Tomasz Łychowski
Skrzydła Asas
Skrzydła Asas
pod redakcją Jerzego Mazurka W serii ukazały się: Fernando Pessoa MENSAGEM / PRZESŁANIE Tomasz Łychowski ENCONTROS / SPOTKANIA Andrzej Grabia Jałbrzykowski GAWĘDY O KRAJACH I LUDZIACH INTYMNOŚĆ I INNE SFERY – antologia opowiadań brazylijskich SZTUKA AZULEJOS W PORTUGALII opracowanie zbiorowe REESCRITURA E INTERTEXTUALIDAD LITERATURACULTURAHISTORIA
Estudios coordinados por Urszula Aszyk Edyta Waluch-de la Torre PREPOSICIONES ESPACIALES EN ESPAÑOL, PORTUGUÉS Y POLACO: TEORÍA Y EVOLUCIÓN Mia Couto NASZYJNIK Z OPOWIADAŃ
Tomasz Łychowski
Skrzydła Asas
Przedmowa/Prefácio Aleksander Fiut
Warszawa/Varsóvia 2008
© Copyright by Tomasz Łychowski. All rights reserved. Projekt okładki / Projeto da capa – Paweł Wolski Korekta / Correção linguística – Zuzanna Jakubowska Skład i łamanie / Composição gráfica Paweł Wolski; e-mail: pawel@firstgroup.net.pl Druk i oprawa / Impressão e encadernação First Group; e-mail: info@firstgroup.net.pl Przekład na język portugalski / Tradução para o português Isabella i Tomasz Łychowscy (Rio de Janeiro) Przegląd tekstu polskiego / Revisão da versão polonesa Henryk Siewierski (Brasília) Przegląd tekstu portugalskiego / Revisão da versão em portugês Célia Maria Dias de Carvalho (Rio de Janeiro) Wydawcy / Editores Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego ul. Oboźna 8, 00-927 Warszawa tel. (022) 552 04 29; (022) 552 06 83; tel./fax (022) 828 29 62 www.iberystyka-uw.home.pl; e-mail: iber@uw.edu.pl ISBN 978-83-60875-28-5 Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego Al. Wilanowska 204, 02-730 Warszawa tel./fax: (0-22) 843 38 76, 843 78 73 www.mhprl.pl; e-mail: j.mazurek@mhprl.pl ISBN 978-83-60093-51-1
Moim Rodzicom Para os meus pais
Przedmowa Dość nierzeczywistych win Tomasz Łychowski Czym jest ten tomik wierszy? Zbiorem lirycznych zapisków z codzienności? Raptularzem nagłych olśnień? Ukrytym pamiętnikiem, mrocznej nieraz i tragicznej przeszłości? Poematem, czy zaledwie szkicem do niego? Wszystkim tym po trosze. Znaleźć w nim bowiem można notatki kreślone na gorąco, w ściśle określonym miejscu i czasie. A ich rozpiętość jest niezwykła, skoro sąsiadują ze sobą nie tylko rozmaite wsie i miasta, ulice i kraje, ale nawet kontynenty. Autor tych spostrzeżeń, zaklętych w bezpretensjonalną mowę wiązaną, równie dobrze może kosić trawę w polskiej wiosce, przemierzać warszawski Nowy Świat czy krakowski Kazimierz, jak oglądać poranek w Cabo Frio czy przyglądać się współczująco nędzarzom na ulicach Copacabana. W jego sposobie reagowania na zmieniającą się nieustannie, zaskakująco, nie do poznania i przewidzenia rzeczywistość uderza wpierw potrzeba utrwalenia umykających doznań i spostrzeżeń. Wciąż zadaje sobie pytanie: „Jak utrwalić tę chwilę, by nie uciekła bezpowrotnie?”. A jakby barwnym, wibrującym ucieleśnieniem umykającej chwili staje się koliber, który to zbliża się, to oddala od kielicha kwiatu. Poeta przecież nie ogranicza się do notowania wrażeń. W Kosowicach szuka odpowiedzi na pytanie, „Jak oddycha polska wieś”. Spacerując po Nowym Świecie, nie tylko zachwyca się urodą ulicy, ale także kamienia brukowego, przypadkowego gołębia, nawet zeschłego liścia, które „są piękne, bo są tylko sobą”. Kiedy zwiedza wpierw kościół franciszkanów w Krakowie, z witrażami Wyspiańskiego, a potem Kazimierską synagogę, odnosi „wrażenie, że wszystko jest blisko” – bo w istocie blisko są – tak często ze sobą skłócone – religie, 7
