.

Żyli oszołomieni ulotnymi wizjami zawieszeni obłapując opłacane uda, przekonani o swojej nieśmiertelności zagłuszali krzyki, wyrzuty sumienia.

Vivevano illusi dai futili miraggi, aggrappati alle cosce a pagamento, convinti di essere già immortali calpestavano le grida, i sensi di colpa.

Zapłakałam na ich grobach zabrudzonych błotem, porzuconych i pozbawionych jakichkolwiek wspomnień, na mogiłach zepchniętych w otchłań zapomnienia, wiecznych strażnikach niezaspokojenia.

Ho pianto sulle loro tombe coperte di fango, abbandonate e prive di qualsiasi ricordo, gettate nell'oblio della dimenticanza, sepolcri guardiani dell'eterna mancanza.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 33

Wiersze z tomu dwujęzycznego "Si dissolvono le orme su qualsiasi terra / Rozmywają się ślady na każdej ziemi" CTL, 2017 Włochy.

POEZJA WŁOSKA

Memento


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Dwuaktowa awangardowa tragikomedia OSOBY: Petra Gynt, dwudziestopięcioletnia marzycielska kobieta dramaturg. Mas Mon, jej narzeczony, chamski marynarz. Solwejga, młoda malarka, emigrantka. Goście na ślubie

Akt I.

Solwejga (podchodzi do Petry, łaskawa) Witaj, Petro. Masz chwileczkę? Petra (z krzywym uśmiechem) Kim Ty, do cholery, jesteś? I skąd, u cholery, znasz mnie? Solwejga (szczerze) Ja Solwejga, emigrantka. A o Tobie... wszyscy mówią.

Petra (obojętnie) Wiem, że jestem tutaj sławna, Podnosi się kurtyna z początkiem organowej wersji „Marszu Weselne‐ Lecz nie trać mojego czasu go” Mendelssohna w tle, która nagle się urywa, gdy wchodzi Petra. (kieruję w stronę Masa Mona, który stoi zamyślony). Ławki jak w kościele luterańskim. Na ławkach siedzą goście, młodzi

DRAMAT

Odsłona 2/Scena 2.

chłopaki i dziewczyny, śród nich Solwejga, zgrabna blondynka, ze sztalugą i farbami, wystającymi z jej plecaka. W prawym kącie pro‐ scenium Mas Mon, gruby chłopak, ubrany jako pan młody, zerka na zegarek i ociera pot z czoła. Wraz z pojawieniem Petry, goście (oprócz Solwejgi) zaczynają się śmiać i gwizdać.

Pierwszy drużba (wesoło) Patrzcie, kogo diabeł przyniósł! Pierwsza druhna (z pogardą) Petra, wiejska celebrytka, Znana z bredni i żółtaczki! Drugi drużba (pokazuje na niej palcem) Nasza cnotka-niewydymka!

Solwejga (idzie za nią) Nie rozumiesz, żadnym plotkom Ja nie wierzę... I podziwiam Talent twój dramaturgiczny. Sama jestem, wiesz, malarką, Żyję tylko dla twórczości, Zostać chcę Twą przyjaciółką! (podaje jej rękę) Petra (ignoruje ten gest, twardo) Hipokrytko ze sztalugą! Może, cała wieś uważa Petrę Gynt za idiotkę, Jednak nie do końca jestem! (podchodzi do Mas Mona).

strona: 34

Druga druhna (podchodzi i staje przed nią) Pragniesz zepsuć nam wesele?

Mas Mon (z pogardą do Solwejgi) Spadaj, uchodźczyni! (Solwejga smutna ucieka). (wyciąga ręce, wesoło) Petra Petro! (odpycha ją, druhna się chowa, goście przestają się śmiać) Cieszę się, że tutaj jesteś. Miło mi was wszystkich widzieć, Chciałem prosić Cię o pomóc. Lecz tu przyszłam do Mas Mona.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Petra (z fałszywym uśmiechem) Ale chętnie! Właśnie przyszłam, By pozdrowić nowożeńców Oraz z Tobą się pogodzić. Mas Mon (bierze ją pod rękę) Chodźmy sobie do przedsionka. (prowadzi do lewego kąta proscenium. Goście uchodzą, unosząc ze sobą ławki).

Petra (na ucho, ale głośno) Twój baranek jeszcze w szkole Został owcą. Mas Mon (z rozpaczą) Co mam robić? Petra (stanowczo) Cóż, ja mogę ją przekonać.

Petra (poważnie) Słucham Cię jak najuważniej.

Petra (zdziwiona) Kochasz ją tak mocno?

Mas Mon (żartobliwie) Znasz się pewnie na wariactwach...

Man Mon (zanosi się od śmiechu) Matko! Co za bzdury! Marynarzem Jestem ja, i jest jej ojciec... Teraz kumasz?

Petra (klepie go po ramieniu) Kumplu! Jestem zawodowcem! Mas Mon (na ucho, ale głośno, z rozpaczą) Narzeczona ma, Ingrida, Nagle w domu się zamknęła, Nie wiem, jaki szlag ją trafił, Rozmyśliła się! Petra (patetycznie) O Jezu... Ale jesteś tak przystojny! Taki mądry i zamożny! To chyba... Schizofrenia.

Petra (z krzywym uśmiechem) Jak najbardziej... (po kilku sekundach namysłu) Chcę Twą łódkę motorową! Mas Mon (zdecydowanie) Masz ją! Oto od niej klucze. (dostaje z kieszeni klucze i rzuca Petrze, ona łapie) Petra (dumnie) Petra z kluczem... Wow! Idę. (Mas Mon klepie ją po pośladkach). Petra (uderza go w twarz tak, że traci przytomność) Wkrótce będziesz miał Ingridę! (odchodzi, Mas Mon leży plackiem, kurtyna opada).

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 35

Mas Mon (przytakuje) Wszyscy mówią – oszalała! (z nadzieją) Może, jednak, ślubnej nocy Boi się mój baraneczek?

DRAMAT

Petra i Mas Mon sami.

Mas Mon (pochlebnie) Oddam wszystko, o co prosisz W zamian.

Scena 3.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Akt I Przeminięcie Jego chwile samotne, chwile niewydarzone, jego chwile innym miłościom zapożyczone. DAWNO… czas pomarszczył mu czoło. Czas zatoczył nad nim koło.

A starzec nie jest starcem. Jest teraz barów bywalcem. Roztacza się wyborów morze. Czy kieliszek mu dopomoże? Zagadać do dziewczyny obok strach. Inni podchodzą i od razu rach-ciach.

Starzec rozmyśla, co by było, gdyby się to tylko wydarzyło.

Dama delikatna jak poranna rosa. W nim wdzięku ile ma prosta kosa.

Marzyć zabrakło odwagi. Zasady wpojonej rozwagi. DRAMAT

Akt II O zaniechaniu

Jawi mu się stworzeniem ulotnym. Niczym ta chwila niepowtarzalnym.

Bo… Boi się ją spłoszyć, więc obserwuje. „A co jeśli…?” – w duchu się klaruje.

Ale… Co by było…?

Bo…

Chłopięca odwiedza go dusza. Serce starca w rytm porusza.

Ale… Co by było…?

Pytasz czy zabiłoby inaczej? Gdyby wiedziało to… Raczej?

Dama spędzić może z nim życie. A on martwi się o swoje obycie.

Czy żałujemy wyborów dokonanych? Czy bardziej czynów zaniechanych? Młodzieniec mówi do niego, przecież masz wybór, kolego!

Jak sercem zagadać? Jak to wypowiedzieć? Jak nazwać uczucie? Boi się chwili odległej, nielogicznej, perspektywistycznie nostalgicznej.

Młodzieniec slangiem nawija: nuta życia drga teraz, przemija!

Bo…

Uskrzydlony słowami, cofa duszy wskazówki.

Ale…

strona: 36

Co by było…? Ustawia serce na kurs na WTEDY, na tamte wszystkie chwile, kiedy… ŻYŁ…

Czy żałujemy wyborów dokonanych? Czy bardziej czynów zaniechanych?

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Podpowiada chłopca dusza, serce starca para porusza.

Czy żałujemy wyborów dokonanych? Czy bardziej czynów zaniechanych?

Wtem starzec chwyta jego dłoń, I młodzieniec rusza niczym koń! Akt III Te same błędy

Bo boi się starca chłodu: wrzodu, niemocy wzwodu. Galopuje! Podskakuje!

Gdybym mógł tylko cofnąć ten czas! Czy znowu nie powiedziałbyś pas?

Bo budzi się w nim żar. Inny magik rzuca czar

I tak minęły chwile, lata, dekady. Wskazówki życia zrobiły szpagaty. Od WTEDY do TERAZ rozdarte. Od dawna z chwil życie odarte.

I… Damy sukienka już z innym dżokejem faluje. Ich, a dla niego niewydarzona, chwila buzuje. On patrzy z boku, łaknie chwili uroku.

Jego chwile samotne, chwile niewydarzone, jego chwile innym miłościom zapożyczone. I ten starzec o zwrot długu chwil pyta. To przecież była JEGO miłość skryta!

Czy żałujemy wyborów dokonanych? Czy bardziej czynów zaniechanych?

Ona innemu ślubowała słowo TAK, podarowała na wieczność mu znak

Bo…

MIŁOŚCI.

Ale…

DRAMAT

Inna dama go zauracza. Ale on moment odracza.

Na procenty czasowi chwile dane, chwile przemieniły w żonę pannę.

Z innym te chwile przemierzyła. Z nie jego życiem się zmierzyła.

Co by było…? Odracza w czasie, w przestrzeni, aż z koleżanką, kto inny się żeni.

Przed starcem niewiele chwil już zostało, za nim zbyt wiele szans niewydarzonych. Po co jego życie roztropnie się odbywało? A ile par jego nieszczęściem obdarzonych

Wrzuci do namiętności płomieni, zaklęciem TAK w żonę przemieni. Czy żałujemy wyborów dokonanych?

ZOSTAŁO? Gdyby tylko ktoś powiedział, gdyby tylko się dowiedział.

Czy bardziej czynów zaniechanych? Bo… Jak w bagnie brnie, bo się waha. Oddala się w piasku czasu Kacha. Z innym się wiąże Marta, za innego wychodzi barda,

Ale… Co by było…? Demon czasu szaleje jako sęp, ostatnich jego chwil szarpie kęs.

To jego uczucia! I jego namiętności! Czemu słowa stają w gardle jak ości?

Czas pomarszczył mu czoło. Czas zatoczył nad nim koło.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 37

który niewypowiedziane jego słowa, szepcze jej, gdy on je w sercu chowa.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Starzec rozmyśla, co by było, gdyby się to tylko wydarzyło. Marzyć zabrakło odwagi. Zasady wpojonej rozwagi. Czy żałujemy wyborów dokonanych?

strona: 38

PROZA

Czy bardziej czynów zaniechanych?

Od jakiegoś czasu ciocia Dziunia i wujek Roman zabierali mnie regularnie na wakacje. Wujek pracował jako geodeta i z tytułu swojej pracy jeździł po Polsce i mierzył „trójkąty”, jak mi to tłumaczył, ze specjalnie na tę okazje budowanych wież. Te wieże nazywały się triangulacyjne i zrobione były z pali drewnianych w taki sposób, aby dominowały nad całą okolicą. Oczywiście budowano je w miejscach oddalonych od cywilizacji, czyli w sercu pięknej, polskiej, w tamtych czasach jeszcze dzikiej przyrody. Dzięki tym wyjazdom już jako mała dziewczynka nauczyłam się rozróżniać gatunki drzew i różnych roślin. Po raz pierwszy w życiu mogłam zobaczyć, jak wygląda horyzont widziany z wieży. A było to ogromne przeżycie! Najpierw musiałam pokonać nieograniczoną ilość stopni z drewnianych pali!! O zgrozo! Rzadko odległość pomiędzy palami była taka, że mogłam zrobić krok, aby je pokonać. Ciekawość moja była tak wielka, że wymyśliłam sobie szybko metodę na wdrapywanie się na tą straszną wieżę. Po prostu właziłam na nią jak piesek na czterech łapach. Wujek pozwolił mi tylko jeden raz wdrapać się na tę magiczną budowę i może dlatego tak mocno zapisała się w mojej pamięci, a może dlatego, że był to nasz sekret? Bo gdyby ciocia dowiedziała się o moich wyczynach, to i wujek, i ja dostalibyśmy niezłą burę. Złożyliśmy sobie nawzajem przysięgę, że nikt o tych eskapadach się nie dowie „aż do śmierci”. Przysięga potwierdzona była słowami: jak BOGA kocham. Jedyny raz w całym moim życiu widziałam jakby z lotu ptaka coś tak wspaniałego, jak wielkie obszary o kolorze fioletowo-różowym otoczone lasami. No i te niezapomniane zapachy, które na szczycie wieży były milion razy silniejsze niż na dole. Stałam zauroczona tym pejzażem, który był sto razy piękniejszy od obrazków widzianych w kalejdoskopie, nie miałam pojęcia czym są te fioletowe pola. Wujek powiedział mi: – To są kwitnące wrzosy! – Wrzosy? – Powtórzyłam zdziwiona, bo widziałam je na

dole i tak naprawdę nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, takie malutkie, nijakie kwiatki, trudno powiedzieć, że ładne. Ładne były piwonie, róże, ale kwiatki wrzosów wyglądały przy nich naprawdę marnie. Za to z wieży, w wielkiej masie, wrzosy były majestatyczne, iście królewskie. Nie będę opisywać drobnych, a jakże ciekawych szczegółów tego wszystkiego, co wujek mi opowiadał na temat przyrody. Te jego „gadki” (tak ciocia mówił, gdy wujek zaczynał swoje wywody na temat przyrody) to była, de facto, nauka miłości do przyrody, nauka, która zaciekawiła i rozwinęła moją wyobraźnię. A wyobraźni mi nie brakowało, jak na moje pięć lat. Tym razem spędzamy Wakacje, chociaż ciocia z wujkiem ciężko pracowali, w Bolkowie. Mała wioska na ziemiach odzyskanych. Z zamkiem, a raczej jego ruinami, gdzie kiedyś mieszkał książę śląski, zanim połączył się z państwem polskim. Mieszkaliśmy w domu na gospodarstwie rolnym podzielonym, na tą okazję, na dwie części: jedna dla cioci i wujka i biura geodezyjnego, a druga dla gospodarzy. W niedziele ciocia Dziunia pięknie mnie ubierała. Tym razem uszyła mi w rękach, bo o maszynie do szycia nie było mowy, piękną sukieneczkę z białego materiału. Mieliśmy iść do kościoła. Do białej sukienki miałam wyczyszczone pastą do zębów (tak to było w tamtych czasach) pantofelki z materiału i skarpetki. Mocno ciocia się napracowała, abym pięknie wyglądała. Te szczegóły mają wielkie znaczenie dla dalszego ciągu mojej opowieści. Gospodarzem był młodzieniec, trochę mówiący po polsku, z którym świetnie się dogadywałam. Nosił dziwne imię, Helmut. Ciocia prosiła, abym poczekała na nich na podwórku, co zrobiłam z wielką przyjemnością, bo latały tam kury na które kot polował, ale chyba udawał, bo nigdy żadnej nie złapał. Czekam i czekam, a tu zamiast cioci i wujka ukazuje się młody gospodarz i krzyczy w moją stronę : – Śliczna panienka. chceta zabierać pola zerwaną trawę? I dodaje:

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 39

W końcu udało się zrobić mi coś dziwnego, takie jakieś posłanko, zaakceptowane przez Liebe, bo tak go nazwalam po długich namysłach. Ale ponieważ w życiu nic nie jest proste, jak tylko ciocia zaczynała sprzątać, piórka unosiły się w powietrzu i ciocia krzyczała : – Czy ty Małgosiu przyprowadziłaś tu kurczaki? Ach! Gdyby ciocia wiedziała, że tu chodzi o jeża, to nie wiem, co by zrobiła. Aby tajemnicę utrzymać, podjęłam się wysprzątania swojego pokoiku samodzielnie. Sama przynosiłam mu różne zielska i nawet sałatę z ogródka gospodarza do jedzenia. Nie wiedziałam, co jedzą jeże, więc robiłam eksperymenty. Oddałam mu nawet moją sałatkę z pomidora, która miała wielkie powodzenie i zniknęła w dwie sekundy. Wszystko byłoby fajnie, gdyby jeż nie zaczął w nocy wybierać się na przechadzki! Pewnej nocy zbudził mnie głos wujka : – Nie bój się Dziuniu, ja zaraz zobaczę, kto to łazi po naszym domu w nocy. Po kilku minutach: – Nikogo tu nie ma, możemy spać spokojnie. Oczywiście Liebe był na tyle mądry, aby słysząc wujka nie ruszać się. Wzięłam go w ręce i odkryłam, że ma cztery ogromne łapy z paznokciami na sto kilometrów, nie wiedziałam, że te paznokcie to są pazury. Chciałam go przytulić, bo na pewno bał się wujka, ale nie znalazłam na to sposobu, bo kuł mnie bestia strasznie, zwinął się w kulkę tuż obok mnie, a ja zasnęłam będąc przekonana, że jeż też. I to był błąd!! Znowu wyrwał mnie ze snu krzyk, ale tym razem cioci. – Roman, ale z ciebie gapa, niby nikogo nie ma, a ktoś po mieszkaniu łazi, już ja tu zrobię porządek. Zdrętwiałam ze strachu. Bo sama stwierdziłam, że to zwierzę, jak chodzi po drewnianej podłodze, to tupie głośno. Liebe znowu usłyszał ludzki głos i schował się, nie wiem gdzie. Do pokoju wpadła ciocia krzycząc, ja ci zaraz pokażę… mnie czy jeżowi? – Małgosia widziałaś kogoś? Co tu chodzi i nie pozwala nam spać? Odpowiedź szybko przyszła, na moją zgubę i jeża też, do głowy. – Ciociu to duchy tak hałasują. Nie bardzo wiedziałam, co to są duchy, powtórzyłam tylko to, co usłyszałam, jak gospodarz mówił, że nie wierzy, że duchy zjadają mu kury. Ciocia stanęła jak wryta: – Duchy, jakie tam znowu duchy, kto ci naopowiadał takich bzdur? I po chwili dodała – Zaraz znajdę te duchy. I zaczęła szukać wszędzie, gdzie się dało, pod łóżkiem też, tam gdzie był jeż! Końca nie ma co opisywać, jest oczywisty. Następnego dnia Wujek wytłumaczył mi, że lepiej będzie dla jeża, jak będzie mieszkał w lesie. Jedno udało wynegocjować, to to, że zostawiliśmy go bardzo blisko zagrody. Potem wakacje były nudne, nic się nie działo, Ciocia nie opuszczała mnie ani na chwile. Wiele lat później Ciocia przyszła do mnie smutna, zbolała. – Małgosiu, Wujek potrzebuje na swoją ciężką chorobę brać francuskie lekarstwa, czy możesz nam pomoc je zdobyć? – Oczywiście, odpowiedziałam nie zastanawiając się, to był przecież mój UKOCHANY Wujek. I obietnicy dotrzymałam.

PROZA

– Pojedziem na koniu ! Taka okazja nie zdarza się dwa razy w życiu i zamiast jasnej odpowiedzi, siedziałam już w furmance i marzyłam, aby ciocia z wujkiem nie spieszyli się z wyjściem do kościoła. Często piszę ciocia z wujkiem, bo oni zawsze byli razem, chyba, że wujek jechał na wieże, a ciocia zostawała i prowadziła oraz pisała ręcznie ślicznie jakieś rzeczy dla wujka, aby pomóc mu w pracy. Na cale szczęście lub nieszczęście, moi opiekunowie nie wyszli z domu na czas, i furmanka już była daleko, kiedy ich dojrzałam zaniepokojonych, szukających mnie na podwórku. Jaka to była cudna zabawa, pomagałam zbierać skoszoną trawę zwiniętą w skopki, aby było łatwiej nią manipulować. Furmanka załadowana, wracamy na gospodarstwo. Ja siedziałam na samej górze pełnej siana, i wdychałam piękny zapach pomieszanej trawy z kwiatami. Zamknęłam oczy i marzyłam. Kiedy znaleźliśmy się w zagrodzie, chciałam zejść, ale młody człowiek krzyczy: – Nie schoda, wyjdzieta w stodole! Wjeżdżając do stodoły musiałam położyć się bardzo płasko, aby głową nie zawadzić o dach. Zaczęło mi się nudzić czekając aż siano zostanie przerzucone przez gospodarza z furmanki do stodoły. Oglądam się dookoła i widzę, że nie ma już pustej przestrzeni pomiędzy furmanką i sianem składowanym i w mgnieniu oka podejmuję decyzję. Ślizgając się powolutku plecami po sianie zejdę. Spuściłam nogi i… O zgroza! Spadłam, nie wiem z jakiej wysokości, upadając na pupę prosto w ogromną kałużę błota! Nawet nie krzyknęłam, zaczęłam iść w stronę domu, nagle usłyszałam śmiech straszny, śmiech gospodarza: – Śliczna panienka zesrała się i ma czarną pupę! Oglądam sama siebie i umieram ze wstydu, majtki czarne, sukienka w ogromne kropki błota, nie wspominam już o bucikach, kokardy w warkoczykach usmolone. Słyszę swój straszny bek, płaczę, a właściwie ryczę z wściekłości. Z domu wyskakuje ciocia i wujek zaniepokojeni i przerażeni moim wyglądem. Już sobie wyobrażałam, jakie lanie dostanę i było mi wszystko jedno, bo przygoda była wyśmienita!! Zabrali mnie na górę. Wujek wniósł mnie na rękach, bo tak drżałam, że nie mogłam zrobić jednego kroku. Jak mi było dobrze w jego ramionach, nie znałam takiego uczucia, bo mój tata w ramiona mnie nie brał. Ciocia zamiast kary przygotowała balię z ciepłą wodą i wymyła mnie dokładnie, położyła do łóżeczka przytulając i całując czule poprosiła : – Małgosiu, nie rób nam więcej takich niespodzianek. Minęło dwa lub trzy dni, kiedy to młody gospodarz zaczepił mnie tymi słowami : – Śliczna panienka ja przeprosić was. Spojrzałam na niego dziwnie, nie rozumiałam ,dlaczego ma on mnie przepraszać… – To być dla was prezent. Z tymi słowami wciska mi do rąk jakieś okropne zwierzę, które kłuje mnie ogromnie. – To być jeż, dla was, Liebe śliczna panienka Nie wiedziałam, co robić, zaniosłam jeża do mojej sypialni. I zaczęła się nowa przygoda, tym razem ciocia będzie jej bohaterką. Uwiłam dla jeża śliczne „gniazdo”, bo przekonana byłam, że jeż, tak jak ptaki, mieszka w gnieździe, schowałam je skrupulatnie pod łóżkiem, gdzie trudno było szczotką dosięgnąć. Aby przygotować gniazdo dla jeża, co „Liebe śliczna panienka”, namęczyłam się strasznie przy zbieraniu piórek zgubionych przez kury i kaczki w zagrodzie.


strona: 40

POWIEŚĆ

BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

– Halo Buchała! – wydzwania Michalski ze swojego Michalski próbował się ze wszystkim uporać, zamykał samochodu drzwi od samochodu upominając księdza by się trochę uspokoił. Dziewczyna weszła na schody i na drzwiach od – Tak – szybko odbiera. komisariatu przeczytała wielką kartkę. – To gdzie w końcu jest ten komisariat? – Nie wiem – odparł szybko aspirant – To przecież Pan zna tą miejscowość jak własną kieszeń. „ Komisariat czynny w godzinach – Buchała! To wy mieliście nas zameldować. od 8 00 do 16 00 – Ja? Ja miałem pojechać do kościoła! w dniach : Michalski nie mogąc dalej słuchać śmiechów Księdza i chichotów Przewodniczki, z chęcią roztrzaskałby telefon.. Wtorki Rozłączył się, ale ciągle słyszał jedną i tą samą melodyjkę, Czwartki która zagłuszała mu radio i jeszcze bardziej rozbawiała Soboty pozostałe osoby w samochodzie. – Buchała! Do cholery! Dowiedziałeś się gdzie jest ten Skargi przyjmujemy pod numerem: komisariat. *** *** *** – Nie. Lub u dzielnicowego J. Wąsika „ – To czego dzwonisz. – Bo wiem, gdzie możemy się przespać – odparł . – Ty czytałeś to! – krzyknęła do Michalskiego. – To chociaż to załatw, a ja szukam dalej – i rozłączył się. – Jak mogłem przeczytać, kiedy stoję przy samochodzie – A ja wiem, gdzie jest komisariat – podśmiewał się – odparł podchodząc do schodów. – O cholera! Nie, ja ich proboszcz. złapie i powystrzelam– zdenerwował się. – Jeśli ksiądz wie, czemu nie powie od razu – odparł – Spokojnie – złapała go za kurtkę Przewodniczka – Michalski. Lepiej pomyśl, co teraz. – Jak mnie Pan wypuści, to pokażę – zadzierał nosa. – Jak? Co teraz! – odparł Michalski – Jutro przyjdzie nam – Tak?! A ja będę znów księdza gonił po całej wsi! – kiwał tu przyjechać stwierdził wymachując rękami. Nagle w głową podinspektor – Za kogo wy mnie macie. Spojrzał na kieszeni usłyszał znaną wszystkim melodyjkę. Wyciągnął Przewodniczkę. telefon i przyłożył do ucha. – Ja nic nie mówię – odparła – A tak w ogóle, jak byś się – Tak Buchała! dobrze przyjrzał, to zobaczyłbyś, że już trzy razy mijaliśmy – Tu nie Buchała! – odparł nadinspektor. – Sprawdzam strzałkę ze znakiem „Policja”. Ksiądz znów nie wytrzymał i jak idzie sprawa? Michalski poczerwieniał na twarzy i zrobił roześmiał się. się sztywny jak patyk. – Jak wy tak pracujecie, to złodzieja już nie ma – – A bardzo dobrze. Mamy już pierwszego podejrzanego machnął ręką. – odparł. – Niech lepiej Ksiądz siedzi cicho – odparł Michalski – – O ! To dobrze . Zatem nie przeszkadzam , tylko Bo na razie jedynym złodziejem jest Pan. Nagle przycichło w pamiętaj o sąsiadach – dodał nadinspektor – Sprawa jest samochodzie. A po chwili wylał się cały kubeł zimnej wody. jeszcze gorąca. – Jak to ja?! – wykrzyknął proboszcz i przesunął się do – Tak wiem! – kiwał głową Michalski. przodu. – No to cześć – rozłączył się. A podinspektor wziął – Jak to?! – zdziwiła się też Przewodniczka. większy oddech. – Cisza! – próbował zapanować nad samochodem – O jakich sąsiadach on mówił – zdziwiła się Michalski. – Nie mam czasu wyjaśniać! W ogóle gdzie jest ten Przewodniczka. posterunek?! – Nieważne – odparł zbywając Michalski – jedziemy do – O tu! – wskazała palcem zdenerwowana dziewczyna . tego Buchały. Wyszukał numer telefonu do niego. Po chwili – No właśnie – wziął oddech Michalski i szybko skręcił – usłyszał w słuchawce: No to idziemy! – Tak! Zaczął zbierać wszystkie dokumenty dokoła siebie, – Załatwiłeś w końcu ten nocleg?! – zapytał lekko telefon, paczkę papierosów, kluczyki do kieszeni. Koleżanka z poddenerwowany podinspektor. muzeum zdążyła już wyjść i rozglądała się po domach. – No tak prawie – odpowiedział mu Buchała. Jedynie z tyłu auta dobiegało wołanie: – A co ze mną!? P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

POWIEŚĆ

strona: 41

– Co to znaczy: – No tak prawie? teraz dojeżdżamy na miejsce. – No niby są pokoje wolne, ale to jest agencja towarzyska Proboszcz razem z Przewodniczką dobrze spojrzeli i po – mówił coraz bardziej przyciszonym głosem Buchała. chwili oboje jednym głosem odparli: – Co jest?! – przyłożył mocno do ucha telefon – Mów – Przecież to Kościół! głośniej, bo nie mogę cię zrozumieć. – Wróciliśmy z powrotem – stwierdziła Przewodniczka. – No nie mam tych pokoi. Chyba, że zamówię tylko dla Ksiądz już nie wiedział co ma powiedzieć, jedyne co nas dwóch – wpadł po chwili na pomysł wyjścia z sytuacji dodał to tylko: partner. – My zawsze mieliśmy dla wszystkich otwarte drzwi. I – Jak to dla nas dwóch?! – zdziwił się Michalski – A się roześmiał. Ksiądz, a Pani Historyk! – To dobrze – odparł Michalski rozglądając się nim – Jaki Ksiądz?! – zdziwił się Buchała – Co ma on robić w skręcił na plebanie. burdelu?! – Czego Pan się boi? – zdziwił się Proboszcz. – Jakim burdelu?! – Michalski już tracił nerwy stojąc na – Jak to czego? – stwierdził powoli wjeżdżając na posesję środku parkingu przed Komendą Policji w Kościanach. Michalski – Pańskiej zwariowanej Gosposi. Proboszcz w samochodzie nie mógł się powstrzymać od Znów w samochodzie rozległ się ogromny śmiech. śmiechu i z tego wszystkiego łzy płynęły mu z oczu, a z – A więc Policja boi się mojego alibi – stwierdzał Ksiądz – przodu siedząca Pani Przewodnik zastanawiała się jakie Zabawne. jeszcze urokliwe miejsce pozna, zanim przyjdzie jej się Skompromitowany Michalski wysiadł z auta i trzasnął wykąpać. drzwiami. Znów sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę – Słuchaj Buchała! Kolejny raz mnie denerwujesz i papierosów. Po chwili z samochodu wysiadła Przewodniczka kolejny raz mam ochotę wysłać Cię skąd przyszedłeś. Chcesz to śpij sobie w tym przybytku rozkoszy, my znajdziemy sobie razem z Księdzem, który widząc, iż podinspektor wkłada do lepsze miejsce – odparł rozwścieczony Michalski kierując się ust kolejnego papierosa odparł: – Najmocniej przepraszam jeśli uraziłem. Zapraszam do w stronę samochodu i po chwili rozłączył telefon. Złość kipiała z niego, jak z wrzącej zupy para. Złapał za klamkę środka. auta, otworzył drzwi i wsiadł do środka. Załamany Michalski nie wiedział już sam, co ma robić. Czy zdjąć kajdanki? Czy z kolei nadal prowadzić Proboszcza – Macie nic nie mówić! – krzyknął. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wyciągnął jednego i po jego posesji jako winnego? Nie dawać mu żadnej swobody, gdy ten zaprasza go do swojego domu?. Musiał nadal to odpalił. Zaciągnął się głęboko i dodał: przemyśleć i wypalić papierosa. – Tego mi było trzeba. – Nad czym tak myślisz? – spytała Przewodniczka Cały czas ręką próbowała dać mu jakiś sygnał podchodząc do Michalskiego i spoglądając mu w twarz. Przewodniczka, lecz on myślał, już jedynie o chwili – Nic ! – odparł – Weź Księdza pod ramię i idźcie do odpoczynku. W końcu kątem oka zauważył machającą dłoń i środka. nie wytrzymując krzyknął: – A ty? – zapytała. – Czego?! – Ja wypalę i przyjdę. – Jeśli mogę zapytać? Po chwili w oknach plebani zajaśniało a Michalski – Tak! rozejrzał się na drogę i zobaczył, że ludzie w pobliskich – To gdzie w końcu jedziemy? domach zaczęli wyglądać z okien. Zagasił papierosa i pobiegł – Nie wiem! Chce w spokoju wypalić papierosa – do środka budynku. próbował się opanować Michalski – Już! Każdy znalazł swoje miejsce? – Chciałabym jeszcze tylko dodać, że pańskie dokumenty – Co tak Panu się spieszy – odparł Ksiądz – Jesteśmy u leżą na dachu samochodu – wskazała palcem na dach. siebie. Do korytarza wybiegła Przewodniczka. – Wiem! – zdenerwował się. Ksiądz miał ubaw po pachy, – Jest problem. rozłożył się nawet na tylnym siedzeniu w bozie wybitnie – Co znowu? niedbałej. – Są tylko dwa łózka. – Mam! – wykrzyknął w pewnym momencie Michalski – – To nie problem – odparł Ksiądz – Ja mogę spać z Wiem, gdzie będziemy nocować. – Tak, gdzie?! – z ciekawości Przewodniczka poprawiła Panem Policjantem. Będzie miał mnie wtedy bardziej na oku. Uśmiechnął się Proboszcz. się na fotelu, a proboszcz się wyprostował i nadstawił ucha. – Widzicie, wszystko ustalone, więc idź do siebie. – Zobaczycie – odparł Michalski sięgnął ręką po – A prysznic! dokumenty. Położył je przed sobą, zgasił papierosa i zatrzasnął drzwi. W jednej chwili odpalił samochód, wrzucił Złapał się za głowę Michalski. bieg do cofania i po chwili znalazł się na drodze. – Niech Pani szuka toalety, nie wiem czy będzie ciepła – No to jedziemy! – odparł zadowolony. woda. A Ksiądz na co czeka?!. Z dużą prędkością mijali świecące się okna domów. Rozległo się pukanie do drzwi. Na plebani zrobiła się Ksiądz nie mogąc usiedzieć, co chwila wymieniał nazwiska cisza – Proszę otwierać! Tu Policja! rodzin zamieszkujących w danych gospodarstwach. Ksiądz Proboszcz myślał, że znów popłacze się ze – O tu Nowaki, jeszcze pamiętam jak im ślub dawałem. A śmiechu. Michalski się obrócił, wyjął z kieszeni własną tu Kosowscy majętni ale … legitymacje z odznaką i sięgnął po klamkę. W drzwiach – Niech Proboszcz będzie cicho! – wykrzyknął Michalski. pojawił się wysoki, mocno zbudowany mężczyzna i od razu podniósł rękę do czoła. – A dlaczego? – zdziwił się Ksiądz. – Bo jak było trzeba to się nic nie mówiło – odparł – A P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

PROZA — TŁUMACZENIE Z NIEMIECKIEGO

– Dzień Dobry. Tu dzielnicowy Janusz Wąsik . Mogę wiedzieć co się dzieje. Zaś Michalski podniósł swoją odznakę i odparł: – Dzień Dobry. A Tu Komenda Wojewódzka podinspektor Jan Michalski i mamy podejrzanego. Czemu was nie ma na posterunku? W tym momencie z toalety z ręcznikiem na głowie wyszła Przewodniczka i widząc mundur policyjny lekko się zlękła. – To jest ten podejrzany – kiwnął głową Wąsik. Michalski w momencie zrobił się czerwony jak burak. Lecz z kuchni powoli z ciekawości wyłaniała się twarz księdza. – Dobry Wieczór. – A! Dobry Wieczór Księże Proboszczu. A co to ma Ksiądz na rękach?