obyczaje i style, zamierzchłe czasy i współczesność, sztuka świecka i sztuka sakralna. W Rio de Janeiro zadaje sobie i nam pytanie, co tamci nędzarze „mają wspólnego poza ulicami Copacabana?”. W Cabo Frio doznaje bliskości czyjegoś serca, ale też myśli o teraźniejszości co wszystko na nowo wskrzesza która tworzy przyszłość tego, co się już nie wydarzy Odwiedzane miejsca nie zawsze jednak budzą zachwyt ulotną urodą istnienia, doznaniem złożoności przeszłych dziejów, refleksją o zagadkowości i nieprzejrzystości ludzkiej egzystencji. Nieraz dotykają bolesnych ran. Jak w Auschwitz, gdzie przebywał ojciec poety. Stąpanie po „Zbiorowym Grobowcu” nieoczekiwanie sprawia, że ojciec staje się „jeszcze bliższy”. Podobnie notatka z dziennika więźniarki na Pawiaku wywołuje z pamięci postać matki, rodowitej Niemki, która wbrew aresztowaniu, znęcaniu się nad nią na Alei Szucha i napiętnowaniu pozostała wierna swojemu mężowi, Polakowi, i kiedy siedział w obozie koncentracyjnym, posyłała mu paczki z żywnością. Pora zadać pytanie: Jeśli Skrzydła dają się odczytać jako poemat, to co jest jego przedmiotem i osią konstrukcyjną? W Spotkaniach był nią czas, tutaj najwyraźniej dominuje przestrzeń: bliska i daleka, doznawana bezpośrednio i przywoływana wspomnieniem, ziemska i metafizyczna. Odległość dzieląca różne miejsca okazuje się iluzoryczna, skoro można rozmawiać przez telefon z przyjacielem zza oceanu; na mniej niż półkilometrowym moście, łączącym Warszawę z Pragą, przypomina się autorowi przeszło czternastokilometrowy most pomiędzy Rio de Janeiro i Niterói – a, jak powiada, i jeden, i drugi most jest przekroczyć czasem trudniej, czasem łatwiej. Okazuje się w końcu, że „Ziemia” jest „niejedna”. „Ta, co za syna cię przybrała i ta, co się w tobie odzywa echem przodków”. Ale przestrzeń rozpościera się nie tylko horyzontalnie, daje się zmierzyć ilością przebytych kilometrów i przeżytych chwil, lecz także bliskością tego, 8
co wydaje się nieosiągalne. Dlatego, nie wstydząc się dziecka w sobie, ze zdumiewającą bezpośredniością, poeta pragnie się podzielić chwilą zachwytu z Dzieciątkiem – chce mianowicie umieścić wiewiórkę w Żłobku, „by Jezusek kochany także się nacieszył”. Dlatego niewierny Tomasz (bliskość imienia apostoła i Autora nie jest chyba przypadkowa) przemawia także w naszym imieniu: Do dziś mają do niego pretensje że nie uwierzył a przecież mogliby też nie uwierzyć Zapominają o jego samotnym smutku że to on za nas wszystkich powiedział: „Pan mój i Bóg mój!” Ostatecznie wędrówka w przestrzeni staje się dla poety – z perspektywy długiego życia – ponownym odkryciem osobliwości własnej genealogii i przedziwnych kolei losu, który przypadł mu w udziale, a który przyjmuje ze zdumiewającym zrozumieniem i pokorą. Mówiąc inaczej: jest jeszcze jednym pytaniem o własną tożsamość i wyroki przeznaczenia czy też Opatrzności. Dlatego na koniec zadaje pytanie, które podważa nie tylko uproszczone metody identyfikacji, ale też modną obecnie political correctness: Jaka moja w tym wina – urodzony w Angoli – że nie jestem czarny? Zaadoptowany przez Brazylię że jestem gringo? Jaka wina? 9
Że jestem synem Niemki w Polsce Polaka w Niemczech? (…) Dość nierzeczywistych win! Czy nie wystarczą te prawdziwe?