Odkąd jest Internet, prawie nie kupuję gazet, ale dzisiaj zrobiłam wyjątek. Może dlatego, że od śmierci rodziców rzadko bywam w rodzinnym mieście. Tym razem przyjechałam tutaj ze względu na targi książki, mój wydawca ma stoisko, a jutro odbędzie się mój wieczór autorski. Przeglądając gazetę zobaczyłam klepsydry. „Ktoś ze znajomych?“, pomyślałam i zaraz wzrok mój trafił na konkretne ogłoszenie. „Nie, nie, to niemożliwe“, chciałam krzyknąć, „nie omas, nie on! Za wcześnie! Nie umiera się, kiedy nie ma się nawet jeszcze sześćdziesiątki…“ I zaraz myśli moje pobiegły ku tamtemu wspaniałemu latu, kiedy to poznaliśmy się na spływie kajakowym. Studiowałam wtedy dziennikarstwo, omas – astrofizykę. Nasze długie wieczory, do późnej nocy, stanęły mi znów przed oczami. Rozgwieżdżone niebo, objaśnienia omasa, moje niezliczone pytania: „Jak wielki jest Wszechświat?“, „Jeśli jest skończony, to co jest poza jego granicami?“, „Jak cokolwiek może być nieskończone?“… omas wyjaśniał mi, że nasz świat może posiadać więcej wymiarów, niż jesteśmy w stanie pojąć. Rozmawialiśmy o czarnych dziurach, supernowych, kometach, ale także o horoskopach. Objęci spoglądaliśmy do góry, cieszyliśmy się wspólnym czasem pod gwiazdami. Gdy lato dobiegło końca, otrzymałam zagraniczne stypendium. Czasem pisaliśmy do siebie, ale nigdy nie padły między nami wielkie słowa. To mi pasowało, nie chciałam się wtedy wiązać na stałe, marzyłam o podróżach, o ciekawych reportażach… Stopniowo nasze drogi rozeszły się i długo nic nie słyszałam na temat omasa. A teraz już go nie ma. Zamawiam trzygwiazdkowy koniak. „Za nasze gwiezdne noce, omas“, mówię w myślach i smakuję tego wybornego trunku.

strona: 42

Tłum.: Grażyna Werner

Seit es Internet gibt, kaufe ich kaum noch Tageszeitungen, aber heute habe ich eine Ausnahme gemacht. Vielleicht, weil ich selten meine Heimatstadt besuche, seitdem es meine Eltern nicht mehr gibt. Diesmal kam ich hierher wegen der Buchmesse, mein Verleger stellt aus und morgen werde ich eine Lesung haben. Beim Blättern in der Zeitung stieß ich auf Todesanzeigen. „Jemand von meinem Freundeskreis?, dachte ich und gleich zog er meinen Blick zu einer bestimmten Information. „Nein, nein, unmöglich“, wollte ich schreien, „doch nicht omas, nicht er! Zu früh! Man stirbt ja nicht mit nicht einmal sechzig Jahren...“ Ich dachte sofort an den wunderschönen Sommer, als wir uns bei einer Paddelwanderung kennen gelernt hatten. Damals studierte ich Journalistik, omas – Astrophysik. Unsere langen Abende, halbe Nächte fast, traten mir wieder vor die Augen. Der Himmel voller Sterne, omas’ Erklärungen dazu, meine unzähligen Fragen: „Wie groß ist das Universum?“, „Wenn es begrenzt ist, was befindet sich jenseits seiner Grenzen?“, „Wie kann etwas unendlich sein?“... omas erklärte mir, dass unsere Welt vielleicht mehr Dimensionen hat als wir wahrnehmen können. Wir sprachen über schwarze Löcher, Supernovas, Kometen, aber auch über Horoskope. Umarmt schauten wir nach oben, genossen die Stunden der Zweisamkeit unter den Sternen. Nach diesem Sommer bekam ich ein Auslandsstipendium. Wir schrieben uns gelegentlich, aber es fielen nie große Worte. Das war gut so, ich wollte mich damals nicht binden, träumte von Reisen, von interessanten Reportagen... Unsere Wege trennten sich allmählich und lange Zeit hörte ich nichts über omas. Jetzt ist er nicht mehr da. Ich bestelle einen Cognac einen mit drei Sternen. „Auf unsere sternenreichen Nächte, omas“, denke ich und nippe an dem edlen Brand.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 43

…Wszystko ma swój czas I przychodzi kres na kres Gdybym kiedyś odszedł stąd Nie obrażaj się na śmierć Da da dam, da da dam, da da da da da dam...

Ostry zgrzyt hamulca. Krzyk opon zdzieranych o asfalt. Potężne szarpnięcie. Koła wbiły się w jezdnię. Kierowca zacią‐ gnął hamulec. Wyskoczył zostawiając silnik na chodzie. Roz‐ budzony autobus wysypał się pasażerami. Zasadą natury szukającej równowagi materii, wnętrze wypełnił chłód. Ostry. Mdląco-słodki. Rozedrgany podnieconymi głosami. Niepokój ołowiem wypełnił połowę głowy. Dorzucił ciału kilkanaście kilogramów. Nie mogła wstać. Wreszcie siłą woli oderwała się od siedziska. Na poboczu leżał mężczyzna. Kilka kroków za nim powy‐ kręcany rower. Ktoś reanimował. Ktoś nakrywał kocem. Ktoś płakał. Spojrzała na potrąconego. Półotwarte oczy. Zapadnięte. Mętne. Zatopione we mgle. Kącik ust sączył krew – strużką wyciekającego życia. Parującą ostatnim tchnieniem. Karetka. Ratownicy. Policja. Krótkie rozmowy. Migające światła. Ryk odjeżdżającej erki. Pobocze złuszczone plamami śniegu, jak skóra nazna‐ czona bielactwem. Niewidoma przestrzeń okolicznych pól w gwałtownych porywach wiatru i popielatej poświacie księżyca. I jakby nigdy nic. …Wszystko ma swój czas. I przychodzi kres na kres... Ostatni przystanek. Jej przystanek. Wysiadła. Niepokój sięgnął zenitu. Rozpychał skondensowaną ma‐ terią. Czujnością zwierzęcia w potrzasku rozciągał szwy kości czaszki do granic wytrzymałości grożąc eksplozją. Szła jak wilczyca patrząc przed siebie, a widząc wokół. Miękko. Pewnie. Instynktem La Loby – Dzikiej Kobiety... Tej, Która Wie. Już całą sobą czuła źródło niepokoju. Było obok. Blisko. Bardzo blisko. Pulsowało podnieceniem. Wreszcie wy‐ łuskało się z niszy. Oderwało od ściany budynku. Przybrało kształt przygarbionej sylwetki. Sunęło równolegle trzymając się mroku. Jeszcze pięćdziesiąt metrów i skręci w swoja ulicę, a ko‐ lejne dwadzieścia da schronienie. Ale ich ścieżki muszą się przeciąć. Nie mogła do tego do‐ puścić. Nie podnosiła wzroku. Nie patrzy się w oczy złu. Po‐ czucie rozpoznania prowokuje atak. Przyspiesza ostateczność. Do rozstrzygającej rozgrywki włączyła czas. Musiała wstrzymać go na kilka sekund, by ją wyprzedził. Trzy-cztery kroki. Wystarczy. Tuż przed zakrętem zwolniła. Spokojnym ruchem poprawiła pasek torebki spadający z ramienia. On – myśliwy – wiedział. Nie może odkryć się przed‐ wcześnie. Minął zawietrzną, jakby kryjąc uderzenie feromo‐ nów. Zwolnił. Obserwował. Główna ulica bezludna, jednak zbyt dobrze oświetlona. Ryzyko nieprzewidzianego. Ona – wilczyca – każdym gramem skóry odbierała jego myśli. Bezbłędnie czytała mikrosygnały mowy ciała. Zdecydowanie skręciła w ciemną uliczkę osiedla. Przy‐ śpieszyła. Dziesięć metrów. Łowca ruszył po skosie.

PROZA

Arkada drzwi kamienicy ciemnością wnęki pochłaniała nieruchomy zarys postaci. Szczupłej, wysokiej. Przygarbionej chaosem ciasnych, autystycznych myśli. C o ś w nich pełzało. Oplatało mózg mackami. Przepoczwarzało. Przenosiło w schizofreniczną równoległość czasoprzestrzeni. Kaptur przysłaniał twarz. Zziębniętą. Woskową. Tylko usta zdawały się żyć urywanym szeptem. Bezładnym, przesy‐ conym swoistą logiką. – Jak mogła to zrobić... Zabrała dziewczynki... Suka... A tak cię kochałem... Beze mnie zginiesz... Jeszcze na kola‐ nach... a wtedy... Gdzie ten autobus.... Już powinien być... Wiem, że przyjedziesz... Zawsze przyjeżdżasz. Spazmatycznie zaciskająca się dłoń pięścią zmiażdżyła powietrze. W kciuk weszło ostrze. Miękko. Bezboleśnie. Z lu‐ bością wypuszczając krew. Wsiąkała w kieszeń. Uwolnił kciuk. Językiem przyciągnął spływającą stróżkę. Ciepłą. Mdła‐ wo-słodką. Twarz, niczym obietnicą spełnienia, wykrzywił grymas uśmiechu.Wiatr kaszlał porywami w niedomkniętej klatce schodowej wypluwając piwniczny pomruk przeszłości. Mrocznej. Skaleczonej. Narcystycznej. Pełnej sprzecznych do‐ znań. *** Oparta czołem o lodowatą szybę, przymkniętymi powie‐ kami poganiała czas. Chłód szkła studził rozpaloną twarz przynosząc namiastkę ulgi. Cały dzień dźwigała niepokój. Nierozumiany. Nieuzasadniony. Niesłabnący. Wyczerpana wielogodzinną pracą, z drażniącym balastem w trzewiach, chyba po raz pierwszy była szczęśliwa, że wciąż jeszcze nie ma własnej rodziny. Kierowca czytał palcem w notesie rozmawiając jednocze‐ śnie przez telefon. Słyszała melodię słów. Nie rozumiała ani jednego. Do odjazdu zostały dwie minuty. Minęły. Autobus ruszył. Wtuliła ścierpnięte plecy w oparcie. Napięte mięśnie drżały z przemęczenia. Niepokój przelewał się w potylicę. Jak drożdżowy zaczyn pulsował, pęczniał wypełniając przestrzeń przeznaczoną na logikę myśli. Otworzyła oczy z nadzieją, że przesuwające się obrazy złagodzą napięcie. Za oknem latarniami uciekający zmierzch listopadowego stycznia. Z wysepkami wczorajszej, cienkiej warstwy śniegu. Tylko wiatr ostry, przenikliwy chłostał minusową temperaturą zapowiadając styczniowy styczeń. Wnętrze autobusu drzemało miarowym kołysaniem. Z radia cicho płynął Perfect...


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

PROZA — TŁUMACZENIE Z NIEMIECKIEGO

Teraz! Nadludzką siłą ruszyła przed siebie przecinając rabaty. Pięć metrów. Z głębin strachu wyrwał się krzyk. Potężny. O czę‐ stotliwości kruszącej szkło. Tuż za nią rzężący oddech i dotyk rysą spadający wzdłuż pleców. Wpadła w korytarz pchnięta uderzeniem słowa... sssuka. Stopy na pamięć pokonywały po kilka schodów. Światło z otwartych drzwi mieszkania uderzyło w oczy. Oślepiło. Rozwarte ramiona ojca uchwyciły. Objęły. Mocno. Szczelnie. Chłonąc grozę minionej chwili. Dłoń zaginęła między materiałem, a podszewką kurtki. *** Biegł wzdłuż ogrodzenia przydomowych ogródków. Prawie niesłyszalne uderzenia butów szybko pochłaniały ubitą ścież‐ kę. Przesadził płot. Poprawił kaptur. Wyrównał oddech. C o ś powracało w najciemniejsze zakamarki jaźni. Nie domknęło klamki. Przecież musi spróbować jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... aż do skutku, do zaspokojenia. A wokół, jakby nigdy nic. Tylko milczące mury kamienic odbijały zdyszany szept ... Suka... a tak... ją... kochałem... Ale... odnajdę... zapłacę... Wkrótce... Wiatr rozdzierał słowa. Rozrzucał pojedynczymi skrawkami ziarnistego śniegu. Zmierzch kroczył odwiecznym rytmem. Wszystko ma swój czas....

Haibun 01.13 Nisko nad ziemią wiatr jest silny, z trudem posuwam się naprzód. Przede mną niebo prawie całkiem błękitne, zaledwie tu i ówdzie widać ciemne plamki, prawie nieruchome. Natomiast za mną kłębią się ogromne chmury we wszelkich odcieniach szarości. Tam wiatr dmucha o wiele mocniej, przesuwa je energicznie na prawo. Niekiedy ukazuje się słońce. A potem gwałtowny, krótki deszcz – ale to już nie moja sprawa. Siedzę teraz w pociągu.

lutowe niebo – złudne promienie słońca niosą ulewę

Haibun 01.13 Der Wind ist he tig hier unten, ich brauche schon recht viel Kra t, um meinen Weg zu gehen. Der Himmel vor mir vorwiegend hellblau. Nur hier und da ein paar dunkle Tupfer, fast unbeweglich. Hinter mir dagegen schichten sich riesige Wolken in allen Grautönen. Dort oben muss der Wind noch viel stärker sein, denn er schiebt sie mit voller Wucht nach rechts. Hin und wieder lässt sich die Sonne blicken. Und dann ein kurzer Schauer – aber das ist nicht mehr meine Sorge. Ich sitze schon im Zug.

Februarhimmel – nach trügerischer Sonne he tiger Regen

strona: 44

Haibun 03 Trawa rośnie bujnie. Ani śladu dawnej ścieżki. Drzewa przesłaniają widok na dom moich dziadków. Po dziewiętnastu latach prawie nie rozpoznaję dawniej dobrze znanych miejsc. Rozbujała natura obejmuje stare mury, studni przed wejściem w ogóle nie widać Wysokie pokrzywy, czarny bez, drzewa – samosiejki... Żółte śliweczki są pyszne, słodki sok budzi wspomnienia... P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

stara chałupa – orzech włoski gałęzią stuka do okna

Haibun 03 Das Gras wächst üppig. Keine Spur des früheren Pfades. Bäume verdecken den Blick auf das Haus meiner Großeltern. Nach neunzehn Jahren erkenne ich kaum noch die einst vertraute Gegend. Die wuchernde Natur umarmt die alten Gemäuer, den Brunnen vor dem Eingang sehe ich nicht mehr. Hohe Brennnesseln, Holunder, unveredelte Obstbäume... Die kleinen gelben P laumen schmecken gut, der Sa t weckt Erinnerungen...

die alte Hütte – Zweige des Walnussbaumes Klopfen ans Fenster

Haibun 04 – Na skraju lasu

muzyka wiatru – dla skołatanych nerwów na ukojenie

Haibun 04 – Am Waldrand Vielleicht ist heute der letzte sonnige Samstag in diesem Jahr. Mich ru t der herbstliche Wald. Noch so viele Blätter an den Bäumen! In der Nachmittagssonne leuchten sie feuer- und kupferrot, goldgelb, intensiv orange. Der leichte Wind liebkost den Heidesee, bewegt zart die Stängel des Schilfrohrs. Ich setze mich auf einen liegenden Baumstamm und betrachte die Umgebung. Neben mir zwei rotbraune Libellen. Rundherum herrscht Ruhe, nur Vogelstimmen unterbrechen gelegentlich die Stille.

der Du t des Herbstes für strapazierte Nerven ein Wundermittel

PROZA — TŁUMACZENIE Z NIEMIECKIEGO

Może to już ostatnia słoneczna sobota w tym roku. Wzywa mnie jesienny las. Jeszcze tyle liści na drzewach! W blasku popołudniowego słońca lśnią ogniem I miedzią, złotem I intensywnym oranżem. Lekki wietrzyk pieści leśne jezioro, delikatnie porusza trzciną. Siadam na pniu ściętego drzewa i przyglądam się okolicy. Obok mnie dwie czerwonordzawe ważki. Wokół panuje spokój, jedynie ptasi śpiew przerywa niekiedy ciszę.

Haibun 05 Koniec upałów. Po niebie suną biało-szare chmury, które co jakiś czas przesłaniają słońce. Wiatr, to leciutki, to znów dosyć silny, wprawia w ruch wodę, dmucha na wysokie srebrzyste trawy, chwieje koronami drzew. Pojedyncze żółte i brązowawe liście kołyszą się tuż przy mnie. Pływanie uszczęśliwia mnie dzisiaj w szczególny sposób, chociaż to mój ostatni dzień na kąpielisku. Gra świateł w basenie i wokół niego, przyjemnie ciepła woda oraz zmiany na niebie uspokajają i inspirują.

przedjesień – brunante liście na wodzie

Haibun 05

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 45

Vorbei die Sommerhitze. Am Himmel ziehen weiß-graue Wolken, die hin und wieder die Sonne verdecken. Der Wind, mal san t, mal recht he tig, bewegt das Wasser, pustet über die hohen silbrigen Gräser, lässt Baumkronen wackeln. Vereinzelnte gelbe und bräunliche Blätter schaukeln neben mir.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Heute macht mich das Schwimmen besonders glücklich, obwohl es mein letzter Tag im Freibad ist. Die Lichtspiele im und am Schwimmbecken, das angenehm warme Wasser und die Veränderungen am Himmel sind Streicheleinheiten für die Seele und be lügeln den Geist.

vorherbstlich – braune Blätter im Wasser

Haibun 06 – Niewidzialna brama

PROZA — TŁUMACZENIE Z NIEMIECKIEGO

Mieszkam tu od blisko trzydziestu lat, ale czasem jeszcze odkrywam coś nowego. Korzystając z pogodnego przedpołudnia wybieram się na spacer. Tam, gdzie dawniej stacjonował garnizon Armii Radzieckiej, rozciąga się obecnie teren pełen łąk z alejkami spacerowymi, zaś nieco dalej - osiedle jedno- i kilkurodzinnych domków. Idę alejką w stronę lasu – po lewej, za drzewami i gęstymi zaroślami, zostawiam ulicę. Dochodzę do dawnej bramy bocznej, z której pozostały już tylko dwa murowane słupki i zardzewiałe zawiasy. Jeszcze kilka kroków i już jestem po drugiej stronie niewidzialnej bramy. Rozkoszuję się zapachami jesiennego lasu. Nasłuchuję, jak dzięcioł stuka w pień drzewa, jak szeleszczą liście, muskane lekkim wiatrem. Podziwiam dorodne owoce głogu i dzikie wino, zwisające soczystą czerwienią z zielonych gałęzi sosny. Znów czuję rytm życia.

jeszcze trzy kroki – za niewidzialną bramą natura

Haibun 06 – Das unsichtbare Tor Seit fast dreißig Jahren wohne ich hier, und doch entdecke ich manchmal etwas Neues. An diesem heiteren Vormittag gehe ich spazieren. Dort, wo einst die Garnison der Sowjetarmee war, erstreckt sich jetzt ein Gebiet voller Wiesen mit Spazierwegen, ein wenig ferner – ein Wohngebiet mit Ein- und Mehrfamilienhäusern. Ich folge dem Weg zum Wald – links, hinter den Bäumen und dichtem Gebüsch, bleibt die Straße. Ich nähere mich einem Seitentor, der heute nur aus zwei gemauerten Pfosten und rostigen Scharnieren besteht. Noch einige Schritte, dann bin ich jenseits des unsichtbaren Tores und genieße die Dü te des herbstlichen Waldes. Ich horche, wie ein Specht in den Baumstamm hämmert, wie Blätter rauschen, wenn der leichte Wind sie strei t. Ich bewundere die prallen Hagebutten und den wilden Wein, der in seinem sa tigen Rot von den grünen Zweigen einer Kiefer herunterhängt. Ich spüre wieder den Rhythmus des Lebens.

noch ein paar Schritte – hinter dem Unsichtbaren die Heide

Haibun 07 – Lawendowy labirynt Bolą mnie nogi, nie chce mi się iść dalej. Ale podobno niedaleko jest lawendowy labirynt. Jeszcze kilka kroków i już go widzę: liliowe poletko, znacznie mniejsze niż tego oczekiwałam. Pośrodku młode drzewo. W nienajlepszym nastroju i trochę rozczarowana wkraczam do labiryntu. Motyle i trzmiele uwijają się w bladym fiolecie. Zapach jest wspaniały, ale ja nadal odczuwam lekkie zdenerwowanie. Poruszam się prawie cały czas w kółko, brak tutaj odgałęzień. Czuję się zmuszona iść z góry określoną trasą. Niedaleko środka mogę wreszcie sama zdecydować o swojej drodze. To mnie uspokaja. W centrum labiryntu przyglądam się niewielkim jeszcze jabłuszkom, a potem ruszam w drogę powrotną. Teraz jestem spokojna. Bólu w nogach też już nie odczuwam.

strona: 46

psychoterapia – lawendowy labirynt pachnie spokojem

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Haibun 07 – Lavendellabyrinth Die Beine tun weh, ich will nicht weiter gehen. Aber hier in der Nähe soll es das Lavendellabyrinth geben. Noch ein paar Schritte, da sehe ich es: ein lila Fleckchen, viel kleiner, als ich es erwartet habe. In der Mitte ein junger Baum. Etwas miesmütig und enttäuscht betrete ich das Labyrinth. Schmetterlinge und Hummeln be leißigen sich im zarten Lila. Es du tet traumha t, aber ich bin immer noch etwas genervt. Ich laufe fast nur im Kreis herum, es gibt keine Abzweigung. Ich fühle mich genötigt, einem vorbestimmten Weg zu folgen.Kurz vor der Mitte kann ich endlich meinen Weg selbst bestimmen. Das besän tigt meine Gefühle. Im inneren Kreis schaue ich mir die noch kleinen Äpfel am Baum an. Dann mache ich mich auf den Rückweg. Jetzt bin ich zufrieden. Auch der Schmerz in den Beinen ist nicht mehr spürbar.

Psychotherapie Labyrinth aus Lavendel du tet nach Ruhe

Haibun 08 – Niepewność Zimny, wilgotny wiatr przenika do szpiku kości, drobiny śniegu chaotycznie fruwają w dokoła, nim spadną na ziemię. Mimo rękawiczek marzną mi dłonie, drętwieją palce. Jedynie tułów, otulony polarową kamizelką, trzyma się ciepło. Korony drzew chwieją się to mocniej, to słabiej. Spoglądam w górę: Niebo nade mną jest ciemne, zdominowane szarością i brudnym granatem. Na południowym wschodzie natomiast rozświetlone błękitem, zza perłowoszarej chmury wyziera słońce. Zadaję sobie pytanie, która część nieba okaże się silniejsza.

Haibun 08 – Unsicherheit Kalter, feuchter Wind durchdringt den Körper bis ins Knochenmark, die Schneepartikeln liegen ziellos herum, bevor sie zur Erde sinken. Selbst in Handschuhen frieren meine Hände, die Finger erstarren. Nur der durch die Fleeceweste gewärmte Oberkörper fühlt sich wohl. Die Baumkronen schaukeln mal stärker, mal weniger stark. Ich blicke nach oben: Über mir ist der Himmel dunkel, beherrscht von Grautönen und schmutzigem Nachtblau. Südöstlich dominiert ein san tes Hellblau, hinter einer perlgrauen Wolke her blickt die Sonne durch. Ich frage mich, welche Häl te des Himmels gewinnen würde.

Teilung des Himmels – die dunklen Wolken gegen Strahlen der Sonne

PROZA — TŁUMACZENIE Z NIEMIECKIEGO

dwudzielne niebo – ciemne kolory przeciw promieniom słońca

Haibun 09 – Wytchnienie Majowy wiatr kołysze gałęziami drzew, chłodna woda łagodzi ciepło słonecznych promieni. Na niebie widać pojedyncze obłoczki. Spokojnie tu, chociaż wolny dzień sprawił, że na kąpielisko przybyło sporo ludzi. Zielono, jak okiem sięgnać. Dziki bez i kasztanowce jeszcze zdobne w kremową biel, ale już i robinie w rozkwicie. Z daleka korony ich urzekają rozbieloną zielenią. Wiatr otula mnie wspaniałym aromatem. Z każdym oddechem budzi się we mnie chęć do życia.

robinie w bieli – słodka zapowiedź miodu

Haibun 09 – Aufatmen

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 47

Baumzweige schaukeln im Maiwind, das kühle Wasser macht die Sonnenwärme milder. Am Himmel sind nur einzelne weiße Wölkchen sichtbar. Ruhe herrscht hier, obwohl der freie Tag bewirkte, dass recht viele Menschen ins Freibad gekommen sind.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Holunder und Kastanienbäume schmücken sich noch in Cremeweiß, aber auch Robinien blühen auf. Aus der Ferne verzaubern ihre Kronen mit einem zarten Weißgrün. Der Wind umhüllt mich mit einem herrlichen Du t. Mit jedem Atemzug spüre ich mehr Lebensfreude.

weiße Robinien süße Sehnsucht nach Honig

Haibun 10 – Morze Północne Niskie obłoczki suną ponad Morzem Północnym, powoli znikają z pola widzenia. Woda lśni w słońcu. Po lewej i po prawej, w sporej odległości, kilka wysp. Statek płynie powoli, dzięki spokojnemu morzu prawie nie czuje się kołysania. Zatopiona w myślach niemal nie słyszę głosów współpasażerów. Promienie słoneczne grzeją moją skórę, wiatr łagodnie ją chłodzi. Foka przepływa w pobliżu i nurkuje. Uśmiecham się,

niedziela w słońcu – aż po horyzont cisza

PROZA — TŁUMACZENIE Z NIEMIECKIEGO

Haibun 10 – Die Nordsee Tiefe Schäfchenwolken gleiten über der Nordsee, ziehen langsam vorbei. Das Wasser glänzt in der Sonne. Links und rechts, in stattlicher Entfernung, einige Inseln. Das Schi f fährt ruhig, beim leichten Wellengang spüre ich das Schaukeln fast gar nicht. Versunken in Gedanken nehme ich die Stimmen der Mitreisenden kaum wahr. Sonnenstrahlen wärmen meine Haut, der Wind kühlt sie san t. Eine Robbe schwimmt vorbei und taucht ein. Ich lächle.

sonniger Sonntag – bis zum Horizont Stille

Krzysztof Dąbrowski Powrót z delegacji Ojciec wtoczył się do domu. Zajechało gorzelnią. - Wyyyłeeem www Zachoooofaanem na deeeleeegasjiii - wybełkotał szczerząc się do wkurzonej matki. Miała prawo od trzech dni był poza domem. Następnego dnia tatę bardzo bolała głowa. Z trudem wstał. Wyglądał jakby był chory. Z trudem ruszył ku drzwiom wyjściowym. Na moje pytanie gdzie idzie, odparł: - Jadę na delegację do Zakopanego. Wyszedł. Godzinę później wyszłam z domu. Poszłam pobawić się w piaskownicy. Miałam wiaderko i foremki. I wszystko wyleciało mi z rąk, gdy zobaczyłam tatę śpiącego w piaskownicy. Szybko skrzyknęłam koleżanki. Wykopałyśmy wielki dół. Wtoczyłyśmy go i zakopałyśmy. W końcu chciał być zakopany w delegacji.

strona: 48

Męska duma

Napisałem bestseller. Udzieliłem setek wywiadów. Poznałem piękną modelkę - obecnie moją żonę. Mamy dwoje dzieci. Ona dużo zarabia, a wiecie jak to jest z męską dumą. Owszem, mógłbym dla kasy popełnić jakieś byle co. Ale nie chciałem. Zastawiałem się, co by tu zrobić, by zarabiać więcej niż ona. I wpadłem na pomysł - będę sprzedawał siebie! Regularnie obcinam paznokcie - nieźle chodzą na aukcjach. Włosy sprzedają się jeszcze lepiej. Kupa w puszkach. Oddechy w woreczkach. Bąki też. Siki w butelkach. Odsysany tłuszcz. Sprzedaję wszystko, co mi zbędne. Ostatnio wypadła mi plomba - to był dopiero rarytas. Obecnie, choć nie piszę, zarabiam więcej niż żona. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

K B N

Z

długo, listownie, mieszkając tysiące kilometrów od siebie, bez telefonów, komórek, skypa, tych wszystkich bajerów, które tak wiele by wtedy zmieniły w naszym życiu. Nie przetrwało czasu, urwał się kontakt. W moim sercu została wyrwa, a życie toczyło się dalej, burzliwie, związki nie sprawdzały się tak, jak powinny, moje dzieci rosły, a gdzieś w czasie , pomiędzy latami, wracał w snach obraz chłopca pełnego radości, ale i zadumy, dojrzałego pomimo wieku, mężczyzny, którym był już wtedy. Wraz z technologią pojawiły się komunikatory, portale społecznościowe, odnajdywaliśmy się tam od czasu do czasu, wśród znajomych, niby przypadkiem, podglądaliśmy siebie, zanurzonych głęboko w inne życie poza nami. zukałam takiego mężczyzny całe życie, nie odnajdywałam, bo on był tylko jeden. I nie ma na to definicji. Po 36 latach , innych ludziach wokół, spotkaliśmy się ponownie i już wiedziałam, że mój mężczyzna musiał dorosnąć, a ja dojrzeć, aby móc nawzajem siebie docenić. ziś jesteśmy małżeństwem, od pięciu lat razem. Nie było łatwo, ale nie istniała inna opcja, on jest moim mężczyzną, bo zawsze był mój. Ciepły, czuły, opiekuńczy, jak wtedy, tylko trochę starszy i bez czuprynki. Szarmancki, kochający. I wciąż patrzy na mnie tak, jak wtedy, gdy mieliśmy po 15 lat. Mój mężczyzna. Od zawsze. Na zawsze.

S

D

PROZA

iedy zobaczyłam go po raz pierwszy, mieliśmy po 15 lat, a o mężczyznach wiedziałam tylko tyle, że pachną moim tatą i całują kobiety w rękę. ył inny niż jego rówieśnicy, z którymi szalał na boisku. Poważniejszy, rozsądniejszy, sama nie wiem. Był kuszący, cokolwiek to w tamtych czasach znaczyło, a mówię o epoce sprzed ponad 30 lat. ie wiem, czy to kuszenie złotą czupryną, czy szarmanckość w każdym geście, może sposób, w jaki zerkał na mnie ukradkiem, a może wszystko w jednym, spowodowało, że zakochałam się po raz pierwszy w życiu nie mając pojęcia o miłości, zawrotach głowy, bezsennych nocach i kołataniu serca, czego doświadczałam za każdym razem, gdy mijaliśmy się w pędzie na zajęcia, spacer czy ognisko. Miejsce też było winne, Bieszczady, pałac, mroczny park przy bagniskach, gdzie żaby, ech, te żaby, urządzały niezłą orkiestrę, plus księżyc….No i kolonie, z dala od domu, młodzi wychowawcy rozumiejący tak wiele, a jednocześnie dyskretnie pilnujący swoich wychowanków. Zaczęły się ukradkowe spotkania, potem już jawne trzymanie się za rączkę, pierwsze buziaki, bo przecież nic więcej, nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje, ale czuło się tak wiele i tak wiele zostało głęboko. apadliśmy sobie w serca wtedy na amen, wyjazd do domu to prawdziwa rozpacz, płacz, ale mając 15 lat nie ma się wyboru. Walczyliśmy z rozłąką

Krzysztof Dąbrowski Biały miś

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 49

Krysia lubiła misie, ale to było kiedyś, dawno temu. Teraz ich nie lubi. „Nie lubi” - to zbyt delikatnie ujęte... Ona ich nienawidzi! Drzwi posępnie zazgrzytały i do izby wtoczył się biały miś. Serce Krysi załomotało gwałtownie niczym komornik do drzwi dłużnika. W sumie, to ten miś wcale nie był już taki biały, raczej brudny, zszarzały. Podszedł do niej chwiejnym krokiem i pchnął na łóżko. - Leżeć pindo! - warknął i przywalił ją swym ciężarem. Gdy to robił, znowu poczuła smród trawionego alkoholu. Jej mąż, pijaczek dorabiający jako biały miś, z którym można pozować do zdjęcia. Kiedyś lubiła misie, teraz ich nienawidzi.


strona: 50

PROZA

BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Kaa-bum. Kaa-bum. Monotonny rytm skanera usypiał Wojtka. Kaa-bum i pu‐ dełko lądowało na palecie. Kaa-bum i następne. Nie musiał patrzeć. Dźwięk skanera kierował nim, jak gwizdek sędziego zawodnikami na boisku. Czasami wyczuwał palcami niedo‐ mknięte pudełko, zamykał je machinalnie i podsuwał pod elektroniczne oko maszyny. Kaa-bum, mówił skaner i było w tym głosie coś głęboko kojącego, zapewniającego bezpieczeń‐ stwo, dającego sens światu. Dzwonek. Ostrzeżenie, że kończy się jedna i zaczyna ko‐ lejna warstwa tekturowych opakowań. Rzutem oka zweryfiko‐ wał sygnał maszyny. Szerokim ruchem całego ciała, tanecznie, baletowo, przykrył pudełka płaskim prostokątem szarego kar‐ tonu, z satysfakcją polerującego posąg rzeźbiarza. Lubił tę część taśmy, jej ogon, wypluwający gotowy pro‐ dukt. Układanie na palecie schludnych, kolorowych kartonów miało w sobie coś finalnego, kończącego cykl pracy fabryki. Po długim procesie programowania i testowania, zamknięte w nich telefony komórkowe jechały do Włoch, Francji, Szwecji, Wielkiej Brytanii. Wojtek był ostatnim człowiekiem z fabryki, który dotykał błyszczące opakowania, kładł na nich pożegnal‐ ny stempel. Zadowolony wrócił do monotonnego głosu skanera i oglądania Milki. Milka nudziła się jak mops. Nie to, żeby nie miała zaję‐ cia. Robiła swoje. Sprawdzała zawartość pudełek, zamykała, przesuwała do Wojtka. Inspekcja jakościowa w żargonie fa‐ bryki, a właściwie tylko rzut oka, czy wszystko zostało spako‐ wane. Bateria gruba, bateria cienka, instrukcja obsługi, ulotka reklamowa, gwarancja, ładowarka, kabel do komputera, słu‐ chawki. No i oczywiście telefon, bez którego cała reszta nie służyłaby do niczego. Ciągle to samo. Rozpaczliwa nuda. Do końca tygodnia jeszcze dwa dni. Żeby chociaż ten Polak nie zamykał się tak w swoich myślach. Mógłby przecież powtarzać to, co powiedział jej w poniedziałek. Że jest piękna i mądra. Milka po turecku brzmiało Mülkiya, ale wymawiało się to inaczej, tak pokrętnie, że język zwijał się w spiralę, więc wszy‐ scy wołali na Mülkiyę Milky, a Wojtek spolszczył ją jeszcze na Milkę. Przypatrywał się jej wiele razy w ciągu dnia podziwiając trafność przezwiska. Bo też Milka była jak wielka tabliczka mlecznej czekolady. Orzechowo-bakaliowej. Równie dorodna i smakowita. Sarnie oczy Orientu wydawały się wypełniać pół twarzy, a półkoliste cienie, schodzące do połowy nosa, czyniły je jeszcze większymi. Brwi miała czarne, obfite, prawie zrośnięte, pod‐ pierające wysokie czoło regularnymi łukami. Połowa grubych i gęstych włosów była czarna, reszta koloru miedzi. Związane różową wstążką w koński ogon, lśniły w świetle fabrycznych jarzeniówek. Niewielki, zgrabny nos, krągły podbródek i peł‐ ne, lekko pociągnięte karminem wargi dopełniały obrazu Mil‐ ki-piękności Wschodu.