Aleksander Fiut Kraków, luty 2008
10
Prefácio Chega de falsas culpas Tomasz Łychowski De que trata este livro de poemas? Uma coletânea de registros líricos do cotidiano? Anotações de deslumbramentos repentinos? Um diário disfarçado do passado sombrio e, às vezes, trágico? Um poema, ou apenas o seu esboço? Tudo isso um pouco. Pois nele podemos encontrar anotações instantâneas, feitas ao vivo num determinado tempo e espaço. E a sua amplitude é incomum, pois nelas convivem em mútua vizinhança várias aldeias e cidades, ruas e países, e até mesmo continentes. O autor dessas observações expressas numa linguagem poética despretensiosa pode tanto estar capinando numa aldeia polonesa, como caminhando pela rua Nowy Świat em Varsóvia, ou pelo bairro Kazimierz em Cracóvia; ou admirando o nascer do sol em Cabo Frio, ou lançando um olhar compassivo aos mendigos nas ruas de Copacabana. Em sua maneira de enfrentar a realidade, que muda sem cessar, de modo inesperado, misteriosa e imprevisível, nota-se primeiramente a necessidade de registrar as experiências e as observações que ameaçam escapar. Todo o tempo ele pergunta: “Como perpetuar esse instante para que não escape para sempre?” Então como uma encarnação colorida e vibrante desse instante fugidio, surge, um beija-flor, com o seu vai-e-vem, ora se aproximando, ora se afastando do cálice da flor. O poeta não se limita a registrar impressões. Em Kosowice ele procura resposta à pergunta “Como respira a aldeia polonesa”. Caminhando pela rua Nowy Świat, não apenas se encanta com a beleza da rua, mas também com a da pedra da calçada, com a pomba que aparece de repente, até com a folha 11
seca, coisas que “são belas porque são apenas elas mesmas”. Quando visita a igreja dos franciscanos em Cracóvia com os vitrais de Wyspiański, e depois a sinagoga em Kazimierz, tem “aquela impressão de que tudo está muito próximo” – pois, na realidade, estão próximos – tantas vezes em conflito – religiões, costumes e estilos, os tempos antigos e a contemporaneidade, a arte leiga e a arte sacra. No Rio de Janeiro ele se pergunta – e pergunta a nós – o que aqueles miseráveis “têm em comum além das ruas de Copacabana?” Em Cabo Frio, ele percebe a proximidade de um coração, mas também encara o presente que tudo revive que cria o futuro do que não acontecerá mais No entanto, os lugares visitados nem sempre encantam com a beleza fugidia do existir, com a complexidade do que já passou, com a reflexão sobre os enigmas e as incertezas da existência humana. Por vezes, esses lugares tocam em feridas. Como em Auschwitz, onde esteve o pai do poeta. O pisar no “Túmulo Coletivo” faz com que, de modo inesperado, o pai se torne “mais próximo ainda”. Do mesmo modo, um trecho do diário de uma prisioneira de Pawiak evoca a sua mãe, alemã de nascimento, que, apesar de presa, maltratada e estigmatizada pela SS, permaneceu fiel ao seu marido polonês. Quando ele foi enviado para o campo de concentração, ela mandava-lhe pacotes com mantimentos. Está na hora de perguntar: se podemos ler Asas como um poema, qual seria então o seu conteúdo e qual o eixo de sua construção? Em Encontros foi o tempo, aqui domina claramente o espaço: o espaço próximo e distante, vivenciado diretamente e evocado pela recordação, a terrena e a metaf ísica. A distância que separa vários lugares revela-se ilusória, já que podemos conversar pelo telefone com o amigo do além do oceano; na ponte de menos de meio quilômetro que liga o centro de Varsóvia com o bairro de Praga, o autor 12
se lembra de uma outra ponte, de mais de quatorze quilômetros, que liga o Rio de Janeiro a Niterói – mas, como diz, tanto uma como a outra são, às vezes mais dif ícil, às vezes mais fácil de cruzar. Transparece, por fim, que a “Terra” não é apenas “uma”. “A que por filho te adotou e aquela em que ecoam os teus antepassados”. Todavia, o espaço se estende não só horizontalmente. Ele pode ser medido não só conforme os quilômetros percorridos e os instantes vividos, mas também conforme a proximidade daquilo que parece inatingível. Por isso, não se envergonhando da criança dentro de si, de forma espantosamente direta, o poeta deseja compartilhar um instante de enlevo com o Menino – e eis que pretende colocar um esquilo no Presépio “para que ele dê ao menino Jesus a mesma alegria”. Por isso, Tomé, o incrédulo (a semelhança do nome do Apóstolo e do autor talvez não seja mera coincidência), fala também em nosso nome: Até hoje o recriminam por não ter acreditado esquecem que eles também poderiam não ter acreditado esquecem a sua solitária tristeza que foi ele que por todos nós dissera Meu Senhor e meu Deus! Finalmente, a peregrinação pelo espaço torna-se para o poeta – da perspectiva de uma longa vida – uma redescoberta da singularidade de sua genealogia e do estranho destino que lhe coube, o qual aceita com espantosa compreensão e humildade. Em outras palavras: ele próprio é mais uma indagação sobre a sua identidade e os caminhos do destino ou da Divina Providência. Por isso, por fim, faz mais uma pergunta que questiona não só os métodos simplistas de definição da identidade, mas também a tão em voga political correctness:
13
Que culpa tenho eu – nascido em Angola – de não ser negro? Adotado pelo Brasil de ser gringo? Que culpa? De ser filho de alemã na Polônia de polonês na Alemanha? (…) Chega de falsas culpas! Já não bastam as verdadeiras?
Aleksander Fiut Cracóvia, fevereiro 2008
Tradução para o português: Henryk Siewierski Brasília
14