Miała brzoskwiniową skórę. Nie pokrytą pudrem, nawet nie opaloną. Naturalnie brzoskwiniową. Tryskającą zdrowiem i świeżością. Pokryte cienką warstwą różu policzki dodawały nutkę perwersji i zachęty. Mężczyźni pożądali jej niczym spragnieni źródła. W Wojtku piękno Milki poruszało pokłady wrażliwości, rywali‐ zując o lepsze z chucią, jaką budziły jej kształty. Była wysoka, prawie wzrostu Wojtka. Wszędzie jej coś sterczało. Z przodu pomarańczowy sweter wypychała para zgrabnych piersi, z tyłu krągliły się ciasno opięte dżinsem po‐ śladki. Nawet wzgórek łonowy, ukryty u innych kobiet w war‐ stwach materiału, u Milki sterczał wyzywająco. Nad dżinsem kolor był zawsze pomarańczowy, różowy lub fioletowy. Począwszy od wychodzących ze spodni strin‐ gów, poprzez różne kombinacje bluzek i swetrów, aż do wstążki we włosach. Białe, fabryczne rękawiczki Milka wkładała do tylnej kie‐ szeni dżinsów, tak że palce zwisały luźno na zewnątrz. Gdy defilowała przez pustą połowę hali, z każdym ruchem długich nóg palce rękawiczek uderzały w pośladek. Sądząc po oblepia‐ jących ją spojrzeniach, wszyscy mężczyźni z fabryki marzyli o tym, by zła czarownica zmieniła ich w rękawiczkę Milki. - Jestem mądra - stwierdziła Milka z przekonaniem, gdy rozmawiali w poniedziałek. Przyglądała się wtedy Wojtkowi uważnie, taksowała wzrost, wagę, stan zdrowia; z pewnością chętnie zajrzałaby mu w zęby i ścisnęła jaja, jak rzymskie ma‐ trony, gdy kupowały niewolników. Umieszczała Wojtka w dłu‐ giej kolejce facetów, najpewniej gdzieś na szarym końcu. Może nie na ostatnim miejscu, ale z pewnością daleko od wy‐ marzonego początku. Coś się zacięło na starcie "taśmy" (tak wszyscy nazywali kilka zestawionych ze sobą stołów, po których gładkiej po‐ wierzchni przesuwano rękami pudełka z telefonami). Skaner zamilkł. Wojtek nie miał pojęcia co się wydarzyło i nie próbo‐ wał się dowiedzieć. Rozwiąże się samo i taśma ruszy znowu, prędzej czy później. Lepiej później. Wysunął spod drukarki kartkę i próbował skoncentrować się na niesfornych, niepo‐ układanych strofach wiersza. Już w poniedziałek Milka spytała, co pisze. - Gedichten - odparł. Nie zrozumiała. Powtórzył kilka razy, zanim zorientował się, że nie znała holenderskiego słowa "wiersze". - Poesie ... poetry - dopomógł. -Aa - westchnęła i spojrzała na niego badawczo, ponow‐ nie taksując wzrokiem całą sylwetkę. Wojtek poczuł, że prze‐ suwa się o kilka miejsc do przodu w kolejce. - Nie mówię dobrze po holendersku - zwierzyła się. Słuchał, zachowując dyplomatyczne milczenie. - Jestem mądra. Skończyłam HBO*. Ktoś, kto nie wie, pomyśli, że jestem głupia, bo nie znam dobrze holenderskie‐ go. A ja jestem mądra.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

PROZA

strona: 51

Skinął głową i gdy zauważył w jej oczach cień rozczaro‐ akcesoriów, co oznaczało przepakowanie kilkuset kartonów, wania, dorzucił szybko na głos: wywalić Wojtka na zbity pysk z fabryki za karygodne zanie‐ dbanie obowiązków, cokolwiek to by miało znaczyć. Położył - Tak, jesteś mądra. Włożył w krótkie trzy słowa tyle przekonania, ile udało czarną łapę na plecach Milki i przesuwał ją powoli w dół, w kierunku wychodzących ze spodni różowych stringów. mu sie zebrać. - Co się tu dzieje? Dlaczego postawiłeś na paletę puste - I piękna - dodał szczerze. pudełko? - spytał surowo. Wpatrywał się intensywnie w jej oczy, oczekując reakcji. Wojtkowi chciało się wyć. Wiedział już, że wszystko bę‐ Przez chwilę przyglądała mu się podejrzliwie. Potem jej dzie na niego. Nie miało absolutnie znaczenia, że Milka, nie twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Wojtek, była odpowiedzialna za prawidłową zawartość pudeł‐ - Ty też jesteś mądry - pochwaliła go i odwróciła się na ka i że rozmyślnie odczekała jakiś czas, żeby to bez telefonu obrotowym krzesełku, by obdarzyć uwagą kolejnego samca - znalazło się pośrodku palety. Ani to, że pudełko nie było prze‐ młodego, chmurnego Czarnogórca. cież puste i nie sposób było wyczuć wśród morza akcesoriów, Jeszcze tego samego dnia dowiedział się od Milki, jak czy nie brakuje w nim 100-gramowego telefonu. Wojtek rzucił trafiła do Holandii. Do miasteczka Dikili, rozłożonego na się gorączkowo do palety, przenosił pudełka na stół i otwierał brzegu Morza Egejskiego naprzeciwko greckiej wyspy Lesbos, po kolei. Sam świdrował go czarnymi oczami, a ludzie przy przyjechał osiadły już od dwudziestu lat w Holandii Turek. Po stołach, zadowoleni, że nic nie muszą robić, obrzucali go ob‐ żonę. Przywiózł ze sobą powiew wielkiego świata, liberalne łudnie groźnymi spojrzeniami. poglądy i prezenty, o których marzą wszystkie młode dziew‐ - Szybciej, szybciej - popędzała Milka. czyny. Mimo że 15 lat starszy, był przystojny i jak twierdzili ro‐ "Głupia cipa! Durna, złośliwa cipa!", kotłowało mu się w dzice Milki, bogaty. Nie zastanawiała się długo. głowie. Doskonale teraz rozumiał, co oznacza zabójstwo w - Pozwala ci tu pracować? - spytał Wojtek z niedowierza‐ afekcie. Sam i Milka byli najbardziej znienawidzonymi ludźmi niem. na świecie. Gdyby miał rewolwer, zastrzeliłby tę dwójkę bez - Phi - wydęła wargi Milka. - Wcale bym go nie pytała, ale wahania. Spocony i spięty, otwierał i zamykał pudełka jak au‐ to właśnie on załatwił mi pracę. Powiedział, że siedząc w do‐ tomat. Jest! W trzydziestym sprawdzanym opakowaniu nie mu zanudzę się na śmierć i nigdy nie nauczę holenderskiego. było telefonu. "Mądry facet", pomyślał Wojtek. Sam zdjął czarną łapę z różowych stringów, wyjął Wojt‐ Taśma nadal stała. Nadzorujący ją Hakim dyskutował za‐ kowi z ręki pudełko i podsunął pod nos Milce. Z namaszcze‐ wzięcie z młodym Chińczykiem, dowożącym akcesoria z ma‐ niem włożyła do środka srebrzysty, błyszczący aparat, niczym gazynu. Jasne, znowu czegoś zabrakło. Zamówienia rzucano pisankę do wielkanocnego koszyka. na halę i wycofywano bez uprzedzenia. Magazyn często w - Posłuchaj, ty ... jak się nazywasz? ogóle o niczym nie wiedział. Nadzorujący biegali do magazy‐ - Wojtek. nierów z obłędem w oczach, bo gdy taśmy stały zbyt długo, nie - Posłuchaj, Vooitek - Sam przybrał ton dobrotliwego zmieniano systemu, lecz nadzorujących. W chaosie i pośpie‐ wujka. - Nie wolno wkładać na paletę pudełek bez telefonu. chu, dostarczanych na taśmę akcesoriów było zawsze za dużo Pudełko z telefonem cięższe, bez telefonu - lżejsze. Rozu‐ bądź za mało. miesz? Milka, znudzona, przestała śledzić miotającego się bez‐ - Rozumiem - wydusił z siebie Wojtek. Dyskusja nie mia‐ radnie Hakima i zaczęła stroić małpie miny do informatyków, ła sensu. siedzących przed monitorami 20 metrów dalej. Wojtek porzu‐ - Dobrze, że rozumiesz. Włóż teraz szybko ten bałagan cił wiersz i wpatrywał się zafascynowany w demonstrację po‐ tęgi kobiecego sex-appealu. Czterech dorosłych facetów, na paletę - pokazał gestem rozrzucone na stole kartony. Przez nastepną godzinę Wojtek zaglądał nerwowo do każdy między 30-ką a 40-ką, ojców rodzin, biorących za swe usługi co najmniej 25 euro za godzinę, porzuciło pracę i odda‐ każdego z podawanych mu przez Milkę pudełek. Wyraźnie ją ło się zabawie z Milką. Pokazywali języki, trzepotali policzka‐ to bawiło. mi, wykrzywiali twarze w groteskowe maski. Milka była - Nie musisz otwierać - powiedziała, uśmiechając się zachwycona, informatycy szczęśliwi, a Wojtek-poeta, Wojtek- ślicznie. W brązowych oczach tańczyły chochliki. - Przecież ja obserwator życia, chwycił czystą kartkę papieru i kreślił na pilnuję, żeby wszystko było w porządku. niej strofy nowego wiersza. Zrobiła z niego ostatniego kretyna, a teraz przyglądała Taśma ruszyła, a kojące kaa-bum skanera znów uśpiło się mu ciekawie, jak zwierzęciu w klatce. Wojtka. - Jasne - odparł, patrząc jej w oczy i próbując przywołać - ... nie ma telefonu - głos Milki wyrwał go z błogiego na twarz grymas, który mogłaby uznać za uśmiech. - Przecież odrętwienia. Ocknął się i spojrzał wzdłuż stołów. Sześć osób jesteś mądra. wpatrywało się w niego z natężeniem. Nikt nie pracował, ta‐ Jakiś czas pracowali w milczeniu, każde pogrążone w śma stała i czekała na rozwiązanie kolejnego z dziesiątek mi‐ swoich myślach. Czwartkowa popołudniowa zmiana powoli nikryzysów. zbliżała się do końca. Poczuł nieprzyjemne mrowienie na karku. Umysł, błą‐ - Jedno weszło bez grubej baterii - obwieściła Milka, kie‐ dzący dotąd w labiryncie wyobraźni, błyskawicznie odtworzył rując słowa do nikogo w szczególności. pierwszą część zdania: "W jednym pudełku..." - Które? - warknął Wojtek. - W którym pudełku? - spytał spanikowany. - Jakiś czas temu - machnęła ręką, zblazowana. Wojtek - Nie wiem - Milka wzruszyła obojętnie ramionami. - zastanawiał się, czy zdążyłby poderżnąć jej gardło, zanim kto‐ Którymś. Już jakiś czas temu. kolwiek przyszedłby z pomocą. Nie było w pobliżu żadnego Jak spod ziemi wyrósł przy nich Sam, 33-letni Surinam‐ ostrego narzędzia, więc zabrał się do przeglądania pudełek. czyk. Miał ciemnobrązową skórę i przystrzyżone na Hitlera, sztywne jak ryżowa szczotka wąsy. Nosił tytuł Quality supervi‐ sor i mógł wszystko: zatrzymać taśmę, zmienić konfigurację P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

- Zatrzymać! - krzyknęła Milka do ludzi przy stołach. Taśma zamarła. Ani Hakima, ani Sama nie było w pobliżu. Znalazł brak już w czwartym pudełku. Spojrzał zdziwiony na Milkę. Patrzyła na niego smutno, jak mała dziewczynka po utracie ukochanej zabawki. Taśma znowu ruszyła. Kaa-bum, odezwał się sennie skaner. *** *HBO - hoger beroepsonderwijs, wyższe szkoły zawodowe, przygotowujące do pracy absolwentów MBO, czyli średnich szkół zawodowych. Rosmalen, 2005

PROZA

D

zień zapowiadał się normalnie. Wstałem zwy‐ wtórzyłem tą czynność ręką lewą na drugiej połowie twarzy. czajnie, najpierw prawą, potem lewą nogą, bo w Kiedy skończyłem ten majestatyczny proces mycia, spojrza‐ takiej kolejności miałem ustawione kapcie pod łem na szczoteczkę do zębów. Aż włos jej się zjeżył, gdy do‐ łóżkiem. Przeciągając się na wszystkie strony i ziewając groź‐ strzegła moje spojrzenie. Już wiedziała co ją czeka. Na pewno nie jak lew, podszedłem do okna, by sprawdzić, co ma mi do jej ... nie użyję... dzisiaj jest moje święto – szepnąłem patrząc powiedzenia termometr. Ku swojemu ogromnemu zaskocze‐ na nią nie dwuznacznie – dożyłem drastycznego wieku, dwu‐ niu i zdziwieniu, zaobserwowałem momentalny i drastyczny dziestu jeden lat. I sięgnąłem nie tylko po szczoteczkę, ale i spadek temperatury. Mój akwariowy termometr, przyklejony kubek; a nawet pastę. W końcu był to znaczący dzień w życiu do szyby na przyssawkę, na moich oczach rzucił się w dół. mojej osoby i zasługiwał na honorowe mycie zębów w tym ty‐ Krzyknąłem przerażony i na wpół boso, bo w jednym kapciu godniu. pobiegłem na dół niechlujnie zawiązując szlafrok. o wyjściu z łazienki stanąłem przed ogromnym nalazłem go, leżał na wpół nieprzytomny w mo‐ problemem – co ja mam założyć? Założenie skar‐ krej trawie. Szybko wróciłem do mieszkania wy‐ petek do szlafroka... nie rozwiązywało sprawy, cierając go w szlafrok, a potem z powrotem choć na co dzień było bardzo wygodne. Dziś trzeba by założyć przyssałem go do szyby. jakieś spodnie... i koszulę...którą... być może sobie wyprasuję. ęce drżały mi z przerażenia i zdenerwowania. Że‐ Ale to później. Najpierw zjem śniadanie. by się uspokoić, sięgnąłem po leżące na stoliku ak na znaczenie dzisiejszego dnia, lodówka nie ofero‐ papierosy. Odpaliłem jednego i głęboko się zacią‐ wała mi nic nadzwyczajnego. Nie było w niej nic gnąłem Po chwili zacząłem się robić siwo – szaro – żółto – prócz pustych półek i trzech jajek. Zacząłem obmy‐ zielony i wybuchłem gigantycznym atakiem kaszlu, miotając ślać możliwą kartę dań: kłębami dymu jak zawodowy smok. Ty idioto! – wrzasnąłem sam na siebie, na tyle, na ile wrzask był możliwy w tej sytuacji 1. na miękko – przecież ty w ogóle nie palisz, to papierosy Heńka! 2. na twardo to była akurat prawda. W życiu nie miałem papiero‐ 3. sadzone sa w ustach; poza tym przed chwilą; a te rzeczywi‐ 4. jajecznica ście należały do mojego starszego brata Heńka. 5. omlet z Heńka to jest numer. Pół roku temu wyszedł do roboty i nie dał znaku życia do dzisiaj. To akurat może nie jest dziwne, bo on nigdy nie daje znaku o nie, omlet to odpadał. Nie było w lodówce ani życia, gdy jest gdzieś w rejsie po równikiem; ale to, że zostawił groszku, ani pomidorów. Ani też nic zielonego do na stoliku napoczętą paczkę „Kapitanów” bo on ich tam nigdy posypania. Zielony to był – ser, sprzede miesiąca. nie zostawia. Oraz to, że ja zobaczyłem je dopiero teraz.... A więc do niczego. le mniejsza o Heńka. Wszak to ja wstałem nie‐ estchnąłem i wróciłem do pokoju. Co za spełna pół godziny temu i paradowałem w nie‐ dzień... – pokiwałem głową z niedowierza‐ chlujnie zawiązany szlafroku i jednym kapciu. niem. W tej jednej chwili zacząłem doceniać ... Szybko odnalazłem drugi, który ewakuował się pod fotel, gdy KOBIETY... Ile one muszą się z nami facetami wycierpieć... pędziłem po termometr; i poszedłem do łazienki. Stojąc No ale cóż... coś nam się należy za to żebro... przede lustrem przyglądałem się swojemu obliczu. Prawą ręką przetarłem prawe oko i znajdujący się pod nim policzek i po‐ 1994r

Z R

strona: 52

I A A

P J

N W

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Das Violett Fiolet

Majowe biele

Weißes Leuchten im Mai Zuerst schweben über der Wiese die kleinsten Fallschirme, von den filigranen Kugeln der Pusteblumen abgetrennt. Ihnen folgen blühende Kirschbäume, wie die Bräute, in Spitzen aus weißen Blütenblättern. Danach erscheinen die zarten Maiglöckchen, süßbitterliche Erinnerung an die Wälder meiner Kindheit. Majestätische Kastanienbäume erheben ihre Kerzenleuchter – das Weiß mit ihrem rosa schimmerndem Inneren zeigt sich inmitten den siebenfingrigen Blättern. Zuletzt ö fnen die Robinien mit ihrer Blüte das Tor zum Sommer. Ihre reinweißen Blütenstände, traubenähnlich geformt, bezaubern mit einem überirdischen Aroma. Ich schließe die Augen und atme den weißesten aller Dü te ein. Es ist so, als spiele jemand in der Nähe Chopin...

Purpurowe wonie

Purpurne Dü te

Wczesny majowy wieczór. Przed domem pysznią się purpurowe piwonie. Jeszcze wczoraj w pąkach, a dziś w pełnym rozkwicie, mamią aksamitnym zapachem bliskiego lata. I balkon purpurowieje – rozkrzewiły się petunie, o schyłku dnia odurzają wonią, która się skrywa przed słońcem. Szczęście pachnie purpurą.

Ein früher Maiabend. Vor dem Haus zeigen sich stolz purpurrote Pfingsrosen. Noch gestern nur als Blütenknospen, heute aber in voller Blüte, locken sie mit ihrem samtigen Du t. Auch der Balkon wird purpurrot. – die Petunien wuchern, am Tagesausgang betören sie mit einem Aroma, das sich vor der Sonne versteckt. Das Glück du tet nach Purpur.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 53

Najpierw nad łąką szybują miniaturowe spadochrony, oderwane od filigranowych kul dmuchawców. Za nimi suną kwitnące wiśnie, niczym panny młode, w koronkach z białych płateczków. Potem pojawiają się delikatne dzwoneczki konwalii, słodko-gorzkawe wspomnienie lasów z dzieciństwa. Dostojne kasztanowce wznoszą swe świeczniki – biel z różowawym wnętrzem wyłania się spośród siedmiopalczastych liści. I wreszcie kwitną robinie, otwierając powoli bramę do lata. Ich bielutkie kwiatostany zabrane w kiście czarują nieziemskim aromatem. Zamykam oczy i wdycham ten najbielszy z zapachów. Czyżby ktoś w pobliżu grał Chopina?

PROZA — TŁUMACZENIE Z NIEMIECKIEGO

Das Violett ist die Farbe des Frühlings, beginnend mit den ersten Krokussen, diesen in einem zarten Lila Fiolet to kolor wiosny, począwszy od pierwszych sowie jenen mit intensiveren Tönen. krokusów, tych bladoliliowych i tych w intensywniejszych Die Mitte des Frühlings du tet nach Flieder, odcieniach tej barwy. manchmal nach dem weißen, häufiger jedoch nach dem Pełnia wiosny pachnie bzami, niekiedy białymi, lecz Lilak mit seinen hellen, dunkleren oder mit den częściej lilakiem – jasnym, ciemniejszym oraz szczególnie besonders schönen Blüten, den violetten mit einer feinen pięknym – fioletowym z leciutką nutką różu. Nuance mit RosaFioletem czarują złotookie bratki oraz pierwsze Mit ihrem Violett bezaubern die goldäugigen irysy, strzeliste i eleganckie. Stiefmütterchen und die ersten hohen und eleganten Natomiast u progu lata dominuje fiolet łubinów, Schwertlilien. raczej chłodny w swym odcieniu, podobny setkom An der Schwelle zum Sommer dominiert wiederum drobnych motyli zgromadzonych jeden przy drugim. das Violett der Lupine mit kühleren Tönen, erinnernd an Hunderte kleiner Schmetterlinge, die sich dicht aneinander reihen.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

W

iele lat temu, kiedy usłyszałam wyrok: „dożywocie”, byłam w rozsypce. Myśli wędrowały po ścieżkach przyszłości, której mi odmawiano, a której tak bardzo pragnęłam. Czy to nazbyt wiele chcąc tylko żyć? Dla krakowskich hematologów najwyraźniej tak. rzez pryzmat późniejszych wydarzeń dowiedziałam się, kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto tylko pijawką wysysającą krew z człowieka. Przewartościowałam życie od A do Z. Zrobiłam porządki wśród ludzi, którzy nazywali się przyjaciółmi. Teraz, po tych wszystkich latach, przekonałam się na kogo mogę liczyć, a z kim lepiej zakończyć monolog (dodam, że to monolog tej drugiej strony). takich okolicznościach poznałam Wojtka. Był jak objawienie, dar od Boga. Początkowo niby nic, a jednak… zaiskrzyło, ale nie w sercu, tylko w duszy. Choć i serce pałało i nadal czuje do niego ogromną miłość – braterską. ojtek to chłopak po czterdziestce, jednak nie wygląda na swój wiek. Jest wysokim blondynem o figlarnych loczkach. Uśmiech ma promienny, jak słońce o wschodzie. Oczy świecące niczym latarnie nocy, tańczące w krainie Morfeusza. Policzki, oj… są urokliwe. Kiedy się uśmiecha, uwidaczniają się w nich dwa słodkie dołeczki. Nosek nieco zadarty do góry, ale w żadnym razie nie zarozumiały. Uszy iście jurnalowskiego modela. est postawny, porusza się z niebywałą delikatnością, jakby unosił się nad ziemią. Zawsze przyglądam się, kiedy odchodzi, gdyż mam wrażenie, że nie stąpa, tylko płynie. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o jego ogólnym zarysie twarzy. Kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, jako dwie zupełnie sobie obce osoby, od razu zrozumiałam, że to jest moja bratnia dusza. On chyba także poczuł zapach „tego rodzaju mięty’, albowiem już od słów „dzień dobry”, nasz rozmowa nie miała końca. Kiedy się rozstawaliśmy, bez wahania zaproponował szereg kolejnych spotkań. Byłam w siódmym niebie, ponieważ znalazłam powiernika, który nie tylko wysłuchiwał, ale i mądrze podpowiadał – tak, tak podpowiadał. co mogłabym zrobić, a nie doradzał, jak to czynili mędrcy uważający, że wiedzą lepiej ode mnie czego mi potrzeba. ednakże nie tylko wygląd i podejście do życia, ujęły mnie w jego osobie, ale i, a może przede wszystkim, wewnętrzne piękno Wojtka. iał coś z anioła, delikatność zadawania pytań, wyrozumiałość i cierpliwość w słuchaniu, rozsądek w podpowiadaniu, co można byłoby zrobić, niezwykły komizm sytuacyjny, którym zarażał wszystkich wokoło, i jeszcze ten intelekt, którego nie powstydziłby się sam Einstein.

PROZA

P

W W J

strona: 54

J

M

G O

dybym miała namalować obraz Wojtka, to zapewne użyłabym pastelowych barw, żywcem zdjętych z tęczy. gnisty temperament, płonący miłością do rodziny, ludzi, istot żywych. Pomarańczowe poczucie humoru. Sypał żartami jak z rękawa. Można rzec, że jest z niego doskonały kompan zabaw, rozmów, koleżeńskich wypadów, taki przyjaciel na dobre i na złe. kolorze żółtym są jego marzenia. Lśnią niczym promyczki słońca nad oceanem możliwości. Wojtek wyznaje zasadę, że rzeczy niemożliwe załatwia się od ręki, a cuda z małym poślizgiem czasowym. ielona jest jego nadzieja, i wcale nie złudna, ani głupia. Przeciwnie. Wiara i ufność w połączeniu z nadzieją, są dla niego fundamentem poznawania i zjednywania sobie ludzi. Wiem coś o tym, bo i mnie złapał na lasso przyjaźni, nim jeszcze go zobaczyłam pośród tłumu ludzi siedzących w kawiarence. iebieski, ta barwa to odcień jego oczu. Przepiękny lazur śródziemnomorskiego morza. Można się w spojrzeniu Wojtka utopić. statnim kolorem tęczy jest indygo, choć będącym tylko iluzją, że jest takowy, gdyż w tęczy występuje niemal ciągłe widmo kolorów. Mieszanka barwy o odcieniu pomiędzy niebieskim i fioletowym zdominowała charakter mojego przyjaciela, ponieważ ukochał on niebiańską wolność, niemniej przy zachowaniu „zdrowego i logicznego rozumowania” mieniącego się kolorem fiołków. Delikatność, finezja, taktowność… czegoż chcieć, a już w ogóle wymagać od mężczyzny. o nie jest cała feeria barw osoby Wojtka, niemniej w krótkim szkicu, starałam się namalować osobę, która stała się moim aniołem w walce z demoniczną chorobą, a która cały czas jest, na dobre i na złe, w radościach i smutkach, w zdrowiu i chorobie. Jest i wiem, że pozostanie, bez względu na czarne gradowe chmury, czy szafirowo-szkarłatne niebo o zachodzie słońca. zięki tej przyjaźni, moje życie będące bohomazem czarnej rozpaczy, pogorzeliskiem straconej przyszłości, która miała nie nadejść, stało się światem przepełnionym promiennymi barwami. Groszkową nadzieją z różowymi okularami na nosku, pstrokatą głową z niebieskimi migdałami, tryskającą zwariowanymi pomysłami, perlistym uśmiechem oraz, co najważniejsze, alabastrowymi marzeniami, które wciąż falują nad moją głową w złotej ramce.

W Z N O

T

D

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

O

Z

B

B

się, o ile to możliwe, naprostowywać, dziewczyna umiera po zażyciu śmiertelnej dawki narkotyku. Nie wiadomo przy tym, czy to samobójstwo, czy przedawkowanie. Ale na prawdziwą bohaterkę tego opowiadania, wyrasta matka Emilki, Elżbieta, która niezmordowanie czuwa przy córce, ale po jej śmierci znajduje w sobie tyle siły, że żyje bez rozpaczy, z nadzieją i wiarą w życie samo. W jego samoistną wartość. Piękne odkrycie. I znów wszystko mocno osadzone w rzeczywistości, w dbałości o konkret, jakiej nie powstydziłby się sam mistrz, Honoriusz Balzac. rzecie opowiadanie, to swoiste love story czasów Internetu i portali randkowych. Bohaterka, Wanda, od dwóch lat żyjąca samotnie w Wielkiej Brytanii, poznaje nowego partnera przez Internet właśnie. Wanda to realistka, uczciwa, prawdomówna, pracowita, a jej, poznany przez portal randkowy partner, to raczej niezdarny, histeryczny, pasożytujący na kobietach nieudacznik. W efekcie dochodzi do spięć i kon liktów, które kończą się, trochę przypadkową śmiercią bohaterki. Znów mamy niemal reporterską chronologię wydarzeń, nieuchronnie zmierzających ku katastrofie. o tylko niektóre fabuły, Napisane są niezwykle misternie. Są podobne, ale różne, bo ich bohaterowie to kolekcja typów ludzkich. Wszystkie opowiadania pokazują życie bez upiększeń, z całą jego szarością, ale i blaskiem. Opowiadają o konkretnych wydarzeniach umocowanych w czasie i przestrzeni, dlatego nazwałem je „prozą życia”. Ale też pokazują nam człowieka postawionego w obliczu ostateczności. Śmierć dotyka każdego, najpierw poprzez bliskich, którzy odchodzą, a czasem poprzez chorobę. Musimy stawić jej czoła, bo jest częścią naszego tu istnienia. Dlatego nie nazwałem tych opowiadań „prozą śmierci”, bo one w istocie są pochwałą życia, każdego, nawet najbardziej szarego i anonimowego. ożena Helena Mazur-Nowak znana była dotychczas jako poetka, autorka wielu wierszy mówiących o pięknie przyrody i wzruszeniach dzieciństwa. O miłości. Obecnie pokazała się jako rasowa prozaiczka, która ma duże zdolności w kreowaniu fabuły, ukazującej sens życia. Warto sięgnąć po te opowiadania, bo dadzą nam asumpt do wielu przeżyć i przemyśleń na temat naszego własnego losu. …………………………………………………………………………….. Bożena Helena Mazur-Nowak, Novae Res Gdynia 2016, ss 124

T T

RECENZJA

powiadania pani Bożeny Heleny Mazur-Nowak w sposób niedostrzegalny, jakby pod znieczuleniem, wciągają czytelnika w swoją misternie utkaną sieć ze słów. Bardzo szybko, niemal od pierwszych zdań, nawiązujemy, bliski, intymny kontakt z bohaterkami, zaczynamy żyć ich życiem, przejmujemy się ich losem, życiowymi perypetiami, stajemy się powiernikami tajemnic, a na końcu czeka nas bolesny wstrząs, katharsis, spowodowany nagłą obecnością śmierci. Gwałtownym końcem, katastrofą, kiedy już wiemy, że nie będzie żadnego ciągu dalszego, że czyjeś marzenia, wzruszenia, plany i zamierzenie, zostały bezpowrotnie ucięte, zamienione wyrokiem bezlitosnego losu, we wspomnienie. aletą opowiadań autorki jest komunikatywność i prostota stylu, zwięzłość oraz bezpośredniość. Chwilami zastanawiałem się, czy czytam prozę literacką, czy może reportaż z życia kobiet, tak bowiem te teksty są zwięzłe, skondensowane, naszpikowane faktami i wiadomościami z życia bohaterek. A przy tym jest to język, jakim posługują się zwykli ludzie na co dzień, bez udziwnień, czy niepotrzebnych ozdób i ornamentów. Ta proza jest do bólu realistyczna, krwista, choć nie pozbawiona współczucia, nie uciekająca przed opisami cierpienia, czy kłopotów, jakie każdy z nas napotyka w życiu. Przez to jest niezwykle wiarygodna i szczera. Widać, że autorka terminowała u mistrzów gatunku: Czechowa, Maupassanta, czy naszego Marka Nowakowskiego. A mnie, dodatkowo ta proza przypomina, jeśli chodzi o zwięzłość i dbałość o konkret, reportaże, zmarłego niedawno, Krzysztofa Kąkolewskiego. ohaterka pierwszego opowiadania, Edyta, matka dwójki małych dzieci, zostaje zaskoczona chorobą, kiedy jej mąż przebywa na kontrakcie za granicą, w Libii. Całe jej dotychczasowe istnienie, to ciągłe czekanie na lepsze życie, na męża, na skromny dobrobyt. Nagle dopada ją niemoc i bóle i zaczyna się czekanie na diagnozę, na operację. A potem, kiedy wydaje się, że już wszystko jest dobrze, nadchodzi najgorsze. Opowiadanie pisane jest w pierwszej osobie, czytelnik czuje się wciągnięty w życie Edyty, życzy jej jak najlepiej, trzyma za nią kciuki, a nagle spowiedź bohaterki urywa się w najmniej oczekiwanym momencie i cierpimy razem z rodziną nad utratą bliskiego nam człowieka. W opowiadaniu nie ma zbędnych słów, mimo że naszpikowane jest lekarską terminologią, ale tylko tyle, ile musi wiedzieć pacjent, poddany badaniom, a następnie operacji metodą laparoskopową. ohaterka drugiego opowiadania, Emilka, jest ofiarą nałogu narkotycznego, a potem wypadku kolejowego. Kiedy wydaje się, że jej los zaczyna

B

strona: 55

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


„Festiwal Litery – SŁOWO, LITERA, ZNAK” to wydarze‐ typy znaczeń zakodowane w języku i wyrażane w wypowie‐ nie artystyczne poświęcone relacjom słowa i sztuk wizual‐ dziach, podkreślając przy tym fakt szczególnej kondensacji nych, a w szczególności sposobom uobecniania znaków potencjału znakowego słowa w poezji. Zwracała też uwagę na językowych w dziełach plastycznych. Zorganizowany został w antropologiczne aspekty twórczości słownej. pierwszej połowie marca b.r. w warszawskim Domu Artysty Plastyka przy ul. Mazowieckiej z inicjatywy Joanny Koreckiej i Porusza. pod jej kuratorskim nadzorem. Adresowany był do środowisk Dotyka istoty. artystów-plastyków, a także do badaczy języka i literatury za‐ Zaskakuje złożonością znaczeń. interesowanych przestrzenią pogranicza zjawisk językowych i literackich oraz sztuk plastycznych. Na wystawie festiwalowej Porywa ta cudowna lekkość w zabawie słowem. Melodyj‐ eksponowane były liczne prace plastyków w rozmaity sposób ność i rytm. Wieloznaczność i zagadkowość. łączące przekaz obrazowy z elementami werbalnymi. To teksty, do których chce się wracać. Zgodnie z interdyscyplinarnym programem festiwalu – na jednym ze spotkań festiwalowych głównym przedmiotem re leksji stało się słowo – słowo poetyckie, a więc posiadające Czytając, odczuwam radość. Delektuję się lekkością i bły‐ moc ewokowania obrazów. Przy delikatnych dźwiękach per‐ skotliwością. Odczuwam prawdziwość. A przecież to nie lek‐ kusji zabrzmiały utwory recytowane przez Tristana Koreckie‐ tura do kotleta. Poprzez swą wieloznaczność, melodyjność i go – poetę obdarzonego zdolnościami literackimi i żywą rozmowę z innymi tekstami czy zdarzeniami – wymaga‐ aktorskimi. Jego wiersze kryją w zapisie wiele oznak ekspresji jąca. I domagająca się przestrzeni mentalnej i spokoju umy‐ i interpunkcyjnych sygnałów modulacji głosu, które poszerza‐ słu, aby móc się delektować. By w uroczysku – było ją konwencjonalny zasób wykrzykników i innych środków ko‐ uroczyście. dowych wyrażających postawy podmiotu mówiącego. Te wpisane w tekst „gesty foniczne” – różne odgłosy ekspresyw‐ Z jaką przyjemnością czyta się wiersz, który jest tak lekki ne, oznaki emocji – zyskały w recytacjach sugestywne dopeł‐ – (ale nie: trywialny), lecz językowo swobodnie płynący, mają‐ nienie. W sposobie ich głosowej realizacji, wspartej ruchem, cy swą melodię słowa rytmu i… melodię niedopowiedzeń. Gdy widać było doświadczenie aktorskie. Słuchacze mieli wraże‐ czasem powieje modernizmem, a czasem średniowieczem, a nie, że uczestniczą nie tyle w czytaniu, co w inscenizacji po‐ czasem współczesnością… Gdy zaskoczy neologizmem, w któ‐ ezji, a cały ciekawie zaaranżowany performans poetycki, rym czuć tę totalną swobodę w zabawie z językiem, i gdy za‐ odbywający się przy świecach w scenerii wypełnionej dziełami skoczy interpunkcją, tworzącą migotliwe znaczenia. plastycznymi, robił duże wrażenie. Także i tym razem po‐ twierdziło się przekonanie o specjalnym statusie „żywego sło‐ Wśród powszechnej dziś nieporadności językowej i styli‐ wa” jako pierwotnego i podstawowego nośnika poezji: stycznego chaosu, utwory Tristana… lśnią niczym czyste lu‐ autorska interpretacja głosowa utworów lirycznych, zespala‐ jąca podmiot wpisany w tekst z obecną tu i teraz osobą auto‐ stro, odbijające promienie słońca. To teksty, które płyną, brzmią i meandrują wśród bibliotek i znaków, i znaczą… na ra, nadawała słowom szczególną autentyczność. Występ poetycki poprzedziła pogadanka teoretyka litera‐ wiele sposobów. dr Ewa Rot-Buga [literaturoznawca (IBL PAN)] tury, prof. Teresy Dobrzyńskiej, która omówiła pokrótce różne

strona: 56

PUBLICYSTYKA

BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

"U progu poznania" - próba opisywania świata przez niespełna dwuletnie dziecko

"Zmierzch poznania" - powrót do pierwotnego gestu - zapiski 90-letniego mżczyzny.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

PANDEMIA NA FESTIWALU

SŁOWO – LITERA – ZNAK

…w tym doniosłym momencie dojrzałości stwierdza, że możliwość wyrażenia wszystkiego, co chciałby wyrazić, oraz porozumienia się z drugim człowiekiem – jest ograniczona, lub wręcz niemożliwa; i nawet najpiękniejsza, elegancka czcionka typu Garamond czy Times New Roman nic tu nie po‐ może. Co dzieje się wtedy ze słowami? Znaki powoli ulegają zniekształceniom. Znane wyrazy ulegają degradacji, czasem słyszymy tylko ich zewnętrzną powłokę, widzimy kształt, ale są pozbawione znaczeń – puste. Słowa kurczą się, stają się niedbałe, poszczególne litery odrywają się od nich… I wtedy następuje zwrot – powrót do pisma dziecięcego, ponieważ to co znane okazało się nie-znane, niepoznawalne. Niedokładne pismo lekarza na recepcie, drżące pismo starca – jakże podob‐ ne do dziecięcej bazgraniny – są świadectwem życia, zatocze‐ nia się koła poznania.

TWÓRCY ZNAKÓW Wystawa festiwalowa to prace trzynastu artystów, mala‐ rzy, rzeźbiarzy, scenografów, grafików. Ci ostatni tworzą zna‐ ki w sensie dosłownym – projektując kroje pisma, plakaty. Prace w czterech ścianach galerii wręcz uginały się od idei, a o metr-dwa naprzeciw nich te idee rosły w odbiorcach – pu‐ bliczności. Obok grafik Bożenny Leszczyńskiej – prezes OW ZPAP, które przedstawiały pierwsze w historii rodzaje pisma, zawisły tradycyjne olejne obrazy Arnolda Ananicziusa, pełne ukrytych znaczeń i symboliki. Kurator Joanna Korecka zapro‐ ponowała wielobarwne konceptualne prace związane z typo‐ grafią, poezją, plakatem. Kontrastowały one z białą ścianą monochromatycznych g. Były wśród nich: obraz-mapa Stani‐ sława Młodożeńca, który stworzył dzieło złożone z nazw ulic, placów, nazwisk, osób – „mapę życia”, a także oszczędne w formie grafiki Bożeny Korulskiej, która zobrazowała w abs‐ trakcyjnych znakach zadania ze słynnej „Księgi Szkockiej” – brulionu, przechowywanego w kawiarni „Szkockiej” we Lwo‐ wie (miejscu spotkań inteligencji technicznej), w którym ma‐ tematycy lwowscy zapisywali w latach 1935–1941 zagadnienia matematyczne wymagające rozwiązania. Rozdarcia we‐ wnętrzne, zamknięte w cykl „W poszukiwaniu własnego sło‐ wa”, przedstawił na dużych kolorowych płótnach Roman Kirilenko. Mariusz Szymański w trzech monumentalnych ob‐ razach – jak gdyby znakach współczesności – wychwycił na ulicy współczesnego miasta Chrystusa niosącego krzyż, albo dziewczynkę z zapałkami – krzyczące znaki naszych czasów.

TO NIE KONIEC Pandemia sparaliżowała wszystkich, zamroziła wystawę, która jednak żyje w zaciszu galerii(!), mając nadzieję na odro‐ dzenie i nową energię. Tak samo jak my wszyscy – czekamy, tęsknimy, siedzimy w necie, albo w książkach, tworzymy, sprzątamy swoje domy, ale i głowy; szukamy. I na pewno wyj‐ dziemy z epidemii – z nowym spojrzeniem.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 57

Temat przewodni festiwalu – ujęty jako „SŁOWO, LITE‐ RA, ZNAK” – jest bliski wszystkim artystom. Każdy z nas pa‐ mięta naukę pisania i czytania, kiedy to będąc dwu-, trzy-latkiem próbował naśladować pismo dorosłych. Gdy pa‐ trzę na swoje „prace” z tego okresu, pieczołowicie przechowa‐ ne przez rodziców, zaskakuje mnie powaga i konsekwencja tej dziecięcej kaligrafii i głęboka, tkwiąca w niej prawda, która pozwala mi odtworzyć ten świat widziany oczami kilkulatka, w którym Warszawa kończyła się tuż za dzisiejszą Aleją Jana Pawła II (wtedy – ul. Marchlewskiego); no, powiedzmy – na ulicy Żelaznej, po prostu tak, jak się kończy powierzchnia kartki. Szpital dziecięcy na Marszałkowskiej wirował gdzieś w przestworzach i był jednym wielkim neonem; i to gorące uczucie do Dziadków, którzy przecież byli wiecznotrwali, ni‐ czym bogowie. Oświeciła mnie myśl, że dla młodego, kilkulet‐ niego człowieka świat jego liter – jego znaków – jest odzwierciedleniem stanu, w jakim się znajduje: stanu pozna‐ wania, nie-ostrego jeszcze widzenia, stanu, kiedy świat jest tajemnicą. Wobec tego te dziecięce znaki graficzne stają się genialną syntezą, syntezą nie-poznania, syntezą zagadki i od‐ krywania. Piękne w swojej prostocie powstają intuicyjnie i impulsywnie, bez przemyśleń i redukcji, których dokonują osoby dorosłe. Kilkulatek, który opanował już pismo w stop‐ niu (nazwijmy to) rozpoznawalnym, czyli takim, że poszcze‐ gólne słowa można już odczytać, w miarę rozwoju i wzrostu

ALE…

PUBLICYSTYKA

W marcu rozpoczął się „Festiwal Litery – SŁOWO, LITE‐ RA, ZNAK”, impreza łącząca środowiska literatów, języko‐ znawców, poetów i artystów wizualnych, a także (po trosze) muzyków. Obok wystawy multimedialnej miały jej towarzy‐ szyć wykłady, prelekcje, oprowadzania kuratorskie, wieczory poetyckie. Jednak festiwal – efekt moich 20-letnich przemy‐ śleń i eksperymentów ze słowem i znakiem – już po kilku dniach stanął w miejscu: z powodu pandemii koronawirusa podwoje wystawy zostały zamknięte, a imprezy towarzyszące odwołane. Zdążyliśmy jedynie uczestniczyć w wernisażu, podczas którego na temat przedsięwzięcia (oprócz kuratorapomysłodawcy festiwalu, czyli mojej skromnej osoby) wypo‐ wiedziały się prezes Okręgu Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków [OW ZPAP] Bożena Leszczyńska i – od strony lingwistycznej – prof. Teresa Dobrzyńska, literaturo‐ znawca. Trzy dni potem w jedynym wydarzeniu festiwalu, które udało się zorganizować tuż przed zamknięciem galerii i muzeów w całej Polsce – „wieczerzycy:::poetniczej” – uczest‐ niczyli jedynie zdeterminowani odbiorcy. Wieczór z poezją Tristana Koreckiego – poety, translatora (z olbrzymim, wielo‐ rakim dorobkiem), eseisty, aktora-performera – stał się czymś w rodzaju niezwykłego monodramu. Przy świecach wy‐ brzmiały sugestywnie recytowane, albo raczej – „wygrywane”, wiersze o bliskości, relacjach rodzinnych, miłości. W scenerii obrazów i grafik czuliśmy szczególną moc sztuki, która odda‐ la od nas niepewność, cierpienie, chorobę; która jednoczy i za‐ nurza w pięknie.

szlifuje swoje umiejętności, aby w wieku dojrzałym posiąść umiejętność pisania i rozumienia słów.


strona: 58

PUBLICYSTYKA

BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

„Martwa natura z kulą nicości, medalionem księcia Ge‐ sualda z Venosy, dyskiem z Fajstos, bańką mydlaną i zaćmie‐ niem”. Zderzenie na granicy pojęciowej, między abstrakcją a rzeczywistością. Malowidło nawiązuje do prehistorycznego malarskiego zobrazowania zaobserwowanych w naturze zjawisk oraz do starożytnych artefaktów. Tajemniczy tytuł powinien przybli‐ żyć znaczenie poszczególnych elementów obrazu, może jed‐ nak wywołać pewne zaćmienie semantyczne, które jest wprowadzeniem do pełnego za‐ ćmienia, jakiemu podlega widz w konfrontacji z obrazem, w któ‐ rego centrum zaćmienie właśnie się dokonuje. Musimy wrócić jednak do tytułu, który mówi o zderzeniu na granicy pojęciowej, między abstrakcją a rzeczywistością. Cóż to oznacza? Jest to przedsta‐ wienie dwóch współistniejących światów, w których się porusza‐ my, tego rozpoznawalnego i tego ukrytego. Nasza obecna rzeczy‐ wistość jest polem, gdzie zderza‐ ją się te dwie siły, które współistnieją w wyobraźni. Reto‐ ryczna forma wyrazu jest inicjacją do zgłębienia wielowymia‐ rowej rzeczywistości, w której sztuka jest wehikułem nie tylko do estetycznych doświadczeń, ale i do poznania (samego w sobie). Poza tym zachodzi tu pewna dialektyczna gra pozorów – w labiryncie pojęciowych luster samo przedstawienie abs‐ trakcyjne traci bez zakorzenienia w rzeczywistości, ale odbicie vice versa, czyli samych konkretnych „treściowych” form, nie traci nic z siły przekazu. Z drugiej strony nie samą treścią człowiek żyje, jak nie jest władne ciało obyć się bez duszy. To tytułowe zderzenie powinno inspirować do uporządkowania pojęć i oczyszczania języka. Obraz z odległości metra sprawia wrażenie kompletnej abstrakcji – z wyjątkiem dwóch elementów, które w naszych zmysłach budują obraz zakorzeniony w naszej świadomości i czasoprzestrzennym świecie ugruntowanych skojarzeń. W centrum obrazu hipnotyzuje nas trwające właśnie zaćmienie, przedstawione w lapidarnej, surowej formie. To jedyne zobra‐ zowane kosmiczne zjawisko, które występuje w naturze od zawsze. Drugim elementem, który już z dystansu działa na podświadomość, jest umiejscowienie kamiennej formy hory‐ zontalnej w kompozycji, narzucające skojarzenie, że obiekty leżą lub stoją na czymś, co prowadzi nas do odczytywania ob‐ razu jako swego rodzaju martwej natury. Bez tej asocjacji nie istniałby porządek w przestrzeni tego obrazu, który jest zara‐ zem pewną konstrukcją istniejącą w historii sztuki. To za po‐ średnictwem tego kamienia, na którym opierają się trzy kręgi, z których dwa są ogólną transkrypcją artefaktów z rzeczywi‐ stości, realizuje się przez nas percypowane poczucie prze‐ strzeni. Pierwszy na kamieniu znajduje się pusty krąg i jest on

zapisem abstrakcyjnego pojęcia, jako niepokojącego elementu z życia, tak jednak bardzo namacalnego, mięsistego, obecnego w naszej codzienności, bezwzględnego, obojętnego i niszczą‐ cego. Nihilistyczny twór – ni to kula, ni krąg – znajduje się na krawędzi symbolicznej kamiennej horyzontalnej płyty, zawie‐ szonej w przestrzeni tła. Kolejnym kręgiem, najbardziej pa‐ stelowym, jest nieodczytany medalion tragicznego księcia-kompozytora Gesualda z Venosy. Przeznaczył on śmiałkowi fortunę na odszyfrowanie tego medalionu-pieczę‐ ci, co okazało się bezskuteczne. Ostatnim kręgiem w kontra‐ punkcie do ciemnej plamy w środku obrazu, jest magiczny dysk z Fajstos, który do dziś nie został rozszyfrowany, oprócz piktografii powtarzających się postaci kapłanek. Górę obrazu zamyka bańka mydlana, która unosi się, jakby miała zaraz od‐ lecieć za ramę – ulotna kula i za‐ razem trzecia w malowidle. Dwie poprzednie naszły na sie‐ bie i spłaszczyły się w wyniku zaćmienia. Ta pełna, jako jedy‐ na, ukazuje odbite jak pieczęć światło z okna z zewnątrz na symbolicznej, kruchej materii kultury, której bańka może być metaforą. We wnętrzu światła w oknie pojawia się cień w kształcie krzyża, który jest metaforą zbawienia, przypomina nam o fundamencie naszej chrześcijańskiej cywilizacji. Jedno jest pewne: że opowieść w obrazie zaczyna się od nader ładnie wyglądającego kręgu nicości, w kontraście do świetlistego ko‐ loru, który go otacza. To element pewnej polifonii w stosunku do transparentnej kuli w górze. Autor obrazu nie kroczy śla‐ dami nihilistów, wręcz przeciwnie! Lakoniczny język za pomocą ośmiu odrębnych form za‐ sugerował odbiorcy pewien system i narrację zawartą w malo‐ widle. Za pomocą oszczędnych środków wyrazu zostaje wywołany dyskurs odnoszący kwestię współczesnego języka malarskiego, którego charakter powinien się opierać na kon‐ kretnych pojęciach. Zderzenie abstrakcji z rozpoznawalnymi przedmiotami i zjawiskami z rzeczywistości tworzy swoistą surrealną pojęciową konstrukcję w kompozycji. Zatarta grani‐ ca w naszej percepcji zostaje poddana efektowi zaćmienia, które jednakowoż może prowadzić do rozjaśnienia, jak i do stanu zaciemnienia świadomości w transie artystycznej trans‐ gresji. Efekty tej integracji mogą być nieprzewidywalne. P.S.: Omówienie wyboru „przedmiotów pojęć” zawarte jest bezpośrednio w eseju. Kwestia, która dotyczy dysku z Faj‐ stos jest najmniej wyjaśniona. Powiedzmy, że od dawna mia‐ łem do tego przedmiotu słabość i chciałem poświęcić mu trochę atencji, choć przedstawiony jest on w sposób szkicowy. Poza tym – pasował do kompozycji. Medalion księcia Gesual‐ da jest najmniej ogólnie znanym artefaktem, tym bardziej godnym przytaczania.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Karolinie...

Wizje czasów. Czym jest dzieło. Czym jest poezja moja. Tą którą odtrąciłem przeszło dekadę temu. Czym zatem jest dzieło?

I. Pierwsza wizja czasów.

II. Druga wizja czasów.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 59

Nie żałuje swej miłości chociaż ją odrzucił. W dziełach szuka odpowiedzi kiedy ją utracił. Miłość prawdziwą i w pokorze właśnie ku jej ciału, Pisze swoje wizje krocząc na świecie po omacku. Jako ślepiec z wyboru pyta czym jest dzieło? Poezją ciała Anabell – dziełem zaś jej głos i serce, Tak czułe na wszystko – on to jej odebrał. Gdyby był z nią teraz światu wnet by sprostał. Światłom i światom, i bezcennym wymiarom Sztuki co sama w sobie jest tylko poezją nadmiaru. Teraz musi się przyznać że postąpił jak głupiec I odrzucił jej miłość- patrzcie: oto głupiec. Byłby z nią szczęśliwszy o wszelkie dobre słowo. A Ona miała talent- była jego marzeń kobietą. A on jakby nagle sam pełen lęku czy strachu Poprosił by odjechała na zawsze do swego domu. Nie wie dotąd jak zranił jej duszę, jej istotę. To jest właśnie dziełem w poezji – tak poezja jest dziełem. Pisze wciąż list do niej ażeby mu wybaczyła. Lecz zapomniała o nim i nikt mitów jego nie słucha. To za sprawą pióra wyszły owe wspomnienia o rzeczywistej Anabell co umiłowała niegdyś głupca. Taka chwila miłości wydarza się raz na ile. Na stulecie historii ledwie dwie, może trzy chwile. W swojej słabości jeszcze potrafi wciąż marzyć. Z absolutem się mierzy, z Logosem i z Kairosem, Szuka dla siebie wygody w rzeczywistości zastanej. Oczekuje przychylności a miłości prawdziwej nie ma. Taka jest rozwiązłość błędów gdy Anabell blisko niego nie ma.

ESEJ

Stał jakby pijąc źródło z chmur płynące, Dzielniejszy i przedniejszy od wszelkiego Dawcy życia, dawcy narodzin i piewcy śmierci. Otoczony był gromadą starców z brodami Dłuższymi niż winnice, z których spisał soki. Demeter jemu słała swe dumne uroki. Sam był jako snu oniryczne prawidło. Błąkał się po ziemi będąc znów u celu Podróży swej, co ją smakował, jak ciało bachantki, Tak długie miała włosy kręcone światłem słonecznym. Odrzucił jej miłość i teraz to mści się, To znów usiłuje zapomnieć, bo jest z innego świata, Zarzewiem płomienia jest kiedy u dziejów zarania, Zdanie po zdaniu jej śle w ogrom niebiańskich sfer. Sam samotny być musi więc nie czując naporu Sił ciemności ustanawia swe nieludzkie prawo Czyniąc się za murem westchnienia jako księgi Prawo. Wchłanianie pyłu wieczornego – gwiazda jego głaszcze Układa się do snu swego i w pomroce ciasnej Śni o ukochanej, którą tak porzucił, Sam będąc w błędzie – po latach wyboru żałuje. Choć zapewne chce wracać do prawdziwej miłości I kocha ją równocześnie, i nie kocha choć piękna Jako sen najczystszy – teraz wie że błąd popełnia. Chciałby zwrócić się do niej lecz ona już daleka, Zapewne to jak ją skrzywdził bowiem dziś i jutro pamięta. Chciałby ją żeby – była lecz już niedostępna. Pozorem była miłość? Najprawdziwsza i szczera. On zaś był chłopcem, który w trwodze swej umiera. Gotowy czas cofnąć bo zawsze ją kochał. Gotowy jej oddać serce – byleby ją kochać. Nic nie wie o niej teraz minęły długie dekady. Ponad dekadę temu ujrzała go i dała wszystko co mogła. A on stał tak cicho nad granicą życia Obojętny na jej prawdę, szczerość i miłość. Byłby teraz szczęśliwy a sam godzien litości. Wybrał inną i teraz ma życie złamane. Ucieka w sztukę i w poezję lecz nic to nie warte.

Bo bez miłości jest teraz jako kropla rozpękła Na płatku kwiatu miłości odrzucenia. Kiedyby bądź co bądź dostąpił chwili jej ujrzenia – Bo zapewne jest piękna jako była i jak ją pamięta – Wybrałby jej miłość i wszystko porzucił byleby tylko Nie być samemu pośród tak wielu ludzi. Walczyła o niego, o jego serce, o jego duszę. A on ją odrzucił i teraz tyle lat cierpi katusze. Bo kochał ją zawsze – uczucie się w niej zrodziło. Jest jako cierń na sercu – jest jako bezmyślność buława albo berło. Chociem jest samotny ma jeszcze w nadmiarze, Wspomnienia jej sukienki w piękne, barwne kwiaty. A imię jej? Tak piękne choć nazwie ją inaczej. Niechaj tu nazywa się zmyślonym imieniem; Anabell.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Teraz jest jeszcze nadzieja że uwolni się wreszcie Od wspomnień Anabell postaci tak czystej, jawnej i w poezji jego Świętej.

III. Trzecia wizja czasów.

ESEJ

Nie odgadnie nikt zatem o czym on traktuje W swoich pismach pragnie wybaczenia okrutnie. Choć pewne że Anabell już o nim zapomniała. Tak skrzywdzona jak istnienie które rodzi karaty, Po czym wędruje przez życie w myśli o bogactwie. Bez treści wszak poezja liczy tylko laury. Anabell jest prawdziwa: krzyczy w nim czas i wieczność krzyczy. Lecz nic już zrobić nie może-– jedynie tylko marzyć. Tęskni i wie że tego sobie już nie wybaczy. Nie może zapomnieć bo złego wyboru dokonał. Wszystkie jego pisma chcą się tłumaczyć Anabell.

M B Z S

wyjątkowy.

atem ,gdzie tkwi tajemnica jego osobowości? Skąd te zmiany w zachowaniu, skoro to kobiecie przypisuje się chwiejność i niestabilność? Pewnie się tego nigdy nie dowiemy, niemniej właśnie to uwielbiamy w naszych panach, i to nas do nich przyciąga. ą słodcy jak malinki w czerwcu, odważni i sprytni, zwłaszcza, kiedy próbują dorównać MacGyverowi. Bardzo zabawni, gdy próbują najpierw rozebrać daną rzecz na części pierwsze, a później złożyć. A już w ogóle wyraz twarzy mają bezcenny, jak na powrót daną rzecz złożą, z tym, że zostaje im w dłoniach kilka części, a ta rzecz działa… Wówczas można pokładać się ze śmiechu. kim dla mnie jest mężczyzna? To myśl krążąca cieniem drżącej nadziei, cięciwa słońca rozczesująca ziemię, łan zboża falującego na zagonie. To krajobraz wydziergany cichą melodią, noc przesiąknięta namiętnością, halny hulający nad smrekami. Jest powtórzonym słowem, strofą wiersza rozlanego na papier, wspomnieniem sięgającym poza granice czasu, poezją w wątłych dłoniach, sanktuarium kobiecego jestestwa. Drzewem dającym cień w upalne dni, przystanią spokoju, oazą bezpieczeństwa… Można tak pisać bez końca, ale najważniejsze jest to, że jest on drugą połówką jabłka.

A

strona: 60

ężczyzna, dla kobiety to głowa rodziny, pan domu, ojciec, brat, syn, mąż, złota rączka, etc. Jednym słowem filar płci pięknej. ywa kapryśny, niczym pogoda w marcu. Nieznośny jak małe dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę, ale i kochany, czuły, pomocny,

Przybiera tyle postaci- tyle masek zakładał, Nic to nie znaczy bo zaprawdę życia swego miłość utracił. W koralowych kwiatach we włosach kręconych W sukience jak kwiaty usiadła Anabell przy nim A on byt bezrozumny – a on niebyt i rozłam poszczególny. Wspomnień wszak ma bez liku sam godzien wspomnienia. Poruszył niebo i ziemię o od ponad dekady na Anabell czeka? Spotwarzył samego siebie – rzecz to osobliwa. Odszedł od Anabell oto rzeczywistość sędziwa. Miał ją na wyciągnięcie dłoni – jak chwyta się szczęście. Koniczynką czterolistną była- on śpiewa w piosence. Potwornie jest samotny i na los swój zasłużył. Poruszył niebo i sfery, układy oraz gwiazdy, Byleby mu wybaczyła lecz jest już po czasie. Taką winna być poezja prawdziwa- dzieło chcesz? Spisz życia swego autobiografię. 27.12. 2019.

Kasia Dominik Post scriptum do miłości Jesteś w moim ciele w mojej krwi w sercu, w myślach we mnie Wbrew logice nie mam już nic ani jednego słowa liczysz się tylko ty Idąc przez życie pragnę widzieć podwójny cień Nie przed, nie za, ale obok bo miłość to coś więcej niż czysta chemia

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

Nie od razu Kraków

Jak pewnie 2012.05.04 Poznań

dobrze wiesz jeż to też jest zwierz jeżyna żona jeża rzadko zwierza się obcemu choć jest uczuciowa że mąż oschły jakiś jest wciąż chadza nastroszony a wtedy nie podchodź do jeża jeśli szczęście będziesz miał a jeżyna lub też jeż będzie jadł a nie będzie spał akurat zapytać możesz jeża o co chcesz odpowie ci lub nie ten ów jeż

ESEJ

jeżu jeżu co też jesz jem jeżynę odrobinę tak odpowie tobie jeż zdziwisz się lub nie zdziwisz też żeś spotkał jeża lub jeżynę jego

Najwyższa poprzeczka Chcąc być poetą trzeba pragnąć być najlepszym z poetów. Po co się ograniczać? Tylko wówczas to ma sens. Nie oznacza to bynajmniej, że masz rzeczywiście być najlepszym spośród wszystkich poetów. To trochę nie to. Chodzi bowiem o to, byś ty był w swej poezji najlepszy z najlepszych. W takiej, jaką ty tworzysz. Abyś stał się niepowtarzalny. I aby to, co piszesz, było najwyższej próby. Byś włożył maksimum wysiłku i celowych ćwiczeń w to, by osiągnąć najlepsze, możliwe, dostępne dla ciebie na danym etapie twego rozwoju, efekty. Gdy piszesz wiersz, pisz go tak, by był najlepszym z twoich wierszy. Pisz go w najlepszy możliwy sposób. Włóż w jego pisanie całego siebie, wykorzystaj wszystkie swoje umiejętności do jego napisania. Słowem, gdy piszesz właśnie wiersz, twórz najlepszą do osiągnięcia przez ciebie poezję. Dzięki temu stawiasz sobie najwyższe wymagania. I dzięki temu twój kolejny wiersz ma szansę być jeszcze lepszym.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 61

Nie od razu zostaje się poetą. Przychodzi taki dzień, taka chwila, w której odkrywasz: to jest to. Taki moment, w którym postanawiasz: to właśnie chcę robić, temu zamierzam poświęcić swoje życie, w tym kierunku będę się rozwijać. Zakochałeś się w poezji i obrałeś ją, jako miłość swojego życia. Trzeba teraz czasu, aby poezja mogła ci się z nawiązką odwzajemnić. Musisz ją w sobie pielęgnować. Pierwszą rzeczą, jakiej potrzebujesz, rzeczą podstawową, jest czas. Musisz znaleźć czas na obcowanie z poezją. Musisz dać sobie także czas na wzrost. Czas na rozwój. Zrazu będzie ciężko i nieporadnie. Ani o czym, ani jak – nie masz pojęcia, jak się za pisanie poezji zabrać. A wszelkie próby wypadają zazwyczaj – co tu dużo mówić – mizernie. Niemniej, od czasu do czasu, trafi się i na tym etapie prawdziwa perełka. Tym cenniejsza, że nadać może ci nowego rozpędu. Zmobilizuje do dalszych wysiłków. Zachęci. Doda skrzydeł. Poderwie do lotu. Da potrzebnego kopa. Potrzebujesz czasu na doskonalenie swych umiejętności. I czasu, aby nowe umiejętności się w tobie mogły ugruntować. Nie stanie się to od razu. Istotne jest , aby się nie poddawać. Aby się nie zniechęcać. Aby sobie nie odpuszczać. Aby sobie nie folgować. Poetą nie stanie się nikt na drodze bezmyślnego składania słów. Można całe życie pisać i nie napisać niczego nie tylko wartościowego, ale i sensownego. Aby zostać poetą, trzeba się zaangażować. Pisać świadomie. Trzeba wniknąć w to swoje pisanie niejako od wewnątrz. Trzeba z tego swojego pisania wycisnąć siódme poty. Trzeba w każdym swoim wierszu dawać z siebie wszystko. Ważne jest też, aby swą poezję doskonalić regularnie. Nie ograniczać się do okolicznościowego pisania, ale pisać, na ile to możliwe, wręcz codziennie. A przynajmniej codziennie z poezja obcować. Codziennie nad poezją pracować. Trzeba też w tym swoim pisaniu nieustannie podnosić sobie poprzeczkę. Stawiać coraz to większe wymagania. Szukać nowych obszarów poetyckiej eksploracji. Udoskonalać to, co już się kiedyś napisało. Szlifować, aż do osiągnięcia wyśmienitości. Trzeba się całym sobą skupiać na pisaniu. Angażować, aż po czubki uszu. Podchodzić re leksyjnie, analitycznie, krytycznie. Poeta, by stać się Poetą przez duże P, potrzebuje stosownego intensywnego pisarskiego treningu. Musi się w swej poetyckości stać ekspertem. Mistrzem. To wówczas jego wiersze osiągną najwyższą klasę. Rozwój przychodzi z czasem. Trzeba nieustannie pozostawać świadomym, gdzie się aktualnie jest. W jakim miejscu. Na jakim etapie. Jaką drogę się już przebyło i jak daleko jest do jej końca. Ile się już w danej dziedzinie umie, a ile jeszcze będzie trzeba opanować. Wymaga to wykształcenia w sobie umiejętności spojrzenia na siebie z dystansu i bez emocji, szczerze i

obiektywnie. Niełatwo jest dostrzec własne ograniczenia i potrzeby tak, by móc potem nad nimi pracować. A wszystko to po to, aby być jeszcze lepszym poetą i pisać jeszcze doskonalsze, głębsze, bardziej przejmujące wiersze.


BEZ{KRES} — MAJ 2020 A.D.

strona: 62

ESEJ

Gdy siadasz do pisania, pogrąż się w nim całkowicie. Zatop się w pisaniu bez reszty. Odizoluj się od otoczenia. Otocz ciszą lub muzyką, która nie rozproszy, ale pomoże się na pisaniu skoncentrować. Nie pisz na pół gwizdka. Nie pisz byle jak. Nie pisz, aby tylko pisać. Daj z siebie wszystko. Swoje pisanie traktuj najpoważniej, jak tylko potrafisz. Jeśli pragniesz być poetą, nie ma miejsca ani czasu, aby pisać byle jak. Nie napiszesz wiersza, a co dopiero dobrego wiersza, o wyśmienitym nawet nie wspominając, jeśli twoje myśli błądzą gdzieś indziej. Potrzebujesz skupienia i koncentracji na swoim wierszu. Musisz się zaangażować w stu procentach w swój wiersz. Przyglądaj się swoim wierszom. Powracaj do nich. Zastanawiaj się nad nimi. Co chciałeś nimi wyrazić. Jak to zrobiłeś? Dlaczego? Możesz przyjrzeć się, jak dany temat przekuli w wiersz inni poeci. Po jakie środki sięgnęli. Jakich użyli słów? Jak je ze sobą wiązali? Jaką szli drogą? Co z ich warsztatu poetyckiego chciałbyś wykorzystać? I jak to zrobić? Co można w ten sposób osiągnąć? Jak i jaki napisać wiersz? Powracaj do swoich wierszy. Poprawiaj je. Przerabiaj. Pisz od nowa. Pisz inaczej. Pisz lepiej. Pisz ciekawiej. Pisz oszczędniej. Pisz szerzej. Pisz na tysięczne sposoby. Czytaj je. Czytając swoje wiersze możesz wczuć się w czytelnika. Odkryć, jak on go będzie doświadczał. Co zeń wyczyta. Jak go odczuje. Osobiście polecam czytanie na głos. Takie odczytywanie swoich wierszy pozwala tworzyć tysięczne ich warianty i poszukiwać tego najlepszego, najdoskonalszego zestawu słów, które nadadzą wierszowi jego ostateczny kształt.

O A

O

W O

D

bserwacje, jakie poczyniłam w ostatnim czasie, bserwując ich zachowanie i wsłuchując w to, co dotyczących relacji damsko-męskich, są mają do powiedzenia, zauważyłam ponadto, że niezwykle pouczające. Dlatego chciałam się na wskroś bywają bezpośredni, co jest częstym podzielić także spostrzeżeniami na temat „eksploatacji” powodem do kłótni. Nie umieją, bądź nie chcą wziąć mężczyzn. przykładu z wrodzonej dyplomacji kobiet, która wręcz by rozszyfrować skomplikowany język instrukcji zakazuje mówić o pewnych rzeczach bez ogródek. I tu jest „obsługi” panów, musiałam się wysilić. Może kolejne zarzewie do głośnej wymiany zdań na linii damskodlatego, że będąc kobietą, rozumiem płeć piękną. męskiej. Albowiem nie lubimy, gdy niewrażliwy na relację i Inaczej jest z tą „przeciwną”, pomimo, że „my” – płeć piękna – uczucia mężczyzna, wyraża wprost opinie, bądź, co gorsza uważamy się za specjalistki od męskiej psychiki, odkrywania i krytykę. Niejednokrotnie raniąc nas i nie zdając sobie z tego sprawy. Oj, to naprawdę może doprowadzić do „białej rozpoznawania prawdziwych intencji. yciągnąwszy wnioski z „wizji lokalnej”, gorączki”. Podobnie zresztą jak męska potrzeba niepojęta jest dla mnie ciągła rywalizacja niezależności. a się zauważyć, a przy tym i odczuć, że „facet” między panami, którzy kochają ten musi od czasu do czasu się oddalić, zamknąć w „ekstremalny sport”. Po co o wszystko konkurować? Nie lepiej „swojej jaskini”, co, de facto, dla nas kobiet jest współpracować? niezrozumiałe. Gdy mamy problem potrzebujemy relacji i tóż według nich NIE. Mają to w genach, są zaprogramowani na „walkę” – normalnie jak bliskości, a mężczyźni przeciwnie. Takie „wyizolowane” jaskiniowcy… (proszę drodzy panowie nie zachowanie jest ich sposobem na odreagowanie stresu, sytuacji, bądź „naładowaniem obrażajcie się, ale sami przyznacie, że życie bez rywalizacji przeanalizowaniem akumulatorów”. Ale… dlaczego trwa to niejednokrotnie kilka jest dla was wegetacją). Aby nieco usprawiedliwić takowe zachowanie, nadmienię, że współzawodnictwo samo w sobie dni, a nawet tygodni. epiej wtulić się w raniona kochanej osoby i wraz z jest doskonałą metodą radzenia sobie ze stresem i agresją. nią pomilczeć! To o wiele przyjemniejsze, aniżeli Niejako wyładowaniem złej energii, a dzięki temu odzyskaniu ciemna „jaskinia” pełna pajęczyn niedomówień, duchowego spokoju. Jednak czasami warto „wrzucić na luz” i zakamarków skrywających urazy, bądź zimnych spojrzeń ślepi po porostu odpuścić. iebywale ciekawe jest też zjawisko przekonania o czyhającej na swoją ofiarę zwierzyny. zy udało mi się zaobserwować wszystkie swojej „męskiej racji”. Nie lubią przyznawać się zachowania płci przeciwnej? Jasne, że nie. do porażek i błędów. To hańba i ujma dla ich Niemniej każda obserwacja przybliża mnie do rodu. Wolą być postrzegani, jako symbol mądrości, męstwa i wnikliwszego poznania natury mężczyzn, bez których świat odwagi. Co zresztą afirmują na każdym kroku. byłby nudny, bo komu byśmy dokuczały?! zkoda, że nie dzieje się tak z wyrażaniem uczuć. To dla nich nie lada problem, gdyż hołdują, zresztą błędnie, niedorzecznej zasadzie – mężczyzna musi być twardy i niezwyciężony. Bzdura…

N S

L C

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


Leszek Lisiecki Koncert moje ręce chcą błądzić plątaniną ścieżek które rozkosz wyznacza twego ciała drżeniem moje usta chcą szukać miejsc tajemnych w wierze że każde ich odkrycie obdarzysz westchnieniem chcę by me wszystkie zmysły miłością zmącone twej kobiecości siły zachłannie spragnione zapadły w otchłań doznań cudnie przestraszone że szare barwy świata są dla nich stracone własną symfonię pieszczot chcę grać na twej skórze upajając się brzmieniem niesłyszalnych dźwięków i przeciągać muzyki tej chwile jak najdłużej pragnę a melodia ta pełna czaru wdzięku

Leszek Lisiecki Kołysanka dla Bartka śpij nasz synku śnij sny swoje boś znużony dziennym trudem my czuwamy tu we dwoje nad swym czteroletnim cudem kołysanek mamy słuchasz śmiesznie trzymasz w buzi palec czujnie łowisz szept tatusia nasz kochany fajny malec śpij więc synku śnij sny swoje mama głaszcze twoje włoski i odpędza niepokoje czteroletnie ważne troski

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


"Bezkres" FB: red. naczelny

"Bezkres" Redakcja pisma

"Bezkres" Info dla Autorów

"Bezkres" wsparcie finansowe

Temat przewdni kolejnego numeru:

"Bezkres" FB: strona pisma

"Bezkres" czytelnia pisma

DZIECKO

"Bezkres" aktualny numer

"Bezkres" WWW

Zostań naszym patronem — wspieraj Bezkres p a t r o n i t e . p l / b e z k r e s - p i s m o

BEZ{KRES }

P IS MO LI T ERACKO -AR T YS T YCZNE Wydawca:

Adam Grzelązka Wydawnictwo DOBROTA 61-064 Poznań Żelazna 18B/13

Drukarnia:

Perfekt Gaul i Wspólnicy sp.j ul. Skórzewska 63 60-185 Skórzewo

Adres redakcji:

61-064 Poznań Żelazna 18B/13

Redaktor naczelny:

Adam Gabriel Grzelązka

Zespół redakcyjny:

Beata Śliwka Hanna Krugiełka Izabela Bazydło Izabela Kasprowicz-Żmuda Katarzyna Dominik Mariusz Żmuda Przemysław Zarychta Radosław Marcin Bartz

e-ISSN 2685-038x ISSN 2685-0381 Nakład: 50 egz. DTP:

AGG

Grafika:

www.vecteezy.com

E-Mail Redakcji:

redakcja@bezkres-pismo.pl

SKLEP: WWW: FB:

tiny.pl/t495d bezkres-pismo.pl tiny.pl/tj8wc

Redakcja przyjmuje materiały do publikacji w plikach tekstowych: PDF, RTF, DOC, DOCX oraz ODT i TXT. Przyjmujemy materiały wyłacznie w postaci elektronicznej. Prace graficzne w plikach JPEG i PNG (grafiki muszą być przekonwertowane do odcieni szarości). Przesłanie pracy na adres redakcyjny BEZKRES.PISMO@GMAIL.COM oznacza, że jesteś autorem nadesłanej pracy oraz wyrażasz zgodnę na jej nieodpłatną publikację w naszym piśmie oraz dziełach pochodnych w formie elektronicznej i drukowanej. Zastrzegamy sobie prawo redagowania i skracania oraz adjustacji literackiej nadsyłanych materiałów. Autorzy prac publikowanych zostaną o tym fakcie poinformowani drogą mailową.

Poglądy i opinie autorów drukowanych prac nie muszą odzwierciedlać punktu widzenia redakcji. Przyjmujemy do druku: * opowiadania, nowele * poezję (wiersze, poematy, fraszki) * aforyzmy * publicystykę (eseje, felietony itd.) * prace graficzne (rysunki, komiksy) - czarno-białe. * recenzje, polemiki * fragmenty powieści i dramatów Nadesłane prace literackie powinny być pisane poprawną polszczyzną oraz wolne od błędów ortograficznych i interpunkcyjnych. Istnieje możliwość wydania własnej książki, plakatu czy arkusza poetyckiego w ramach Biblioteki Bezkresu zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy z redakcją.

Stali współpracownicy:

Agnieška Masalytė Bożena Helena Mazur-Nowak Grażyna Werner Izabella Teresa Kostka Małgorzata Fabrycy Olga Lalić-Krowicka

Rysownik: Zdjęcia: Okładka:

Maciej Marian Jedliński Leszek Lisiecki Zofia Meler

© Copyright by BEZKRES - 2020 A.D.— Wszelkie prawa zastrzeżone


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.